- Lily Evans
Re: Kącik z komnkiem
Pon Maj 16, 2016 1:23 am
Ale czy można było w ogóle powiedzieć, że kiedykolwiek były i będą dobre czasy? Lily starała się patrzeć na to bardziej optymistycznie, jak już wcześniej zostało to wspomniane. I tak nie będzie, ale w parze ze słowami powinny iść czyny, i zapewne to właśnie powiedziałaby rudowłosa, gdyby tak otwarcie Remus przyznał się do swoich słabości i spytał o radę. W sumie to nawet nie musiałby o to pytać, wszystko w końcu byłoby w tych jasnych, pogodnych oczach Lupina i zrozumiałaby go bez słów. Na tym polegała przyjaźń - ich wzmocniona więź, dzięki której mieli w sobie nawzajem oparcie. Oparcie, którego nie dostawała nigdzie indziej, tak wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Ciemnoblond Gryfon był niezastąpionym towarzyszem i zapewne również Syriusz, James i Peter o tym wiedzieli. W życiu nie powiedziałaby, że to był przypadek - Lily poniekąd wierzyła w przeznaczenie, mimowolnie jej romantyczna natura odzywała się w takich kwestiach pomimo tego, że chciała mieć na wszystko logiczne i racjonalne wyjaśnienie. Nie zawsze jednak było to możliwe i pogodziła się z tym, choć potrzebowała sporo czasu by dojść do takich wniosków. Nie wiedziała o wilkołactwie Remusa, przynajmniej nie wprost, miała zaledwie swoje podejrzenia, których nie chciała mówić na głos by chłopak nie poczuł się źle. Stwierdziła, że poczeka, nawet jeśli miałoby to trochę potrwać. Ufała mu.
- Przecież nikt się nie dowie! Potrafię być naprawdę dyskretna, przecież wiesz - puściła mu oczko i ponownie szturchnęła, śmiejąc się cicho. - Oni są jak dzieci, nie wszystko jest dla nich jasne, Remusie. Czasami trzeba powiedzieć im wprost o co chodzi, bo inaczej nigdy nie zrozumieją. Możesz im rzucać sugestie na każdym kroku, a i tak nie skojarzą. Nie żebym wątpiła w ich inteligencję... - zrobiła pauzę, robiąc przy tym zabawną minę. - Ale to typowi chłopcy. Przecież sam wiesz jak jest.
Sama na zmianę patrzyła to na kominek to na Remusa, który zdawał się bardzo przejmować kwestią Severusa.
- Wiem, że mówisz poważnie i nie oczekuję, że mu wybaczysz i że będziesz udawał, że jest dobrze. Nie tego przecież chcę. Severus... Severus jest dość skomplikowany i mimo wszystko sam nie potrafi zapomnieć o przeszłości, zresztą nawet teraz mu tego nie ułatwiacie... znaczy nie ułatwiają James i Syriusz.
Westchnęła zrezygnowana i wygięła się nieco do tyłu, patrząc w ciemny sufit. Nie była zła na Remusa, rozumiała jego obawy, sama często przecież miała podobne. Gdy ponownie się odezwał, początkowo nie patrzyła w jego stronę, ale potem jej zielone oczy mimowolnie zostały skierowane na prefekta Gryffindoru - właściwie to niemalże je wytrzeszczyła, nie wiedząc jak się zachować.
-... Remusie... - rozpoczęła ostrożnie, zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się do niego i zwyczajnie objęła. - Remusie Lupinie! Gdybym stwierdziła, że Severus jest miłością mojego życia ty pierwszy byś się o tym dowiedział, a co do posądzania o romanse to przecież... przecież nic takiego nie mówiłam! Poza tym to intuicja mi podpowiadała, że może coś w tym być. I nic dziwnego! Zacząłeś się nieco inaczej przy niej zachowywać i zwyczajnie pomyślałam, że może... Nieważne zresztą. Przepraszam również - uśmiechnięta oparła głowę o jego ramię. - Nie przejmuj się Petunią. Już dobrze. Może teraz będzie lepiej, w końcu wyszła za mąż i może... może zmądrzeje. Mam taką nadzieję. Obiecaj mi, że nie będziesz się tyle przejmował, dobrze?
Odsunęła się od chłopaka i przyjrzała się mu uważnie z błyszczącymi zielonymi oczami, czekając na odpowiedź.
[Jak coś to w swoim następnym poście daj nam po prostu zt <3]
- Przecież nikt się nie dowie! Potrafię być naprawdę dyskretna, przecież wiesz - puściła mu oczko i ponownie szturchnęła, śmiejąc się cicho. - Oni są jak dzieci, nie wszystko jest dla nich jasne, Remusie. Czasami trzeba powiedzieć im wprost o co chodzi, bo inaczej nigdy nie zrozumieją. Możesz im rzucać sugestie na każdym kroku, a i tak nie skojarzą. Nie żebym wątpiła w ich inteligencję... - zrobiła pauzę, robiąc przy tym zabawną minę. - Ale to typowi chłopcy. Przecież sam wiesz jak jest.
Sama na zmianę patrzyła to na kominek to na Remusa, który zdawał się bardzo przejmować kwestią Severusa.
- Wiem, że mówisz poważnie i nie oczekuję, że mu wybaczysz i że będziesz udawał, że jest dobrze. Nie tego przecież chcę. Severus... Severus jest dość skomplikowany i mimo wszystko sam nie potrafi zapomnieć o przeszłości, zresztą nawet teraz mu tego nie ułatwiacie... znaczy nie ułatwiają James i Syriusz.
Westchnęła zrezygnowana i wygięła się nieco do tyłu, patrząc w ciemny sufit. Nie była zła na Remusa, rozumiała jego obawy, sama często przecież miała podobne. Gdy ponownie się odezwał, początkowo nie patrzyła w jego stronę, ale potem jej zielone oczy mimowolnie zostały skierowane na prefekta Gryffindoru - właściwie to niemalże je wytrzeszczyła, nie wiedząc jak się zachować.
-... Remusie... - rozpoczęła ostrożnie, zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się do niego i zwyczajnie objęła. - Remusie Lupinie! Gdybym stwierdziła, że Severus jest miłością mojego życia ty pierwszy byś się o tym dowiedział, a co do posądzania o romanse to przecież... przecież nic takiego nie mówiłam! Poza tym to intuicja mi podpowiadała, że może coś w tym być. I nic dziwnego! Zacząłeś się nieco inaczej przy niej zachowywać i zwyczajnie pomyślałam, że może... Nieważne zresztą. Przepraszam również - uśmiechnięta oparła głowę o jego ramię. - Nie przejmuj się Petunią. Już dobrze. Może teraz będzie lepiej, w końcu wyszła za mąż i może... może zmądrzeje. Mam taką nadzieję. Obiecaj mi, że nie będziesz się tyle przejmował, dobrze?
Odsunęła się od chłopaka i przyjrzała się mu uważnie z błyszczącymi zielonymi oczami, czekając na odpowiedź.
[Jak coś to w swoim następnym poście daj nam po prostu zt <3]
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Czw Maj 19, 2016 3:43 pm
Byli dorośli, każdy miał swoje plany i marzenia. Nie sądził jednak, że kiedyś mógłby nastąpić rozłam ich przyjaźni. Żeby chociaż był jakiś powód zamiast zwykłe zaniedbanie. Za wiele razem przeszli, by to teraz się tak skończyło. Remus bardzo dużo im zawdzięczał. Nie był sam ze swoim futerkowym problemem, miał towarzystwo zarówno w Chacie jak i Zakazanym Lesie, kiedy wymknął się im spod kontroli i uciekł pobiegać po chaszczach. Także i żarty ich łączyły. Wydawać by się mogło, czy wręcz powinno, iż ktoś taki jak Lupin, prefekt Gryffindoru, przykładny i wzorowy uczeń, winien świecić przykładem i wybijać z głowy swoich kolegów żarty. Zamiast tego, co właśnie on dość często na takie wpadał, chociaż głównymi wykonawcami, a później także oskarżonymi, byli James i Syriusz. Tylko Peter trzymał się z nimi w sumie tylko po to, żeby z kimś trzymać. Ale i tak go lubił. Nie rozumieli się za to w kwestii nauki, która dla Remusa wiodła prym i nie raz próbował ich skłonić do siedzenia nad książkami, bezskutecznie niestety. Radził sobie dobrze prawie ze wszystkich przedmiotów, prawie, bowiem Lily zawsze najlepsza była z eliksirów, a on nie potrafił się przyznać, że zbyt wiele z nich nie rozumie i nawet go nie interesują. Nie chciał się przyznać, że jest w czymś gorszy. Przykro mu było ją okłamywać odnośnie tego, że jest wilkołakiem. Wstydził się tego, chociaż był pewien, że go nie odrzuci i dalej będzie traktowała jak równego sobie. Uznał, że musi jej powiedzieć przed końcem szkoły. Zasługiwała na prawdę.
- Tak, wiem. Ale będziesz miała satysfakcję, że Pan Prymus dokształca się o ciebie – zachichotał oddając szturchnięcie. – Ja też jestem chłopcem, może nie zauważyłaś, ale jestem. I rozumiem co niektóre rzeczy – uniósł lekko prawą brew. – Ale zgadzam się ze stwierdzeniem, iż są jak dzieci i wszystko trzeba im tłumaczyć – pokiwał głową.
Nie miał prawa zabraniać jej znajomości ze Snape’em, a i nawet nie miał takiego zamiaru. Musiał się tylko upewnić, że dziewczyna wie co robi. Jej odpowiedź uspokoiła go.
- Naprawdę ja do niego nic nie mam. On pewnie nie może mi darować tego, że ich nie powstrzymałem. Wtedy na błoniach… - powiedział cicho. To właśnie wtedy najbardziej go upokorzyli. Kiedy wisiał głową w dół i świecił swoimi gaciami. Nie zrobił nic, by powstrzymać Jamesa i Syriusza, a sam nawet śmiał się pod nosem. Teraz, po latach, gdy już dojrzał i dorósł, rozumiał, że powinien był zareagować.
Spojrzał na nią z rozbawieniem, kiedy wywołała go z imienia i nazwiska i pozwolił się objąć, aczkolwiek nie rozumiał za co. Miłe to było i całkowicie rozwiało jego wątpliwości.
- Dobrze, już dobrze. Nie sądzę, że Severus mógłby być Twoją miłością życia… ani w ogóle kogokolwiek – nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć. – Twoje usta może nie, ale oczy miały wiele do powiedzenia. Gdybyś była bazyliszkiem, leżałbym martwy z co najmniej osiemset razy, tak ciskałaś we mnie piorunami. Dobrze, nie ukrywam, że może i ładna jest, ale nic poza tym. Wolę dojrzalsze panny, a konkretnie jedną. Małolaty mnie nie interesują – dodał na koniec, marszcząc się, bo włosy Gryfonki zaczęły łaskotać go w nos. – Wybaczone.
- Może i zmądrzeje. Zależy jakiego ma męża. Ale nie mogę Ci tego obiecać, bo zawsze się będę przejmował sprawami moich przyjaciół – rzekł patrząc w jej zielone tęczówki. Takim już był uczuciowym stworzeniem i nic nie mógł na to poradzić. Siedzieli tak jeszcze do późnego wieczoru, kiedy powinni już być w swoich łóżkach. Ruszyli się więc z miejsc i przeleźli przez dziurę pod portretem, by udać się na spoczynek.
[z/t Lily Evans + Remus Lupin]
- Tak, wiem. Ale będziesz miała satysfakcję, że Pan Prymus dokształca się o ciebie – zachichotał oddając szturchnięcie. – Ja też jestem chłopcem, może nie zauważyłaś, ale jestem. I rozumiem co niektóre rzeczy – uniósł lekko prawą brew. – Ale zgadzam się ze stwierdzeniem, iż są jak dzieci i wszystko trzeba im tłumaczyć – pokiwał głową.
Nie miał prawa zabraniać jej znajomości ze Snape’em, a i nawet nie miał takiego zamiaru. Musiał się tylko upewnić, że dziewczyna wie co robi. Jej odpowiedź uspokoiła go.
- Naprawdę ja do niego nic nie mam. On pewnie nie może mi darować tego, że ich nie powstrzymałem. Wtedy na błoniach… - powiedział cicho. To właśnie wtedy najbardziej go upokorzyli. Kiedy wisiał głową w dół i świecił swoimi gaciami. Nie zrobił nic, by powstrzymać Jamesa i Syriusza, a sam nawet śmiał się pod nosem. Teraz, po latach, gdy już dojrzał i dorósł, rozumiał, że powinien był zareagować.
Spojrzał na nią z rozbawieniem, kiedy wywołała go z imienia i nazwiska i pozwolił się objąć, aczkolwiek nie rozumiał za co. Miłe to było i całkowicie rozwiało jego wątpliwości.
- Dobrze, już dobrze. Nie sądzę, że Severus mógłby być Twoją miłością życia… ani w ogóle kogokolwiek – nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć. – Twoje usta może nie, ale oczy miały wiele do powiedzenia. Gdybyś była bazyliszkiem, leżałbym martwy z co najmniej osiemset razy, tak ciskałaś we mnie piorunami. Dobrze, nie ukrywam, że może i ładna jest, ale nic poza tym. Wolę dojrzalsze panny, a konkretnie jedną. Małolaty mnie nie interesują – dodał na koniec, marszcząc się, bo włosy Gryfonki zaczęły łaskotać go w nos. – Wybaczone.
- Może i zmądrzeje. Zależy jakiego ma męża. Ale nie mogę Ci tego obiecać, bo zawsze się będę przejmował sprawami moich przyjaciół – rzekł patrząc w jej zielone tęczówki. Takim już był uczuciowym stworzeniem i nic nie mógł na to poradzić. Siedzieli tak jeszcze do późnego wieczoru, kiedy powinni już być w swoich łóżkach. Ruszyli się więc z miejsc i przeleźli przez dziurę pod portretem, by udać się na spoczynek.
[z/t Lily Evans + Remus Lupin]
- Carl Joachim Howard
Re: Kącik z komnkiem
Nie Paź 09, 2016 12:10 pm
Carl Joachim Howard, Puchon z VII roku, choć powinien się przyłożyć teraz nad przygotowaniem do każdego z egzaminów to wolał spędzać ten czas na łażeniu po zamku. I tak czuł, że nie będzie potrafił się skupić nad niczym, co jest związane z przedmiotami szkolnymi, więc na tę chwilę olał sprawę OWUTEMÓW. W razie konieczności przyłoży się nad nimi na chwilę przed godziną wyznaczoną na egzamin i na pewno jakoś to przebrnie. Poza tym nie czuł żeby były one specjalnie trudniejsze niż SUMY. SUMY zdał o dziwo w miarę dobrze, więc czemu miałby sobie nie poradzić z egzaminami na zakończenie szkoły? Fakt faktem im lepszy wynik każdego z nich tym jest większa szansa na znalezienie lepszej roboty w przyszłości. Chciałby zostać Aurorem w Brytyjskim Ministerstwie Magii i będzie robił wszystko aby do tego doprowadzić. Nie mniej jednak na tą chwilę nie chciał się tym specjalnie zajmować.
Krążąc po zamku znalazł się na VII piętrze, a następnie wszedł do pierwszego lepszego pomieszczenia. Kanapa, kominek - jedyne rzeczy, które się znalazły w tym pomieszczeniu. Malutki pokoik, ale całkiem przytulny się wydawał.
Carl usiadł na kanapie i się rozgościł.
Krążąc po zamku znalazł się na VII piętrze, a następnie wszedł do pierwszego lepszego pomieszczenia. Kanapa, kominek - jedyne rzeczy, które się znalazły w tym pomieszczeniu. Malutki pokoik, ale całkiem przytulny się wydawał.
Carl usiadł na kanapie i się rozgościł.
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Nie Paź 09, 2016 12:25 pm
Egzaminy zbliżały się ogromnymi krokami. Milowymi. Zostało zaledwie parę dni na przygotowania, a Remus Lupin, uwaga, chwilowo miał dość nauki. Wydaje się to niemożliwe, ale taka była prawda. Stwierdził, że już nic więcej nie nauczy ponad to co już wie, a nie powinien tak przeciążać głowy, gdyż nie chciał, żeby coś mu się pomieszało. Pamiętał jak na egzaminach w piątej klasie o mało co nie oblał historii magii, bo wszystkie daty mu się pomieszały. Musiał mocno grzebać wtedy w pamięci, by odnaleźć tę właściwą. Tym razem nie chciał do tego dopuścić. Poza tym miał ważniejsze rzeczy do zrobienia. Muszą przecież wymyślić i zrealizować wielkie pożegnanie w huncwockim stylu. Sam indywidualnie nad jednym pracował. Będzie to coś dla inteligentnych potomnych i tylko ktoś naprawdę mądry wpadnie na to, by się tego pozbyć.
Wracał do wieży i przechodził akurat obok korytarzyka, gdzie znajdywała się kanapa z kominkiem. Wydawało mu się, że coś usłyszał. Zatrzymał się niepewny czy coś mu się przesłyszało, czy faktycznie dotarł do niego jakiś dźwięk. Był jednak Prefektem Naczelnym i powinien to sprawdzić, jeśli ma jakieś podejrzenia. Wszedł więc do pomieszczenia i spostrzegł kogoś na kanapie. Rozpoznał po krawacie, iż był to Puchon. Puchon tutaj?
- Wygodna? - zapytał i stanął obok kanapy patrząc na chłopaka. Był ciekaw co tutaj robił i co sprawiło, że uczeń Hufflepuffu zawędrował, aż tak wysoko.
Wracał do wieży i przechodził akurat obok korytarzyka, gdzie znajdywała się kanapa z kominkiem. Wydawało mu się, że coś usłyszał. Zatrzymał się niepewny czy coś mu się przesłyszało, czy faktycznie dotarł do niego jakiś dźwięk. Był jednak Prefektem Naczelnym i powinien to sprawdzić, jeśli ma jakieś podejrzenia. Wszedł więc do pomieszczenia i spostrzegł kogoś na kanapie. Rozpoznał po krawacie, iż był to Puchon. Puchon tutaj?
- Wygodna? - zapytał i stanął obok kanapy patrząc na chłopaka. Był ciekaw co tutaj robił i co sprawiło, że uczeń Hufflepuffu zawędrował, aż tak wysoko.
- Carl Joachim Howard
Re: Kącik z komnkiem
Pon Paź 10, 2016 9:01 am
Trzeba przyznać, że Carl zawędrował dość wysoko jak na tą porę doby w Hogwarcie i to jako Puchon. W końcu można powiedzieć, że VII piętro to praktycznie teren należący raczej do mieszkańców domu Gryffindora niż do kogokolwiek innego. Niemniej jednak był bardzo zaskoczony, kiedy jakiś głos wyrwał go z transu zamyślenia nad egzaminami. Podźwignął się, ale nie wstał z kanapy, a jeno odwrócił głowę w stronę przybysza uraczając go zdziwieniem.
- Bynajmniej. – odpowiedział dość elokwentnie mieszkaniec Puchonlandu. Spojrzał na niego i bez wątpienia stwierdził, że to Gryfon to bodajże Remus Lupin – Prefekt Naczelny. Zresztą, nawet go kojarzył z roku, bo mieli parę wspólnych zajęć.
- Czy to zbrodnia, że tutaj jestem? – zapytał Carl kontynuując tę konwersację. Nie chciał być chamski i starał się zresztą zachowywać kulturalnie.
- Tylko siedzę. – dodał po chwili.
- Bynajmniej. – odpowiedział dość elokwentnie mieszkaniec Puchonlandu. Spojrzał na niego i bez wątpienia stwierdził, że to Gryfon to bodajże Remus Lupin – Prefekt Naczelny. Zresztą, nawet go kojarzył z roku, bo mieli parę wspólnych zajęć.
- Czy to zbrodnia, że tutaj jestem? – zapytał Carl kontynuując tę konwersację. Nie chciał być chamski i starał się zresztą zachowywać kulturalnie.
- Tylko siedzę. – dodał po chwili.
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Pon Paź 10, 2016 10:23 pm
Remus zmarszczył czoło, słysząc jego dość opryskliwą odpowiedź. Nie rozumiał skąd ten ton, przecież nie zabronił mu siedzieć, nie wyganiał go, ani nie miał pretensji o to, że tutaj jest. Zamek jest duży i dla każdego. Nie jest powiedziane, że Puchon czy Ślizgon nie może zawędrować na siódme piętro, tak samo jak Krukon lub Gryfon może znajdywać się w lochach. Nie wolno było tylko wchodzić do pokojów wspólnych, gdyż każde wejście uwieńczone było hasłem i nikt nie przejdzie nawet wychowanek domu, jeśli go nie zna lub nie poda. Nigdy nie wiadomo kto może się kryć pod przebraniem.
Uśmiechnął się lekko, a potem cicho zaśmiał pod nosem. Przecież usiłował być tylko miły.
- Tego nie powiedziałem. A może powiedziałem, a sam nie wiem, hm? - zwrócił się do chłopaka, nie pamiętał jak się nazywał, ale na pewno mieli jakieś wspólne zajęcia, bo już go skądś kojarzył.
- No to siedź. Przecież ci nie zabraniam - dodał po chwili i przez moment tylko się wahając usiadł po drugiej stronie kanapy. - Stało się coś? Może mógłbym pomóc? Nie na co dzień mamy tutaj gości z innych domów, co nie znaczy, że nie wolno im tu być, bo wolno - zagadnął go dość przyjacielskim tonem. Jak znowu potraktuje go ozięble to najzwyczajniej zostawi go w spokoju, znał zasady.
Uśmiechnął się lekko, a potem cicho zaśmiał pod nosem. Przecież usiłował być tylko miły.
- Tego nie powiedziałem. A może powiedziałem, a sam nie wiem, hm? - zwrócił się do chłopaka, nie pamiętał jak się nazywał, ale na pewno mieli jakieś wspólne zajęcia, bo już go skądś kojarzył.
- No to siedź. Przecież ci nie zabraniam - dodał po chwili i przez moment tylko się wahając usiadł po drugiej stronie kanapy. - Stało się coś? Może mógłbym pomóc? Nie na co dzień mamy tutaj gości z innych domów, co nie znaczy, że nie wolno im tu być, bo wolno - zagadnął go dość przyjacielskim tonem. Jak znowu potraktuje go ozięble to najzwyczajniej zostawi go w spokoju, znał zasady.
- Carl Joachim Howard
Re: Kącik z komnkiem
Pon Paź 10, 2016 10:36 pm
Carl niespecjalnie był zadowolony z tego, że przypałętał się tutaj jakiś Gryfon, w dodatku Prefekt Naczelny. Czasami wolał swoją własną, nieocenioną samotność i nie trawił, gdy ktoś mu w tym w jakikolwiek sposób śmiał przerwać. No ale z drugiej strony Lupin w pewnym sensie „rządził” i nie bardzo szło mu podskoczyć. Zwłaszcza, że niedługo „CJ” planował zakończyć tę szkołę, a nie chciał sobie robić problemów. Kochał Hogwart, ale wolał jednak tę 7-letnią przygodę i naukę bez konieczności „przedłużania kontraktu” ze szkołą.
- Powiedział, nie powiedział... – wzruszył ramionami odwracając się w kierunku kominka. - Nie spodziewałem się po prostu, że zastanie mnie tu Prefekt Naczelny, Panie Lupin. – odrzekł odwróciwszy się jednocześnie znów do Remusa. Wstał powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów. Uśmiechnął się do Gryfona.
- Teraz wolę postać. – powiedział buntowniczo i podszedł do kolegi Naczelnego. - Carl Joachim Howard, w woli przypomnienia. – przedstawił się tak na wszelki wypadek wyciągając rękę do Pana Prefekta Naczelnego.
- Raczej mi nie jesteś w stanie pomóc. Bo w sumie nic się nie stało. Lubię samotnie spacerować po zamku, ot co. – wzruszył po raz kolejny ramionami. Lubił spacery. Niektórzy nawet mówili, że jest kimś w rodzaju samotnego wilka, który chyba szuka swojej watahy.
- Ot taki ze mnie samotny wilk. Ale nie gryzę. – zaśmiał się. - Czyżbyś wybrał się na jakiś patrol, Remusie? – zapytał Carl. - A gdzie Twoja Wataha kumpli? Potter i Ci dwaj pozostali? – zapytał z lekką nutką uszczypliwości. Carl wiedział, że Potter i jego trzej kompani, w tym rzeczony tu Lupin, to banda urwisów, którzy potrafią sprawiać problemy. Choć z drugiej strony… Czyż Remus nie był tym najspokojniejszym?
– Chyba że co innego Cię tu sprowadza... – zastanowił się Carl.
- Powiedział, nie powiedział... – wzruszył ramionami odwracając się w kierunku kominka. - Nie spodziewałem się po prostu, że zastanie mnie tu Prefekt Naczelny, Panie Lupin. – odrzekł odwróciwszy się jednocześnie znów do Remusa. Wstał powoli, bez żadnych gwałtownych ruchów. Uśmiechnął się do Gryfona.
- Teraz wolę postać. – powiedział buntowniczo i podszedł do kolegi Naczelnego. - Carl Joachim Howard, w woli przypomnienia. – przedstawił się tak na wszelki wypadek wyciągając rękę do Pana Prefekta Naczelnego.
- Raczej mi nie jesteś w stanie pomóc. Bo w sumie nic się nie stało. Lubię samotnie spacerować po zamku, ot co. – wzruszył po raz kolejny ramionami. Lubił spacery. Niektórzy nawet mówili, że jest kimś w rodzaju samotnego wilka, który chyba szuka swojej watahy.
- Ot taki ze mnie samotny wilk. Ale nie gryzę. – zaśmiał się. - Czyżbyś wybrał się na jakiś patrol, Remusie? – zapytał Carl. - A gdzie Twoja Wataha kumpli? Potter i Ci dwaj pozostali? – zapytał z lekką nutką uszczypliwości. Carl wiedział, że Potter i jego trzej kompani, w tym rzeczony tu Lupin, to banda urwisów, którzy potrafią sprawiać problemy. Choć z drugiej strony… Czyż Remus nie był tym najspokojniejszym?
– Chyba że co innego Cię tu sprowadza... – zastanowił się Carl.
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Pon Paź 10, 2016 11:07 pm
Poprawił krawat, który nieco za mocno zawiązał i zaczynał go dusić. Poza tym w zamku było ciepło, nie musiał mieć go tak idealnie zawiązanego, dosłownie za parę dni będzie absolwentem tego jakże wspaniałego zamku. Spędził tu najlepsze lata swojego życia i nigdy ich nie zapomni. Tak samo jak ton tego chłopaka nie wyprowadzi go z równowagi. Najwyraźniej lubił prowokować, bo Lupin zdążył już zauważyć. Wyczytał między wierszami, że nie jest mile widziany, więc i nie chciał dłużej zabierać mu czasu. Poza tym i tak szedł do dormitorium. Może coś jeszcze poczyta przed snem...
- Po co tak oficjalnie? Nie jestem chwilowo na dyżurze... - rzekł ze sceptyczną miną. Był prefektem naczelnym, to prawda, ale nie lubił, gdy każdy zwracał się do niego tym oficjalnym tytułem. Nie był przecież jakimś ważniakiem i nie zadzierał nosa, a dostał odznakę zwyczajnie, za dobre zachowanie i oceny.
- W porządku. Stój. Siedź. Leż. Cokolwiek tylko chcesz. Możesz nawet lewitować - mruknął dość głośno, by ten go słyszał. Uścisnął mu dłoń. - Remus Lupin, chociaż nie muszę się przestawiać, bo już to wiesz - zauważył Gryfon.
Na wzmiankę o wilku nieco się speszył. Nie lubił tego określenia z wiadomych powodów. Sam w połowie nim był i to dosłownie.
- Rozumiem - odparł tylko. - Nie. Wracałem do wieży i coś usłyszałem. Dlatego chciałem sprawdzić co się dzieje., Carl - odpowiedział na jego pytanie. - Gdzieś - rzucił mu nieco niezbyt pogodne spojrzenie. - Nie wszędzie chodzimy razem, jeśli o to ci chodzi...
- A co innego mogłoby mnie tu sprowadzać? Tylko to co ci powiedziałem. Coś usłyszałem, a raczej kogoś kto teraz tu stoi.
- Po co tak oficjalnie? Nie jestem chwilowo na dyżurze... - rzekł ze sceptyczną miną. Był prefektem naczelnym, to prawda, ale nie lubił, gdy każdy zwracał się do niego tym oficjalnym tytułem. Nie był przecież jakimś ważniakiem i nie zadzierał nosa, a dostał odznakę zwyczajnie, za dobre zachowanie i oceny.
- W porządku. Stój. Siedź. Leż. Cokolwiek tylko chcesz. Możesz nawet lewitować - mruknął dość głośno, by ten go słyszał. Uścisnął mu dłoń. - Remus Lupin, chociaż nie muszę się przestawiać, bo już to wiesz - zauważył Gryfon.
Na wzmiankę o wilku nieco się speszył. Nie lubił tego określenia z wiadomych powodów. Sam w połowie nim był i to dosłownie.
- Rozumiem - odparł tylko. - Nie. Wracałem do wieży i coś usłyszałem. Dlatego chciałem sprawdzić co się dzieje., Carl - odpowiedział na jego pytanie. - Gdzieś - rzucił mu nieco niezbyt pogodne spojrzenie. - Nie wszędzie chodzimy razem, jeśli o to ci chodzi...
- A co innego mogłoby mnie tu sprowadzać? Tylko to co ci powiedziałem. Coś usłyszałem, a raczej kogoś kto teraz tu stoi.
- Carl Joachim Howard
Re: Kącik z komnkiem
Pon Paź 10, 2016 11:27 pm
Skoro miał nie mówić oficjalnie to odetchnął z ulgą. Chociaż czasami zwracał się do dziewczyn ze swojego domu i roku w ten sposób by je troszeczkę zdenerwować. Lubił od czasu do czasu uprzykrzyć im życie, ale nie znowu aż tak mocno jak to mógłby zrobić.
- Skoro taka jest Twoja wola to od teraz będzie mniej oficjalnie. – uśmiechnął się, a potem spojrzał w żarzący się żar w komiku. Ogień, prawie tak samo jak woda, uspokajały go. No, ogień może trochę go rozgrzewał, a woda ochładza, no ale cóż…
- Mówisz, że mam robić cokolwiek byleby z umiarem i z godnością godną mieszkańca Hufflepuffu to nie odejmiesz mi żadnego punktu? – zapytał z ciekawości Carl. - W każdym razie będę się starał aby nie podpaść Tobie w żaden możliwy sposób. – uśmiechnął się i zrobił kilka kroków wokół kanapy. Dziwne to było zachowanie jak na ten moment, ale nic na to nie poradził. Czasami chęć łażenia była silniejsza od niego niezależnie od towarzystwa. Może z wyjątkiem uczestnictwa w zajęciach szkolnych, na których grzecznie i potulnie siedział i cierpliwie notował najważniejsze notatki.
- Jesteś zbyt znaną osobą w szkole żeby ot tak Cię nie znać. Zwłaszcza, że Twoi kumple też są bardzo znanymi… Dowcipnisiami. – a ostatnie słowo tejże wypowiedzi zaakcentował wyraźnie. Nie miał nic przeciwko Huncwotom, nawet sam kiedyś chciał zapytać Pottera o to czy może do nich dołączyć, no ale niestety ta cała czwórka znała się od lat. Trzymali się razem, a ich więź była dodatkowo wzmacniana tym, że należeli wszyscy do Gryffindoru.
- A wiesz co? To rzeczywiście mogłem być ja. Zawędrowałem tutaj przypadkiem i chciałem chwilę posiedzieć. Nie gniewasz się? – zapytał jak najzupełniej szczerze tylko potrafił. Miał nadzieję, że nie wyszedł w tym momencie na żadnego głupka.
- Jak tam przygotowania przed egzaminami? – zapytał Carl starając się podtrzymać tę konwersację.
- Skoro taka jest Twoja wola to od teraz będzie mniej oficjalnie. – uśmiechnął się, a potem spojrzał w żarzący się żar w komiku. Ogień, prawie tak samo jak woda, uspokajały go. No, ogień może trochę go rozgrzewał, a woda ochładza, no ale cóż…
- Mówisz, że mam robić cokolwiek byleby z umiarem i z godnością godną mieszkańca Hufflepuffu to nie odejmiesz mi żadnego punktu? – zapytał z ciekawości Carl. - W każdym razie będę się starał aby nie podpaść Tobie w żaden możliwy sposób. – uśmiechnął się i zrobił kilka kroków wokół kanapy. Dziwne to było zachowanie jak na ten moment, ale nic na to nie poradził. Czasami chęć łażenia była silniejsza od niego niezależnie od towarzystwa. Może z wyjątkiem uczestnictwa w zajęciach szkolnych, na których grzecznie i potulnie siedział i cierpliwie notował najważniejsze notatki.
- Jesteś zbyt znaną osobą w szkole żeby ot tak Cię nie znać. Zwłaszcza, że Twoi kumple też są bardzo znanymi… Dowcipnisiami. – a ostatnie słowo tejże wypowiedzi zaakcentował wyraźnie. Nie miał nic przeciwko Huncwotom, nawet sam kiedyś chciał zapytać Pottera o to czy może do nich dołączyć, no ale niestety ta cała czwórka znała się od lat. Trzymali się razem, a ich więź była dodatkowo wzmacniana tym, że należeli wszyscy do Gryffindoru.
- A wiesz co? To rzeczywiście mogłem być ja. Zawędrowałem tutaj przypadkiem i chciałem chwilę posiedzieć. Nie gniewasz się? – zapytał jak najzupełniej szczerze tylko potrafił. Miał nadzieję, że nie wyszedł w tym momencie na żadnego głupka.
- Jak tam przygotowania przed egzaminami? – zapytał Carl starając się podtrzymać tę konwersację.
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Sro Paź 12, 2016 10:39 pm
- Wielkie dzięki - odparł, nieco się rozluźniając. Remus należał do tych prefektów, którzy nie nadużywali swoich funkcji. Zdarzyło mu się zabrać punkty raz czy dwa, ale tylko w ostateczności. Zanim to zrobi, zawsze daje szansę na poprawę zachowania lub ewentualnie na naprawienie szkody. Są jednak takie sytuacje, kiedy naprawdę musi to zrobić, ale mimo wszystko i tak się źle z tym czuje. Próbował z tym walczyć, tłumaczyć sobie, że taką ma rolę, ale nie pomagało. Niedługo jego rola się zakończy i ktoś inny ją przejmie.
- Nie mam zamiaru odejmować ci punktów. Nie robisz nic niezgodnego z regulaminem - zmarszczył czoło w odpowiedzi.
- To głównie ich zasługa... podejrzewam, że gdyby nie przyjęli mnie pod swoje skrzydła, dla większości zamku byłbym nic nie znaczącym kujonem - rzucił sam nie wiedzieć czemu. Zdawał sobie sprawę z tego, że to głównie dzięki nim jest znany. Gdyby wtedy się nie zawiązali przyjaźni na śmierć i życie, skończyłby jako jeden z wielu anonimowych kujonów. A tak chociaż jest rozpoznawalny. Nigdy nie przypuszczałby, że on, Lupin, który stronił od ludzi, wolał trzymać się z boku, jest teraz jednym z najbardziej znanych uczniów tej szkoły, a dzięki jego pomysłowi, który ma nadzieję zrealizować, może jeszcze zapamiętany zostanie na kolejne pokolenia jakie się tędy przewiną.
- Nie. Jasne, że nie. To miejsce jest dostępne dla wszystkich, więc można tu siedzieć do woli - zapewnił go uśmiechając się tym razem już bardziej przyjacielsko.
- Świetnie. Staram się codziennie coś powtarzać, ale nie zawsze jest na to czas, te serie powtórkowe trochę wykańczają. Zazwyczaj robię to przed snem, by lepiej utrwalić wiedzę - wyjaśnił Remus, nowemu koledze. - No, a twoje? Jest coś z czym masz większy problem i boisz się, że oblejesz? - zapytał na koniec.
- Nie mam zamiaru odejmować ci punktów. Nie robisz nic niezgodnego z regulaminem - zmarszczył czoło w odpowiedzi.
- To głównie ich zasługa... podejrzewam, że gdyby nie przyjęli mnie pod swoje skrzydła, dla większości zamku byłbym nic nie znaczącym kujonem - rzucił sam nie wiedzieć czemu. Zdawał sobie sprawę z tego, że to głównie dzięki nim jest znany. Gdyby wtedy się nie zawiązali przyjaźni na śmierć i życie, skończyłby jako jeden z wielu anonimowych kujonów. A tak chociaż jest rozpoznawalny. Nigdy nie przypuszczałby, że on, Lupin, który stronił od ludzi, wolał trzymać się z boku, jest teraz jednym z najbardziej znanych uczniów tej szkoły, a dzięki jego pomysłowi, który ma nadzieję zrealizować, może jeszcze zapamiętany zostanie na kolejne pokolenia jakie się tędy przewiną.
- Nie. Jasne, że nie. To miejsce jest dostępne dla wszystkich, więc można tu siedzieć do woli - zapewnił go uśmiechając się tym razem już bardziej przyjacielsko.
- Świetnie. Staram się codziennie coś powtarzać, ale nie zawsze jest na to czas, te serie powtórkowe trochę wykańczają. Zazwyczaj robię to przed snem, by lepiej utrwalić wiedzę - wyjaśnił Remus, nowemu koledze. - No, a twoje? Jest coś z czym masz większy problem i boisz się, że oblejesz? - zapytał na koniec.
- Mistrz Gry
Re: Kącik z komnkiem
Nie Lut 05, 2017 12:35 am
Zakończenie sesji pomiędzy Remusem a Carlem z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Wto Maj 09, 2017 9:44 pm
Może i Giotto nie wiedział gdzie się udać, jednak zaraz po opuszczeniu Pokoju Wspólnego Slytherinu Charlotte wpadła na pewien pomysł. Może się uda i tam nie spotkają ich żadni niechciani goście? Cóż, taką miała nadzieję.
Nie widziało jej się bowiem aby ich wspólny czas kończył się akurat w tym momencie. Chciała spędzić z Giotto całą noc o ile to było możliwe, gdyż czający się gdzieś z tyłu głowy głosik szeptał jej, że koniec może być taki, że przelotem dostrzeże Ślizgona gdzieś na uczcie pożegnalnej i tyle z tego wszystkiego będzie. Dlatego też marnowanie czasu nie było w jej gestii w najmniejszym nawet stopniu.
Łapiąc go za dłoń zaczęła prowadzić powoli schodami w górę, i chociaż przez moment pojawiła się obawa, że miejsce może być zajęte przez kogoś innego, kto wymknął się wcześniej z balu to po chwili odgoniła ją jedna od siebie. W końcu szła z Giotto i była pewna, że jeśli to nie będzie nikt z zapędami masochistycznymi, to na jego widok po prostu się ulotni, nie chcąc robić sobie problemów pod koniec szkoły.
Prowadziła chłopaka coraz wyżej i wyżej, co jakiś czas zerkając w jego kierunku i posyłając mu pełen radości uśmiech, czasem też zerkała za siebie chcąc upewnić się, że nikt za nimi nie idzie. W końcu jednak, mimo, że zajęło to dłużej przez buty jakimi maltretowane były stopy Gryfonki, dotarli na siódme piętro. I choć na początku mogło się wydawać, że dziewczyna zaprowadzi ich do swojego dormitorium to jednak odbiła w pewnym momencie, w końcu docierając do kącika z kominkiem, gdzie niejednokrotnie zdarzało jej się przesiadywać nocami. No, przynajmniej tak długo aż pani Norris jej nie namierzała i nie biegła do Filcha.
- Może chociaż tutaj nikt nie zdecyduje się zaglądać. - gdy tylko pojawili się przy kanapie Charlotte usiadła na niej, czekając aż Giotto uczyni to samo. Gdy wreszcie zajął miejsce obok niej, dziewczyna ułożyła się wygonie, głowę kładąc na kolanach szóstoklasisty. Ułożyła się jednak na boku, tak, że wpatrywała się w tym momencie w ogień czując nawet z tej odległości ciepło jakie wydobywało się z kominka.
- Mogłabym to mieć na co dzień. - powiedziała cicho, chociaż nawet nie planowała wypowiadać tych słów. Prawda była jednak taka, że w jej wyobraźni pojawił się w tym momencie obraz ich wspólnych chwil, spokojnych jak ta, kiedy po prostu byli razem i cieszyli się z tego. Kiedy nie potrzebne było nic więcej żeby czuć, że wszystko jest na swoim miejscu.
Nie widziało jej się bowiem aby ich wspólny czas kończył się akurat w tym momencie. Chciała spędzić z Giotto całą noc o ile to było możliwe, gdyż czający się gdzieś z tyłu głowy głosik szeptał jej, że koniec może być taki, że przelotem dostrzeże Ślizgona gdzieś na uczcie pożegnalnej i tyle z tego wszystkiego będzie. Dlatego też marnowanie czasu nie było w jej gestii w najmniejszym nawet stopniu.
Łapiąc go za dłoń zaczęła prowadzić powoli schodami w górę, i chociaż przez moment pojawiła się obawa, że miejsce może być zajęte przez kogoś innego, kto wymknął się wcześniej z balu to po chwili odgoniła ją jedna od siebie. W końcu szła z Giotto i była pewna, że jeśli to nie będzie nikt z zapędami masochistycznymi, to na jego widok po prostu się ulotni, nie chcąc robić sobie problemów pod koniec szkoły.
Prowadziła chłopaka coraz wyżej i wyżej, co jakiś czas zerkając w jego kierunku i posyłając mu pełen radości uśmiech, czasem też zerkała za siebie chcąc upewnić się, że nikt za nimi nie idzie. W końcu jednak, mimo, że zajęło to dłużej przez buty jakimi maltretowane były stopy Gryfonki, dotarli na siódme piętro. I choć na początku mogło się wydawać, że dziewczyna zaprowadzi ich do swojego dormitorium to jednak odbiła w pewnym momencie, w końcu docierając do kącika z kominkiem, gdzie niejednokrotnie zdarzało jej się przesiadywać nocami. No, przynajmniej tak długo aż pani Norris jej nie namierzała i nie biegła do Filcha.
- Może chociaż tutaj nikt nie zdecyduje się zaglądać. - gdy tylko pojawili się przy kanapie Charlotte usiadła na niej, czekając aż Giotto uczyni to samo. Gdy wreszcie zajął miejsce obok niej, dziewczyna ułożyła się wygonie, głowę kładąc na kolanach szóstoklasisty. Ułożyła się jednak na boku, tak, że wpatrywała się w tym momencie w ogień czując nawet z tej odległości ciepło jakie wydobywało się z kominka.
- Mogłabym to mieć na co dzień. - powiedziała cicho, chociaż nawet nie planowała wypowiadać tych słów. Prawda była jednak taka, że w jej wyobraźni pojawił się w tym momencie obraz ich wspólnych chwil, spokojnych jak ta, kiedy po prostu byli razem i cieszyli się z tego. Kiedy nie potrzebne było nic więcej żeby czuć, że wszystko jest na swoim miejscu.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Wto Maj 09, 2017 10:11 pm
Giotto też czuł, że mogą to być ich ostatnie wspólne chwile, jednakże aż tak pesymistyczny co do tego nie był. Miał w głowie przecież to, że jeśli na uczcie tylko wymienią kilka uśmiechów, to jednak zostanie im jeszcze chociaż wspólna podróż ekspresem odjeżdżającym ze stacji Hogsmeade. Nie wyobrażał sobie bowiem, że miałby jechać w którymkolwiek wagonie, albo przedziale bez niej - nie teraz, nie po tym co się dzisiaj wydarzyło między nimi. Swoją drogą, gdy tak szli w ciszy na górę, zrodziła się w jego głowie pewna myśl, pewna mała, ale na pewno pożądana zmiana planów. O niej jednak wspomni kiedy indziej.
Spodziewał się, że nie trafią do wieży Gryffindoru, gdyż to mogłoby być jeszcze gorsze, aniżeli siedzenie w dormitorium Slytherinu. Giotto bowiem naraził się dzisiejszego wieczoru kilku Gryfonom, no i sam fakt pobytu Ślizgona w dormitorium był odbierany tak samo negatywnie, jak w odwrotnej sytuacji. Poza tym, Gryffindor nigdy nie był równoznaczny z cichym miejscem, a takiego przecież teraz szukali, prawda?
Często bywał na wysokościach - uwielbiał wysokie punkty, obserwację z góry, nie miał przecież żadnego lęku wysokości czy innych fobii, a do nieba ciągnęło go od zawsze. Znał zatem większość fajnych balkonów czy innych miejscówek w wieżach szkoły, jednakże tutaj w kąciku zdarzało mu się bywać nieco rzadziej, o ile nie wcale. To była jedna z takich "samotni", o której wszyscy wiedzieli - dlatego zawsze ktoś tu był, a na tym mu nie zależało.
Kiedy szli tak na górę, co jakiś czas jego wzrok mimowolnie lądował na jej biodrach, które wydawały się kręcić bardzo rytmicznie. Oczywiście było to złudzenie wywołane pewnymi pragnieniami, ale nikt mu przecież nie zabroni ani patrzeć od czasu do czasu, ani tym bardziej marzyć o takich widokach.
Gdy usiedli już przy kominku, od razu wyczaił kątem oka, jak Charlotte kładzie się na jego kolana. Skwitował to małym, prawie niewidocznym uśmiechem i natychmiast przeniósł na jej głowę swoje obie ręce - jedną głaskał czubek jej głowy, drugą kręcił jeden z kosmyków jej włosów. Słysząc jej słowa, opuścił nieco głowę i spojrzał na nią, unosząc nieznacznie brwi do góry. Z chwili na chwilę jednak jego mina rzedła, aż w końcu pojawił się na niej smutek - całe szczęście, odwrócona Charlotte nie mogła tego dostrzec. Wiedział doskonale, że to tylko przyjemna wizja, ale tak naprawdę, nie może jej dać tego, czego chce. Mówił jej już o tym i właśnie między innymi takie coś miał na myśli.
Westchnął lekko, opierając głowę o oparcie kanapy i patrzył w górę, zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Po dość długiej chwili ciszy, postanowił się odezwać.
- Jeśli wrócę i dalej będziesz na mnie czekać... - zaczął nieco niespokojnie, jednakże powstrzymał się od dalszej wypowiedzi.
Westchnął ponownie i dalej kontynuował głaskanie jej oraz zabawę jej włosami, tym razem jednak była ona nieco słabsza, czuć było, że się nad czymś zastanawia. Chyba całe te uniesienia i barnabas przestawały już powoli działać, bo z całej tej magicznej chwili zostało niewiele, pojawiło się zaś znowu mnóstwo powątpiewań i czarnych myśli. I było to widać, bo już tym razem, się z tym nie krył.
Spodziewał się, że nie trafią do wieży Gryffindoru, gdyż to mogłoby być jeszcze gorsze, aniżeli siedzenie w dormitorium Slytherinu. Giotto bowiem naraził się dzisiejszego wieczoru kilku Gryfonom, no i sam fakt pobytu Ślizgona w dormitorium był odbierany tak samo negatywnie, jak w odwrotnej sytuacji. Poza tym, Gryffindor nigdy nie był równoznaczny z cichym miejscem, a takiego przecież teraz szukali, prawda?
Często bywał na wysokościach - uwielbiał wysokie punkty, obserwację z góry, nie miał przecież żadnego lęku wysokości czy innych fobii, a do nieba ciągnęło go od zawsze. Znał zatem większość fajnych balkonów czy innych miejscówek w wieżach szkoły, jednakże tutaj w kąciku zdarzało mu się bywać nieco rzadziej, o ile nie wcale. To była jedna z takich "samotni", o której wszyscy wiedzieli - dlatego zawsze ktoś tu był, a na tym mu nie zależało.
Kiedy szli tak na górę, co jakiś czas jego wzrok mimowolnie lądował na jej biodrach, które wydawały się kręcić bardzo rytmicznie. Oczywiście było to złudzenie wywołane pewnymi pragnieniami, ale nikt mu przecież nie zabroni ani patrzeć od czasu do czasu, ani tym bardziej marzyć o takich widokach.
Gdy usiedli już przy kominku, od razu wyczaił kątem oka, jak Charlotte kładzie się na jego kolana. Skwitował to małym, prawie niewidocznym uśmiechem i natychmiast przeniósł na jej głowę swoje obie ręce - jedną głaskał czubek jej głowy, drugą kręcił jeden z kosmyków jej włosów. Słysząc jej słowa, opuścił nieco głowę i spojrzał na nią, unosząc nieznacznie brwi do góry. Z chwili na chwilę jednak jego mina rzedła, aż w końcu pojawił się na niej smutek - całe szczęście, odwrócona Charlotte nie mogła tego dostrzec. Wiedział doskonale, że to tylko przyjemna wizja, ale tak naprawdę, nie może jej dać tego, czego chce. Mówił jej już o tym i właśnie między innymi takie coś miał na myśli.
Westchnął lekko, opierając głowę o oparcie kanapy i patrzył w górę, zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Po dość długiej chwili ciszy, postanowił się odezwać.
- Jeśli wrócę i dalej będziesz na mnie czekać... - zaczął nieco niespokojnie, jednakże powstrzymał się od dalszej wypowiedzi.
Westchnął ponownie i dalej kontynuował głaskanie jej oraz zabawę jej włosami, tym razem jednak była ona nieco słabsza, czuć było, że się nad czymś zastanawia. Chyba całe te uniesienia i barnabas przestawały już powoli działać, bo z całej tej magicznej chwili zostało niewiele, pojawiło się zaś znowu mnóstwo powątpiewań i czarnych myśli. I było to widać, bo już tym razem, się z tym nie krył.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Czw Maj 11, 2017 9:18 pm
Racja, wieża Gryffindoru nie należała do najspokojniejszych miejsc w szkole, nawet jeśli bal wciąż trwał to Charlotte nie byłaby zbytnio zdziwiona gdyby jakieś niedobitki z niego wciąż odczuwały klimat urządzając sobie własną zabawę w Pokoju Wspólnym. Poza tym raczej zbyt hucznie i przyjaźnie by nie przyjęli wiadomości o Ślizgonie, wrogu, w swoich szeregach. Nie, zdecydowanie zapuszczanie się w tamte rejony to nie był dobry pomysł. Kanapa była więc strzałem w dziesiątkę, tutaj, nawet jeśli ktoś się pojawi, momentalnie ulotni na nich widok i nie będzie próbował przeszkadzać. Tylko tego brakowało aby ktoś jeszcze spróbował wytrącić Giotto z równowagi dzisiejszego dnia. Gdzieś tam czaiła się w głowie Gryfonki myśl, że tym razem mogłoby się to skończyć o wiele gorzej, a tego nikt zdecydowanie nie chciał, tego ona sama zdecydowanie nie chciała.
Nie tylko Giotto lubił wyższe kondygnacje zamku, Charlotte z jej zamiłowaniem do astronomii bardzo dużo czasu spędzała wpatrując się w nocne niebo, czując jakiś dziwny spokój który ogarniał ją czy wymieniała w myślach poszczególne gwiazdy składające się na daną konstelację czy też gdy zaznaczała na mapie położenie jednej czy drugiej planety widocznej akurat na niebie. A gdy tak uspokoiła już myśli i ciało dzięki mocy wszechświata zawsze łatwiej było dziewczynie zasnąć i nie mieć złych snów. To działało jak jej osobista terapia na nieprzyjemne wydarzenia. Wszystko zazwyczaj nabierało jakiegoś sensu i pojawiał się pomysł na rozwiązywanie problemów jeśli dostatecznie długo przypatrywała się niebu.
Czując jak Giotto zaczyna bawić się jej włosami momentalnie przymknęła oczy, wzdychając przy tym ciężko. Dlaczego to wszystko musiało być tak... Skomplikowane? Starała się pojąć dlaczego chociaż raz nie mogło być dobrze, nie mogło pójść po jej myśli, dlaczego chociaż raz nie mogła być naprawdę, bezgranicznie szczęśliwa, bez obaw czających się gdzieś w głębi, budzących się zawsze i narastających kiedy była sam na sam ze sobą.
- Oczywiście, że będę czekała. Nawet całe życie. - odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Przecież obiecała mu to, a jedną z cech Gryfonki było to, że swoich obietnic dotrzymywała choćby nie wiadomo co. I tym razem nie miało być inaczej. Była pewna, że bez względu na to jak długo przyjdzie jej czekać - zrobi to. I nawet przez sekundę nie pomyśli, że powinna odpuścić.
Nie tylko Giotto lubił wyższe kondygnacje zamku, Charlotte z jej zamiłowaniem do astronomii bardzo dużo czasu spędzała wpatrując się w nocne niebo, czując jakiś dziwny spokój który ogarniał ją czy wymieniała w myślach poszczególne gwiazdy składające się na daną konstelację czy też gdy zaznaczała na mapie położenie jednej czy drugiej planety widocznej akurat na niebie. A gdy tak uspokoiła już myśli i ciało dzięki mocy wszechświata zawsze łatwiej było dziewczynie zasnąć i nie mieć złych snów. To działało jak jej osobista terapia na nieprzyjemne wydarzenia. Wszystko zazwyczaj nabierało jakiegoś sensu i pojawiał się pomysł na rozwiązywanie problemów jeśli dostatecznie długo przypatrywała się niebu.
Czując jak Giotto zaczyna bawić się jej włosami momentalnie przymknęła oczy, wzdychając przy tym ciężko. Dlaczego to wszystko musiało być tak... Skomplikowane? Starała się pojąć dlaczego chociaż raz nie mogło być dobrze, nie mogło pójść po jej myśli, dlaczego chociaż raz nie mogła być naprawdę, bezgranicznie szczęśliwa, bez obaw czających się gdzieś w głębi, budzących się zawsze i narastających kiedy była sam na sam ze sobą.
- Oczywiście, że będę czekała. Nawet całe życie. - odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Przecież obiecała mu to, a jedną z cech Gryfonki było to, że swoich obietnic dotrzymywała choćby nie wiadomo co. I tym razem nie miało być inaczej. Była pewna, że bez względu na to jak długo przyjdzie jej czekać - zrobi to. I nawet przez sekundę nie pomyśli, że powinna odpuścić.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Czw Maj 11, 2017 9:58 pm
Po tej dosyć długiej przerwie od wszelakich negatywnych uniesień, no i serii całkiem przyjemnych zdarzeń z ostatniej godziny, byłby raczej dużo bardziej tolerancyjny, aniżeli przed wyjściem z balu. Na sali był zdecydowanie w złym humorze i prawdę mówiąc, złożyło się na to wiele czynników - teraz jednak zajmując się całkowicie tylko Charlotte, potrafił z powrotem odnaleźć przyjemność z przebywania w towarzystwie kogoś. To nie było tak, że Giotto był łatwy do sprowokowania - on doskonale wiedział kiedy może sobie pozwolić na agresywniejszą reakcję, a kiedy należy się wstrzymać. Nie bez kozery jednak, tworzył wokół siebie otoczkę skurwiela, którego należało się obawiać. Czasem musiał pokazać, że to nie są tylko puste słowa i że potrafi w kogoś pocisnąć zaklęciem dosyć silnej mocy. Był oazą spokoju, ale przy tym nigdy nie dałby sobą pomiatać, a zazwyczaj Gryffindor rozumie tylko i wyłącznie język zaklęciowych inkantacji.
Jeśli chodzi o astronomię, to raczej nie był to przedmiot, który pociągał w jakiś sposób Nero - na szóstym roku nawet się go nie uczył, uznając te zajęcia za kompletnie nieprzydatne. I chyba miał racje, bo był to tylko sztuczny zapychacz godzin. Kiedy on chciał popatrzeć w gwiazdy, to po prostu szedł na błonia i kładł się gdzieś na trawie, obserwując nocne niebo. Nie było to jakieś jego ulubione zajęcie, ale czasem pomagało pozbierać myśli - analogicznie sytuacja miała się w taki sam sposób podczas obserwacji chmur w czasie dnia. Wiedział jednak, że Charlotte przepada wręcz za widokiem gwiazd - w sumie, to nawet raz czy dwa miał okazję z nią poobserwować. Chociaż w tym przypadku była to obserwacja z lektorem, za którego robiła jego ukochana.
Jak widać wysokość i ciepło dochodzące z kominka nie sprzyjało im, bowiem oboje zamiast cieszyć się sobą póki mogą, smucili się już na zapas, rozpamiętując poprzednie, mniej przyjemne rozmowy. Siłą rzeczy jednak było to coś, co naturalnie pojawiało się w głowach rozsądnych, planujących przyszłość ludzi. Mogli się kochać do szaleństwa, mogli teraz spędzać być może najlepsze wspólne chwile w swoich życiach, jednakże ciągle z tyłu głowy mieli to, że niebawem przyjdzie im się rozstać i być może nigdy więcej się nie spotkają. Wystarczył krótki spacer w poszukiwaniu miejsca do tego, by te ponure myśli przysłoniły wszystko to, co do tej pory tak fajnie się między nimi rozgrywało.
Ruchy jego dłoni nieco się spowolniły, bo ewidentnie było widać, że się zamyślił. Naprawdę ciężko było mu z myślą tego, że mocno ją zawiódł. Właśnie tego chciał uniknąć - zranienia jej i robienia złudnych nadziei. To właśnie dlatego przez te kilka lat znajomości nie zdecydował się na zbliżenie, choć tak jak sam przecież to potwierdził - myślał o tym. Wiedział, że są cele, do których musi dojść i bez tego nie będzie tak naprawdę żyć spokojnie, dlatego od samego początku sądził, że taki związek nie ma racji bytu. Jak widać jednak życie napisało im trochę inny scenariusz i dłużej nie mogli przed sobą uciekać - teraz rozstanie będzie ich boleć już tylko bardziej i to nie z dnia na dzień, a z minuty na minutę.
Jej odpowiedź nijak go pocieszyła - prawdę mówiąc, przybiła go jeszcze bardziej, wolałby chyba tego nie słyszeć. Poczucie winy wzrastało w nim coraz mocniej, a cały czas miał w głowie to, że nie da jej tego, czego chce i że tak naprawdę, może jej zepsuć część życia, jeśli spełnią się jej zapowiedzi i będzie na niego czekać. Jeśli dotychczas widziałby prawdziwą formę bogina, tak teraz jego boginem z pewnością będzie scena, w której Charlotte dowiaduje się, że Nero jednak nie wróci...
Westchnął znowu, patrząc cały czas gdzieś na sufit. Nie chciał nic mówić, cały czas myślał i to głównie o tych złych rzeczach, a jego pewność co do ich relacji, spadała z sekundy na sekundę. I chyba nawet zaczął żałować, że się tak odsłonił - szczęście zamieniło się miejscami z obawami, które towarzyszyły mu przez ostatnie kilka miesięcy. Macmillan również mogła to poczuć, bo Nero przestał się bawić już jej włosami, trzymając dłonie gdzieś sztywno położone między jej głową, a swoim ciałem.
Jeśli chodzi o astronomię, to raczej nie był to przedmiot, który pociągał w jakiś sposób Nero - na szóstym roku nawet się go nie uczył, uznając te zajęcia za kompletnie nieprzydatne. I chyba miał racje, bo był to tylko sztuczny zapychacz godzin. Kiedy on chciał popatrzeć w gwiazdy, to po prostu szedł na błonia i kładł się gdzieś na trawie, obserwując nocne niebo. Nie było to jakieś jego ulubione zajęcie, ale czasem pomagało pozbierać myśli - analogicznie sytuacja miała się w taki sam sposób podczas obserwacji chmur w czasie dnia. Wiedział jednak, że Charlotte przepada wręcz za widokiem gwiazd - w sumie, to nawet raz czy dwa miał okazję z nią poobserwować. Chociaż w tym przypadku była to obserwacja z lektorem, za którego robiła jego ukochana.
Jak widać wysokość i ciepło dochodzące z kominka nie sprzyjało im, bowiem oboje zamiast cieszyć się sobą póki mogą, smucili się już na zapas, rozpamiętując poprzednie, mniej przyjemne rozmowy. Siłą rzeczy jednak było to coś, co naturalnie pojawiało się w głowach rozsądnych, planujących przyszłość ludzi. Mogli się kochać do szaleństwa, mogli teraz spędzać być może najlepsze wspólne chwile w swoich życiach, jednakże ciągle z tyłu głowy mieli to, że niebawem przyjdzie im się rozstać i być może nigdy więcej się nie spotkają. Wystarczył krótki spacer w poszukiwaniu miejsca do tego, by te ponure myśli przysłoniły wszystko to, co do tej pory tak fajnie się między nimi rozgrywało.
Ruchy jego dłoni nieco się spowolniły, bo ewidentnie było widać, że się zamyślił. Naprawdę ciężko było mu z myślą tego, że mocno ją zawiódł. Właśnie tego chciał uniknąć - zranienia jej i robienia złudnych nadziei. To właśnie dlatego przez te kilka lat znajomości nie zdecydował się na zbliżenie, choć tak jak sam przecież to potwierdził - myślał o tym. Wiedział, że są cele, do których musi dojść i bez tego nie będzie tak naprawdę żyć spokojnie, dlatego od samego początku sądził, że taki związek nie ma racji bytu. Jak widać jednak życie napisało im trochę inny scenariusz i dłużej nie mogli przed sobą uciekać - teraz rozstanie będzie ich boleć już tylko bardziej i to nie z dnia na dzień, a z minuty na minutę.
Jej odpowiedź nijak go pocieszyła - prawdę mówiąc, przybiła go jeszcze bardziej, wolałby chyba tego nie słyszeć. Poczucie winy wzrastało w nim coraz mocniej, a cały czas miał w głowie to, że nie da jej tego, czego chce i że tak naprawdę, może jej zepsuć część życia, jeśli spełnią się jej zapowiedzi i będzie na niego czekać. Jeśli dotychczas widziałby prawdziwą formę bogina, tak teraz jego boginem z pewnością będzie scena, w której Charlotte dowiaduje się, że Nero jednak nie wróci...
Westchnął znowu, patrząc cały czas gdzieś na sufit. Nie chciał nic mówić, cały czas myślał i to głównie o tych złych rzeczach, a jego pewność co do ich relacji, spadała z sekundy na sekundę. I chyba nawet zaczął żałować, że się tak odsłonił - szczęście zamieniło się miejscami z obawami, które towarzyszyły mu przez ostatnie kilka miesięcy. Macmillan również mogła to poczuć, bo Nero przestał się bawić już jej włosami, trzymając dłonie gdzieś sztywno położone między jej głową, a swoim ciałem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach