- Mistrz Labiryntu
Sala balowa
Czw Wrz 22, 2016 11:41 pm
Bogato zdobiona, mogąca pomieścić blisko osiemdziesiąt osób. Przeznaczona do licznych bankietów, organizowanych przez panią domu.
- Mistrz Gry
Re: Sala balowa
Nie Gru 24, 2017 3:41 pm
[15.08]
Drobne konflikty miały iść dzisiejszego dnia w zapomnienie, przynajmniej tymczasowe. Pogoda była całkiem przyjemna, choć wszystko wskazywało na to, że niedługo zacznie padać - druga połowa sierpnia miała zresztą obfitować w deszcz i burze. Było jednak dość ciepło, trochę chłodny wietrzyk muskał odsłonięte ramiona pani domu, która pogrążyła się w rozmowie z Kalipso Enosis-Rockers. Skrzaty kręciły się po sali balowej, która zaczynała się wypełniać gośćmi, przede wszystkim czystej krwi, ewentualnie półkrwi - dotyczyło to głównie istotniejszych znajomych Rabastana. Dominowało dzisiaj srebro i niebieszcz, o dziwo, nie dodając barw rodowych - jak tłumaczono, przyjęcie zaręczynowe powinno być łagodniejsze, zresztą kierowano się kolorem tęczówek młodej pary. Nie wpuszczano osób ubranych niechlujnie, bez smaku, całą rezydencję Lestrange'ów otaczały odpowiednie zaklęcia, tym bardziej tę konkretną salę. Nic nie mogło więc pójść nie tak. Kilka osób plotkowało o wezwaniu młodej panny Rockers do Ministerstwa Magii na przesłuchanie w sprawie wiosennej rzeźni w zamku, inne zastanawiały się, czy pojawi się brat Rabastana, poszukiwany listem gończym, Rudolf. W tle leciała subtelna muzyka klasyczna, grana przez wynajętą przez Severine grupę. Stoły unosiły się w powietrzu, było mnóstwo niewielkich, ale smacznie wyglądających dań i kilkanaście sporych dzbanków wypełnionych różnymi trunkami, które automatycznie wypełniały kieliszki i szklanki. Kiedy Rabastan ubrany w ciemną, srebrną szatę wszedł do środka, idąc pod rękę z Caroline w chłodnej jasnoniebieskiej sukni z białymi elementami, zaczęła się lawina powitań.
Po wszystkim pokręcili się trochę razem i w końcu otrzymali pozwolenie od Severine i Kalipso na rozdzielenie się by móc odpocząć i porozmawiać z kilkoma gośćmi na osobności.
Istne szaleństwo.
Pojawiły się podarunki; mnóstwo większych i mniejszych paczek, od osób, które Caroline czy Rabastan mogli widzieć pierwszy raz na oczy.
Ale to przecież nie było takie ważne, tak samo jak to jak naprawdę się czuli i jak fałszywe były ich słowa, mimika, jak tylko oczy pozostały szczere z nimi samymi, oddając wszystko, czego nie mogli i nie chcieli powiedzieć. To była tylko gra.
Dzisiaj musiała być 'grzeczna', zapomnieć o mechanizmach obronnych,
lawirować wśród ludźmi, którymi tak gardziła. Nie chodziło o to kim byli,
jacy byli czy jaka krew płynęła w ich żyłach. To nie miało dla niej przecież znaczenia. Samo to, że byli. Tak jak był on, jak była ta cała rodzina do której miała przynależeć.
On. Uchwyciła jego spojrzenie wśród tłumu; ukrył się dobrze, pod postacią francuskiego kuzyna, ale rozpoznała go od razu. Powoli pokonywała przeszkody by być w pobliżu, przelotnie dotknąć jego dłoni w ramach groteski, bez słowa przyjąć jego gratulacje.
W tym czasie zabawa trwała, a w końcu i tak Rabstan ją znalazł, odciągając od ściany i od tego głupstwa.
Głupiego muśnięcia dłoni, które niby miało oznaczać wyzwanie wymieszane z drwiną, że w ogóle ośmielił się tutaj pojawić, właśnie teraz.
Ten jakże paskudny poszukiwany Śmierciożerca, 'czarna owca' swego rodu.
Kiedy przyjęcie dobiegło końca, Rabastan odprowadził ją do gościnnej sypialni, a w tym czasie po dłuższej pogawędce odnośnie połączenia ich rodów, Severine i Kalipso wzniosły toast.
[z/t]
~
Post został jednak edytowany.
Drobne konflikty miały iść dzisiejszego dnia w zapomnienie, przynajmniej tymczasowe. Pogoda była całkiem przyjemna, choć wszystko wskazywało na to, że niedługo zacznie padać - druga połowa sierpnia miała zresztą obfitować w deszcz i burze. Było jednak dość ciepło, trochę chłodny wietrzyk muskał odsłonięte ramiona pani domu, która pogrążyła się w rozmowie z Kalipso Enosis-Rockers. Skrzaty kręciły się po sali balowej, która zaczynała się wypełniać gośćmi, przede wszystkim czystej krwi, ewentualnie półkrwi - dotyczyło to głównie istotniejszych znajomych Rabastana. Dominowało dzisiaj srebro i niebieszcz, o dziwo, nie dodając barw rodowych - jak tłumaczono, przyjęcie zaręczynowe powinno być łagodniejsze, zresztą kierowano się kolorem tęczówek młodej pary. Nie wpuszczano osób ubranych niechlujnie, bez smaku, całą rezydencję Lestrange'ów otaczały odpowiednie zaklęcia, tym bardziej tę konkretną salę. Nic nie mogło więc pójść nie tak. Kilka osób plotkowało o wezwaniu młodej panny Rockers do Ministerstwa Magii na przesłuchanie w sprawie wiosennej rzeźni w zamku, inne zastanawiały się, czy pojawi się brat Rabastana, poszukiwany listem gończym, Rudolf. W tle leciała subtelna muzyka klasyczna, grana przez wynajętą przez Severine grupę. Stoły unosiły się w powietrzu, było mnóstwo niewielkich, ale smacznie wyglądających dań i kilkanaście sporych dzbanków wypełnionych różnymi trunkami, które automatycznie wypełniały kieliszki i szklanki. Kiedy Rabastan ubrany w ciemną, srebrną szatę wszedł do środka, idąc pod rękę z Caroline w chłodnej jasnoniebieskiej sukni z białymi elementami, zaczęła się lawina powitań.
Po wszystkim pokręcili się trochę razem i w końcu otrzymali pozwolenie od Severine i Kalipso na rozdzielenie się by móc odpocząć i porozmawiać z kilkoma gośćmi na osobności.
Istne szaleństwo.
Pojawiły się podarunki; mnóstwo większych i mniejszych paczek, od osób, które Caroline czy Rabastan mogli widzieć pierwszy raz na oczy.
Ale to przecież nie było takie ważne, tak samo jak to jak naprawdę się czuli i jak fałszywe były ich słowa, mimika, jak tylko oczy pozostały szczere z nimi samymi, oddając wszystko, czego nie mogli i nie chcieli powiedzieć. To była tylko gra.
Dzisiaj musiała być 'grzeczna', zapomnieć o mechanizmach obronnych,
lawirować wśród ludźmi, którymi tak gardziła. Nie chodziło o to kim byli,
jacy byli czy jaka krew płynęła w ich żyłach. To nie miało dla niej przecież znaczenia. Samo to, że byli. Tak jak był on, jak była ta cała rodzina do której miała przynależeć.
On. Uchwyciła jego spojrzenie wśród tłumu; ukrył się dobrze, pod postacią francuskiego kuzyna, ale rozpoznała go od razu. Powoli pokonywała przeszkody by być w pobliżu, przelotnie dotknąć jego dłoni w ramach groteski, bez słowa przyjąć jego gratulacje.
W tym czasie zabawa trwała, a w końcu i tak Rabstan ją znalazł, odciągając od ściany i od tego głupstwa.
Głupiego muśnięcia dłoni, które niby miało oznaczać wyzwanie wymieszane z drwiną, że w ogóle ośmielił się tutaj pojawić, właśnie teraz.
Ten jakże paskudny poszukiwany Śmierciożerca, 'czarna owca' swego rodu.
Kiedy przyjęcie dobiegło końca, Rabastan odprowadził ją do gościnnej sypialni, a w tym czasie po dłuższej pogawędce odnośnie połączenia ich rodów, Severine i Kalipso wzniosły toast.
[z/t]
~
Post został jednak edytowany.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|