- Mistrz Labiryntu
Stół Gryfonów
Pon Wrz 02, 2013 1:53 pm
Wielki stół Gryffindoru, przy którym zasiadają Gryfoni, aby zjeść posiłek.
- Riley Acquart
Re: Stół Gryfonów
Czw Gru 19, 2013 11:10 pm
Do Wielkiej Sali wkroczyła nieco zdyszana i zmęczona. Ledwo skończyła prywatny trening Quidditcha, a chwilę później dowiedziała się o zwołanym zebraniu. Lekki prysznic - tylko na tyle mogła sobie pozwolić, by nie spóźnić się na wyznaczone spotkanie. Miała nadzieję, że przemowa Profesora Dumbledore jeszcze się nie zaczęła. Ogłoszenie jakie miał bowiem wypowiedzieć, miało być iście ważne.
Na całe szczęście Riley zdążyła. Usiadła na swoim stałym miejscu, między szóstą a siódmą klasą. Usiadła i poczęła tarmosić ręką swoje przemoczone brunatne włosy w celu szybkiego ich wysuszenia. Miała na to jeszcze chwilkę czasu, gdyż nie wszyscy uczniowie zgromadzili się w Wielkiej Sali o ustalonej porze.
Na całe szczęście Riley zdążyła. Usiadła na swoim stałym miejscu, między szóstą a siódmą klasą. Usiadła i poczęła tarmosić ręką swoje przemoczone brunatne włosy w celu szybkiego ich wysuszenia. Miała na to jeszcze chwilkę czasu, gdyż nie wszyscy uczniowie zgromadzili się w Wielkiej Sali o ustalonej porze.
- James Potter
Re: Stół Gryfonów
Sro Gru 25, 2013 7:28 pm
Cóż... James po ostatnich wydarzeniach z szanowną panną Evans zaniechał wszelkich prób podrywania jej. To nie tak, że przestała go obchodzić. Po prostu, zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu. W sumie to ona też zdecydowała za nich oboje. Mieli być przyjaciółmi, dlatego też będzie najlepiej jeśli James nie zaangażuje się w chorą relację na linii z Evans. Tego było za wiele, było to niepotrzebne, absurdalne... i tak bardzo raniące. Stąd Potter postanowił sobie znaleźć dziewczynę, w porządku - może i będzie tylko pocieszeniem dla zbyt wyrafinowanego stylu bycia Jamesa, ale co to miało do rzeczy? Chciał zapomnieć o Lily, a przecież nikt nie skreśla tego, że się zakocha w innej.
Taaak, ja też to w nie wierzę. Evans była miłością jego życia i pewnie prędzej zgnije niż innej powie te magiczne słowa.
Z wielką niechęcią wszedł jednak do Wielkiej Sali wiedząc, że może zastać tam Rudą. To było nawet logiczne. Jednak kiedy zdał sobie sprawę, że na Lily świat się nie kończy i swoim hipnotycznym spojrzeniem orzechowych oczu ogarnął całą salę, zrozumiał że jest tam... No właśnie. Jest między innym Syriusz. Trzeba było jeszcze tylko jakieś jaja odwinąć i wszystko grało. I nagle ona. Szlag, Merlinie - za co - od razu przemknęło przez jego głowę, ale jak gdyby nigdy nic, przywitał się ze swoją... Przyjaciółką.
-Cześć Evans.
Taaak, ja też to w nie wierzę. Evans była miłością jego życia i pewnie prędzej zgnije niż innej powie te magiczne słowa.
Z wielką niechęcią wszedł jednak do Wielkiej Sali wiedząc, że może zastać tam Rudą. To było nawet logiczne. Jednak kiedy zdał sobie sprawę, że na Lily świat się nie kończy i swoim hipnotycznym spojrzeniem orzechowych oczu ogarnął całą salę, zrozumiał że jest tam... No właśnie. Jest między innym Syriusz. Trzeba było jeszcze tylko jakieś jaja odwinąć i wszystko grało. I nagle ona. Szlag, Merlinie - za co - od razu przemknęło przez jego głowę, ale jak gdyby nigdy nic, przywitał się ze swoją... Przyjaciółką.
-Cześć Evans.
- Lily Evans
Re: Stół Gryfonów
Sro Gru 25, 2013 8:16 pm
Ona natomiast wróciła do unikania go, jak tylko mogła, nie chciała zostać ponownie z nim na sam, dlatego przebywało w miejscach, gdzie przybywało przynajmniej kilka osób. Więc teraz tylko dormitorium dziewcząt VII roku było tak naprawdę cichym i bezpiecznym miejscem. Opcja przyjaciele, była jak najbardziej bezpieczna - przynajmniej tak jej się początkowo wydawało, ale teraz niekiedy Lily łapała się na tym, że brakuje jej ostrych wymian zdań z Potterem, w pewnym stopniu to sprawiało, że coś się działo, że mogła wyrzucić z siebie wszystko, a teraz co? Musiała udawać, że wszystko jest w porządku. A przecież nie było. Była sobie sama winna. Przyjaciele...? To było ciężkie do przyjęcia, a sama to zaproponowała! Czyżby aż tak była zaślepiona? Może również powinna dać się ponieść tej niesamowitej fali spontaniczności, nie patrząc na konsekwencje? Chociażby raz? A teraz siedziała pomiędzy znajomymi ludźmi, posłała mały niepewny uśmiech w stronę Riley i czekała na słowa dyrektora.
Aż wszedł On i odezwał się do niej, witając się jak gdyby nigdy nic. Zacisnęła z zdenerwowania wargi i spojrzała prosto w oczy Jamesa, próbując wytrzymać każde jego spojrzenie, choćby nie wiadomo jakie było.
- Witaj Potter - wykrztusiła cicho. - Widziałeś może Erin?
Aż wszedł On i odezwał się do niej, witając się jak gdyby nigdy nic. Zacisnęła z zdenerwowania wargi i spojrzała prosto w oczy Jamesa, próbując wytrzymać każde jego spojrzenie, choćby nie wiadomo jakie było.
- Witaj Potter - wykrztusiła cicho. - Widziałeś może Erin?
- James Potter
Re: Stół Gryfonów
Sro Gru 25, 2013 8:24 pm
A to spojrzenie się zmieniło. Grał na zwłokę, próbował się odzwyczaić od tego, jak na niego działała i trzymał się nawet dzielnie, co w jego wypadku było dość zabawne. Wbijał wzrok w rude dziewczę próbując odgadnąć jej myśli. Nie, w sumie to nie. Wolał się nie zagłębiać w umysł dziewczyn, bo ten był na tyle nieogarnięty, że aż by się wystraszył. Wszystkie panny już tak miały. Robić z igły widły. Doszukiwały się wszędzie problemów. Nieszczerości. Jakiś podejść czysto taktycznych, a przecież szanowny Potter był prostolinijny. Kochał Evans? Kochał. Chciał z nią iść do łóżka? Chciał. Tyle w tym temacie. Nie miał zamiaru się nią bawić. Po za tym był na takie podchody za stary - pomyślał siedemnastolatek.
-Nie widziałem jej. Pewnie jeszcze jest w swoim dormitorium, po za tym to że jest moją siostrą nie znaczy, że jej pilnuję na każdym kroku. - Głos Pottera, ku zapewne jej zaskoczeniu jak i większości osób, które mogły go słyszeć był chłodny. Nie chciał żeby Lily odebrała to jak po prostu zbywanie jej, ale w jakimś stopniu własnie takie to wszystko było. Zbywał ją na wszystkie możliwe sposoby, by czasem nie weszła za głęboko, by czasem się nie zbliżyła. Wtedy mógłby nie wytrzymać.
-Poślij jej sowę czy coś, na pewno odpisze. - Rzucił jeszcze na dobitkę, tak by po prostu utwierdzić ja w tym, że coś się zmieniło. Nie jego uczucia, ale jego zaufanie. Odtrąciła go. Czuł się jak zbity pies (pozdrawiam Syriuszu). Jednak naprawdę tak było. James cierpiał. Gdzieś uciekła z niego ta radosna iskierka. Gdzieś uciekło jego pozytywne myślenie. Gdzieś się zagubił.
-Nie widziałem jej. Pewnie jeszcze jest w swoim dormitorium, po za tym to że jest moją siostrą nie znaczy, że jej pilnuję na każdym kroku. - Głos Pottera, ku zapewne jej zaskoczeniu jak i większości osób, które mogły go słyszeć był chłodny. Nie chciał żeby Lily odebrała to jak po prostu zbywanie jej, ale w jakimś stopniu własnie takie to wszystko było. Zbywał ją na wszystkie możliwe sposoby, by czasem nie weszła za głęboko, by czasem się nie zbliżyła. Wtedy mógłby nie wytrzymać.
-Poślij jej sowę czy coś, na pewno odpisze. - Rzucił jeszcze na dobitkę, tak by po prostu utwierdzić ja w tym, że coś się zmieniło. Nie jego uczucia, ale jego zaufanie. Odtrąciła go. Czuł się jak zbity pies (pozdrawiam Syriuszu). Jednak naprawdę tak było. James cierpiał. Gdzieś uciekła z niego ta radosna iskierka. Gdzieś uciekło jego pozytywne myślenie. Gdzieś się zagubił.
- Lily Evans
Re: Stół Gryfonów
Sro Gru 25, 2013 9:10 pm
Evans nie doszukała się problemów, ona po prostu wiedziała, że takie problemy lubią się trzymać Pottera, a on chętnie korzysta z okazji by po nie sięgnąć. Czyż nie było tak? Czyż nie zdarzało mu się niejednokrotnie jej tego udowadniać? Ale wbrew wszystkiemu nie uważała go za idiotę i choć on mógłby jej nie wierzyć to widziała zmiany zachodzące w nim samym. Czuła się poniekąd winna, nie chciała by poświęcał jej tyle czasu, nie chciała by zaniedbywał przyjaciół, by ciągle próbował jej udowodnić, że powinna była postąpić według niego słusznie. A co przez to James rozumiał? To chyba proste, czyż nie? Liczył na to, że się obnaży, że będzie szczera z samą sobą.
Dawała mu przecież sygnały, strzępki nadziei, pozwalała niejednokrotnie by się zbliżył, by dotknął jej policzka, przycisnął wargi do jej ucha...
Pozwoliła się zapomnieć, sama wprowadzając chaos w ich życiu. A teraz karmiła ich oboje złudzeniami, że będzie lepiej, gdy zostaną przyjaciółmi. Och, Evans. Jakaś ty naiwna! Jakaś ty nieżyciowa czasem!
Powinnaś zapomnieć. Powinnaś dać mu odejść i odpocząć, skoro nie dajesz mu nadziei, że coś z tego będzie. A Ty jesteś egoistką i do tego wszystkiego kłamczuchą.
Ach, Evans, Evans, Evans...
Potrzebowała Erin. Dorcas. Mary. April. Kogokolwiek, by ją uratował zanim się pogrąży jeszcze bardziej. Zanim wszystko zepsuje.
Na jego słowa zacisnęła zęby, próbując powstrzymać złośliwość. Nie mogła przecież dać się wyprowadzić mu z równowagi.
- Nie ma jej w naszym dormitorium, Potter. Dawno jej nie widziałam - wycedziła równie chłodnym tonem, co on, próbując zamaskować zmartwienie o czarnowłosą przyjaciółkę. Nie musiał być przecież dupkiem, czyż nie tak? Ale skoro tego chciał, to proszę bardzo.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne - rzuciła mu spojrzenie zielonych oczu, w których w tym momencie pojawił się ogień. Chciał tak się bawić? Proszę bardzo. Jej również nie było łatwo, więc nie miała zamiaru iść mu na rękę.
Wysunęła się nieco do przodu, po czym jedną nogą zawędrowała niedaleko jego i nadepnęła na jego stopę.
Tak, nawet jej zdarzały się dziecinne zachowania. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak często.
Dawała mu przecież sygnały, strzępki nadziei, pozwalała niejednokrotnie by się zbliżył, by dotknął jej policzka, przycisnął wargi do jej ucha...
Pozwoliła się zapomnieć, sama wprowadzając chaos w ich życiu. A teraz karmiła ich oboje złudzeniami, że będzie lepiej, gdy zostaną przyjaciółmi. Och, Evans. Jakaś ty naiwna! Jakaś ty nieżyciowa czasem!
Powinnaś zapomnieć. Powinnaś dać mu odejść i odpocząć, skoro nie dajesz mu nadziei, że coś z tego będzie. A Ty jesteś egoistką i do tego wszystkiego kłamczuchą.
Ach, Evans, Evans, Evans...
Potrzebowała Erin. Dorcas. Mary. April. Kogokolwiek, by ją uratował zanim się pogrąży jeszcze bardziej. Zanim wszystko zepsuje.
Na jego słowa zacisnęła zęby, próbując powstrzymać złośliwość. Nie mogła przecież dać się wyprowadzić mu z równowagi.
- Nie ma jej w naszym dormitorium, Potter. Dawno jej nie widziałam - wycedziła równie chłodnym tonem, co on, próbując zamaskować zmartwienie o czarnowłosą przyjaciółkę. Nie musiał być przecież dupkiem, czyż nie tak? Ale skoro tego chciał, to proszę bardzo.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne - rzuciła mu spojrzenie zielonych oczu, w których w tym momencie pojawił się ogień. Chciał tak się bawić? Proszę bardzo. Jej również nie było łatwo, więc nie miała zamiaru iść mu na rękę.
Wysunęła się nieco do przodu, po czym jedną nogą zawędrowała niedaleko jego i nadepnęła na jego stopę.
Tak, nawet jej zdarzały się dziecinne zachowania. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak często.
- Riley Acquart
Re: Stół Gryfonów
Sro Gru 25, 2013 10:24 pm
Wielka Sala zaczęła się wypełniać. Przy stole gryfonów co róż dosiadał się jakiś uczeń. Między innymi szukający czerwonozłotej drużyny – James, oraz Lily – prefekt ich domu. Riley odwzajemniła uśmiech rudowłosej dziewczyny, po czym poczęła rozglądać się w obrębie ich stołu, by dostrzec kogo jeszcze brakuje. A brakował już niewielu. W międzyczasie brunetka poczęła przysłuchiwać się rozmowie dwójki nowo przybyłych osób. James i Lily to zdecydowanie ciekawa para przyjaciół. W dormitorium dziewczyna krążyły już całkiem interesujące plotki na ich temat. Podobno coś między nimi iskrzyło. Iskrzyło i to bardzo. Był to gorący temat, który przyprawiał niejedną gryfonkę o rumieniec i miłosne westchnienia zazdrości. Jednak co innego zdało się słyszeć teraz. Sztuczna wymiana zdań. Momentami szorstka i na odczep. Riley wyczuwała w powietrzu wielkie napięcie. Napięcie świadczące, że między tą parą dzieje się coś złego. Czyżby miłosny czar prysł?
Riley nie miała zamiaru zakłócać przestrzeni, która wytworzyła się między nimi. Ukradkiem i bardzo dyskretnie przypatrywała się Lily i Jamesowi, z ciekawością nasłuchując w jakim kierunku potoczy się ich rozmowa. Szóstoklasistka miała okazję być świadkiem czegoś naprawdę istotnego. Może nie było to kulturalne i na miejscu z jej strony podsłuchując swoich starszych kolegów, ale nie mogła się oprzeć. Mogła przynajmniej zabić nudę do momentu, kiedy to Dumbledore nie rozpocznie swojej przemowy.
Riley nie miała zamiaru zakłócać przestrzeni, która wytworzyła się między nimi. Ukradkiem i bardzo dyskretnie przypatrywała się Lily i Jamesowi, z ciekawością nasłuchując w jakim kierunku potoczy się ich rozmowa. Szóstoklasistka miała okazję być świadkiem czegoś naprawdę istotnego. Może nie było to kulturalne i na miejscu z jej strony podsłuchując swoich starszych kolegów, ale nie mogła się oprzeć. Mogła przynajmniej zabić nudę do momentu, kiedy to Dumbledore nie rozpocznie swojej przemowy.
- James Potter
Re: Stół Gryfonów
Czw Gru 26, 2013 12:38 am
"Evans, po prostu przestań... Pytasz mnie o siostrę i myślisz, że co? Że to jest dobry powód do tego by zagadać, tak? Nazwij mnie jeszcze frajerem, bo gdzieś tam wierzę, że zmądrzejesz..." - tak, miał ochotę jej to powiedzieć, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie mógł tak otwarcie pokazać, że ma żal zwłaszcza, że przecież nigdy go nic nie łączyło z tą dziewczyną. Lily była jego wspomnieniem.
Tak, Lily była jego wspomnieniem na ten moment. Przyjemnym ale i bardzo bolesnym.
Wbił w nią orzechowe tęczówki i skrzywił się gdy go szturchnęła, a raczej gdy nadepnęła mu na nogę. Zmarszczył brwi i zagryzł dolną wargę.
-Wybacz Evans, ale pani prefekt naczelnej nie wypada takie zachowanie. Dlatego serdecznie upraszam, by w taki sposób nie zachowywała się w stosunku do mnie. Jeszcze punkty stracę i się wszyscy obrażą... - Burknął pod nosem, a po chwili spojrzał na nią z takim żalem, że aż mogło ją to zaboleć. Nie mógł jej znienawidzić, chociaż właśnie tego pragnął. Tego chciał i tego potrzebował. Potrzebował o niej zapomnieć, żeby zniknęła. Na zawsze. Traktowała go jak rzecz i tak się właśnie czuł, ale dobrze Panno Evans. Skoro chcesz się tak bawić, to proszę bardzo.
Sama chciałaś Jamesa dupka, to go dostaniesz.
-A teraz przepraszam, ale spadam do Syriusza i całej świty zakał gryffindoru - wyszczerzył w powalającym uśmieszku ząbki i po prostu ruszył o dosłownie cztery osoby dalej. Było tam miejsce, jeśli chce pogadać - to proszę. Jeśli nie, to gwarantuję, że on się z nią rozmówi. Jeszcze dzisiejszej nocy.
Tak, Lily była jego wspomnieniem na ten moment. Przyjemnym ale i bardzo bolesnym.
Wbił w nią orzechowe tęczówki i skrzywił się gdy go szturchnęła, a raczej gdy nadepnęła mu na nogę. Zmarszczył brwi i zagryzł dolną wargę.
-Wybacz Evans, ale pani prefekt naczelnej nie wypada takie zachowanie. Dlatego serdecznie upraszam, by w taki sposób nie zachowywała się w stosunku do mnie. Jeszcze punkty stracę i się wszyscy obrażą... - Burknął pod nosem, a po chwili spojrzał na nią z takim żalem, że aż mogło ją to zaboleć. Nie mógł jej znienawidzić, chociaż właśnie tego pragnął. Tego chciał i tego potrzebował. Potrzebował o niej zapomnieć, żeby zniknęła. Na zawsze. Traktowała go jak rzecz i tak się właśnie czuł, ale dobrze Panno Evans. Skoro chcesz się tak bawić, to proszę bardzo.
Sama chciałaś Jamesa dupka, to go dostaniesz.
-A teraz przepraszam, ale spadam do Syriusza i całej świty zakał gryffindoru - wyszczerzył w powalającym uśmieszku ząbki i po prostu ruszył o dosłownie cztery osoby dalej. Było tam miejsce, jeśli chce pogadać - to proszę. Jeśli nie, to gwarantuję, że on się z nią rozmówi. Jeszcze dzisiejszej nocy.
- Lily Evans
Re: Stół Gryfonów
Czw Gru 26, 2013 1:16 am
A co on rozumiał przez zmądrzenie? Bycie z nim, zgodzenie się na to, by oboje obdarowali się szczęściem? I co dalej? Co jeśli to nie wypali, jeśli się okaże, że jednak On i Ona sprawią sobie wzajemnie ból? Nie chciała się bać, ale jednak się BAŁA, czy ma za to przepraszać? Niech jej wybaczy, że odbiera to, jakby robiła z niego idiotę, frajera, naiwniaka, ale to on sam sobie dopisuje kolejne epitety. Tak, owszem, Evans niejednokrotnie nazywała go napuszonym cymbałem, idiotą nie posiadającym za grosz wyczucia, pozerem, który jedynie co potrafi to bawić się zniczem. Ale czyż nie mógł zrozumieć, że tu chodzi o coś innego? Uważał, że co? Że powinna wpaść mu w ramiona, powiedzieć, jak to wspaniale maluje się przed nimi ich życie?
Rozumiała go. W jakiś sposób go rozumiała, ceniła, był dla niej bliski. Ale.. nie potrafiła tak nagle działać pod wpływem impulsów i zwyczajnie nie wiedziała, co ma już sądzić, bo mieszał w jej głowie i nie mogła się na niczym skupić.
Zależało jej na nim. Naprawdę jej zależało, ale była tchórzem, co jest paradoksalne, bo przecież była i jest... w Gryffindorze, gdzie kwitnie MĘSTWA cnota.
I ciągle zbijał ją z rytmu każdym chociażby najmniejszym gestem, słowem, prozaicznym ruchem warg, czy dłoni.
Czuła się przez niego upokorzona. Chyba pierwszy raz. Miała nadzieję... no w sumie na co miała nadzieję? Że wszystko stanie się nagle zrozumialsze, łatwiejsze? O nie, nic nie jest łatwe w dzisiejszych czasach, a sytuacja z Potterem dobitnie na to wskazuje. Nie znajdzie odpowiedzi na to w swoich książkach.
- Jakbyś nagle sobie o tym przypomniał i zaczęło Ci to przeszkadzać, chociaż wcześniej nic sobie z tego nie robiłeś - odpowiedziała, również czując żal. Żal za to, że tak łatwo chciał to wszystko skreślić.
Czy nie rozumiesz, ty idioto, że mi też nie jest łatwo?
Westchnęła cicho, przymknęła powieki i po chwili podniosła się by zając miejsce obok niego. O nie, nie odpuści tak łatwo.
Ciche niezrozumiałe słowa, zespół drobnych ruchów, gestów, które tylko sprawiają kłopoty...
Nie wiedziała, jak ma się zachować, co zrobić, by choć trochę poprawić sytuację i nie zwracać na siebie zbytniej uwagi reszty uczniów. Spojrzała na niego kątem oka, po czym dotknęła jego policzka.
- Spójrz na mnie, Potter. Po prostu na mnie spójrz.
Chcesz zrozumieć? Chcesz ją znienawidzić, zapomnieć, wyrzucić ze swego życia? Zmienić coś? Wszystko przed Tobą. Wszystko jest możliwe.
Bez względu na to, jak zadecydujesz. Uspokoiła się, chociaż w środku nadal trwał chaos. To był przecież tylko początek. Początek czegoś nowego.
Rozumiała go. W jakiś sposób go rozumiała, ceniła, był dla niej bliski. Ale.. nie potrafiła tak nagle działać pod wpływem impulsów i zwyczajnie nie wiedziała, co ma już sądzić, bo mieszał w jej głowie i nie mogła się na niczym skupić.
Zależało jej na nim. Naprawdę jej zależało, ale była tchórzem, co jest paradoksalne, bo przecież była i jest... w Gryffindorze, gdzie kwitnie MĘSTWA cnota.
I ciągle zbijał ją z rytmu każdym chociażby najmniejszym gestem, słowem, prozaicznym ruchem warg, czy dłoni.
Czuła się przez niego upokorzona. Chyba pierwszy raz. Miała nadzieję... no w sumie na co miała nadzieję? Że wszystko stanie się nagle zrozumialsze, łatwiejsze? O nie, nic nie jest łatwe w dzisiejszych czasach, a sytuacja z Potterem dobitnie na to wskazuje. Nie znajdzie odpowiedzi na to w swoich książkach.
- Jakbyś nagle sobie o tym przypomniał i zaczęło Ci to przeszkadzać, chociaż wcześniej nic sobie z tego nie robiłeś - odpowiedziała, również czując żal. Żal za to, że tak łatwo chciał to wszystko skreślić.
Czy nie rozumiesz, ty idioto, że mi też nie jest łatwo?
Westchnęła cicho, przymknęła powieki i po chwili podniosła się by zając miejsce obok niego. O nie, nie odpuści tak łatwo.
Ciche niezrozumiałe słowa, zespół drobnych ruchów, gestów, które tylko sprawiają kłopoty...
Nie wiedziała, jak ma się zachować, co zrobić, by choć trochę poprawić sytuację i nie zwracać na siebie zbytniej uwagi reszty uczniów. Spojrzała na niego kątem oka, po czym dotknęła jego policzka.
- Spójrz na mnie, Potter. Po prostu na mnie spójrz.
Chcesz zrozumieć? Chcesz ją znienawidzić, zapomnieć, wyrzucić ze swego życia? Zmienić coś? Wszystko przed Tobą. Wszystko jest możliwe.
Bez względu na to, jak zadecydujesz. Uspokoiła się, chociaż w środku nadal trwał chaos. To był przecież tylko początek. Początek czegoś nowego.
- Riley Acquart
Re: Stół Gryfonów
Czw Gru 26, 2013 6:26 pm
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Riley miała idealne miejsce by bez większego wysiłku posłyszeć o czym rozmawiają James i Lily. Miała, ale do czasu. Coś poszło nie tak, po czym dwójka gryfonów zmieniła lokalizację swojej rozmowy. I mimo że było to tylko kilka miejsc dalej, dziewczyna z tej odległości z pewnością już nic nie podsłucha. No trudno. Pewnie o przebiegu dalszej rozmowy tej pary dowie się później w dormitorium dziewczyn. Plotki zawsze szybko docierały do Riley. Zdumiewająco szybko.
Szkoda troszkę, że ta dwójka nie może się dogadać. Była by z nich ładna para. Wiele dziewczyna z pewnością ucieszy się z miłosnego rozłamu tej dwójki, bowiem na Jamesa wiele uczennic od dawna miało oko. Riley nie zaliczała się do tego grona. Dla niej był tylko kolegą z drużyny Quiddicha. Tak naprawdę szkoda jej było Lily. Dziewczyny mają inną wrażliwość i z pewnością trudniej jej będzie uporządkować burdel jaki wyrządził jej w życiu ten chłopak. Ale co ona mogła wiedzieć o ich związku. Opierała się tylko na plotkach, które mogły być przecież nieprawdziwe.
Szkoda troszkę, że ta dwójka nie może się dogadać. Była by z nich ładna para. Wiele dziewczyna z pewnością ucieszy się z miłosnego rozłamu tej dwójki, bowiem na Jamesa wiele uczennic od dawna miało oko. Riley nie zaliczała się do tego grona. Dla niej był tylko kolegą z drużyny Quiddicha. Tak naprawdę szkoda jej było Lily. Dziewczyny mają inną wrażliwość i z pewnością trudniej jej będzie uporządkować burdel jaki wyrządził jej w życiu ten chłopak. Ale co ona mogła wiedzieć o ich związku. Opierała się tylko na plotkach, które mogły być przecież nieprawdziwe.
- James Potter
Re: Stół Gryfonów
Pią Gru 27, 2013 1:07 am
Cóż. James był wściekły, a wiesz co ja zauważyłam? Że większość postów zaczynam od słowa cóż. Strasznie twórcze słowo. Tak, zdecydowanie – daje takiego powera. Tyle siły. Energi. I właściwie moje posty kończą się wtedy jakąś zajebistą dramą, a ja nie mam humoru żeby znów beczeć, więc piszę posta o dupie Marynie, przynajmniej zajmę trochę miejsca. Ale dobra… Przecież Potter nie jest ciotą, na jaką go kreuje, więc… Jak już się przesiadł do swoich kolegów z dormitorium, oczywiście miał ochotę rzucić parę niewybrednych żartów. Jednak nie udało się. Nic w jego życiu nie szło tak jak by chciał. Zero jakiś marzeń. Stresów. Spin. Po prostu egzystencja. A ona co mu zapewniała? Wieczne nerwy. Robienie z siebie idioty. Tak, właśnie tak się czuł. Gonił za nią jak pies (pozdrawiam, Syriuszu)… i co? I nic z tego nie miał.
Nie chodziło o to by wskakiwała mu do łóżka. Nie chodziło o to by wyznawała mi wielkie rzeczy. Chodziło tylko o to, żeby była. I w związku i po za nim. Wydaje Ci się, że to zdanie jest bez sensu? Pewnie jest. Jednak jeśli ktoś doświadczył miłości wie, że to zdanie ma naprawdę duży sens i przeogromną moc. Związek to nie tylko fizyczność i rozmowy. To przede wszystkim przestrzeń. Czego jej zabraniał? Niczego. Mogła być sobą. Mogła nadal być wredną zołzą… Mogła nadal być słodką Evans.
-Nie. Nie spojrzę na Ciebie. Nie dam Ci tej pieprzonej satysfakcji, żebyś mogła znów ze mnie drwić. – Wbił w nią spojrzenie, mimo że powiedział coś innego. Zrobił to zupełnie celowo. Zrobił to, żeby zobaczyła ten piekielny ból jaki w sobie miał który go wręcz paraliżował. Nienawidził jej, za to jak go skrzywdziła.
A, teraz mi powiesz, że to on ją krzywdził? Dobrze. Krzywdzili się nawzajem. Wyniszczali się. Sprowadzali na siebie masę nieszczęść i nie powinni być razem. Nigdy. Nie powinni na siebie patrzeć. Nie powinni się dotykać. Nie powinni robić tego co robili, a mimo to… Nie. To chore.
-Evans… Tego właśnie chciałaś?! – Podniósł nieco głos, a po chwili sam ujął jej twarz w obie ręce i wpił się w jej usta. Wzmocnienie tego pocałunku nie polegało nawet na jego intensywności, a tym, że całował ją przy wszystkich, nie ukrywając swoich uczuć po raz kolejny. Zrobił to, bo chciał tego. O niczym innym nie myślał. Chciał ją dotknąć, pocałować. A niech mu nawet w mordę d Dopiął swego. Po raz ostatni…
-Po raz ostatni pokazałem Ci, ile dla mnie znaczysz… Po raz ostatni Evans. – Syknął do niej, tak cicho a mimo tak wrogo, że mógł ją przeszyć dreszcz. Nie ściągnął dłoni z jej twarzy, jedynie oparł swoje czoło, o jej. Przymknął powieki. Miał nadzieję, że to koszmar.
Koszmar, z którego się obudzi.
Nie chodziło o to by wskakiwała mu do łóżka. Nie chodziło o to by wyznawała mi wielkie rzeczy. Chodziło tylko o to, żeby była. I w związku i po za nim. Wydaje Ci się, że to zdanie jest bez sensu? Pewnie jest. Jednak jeśli ktoś doświadczył miłości wie, że to zdanie ma naprawdę duży sens i przeogromną moc. Związek to nie tylko fizyczność i rozmowy. To przede wszystkim przestrzeń. Czego jej zabraniał? Niczego. Mogła być sobą. Mogła nadal być wredną zołzą… Mogła nadal być słodką Evans.
-Nie. Nie spojrzę na Ciebie. Nie dam Ci tej pieprzonej satysfakcji, żebyś mogła znów ze mnie drwić. – Wbił w nią spojrzenie, mimo że powiedział coś innego. Zrobił to zupełnie celowo. Zrobił to, żeby zobaczyła ten piekielny ból jaki w sobie miał który go wręcz paraliżował. Nienawidził jej, za to jak go skrzywdziła.
A, teraz mi powiesz, że to on ją krzywdził? Dobrze. Krzywdzili się nawzajem. Wyniszczali się. Sprowadzali na siebie masę nieszczęść i nie powinni być razem. Nigdy. Nie powinni na siebie patrzeć. Nie powinni się dotykać. Nie powinni robić tego co robili, a mimo to… Nie. To chore.
-Evans… Tego właśnie chciałaś?! – Podniósł nieco głos, a po chwili sam ujął jej twarz w obie ręce i wpił się w jej usta. Wzmocnienie tego pocałunku nie polegało nawet na jego intensywności, a tym, że całował ją przy wszystkich, nie ukrywając swoich uczuć po raz kolejny. Zrobił to, bo chciał tego. O niczym innym nie myślał. Chciał ją dotknąć, pocałować. A niech mu nawet w mordę d Dopiął swego. Po raz ostatni…
-Po raz ostatni pokazałem Ci, ile dla mnie znaczysz… Po raz ostatni Evans. – Syknął do niej, tak cicho a mimo tak wrogo, że mógł ją przeszyć dreszcz. Nie ściągnął dłoni z jej twarzy, jedynie oparł swoje czoło, o jej. Przymknął powieki. Miał nadzieję, że to koszmar.
Koszmar, z którego się obudzi.
- Lily Evans
Re: Stół Gryfonów
Pią Gru 27, 2013 6:27 pm
Więc niech ją nienawidzi, niech da się porwać tej nienawiści, skoro to oznacza dla niego lepsze wyjście. On wypalał się przy niej, Ona wypalała się przy nim. To nie miało żadnego sensu, żadnej podstawy do tego by przetrwało, by było lepiej. Nawet opcja przyjaciele w takim razie nie wchodziła w rachubę - teraz dopiero to Evans zrozumiała. Absolutnie nie powinni się widywać, rozmawiać, chociażby spojrzeć na siebie. Powinni dla siebie zwyczajnie nie istnieć - tak byłoby lepiej i bezpieczniej dla nich obojga, czy nie? Ułożyliby sobie życia bez siebie i nie musieliby się narażać na niepotrzebny ból.
Evans, Evans, Evans, naprawdę sądziłaś, że to takie łatwe? Że wystarczy pomyśleć i ciach! Stanie się jasność?
Może po prostu słowo 'kocham' stało się zbyt przerażającym słowem wymówionym przez jego wargi, być może wolała nadal wierzyć, że to tylko słodkie kłamstwo, którym chce ją skusić by do niego przyszła, by dała się ponieść temu, co jej oferował. Ale czy... coś trwa wiecznie? Czy to akurat byłoby wieczne? Myślał, że daje jej swobodę wybrania, że wystarczy, że wybierze jego, albo całkowicie da mu odejść.
Rudowłosa nawet nie wiedziała, jak kurczowo się go trzymała, jak pragnęła jego obecności, zapachu jego odurzających perfum, dotyku jego warg na swym ciele, co przypominało bardziej ruch skrzydeł motyla, niżeli jakikolwiek kontakt pomiędzy nim a nią. Jak pragnęła ciągle słyszeć jego głos i śmiech i nawet te cholernie głupie odzywki i sposób w jaki targał swoje włosy, jak wymyślał coraz to kreatywniejsze dowcipy wraz z Syriuszem, Remusem i Peterem...
To wszystko i szereg innych rzeczy związanych z okularnikiem, sprawiało, że sama się gubiła. Owszem, łatwo było go nienawidzić, bardziej pokazywać go w jak najgorszym świetle, ale kochać go? Kochać go to było wyzwanie na które na chwilę obecną nie było ją stać. No cóż, Lily wolała stchórzyć teraz, niż spróbować i ponieść porażkę. Chociaż raz lew musi spuścić swoją głowę by się czegoś nauczyć. Czasem odwaga i męstwo nie wystarcza.
Powiedział coś innego, zrobił coś innego, jakież to było dla niego typowe! Zarazem typowe i nieobliczalne z jego strony! I tak ją posłuchał i tak spojrzał by potem móc się odezwać.
Zaskoczona, nie potrafiła początkowo zareagować. Była jak rzeźba, tylko wargi pod wpływem jego warg zareagowały. Po raz kolejny ją zdradziły, zareagowały na jego bliskość. Czy on zgłupiał? Czy naprawdę zapomniał, gdzie są? Dlaczego...?
Ale zarazem sprawił, że nie mogła myśleć o niczym innym, jak o jego ustach, o ich doskonałej strukturze. Oto Ci chodziło, Potter? Jeśli tak to rzeczywiście dopiąłeś swego...
Nie odpowiedziała nic, zamiast tego zielone oczy zderzyły się z jego orzechowymi. Wiesz, że to nie ma żadnego sensu, prawda? A jednak nie możesz przestać i przestać i coraz mocniej pozwalasz się oplatać temu zdradzieckiemu uczuciu.
Jest jednak dla Ciebie ratunek, Potter. I albo Ci go dam, albo Cię zniszczę. Oboje to wiemy. Oboje też wiemy, że Ty zniszczysz wtedy mnie.
Dlatego ostatni raz. Zranię Cię ostatni raz, Potter.
Wzięła głębszy wdech, czując jak jej ciało całe drży. Czas na bolesne lekarstwo, które potem będziesz musiała przełknąć, co nie, Evans?
- Nie miałeś po co. Ty NIC dla mnie nie znaczysz, ani nie znaczyłeś. Jesteś dla mnie jedynie idiotą, pozerem, który zrobi wszystko by dopiąć swego. Może i mnie kochasz, ale ja nie kocham Ciebie, więc daj sobie ze mną spokój, zrozumiałeś? Nie chcę Cię znać, chcę o Tobie zapomnieć - wyrecytowała, jak słowa z jakieś tandetnej książeczki, jakby była na lekcji i udzielała odpowiedzi, lecz... zamiast entuzjazmu, był tu jedynie fałszywy chłód. W środku była powiem martwa.
Oto jedyne lekarstwo dla Nas, Potter. Wiesz o tym, prawda? Dlatego znienawidź mnie na serio, wyrzuć mnie ze swojego życia, zakochaj się w jakieś porządnej dziewczynie. Nie warto cierpieć dla rudej szlamy. Nie warto.
Na koniec podobnie dotknęła jego policzka, a potem gdy policzyła do trzech w myślach wymierzyła w niego siarczysty strzał dłonią. Unikając jego spojrzenia, szybko się podniosła i uciekła z Wielkiej Sali nie patrząc na nikogo.
Dramat, czyż nie? Pewnie dla nich wszystkich, którzy akurat się im przyglądali tak to wyglądało, szkoda tylko, że jej pękało serce na pół.
[z/t]
Evans, Evans, Evans, naprawdę sądziłaś, że to takie łatwe? Że wystarczy pomyśleć i ciach! Stanie się jasność?
Może po prostu słowo 'kocham' stało się zbyt przerażającym słowem wymówionym przez jego wargi, być może wolała nadal wierzyć, że to tylko słodkie kłamstwo, którym chce ją skusić by do niego przyszła, by dała się ponieść temu, co jej oferował. Ale czy... coś trwa wiecznie? Czy to akurat byłoby wieczne? Myślał, że daje jej swobodę wybrania, że wystarczy, że wybierze jego, albo całkowicie da mu odejść.
Rudowłosa nawet nie wiedziała, jak kurczowo się go trzymała, jak pragnęła jego obecności, zapachu jego odurzających perfum, dotyku jego warg na swym ciele, co przypominało bardziej ruch skrzydeł motyla, niżeli jakikolwiek kontakt pomiędzy nim a nią. Jak pragnęła ciągle słyszeć jego głos i śmiech i nawet te cholernie głupie odzywki i sposób w jaki targał swoje włosy, jak wymyślał coraz to kreatywniejsze dowcipy wraz z Syriuszem, Remusem i Peterem...
To wszystko i szereg innych rzeczy związanych z okularnikiem, sprawiało, że sama się gubiła. Owszem, łatwo było go nienawidzić, bardziej pokazywać go w jak najgorszym świetle, ale kochać go? Kochać go to było wyzwanie na które na chwilę obecną nie było ją stać. No cóż, Lily wolała stchórzyć teraz, niż spróbować i ponieść porażkę. Chociaż raz lew musi spuścić swoją głowę by się czegoś nauczyć. Czasem odwaga i męstwo nie wystarcza.
Powiedział coś innego, zrobił coś innego, jakież to było dla niego typowe! Zarazem typowe i nieobliczalne z jego strony! I tak ją posłuchał i tak spojrzał by potem móc się odezwać.
Zaskoczona, nie potrafiła początkowo zareagować. Była jak rzeźba, tylko wargi pod wpływem jego warg zareagowały. Po raz kolejny ją zdradziły, zareagowały na jego bliskość. Czy on zgłupiał? Czy naprawdę zapomniał, gdzie są? Dlaczego...?
Ale zarazem sprawił, że nie mogła myśleć o niczym innym, jak o jego ustach, o ich doskonałej strukturze. Oto Ci chodziło, Potter? Jeśli tak to rzeczywiście dopiąłeś swego...
Nie odpowiedziała nic, zamiast tego zielone oczy zderzyły się z jego orzechowymi. Wiesz, że to nie ma żadnego sensu, prawda? A jednak nie możesz przestać i przestać i coraz mocniej pozwalasz się oplatać temu zdradzieckiemu uczuciu.
Jest jednak dla Ciebie ratunek, Potter. I albo Ci go dam, albo Cię zniszczę. Oboje to wiemy. Oboje też wiemy, że Ty zniszczysz wtedy mnie.
Dlatego ostatni raz. Zranię Cię ostatni raz, Potter.
Wzięła głębszy wdech, czując jak jej ciało całe drży. Czas na bolesne lekarstwo, które potem będziesz musiała przełknąć, co nie, Evans?
- Nie miałeś po co. Ty NIC dla mnie nie znaczysz, ani nie znaczyłeś. Jesteś dla mnie jedynie idiotą, pozerem, który zrobi wszystko by dopiąć swego. Może i mnie kochasz, ale ja nie kocham Ciebie, więc daj sobie ze mną spokój, zrozumiałeś? Nie chcę Cię znać, chcę o Tobie zapomnieć - wyrecytowała, jak słowa z jakieś tandetnej książeczki, jakby była na lekcji i udzielała odpowiedzi, lecz... zamiast entuzjazmu, był tu jedynie fałszywy chłód. W środku była powiem martwa.
Oto jedyne lekarstwo dla Nas, Potter. Wiesz o tym, prawda? Dlatego znienawidź mnie na serio, wyrzuć mnie ze swojego życia, zakochaj się w jakieś porządnej dziewczynie. Nie warto cierpieć dla rudej szlamy. Nie warto.
Na koniec podobnie dotknęła jego policzka, a potem gdy policzyła do trzech w myślach wymierzyła w niego siarczysty strzał dłonią. Unikając jego spojrzenia, szybko się podniosła i uciekła z Wielkiej Sali nie patrząc na nikogo.
Dramat, czyż nie? Pewnie dla nich wszystkich, którzy akurat się im przyglądali tak to wyglądało, szkoda tylko, że jej pękało serce na pół.
[z/t]
- Riley Acquart
Re: Stół Gryfonów
Pią Gru 27, 2013 11:00 pm
Ale teatrzyk. Tak to wyglądało z oddali, kiedy to dwójka aktorów, Lily i James, dali się ponieść emocją. Pocałunek, a później wymierzony siarczysty policzek. Istny spektakl pod tytułem „Sztuka Zrywania”. Riley była pod wielkim wrażeniem sceny, która dokonała się dziś przy stole gryfonów. Zapomniała nawet po co tak naprawdę przybyła do Wielkiej Sali. W oczach dziewczyny, Profesor Dumbledore był jedynie mistrzem drugiego planu. Gwiazdą wieczoru zdecydowanie okazała się być Lily z jej teatralną ucieczką ze sceny. Oby tylko nie cierpiała przez tego drania zbyt długo, bo cierpieć będzie na pewno. Miała to wymalowane na twarzy, kiedy przemykała obok niej kierując się do wyjścia. Owszem Riley ceniła Jamesa, ale tylko na tle sportowym. Gdyby w miłości był równie sprawny jak na boisku, inaczej rozegrałby to spotkanie. Szkoda.
Nagle na sali zrobiło się głośno i szumnie. No tak, spotkanie Profesora Dumbledore dobiegło przecież końca. Bal Zimowy – kolejny teatrzyk i kolejny wybuch emocji. Oby tym razem pozytywnych emocji. Do tego czasu czekać będzie wszystkich wiele pracy. Walc angielski, wybór sukni i masek, przemyt alkoholu. Na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech. Wszystko zapowiadało się wybornie. Trzeba będzie wypytać skrzatów, czy w szkolnej kuchni przechowuje się alkohol. Ewentualnie należy wykraść spirytus ze skrzydła szpitalnego, bądź przeszukać gabinet Filcha. On z pewnością zarekwirował już nie jedną butelkę.
Tak, niektórych uczniów będzie czekać mnóstwo pracy.
Riley czym prędzej wstała od stołu i opuściła stół gryfonów.
[z/t]
Nagle na sali zrobiło się głośno i szumnie. No tak, spotkanie Profesora Dumbledore dobiegło przecież końca. Bal Zimowy – kolejny teatrzyk i kolejny wybuch emocji. Oby tym razem pozytywnych emocji. Do tego czasu czekać będzie wszystkich wiele pracy. Walc angielski, wybór sukni i masek, przemyt alkoholu. Na twarzy dziewczyny zawitał uśmiech. Wszystko zapowiadało się wybornie. Trzeba będzie wypytać skrzatów, czy w szkolnej kuchni przechowuje się alkohol. Ewentualnie należy wykraść spirytus ze skrzydła szpitalnego, bądź przeszukać gabinet Filcha. On z pewnością zarekwirował już nie jedną butelkę.
Tak, niektórych uczniów będzie czekać mnóstwo pracy.
Riley czym prędzej wstała od stołu i opuściła stół gryfonów.
[z/t]
- Lily Evans
Re: Stół Gryfonów
Pon Sty 26, 2015 6:50 am
Zapomniała już, kiedy ostatni raz była świadoma tego, że idzie do Wielkiej Sali by oprócz tego by zjeść, posłuchać jeszcze słów profesora Dumbledore'a. Lily żyła bowiem w tak ogromnym stresie z powodu licznych powtórek, że zdawała się zapominać o tym, kiedy je i pije, kiedy podnosi się z miejsca by ruszyć na lekcje, a potem do biblioteki by zanurzyć się wśród kurzu i magicznych regułek, receptur i całej reszty. Odzyskiwała więc skupienie w takich nielicznych ostatnimi czasy chwilach, jak właśnie ta. Zdawała się jednak wiedzieć, że dzieje się sporo niedobrego w zamku, ale żyła w przeświadczeniu, że wszystko będzie dobrze. No bo w końcu musi być i nie ma innej opcji. Nie była zwyczajnie w stanie jeszcze bardziej się przejmować, bo takiej ilości zamartwiania się by nie zniosła. Już i tak wystarczało to, że Potter każdego dnia dostarczał jej nowych powodów do zmartwień! No i Erin wciąż znikała i wracała dziwnie zadowolona. Coś najwyraźniej było na rzeczy! Nie mówiąc o całej reszcie bardziej lub mniej znaczących spraw. Dzisiaj jednak Evans była stu procentowo przekonana, że da radę ze zrozumieniem posłuchać tego, co ma do powiedzenia dyrektor. To były zbyt poważne sprawy by od tak je zignorować! Poprawiła więc swój mundurek i błyszczącą odznakę prefekta naczelnego przyczepioną do jej piersi i weszła do Wielkiej Sali. Rozejrzała się po całym tym dużym pomieszczeniu, posłała kilka słabych uśmiechów w stronę znajomych i zajęła swoje stałe miejsce przy stole Gryffindoru. Póki co, nie widziała tutaj nikogo z VII rocznika. Ale zresztą czy to było ważne? Powinna się skoncentrować na przemawiającym profesorze! Tak jak pomyślała, tak zrobiła i chwilę później ruda głowa była zwrócona w wiadomą stronę. Słowa, które zostały przez dyrektora wypowiedziane sprawiły, że po kręgosłupie dziewczyny przeszły dreszcze. I nie były to w żadnym przypadku dreszcze podniecenia, o nie. Były to te paskudne dreszcze najprawdziwszego strachu.
- Riley Acquart
Re: Stół Gryfonów
Pon Sty 26, 2015 3:06 pm
Podążała do Wielkiej Sali samotnie. Oczywiście teoretycznie, bo wokół niej znajdowała się masa innych osób spieszących na ustalone spotkanie. Jej samotność polegała na tym, że niezbyt interesowało ją co się dookoła niej dzieje. Była zamyślona i częściowo nieobecna. Niczym marionetka, bezwiednie sunęła w znanym jej kierunku. Trudno to wytłumaczyć, ale nogi same odnajdywały właściwą drogę. Dopiero po wejściu do Wielkiej Sali dziewczyna nieco oprzytomniała. Zdała sobie sprawę, że nie zwołują ich z byle jakiego powodu. Doszukiwała się więc jakiegoś większego celu.
Usiadła na swoim stałym miejscu, umownie przyporządkowanym dla uczniów szóstej klasy, tuż przy niewidzialnej granicy z rocznikiem siódmym. Omiatając wzrokiem twarze swoich kolegów i koleżanki, z niecierpliwością czekała na przemówienie Dumbledora. Dyrektor zabrał głos chwilę później, a gdy przemówi nastała majestatyczna cisza...
...A teraz smacznego! - Głos Dumbledora urwał się i ucichł.
Ciekawy dobór słów, trzeba przyznać. Bez wątpienia informacje, które przekazał im dyrektor należało przetrawić. Choć z mieszanki Dobrych i Złych wiadomości niewynikanie nic dobrego. Pewnie niejeden się porzyga. Sama Gryfonka straciła jakoś apetyt. Zresztą zawsze miała awersję do jedzenia, więc to nie powinno nikogo zdziwić. Dziewczyna nie uciekła jednak z Wielkiej Sali od razu. Być może to nie koniec spotkania. Może przygotowano dla nich coś jeszcze?
Usiadła na swoim stałym miejscu, umownie przyporządkowanym dla uczniów szóstej klasy, tuż przy niewidzialnej granicy z rocznikiem siódmym. Omiatając wzrokiem twarze swoich kolegów i koleżanki, z niecierpliwością czekała na przemówienie Dumbledora. Dyrektor zabrał głos chwilę później, a gdy przemówi nastała majestatyczna cisza...
...A teraz smacznego! - Głos Dumbledora urwał się i ucichł.
Ciekawy dobór słów, trzeba przyznać. Bez wątpienia informacje, które przekazał im dyrektor należało przetrawić. Choć z mieszanki Dobrych i Złych wiadomości niewynikanie nic dobrego. Pewnie niejeden się porzyga. Sama Gryfonka straciła jakoś apetyt. Zresztą zawsze miała awersję do jedzenia, więc to nie powinno nikogo zdziwić. Dziewczyna nie uciekła jednak z Wielkiej Sali od razu. Być może to nie koniec spotkania. Może przygotowano dla nich coś jeszcze?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach