- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Czw Maj 11, 2017 10:29 pm
Zastanawiała się jak do tego doszło, że z fali szczęścia i przyjemności przeniesieni zostali w te mroczniejsze rejony, które zbyt gwałtownie i zachłannie opanowały ich w tym momencie. Przecież jeszcze na schodach było wszystko dobrze, jeszcze gdy siadali było miło... Nie powinna była wypowiadać swoich słów o codzienności i teraz miała tego całkowitą świadomość. Czuła się z tym naprawdę źle, bo przecież zepsuła chwilę, być może pierwszą i ostatnią chwilę bliskości jaką mieli. I była pewna, że nie wybaczy sobie tego, bez względu na to czy uda jej się to jakoś naprawić czy jednak nie. Oczywiście, jeśli się uda nie będzie aż tak bardzo odczuwała winy, jednak jeśli nie...
Zawsze gdy razem z Giotto obserwowali gwiazdy opowiadała mu o nich każdą pojedynczą informację jaką udało jej się zebrać na zajęciach czy też wyczytać w podręcznikach i książkach. Miała oczywiście świadomość, że te zajęcia prawdopodobnie nijak nie pomogą jej w codziennym życiu, nie ochronią jej też w razie walki, ale mimo to nie potrafiła przelać tej miłości jaką darzyła przestwór kosmosu na jakąkolwiek inną dziedzinę, która do tej pory znienawidzona była przez Gryfonkę. Gwiazdy rozkochały ją w sobie od pierwszych zajęć, tym bardziej się nimi zachwycała kiedy mogła przyglądać się im wraz ze Ślizgonem. W końcu miała w tym samym momencie ukochany kosmos i ukochanego chłopaka, jak mogłaby nie odczuwać w takich momentach przyjemności?
Jeszcze mocniej zacisnęła powieki słysząc narastającą ciszę, a także sztywniejące dłonie Giotto. Nie mogła tak, nie potrafiła, dlatego też niewiele czasu zajęło jej podjęcie decyzji aby podnieść się i usiąść okrakiem na kolanach chłopaka, ujmując następnie jego twarz w swoje dłonie chcąc go w ten sposób zmusić do tego aby na nią spojrzał.
- Posłuchaj mnie uważnie bo nie będę powtarzała tego nieskończoną ilość razy. - zaczęła powoli, lewym kciukiem gładząc lekko kość policzkową Giotto. - Przestań to robić, przestań, chociaż do końca tej nocy być tak przeraźliwie smutnym i roztrząsającym to, co się wydarzyło. Jeśli żałujesz czegoś to przestań. Jasne, będzie bolało, będzie ciężko i wiem, że nie wszystko może się skończyć tak jak zakładam, ale uwierz mi, wolę wierzyć w szczęśliwe zakończenie niż jakieś dramaty. Wolę wierzyć w ciebie. Nie pozwól aby to, co ma się dopiero wydarzyć zepsuło nam ten wieczór. - ostatnie zdanie wyszeptała cicho, opierając się czołem o czoło Ślizgona. - Nie próbuj ciszą i chłodem pokazać mi, że kochanie cię to jakiś błąd. Bo nigdy nie będę postrzegała tego w ten sposób. - zapewniła, wzdychając przy tym ciężko, niemalże płaczliwie. Nie było jednak mowy o żadnych łzach wypływających z oczu Charlotte. Była zbyt zdeterminowana, pragnęła szczęścia chociaż teraz zbyt mocno aby pozwolić sobie na jakiekolwiek oznaki słabości.
Bardzo powoli zaczęła muskać ustami usta Giotto, przenosząc się z czasem na jego policzek i kierując się w stronę ucha.
- Ten wieczór to najlepsze co mnie spotkało. Twoja miłość to najlepsze co mam. Pozwól temu trwać chociaż dzisiaj. - wyszeptała, zahaczając ustami o płatek jego ucha, przenosząc się następnie wargami na szyję chłopaka, na której to składała pojedyncze pocałunki wytyczające trasę z powrotem do jego ust.
Zawsze gdy razem z Giotto obserwowali gwiazdy opowiadała mu o nich każdą pojedynczą informację jaką udało jej się zebrać na zajęciach czy też wyczytać w podręcznikach i książkach. Miała oczywiście świadomość, że te zajęcia prawdopodobnie nijak nie pomogą jej w codziennym życiu, nie ochronią jej też w razie walki, ale mimo to nie potrafiła przelać tej miłości jaką darzyła przestwór kosmosu na jakąkolwiek inną dziedzinę, która do tej pory znienawidzona była przez Gryfonkę. Gwiazdy rozkochały ją w sobie od pierwszych zajęć, tym bardziej się nimi zachwycała kiedy mogła przyglądać się im wraz ze Ślizgonem. W końcu miała w tym samym momencie ukochany kosmos i ukochanego chłopaka, jak mogłaby nie odczuwać w takich momentach przyjemności?
Jeszcze mocniej zacisnęła powieki słysząc narastającą ciszę, a także sztywniejące dłonie Giotto. Nie mogła tak, nie potrafiła, dlatego też niewiele czasu zajęło jej podjęcie decyzji aby podnieść się i usiąść okrakiem na kolanach chłopaka, ujmując następnie jego twarz w swoje dłonie chcąc go w ten sposób zmusić do tego aby na nią spojrzał.
- Posłuchaj mnie uważnie bo nie będę powtarzała tego nieskończoną ilość razy. - zaczęła powoli, lewym kciukiem gładząc lekko kość policzkową Giotto. - Przestań to robić, przestań, chociaż do końca tej nocy być tak przeraźliwie smutnym i roztrząsającym to, co się wydarzyło. Jeśli żałujesz czegoś to przestań. Jasne, będzie bolało, będzie ciężko i wiem, że nie wszystko może się skończyć tak jak zakładam, ale uwierz mi, wolę wierzyć w szczęśliwe zakończenie niż jakieś dramaty. Wolę wierzyć w ciebie. Nie pozwól aby to, co ma się dopiero wydarzyć zepsuło nam ten wieczór. - ostatnie zdanie wyszeptała cicho, opierając się czołem o czoło Ślizgona. - Nie próbuj ciszą i chłodem pokazać mi, że kochanie cię to jakiś błąd. Bo nigdy nie będę postrzegała tego w ten sposób. - zapewniła, wzdychając przy tym ciężko, niemalże płaczliwie. Nie było jednak mowy o żadnych łzach wypływających z oczu Charlotte. Była zbyt zdeterminowana, pragnęła szczęścia chociaż teraz zbyt mocno aby pozwolić sobie na jakiekolwiek oznaki słabości.
Bardzo powoli zaczęła muskać ustami usta Giotto, przenosząc się z czasem na jego policzek i kierując się w stronę ucha.
- Ten wieczór to najlepsze co mnie spotkało. Twoja miłość to najlepsze co mam. Pozwól temu trwać chociaż dzisiaj. - wyszeptała, zahaczając ustami o płatek jego ucha, przenosząc się następnie wargami na szyję chłopaka, na której to składała pojedyncze pocałunki wytyczające trasę z powrotem do jego ust.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Czw Maj 11, 2017 11:34 pm
To było dosyć proste - Giotto nie był zbyt szczęśliwą osobą, dlatego naturalniejsze było dla niego życie w smutku, niż w szczęściu. Przez ostatnie kilka lat został dość poważnie doświadczony i to w najgorszym okresie swojego życia - można byłoby się zastanawiać, czy pełnoletni albo ktoś w pełni dorosły poradziłby sobie lepiej z taką traumą, ale fakt był jeden: Nero mocno przeżył śmierć swojego brata i tak naprawdę te wydarzenie rzuciło się cieniem na jego dalszą wędrówkę. Tak naprawdę, nie miał zbyt wiele okazji do tego by się radować - zdanie klasy, wygranie pucharu quidditcha? To były tylko przyziemne rzeczy, które ubarwiały lekko jego smutny żywot. Gdy jednak pojawiła się miłość, sprawy nabrały innego obrotu, no i siłą rzeczy nie potrafił sobie z tym poradzić - dlatego się odsłonił, dlatego miał dzisiaj taką huśtawkę nastrojów i dlatego bał się tego wszystkiego, było to dla niego uczucie obce, a jednocześnie bardzo czuł się w obowiązku, by jej nie zawieść, a wychodziło na to, że zawodził ją na każdym kroku. I to właśnie było w tym wszystkim najgorsze - czuł, że chce, ale, że nie może i doprowadzi to prędzej czy później do tragedii.
Zachowywał jednak przy tym kamienną twarz; to jedno potrafił wyśmienicie. Pomimo tego, że w środku wrzało, na jego twarzy nie było widać emocji, przynajmniej nie w chwili, gdy Charlotte uniosła się i usiadła na przeciw niego. Posłusznie opuścił głowę, gdy ta nakazała mu nawiązać kontakt wzrokowy i ostentacyjnie objął ją jedną ręką w dole pleców, by nie zleciała z niego, choć na to szanse były bardzo nikłe (z drugiej strony, mówimy tu o Charlotte, która jest zdolna połamać nogi na prostej drodze, albo na przykład połamać rękę spadając ze schodów, czy coś).
Skłamałby, gdyby stwierdził, że ta jej przemowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Pomimo tego, że znał Charlotte na wylot, to jednak takie zachowanie nie było podobne do niej. Przywiązanie jeszcze by zrozumiał, ale ta pewność w głosie i wszystko to co robiła, było dosyć dziwne. Jak widać wyznanie miłości sprawiło, że nie mogła już odpuścić i zamierzała walczyć o nich do ostatniej kropli krwi. Czuł się beznadziejnie, ale jej słowa nieco podniosły go na duchu, tym bardziej, że tuż po nich nastąpiło to, na co podświadomie czekał od tych kilkunastu minut - znów poczuł jej usta.
Przymknął oczy i kiedy po chwilowym zajęciu się jego uchem oraz szyją, wróciła do jego ust, oddał się pocałunkowi, natychmiastowo go pogłębiając. Tego mu właśnie było trzeba - momentalnie poczuł, że tak naprawdę nie powinni rozprawiać nad złym, ale walczyć o swoje szczęście. W pewnej chwili odsunął się od ukochanej i westchnął lekko, opuszczając wzrok, jednocześnie ocierając się czołem o jej nos. Po kilku sekundach wrócił do patrzenia jej w oczy i uśmiechnął się lekko, nieco wymuszenie, ale przynajmniej się starał. Szybko jednak wrócił do zwyczajnej mimiki, uspakajając szybsze bicie serca. Ujął w dwa palce jej podbródek i chwilę się jej po prostu przyglądał.
- Przez cały ten czas nie wiedziałem czego chcę... aż w końcu zrozumiałem - zaczął spokojnie. - Chcę spokoju, z tobą. Chcę żebyś została moją żoną, żebyś urodziła mi dzieci, żebyśmy je razem wychowali, a potem razem się zestarzeli. Chcę Ci towarzyszyć, gdy będziesz pisać swoją książkę i obiecuję, że nigdy Cię nie zostawię. - dodał, już z nieco większą dawką emocji, w końcu powiedział jej dużo ważnych rzeczy, chcąc pokazać, jak poważnie traktuje to wszystko.
- Muszę jednak dokończyć to, co zacząłem - odezwał się ponownie. - Ale gdyby mi się jednak nie udało... chcę, żebyś to wszystko wiedziała. Chcę spędzić swoje życie z tobą i przepraszam, że do tej pory tak się zachowywałem. - zakończył swoją wypowiedź i natychmiastowo złączył ich usta w bardzo namiętnym pocałunku, ręką przyciskając jej ciało bardziej do swojego, by zniwelować każdą możliwą szczelinę między nimi. Druga jego dłoń powędrowała tradycyjnie w jej włosy, w które się wplotła, a on już całkowicie zatracił się w pocałunku, chcąc tak naprawdę chociaż w minimalnym stopniu nadrobić to, co stracili przez ten ostatni czas, a także przez całe podchody do siebie. I bardzo cieszył się w duchu, że powiedział jej to wszystko, bo chciał, to była jego najwspanialsza, najbardziej szczęśliwa wizja - oni razem, z gromadką dzieci, najlepiej gdzieś we Włoszech, w domku przy wybrzeżu. Dzięki niej miał marzenia, pierwszy raz w swoim życiu wiedział, czego tak naprawdę chce.
Zachowywał jednak przy tym kamienną twarz; to jedno potrafił wyśmienicie. Pomimo tego, że w środku wrzało, na jego twarzy nie było widać emocji, przynajmniej nie w chwili, gdy Charlotte uniosła się i usiadła na przeciw niego. Posłusznie opuścił głowę, gdy ta nakazała mu nawiązać kontakt wzrokowy i ostentacyjnie objął ją jedną ręką w dole pleców, by nie zleciała z niego, choć na to szanse były bardzo nikłe (z drugiej strony, mówimy tu o Charlotte, która jest zdolna połamać nogi na prostej drodze, albo na przykład połamać rękę spadając ze schodów, czy coś).
Skłamałby, gdyby stwierdził, że ta jej przemowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Pomimo tego, że znał Charlotte na wylot, to jednak takie zachowanie nie było podobne do niej. Przywiązanie jeszcze by zrozumiał, ale ta pewność w głosie i wszystko to co robiła, było dosyć dziwne. Jak widać wyznanie miłości sprawiło, że nie mogła już odpuścić i zamierzała walczyć o nich do ostatniej kropli krwi. Czuł się beznadziejnie, ale jej słowa nieco podniosły go na duchu, tym bardziej, że tuż po nich nastąpiło to, na co podświadomie czekał od tych kilkunastu minut - znów poczuł jej usta.
Przymknął oczy i kiedy po chwilowym zajęciu się jego uchem oraz szyją, wróciła do jego ust, oddał się pocałunkowi, natychmiastowo go pogłębiając. Tego mu właśnie było trzeba - momentalnie poczuł, że tak naprawdę nie powinni rozprawiać nad złym, ale walczyć o swoje szczęście. W pewnej chwili odsunął się od ukochanej i westchnął lekko, opuszczając wzrok, jednocześnie ocierając się czołem o jej nos. Po kilku sekundach wrócił do patrzenia jej w oczy i uśmiechnął się lekko, nieco wymuszenie, ale przynajmniej się starał. Szybko jednak wrócił do zwyczajnej mimiki, uspakajając szybsze bicie serca. Ujął w dwa palce jej podbródek i chwilę się jej po prostu przyglądał.
- Przez cały ten czas nie wiedziałem czego chcę... aż w końcu zrozumiałem - zaczął spokojnie. - Chcę spokoju, z tobą. Chcę żebyś została moją żoną, żebyś urodziła mi dzieci, żebyśmy je razem wychowali, a potem razem się zestarzeli. Chcę Ci towarzyszyć, gdy będziesz pisać swoją książkę i obiecuję, że nigdy Cię nie zostawię. - dodał, już z nieco większą dawką emocji, w końcu powiedział jej dużo ważnych rzeczy, chcąc pokazać, jak poważnie traktuje to wszystko.
