- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Sro Lis 26, 2014 3:10 am
Kiedy dziewczyna wycelowała różdżką w jego twarz otworzył szeroko oczy i cofnął się trochę do tyłu. Jakoś nie widziało mu się to aby dziewczyna majstrowała za pomocą magii przy jego twarzy, ale w sumie musiał jej zaufać. Nie widziało mu się paradować z wielkim zadrapaniem na twarzy, bo wtedy nie uniknął by zbędnych pytań nauczycieli w co takiego się znowu wpakował. Dlatego też pozwolił jej wyszeptać zaklęcie które od razu przyniosło mu ulgę.
-Eeeee tam... siniaki nie są takie straszne- Można było je jakoś zasłonić, ukryć przed światem, takich otwartych ran nie bardzo.
Słuchał uważnie tego co mówi dziewczyna. Padły słowa które brzmiały znajomo... kiedy on powiedział coś takiego. Chyba w skrzydle szpitalnym, kiedy przyszedł z tym swoim przeziębieniem. Teraz wiedział, że wtedy palnął głupotę nad którą się nawet nie zastanowił.
-Pytałaś się mnie kiedyś co się wydarzyło w moim życiu...- Odłożył kawałek paszteciku na talerz. Odwrócił się do dziewczyny tak aby mieć z nią kontakt wzrokowy. Pod stołem ścisnął lekko jej rękę.
-Mój ojciec to alkoholik który doprowadził do samobójstwa mojej matki. A potem ja byłem jego ofiarą. Miałem przyjaciół... najwspanialszych ludzi jakich poznałem. Przyszła też miłość która była dla mnie wszystkim. Wpakowaliśmy się w problemy z innymi uczniami. Gdybyśmy przystali na ich wyzwanie wszyscy byśmy zostali wywaleni ze szkoły. Więc na prośbę jednego poszedłem załagodzić całą sprawę. Nie przewidziałem jednej ofiary...- Urwał i zacisnął mocniej jej dłoń.
-Ta jedna tak droga mi osoba przez moją głupotę ucierpiała. A potem przyjąłem całą winę na siebię i dlatego wyleciałem ze szkoły- Opisał to wszystko bardzo ogólnikowo, nie chciał się rozdrabniać się nad tą historią bo już nie było nad czym.
-Jeszcze nie rozumiesz. Wtedy się poddałem, wolałem patrzeć jak giną osoby które powinienem był chronić, powinienem był o nie walczyć. Nie mam najmniejszego zamiaru popełnić tego samego błędu z tobą. Twojej wieży mogą chronić smoki i jeszcze wszystkie najstraszniejsze potwory jakie znają czarodzieje. Może to być twój ojciec, ja się nie poddam. Nie pozwolę aby jakiś czystokriwsty laluś zniszczył w tobie to co jest najpiękniejsze, a taka przyszłość cię czeka jeżeli na to się zgodzisz- Doskonale o tym wiedział, jeżeli będzie potraktowana jako rodzicielka czystokrwistego potomka ta Neve która była mu tak bliska po prostu zginie. Nie chciał, nie mógł na to pozwolić.
-Nie pozwolę aby ktoś ciebie skrzywdził, nawet jeżeli by to oznaczało kolejne rany na mojej duszy- Wyszeptał. Nie chciał aby inni słyszeli o czym rozmawiali. Najbardziej zależało mu aby te słowa dotarły do samego serca dziewczyny i rozpuściły resztki lodu. Królowa Śniegu nie była złą wiedźmą, brakowało jej po prostu trochę ciepła, miłości. Zamrażała wszystko dookoła bo była w wielkiej rozpaczy. Liczyła, że ktoś jej poda rękę i stopi te lodowe figury które sobie stworzyła.
-Eeeee tam... siniaki nie są takie straszne- Można było je jakoś zasłonić, ukryć przed światem, takich otwartych ran nie bardzo.
Słuchał uważnie tego co mówi dziewczyna. Padły słowa które brzmiały znajomo... kiedy on powiedział coś takiego. Chyba w skrzydle szpitalnym, kiedy przyszedł z tym swoim przeziębieniem. Teraz wiedział, że wtedy palnął głupotę nad którą się nawet nie zastanowił.
-Pytałaś się mnie kiedyś co się wydarzyło w moim życiu...- Odłożył kawałek paszteciku na talerz. Odwrócił się do dziewczyny tak aby mieć z nią kontakt wzrokowy. Pod stołem ścisnął lekko jej rękę.
-Mój ojciec to alkoholik który doprowadził do samobójstwa mojej matki. A potem ja byłem jego ofiarą. Miałem przyjaciół... najwspanialszych ludzi jakich poznałem. Przyszła też miłość która była dla mnie wszystkim. Wpakowaliśmy się w problemy z innymi uczniami. Gdybyśmy przystali na ich wyzwanie wszyscy byśmy zostali wywaleni ze szkoły. Więc na prośbę jednego poszedłem załagodzić całą sprawę. Nie przewidziałem jednej ofiary...- Urwał i zacisnął mocniej jej dłoń.
-Ta jedna tak droga mi osoba przez moją głupotę ucierpiała. A potem przyjąłem całą winę na siebię i dlatego wyleciałem ze szkoły- Opisał to wszystko bardzo ogólnikowo, nie chciał się rozdrabniać się nad tą historią bo już nie było nad czym.
-Jeszcze nie rozumiesz. Wtedy się poddałem, wolałem patrzeć jak giną osoby które powinienem był chronić, powinienem był o nie walczyć. Nie mam najmniejszego zamiaru popełnić tego samego błędu z tobą. Twojej wieży mogą chronić smoki i jeszcze wszystkie najstraszniejsze potwory jakie znają czarodzieje. Może to być twój ojciec, ja się nie poddam. Nie pozwolę aby jakiś czystokriwsty laluś zniszczył w tobie to co jest najpiękniejsze, a taka przyszłość cię czeka jeżeli na to się zgodzisz- Doskonale o tym wiedział, jeżeli będzie potraktowana jako rodzicielka czystokrwistego potomka ta Neve która była mu tak bliska po prostu zginie. Nie chciał, nie mógł na to pozwolić.
-Nie pozwolę aby ktoś ciebie skrzywdził, nawet jeżeli by to oznaczało kolejne rany na mojej duszy- Wyszeptał. Nie chciał aby inni słyszeli o czym rozmawiali. Najbardziej zależało mu aby te słowa dotarły do samego serca dziewczyny i rozpuściły resztki lodu. Królowa Śniegu nie była złą wiedźmą, brakowało jej po prostu trochę ciepła, miłości. Zamrażała wszystko dookoła bo była w wielkiej rozpaczy. Liczyła, że ktoś jej poda rękę i stopi te lodowe figury które sobie stworzyła.
- Neve Collins
Re: Stół Puchonów
Sro Lis 26, 2014 3:38 am
Na krótką chwilę zatrzymała się, kiedy się odsunął, dając mu parę sekund - zaufanie nie było czymś, co oferowało się od razu we wszystkich sferach, zwłaszcza dla kogoś, kto tak często pakował się w tarapaty, jak on i przeciwko komu różdżki wyciągano nazbyt często - tym nie mniej teraz opłacił się ten skrawek wiary w to, że akurat ta osoba nic ci nie zrobi, czyż nie, Takano? Nie została nawet blizna, a siniaki same zejdą, pozostając jedynie we wspomnieniu, no ale co znaczą takie wspomnienia, w których potem można było złapać kogoś w ramiona i przytulić do siebie, zabrać go do Sali i wypić z nim czekoladę? Czy ta walka naprawdę była taka zła, skoro miała swój sens?
- Nie, nie są... - Odpowiedziała z uśmiechem, spoglądając na niego i uniosła puchar do warg, by wypić kolejny łyk. Jastrząb siedzący obok swej pani postanowił zdradzić ją na rzecz jedzenia, którym zajmował się Kyohei, i przeleciał nad stołem, aby przykolegować się do chłopaka i zająć miejsce bliżej niego, a konkretnie - na nim, zasiadając na jego barku, by zaskrzeczeć mu do ucha - zapewne gdyby Kyohei rozumiał język jastrzębi, mógłby to przetłumaczyć jako: daj żreć.
Słuchała uważnie jego słów, przypominając sobie wszystko, co powiedział jej do tej pory - tak, to, co powiedział, być może nie było najrozsądniejsze, ale chyba niewiele zmieniało w gruncie rzeczy, ponieważ Wiedźma nie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie - dobrze, że chciał bronić samego siebie, to znaczyło, że ma jeszcze wolę walki i że może podnieść się z popiołów, jeśli tylko się mu pomoże.
Neve była dostatecznie silna, by tą pomoc oferować i żeby samej nie upaść.
Obróciła się w jego kierunku, szeroko rozwierając powieki, rumieńce wstąpiły na jej twarz, delikatne, bo delikatne, skrywające się pod tymi, które wywołało zimno, zaczerwieniając nawet czubek jej nosa - na szczęście ogrzała się już dostatecznie bardzo z wrażeniem, że całe to ciepło nie płynie z temperatury wokół, tylko z dłoni, która ściskała jej palce i który to uścisk ona odwzajemniła.
- Przez Ciebie zaraz znowu się rozpłaczę. - Bąknęła, burmusząc się, a rumieńce ciągle przybierały na sile... i zaraz skoczyła na niego, nie puszczając jednak jego dłoni - drugą rękę owinęła wokół jego szyi - oto i twój Upadły Anioł, Neve.
Gdybyś teraz spojrzała w tamto zwierciadło z opuszczonego pomieszczenia, z pewnością zobaczyłabyś coś zgoła innego, mając teraz już marzenie, mając wiarę, mając uczucia, które poznawała coraz to głębiej i głębiej.
- Głupek. - Wyszeptała mu do ucha. - Czyli zobaczymy Wielkie Oko Londynu i zagramy w biljard? - Chyba źle zapamiętała tą dziwną, obcą nazwę...
- Nie, nie są... - Odpowiedziała z uśmiechem, spoglądając na niego i uniosła puchar do warg, by wypić kolejny łyk. Jastrząb siedzący obok swej pani postanowił zdradzić ją na rzecz jedzenia, którym zajmował się Kyohei, i przeleciał nad stołem, aby przykolegować się do chłopaka i zająć miejsce bliżej niego, a konkretnie - na nim, zasiadając na jego barku, by zaskrzeczeć mu do ucha - zapewne gdyby Kyohei rozumiał język jastrzębi, mógłby to przetłumaczyć jako: daj żreć.
Słuchała uważnie jego słów, przypominając sobie wszystko, co powiedział jej do tej pory - tak, to, co powiedział, być może nie było najrozsądniejsze, ale chyba niewiele zmieniało w gruncie rzeczy, ponieważ Wiedźma nie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie - dobrze, że chciał bronić samego siebie, to znaczyło, że ma jeszcze wolę walki i że może podnieść się z popiołów, jeśli tylko się mu pomoże.
Neve była dostatecznie silna, by tą pomoc oferować i żeby samej nie upaść.
Obróciła się w jego kierunku, szeroko rozwierając powieki, rumieńce wstąpiły na jej twarz, delikatne, bo delikatne, skrywające się pod tymi, które wywołało zimno, zaczerwieniając nawet czubek jej nosa - na szczęście ogrzała się już dostatecznie bardzo z wrażeniem, że całe to ciepło nie płynie z temperatury wokół, tylko z dłoni, która ściskała jej palce i który to uścisk ona odwzajemniła.
- Przez Ciebie zaraz znowu się rozpłaczę. - Bąknęła, burmusząc się, a rumieńce ciągle przybierały na sile... i zaraz skoczyła na niego, nie puszczając jednak jego dłoni - drugą rękę owinęła wokół jego szyi - oto i twój Upadły Anioł, Neve.
Gdybyś teraz spojrzała w tamto zwierciadło z opuszczonego pomieszczenia, z pewnością zobaczyłabyś coś zgoła innego, mając teraz już marzenie, mając wiarę, mając uczucia, które poznawała coraz to głębiej i głębiej.
- Głupek. - Wyszeptała mu do ucha. - Czyli zobaczymy Wielkie Oko Londynu i zagramy w biljard? - Chyba źle zapamiętała tą dziwną, obcą nazwę...
- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Sro Lis 26, 2014 4:03 am
Jeżeli mam być szczera... Kyo tak naprawdę nie wierzył w to, że te słowa podziałają. Ale kiedy dziewczyna tak nagle się na niego rzuciła otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Pierwszy raz udało mu się coś osiągnąć tylko samymi słowami. Ptaszek który aktualnie siedział na jego ramieniu wzbił się w powietrze kiedy ciało chłopaka niebezpiecznie odchyliło się do tyłu. Objął delikatnie dziewczynę w pasie i musnął swoimi ustami jej szyję. Od razu w nozdrza uderzył go ten charakterystyczny zapach dziewczyny który sprawiał, że wszystkie jego zmysły zaczęły wariować.
-Może i jestem głupkiem, ale przynajmniej twoim głupkiem- Wyszeptał jej do ucha. Jego druga ręką powędrowała na jej białe włosy które oczywiście jak zwykle były tak mękkie niczym najlepsza pościel jaką chłopak mógł sobie tylko wyobrazić. Uśmiechnął się lekko kiedy dziewczyna przekręciła nazwę tej gry mugolskiej o której jej wspominał ostatnio.
-Tak... obiecałem a ja nie łamię danego słowa- Pod tym względem chłopak był naprawdę pewny. Jeżeli coś obiecał nie było opcji aby się z tego wykpił.
Odsunął trochę dziewczynę od siebie i popatrzył w jej fiołkowe oczy.
-Jesteś dla mnie naprawdę kimś bardzo ważnym. I jesteś warta poniesienia każdej straty.- Pogładził kciukiem jej policzek po czym złożył delikatny pocałunek na jej małym, zgrabnym nosku.
-Może i jestem głupkiem, ale przynajmniej twoim głupkiem- Wyszeptał jej do ucha. Jego druga ręką powędrowała na jej białe włosy które oczywiście jak zwykle były tak mękkie niczym najlepsza pościel jaką chłopak mógł sobie tylko wyobrazić. Uśmiechnął się lekko kiedy dziewczyna przekręciła nazwę tej gry mugolskiej o której jej wspominał ostatnio.
-Tak... obiecałem a ja nie łamię danego słowa- Pod tym względem chłopak był naprawdę pewny. Jeżeli coś obiecał nie było opcji aby się z tego wykpił.
Odsunął trochę dziewczynę od siebie i popatrzył w jej fiołkowe oczy.
-Jesteś dla mnie naprawdę kimś bardzo ważnym. I jesteś warta poniesienia każdej straty.- Pogładził kciukiem jej policzek po czym złożył delikatny pocałunek na jej małym, zgrabnym nosku.
- Neve Collins
Re: Stół Puchonów
Sro Lis 26, 2014 4:26 am
Co za słowa, co za piękne słowa, zupełnie jakbyś czekała na nie całe życie, jakbyś urodziła się tylko po to, żeby zmieniały rytm twego serca i sprawiały, że przez ciało przechodziły dreszcze - te miękkie usta na szyi, od których zadrżałaś, zadziwiona nowym doznaniem, ta bliskość - wszystko to sprawiało, że przestawałaś rozumieć, co się z tobą dzieje i traciłaś kontrolę. Pozwalałaś sobie na utratę tej kontroli. Nie chciałaś jej mieć. Twe oczy się śmiały, wyrażając pewną dozę zdziwienia, usta wyginały mocno ku górze - dotrzyma słowa, możesz cieszyć się chwilą, tak, jak potrafisz najlepiej - czy on też już się tego nauczył? Zobacz, odmieniły się rolę, przez drobną chwilę to ty poleciałaś w przyszłość, której samotna wizja cię zmiażdżyła, a on dał obietnicę ochrony i pomocy - nie powinnaś go do tego wciągać, powinnaś odejść, wiesz o tym... Ale jego to zniszczy. Rycerz musiał mieć po co i dlaczego walczyć. Nie mógł zostać sam... Chociaż możesz przecież powierzyć go tej drugiej dziewczynie, która owinęła się w twej przyszłej wizji... Byłby z nią szczęśliwy? Nie miałby problemów? Nie zniszczyliby siebie wzajem? Masz wrażenie, przynajmniej chcesz tak myśleć, że te serce bije dla Ciebie. To takie samolubne... Zwłaszcza po tym, co usłyszałaś.
Gdy odsunął się nieco, gdy pogładził jej policzek - to miałaby nie być bajka? Dobre sobie - wszystko do tej pory wydawało się mdłe i bez barw. Dopiero teraz widziałaś, jaki twój ogród był do tej pory brzydki. Tak jak mu powiedziałaś - sama nie byłaś w stanie podlać roślin, On zaś wyciągnął wodę do studni i łagodnymi rękoma ożywił to, co osnute było pod śniegiem, przynosząc ze sobą słońce. Wraz z tym słońcem przyszło ciepło, topiąc lody.
Białowłosa zaśmiała się ciepło, przymrużając oczy i marszcząc nosek, kiedy ją ucałował w jego czubek, odchylając głowę do tyłu na drobny moment.
- Twe słowa wprawiają mnie w zakłopotanie, Rycerzu, jakże to tak, zabierz mnie ze sobą, choć miecza nie udźwignę, będę chronić cię na swoje sposoby. - Zaintonowała teatralnie, podpierając się pod boki - zabawnie to musiało wyglądać, oboje w nieładzie, zmęczeni, a mimo to... no cóż.
Odetchnęła głęboko.
- Dziękuję, Kyo.
Gdy odsunął się nieco, gdy pogładził jej policzek - to miałaby nie być bajka? Dobre sobie - wszystko do tej pory wydawało się mdłe i bez barw. Dopiero teraz widziałaś, jaki twój ogród był do tej pory brzydki. Tak jak mu powiedziałaś - sama nie byłaś w stanie podlać roślin, On zaś wyciągnął wodę do studni i łagodnymi rękoma ożywił to, co osnute było pod śniegiem, przynosząc ze sobą słońce. Wraz z tym słońcem przyszło ciepło, topiąc lody.
Białowłosa zaśmiała się ciepło, przymrużając oczy i marszcząc nosek, kiedy ją ucałował w jego czubek, odchylając głowę do tyłu na drobny moment.
- Twe słowa wprawiają mnie w zakłopotanie, Rycerzu, jakże to tak, zabierz mnie ze sobą, choć miecza nie udźwignę, będę chronić cię na swoje sposoby. - Zaintonowała teatralnie, podpierając się pod boki - zabawnie to musiało wyglądać, oboje w nieładzie, zmęczeni, a mimo to... no cóż.
Odetchnęła głęboko.
- Dziękuję, Kyo.
- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 1:01 am
Kyo odwrócił się ponownie do swojego talerza i chwycił kromkę chleba na której znajdował się dżem truskawkowy. A był to za prawdę doskonale wykonany dżem. Wyraźnie można było wyczuć smak truskawek, małe pesteczki rozkosznie strzelały między zębami kiedy... (nie no dobra nie będę już nawiązywać do jebacza Jamesa).
Wziął łyka czekolady która już trochę wystygła, ale nie zmieniało to faktu, że nadal była wyborna.
-To nic takiego. W końcu jesteś moją przyjaciółką- Zabolało go to co powiedział, bo to kłóciło się z tym co do niej tak naprawdę czuł, ale Kyo to Kyo całe życie sam siebie oszukiwał. Wiedział, że jeżeli dziewczyna też coś do niego czuje to najpewniej ją zrani tym stwierdzeniem, ale nie umiał inaczej. Bał się z kimś związać, w końcu umiał uczyć się na błędach. Tylko nie wiedzieć dlaczego chłopak ubzdurał sobie, że ta z którą się zwiążę skończy tak samo jak jego pierwsza dziewczyna.
-A dla przyjaciółki jestem w stanie zrobić wszystko- Jakoś automatycznie zaakcentował wyraźnie słowo "przyjaciółki". Aby on mógł kogoś pokochać tą prawdziwą i szczerą miłością, musiał tak naprawdę najpierw sam ze sobą dojść do porozumienia. Pogodzić w końcu rozum z sercem, albo nauczyć się myśleć sercem, bo jak na razie kontrolę nad nim miało to pierwsze. A wtedy nie ma szans na prawdziwą miłość. A nie chciał jej kłamać, że coś do niej czuł kiedy sam nie wiedział jak to nazwać. Z drugiej, jednak strony był wręcz przekonany, że już dawno przestał umieć kochać, dlatego też nic dziwnego, że nie pamiętał tego uczucia które w nim zamieszkało.
Wziął łyka czekolady która już trochę wystygła, ale nie zmieniało to faktu, że nadal była wyborna.
-To nic takiego. W końcu jesteś moją przyjaciółką- Zabolało go to co powiedział, bo to kłóciło się z tym co do niej tak naprawdę czuł, ale Kyo to Kyo całe życie sam siebie oszukiwał. Wiedział, że jeżeli dziewczyna też coś do niego czuje to najpewniej ją zrani tym stwierdzeniem, ale nie umiał inaczej. Bał się z kimś związać, w końcu umiał uczyć się na błędach. Tylko nie wiedzieć dlaczego chłopak ubzdurał sobie, że ta z którą się zwiążę skończy tak samo jak jego pierwsza dziewczyna.
-A dla przyjaciółki jestem w stanie zrobić wszystko- Jakoś automatycznie zaakcentował wyraźnie słowo "przyjaciółki". Aby on mógł kogoś pokochać tą prawdziwą i szczerą miłością, musiał tak naprawdę najpierw sam ze sobą dojść do porozumienia. Pogodzić w końcu rozum z sercem, albo nauczyć się myśleć sercem, bo jak na razie kontrolę nad nim miało to pierwsze. A wtedy nie ma szans na prawdziwą miłość. A nie chciał jej kłamać, że coś do niej czuł kiedy sam nie wiedział jak to nazwać. Z drugiej, jednak strony był wręcz przekonany, że już dawno przestał umieć kochać, dlatego też nic dziwnego, że nie pamiętał tego uczucia które w nim zamieszkało.
- Neve Collins
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 3:29 am
- To... bardzo miłe... zostać tak nazwanym. - Zarumieniła się lekko, obracając przodem do blatu i łapiąc spowrotem za odstawiony wcześniej kielich, słowa te zawstydzały i jednocześnie znów sprawiały, że serce uderzyło mocniej, dając o sobie znać - przyjaźń, co? Przyjaźń i przyjaciele, o której wiedziałaś tyle, co nic - chyba nawet nie można powiedzieć, że przyjaźniłaś się ze zwierzętami, które były ci o wiele bliższe niż czarodzieje, a już o mugolach nie wspominając. Byli w tym do siebie podobni. Nie potrafili określić swoich uczuć dokładnie, a już z pewnością nie potrafili ich nazwać, tylko że Neve nie starała się ich blokować, wręcz przeciwnie, chciała czerpać z nich pełnymi garściami, doświadczając tego wszystkiego, co nowe.
- Tylko... to brzmi jakoś... obco... Trochę przerażająco. - Powiedziała w końcu jeszcze cichszym głosem, opuszczając głowę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co widziałaś. -Powiedz, czy to nie samolubne? - Zapytała, unosząc na siebie spojrzenie. - Pragnąć czyjejś obecności tak bardzo, że jest się gotowym narażać go na niebezpieczeństwo? - Zawiesiła głos, pozostawiając swoje usta lekko rozchylone, ale w końcu je zamknęła i nie dodała już nic.
- Tylko... to brzmi jakoś... obco... Trochę przerażająco. - Powiedziała w końcu jeszcze cichszym głosem, opuszczając głowę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co widziałaś. -Powiedz, czy to nie samolubne? - Zapytała, unosząc na siebie spojrzenie. - Pragnąć czyjejś obecności tak bardzo, że jest się gotowym narażać go na niebezpieczeństwo? - Zawiesiła głos, pozostawiając swoje usta lekko rozchylone, ale w końcu je zamknęła i nie dodała już nic.
- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 3:38 am
-Trochę jest...- Powiedział cicho. Nie chciał jej okłamywać i mówić, że to nie jest samolubne.
-Ale wiesz co... to przestaje być samolubne w chwili kiedy taka osoba dobrowolnie się na to zgadza. Inaczej wygląda sprawa jak ją zmusisz do tego- Powiedział spokojnie. On chciał być przy niej bez względu na wszystko. Dobrowolnie zdecydował się na wszelkie przeszkody i niebezpieczeństwa jakie tylko mogły istnieć.
-Po za tym ja też mogę zostać nazwany samolubnym. Spisałem się na zagrożenie bo chcę być blisko ciebie- Powiedział cicho i dokończył kanapkę oblizując lekko swoje wargi.
-I wiem, że to brzmi obco... też tak myślę. Dawno nie używałem słowa "przyjaciel"- Fakt ostatni raz wypowiedział to słowo w chwili kiedy opuszczał szkołę. Od tamtego czasu jakoś mu się nie zdarzyło wypowiedzieć tego słowa do kogoś. Dlatego też w sumie stało się przez niego prawie, że zapomniane.
-Za bardzo się martwisz, wszystko jakoś się ułoży zobaczysz- Zapewnił ją i chwycił jedno ciasteczko które kończyło tą wielką ucztę Kyo.
-Ale wiesz co... to przestaje być samolubne w chwili kiedy taka osoba dobrowolnie się na to zgadza. Inaczej wygląda sprawa jak ją zmusisz do tego- Powiedział spokojnie. On chciał być przy niej bez względu na wszystko. Dobrowolnie zdecydował się na wszelkie przeszkody i niebezpieczeństwa jakie tylko mogły istnieć.
-Po za tym ja też mogę zostać nazwany samolubnym. Spisałem się na zagrożenie bo chcę być blisko ciebie- Powiedział cicho i dokończył kanapkę oblizując lekko swoje wargi.
-I wiem, że to brzmi obco... też tak myślę. Dawno nie używałem słowa "przyjaciel"- Fakt ostatni raz wypowiedział to słowo w chwili kiedy opuszczał szkołę. Od tamtego czasu jakoś mu się nie zdarzyło wypowiedzieć tego słowa do kogoś. Dlatego też w sumie stało się przez niego prawie, że zapomniane.
-Za bardzo się martwisz, wszystko jakoś się ułoży zobaczysz- Zapewnił ją i chwycił jedno ciasteczko które kończyło tą wielką ucztę Kyo.
- Neve Collins
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 7:05 am
Skinęłaś głową, rozumiejąc, że w gruncie rzeczy jest to myślenie tylko o sobie - chciałaś być przy nim, niekoniecznie nieść jego serce, które mógł oddać tej, którą widziałaś w wizji, byle tylko dobrze o nie zadbała, byleby był szczęśliwy - potem jednak usłyszałaś, że może bić tylko dla ciebie, usłyszałaś obietnicę ochrony - i tak oto upadłaś, gotową klęczeć o stóp swego rycerza i chłeptać jego siłę ze złotego pucharu bez dna, gotowa obejmować go, pozwalając mu stać w blasku i spoglądając, jak wszyscy twoi i jego wrogowie upadają, zrujnowani tą potęgą - wokół was byłyby tylko porwane sztandary i martwe ciała na wzgórzu, przy którym wstawałby świt, a w nim płatki tańczącego na delikatnym wietrze śniegu zdawałyby się tymi diamentami, które ciągle skradały się do twych myśli przez niesamowitą moc kolorów, jaką sobą przekazywały, choć przecież każdy mógł powiedzieć, że są przeźroczyste...
- Kto to mówi. - Zachichotała cicho. - Wiesz, jest wolne jeszcze jutro... czy... zechciałbyś mi towarzyszyć w wycieczce do tego miasteczka nieopodal? Chciałabym przejść się taką uliczką... - Potrafiła być taka śmiała i odważna, a jednak w tak dziwnych prośbach rumieniła się i nabierała głębokiego wdechu dla dodania odwagi samej sobie. Potarła dłonie, spoglądając znowu na niego, sama nie tknęła nic do jedzenia, jakoś nie miała apetytu - obrażony natomiast na Kyohei'a jastrząb za to, że nic mu nie dał do jedzenia i swoją panią, że tak szybko mu w żebraniu przeszkodziła, odleciał gdzieś i w Wielkiej Sali nie było już po nim śladu. - Boli? - Wyciągnęła dłoń, by palcem przejechać po miejscu, gdzie wcześniej była rana, teraz nie pozostał ślad, ni krew, którą starła - ale siniaki wyglądały coraz gorzej.
- Kto to mówi. - Zachichotała cicho. - Wiesz, jest wolne jeszcze jutro... czy... zechciałbyś mi towarzyszyć w wycieczce do tego miasteczka nieopodal? Chciałabym przejść się taką uliczką... - Potrafiła być taka śmiała i odważna, a jednak w tak dziwnych prośbach rumieniła się i nabierała głębokiego wdechu dla dodania odwagi samej sobie. Potarła dłonie, spoglądając znowu na niego, sama nie tknęła nic do jedzenia, jakoś nie miała apetytu - obrażony natomiast na Kyohei'a jastrząb za to, że nic mu nie dał do jedzenia i swoją panią, że tak szybko mu w żebraniu przeszkodziła, odleciał gdzieś i w Wielkiej Sali nie było już po nim śladu. - Boli? - Wyciągnęła dłoń, by palcem przejechać po miejscu, gdzie wcześniej była rana, teraz nie pozostał ślad, ni krew, którą starła - ale siniaki wyglądały coraz gorzej.
- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 8:26 am
Propozycja wyjścia do miasteczka naprawdę go zdziwiła. Może i głupio się przyznać, ale chłopak był tam tak naprawdę tylko raz, i to tylko na chwilę. Wystarczyło, że zobaczył te tłumy to od razu jakoś mu się odechciało. No, ale teraz prosiła go o to ona i jakoś nie umiał odmówić.
-Jasne... nie ma sprawy- Przytaknął a jego kąciki ust drgnęły lekko unosząc się ku górze w ledwo widocznym uśmiechu.
Neve cały czas próbowała rozbić ten mur który otoczył chłopaka niczym najtwardsze mury zamku. Pomimo tego, że była coraz bliżej niego to nada dzielił ich gruby mur. Nie chciał jej wpuścić do siebie. Czuł, że to sprawi ból. Owszem zarzekał się, że jej ufa, ale nie umiał powstrzymać tego lęku który pojawiał się na samą myśl, że co będzie kiedy ona go okłamie, albo zrani w jakiś inny sposób. Zniósł naprawdę za dużo złego, i jakaś kolejna krzywda mogła by sprawić, że Kyo zamknął by się w swoim świecie już na dobre. Poczuł jak dziewczyna dotyka jego policzka przez co poczuł nieprzyjemny ból. Skrzywił się lekko i przymknął jedno oko.
-Trochę, ale nie jest źle- Powiedział i dopił to co miał w pucharze, i odstawił go na bok.
-Jasne... nie ma sprawy- Przytaknął a jego kąciki ust drgnęły lekko unosząc się ku górze w ledwo widocznym uśmiechu.
Neve cały czas próbowała rozbić ten mur który otoczył chłopaka niczym najtwardsze mury zamku. Pomimo tego, że była coraz bliżej niego to nada dzielił ich gruby mur. Nie chciał jej wpuścić do siebie. Czuł, że to sprawi ból. Owszem zarzekał się, że jej ufa, ale nie umiał powstrzymać tego lęku który pojawiał się na samą myśl, że co będzie kiedy ona go okłamie, albo zrani w jakiś inny sposób. Zniósł naprawdę za dużo złego, i jakaś kolejna krzywda mogła by sprawić, że Kyo zamknął by się w swoim świecie już na dobre. Poczuł jak dziewczyna dotyka jego policzka przez co poczuł nieprzyjemny ból. Skrzywił się lekko i przymknął jedno oko.
-Trochę, ale nie jest źle- Powiedział i dopił to co miał w pucharze, i odstawił go na bok.
- Neve Collins
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 8:44 am
Były takie krótkie mignięcia momentów, kiedy o tym murze zapominał i wtedy naprawdę wydawało się, że go nie ma, bardzo łatwo było to sobie zauważyć - Neve starała się być rozważna w tym, co mówi, co robi, choć żadna sztuczność z niej nie było, bo i całkowicie naturalnie się zachowywała - jedynie nie mówiła wszystkiego, co by chciała powiedzieć, a było tego naprawdę wiele, nie zasypywała go pytaniami, chociaż chciała się tyle dowiedzieć - wiedziała, że jeśli za mocno się na mur wepchnie, próbując go staranować, to on nie pęknie, wręcz przeciwnie - odbijemy się od niego boleśnie i zabraknie nam siły na kolejne natarcie. Zabawne, bo nie miała do czynienia z ludźmi, jej zerowe doświadczenie było naprawdę śmieszne, tak samo jak ta naiwność - jednak były to podstawy taktyki, a z tym już obeznana była, w dodatku świadoma swego drobnego ciała nigdy nie wpadłaby na to, żeby szarżować na kawał litej, porządnej ściany, cóż za głupota. Ona była... naprawdę podstępnym i szczwanym lisem, niebezpiecznym tym bardziej, że patrząc w jej oczy nikt by nie powiedział, że jest równie bezwzględna co każdy morderca, którego twarz znaczy zło, jakie wyrządził innym. Niebezpieczna tym bardziej, że kto by powiedział o niej źle, widząc ten delikatny uśmiech i szczere spojrzenie topiące lód, choć sama tym lodem się otaczała? Ona również miała swoje ściany, tylko że w jej przypadku zamiast rzeczywistego kamienia była przestrzeń - wielki, bajeczny ogród, wabiący swym pięknem i przyciągający, w którym za łatwo mogło się zgubić... Ogród piękny, ale zwodniczy i zabójczy jak sama ta Anielska istota.
Jednak ta szklana bańka, w której się zamykała... wystarczyło, żeby Kyohei się pojawił i pryskała, jakby nigdy jej nie było. I zapewne na nieszczęście dla jej naiwności pęknie jeszcze dla wielu... choć nie w taki sam sposób, oooj nieee...
Neve opukiwała, opukiwała te cegiełki, podśpiewując pod nosem, przyklejała się, skrobała paznokciami... znaki jej bytności wokół tego muru były aż nazbyt widoczne. W tak krótkim czasie chyba jeszcze możliwe do zapomnienia, ale... To jest po prostu Neve.
- Ups, przepraszam... - Cofnęła dłoń, nieco spłoszona, że dotknęła w nieodpowiednim miejscu, nie było tam widać siniaka, ale to w sumie nie znaczyło, że nie boli. - Dziękuję. - Pochyliła się, żeby opatulić ręce wokół jego ramienia i przylgnąć do niego policzkiem. - Będę jutro po obiedzie czekać na ciebie na dziedzińcu. - Obiecała, wstając, chociaż w sumie nie dokończyła jeszcze czekolady, złapała swój płaszczyk i nie obdarzywszy chłopaka nawet ostatnim spojrzeniem lekkim, tanecznym krokiem ruszyła przed siebie z uśmiechem na różanych wargach.
[z/t]
Jednak ta szklana bańka, w której się zamykała... wystarczyło, żeby Kyohei się pojawił i pryskała, jakby nigdy jej nie było. I zapewne na nieszczęście dla jej naiwności pęknie jeszcze dla wielu... choć nie w taki sam sposób, oooj nieee...
Neve opukiwała, opukiwała te cegiełki, podśpiewując pod nosem, przyklejała się, skrobała paznokciami... znaki jej bytności wokół tego muru były aż nazbyt widoczne. W tak krótkim czasie chyba jeszcze możliwe do zapomnienia, ale... To jest po prostu Neve.
- Ups, przepraszam... - Cofnęła dłoń, nieco spłoszona, że dotknęła w nieodpowiednim miejscu, nie było tam widać siniaka, ale to w sumie nie znaczyło, że nie boli. - Dziękuję. - Pochyliła się, żeby opatulić ręce wokół jego ramienia i przylgnąć do niego policzkiem. - Będę jutro po obiedzie czekać na ciebie na dziedzińcu. - Obiecała, wstając, chociaż w sumie nie dokończyła jeszcze czekolady, złapała swój płaszczyk i nie obdarzywszy chłopaka nawet ostatnim spojrzeniem lekkim, tanecznym krokiem ruszyła przed siebie z uśmiechem na różanych wargach.
[z/t]
- Kyohei Takano
Re: Stół Puchonów
Czw Lis 27, 2014 8:59 am
Za nim chłopak zdążył co kolwiek powiedzieć dziewczyna po prostu go przytuliła, wstała ze swojego miejsca i zniknęła niczym ten sen który uciekał w chwili kiedy padły na niego pierwsze promienie słońca. Brązowe oczy chłopaka powędrowały ponownie w kierunku stołu, a tam napotkał zdziwiony wzrok jakiegoś pierwszaka.
-No i na co się gapisz- Warknął w jego kierunku a on wyraźnie spłoszony wrócił do konsumowania tego co miał na talerzu. Dziwne jak to los potrafi namącić w życiu. Okazuje się, że nie można być nigdy niczego pewnym. Kyo był przekonany, że do nikogo więcej się nie zbliży a tutaj taka niespodzianka. Tylko teraz nie był do końca pewien czy ma się z tego cieszyć czy być czujnym bo życie ponownie chce go wdeptać w ziemię. Przez to wszystko co miało miejsce okazało się nagle, że Kyo doszukiwał się podstępu dosłownie we wszystkim. Nie umiał się po prostu cieszyć.
Wziął tylko głęboki wdech i wstał ze swojego miejsca. Nic tu po nim jeżeli miał ponownie zostać sam. Wsadził sobie ręce do kieszeni i poszedł w kierunku wyjścia po czym zniknął.
z/t
-No i na co się gapisz- Warknął w jego kierunku a on wyraźnie spłoszony wrócił do konsumowania tego co miał na talerzu. Dziwne jak to los potrafi namącić w życiu. Okazuje się, że nie można być nigdy niczego pewnym. Kyo był przekonany, że do nikogo więcej się nie zbliży a tutaj taka niespodzianka. Tylko teraz nie był do końca pewien czy ma się z tego cieszyć czy być czujnym bo życie ponownie chce go wdeptać w ziemię. Przez to wszystko co miało miejsce okazało się nagle, że Kyo doszukiwał się podstępu dosłownie we wszystkim. Nie umiał się po prostu cieszyć.
Wziął tylko głęboki wdech i wstał ze swojego miejsca. Nic tu po nim jeżeli miał ponownie zostać sam. Wsadził sobie ręce do kieszeni i poszedł w kierunku wyjścia po czym zniknął.
z/t
- Elizabeth Cook
Re: Stół Puchonów
Czw Gru 04, 2014 7:57 pm
Wyszła wolnym krokiem z pustej sali i skierowała swoje nogi ku Wielkiej Sali, nie wiedziała sama czemu. Może już nasiedziała się w samotności i teraz potrzebuje chwilę by posiedzieć z innymi ludźmi. Kiedy tylko postawiła pierwsze kroki w sali poczuła gorącą parę, która skierowana była w jej stronę. Pokręciła lekko głową na boki, zadziwiająco dużo tutaj było ludzi. Najwięcej było z pierwszych roczników. Nie była zaskoczona, choć powoli zbliżał się czas zajęć, ale dzisiaj nic nie miała. Podeszła wolnym krokiem do stołu puchonów i przysiadła się. Dookoła niej przysiadło się również kilka młodszych roczników. Uśmiechnęła się do nich, a sama powoli zaczęła jeść sałatkę . Zastanawiała się w jaki sposób spożytkuje swój dzień. A mała nadzieję, że spotka może kogoś ciekawego.
- Mistrz Gry
Re: Stół Puchonów
Czw Gru 04, 2014 8:26 pm
Ledwo co minęłaś się z wyjątkowo rozdrażnionym Nailahem, którego zachowanie było dość dziwne, jak na zawsze spokojną i zupełnie opanowaną personę, zdającą się wręcz nieobecną, a może to rzeczywiście tylko twój osobisty talent do grania na nerwach ludziom sprawiał, że zwyczajnie potrafiłaś nawet tego najspokojniejszego rozdrażnić, kto wie - w każdym razie zdecydowałaś się skorzystać z podwieczorku przed kolacją, do której jeszcze trochę czasu zostało, a nie zamierzałaś głodować nań czekając, zwłaszcza, że dzień jeszcze nie miał się ku końcowi, wręcz przeciwnie - wydawał się wyjątkowo wlec...
- ... słyszałaś o tym? O tym zamordowanym Krukonie?
- Tak, podobno widziano tam łapy jakiejś bestii..!
- Może to wilkołak? To na pewno wilkołak! Co miesiąc słyszę jakieś wycie...
- Mordujące wilkołaki, znikające wampiry... co jeszcze będzie w tej szkole - Jęknęła jedna z dziewczyn, której rozmowa z drugą brunetką dotarła do twych uszu - znałaś te dwie, były Puchonkami z twojego rocznika, zdaje się, że jedna miała na imię Miriam, ta brunetka zaś druga Anet, szatynka.
- ... słyszałaś o tym? O tym zamordowanym Krukonie?
- Tak, podobno widziano tam łapy jakiejś bestii..!
- Może to wilkołak? To na pewno wilkołak! Co miesiąc słyszę jakieś wycie...
- Mordujące wilkołaki, znikające wampiry... co jeszcze będzie w tej szkole - Jęknęła jedna z dziewczyn, której rozmowa z drugą brunetką dotarła do twych uszu - znałaś te dwie, były Puchonkami z twojego rocznika, zdaje się, że jedna miała na imię Miriam, ta brunetka zaś druga Anet, szatynka.
- Elizabeth Cook
Re: Stół Puchonów
Czw Gru 04, 2014 10:49 pm
Powoli zaczęła jeść, bo była głodna aczkolwiek miała nadzieję, że nie zdenerwuje dzisiaj nikogo. A i spotkać żadnego wampira czy wilkołaka nie chciała. To i tak było za dużo na raz dla niej. Po chwili wsunąła widelec do ust i zamarła przez chwilę. Usłyszała rozmowę dwóch dziewczyn o jakimś krukonie, który został zamordowany.
-Przepraszam., ale o jakim krukonie mówicie? - Powiedziała łagodnie do dziewczyn. Wysunęła widelec z ust i połknęła to co miała w ustach. To przecież nie mógł być psor Ladion. Znaczy, nie miała pojęcia jak się zachowuje po przemianie i czy nadal ma w sobie cząstkę człowieka w postaci wilka. Uśmiechnęła się niepewnie do dziewcząt z nadzieją, że zdradzą jej coś więcej.
-Przepraszam., ale o jakim krukonie mówicie? - Powiedziała łagodnie do dziewczyn. Wysunęła widelec z ust i połknęła to co miała w ustach. To przecież nie mógł być psor Ladion. Znaczy, nie miała pojęcia jak się zachowuje po przemianie i czy nadal ma w sobie cząstkę człowieka w postaci wilka. Uśmiechnęła się niepewnie do dziewcząt z nadzieją, że zdradzą jej coś więcej.
- Mistrz Gry
Re: Stół Puchonów
Pią Gru 05, 2014 10:06 am
Miriam drgnęła i obróciła się ku Tobie, szeroko rozwierając powieki, wyraźnie zaskoczona, jednak zaraz uśmiechnęła się, kiedy rozpoznała twoją twarz i taki też sam przyjacielski uśmiech posłała ci Anet.
- Cześć Eli. - Przywitała się wesoło, a iskierki podekscytowania wyraźnie tańczyły w jej oczach. - Nie wiadomo, co to był za wilkołak, żaden nauczyciel nie chce powiedzieć, ale chyba mamy jakieś ucznia, który jest łakiem. - Zaszeptała konspiracyjnie, nachylając się do ciebie, podczas gdy Anet wstała, obeszła cię dookoła i usiadła po twojej drugiej stronie, żeby lepiej słyszeć i też uczestniczyć w rozmowie.
- Właśnie, Eli, ty podobno uratowałaś Zacka, którego Nailah prawie zabił! Nie boisz się, że jako świadek, będzie próbował cię teraz zabić?
- To jest straszneee... - Zajęczała Miriam, przymykając oczy i chowając twarz w dłoniach. - Jak można mieć wampira w klasieee... Może to nie wilkołak, tylko wampir zabił tamtego Krukona, jak on miał... Damien? Był z V roku... - Westchnęła smutno.
- Cześć Eli. - Przywitała się wesoło, a iskierki podekscytowania wyraźnie tańczyły w jej oczach. - Nie wiadomo, co to był za wilkołak, żaden nauczyciel nie chce powiedzieć, ale chyba mamy jakieś ucznia, który jest łakiem. - Zaszeptała konspiracyjnie, nachylając się do ciebie, podczas gdy Anet wstała, obeszła cię dookoła i usiadła po twojej drugiej stronie, żeby lepiej słyszeć i też uczestniczyć w rozmowie.
- Właśnie, Eli, ty podobno uratowałaś Zacka, którego Nailah prawie zabił! Nie boisz się, że jako świadek, będzie próbował cię teraz zabić?
- To jest straszneee... - Zajęczała Miriam, przymykając oczy i chowając twarz w dłoniach. - Jak można mieć wampira w klasieee... Może to nie wilkołak, tylko wampir zabił tamtego Krukona, jak on miał... Damien? Był z V roku... - Westchnęła smutno.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach