- Natalie Dark
Re: Stół Ślizgonów
Pią Mar 25, 2016 5:47 pm
Dzisiejszy dzień był zdecydowanie inny niż wszystkie. Natalie nie była jednak pewna, czy powinna się z tego cieszyć. Oderwanie się na moment od codziennych problemów i danie się ponieść sprawiło, że zaczęły ją dopadać myśli, których zwykle do siebie nie dopuszczała. Miała też okazję przyjrzeć się dziś dokładniej łączących ją z poltergeistem relacji.
Nie powinien był się do mnie tak przywiązywać.
Wbiła wzrok w przestrzeń przed sobą i wzięła łyk soku.
To dlatego zawsze starałam się trzymać ludzi z daleka. Nieświadomie przyciągam i uzależniam.
Chciała wziąć do ust kolejny kawałek sałaty, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nic z niej nie zostało. Odsunęła talerz i wzięła przygotowane dla niej ciasto. Zwykle aż tyle nie jadła, ale cóż było poradzić. Była zamyślona, zmęczona i po raz kolejny ranna. Tym razem mógł się więc zdarzyć wyjątek.
Przed oczami stanęła jej scena sprzed kilku godzin, gdy stali przed wejściem.
Ja nigdy nie będę w stanie czegoś takiego czuć. Nie powinieneś był...
- Mm? - Automatycznie odwróciła głowę, gdy usłyszała skrót swojego imienia. Zamrugała kilkukrotnie, starając się wrócić myślami i skupić na pytaniu. Już miała nadzieję, że oderwie się od tych smutnych rozmyślań, gdy...
...czyli jednak jakiś poważny temat.
Westchnęła ciężko i zamyśliła się na moment, by ubrać jakoś w słowa swoją odpowiedź. Nie chciała go okłamywać, a jednocześnie nie chciała, by źle odebrał jej słowa. To był strasznie delikatny temat.
- Irytku... wiem, że ją lubisz, a ona lubi ciebie - zaczęła. - Spróbuj jednak popatrzeć na to obiektywnie. Raniliście się i nie potrafiliście się dogadać. Ona nie potrafiła cię zrozumieć, a ty musiałeś szukać wyjaśnienia u kogoś innego. To nie był dobry związek. Na początku myślałam, że wam się jakoś ułoży, ale kiedy miałam okazję dokładniej przyjrzeć się waszym relacjom i usłyszeć, co oboje myślicie, zrozumiałam, że to nie mogło wypalić na dłuższą metę. - Wzięła głęboki wdech. - Tak. Uważam, że do siebie nie pasujecie. Za bardzo się od siebie różnicie i starając się przy sobie wytrzymać, musielibyście się bardzo zmienić. To nie byłyby naturalne zmiany, a strasznie wymuszone i krzywdzące. - Wzięła kolejny ciężki oddech, a później uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Wiesz, zawsze możecie spróbować się po prostu przyjaźnić. Może taka relacja wypali, jeśli obojgu wam będzie na niej zależało. Grunt to się nie poddawać... i nie robić nic wbrew sobie.
Nie chcę żebyś cierpiał. Naprawdę nie chcę cię zranić. Musisz mieć jakichś innych przyjaciół poza mną. Jakichś mniej toksycznych. Nie mogę być tak blisko, jak byś tego chciał. Za bardzo by cię to skrzywdziło.
Nie powinien był się do mnie tak przywiązywać.
Wbiła wzrok w przestrzeń przed sobą i wzięła łyk soku.
To dlatego zawsze starałam się trzymać ludzi z daleka. Nieświadomie przyciągam i uzależniam.
Chciała wziąć do ust kolejny kawałek sałaty, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nic z niej nie zostało. Odsunęła talerz i wzięła przygotowane dla niej ciasto. Zwykle aż tyle nie jadła, ale cóż było poradzić. Była zamyślona, zmęczona i po raz kolejny ranna. Tym razem mógł się więc zdarzyć wyjątek.
Przed oczami stanęła jej scena sprzed kilku godzin, gdy stali przed wejściem.
Ja nigdy nie będę w stanie czegoś takiego czuć. Nie powinieneś był...
- Mm? - Automatycznie odwróciła głowę, gdy usłyszała skrót swojego imienia. Zamrugała kilkukrotnie, starając się wrócić myślami i skupić na pytaniu. Już miała nadzieję, że oderwie się od tych smutnych rozmyślań, gdy...
...czyli jednak jakiś poważny temat.
Westchnęła ciężko i zamyśliła się na moment, by ubrać jakoś w słowa swoją odpowiedź. Nie chciała go okłamywać, a jednocześnie nie chciała, by źle odebrał jej słowa. To był strasznie delikatny temat.
- Irytku... wiem, że ją lubisz, a ona lubi ciebie - zaczęła. - Spróbuj jednak popatrzeć na to obiektywnie. Raniliście się i nie potrafiliście się dogadać. Ona nie potrafiła cię zrozumieć, a ty musiałeś szukać wyjaśnienia u kogoś innego. To nie był dobry związek. Na początku myślałam, że wam się jakoś ułoży, ale kiedy miałam okazję dokładniej przyjrzeć się waszym relacjom i usłyszeć, co oboje myślicie, zrozumiałam, że to nie mogło wypalić na dłuższą metę. - Wzięła głęboki wdech. - Tak. Uważam, że do siebie nie pasujecie. Za bardzo się od siebie różnicie i starając się przy sobie wytrzymać, musielibyście się bardzo zmienić. To nie byłyby naturalne zmiany, a strasznie wymuszone i krzywdzące. - Wzięła kolejny ciężki oddech, a później uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Wiesz, zawsze możecie spróbować się po prostu przyjaźnić. Może taka relacja wypali, jeśli obojgu wam będzie na niej zależało. Grunt to się nie poddawać... i nie robić nic wbrew sobie.
Nie chcę żebyś cierpiał. Naprawdę nie chcę cię zranić. Musisz mieć jakichś innych przyjaciół poza mną. Jakichś mniej toksycznych. Nie mogę być tak blisko, jak byś tego chciał. Za bardzo by cię to skrzywdziło.
- Irytek
Re: Stół Ślizgonów
Pią Mar 25, 2016 10:42 pm
Może i nie powinien był się przywiązywać. Może miała rację pod tym względem, jak zwykle zresztą. Teraz było na to jednak już za późno. Zwłaszcza, że nie pozostał mu nikt poza ślizgonką. Od dłuższego czasu coraz więcej czasu jej poświęcał, zaniedbując zwykłe znajomości. A teraz jeszcze stracił Meggs...
- Nie będzie chciała mnie widzieć. Nawet nie powiedziała nic wprost, tylko napisała list. - odwrócił wzrok, przyglądając się czystemu naczyniu, które się przed nim znajdywało. Talerz leżał nietknięty, ale wydawało się jakby pojawiła się na nim jakaś ledwo dostrzegalna rysa.
Przynajmniej mam jeszcze Natalie. Jak na razie...
Bo on i Darkówna nie krzywdzili się, nie ranili nawzajem. Nie musiał się dla niej zmieniać na siłę, więc ich relacja z definicji powinna wypalić. Więc czemu nawet w tak przyjemnej z pozoru, spokojnej chwili czuł się... zbyteczny? Niechciany, niedoceniany. Lubiany i nic poza tym, a to było o wiele za mało dla niego w tej chwili. I nawet nie mógł mieć do nikogo pretensji, bo to nie była niczyja wina. Nat nie musiała odwzajemniać jego uczuć, a on mógł ich na nią wcale nie przelewać, skupiając się na tej, która wybrała życie wieczne byle tylko móc z nim być.
- No, ale dobrze, że mam to z głowy. - uśmiechnął się na siłę i wstał od stołu.
- Idziemy do tej biblioteki? - mruknął obojętnie, czekając na decyzję ślizgonki. I tak zrobią co ona zechce, nawet jeśli zmieniła zdanie. On nie miał tu nic do gadania.
- Nie będzie chciała mnie widzieć. Nawet nie powiedziała nic wprost, tylko napisała list. - odwrócił wzrok, przyglądając się czystemu naczyniu, które się przed nim znajdywało. Talerz leżał nietknięty, ale wydawało się jakby pojawiła się na nim jakaś ledwo dostrzegalna rysa.
Przynajmniej mam jeszcze Natalie. Jak na razie...
Bo on i Darkówna nie krzywdzili się, nie ranili nawzajem. Nie musiał się dla niej zmieniać na siłę, więc ich relacja z definicji powinna wypalić. Więc czemu nawet w tak przyjemnej z pozoru, spokojnej chwili czuł się... zbyteczny? Niechciany, niedoceniany. Lubiany i nic poza tym, a to było o wiele za mało dla niego w tej chwili. I nawet nie mógł mieć do nikogo pretensji, bo to nie była niczyja wina. Nat nie musiała odwzajemniać jego uczuć, a on mógł ich na nią wcale nie przelewać, skupiając się na tej, która wybrała życie wieczne byle tylko móc z nim być.
- No, ale dobrze, że mam to z głowy. - uśmiechnął się na siłę i wstał od stołu.
- Idziemy do tej biblioteki? - mruknął obojętnie, czekając na decyzję ślizgonki. I tak zrobią co ona zechce, nawet jeśli zmieniła zdanie. On nie miał tu nic do gadania.
- Natalie Dark
Re: Stół Ślizgonów
Pią Mar 25, 2016 11:05 pm
Pokiwała powoli głową, wpatrując się w blat przed sobą. Pokiwała powoli głową.
- Zobaczymy, co będzie. Ludzie mają to do siebie, że są strasznie zmienni. Dziś mówi to, za tydzień może stwierdzić coś innego. - Uśmiechnęła się do niego pocieszająco, choć nawet na nią teraz nie patrzył.
Nigdy nie pojmę ludzkiej natury. Dlaczego oni nie mogą być bardziej stali w uczuciach? Może i mam problemy z nawiązywaniem bliższych relacji, ale gdy już się pojawią, to są przynajmniej trwałe... z mojej strony...
Westchnęła, odkładając widelec. Ten punkt dnia można było odhaczyć. Organizm nakarmiony, Irytek w sumie też... Szkoda tylko, że zebrało im się na takie smutne tematy, ale za niedługo się to jakoś poprawi, prawda?
Oby...
Zerknęła na niego zdziwiona, słysząc jego podsumowanie. Nie przyglądała się w tym momencie jego twarzy, więc nie dostrzegła na niej smutku. Dlatego też w jej głowie najpierw pojawiło się pytanie.
Co z tobą nie tak? Powinno cię to bardziej obchodzić. Przecież znaczyła dla ciebie więcej niż zabawka. Może nie była miłością życia, ale jednak.
Przyglądała mu się przez moment, kiedy wstawał od stołu.
Przepraszam...
- Taak, chodźmy - przytaknęła, podnosząc z ławki torebkę i ruszając w stronę wyjścia z sali.
[z/t] x2
Koniec działania Szkiele-Wzro. / +12 PŻ
- Zobaczymy, co będzie. Ludzie mają to do siebie, że są strasznie zmienni. Dziś mówi to, za tydzień może stwierdzić coś innego. - Uśmiechnęła się do niego pocieszająco, choć nawet na nią teraz nie patrzył.
Nigdy nie pojmę ludzkiej natury. Dlaczego oni nie mogą być bardziej stali w uczuciach? Może i mam problemy z nawiązywaniem bliższych relacji, ale gdy już się pojawią, to są przynajmniej trwałe... z mojej strony...
Westchnęła, odkładając widelec. Ten punkt dnia można było odhaczyć. Organizm nakarmiony, Irytek w sumie też... Szkoda tylko, że zebrało im się na takie smutne tematy, ale za niedługo się to jakoś poprawi, prawda?
Oby...
Zerknęła na niego zdziwiona, słysząc jego podsumowanie. Nie przyglądała się w tym momencie jego twarzy, więc nie dostrzegła na niej smutku. Dlatego też w jej głowie najpierw pojawiło się pytanie.
Co z tobą nie tak? Powinno cię to bardziej obchodzić. Przecież znaczyła dla ciebie więcej niż zabawka. Może nie była miłością życia, ale jednak.
Przyglądała mu się przez moment, kiedy wstawał od stołu.
Przepraszam...
- Taak, chodźmy - przytaknęła, podnosząc z ławki torebkę i ruszając w stronę wyjścia z sali.
[z/t] x2
Koniec działania Szkiele-Wzro. / +12 PŻ
- Caroline Rockers
Re: Stół Ślizgonów
Pon Kwi 17, 2017 10:19 pm
Dużo czasu minęło. Całe siedem lat w tej szkole i wychodzi już za chwilę, już za rogiem czają się powozy i pociąg, co ma ją zawieźć do domu. Do domu? To nie był jej dom, nie bez ojca, którego tam teraz nie było wedle ostatniego listu pani matki, a chyba nic w tym względzie się nie zmieniło. W końcu by napisał jakby było inaczej... napisałby, prawda? Wolała Hogwart. Hogwart był bezpieczniejszy, łatwiejszy, nawet pomimo niechcianych wspomnień i ludzi. Wakacje nie były niczym, czego oczekiwałaby z zapartym tchem, wręcz przeciwnie, tworzyły obłudnie lepkie obietnice kłopotów. Nie znała w końcu rezultatów przesłuchań ani przeszukań, nie wiedziała, co planuje jej matka i jak bliskie było małżeństwo z przeklętym Lestrange. A żeby tego było mało, musiała wybrać praktyki; znała myśli swej matki, och tak, znała je dobrze i widziała oczyma wyobraźni jak popychana jest do Ministerstwa z dobrze zamaskowaną pogardą jej rodzicielki, bo jak dla niej i tak z przeklętej córki nic nie było, jedynie małżeństwo stanowiło jakąkolwiek wartość, przydatną rzecz, którą Caroline mogła zrobić. Nie mogła i tego zepsuć.
Zepsuć? Zabawne.
Zabawna myśl.
Zepsuć.
Była trochę rozkojarzona, bolała ją głowa jako skutki 'świetnej' zabawy na balu. Ubrana w czarną szatę z godłem swojej szkoły, wyprasowany mundurek bez żadnych ozdobników, ciemne buty na małym obcasie, z uplecionym warkoczem, który wystawał spod tiary, zajęła miejsce przy długim stole Slytherinu, nie zwracając za specjalnej uwagi na nikogo.
Uczta jeszcze się nie rozpoczęła.
Zepsuć? Zabawne.
Zabawna myśl.
Zepsuć.
Była trochę rozkojarzona, bolała ją głowa jako skutki 'świetnej' zabawy na balu. Ubrana w czarną szatę z godłem swojej szkoły, wyprasowany mundurek bez żadnych ozdobników, ciemne buty na małym obcasie, z uplecionym warkoczem, który wystawał spod tiary, zajęła miejsce przy długim stole Slytherinu, nie zwracając za specjalnej uwagi na nikogo.
Uczta jeszcze się nie rozpoczęła.
- Giotto Nero
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 18, 2017 11:36 pm
Ckliwe pożegnania nie były na pewno domeną Giotto, który z chęcią uniknąłby wszelkich ekscesów związanych z różnymi ucztami, czy ostatnimi balami w historii pewnych osób ze szkoły. Niemniej jednak postanowił wywiązać się z obietnicy, którą komuś złożył i pomimo początkowych planów opuszczenia szkoły w przeddzień balu, został do samego końca, chcąc po raz ostatni spojrzeć na mury Hogwartu, które niebawem opuści. Szósty rok co prawda zobowiązywał do zostania na ostatni rok, jednakże on w głowie miał inny plan - tutaj niczego już się nie nauczy, jeśli chce posmakować prawdziwej magii i przygotować się do poważnych rzeczy, musi to zrobić na własną rękę, w prawdziwym świecie, a nie pod osłoną siwego brodacza, który pilnuje porządku i tego, by uczniom nic się nie stało. Szkoła nie była prawdziwym życiem, a on potrzebował treningu właśnie prawdziwego życia.
Z lekkim kacem, nie ma co się oszukiwać, wstał nieco późno jak na niego i pomimo kapcia w mordzie, podniósł się dosyć szybko z łóżka, udając się natychmiast do łazienki na tzw. ogarnięcie. Wieczór pełen wrażeń na balu już się skończył i trzeba było zacząć nowy dzień, dlatego prysznic i przygotowanie szaty było teraz najbardziej wskazane. Ubrał się, wszystko było wyprasowane, czyste i zorganizowane z myślą o tym dniu. Wziął różdżkę do ręki i pomimo małego dyskomfortu - na który złożyło się złe samopoczucie przez użytkowanie w ostatnim czasie czarnej magii, wyparowujący z niego alkohol i zmęczenie, konkretniej niewyspanie - dał radę szybko i bez problemu wyrwać się z dormitorium Ślizgonów, celem udania się do sali głównej.
Wyszedłszy z lochów obrał kurs do wielkiej sali, trzymając oczywiście ręce w kieszeniach. Gdy dotarł na miejsce, rzucił okiem na wszystkie stoliki po kolei, obserwując wnikliwie co się tam dzieje. Pewnym krokiem, nie dając po sobie poznać śladów zmęczenia, przeszedł kolejne kilkanaście metrów, zajmując miejsce gdzieś w kącie stołu ślizgonów, tak by nie zwracać na siebie uwagi, być jak najdalej wyjścia i mieć wgląd na to kto wchodzi i wychodzi z tego pomieszczenia. Kątem oka dostrzegł Caroline, która była obecna tu dość wcześnie jak na siebie. Skinięciem głowy przywitał się z wężoustą pałkarką Slytherinu, uśmiechając się nieco na widok jej stanu, który też wskazywał na lekkiego kaca.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko przymykając oczy, zmęczenie dało mu się we znaki, ale siedział tak z myślą tego, że wystarczy tylko przeczekać i wszystko minie - albo jego stan się poprawi, albo cała "impreza" szybko się skończy.
Z lekkim kacem, nie ma co się oszukiwać, wstał nieco późno jak na niego i pomimo kapcia w mordzie, podniósł się dosyć szybko z łóżka, udając się natychmiast do łazienki na tzw. ogarnięcie. Wieczór pełen wrażeń na balu już się skończył i trzeba było zacząć nowy dzień, dlatego prysznic i przygotowanie szaty było teraz najbardziej wskazane. Ubrał się, wszystko było wyprasowane, czyste i zorganizowane z myślą o tym dniu. Wziął różdżkę do ręki i pomimo małego dyskomfortu - na który złożyło się złe samopoczucie przez użytkowanie w ostatnim czasie czarnej magii, wyparowujący z niego alkohol i zmęczenie, konkretniej niewyspanie - dał radę szybko i bez problemu wyrwać się z dormitorium Ślizgonów, celem udania się do sali głównej.
Wyszedłszy z lochów obrał kurs do wielkiej sali, trzymając oczywiście ręce w kieszeniach. Gdy dotarł na miejsce, rzucił okiem na wszystkie stoliki po kolei, obserwując wnikliwie co się tam dzieje. Pewnym krokiem, nie dając po sobie poznać śladów zmęczenia, przeszedł kolejne kilkanaście metrów, zajmując miejsce gdzieś w kącie stołu ślizgonów, tak by nie zwracać na siebie uwagi, być jak najdalej wyjścia i mieć wgląd na to kto wchodzi i wychodzi z tego pomieszczenia. Kątem oka dostrzegł Caroline, która była obecna tu dość wcześnie jak na siebie. Skinięciem głowy przywitał się z wężoustą pałkarką Slytherinu, uśmiechając się nieco na widok jej stanu, który też wskazywał na lekkiego kaca.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko przymykając oczy, zmęczenie dało mu się we znaki, ale siedział tak z myślą tego, że wystarczy tylko przeczekać i wszystko minie - albo jego stan się poprawi, albo cała "impreza" szybko się skończy.
- Enzo Nero
Re: Stół Ślizgonów
Sro Kwi 19, 2017 12:01 am
Enzo wstał rano zmęczony po wczorajszym ostrym melanżu który miał miejsce na pożegnalnym balu. Bolała go głowa, oraz ręce przed nadużycie alkoholu i przemocy jednak no cóż, taka okazja prędko się nie powtórzy. Wstał nieco się jeszcze chwiejąc i poszedł do łazienki by ogarnąć się trochę. Po porannym prysznicu nadeszła pora by się ubrać jednak całkowicie nie miał ochoty wychodzić z dormitorium. Z wielką niechęcią oraz psioczeniem na cały świat ubrał się w przyszykowane wcześniej szaty i przejrzał się w lustrze. Wyglądał superancko no oczywiście oprócz włosów, ponieważ nie mógł nigdzie znaleźć grzebienia który pewnie wziął sobie urlop po ostatnim, kiedy to Enzo czesał się przed balem. Poprawił lekko włosy ręką i wyszedł ze swojego pokoju by po chwili znaleźć się na korytarzu. Był tu straszny gwar i poruszenie, wszyscy trzaskali drzwiami, a młody chłopak się po prostu wkurwiał i już miał nawet chęć wyjebać ten zamek w powietrze przy użyciu jakiegoś bombowego zaklęcia jednak wtedy znalazł się już w wielkiej sali, a dokładniej przy stole ślizgonów. Było tu jeszcze pusto, i tylko dwójka uczniów zasiadała przy meblu, a jedną z nich był jego brat Giotto. Przywitał się kiwnięciem głowy z Caroline i podszedł do brata siadając po chwili obok niego.
- To tera będzie sporo czasu - Powiedział z uśmiechem.
Oczywiście chodziło tu o expienie poków w hoen a nie jakieś walenie wódy czy coś, o nie!
- To tera będzie sporo czasu - Powiedział z uśmiechem.
Oczywiście chodziło tu o expienie poków w hoen a nie jakieś walenie wódy czy coś, o nie!
- Catherine Rowle
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 25, 2017 3:15 pm
Z wysoko uniesioną głową (chociaż, bez przesady, musiała przecież widzieć wszystkie potencjalne przeszkody pałętające się pod jej nogami) przekroczyła progi Wielkiej Sali i ze znużeniem malującym się na twarzy rozejrzała się dookoła. Towarzystwo w jakim przyszło jej przebywać tego ranka [albo wieczora, nie wiem kiedy ta uczta się rozgrywa] nie było imponujące. Szlamy, szlamy i...No tak, przy stole puchonów jeszcze więcej szlam. Spojrzenie dziewczyny powoli prześlizgiwało się po wszystkich stołach, w stateczności zatrzymując się na tym, przy którym ona sama siadała przez sześć ostatnich lat. Widok, który ukazał się jej oczom, sprawił, że na zwykle chłodnej i obojętnej twarzy pojawił się cień irytacji. Nie lubiła gdy ktoś naruszał jej terytorium. Niezwykle dystyngowanym krokiem podeszła do dwójki ślizgonów, którzy pozwolili sobie na zajęcie jej miejsca i stając za plecami Giotto położyła swoje dłonie na jego ramionach. - Nie przypominam sobie żebym zapraszała tutaj któregoś z was - powiedziała spokojnie, chociaż w zielonych tęczówka można było dostrzec jakiś niebezpieczny błysk.
- Giotto Nero
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 25, 2017 4:21 pm
Prawdę mówiąc, od kilku dobrych minut jedyne o czym myślał Giotto to o jakiejś kanapce z pasztetem, gdyż zaczęła doskwierać mu żołądkowa pustka, a objawiało się to cichym burczeniem brzucha. Całe szczęście jednak nie musiał czekać długo, by otrzymać rozmaitości na stole, które mógł skonsumować kiedy tylko chciał. Od razu zabrał się za jakiś chlebek, dobrał masełko, jakąś wędlinkę, majonez, marchewkę, pasztet, ser albo cokolwiek innego i wpylił dosyć szybko dwie kromki z dodatkami, po czym jego oczom ukazał się szanowany obywatel The City - kapitan Klej, jeden z członków obywatelskiej czwórki, który jak widać jeszcze nie przeszedł elite four Johto.
Skinięciem głowy przywitał brata, który pewnie też przyszedł tu tylko na kanapki z pasztetem i majonezem. Musieli porozmawiać później, gdyż była pewna sprawa niecierpiąca zwłoki - kto jak kto, ale tylko Enzo był w stanie wyexpić Rattatę na 80 lvl i zdobyć dostęp do Hołen.
Wtem jego oczom, a raczej oczom na jego plecach, ukazał się jakiś rudy cygan, któremu chyba podpierniczyli zarezerwowany stolik. Giotto rozejrzał się nieco i nie dostrzegając żadnej karteczki, ani upoważnienia do kopania tutaj tunelu, postanowił zwrócić się w stronę swojego brata, wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw.
- Ty stary, dziś wigilia? Zwierzęta mówią, coś jest nie tak. - stwierdził bez ogródek, no ale taka była prawda. Od kiedy rude czajniki mają swój głos i mówią po angielsku?
W pewnej chwili Ślizgon zdecydował się przekręcić na siedzeniu i wstać, by tylko Rowle nie dotykała go więcej tymi brudnymi łapskami, którymi pewnie bawiła się w błocie razem z Huncwelami.
- Słuchaj, nie mam dla ciebie żadnej kości ani pluszaka, żebyś mogła aportować, więc grzecznie proszę - wypierdalaj stąd i mnie nie denerwuj. - powiedział pewnie i usiadł z powrotem, przekręcając się w stronę pustego stołu, licząc na to, że ruda potraktuje to wszystko poważnie i sobie stąd pójdzie. Był głodny, ale nie wrażeń z rudymi cyganami, a jedzenia, zwykłego, pospolitego żarcia, dlatego cierpliwie czekał na jedzenie.
Skinięciem głowy przywitał brata, który pewnie też przyszedł tu tylko na kanapki z pasztetem i majonezem. Musieli porozmawiać później, gdyż była pewna sprawa niecierpiąca zwłoki - kto jak kto, ale tylko Enzo był w stanie wyexpić Rattatę na 80 lvl i zdobyć dostęp do Hołen.
Wtem jego oczom, a raczej oczom na jego plecach, ukazał się jakiś rudy cygan, któremu chyba podpierniczyli zarezerwowany stolik. Giotto rozejrzał się nieco i nie dostrzegając żadnej karteczki, ani upoważnienia do kopania tutaj tunelu, postanowił zwrócić się w stronę swojego brata, wyraźnie zaskoczony takim obrotem spraw.
- Ty stary, dziś wigilia? Zwierzęta mówią, coś jest nie tak. - stwierdził bez ogródek, no ale taka była prawda. Od kiedy rude czajniki mają swój głos i mówią po angielsku?
W pewnej chwili Ślizgon zdecydował się przekręcić na siedzeniu i wstać, by tylko Rowle nie dotykała go więcej tymi brudnymi łapskami, którymi pewnie bawiła się w błocie razem z Huncwelami.
- Słuchaj, nie mam dla ciebie żadnej kości ani pluszaka, żebyś mogła aportować, więc grzecznie proszę - wypierdalaj stąd i mnie nie denerwuj. - powiedział pewnie i usiadł z powrotem, przekręcając się w stronę pustego stołu, licząc na to, że ruda potraktuje to wszystko poważnie i sobie stąd pójdzie. Był głodny, ale nie wrażeń z rudymi cyganami, a jedzenia, zwykłego, pospolitego żarcia, dlatego cierpliwie czekał na jedzenie.
- Enzo Nero
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 25, 2017 5:19 pm
Enzo także przybył tutaj tylko po to by przybić sobie z Giotto piąteczkę, wyjebać flaszeczkę, a potem wrócić do nabijania lvl pokemonom które to miał przy sobie by w końcu wypierdolić z tego jebanego Johto przez które miał koszmary. Na początku na stole była bieda, nie było jedzenia, jednak po krótkiej chwili stoły jakby przez skinienie magicznej różdżki zapełniły się różnorakim żarełkiem. Gdyby on był dyrektorem na stole pojawiły by się tylko słoiki majonezu i majonez by wszyscy poznali w końcu ten niebiański smak którym bracia Nero delektowali się od dzieciństwa. Kiedy ruda miotła podeszła do nich i położyła łapy na ramionach Giotto, Enzo nie krył swojego zdziwienia, które narosło jeszcze bardziej kiedy powiedziała że ich tu nie zapraszała. Przecież jakby nie patrzeć to oni byli tu pierwsi. Blondyn z uśmiechem spojrzał na tego burka i wstał. Odchrząknął dwa razy by jego głos był bardziej czysty i klarowny.
- WYPIERDALAJ PÓKIM DOBRY. Bo jak nie to Twoją kolacją będzie bombarda i Twoje własne zęby - Pierwszą część powiedział głośniej, drugą jednak już nieco spokojniej.
Słysząc tekst brata o wigilii wzruszył ramionami.
- Innego wyjaśnienia nie ma skoro wpuścili tu coś takiego - Odpowiedział olewając teraz całkowicie dziewczynę i siadając na swoim miejscu które było bardziej jego niż jej.
Teraz już czekał tylko na jej reakcję, jeśli tylko zmusi go do dobycia różdżki, nie zawaha się ani chwili i naszprycuje ją różnymi zaklęciami, a jeśli to nie pomoże to przeciągnie ją po stole jak Steven Siegal.
- WYPIERDALAJ PÓKIM DOBRY. Bo jak nie to Twoją kolacją będzie bombarda i Twoje własne zęby - Pierwszą część powiedział głośniej, drugą jednak już nieco spokojniej.
Słysząc tekst brata o wigilii wzruszył ramionami.
- Innego wyjaśnienia nie ma skoro wpuścili tu coś takiego - Odpowiedział olewając teraz całkowicie dziewczynę i siadając na swoim miejscu które było bardziej jego niż jej.
Teraz już czekał tylko na jej reakcję, jeśli tylko zmusi go do dobycia różdżki, nie zawaha się ani chwili i naszprycuje ją różnymi zaklęciami, a jeśli to nie pomoże to przeciągnie ją po stole jak Steven Siegal.
- Catherine Rowle
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 25, 2017 10:55 pm
Usta Rudego Kościotrupa - jak określił ją Nero - wygięły się w pełnym pogardy i obrzydzenia uśmiechu. Naprawdę, nie potrafiła zrozumieć tego nieposzanowania etykiety czy chociażby zwykły, ogólnie przyjętych zasad. W kręgach w jakich obracała się dziewczyna nikt nie mógł uprawiać takiej samowolki. Każdy musiał zajmować takie miejsce jakie odpowiadało jego stanowisku i roli pełnione w rodzinie. Najstarsi siedzieli u szczytu stołu, mężczyźni po jego prawej stronie, kobiety po lewej, arystokracja obok arystokracji, a pospólstwo...Cóż, Catherine nie wiedziała gdzie siadało pospólstwo bowiem tacy ludzi nigdy nie byli wpuszczani do jej salonu. W ciągu roku, gdy razem z przyjaciółmi mieszkała w zamku, również starała się postępować według zasad wyniesionych z domu. Codzienne, od sześciu lat, stale siadała w tym samym miejscu; pomiędzy Nottem a Selwyn, na przeciwko Carrowa. Logicznym zatem było, że to bracia Nero popełnili błąd. - Doprawdy Nero - syknęła zniesmaczona - mógłbyś zważać na swój język. Rozumiem, że twoje... - zawahała się szukając przez chwilę odpowiedniego słowa. Określenie ''kurwy'' na pewno dobrze by tutaj pasowało, ale przecież damie nie wypadało przeklinać w towarzystwie. - Panny - dokończyła - lubią, kiedy bawisz się z nimi w ten sposób, ale niestety nie jesteśmy w twojej sypialni - zakończyła, posyłając mu pełen słodyczy uśmiech.
- Nie rób scen - zwróciła się do drugiego chłopaka, a następnie z całkowitym spokojem zajęła miejsce naprzeciwko Giotto. Nie była zła, prawdę mówiąc nie udała im się nawet jej zdenerwować, ale płazem takiego zachowania nie mogła puścić. Poza tym, chciała przetestować nowe zaklęcie. Biorąc do ręki nóż posmarowała masłem swoją bułeczkę, a następnie nieznacznie spojrzała w kierunku stołu nauczycielskiego, poza gajowym i nauczycielem obrony nie było tam na szczęście nikogo więcej. Z kieszeni szaty wyjęła swoją różdżkę i chociaż o wiele łatwiej byłoby jej trafić w starszego z braci końcówkę różdżki wycelowała z okolice krocza Enzo. Fakt, że musiała zrobić to pod ławką nieco utrudniał jej zadanie jednak mimo wszystkich trudności dziewczyna miała nadzieję, że zaklęcie trafi tam gdzie miało trafić. - Acusdolor - wyszeptała pod nosem uważnie patrząc na młodszego Nero.
- Nie rób scen - zwróciła się do drugiego chłopaka, a następnie z całkowitym spokojem zajęła miejsce naprzeciwko Giotto. Nie była zła, prawdę mówiąc nie udała im się nawet jej zdenerwować, ale płazem takiego zachowania nie mogła puścić. Poza tym, chciała przetestować nowe zaklęcie. Biorąc do ręki nóż posmarowała masłem swoją bułeczkę, a następnie nieznacznie spojrzała w kierunku stołu nauczycielskiego, poza gajowym i nauczycielem obrony nie było tam na szczęście nikogo więcej. Z kieszeni szaty wyjęła swoją różdżkę i chociaż o wiele łatwiej byłoby jej trafić w starszego z braci końcówkę różdżki wycelowała z okolice krocza Enzo. Fakt, że musiała zrobić to pod ławką nieco utrudniał jej zadanie jednak mimo wszystkich trudności dziewczyna miała nadzieję, że zaklęcie trafi tam gdzie miało trafić. - Acusdolor - wyszeptała pod nosem uważnie patrząc na młodszego Nero.
- Mistrz Gry
Re: Stół Ślizgonów
Wto Kwi 25, 2017 10:55 pm
The member 'Catherine Rowle' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 3, 5
'Pojedynek' :
Result : 3, 5
- Giotto Nero
Re: Stół Ślizgonów
Czw Kwi 27, 2017 4:03 pm
Jak komentarze każdej rudej miotły, również te Catherine przeszły bez echa i tak naprawdę obaj bracia Nero liczyli chyba na to, iż nie będzie im próbowała wcisnąć jakichś łez cyganek i sobie stąd pójdzie. Początkowo również na to się zanosiło, gdyż padł tylko kilka uwag odnośnie języka stosowanego przez tę dwójkę, jednakże jak to mówił Kleszcz: życie jest jak sałatka - dlatego postanowili, że tym razem dojebią jej taką sałatkę, że się nie pozbiera. I chyba tak w rzeczywistości było, bo pomimo wszelakich zapewnień, że to jej miejsce, że miała tu rezerwacje, że zna Piekarza i że czasem myje zęby, to jednak odpuściła i poszła sobie naprzeciw. Jak to się mawia: badziewie do badziewia.
Giotto siedział sobie w najlepsze i mając nadzieję, że ta zardzewiała głowa już na dobre się zamknęła, prowadził etapową konsumpcję, która polegała na kosztowaniu różnych rozmaitości znajdujących się na stole, działo się to oczywiście w jego wyobraźni, bo stoły były puste. Apetyt miał jak nigdy, ale nie ma co się dziwić, bal był dla niego dosyć udany, a i wczoraj niezbyt wiele kalorii dodał do swojego arsenału, toteż dzisiaj musiał czymś uzupełnić swe siły. Co jakiś czas zerkał jednak na rudą miotłę, której wydawało się chyba, że jest tu jakimś młodzieżowym szefem marketingu Fanty, czy coś. Ewidentnie na coś się czaiła, a jeść tak z tym perfidnym wzrokiem na sobie, to nawet on może dostać jakiegoś wrzodu z niesmaku.
No i czekał jak ten świerszcz narodowy, kolejny post oczekiwania na jedzenie, ileż można!
Giotto siedział sobie w najlepsze i mając nadzieję, że ta zardzewiała głowa już na dobre się zamknęła, prowadził etapową konsumpcję, która polegała na kosztowaniu różnych rozmaitości znajdujących się na stole, działo się to oczywiście w jego wyobraźni, bo stoły były puste. Apetyt miał jak nigdy, ale nie ma co się dziwić, bal był dla niego dosyć udany, a i wczoraj niezbyt wiele kalorii dodał do swojego arsenału, toteż dzisiaj musiał czymś uzupełnić swe siły. Co jakiś czas zerkał jednak na rudą miotłę, której wydawało się chyba, że jest tu jakimś młodzieżowym szefem marketingu Fanty, czy coś. Ewidentnie na coś się czaiła, a jeść tak z tym perfidnym wzrokiem na sobie, to nawet on może dostać jakiegoś wrzodu z niesmaku.
No i czekał jak ten świerszcz narodowy, kolejny post oczekiwania na jedzenie, ileż można!
- Severus Snape
Re: Stół Ślizgonów
Pon Maj 01, 2017 5:56 pm
Zakończenie roku nigdy nie było czymś, na co Snape czekał z utęsknieniem. Wizja powrotu do zapyziałego domu, tak pustego i pełnego jednocześnie, pełnego napięcia i niewypowiedzianych słów pogardy - z pewnością nie napawała go radością. Co roku moment ten wyrywał go miłego uścisku nadziei, że wszystko może być dobrze. Zaraz potem przechodził przez próg rodzinnego domu i każde złe wspomnienie wracało ze zdwojoną siłą. Tym razem jednak wszystko było jeszcze gorsze niż zazwyczaj.
Z obojętną miną przyglądał się wszystkim tym, których pogodne twarze sugerowały jak bardzo cieszyli się na zbliżające się wakacje, z każdą sekundą czując coraz bardziej uwierającą go w przełyku zawartość żołądka. Nie było to bynajmniej efektem balu pożegnalnego, który dla niego był jedynie pretekstem do tego by spędzić więcej czasu z Lily. To raczej świadomość tego, co, dosłownie i w przenośni, czeka go za ciężkimi drzwiami zamku, wywoływała nagłą potrzebę zwymiotowania. Nie chciał o tym myśleć. Gdy był tutaj, chroniony bezpieczną otoczką "ucznia" mógł udawać ile tylko chciał, że wszystko to jest gdzieś ponad nim. Teraz jednak coraz bardziej zdawał sobie sprawę, jak głęboko po kolana był już w tym całym łajnie.
Obrzucił spojrzeniem osoby obecne na sali, a raczej powietrze ponad nimi, w duchu modląc się by nie napotkał na swej drodze zielonych oczu przyjaciółki i usiadł przy stole ślizgonów. Część osób już siedziała na swych miejscach, on jednak kompletnie ich zignorował, co zresztą odbyło się z wzajemnością. Pozostało mu jedynie wbić tępo spojrzenie w talerz leżący przed nim, tak bardzo kuszący wizją roztrzaskania go na przeciwległej ścianie.
Z obojętną miną przyglądał się wszystkim tym, których pogodne twarze sugerowały jak bardzo cieszyli się na zbliżające się wakacje, z każdą sekundą czując coraz bardziej uwierającą go w przełyku zawartość żołądka. Nie było to bynajmniej efektem balu pożegnalnego, który dla niego był jedynie pretekstem do tego by spędzić więcej czasu z Lily. To raczej świadomość tego, co, dosłownie i w przenośni, czeka go za ciężkimi drzwiami zamku, wywoływała nagłą potrzebę zwymiotowania. Nie chciał o tym myśleć. Gdy był tutaj, chroniony bezpieczną otoczką "ucznia" mógł udawać ile tylko chciał, że wszystko to jest gdzieś ponad nim. Teraz jednak coraz bardziej zdawał sobie sprawę, jak głęboko po kolana był już w tym całym łajnie.
Obrzucił spojrzeniem osoby obecne na sali, a raczej powietrze ponad nimi, w duchu modląc się by nie napotkał na swej drodze zielonych oczu przyjaciółki i usiadł przy stole ślizgonów. Część osób już siedziała na swych miejscach, on jednak kompletnie ich zignorował, co zresztą odbyło się z wzajemnością. Pozostało mu jedynie wbić tępo spojrzenie w talerz leżący przed nim, tak bardzo kuszący wizją roztrzaskania go na przeciwległej ścianie.
- Enzo Nero
Re: Stół Ślizgonów
Czw Maj 04, 2017 10:48 am
No tak, teraz to się dopiero zacznie. Dziewczyna chyba nie wiedziała do kogo teraz fika. Dwóch braci Nero to nie są żarty, i jeśli w grę wchodzą czary to już nie ma żartów. Widząc że dziewczyna chowa ręce pod stołem on również to zrobił.
- Protego - Mruknął i wyczarował tarczę.
Nie był pewny tego co ona kombinuje jednak przy Gio i jego legilimencji nauczył się być gotowym na wszystko. Nie musiał długo czekać, aż jego obrona zostanie sprawdzona poprzez Acusdolor. Na szczęście tarcza którą stworzył młodszy z braci była szczelna i nic mu się nie stało w związku z zaklęciem dziewczyny, gdyby do tego doszło na pewno byłoby śmiesznie. Korzystając z okazji że Giotto rozproszył rudy wieszak chciał zaatakować ventusem i całkowicie ją zdmuchnąć jednak zupełnie mu nie wyszedł ten atak.
- W sumie to szkoda szępić ryja na takiego koczkodana - Powiedział i położył głowę na stole.
W między czasie gdzieś tam przewinął się emo Snejpik, a cesarzowa nieogaru Ce dalej czeka na powiększony Macmillan i kanapkę McKinol.
- Protego - Mruknął i wyczarował tarczę.
Nie był pewny tego co ona kombinuje jednak przy Gio i jego legilimencji nauczył się być gotowym na wszystko. Nie musiał długo czekać, aż jego obrona zostanie sprawdzona poprzez Acusdolor. Na szczęście tarcza którą stworzył młodszy z braci była szczelna i nic mu się nie stało w związku z zaklęciem dziewczyny, gdyby do tego doszło na pewno byłoby śmiesznie. Korzystając z okazji że Giotto rozproszył rudy wieszak chciał zaatakować ventusem i całkowicie ją zdmuchnąć jednak zupełnie mu nie wyszedł ten atak.
- W sumie to szkoda szępić ryja na takiego koczkodana - Powiedział i położył głowę na stole.
W między czasie gdzieś tam przewinął się emo Snejpik, a cesarzowa nieogaru Ce dalej czeka na powiększony Macmillan i kanapkę McKinol.
- Mistrz Gry
Re: Stół Ślizgonów
Czw Maj 04, 2017 10:48 am
The member 'Enzo Nero' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6, 3
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 1, 5
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6, 3
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 1, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach