- Mercedes Bélanger
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 6:59 pm
Do sali od starożytnych run dziarskim krokiem wkroczyła największa ciota w ich historii - Mercedes. Tak, był to kolejny przedmiot, który wybrała z tylko sobie znanego powodu (czystej głupoty) i nie radziła sobie z nim zupełnie. W tym przypadku jednak czekał na nią ratunek w postaci Kaylin Wittermore. Krukonka nie chciała by Mercedes zawracała jej cztery litery na innych lekcjach, ale doceniała obecność tego rasowego lenia akurat tutaj. Dlaczego? Bo w przypadku pracy w parach mogła zrobić wszystko po swojemu, a rudzielec się tylko pod tym podpisywał. Nie była to na szczęście Numerologia, z której Kaylin była totalnym klopsem, więc rok upłynął obu dziewczynom bez większych zmartwień.
- Cześć, Kay! - rzuciła wesoło, kładąc jej torebkę na ławce i dosiadając się bez pytania. - Co tam u ciebie nowego, kochana? - zapytała z szerokim uśmiechem, naładowana pozytywną energią po licznych spotkaniach z poltergeistem.
- Cześć, Kay! - rzuciła wesoło, kładąc jej torebkę na ławce i dosiadając się bez pytania. - Co tam u ciebie nowego, kochana? - zapytała z szerokim uśmiechem, naładowana pozytywną energią po licznych spotkaniach z poltergeistem.
- Kaylin Wittermore
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 7:12 pm
Całkowicie pochłonięta bazgrołami i notatkami pisanymi w swoim pamiętniku, Kaylin nie zwróciła uwagi, gdy rudowłosa Gryfonka weszła do sali. Nie zauważyła nawet, gdy jej torba zamiast na krześle, znalazła się na ławce. Dopiero głos Mercedes sprawił, że podniosła głowę i zamyślonym spojrzeniem omiotła postać dziewczyny siedzącej obok niej. Cóż, o ile Krukonka nie miała w zwyczaju z nikim rozmawiać, współpracować czy nawet siedzieć... Obecność panny Bélanger bywała jednak zbawienna. Oczywiście nie w momentach, w których otwierały jej się usta, ale było to całkiem przydatne, kiedy nauczyciele kazali dobierać się w pary. Kay mogła robić wszystko po swojemu, a jej towarzyszka dostawała całkiem dobre oceny. Cóż, zdecydowanie lepsze niż te, które dostałaby za swoją wiedzę.
- Cześć. - Powiedziała cicho spoglądając na rudowłosą dziewczynę. Nie miała ochoty na rozmowy, prawdę mówiąc znowu się nie wyspała. Ale z drugiej strony, ostatnio szło jej całkiem nieźle w kontaktach z innymi i nie czuła już takiego strachu, gdy musiała się do kogoś odezwać.
- W sumie nic, co mogłoby cię zaciekawić. - No bo, skąd Kaylin mogła wiedzieć, że jej znajomość z Irytkiem mogłaby w jakiś sposób interesować Krukonkę? Nie sądziła także, by opowiadanie o swoim uwielbieniu do profesora Numerologii bylo czymś odpowiednim.
- Ale u ciebie na pewno wydarzyło się coś niezwykłego? - Zapytała czując totalnie pozytywne wibracje bijące od rudej. W sumie, był to pierwszy raz kiedy Kaylin spróbowała podtrzymać rozmowę z Gryfonką. Nawet, jeżeli zrobiła to tylko z grzeczności.
- Cześć. - Powiedziała cicho spoglądając na rudowłosą dziewczynę. Nie miała ochoty na rozmowy, prawdę mówiąc znowu się nie wyspała. Ale z drugiej strony, ostatnio szło jej całkiem nieźle w kontaktach z innymi i nie czuła już takiego strachu, gdy musiała się do kogoś odezwać.
- W sumie nic, co mogłoby cię zaciekawić. - No bo, skąd Kaylin mogła wiedzieć, że jej znajomość z Irytkiem mogłaby w jakiś sposób interesować Krukonkę? Nie sądziła także, by opowiadanie o swoim uwielbieniu do profesora Numerologii bylo czymś odpowiednim.
- Ale u ciebie na pewno wydarzyło się coś niezwykłego? - Zapytała czując totalnie pozytywne wibracje bijące od rudej. W sumie, był to pierwszy raz kiedy Kaylin spróbowała podtrzymać rozmowę z Gryfonką. Nawet, jeżeli zrobiła to tylko z grzeczności.
- Birdie Fleur
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 9:00 pm
Niedługo po Mercedes w sali pojawiła się i Birdie. Weszła do niej spokojnym, powolnym krokiem i bez słowa zajęła wolną ławkę z przodu klasy. Nie lubiła siadania w pierwszych rzędach, ale pani Prudence czasami zapisywała rzeczy na tablicy, a Ptaszyna nie lubiła wychylać się zza wyższych kolegów, którzy wszystko jej zasłaniali. Zmierzyła Kaylin zimnym spojrzeniem, bo nieraz miała okazję podziwiać jakie durnoctwa wygaduje na lekcjach i w dormitorium, po czym rozłożyła swoje rzeczy na ławce. Z torby wyciągnęła jeden, dodatkowy zeszyt, w którym zaczęła powoli redagować tekst kolejnego artykułu do szkolnej gazetki. Irytek się już nie podniesie. Ha, ha, ha. Wreszcie ten jeden, jedyny raz to z niego wszyscy się zaśmieją, a nie z biednego Michaela.
- Severus Snape
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 9:23 pm
Severus po wszystkim, co ostatnio przeszedł naprawdę nie miał ochoty na zajęcia. Podniósł się jednak niechętnie wiedząc, że zbliżają się egzaminy, które musi zdać. Wyszykowanie się zajęło mu więcej czasu niż zwykle i niechętnym krokiem udał się do klasy.
Kiedy wszedł kilka osób było już obecnych. Obrzucił niezainteresowanym spojrzeniem piątoklasistki i już miał pójść dalej, gdy jego wzrok skupił się na pannie Fleur. Stanął na moment nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Miał jednak w pamięci wszystkie listy, jakie od niej dostał. Nadal nie wyjaśniła mu, czego od niego chciała. Cóż to była za prośba?
Chrząkając pod nosem podszedł do niej nie do końca zdecydowanym krokiem i wskazał miejsce obok.
- Mogę? - Zapytał niepewnie i poczekał na jej odpowiedź. Jeżeli się zgodziła - usiadł od razu. Jeżeli nie, odszedł dalej, do swojej standardowej ławki gdzieś z tyłu i lizał rany po kolejnym odrzuceniu.
Miał więc nadzieję, że Ptaszyna pozwoli mu ze sobą usiąść.
Kiedy wszedł kilka osób było już obecnych. Obrzucił niezainteresowanym spojrzeniem piątoklasistki i już miał pójść dalej, gdy jego wzrok skupił się na pannie Fleur. Stanął na moment nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Miał jednak w pamięci wszystkie listy, jakie od niej dostał. Nadal nie wyjaśniła mu, czego od niego chciała. Cóż to była za prośba?
Chrząkając pod nosem podszedł do niej nie do końca zdecydowanym krokiem i wskazał miejsce obok.
- Mogę? - Zapytał niepewnie i poczekał na jej odpowiedź. Jeżeli się zgodziła - usiadł od razu. Jeżeli nie, odszedł dalej, do swojej standardowej ławki gdzieś z tyłu i lizał rany po kolejnym odrzuceniu.
Miał więc nadzieję, że Ptaszyna pozwoli mu ze sobą usiąść.
- Alice Hughes
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 9:50 pm
Alice weszła do sali z rozczarowaniem odkrywając, że nie ma w niej jeszcze nikogo z jej domu. Starożytne Runy nie cieszyły się wśród uczniów zbyt dużym powodzeniem, miała jednak nadzieję, że frekwencja na zajęciach będzie zadowalająca i pozwoli jej stopić się z tłumem, tym samym nie zwracając na siebie zbyt wielkiej uwagi. Posyłając przelotne uśmiechy obecnym w sali uczniom z których bliżej kojarzyła jedynie Severusa i Birdie - byli w końcu z jej roku - zdjęła torbę i zajęła jedną z wolnych ławek obok okna. Po wczorajszym słońcu nie było już śladu, mimo to skąpane w szarości błonia kusiły ją mocniej niż dotychczas. Od dłuższego czasu nie wyściubiała w końcu nosa z zamku... Mając nadzieję, że znajdzie chwilę na to, żeby po lekcjach przespacerować się chociaż nad jezioro i przewietrzyć chwyciła książkę powtarzając materiał z ostatnich zajęć. Cóż... Przynajmniej miała pewność, że będzie to cicha lekcja...
- David o'Connell
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 9:55 pm
Zajęcia, na które właśnie szedł, już z samego rana przypomniały mu o umowie z Jaszczurką. Nie, żeby się stęsknił, ale jej milczenie mogło oznaczać, że trafiła na problemy, z którymi nie może sobie poradzić. I miałby to w dupie - ale obiecała mu adrenalinę, a czekanie zaczynało go męczyć. Każdego dnia spodziewał się sowy.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zwykłe zaliczanie przedmiotu na "tym razem nie obleję" już nie wchodzi w grę. Miał być dobry ze Starożytnych Run, więc był dzisiaj gotowy nie tylko notować, ale naprawdę skupić się na temacie. Mimo to usiadł w swoim zwykłym, strategicznie oddalonym miejscu (jak zwykle - nie zajmując ostatniej ławki). Czytanie z dużej odległości nie sprawiało mu problemu, a siedzenie z przodu nie pomagało mu w zrozumieniu zagadnień, zmiana przyzwyczajeń była więc niepotrzebna. Nie przejmując się obecnością innych osób, siedząc możliwie jak najdalej od nich czekał na rozpoczęcie lekcji.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zwykłe zaliczanie przedmiotu na "tym razem nie obleję" już nie wchodzi w grę. Miał być dobry ze Starożytnych Run, więc był dzisiaj gotowy nie tylko notować, ale naprawdę skupić się na temacie. Mimo to usiadł w swoim zwykłym, strategicznie oddalonym miejscu (jak zwykle - nie zajmując ostatniej ławki). Czytanie z dużej odległości nie sprawiało mu problemu, a siedzenie z przodu nie pomagało mu w zrozumieniu zagadnień, zmiana przyzwyczajeń była więc niepotrzebna. Nie przejmując się obecnością innych osób, siedząc możliwie jak najdalej od nich czekał na rozpoczęcie lekcji.
- Anabell Starfire
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 10:05 pm
Ana przemknęła niemal niepostrzeżenie przez korytarze. Obudziła się z paskudnym bólem głowy i nie miała ochoty zwlekać się z łóżka tego dnia. Jednak Dae chciał pić, musiała go wypuścić, więc wstała, zebrała się... jakoś. W końcu trafiła i do sali od Run. Jak na złość, wchodząc trzasnęły jej drzwi, tak że podskoczyła w miejscu i wymamrotała przeprosiny. Nie rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy - w końcu i tak z nikim nigdy nie rozmawiała - tylko od razu przemknęła do ostatniej ławki, w której nikt nie usiadł. Wypakowała swój notatnik i pióro z kałamarzem, tylko po to, by stwierdzić, że chyba za wcześnie. Mimo to, pozostawiła przedmioty na miejscu i zaczęła skubać pióro, a jej noga wystukiwała nerwowo jakiś rytm. Nie lubiła tego momentu przed przyjściem nauczyciela, ale jeszcze bardziej nie lubiła się spóźniać. Szum rozmów ją deprymował, źle się z nim czuła... wolała skupić się na zadaniu. Przejrzała notatnik i znalazła ostatnią lekcję, chciała powtórzyć materiał, skoro i tak udało się jej trafić nieco wcześniej do sali.
- Jeffrey Woods
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 12:28 pm
Let's get this party started!
Wlókł się przez korytarz zasłaniając dłonią rozdziawioną paszczę podczas przeciągłego ziewania. Wczoraj siedział po nocy i robił rzeczy, więc dzisiaj rano nie mógł liczyć na to, że w Pokoju Wspólnym złapie go jakaś Ślizgonka i poprawi jego żałośnie i niechlujnie ułożoną szatę, tak, by nie przynosił wstydu Domowi Węża. Dziś ten wstyd był krawatem, na którego Woods nie miał siły i bez ceregieli zawiązał go w supeł. I tak zamierzał się wszem i wobec obnosić z tym, że wszyscy z jego domu powinni mieć szczęście, że ostatecznie nie zdecydował się na kokardkę. Jakoś zawsze inni ludzie wstydzili się za niego bardziej niż on sam.
Zmrużył duże, szare oczy i zamlaskał nadal przeżywając po-ziewaniowe Katharsis i opierając sobie o ramię sfatygowaną, brązową skórzaną teczkę, której urwał już pasek i pozostawała mu tylko rączka na szczycie obdrapanej klapy. Wlazł do sali od razu kontrolując czy już musi się kłaniać i płaszczyć przed nauczycielem, czy tego jeszcze nie ma i można się wyluzować albo nawet zdobyć sobie darmowe kilka minut głębokiego jak studnia snu. Ślizgon zrobił jeden krok w przód. Jeszcze jeden. I kolejny... i jest. Znalazł Go. Dwumetrowego człowieka-wpierdola, jaki jak zwykle siedział sobie gdzieś przy dupnej stronie klasy i zamiast zapuszczać żurawia na laski, kisił się we własnym sosie. Człowiek-wpierdol dostał się do grupy V-torocznych dopiero w tamtym roku i chodziły pogłoski, że to przez to, że pobił kogoś do stanu, w którym tamen trafił do Munga. I to właśnie ta pogłoska skłoniła Woodsa do zlania reszty ludzi i posadzenia dupy aż za blisko Pana o'Connella. Właściwie to praktycznie usiadł mu na kolanach.
- No czeeeeść. - jebnął teczkę na ławkę z delikatnością papieru ściernego.
Wlókł się przez korytarz zasłaniając dłonią rozdziawioną paszczę podczas przeciągłego ziewania. Wczoraj siedział po nocy i robił rzeczy, więc dzisiaj rano nie mógł liczyć na to, że w Pokoju Wspólnym złapie go jakaś Ślizgonka i poprawi jego żałośnie i niechlujnie ułożoną szatę, tak, by nie przynosił wstydu Domowi Węża. Dziś ten wstyd był krawatem, na którego Woods nie miał siły i bez ceregieli zawiązał go w supeł. I tak zamierzał się wszem i wobec obnosić z tym, że wszyscy z jego domu powinni mieć szczęście, że ostatecznie nie zdecydował się na kokardkę. Jakoś zawsze inni ludzie wstydzili się za niego bardziej niż on sam.
Zmrużył duże, szare oczy i zamlaskał nadal przeżywając po-ziewaniowe Katharsis i opierając sobie o ramię sfatygowaną, brązową skórzaną teczkę, której urwał już pasek i pozostawała mu tylko rączka na szczycie obdrapanej klapy. Wlazł do sali od razu kontrolując czy już musi się kłaniać i płaszczyć przed nauczycielem, czy tego jeszcze nie ma i można się wyluzować albo nawet zdobyć sobie darmowe kilka minut głębokiego jak studnia snu. Ślizgon zrobił jeden krok w przód. Jeszcze jeden. I kolejny... i jest. Znalazł Go. Dwumetrowego człowieka-wpierdola, jaki jak zwykle siedział sobie gdzieś przy dupnej stronie klasy i zamiast zapuszczać żurawia na laski, kisił się we własnym sosie. Człowiek-wpierdol dostał się do grupy V-torocznych dopiero w tamtym roku i chodziły pogłoski, że to przez to, że pobił kogoś do stanu, w którym tamen trafił do Munga. I to właśnie ta pogłoska skłoniła Woodsa do zlania reszty ludzi i posadzenia dupy aż za blisko Pana o'Connella. Właściwie to praktycznie usiadł mu na kolanach.
- No czeeeeść. - jebnął teczkę na ławkę z delikatnością papieru ściernego.
- Gwendoline Tichý
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 1:16 pm
Zaskakująco szybko przyszła pora na kolejne zajęcia ze Starożytnych Run dla mademoiselle Tichy. Chodziła na nie tylko ze względu na to, co planowała zapoczątkować w tej szkole, a poza tym teraz - na łączonych zajęciach – miała niepowtarzalną okazję na to, by sprawdzić czy jej młodszy o dwa roki (nie mylić w tym przypadku z 'lata') kolega wywiązuje się z ich umowy i już rozpoczął gruntowne dokształcanie się. W końcu wiązała z nim duże nadzieje i zawiódłby ją, gdyby myślał, że Futhark to jakiś rodzaj magicznego stworzenia. Wprawdzie nie liczyła na to, że te zajęcia podbudują wiedzę mocniej niż na poziomie samych podstaw, ale to zawsze sprawiało, że Gwendoline miała mniej książek do szukania i mniej kłopotów z zapewnianiem Panu o'Connellowi podłoża edukacjnego.
Weszła do klasy bez uruchamiania mechanizmu przepraszania za spóźnienie, bo dobrze wiedziała, że jest nieco przed czasem. Była ciekawa jak tym razem lekcje poprowadzi ich niema Pani profesor – to broń Melinie nie była zgryźliwa wewnętrzna uwaga. W Beauxbatons wystarczająco mocno wyuczono blondynkę szacunku dla tych, którzy nie tylko byli dorośli ale i powiększali jej wiedzę, by w tym przypadku bez masek i ceregieli ciekawość była po prostu uprzejma.
Gryfon, którego spodziewała się tutaj zobaczyć mignął jej w kąciku oka (zdaje się, że ktoś go nękał) więc nie było potrzeby dłuższego rozglądania się po sali i szukania sobie miejsca. Wolnych ławek było sporo, ale Ślizgonka w odróżnieniu od innych mocno wysunęła się na przód i przysiadła w drugim rzędzie, odkładając elegancką białą teczkę na krzesło po swojej prawej, zaznaczając tym samym wyraźnie, iż zrobiła ekspansję i na to terytorium, po czym wyjęła z wnętrza na początek samo pióro, przesuwając je między dwoma palcami, żeby je wyprostować.
Weszła do klasy bez uruchamiania mechanizmu przepraszania za spóźnienie, bo dobrze wiedziała, że jest nieco przed czasem. Była ciekawa jak tym razem lekcje poprowadzi ich niema Pani profesor – to broń Melinie nie była zgryźliwa wewnętrzna uwaga. W Beauxbatons wystarczająco mocno wyuczono blondynkę szacunku dla tych, którzy nie tylko byli dorośli ale i powiększali jej wiedzę, by w tym przypadku bez masek i ceregieli ciekawość była po prostu uprzejma.
Gryfon, którego spodziewała się tutaj zobaczyć mignął jej w kąciku oka (zdaje się, że ktoś go nękał) więc nie było potrzeby dłuższego rozglądania się po sali i szukania sobie miejsca. Wolnych ławek było sporo, ale Ślizgonka w odróżnieniu od innych mocno wysunęła się na przód i przysiadła w drugim rzędzie, odkładając elegancką białą teczkę na krzesło po swojej prawej, zaznaczając tym samym wyraźnie, iż zrobiła ekspansję i na to terytorium, po czym wyjęła z wnętrza na początek samo pióro, przesuwając je między dwoma palcami, żeby je wyprostować.
- David o'Connell
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 4:41 pm
Czekał na rozpoczęcie zajęć myśląc o tym, czym w zasadzie będzie się dokładnie zajmował, jeśli Jaszczurce uda się zdobyć właściwą księgę. Miał nadzieję, że pozwoli mu to zarobić, i to nie „jakieś”, a konkretne pieniądze. Jeszcze nigdy wcześniej nie był tak mocno nastawiony na poświęcenie całkowitej uwagi Starożytnym Runom. Przygotował się do dzisiejszej lekcji, czytając ostatnie tematy i upewniając się, że nawet, jeśli wszystkiego nie pamięta, to przynajmniej wszystko rozumie, nie przewidywał więc żadnych problemów z przebiegiem zaczynających się zajęć. Właśnie spokojnie wyciągał kartki i pióro, szykując się do pilnego notowania, kiedy ktoś zwalił się na niego, wytrącając mu wszystko z rąk i psując wszystkie plany, jakie miał odnośnie najbliższego czasu spędzonego w tej sali. Na nagły kontakt i na huk, który nastąpił zaraz potem, kiedy w ławkę obok walnęła teczka, zareagował odruchowo, nie mając czasu przemyśleć faktu, że właśnie siedzi w klasie wśród uczniów (i właśnie miał zamiar być pilnym studentem) – gwałtownie odepchnął od siebie chłopaka, z siłą, która pozwoliłaby wywalić stół. Może gdyby lepiej wychodziło mu myślenie, a nie tłuczenie się, zauważyłby, że nie powinien tak reagować na zaskoczenie.
Zdążył jeszcze przelotnie pomyśleć o tym, że chyba nic z dzisiejszego opanowywania potrzebnego mu materiału i że ostatnio nie ma szczęścia do spokojnego, samotnego przerabiania lekcyjnej wiedzy.
Zdążył jeszcze przelotnie pomyśleć o tym, że chyba nic z dzisiejszego opanowywania potrzebnego mu materiału i że ostatnio nie ma szczęścia do spokojnego, samotnego przerabiania lekcyjnej wiedzy.
- Remus J. Lupin
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 5:14 pm
Tym razem miał dobry humor. Można by rzec, że wstał prawą nogą. Czuł się dobrze, nic go nie bolało i był gotowy do kolejnych zajęć grupowych. Zastanawiał się co się stało, że co chwilę mają jakieś łączone lekcje. Brak uczniów? Czy tak po prostu wygodniej? Zresztą, nie ważne. Spakował torbę i poszedł w kierunku klasy do Run. Wszedł do środka i z radością stwierdził, że sala jest prawie pełna. Zajął więc miejsce na środku bliżej okna, pomachał Kaylin na przywitanie i zaczął wyjmować podręcznik i notatki z torby. Usiadł na krześle i czekał na nauczycielkę, której o dziwo, jeszcze nie było. Zajął się więc czytaniem książki, tak doskonale znanej sobie na pamięć już od wakacji. Był ciekaw, co będą dzisiaj robić, co przypominać. Wydarzenia na Numerologii puścił w niepamięć, bo stwierdził, że nie ma się przecież czym przejmować. Będzie co miało być, a poza tym, sam stwierdził, że nie chce mieć dziewczyny. Inaczej dlaczego miałby mówić inaczej Erin? Swoją drogą obraziła się na niego i przestała odzywać, co było raczej zrozumiałe. Nie zwracał szczególnej uwagi na nikogo, tylko śmiał się do siebie jak głupek, przewracając kolejne kartki w podręczniku...
- Jeffrey Woods
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 5:20 pm
Miało być tak pięknie. Miał całą lekcje siedzieć na kolanach swojego wojowniczego księcia i smyrać go po nosku końcówką pióra, chichocząc w chwilach, kiedy tamten krzywiłby się zadziornie. To miała być ich romantyczna chwila! Niestety, jak to mężczyźni przerażeni tak szybkim tempem rozwoju związku, tamten postanowił go po prostu odepchnąć. I zdaje się, że Pan o'Connell miał problem ze zbyt dosłownym rozumieniem symboliki tak raniącego zabiegu i w wyniku tej koszmarnej pomyłki Jeff pieprznął bokiem o ławkę przy, której miał według planu spokojnie sobie siedzieć nie robiąc nikomu krzywdy, po czym ruchem odbijająco-zwrotnym zwalił się jeszcze na dwie kolejne, i skończył na podłodze z ręką boleśnie wykręconą przez krzesła pomiędzy które się wplątał. Przy okazji podniósł na całą komnatę taki raban, że cisze przerwał dopiero jego cichy, nieco zduszony przez chwilowy brak powietrza, chichot.
- Auauaaaa... jakiś ty niedelikatny, koteczku... - sapnął i z kolejną, wolną dawką nieprzyjemnego hałasu podźwignął się na nogi i starł kapkę krwi z policzka rozciętego przez oparcie jednego z krzeseł. Bez zastanowienia śmiechł jak wariat i podniósł jedno z siedzisk, noszące jeszcze na sobie ślad jego krwi... - Bitwa na meble, cwaniaku! - … i cisnął nim w Gryfona.
- Auauaaaa... jakiś ty niedelikatny, koteczku... - sapnął i z kolejną, wolną dawką nieprzyjemnego hałasu podźwignął się na nogi i starł kapkę krwi z policzka rozciętego przez oparcie jednego z krzeseł. Bez zastanowienia śmiechł jak wariat i podniósł jedno z siedzisk, noszące jeszcze na sobie ślad jego krwi... - Bitwa na meble, cwaniaku! - … i cisnął nim w Gryfona.
- Delilah Fitzgerald
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 5:26 pm
Tego dnia Delilah miała trochę gorszy niż zazwyczaj humor, a wszystko zawdzięczała atmosferze, jaka wszędzie panowała i zmianom hormonalnym, czy jak to się tam zwało. Wstała jednak wcześniej, bo były dziś Starożytne Runy, a te chciała za wszelką cenę zdać, więc powtórzyła dziś rano wszystkie notatki, jakie zachowała. Tak na wszelki wypadek. Ostrożności nigdy za wiele. W końcu niedługo ostatnie egzaminy. A propos... nadal nie mogła uwierzyć, że to jeden z ostatnich miesięcy w tej szkole. Na pewno będzie tęsknić, jest strasznie emocjonalną osobą.
Wchodząc do klasy, nie zauważyła nikogo, z kim mogłaby dyskutować na dłuższą metę. Skinęła tylko im głową i usiadła w swojej ulubionej ławce pod oknem. Rozłożyła wszystkie przybory i czekała... Właściwie to sama nie wiedziała, na co ona czeka. Dziś już była wystarczająco rozstrojona, by móc myśleć o czymś głupim. Zazwyczaj w oczekiwaniu na lekcję filozofowała niczym rozrzewniona hipiska. A teraz... siedziała nieruchomo, patrząc w okno i obserwując błonia, nie widząc w tym najmniejszego sensu.
Wchodząc do klasy, nie zauważyła nikogo, z kim mogłaby dyskutować na dłuższą metę. Skinęła tylko im głową i usiadła w swojej ulubionej ławce pod oknem. Rozłożyła wszystkie przybory i czekała... Właściwie to sama nie wiedziała, na co ona czeka. Dziś już była wystarczająco rozstrojona, by móc myśleć o czymś głupim. Zazwyczaj w oczekiwaniu na lekcję filozofowała niczym rozrzewniona hipiska. A teraz... siedziała nieruchomo, patrząc w okno i obserwując błonia, nie widząc w tym najmniejszego sensu.
- David o'Connell
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 6:05 pm
Mebel rzucony w Carneya, mimo tego, że chłopak sporo ważył – w końcu był wysoki – przewrócił go wraz z jego krzesłem na podłogę, wywołując kolejny łoskot. David zdążył jedynie zakryć twarz rękami. Trzasnął potylicą o podłogę, aż zobaczył przed oczami gwiazdy. Dopiero po chwili doszło do niego, że boli go też lewe przedramię, na które przyjął impet.
- Co do kurwy…? – Rzucił głośno, zapominając już, że jest w klasie Starożytnych Run tuż przed zajęciami. Teraz działał już instynktownie, skoro ktoś go zaatakował nie miał zamiaru pozostać mu dłużny. Kopnął stojącą obok ławkę i posłał ją krótkim, ale gwałtownym szurnięciem z zamiarem zwalenia z nóg tego kurdupla, który zmącił jego spokój, po czym dźwignął się na nogi, wciąż widząc dookoła kolorowe kropki. Siła uderzenia była naprawdę duża. Dopiero teraz zauważył swojego przeciwnika, wcześniej nie miał okazji się mu przyjrzeć. Zdziwiło go, że był w stanie wykrzesać z siebie tyle siły, nie był zbyt postawny.
Na twarz Carneya mimowolnie wdarł się uśmiech, jak zawsze, kiedy ktoś doprowadził go do użycia przemocy. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. W trakcie bójki nigdy tego nie robił.
- Co do kurwy…? – Rzucił głośno, zapominając już, że jest w klasie Starożytnych Run tuż przed zajęciami. Teraz działał już instynktownie, skoro ktoś go zaatakował nie miał zamiaru pozostać mu dłużny. Kopnął stojącą obok ławkę i posłał ją krótkim, ale gwałtownym szurnięciem z zamiarem zwalenia z nóg tego kurdupla, który zmącił jego spokój, po czym dźwignął się na nogi, wciąż widząc dookoła kolorowe kropki. Siła uderzenia była naprawdę duża. Dopiero teraz zauważył swojego przeciwnika, wcześniej nie miał okazji się mu przyjrzeć. Zdziwiło go, że był w stanie wykrzesać z siebie tyle siły, nie był zbyt postawny.
Na twarz Carneya mimowolnie wdarł się uśmiech, jak zawsze, kiedy ktoś doprowadził go do użycia przemocy. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. W trakcie bójki nigdy tego nie robił.
- Jeffrey Woods
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Wrz 14, 2015 7:48 pm
Jeffrey cieszył się tak, jakby stali właśnie na brzegu szkolnego jeziora i rzucali do siebie piłkę plażową, a nie twarde, drewniane krzesło. Na szczęście Profesor Grisham jeszcze nie było, bo w przeciwnym wypadku musiałaby pisać na tablicy dużymi literami, inscenizując sytuację w której ich beszta. Poza tym szczerze wątpił, by w gabinecie przypuszczalnie najmilszej kobiety w Hogwarcie ktokolwiek kiedykolwiek wcześniej ciskał krzesłami w kolegów. I ławkami.
Ślizgon powiódł rozbawionym i ożywionym spojrzeniem za ławkę bruneta, chcąc sprawdzić jak tam się jego zdrowotne sprawy mają, ale nic nie widział zza oddalonego kawałek drogi mebla, więc przybliżył się o krok, lekko kuśtykając, bo jego prawe udo miało pełne prawo ucierpieć. Chciał przesunąć ławkę, ale uprzejmy i zawsze pomocny kolega postanowił go w tym wyręczyć i po głośnym i wwiercającym się tym dźwiękiem w uszy, szurnięciu brzeg drewnianej płyty, ustawionej na czterech stabilnych nogach pieprznął młodszego chłopaka w podbrzusze, niebezpiecznie blisko klejnotów. Ślizgon zgiął się w pół, wspierając rękami o stolik, żeby na zgiętych nogach znowu nie zarobić o podłogę. Tym razem elementem poprzedzającym śmiech był krótki, zduszony kaszel, jaki wyrwał mu się z gardła, zanim nie położył się nieomal tułowiem na winowajcy jego chwilowego cierpienia.
- No już... stop! Stop książę, bo żyłka ci pęknie. - parsknął i zsunął się lekko z ławki, podnosząc coś z ziemi z wciąż niemalejącym rozbawieniem. - Coś ci spadło. - podręcznik do Starożytnych Run opadł tym razem całkiem łagodnie na swoje należyte miejsce, a w ślad za nim poszła teczka Jeffa i... sam Jeff, jaki z gracją burito przetoczył się po meblu jak pieniek i wylądował na krześle, ogarniając się, żeby śliczna Pani Prudence nie kazała mu „wstać i popatrzeć jak siedzi”.
Ślizgon powiódł rozbawionym i ożywionym spojrzeniem za ławkę bruneta, chcąc sprawdzić jak tam się jego zdrowotne sprawy mają, ale nic nie widział zza oddalonego kawałek drogi mebla, więc przybliżył się o krok, lekko kuśtykając, bo jego prawe udo miało pełne prawo ucierpieć. Chciał przesunąć ławkę, ale uprzejmy i zawsze pomocny kolega postanowił go w tym wyręczyć i po głośnym i wwiercającym się tym dźwiękiem w uszy, szurnięciu brzeg drewnianej płyty, ustawionej na czterech stabilnych nogach pieprznął młodszego chłopaka w podbrzusze, niebezpiecznie blisko klejnotów. Ślizgon zgiął się w pół, wspierając rękami o stolik, żeby na zgiętych nogach znowu nie zarobić o podłogę. Tym razem elementem poprzedzającym śmiech był krótki, zduszony kaszel, jaki wyrwał mu się z gardła, zanim nie położył się nieomal tułowiem na winowajcy jego chwilowego cierpienia.
- No już... stop! Stop książę, bo żyłka ci pęknie. - parsknął i zsunął się lekko z ławki, podnosząc coś z ziemi z wciąż niemalejącym rozbawieniem. - Coś ci spadło. - podręcznik do Starożytnych Run opadł tym razem całkiem łagodnie na swoje należyte miejsce, a w ślad za nim poszła teczka Jeffa i... sam Jeff, jaki z gracją burito przetoczył się po meblu jak pieniek i wylądował na krześle, ogarniając się, żeby śliczna Pani Prudence nie kazała mu „wstać i popatrzeć jak siedzi”.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|