- Neve Collins
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Cze 21, 2015 2:33 pm
Maleńkie spóźnienie..? Nie, chyba jednak była na czas, kiedy spoglądała na drobny zegarek poręczny w swojej bladej, jeszcze drobniejszej dłoni od samego filigranowego, pokrytego złotem przedmiotu - wskazówki leniwie poruszały się do przodu wraz z rytmem kroków Śnieżnej Wiedźmy - bardzo leniwie, czas ślamazarzył się i nie przyśpieszał, igrając sobie z ludzką świadomością i gładko wykradając myśli z umysłu białowłosej, która odbijała piłeczkę czasoprzestrzeni na przeźroczystej bańce, która okalała jej jestestwo - tak i otworzyła drzwi w odpowiednim czasie, jeszcze przed dzwonkiem - huh, o ile w ogóle można było mówić o jakimkolwiek dzwonku - klamka została naciśnięta, zawiasy nie skrzypnęły, kiedy wsunęła się do środka, przybrana w czarne szaty z godłem domu Krukonów - już teraz jedyna panienka Collins w tym zamku, ale nie jedyna czystokrwista, która nie została zamknięta w ramionach zielonych barw - zamknęła zegarek i wsunęła go do kieszeni, spoglądając, zatrzymana w progu, wielkimi, jasnymi oczyma w barwach fijołków, na swoją klasę - to na Lily Evans, o której usłyszała niedawno od Jamesa Pottera, a który ponoć pragnął ją przeprosić, choć... czy to aby dobrze powiedziane - "przeprosić"? Pragnął jej duszy, a to pragnienie łagodnym blaskiem rozjaśniało jego oczy... I była też Alice Hughes o zachmurzonych Zwierciadłach, z cieniami pod oczyma, zmęczona i obciążona rzeczywistością, przed którą nie miała żadnej bańki, zgniatana od środka, która walczyła z każdym rankiem, południem i wieczorem, by leczyć swoje własne szaleństwo, pożerana od środka. Potem panna Gwendoline Tichy - żmija zygzakowata, czy raczej czarna mamba przybrana w barwy różu, promieniująca dumą i pewnością siebie, od której biła silna aura nie tyle samej charyzmy, co pragnienia zdobywania posłuszeństwa strachem i chaosem - a to wszystko układało się ładem w jej oczętach o długich, ciemnych rzęsach, co rzucały cienie na jej gładkie kości policzkowe - osoby znane i nieznane zarazem, których obraz został połknięty przez kolorowe plamki wśród czerni, kiedy Neve mrugnęła, wsuwając się do środka, by zamknąć za sobą cichuteńko drzwi i przesunąć się dalej - niemal bezszelestnie, niemal w kompletnej ciszy, jak płatek śniegu, który wpada do wnętrza pomieszczenia i zaraz zatrzyma się w którymś miejscu, by się roztopić i stracić na swych cudnych walorach - tak, teraz ta para fijołków zaklętych w szklanych kulach jej ocząt padła na Nolana Fawleya - cóż on tu robił, skoro wcześniej go na tych zajęciach nie widziałaś..? Chłopak oddalony od wszechświata o miliony mil, lawirujący gdzieś na poziomie ułożonych przez siebie puzzli, z których stworzył własną rzeczywistość, a jednocześnie bardzo osiągalny - osoba z twojego domu, której posłałaś ciepły uśmiech, zanim zatrzymałaś się przy nim.
- Można się dosiąść? - Można było to pytanie nawet uznać za nieśmiałe, gdy niewiasta opuściła torbę obok siebie na ławkę i wzniosła wzrok na panią Prudence - ostatnia z nich wszystkich - i ta, w której wcale nie było więcej spokoju, ale która zachowywała swój pełen profesjonalizm, narzucając na swoje własne "ja" wymuszone sakrum, by spełniać należycie swe obowiązki, choć przeczyły one snom, które nawiedzały ją pięknymi marami w dzieciństwie - per aspera ad astra...
Białowłosa wyciągnęła ze swojej torby pergamin, kałamarz i jastrzębie, drobne, białe pióro, by skupić się na zadaniu zanotowanym a tablicy, by zaraz pochylić się jeszcze raz i wyciągnąć grubą księgę do run - jej twarz zaraz została okolona drobną pajęczyną śnieżnych kosmyków.
Futhark - Pierwsza zapiski odnaleziono na terenach Skandynawii w II w.n.e., oznacza tyle, co "runa", lub uangielszczyźniając: "tajemnica"...
Aety, czyli zbiór run, jest to ich podział na trzy ośmioznakowe grupy, które mają za zadanie ułatwić ich szybkie i proste odnajdywanie oraz posługiwanie się nimi...
Fuþark jest podziałem run, nazywanym aetami i dzieli się trzy ośmioznakowe grupy. Pierwsza aeta to Aeta Freyi, druga Aeta Heimalla (Hag), a trzecia - Aeta Tyra.
- Przepraszam, ale... Nie uczęszczasz na te zajęcia, prawda? - Oderwała pióro od pergaminu, kierując spojrzenie na Nolana.
- Można się dosiąść? - Można było to pytanie nawet uznać za nieśmiałe, gdy niewiasta opuściła torbę obok siebie na ławkę i wzniosła wzrok na panią Prudence - ostatnia z nich wszystkich - i ta, w której wcale nie było więcej spokoju, ale która zachowywała swój pełen profesjonalizm, narzucając na swoje własne "ja" wymuszone sakrum, by spełniać należycie swe obowiązki, choć przeczyły one snom, które nawiedzały ją pięknymi marami w dzieciństwie - per aspera ad astra...
Białowłosa wyciągnęła ze swojej torby pergamin, kałamarz i jastrzębie, drobne, białe pióro, by skupić się na zadaniu zanotowanym a tablicy, by zaraz pochylić się jeszcze raz i wyciągnąć grubą księgę do run - jej twarz zaraz została okolona drobną pajęczyną śnieżnych kosmyków.
Futhark - Pierwsza zapiski odnaleziono na terenach Skandynawii w II w.n.e., oznacza tyle, co "runa", lub uangielszczyźniając: "tajemnica"...
Aety, czyli zbiór run, jest to ich podział na trzy ośmioznakowe grupy, które mają za zadanie ułatwić ich szybkie i proste odnajdywanie oraz posługiwanie się nimi...
Fuþark jest podziałem run, nazywanym aetami i dzieli się trzy ośmioznakowe grupy. Pierwsza aeta to Aeta Freyi, druga Aeta Heimalla (Hag), a trzecia - Aeta Tyra.
- Przepraszam, ale... Nie uczęszczasz na te zajęcia, prawda? - Oderwała pióro od pergaminu, kierując spojrzenie na Nolana.
- Nolan Fawley
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Cze 21, 2015 8:09 pm
Nauczycielka nie zadała sobie trudu, aby ich powitać, tylko dygnęła jak japońska gejsza na wystawie, strzelił więc oczami na tablicę, śledząc pojawiający się na niej tekst i coraz bardziej otwierając patrzałki ze zdziwienia. O rany, chyba trafił na lekcję języka migowego. W sumie to nie byłaby taka zła opcja, lepsze to niż zakuwanie do Historii Magii albo do Zielarstwa. Brrr. Zielarstwo było paskudne, jakieś roślinki, które oplatały człowieka i smyrały go w najdziwniejszych miejscach. To znaczy samo smyranie nie było złe, a jeśli takie Diabelskie Sidła by ci zafundowały masaż to już w ogóle mrrrr, no ależ ile można, nie? Ciekawe, czy Dumbel wprowadzi niedługo zajęcia z mugolskiego prawa jazdy, bo Nolanowi strasznie podobały się te fajne samochodziki. Z chęcią by sobie taki sprawił, można byłoby wyrywać na takie autko fajne męskie loszki. Już podnosił rękę, by zadać pierwsze z miliona pytań, które cisnęły mu się na usta, gdy doczytał resztę tekstu zapisanego na tablicy, a potem spojrzał na leżący przed sobą pergamin.
Fuþco?! Waaaaat, nie, to chyba jednak nie była lekcja języka migowego; zdecydowanie nie była to taka lekcja, a nauczycielka chyba faktycznie nie potrafiła mówić. No nieźle, Fawley, wpakowałeś się na jakąś sekciarską imprezę i pewnie zaraz złożą cię w ofierze. Skończysz marnie, kolego, w dodatku w towarzystwie samych dziewczyn. Ciekawe czy któraś z nadobnych niewiasty rzuciłaby się, by chronić jedynego mężczyznę w swoim otoczeniu. Pewnie jeszcze przydeptałyby go obcasem dla pewności, że wydał ostatnie tchnienie. Seksmisja, kolego, seksmisja!
Na szczęście nie musiał kalać umysłu wizjami samego siebie w towarzystwie zgromadzonych pań (Merlinie, czemu nie panowie. CZEMU?!), bo drzwi otworzyły się ponownie i... uch. Nie, to już wolał jednak te wizje. Założył nogę na nogę pod ławką, chroniąc swoje rodowe dobra być na widok Puchonki, która zaszczyciła Hogwart... czy jakoś tak. Jego doświadczenia pod tym względem nie były przyjemne i aż zadrżał na samą myśl, że za rogiem może się chować Meredith, czyhająca na jego niewinność. Zadrżał tak okrutnie, że razem z nim zadrżała cała ławka i byłby gotów przysiąc, że zadrżał również każdy męski osobnik w promieniu kilku mil. Zadrżał nawet martwy Collins i zadrżał krzaczek, pod którym pewnie spoczywała jakaś jego resztka. Paznokieć czy coś.
No właśnie, skoro już o tych Collinsach mowa, to zaraz po Alice pojawiła się ostatnia przedstawicielka tego rodu, ale ją przynajmniej kojarzył. To znaczy na tyle, ile pozwalały rzucane w jej stronę spojrzenia w Pokoju Wspólnym, nieliczne spojrzenia, bo Nolan obawiał się o swoje biedne oczęta nieprzyzwyczajone do takiej porcji jasności wypranej w Visirze White Magic. Z jednej strony to było zabawne widzieć gradową chmurę otaczającą skąpanego w mroku Sahira mierzącą się z zamiecią śnieżną krążącą wokół oblepionej jasnym blaskiem Collinsówny – no kochani, nie możecie zaprzeczyć, że w tym morzu krukońskiej rozmaitości Nolan był jedyną normalną osobą – z drugiej było to cokolwiek zastanawiające, że Ravenclaw stał się domem dla wszelkiej maści ewenementów. Powinni im jeszcze podrzucić jakiegoś wilkołaka do kompletu, który hodowałby w akwarium piranie.
Sowa śnieżna postanowiła sobie chyba klepnąć obok naszego zestresowanego dziwną lekcją Nolana, bo zatrzymała się tuż przy nim i pacnęła na wolnym miejscu, zanim zdążył się odezwać, wyładowując na blat zawartość swojej torby. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu, zastanawiając się przelotnie, czy faktycznie wszystko w niej i na niej jest białe, ale przezornie wolał nie zadawać póki co żadnego pytania; przynajmniej nie w czasie, gdy jest w sali pełnej bab, co z minuty na minutę było coraz bardziej deprymujące. Seeeerio? Żaden facet nie chodzi na tą dziwną lekcję i nie uczy się o tym fucośtam? O, Merlinie, a jeśli właśnie trafił na kurs do hogwarckiej szkoły rodzenia?!
- Nie no, jasne, klepnij sobie – odezwał się grubo po przewidzianym na odpowiedź czasie, gdy przebrzmiał gong w teleturnieju, widownia przestała wyśmiewać jego refleks, a Neve już dawno notowała sobie coś na tym swoim pergaminie (aż zastanawiające, że nie pisała białym atramentem). Wyciągnął nogi przed siebie, zerkając niepewnie na nauczycielkę, a potem przenosząc wzrok na Krukonkę i znów na nauczycielkę i ponownie na Krukonkę, aż w końcu westchnął ciężko, gdy ta ostatnia raczyła wreszcie odkryć Amerykę. - Ano nie, tak sobie wdepnąłem dla przyjemności, bo nie mam co ze sobą zrobić – wbił wzrok w jej pergamin, bez skrępowania rozczytując kolejne słowa i zapamiętując je we względnej kolejności, by przepisać je potem na swoją kartkę. No bo plis, nie przyznałby się nieco zbyt wybielonej pannie, że przylazł tu, bo śledził Evans, nie? Wygrzebał spod kokpitu ławki jakiś nagryziony, połamany i wyglądający jak wyjęty psu z gardła kawałek czegoś, co w latach świetności przypominało pióro i wzruszając ramionami zanurzył końcówkę w kałamarzu, który przezornie wytachała z torby Krukonka. Heh, kobitki to jednak mają ten dar przewidywania, przeszło mu przez myśl, zanim niegdyś eleganckie pióro zrobiło na jego pergaminie niezbyt eleganckiego kleksa.
Fuþco?! Waaaaat, nie, to chyba jednak nie była lekcja języka migowego; zdecydowanie nie była to taka lekcja, a nauczycielka chyba faktycznie nie potrafiła mówić. No nieźle, Fawley, wpakowałeś się na jakąś sekciarską imprezę i pewnie zaraz złożą cię w ofierze. Skończysz marnie, kolego, w dodatku w towarzystwie samych dziewczyn. Ciekawe czy któraś z nadobnych niewiasty rzuciłaby się, by chronić jedynego mężczyznę w swoim otoczeniu. Pewnie jeszcze przydeptałyby go obcasem dla pewności, że wydał ostatnie tchnienie. Seksmisja, kolego, seksmisja!
Na szczęście nie musiał kalać umysłu wizjami samego siebie w towarzystwie zgromadzonych pań (Merlinie, czemu nie panowie. CZEMU?!), bo drzwi otworzyły się ponownie i... uch. Nie, to już wolał jednak te wizje. Założył nogę na nogę pod ławką, chroniąc swoje rodowe dobra być na widok Puchonki, która zaszczyciła Hogwart... czy jakoś tak. Jego doświadczenia pod tym względem nie były przyjemne i aż zadrżał na samą myśl, że za rogiem może się chować Meredith, czyhająca na jego niewinność. Zadrżał tak okrutnie, że razem z nim zadrżała cała ławka i byłby gotów przysiąc, że zadrżał również każdy męski osobnik w promieniu kilku mil. Zadrżał nawet martwy Collins i zadrżał krzaczek, pod którym pewnie spoczywała jakaś jego resztka. Paznokieć czy coś.
No właśnie, skoro już o tych Collinsach mowa, to zaraz po Alice pojawiła się ostatnia przedstawicielka tego rodu, ale ją przynajmniej kojarzył. To znaczy na tyle, ile pozwalały rzucane w jej stronę spojrzenia w Pokoju Wspólnym, nieliczne spojrzenia, bo Nolan obawiał się o swoje biedne oczęta nieprzyzwyczajone do takiej porcji jasności wypranej w Visirze White Magic. Z jednej strony to było zabawne widzieć gradową chmurę otaczającą skąpanego w mroku Sahira mierzącą się z zamiecią śnieżną krążącą wokół oblepionej jasnym blaskiem Collinsówny – no kochani, nie możecie zaprzeczyć, że w tym morzu krukońskiej rozmaitości Nolan był jedyną normalną osobą – z drugiej było to cokolwiek zastanawiające, że Ravenclaw stał się domem dla wszelkiej maści ewenementów. Powinni im jeszcze podrzucić jakiegoś wilkołaka do kompletu, który hodowałby w akwarium piranie.
Sowa śnieżna postanowiła sobie chyba klepnąć obok naszego zestresowanego dziwną lekcją Nolana, bo zatrzymała się tuż przy nim i pacnęła na wolnym miejscu, zanim zdążył się odezwać, wyładowując na blat zawartość swojej torby. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu, zastanawiając się przelotnie, czy faktycznie wszystko w niej i na niej jest białe, ale przezornie wolał nie zadawać póki co żadnego pytania; przynajmniej nie w czasie, gdy jest w sali pełnej bab, co z minuty na minutę było coraz bardziej deprymujące. Seeeerio? Żaden facet nie chodzi na tą dziwną lekcję i nie uczy się o tym fucośtam? O, Merlinie, a jeśli właśnie trafił na kurs do hogwarckiej szkoły rodzenia?!
- Nie no, jasne, klepnij sobie – odezwał się grubo po przewidzianym na odpowiedź czasie, gdy przebrzmiał gong w teleturnieju, widownia przestała wyśmiewać jego refleks, a Neve już dawno notowała sobie coś na tym swoim pergaminie (aż zastanawiające, że nie pisała białym atramentem). Wyciągnął nogi przed siebie, zerkając niepewnie na nauczycielkę, a potem przenosząc wzrok na Krukonkę i znów na nauczycielkę i ponownie na Krukonkę, aż w końcu westchnął ciężko, gdy ta ostatnia raczyła wreszcie odkryć Amerykę. - Ano nie, tak sobie wdepnąłem dla przyjemności, bo nie mam co ze sobą zrobić – wbił wzrok w jej pergamin, bez skrępowania rozczytując kolejne słowa i zapamiętując je we względnej kolejności, by przepisać je potem na swoją kartkę. No bo plis, nie przyznałby się nieco zbyt wybielonej pannie, że przylazł tu, bo śledził Evans, nie? Wygrzebał spod kokpitu ławki jakiś nagryziony, połamany i wyglądający jak wyjęty psu z gardła kawałek czegoś, co w latach świetności przypominało pióro i wzruszając ramionami zanurzył końcówkę w kałamarzu, który przezornie wytachała z torby Krukonka. Heh, kobitki to jednak mają ten dar przewidywania, przeszło mu przez myśl, zanim niegdyś eleganckie pióro zrobiło na jego pergaminie niezbyt eleganckiego kleksa.
- Lily Evans
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Cze 22, 2015 1:41 am
To raczej nie powinno nikogo dziwić, że był właśnie taki, a nie inny stan rzeczy; uczniowie woleli przebywać w swoich Pokojach Wspólnych i dormitoriach, zamiast włóczyć się po korytarzach i pustych salach, kiedy w każdej chwili mogło ich coś zaatakować lub...zabić. Co prawda, nauczyciele i dyrektor obiecali i robili naprawdę wszystko, by przywrócić stary porządek rzeczy, a oni, prefekci byli zajęci przecież ciągłymi patrolami by im pomóc. Może za późno, może i nie...ale to chyba nic złego, by próbować właśnie teraz i cieszyć się każdą pojedynczą chwilą, nawet jeśli sama panna Evans uważała, że kupowanie tych wszystkich amuletów i dziwnie wyglądających proszków, to głupota i zapewne oszustwo ze strony sprzedającego – gdy tylko swoim małym noskiem wietrzyła jakieś „podejrzane” interesy, starała się w porę wkroczyć i interweniować, by np. tacy pierwszoklasiści i drugoklasiści nie padli ofiarą okrutnego żartu. Co do bajkowej zabawy, osobiście sama wspominała to względnie dobrze, zwłaszcza, że to przypomniało jej o czasach dzieciństwa, o tej beztrosce i całkowitym poddaniu się ulotnym marzeniom...kiedy nie wiedziała o istnieniu magi i uważała, że to, co wyczyniała było czymś normalnym i naturalnym.
Kto by przypuszczał, że taki, jakże inteligentny Krukon, znany jako Nolan Fawley postanowi ruszyć za tą burzą rudych kosmyków, nawet nie orientując się w tym na jakie zajęcia zmierza? Zawsze się spieszyła na lekcje, bo nie lubiła się spóźniać; a jeśli zdarzały się jej nawet takie dni, to starała się to „wynagradzać” zgłaszaniem się na zadawane przez nauczycieli pytania. Gdyby sobie odpuściła, to nie byłaby sobą. Co się zaś tyczy Sahira Nailaha...nie zajmował on myśli panny Evans, jak to robił z myślami pana Fawleya, chociaż co jakiś czas wracała do tej dziwnej wymiany zdań, pomiędzy nią a nim, podczas ich nie tak dawnego spotkania. Sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć...zwłaszcza, że różne informacje – chcąc, czy też nie chcąc – do niej docierały. Ostatnimi czasy miała sporo na głowie, sporo rzeczy ją przytłaczało, a ona nie potrafiła znaleźć żadnego ujścia dla nich i po prostu poddawać się urokom krótkich, lecz znaczących, pełnych szczęścia chwil. Nawet ich było ostatnio mniej. Jej głowa znajdowała się gdzieś w chmurach, więc nie zauważyła, że Krukon podąża jej śladem, gotów poświęcić całą godzinę lekcyjną na obserwację. Przyszła tutaj by się odprężyć, by się czegoś nauczyć i może zabrzmieć to naprawdę, ale to naprawdę dziwnie, ale nauka działała na nią kojąco, pozwalała oderwać się od problemów i skupić na zgłębianiu różnych dziedzin magii. Gdy już zajęła miejsce, pozwoliła sobie na chwilowe przymknięcie swoich zielonych oczu, a wtedy coś – a właściwie ktoś - sprawił że gwałtownie je otworzyła. Zwróciła na Nolana swoje zdezorientowane spojrzenie, trzepocząc szybciej rzęsami. I nie, nie robiła tego specjalnie. Gdy zrozumiała, co do niej powiedział, zmarszczyła czoło i nagle...! Bum! Przed jej oczami stanął jeden z obrazów z bajki, w której brała udział. Zarumieniła się nieznacznie zakłopotana, ale nie zamierzała odwracać głowy. Jeszcze nie.
- A co? Masz zamiar się zacząć topić i prosić o ratunek? – Odpowiedziała nieco zgryźliwie, nie mogąc się powstrzymać, po czym odwróciła się twarzą do tablicy. Wcześniej jednak zdążyła posłać uśmiech w stronę Alice i Neve, która usiadła obok Fawleya. Nie należała do osób, które tak po prostu opuszczają salę, poza tym nie widziała w tym żadnej potrzeby. Dla niej Starożytne Runy były naprawdę fascynujące, a nauczycielka, która ich uczyła, choć nie mówiła – w końcu nie mogła – prowadziła naprawdę ciekawie te zajęcia. Lily z cichym podziękowaniem przyjęła pergamin od profesor Grisham, po czym zaczęła czytać dzisiejszą instrukcję, a gdy skończyła, z uwagą przyglądała się, jak ta zapisuje odpowiednie strony na tablicy. Panna Evans od razu otworzyła podręcznik, znajdując rozdział potrzebny do wykonania dzisiejszych zadań.
Zrobię wszystko, zrobię wszystko, nie dam się nikomu wyprowadzić z równowagi, nie będę myślała o niczym innym, niż o runach. Dam radę!
Jej pióro poszło w ruch.
1. Fuþark, znany też jako Furthark, jest nazwą jednego z alfabetów runicznych. Nazwa ta powstała z początkowych liter sześciu pierwszych run: Fehu Uruz Þurisaz Ansuz Raido Kaunan. Pierwsze odnalezione zapisy są z terenów Skandynawii (w Norwegii, na Gotlandii i na wyspach duńskich). Najstarsze z nich pochodzą z II wieku n.e.
2. Aety to podział Fuþarku starszego na trzy ośmioznakowe grupy.
3. Fuþark podzielony jest na starszy i młodszy. Fuþark starszy składa się z 24 symboli, podzielonych na aety, czyli trzy ośmioznakowe grupy. Fuþark młodszy natomiast z 16.
4. Pierwsza aeta to Aeta Freyi, druga Aeta Heimalla (Hag), a trzecia - Aeta Tyra.
Jej pióro w końcu się zatrzymało, gdy Lily spojrzała gdzieś w bok, pogrążając się w głębokiej zadumie i zastanawiając się, czy jest coś jeszcze, o czym mogłaby wspomnieć.
Kto by przypuszczał, że taki, jakże inteligentny Krukon, znany jako Nolan Fawley postanowi ruszyć za tą burzą rudych kosmyków, nawet nie orientując się w tym na jakie zajęcia zmierza? Zawsze się spieszyła na lekcje, bo nie lubiła się spóźniać; a jeśli zdarzały się jej nawet takie dni, to starała się to „wynagradzać” zgłaszaniem się na zadawane przez nauczycieli pytania. Gdyby sobie odpuściła, to nie byłaby sobą. Co się zaś tyczy Sahira Nailaha...nie zajmował on myśli panny Evans, jak to robił z myślami pana Fawleya, chociaż co jakiś czas wracała do tej dziwnej wymiany zdań, pomiędzy nią a nim, podczas ich nie tak dawnego spotkania. Sama nie wiedziała, co ma o nim myśleć...zwłaszcza, że różne informacje – chcąc, czy też nie chcąc – do niej docierały. Ostatnimi czasy miała sporo na głowie, sporo rzeczy ją przytłaczało, a ona nie potrafiła znaleźć żadnego ujścia dla nich i po prostu poddawać się urokom krótkich, lecz znaczących, pełnych szczęścia chwil. Nawet ich było ostatnio mniej. Jej głowa znajdowała się gdzieś w chmurach, więc nie zauważyła, że Krukon podąża jej śladem, gotów poświęcić całą godzinę lekcyjną na obserwację. Przyszła tutaj by się odprężyć, by się czegoś nauczyć i może zabrzmieć to naprawdę, ale to naprawdę dziwnie, ale nauka działała na nią kojąco, pozwalała oderwać się od problemów i skupić na zgłębianiu różnych dziedzin magii. Gdy już zajęła miejsce, pozwoliła sobie na chwilowe przymknięcie swoich zielonych oczu, a wtedy coś – a właściwie ktoś - sprawił że gwałtownie je otworzyła. Zwróciła na Nolana swoje zdezorientowane spojrzenie, trzepocząc szybciej rzęsami. I nie, nie robiła tego specjalnie. Gdy zrozumiała, co do niej powiedział, zmarszczyła czoło i nagle...! Bum! Przed jej oczami stanął jeden z obrazów z bajki, w której brała udział. Zarumieniła się nieznacznie zakłopotana, ale nie zamierzała odwracać głowy. Jeszcze nie.
- A co? Masz zamiar się zacząć topić i prosić o ratunek? – Odpowiedziała nieco zgryźliwie, nie mogąc się powstrzymać, po czym odwróciła się twarzą do tablicy. Wcześniej jednak zdążyła posłać uśmiech w stronę Alice i Neve, która usiadła obok Fawleya. Nie należała do osób, które tak po prostu opuszczają salę, poza tym nie widziała w tym żadnej potrzeby. Dla niej Starożytne Runy były naprawdę fascynujące, a nauczycielka, która ich uczyła, choć nie mówiła – w końcu nie mogła – prowadziła naprawdę ciekawie te zajęcia. Lily z cichym podziękowaniem przyjęła pergamin od profesor Grisham, po czym zaczęła czytać dzisiejszą instrukcję, a gdy skończyła, z uwagą przyglądała się, jak ta zapisuje odpowiednie strony na tablicy. Panna Evans od razu otworzyła podręcznik, znajdując rozdział potrzebny do wykonania dzisiejszych zadań.
Zrobię wszystko, zrobię wszystko, nie dam się nikomu wyprowadzić z równowagi, nie będę myślała o niczym innym, niż o runach. Dam radę!
Jej pióro poszło w ruch.
1. Fuþark, znany też jako Furthark, jest nazwą jednego z alfabetów runicznych. Nazwa ta powstała z początkowych liter sześciu pierwszych run: Fehu Uruz Þurisaz Ansuz Raido Kaunan. Pierwsze odnalezione zapisy są z terenów Skandynawii (w Norwegii, na Gotlandii i na wyspach duńskich). Najstarsze z nich pochodzą z II wieku n.e.
2. Aety to podział Fuþarku starszego na trzy ośmioznakowe grupy.
3. Fuþark podzielony jest na starszy i młodszy. Fuþark starszy składa się z 24 symboli, podzielonych na aety, czyli trzy ośmioznakowe grupy. Fuþark młodszy natomiast z 16.
4. Pierwsza aeta to Aeta Freyi, druga Aeta Heimalla (Hag), a trzecia - Aeta Tyra.
Jej pióro w końcu się zatrzymało, gdy Lily spojrzała gdzieś w bok, pogrążając się w głębokiej zadumie i zastanawiając się, czy jest coś jeszcze, o czym mogłaby wspomnieć.
- Alice Hughes
Re: Sala od Starożytnych Run
Wto Cze 23, 2015 9:56 pm
Rozmasowując palcami zamknięte powieki tłumiła kolejne ziewnięcia. Mogła niby spleść dłonie na ławce i chowając w nich twarz po prostu zasnąć... Tylko po co w takim razie wychodziła z dormitorium? Poduszka była w końcu o wiele wygodniejsza niż drewniany blat. Przetarła twarz po raz kolejny, zmuszając się jednocześnie do otwarcia oczu. Rozejrzała się po klasie. Wszyscy skupiali się na zadaniu lub przynajmniej udawali, że właśnie to robią. Postanowiła być użyteczna nawet wbrew sobie.
Tylko kilka godzin... Lekcje się skończą i znowu się położysz...
Spojrzała na ławkę ze zdumieniem odkrywając, że nie wyciągnęła pióra i pochyliła się do torby chcąc nadrobić karygodną gapowatość. Oczywiście wstając musiała przydzwonić o kant ławki... Zasyczała z bólu i złapała się za pulsującą głowę. Przynajmniej udało jej się nieco rozbudzić, choć jakoś nie była z tego powodu zadowolona. Poirytowana samą sobą zabrała się za odpowiedzi na pytania, od czasu do czasu zerkając do podręcznika by utwierdzić się w prawdziwości pisanych przez siebie słów.
1. Inaczej - Furthark. Jeden z alfabetów runicznych, który swoją nazwę zawdzięcza sześciu pierwszym runom (a dokładniej pierwszym literom tych run). Najstarsze zapisy (pochodzące z II wieku n.e.) odnaleziono w Skandynawii.
2. Aety dzielą Starszy Furthark na trzy równe grupy.
3.Furthark dzielimy na Furthark Starszy (24 symbole, podzielone dodatkowo wyżej wspomnianymi aetami) i Furthark Młodszy (składający się z 16 symboli).
4. Freyi, Heimalla, Tyra.
Miała świadomość, że odpowiada nieco zbyt ogólnikowo... W dodatku ręka co chwilę jej się trzęsła, przyozdabiając pergamin mniejszymi lub większymi kleksami. Postawiła ostatnią kropkę i odkładając pióro skupiła wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie. Powinna chyba wykorzystać pozostały czas na rozwinięcie wypowiedzi albo chociaż przejrzenie tego co napisała... Jakoś jednak nie mogła się do tego zmusić.
Tylko kilka godzin... Lekcje się skończą i znowu się położysz...
Spojrzała na ławkę ze zdumieniem odkrywając, że nie wyciągnęła pióra i pochyliła się do torby chcąc nadrobić karygodną gapowatość. Oczywiście wstając musiała przydzwonić o kant ławki... Zasyczała z bólu i złapała się za pulsującą głowę. Przynajmniej udało jej się nieco rozbudzić, choć jakoś nie była z tego powodu zadowolona. Poirytowana samą sobą zabrała się za odpowiedzi na pytania, od czasu do czasu zerkając do podręcznika by utwierdzić się w prawdziwości pisanych przez siebie słów.
1. Inaczej - Furthark. Jeden z alfabetów runicznych, który swoją nazwę zawdzięcza sześciu pierwszym runom (a dokładniej pierwszym literom tych run). Najstarsze zapisy (pochodzące z II wieku n.e.) odnaleziono w Skandynawii.
2. Aety dzielą Starszy Furthark na trzy równe grupy.
3.Furthark dzielimy na Furthark Starszy (24 symbole, podzielone dodatkowo wyżej wspomnianymi aetami) i Furthark Młodszy (składający się z 16 symboli).
4. Freyi, Heimalla, Tyra.
Miała świadomość, że odpowiada nieco zbyt ogólnikowo... W dodatku ręka co chwilę jej się trzęsła, przyozdabiając pergamin mniejszymi lub większymi kleksami. Postawiła ostatnią kropkę i odkładając pióro skupiła wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie. Powinna chyba wykorzystać pozostały czas na rozwinięcie wypowiedzi albo chociaż przejrzenie tego co napisała... Jakoś jednak nie mogła się do tego zmusić.
- Neve Collins
Re: Sala od Starożytnych Run
Czw Cze 25, 2015 4:21 pm
Nie ma to jak pracować na lekcji, na którą się nie uczęszcza, próbować zagłębić się w coś, czego kompletnie się nie rozumie i notować rzeczy, o których istnieniu i tak się zapomni - a wszystko to dlaczego? Chyba z czystej nudy, bo w tej jakże przeciętnej Szkole Magii nie działo się nic szczególnego, co by odciągało od rzeczywis... och, nie, chwilka - tutaj co krok można było natknąć się na porządnego plaskacza w twarz, który zaskakiwał swym istnieniem i wyglądem - tutaj codzienność była pajęczą siecią, która tylko czekała na to, żeby złapać niewinne muszki, motylki i osy, krążące wokół niej - prządka była niewidoczna, więc nawet gdyby chciało się ją dostać, pozostawała poza zasięgiem śmiertelnych (i tych nieśmiertelnych też) - a tu schody płatały psikusa, a tu lądowało się w sali od Starożytnych Run, kiedy śledziło się pewną rudą pannice, a tu biała Sowa dosiadała się do kolegi ze swego roku, którego na zajęciach widzi po raz pierwszy w swoim życiu - dlatego prawidłowym było pytanie, jak Nolan Fawley, uważający się za bardzo normalnego, a którego normalność mógłbym podwazyć, potrafił się w tym wszystkim odnaleźć - zwłaszcza kiedy w Pokoju Wspólnym rąbała mu z prawej burza gradowa, a z lewej śnieżna zamieć - no tak, nie miał chłopak łatwo... Ale przynajmniej niewiasta, która wszystko miała białe (no, chcąc nie chcąc jej mundurek był bardzo przeciętnych kolorów i nie wyróżniał się kompletnie niczym na tle wszystkich innych wychowanków Domu Orła), nie zamierzała brać zamachu na klejnoty rodowe pana Fawleya - ot, grzecznie (albo i średnio grzecznie, biorąc pod uwagę fakt, że nie czekała nawet na jego odpowiedź, a od razu się przysiadła, tak jakby jej pytanie było tylko jakże łagodnym obwieszczeniem oczywistego) usiadła obok i zaczęła notować, chcąc skończyć swoją pracę, po której, jak głosił napis na tablicy, można było opuścić salę. Jej palec z zaokrąglonym, zadbanym paznokciem, sunął po tekście w grubej książce poświęconej Starożytnym Runom, kiedy starała się wyszukiwać odpowiednich oinformacji, a fijołkowe oczęta biegły za krańcem paznokcia, pożerając tekst w błyskawicznym tempie, zatrzymując się tylko na słowach-kluczach, by wtedy wrócić do notowania - kraniec pióra skrobał o pergamin, prezentując pochyłe, zawijaśne pismo, w którym dość trudno było się rozczytać - nazwałbym to pismo "bazgrołami w stylu mugolskich lekarzy". Uniosła głowę i posłała ciepły uśmiech w stronę Lily, by zaraz zwrócić twarz w kierunku Nolana, by cicho zachichotać - rany, byłbym gotów nawet stwierdzić, że Nolana wyśmiała... ale nie w ten negatywny sposób - był to śmiech w odpowiedzi na jego słowa i minę, którą ja osobiście określiłbym "jakby mu kot nasrał do gaci", ale Neve była... zbyt biała? - na takie określenia.
- Dziwny jesteś. - Stwierdziła, odkrywając kolejną Amerykę... zupełnie, jakby ona była całkowicie normalna - a co, nie była, hę? Tak czy siak - jego mina mówiła sama za siebie, tak jak jego wzrok skierowany na pergamin, który o wiele więcej rozumiał z tych kleksów atramentowych, niż z tego, co było napisane na tablicy. - Pomogę ci. - Zaoferowała i pochyliła się, by cichym szeptem, w jak najprostszy sposób, objaśnić mu, co teraz robią i o co w zasadzie z tymi runami chodzi - skoro i tak chłopak nie miał co robić, a ona już skończyła swoje zadanie, to czemu by nie..?
- Dziwny jesteś. - Stwierdziła, odkrywając kolejną Amerykę... zupełnie, jakby ona była całkowicie normalna - a co, nie była, hę? Tak czy siak - jego mina mówiła sama za siebie, tak jak jego wzrok skierowany na pergamin, który o wiele więcej rozumiał z tych kleksów atramentowych, niż z tego, co było napisane na tablicy. - Pomogę ci. - Zaoferowała i pochyliła się, by cichym szeptem, w jak najprostszy sposób, objaśnić mu, co teraz robią i o co w zasadzie z tymi runami chodzi - skoro i tak chłopak nie miał co robić, a ona już skończyła swoje zadanie, to czemu by nie..?
- Gwendoline Tichý
Re: Sala od Starożytnych Run
Czw Cze 25, 2015 10:19 pm
Z początku była nieco zbita z tropu postępowaniem nauczycielki oraz jej... małomównością? Wcale-mównością? Gwendoline w końcu na dzień dobry nie dostała do rąk listy profesorów wraz z wypisanymi ciekawostkami na ich temat, więc jakakolwiek niepełnosprawność nie rzuciła jej się do głowy. Przynajmniej póki nie była tak widoczna, jak np. ślepota albo wyraźne braki w symetrii ciała, lub też problemy z poruszaniem się. A tutaj...? Normalna, zdrowa młoda kobieta o rozumnym spojrzeniu, przyjemnej dla oka aparycji i sprężystym, pewnym tempie poruszania się. Niepełnosprawność nie koniecznie rzuciła się do głowy Ślizgonki nawet, kiedy przed jej buźką spoczął zapisany ślicznym pismem pergamin, mający za zadanie być nie tyle kartkówką, co pisemnym prowadzeniem zajęć. Nie, Francuzka nie dała się narodzić tym czarnym podejrzeniom nie dlatego, że była głupia i mało spostrzegawcza, ale dlatego, że nie lubiła żywić się domysłami i niepotwierdzonymi informacjami. Teraz wolała na bezpiecznym gruncie założyć, że Pani Psor ma problemy z gardłem.
Podziękowała więc skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem za materiał do zajęć i zapoznała się z jego zawartością, oglądając się na wejście tylko raz, kiedy do sali weszła jakaś Puchonka, której zmęczenie i zamglony wzrok rzucał się w oczy bardzo mocno. Ciekawy dom swoja drogą... ten Hufflepuff. Ravenclaw to prymusy i ich przedstawiciele albo kasują nauczycieli wypowiedziami, albo lawirują między ławkami, szukając sobie „rybek” do złowienia, czy też pomagają innym się uczyć. Gryffindor z innej beczki przoduje w sporcie i ciągle stara się przekraczać bariery własnych możliwości i jest – zdaje się, z opowiadań innych domów – ulubionym pupilkiem dyrektora. Slytherin to banda tchórzliwych żmij o wypchanych kieszeniach. A Huff...? Łażą po tej szkole, obijają o ściany i dobrze się bawią – mają najmniej punktów ze wszystkich domów, bo tracą je przez durne zagrywki, nie radząc sobie z ich odzyskaniem i ostatecznie nawet pojedynkują na pogrzebie. Tak, słyszała o tym. Nie uczestniczyła w ceremonii ale co nieco dotarło nawet do niej.
Nie trzymała wzroku wlepionego w przysypiającą brunetkę, tylko wróciła uwagą z powrotem na swoją ławkę; palcami przysunęła bliżej podręcznik i przewertowała go, skupiając się na pierwszym pytaniu. Przesunęła wzrokiem po tekście i zanurzyła pióro w atramencie, skupiając się na pierwszym pytaniu.
Futhark (runicznie: ) jest to licząca sobie 24 znaki sztuka zapisków runicznych, której najstarsze oznaki znaleziono w Skandynawii – najprawdopodobniej pochodzące z okolic II wieku n.e. Choć podejrzewa się, że powstała ona dużo wcześniej, to nie znaleziono ani nie udokumentowano innych, wcześniejszych zapisków, jakie zachowałyby się do dnia dzisiejszego.
Końcówka pióra miękko szurała po pergaminie.
Aety to specjalny podział Futhak'u Starszego, jaki liczony jest jako trzy grupy ośmiu znaków.
~ Aeta Freyi zasobna w znaki: - jest pierwszą z trzech grup, która zawiera w sobie symbole: Fehu, Uruz, Durisaz, Ansuz, Raido, Kenaz, Gebo i Wunjo.
~ Aeta Heimalla zasobna w znaki: - to kolejny rząd z symbolami: Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Petro, Iwaz, Algiz i Sowelo.
~ Aeta Tyra zasobna w znaki: – to ostatnia z grup, jaka zbiera ostatnie osiem znaków: Tiwaz, Berkano, Ehwaz, Mannaz, Laukaz, Ingwaz, Odala i Dagaz.
Zagadkowy jest fakt, że w spisie 24 znanych i używanych run pomija się zwykle ostatnią 25, zwaną Wydr, której używania się nie zaleca.
Skończyła i zadowolona, tupiąc niewielkimi obcasikami wypolerowanych lakierek, wstała z krzesła i przespacerowała się do biurka nauczycielki, żeby odłożyć tam zadanie z cichym, ledwo wymruczanym „Proszę”, ukierunkowanym do kobiety, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła na miejsce.
Podziękowała więc skinieniem głowy i delikatnym uśmiechem za materiał do zajęć i zapoznała się z jego zawartością, oglądając się na wejście tylko raz, kiedy do sali weszła jakaś Puchonka, której zmęczenie i zamglony wzrok rzucał się w oczy bardzo mocno. Ciekawy dom swoja drogą... ten Hufflepuff. Ravenclaw to prymusy i ich przedstawiciele albo kasują nauczycieli wypowiedziami, albo lawirują między ławkami, szukając sobie „rybek” do złowienia, czy też pomagają innym się uczyć. Gryffindor z innej beczki przoduje w sporcie i ciągle stara się przekraczać bariery własnych możliwości i jest – zdaje się, z opowiadań innych domów – ulubionym pupilkiem dyrektora. Slytherin to banda tchórzliwych żmij o wypchanych kieszeniach. A Huff...? Łażą po tej szkole, obijają o ściany i dobrze się bawią – mają najmniej punktów ze wszystkich domów, bo tracą je przez durne zagrywki, nie radząc sobie z ich odzyskaniem i ostatecznie nawet pojedynkują na pogrzebie. Tak, słyszała o tym. Nie uczestniczyła w ceremonii ale co nieco dotarło nawet do niej.
Nie trzymała wzroku wlepionego w przysypiającą brunetkę, tylko wróciła uwagą z powrotem na swoją ławkę; palcami przysunęła bliżej podręcznik i przewertowała go, skupiając się na pierwszym pytaniu. Przesunęła wzrokiem po tekście i zanurzyła pióro w atramencie, skupiając się na pierwszym pytaniu.
Futhark (runicznie: ) jest to licząca sobie 24 znaki sztuka zapisków runicznych, której najstarsze oznaki znaleziono w Skandynawii – najprawdopodobniej pochodzące z okolic II wieku n.e. Choć podejrzewa się, że powstała ona dużo wcześniej, to nie znaleziono ani nie udokumentowano innych, wcześniejszych zapisków, jakie zachowałyby się do dnia dzisiejszego.
Końcówka pióra miękko szurała po pergaminie.
Aety to specjalny podział Futhak'u Starszego, jaki liczony jest jako trzy grupy ośmiu znaków.
~ Aeta Freyi zasobna w znaki: - jest pierwszą z trzech grup, która zawiera w sobie symbole: Fehu, Uruz, Durisaz, Ansuz, Raido, Kenaz, Gebo i Wunjo.
~ Aeta Heimalla zasobna w znaki: - to kolejny rząd z symbolami: Hagal, Naudiz, Isa, Jera, Petro, Iwaz, Algiz i Sowelo.
~ Aeta Tyra zasobna w znaki: – to ostatnia z grup, jaka zbiera ostatnie osiem znaków: Tiwaz, Berkano, Ehwaz, Mannaz, Laukaz, Ingwaz, Odala i Dagaz.
Zagadkowy jest fakt, że w spisie 24 znanych i używanych run pomija się zwykle ostatnią 25, zwaną Wydr, której używania się nie zaleca.
Skończyła i zadowolona, tupiąc niewielkimi obcasikami wypolerowanych lakierek, wstała z krzesła i przespacerowała się do biurka nauczycielki, żeby odłożyć tam zadanie z cichym, ledwo wymruczanym „Proszę”, ukierunkowanym do kobiety, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła na miejsce.
- Prudence Grisham
Re: Sala od Starożytnych Run
Sob Cze 27, 2015 12:15 pm
Uczniowie VII roku o dziwo, co cieszyło nauczycielkę, nie zrobili niczego, co wymagałoby od niej jakiejś większej interwencji. Nawet ich rozmowy nie przeszkadzały jej zbytnio. Wbrew pozorom choć lubiła dyscyplinę to nie zapisywała bez przerwy ile punktów powinno się odebrać tym biednym duszyczkom. Chociaż, gdy ktoś przeginał to robiła to z wielką przyjemnością. Oni jednak, jak nie oni (bo niestety ale po ostatnim roczniku zawsze zakładała, że może wydarzyć się wiele rzeczy z powodu wielu... ewenementów, które są między nimi) zachowywali się bardzo poukładanie i z tego, co widziała, przykładali się do wykonania zadania. W różnym tempie, ale jednak zadanie wykonali, bo pod koniec zajęć wszystkie karty do niej powróciły. A przynajmniej żadna nie leżała zgnieciona na podłodze, czy też zwyczajnie nie brakło ich. Z różnym skutkiem, ale dokonali czegoś. Przyglądała się im cały czas, więc zdążyła zakodować, co się działo między nimi. Oczywiście nie docierało do niej wszystko, bo jej słuch nie był genialnie wyczulony, ale słyszała co nieco, dzięki czemu doszła do pewnych wniosków. Wreszcie mogła też potwierdzić swoje podejrzenie, że jeden z uczniów odwiedził ją chyba rekreacyjnie. Nie miała mu jednak tego za złe. Może przynajmniej dowiedział się jakiegoś najmniejszego ciekawego szczegółu, który mu się kiedyś przyda? A kto to tam wie... los ma dla nas przecież tak wiele niespodzianek, że warto mieć każdą wiedzę, więc nie wolno kogoś karać za to, że chciał się czegoś pouczyć. A nawet jeśli nie chciał to jest to z pewnością produktywniejsze niż gdyby miał się kręcić po korytarzach bez celu lub jak to ostatnio w zamku bywa, zrobić coś głupiego. Więc gdy wszyscy zakończyli pracę napisała tym, którzy jeszcze pozostawali w sali zwyczajne "do widzenia" na tablicy, zgarnęła co miała i opuściła salę tuż za uczniami.
/zt
Alice Hughes - 7 fasolek
Lily Evans, Neve Collins - 8 fasolek
Gwendoline Tichý - 9 fasolek
Nolan Fawley - 5 fasolek
+ 2 PD wszyscy obecni
/zt
Alice Hughes - 7 fasolek
Lily Evans, Neve Collins - 8 fasolek
Gwendoline Tichý - 9 fasolek
Nolan Fawley - 5 fasolek
+ 2 PD wszyscy obecni
- Luthias Lovegood
Re: Sala od Starożytnych Run
Sob Cze 27, 2015 3:42 pm
Dzisiaj Luthias Persifal Lovegood wyszykował się odpowiednio wcześnie, aby nie spóźnić się na zajęcia ze Starożytnych Run. W sumie sam nie wiedział, dlaczego zapisał się na te zajęcia. Na początku go ciekawiły, teraz już mniej, ale to może dlatego, że miał wiele innych rzeczy na głowie. W każdym bądź razie już nie było odwrotu. Uczęszczał regularnie na lekcje i oczywiście próbował coś z nich wynieść, skoro i tak spędzał godzinę w klasie. Jak w każdym przedmiocie były działy, które go bardziej interesowały i które go nudziły. Jednak to żadna nowość. Wszedł do pustej klasy. Nie zdziwił się, że jeszcze nikogo nie było. Wolał poczekać na przybycie nauczycielki jak i innych uczniów niż wparować spóźniony i zwracać niechcianą uwagę na swoją osobę. Zajął ostatnią ławkę przy oknie i wyjął wszystkie potrzebne rzeczy. Przeczesał włosy, nad którymi dzisiaj nie panował. Tak… Każdy kosmyk wygięty był w inną stronę, ale jak to mówią: co zrobisz? Nic nie zrobisz... Zamknął oczy i wsłuchał się w tykanie zegara, czekając na rozpoczęcie zajęć.
- Prudence Grisham
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Cze 28, 2015 1:43 pm
Zwarta i gotowa. Jak zwykle, czyż nie? Dzień jak co dzień podczas którego postara się by nie zanudzić na śmierć kolejnego pokolenia młodych czarodziejów. Z wielką nadzieją, jak i odczuwając bolesną monotonię postanowiła przygotować miejsce swoich zajęć. Z każdą lekcją odczuwała coraz mocniej chęć porozmawiania z młodzieżą, którą naucza. Ale nie można mieć wszystkiego i ona właśnie tego już nie ma. Poznanie kogoś, kto zna język migowy graniczy z cudem, bo ludziom się on po prostu nie przydaje. Pisanie zaś do grupy i to w szybkim tempie to uciążliwa rzecz. Postanowiła jednak podjąć się tego zadania i spróbować poprowadzić coś na wzór dyskusji ze swoimi uczniami. Miała pewne obawy wobec tego pomysłu, ale czuła się w obowiązku, by prowadzić normalne lekcje. Przecież kalectwo nie usprawiedliwia jej, podjęła się jakiegoś zadania to musi je wykonać. Cel niczego sobie, ale jak to będzie w praktyce? Ciężko stwierdzić. Tak jak zawsze rozłożyła na ławka pergaminy z informacjami dla uczniów. Treść jednak była już jednak bardziej niecodzienna.
Zapisała również temat dyskusji na tablicy w oczekiwaniu na wypełnienie się klasy. Była pełna nadzieja i pozytywnej energii względem tego pomysłu. Jeśli się powiedzie to z pewnością okaże się to miłym doświadczeniem i będzie do niego powracać, by chociaż odczuć namiastkę normalnej, nauczycielskiej profesji. Bo kto jej zabroni takiej małej przyjemności w trudnych czasach?
Witam Was serdecznie! Dziś odpoczniemy od pracy z podręcznikiem. Zajmiemy się bowiem dyskusją. Temat to "Runy, a Tarot - czyli co jest ważniejsze?". Nie chcąc byście chłonęli od razu regułkę zapisaną przez kogoś poproszę Was o wyrażenie swojego zdania na temat różnic i podobieństw. Czy uważacie że coś z tych dwóch rzeczy jest ważniejsze bądź wręcz przeciwnie? Macie okazję opowiedzieć o tym klasie. Macie trochę czasu na przemyślenie swojej wypowiedzi, a potem chętnych proszę o rozpoczęcie. Jeśli ktoś jednak rzeczywiście ma problem z zajęciami stanowiska to nie zabraniam korzystania z podręcznika
Zapisała również temat dyskusji na tablicy w oczekiwaniu na wypełnienie się klasy. Była pełna nadzieja i pozytywnej energii względem tego pomysłu. Jeśli się powiedzie to z pewnością okaże się to miłym doświadczeniem i będzie do niego powracać, by chociaż odczuć namiastkę normalnej, nauczycielskiej profesji. Bo kto jej zabroni takiej małej przyjemności w trudnych czasach?
- Giotto Nero
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Cze 28, 2015 7:59 pm
Nie minęło wiele księżyców, a Giotto już musiał iść na kolejną lekcję. W tym tygodniu wyrobił już chyba "normę", a mimo to dalej miał jakąkolwiek chęć do poszerzania swych horyzontów. Starożytne runy były lekko archaicznym przedmiotem, jednakże dla Nero, osoby, która musi wiedzieć o magii praktycznie wszystko, był to niezbędny kurs jaki musi przejść, by potem móc węszyć. Znajomość run stawiał na tym samym poziomie co eliksiry - nigdy nie wiadomo było, kiedy może się to przydać.
Zabrał z dormitorium tylko podręcznik, gdyż na lekcje był już gotowy. Poprawił lekko krawat, który lekko go uwierał w szyję, jednak trzeba było się jakoś prezentować. Przemierzał kolejne piętra Hogwartu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do sali Starożytnych Run, na które już się chyba spóźnił. Będąc na piątym piętrze szkoły, natychmiast udał się w stronę sali profesor Grisham, która (miał nadzieję) będzie wyrozumiała i nie wlepi minusowych punktów Slytherinowi, które mogłyby trafić na ich konto po jego spóźnieniu.
Wszedł do sali i lekko skinął głową w stronę nauczycielki, mamrocząc coś pod nosem. Zapewne było to przeproszenie za nie przybycie na czas, no ale jak to Nero, miał gdzieś czy kobieta to usłyszy czy nie. Westchnął lekko i zajął wolne miejsce gdzieś na końcu, żeby nie robić dużo szumu. Po spojrzeniu na temat dzisiejszej lekcji, westchnął ponownie i otworzył książkę na zagadnieniach o tarocie i runach. Jednakże profesor Grisham nie ma na co liczyć, chłopak do odpowiedzi raczej się nie zgłosi. Pardon, taki człek.
Zabrał z dormitorium tylko podręcznik, gdyż na lekcje był już gotowy. Poprawił lekko krawat, który lekko go uwierał w szyję, jednak trzeba było się jakoś prezentować. Przemierzał kolejne piętra Hogwartu, chcąc jak najszybciej dotrzeć do sali Starożytnych Run, na które już się chyba spóźnił. Będąc na piątym piętrze szkoły, natychmiast udał się w stronę sali profesor Grisham, która (miał nadzieję) będzie wyrozumiała i nie wlepi minusowych punktów Slytherinowi, które mogłyby trafić na ich konto po jego spóźnieniu.
Wszedł do sali i lekko skinął głową w stronę nauczycielki, mamrocząc coś pod nosem. Zapewne było to przeproszenie za nie przybycie na czas, no ale jak to Nero, miał gdzieś czy kobieta to usłyszy czy nie. Westchnął lekko i zajął wolne miejsce gdzieś na końcu, żeby nie robić dużo szumu. Po spojrzeniu na temat dzisiejszej lekcji, westchnął ponownie i otworzył książkę na zagadnieniach o tarocie i runach. Jednakże profesor Grisham nie ma na co liczyć, chłopak do odpowiedzi raczej się nie zgłosi. Pardon, taki człek.
- Kayleigh Phate
Re: Sala od Starożytnych Run
Pon Cze 29, 2015 1:40 am
Są zajęcia mniej lub bardziej lubiane. Plus wyższych klas jest jednak taki, że uczeń mógł sam zdecydować w większym stopniu, na jakie lekcje ma zamiar uczęszczać. Likwidowało to na pewno problem przysypiania i malowania kwiatków na pergaminach w salach podczas zajęć, gdzie przecież każdy powinien poświęcać nauczycielowi choć trochę uwagi.
Za taką możliwość wyboru Kayleigh dziękowała w duchu za każdym razem, gdy znajomi z jej rocznika zbierali się pod klasą chociażby Historii Magii. Nie dałaby rady dłużej tego męczyć. W tym momencie właśnie przemierzała żywym krokiem korytarze, by jak najszybciej znaleźć się pod salą Starożytnych Run. Bez względu na to, co niektórzy myśleli na temat tak dziwnego przedmiotu, jej bardzo przypadł do gustu, choć z początku nie była go tak pewna. Mogłoby się to wydać wręcz dziwne, bo przecież Wróżbiarstwa nie rozumiała ni w ząb. Jakby to usłyszała, brakowało jej "wewnętrznego oka"... cóż, ślizgonka nie narzekała, że nic takiego w niej nie siedzi.
Już z daleka zauważyła, że drzwi od klasy co chwilę się otwierają. Dobrze, to znaczyło że uczniowie nadal zbierają się w sali, nie jest spóźniona. Szatynka weszła do środka, kiwając głową w stronę prowadzącej zajęcia i zajęła miejsce w drugiej od końca ławce pod ścianą. Zbyt wiele osób jeszcze nie było, toteż miejsca do wyboru do koloru.
Widać nauczycielką postanowiła urozmaicić im nieco lekcję. Kayleigh przeczytała notkę na ławce przed sobą i zmarszczyła brwi lekko, zastanawiając się nad tematem zajęć. Między czasie lekkim skinięciem przywitała się też z uczniami, którzy już zdążyli zająć miejsca nieopodal.
Za taką możliwość wyboru Kayleigh dziękowała w duchu za każdym razem, gdy znajomi z jej rocznika zbierali się pod klasą chociażby Historii Magii. Nie dałaby rady dłużej tego męczyć. W tym momencie właśnie przemierzała żywym krokiem korytarze, by jak najszybciej znaleźć się pod salą Starożytnych Run. Bez względu na to, co niektórzy myśleli na temat tak dziwnego przedmiotu, jej bardzo przypadł do gustu, choć z początku nie była go tak pewna. Mogłoby się to wydać wręcz dziwne, bo przecież Wróżbiarstwa nie rozumiała ni w ząb. Jakby to usłyszała, brakowało jej "wewnętrznego oka"... cóż, ślizgonka nie narzekała, że nic takiego w niej nie siedzi.
Już z daleka zauważyła, że drzwi od klasy co chwilę się otwierają. Dobrze, to znaczyło że uczniowie nadal zbierają się w sali, nie jest spóźniona. Szatynka weszła do środka, kiwając głową w stronę prowadzącej zajęcia i zajęła miejsce w drugiej od końca ławce pod ścianą. Zbyt wiele osób jeszcze nie było, toteż miejsca do wyboru do koloru.
Widać nauczycielką postanowiła urozmaicić im nieco lekcję. Kayleigh przeczytała notkę na ławce przed sobą i zmarszczyła brwi lekko, zastanawiając się nad tematem zajęć. Między czasie lekkim skinięciem przywitała się też z uczniami, którzy już zdążyli zająć miejsca nieopodal.
- Luthias Lovegood
Re: Sala od Starożytnych Run
Sro Lip 01, 2015 12:36 pm
Drgnął gdy drzwi Sali się otworzyły, wyrywając go z zamyślenia. Obrócił się i ujrzał przemierzającą przez sale profesor Grisham. Powiedział ciche dzień dobry i ponownie wbił wzrok w ławkę. Wiedział, że nauczycielka mu nie odpowie, ale nie zmieniało to faktu, że powinien się kulturalnie przywitać. Lekcja zaczęła się chwilę później, gdy tylko Ślizgoni przybyli to Sali i zajęli miejsca. Lucio i Ślizgoni. Tyle wygrać. Starożytne Runy nie były okupowanymi zajęciami wśród VI rocznika, ale to może i lepiej. Nie było tu osób, które by ciągle przeszkadzały, gdyż ten przedmiot ich w ogóle nie interesował. W mniejszym gronie lepiej się uczyć. Spojrzał na notkę, która pokazała się na pergaminie, który leżał przed nim. Ściągnął brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nikt nie zabrał głosu, więc chłopak lekko odchrząknął i zaczął mówić, co on uważa na ten temat.
- Runy i Tarot mają wspólne cechy. Jedną z nich jest przepowiadanie przyszłości. Można to zrobić zarówno za pomocą kart, jak i kamieni z runami. Ten drugi sposób jest znacznie trudniejszy, ponieważ występują tam tylko symbole, których sens jest głęboko ukryty. Nie tak ja z rysunkami znajdującymi się na kartach Tarota, które pobudzają od razu naszą wyobraźnię. Myślę, że zarówno Runy jak i Tarot są przydatne w połączeniu. Dzięki temu mamy lepszy obraz przyszłości, możemy dokładniej i ściślej interpretować – zakończył swoją wypowiedź i uśmiechnął się delikatnie.
- Runy i Tarot mają wspólne cechy. Jedną z nich jest przepowiadanie przyszłości. Można to zrobić zarówno za pomocą kart, jak i kamieni z runami. Ten drugi sposób jest znacznie trudniejszy, ponieważ występują tam tylko symbole, których sens jest głęboko ukryty. Nie tak ja z rysunkami znajdującymi się na kartach Tarota, które pobudzają od razu naszą wyobraźnię. Myślę, że zarówno Runy jak i Tarot są przydatne w połączeniu. Dzięki temu mamy lepszy obraz przyszłości, możemy dokładniej i ściślej interpretować – zakończył swoją wypowiedź i uśmiechnął się delikatnie.
- Florence Frederica Floyd
Re: Sala od Starożytnych Run
Pią Lip 03, 2015 1:05 pm
Czas na kolejne zajęcia... Flo odgarnęła niesforne kosmyki za ucho i otworzyła drzwi klasy, wzdychając cicho. Czyżby znowu się spóźniła? Ostatnio coś za często jej się to zdarzało...
-Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała, posyłając delikatny uśmiech w stronę nauczycielki i kiwając jej głową na powitanie. Wiedziała, że może i nie otrzyma werbalnej odpowiedzi, ale kultura to kultura, przywitać się trzeba. Zwłaszcza, że pani Grisham na pewno odpowie jej mentalnie, o!
Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca, którego było mnóstwo. No tak, wspaniała frekwencja. Ślizgoni i i Lu. Zapowiada się milutko... Ruszyła w stronę Krukona, przy okazji przyglądając się chłopakowi, który siedział na samym końcu klasy. Jego twarz skryta była w delikatnym cieniu i dopiero gdy się pochylił do przodu, Flo zatrzymała się w miejscu, patrząc na niego z niemałym zaskoczeniem. Ba, była w szoku!.
Giotto?
No pięknie. Wspaniale. Poczuła, jak złość ogarnia ją całą. Czyli najpierw znika bez słowa, ona się zamartwia, a potem wraca i znowu ani słowa?
Kochany.
Zmrużyła oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie, którym oczywiście on i tak się nie przejmie, po czym prychnęła cicho pod nosem i usiadła obok Luthiasa, starając się opanować emocje.
-Cześć, Lu. Mogę tu usiąść, prawda? - zapytała, co w sumie było bezsensowne, skoro i tak już usiadła obok chłopaka. Ale jej myśli pochłonięte teraz były czymś zupełnie innym.
-Tarot to ciekawy i efektowny sposób wróżenia, aczkolwiek według mnie runy są o wiele ciekawsze. Są bardziej "uduchowione". Wróżenie z run było kiedyś domeną wybrańców poszukujących duchowego oświecenia, a to, czego dzisiaj się uczymy, jest spuścizną po ich życiach. Poza tym, sam fakt, że runy są tak blisko związane z naturą jest fascynujący. Runy, które sami wykonamy, są nam bliższe i w jakiś sposób jesteśmy z nimi związani. No i główną ich zaletą jest to, że runy poza tym, że służą do przewidywania przyszłości, pełnią też funkcje ochronne, lecznice, edukacyjne i wzmacniające duchowo.
-Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała, posyłając delikatny uśmiech w stronę nauczycielki i kiwając jej głową na powitanie. Wiedziała, że może i nie otrzyma werbalnej odpowiedzi, ale kultura to kultura, przywitać się trzeba. Zwłaszcza, że pani Grisham na pewno odpowie jej mentalnie, o!
Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca, którego było mnóstwo. No tak, wspaniała frekwencja. Ślizgoni i i Lu. Zapowiada się milutko... Ruszyła w stronę Krukona, przy okazji przyglądając się chłopakowi, który siedział na samym końcu klasy. Jego twarz skryta była w delikatnym cieniu i dopiero gdy się pochylił do przodu, Flo zatrzymała się w miejscu, patrząc na niego z niemałym zaskoczeniem. Ba, była w szoku!.
Giotto?
No pięknie. Wspaniale. Poczuła, jak złość ogarnia ją całą. Czyli najpierw znika bez słowa, ona się zamartwia, a potem wraca i znowu ani słowa?
Kochany.
Zmrużyła oczy, posyłając mu mordercze spojrzenie, którym oczywiście on i tak się nie przejmie, po czym prychnęła cicho pod nosem i usiadła obok Luthiasa, starając się opanować emocje.
-Cześć, Lu. Mogę tu usiąść, prawda? - zapytała, co w sumie było bezsensowne, skoro i tak już usiadła obok chłopaka. Ale jej myśli pochłonięte teraz były czymś zupełnie innym.
-Tarot to ciekawy i efektowny sposób wróżenia, aczkolwiek według mnie runy są o wiele ciekawsze. Są bardziej "uduchowione". Wróżenie z run było kiedyś domeną wybrańców poszukujących duchowego oświecenia, a to, czego dzisiaj się uczymy, jest spuścizną po ich życiach. Poza tym, sam fakt, że runy są tak blisko związane z naturą jest fascynujący. Runy, które sami wykonamy, są nam bliższe i w jakiś sposób jesteśmy z nimi związani. No i główną ich zaletą jest to, że runy poza tym, że służą do przewidywania przyszłości, pełnią też funkcje ochronne, lecznice, edukacyjne i wzmacniające duchowo.
- Prudence Grisham
Re: Sala od Starożytnych Run
Sob Lip 18, 2015 7:02 pm
Ostatecznie nie było źle. Może nie dosięgnięto na tejże lekcji wyżyn sztuki krasomówczej, ale z pewnością poczyniono jakieś niewielkie postępy w dziedzinie, którą się dziś zajmowali. Mały krok dla człowieka, ale... cóż, wciąż mały krok dla młodych mózgów w nauce. Zawsze mogło być gorzej. Lepiej zrobić coś małego niż stać w miejscu, o! Zapał jej trochę opadł, ale sam pomysł i wykonanie prawie ją zadowoliło. Może kiedyś naprawdę doczeka się dnia w którym to ujrzy grupę, która naprawdę z sercem będzie toczyła wywody o runach? Marzyć sobie można. Mieli maleńki wstęp do tematu, jak i zalążek informacji. Jak na początek nie jest najgorzej, bo przynajmniej nie wychodzą z pustymi głowami. Ktoś w końcu coś powiedział.
Postanowiła więc nagrodzić tych, którzy wzięli czynny udział w lekcji punktami dla domu, co zresztą zakomunikowała pisząc na tablicy: "Ravenclaw otrzymuje 10 punktów za odpowiedź pana Lovegood i panny Floyd. Potem jednak zauważyła, że reszta obecnych uczniów nie miała ochoty się dziś rozwinąć. Chociaż inaczej - obecna jeszcze panienka chciała, ale wreszcie chyba coś sprawiło, że nie mogła, a pan od początku podjął decyzję, że nie będzie brał w tym udziału. Oczywiście, że żadne z nich nie powiedziało tego głośno, ale Prue po prostu widziała, jak jest. Wzięła jednak na poprawkę, że nie każdy lubi mówić na forum lub po prostu mu na tym nie zależy zbytnio. Zignorowała więc kompletnie uczniów, którzy radzili sobie sami ze sobą, bo bynajmniej jej nie przeszkadzali.
Na koniec uśmiechnęła się tylko, napisała im krótkie "dziękuję" na tablicy i gestem wskazała, że to już koniec zajęć. Na następnych uzupełni ich wiedzę, a dziś... dziś postanowiła ich już nie męczyć, bo miała wyjątkowo dobry humor.
/ zt
+ 2 PD wszyscy
Giotto Nero +3 fasolki
Kayleigh Phate +3 fasolki
Luthias Lovegood +7 fasolek
Florence Frederica Floyd +7 fasolek
Prudence Grisham +10 fasolek
Postanowiła więc nagrodzić tych, którzy wzięli czynny udział w lekcji punktami dla domu, co zresztą zakomunikowała pisząc na tablicy: "Ravenclaw otrzymuje 10 punktów za odpowiedź pana Lovegood i panny Floyd. Potem jednak zauważyła, że reszta obecnych uczniów nie miała ochoty się dziś rozwinąć. Chociaż inaczej - obecna jeszcze panienka chciała, ale wreszcie chyba coś sprawiło, że nie mogła, a pan od początku podjął decyzję, że nie będzie brał w tym udziału. Oczywiście, że żadne z nich nie powiedziało tego głośno, ale Prue po prostu widziała, jak jest. Wzięła jednak na poprawkę, że nie każdy lubi mówić na forum lub po prostu mu na tym nie zależy zbytnio. Zignorowała więc kompletnie uczniów, którzy radzili sobie sami ze sobą, bo bynajmniej jej nie przeszkadzali.
Na koniec uśmiechnęła się tylko, napisała im krótkie "dziękuję" na tablicy i gestem wskazała, że to już koniec zajęć. Na następnych uzupełni ich wiedzę, a dziś... dziś postanowiła ich już nie męczyć, bo miała wyjątkowo dobry humor.
/ zt
+ 2 PD wszyscy
Giotto Nero +3 fasolki
Kayleigh Phate +3 fasolki
Luthias Lovegood +7 fasolek
Florence Frederica Floyd +7 fasolek
Prudence Grisham +10 fasolek
- Kaylin Wittermore
Re: Sala od Starożytnych Run
Nie Wrz 13, 2015 4:13 pm
Nastał kolejny kwietniowy dzień, podczas którego odbywały się ponownie łączone zajęcia. Tym razem padło na Starożytne Runy, na które Kaylin chodziła z dosyć sporym entuzjazmem. Lubiła ten przedmiot, jak praktycznie większość, których uczyła się tutaj, w Hogwarcie. Musiała przyznać, że choć szła na zajęcia chętnie, była bardzo zmęczona i senna. Zapewne nie powinna zarywać tyle nocy z rzędu, jednak nie potrafiła się przed tym powstrzymać.
Wstała jak zawsze skoro świt, choć nieco później niż zazwyczaj. Ubrała się szybko i skierowała kroki na piąte piętro. Nie spieszyła się specjalnie, wiedziała, że ma jeszcze czas. Kiedy weszła do sali, ujrzała puste miejsce. Jak zawsze pierwsza, jak zawsze sama. Bez większego entuzjazmu podeszła do pierwszej ławki i usiadła na jednym z krzeseł. Na drugim, stojącym obok bez namysłu położyła torbę, z której wyciągnęła podręcznik, notatnik i przybory do pisania.
Była gotowa do zajęć, jednak nadal miała dużo czasu. Zaczęła skrobać coś w swoim zeszycie, nie zwracając zbyt dużo uwagi na otaczający ją świat.
Wstała jak zawsze skoro świt, choć nieco później niż zazwyczaj. Ubrała się szybko i skierowała kroki na piąte piętro. Nie spieszyła się specjalnie, wiedziała, że ma jeszcze czas. Kiedy weszła do sali, ujrzała puste miejsce. Jak zawsze pierwsza, jak zawsze sama. Bez większego entuzjazmu podeszła do pierwszej ławki i usiadła na jednym z krzeseł. Na drugim, stojącym obok bez namysłu położyła torbę, z której wyciągnęła podręcznik, notatnik i przybory do pisania.
Była gotowa do zajęć, jednak nadal miała dużo czasu. Zaczęła skrobać coś w swoim zeszycie, nie zwracając zbyt dużo uwagi na otaczający ją świat.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|