- Muszę jednak dokończyć to, co zacząłem - odezwał się ponownie. - Ale gdyby mi się jednak nie udało... chcę, żebyś to wszystko wiedziała. Chcę spędzić swoje życie z tobą i przepraszam, że do tej pory tak się zachowywałem. - zakończył swoją wypowiedź i natychmiastowo złączył ich usta w bardzo namiętnym pocałunku, ręką przyciskając jej ciało bardziej do swojego, by zniwelować każdą możliwą szczelinę między nimi. Druga jego dłoń powędrowała tradycyjnie w jej włosy, w które się wplotła, a on już całkowicie zatracił się w pocałunku, chcąc tak naprawdę chociaż w minimalnym stopniu nadrobić to, co stracili przez ten ostatni czas, a także przez całe podchody do siebie. I bardzo cieszył się w duchu, że powiedział jej to wszystko, bo chciał, to była jego najwspanialsza, najbardziej szczęśliwa wizja - oni razem, z gromadką dzieci, najlepiej gdzieś we Włoszech, w domku przy wybrzeżu. Dzięki niej miał marzenia, pierwszy raz w swoim życiu wiedział, czego tak naprawdę chce.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Pią Maj 12, 2017 9:15 am
Naprawdę zastanawiało ją jak to możliwe, że Giotto potrafił przejść od tak wielkiego szczęścia jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziała do smutku, który ogarniał go w tych ostatnich tygodniach, od kiedy Charlotte została poinformowana o jego wyprawie. Mimo, że znała go już tak długo i doskonale wiedziała jak to jest z jego nastrojem, to jednak było dla niej niepojęte i jak najszybciej chciała doprowadzić do sytuacji, w której Nero będzie znowu szczęśliwy i całkiem zapomni o tym co złe, o każdej katastroficznej wizji, która kiedykolwiek zaistniała w jego głowie, o każdej łzie, którą przyjdzie wylać nastolatce podczas jego nieobecności. To, że będzie cierpiała było oczywistym już od dawien dawna, fakt, że teraz wiedziała po jakim gruncie stąpają wcale nie robił przeważającej różnicy. Jedyna zmiana była taka, że teraz mogli mieć chwilę szczęścia nim przyjdzie im się pożegnać, rozejść każde w inną stronę, licząc na to, że kiedyś ich drogi ponownie się przetną. Dlatego też marnotrawienie tych cennych minut nie było planem Charlotte na ich wspólny czas.
Oczywiście, że była gotowa walczyć o nich do końca, choćby nie wiadomo co się działo i jak wiele pracy trzeba by było w to włożyć, jak wiele cierpienia kosztowałoby to każdą ze stron. Nie zamierzała odpuścić bo była stuprocentowo pewna, że to ma szansę zakończyć się dobrze. Mają szansę, prędzej czy też później, zaznać po prostu spokoju i szczęścia. I dla tych marzeń o wspólnej przyszłości była gotowa poświęcić wszystko.
Z ust Charlotte wydobyło się ciche westchnienie gdy poczuła wargi Giotto na swoich własnych, wcale nie planujące delikatnych muśnięć, którymi sama go raczyła jeszcze chwilę temu. Jedna z dłoni nastolatki instynktownie już powędrowała na kark Ślizgona, pragnąc w ten sposób przyciągnąć go do siebie bliżej. Była jednak niesamowicie niepocieszona kiedy tak szybko przerwał ich pocałunek.
Mimo to posłusznie otworzyła oczy i spojrzała na ukochanego, wsłuchując się uważnie w jego słowa.
- I będziesz to wszystko miał. - zapewniła cicho, nieprzerwanie wpatrując się w oczy Giotto. - To wszystko czego pragniesz, małżeństwo ze mną, gromadka dzieci, wspólna starość, to wszystko będzie miało miejsce. Razem zamieszkamy w jakimś pięknym miejscu i będziemy tak obrzydliwie szczęśliwi, że ludzie będą nas za to nienawidzić. Nasze dzieci regularnie będą odczuwały zażenowanie widząc to jak się kochamy. - uśmiechnęła się do niego szeroko, czując narastające w okolicach serca ciepło. Były to bowiem piękne wizje i sama równie mocno pragnęła aby się kiedyś urzeczywistniły.
- Dokończ to co zacząłeś i nie myśl, że się nie uda. Wszystko skończy się tak jak to sobie zaplanowałeś. Ja w to wierzę, Giotto. Wierzę, że poradzisz sobie bez względu na to co spotkasz na swojej drodze. - ostatnie słowa wypowiadała już między pocałunkami, w końcu wplątując palce we włosy chłopaka w okolicach karku i ciągnąc za nie nieznacznie, odchylając w ten sposób jego głowę w tył. Sama uniosła się w tym czasie na kolanach, umożliwiając sobie tym samym spojrzenie na niego z góry.
- I nigdy więcej nie próbuj mnie za to przepraszać. - dodała spokojniej, po czym powróciła swoimi ustami do ust Giotto, całkiem zatracając się w namiętnym pocałunku, który skutecznie odsunął wszystkie myśli Charlotte od czegokolwiek co nie wiązało się z przyjemnością i szczęściem jakie w tym momencie odczuwała.
Oczywiście, że była gotowa walczyć o nich do końca, choćby nie wiadomo co się działo i jak wiele pracy trzeba by było w to włożyć, jak wiele cierpienia kosztowałoby to każdą ze stron. Nie zamierzała odpuścić bo była stuprocentowo pewna, że to ma szansę zakończyć się dobrze. Mają szansę, prędzej czy też później, zaznać po prostu spokoju i szczęścia. I dla tych marzeń o wspólnej przyszłości była gotowa poświęcić wszystko.
Z ust Charlotte wydobyło się ciche westchnienie gdy poczuła wargi Giotto na swoich własnych, wcale nie planujące delikatnych muśnięć, którymi sama go raczyła jeszcze chwilę temu. Jedna z dłoni nastolatki instynktownie już powędrowała na kark Ślizgona, pragnąc w ten sposób przyciągnąć go do siebie bliżej. Była jednak niesamowicie niepocieszona kiedy tak szybko przerwał ich pocałunek.
Mimo to posłusznie otworzyła oczy i spojrzała na ukochanego, wsłuchując się uważnie w jego słowa.
- I będziesz to wszystko miał. - zapewniła cicho, nieprzerwanie wpatrując się w oczy Giotto. - To wszystko czego pragniesz, małżeństwo ze mną, gromadka dzieci, wspólna starość, to wszystko będzie miało miejsce. Razem zamieszkamy w jakimś pięknym miejscu i będziemy tak obrzydliwie szczęśliwi, że ludzie będą nas za to nienawidzić. Nasze dzieci regularnie będą odczuwały zażenowanie widząc to jak się kochamy. - uśmiechnęła się do niego szeroko, czując narastające w okolicach serca ciepło. Były to bowiem piękne wizje i sama równie mocno pragnęła aby się kiedyś urzeczywistniły.
- Dokończ to co zacząłeś i nie myśl, że się nie uda. Wszystko skończy się tak jak to sobie zaplanowałeś. Ja w to wierzę, Giotto. Wierzę, że poradzisz sobie bez względu na to co spotkasz na swojej drodze. - ostatnie słowa wypowiadała już między pocałunkami, w końcu wplątując palce we włosy chłopaka w okolicach karku i ciągnąc za nie nieznacznie, odchylając w ten sposób jego głowę w tył. Sama uniosła się w tym czasie na kolanach, umożliwiając sobie tym samym spojrzenie na niego z góry.
- I nigdy więcej nie próbuj mnie za to przepraszać. - dodała spokojniej, po czym powróciła swoimi ustami do ust Giotto, całkiem zatracając się w namiętnym pocałunku, który skutecznie odsunął wszystkie myśli Charlotte od czegokolwiek co nie wiązało się z przyjemnością i szczęściem jakie w tym momencie odczuwała.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Sob Maj 13, 2017 10:08 pm
Odpowiedź była bardzo prosta - Giotto czuł zbyt wiele, nieznanych sobie wcześniej uczuć, które skutecznie blokowały u niego wyuczone reakcje. Dotychczas nie miał zbyt wiele okazji do tego, by radować się w jakiś sposób, a już tym bardziej by odczuwać tak skomplikowane uczucia jak miłość czy zadurzenie się w kimś, bo przecież przed tak gorącym uczuciem pojawiło się zwykłe zafascynowanie nią. Już wtedy reagował dosyć dziwnie, co na pewno zaobserwowała w czasie tych ostatnich tygodni. Teraz, gdy nastąpiła kumulacja tego wszystkiego, nie był w stanie poradzić sobie z natłokiem tak pozytywnych odczuć - dotychczas jego życie polegało na twardym realizmie i świadomości, że być może tak naprawdę nie istnieje dla niego żadne szczęście. Swego czasu pogodził się nawet z tym, jednakże w tym, przełomowym dla siebie roku, jednak dostrzegł szanse na jakąkolwiek przyszłość. Można powiedzieć, że Macmillan wywróciła cały jego świat do góry nogami i zwyczajnie potrzebował czasu na oswojenie się ze wszystkim.
Mówił momentami bez ładu i składu, ale Gryfonka z pewnością domyślała się, co jest tego przyczyną. Z resztą, mówił jej o tym w dormitorium - nie wiedział jak ma się zachowywać, co mówić czy jakich tematów nie poruszać. Widać było jego niedoświadczenie w sprawach sercowych, dlatego już w czasie ich pierwszego poważnego zbliżenia, zaczął myśleć o negatywnych rzeczach z tym związanych. Normalni ludzie po prostu radowaliby się tą chwilą i nie myśleli o nikim innym, niż o sobie; on jednak był nieco inny, miał nieco bardziej ponure spojrzenie na świat i przez to nie potrafił oddać się w całości doznaniom, a przynajmniej nie na dłuższą chwilę. Pomimo tego, że wiedział, iż nie powinien nad tym teraz rozmyślać, nie mógł zostawić tego bez rozważań - Charlotte była zbyt ważna dla niego, by traktować to jako chwilowe uniesienie, słabość czy ją jako dziewczynę na jeden wieczór.
Wraz z każdym jej słowem jednak, jego podejście nieco się zmieniało. Jak za dotknięciem różdżki odsuwała od niego wszystkie zmartwienia, potęgując każdą jego wizję, która zrodziła się w ostatnich tygodniach względem wspólnego życia z Macmillan. Kiedy go zapewniła, że będzie to wszystko mieć, zrobiło mu się bardzo ciepło na sercu - zaczęło ono wręcz szaleć ze szczęścia. Przy jej uśmiechu i tej pewności, z jaką to wszystko opowiadała, naprawdę uwierzył, iż jest w stanie wrócić, związać się z nią i żyć u jej boku aż do swojej śmierci.
Posłusznie odchylił głowę w czasie pocałunku i dzięki wszystkim ciepłym słowom, jakie powiedziała w tej chwili, był skłonny dać jej trochę szczęścia, przynajmniej w tym momencie. Traktował ją w tym momencie bardzo poważnie, ale z drugiej strony chciał dobrze - mógł być dla niej dużo lepszą partią, mógł być bardziej czuły, miły, serdeczny czy w końcu zaangażowany w tę ich relację. Co prawda traktował ten "związek" poważnie, ale sam wychodził z założenia, że mógłby być dla niej lepszy; nawet pomimo zapewnień, że podoba jej się taki, jaki jest. Stąd te przeprosiny i cała ta otoczka, którą zbudował - dotychczas przecież co on jej takiego powiedział? Że jest ładna? Że zgrabna? Że lubi ją? Chociaż nie, tego ostatniego na głos nigdy nie powiedział. Same gmioty, które mogła słyszeć i z pewnością już słyszała niejednokrotnie od pierwszego lepszego chłopaka w tej szkole. Zasługiwała na więcej, stąd te przeprosiny - miał świadomość, że marny z niego przyjaciel, a już tym bardziej chłopak.
Mimo to, odzyskał nieco pewności, głównie przez wzgląd na to, że Charlotte była bardzo zdecydowana. To nie było dla niej naturalne; owszem, potrafiła walczyć o swoje, ale od pewnego czasu, walczy o niego tak, że nawet on odczuwa dopływ tej siły. Nie trzeba było mu dużo czasu, by zrozumieć, jak bardzo dziewczyna go kocha, stawiał sobie tylko pytanie - od kiedy, bo tego zwyczajnie nie zaobserwował, jest facetem, więc jest za głupi, by to dostrzec, trzeba mu to powiedzieć prosto w oczy.
Pogłębił pocałunek, jak zwykle. Taniec ich języków trwał w najlepsze, a on ani myślał zmuszać ją do powrotu do poprzedniej pozycji. Radził sobie z odchyloną głową, a ona raz po raz wpijała się w jego usta, przesyłając mu kolejne siły. Było późno, środek nocy, a on czuł się tak, jakby nie stracił energii ani na przygotowania do balu, ani na samej sali, ani też na krótką przygodę w dormitorium Slytherinu. I nawet pomimo początkowej słabości, teraz był tym samym Giotto, który wyznawał jej miłość przed salą balową.
Do głowy przychodziło mu wiele słów - chciał po raz kolejny powiedzieć, że ją kocha, stwierdzić, że jest niesamowita, przyznać, że bardzo podoba mu się to, do czego doszło między nimi, ale pragnienie smakowania jej ust zwyczajnie biło wszystko, co chciał z siebie wykrzesać. Oddał się pocałunkowi kompletnie - robił to jak najlepiej umiał, odrywał się na dosłownie urywki sekund, próbując łapać gdzieś małe dawki powietrza. Nie myślał teraz o niczym innym, tylko o niej i o tym, by całować ją jak najdłużej i jak najlepiej, chcąc wynagrodzić jej wszystko - cierpliwość do niego, każde ciepłe słowo, każde wyznanie czy w końcu uczucie, jakim go darzyła. Pierwszy raz od dawna czuł się dla kogoś ważny, a to wszystko było jej zasługą - zmieniła jego światopogląd całkowicie. W pewnej chwili uśmiechnął się lekko, mając w głowie tylko jedno - Charlotte Nero, to zdecydowanie brzmiało bardzo najlepiej.
Mówił momentami bez ładu i składu, ale Gryfonka z pewnością domyślała się, co jest tego przyczyną. Z resztą, mówił jej o tym w dormitorium - nie wiedział jak ma się zachowywać, co mówić czy jakich tematów nie poruszać. Widać było jego niedoświadczenie w sprawach sercowych, dlatego już w czasie ich pierwszego poważnego zbliżenia, zaczął myśleć o negatywnych rzeczach z tym związanych. Normalni ludzie po prostu radowaliby się tą chwilą i nie myśleli o nikim innym, niż o sobie; on jednak był nieco inny, miał nieco bardziej ponure spojrzenie na świat i przez to nie potrafił oddać się w całości doznaniom, a przynajmniej nie na dłuższą chwilę. Pomimo tego, że wiedział, iż nie powinien nad tym teraz rozmyślać, nie mógł zostawić tego bez rozważań - Charlotte była zbyt ważna dla niego, by traktować to jako chwilowe uniesienie, słabość czy ją jako dziewczynę na jeden wieczór.
Wraz z każdym jej słowem jednak, jego podejście nieco się zmieniało. Jak za dotknięciem różdżki odsuwała od niego wszystkie zmartwienia, potęgując każdą jego wizję, która zrodziła się w ostatnich tygodniach względem wspólnego życia z Macmillan. Kiedy go zapewniła, że będzie to wszystko mieć, zrobiło mu się bardzo ciepło na sercu - zaczęło ono wręcz szaleć ze szczęścia. Przy jej uśmiechu i tej pewności, z jaką to wszystko opowiadała, naprawdę uwierzył, iż jest w stanie wrócić, związać się z nią i żyć u jej boku aż do swojej śmierci.
Posłusznie odchylił głowę w czasie pocałunku i dzięki wszystkim ciepłym słowom, jakie powiedziała w tej chwili, był skłonny dać jej trochę szczęścia, przynajmniej w tym momencie. Traktował ją w tym momencie bardzo poważnie, ale z drugiej strony chciał dobrze - mógł być dla niej dużo lepszą partią, mógł być bardziej czuły, miły, serdeczny czy w końcu zaangażowany w tę ich relację. Co prawda traktował ten "związek" poważnie, ale sam wychodził z założenia, że mógłby być dla niej lepszy; nawet pomimo zapewnień, że podoba jej się taki, jaki jest. Stąd te przeprosiny i cała ta otoczka, którą zbudował - dotychczas przecież co on jej takiego powiedział? Że jest ładna? Że zgrabna? Że lubi ją? Chociaż nie, tego ostatniego na głos nigdy nie powiedział. Same gmioty, które mogła słyszeć i z pewnością już słyszała niejednokrotnie od pierwszego lepszego chłopaka w tej szkole. Zasługiwała na więcej, stąd te przeprosiny - miał świadomość, że marny z niego przyjaciel, a już tym bardziej chłopak.
Mimo to, odzyskał nieco pewności, głównie przez wzgląd na to, że Charlotte była bardzo zdecydowana. To nie było dla niej naturalne; owszem, potrafiła walczyć o swoje, ale od pewnego czasu, walczy o niego tak, że nawet on odczuwa dopływ tej siły. Nie trzeba było mu dużo czasu, by zrozumieć, jak bardzo dziewczyna go kocha, stawiał sobie tylko pytanie - od kiedy, bo tego zwyczajnie nie zaobserwował, jest facetem, więc jest za głupi, by to dostrzec, trzeba mu to powiedzieć prosto w oczy.
Pogłębił pocałunek, jak zwykle. Taniec ich języków trwał w najlepsze, a on ani myślał zmuszać ją do powrotu do poprzedniej pozycji. Radził sobie z odchyloną głową, a ona raz po raz wpijała się w jego usta, przesyłając mu kolejne siły. Było późno, środek nocy, a on czuł się tak, jakby nie stracił energii ani na przygotowania do balu, ani na samej sali, ani też na krótką przygodę w dormitorium Slytherinu. I nawet pomimo początkowej słabości, teraz był tym samym Giotto, który wyznawał jej miłość przed salą balową.
Do głowy przychodziło mu wiele słów - chciał po raz kolejny powiedzieć, że ją kocha, stwierdzić, że jest niesamowita, przyznać, że bardzo podoba mu się to, do czego doszło między nimi, ale pragnienie smakowania jej ust zwyczajnie biło wszystko, co chciał z siebie wykrzesać. Oddał się pocałunkowi kompletnie - robił to jak najlepiej umiał, odrywał się na dosłownie urywki sekund, próbując łapać gdzieś małe dawki powietrza. Nie myślał teraz o niczym innym, tylko o niej i o tym, by całować ją jak najdłużej i jak najlepiej, chcąc wynagrodzić jej wszystko - cierpliwość do niego, każde ciepłe słowo, każde wyznanie czy w końcu uczucie, jakim go darzyła. Pierwszy raz od dawna czuł się dla kogoś ważny, a to wszystko było jej zasługą - zmieniła jego światopogląd całkowicie. W pewnej chwili uśmiechnął się lekko, mając w głowie tylko jedno - Charlotte Nero, to zdecydowanie brzmiało bardzo najlepiej.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Nie Maj 14, 2017 11:40 am
To czy mówił bez ładu i składu nie miało dla Charlotte najmniejszego znaczenia. Doskonale rozumiała co Giotto chce jej przekazać gdyż to nie były tylko jego marzenia, nie był jedyną osobą którego wyobraźnia kierowała się w takie rejony, nastolatka doskonale rozumiała co chciał jej przekazać. Sama niejednokrotnie widziała podobne sceny do tych, przedstawionych przez chłopaka, w swojej własnej wyobraźni, często pozwalając im się rozgościć i zostać na dłużej. I chociaż wtedy wiedziała, że nie powinna tego robić, że tylko karmi się złudnymi nadziejami, które nie mają jakiejkolwiek szansy bytu, to teraz... Teraz dostrzegła, że chociaż iskierka prawdopodobieństwa się tli. I z tej jednej iskierki zamierzała rozpalić prawdziwy płomień, nie chcąc i nie mogąc pozwolić na to aby nie ona sama, ale Giotto, kiedykolwiek zwątpił w realizm tych marzeń. Mogli przecież to wszystko mieć i wiedziała, że będą to mieli. Pewnego dnia Giotto wróci i w tym samym momencie zakończy się czas panowania strachu, że wspólnego szczęścia nigdy mogą nie zaznać.
Nigdy nawet nie podejrzewała, że Ślizgon mógłby ją traktować jak dziewczynę na jedną noc, a już szczególnie od chwili, w której usłyszała, że ją kocha. Skoro zdecydował się to wyznać była pewna, że uczucie to z jego strony jest niczym niezachwiane i że wszystko ma u niego charakter niesamowicie poważny. To wszystko co sobie powiedzieli nie sprawiało jednak, że oczekiwała w tym momencie, że Giotto nagle zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, stanie się człowiekiem zupełnie innym od tego, którego znała i będzie starał się być jakąś lepszą wersją siebie. Charlotte cieszyła się z tego co miała, nie potrzebowała aby nagle próbował robić rzeczy, których do tej pory nawet nie próbował, pragnąc w ten sposób coś jej udowodnić. Pokochała go takim, jakim był do tej pory i nie widziała sensu nagłej zmiany. Dlatego też nie chciała żadnych przeprosin czy też deklaracji, że się zmieni. Chciała tylko aby był przy niej sobą, aby był naturalny i nie próbował traktować jej jak pierwszą lepszą napotkaną osobę. Wystarczyło, że był taki, jak w czasie ostatnich tygodni kiedy udawało im się spotkać i spędzić trochę czasu sam na sam.
Sama nastolatka nie była pewna w którym momencie tak naprawdę pokochała Giotto. Dusiła to w sobie i tłumiła na tyle skutecznie, że udawało jej się wmówić, że to wcale nie jest miłość, a co najwyżej jakiś wyższy poziom przyjaźni, że wcale jej serce nie wariuje kiedy jest obok i że wcale nie jest ostatnim o czym myśli przed snem i pierwszym co pojawia się w jej głowie po obudzeniu się. Nie potrafiła dokładnie określić kiedy z przyjaźni przerodziło się to w coś głębszego, jednak na pewno ostatnie tygodnie były już przesiąknięte czymś więcej niż zwyczajną, przyjacielską relacją, którą próbowała wzbudzić w nim od ich pierwszego spotkania w tej szkole.
Po kilku minutach nieprzerwanego pocałunku pozwoliła Giotto jednak powrócić głową do normalnej pozycji, samej z powrotem siadając na udach chłopaka. Trzymając jednak teraz w dłoniach jego twarz przyciągnęła go do siebie bliżej, dostrzegając w pewnym momencie, że jak tak dalej pójdzie to zapomni o tym aby oddychać. Nie potrafiła jednak zmusić się do tego aby na dłużej odsunąć się od warg chłopaka, pragnąc ich pocałunków przez jak najdłuższy czas. Sama Charlotte po każdym, chociaż chwilowym zwolnieniu i przejściu do spokojniejszych pocałunkach zabierała się za mocniejsze i coraz gwałtowniejsze wpijanie się w jego wargi, nie zważając na to, że nazajutrz ich usta będą czerwone i opuchnięte. Bliskość Giotto sprawiała bowiem, że całkowicie traciła rozum i umiejętność racjonalnego myślenia, w pełni oddając się przyjemności jaką czerpała w tym momencie. W tym momencie zdecydowanie nie potrzebowała niczego więcej.
Nigdy nawet nie podejrzewała, że Ślizgon mógłby ją traktować jak dziewczynę na jedną noc, a już szczególnie od chwili, w której usłyszała, że ją kocha. Skoro zdecydował się to wyznać była pewna, że uczucie to z jego strony jest niczym niezachwiane i że wszystko ma u niego charakter niesamowicie poważny. To wszystko co sobie powiedzieli nie sprawiało jednak, że oczekiwała w tym momencie, że Giotto nagle zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, stanie się człowiekiem zupełnie innym od tego, którego znała i będzie starał się być jakąś lepszą wersją siebie. Charlotte cieszyła się z tego co miała, nie potrzebowała aby nagle próbował robić rzeczy, których do tej pory nawet nie próbował, pragnąc w ten sposób coś jej udowodnić. Pokochała go takim, jakim był do tej pory i nie widziała sensu nagłej zmiany. Dlatego też nie chciała żadnych przeprosin czy też deklaracji, że się zmieni. Chciała tylko aby był przy niej sobą, aby był naturalny i nie próbował traktować jej jak pierwszą lepszą napotkaną osobę. Wystarczyło, że był taki, jak w czasie ostatnich tygodni kiedy udawało im się spotkać i spędzić trochę czasu sam na sam.
Sama nastolatka nie była pewna w którym momencie tak naprawdę pokochała Giotto. Dusiła to w sobie i tłumiła na tyle skutecznie, że udawało jej się wmówić, że to wcale nie jest miłość, a co najwyżej jakiś wyższy poziom przyjaźni, że wcale jej serce nie wariuje kiedy jest obok i że wcale nie jest ostatnim o czym myśli przed snem i pierwszym co pojawia się w jej głowie po obudzeniu się. Nie potrafiła dokładnie określić kiedy z przyjaźni przerodziło się to w coś głębszego, jednak na pewno ostatnie tygodnie były już przesiąknięte czymś więcej niż zwyczajną, przyjacielską relacją, którą próbowała wzbudzić w nim od ich pierwszego spotkania w tej szkole.
Po kilku minutach nieprzerwanego pocałunku pozwoliła Giotto jednak powrócić głową do normalnej pozycji, samej z powrotem siadając na udach chłopaka. Trzymając jednak teraz w dłoniach jego twarz przyciągnęła go do siebie bliżej, dostrzegając w pewnym momencie, że jak tak dalej pójdzie to zapomni o tym aby oddychać. Nie potrafiła jednak zmusić się do tego aby na dłużej odsunąć się od warg chłopaka, pragnąc ich pocałunków przez jak najdłuższy czas. Sama Charlotte po każdym, chociaż chwilowym zwolnieniu i przejściu do spokojniejszych pocałunkach zabierała się za mocniejsze i coraz gwałtowniejsze wpijanie się w jego wargi, nie zważając na to, że nazajutrz ich usta będą czerwone i opuchnięte. Bliskość Giotto sprawiała bowiem, że całkowicie traciła rozum i umiejętność racjonalnego myślenia, w pełni oddając się przyjemności jaką czerpała w tym momencie. W tym momencie zdecydowanie nie potrzebowała niczego więcej.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Nie Maj 14, 2017 9:28 pm
Wiadomo jak to jest - byli ze sobą zbyt krótko, by sądzić, że zwyczajne bycie sobą wystarczy do szczęścia. Jak zostało wcześniej wspomniane, wychodziło na wierzch jego niedoświadczenie w tych sprawach i tak naprawdę już na samym początku, miał pewne wątpliwości; nie tyczyły się one jej, tylko jego samego, a konkretniej tego, czy jest w stanie zapewnić jej to, czego ona będzie od niego oczekiwać. Nie był głupi i wiedział, że będą musieli pracować nad sobą, zwłaszcza on - teraz może i przyciągał ją swoim chłodem oraz obojętnością, ale z czasem przecież będzie musiał nauczyć się zaczynać rozmowę, rozumieć jej pewne zachowania, czy poznać ją lepiej. Bo teraz na dobrą sprawę nie wiedział o niej aż tak wiele, jak mógł - uważał ją za rezolutną, bezproblemową osobę, a tak naprawdę w środku drżała ze strachu i bynajmniej, nie tylko o niego, ale również o całą przyszłość, zwłaszcza świata magicznego. Tak naprawdę, dopiero teraz zacznie się okres rozpoznawczy, czas zweryfikuje, czy pasują do siebie.
Nie można jednak odmówić mu pewnych starań - w końcu przez ostatnie tygodnie pokazał trochę inną stronę samego siebie, która dawała nadzieje na szczęście. Jak widać, cały ten proces przychodził naturalnie, bowiem on sam nie planował nic z góry, ich spotkania przecież były przeważnie spontaniczne, tak jak wszystko to, co się w trakcie nich działo. To, że zapragnął zbliżenia było efektem przywiązania i uczucia, które rozbudzało się w nim z dnia na dzień - zostało ono już zasiane dawno temu, w końcu nie bez kozery zapewne wytrzymywał z nią tyle czasu, ale dopiero w ostatnim czasie zaczęło ono przybierać na sile. I dopiero niedawno zrozumiał to, co do niej czuje.
Nie mógł jednak powiedzieć, że ich relacja była mu na rękę. Skłamałby, gdyby stwierdził, że to jest wygodne dla niego. Miał plan, kurczowo się go trzymał przez ostatnie kilka lat i nawet pomimo tego, że znali się już dosyć długo, to jednak nigdy nie rozpatrywał tego w kwestii stałego związku - bardziej zwyczajnej, szkolnej przyjaźni, która się skończy, gdy Charlotte opuści mury Hogwartu, a to i tak było już sporo. Jak widać, był głupi, sądząc, że nic między nimi nie zaiskrzy. Przez to jego plany się skomplikowały, a on sam teraz nie będzie mógł na pewno skupić się na swoim celu. Już teraz wie, że gdy już wyruszy, co noc będzie myślał tylko o niej, a listy nie będą już zawierały suchego "żyję".
Teraz to wszystko jednak nie miało żadnego znaczenia - Giotto oddawał się całemu uniesieniu, które trwało już od dobrych kilku minut. Sam siebie nie podejrzewał o taką wytrzymałość, zwłaszcza po tym, jak Charlotte narzuciła dosyć szybkie tempo. Jak widać już teraz rozumieli się bez słów - chcieli nadrobić stracony czas, a to było równoznaczne z masą pocałunków, uścisków i dotyków. I żadne z nich nie zamierzało tego zatrzymać, wręcz przeciwnie, co jakiś czas znajdowali kolejne pokłady energii, by przeistoczyć ją w namiętny taniec języków. Chociaż prawdę mówiąc, Giotto trochę się wycwanił, bo gdy ona zmieniła pozycje, z powrotem siadając mu na kolanach, on skorzystał z chwili odsunięcia jej warg na złapanie oddechu. Niemniej jednak, gdy tylko się ułożyła wygodnie, przycisnął ją do siebie jeszcze bardziej, wznawiając przy tym muśnięcia jej warg. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, który ewidentnie sugerował, że przekonała go do swoich racji i będzie się skupiać tylko na tym, co najważniejsze - na niej.
Nie można jednak odmówić mu pewnych starań - w końcu przez ostatnie tygodnie pokazał trochę inną stronę samego siebie, która dawała nadzieje na szczęście. Jak widać, cały ten proces przychodził naturalnie, bowiem on sam nie planował nic z góry, ich spotkania przecież były przeważnie spontaniczne, tak jak wszystko to, co się w trakcie nich działo. To, że zapragnął zbliżenia było efektem przywiązania i uczucia, które rozbudzało się w nim z dnia na dzień - zostało ono już zasiane dawno temu, w końcu nie bez kozery zapewne wytrzymywał z nią tyle czasu, ale dopiero w ostatnim czasie zaczęło ono przybierać na sile. I dopiero niedawno zrozumiał to, co do niej czuje.
Nie mógł jednak powiedzieć, że ich relacja była mu na rękę. Skłamałby, gdyby stwierdził, że to jest wygodne dla niego. Miał plan, kurczowo się go trzymał przez ostatnie kilka lat i nawet pomimo tego, że znali się już dosyć długo, to jednak nigdy nie rozpatrywał tego w kwestii stałego związku - bardziej zwyczajnej, szkolnej przyjaźni, która się skończy, gdy Charlotte opuści mury Hogwartu, a to i tak było już sporo. Jak widać, był głupi, sądząc, że nic między nimi nie zaiskrzy. Przez to jego plany się skomplikowały, a on sam teraz nie będzie mógł na pewno skupić się na swoim celu. Już teraz wie, że gdy już wyruszy, co noc będzie myślał tylko o niej, a listy nie będą już zawierały suchego "żyję".
Teraz to wszystko jednak nie miało żadnego znaczenia - Giotto oddawał się całemu uniesieniu, które trwało już od dobrych kilku minut. Sam siebie nie podejrzewał o taką wytrzymałość, zwłaszcza po tym, jak Charlotte narzuciła dosyć szybkie tempo. Jak widać już teraz rozumieli się bez słów - chcieli nadrobić stracony czas, a to było równoznaczne z masą pocałunków, uścisków i dotyków. I żadne z nich nie zamierzało tego zatrzymać, wręcz przeciwnie, co jakiś czas znajdowali kolejne pokłady energii, by przeistoczyć ją w namiętny taniec języków. Chociaż prawdę mówiąc, Giotto trochę się wycwanił, bo gdy ona zmieniła pozycje, z powrotem siadając mu na kolanach, on skorzystał z chwili odsunięcia jej warg na złapanie oddechu. Niemniej jednak, gdy tylko się ułożyła wygodnie, przycisnął ją do siebie jeszcze bardziej, wznawiając przy tym muśnięcia jej warg. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, który ewidentnie sugerował, że przekonała go do swoich racji i będzie się skupiać tylko na tym, co najważniejsze - na niej.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Pon Maj 15, 2017 12:27 am
Na chwilę obecną nie widziała jednak żadnych podstaw ku temu aby w jakikolwiek sposób go zmieniać. Rozumiała dlaczego chował się za wyuczoną maską, rozumiała też, że nie zawsze czuł się na tyle pewnie aby odsłonić przed nią prawdziwego siebie. Nie wymagała od niego nie wiadomo jakich zmian, prawdę mówiąc rzadko kiedy czegokolwiek od niego wymagała, zazwyczaj ciesząc się po prostu z tego co miała. Tym bardziej teraz, kiedy widziała, że się stara i odsłania przed nastolatką swoje uczucia i emocje. W takiej sytuacji tym bardziej skłonna była zaakceptować każdą chłodniejszą odpowiedź czy reakcję jeśli taka miała być zapłatą za jego stopniowe otwieranie się przed Charlotte. Ponadto teraz nie był czas na martwienie się tym, że należałoby się lepiej poznać czy też starać się być bardziej dla tej drugiej osoby niż dla siebie. Tym martwić się będą kiedy już Giotto powróci ze swojej wyprawy i zaczną planować naprawdę swoją przyszłość, już bez żadnych zadań do zrealizowania po drodze. W tym momencie powinni pozwolić sobie po prostu nacieszyć się z tego, że mają siebie nawzajem.
Charlotte nie myślała jednak czy jakkolwiek wpływa na plany Giotto. Jedynym co chciała osiągnąć od momentu gdy dowiedziała się o jego podróży to aby chłopak dał sobie więcej czasu na treningi i przygotowanie się. Chociaż bardzo mocno w niego wierzyła, to miała świadomość, że osoby, które spotka na swojej drodze nie będą tymi przyjaźnie do niego nastawionymi i powinien nauczyć się jak najwięcej nim przyjdzie czas wyruszyć w pogoń za prawdą. Każda dodatkowa minuta spędzona na nauce zwiększała przecież szanse na to, że wróci do niej w jednym kawałku, ba, że wróci w ogóle.
Mimo, że przez ten cały czas wymuszała wręcz to, aby nie zwalniali ani na moment tempa swoich pocałunków, pogłębiając każdy kolejny i prawie miażdżąc swoimi ustami usta Giotto, to w pewnym momencie niedotlenienie zaczęło dawać jej się we znaki, sprawiając, że pocałunki przemieniły się stopniowo w powolne muśnięcia warg, które pozwalały na złapanie oddechu i uspokojenie tej całej gonitwy jaką serce Charlotte rozgrywało w klatce piersiowej.
Nastolatka była pewna, że nigdy, przenigdy nie zapomni tej nocy i że prawdopodobnie niejednokrotnie będzie ona jej deską nadziei i szczęścia w chwilach, kiedy realny świat nie będzie w stanie tego uczucia zagwarantować. Bo czy mogłaby teraz czuć się lepiej? Zdecydowanie nie. Była najszczęśliwsza na świecie, świadoma, że nawet wszystkie jej słowa nie byłyby w stanie wyrazić emocji i uczuć jakie towarzyszyły jej w tej chwili. Na zakończenie balu dostała prezent najwspanialszy na świecie o którym nawet nie śniła, że mógłby kiedyś wykroczyć poza granice jej wyobraźni.
Palce lewej dłoni Charlotte przesunęła na tył głowy Ślizgona, rytmicznie przeczesując pacami jego włosy, a sama nastolatka odsunęła się w końcu na moment, chociaż wcale to nie było proste, przyglądając się twarzy Giotto, każdemu skrawkowi po kolei, kciukiem prawej dłoni gładząc jego dolną wargę. I tak po prostu się uśmiechała, próbując zapamiętać w tym momencie każdy milimetr jego twarzy, każde najmniejsze drgnięcie jakie się pojawiało.
Charlotte nie myślała jednak czy jakkolwiek wpływa na plany Giotto. Jedynym co chciała osiągnąć od momentu gdy dowiedziała się o jego podróży to aby chłopak dał sobie więcej czasu na treningi i przygotowanie się. Chociaż bardzo mocno w niego wierzyła, to miała świadomość, że osoby, które spotka na swojej drodze nie będą tymi przyjaźnie do niego nastawionymi i powinien nauczyć się jak najwięcej nim przyjdzie czas wyruszyć w pogoń za prawdą. Każda dodatkowa minuta spędzona na nauce zwiększała przecież szanse na to, że wróci do niej w jednym kawałku, ba, że wróci w ogóle.
Mimo, że przez ten cały czas wymuszała wręcz to, aby nie zwalniali ani na moment tempa swoich pocałunków, pogłębiając każdy kolejny i prawie miażdżąc swoimi ustami usta Giotto, to w pewnym momencie niedotlenienie zaczęło dawać jej się we znaki, sprawiając, że pocałunki przemieniły się stopniowo w powolne muśnięcia warg, które pozwalały na złapanie oddechu i uspokojenie tej całej gonitwy jaką serce Charlotte rozgrywało w klatce piersiowej.
Nastolatka była pewna, że nigdy, przenigdy nie zapomni tej nocy i że prawdopodobnie niejednokrotnie będzie ona jej deską nadziei i szczęścia w chwilach, kiedy realny świat nie będzie w stanie tego uczucia zagwarantować. Bo czy mogłaby teraz czuć się lepiej? Zdecydowanie nie. Była najszczęśliwsza na świecie, świadoma, że nawet wszystkie jej słowa nie byłyby w stanie wyrazić emocji i uczuć jakie towarzyszyły jej w tej chwili. Na zakończenie balu dostała prezent najwspanialszy na świecie o którym nawet nie śniła, że mógłby kiedyś wykroczyć poza granice jej wyobraźni.
Palce lewej dłoni Charlotte przesunęła na tył głowy Ślizgona, rytmicznie przeczesując pacami jego włosy, a sama nastolatka odsunęła się w końcu na moment, chociaż wcale to nie było proste, przyglądając się twarzy Giotto, każdemu skrawkowi po kolei, kciukiem prawej dłoni gładząc jego dolną wargę. I tak po prostu się uśmiechała, próbując zapamiętać w tym momencie każdy milimetr jego twarzy, każde najmniejsze drgnięcie jakie się pojawiało.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Wto Maj 16, 2017 4:49 pm
Kwestią czasu było, zanim Giotto nauczy się żyć ze świadomością, że teraz nie jest już sam i że ma dla kogo i o kogo walczyć. Niemniej jednak nie stanie się do ad hoc i potrzeba będzie tygodni, miesięcy, a może nawet lat wspólnego życia, by wykluczył pewne swoje, niechciane wręcz, zachowania, zastępując je czymś bardziej człowieczym. Charlotte mogła od niego nie wymagać tego teraz, ale nie ma pewności co będzie za jakiś czas - pewnym jest, że prędzej czy później osobowość Giotto zaczęłaby przeszkadzać w ich relacji i że trzeba będzie nad nią pracować, by w jakiś głupi sposób nie zaprzepaścili tego, co wytworzyło się między nimi przez te lata przyjaźni. On sam od siebie wymagał bycia lepszym, ale tak jak stwierdził: na wszystko przyjdzie czas, gdy już zrobi to co musi i zajmie się w końcu nią, tak jak powinien.
Nie posądzałby nigdy Macmillan o jakikolwiek negatywny wpływ na niego i chęć uzyskania jakiejś dodatkowej atencji; był uparty, ale nie głupi, dlatego po przemyśleniach przekonał się do wizji swojej dziewczyny, która wyperswadowała mu skutecznie z głowy podróż już teraz. Miał już plan, by w wakacje potrenować z Enzo w domku letniskowym nieopodal Londynu, należącym do rodziców Giotto. Dwa miesiące spędzone na ciężkiej harówce, bez potrzeby przesiadywania na nudnych lekcjach, były tym, czego właśnie potrzebował. Był pewien, że więcej nauczy się w te dwa miesiące, niż przez cały, sześcioletni pobyt w Hogwarcie. I to jest głównie zasługą Charlotte, która nieświadomie podsunęła mu ten pomysł.
Poczuł się dosyć dziwnie, gdy po tak długiej serii namiętnych pocałunków, jego ukochana zdecydowała się to przerwać w końcu. Nie samym faktem, a tym, co zrobiła potem - jak wpatrywała się w niego. Dotychczas nigdy nie czuł na sobie takiego wzroku. Nic nie mówiła, a przekazywała mu multum różnych treści, które powodowały, że czuł coraz większe ciepło w okolicach klatki piersiowej. Instynktownie musnął jej wargi swoimi, ale tylko raz, poczuł po prostu taką potrzebę. Niemniej jednak czuł się świetnie - nigdy kobieta nie patrzyła na niego w ten sposób; najwidoczniej naprawdę była zakochana w nim po uszy, skoro zwykłym spojrzeniem potrafiła wzbudzić w nim uczucie zachwytu, poczucia własnej wartości czy szeroko rozumianego podniecenia. O zadurzeniu już nie było tutaj mowy, to była miłość w czystej postaci i to obustronna.
Uśmiechnął się dosyć delikatnie i wpatrywał się w jej tęczówki.
- Powiedz coś - tęsknię za twoim głosem, chciał dodać, ale to by nie było w jego stylu, a przecież o styl tu chodzi. Niemniej jednak, chciał jej trochę posłuchać; nie żeby mu pocałunki przeszkadzały, w żadnym wypadku, po prostu korzystając z chwili, mogła go uraczyć jakimś zaskakująco głupim, ale jakże uroczym słowem, jak to miała zawsze w zwyczaju.
Ale cóż począć, chłopak tak się zakochał, że najlepiej chciałby wszystko to co z nią związane mieć na raz - pocałunki, objęcia, ogólnie kontakt fizyczny, słowotoki, a jednocześnie błogą ciszę, leżąc wtuleni w siebie powoli zasypiając. Niestety jednak, nie było to możliwe, dlatego chciał wszystkiego po trochu - teraz przyszedł czas na jej głos, bardzo piękny głos.
Nie posądzałby nigdy Macmillan o jakikolwiek negatywny wpływ na niego i chęć uzyskania jakiejś dodatkowej atencji; był uparty, ale nie głupi, dlatego po przemyśleniach przekonał się do wizji swojej dziewczyny, która wyperswadowała mu skutecznie z głowy podróż już teraz. Miał już plan, by w wakacje potrenować z Enzo w domku letniskowym nieopodal Londynu, należącym do rodziców Giotto. Dwa miesiące spędzone na ciężkiej harówce, bez potrzeby przesiadywania na nudnych lekcjach, były tym, czego właśnie potrzebował. Był pewien, że więcej nauczy się w te dwa miesiące, niż przez cały, sześcioletni pobyt w Hogwarcie. I to jest głównie zasługą Charlotte, która nieświadomie podsunęła mu ten pomysł.
Poczuł się dosyć dziwnie, gdy po tak długiej serii namiętnych pocałunków, jego ukochana zdecydowała się to przerwać w końcu. Nie samym faktem, a tym, co zrobiła potem - jak wpatrywała się w niego. Dotychczas nigdy nie czuł na sobie takiego wzroku. Nic nie mówiła, a przekazywała mu multum różnych treści, które powodowały, że czuł coraz większe ciepło w okolicach klatki piersiowej. Instynktownie musnął jej wargi swoimi, ale tylko raz, poczuł po prostu taką potrzebę. Niemniej jednak czuł się świetnie - nigdy kobieta nie patrzyła na niego w ten sposób; najwidoczniej naprawdę była zakochana w nim po uszy, skoro zwykłym spojrzeniem potrafiła wzbudzić w nim uczucie zachwytu, poczucia własnej wartości czy szeroko rozumianego podniecenia. O zadurzeniu już nie było tutaj mowy, to była miłość w czystej postaci i to obustronna.
Uśmiechnął się dosyć delikatnie i wpatrywał się w jej tęczówki.
- Powiedz coś - tęsknię za twoim głosem, chciał dodać, ale to by nie było w jego stylu, a przecież o styl tu chodzi. Niemniej jednak, chciał jej trochę posłuchać; nie żeby mu pocałunki przeszkadzały, w żadnym wypadku, po prostu korzystając z chwili, mogła go uraczyć jakimś zaskakująco głupim, ale jakże uroczym słowem, jak to miała zawsze w zwyczaju.
Ale cóż począć, chłopak tak się zakochał, że najlepiej chciałby wszystko to co z nią związane mieć na raz - pocałunki, objęcia, ogólnie kontakt fizyczny, słowotoki, a jednocześnie błogą ciszę, leżąc wtuleni w siebie powoli zasypiając. Niestety jednak, nie było to możliwe, dlatego chciał wszystkiego po trochu - teraz przyszedł czas na jej głos, bardzo piękny głos.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Nie Maj 21, 2017 1:46 pm
Dlatego też nie chciała żeby od razu, teraz, z miejsca, zmieniał się i próbował być kimś innym. Charlotte wiedziała, że na obecny moment Giotto ma swoje plany i postanowienia, ważniejsze od niej samej bo żyjące w jego świadomości niesamowicie intensywnie już od dłuższego czasu. Ona rozgościła się w jego umyśle dopiero niedawno, powoli, nie podporządkowywała sobie każdej decyzji Nero i nie chciała tego robić. Teraz chciała aby załatwił to, co sobie postanowił, a za jakiś czas, kilka miesięcy, a może lat, kiedy już wróci i będą mogli być ze sobą naprawdę będzie się martwić czy jest na pierwszym czy może ostatnim miejscu jego listy priorytetów.
Nigdy nie chciała wywierać na Giotto żadnego nacisku, wymuszać na nim czegokolwiek bądź też sprawiać w każdy możliwy sposób aby robił to co chciała. W głowie nieustannie odzywał jej się głos, że takie zachowania wcale nie pomogą, że to tylko odstraszy od niej chłopaka i straci go na zawsze, a z tym nie byłaby w stanie się pogodzić od pierwszych tygodni ich znajomości. I jak widać, chociaż rozkochanie go w sobie nie było planem Gryfonki, to zdecydowanie teraz miała okazję zbierać profity całego zainteresowania, każdego monologu i czasu, jaki poświęciła na czasem zwyczajne siedzenie obok siebie w ciszy.
Chciała mu się uważnie przyjrzeć i zapamiętać każdy najmniejszy detal jego twarzy. Potrzebowała wyryć sobie w pamięci obraz jego twarzy, nie wiedząc kiedy następny raz będzie miała okazję go zobaczyć. A bardzo bała się zapomnieć. Nawet pomimo zdjęć mających pomagać jej w zachowaniu wizji twarzy Giotto, strach przed zapomnieniem nie dawał o sobie zapomnieć. Tak samo jak bała się, że zapomni barwę jego głosu, że nie będzie mogła wyobrażać sobie, że mówi coś do niej przed snem gdyż w pamięci nie będzie miała już wspomnienia z tym dźwiękiem.
Przekrzywiła w bok głowę słysząc jego prośbę i uśmiechnęła się szeroko, przenosząc spojrzenie na jego oczy.
- Kocham cię. - było to pierwsze o czym pomyślała, a nie widziała najmniejszego sensu wymyślania jakichś innych rzeczy skoro to było najważniejsze co mogła mu powiedzieć. - Tak bardzo mocno cię kocham. To najlepszy wieczór w moim życiu. - powoli się nachyliła, nosem przejeżdżając po policzku Giotto, na koniec składając kilka delikatnych pocałunków na jego skroni.
W tym momencie miała wrażenie, że gdyby szczęście mogło być powodem śmierci to ona już dawno by nie żyła, nigdy wcześniej bowiem tak mocne i wszechogarniające uczucie nie wypełniało jej wnętrza, grzejąc każde najdalsze zakończenie nerwowe ciała.
Nigdy nie chciała wywierać na Giotto żadnego nacisku, wymuszać na nim czegokolwiek bądź też sprawiać w każdy możliwy sposób aby robił to co chciała. W głowie nieustannie odzywał jej się głos, że takie zachowania wcale nie pomogą, że to tylko odstraszy od niej chłopaka i straci go na zawsze, a z tym nie byłaby w stanie się pogodzić od pierwszych tygodni ich znajomości. I jak widać, chociaż rozkochanie go w sobie nie było planem Gryfonki, to zdecydowanie teraz miała okazję zbierać profity całego zainteresowania, każdego monologu i czasu, jaki poświęciła na czasem zwyczajne siedzenie obok siebie w ciszy.
Chciała mu się uważnie przyjrzeć i zapamiętać każdy najmniejszy detal jego twarzy. Potrzebowała wyryć sobie w pamięci obraz jego twarzy, nie wiedząc kiedy następny raz będzie miała okazję go zobaczyć. A bardzo bała się zapomnieć. Nawet pomimo zdjęć mających pomagać jej w zachowaniu wizji twarzy Giotto, strach przed zapomnieniem nie dawał o sobie zapomnieć. Tak samo jak bała się, że zapomni barwę jego głosu, że nie będzie mogła wyobrażać sobie, że mówi coś do niej przed snem gdyż w pamięci nie będzie miała już wspomnienia z tym dźwiękiem.
Przekrzywiła w bok głowę słysząc jego prośbę i uśmiechnęła się szeroko, przenosząc spojrzenie na jego oczy.
- Kocham cię. - było to pierwsze o czym pomyślała, a nie widziała najmniejszego sensu wymyślania jakichś innych rzeczy skoro to było najważniejsze co mogła mu powiedzieć. - Tak bardzo mocno cię kocham. To najlepszy wieczór w moim życiu. - powoli się nachyliła, nosem przejeżdżając po policzku Giotto, na koniec składając kilka delikatnych pocałunków na jego skroni.
W tym momencie miała wrażenie, że gdyby szczęście mogło być powodem śmierci to ona już dawno by nie żyła, nigdy wcześniej bowiem tak mocne i wszechogarniające uczucie nie wypełniało jej wnętrza, grzejąc każde najdalsze zakończenie nerwowe ciała.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Pon Maj 22, 2017 9:22 pm
Charlotte miała dobre podejście do tego wszystkiego, przynajmniej z perspektywy zabezpieczenia ich relacji. Nie starała się wywierać na niego żadnego wpływu, manipulować nim, czy też stawiać bezsensownych ultimatum, które pogarszałyby tylko sprawę. Żyła chwilą bieżącą, niczym prawdziwy rycerz jedi, nie zajmując sobie głowy myślami o tym, co może przynieść przyszłość - w końcu, jedyne co tak naprawdę planowała, to go pocałować dzisiejszego wieczoru, a przynajmniej tak mówiła. Wszystko to co pojawiło się wcześniej - coraz więcej czasu spędzanego ze sobą, czy w końcu lawina różnych ważnych czy mniej ważnych gestów i słów, jakie padły po balu, były już efektem ich spontaniczności. Nigdy nie czuł żadnej presji z jej strony, mało tego, bardzo dobrze czuł się w jej towarzystwie, co idąc tym tropem blokowało wszelakie myśli o manipulacji nim - bo to potrafił wyczuć doskonale i nie działało to na niego zbyt dobrze. Naturalność, z jaką rozwinęła się ta relacja, była kluczem do tego, że postrzegał to wszystko dość pozytywnie, acz było to nieplanowane, a on z reguły nieplanowanych rzeczy nie lubi. Pojawił się więc jakiś wyjątek w tym przypadku.
Trochę wyolbrzymiała sprawę, wpatrując się tak w niego. Dość czasu żyli ze sobą, by mieć pewność, że tak szybko siebie nie zapomną. W ostatnich tygodniach nawet się to nasiliło i przeszło na o wiele wyższy poziom, czego kulminacja nastąpiła właśnie dzisiaj - w końcu przyznali się do tego, co czuli już od dawna, ale albo nie umieli, albo nie wiedzieli jak to nazwać. W jego przypadku, z pewnością była to niewiedza, z jej, nie wiadomo. Ostatecznie jednak odwzajemniła jego uczucia, dzięki czemu wszystko było już jasne i klarowne, a im bardziej bezpośrednie było, tym łatwiej Giotto to wszystko przetrawiał.
Pomimo tego, że poprosił ją o wypowiedzenie czegokolwiek, to tego akurat się nie spodziewał. Nie żeby nie chciał tego usłyszeć, bo chciał, a jego samego aż ciarki przeszły, gdy te magiczne słowa padły z jej ust, jednakże po niej spodziewałby się czegoś innego - jakiejś serii słów, nawet niekoniecznie trzymającej się kupy. Był nastawiony na to, że jednak jak już otworzy usta, to ich nie zamknie, a przynajmniej nie bez jego pomocy, a tu proszę, taka zmiana. Ona chyba naprawdę się zakochała, bo nawet nie mówi dużo - szok i niedowierzanie.
Na jego twarzy zawitały mimowolnie delikatne, ledwo widoczne rumieńce, z których Nero zdawał sobie sprawę, jednakże tylko wprawiony obserwator, najlepiej wpatrujący się w niego jak w obrazek, dostrzegłby delikatne zaczerwienienie policzków. No i był w o tyle badziewnej sytuacji, że ona właśnie mogła to dostrzec, bo miała ku temu wszelką sposobność, a Giotto jako dumny Ślizgon, raczej nie pragnął tego, by postrzegano go właśnie przez pryzmat takich zachowań, które nie były dla niego ani naturalne, ani tym bardziej chciane. Niemniej jednak, skoro to miało być tylko dla Charlotte, to może nie będzie aż tak źle - ona z pewnością zostawi to dla siebie, w końcu jak dzika musi być satysfakcja tego, że wprawiła go w pozytywne zakłopotanie, wprawiła w nie kogoś, kogo teoretycznie nie da się niczym zagiąć. A wszystko to zwieńczone jeszcze muskaniem ustami jego skóry, to naprawdę magiczny wieczór.
Chociaż może mu się poszczęści, bo kiedy przejeżdżała nosem po jego policzku, czy całowała jego twarz, nie miała raczej wglądu w poliki szóstoklasisty. Swoją drogą, coraz ciężej było mu ukrywać ekscytację i zadowolenie z całej tej sytuacji - jeszcze jakieś dwie godziny temu, potrafiłby wszystko zamaskować. Teraz nie potrafi nie uśmiechnąć się słabiej, czy też skupić myśli wokół czegokolwiek innego, niż Macmillan. To było dziwne uczucie, ale przyjemne i w jakiś sposób pożądane, choć sam nie umiał tego jednoznacznie potwierdzić.
Pochylił nieznacznie głowę do przodu i wtulił się w jej ciało, przejeżdżając najpierw policzkiem, a potem nosem po jej szyi, na koniec muskając ją ustami dwukrotnie. Przymknął przy tym oczy i odetchnął bardzo głęboko, nie wypuszczając jej ze swoich objęć. Chłonął jej zapach, gdyż działało to na niego jak afrodyzjak, tak jak ona starała się wcześniej zapamiętać jego twarz, tak on poszedł o krok dalej i delektował się nawet jej zapachem, co swoją drogą skutecznie obniżało mu gardę - jeśli jeszcze jakąkolwiek trzymał.
I trwało to dosyć długo, bo dobre kilkadziesiąt sekund, nim postanowił odsunąć się nieznacznie i wyprostować, ustawiając tym samym głowę mniej więcej na poziomie jej głowy. Rozluźniony, lekko zmęczony, ale najważniejsze, że szczęśliwy, spojrzał na nią z małym uśmiechem i przysunął twarz nieco w jej stronę.
- Ja ciebie też... - tylko to był w stanie z siebie wykrzesać i to po i tak dosyć długim czasie, bo odpowiedź zajęła mu parę minut. Bynajmniej nie z powodu niezdecydowania, czy jakichś problemów, a zwyczajnego egoizmu, chcąc napawać się jej widokiem i zapachem.
Chwilę później znów złączył ich usta w pocałunku, nie dając jej żadnych szans na dodanie czegokolwiek. Jak widać, po raz kolejny dało o sobie znać jego pragnienie wszystkiego na raz - chciał ją słyszeć, całować, a jednocześnie najlepiej zasnąć z nią tutaj, śniąc oczywiście wyłącznie o niej. Pocałunek był czuły, a zarazem bardzo głęboki i tak naprawdę, pełen miłości, bo chyba właśnie tym Giotto teraz najbardziej emanował. I czuł to w całym ciele - ten napływ energii i lekkość we wszystkim co robi.
Trochę wyolbrzymiała sprawę, wpatrując się tak w niego. Dość czasu żyli ze sobą, by mieć pewność, że tak szybko siebie nie zapomną. W ostatnich tygodniach nawet się to nasiliło i przeszło na o wiele wyższy poziom, czego kulminacja nastąpiła właśnie dzisiaj - w końcu przyznali się do tego, co czuli już od dawna, ale albo nie umieli, albo nie wiedzieli jak to nazwać. W jego przypadku, z pewnością była to niewiedza, z jej, nie wiadomo. Ostatecznie jednak odwzajemniła jego uczucia, dzięki czemu wszystko było już jasne i klarowne, a im bardziej bezpośrednie było, tym łatwiej Giotto to wszystko przetrawiał.
Pomimo tego, że poprosił ją o wypowiedzenie czegokolwiek, to tego akurat się nie spodziewał. Nie żeby nie chciał tego usłyszeć, bo chciał, a jego samego aż ciarki przeszły, gdy te magiczne słowa padły z jej ust, jednakże po niej spodziewałby się czegoś innego - jakiejś serii słów, nawet niekoniecznie trzymającej się kupy. Był nastawiony na to, że jednak jak już otworzy usta, to ich nie zamknie, a przynajmniej nie bez jego pomocy, a tu proszę, taka zmiana. Ona chyba naprawdę się zakochała, bo nawet nie mówi dużo - szok i niedowierzanie.
Na jego twarzy zawitały mimowolnie delikatne, ledwo widoczne rumieńce, z których Nero zdawał sobie sprawę, jednakże tylko wprawiony obserwator, najlepiej wpatrujący się w niego jak w obrazek, dostrzegłby delikatne zaczerwienienie policzków. No i był w o tyle badziewnej sytuacji, że ona właśnie mogła to dostrzec, bo miała ku temu wszelką sposobność, a Giotto jako dumny Ślizgon, raczej nie pragnął tego, by postrzegano go właśnie przez pryzmat takich zachowań, które nie były dla niego ani naturalne, ani tym bardziej chciane. Niemniej jednak, skoro to miało być tylko dla Charlotte, to może nie będzie aż tak źle - ona z pewnością zostawi to dla siebie, w końcu jak dzika musi być satysfakcja tego, że wprawiła go w pozytywne zakłopotanie, wprawiła w nie kogoś, kogo teoretycznie nie da się niczym zagiąć. A wszystko to zwieńczone jeszcze muskaniem ustami jego skóry, to naprawdę magiczny wieczór.
Chociaż może mu się poszczęści, bo kiedy przejeżdżała nosem po jego policzku, czy całowała jego twarz, nie miała raczej wglądu w poliki szóstoklasisty. Swoją drogą, coraz ciężej było mu ukrywać ekscytację i zadowolenie z całej tej sytuacji - jeszcze jakieś dwie godziny temu, potrafiłby wszystko zamaskować. Teraz nie potrafi nie uśmiechnąć się słabiej, czy też skupić myśli wokół czegokolwiek innego, niż Macmillan. To było dziwne uczucie, ale przyjemne i w jakiś sposób pożądane, choć sam nie umiał tego jednoznacznie potwierdzić.
Pochylił nieznacznie głowę do przodu i wtulił się w jej ciało, przejeżdżając najpierw policzkiem, a potem nosem po jej szyi, na koniec muskając ją ustami dwukrotnie. Przymknął przy tym oczy i odetchnął bardzo głęboko, nie wypuszczając jej ze swoich objęć. Chłonął jej zapach, gdyż działało to na niego jak afrodyzjak, tak jak ona starała się wcześniej zapamiętać jego twarz, tak on poszedł o krok dalej i delektował się nawet jej zapachem, co swoją drogą skutecznie obniżało mu gardę - jeśli jeszcze jakąkolwiek trzymał.
I trwało to dosyć długo, bo dobre kilkadziesiąt sekund, nim postanowił odsunąć się nieznacznie i wyprostować, ustawiając tym samym głowę mniej więcej na poziomie jej głowy. Rozluźniony, lekko zmęczony, ale najważniejsze, że szczęśliwy, spojrzał na nią z małym uśmiechem i przysunął twarz nieco w jej stronę.
- Ja ciebie też... - tylko to był w stanie z siebie wykrzesać i to po i tak dosyć długim czasie, bo odpowiedź zajęła mu parę minut. Bynajmniej nie z powodu niezdecydowania, czy jakichś problemów, a zwyczajnego egoizmu, chcąc napawać się jej widokiem i zapachem.
Chwilę później znów złączył ich usta w pocałunku, nie dając jej żadnych szans na dodanie czegokolwiek. Jak widać, po raz kolejny dało o sobie znać jego pragnienie wszystkiego na raz - chciał ją słyszeć, całować, a jednocześnie najlepiej zasnąć z nią tutaj, śniąc oczywiście wyłącznie o niej. Pocałunek był czuły, a zarazem bardzo głęboki i tak naprawdę, pełen miłości, bo chyba właśnie tym Giotto teraz najbardziej emanował. I czuł to w całym ciele - ten napływ energii i lekkość we wszystkim co robi.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Wto Maj 23, 2017 3:29 pm
Niczego wcześniej w temacie Giotto nie planowała, wiedziała przecież, że żadne planowanie i zakładanie z góry czegoś nie ma najmniejszego sensu, nawet znając go tyle czasu nigdy nie była pewna jak chłopak zareaguje, a wszystko co robiła było zwyczajnie spontaniczne, było reakcją na obserwacje w jakim aktualnie nastroju się znajdował i na jak wiele może sobie pozwolić bez obawy, że go urazi. Tylko ten pocałunek był jedynym czego chciała i co wiedziała, że musi zrobić. Nie miała z góry ustalonego kiedy, w jakim momencie balu, jednak nigdy nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że zmarnowała swoją okazję. Tym bardziej teraz, siedząc tutaj z nim, myśl, że mogłoby tego nie być gdyby zawahała się chociaż na moment była czymś, co dosyć mocno nastolatką poruszało. Teraz bowiem nie wyobrażała sobie, że mogliby tak po prostu się rozejść na koniec balu.
Możliwe, że wyolbrzymiała, jednak w tym temacie na pewno nie dałaby sobie przemówić do rozsądku. Pragnęła aby wspomnienie jego twarzy na zawsze pozostało w jej pamięci żywym i barwnym, bez względu na wszystko. Nie wiedziała przecież jak długo będzie musiała żywić się wyłącznie marnymi próbami odtworzenia tego widoku przez jej umysł. Dlatego też wolała dać sobie szansę na zapamiętanie większej ilości szczegółów póki miała ku temu sposobność, póki nie musiało dochodzić ze strony jej pamięci do jakichś konfabulacji.
Lekkie rumieńce zarejestrowała nim ruszyła do całowania jego twarzy, jednak czy komentowanie tego miało jakikolwiek sens? Nie chciała aby się speszył i zamknął w sobie, więc wyłącznie uśmiechnęła się sama do siebie, gdzieś tam, wewnętrznie, ciesząc się, że Giotto już nie walczy tak zażarcie o to aby ukrywać każde uczucie i pozwala na to, aby chociaż Charlotte ujrzała co dzieje się w jego głowie. Składać pocałunków na jego twarzy nie przestała jednak nawet na moment, wyłącznie, przenosząc się po chwili z ustami na ucho chłopaka, które zaczęła pieścić delikatnymi muśnięciami warg.
Wiedziała jednak, że nie tego się prawdopodobnie Giotto spodziewał gdy prosił ją aby powiedziała coś, tak jak zawsze w głowie miała milion pomysłów i milion spraw, które pragnęła poruszyć, tak w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy, wszystko w tym momencie kręciło się wokół Giotto i uczuć, jakimi go darzyła, wokół szczęścia jakie odczuwała i niesamowitego spokoju ogarniającego ją kiedy był obok. Czując jego dotyk na swojej skórze czy też każdy pojedynczy pocałunek nie potrafiła myśleć, że może wydarzyć się coś złego. Dodać do tego fakt, że ogarniało ją poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa i śmiało można było powiedzieć, że Giotto dawał jej wszystko czego potrzebowała. Swoją obecność, pewność obecnej sytuacji, spokój, brak jakiegokolwiek strachu. Nie chciała w tym momencie niczego więcej niż mieć go przy sobie najdłużej jak to możliwe.
Palcami przeczesała jego włosy gdy już się w Charlotte wtulił, czując jak jej serce ponownie przyspiesza napędzane tymi wszystkimi pozytywnymi odczuciami, które bombardowały brunetkę w tym momencie z każdej możliwej strony. A rozszalało się jeszcze bardziej kiedy do jej uszu dotarła odpowiedź Ślizgona, która sprawiła, że jej wargi rozciągnęły się w uśmiechu. I może nawet powiedziałaby coś jeszcze gdyby nie kolejny pocałunek, którym została obdarzona i fakt, że nie chciała pozostawać Giotto dłużna. Chociaż nie była pewna czy to w ogóle możliwe, przysunęła się do niego, chcąc zniwelować każdą minimalną szparę między ich ciałami, dłonie splatając na karku chłopaka, co miało dać jej pewność, że nie odsunie się on nawet na chwilę bez jej zgody. A zgody nie zamierzała wydać zbyt prędko, samej będąc stęsknioną jego ust po tych kilku chwilach przerwy, którą sobie zrobili.
Możliwe, że wyolbrzymiała, jednak w tym temacie na pewno nie dałaby sobie przemówić do rozsądku. Pragnęła aby wspomnienie jego twarzy na zawsze pozostało w jej pamięci żywym i barwnym, bez względu na wszystko. Nie wiedziała przecież jak długo będzie musiała żywić się wyłącznie marnymi próbami odtworzenia tego widoku przez jej umysł. Dlatego też wolała dać sobie szansę na zapamiętanie większej ilości szczegółów póki miała ku temu sposobność, póki nie musiało dochodzić ze strony jej pamięci do jakichś konfabulacji.
Lekkie rumieńce zarejestrowała nim ruszyła do całowania jego twarzy, jednak czy komentowanie tego miało jakikolwiek sens? Nie chciała aby się speszył i zamknął w sobie, więc wyłącznie uśmiechnęła się sama do siebie, gdzieś tam, wewnętrznie, ciesząc się, że Giotto już nie walczy tak zażarcie o to aby ukrywać każde uczucie i pozwala na to, aby chociaż Charlotte ujrzała co dzieje się w jego głowie. Składać pocałunków na jego twarzy nie przestała jednak nawet na moment, wyłącznie, przenosząc się po chwili z ustami na ucho chłopaka, które zaczęła pieścić delikatnymi muśnięciami warg.
Wiedziała jednak, że nie tego się prawdopodobnie Giotto spodziewał gdy prosił ją aby powiedziała coś, tak jak zawsze w głowie miała milion pomysłów i milion spraw, które pragnęła poruszyć, tak w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy, wszystko w tym momencie kręciło się wokół Giotto i uczuć, jakimi go darzyła, wokół szczęścia jakie odczuwała i niesamowitego spokoju ogarniającego ją kiedy był obok. Czując jego dotyk na swojej skórze czy też każdy pojedynczy pocałunek nie potrafiła myśleć, że może wydarzyć się coś złego. Dodać do tego fakt, że ogarniało ją poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa i śmiało można było powiedzieć, że Giotto dawał jej wszystko czego potrzebowała. Swoją obecność, pewność obecnej sytuacji, spokój, brak jakiegokolwiek strachu. Nie chciała w tym momencie niczego więcej niż mieć go przy sobie najdłużej jak to możliwe.
Palcami przeczesała jego włosy gdy już się w Charlotte wtulił, czując jak jej serce ponownie przyspiesza napędzane tymi wszystkimi pozytywnymi odczuciami, które bombardowały brunetkę w tym momencie z każdej możliwej strony. A rozszalało się jeszcze bardziej kiedy do jej uszu dotarła odpowiedź Ślizgona, która sprawiła, że jej wargi rozciągnęły się w uśmiechu. I może nawet powiedziałaby coś jeszcze gdyby nie kolejny pocałunek, którym została obdarzona i fakt, że nie chciała pozostawać Giotto dłużna. Chociaż nie była pewna czy to w ogóle możliwe, przysunęła się do niego, chcąc zniwelować każdą minimalną szparę między ich ciałami, dłonie splatając na karku chłopaka, co miało dać jej pewność, że nie odsunie się on nawet na chwilę bez jej zgody. A zgody nie zamierzała wydać zbyt prędko, samej będąc stęsknioną jego ust po tych kilku chwilach przerwy, którą sobie zrobili.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Pią Maj 26, 2017 7:37 pm
Z kolei dla Giotto planowanie wszystkiego było czymś normalnym, być może dlatego, że były to bardziej przyziemne rzeczy, aniżeli miłosne sprawki. Był to w sumie dla niego jeden z większych problemów, ponieważ dotychczas wszystko miał pod kontrolą - każde, nawet najmniejsze odczucie było zależne tylko od jego woli. Tymczasem w tym przypadku mocno się odsłonił i było to poniekąd winą tego, że było to spontaniczne albo po prostu siedziało coś w jego podświadomości i przy odpowiednim bodźcu zostało wysunięte na wierzch. Było to kłopotliwe, ale... szło się przyzwyczaić. No bo na dobrą sprawę, chłopak nie ma przecież na co narzekać. Zrozumiał, że miłość jego życia była przy nim cały czas, tylko on tego nie widział, a ponadto dostrzegł jakąś iskierkę nadziei na normalne życie, o którym myślał każdy, nawet on - żona, dzieci, dom, normalna praca, wspólne przygody i tak dalej.
Charlotte dobrze zrobiła, że nie poruszyła tematu jego rumieńców. Z pewnością by go to speszyło w jakiś sposób, a im więcej pewności siebie traci Nero, tym jego reakcje są gorsze i mniej oczekiwane - nie wyolbrzymiając, był w stanie nawet ją odepchnąć teraz, gdyby dowiedział się, że zarejestrowała lekkie zaczerwienienie jego policzków. Było zdecydowanie za wcześnie, by przyzwyczaił się do takich, niepożądanych cech i odruchów, z którymi nie był do tej pory kojarzony.
Swoją drogą, ciekawe jak to będzie wyglądać, gdy pokażą się w towarzystwie. Teraz Ślizgon może wydawać się pewny siebie, czuły i kochany, ale niekoniecznie będzie to miało odzwierciedlenie przy kimś. Jest oczywiście skłonny do śmiałych deklaracji, ale jednak ktoś tak bardzo ceniący sobie prywatność i żyjący do tej pory w samotności, raczej nie będzie się obnosić z ich związkiem. Oby Macmillan była na to przygotowana, choć raczej nie będzie wymagała od niego pieszczot i robienia z siebie idioty? Z pewnością wystarczy jej objęcie, jakieś miłe słowo, czy po prostu zbliżenie, ewentualnie jakiś krótki pocałunek. Jednakże Charlotte wie, że Giotto ją kocha i to powinno wystarczyć, prawda?
Dyskusje i rozmyślenia jednak zeszły na bok, bo oczywiście jak to świeżo zakochani, długo nie potrafili wytrzymać bez całowania się, a przynajmniej on nie mógł. Nawet przestał się dziwić już, że znajdują na to siły oraz że są tak blisko siebie cały czas. Niewiele było mu potrzeba do tego, by określić to jako... zwyczajne? Albo po prostu zaczął się przyzwyczajać do tego, że od teraz ma ją. Znaczy, od zawsze ją miał, ale teraz jest to już coś głębszego. Wszelkie niuanse typu dystans między nimi, nowość całej sytuacji czy nadmiar uczuć jakimi emanowali, przestały robić na nim wrażenie. Był cały jej, a ona była cała jego i zamierzali z tego korzystać, po prostu.
Objął ją jedną ręką w dole pleców i przycisnął do siebie, wspomagając ją tym samym w niwelowaniu przerwy między nimi, a pocałunek pogłębił, jak na dobrego chłopaka przystało. Wpił się w jej usta, wymuszając chwilę później taniec ich języków. Zapomniał dosłownie o wszystkim - o tym, że jest późno, że cały dzień wrażeń za nimi, że mogą zostać złapani, że to ich ostatnia wspólna noc w Hogwarcie, po prostu cieszył się tym wszystkim w najlepszy dla siebie sposób - całując i ściskając ją. Tylko ktoś ślepy nie dostrzegłby jak wielką miłością do niej Nero teraz emanuje, chłopak nigdy się tak nie zachowywał, a teraz zwyczajnie nie umiał się powstrzymać, albo nie chciał.
Drugą ręką powędrował na górę, wplatając ją w jej włosy, dzięki temu mógł docisnąć jej usta jeszcze bardziej do swoich, co było tylko iluzją, bowiem nie dało się już tego lepiej zrobić. Jemu to jednak nie przeszkadzało - chciał po prostu ją dotykać i mieć jak najbliżej siebie, to przecież całkowicie normalne w takiej sytuacji.
A czas na opierdziel? Będzie jutro, gdy Charlotte dostrzeże jak jej suknia została już pognieciona przez te wszystkie czynności jakie wykonali dzisiaj. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Przecież i tak nawet jeśli się zmartwi, to potem tylko przypomni sobie ten wieczór i już humor będzie mieć najlepszy na świecie. A potem pewnie jeszcze się spotkają przed wyjazdem i znowu będą super szczęśliwi, tacy jak teraz.
Charlotte dobrze zrobiła, że nie poruszyła tematu jego rumieńców. Z pewnością by go to speszyło w jakiś sposób, a im więcej pewności siebie traci Nero, tym jego reakcje są gorsze i mniej oczekiwane - nie wyolbrzymiając, był w stanie nawet ją odepchnąć teraz, gdyby dowiedział się, że zarejestrowała lekkie zaczerwienienie jego policzków. Było zdecydowanie za wcześnie, by przyzwyczaił się do takich, niepożądanych cech i odruchów, z którymi nie był do tej pory kojarzony.
Swoją drogą, ciekawe jak to będzie wyglądać, gdy pokażą się w towarzystwie. Teraz Ślizgon może wydawać się pewny siebie, czuły i kochany, ale niekoniecznie będzie to miało odzwierciedlenie przy kimś. Jest oczywiście skłonny do śmiałych deklaracji, ale jednak ktoś tak bardzo ceniący sobie prywatność i żyjący do tej pory w samotności, raczej nie będzie się obnosić z ich związkiem. Oby Macmillan była na to przygotowana, choć raczej nie będzie wymagała od niego pieszczot i robienia z siebie idioty? Z pewnością wystarczy jej objęcie, jakieś miłe słowo, czy po prostu zbliżenie, ewentualnie jakiś krótki pocałunek. Jednakże Charlotte wie, że Giotto ją kocha i to powinno wystarczyć, prawda?
Dyskusje i rozmyślenia jednak zeszły na bok, bo oczywiście jak to świeżo zakochani, długo nie potrafili wytrzymać bez całowania się, a przynajmniej on nie mógł. Nawet przestał się dziwić już, że znajdują na to siły oraz że są tak blisko siebie cały czas. Niewiele było mu potrzeba do tego, by określić to jako... zwyczajne? Albo po prostu zaczął się przyzwyczajać do tego, że od teraz ma ją. Znaczy, od zawsze ją miał, ale teraz jest to już coś głębszego. Wszelkie niuanse typu dystans między nimi, nowość całej sytuacji czy nadmiar uczuć jakimi emanowali, przestały robić na nim wrażenie. Był cały jej, a ona była cała jego i zamierzali z tego korzystać, po prostu.
Objął ją jedną ręką w dole pleców i przycisnął do siebie, wspomagając ją tym samym w niwelowaniu przerwy między nimi, a pocałunek pogłębił, jak na dobrego chłopaka przystało. Wpił się w jej usta, wymuszając chwilę później taniec ich języków. Zapomniał dosłownie o wszystkim - o tym, że jest późno, że cały dzień wrażeń za nimi, że mogą zostać złapani, że to ich ostatnia wspólna noc w Hogwarcie, po prostu cieszył się tym wszystkim w najlepszy dla siebie sposób - całując i ściskając ją. Tylko ktoś ślepy nie dostrzegłby jak wielką miłością do niej Nero teraz emanuje, chłopak nigdy się tak nie zachowywał, a teraz zwyczajnie nie umiał się powstrzymać, albo nie chciał.
Drugą ręką powędrował na górę, wplatając ją w jej włosy, dzięki temu mógł docisnąć jej usta jeszcze bardziej do swoich, co było tylko iluzją, bowiem nie dało się już tego lepiej zrobić. Jemu to jednak nie przeszkadzało - chciał po prostu ją dotykać i mieć jak najbliżej siebie, to przecież całkowicie normalne w takiej sytuacji.
A czas na opierdziel? Będzie jutro, gdy Charlotte dostrzeże jak jej suknia została już pognieciona przez te wszystkie czynności jakie wykonali dzisiaj. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Przecież i tak nawet jeśli się zmartwi, to potem tylko przypomni sobie ten wieczór i już humor będzie mieć najlepszy na świecie. A potem pewnie jeszcze się spotkają przed wyjazdem i znowu będą super szczęśliwi, tacy jak teraz.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Sob Maj 27, 2017 1:14 pm
Charlotte jak to Charlotte, prawdopodobnie będzie zadowalała się tym co Giotto będzie chciał jej ofiarować gdy pokażą się już w towarzystwie. Nie będzie od niego wymagała nie wiadomo jakich zachowań i dowodów miłości, nie potrzebowała tego. Przecież wiedziała i czuła się przez niego kochana, prawdopodobnie nie miałaby nic przeciwko nawet w sytuacji, w której traktowałby ją tak jak zawsze, gdyby na płaszczyźnie ich spotkań przy innych wszystko wyglądałoby jak dawniej. Wiedziała przecież doskonale, że chłopak wylewny nie jest, a zmuszanie go do jakichkolwiek czułości prawdopodobnie przyniesie odwrotny efekt. W jego przypadku wszystko musiało dziać się stopniowo, wyrzucenie Giotto na głęboką wodę wcale nie nauczyłoby go pływać. A Charlotte nie wyobrażała sobie, że mogłaby go stracić tylko dlatego, że nagle wydaje jej się, że może więcej niż wcześniej i nagle jakiekolwiek wymagania względem chłopaka może posiadać. Bo nie posiadała. Wystarczyło, że był obok i czuła uczucie jakim ją darzył, całą resztę zawsze można było wypracować kiedy przyjdzie już czas, że będą mogli być razem bez żadnych obaw i niezałatwionych spraw wiszących nad ich głowami niczym chmury burzowe nad jeziorami.
Ale czy to był czas na rozważania na temat tego, co będzie następnego dnia, za kilka tygodni, miesięcy czy też lat? Tak naprawdę dopiero poznawali siebie na płaszczyźnie emocjonalnej, dopiero uczyli się siebie i uczucia, jakim darzyli się nawzajem. Zapewne niejednokrotnie podwinie im się noga, będą czerpali wiedzę poprzez popełniane błędy, ale ten moment to nie była chwila na roztrząsanie tego. Ten moment był po to, aby mogli wreszcie, chociaż trochę, nacieszyć się sobą i zrozumieć jak głębokie uczucie ich łączyło, aby zrozumieli wreszcie, że nie było czego się obawiać, dali sobie nadzieję na to, że cała ich historia skończy się happy endem. Potrzebowali tego w momencie jak ten, wiedza, że to drugie jest obok była czymś, co zdecydowanie podnosiło na duchu i dodawało skrzydeł. Wiedza co względem siebie czują może niejednokrotnie okazać się motorem napędowym do dalszego działania i radzenia sobie z problemami, które mogą pojawić się na ich drodze w tych niepewnych czasach, w jakich przyszło im żyć.
Z ust nastolatki wydobyło się ciche westchnienie gdzieś w międzyczasie, między jednym pocałunkiem a drugim, kiedy poczuła jak Giotto dociska ją do siebie bardziej, co chyba w ich sytuacji wydawało się z goła niemożliwe. Charlotte wątpiła bowiem szczerze, że można być ze sobą bliżej, w jej głowie pojawiła się myśl, że bliżej mogliby być tylko w momencie, gdy ich skóry stopiłyby się w jedną. Tak szybko jednak jak ta myśl pojawiła się w jej głowie, tak szybko zniknęła, zastąpiona wyłącznie odczuwaniem wręcz niezdrowej satysfakcji z każdego pocałunku i każdego najmniejszego ruchu ze strony Giotto.
A opierdziej? Raczej mało prawdopodobne, że w ogóle nastąpi, nawet w fakt, że mogłaby być na niego zła wydaje się mało realny. To przecież była tylko suknia, tylko materiał, który można było doprowadzić do porządku albo żelazkiem, albo kilkoma zaklęciami. Złoszczenie się za takie coś byłoby niedorzecznością.
Ale czy to był czas na rozważania na temat tego, co będzie następnego dnia, za kilka tygodni, miesięcy czy też lat? Tak naprawdę dopiero poznawali siebie na płaszczyźnie emocjonalnej, dopiero uczyli się siebie i uczucia, jakim darzyli się nawzajem. Zapewne niejednokrotnie podwinie im się noga, będą czerpali wiedzę poprzez popełniane błędy, ale ten moment to nie była chwila na roztrząsanie tego. Ten moment był po to, aby mogli wreszcie, chociaż trochę, nacieszyć się sobą i zrozumieć jak głębokie uczucie ich łączyło, aby zrozumieli wreszcie, że nie było czego się obawiać, dali sobie nadzieję na to, że cała ich historia skończy się happy endem. Potrzebowali tego w momencie jak ten, wiedza, że to drugie jest obok była czymś, co zdecydowanie podnosiło na duchu i dodawało skrzydeł. Wiedza co względem siebie czują może niejednokrotnie okazać się motorem napędowym do dalszego działania i radzenia sobie z problemami, które mogą pojawić się na ich drodze w tych niepewnych czasach, w jakich przyszło im żyć.
Z ust nastolatki wydobyło się ciche westchnienie gdzieś w międzyczasie, między jednym pocałunkiem a drugim, kiedy poczuła jak Giotto dociska ją do siebie bardziej, co chyba w ich sytuacji wydawało się z goła niemożliwe. Charlotte wątpiła bowiem szczerze, że można być ze sobą bliżej, w jej głowie pojawiła się myśl, że bliżej mogliby być tylko w momencie, gdy ich skóry stopiłyby się w jedną. Tak szybko jednak jak ta myśl pojawiła się w jej głowie, tak szybko zniknęła, zastąpiona wyłącznie odczuwaniem wręcz niezdrowej satysfakcji z każdego pocałunku i każdego najmniejszego ruchu ze strony Giotto.
A opierdziej? Raczej mało prawdopodobne, że w ogóle nastąpi, nawet w fakt, że mogłaby być na niego zła wydaje się mało realny. To przecież była tylko suknia, tylko materiał, który można było doprowadzić do porządku albo żelazkiem, albo kilkoma zaklęciami. Złoszczenie się za takie coś byłoby niedorzecznością.
- Giotto Nero
Re: Kącik z komnkiem
Sob Maj 27, 2017 2:10 pm
Z jednej strony było to dobre podejście, bo gdy Giotto nie jest do niczego zmuszany, nie jest manipulowany, czy też nie wymaga się od niego czegoś ponad stan, tak wtedy wszystko idzie dobrymi torami, z drugiej strony jednak musieli zacząć pracować nad jego charakterem - bo im dłużej będą zwlekać i większe podchody robić, tym gorzej może to wszystko wychodzić. Czasem potrzebny jest odpowiedni bodziec, by wykształcić w sobie pewne zachowania, a takim niewątpliwie mogłoby być uczucie, którym ją darzy. Prawdę mówiąc, to Charlotte najgorsze ma już za sobą tak naprawdę, teraz może być już tylko lepiej, a przy tym ma dobrą pozycję do kierowania wszystkim: ma jego zaufanie, wyjawił jej w końcu swoje plany; przez lata przyjaźni nauczyła się z nim obcować, a także nauczyła go obcować z innymi ludźmi; no i oczywiście ma jego miłość, która jest nie tylko motorem napędowym, ale również czymś, co może całkowicie zmienić chłopaka i to tylko na lepsze.
Tak też pozostawało to w kwestii Macmillan, kiedy tak naprawdę zaczną zachowywać się jak para. Sam z siebie pewnie nie da zbyt wielkich chęci czy nie będzie czuł aż takiej potrzeby, ale jeśli będzie ją miał obok siebie i ona zachce się do niego przytulić albo nawet go pocałować, to raczej jej tego nie odmówi. Jest w stanie ją odepchnąć oczywiście, ale biorąc pod uwagę jak wielką słabość ma od niej i jaki dziewczyna ma na niego wpływ, i tak wszystko będzie iść po jej myśli - nie może się jej po prostu oprzeć, taką władzę ma nad nim Charlotte.
Myślenie o przyszłości było w stylu Nero, bo on przecież wszystko planował - tego tak szybko się nie wyzbędzie, a przynajmniej, nie tak szybko wykształci w sobie umiejętność spontanicznych czynności. Nero tak naprawdę pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna był szczęśliwy, a to wiązało się z przejściem myśli tylko i wyłącznie na obiekt tego szczęścia - na nią. Tym bardziej, że ujawnił jej już swoje ukryte pragnienia i marzenia, w których ona miała jedną z głównych ról. Być może Giotto przejmował się wszystkim na zapas, nie był skłonny do czegoś nagłego, ale jednak pewne plany trzeba było mieć, a względem mniej miał wielkie, o czym świadczą choćby jego słowa sprzed kilkunastu minut. Pierwszy pocałunek, pierwsze wyznanie miłości, pierwszy wspólny wieczór jako para, a on wyskakuje jej z dziećmi i wspólną przyszłością. Każda inna potraktowałaby to jako coś głupiego, całe szczęście jednak Charlotte umiała to odpowiednio odebrać - wiedziała, że to co się między nimi dziś wydarzyło nie jest efektem chwili uniesienia, alkoholu, jakiegoś eliksiru czy jakiejś potrzeby wynagrodzenia jej tych wielu, momentami nieprzyjemnych z nim chwil. Wymagał tylko akceptacji i Macmillan go zaakceptowała takim jakim jest, w zamian otrzymała coś, czego nie dostał od niego jeszcze nikt na świecie - szczerą, romantyczną miłość.
Tego uczucia nie dało się opisać racjonalnie, Giotto z każdym pocałunkiem zyskiwał coraz to nowe siły, chcąc spożytkować je właśnie na pocałunki, a jakże. Odczuwał ogromną satysfakcję, zmieszane z wszechobecnym szczęściem i radością, co dodawało mu kolejnych zasobów energii, gdy tylko organizm powoli zaczynał tracić witaminy. Stąd te serie pocałunków, objęć czy zwykłych dotyków, skupione całkowicie wokół niej. Nie wiedział czy jest to normalne, ale z pewnością się tym nie przejmował - było mu zbyt dobrze teraz, by przerywał cokolwiek. Brunetka budziła w nim bardzo pozytywne uczucia, o które sam siebie by nawet nie podejrzewał.
Rozłączył ich usta dosłownie na moment, by rzucić coś w jej stronę:
- Muszę podziękować Filchowi... - rzekł spokojnie, po czym chwilę później na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, a on sam nawet zachichotał.
Wiadomo było o czym mówił - to przecież szkolny stróż złapał go na wracającego w nocy z jakiegoś spaceru na błonia i to właśnie przy okazji szlabanu poznał Charlotte. Już nie warto wspominać o tym pierwszym spotkaniu, bo nie było ono dość owocne, w końcu nie był wtedy zbyt grzeczny, a zaczynał się jego okres buntu, był przecież świeżo po stracie brata. Jak widać nie przeszkodziło to jednak Gryfonce polubić go, no i efekt tego mamy właśnie dzisiaj. Oczywiście, największa zasługa w tym Macmillan, która nigdy nie dała się spławić i początkowo na siłę zaistniała w jego życiu. Gdyby jednak nie stary Filchmeister, możliwe, że nie mieliby okazji się poznać. To trzeba mu oddać.
Po chwili przerwy znów przysunął nieco twarz do niej i złączył ich wargi w kolejnym, pełnym namiętności i uczucia pocałunku. Palcami przeczesywał raz po raz jej piękne włosy, bawiąc się nimi na wszelkie sposoby, jak to on, a na dodatek zmienił nieco pozycję, przechodząc do swojej ulubionej - leżenia na plecach. Pociągnął oczywiście za sobą ukochaną, nie przerywając ani na moment pocałunku, ani też którejkolwiek z innych pieszczot, jakimi ją w tym momencie obdarowywał. Jemu w zasadzie było obojętne, czy siedzi czy leży na nim, ale uznał, że pora nieco urozmaicić doznanie i przy okazji rozprostować kilka kości.
Wolną ręką przejechał po talii Charlotte i zatracił się już całkowicie w pocałunku, odpuszczając nawet zabawę jej włosami - dłoń tam została, ale tak naprawdę leżała w bezruchu opuszkami palców gładząc tył jej głowy. Było tu bardzo przytulnie i ciepło, a wszystko za sprawą nie kominka, a ich ciał, które emanowały wręcz gorącem i całą tą płomienną atmosferą, jaką wokół siebie wytworzyli.
To zdecydowanie najlepszy dzień w jego życiu. Pomyśleć, że gdyby nie był takim idiotą, mógł to mieć już dawno - z taką osoba u swojego boku dni w Hogwarcie mijałyby mu zdecydowanie przyjemniej.
Tak też pozostawało to w kwestii Macmillan, kiedy tak naprawdę zaczną zachowywać się jak para. Sam z siebie pewnie nie da zbyt wielkich chęci czy nie będzie czuł aż takiej potrzeby, ale jeśli będzie ją miał obok siebie i ona zachce się do niego przytulić albo nawet go pocałować, to raczej jej tego nie odmówi. Jest w stanie ją odepchnąć oczywiście, ale biorąc pod uwagę jak wielką słabość ma od niej i jaki dziewczyna ma na niego wpływ, i tak wszystko będzie iść po jej myśli - nie może się jej po prostu oprzeć, taką władzę ma nad nim Charlotte.
Myślenie o przyszłości było w stylu Nero, bo on przecież wszystko planował - tego tak szybko się nie wyzbędzie, a przynajmniej, nie tak szybko wykształci w sobie umiejętność spontanicznych czynności. Nero tak naprawdę pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna był szczęśliwy, a to wiązało się z przejściem myśli tylko i wyłącznie na obiekt tego szczęścia - na nią. Tym bardziej, że ujawnił jej już swoje ukryte pragnienia i marzenia, w których ona miała jedną z głównych ról. Być może Giotto przejmował się wszystkim na zapas, nie był skłonny do czegoś nagłego, ale jednak pewne plany trzeba było mieć, a względem mniej miał wielkie, o czym świadczą choćby jego słowa sprzed kilkunastu minut. Pierwszy pocałunek, pierwsze wyznanie miłości, pierwszy wspólny wieczór jako para, a on wyskakuje jej z dziećmi i wspólną przyszłością. Każda inna potraktowałaby to jako coś głupiego, całe szczęście jednak Charlotte umiała to odpowiednio odebrać - wiedziała, że to co się między nimi dziś wydarzyło nie jest efektem chwili uniesienia, alkoholu, jakiegoś eliksiru czy jakiejś potrzeby wynagrodzenia jej tych wielu, momentami nieprzyjemnych z nim chwil. Wymagał tylko akceptacji i Macmillan go zaakceptowała takim jakim jest, w zamian otrzymała coś, czego nie dostał od niego jeszcze nikt na świecie - szczerą, romantyczną miłość.
Tego uczucia nie dało się opisać racjonalnie, Giotto z każdym pocałunkiem zyskiwał coraz to nowe siły, chcąc spożytkować je właśnie na pocałunki, a jakże. Odczuwał ogromną satysfakcję, zmieszane z wszechobecnym szczęściem i radością, co dodawało mu kolejnych zasobów energii, gdy tylko organizm powoli zaczynał tracić witaminy. Stąd te serie pocałunków, objęć czy zwykłych dotyków, skupione całkowicie wokół niej. Nie wiedział czy jest to normalne, ale z pewnością się tym nie przejmował - było mu zbyt dobrze teraz, by przerywał cokolwiek. Brunetka budziła w nim bardzo pozytywne uczucia, o które sam siebie by nawet nie podejrzewał.
Rozłączył ich usta dosłownie na moment, by rzucić coś w jej stronę:
- Muszę podziękować Filchowi... - rzekł spokojnie, po czym chwilę później na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, a on sam nawet zachichotał.
Wiadomo było o czym mówił - to przecież szkolny stróż złapał go na wracającego w nocy z jakiegoś spaceru na błonia i to właśnie przy okazji szlabanu poznał Charlotte. Już nie warto wspominać o tym pierwszym spotkaniu, bo nie było ono dość owocne, w końcu nie był wtedy zbyt grzeczny, a zaczynał się jego okres buntu, był przecież świeżo po stracie brata. Jak widać nie przeszkodziło to jednak Gryfonce polubić go, no i efekt tego mamy właśnie dzisiaj. Oczywiście, największa zasługa w tym Macmillan, która nigdy nie dała się spławić i początkowo na siłę zaistniała w jego życiu. Gdyby jednak nie stary Filchmeister, możliwe, że nie mieliby okazji się poznać. To trzeba mu oddać.
Po chwili przerwy znów przysunął nieco twarz do niej i złączył ich wargi w kolejnym, pełnym namiętności i uczucia pocałunku. Palcami przeczesywał raz po raz jej piękne włosy, bawiąc się nimi na wszelkie sposoby, jak to on, a na dodatek zmienił nieco pozycję, przechodząc do swojej ulubionej - leżenia na plecach. Pociągnął oczywiście za sobą ukochaną, nie przerywając ani na moment pocałunku, ani też którejkolwiek z innych pieszczot, jakimi ją w tym momencie obdarowywał. Jemu w zasadzie było obojętne, czy siedzi czy leży na nim, ale uznał, że pora nieco urozmaicić doznanie i przy okazji rozprostować kilka kości.
Wolną ręką przejechał po talii Charlotte i zatracił się już całkowicie w pocałunku, odpuszczając nawet zabawę jej włosami - dłoń tam została, ale tak naprawdę leżała w bezruchu opuszkami palców gładząc tył jej głowy. Było tu bardzo przytulnie i ciepło, a wszystko za sprawą nie kominka, a ich ciał, które emanowały wręcz gorącem i całą tą płomienną atmosferą, jaką wokół siebie wytworzyli.
To zdecydowanie najlepszy dzień w jego życiu. Pomyśleć, że gdyby nie był takim idiotą, mógł to mieć już dawno - z taką osoba u swojego boku dni w Hogwarcie mijałyby mu zdecydowanie przyjemniej.
- Charlotte Macmillan
Re: Kącik z komnkiem
Nie Maj 28, 2017 12:54 am
Na pewno przyjdzie i czas na pracę nad jego charakterem, nad jego odruchami i zachowaniami, pewnym było, że na dłuższą metę jego wycofanie i zamknięcie w sobie mogłoby okazać się kłopotliwe czy nawet przyprawić o jakieś nieprzyjemne sytuacje. Charlotte jednak wierzyła, że to wszystko przyjdzie z czasem, bardziej naturalnie, kiedy to wyczuwając sytuację i nastrój Giotto będzie wiedziała na co może sobie pozwolić, a jakich zachowań lepiej unikać aby nie doprowadzić do sytuacji w której długie dni będzie zajmowało jej ponowne dotarcie do chłopaka.
I nawet jeśli miała nad nim jakąkolwiek władzę, jeśli sam Giotto uważał, że mogłaby go zmienić, to nastolatka tak nie uważała, nie czuła, że może zrobić coś więcej niż kuzyn Giotto, jego rodzice czy nawet przyjaciele, których zdobył w przeciągu ostatniego roku. Wciąż uważała, że mimo uczucia, jakim chłopak ją darzy to nie posiada jakiejś uprzywilejowanej pozycji pozwalającej jej na próby nakierowywania go na to co powinien, a czego nie robić. Chociaż nie twierdziła, że nie nadejdzie dzień gdy będą musieli usiąść i porozmawiać o tym wszystkim czego oczekiwali i jak chcieliby aby ich przyszłość wyglądała.
Dzisiejszy dzień był jednak wypełniony spontanicznymi decyzjami, spontanicznymi chwilami i to było dobre, przynajmniej Charlotte uważała, że nie tylko dla niej, ale także dla Giotto jest to dobre. W końcu chłopak miał okazję przekonać się, że nie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, że czasem z jednej decyzji podjętej w przypływie chwili może narodzić się coś, co jest w stanie zmienić życie jednej, dwóch, a może i większej ilości osób. Nastolatka chciała, aby pewnego dnia nadszedł moment, w którym jej ukochany nie będzie obawiał się tak bardzo spontaniczności i kiedy sam będzie potrafił podjąć jakąś decyzję bez wcześniejszego rozważania każdego kroku i każdej sekundy. Ale wszystko w swoim czasie, prawda?
Nie tylko Giotto pozostawał niestrudzony w pocałunkach, którymi się obdarowywali. Charlotte także odkryła w sobie jakieś dziwne pokłady energii, która nie kończyła się, a wręcz ładowała z każdym kolejnym zetknięciem się ich ust, z każdym kolejnym oddechem łapczywie łapanym w tych ułamkach sekund, w czasie których ich wargi się nie spotykały. Było jednak pewne, że nawet jeśli padałaby z wycieńczenia i niedotlenienia, to nawet przez myśl by jej nie przyszło, że powinna odsunąć się od ukochanego i dać sobie chwilę odpoczynku. Rozwaga nie była czymś, czym wykazywałaby się w tym momencie brunetka, wręcz śmiało można było stwierdzić, że wszelkie rozważne zachowania i odruchy porzuciła pod drzwiami do Wielkiej Sali kiedy to zdecydowała się na pierwszy pocałunek.
- Koniecznie. Wyślijmy mu jakieś kwiaty. Albo czekoladki z podziękowaniami. - przyznała, uświadamiając sobie jak wielkie szczęście ich spotkało, że trafili akurat wtedy na siebie na tym szlabanie i że Giotto do tego stopnia zaintrygował swoją osobą Charlotte, że dziewczyna nie potrafiła odpuścić nawet na moment chęci nawiązania z nim jakiejś bliższej relacji. Od zawsze bowiem było w Ślizgonie coś, co przyciągało ją niczym magnez i sprawiało, że nie potrafiła opanować potrzeby spędzania z nim czasu, nawet na bezmyślnym snuciu monologów, które nie miały najmniejszego sensu.
Posłusznie ruszyła za Giotto, układając się na nim wygodnie, chcąc znaleźć najbardziej optymalną pozycję w tej chwili. I choć niestrudzenie oddawała każdy namiętny pocałunek, przeciągając każdorazowo spotkanie ich warg, to w końcu odsunęła się niechętnie i ułożyła głową na jego klatce piersiowej, próbując przy okazji uspokoić swój oddech.
- Gdzie będziemy mieszkali? - zapytała cicho, dłoń prowadząc przed brzuch i klatkę piersiową do szyi chłopaka, do której przyłożyła palce, kciukiem gładząc lekko jej skórę. Była ciekawa odpowiedzi Giotto, była ciekawa przyszłości jaką im zaplanował.
I nawet jeśli miała nad nim jakąkolwiek władzę, jeśli sam Giotto uważał, że mogłaby go zmienić, to nastolatka tak nie uważała, nie czuła, że może zrobić coś więcej niż kuzyn Giotto, jego rodzice czy nawet przyjaciele, których zdobył w przeciągu ostatniego roku. Wciąż uważała, że mimo uczucia, jakim chłopak ją darzy to nie posiada jakiejś uprzywilejowanej pozycji pozwalającej jej na próby nakierowywania go na to co powinien, a czego nie robić. Chociaż nie twierdziła, że nie nadejdzie dzień gdy będą musieli usiąść i porozmawiać o tym wszystkim czego oczekiwali i jak chcieliby aby ich przyszłość wyglądała.
Dzisiejszy dzień był jednak wypełniony spontanicznymi decyzjami, spontanicznymi chwilami i to było dobre, przynajmniej Charlotte uważała, że nie tylko dla niej, ale także dla Giotto jest to dobre. W końcu chłopak miał okazję przekonać się, że nie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, że czasem z jednej decyzji podjętej w przypływie chwili może narodzić się coś, co jest w stanie zmienić życie jednej, dwóch, a może i większej ilości osób. Nastolatka chciała, aby pewnego dnia nadszedł moment, w którym jej ukochany nie będzie obawiał się tak bardzo spontaniczności i kiedy sam będzie potrafił podjąć jakąś decyzję bez wcześniejszego rozważania każdego kroku i każdej sekundy. Ale wszystko w swoim czasie, prawda?
Nie tylko Giotto pozostawał niestrudzony w pocałunkach, którymi się obdarowywali. Charlotte także odkryła w sobie jakieś dziwne pokłady energii, która nie kończyła się, a wręcz ładowała z każdym kolejnym zetknięciem się ich ust, z każdym kolejnym oddechem łapczywie łapanym w tych ułamkach sekund, w czasie których ich wargi się nie spotykały. Było jednak pewne, że nawet jeśli padałaby z wycieńczenia i niedotlenienia, to nawet przez myśl by jej nie przyszło, że powinna odsunąć się od ukochanego i dać sobie chwilę odpoczynku. Rozwaga nie była czymś, czym wykazywałaby się w tym momencie brunetka, wręcz śmiało można było stwierdzić, że wszelkie rozważne zachowania i odruchy porzuciła pod drzwiami do Wielkiej Sali kiedy to zdecydowała się na pierwszy pocałunek.
- Koniecznie. Wyślijmy mu jakieś kwiaty. Albo czekoladki z podziękowaniami. - przyznała, uświadamiając sobie jak wielkie szczęście ich spotkało, że trafili akurat wtedy na siebie na tym szlabanie i że Giotto do tego stopnia zaintrygował swoją osobą Charlotte, że dziewczyna nie potrafiła odpuścić nawet na moment chęci nawiązania z nim jakiejś bliższej relacji. Od zawsze bowiem było w Ślizgonie coś, co przyciągało ją niczym magnez i sprawiało, że nie potrafiła opanować potrzeby spędzania z nim czasu, nawet na bezmyślnym snuciu monologów, które nie miały najmniejszego sensu.
Posłusznie ruszyła za Giotto, układając się na nim wygodnie, chcąc znaleźć najbardziej optymalną pozycję w tej chwili. I choć niestrudzenie oddawała każdy namiętny pocałunek, przeciągając każdorazowo spotkanie ich warg, to w końcu odsunęła się niechętnie i ułożyła głową na jego klatce piersiowej, próbując przy okazji uspokoić swój oddech.
- Gdzie będziemy mieszkali? - zapytała cicho, dłoń prowadząc przed brzuch i klatkę piersiową do szyi chłopaka, do której przyłożyła palce, kciukiem gładząc lekko jej skórę. Była ciekawa odpowiedzi Giotto, była ciekawa przyszłości jaką im zaplanował.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach