- Prudence Grisham
Re: Kącik z komnkiem
Wto Lis 17, 2015 10:51 pm
To wcale nie jest znowu takie trudnym, jakim się wydaje. Jest na to urokliwe porównanie - jaki człowiek nie chciałby na przykład widzieć przez ściany, kiedy tego zapragnie? Dla magii nie jest to raczej kwestia problematyczna, ale na razie nikt nie pokusił się o takie działanie. Tak samo nikt tak naprawdę nie wskrzesza zmarłych, a bądźmy szczerzy - wszyscy ludzie pragnęliby albo tego pierwszego albo drugiego. To oczywiste. To coś, co powinno już dawno zaistnieć, bo jest na to zapotrzebowanie, a mimo wszystko nikomu jeszcze się nie udało. A także prawie nikt nie próbował. Dlaczego więc Prudence nie próbowała? Nigdy nie było to coś dziwnego. Nie było większej konieczności mówienia. Nauczanie owszem, ale poza tym? Tak naprawdę nie miała się do kogo odzywać. Nikt też specjalnie się nie zainteresował tym. Nikogo nie obchodzi ta jedna jedyna niemowa w zamku na tyle, by uznać ją wartą swojego czasu w celu ułatwienia jej życia.
Nigdy nie miała zewnętrznego bodźca, który dałby jej chociaż swoją obecność na jej własnej drodze prób zmiany stanu obecnego. Nigdy nie zaczęła nad tym myśleć, bo niemówienie jest dla niej tak samo normalne, jak oddychanie. Nie próbowała tego zmienić, a nauczyć się z tym żyć.
Ach te pytania retoryczne na które i tak się odpowiada!
A ty byś na moimi miejscu nie chciał? To raczej oczywiste, że pragniemy tego, czego nie mamy. Moja lista wymarzonych zmian też jest długa to zaś jest jednym z pierwszych. - Słyszeć swój własny głos... to byłoby dziwne. Dziwne, ale jakie fascynujące. Nowe doznanie, otwierające szereg nowych możliwości. Coś niebezpiecznego, jakże kuszącego.
Pomyślmy jednak, jakie cudowne musiałoby być sprawienie, by sama mu wyśpiewała to, co chce słyszeć. To dopiero osiągnięcie. Działanie na nią tak, by zaufała, polubiła i zechciała powiedzieć te wszystkie rzeczy, które tak go nurtują. Wyczynem wielkim nie jest ich wymuszenie. Chociaż... w sumie to jest, ale to raczej mało przyjemne. A ile mimo wszystko miłych chwil można mieć w czasie, gdy spróbuje się udobruchać taką istotkę. W końcu to na swój sposób urokliwa, młoda, inteligentna kobieta, która może być ciekawym towarzyszem... eee... rozmów? O ile pisanie podciągniemy pod rozmowę rzecz jasna.
Nigdy nie miała zewnętrznego bodźca, który dałby jej chociaż swoją obecność na jej własnej drodze prób zmiany stanu obecnego. Nigdy nie zaczęła nad tym myśleć, bo niemówienie jest dla niej tak samo normalne, jak oddychanie. Nie próbowała tego zmienić, a nauczyć się z tym żyć.
Ach te pytania retoryczne na które i tak się odpowiada!
A ty byś na moimi miejscu nie chciał? To raczej oczywiste, że pragniemy tego, czego nie mamy. Moja lista wymarzonych zmian też jest długa to zaś jest jednym z pierwszych. - Słyszeć swój własny głos... to byłoby dziwne. Dziwne, ale jakie fascynujące. Nowe doznanie, otwierające szereg nowych możliwości. Coś niebezpiecznego, jakże kuszącego.
Pomyślmy jednak, jakie cudowne musiałoby być sprawienie, by sama mu wyśpiewała to, co chce słyszeć. To dopiero osiągnięcie. Działanie na nią tak, by zaufała, polubiła i zechciała powiedzieć te wszystkie rzeczy, które tak go nurtują. Wyczynem wielkim nie jest ich wymuszenie. Chociaż... w sumie to jest, ale to raczej mało przyjemne. A ile mimo wszystko miłych chwil można mieć w czasie, gdy spróbuje się udobruchać taką istotkę. W końcu to na swój sposób urokliwa, młoda, inteligentna kobieta, która może być ciekawym towarzyszem... eee... rozmów? O ile pisanie podciągniemy pod rozmowę rzecz jasna.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Kącik z komnkiem
Pią Lis 20, 2015 3:43 pm
Uśmiechnął się szerzej.
Teraz to czuł. Przez brak możliwości wyczucia tonu i barwy głosu kobiety, niektóre sprawy można było odebrać na opak. Nie było to jednak ich pierwsze spotkanie i wymienili wspólnie już tyle zdań, że zdążył przyzwyczaić się do niektórych reakcji. Prudence podawała mu konkretne, spokojne i nienacechowane większymi emocjami odpowiedzi, więc ciężko było doszukiwać się gdziekolwiek sarkazmu lub ironii.
- "Gdybym był na twoim miejscu" byłbym zarazem zupełnie innym człowiekiem. Nie tak łatwo odczytać cudze pragnienia, a narzucanie się z pomocą komuś, kto, dajmy na to - traktuje coś jako nieodłączny element życia, zabezpieczenie, przypomnienie o dawnych błędach, cokolwiek... mija się z celem. - tak mało o niej wiedział, a o tak mało mógł zapytać bezpośrednio. To irytowało. Wyjątkowo brutalnie irytowało. Nie podobało mu się oczekiwanie, a jednocześnie w niewyobrażalny sposób przyciągało. - Nie zrozum mnie źle. Wyjątkowo mało o sobie wiemy, stąd zrodziło się to pytanie. Pakowanie się tam, gdzie cię nie chcą rodzi we mnie raczej przykre wspomnienia.
Odetchnął, zastanawiając się w duchu, czy nie powiedział zbyt wiele. W Hogwarcie pilnował się bardziej. Z tego powodu ukazywała się innym ta druga, o wiele bardziej zwariowana i pozytywna strona profesora, ale teraz... Dlaczego teraz właśnie tego nie robił? Przeczesał palcami włosy i odwrócił wzrok w stronę Prudence.
- Mam kilka pomysłów, koncepcji... - zaczął spokojnie, chociaż widać było, że sprawa jest dla Vakela dosyć istotna. - Jeżeli uzyskanie zdolności mówienia, lub chociaż jej substytutu jest tym, czego pragniesz najbardziej, to wierz mi lub nie, ale jestem w stanie zdobić naprawdę wiele, aby to marzenie urzeczywistnić.
Teraz to czuł. Przez brak możliwości wyczucia tonu i barwy głosu kobiety, niektóre sprawy można było odebrać na opak. Nie było to jednak ich pierwsze spotkanie i wymienili wspólnie już tyle zdań, że zdążył przyzwyczaić się do niektórych reakcji. Prudence podawała mu konkretne, spokojne i nienacechowane większymi emocjami odpowiedzi, więc ciężko było doszukiwać się gdziekolwiek sarkazmu lub ironii.
- "Gdybym był na twoim miejscu" byłbym zarazem zupełnie innym człowiekiem. Nie tak łatwo odczytać cudze pragnienia, a narzucanie się z pomocą komuś, kto, dajmy na to - traktuje coś jako nieodłączny element życia, zabezpieczenie, przypomnienie o dawnych błędach, cokolwiek... mija się z celem. - tak mało o niej wiedział, a o tak mało mógł zapytać bezpośrednio. To irytowało. Wyjątkowo brutalnie irytowało. Nie podobało mu się oczekiwanie, a jednocześnie w niewyobrażalny sposób przyciągało. - Nie zrozum mnie źle. Wyjątkowo mało o sobie wiemy, stąd zrodziło się to pytanie. Pakowanie się tam, gdzie cię nie chcą rodzi we mnie raczej przykre wspomnienia.
Odetchnął, zastanawiając się w duchu, czy nie powiedział zbyt wiele. W Hogwarcie pilnował się bardziej. Z tego powodu ukazywała się innym ta druga, o wiele bardziej zwariowana i pozytywna strona profesora, ale teraz... Dlaczego teraz właśnie tego nie robił? Przeczesał palcami włosy i odwrócił wzrok w stronę Prudence.
- Mam kilka pomysłów, koncepcji... - zaczął spokojnie, chociaż widać było, że sprawa jest dla Vakela dosyć istotna. - Jeżeli uzyskanie zdolności mówienia, lub chociaż jej substytutu jest tym, czego pragniesz najbardziej, to wierz mi lub nie, ale jestem w stanie zdobić naprawdę wiele, aby to marzenie urzeczywistnić.
- Prudence Grisham
Re: Kącik z komnkiem
Pią Lis 20, 2015 10:55 pm
To właśnie było zabezpieczenie o które zawsze chodziło. Nic nie może powiedzieć, więc nie ma być żadnego problemu ze skrywaniem się w cieniu. Niemalże idealny plan, ale niestety w życiu nie wszystko ma prawo być perfekcyjne. Nikt w tym wszystkim nie pomyślał, że może ona pragnęłaby tego mniej bezpiecznego życia. Rozmawiać, śpiewać, chwalić i ganić, karmić ironią, posiłkować się sarkazmem. Zwyczajnie i bezproblemowo.
Że chciałaby żyć naprawdę - ni mniej, ni więcej. I tak, niemówienie stało się elementem tejże egzystencji, jednakże nie prosiła się o niego. Gdyby ktoś był w stanie to zmienić to... czemu nie? Dlaczego nie miałaby pragnąć normalności? Wszyscy chcą mieć spokój. Jeśli to ma go przynieść to podpisałaby nawet pakt z diabłem, by to osiągnąć. Bo lubiła panowanie nad sytuacją. Nad niemówieniem zaś nie może. I choć może to ją narazić na wystąpienie sytuacji niepożądanych to chciała tego dla samego faktu. Nie była pewna, czy to możliwe. Ba! Wolała nie robić sobie zbyt wielu nadziei na to. Ale... cień gdzieś był i podpowiadał. Tak więc oczarowana słuchaniem, iż nieosiągalne ma nagle pojawić się w zasięgu jej dłoni, siedziała obok niego, jakby naprawdę miał jej dać co najmniej gwiazdkę z nieba.
I aż zakuło ją nieukształtowane do końca serce, które nie mogło pojąć, dlaczego ktoś, kto poświęcał jej uwagę i był miły musi posiadać przykre wspomnienia. Chcąc podnieść go na duchu dotknęła delikatnie jego dłoni. Zabawne, że nawet jej skóra zbliża się do czegokolwiek tak, jakby jej nie było. Niemal nieodczuwalne muśnięcie, przejazd kciukiem i zabrała dłoń. Nie chciała, żeby zrozumiał ją źle. Po prostu było jej dziwnie ze świadomością, że coś trudnego go spotkało. Oczywiście, że to ludzkie - wszystkich spotykają mniej radosne rzeczy. Dla niej jednak ktoś chętny do rozmowy z nią to prawie, jak anioł. Anioł, któremu przecież nic krzywdy zrobić nie może, a jednak to się działo. A nie powinno.
Dlaczego? Jaki jest powód? Nie oceniam Cię w żaden sposób, ale z zasady, kiedy ktoś robi coś miłego to oczekuje czegoś w zamian. Czego pragniesz Vakelu? - Towarzystwo kogoś, komu zależy na czymś więcej niż własna korzyść? Brzmiało jak oksymoron. Piękny.
Ale czy prawdziwy? Czy ktoś naprawdę bez niczego chce dać jej tą "gwiazdkę"?
Że chciałaby żyć naprawdę - ni mniej, ni więcej. I tak, niemówienie stało się elementem tejże egzystencji, jednakże nie prosiła się o niego. Gdyby ktoś był w stanie to zmienić to... czemu nie? Dlaczego nie miałaby pragnąć normalności? Wszyscy chcą mieć spokój. Jeśli to ma go przynieść to podpisałaby nawet pakt z diabłem, by to osiągnąć. Bo lubiła panowanie nad sytuacją. Nad niemówieniem zaś nie może. I choć może to ją narazić na wystąpienie sytuacji niepożądanych to chciała tego dla samego faktu. Nie była pewna, czy to możliwe. Ba! Wolała nie robić sobie zbyt wielu nadziei na to. Ale... cień gdzieś był i podpowiadał. Tak więc oczarowana słuchaniem, iż nieosiągalne ma nagle pojawić się w zasięgu jej dłoni, siedziała obok niego, jakby naprawdę miał jej dać co najmniej gwiazdkę z nieba.
I aż zakuło ją nieukształtowane do końca serce, które nie mogło pojąć, dlaczego ktoś, kto poświęcał jej uwagę i był miły musi posiadać przykre wspomnienia. Chcąc podnieść go na duchu dotknęła delikatnie jego dłoni. Zabawne, że nawet jej skóra zbliża się do czegokolwiek tak, jakby jej nie było. Niemal nieodczuwalne muśnięcie, przejazd kciukiem i zabrała dłoń. Nie chciała, żeby zrozumiał ją źle. Po prostu było jej dziwnie ze świadomością, że coś trudnego go spotkało. Oczywiście, że to ludzkie - wszystkich spotykają mniej radosne rzeczy. Dla niej jednak ktoś chętny do rozmowy z nią to prawie, jak anioł. Anioł, któremu przecież nic krzywdy zrobić nie może, a jednak to się działo. A nie powinno.
Dlaczego? Jaki jest powód? Nie oceniam Cię w żaden sposób, ale z zasady, kiedy ktoś robi coś miłego to oczekuje czegoś w zamian. Czego pragniesz Vakelu? - Towarzystwo kogoś, komu zależy na czymś więcej niż własna korzyść? Brzmiało jak oksymoron. Piękny.
Ale czy prawdziwy? Czy ktoś naprawdę bez niczego chce dać jej tą "gwiazdkę"?
- Vakel B. Bułhakow
Re: Kącik z komnkiem
Nie Lis 22, 2015 1:50 pm
Jej ostrożność i niepewność były w takiej sytuacji wręcz wskazane. Któż normalny nie spodziewałby się interesowności w tak bezpośredniej ofercie pomocy, skoro najwyraźniej nie znalazł się dotychczas w otoczeniu kobiety człowiek chętny do utworzenia dłuższej relacji? Bułhakow uśmiechnął się więc delikatnie na samą myśl, jak bardzo igrał teraz z ogniem. Cicha niemowa, która obserwowała wszystko z boku, uważająca, że dzieli się wyjątkowymi spostrzeżeniami dotyczącymi natury ludzkiej, chociaż nie odbiegało to wcale od szeroko przyjętych norm. Mogła okazać się przydatna, wyjątkowo przydatna i nawet nie poczuć, że opowiada się swoimi czynami za którąkolwiek ze stron. Zabawne, przeszło przez jego myśl, kiedy tak niewinnie przejechała kciukiem po skórze śmierciożercy, jakby faktycznie chciała go tym wesprzeć. To nie było to. To nie było dla niego wystarczające. Ujął dłoń kobiety w swoją i przysunął do swoich ust, by delikatnie pochylając się - musnąć ustami zewnętrzną stronę.
- Ciebie. - powiedział wprost, puszczając ją. - Twojego towarzystwa, zainteresowania. Nic, czego, pozwól, że ośmielę się stwierdzić - jeszcze nie posiadam. Czasami potrzebuję zająć czymś głowę. Jakiejś sprawy do rozwiązania, wyzwania. Ciężko mi stwierdzić ile to zajmie, jaki będzie tego efekt... Życie lubi robić nam niespodzianki.
Tak tak, tysiące lat i wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Tylko, że Vakel ich ani nie potrzebował, ani nie sądził, aby Prudence była w stanie mu cokolwiek materialnego zaoferować. Chyba, że poza pensją nauczycielską zarabiała coś na boku. Ewentualnie posiadała bogatego tatusia.
Tak, Vakel sądził, że Prudence spłaci mu ewentualny dług w naturze.
- Ciebie. - powiedział wprost, puszczając ją. - Twojego towarzystwa, zainteresowania. Nic, czego, pozwól, że ośmielę się stwierdzić - jeszcze nie posiadam. Czasami potrzebuję zająć czymś głowę. Jakiejś sprawy do rozwiązania, wyzwania. Ciężko mi stwierdzić ile to zajmie, jaki będzie tego efekt... Życie lubi robić nam niespodzianki.
Tak tak, tysiące lat i wszystko kręciło się wokół pieniędzy. Tylko, że Vakel ich ani nie potrzebował, ani nie sądził, aby Prudence była w stanie mu cokolwiek materialnego zaoferować. Chyba, że poza pensją nauczycielską zarabiała coś na boku. Ewentualnie posiadała bogatego tatusia.
Tak, Vakel sądził, że Prudence spłaci mu ewentualny dług w naturze.
- Prudence Grisham
Re: Kącik z komnkiem
Nie Lis 22, 2015 2:36 pm
Nikt nigdy nie widział potrzeby. Niemowa choć urokliwa w jakimś sensie wciąż pozostaje tylko cieniem człowieka. Wszyscy założyli, że nie da się nic zrobić z jej kalectwem. Nikomu też nie przyszło do głowy, by spędzać z nią więcej czasu, bo jej towarzystwo jest zwyczajnie nużące dla większości ludzi. Ciągłe karteczki na których słowo często doprowadzają do towarzyskiej wtopy przez niezrozumienie irytują społeczeństwo, gdyż nie jest zjawisko codziennie. Odizolowana kobieta, która ani słowa do nas nie powie, która nie ma towarzyskiego obycia. Jakby urwana z innego świata. I mimo wszystko jej zrozumienie dla względnego zła nie byłoby dobrze przyjęte. Ci, którzy sami widzą ich szarość z pewnością przyjęliby do siebie to, ale reszta? Wszyscy "prawi i przykładni"? Oni zabijają, sami zabijanie tępiąc. Hipokryzja się szerzy i jakimś cudem większości odpowiada. Zaś inność? Inność to margines tej kartki na który nikt nie patrzy. To, co jest za linią mało kogo obchodzi, jeśli w ogóle kogokolwiek.
Wydajesz się być całkiem miłą niespodzianką od życia. Mogłoby się wydawać, że nawet zbyt ładną - Naskrobała to po dłuższej chwili. Uśmiechała się głupia, jakby co najmniej ktoś poinformował ją, że spełniły się jej wszystkie marzenia, a nie że jeden człowiek po prostu stwierdził, że ma ochotę z nią trochę dłużej posiedzieć. Jak tu się jednak nie cieszyć? Nawet jeśli czegoś chciał to... na jeden moment warto widzieć świat w jakimś ciepłym kolorze. Zapisek więc po chwili, gdy zebrała myśli został stworzony.
Bo choć było to oszałamiająco dobre to sprawiało to równocześnie podejrzane wrażenie. Pięknie tajemnice. Bo po co niby jemu jej towarzystwo? Wyzwań szukać można w towarzystwie wszystkich ludzi, niekoniecznie kogoś takiego, jak Prue. Mógł siedzieć z jakąś rozgadaną i zabawną kobietą w dodatku wyjątkowo piękną, a co ma teraz? Milczące, nieporadne, zwyczajne dziewczę. Choć nie da się ukryć, że miała się czym odpłacić i to wcale nie musi być majątek. To gra nieco w ciemno, ale... bardzo korzystna. Jeśli się powiedzie. Większość miał już w garści. Mało kto przystaje przy jakiejś tam bladej nauczycielce, a on to zrobił. Sama wdzięczność nakazywałaby co najmniej uprzejmość wobec niego. Gdyby złapać całego ptaszka to już w ogóle można by było mieć sporo, skoro po dwóch spotkaniach ma się taki kawałek.
Wydajesz się być całkiem miłą niespodzianką od życia. Mogłoby się wydawać, że nawet zbyt ładną - Naskrobała to po dłuższej chwili. Uśmiechała się głupia, jakby co najmniej ktoś poinformował ją, że spełniły się jej wszystkie marzenia, a nie że jeden człowiek po prostu stwierdził, że ma ochotę z nią trochę dłużej posiedzieć. Jak tu się jednak nie cieszyć? Nawet jeśli czegoś chciał to... na jeden moment warto widzieć świat w jakimś ciepłym kolorze. Zapisek więc po chwili, gdy zebrała myśli został stworzony.
Bo choć było to oszałamiająco dobre to sprawiało to równocześnie podejrzane wrażenie. Pięknie tajemnice. Bo po co niby jemu jej towarzystwo? Wyzwań szukać można w towarzystwie wszystkich ludzi, niekoniecznie kogoś takiego, jak Prue. Mógł siedzieć z jakąś rozgadaną i zabawną kobietą w dodatku wyjątkowo piękną, a co ma teraz? Milczące, nieporadne, zwyczajne dziewczę. Choć nie da się ukryć, że miała się czym odpłacić i to wcale nie musi być majątek. To gra nieco w ciemno, ale... bardzo korzystna. Jeśli się powiedzie. Większość miał już w garści. Mało kto przystaje przy jakiejś tam bladej nauczycielce, a on to zrobił. Sama wdzięczność nakazywałaby co najmniej uprzejmość wobec niego. Gdyby złapać całego ptaszka to już w ogóle można by było mieć sporo, skoro po dwóch spotkaniach ma się taki kawałek.
- Mistrz Gry
Re: Kącik z komnkiem
Wto Gru 15, 2015 6:50 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Vakelem a Prudence z powodu nieobecności Vakela na czas nieokreślony.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Pon Gru 28, 2015 2:13 pm
Nadszedł czas, by porozmawiał sobie z Lily. Brakowało mu rozmów z nią, wspólnej nauki i chichotów czy choćby wspólnego niezrozumienia co jest fascynującego w Quidditchu. Ostatnio mijali się na korytarz, każde podążają za swoimi sprawami, a na dodatek odkrył ostatnio na lekcji numerologii, że Ruda podejrzewa go chyba o jakiś tajemniczy romans. Romans? On? On ledwie nadaje się do bycia z kimś związanym, a co dopiero do zdradzania swojej dziewczyny, która przy okazji dziwnym trafem, zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Nie widział jej już długo i tęsknił za nią, ale i także niepokoił. Liczył, że Evansówna wie coś na ten temat, w końcu były przyjaciółkami i przyszłymi szwagierkami. Wysłał Lilce krótki list z informacją, że będzie na nią czekał przy kominku na siódmym piętrze, gdzie spokojnie porozmawiają i wyjaśnią sobie nieporozumienia. On też miał jej wiele do powiedzenia i zapytania, bo nie podobało mu się to, że znowu zaczęła utrzymywać kontakt z tym Ślizgonem...
- Lily Evans
Re: Kącik z komnkiem
Pią Sty 01, 2016 5:08 am
// Pozwolę sobie przypisać sesję jakoś przed wypadem do Hogsmeade, jako że miało tam miejsce kilka tragicznych wydarzeń w tym śmierć Erin o której przecież się dowiedzą w odpowiednim czasie.
Który to był dzień? Który miesiąc? Już sama się gubiła! Z całą pewnością był to już gdzieś koniec... kwietnia. Sądząc po obecnej sytuacji pogodowej to nie mogła się mylić. Powtórki i czas, który tak radykalnie przyspieszał do przodu i przybliżał ją do OWUTEMÓW... to wszystko dawało jej gwarancję, że przecież to niemożliwe, by był już maj.
Od jakiegoś czasu unikała Pottera jak ognia i jak się przy tym złożyło również i resztę Huncwotów, no może z wyjątkiem Petera, ale to było tylko raz, bo akurat oboje przypadkowo spotkali się w bibliotece. Musiała jednak przyznać, że od dobrych kilku tygodni nie miała szansy porozmawiać i spędzić kilka chwil w towarzystwie Remusa, co przyczyniało się do tego, że rudowłosa czuła się nieswojo. O ile naprawdę dobrze zaczęła się dogadywać z Severusem z którym był to największy problem od V roku, o tyle z Lupinem, z drugim ważnym dla niej przyjacielem, zaczęła się oddalać. Najpierw wynikła ta niezręczna sytuacja podczas Dnia Kobiet, kiedy to wraz z Potterem postanowili wręczyć jej i Erin kwiaty, potem jej skupienie się na Jamesie, a jego na jednej z jej najlepszych przyjaciółek, a na sam koniec ta niecodzienna sytuacja z zdecydowanie młodszą Krukonką. Lily już sama miała mętlik w głowie i nie wiedziała jak ma to odbierać. Teoretycznie nie powinna się do tego mieszać, no ale w końcu Remus był jej przyjacielem i to wszystko zdawało się być takie... takie skomplikowane! Więc to nic dziwnego, że była taka sfrustrowana, prawda? Prawda?!
Problemy osób dla niej bliskich odbijały się na niej samej; od jakiegoś czasu ciągle miała worki pod oczami, kilka pojedynczych kosmyków nie chciało się podporządkować, a krawat Gryffindoru wraz z odznaką Prefekta, był nierówny. Zapewne gdyby Evans dowiedziała się jakie to myśli są w głowie Remusa to oberwałby od niej przynajmniej "Skróconą Historią Magii". Z całą pewnością na ten moment nie była z Jamesem Potterem, a co tu dopiero mówić o ślubie!
Kiedy wychodziła z biblioteki, znalazła ją sowa, która miała ze sobą list od Lupina. Dziewczyna rozwinęła pergamin zaskoczona, po czym uśmiechnęła się delikatnie do siebie, gdy rozpoznała pismo Remusa. Przy nieporozumieniach prychnęła cicho rozbawiona, schowała list do kieszeni szaty i niezwłocznie udała się na VII piętro. Poprawiła jeszcze swój kucyk a także odznakę, zanim wyszła zza zakrętu i znalazła się w kąciku z kominkiem. Zielone oczy zarejestrowały wesoło trzaskający ogień, który od razu zadziałał na nią uspokajająco, a następnie zostały skierowane w stronę chłopaka, który już zdążył zająć miejsce na kanapie, która stała tyłem do niej. Dziewczyna najciszej jak tylko mogła podeszła do mebla, oparła się o oparcie i zasłoniła oczy Remusowi, co mimowolnie przypomniało jej o tym, co jakiś czas temu miało miejsce przy Pokoju Życzeń z Potterem. Szybko jednak pozbyła się tych myśli ze swojej rudej głowy i odezwała się rozbawiona.
- Knut za Twoje myśli.
Który to był dzień? Który miesiąc? Już sama się gubiła! Z całą pewnością był to już gdzieś koniec... kwietnia. Sądząc po obecnej sytuacji pogodowej to nie mogła się mylić. Powtórki i czas, który tak radykalnie przyspieszał do przodu i przybliżał ją do OWUTEMÓW... to wszystko dawało jej gwarancję, że przecież to niemożliwe, by był już maj.
Od jakiegoś czasu unikała Pottera jak ognia i jak się przy tym złożyło również i resztę Huncwotów, no może z wyjątkiem Petera, ale to było tylko raz, bo akurat oboje przypadkowo spotkali się w bibliotece. Musiała jednak przyznać, że od dobrych kilku tygodni nie miała szansy porozmawiać i spędzić kilka chwil w towarzystwie Remusa, co przyczyniało się do tego, że rudowłosa czuła się nieswojo. O ile naprawdę dobrze zaczęła się dogadywać z Severusem z którym był to największy problem od V roku, o tyle z Lupinem, z drugim ważnym dla niej przyjacielem, zaczęła się oddalać. Najpierw wynikła ta niezręczna sytuacja podczas Dnia Kobiet, kiedy to wraz z Potterem postanowili wręczyć jej i Erin kwiaty, potem jej skupienie się na Jamesie, a jego na jednej z jej najlepszych przyjaciółek, a na sam koniec ta niecodzienna sytuacja z zdecydowanie młodszą Krukonką. Lily już sama miała mętlik w głowie i nie wiedziała jak ma to odbierać. Teoretycznie nie powinna się do tego mieszać, no ale w końcu Remus był jej przyjacielem i to wszystko zdawało się być takie... takie skomplikowane! Więc to nic dziwnego, że była taka sfrustrowana, prawda? Prawda?!
Problemy osób dla niej bliskich odbijały się na niej samej; od jakiegoś czasu ciągle miała worki pod oczami, kilka pojedynczych kosmyków nie chciało się podporządkować, a krawat Gryffindoru wraz z odznaką Prefekta, był nierówny. Zapewne gdyby Evans dowiedziała się jakie to myśli są w głowie Remusa to oberwałby od niej przynajmniej "Skróconą Historią Magii". Z całą pewnością na ten moment nie była z Jamesem Potterem, a co tu dopiero mówić o ślubie!
Kiedy wychodziła z biblioteki, znalazła ją sowa, która miała ze sobą list od Lupina. Dziewczyna rozwinęła pergamin zaskoczona, po czym uśmiechnęła się delikatnie do siebie, gdy rozpoznała pismo Remusa. Przy nieporozumieniach prychnęła cicho rozbawiona, schowała list do kieszeni szaty i niezwłocznie udała się na VII piętro. Poprawiła jeszcze swój kucyk a także odznakę, zanim wyszła zza zakrętu i znalazła się w kąciku z kominkiem. Zielone oczy zarejestrowały wesoło trzaskający ogień, który od razu zadziałał na nią uspokajająco, a następnie zostały skierowane w stronę chłopaka, który już zdążył zająć miejsce na kanapie, która stała tyłem do niej. Dziewczyna najciszej jak tylko mogła podeszła do mebla, oparła się o oparcie i zasłoniła oczy Remusowi, co mimowolnie przypomniało jej o tym, co jakiś czas temu miało miejsce przy Pokoju Życzeń z Potterem. Szybko jednak pozbyła się tych myśli ze swojej rudej głowy i odezwała się rozbawiona.
- Knut za Twoje myśli.
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Pią Sty 01, 2016 12:43 pm
/ Jasne, że tak. Nie wiadomo co się jeszcze tam wydarzy (przynajmniej ja nie wiem xD) więc lepiej jeśli będzie to przed Hosg, bo potem będzie przecież wiele smutku i łez.
Zastanawiał się co zaczęło się z nim dziać. Zamiast siedzieć z nosem w książkach i notatkach powtarzając cały siedmioletni materiał i zaklęcia na egzaminy końcowe, on lamentował co się stało z ich nierozłączną od pięciu lat paczką. Dziwne, że kiedyś gdy mogli rozmawiać ze sobą godzinami teraz nagle unikało jedne drugiego. James, który przecież tak biegał za Lily teraz nagle się od siebie oddalają, Peter, omijający ich łukiem i szukający towarzyszy gdzie indziej... Nie, to wszystko jest bardzo dziwne i niepokojące. Nie chciał, by wieloletnia przyjaźń zakończyła się w tak głupi sposób: przez brak kontaktu. Miał nadzieję, że reszta myśli chociaż tak jak on i pragnie tego samego. By dalej, kiedy już opuszczą te hogwardzkie mury spotykać się i opowiadać o swoich problemach czy radościach. Jasne, że nie beztrosko zważywszy na to co dzieje się na zewnątrz, poza szkołą, ale jednak starając się za bardzo o tym nie myśleć, a przede wszystkim - nie tylko o tym. Tak wiele chyba nie wymaga, co?
Zapatrzył się w trzaskający ogień, zastanawiając się czy znajdzie chociaż dla niego czas. W sumie nie odpisała, że go nie ma, więc na pewno przyjdzie. Płomienie tańczyły wesoło, czas nieubłaganie płynął, gdy nagle poczuł jak ktoś przesłania mu oczy. Podskoczył przestraszony tym nagłym brakiem widoczności, ale rozpoznał osobę, która to zrobiła po delikatnym i dźwięcznym głosie.
- Tylko knut? - odezwał się, starając się, by jego głos zabrzmiał jak rozczarowany. - Są warte co najmniej jednego galeona - dodał rozbawiony.
Zastanawiał się co zaczęło się z nim dziać. Zamiast siedzieć z nosem w książkach i notatkach powtarzając cały siedmioletni materiał i zaklęcia na egzaminy końcowe, on lamentował co się stało z ich nierozłączną od pięciu lat paczką. Dziwne, że kiedyś gdy mogli rozmawiać ze sobą godzinami teraz nagle unikało jedne drugiego. James, który przecież tak biegał za Lily teraz nagle się od siebie oddalają, Peter, omijający ich łukiem i szukający towarzyszy gdzie indziej... Nie, to wszystko jest bardzo dziwne i niepokojące. Nie chciał, by wieloletnia przyjaźń zakończyła się w tak głupi sposób: przez brak kontaktu. Miał nadzieję, że reszta myśli chociaż tak jak on i pragnie tego samego. By dalej, kiedy już opuszczą te hogwardzkie mury spotykać się i opowiadać o swoich problemach czy radościach. Jasne, że nie beztrosko zważywszy na to co dzieje się na zewnątrz, poza szkołą, ale jednak starając się za bardzo o tym nie myśleć, a przede wszystkim - nie tylko o tym. Tak wiele chyba nie wymaga, co?
Zapatrzył się w trzaskający ogień, zastanawiając się czy znajdzie chociaż dla niego czas. W sumie nie odpisała, że go nie ma, więc na pewno przyjdzie. Płomienie tańczyły wesoło, czas nieubłaganie płynął, gdy nagle poczuł jak ktoś przesłania mu oczy. Podskoczył przestraszony tym nagłym brakiem widoczności, ale rozpoznał osobę, która to zrobiła po delikatnym i dźwięcznym głosie.
- Tylko knut? - odezwał się, starając się, by jego głos zabrzmiał jak rozczarowany. - Są warte co najmniej jednego galeona - dodał rozbawiony.
- Lily Evans
Re: Kącik z komnkiem
Czw Sty 07, 2016 4:03 am
Zamiast lamentować, rozpaczać i ciągle rozmyślać nad tym, co się stało z Huncwotami - i nie tylko zresztą z nimi, powinni coś z tym zrobić. Sama Lily chciałaby wiedzieć jaki plan byłby na tyle skuteczny by przywrócić te wszystkie beztroskie dni. Teraz, co prawda było ciężko z powodu nadciągającej burzy w świecie magicznym - od jakiegoś czasu można było zaobserwować niepokojące znaki, które świadczyły o jej nadejściu - ale to wszak nie oznaczało, że mieli się poddawać. Evans nie zamierzała odpuścić. Przynajmniej ta czwórka powinna się ponownie zgrać jeszcze przed końcem szkolnego roku! Bez widoku ich razem było jej ciężej; czuła się jakby to była jej wina. I jej egoizmu, który doprowadził do tego, że zarówno ona jak i James tkwili w jakieś grze. Grze, która wciągnęła ich wszystkich. To już nie była niewinna zabawa, ani też nawet nie te ciężkie, nieskładne chwile, które potem rodziły kłótnie. Obecna sytuacja przypominała bardziej rozgrzany do czerwoności kociołek, który w każdej chwili może wybuchnąć.
Dlatego najpierw ta krótka rozmowa z Peterem w bibliotece a potem list, który otrzymała od Remusa, tchnęły w nią nową dawkę nadziei i otuchy. W tym roku naprawdę dużo się działo i sama już nie widziała, skąd ma brać na to wszystko siłę. Dobrze, że przynajmniej na jej dyżurach zrobiło się spokojniej.
Stała więc za Lupinem, czekając na jego odpowiedź i uśmiechając się z rozbawieniem, kiedy ten podskoczył w miejscu. Naprawdę brakowało jej towarzystwa drugiego prefekta Gryffindoru. Był nawet czas, że miała do niego trochę żalu - ten jednak szybko ją opuścił. Przesunęła swoją rudą głowę nieco do przodu, aż w końcu jej podbródek dotknął jego ramienia a usta znalazły się w mniejszej odległości od nieco zakrzywionego, lunatykowego ucha.
- Wydajesz się być tego zatrważająco pewny, Remusie Lupin - oparła, niemalże przewracając oczami, jednakże w jej głosie nadal brzęczało rozbawienie. Po chwili cofnęła swoje drobne dłonie i przewiesiła je prze oparcie po obu stronach chłopaka, nadal nie mając zamiaru cofnąć głowy. - O czym więc myślałeś?
Dlatego najpierw ta krótka rozmowa z Peterem w bibliotece a potem list, który otrzymała od Remusa, tchnęły w nią nową dawkę nadziei i otuchy. W tym roku naprawdę dużo się działo i sama już nie widziała, skąd ma brać na to wszystko siłę. Dobrze, że przynajmniej na jej dyżurach zrobiło się spokojniej.
Stała więc za Lupinem, czekając na jego odpowiedź i uśmiechając się z rozbawieniem, kiedy ten podskoczył w miejscu. Naprawdę brakowało jej towarzystwa drugiego prefekta Gryffindoru. Był nawet czas, że miała do niego trochę żalu - ten jednak szybko ją opuścił. Przesunęła swoją rudą głowę nieco do przodu, aż w końcu jej podbródek dotknął jego ramienia a usta znalazły się w mniejszej odległości od nieco zakrzywionego, lunatykowego ucha.
- Wydajesz się być tego zatrważająco pewny, Remusie Lupin - oparła, niemalże przewracając oczami, jednakże w jej głosie nadal brzęczało rozbawienie. Po chwili cofnęła swoje drobne dłonie i przewiesiła je prze oparcie po obu stronach chłopaka, nadal nie mając zamiaru cofnąć głowy. - O czym więc myślałeś?
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Wto Sty 12, 2016 3:33 pm
Zastanawiał się od czego zacząć w pierwszej kolejności. Co najbardziej go niepokoiło? Rozpad ich przyjaźni, podejrzenia o jego domniemany romans czy jej odnowione kontakty ze Snape'em? Osobiście wolałby poruszyć wszystkie trzy od razu, by zaoszczędzić na czasie, jednak wiedział, że najlepiej będzie po kolei. Wtedy nic nie zostanie przeoczone. Zamierzał wydusić z niej prawdę choć miałby ją ciągnąć za język. Zdecydował się zacząć od tego co niepokoiło go najbardziej. Na własnej skórze przekonał się, że problemy winno się rozwiązywać od razu, a nie czekać na ostatnią chwilę, aby rosły do niewyobrażalnych rozmiarów. Fakt, że Lily znalazła czas i ochotę na to, by z nim porozmawiać już nieco poprawił mu humor, ale bał się, że zbyt szybko pryśnie.
- Lily, Lily, Lily. Znasz mnie na tyle długo i dobrze, że powinnaś już wiedzieć, iż nigdy nie wypowiadam głośno słów, których NIE JESTEM pewny - powiedział spokojnie, hamując się by nie wybuchnąć nagłym śmiechem. - O czym myślałem, hm... - udał zastanowienie. - O wielu rzeczach. Naszej przyjaźni, tego co będzie z nami wszystkimi po szkole, o tym się dzieje na świecie... a i o Tobie, panno Evans. Tobie i pewnym Ślizgonie z długim, zakrzywionym nosem. Mówi Ci to coś? Pewnie to nie moja sprawa, ale najwidoczniej zapomniałaś jak Cię nazwał... jak nazywa każdego, który ma rodziców mugoli - spoważniał, mówiąc to zdanie. Nie chciał wcinać nosa w nie swoje sprawy, ale musiał się dowiedzieć co jest grane. nie chciał, aby jego najlepsza przyjaciółka znowu cierpiała przez jakiegoś gnojojada.
- Lily, Lily, Lily. Znasz mnie na tyle długo i dobrze, że powinnaś już wiedzieć, iż nigdy nie wypowiadam głośno słów, których NIE JESTEM pewny - powiedział spokojnie, hamując się by nie wybuchnąć nagłym śmiechem. - O czym myślałem, hm... - udał zastanowienie. - O wielu rzeczach. Naszej przyjaźni, tego co będzie z nami wszystkimi po szkole, o tym się dzieje na świecie... a i o Tobie, panno Evans. Tobie i pewnym Ślizgonie z długim, zakrzywionym nosem. Mówi Ci to coś? Pewnie to nie moja sprawa, ale najwidoczniej zapomniałaś jak Cię nazwał... jak nazywa każdego, który ma rodziców mugoli - spoważniał, mówiąc to zdanie. Nie chciał wcinać nosa w nie swoje sprawy, ale musiał się dowiedzieć co jest grane. nie chciał, aby jego najlepsza przyjaciółka znowu cierpiała przez jakiegoś gnojojada.
- Lily Evans
Re: Kącik z komnkiem
Sob Sty 23, 2016 4:23 pm
// Słaby ze mnie ludź ;.; Tyle musiałeś czekać, przepraszam! :<
Ach te niepokoje! Zupełnie nie chciały dać im odpocząć, wracając do nich, co jakiś czas, jakby uważały, że co za dużo swobodnych myśli to niezdrowo. Rudowłosa miała naprawdę, ale to naprawdę wielką nadzieję, że wszystko się ułoży tak jak powinno. W końcu chciała, żeby po szkole zdarzały się dni, kiedy wszyscy będą mogli się razem spotkać i stworzyć kolejne, wspaniałe wspomnienia, które potem na starość będą mogli wspominać ze śmiechem i wzruszeniem. Na starość, gdzie nie będzie już miejsca na żadne wojny, troski i martwienie się o to, czy nastanie kolejny dzień. Również jednak po jej odrobinę niepokornej głowie chodziły rzeczy z którymi koniecznie chciała się z nim podzielić i otrzymać upragnione odpowiedzi. Wszak pomimo tego, że byli sobie tak bliscy to nie potrafili wzajemnie czytać sobie w myślach, chociaż i tak Lily było łatwiej rozgryźć Remusa niżeli takiego nieodpowiedzialnego, dziecinnego Pottera. Pogoda niezbyt sprzyjała, kwiecień obfitował w różne zawirowania, jakby starając się im wszystkim przekazać, że zbyt dodatnia temperatura z dodatkiem słońca zbytnio by ich kusiła i odciągała od ich powinności. Patrząc na to z tej perspektywy, Evansówna była niebywale wdzięczna za to, że aż nadto to ją nie rozpraszało, chociaż pewnie wtedy po prostu powtarzałaby materiał nad brzegiem jeziora, zanurzając nagie stopy w zielonej, soczystej trawie. Na samą myśl poczuła dziwną tęsknotę, tym bardziej, że zazwyczaj przed egzaminami na koniec roku robiła tak z Erin i z Dorcas. A teraz? Jedna rzuciła szkołę z powodu problemów rodzinnych, a druga zaczęła ją unikać. Zupełnie nie rozumiała tych zmian. Lily również towarzyszył dobry humor i nawet grzywka, którą zazwyczaj zaczesywała na bok, a która właśnie postanowiła zepsuć jej perfekcyjnie schludny wygląd, przesuwając się na środek, nie była w stanie tego zmienić. A mogła dzisiaj jednak użyć chusty!
- No nie wiem, nie wiem, nawet Tobie zdarza się nieraz mylić - odparła zaczepnie, po czym wybuchnęła krótkim śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Uderzyła lekko policzkiem o jego policzek i po jego wypowiedzi, nieco spoważniała, postanawiając się jednak wycofać i zwyczajnie zająć miejsce tuż obok Gryfona na kanapie. Założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc z determinacją przed siebie. Nie wiedziała do końca, co ma odpowiedzieć, czy ma się na niego zezłościć, czy też raczej wytłumaczyć mu tak, że się myli, że to nie do końca tak...
Westchnęła ciężko i zielone oczy utknęły w radośnie trzaskającym kominku.
- Nie wiem. Zupełnie nie wiem, co będzie z nami po szkole, Remusie. Też się tego boję, naprawdę. Tyle rzeczy się zmieniło, tyle niedobrych sytuacji miało miejsce w szkole i ogólnie na świecie... ale czy nie powinniśmy mimo wszystko patrzeć na przyszłość choć trochę optymistycznie? Chociaż jesteśmy młodzi to czy nie mamy szansy by jednak spróbować coś zmienić? I przecież nie musimy dopuszczać do tego, żeby każdy z nas się rozdzielił. Musimy być dobrej myśli. Po prostu musimy uwierzyć - odpowiedziała na pierwszą część jego wypowiedzi i uśmiechnęła się nikle do swoich własnych myśli, które krążyły wokół nich wszystkich. Następnie wzięła głębszy wdech i bardzo powoli wypuściła powietrze ze swoich płuc, zyskując odrobinę więcej czasu na znalezienie odpowiednich słów. - On ma imię, Remusie. Wiem, że Wasza czwórka tego nie rozumie i nie akceptuje, ale to mimo wszystko mój przyjaciel. Przyjaźniliśmy się od dziecka, to właśnie on opowiedział mi o świecie magii, troszczył się o mnie, był moim oparciem, gdy nie znałam Was jeszcze zbyt dobrze, a Potter sprawiał, że traciłam chęci do wszystkiego. To właśnie wtedy Severus poprawiał mi humor. Każdy popełnia błąd, a jemu naprawdę jest przykro. Naprawdę tego żałuje... Ja... Ja nie chcę by nasza przyjaźń skończyła się w taki sposób - ostatnie zdanie wręcz wyszeptała, podciągając kolana pod brodę. Sama nie do końca rozumiała tego, co właśnie czuje. - Myślę, że on nie chce już taki być. Nie chce być taki jak... oni. Jak jestem z nim to mogę to wyczuć, wiesz? To znaczy tak mi się wydaje - dodała zakłopotana, starając się nie wracać do tego, co było w labiryncie, gdzie Severus powiedział jej o swoich uczuciach. To byłoby zupełnie nie na miejscu.
- Nie uważasz, że to nie w porządku nie dawać mu szansy?
Ach te niepokoje! Zupełnie nie chciały dać im odpocząć, wracając do nich, co jakiś czas, jakby uważały, że co za dużo swobodnych myśli to niezdrowo. Rudowłosa miała naprawdę, ale to naprawdę wielką nadzieję, że wszystko się ułoży tak jak powinno. W końcu chciała, żeby po szkole zdarzały się dni, kiedy wszyscy będą mogli się razem spotkać i stworzyć kolejne, wspaniałe wspomnienia, które potem na starość będą mogli wspominać ze śmiechem i wzruszeniem. Na starość, gdzie nie będzie już miejsca na żadne wojny, troski i martwienie się o to, czy nastanie kolejny dzień. Również jednak po jej odrobinę niepokornej głowie chodziły rzeczy z którymi koniecznie chciała się z nim podzielić i otrzymać upragnione odpowiedzi. Wszak pomimo tego, że byli sobie tak bliscy to nie potrafili wzajemnie czytać sobie w myślach, chociaż i tak Lily było łatwiej rozgryźć Remusa niżeli takiego nieodpowiedzialnego, dziecinnego Pottera. Pogoda niezbyt sprzyjała, kwiecień obfitował w różne zawirowania, jakby starając się im wszystkim przekazać, że zbyt dodatnia temperatura z dodatkiem słońca zbytnio by ich kusiła i odciągała od ich powinności. Patrząc na to z tej perspektywy, Evansówna była niebywale wdzięczna za to, że aż nadto to ją nie rozpraszało, chociaż pewnie wtedy po prostu powtarzałaby materiał nad brzegiem jeziora, zanurzając nagie stopy w zielonej, soczystej trawie. Na samą myśl poczuła dziwną tęsknotę, tym bardziej, że zazwyczaj przed egzaminami na koniec roku robiła tak z Erin i z Dorcas. A teraz? Jedna rzuciła szkołę z powodu problemów rodzinnych, a druga zaczęła ją unikać. Zupełnie nie rozumiała tych zmian. Lily również towarzyszył dobry humor i nawet grzywka, którą zazwyczaj zaczesywała na bok, a która właśnie postanowiła zepsuć jej perfekcyjnie schludny wygląd, przesuwając się na środek, nie była w stanie tego zmienić. A mogła dzisiaj jednak użyć chusty!
- No nie wiem, nie wiem, nawet Tobie zdarza się nieraz mylić - odparła zaczepnie, po czym wybuchnęła krótkim śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Uderzyła lekko policzkiem o jego policzek i po jego wypowiedzi, nieco spoważniała, postanawiając się jednak wycofać i zwyczajnie zająć miejsce tuż obok Gryfona na kanapie. Założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, patrząc z determinacją przed siebie. Nie wiedziała do końca, co ma odpowiedzieć, czy ma się na niego zezłościć, czy też raczej wytłumaczyć mu tak, że się myli, że to nie do końca tak...
Westchnęła ciężko i zielone oczy utknęły w radośnie trzaskającym kominku.
- Nie wiem. Zupełnie nie wiem, co będzie z nami po szkole, Remusie. Też się tego boję, naprawdę. Tyle rzeczy się zmieniło, tyle niedobrych sytuacji miało miejsce w szkole i ogólnie na świecie... ale czy nie powinniśmy mimo wszystko patrzeć na przyszłość choć trochę optymistycznie? Chociaż jesteśmy młodzi to czy nie mamy szansy by jednak spróbować coś zmienić? I przecież nie musimy dopuszczać do tego, żeby każdy z nas się rozdzielił. Musimy być dobrej myśli. Po prostu musimy uwierzyć - odpowiedziała na pierwszą część jego wypowiedzi i uśmiechnęła się nikle do swoich własnych myśli, które krążyły wokół nich wszystkich. Następnie wzięła głębszy wdech i bardzo powoli wypuściła powietrze ze swoich płuc, zyskując odrobinę więcej czasu na znalezienie odpowiednich słów. - On ma imię, Remusie. Wiem, że Wasza czwórka tego nie rozumie i nie akceptuje, ale to mimo wszystko mój przyjaciel. Przyjaźniliśmy się od dziecka, to właśnie on opowiedział mi o świecie magii, troszczył się o mnie, był moim oparciem, gdy nie znałam Was jeszcze zbyt dobrze, a Potter sprawiał, że traciłam chęci do wszystkiego. To właśnie wtedy Severus poprawiał mi humor. Każdy popełnia błąd, a jemu naprawdę jest przykro. Naprawdę tego żałuje... Ja... Ja nie chcę by nasza przyjaźń skończyła się w taki sposób - ostatnie zdanie wręcz wyszeptała, podciągając kolana pod brodę. Sama nie do końca rozumiała tego, co właśnie czuje. - Myślę, że on nie chce już taki być. Nie chce być taki jak... oni. Jak jestem z nim to mogę to wyczuć, wiesz? To znaczy tak mi się wydaje - dodała zakłopotana, starając się nie wracać do tego, co było w labiryncie, gdzie Severus powiedział jej o swoich uczuciach. To byłoby zupełnie nie na miejscu.
- Nie uważasz, że to nie w porządku nie dawać mu szansy?
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Czw Mar 24, 2016 12:20 am
/Skoro Ty jesteś słaby ludź, bo musiałem czekać na Twój post, to ja jestem w agonii, odpisując po takim czasie :D
Łatwiej było wszystko zwalić na naukę i brak czasu niż na brak własnych chęci, by to wszystko jakoś podtrzymać. Nie chcieli przecież by tak się to skończyło. Tyle przeszli, tyle wzlotów, upadków, łez i śmiechu. Byłoby największą głupotą, gdyby zaprzepaścili to tak zwyczajnie, by umarło śmiercią naturalną. Nie chciał tego i wielokrotnie o tym myślał kiedy siedział samotnie nad jeziorem wdychając zapach wody i traw. Zawsze wydawało mu się, że jako chłopak najłatwiej dogadywać powinien się z Huncwotami, ale mylił się. Dwójka z nich miała w głowie tylko wygłupy, by jakoś umilać sobie nudny okres szkolny. Całą swoją uwagę skupił więc na Peterze licząc, że ten spokojny, choć nieco tchórzliwy chłopak w pełni podziela jego zainteresowania i rozterki. Zadziwiające było to, że wspólny język znalazł z Lily i nigdy się z nią nie nudził. Dlaczego więc teraz wszyscy kroczyli własnymi drogami chociaż jeszcze niedawno nie wyobrażali sobie osobnych ścieżek?
- Jasne, szczególnie na eliksirach - westchnął Lupin i zawtórował jej śmiechem, by po chwili spoważnieć i wrócić do głównego tematu rozmowy w jakim się mieli spotkać. Poprawił się nieco, by mogła wygodniej usiąść, poprawił krawat, który mu się poluzował. Nie był bogaty, co nie znaczy, że nie może wyglądać schludnie i porządnie!
- To nie może się tak skończyć. Nie chcę. Chcę dalej się z wami przyjaźnić, spotykać czy wymieniać głupie listy. Inaczej zwariuję. Tylko wy wiecie... Może to tylko takie przejściowe, co? Koniec roku coraz bliżej, wypada ostatecznie zdecydować się na wybór dalszej edukacji. Masz racje, Lily. Musimy myśleć pozytywnie, sami coś z tym zrobić, zamiast siedzieć bezczynnie i zamartwiać się na zapas - wydukał w szybkiej odpowiedzi zanim odpowiedziała na to najważniejsze pytanie jakie jej zadał. Wpatrywał się w trzaskający ogień, słuchając jej słów, analizując każde z osobna. Kiedy skończyła mówić, spojrzał na nią smutno. Miała rację. Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet Snape. - Przecież wiem, Lily. Ma na imię, Severus - westchnął. - Ja wcale nie powiedziałem, że nie akceptuję waszej przyjaźni, tylko nie rozumiem tego, że po tym jak nazwał cię szlamą, ty nadal go tak traktujesz. Ale rozumiem, że skoro znacie się od dziecka i dzięki niemu dowiedziałaś się kim jesteś... - urwał i spojrzał na nią gwałtownie. - Obiecaj mi, że będziesz ostrożna w kontaktach z nim - powiedział z mocą i ujął ją za dłoń, mocno ściskając, ale nie na tyle, by sprawić jej ból. Przyglądał się jej nieco uważnie, gdy źrenice nieco mu się zwęziły.
- Zakochałaś się w nim? - wypalił nagle.
Łatwiej było wszystko zwalić na naukę i brak czasu niż na brak własnych chęci, by to wszystko jakoś podtrzymać. Nie chcieli przecież by tak się to skończyło. Tyle przeszli, tyle wzlotów, upadków, łez i śmiechu. Byłoby największą głupotą, gdyby zaprzepaścili to tak zwyczajnie, by umarło śmiercią naturalną. Nie chciał tego i wielokrotnie o tym myślał kiedy siedział samotnie nad jeziorem wdychając zapach wody i traw. Zawsze wydawało mu się, że jako chłopak najłatwiej dogadywać powinien się z Huncwotami, ale mylił się. Dwójka z nich miała w głowie tylko wygłupy, by jakoś umilać sobie nudny okres szkolny. Całą swoją uwagę skupił więc na Peterze licząc, że ten spokojny, choć nieco tchórzliwy chłopak w pełni podziela jego zainteresowania i rozterki. Zadziwiające było to, że wspólny język znalazł z Lily i nigdy się z nią nie nudził. Dlaczego więc teraz wszyscy kroczyli własnymi drogami chociaż jeszcze niedawno nie wyobrażali sobie osobnych ścieżek?
- Jasne, szczególnie na eliksirach - westchnął Lupin i zawtórował jej śmiechem, by po chwili spoważnieć i wrócić do głównego tematu rozmowy w jakim się mieli spotkać. Poprawił się nieco, by mogła wygodniej usiąść, poprawił krawat, który mu się poluzował. Nie był bogaty, co nie znaczy, że nie może wyglądać schludnie i porządnie!
- To nie może się tak skończyć. Nie chcę. Chcę dalej się z wami przyjaźnić, spotykać czy wymieniać głupie listy. Inaczej zwariuję. Tylko wy wiecie... Może to tylko takie przejściowe, co? Koniec roku coraz bliżej, wypada ostatecznie zdecydować się na wybór dalszej edukacji. Masz racje, Lily. Musimy myśleć pozytywnie, sami coś z tym zrobić, zamiast siedzieć bezczynnie i zamartwiać się na zapas - wydukał w szybkiej odpowiedzi zanim odpowiedziała na to najważniejsze pytanie jakie jej zadał. Wpatrywał się w trzaskający ogień, słuchając jej słów, analizując każde z osobna. Kiedy skończyła mówić, spojrzał na nią smutno. Miała rację. Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet Snape. - Przecież wiem, Lily. Ma na imię, Severus - westchnął. - Ja wcale nie powiedziałem, że nie akceptuję waszej przyjaźni, tylko nie rozumiem tego, że po tym jak nazwał cię szlamą, ty nadal go tak traktujesz. Ale rozumiem, że skoro znacie się od dziecka i dzięki niemu dowiedziałaś się kim jesteś... - urwał i spojrzał na nią gwałtownie. - Obiecaj mi, że będziesz ostrożna w kontaktach z nim - powiedział z mocą i ujął ją za dłoń, mocno ściskając, ale nie na tyle, by sprawić jej ból. Przyglądał się jej nieco uważnie, gdy źrenice nieco mu się zwęziły.
- Zakochałaś się w nim? - wypalił nagle.
- Lily Evans
Re: Kącik z komnkiem
Wto Kwi 05, 2016 3:45 pm
/Słabe ludzie z nas! Bardzo :< Trzeba się poprawić.
Dlatego należało się przyłożyć, by wszystko potoczyło się tak jak powinno. Dadzą radę. Muszą dać radę. Zarówno oni, Huncwoci, jak i ona, Erin i Dorcas, i cała reszta. Przeżyli przecież tyle wspólnych momentów pełnych radości, smutku, gniewu, jak i wzruszenia. Lily szczerze trzymała kciuki z całych sił, by po OWUTEMACH zgrali się ponownie.
Przyjaciółki nigdy nie rozumiały pasji Evans do nauki, ale na całe szczęście rozumiał ją Remus. Jej przyjaciel. Tak samo jak Severus, ale ze względu na przepaść, która pojawiła się wcześniej między nią a Ślizgonem, Lupin stał się większym oparciem niż on. James i Syriusz nieraz żartowali sobie z ich wspólnych powtórek i spotkań, uważając, że oboje tylko siebie nawzajem zanudzają. Nie wiedzieli jak bardzo się mylą. I choć oni wszyscy zdawali się iść teraz innymi ścieżkami, to rudowłosa szczerze wierzyła, że wszystkie drogi zaprowadzą ich do wspólnego celu. I tam właśnie się spotkają. Była niezwykle optymistyczna pod tym względem.
- Jak chcesz to mogę Ci z nimi pomóc - powiedziała rozbawiona, zanim jeszcze oboje zdążyli spoważnieć. Kiedy on się poprawiał, ona całkowicie skupiła się na palącym się kominku. Języki ognia raz po raz dotykały drewna, którego było coraz mniej i mniej...
- Remusie, oczywiście, że to tak się nie skończy! Nie może. I myślę, że reszta myśli tak samo, tylko po prostu sami szukają... czegoś. Jakiegoś rozwiązania na narastające problemy, ale będzie dobrze. I właśnie! Nie możemy się zamartwiać. Absolutnie nie! - Rzekła głośniej i dobitniej, po czym odetchnęła i przymknęła na chwilę powieki, niemalże z ulgą. Kiedy skończyła odpowiadać na następną kwestię poruszoną przez Remusa, jej głowa zaczęła się ruszać między jej kolanami w oczekiwaniu na to, co powie Lupin.
- Będę ostrożna, Remusie. To mimo wszystko dobry człowiek, pomimo tego... pomimo tego z kim się zadaje. I cieszę się, że chociaż starasz się zrozumieć. On naprawdę żałuje tego, co się stało na V roku. Chcę mu dać szansę. A jeśli mimo wszystko okaże się, że jest taki jak... ONI... to obiecuję Ci, obiecuję, że zerwę z nim wszystkie kontakty - odpowiedziała cicho, kierując wzrok w stronę swoich stóp. Gdy nagle jej przyjaciel złapał ją za dłoń, Lily szybko spojrzała na niego ze zaskoczeniem, ale w końcu posłała mu krótki, szczery uśmiech, który zniknął wraz z kolejnym pytaniem Lupina. Zamrugała kilka razy pod rząd, nie wiedząc co ma odpowiedzieć i aż jej wargi się rozchyliły ze zdziwienia.
-... Co - spytała głupio, po czym kiedy przeanalizowała słowa chłopaka, spojrzała na niego dziwnie, a jej szyja oblała się delikatną czerwienią. - Remusie. To naprawdę złe pytanie. To naprawdę, ale to naprawdę złe pytanie. Teraz. Severus to mój przyjaciel. Nie umiem, co prawda zdefiniować całkowicie swoich uczuć, ale sądzę, że jeśli go kocham to jest to tylko taka miłość, jaką żywię do mojej siostry. No, nieco większa, zważywszy na to, jaka jest Petunia i jak bardzo mną gardzi. Skąd w ogóle to pytanie?!
Dlatego należało się przyłożyć, by wszystko potoczyło się tak jak powinno. Dadzą radę. Muszą dać radę. Zarówno oni, Huncwoci, jak i ona, Erin i Dorcas, i cała reszta. Przeżyli przecież tyle wspólnych momentów pełnych radości, smutku, gniewu, jak i wzruszenia. Lily szczerze trzymała kciuki z całych sił, by po OWUTEMACH zgrali się ponownie.
Przyjaciółki nigdy nie rozumiały pasji Evans do nauki, ale na całe szczęście rozumiał ją Remus. Jej przyjaciel. Tak samo jak Severus, ale ze względu na przepaść, która pojawiła się wcześniej między nią a Ślizgonem, Lupin stał się większym oparciem niż on. James i Syriusz nieraz żartowali sobie z ich wspólnych powtórek i spotkań, uważając, że oboje tylko siebie nawzajem zanudzają. Nie wiedzieli jak bardzo się mylą. I choć oni wszyscy zdawali się iść teraz innymi ścieżkami, to rudowłosa szczerze wierzyła, że wszystkie drogi zaprowadzą ich do wspólnego celu. I tam właśnie się spotkają. Była niezwykle optymistyczna pod tym względem.
- Jak chcesz to mogę Ci z nimi pomóc - powiedziała rozbawiona, zanim jeszcze oboje zdążyli spoważnieć. Kiedy on się poprawiał, ona całkowicie skupiła się na palącym się kominku. Języki ognia raz po raz dotykały drewna, którego było coraz mniej i mniej...
- Remusie, oczywiście, że to tak się nie skończy! Nie może. I myślę, że reszta myśli tak samo, tylko po prostu sami szukają... czegoś. Jakiegoś rozwiązania na narastające problemy, ale będzie dobrze. I właśnie! Nie możemy się zamartwiać. Absolutnie nie! - Rzekła głośniej i dobitniej, po czym odetchnęła i przymknęła na chwilę powieki, niemalże z ulgą. Kiedy skończyła odpowiadać na następną kwestię poruszoną przez Remusa, jej głowa zaczęła się ruszać między jej kolanami w oczekiwaniu na to, co powie Lupin.
- Będę ostrożna, Remusie. To mimo wszystko dobry człowiek, pomimo tego... pomimo tego z kim się zadaje. I cieszę się, że chociaż starasz się zrozumieć. On naprawdę żałuje tego, co się stało na V roku. Chcę mu dać szansę. A jeśli mimo wszystko okaże się, że jest taki jak... ONI... to obiecuję Ci, obiecuję, że zerwę z nim wszystkie kontakty - odpowiedziała cicho, kierując wzrok w stronę swoich stóp. Gdy nagle jej przyjaciel złapał ją za dłoń, Lily szybko spojrzała na niego ze zaskoczeniem, ale w końcu posłała mu krótki, szczery uśmiech, który zniknął wraz z kolejnym pytaniem Lupina. Zamrugała kilka razy pod rząd, nie wiedząc co ma odpowiedzieć i aż jej wargi się rozchyliły ze zdziwienia.
-... Co - spytała głupio, po czym kiedy przeanalizowała słowa chłopaka, spojrzała na niego dziwnie, a jej szyja oblała się delikatną czerwienią. - Remusie. To naprawdę złe pytanie. To naprawdę, ale to naprawdę złe pytanie. Teraz. Severus to mój przyjaciel. Nie umiem, co prawda zdefiniować całkowicie swoich uczuć, ale sądzę, że jeśli go kocham to jest to tylko taka miłość, jaką żywię do mojej siostry. No, nieco większa, zważywszy na to, jaka jest Petunia i jak bardzo mną gardzi. Skąd w ogóle to pytanie?!
- Remus J. Lupin
Re: Kącik z komnkiem
Nie Maj 01, 2016 12:41 pm
Za dużo było tego wszystkiego. Zapewne urodzili się w złych czasach, gdzie przyjaźnie i wszelkie możliwe uczucia są wystawione na próbę czasu czy panujących sytuacji. Przeszli jednak razem zbyt wiele, by to przekreślić, wymazać z pamięci, by odwrócić się na pięcie i pójść każde w swoją stronę, rzucając wesołe ,,cześć i powodzenia''. Nie tak to powinno wyglądać.
Zawsze zastanawiał się, co takiego fascynującego dostrzegli w nim James i Syriusz, że postanowili się z nim zaprzyjaźnić. Nie mieli wspólnych tematów, a także ich przyjaźń zaczęła się całkiem przypadkowo. Remus do dzisiaj waha się czy gdyby nie jego problem z wilkołactwem to czy w ogóle dostrzegliby takiego kujona jakim był i za jakiego uważała go cała szkoła? Lily była inna. Od razu zaczęli nadawać na tych samych falach, co potem przeniosło się w praktyce. Tylko przed nią potrafił się przyznać, że w ogóle nie rozumie praw Golpalotta i wszystko bezmyślnie jedzie z podręcznika. Przed nią potrafił ujawnić swoje obawy co do bycia z jakąkolwiek dziewczyną i tylko ona to potrafiła zrozumieć.
- Taak i stracę miano prymusa? No bo jak to tak, by szkolny prymus w dodatku wyróżniony, nie radził sobie z eliksirami? - starał się to powiedzieć poważnym tonem, ale wargi mimowolnie drżały mu w uśmiechu.
- Obyś się nie myliła. Znasz mnie jak nikt inny, wiesz, że nie umiem i nie lubię się narzucać. Zawsze jestem dla nich dostępny i gdyby tylko chcieli pogadać... Ale masz rację, będzie dobrze, musi być - powiedział z mocą zaciskając dłonie na podparciu kanapy, na której siedział. Zapatrzył się w ogień na kominku, który pożerał drewno niczym niemy potwór.
- Mówię poważnie, Lily. Wiesz w jakim towarzystwie się obraca, z kim się zadaje. Jednak każdy zasługuje na szansę. Może ty potrafisz mu wybaczyć to jak Cię nazwał, ale ja... nie jestem jeszcze gotowy. Zresztą... kiedyś chciałem prosić go o pomoc, nie był do niej skory, a nigdy mu nic nie zrobiłem... - powiedział cicho, bo naprawdę martwił się o nią. Była dla niego jak siostra, której nie ma i miał nie będzie, więc w pewnym stopniu rozumiał to jak ważny jest dla niej Snape. W końcu jak sama powiedziała, to on wyjaśnił jej kim jest gdy była dzieckiem, to on wytłumaczył jej wszystko co się z nią dzieje. Dlatego poczuł się głupio, gdy uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a w następnej sekundzie już patrzyła na niego innym wzrokiem. Z pewnego rodzaju wyrzutem.
- Przepraszam. Nie powinienem był pytać. Po prostu... Musiałem. Spędzasz z nim tyle czasu... Poza tym... sama nie jesteś lepsza. Jeszcze nie dawno posądzałaś mnie o jakieś romanse, podczas gdy ja tylko spotkałem kogoś o podobnych do mnie zainteresowaniach i nie więcej - odparł również wyrzucając to z siebie. - A Petunia... Myślę, że ona po prostu jest zazdrosna. Nie gardzi Tobą, tylko udaje, bo chęć bycia taka jak Ty ją zaślepia - dodał już ze smutkiem. To musiało być strasznie przykre i bolesne dla kogoś kto mając rodzeństwo czuje się przez nie wzgardzany ze względu na swoją inność. A Lily przecież nadal była sobą, tylko potrafiła coś innego, niż zwykle ludzie.
Zawsze zastanawiał się, co takiego fascynującego dostrzegli w nim James i Syriusz, że postanowili się z nim zaprzyjaźnić. Nie mieli wspólnych tematów, a także ich przyjaźń zaczęła się całkiem przypadkowo. Remus do dzisiaj waha się czy gdyby nie jego problem z wilkołactwem to czy w ogóle dostrzegliby takiego kujona jakim był i za jakiego uważała go cała szkoła? Lily była inna. Od razu zaczęli nadawać na tych samych falach, co potem przeniosło się w praktyce. Tylko przed nią potrafił się przyznać, że w ogóle nie rozumie praw Golpalotta i wszystko bezmyślnie jedzie z podręcznika. Przed nią potrafił ujawnić swoje obawy co do bycia z jakąkolwiek dziewczyną i tylko ona to potrafiła zrozumieć.
- Taak i stracę miano prymusa? No bo jak to tak, by szkolny prymus w dodatku wyróżniony, nie radził sobie z eliksirami? - starał się to powiedzieć poważnym tonem, ale wargi mimowolnie drżały mu w uśmiechu.
- Obyś się nie myliła. Znasz mnie jak nikt inny, wiesz, że nie umiem i nie lubię się narzucać. Zawsze jestem dla nich dostępny i gdyby tylko chcieli pogadać... Ale masz rację, będzie dobrze, musi być - powiedział z mocą zaciskając dłonie na podparciu kanapy, na której siedział. Zapatrzył się w ogień na kominku, który pożerał drewno niczym niemy potwór.
- Mówię poważnie, Lily. Wiesz w jakim towarzystwie się obraca, z kim się zadaje. Jednak każdy zasługuje na szansę. Może ty potrafisz mu wybaczyć to jak Cię nazwał, ale ja... nie jestem jeszcze gotowy. Zresztą... kiedyś chciałem prosić go o pomoc, nie był do niej skory, a nigdy mu nic nie zrobiłem... - powiedział cicho, bo naprawdę martwił się o nią. Była dla niego jak siostra, której nie ma i miał nie będzie, więc w pewnym stopniu rozumiał to jak ważny jest dla niej Snape. W końcu jak sama powiedziała, to on wyjaśnił jej kim jest gdy była dzieckiem, to on wytłumaczył jej wszystko co się z nią dzieje. Dlatego poczuł się głupio, gdy uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a w następnej sekundzie już patrzyła na niego innym wzrokiem. Z pewnego rodzaju wyrzutem.
- Przepraszam. Nie powinienem był pytać. Po prostu... Musiałem. Spędzasz z nim tyle czasu... Poza tym... sama nie jesteś lepsza. Jeszcze nie dawno posądzałaś mnie o jakieś romanse, podczas gdy ja tylko spotkałem kogoś o podobnych do mnie zainteresowaniach i nie więcej - odparł również wyrzucając to z siebie. - A Petunia... Myślę, że ona po prostu jest zazdrosna. Nie gardzi Tobą, tylko udaje, bo chęć bycia taka jak Ty ją zaślepia - dodał już ze smutkiem. To musiało być strasznie przykre i bolesne dla kogoś kto mając rodzeństwo czuje się przez nie wzgardzany ze względu na swoją inność. A Lily przecież nadal była sobą, tylko potrafiła coś innego, niż zwykle ludzie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach