Go down
Gaia Zabini
Oczekujący
Gaia Zabini

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Lis 13, 2014 8:29 pm
Aby dostać się do serwetek, Gaia musiała wstać z ławki i nieźle się wyciągnąć i wygimnastykować przy stole Slytherinu. Czasami niski wzrost, a co za tym idzie i krótkie rączki, potrafiły dokuczyć człowiekowi. Ale prędzej by nic nie zjadła, niż zaczęła jeść jak niecywilizowany człowiek bez użycia takich podstawowych akcesoriów jak serwetka. Może i większość osób na sali właśnie tak robiła, ale Gaia nigdy nie zamierzała zniżać się do tak niskiego poziomu. Położyła z gracją białą serwetkę na kolanach, a następnie zaczęła nakładać sobie swój posiłek. Śniadanie bowiem było najważniejszym posiłkiem zarówno dla mugoli, jak i czarodziei.
Dzisiaj, jak zresztą codziennie, czekał ją bardzo napięty grafik, gdzie na posiłki miała czas przeznaczony właśnie teraz oraz kilka długich godzin później, kiedy już załatwi kilka spraw w bibliotece, pójdzie na wszystkie swoje dzisiejsze zajęcia, a następnie wyśle list do domu ze sprawozdaniem ze swojego tygodnia dla rodziców. Właściwie swojego i Vena, bo Ventus, mimo wielu próśb i gróźb, nie chciał niestety skontaktować się z domem. Gaia właśnie rozmyślała nad zawartością tego listu, robiąc sobie w głowie notatki i podpunkty (bo niestety na papierze nie mogła przy jedzeniu, takie zachowanie byłoby barbarzyńskie), kiedy obok niej przeszły dwie czwartoklasistki chichocząc niczym jakieś tępe hieny. Zmierzyły wzrokiem Gaię, a ona zmierzyła je. Doskonale wiedziała, a może prędzej czuła, że rozmawiały o niej. Całkowicie rozumiała, że stanowiła fascynujący temat rozmów, ale plotek nie znosiła.
- W czymś wam pomóc? - zapytała uśmiechając się do nich, bo nawet jeżeli gardziła nimi w duchu, to trzeba było stwarzać pozory. Nie pytajcie dlaczego, Gaia już taka była. Lubiła kiedy ludzie ją lubią, sama również ich chciała lubić, ale zwyczajnie tego nie potrafiła. Za bardzo kochała siebie, by móc mieć jakieś uczucia względem innych ludzi.
Dziewczyny pokręciły przecząco głową i pomknęły na drugi koniec stołu zostawiając Gaię samą. Ale to nic nowego. Gaia i tak zazwyczaj jadała sama, bo nikt nie mógł znieść jej uwag na temat nie mówienia z otwartą buzią, od rzucania których nie mogła się powstrzymać.
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Lis 21, 2014 12:12 pm
Rozejrzał się po pomieszczeniu, podświadomie szukając twarzy wyróżniających się wśród morza - a raczej sadzawki, biorąc pod uwagę ilość uczniów znajdujących się w sali - innych, bliżej mu nieznanych. Usta chłopaka drgnęły nieznacznie, gdy dotarło do niego iż żaden z jego bliższych znajomych nie pojawił się jeszcze na śniadaniu. Owszem, pora była dość wczesna lecz jak to mówią, nadzieja ginie ostatnia - Avery właśnie takową żywił co do tego, iż któremuś z tych nocnych marków już udało się zwlec z łóżka. Za dużo wiary pokładasz w ludzi, Jon.
Łatwo się domyślić, iż koniec końców zajął miejsce przy stole Slytherinu. A jako, że był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze, odwrócił głowę w stronę osoby siedzącej po jego lewej stronie, widocznie zastanawiając się nad rozpoczęciem rozmowy. No proszę, panna Zabini. Uśmiechnął się pod nosem, muskając postać blondynki nienachalnym spojrzeniem. Jak zwykle nienaganna, pomyślał rozbawiony, tłumiąc przy tym szerszy uśmiech, który bardzo chciał wypłynąć na jego wargi. I jak zwykle sama, a to już moi państwo szczyt spostrzegawczości ze strony Jonathana... Doskonale zdawał sobie sprawę z przyczyny tego zjawiska, nie było to bowiem niczym odkrywczym. Faktycznie mało kto był w stanie wytrzymywać korygujące uwagi Gai. Większość uczniów czuła się przy niej jak przy mało lubianej czepialskiej ciotce, dla której jedynym celem w życiu jest ratowanie podupadających manier. Dla Avery'ego było to  jednak zupełnie obojętne; primo jego maniery były zazwyczaj nienaganne, secundo uwagi panny Zabini co najwyżej go bawiły, nie zahaczając nawet o skraj irytacji. Co najważniejsze... Przy jego rodzinie i wadze, którą ta przykładała do zasad dobrego wychowania Gaia była niewinna jak poranek. Jeszcze; bowiem kto wie co za potwór wykluje się z tego jaja.
- A to co, zlot małoletnich fanek?
Zapytał, nalewając sobie soku dyniowego do szklanki i kiwając głową w stronę czwartoklasistek oddalających się ku drugiemu końcowi stołu. Zdążył zauważyć jak te zbliżają się do Zabini, po czym wśród chichotów i im podobnym dźwięków, truchtają dalej przed siebie. Uwielbiał podobne istoty, szczególnie gdy trafiał na nie na swoich dyżurach i chcąc nie chcąc niekiedy musiał zamienić z nimi parę słów; w takich momentach nie wiedział czy bardziej pragnie sam zapaść się pod ziemię czy też zwinąć im grunt spod nóg. W przeciwieństwie do Gai on nie odczuwał potrzeby bycia miłym, mimo iż wzorowy prefekt właśnie taki by był w podobnych sytuacjach. Nie on; rolę dobrego gliny pozostawiał pannie Greengrass.
Gaia Zabini
Oczekujący
Gaia Zabini

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Sob Lis 22, 2014 2:43 pm
Większość uważała diety za wymysł mugolski, ale to chyba był o wiele za daleko wyciągnięte przypuszczenie. O wiele bardziej racjonalnym stwierdzeniem byłoby uznanie, że diety są wymysłem ludzkim. Przecież nie od dziś istniały zarówno eliksiry odchudzające, jak i tabletki na trawienie, czy inne tego typu rzeczy. Ale zarówno osoby magiczne, jak i mugole, czasem dochodzili do wniosku, że wszystkie sztuczne wymuszenia odnośnie ich diet, nie służą ich zdrowiu. Właśnie wtedy uznawali, że zamiast walczyć ze skutkami obżarstwa, lepiej walczyć z samym sobą i zwyczajnie przyglądać się temu co się je. Na całe szczęście Gaia nie musiała sama dochodzić do tych wszystkich wniosków, już we wczesnym dzieciństwie mama zaczęła szkolić ją, co jest do jedzenia, a co jedynie do wąchania i patrzenia. Kiedy mała Gaia przybyła do Hogwartu trudno było jej się odnaleźć w Wielkiej Sali pośród tak wielu różnych dań. Ich wygląd i zapach różnił się tak bardzo od tego co miała w domu, ale kiedy tylko chciała czegoś spróbować, stawał przed nią obraz jej matki opowiadającej jej co się z nią stanie kiedy dotknie czegokolwiek innego niż ona jej przykazała. Tak więc Gaia nie dotykała niczego, bo też nic nie przypominało jej zwyczajnego jedzenia. Nie było to dobre posunięcie, bo wiązało się z tym wiele nieprzyjemnych zdarzeń z nieznajomymi ludźmi w roli głównej. Po tym wszystkim Gaia uznała, że jednak mimo wszystko ma własny rozum i wymysły jej nie muszą go zaśmiecać. Nie wiem do końca czy wyszło jej to na dobre, czy też złe, bo chyba mimo wszystko mama Gai miała mniej zryty mózg niż sama Gaia i w zakresie jedzenia mimo wszytko coś tam wiedziała, a nie wiedziała lepiej jak to w zwyczaju miała młodsza dziewczyna. Wystarczyło tylko spojrzeć na to co dziś jadła: trzy szparagi i jogurt. Nic dziwnego, że wiecznie chodziła poirytowana. Jakby zjadła sobie czekoladowe płatki, na pewno miałaby lepszy humor. Choć... Nie wiem czy cokolwiek, nawet jedzenie, jest w stanie naprawić osobowość.
Gaia obróciła się w stronę Jona, który niespodziewanie się do niej odezwał. Bez powitania. To jasne, że Gaia nie mogła tego nie zauważyć.
- Dzień dobry, Jonathanie - spojrzała na niego lekko mrużąc oczy, mając nadzieję, że dzięki temu przypomni mu, że z jego strony również przydałoby się jakieś dzieńdobry. Gaia oczywiście znała chłopaka. Był prefektem ich domu razem z Ievą. O Ievie Greengrass Gaia mogłaby pisać i wygłaszać kilkugodzinne poematy nienawiści i zazdrości, ale akurat do Jonathana za wiele zastrzeżeń nie miała (w porównaniu do innych). - Wybacz mi, ale zupełnie nie mam pojęcia o czym mówisz - dodała jeszcze, jednocześnie jeszcze raz spoglądając w stronę tych plotkarek. Jedna z nich pochodziła z bardzo znaczącej rodziny, ale i tak Gaia z chęcią usunęłaby je ze swojego świata.
Pokroiła sztućcami swoje śniadanie, ale z racji tej niespodziewanej rozmowy z Jonem, nic jeszcze nie tknęła. Właściwie trochę dziwiło ją jego pytanie. Zwyczajnie z nudów zainteresował się co się dzieje, czy może przyczyna rozpoczynania rozmowy była całkiem inna? Gaia z natury była bardzo wścibską osóbką, więc poczuła nieodparte pragnienie dowiedzenia się o co chodzi.
- A czemu pytasz?
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pon Lis 24, 2014 1:12 pm
Kątem oka zerknął na talerz Gai, nie powstrzymując się przy tym od uniesienia jednej brwi przez co jego twarz nabrała wyjątkowo sceptycznego wyrazu. Miała zamiar wytrzymać na tym aż do obiadu? Na Merlina, nic dziwnego, że była niewiele większa od domowego skrzata. Uśmiechnął się pod nosem, widocznie rozbawiony własnym porównaniem i pokręcił delikatnie głową, ponownie skupiając jasne spojrzenie na swojej rozmówczyni. Zdecydowanie lepiej było na nią patrzeć niż słuchać, chociaż akurat podobne zdanie Avery miał w stosunku do większości znanych sobie przedstawicielek płci przeciwnej. Gdyby się jednak nad tym zastanowić można by się nawet pokusić o stwierdzenie, iż powyższa opinia obowiązywała również męską część populacji - nie bądźmy już bowiem, aż tak skończonymi seksistami.
Nie zwrócił szczególnej uwagi na nieme przypomnienie o konieczności przywitania się jako wstępie do rozmowy. Rzadko kiedy zawracał sobie głowę podobnymi sprawami; Hogwart był jego ostoją i barierą przed rygorystycznym wychowaniem i nieskazitelnymi manierami. Tutaj to on sam dyktował co należy robić, a czego nie. Nie było nikogo kto mógłby zwracać mu uwagę na krzywo zawiązany krawat czy też nie wstanie z zajmowanego miejsca, gdy w zbliżała się do niego znajoma czarownica. Używanie kilkunastu sztućców do obiadu, ukłony i uprzejme uśmiechy, to wszystko zostawił za murami zamku. Nie, nie sądźmy, iż w czasie roku szkolnego Jonathan przemieniał się w prymitywa. Co to, to nie. Uważał pod prostu, że trzon miotły lepiej sprawdza się pod jego tyłkiem niż w nim - pozostawał, więc kulturalny lecz nie afiszował się wszem i wobec z etykietą wyniesioną z rodzimej rezydencji Averych. Była zbyt sztywna i krępująca jak na powszechnie obowiązujące standardy, a jak wiadomo on sam nadzwyczaj wręcz cenił sobie swobodę i niezależność. Nawet jeśli ta była jedynie pozorna.
- Gdybym powiedział, że z ciekawości to bym skłamał.
Odpowiedział na pytanie, po czym upił sporego łyka soku ze swojej szklanki. Powstrzymał się od przewrócenia oczami; widocznie jego żarty faktycznie zaczynały bawić tylko i wyłącznie jego. Czas umierać, Jon. Ewentualnie popracować nad poczuciem humoru lub zacząć lepiej dobierać obiekty, z którym owym będziesz się dzielić.
Niepotrzebnie głowiła się nad intencjami Avery'ego. Były one przejrzyste i jak najbardziej niewinne, ot lekka pogawędka przy śniadaniu. Chociaż może wpierw powinien zacząć od pogody?
- Po prostu ich obecność przy Tobie wydała się mi niecodzienna, nie kojarzę żebyś się z nimi jakoś specjalnie trzymała.
Wzruszył lekko ramionami i sięgnął po kawałek jabłecznika, który umieścił na swoim talerzu. Standardowe śniadanie; mnóstwo ciasta, soków i kawy. A później papieros, ewentualnie dwa. Kofeina, nikotyna i cukier. Jakże niezdrowo, jakże paskudnie. Gwarancja dobrego nastroju na przynajmniej dwie najbliższe godziny.
Gaia Zabini
Oczekujący
Gaia Zabini

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Sro Lis 26, 2014 8:51 pm
Żarty nigdy nie trzymały się Gai Zabini. Sama nigdy nie stroiła z kogoś żartów (chociaż niektórzy, aż się o to prosili), ale też nigdy nie reagowała na żarty snute przez osoby obok. Nie do końca wiadomo, czym dokładnie było to spowodowane. Brakiem poczucia humoru u dziewczyny? Czy może zbyt poważnym podejściem do samej siebie, które nie pozwalało na to, by poświęcać ani chwili wolnego czasu na jakiekolwiek rozluźnienia atmosfery? Ja bym obstawiała raczej na to drugie. Inni mogli latać nieustannie z rozanielonymi minami wyrażającymi jacy to oni nie są szczęśliwi, ale Gaia pozostawiała grymas podniesionych kącików ust jedynie na specjalne okazje. Ewentualnie kiedy udawała. A udawała często, więc jednak te specjalne okazje nie były wcale takie specjalne.
W dzieciństwie Gaia i Ventus, jej bliźniaczy brat, mieli prywatną nauczycielkę, która zajmowała się ich podstawową edukacją szkolną, jak i nauczaniem podstawowych manier, a także wzbudzaniem w nich uczuć artystycznych. Tego ostatniego Gaia nienawidziła, bo słuchanie jaki to też jej brat ma słuch i poczucie rytmu, wcale nie było miłe. To Gaia zawsze była lepsza i lepiej, by się to nie zmieniło. Nauczycielka została zwolniona tuż po tym jak Gaia poskarżyła się, że pokazuje im ona mugolskie piosenki. Ventus długo nie mógł jej tego wybaczyć. W każdym razie chcę powiedzieć tylko, że Gaia czasem tęskni do tych błogich czasów, gdzie tylko jedno słowo wystarczyło by się kogoś pozbyć. Aktualnie wymaga to odrobinę większego zachodu, dlatego też tamte dziewczyny mgły się czuć bezpiecznie. Gaia nie chciała tracić czas na takie bzdety, no i oczywiście, jeżeli pewnie już zaczęłaby się starać, to populacja Hogwartu znacznie by na tym ucierpiała.
- A to dlaczego? Nie ciekawią cię różne rzeczy? - zapytała, w sumie zaintrygowana. Ją samą zżerała ciekawość nawet przy błahostkach, co było niezmiernie irytujące. Dlatego wiedziała ile dokładnie skrzatów pracuje w Hogwarcie (spisała je wszystkie, imiennie), wiedziała który profesor dostaje najwięcej sowiej poczty podczas śniadania (Slughorn), wiedziała ile kilogramów waży Sharon Gallager w zależności od pory roku (co ją odrobinę brzydziło i przerażało). Naprawdę mogła się obyć bez tych informacji, a jednak...
Starała się naprawdę mocno ignorować śniadanie Jona. Nie patrzeć. A jak już spojrzała, to zapomnieć. Komentowanie takich rzeczy jedynie doprowadzały do niemiłych sytuacji. Mimo to miała wymalowane na twarzy dokładnie co myśli na temat jego wyborów żywieniowych.
- Może zamiast myśleć nad tym z kimś nie zadaję, pomyślałbyś może o tym co jesz. To nie takie trudne. Wystarczy dorzucić czasem coś zielonego - rzuciła. Naprawdę nie chciała ciągnąć tematu tamtych dziewczyn, bo cóż... trzeba by było zauważyć już na samym początku, że Gaia się z nikim nie trzymała. Poza bratem, ale czy go naprawdę można zaliczyć do znajomych z wyboru? Nie.
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Nie Lis 30, 2014 11:11 pm
Żarty się jej nie trzymały? Ciężko było tego nie zauważyć, doprawdy. Avery był pod tym względem jej zupełnym przeciwieństwem - niewiele było rzeczy i osób, które traktował naprawdę poważnie. Patrzył na życie z przymrużeniem oka, komentując rzeczywistość z właściwą sobie dozą ironii i rozbawienia. Gdyby podchodził do otaczającego go świata zupełnie inaczej pewnie prędzej czy później wylądowałby na oddziale w świętym Mungu. Potrafił śmiać się z siebie w równym stopniu co z innych - w sposób pozytywny tak samo jak i w negatywny, nie robiło mu to specjalnej różnicy. Pewność siebie i dystans do własnej osoby szły ze sobą w parze, ot cały sekret, który wielu ludziom pozostawał do tej pory nieznany. Wielka szkoda, świat byłby znacznie lepszym miejscem, gdyby większa część populacji nareszcie zdała sobie sprawę z tej zależności.
Uniósł wzrok znad talerza z ciastem, ponownie przenosząc spojrzenie błękitnych tęczówek na Gaię. Jej pytanie nieco go zdziwiło, wydało mu się nieco zbyt uogólniające sprawę. Oczywistym było, iż interesowało go mnóstwo rzeczy. Niekoniecznie podobnych do tych wzbudzających zainteresowanie panny Zabini - czyli w sumie chyba wszystkiego co dotyczyło osób trzecich.
- Ciekawią, aczkolwiek życie towarzyskie i poczynania czwartoklasistek niekoniecznie zaliczają się do takowych. Wiem, dziwny jestem. Większość osób nie potrafi tego zrozumieć.
Zakpił łagodnie, obrzucając przy tym uważnym spojrzeniem jedzenie znajdujące się na stole przed nim. Sięgnął po kolejny kawałek ciasta, tym razem biszkopta z truskawkami, gdyby kogoś interesowały szczegóły diety Jonathana - tak, fanki notujcie. Dolał sobie również kawy do filiżanki, starając się przy tym ignorować spojrzenia, które co rusz Gaia rzucała w stronę jego zastawy stołowej. Tylko czekał na jakikolwiek komentarz na ten temat, ciekaw był czym tym razem uraczy go jego młodziutka rozmówczyni. Domyślał się, że nie będzie trwało to długo, że raczej prędzej niż później dane mu będzie zaspokoić swoją ciekawość. Nie pomylił się, jakże to budujące!
- Masz rację. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?
Powstrzymał się od szerokiego uśmiechu i zamiast niego zrobił bardzo wiarygodnie wyglądającą zdumioną minę. Powoli opuścił widelczyk na brzeg talerza, który to odsunął od siebie nieznacznie.
I sięgnął po zieloną galaretkę znajdującą się nieopodal dzbanka z sokiem dyniowym, zanurzył w niej deserową łyżeczkę i powoli, jakby z namysłem wsadził ją sobie do ust.
- Całkiem niezła, polecam.
Pokiwał głową z zapałem, gdy już udało mu się przełknąć glutowaty twór. Chyba niekoniecznie o to Ci chodziło, co, Gaia?
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pon Gru 01, 2014 9:29 pm
Rabastan właśnie postanowił zaszczycić spożywających śniadanie swoją obecnością i patrzcie państwo kogo spotkał! Jonathan Avery. Ostatnio coś nie widywali się zbyt często, czyż nie? Czemu? Prawdopodobne wyjaśnienia można by pewnie mnożyć, ale kto miał na to czas, kiedy tyle było innych spraw do przemyślenia. Jak zabić Caroline, na ten przykład... Albo przynajmniej opanować jej charakter na tyle, by snucie planów morderstwa miało jakikolwiek sens i szansę powodzenia. Taaak, to wciąż i nieustająco był motyw przewodni jego rozmyślań. Przeklęte kobiety!
Nie mniej jednak Lestrange niemal się za Averym stęsknił. Mógłby to nawet świadomie pomyśleć, gdyby oczywiście znał poprawną definicję tego słowa. A nie znał. W ten czy inny sposób brakowało mu specyficznego humoru kuzyna i jego mniej lub bardziej konstruktywnych wypowiedzi.  
-Serio, Jon? Galaretka? - jego podszyty kpiną głos rozbrzmiał za plecami panicza Averego, a już chwilę później właściciel rudej czupryny z typowym dla siebie wdziękiem rozsiadł się na ławce obok krewniaka. - Może jeszcze zaczniemy Ci trzeć wszystko na tarce, hm? - dodał, a potem przelotnie zerknął na pannę Zabini. Drobne toto, chude. I blond. Niekoniecznie jego typ. Ale uśmiech nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda? Dlatego wargi Rabastana ułożyły się w typowym dla niego drapieżnym grymasie, który można określić mianem miłego uśmiechu.
- Weź zjedz coś normalnego. - pouczył kuzyna wciąż tym samym kpiącym tonem, który świadczył, że jest tego ranka w dobrym nastroju. Sam uraczył się sporą stertą naleśników, którą obficie oblał syropem klonowym i ozdobił bekonem. Był głodny. Zima trwała w najlepsze i nie chciała odejść, trzeba dostarczać sobie dużo energii, prawda? Do tego jeszcze duża ilość mocnej herbaty... I papieros, ale to już w jakimś bardziej ustronnym miejscu niż Wielka Sala.
Gaia Zabini
Oczekujący
Gaia Zabini

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Gru 04, 2014 6:46 am
- Uczucie zaciekawienia można różnie interpretować - odpowiedziała mu z niezbyt zadowoloną miną. - Nie zawsze musi dotyczyć ciekawych rzeczy, czasami po prostu jest i mimowolnie doprowadza cię do szału, póki go nie zaspokoisz. - Gaia czuła, że mogłaby walnąć jeszcze ładną rozprawkę na ten temat, zaczynając od błahostek, które nurtowały ją na każdym kroku, choć były jej zupełnie niepotrzebne w życiu, no i kończąc na sprawach wyższej rangi, które albo zwyczajnie nie były jej interesem, albo nie były na jej poziomie intelektualnym, ale i tak się ich czepiała. Jednak coś czuła, że jej ta rozprawka mogła zakończyć się niezbyt wygodnymi dla niej wioskami. Takimi, które nazywały rzeczy po imieniu. A dokładniej określały jej zaciekawienie wścibskością. Gaia w żadnym wypadku nie zamierzała jednak mówić o sobie źle.
W zamian wolała źle myśleć o Jonathanie. Znaczy, nie tak ogólnie źle. Źle na temat jego diety. Bo proszę... Biszkopt z truskawkami? Może i można by było uznać truskawki za jakieś urozmaicenie. Ale biszkopt? Biszkopt był dla berbeci sikających w majtki i posiadających dwa zęby: górny i dolny. Ale nie dla siedemnastolatka.
O galaretce nie wspominając.
Kiedy tak walną swoją pokazówkę przed nosem Gai, ta syknęła z pogardą szykując jakiś złośliwy komentarz. Całe szczęście, że Rabastan im przerwał, bo pewnie później żałowała by swoich słów. Gaia raczej nie lubi, gdy coś się jej wymsknie i robi taką ślizgonkę-ślizgonkę, wredną, okrutną i bez zahamowań. O wiele lepiej czuję się grając w swoją grę pozorów i pozostając w swoim wyimaginowanym światku, gdzie jest najlepiej wychowaną panienką na wyspach. Ogólnie ten światek to jest coś o czym warto wspomnieć. Najlepiej określałoby go pojęcie AU, alternate universe, stosowane głównie w przypadku literackiej twórczości fanowskiej. Ale to ładnie odnosi się do życia Gai. Jest ona prawdopodobnie jedyną swoją fanką, w końcu. I czasami, siądzie sobie tak i zacznie myśleć (co nie zwiastuje niczego dobrego). I wymyśla. Wymyśla różne scenariusze do tego co było, co jest i co będzie. Obsadzając siebie w głównych rolach oraz innych w mniej ważnych miejscach. Czasami zapuści się do tego światka tak głęboko, że odróżnienie rzeczywistości zaczyna być mega trudne. Na całe szczęście wykonalne. Póki co.
Wracajmy jednak do pojawienia się Rabastana. Rabastan źle działał na Gaię, bo jego włosy wywoływały w niej zapędy piętnastolatki. O co dokładniej mi chodzi? Ha. Prosto mówiąc, kiedy Gaia widziała te długie rude kudły, miała ochotę zacząć pleść warkoczyki. Niezwykle dojrzałe, co nie?
- Witaj, Rabastanie - przywitała się. Naprawdę nie wiedziała co chłopaki mają do takich pięknych grzecznościowych powitań, że unikają ich jak Puchonów w czasie ich godów (czytaj: w poniedziałki; wtedy cała reszta zamku umiera z powodów jakże życiowych, a oni na tym korzystają, myśląc, że skoro inni nie mają siły, to oni podbiją świat, ale kiedy nadchodzi wieczorna pora, chowają się do swoich norek i udają, że nie istnieją).
Ach tak, Gaia wcale nie uważała, że naleśniki z syropem i bekonem to coś normalnego do jedzenia, więc na talerz Lestrange'a też spojrzała z pogardą.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Czw Gru 04, 2014 3:30 pm
Z której strony nadejdzie pierwszy atak? Idę otoczona z każdej strony przez wrogów. Nigdy nie zostanę zrozumiała, tak jak moja chora potrzeba siania spustoszenia w ludzkich sercach. A im czystsze serce tym większa gwarancja odczuwalnej przyjemności z głębokiego wbijania pazurów, którymi zdolna byłabym je rozszarpać.
Poruszała się po lochach, niczym bazyliszek po rurach, chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie, dzięki któremu mogłaby się całkowicie odprężyć. Jej kroki były stawiane twardo, wręcz z dziwną determinacją. Czarne włosy pozostały rozpuszczone i proste o dziwo dzisiejszego dnia, pod oczami czaiły się głębokie cienie nadając jej twarzy jeszcze bardziej upiornego wyrazu, zwłaszcza w połączeniu z zimnymi niebieskimi oczami i różanymi wargami, które teraz były rozciągnięte w geście mściwego uśmieszku. Od jakiegoś czasu coś zdawało się jakby ją wyżerać od środka, nadając skutki uboczne podobne do choroby.
Biała koszula podkreślała jej krągłości, a krawat był zawiązany dość luźno, spódnica zaś przylegała gładko do je ciała, a pantofle, które były przykrą koniecznością, niemalże jęczały przy każdym jej ruchu. Na dodatek posiadały one wyższe obcasy by dać jej większe pole do manewru w razie konieczności. Całość dopełniała czarna szata, która muskała jej kolana. C. ruszyła do Wielkiej Sali, gdzie jej spojrzenie od razu powędrowało do stołu Ślizgonów. Stukot jej pantofli był wystarczająco głośny by zwróciła się w jej stronę nie jedna głowa. Ale jej zależało na jednej...właściwie na dwóch. Kiedy stanęła przy Rabastanie, odgarnęła włosy z jego policzka i wyszeptała krótkie zdanie:
- Mam nadzieję, że się cieszysz, bo zjemy razem.
Następnie posłała krótkie spojrzenie Gai i zmarszczyła nos na widok zawartości jej talerza, po czym przeszła do Avery'ego na którym zatrzymała się nieco dłużej. I wiecie co? Uniosła ledwo zauważalnie kąciki ust do góry, co samo w sobie na dzień dobry było niebywałe. Zajęła więc miejsce przy Lestrange, nałożyła sobie omlet z owocami i dodała do tego trochę lodów, które akurat miała pod ręką, po czym całość polała sosem czekoladowym. Po chwili spojrzała na Rabastana i przez chwilę przyglądała się mu jak je.
- Och, jakiś Ty jesteś rozkoszny! - Próbowała wykrzesać z siebie entuzjazm, a wyszło coś pomiędzy drwiną a złością. Wyrwała mu widelczyk z ręki, wbiła potężny kawałek naleśnika i uniosła do góry. - Otwórz buzię...kochanie. Chyba nie chcesz by kawałek tak znakomitego dania się zmarnował? Nie daj Merlinowi, może mi "niechcący" spaść na Twoją koszulę i co wtedy? A wątpię, żebyś znał jakieś porządne zaklęcie czyszczące - powiedziała z udawaną troską, kręcąc przy tym delikatnie głową, ale z jej słów praktycznie sączył się jad, którym gotowa była go otruć. Nie przejmowała się nawet tym, że mogła im przeszkadzać w jakże ciekawej pogawędce; skądże znowu!
Takie rzeczy były zbyt przyziemne dla Rockers żeby mogła się nimi przejmować.
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Gru 05, 2014 7:08 pm
W kwestii powitań miał podobne poglądy co Jon. Po co niepotrzebnie utrudniać sobie życie? Nie wystarczy, że konwenanse zatruwają mu życie poza zamkiem? W Hogwarcie można było sobie trochę odpuścić. Przy czym trochę było tu słowem kluczowym. Nie chodziło przecież o to żeby zachowywać się jak spuszczony ze smyczy pies... albo taki Black na ten przykład! Trzeba trzymać poziom. Urodzenie wciąż zobowiązuje. Poza tym Rabastan wcale nie chciałby całkowicie uwolnić się od konwenansów, przecież to one go poniekąd definiowały. Czyniły go tym kim był. Dawały prawo, by zadzierać głowę jeszcze trochę wyżej i patrzeć z pogardą na wszystkich wokół. Bo byli gorsi, pospolici, ZWYCZAJNI. On oczywiście był wyjątkowy. Zwłaszcza we własnej ocenie. Pewnie przywitałby się z Zabini, gdyby miał w tym jakiś interes. Ale nie miał. Jej jak widać nie wystarczył jego uśmieszek (a przecież to i tak więcej niż dostawała większość mieszkańców zamku!). Czy w jego szarych oczach przez sekundę błysnęła irytacja, czy może to tylko odbite światło nielicznie płonących o poranku świec?
- Gaia, miło Cię widzieć. - odparł głosem niemal przyjaznym, gdyby nie jakaś niepokojąca nuta, która brzmiała tak wyraźnie jak fałszywy ton w znajomej melodii. Konwenanse, konwenanse. Jak i wszystko inne, naginał je do własnej woli i potrzeby. Spokojnie wrócił do jedzenia, ale ktoś postanowił zburzyć tą sielankę swoją osobą. No to tyle jeśli chodzi o dobry humor Rabastana.
- Nic nie mogłoby mnie bardziej ucieszyć, najdroższa. - jego odpowiedź była błyskawiczna i nie wymagała nawet sekundy zastanowienia. Przedstawienie się rozpoczęło, a on bez trudu wszedł w swoją rolę. Zawsze miał tą maskę gdzieś pod ręką, gotowy na pojawienie się Caroline. Jego własna, osobista zmora. Jego wargi wykrzywił drwiący uśmiech, który skrył się szybko za pucharem z herbatą. Może nie był już tak beztroski jak przed chwilą, ale nie wykluczało to jeszcze dobrej zabawy. Przeklęta czy nie, Rockers wciąż była jego ulubioną zabawką.
- Och, kochanie... - zamruczał pieszczotliwie na widok jej "starań" i wyszło mu to dużo bardziej wiarygodnie. Jednym ramieniem objął jej szczupłą sylwetkę i przyciągnął bliżej siebie, tak by stykali się niemal na całej długości ciała. Drugą chwycił jej nadgarstek. Mogło to wyglądać na pieszczotliwe, gdyby nie zaciskał palców tak mocno, że pobielały mi knykcie. Ale przecież żeby to dostrzec trzeba było się dokładnie przyglądać... A kto miał na to odwagę?
Niemal z namaszczeniem odgryzł kawałek naleśnika, a drugą połowę smakowitego kąska, który pozostał na widelcu wycelował w usteczka swojej narzeczonej. Nawet na sekundę nie oderwał od niej wzroku. Szarość burzowych chmur ścierała się z lodowatym błękitem. Jak gołąbeczki, doprawdy...
- Jestem pewien, że ty jakieś znasz, kochanie. - odparł słodko, a gdy tylko wmusił w nią kęs naleśnika, ucałował jej zaciśnięte usta. Smakowały jak syrop klonowy. - Jesteś wszak idealnym materiałem na panią domu! - zażartował i puścił jej nadgarstek. Może nie wbije mu widelca w oko przy wszystkich, hm?
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Nie Gru 07, 2014 3:42 pm
- W moim przypadku to tak nie działa, panno ciekawska - mruknął, przełknąwszy kęs galaretki i dla podkreślenie własnych słów dźgnął powietrze łyżeczką trzymaną w dłoni.
Nie zgrywał się, nie udawał - po prostu rzadko kiedy odczuwał opisany przez Gaię głód wiedzy, a jeśli już to nie udawało się go zaspokoić informacjami pod tytułem "ile skrzatów pracuje w Hogwarcie". Sprawy błahe nie zaprzątały myśli Avery'ego, zazwyczaj. Chyba, że dotyczyły one jego własnej osoby; wtedy mógł ewentualnie poczynić wyjątek.
Słysząc znajomy głos nad uchem, oderwał spojrzenie od Ślizgonki i obdarował szerokim uśmiechem przybyłego gościa. Zapraszamy, zapraszamy - herbatę podano. Autentycznie ucieszył się na widok kuzyna, którego ostatnimi czasy z niewiadomych przyczyn widywał coraz rzadziej. Gdzie się szlajałeś, rudzielcu? Ominęło cię parę ciekawych wydarzeń, możesz mi wierzyć na słowo.
- Tak, właśnie galaretka. W przeciwieństwie do Ciebie odżywiam się zdrowo. Zobaczymy za kilka lat jak będziesz wyglądał ty i twoje tętnice przy tym trybie życia! A ja? Ja pozostanę piękny i młody - z udawanym obrzydzeniem zlustrował talerz Lestrange'a i załadował do ust kolejny kęs galaretki. Nieszczególnie mu smakowała, jednak dzielnie ją przełknął i uśmiechnął się przy tym jakoby naprawdę natrafił na rarytas wart grzechu. Gorszy byłby wyłącznie kisiel lub budyń, galaretowate obślizgłe paskudztwa. Ale cóż, była ona jedyną zieloną rzeczą w zasięgu jego ręki. Co było robić?
Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, iż humor dopisywał Jonowi. Szczerze uśmiechnięty, odprężony - widocznie zadowolony. Towarzystwo jak najbardziej mu odpowiadało; mała panna Zabini w obecności, której zawsze wydawał się bardzo rozbawiony oraz Rabastan. Czego mógłby chcieć więcej o tak wczesnej porannej porze? Chyba tylko i wyłącznie ciepłego łóżka oraz świętego spokoju. Lecz jak to mówią, jak się nie ma co się lubi...
Gówno prawda, jeśli ktoś by się już pytał o moje zdanie.
Długo ta sielanka nie mogła trwać, takie to już chyba prawo rządzące światem. Gdy robi się miło i przyjemnie musi nadejść ktoś lub coś co spieprzy powstały nastrój. W tym przypadku była to Caroline - ona i Rabastan w jednym pomieszczeniu to nigdy nie był najlepszy pomysł. Uniósł wzrok na przybyłą i zanim powitał ją delikatnym uśmiechem, obciął całą jej osobę uważnym spojrzeniem. Wyglądała... no cóż, jak zwykle. Wyprostował się na ławie, zamieniając łyżeczkę na filiżankę z kawą, z której upił potężny łyk napoju. Zapowiadało się kolejne przedstawienie pod tytułem "kochający się narzeczeni", a Jonathan wcale nie był pewien czy ma ochotę na oglądanie go po raz wtóry. Premierowe wydanie było zabawne, całkiem niezłe w przekazie - jednak spektakl oglądany raz po raz traci w końcu swą świeżość i zaczyna trącić nieprzyjemnie. Szczególnie, że aktorzy nie wzbijają się na wyżyny swego kunsztu.
- Jesteście wręcz obrzydliwie słodcy, patrząc na was człowiek zaczyna wręcz odczuwać mdłości - wymruczał znad swojej filiżanki, rzucając kuzynowi i jego narzeczonej spojrzenie, w którym kryło się coś na kształt poirytowania.
Śniadanie z tą dwójką nie było najlepszym pomysłem, można było spodziewać się ataku zgagi. Pojedynczo każde z nich było w stopniu mniejszym lub większym znośne, a nawet przyjemne lecz jak już wcześniej było mówione razem tworzyli duet na dłuższą metę nieznośny dla otoczenia, mimo iż skupiali się głównie na sobie. Dodajcie do tego chodzącego i mówiącego przemądrzałego perfekcjonistę i osiągniecie idealne towarzystwo do porannego posiłku. Na Merlina, a dzień rozpoczął się tak pięknie...
- Zachowujecie się, dzióbki możecie dawać sobie w sypialni, a nie przy śniadaniu w towarzystwie Gai i moim - oskarżycielsko wycelował w nich widelec podniesiony z deserowego talerzyka.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Nie Gru 07, 2014 9:24 pm
Spodziewała się w sumie takiej odpowiedzi; niczego innego nie można było przecież od niego wyczekiwać. To było dla nich typowe przedstawienie, jedno z wielu, które dane będzie im rozegrać. Mogło się zmieniać otoczenie, szczegóły i aktorzy, którzy wraz z nimi tkwili na deskach tegoż teatru, ale scenariusz pozostawał taki sam. A oni sami zdawali się go znać znakomicie, dlatego tylko czekali, aż któreś z nich się potknie i upadnie z tej sceny. Zabawki zabawkami - ona zresztą nie traktowała go inaczej, widząc w Rabastanie największe możliwe zwycięstwo. Zbyt mocno już w tym tkwili by móc się tak zwyczajnie poddać. Sama porażka nie wchodziła w grę! Nie było takiej mowy, przynajmniej jeśli szło o nią. Musiała wygrać! Nawet za cenę poświęcenia swoich dotychczasowych zasad, a wszystko w imię czegoś wyższego. W imię osobistej zemsty.
Drgnęła delikatnie, niemalże niezauważalnie, kiedy objął ją i przyciągnął bliżej siebie. Naruszał wszelkie normy, którymi tak się karmiła, jeśli szło o własną przestrzeń. To C. zresztą dotychczas ustalała, kiedy dane było przekroczyć tę bezwzględną granicę - pod tym względem nie lubiła być zaskakiwana. Ale jako że miało stać się to pewnego rodzaju "codziennością", musiała udawać, że wszystko grało. Że wszystko było w porządku. Na jego jakże delikatny dotyk, zareagowała cichym sykiem, który ukryła pod postacią krótkiego chichotu, jakby bawiła ją świadomość, że tak mu zależało na tym by ją złamać. Zdecydowanie był zbyt optymistycznie do tego nastawiony. Posłusznie przełknęła ten wymuszony kawałek naleśnika, patrząc na niego chłodno, jakby samym wzrokiem chciała go zamrozić. To nie było jednak takie proste. Spod burzowych chmur wyjrzało lodowate niebo - delikatne przebłyski lodowców, które stanowiły jedną z jej największych barier. Nie zareagowała, kiedy musnął jej usta, jakby nic a nic ją to nie obeszło. Ale w środku? Ach, w środku aż cała wrzała od nasilających się impulsów! Gdyby wystarczyło jedynie się rzucić na Lestrange'a i przyłożyć różdżkę do jego gardła! I mocne pragnienie...mocne pragnienie jego cierpienia!
Ale to tak nie działało. Wszystko jak na złość wymagało solidniejszej i praktyczniejszej techniki.
- Niestety nie. Wielka szkoda, prawda? Zawiodłam Twoje nadzieje! Jednak nie jestem taka idealna za jaką mnie uważasz... - wyszeptała, udając cierpiący głos tonu i przykładając jedną dłoń do czoła, jakby to była parodia. Kiedy ją puścił, tym razem to ona wykorzystała okazję i chwyciła go za rękę. Pociągnęła go do siebie i zbliżyła wargi do jego ucha, korzystając z jego chwilowej nieuwagi.
- Wiesz co jest piękne? Że odkryłam sposób jak łatwo Cię zniszczyć i to w zjawiskowy sposób. A wiesz w jaki..? - Zasiała w nim nutkę zaciekawienia, choć sam szept był przepełniony złością i dziwnym niezdrowym podnieceniem. - Zakochasz się. A wtedy ja ją zabiję. Zabiję zresztą każdą, która stanie na Twojej drodze, która wzbudzi choćby najmniejsze Twoje zainteresowanie. I nie myśl, że nie będę wiedziała. Och nie, mój kochany, wyczuję każdą Twoją dziwkę na kilometr. I będę perfekcyjna w każdym calu podczas trwania tego rodzinnego cyrku. Poświęcę wszystko byleby pozbawić Cię szczęścia. I wszystkie Twoje maski opadną, a wtedy zostanę Ci tylko ja. Jak myślisz, jak szybki będzie wtedy Twój ostateczny upadek, Rabastanie?
I odsunęła się szybko, puszczając jego rękę i posyłając mu rozkoszny uśmiech, jakby to co mu powiedziała, było jakąś tajemnicą dotyczącą wyłącznie ich dwojga. Dla postronnego obserwatora mogłoby się wręcz wydawać, że zbliżali się do siebie jak motyle podczas lotu; w rzeczywistości jednak przypominało to bardziej sprawdzanie się dzikich zwierząt w walce o władzę. I tym sposobem to C. rozpoczęła atak, zmierzając w jego stronę z pazurami. Po chwili wyprostowała się dumnie i posłała zagadkowe spojrzenie Jonathanowi. Kąciki jej warg zadrgały delikatnie na jego komentarz, zwłaszcza że widelec z kawałkiem jej śniadania zmierzał do jej ust. Najwyraźniej ktoś tu na siłę musiał dzielić się ze swoim niezadowoleniem, co jeszcze bardziej zachęcało Rockers do igrania z ogniem. Pochyliła się nieco w jego stronę, a kilka kosmyków opadło jej na oko.
- Trzeba było nie jeść tej obrzydliwej galaretki, to nie miałbyś żadnych problemów z żołądkiem - odparła, siląc się na beztroski ton. Następnie założyła nogę na nogę, skupiając się póki co wyłącznie na zniesmaczonym Averym. - Powiedz to swojemu kuzynowi, najwyraźniej ciężko jest mu utrzymać jakąkolwiek część ciała z dala ode mnie. Patrząc na jego maniery, można by było stwierdzić, że był wychowany w jakieś dżungli, no ale nie mogę winić mojego narzeczonego, że jego mózg od naszego ostatniego spotkania skurczył się gwałtownie. Nie widzę zresztą by Gaia miała z tym jakiś kłopot, to prędzej Ty wydajesz się być...spięty, Jonathanie. Nie można się wstydzić tak pięknego i wyjątkowego uczucia, jakim jest...miłość.
Wypowiedziała to wszystko, nie mogąc powstrzymać się od ironii, która wręcz obficie kapała z każdego wymówionego przez niej słowa. Samo słowo "miłość" brzmiało w jej ustach, jak najgorsze przekleństwo. Zimne tęczówki ostrzegawczo zamigotały, kiedy przyglądała się chłopakowi.
Przeklęte niech będą syki od których nie można było się uwolnić.
Gaia Zabini
Oczekujący
Gaia Zabini

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Sro Gru 10, 2014 10:07 pm
Mówi się, że dwoje do pary, a troje to już tłum. W takim razie jak określić czwórkę? Gaia miała na to jedno słowo: niekomfortowo. Oczywiście po Wielkiej Sali raczej nie można spodziewać się niczego innego, dla wszystkich zawsze i wszędzie powinna się kojarzyć z takimi przymiotnikami jak gwarno, chaotycznie i katastrofalnie. Podczas swojej pierwszej uczty na Wielkiej Sali Gaia nie mogła się nadziwić temu, do jakiego towarzystwa trafiła i jak bardzo się ono różni do warunków do jakich została przyzwyczajona. Tutaj może i panowały jakieś zasady, ale większość studentów miała je tak głęboko gdzieś, że nie robiły zupełnej różnicy. Czyli całkowicie inaczej niż u Zabinich, gdzie zasady każdy miał ładnie wytatuowane na wnętrzu powiek tak by zawsze o nich pamiętać nawet zamykają oczy i kładąc się do snu. Oczywiście w przenośni. Gaia nigdy w życiu nie dała by sobie zeszpecić ciała jakimikolwiek tatuażami. Naturalność - to jedna z tych zasad, które tak sobie ceniła.
Właśnie... Czy zachowanie Caroline Rockers i Rabastan Lestrange względem siebie było naturalne? NAWET jeżeliby było Gaia i tak byłaby nim bardzo zdegustowana. I oczywiście jej zachowanie dokładnie odzwierciedlało jej uczucia. Nie czuła się w potrzebie by ukrywać swoją dezaprobatę. Ułożyła swoje dłonie delikatnie na serwetce przykrywającej jej kolana i przycisnęła łokcie do ciała, chcąc jak najbardziej zamknąć się w swojej przestrzeni osobistej i oddalić się od tych... aktów. Aktem dla Gai było zarówno pałaszowanie galaretki tudzież naleśnika, jak i oczywiście publiczne obnażanie się z uczuciami w postaci słodzenia z jadem i karmienia się wzajemnie. Takie rzeczy można było robić w ciemnych mugolskich zaułkach gdzie szerzyły się zachowania lekkich obyczajów, a nie w miejscu tak powszechnym i na dodatek wypełnionym dzieciakami! Gaia w zasadzie również uważała się w pewnym sensie za takiego dzieciaka. Jej zdaniem nawet trzymanie się za rękę powinno być surowo karane. Powinna być na to nałożona tak duża sankcja, że raz na zawsze odechciało by się wszystkim romansowania. Och na wszystkie cnoty wielkiego Slytherina, oni mówili do siebie per kochanie! Gaia wlepiła wzrok w swój talerz.
Może i Rabastan odczuwał przyzwolenie na chodzenie z podwyższoną głową i uważania siebie za lepszego, ale Gaia w tej właśnie chwili go tak nie postrzegała. Niby znajdowała się pośród elity, ale i tak czuła się w niej obca. Odstawała. Może to była kwestia wieku? Może z kolei zarówno Rockers, Avery jak i Lestrange, czuli się w stosunku niej, tak jak ona czuła się w stosunku do tych czwartoklasistek z wcześniej?
- Właściwie - wtrąciła się w końcu Gaia słysząc jak Rockers mówi za nią. Tak, dziewczyna wypowiadała się odnosząc do tego z czym Gaia mogła mieć, a z czym nie mieć kłopotu. Nie było to na miejscu. - Byłoby mi bardziej komfortowo gdybyście powstrzymali swoje... odruchy na jakąś inną okazję - mówiąc to zaczerwieniła się lekko, bo jednak wcale nie było jej do śmiechu myśleć, a co dopiero mówić o takich rzeczach. Związki damsko-męskie, jakiekolwiek by nie były, póki co były dla Gai tematem tabu, którego nie należało ruszać, póki rodzicie jej na to nie przyzwolą. Niestety to jak bardzo rozwiązłe życie było w Hogwarcie pozostawało bez wpływu Gai, więc co zrobić człowieku.
Gaia uznała w końcu, że chyba nie ma więcej ochoty na wypowiadanie się w tej konwersacji, ale śniadanie nadal stało przed nią, a ścisk w żołądku nie dawał o sobie zapomnieć. Więc podniosła z gracją sztućce i kontynuowała wcześniej przerwane krojenie szparagów. Poruszała nożem i widelcem bardzo staranie, nie robiąc niepotrzebnych manewrów. Wyglądało to naprawdę delikatnie, ale wyobraźnia dziewczyny podsuwała jej coś całkiem innego. W swojej głowie kroiła te szparagi jakby obcinała czyjeś palce, gwałtownie i z niebywałą brutalnością. Szarpiąc. Rozpychając na boki. Przyciskając ze zmiennym naciskiem. Władowywała w wyobraźni swoje uczucia. Naprawdę szkoda, że nie potrafiła tego zrobić w rzeczywistości. Bo zbieranie takich emocji nie było zdrowe. Brudziła tylko swoją czakrę.
Gaia wsadziła mały kawałek szparaga między usta. Jej policzki nadal były lekko zaróżowiałe z zażenowania.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Sty 02, 2015 5:23 pm
Oglądnąłeś się przez prawe ramię tylko po to, by zobaczyć, czy Twa siostra nadal ci towarzyszy - była, jest i będzie, wciąż, nieustannie, krok w krok przy Tobie - nie ocenia, nie komentuje, ale zawsze jest, Przyjaciółka lepsza od ciszy, którą tak umiłowałeś - uśmiecha się do Ciebie, a ty odwzajemniasz Jej uśmiech; mijasz Caroline Rockers, mijasz Gaie Zabini, mijasz kolejnych uczniów których nie znasz - większość ogląda się za Tobą, tak, niech patrzą, niech spoglądają na zwycięzcę, na Wampira, istotę po stokroć od nich lepszą, po stokroć doskonalszą; kołysze się krzyż ze szkarłatnym kamieniem po środku na twojej szyi, wygrywa melodię pośród tych głosów i rozmów, którą słyszysz tylko Ty, odcinając się od wszystkiego innego - tak i mijają kolejne metry, tak przemijają kolejne plecy w mundurkach, tak mija kolejna przerwa obiadowa, w której nie bierzesz udziału, a mimo to się tutaj pojawiłeś - za tobą idzie czwarty Ślizgon, jeden z tych, którzy unieśli dłoń na Królową Lodu, czego zrobić nigdy nie powinni - przemijasz ostatnią dwójkę, którzy mieli uwieńczyć swą krwią Twój wieniec i koronę Śnieżnej Wiedźmy - Ślizgon opanowany przez Auxilium, po którym fiolkę wyrzuciłeś w cienie drzew Zakazanego Lasu dosiada się do swoich przyjaciół, a Ty? - Ty oglądasz się jeszcze za Rockers z rozbawionym uśmieszkiem i idziesz dalej...
Dwóch kumpli Ślizgona nawet nie zauważa, kiedy rozdzielony Trupi Jad trafia do ich posiłków w ilości, której odwracalność była niemożliwa - czekała ich dwóch śmierć jeszcze dzisiaj... Najpierw do ich, a potem posłuszny parobek dodaje też jego resztę do swojego posiłku.
Trupi Jad, którego reszta spoczywała bezpiecznie na dnie twojej kieszeni.
Strzeżcie się Władcy Nocy?
O nieeee...
Strzeżcie się Władczyni Śniegów i Księcia Nocy.

[z/t]
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Pią Sty 16, 2015 7:27 pm
Rabastan chyba wolałby nie wiedzieć co ciekawego go ominęło. W gruncie rzeczy ostatnio coraz mniej interesowało go wszystko co działo się wokół. Nie śledził plotek, nie obserwował otoczenia, nie bawiły go już nawet te wszystkie gry i zabawy. Rockers z dnia na dzień bliżej była miana jego obsesji niż wyzwania, które chwiał wygrać. Zerwał korespondencję z matką, co też niczego nie ułatwiało. Coraz więcej pisał za to z Rudolfem i - Morgano miej litość! - jego argumenty powoli zaczynały wydawać się niemal kuszącą alternatywą. Po raz pierwszy w swoim życiu Rabastan rozważał zmianę stron i zachwianie równowagi rodzinnych sił. Jedyna osoba, która mogła wpłynąć na matkę to ojciec. Może więc ofiarowanie panu Lestrange tego o co prosił już od dłuższego czasu mogła okazać się mniejszym złem. Inną formą zniewolenia, na którą łatwiej byłoby mu przystać. Znak na przedramieniu zamiast obrączki na palcu. Jeszcze nie kapitulował, ale jak na przyzwoitego ślizgona miał przygotowany plan B.
- Przy moim trybie życia, dieta ma raczej niewielki wpływ na długość życia. - odpowiedział Jonowi z krzywym uśmieszkiem na ustach. Prędzej wykończą go papierosy niż naleśniki. Jeśli Rockers nie będzie pierwsza, oczywiście. Przybycie tej właśnie damy, znacząco wpłynęło na nastrój przy stole. Rabastan wyczuwał to nawet nie patrząc na Gaię i Jona. Zupełnie tak jakby niezdrowa atmosfera między nim i narzeczoną, rozpełzała się wokół jak jakaś trująca mgła. Sekunda i wszyscy mieli ich dość. On sam miał ich dość. Miał dość tej chudej, wiedźmy, której powinien ukręcić chudy kark przy pierwszej lepiej okazji. Tak byłoby najlepiej, nawet jeśli to oznaczałoby, że zagadka jaką jest Ce nigdy nie zostanie rozwiązana. Ależ jaka byłaby to ulga dla wszystkich!
Nawet na sekundę nie wypadał z roli. Nawet, gdy jadowicie szeptała mu do ucha swoje groźby. Czy się nimi przejął? Nieszczególnie. Gdyby faktycznie była gdzieś dziewczyna bliska jego sercu, mógłby poczuć niepokój. Ale Rabastan nigdy nie miał kogoś kto faktycznie mógłby schwycić jego serce w dłonie. Nie był pewny czy jest w ogóle zdolny do takich uczuć. Mógł być zaciekawiony, nawet zaintrygowany. Mógł pragnąć. Ale tylko tak jak pożąda się pięknej rzeczy. Zdobyczy. Potraktował jednak jej słowa poważnie, i Caroline miej się na baczności, bo jeśli faktycznie kogoś pokocha, a ty spróbujesz jego szczęści zagrozić - najpewniej utopi Cię w fontannie pod domem przy pierwszej możliwej okazji.
- Och, Caroline. - odezwał się, gdy już skończyła swoje groźby. Na jego wargach błądził uśmiech niemal czuły, a dłoń swobodnie przesunęła się po jej długich włosach. - Oczywiście, że jesteś idealna. I jedyna. Nigdy w to nie wątp. - po tych słowach, odsunął się od niej na bardziej akceptowalną odległość, by nie drażnić biednych towarzyszy.
Spokojnie upił łyk herbaty, którym zmywał z ust gorzki smak kłamstw i wrócił do jedzenia.
- Caroline ma rację, Jon. To zielone świństwo musiało Ci zaszkodzić. - wtrącił się do monologu Rockers zupełnie naturalnie i nie wyglądał na przejętego niezbyt uprzejmymi przytykami narzeczonej. W porównaniu z tym czym zwykle go raczyła, były to wszak niemal komplementy! Kolejne kęsy znikały w jego ustach. Jedzenie jak zawsze było smaczne i nawet niemiłe towarzystwo nie mogło mu odebrać apetytu.
- Będziemy już grzeczni. - parsknął z rozbawieniem, puszczając przy tym Gai oczko. Jej niewinny rumieniec szczerze go rozbawił. W gruncie rzeczy nie było, aż tak źle. Wystarczyło tylko zjeść śniadanie, dopić herbatę, a potem podnieść się z ławki i opuścić Wielką Salę z nieodłącznym drwiącym uśmieszkiem...

[zt]

/Trochę niezgrabnie, ale jest. Sorry za bycie leniwą bułą/


Ostatnio zmieniony przez Rabastan Lestrange dnia Sob Sty 31, 2015 8:24 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content

Stół Ślizgonów - Page 2 Empty Re: Stół Ślizgonów

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach