Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Stół Ślizgonów Empty Stół Ślizgonów

Pon Wrz 02, 2013 1:50 pm
Wielki stół Slytherinu, przy którym zasiadają Ślizgoni, aby zjeść posiłek.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 1:57 pm
Bywały takie dni, gdy monotonia go zabijała. Każdy dzień wyglądał tak samo. Wstać, zapalić papierosa i wypić herbatę, a potem wytrzymać cały dzień w tym domu wariatów i wieczorem dowlec się do własnego łóżka. Monotonne dni składały się na jednakowe tygodnie, a tygodnie szybko zmieniały się w miesiące. I nie wiedzieć kiedy - była już połowa semestru. Oczywiście nie zawsze było tak źle, czasem szkoła miewała dobre strony. Ba! Całkiem sporo dobrych stron, którymi Rabastan umiał się cieszyć. Ale ostatnie dni nie były monotonne w taki sposób do jakiego przywykł.  Przypominały wyjątkowo męczący koszmar senny, z którego nie możesz się obudzić. Najgorsze było to, że wszystko co go dręczyło z całą pewnością było jawą. Przypominało mu o tym każde (pełne najczystszej nienawiści) spojrzenie Caroline i przeczytany po tysiąckroć list od matki, na który wciąż nie odpisał. Od blisko tygodnia zachowywał się jak lunatyk, nieustannie pogrążony w ponurych rozmyślaniach, wiecznie zasępiony i nadzwyczaj milczący. Wszyscy dostrzegli już, że coś jest nie tak jak powinno, ale nikt nie próbował zadawać pytań. Nawet Regulus trzymał się na dystans jakby obawiał się, że najmniejsze dotknięcie może spowodować, że jego przyjaciel wybuchnie jak dźgnięty rogiem buchorożca. Każdy kto znał panicza Lestrange wiedział, że jego spokój i wyobcowanie są bardzo mylące i lepiej trzymać się od niego z daleka do czasu aż nie wróci do siebie.
Nikt jednak nie ogarniał ogromu kłopotów jakie zaprzątały jego głowę. A raczej jednego kłopotu - chorobliwie wychudzonego, ciemnowłosego kłopotu, o oczach pełnych lodu i języku ostrym jak brzytwa. Zaręczonego z nim kłopotu. Rabastan jeszcze nikomu nie pochwalił się ową wyjątkowo radosną nowiną.
Trzeba jednak zauważyć, że mimo wszystko rutyna na coś się przydawała. Pomagała mu utrzymać się w ryzach. Krawat perfekcyjnie zawiązany, włosy gładko zaczesane do tyłu - ze stoickim spokojem (który był bardzo kruchą fasadą kryjącą jego panikę) sączył poranną herbatę przy stole swojego domu. Na jego talerzu tkwiła samotna, zimna już grzanka, na którą nawet nie spojrzał. Ostatnimi dniami żywił się jedynie płynami i dymem z papierosów. Wszystko inne stawało mu w gardle. Szare tęczówki niewidząco wpatrywały się w jakąś bliżej nieokreśloną przestrzeń przed nim. Zwykle tak czujny i spostrzegawczy, teraz ignorował wszystkie dochodzące z zewnątrz bodźce. Była tylko ta szalona gonitwa myśli pod jego rudą czupryną. Aktualnie na tapecie jego rozmyślań było utopienie C. w jeziorze. Trzecia z kolei teoria zakładająca pozbycie się narzeczonej. Póki co wszystkie okazywały się zbyt ryzykowne w wykonaniu, nawet nie przez wzgląd na lęk przed wpadką (choć to też brał pod uwagę), ale głównie z obawy na to, że ta harpia jakimś cudem zabije go w międzyczasie.
Rosie Bell
Oczekujący
Rosie Bell

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 7:13 pm
Tak, spędzała spokojne śniadanie przy Puchońskim stole, mieszając ciepłe kakao i rozglądając się po talerzach w poszukiwaniu czegoś wystarczająco pożywnego, a zarazem lekkostrawnego, żeby pozostało w jej brzuchu na dłużej niż dwie minuty. Szmer rozmów z jednej strony kojący, z drugiej wwiercał się w jej zmęczoną głowę niczym bezlitosny świder  poszukujący ostatniej sprawnej komórki. Nieprzespane noce były zabójczą trucizną, konieczną jednak, by zabić coś innego. Gorszego. Coś, co nie uciekało z głowy razem z westchnieniami.
Łopot skrzydeł zapowiadał nadchodzącą pocztę. Ostatnio postarała się, by wysmarować odpowiedni list do swojej największej i jedynej zarazem przyjaciółki - powierniczki, a w chwili obecnej zdrajczyni jej najmroczniejszych sekretów. Jelly bean niestety przefrunął nad stołem gryfonów i... zawieruszył się pomiędzy srebrno-zielonymi chorągwiami Slytherinu.
Wstała sztywno z ławy, starając się złapać wzrokiem białe skrzydła płomykówki, czując jak krew odpływa jej z twarzy, pozostawiając skórę bladą jak papier. Ominęła sztywno stolik puchonów, z wolna przyspieszając kroku i z wzrokiem utkwionym w sowie wirującej nas ślizgońskimi talerzami niemal biegła w jej kierunku. Nic to jednak, nic. Ani karma, ani moralność, ani przynajmniej pieprzona wierność właścicielowi, nic nie tyczyło się tej durnej sowy. Wylądowała z gracją na jednym z talerzy, wyciągając dumnie głowę, po czym upadła wprost na zimnego tosta, prezentując idealną pozę 'zdechł ptak'.
Krew, która przed chwilą opuściła autostradami żył jej głowę, teraz wróciła w podwojonej ilości, sprawiając, że nieznośny ból głowy stał się tragiczny i nie do wytrzymania. Walcząc z uczuciem, jakoby jej gałki oczne miały wyskoczyć z oczodołów zastanawiała się co jest teraz bardziej czerwone, ona, czy rubinowe kotary Gryffindoru, które miała za plecami.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 7:34 pm
Nie spodziewał się dzisiaj żadnego listu. Po cudownych wiadomościach jakie otrzymał ostatnio razem z poranną pocztą nie utrzymywał listownego kontaktu z żadnym członkiem swojej rodziny. Nie zdobył się nawet na podziękowania dla brata, który przysłał mu z Londynu karton mugolskich fajek (swoją drogą - choć chyba lepiej nie zastanawiać się nad tym co stało się z tym kto je Rudolfowi sprzedawał). Nic więc dziwnego, że sowa lądująca na jego talerzu była... cóż, czymś wystarczająco nietypowym, by wyrwać go z jego głębokiego zamyślenia. Na całe szczęście trzymał filiżankę w dłoni i jego bezcenny earl grey nie ucierpiał w czasie niezbyt udanego sowiego lądowania. Gorzej z grzanką, ale nią się jakoś szczególnie nie zmartwił, wszak i tak nie planował jej zjeść. Ostrożnie dźgnął palcem białą płomykówkę, a ta pisnęła cicho dając tym samym dowód temu, że jeszcze żyje. Marszcząc lekko brwi, chłopak sprawnie uwolnił sowę od listu i rozwinął niewielki arkusik pergaminu. Już nagłówek jasno wskazywał na to, że list nie jest zaadresowany do niego, ale do niejakiej Nancy. Wiadomość była jednak nadzwyczaj krótka i nim zdołał sobie przypomnieć o czymś takim jak dobre wychowanie, zakazujące czytania cudzej korespondencji - list został już przeczytany. Imię nadawcy, w przeciwieństwie do imienia odbiorcy, było mu dobrze znana. Rosie. Znał puchonkę o tym imieniu. Kiedy w jego głowie pojawiło się jej imię, odruchowo zaczął szukać jej twarzy w gęstym tłumie puchonów, ale nie znalazł jej tam - dziewczyna była w połowie drogi do jego stołu i to tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Nie zastanawiając się długo wcisnął list do kieszeni, wstał od stołu, zarzucając jednocześnie na ramię torbę z książkami i ostrożnie pozbierał z talerza niepokojąco nieruchomą płomykówkę. Dotarcie do Rosie zajęło mu dosłownie kilka sekund, bo ludzie jak zazwyczaj schodzili mu z drogi. Kiedy stanął przed puchonką najpierw wręczył jej list, a potem przekazał na jej ręce Jelly bean.
- Jeśli zależy Ci na poufności korespondencji, powinnaś zainwestować w nową sowę, Ros. - mruknął przyglądając się jednocześnie jej mocno zarumienionej twarzy. Wyglądała na nadzwyczaj przejętą całym zajściem, ale on jeszcze nie rozumiał dlaczego.
Rosie Bell
Oczekujący
Rosie Bell

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 7:52 pm
Rapsodia kolorów, która teraz tańczyła na jej twarzy mogłaby zawstydzić najbardziej kunsztownego malarza. Kiedy Rab sięgnął po list, pozieleniała intensywnie, czując jak żołądek podpełza jej pod gardło; obserwując jego reakcję znów pobladła, a gdy wstał jej policzki znów nabrały bordowego koloru.
Przestała biec w ułamku chwili, jakby jej nogi zamieniły się w dwa niewyobrażalnie ciężkie głazy, a jej mózg zapomniał co by warto było zrobić w tak niezręcznej chwili. Przyglądając się jego majestatycznemu ruchowi zastanawiała się co tak na prawde Lestrange miał w sobie, co sprawiało, że budził w ludziach taki szacunek. Czy to była ta rzecz, której tak intensynie od tak dawna poszukiwała? Na prawdę właśnie ta..?
- Jasne. - powiedziała sucho, prostując się dumnie i brutalnie odbierając od niego niewdzięczne ptaszysko- Swoją drogą ktoś z tak zacnego rodu powinien potrafić powstrzymać się, przed studiowaniem cudzej korespondencji, panie Lestrange. - zmięła list i wcisnęła do kieszeni tak głęboko, że nieomal porwała jej dno.
Jelly bean wyglądała jak kompletny zdechlak, zwisając bezwładnie spod pachy Bell i tylko czarne, błyszczące ślepka, łypiące co chwilę na Rabastana zdradzały jej całkiem dobry stan zdrowia. Bynajmniej psychicznego.
Coś dziwnego działo się w jej wnętrzu, czuła jak serce obudziło się w jej piersi, pracując zawzięcie nad podnoszeniem pulsu, czuła myśli pierzchające w zakątki głowy, pozostawiając klarowne pole do przemyśleń. Złapała się na analizowaniu jego profilu, jego doskonałych proporcji, na zastanawianiu się dlaczego słońce tak pięknie gra na rdzawym kolorze jego zaczesanych elegancko włosów. Potrafiła sobie wytłumaczyć w pół sekundy dlaczego wzbudzał takie reakcje, a jednak odpychała od siebie tę myśl wystarczająco intensywnie, by skrzywić się odwracając od niego.
- Wydaje mi się, że jesteś mi winien przeprosiny. - dorzuciła niemniej oschle. Przepraszać powinien ją tak na prawdę tylko ten durny ptak pod jej pachą, którego to gdzieś w głębi świadomości już nadziewała na rożen nad paleniskiem w Pokoju Wspólnym Puchonów. Rabastan mógłby zrobić coś zgoła całkiem innego...
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 8:11 pm
Jeśli spodziewała się z jego strony choć odrobiny skruchy, była w wielkim błędzie. Mogłaby czekać jeszcze bardzo długo i lepiej żeby nie wstrzymywała przy tym oddechu, bo skończyłoby się to tragedią. Rabastan nie był z tych, którzy skruchę odczuwali - niezależnie od powodu. Do tego chyba potrzeba sumienia, prawda? Kiedy usłyszał jej słowa jedna z jego brwi powędrowała do góry, nadając jego bladej twarzy wyraz zdziwienia. Szybko uzupełnił swoją mimikę o delikatny, acz drwiący uśmieszek, który tak często gościł na jego ustach i było już pewne, że Rosie udało się go rozbawić. Znowu.
- Ktoś inny z tak zacnego rod wypatroszyłby Twoją biedną sowę za naruszanie spokoju. Nie marudź. - odpowiedział nie kryjąc przy tym swojego rozbawienia, której jak to w jego przypadku bywało podszyte było ową nieodłączną drwiną. Udawało mu się jednocześnie spychać niemiłe myśli i niechlubne plany głęboko w odmęty umysłu, gdzieś, gdzie przyjdzie im pozostać przynajmniej do nastania nocy. To była miła odmiana. Rosie przynosiła mu chwilową ulgę, pozwalała wyrwać się z koszmaru, który był przez ostatnie dni jego rzeczywistością. Gdyby głębiej się nad tym zastanowił może nawet byłby jej wdzięczny? Ale nie był, bo miał znacznie bardziej interesujące tematy do rozważenia. Na ten przykład - czemu tak strasznie się zdenerwowała? Przecież w tym liście nie było nic ważnego, tylko jakieś dziewczęce plotki... Nagle w szarych oczach pojawiła się iskra zrozumienia. To nie były plotki, tylko zwierzenia. O chłopaku. Rudym chłopaku. Może mu się wydawało, ale...
- Przepraszam, że Twoja sowa wpadła w mój talerz, maleńka. - odparł z bezczelnym uśmiechem, który mówił wszystko. Ja wiem, Rosie. Ja wiem co było w tym liście. I najwyraźniej ta świadomość dawała mu cholernie dużo satysfakcji.
Rosie Bell
Oczekujący
Rosie Bell

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 8:41 pm
Prychnęła, unosząc ramiona wyżej i jeszcze dumniej i bardziej wymownie odwracając wzrok. Sowa poruszyła skrzydłami i ni stąd ni zowąd zaczęła wierzgać ile sił w skrzydłach, starając się wyrwać ze stalowego uścisku właścicielki. Być może wyczytała z myśli plany Rosie, a może jak każde zwierze wyczuła tężejącą atmosferę.
- Ach no tak - westchnęła- Co to dla Was, zabić. - zmrużyła oczy odwracając się w jego stronę. Jej twarz rzeczywiście prezentowała głęboką złość, oskarżającą Rabastana o umiejętność poczynienia czegokolwiek co mu się zamarzy, z patroszeniem cudzych sów włącznie. Jej twarz zamarła w tym szorstkim wyrazie wraz z ułamkiem chwili w którym zrozumiała jego złośliwy uśmiech.
Tak uśmiechali się tylko zwycięzcy, jasne, była w tym nuta jego naturalnej, wrodzonej, znanej jej już aż nazbyt dobrze złośliwości, ale taki błysk w oku miał pewnie Aleksander Wielki wkraczając do Indii. Tak prezentował się Juliusz Cezar wspinający się na Andy. Grindewald tak właśnie spoglądał gdy skradł Czarną Różdżkę. Tak. Spojrzenie zwycięzcy.
I ta 'maleńka'...
- Wyglądasz na zadowolonego z tego faktu. - był zadowolony z czegoś zupełnie innego, ale przecież nie mogła nic po sobie zdradzać- Powiedziałabym, że postaram się by robiła to częściej, ale... - och boże boże boże, jak pies zagoniony w kozi róg, nie wiedziała gdzie uciekać, jak ugryźć, może skulić ogon i płakać?
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 9:08 pm
To teatralne odwracanie wzroku i zadzieranie urodziwej główki wyżej niż wypada, przywodziło mu na myśl zachowanie przepiórki, która stroszy piórka, by wyglądać na większą i przez to mniej bezbronną. Może nabrałaby na to kogoś innego, ale nie Rabastana Lestrange, nie człowieka, którzy żył by grać i udawać, który zmieniał maski z wprawą dorównującą zręczności cyrkowego iluzjonisty. Była dla niego łatwym łupem. Mała przepióreczka, która spotkała na swojej drodze złego lisa. Na swój sposób było to nawet urocze.
Gdy sowa zaczęła się wyrywać, odruchowo przesunął się w bok, by zrobić jej miejsce, gdyby postanowiła odlecieć. Stworzenie wyglądało na pozbawione wdzięku i najwyraźniej słabo obliczało trajektorię lotu więc na wszelki wypadek wolał zejść mu z drogi, gdyby wyrwało się z żelaznego uścisku właścicielki. Ostrożności nigdy dość.
- Niezbyt wiele. - przyznał szczerze, myśląc jednocześnie o swoich całkiem poważnych planach pozbycia się Caroline. Cóż ta desperacja robi z człowiekiem, czyż nie?
Ona też już wiedziała. Wiedziała, że on wie, i to bawiło go jeszcze bardziej, bo upewniło go całkowicie w myśli, że Rosie coś do nie go ma. I to coś tłumaczyło jej nastroszone piórka i soczyste rumieńce.
- Nic tak nie poprawia mi humoru z samego rana jak sowa lądująca z wdziękiem na moim śniadaniu.- odpowiedział jej z absolutną powagą, która kłóciła się z drwiącym błyskiem w jego szarych tęczówkach. Bo przecież w rzeczywistości cieszyła go świadomość, że podkochuje się w nim śliczna puchonka.
- Boję się jednak, że Twoja sowa może się uszkodzić jeśli przyjdzie jej powtarzać takie manewry. - dodał po chwili - i Merlinie! - wyglądał przy tym jak żywe wcielenie niewinności. Bo przecież wcale nie sugerował tego, że jeśli Jelly jeszcze raz podrzuci mu list pełen ciekawych informacji o nim samym, to najpewniej skończy jako kępka nadpalonego pierza.
- Może odstawimy tego biedaka do sowiarni? - zapytał nie tracąc ani na chwilę maski pomocnego chłopaka z sąsiedztwa (bo taką przecież też miał w zanadrzu). Chętnie przeniósłby tą niezwykle interesująca konwersację poza wzrok zgromadzonego w Wielkiej Sali tłumu. Poza tym musiał zapalić.
Rosie Bell
Oczekujący
Rosie Bell

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Paź 04, 2013 9:49 pm
Prychnięcie, które wyrwało się z jej gardła, wprawiając w drżenie wszystko, od dna płuc po płatki nosa, było skrajnie nieeleganckie. Zmarszczyła brwi spoglądając na sowę. Jasne, absolut jej głupoty był niezmierzony, a celowość jej poczynań zagadkowa, aczkolwiek to tylko zwierze na wszystkich bogów. Sowa. Spojrzała na niego zupełnie inaczej, przez ułamek chwili, pytająco, po prostu niepewnie, jakby ta skorupka nastroszonych piór rozwiała się przy szaleńczym łopocie skrzydeł.
- To tylko sowa, gdybyś nosił w brzuchu serce, a nie ślimaka, może spojrzałbyś na tę sytuacje inaczej. - powiedziała z równie wielką, zagadkową powagą. Mogła odnosić się oczywiście do niefortunnego lotu koszącego Jelly, ale.. może... może miała na myśli coś więcej?
Chwyciła płomykówkę dwiema rękękami, by uniemożliwić jej przypadkowe złamanie skrzydła, na co ptak odpowiedział intensywnym pogruchiwaniem i wywijaniem głową we wszystkie strony. Robiła tyle hałasu, że przebijała fejmem postać Lestrange'a - już nie tylko pobliscy uczniowie przyglądali się ich rozmowie. Na pohukiwania sterroryzowanego zwierzęcia zwróciła uwagę nawet kotka Filch'a siedząca pod klepsydrami punków domów.

- Wolałabym, żebyś nie groził mojej sowie panie Lestrange. Bo Twojemu kotu może stać się to samo. - zmrużyła oczy i odwróciła się, kierując pospieszne kroki do sowiarni. Na prawdę pospieszne, obawiała się powiem, że przegięła pałę i za chwile dosięgnie ją jakaś koszmarna klątwa wiedziona kierunkiem wskazanym przez Rabastanową różdżkę.

/Ros i Rab zt
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Sro Gru 25, 2013 4:13 am
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
Wszędzie kłamstwa!
Wszystko było sztuczne, fałszywe, pozbawione jakiekolwiek głębi, więc dlaczego ludzie się dziwili, że gardziła nimi, że odrzucała ich chore osobowości, choć przecież sama taka była?
Ale po co narażać się... na jeszcze więcej, czyż nie tak?
Bawiła się kształtem, formą, wydźwiękiem nawet, chciała poczuć na własnej skórze to wszystko, co niby pozwala żyć, a zarazem odrzucała to, by nie stracić twardego gruntu pod nogami.
Czyż nie tak tak? Czyż tak nie jest prościej?
Przecież coraz częściej C. się o tym przekonywała i wiedziała, że każda niby 'pomocna' dłoń jest tak naprawdę marną gałązką, zdolną w każdej chwili się złamać i zamienić przyczynę upadku.
Spójrz prosto w jej oczy, daj się pochłonąć temu zimnu - wszak taka właśnie jest ta droga Królowa Śniegu.
Nienawidź więc ją i Ty, kimkolwiek jesteś. Tak jak doskonale robią to inni.
Odgarnęła czarne kosmyki z czoła, poprawiła zielono-srebrny krawat i zajęła miejsce przy stole Ślizgonów, czekając na słowa dyrektora.
Nic nie jest prawdziwe.
Nic.

Orion Anderson
Oczekujący
Orion Anderson

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Gru 26, 2013 9:15 pm
Dzień jak co dzień. Nic nadzwyczajnego, więc młody Anderson był po prostu znudzony i szczerze mówiąc nie chciało mu się podnosić tyłka po to, żeby przejść do Wielkiej Sali na kolację. Poprawił sobie jeszcze włosy. W końcu musiały być dobrze ułożone, bo nienawidził artystycznego nieładu na głowie. Wolał zainwestować w żel, dzięki któremu niesforne kosmki włosów nie odstawały na cztery strony świata, a czasami mogloby okazać się, że stron świata jest więcej niż cztery. Wszedł do Wielkiej Sali. Nie był w tym miejscu pierwszy, ani ostatni. I dobrze. Przychodząc wcześniej okazałby się nadgorliwy, a później pokazałby, że mu nie zależy, a jednak odznaka prefekt zobowiązuje. Nie rozglądając się po sali ruszył w kierunku stołu Ślizgonów szukając wzorkiem kogoś znajomego. Poprawił sobie krawat i kołnierzyk przy szkolnym mundurku i usiadł przy stole. Skinął głową Caroline na powitanie.
- Cześć – rzucił krótko, a jego ręka od razu powędrowała znów do tego nieszczęsnego krawata i delikatnie, a może nawet i nie tak bardzo delikatnie, go poluźniła. Jakoś dzisiaj wyjątkowo mu przeszkadzał i miał ochotę przebrać się i czuć się swobodniej. Założył nogę na nogę i spojrzał w kierunku stołu nauczycieli. Profesor Dumbledore wyglądał na czymś podekscytowanego, a McGonagall, z którą dyskutował, chyba nie podzielała entuzjazmu dyrektora. Przynajmniej nie w takim stopniu.
Odetta Anderson
Oczekujący
Odetta Anderson

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Gru 26, 2013 9:29 pm
Właśnie przechodziła z fazy czas się wreszcie położyć spać, do fazy - zaraz usnę na stojąco. Gdy przypomniała sobie o tej nieszczęsnej kolacji. Mruknęła coś do swojego kota przewracając się z jednego boku łóżka na drugi spoglądając Merlinowi w te jego straszne oczy.
-A może pójdziesz za mnie co? -spytała kota, który popatrzył się na nią wzrokiem typu "no chyba sobie dziewczynko żartujesz" i obrócił do niej tyłkiem. -Świetnie, tak myślałam. -fuknęła na kota. Wredne zwierzę i nikt jej nie wmówi, że jest inaczej, specjalnie ją tak traktuje. Była w stanie się założyć, że ten mały kotek robił jakąś akcje przeciwko niej. Wstała z łóżka wychodząc z dormitorium ślizgonów. Nie mogła dziś w nocy spać, a raczej nie starczyło jej czasu na sen, ucząc się na ostatni moment na zajęcia, no to teraz ma za swoje. Wkroczyła do Wielkiej Sali zauważając, że dość dużo osób już jest. Ha! Nawet się nie spóźniła, jest moc!
Zauważając Caroline i jej brata usiadła koło nich, ukrywając dłonią ziewnięcie.
-Cześć wam. Coś ciekawego już było? - spytała. Niech ktoś jej poda kawę zanim uśnie na siedząco!
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Gru 26, 2013 10:52 pm
Najwidoczniej nie tylko ona z VII rocznika Slytherinu postanowiła się pojawić w Wielkiej Sali by posłuchać, co Dumbledore ma do powiedzenia. Raczej nie spodziewała się jakiś wybitnych nowin, może jedynie jakiś ostrzeżeń i gadaniu o niebezpieczeństwach czyhających poza Hogwartem. Ale przecież... one były również w szkole, czyż nie? Sama była na to żywym niezbitym dowodem.
Robiła wszystko, byleby nie czuć się osamotniona, ciągnąc ze sobą inne dusze, innych nieszczęśników, którzy wydawali się 'niczemu winni'. Ale wszyscy są winni, tak? Każdy ma coś na sumieniu, każdy ma coś, co ukrywa przed innymi,
Wystarczy spojrzeć na pana prefekta Slytherinu, czy też na jego siostrę, która grała z nią w drużynie.
Wydawali się spokojni, aż nazbyt. Ale w środku? Czy ktoś wiedział, co tak naprawdę się w nich kryje?
Ludzie są potworami, tylko że zazwyczaj wolą się z tym ukrywać. Ona postanowiła działać inaczej.
Skoro była dla nich żmiją, niechaj tak będzie. Tak będzie przecież cudowniej, bardziej ekscytująco.
Odgarnęła swoje krucze włosy z czoła i rzuciła im chłodne badawcze spojrzenie. Nie odpowiedziała nic z początku, po prostu się im przyglądając, jakby się zastanawiając czy warto w ogóle odpowiadać, czy jest w tym jakikolwiek sens. Mogłoby to się wydawać dziwne, gdyby nie to, że już taka była.
C. nie odczuwała potrzeby by marnować słowa, by udawać, że przyjaźni się z wszystkimi, że też świat jest wspaniały, że w ogóle wszystko jest... w porządku.
Nie bawiła się w zawiązywanie więzi, tak? To było proste.
- Nic - odparła szorstko i założyła nogę na nogę, patrząc gdzieś ponad głowami daleko. To był inny świat.
Świat groteski.
Orion Anderson
Oczekujący
Orion Anderson

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Gru 27, 2013 10:47 pm
Caroline coś odburknęła pod nosem. Nie zdziwiło go to w najmniejszym stopniu. W końcu dziewczyna od zobaczył ją pierwszego dnia w Hogwarcie miała taki charakter. Jednak on do niej nic nie miał. W końcu była czystej krwi, nie była zdrajcą, czy po prostu tępakiem, a tacy też się zdarzali. Dziewczynę zawsze uważał za skrytą, ale przez to bardzo inteligentną. On lubił gadać jak najęty, żeby pokazać jaki jest wspaniały, mądry i elokwentny. Ona widocznie nie musiała i gardziła tym. Przynajmniej tak mu się wydawało. Dlatego też spojrzał tylko na siostrę.
- Gratuluję, nie spóźniłaś się. Pewnie Mikołaj przyniesie Ci dodatkowy prezent, bo robisz się grzeczna – rzucił w stronę siostry i poczochrał jej włosy. Wiedział, że ona nie odwdzięczy się tym samym, bo przecież miał nałożony żel na włosy. Nie byłoby to zbyt przyjemne dla niej, dla niego tym bardziej. Spojrzał w kierunku stołu nauczycieli, gdy tylko podniósł się dyrektor. Nie był głodny, chciał tylko posłuchać co nauczyciel ma do powiedzenia i iść znów do salonu Ślizgonów.
- Co? – szepnął patrząc w kierunku nauczyciela jak na debila. Czy ich totalnie pogrzało, żeby uczyć ich tańczyć jakiegoś prostackiego tańca i kazać przebierać się za jakiś idiotów. Spojrzał na siostrę jakby chcąc się dowiedzieć, czy się nie przesłyszał, a następnie wstał od stołu.
- Jakoś odechciało mi się tej kolacji – rzucił, jakby w ogóle miał ochotę dzisiaj coś jeść i poszedł do salonu Ślizgonów, bo ja nie wiem co tu pisać.

/zt/
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Sob Gru 28, 2013 11:53 pm
Uniosła brwi wysoko do góry, po czym prychnęła pod nosem. No nie, to chyba jakieś żarty, tak? Bal zimowy w Hogwarcie. Naprawdę....?
Aż to Ci dopiero paradoks, czyż nie Królowo Śniegu? Tylko ciekawe, jak się z tego spróbujesz wykaraskać, bo uciec chyba nie dasz rady. Pamiętasz te wszystkie 'wspaniałe' bale Twej matki? Urocze zachowywanie się, jak dama przy stole, branie po kęsie z każdego wytwornego dania w imię tak zwanej grzeczności i kulturalna wymiana zdań i witanie się z każdym, byleby tylko być na ustach wszystkich, byleby wiedzieli, że "to właśnie ta córka Kalipso". I do dziś na myśl o tych wszystkich sukniach, które musiała na siebie włożyć robi jej się niedobrze.
Ale teraz w Hogwarcie, to zmienia postać rzeczy. Ten bal to przecież idealna okazja by siać chaos i sprowadzić jeszcze więcej bólu i jeszcze bardziej dobić Rabastana.
Wahała się, gubiła się w tym wszystkim, w swych myślach, w całym tym bałaganie sprzecznych emocji.
Dlatego nie patrząc na nikogo opuściła Wielką Salę, chcąc na spokojnie to przemyśleć.

[z/t]
Sponsored content

Stół Ślizgonów Empty Re: Stół Ślizgonów

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach