Go down
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pon Maj 29, 2017 3:45 pm
Taka postawa pozwoliła jej już dotrzeć do Giotto i zaistnieć w jego życiu, jednakże trzeba było mieć na uwadze to, że teraz, przy takiej roli i przy takim znaczeniu, jakie ma ta relacja dla Ślizgona, Macmillan może, a wręcz jest zobowiązana pomóc mu nad sobą popracować, by wykrzesać z niego jeszcze więcej pozytywnych emocji oraz nauczyć go żyć w spokoju i zgodzie. Oczywiście będzie potrzeba na to czasu, wiele jeszcze przed nimi, jednakże Gryfonka była teraz wręcz w obowiązku, by nauczyć go tego wszystkiego. I tu już nawet nie chodziło tylko o niego, ale również o nią - by przede wszystkim jej się łatwiej żyło z Giotto.
Była w wielkim błędzie sądząc, że nie jest uprzywilejowana we wszystkich sprawach dotyczących Giotto. Prawdę mówiąc, tylko z jej zdaniem się liczył tak naprawdę - Enzo nie był typem ani lidera, ani kogoś przemawiającego mu do rozsądku, najczęściej rzucał tylko luźne sugestie i dostosowywał się do tego, co chce robić starszy kuzyn, rodzice Nero byli zbyt zapracowani, by zwracać mu tyle uwagi, na ile zasługuje, w dodatku gdzieś tam z tyłu ich głów cały czas znajdowała się jakaś część żalu i smutku oraz bezsilności w sprawie starszego brata Giotto - ukrywali to, ale widać było, że nie są już tymi samymi ludźmi, jakimi byli jeszcze przed śmiercią Alaude. Dlatego też Charlotte, będąc tak naprawdę kimś nowym w tej grze - w końcu dotąd szóstoklasista nie miał dziewczyny, miała największe szanse, by wpływać w jakiś sposób na niego. Mogła tego nie widzieć, ale już teraz można było dostrzec, że jego ukochana to tak naprawdę jedyny powód, dla którego jeszcze nie wyruszył w tą podróż i poważnie zastanawia się nad tym, czy zrobi to w najbliższym czasie. Z czasem pewnie się o tym przekona, ale sama musi do tego dojść - nie ma szans bowiem na to, by Giotto przyznał się, że wywiera na niego aż taki wpływ i że ma aż taką słabość do niej. Owszem, wyznał jej miłość, ale to z potrzeby serca, istniały jednak jeszcze potrzeby dumy, a ona wyraźnie mówiła o tym, by nie wyjawiał jej takich rzeczy, bo byłoby to oznaką słabości, a może nawet sama Gryfonka dostrzegłaby szansę na zatrzymanie Ślizgona.
Nie myślał jednak o tym teraz, gdyż był pochłonięty zupełnie innym, dużo przyjemniejszym zajęciem. Całował ją zachłannie, momentami wręcz agresywnie, zwłaszcza, gdy już się położyła na nim i miał tak swobodny dostęp do jej całego ciała. Nie mógł się opamiętać, to prawda, ale Charlotte wcale nie pozostawała mu dłużna, a on z minuty na minutę coraz bardziej czuł satysfakcję i podniecenie, co tak naprawdę było już chyba tylko i wyłącznie złudzeniem, wszakże ekscytuje się tym zajściem od dobrych kilkudziesięciu minut.
Niemniej jednak wszystko co dobre, musi się też w którymś momencie skończyć i tak też się stało, gdy odsunęła się od niego po tej dłużej chwili namiętności i postanowiła ułożyć swoją głowę na jego klatce piersiowej. Prawdę mówiąc, to od czasu ostatniej wspólnej drzemki na błoniach, ta pozycja wydawała się być jego ulubioną. Różnica wzrostu, wagi i chęć bliskości niwelowały wszystkie niewygody takie jak wiercenie się jego ukochanej, czy też nieznaczny ciężar, jaki napierał na leżącego Giotto. Mógłby tak spać codziennie, oczywiście uprzednio całując się z nią dobre piętnaście min... godzin. Tak, zdecydowanie. Tyle by mu chyba wystarczyło, by nacieszyć się nią tego dnia. I następnego dnia powtórka, o tak, to by było cudowne.
Gdy Gryfonka ułożyła się już na nim, on zaczął delikatnie głaskać ją po główce, od czasu do czasu pozwalając sobie na chwilową zabawę jej włosami - przeczesał kilka kosmyków, zmierzwił je palcami, czy pokręcił nimi wokół wskazującego. Pytania się jednak nie spodziewał, bo było dość... zaskakujące. Ale poniekąd mógł się w sumie tego spodziewać - jeszcze niedawno rozmawiali przecież o przyszłości, a przynajmniej o ślubie, dzieciach czy wspólnym zestarzeniu się. Teraz przyszedł czas na bardziej przyziemne, ale jakże trafne pytanie.
Wolną rękę skierował za głowę, układając ją tak, by służyła mu za oparcie, ułożone na podłokietniku sofy. Złapał kilka oddechów i wydawał się mieć już wyrównany, jednakże jego serce dalej biło jak szalone, w głowie bowiem miał cały czas jedno i to samo - Charlotte. Czuł się nieziemsko, wszystko wydawało mu się być dużo lepsze, jaśniejsze i przyjemniejsze, niż jest w rzeczywistości. Nawet barnabas przestał działać pod wpływem tych endorfin, jakie kumulowały się w jego organizmie, a to wszystko za sprawą jednej dziewczyny, która tak mu zawróciła w głowie.
- Gdzie zechcesz - rzucił spokojnie, dalej gładząc ją dłonią po głowie. - Mój dom będzie zawsze tam, gdzie ty - dodał pewnie, nie siląc się na jakieś wyniosłe słowa, a na zwykły oklepany tekst. Jednak w jego mniemaniu wydawało się to być najprawdziwsze i najbardziej szczere, jakie tylko mogło by być. Nie był sentymentalny, nie miał zbyt wielu marzeń, w zasadzie, tylko jedno - chciał wrócić do niej cały i żyć z nią do końca świata. A to gdzie będą żyć: czy zostaną w Anglii, czy wyjadą gdzieś, czy będzie to miasto, czy wieś, to już nie miało dla niego żadnego znaczenia. Liczył się tylko fakt tego, że będą razem - on będzie miał przeszłość za sobą, a przyszłość będzie stała przed nim szerokim otworem i będzie miała dalej taki cudowny uśmiech, będzie tak świetnie całować i tak dużo mówić, jednocześnie zapewniając go wszystkim tym co robi, jak bardzo go kocha. To był jego plan - życie z Charlotte, wspólne życie.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pon Maj 29, 2017 6:35 pm
Na pewno w końcu Charlotte zabierze się i za to, chcąc nauczyć Giotto jak żyć w zgodzie ze światem, pokazać, że nie musi ciągle walczyć, że warto cieszyć się z drobnostek i dostrzegać pozytywy wszędzie, nie tylko tam, gdzie biły swoim wyraźnym kształtem niczym neony nocą. Na to wszystko jednak przyjdzie czas i cały ten proces będzie musiał być stopniowy. Była pewna, że każde wymuszanie na nim zachowań bez wcześniejszego oswojenia z nimi i dania możliwości chociaż chwilowego obcowania będzie miało efekt odwrotny od zamierzonego. Coś jej jednak mówiło, że koniec końców uda im się doprowadzić do momentu, w którym Giotto przestanie tak kurczowo trzymać się tego co pewne i stabilne, przemyślane i zaplanowane, a pozwoli sobie czasem na zwyczajne wyłączenie się, radość z tak błahych rzeczy jak ciepły wiatr czy zapach skóry w letni wieczór.
Z wizją nadchodzącej rozłąki chyba łatwiej było Charlotte żyć z myślą, że nie jest uprzywilejowana i wcale nie ma mocy sprawczej nad decyzjami Giotto. Wolała wierzyć, że chłopak liczy się z jej zdaniem tak jak liczył się ze zdaniem każdej innej osoby, to bowiem na chwilę obecną dawało jej jakiś stabilny grunt i brak jakichkolwiek myśli o tym by może jednak, w minimalny sposób, zmienić przebieg, czas, moment rozpoczęcia misji ukochanego. A nie chciała przecież wywierać na nim żadnej presji, nie chciała też aby myślał, że jest jak każda inna osoba, próbująca sprawić, aby Giotto grał jak mu zagrają. Bo wcale taka nie była i prędzej można było powiedzieć, że to ona robiła wszystko to, czego oczekiwać mógł od niej chłopak aby przypadkiem nie spróbował się od niej odsunąć, zamknąć w sobie. Tego nastolatka by nie zniosła, sama bowiem myśl o tym, że mogłaby go stracić była wystarczającą udręką, nie chciała przekonywać się jak by to było gdyby go rzeczywiście w pewnym momencie zabrakło.
Gdy już po kręceniu się i układaniu wygodnie na chłopaku znalazła idealną pozycję do jej głowy przyszła myśl odnosząca się do tego kiedy następny raz będą mieli okazję spędzić ze sobą tyle czasu sam na sam, kiedy będą mogli tak po prostu poleżeć i cieszyć się ze swojej obecności. Spodziewała się, że prędko to nie nadejdzie, dlatego też chciała w tym momencie nacieszyć się jego bliskością, tym, że był obok i nie było w obecnej chwili niczego ważniejszego niż to, że znaleźli dla siebie kąt po wszystkich wyznaniach, że nikt im nie przeszkadzał i nie próbował wszystkiego zepsuć. Nawet kotce Filcha należały się podziękowania, że nie pojawiła się jeszcze jako zwiadowca w celu późniejszego zaalarmowania woźnego ich nielegalnej obecności w tym miejscu. Chociaż czy nie mieli teraz ważniejszych zadań, w stylu wyszukiwania pijanych dzieciaków? Bo jeśli tak to Giotto i Charlotte mogli być spokojni, po takiej dawce czułości na pewno nie pozostało w nich nic z alkoholu, który przemycił ze sobą na bal Ślizgon.
Charlotte przymknęła oczy, skupiając się całą sobą na zabawie Giotto jej włosami, a także na jego oddechu, biciu serca i tym, co powiedział w pewnym momencie, wywołując na ustach brunetki uśmiech i poczucie spokoju, rozlewające się po każdym zakątku jej ciała.
- No wiesz, liczyłam, że masz już jakieś plany, a nie zwyczajne "gdzie zechcesz". Myślałam, że zaczniesz mi wymieniać wszystkie miejsca w których byłeś i w których chciałbyś zamieszkać, a ja udając wybredną pytałabym o każde miasto bądź wieś, zmuszając cię tym samym do rozwinięcia wypowiedzi i próby zobrazowania mi jak wygląda tamtejsza zabudowa czy natura. - prychnęła niby obrażona, chociaż po głosie można było rozpoznać, że wyłącznie droczyła się z Giotto, a jego odpowiedź w pełni ją usatysfakcjonowała. Nie oznaczało to jednak, że nie mogła pogadać, że nie mogła robić tego, w czym była najlepsza, uwalniając swój słowotok po dość długim czasie. - Zacznijmy więc od nowa, gdzie będziemy mieszkali? - zapytała jeszcze raz, na moment się unosząc aby spojrzeć na Giotto i posłać mu lekko złośliwy uśmiech, po czym powróciła głową na jego klatkę piersiową, palcami wystukując o obojczyk chłopaka jakiś nieokreślony rytm.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Sro Cze 21, 2017 1:53 am
Zakończenie sesji pomiędzy Charlotte a Giotto z powodu kończenia sesji w zamku.
[z/t x2]
Cassiopea Rosier
Slytherin
Cassiopea Rosier

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Czw Mar 15, 2018 10:42 pm
Początek roku szkolnego w Hogwarcie był dobrym momentem do nadrobienia starych zaległości w dziedzinie zaklęć. Wrzesień był dość luźnym czasem, kiedy jeszcze nie można było narzekać na nadmiar prac domowych, a egzaminy wydawały się być w mglistej i dalekiej przyszłości. Byłoby wręcz grzechem nie napełnić wypoczętej po wakacjach głowy nową wiedzą. A w przypadku Cassiopei Rosier bardziej trafne byłoby określenie "wciąż nieprzyswojoną wiedzą".
Trudno było stwierdzić czy Cass nie lubiła zaklęć defensywnych, ponieważ sobie z nimi nie radziła, czy miała z nimi problem ze względu na jakieś swoje animozje. Pewne było tylko to, że przez swoje ewidentne braki mogła cieszyć się zaledwie zadowalającym z obrony przed czarną magią. A to już wpływało na niezadowolenie ze strony państwa Rosierów, a mało kto chciałby się narazić na ich dezaprobatę.
Chcąc poprawić swoje umiejętności, Cassiopea wymknęła się zaraz po kolacji w kierunku ustronnego miejsca, gdzie mogłaby w ciszy potrenować. Dormitorium Ślizgonów nie było do tego stworzone. Kto jak kto, ale lepiej, żeby Ślizgoni nie znali twoich słabych stron, nawet jeżeli na twojej piersi wyszyty jest herb domu węża. Z tego właśnie powodu panienka Rosier skierowała się jak najdalej od okolicy, w której czaić się mogły znajome twarze. Padło na kącik z kominkiem na siódmym piętrze.
Kiedy lekko opadła na kanapę i wyciągnęła zawartość torby, od razu przeszła do analizy swoich notatek na temat zaklęcia Fumos. Nic trudnego - czar zaledwie z trzeciego roku, który nie wymaga zaawansowanych umiejętności. Subtelny obrót nadgarstka, skupienie i zasłona dymna gwarantowana. Przecież Ślizgonka nie takie rzeczy już robiła! Mimo tego postanowiła uniknąć nadmiernej zuchwałości i wykonała kilkakrotnie ruch różdżką zanim przeszła do sedna.
- Fumos - szepnęła pod nosem, chcąc oswoić się z brzmieniem własnego głosu w idealnej ciszy. Westchnęła głęboko i mocno chwyciła różdżkę w dłoń, absolutnie zdeterminowana, żeby tego wieczora wyczarować przed sobą choćby małą mgiełkę. Jeszcze jedno głębokie westchnienie.
- Fumos - powiedziała tym razem wyjątkowo stanowczo, z wykonaniem odpowiedniego ruchu nadgarstkiem. Odpowiedniego, ale może zbyt dynamicznego i nerwowego, bowiem jej pierwsza próba zakończyła się fiaskiem. Nie pojawił się nawet minimalny obłoczek mgły. Jedynie sina wstążka dymu wiła się z dogasającego w kominku ognia, ale to był dopiero początek wieczora.


Nie rzucam na razie kostką, bo za obopólną zgodą na początku miało jej kompletnie nic nie wychodzić.
Charles Myrnin Hucksberry
Nauka
Charles Myrnin Hucksberry

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Mar 16, 2018 3:52 am
Został w zamku, o dziwo, pomimo powracających wątpliwości i dużej ilości pytań na które nie mógł odnaleźć odpowiedzi. Jak to się stało, że jeszcze ta słynna 'klątwa' nie wzięła go w swoje szpony? Czyżby miał mieć szansę jeszcze pouczyć młode umysły? Najwyraźniej tak. Nie miał odpowiednich wniosków na ten temat, wystarczająco adekwatnych. Nie wiedział też jak powinien do tego podejść. Istna aberracja. Po rozpakowaniu swoich rzeczy w części sypialnej, postanowił zadbać o to by nie wyglądać jak abnegat. Hogwart i ta typowa rzeczywistość w której ciężko rozróżnić zaspane twarze. Pierwszy tydzień miał być dość prosty - same pierwsze roczniki i proste zaklęcia. Drugi obfitował w czwarty rok, co równało się więcej kombinowania. I trzy najstarsze łączone. Był dość sceptyczny, ale rozumiał dlaczego zapadła taka a nie inna decyzja. Sporo rzeczy było związanych z bezpieczeństwem, nawet woźny się starał bardziej niż zwykle, częściej sprawdzając ukryte przejścia. Szkoła nie chciała zbyt wielu aurorów na karku, dlatego też musieli zastosować inne metody by uczniowie nie byli śledzeni. Wrzesień wydawał się być melancholijny. Charles miał wrażenie, że pomimo nie tworzenia stosu prac domowych dla uczniów, a następnie oddawania się w szpony procesowi sprawdzania wypocin, był zmęczony. Przeciążony gwarem. Rodziny ogólnie były problematyczne, zwłaszcza kiedy rodzice nie dawali spokoju jednostkom kształcącym umysły ich dzieci. To nie było proste, no ale przecież nie zacznie narzekać. Po kolacji, udał się do gabinetu po książkę i postanowił się przejść po zamku. I tak nie miał zbytnio wyboru, gdyż i tak czekał go dzisiaj dyżur. Ruchomymi schodami przeniósł się na najwyższe piętro, nie zamierzając udawać się do wież, VII piętro było wystarczające. Odetchnął, odnotowując brak chmary uczniów i mniejszą ilość wiszących obrazów. Większość stanowiła krajobrazy, a portrety, które mijał, również wydawały się być w porządku. Szedł dalej, postanawiając zaszyć się w sławnym kąciku z kominkiem - liczył, iż nikogo tam nie zastanie. Otworzył książkę i pochłonął pierwszą stronę bardzo szybko. Książka dotyczyła magicznych wyładowań w wieku XIV na terenie Europy. Ciężko było dostać ten egzemplarz, a jeszcze ciężej kogoś, kto byłby w stanie podjąć się renowacji. Niemniej wszystko się udało i teraz mógł cieszyć się lekturą. Był ubrany w ciemnobrązową szatę z ledwo widocznymi haftami. Pod spodem czaiła się szara, wyprasowana koszula i nieco pomięte szare spodnie. Były też czarne buty, sygnety na palcach i włosy w lekkim nieładzie. Zamyślił się i zanim się spostrzegł był prawie na miejscu. Z rytmu wybił go cichy, żeński głos, który w końcu był w stanie usłyszeć. Przystanął i westchnął, zamykając książkę, używając kciuka jako zakładki - przecież tak całkiem nie odłoży lektury. Wykonał jeszcze kilka ostrożnych kroków, wychodząc zza rogu. Zaczął się jej przyglądać.
- Zbyt mocno drga Pani nadgarstek, panno Rosier - odezwał się w końcu, podchodząc jeszcze bliżej. - Dobry wieczór.




Cassiopea Rosier
Slytherin
Cassiopea Rosier

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Mar 16, 2018 10:28 am
Cassiopea często słyszała, że nie ma ręki do zaklęć defensywnych głównie ze względu na swoją gorącą głowę i młodzieńczy temperament. Jej dotychczasowi nauczyciele, a w szczególności ci od obrony przed czarną magią (którzy nota bene zmieniali się co roku) zwykli powtarzać, że używając różdżki jest zdecydowanie zbyt gwałtowna. Kiedy tylko wychodziła na parkiet do pojedynków, budziła się w niej niezdrowa chęć nacierania, zanim jej przeciwnik zdąży się zorientować, co się właściwie dzieje. Nawet jeżeli planowała podejść do starcia chłodno i ułożyć w głowie jakąś rozsądną taktykę, to i tak kończyło się to deszczem zaklęć w kierunku oponenta. Jakieś zwierzę w jej głowie kazało jej atakować, stłamsić i zepchnąć pod ścianę każdego, kto stał po przeciwnej stronie różdżki, a kiedy już jej się to udawało, to zasypiało usatysfakcjonowane aż do następnego razu.
Paradoksalnie do swojego postępowania w kwestii pojedynków, doskonale radziła sobie z eliksirami. Można by się spodziewać, że ktoś z takim charakterem nie potrafiłby dostatecznie się skupić podczas krojenia ingrediencji, dodawania składników do kociołka, czy melancholijnego mieszania zgodnie lub przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Wbrew wszelkim pozorom w pracowni w lochach przeistaczała się w opanowaną perfekcjonistkę. Dlaczego nie potrafiła znaleźć złotego środka? Chyba tylko dlatego, że była niepokorna jak każdy szesnastolatek.
Wracając do sytuacji, w których paskudny charakterek Ślizgonki brał górę nad chłodnym opanowaniem, to moment jej samotnych ćwiczeń tamtego wieczora bez wątpienia do nich należał. Spróbowała po raz kolejny i jeszcze jeden, ale wciąż bez najmniejszych efektów. Jej chora ambicja nie pozwalała jej odpuścić, co tylko potęgowało jej frustrację.
- Fumos, srumos... twórcę tego zaklęcia zamknę na wieczność u pani Puddifoot. Oślepnie od różu i koronek, a od ckliwego szczebiotania zakochanych straci słuch - burknęła cicho pod nosem i potarła zmęczone od półmroku oczy. Już zaczynała zastanawiać się nad jakimiś wymyślnymi klątwami, którymi mogłaby uraczyć czarodzieja, który skazał ją na godziny bezowocnych ćwiczeń, kiedy nagle tuż za jej plecami rozległ się męski głos.
Ślizgonka drgnęła na brzmienie uwagi ze strony czarodzieja. Nie tylko dlatego, że odrobinę ją wystraszył, ale także z powodu wytknięcia jej błędu. Zacisnęła mocno zęby i zazgrzytała nimi, a następnie odwróciła się powoli, chcąc wiedzieć kto był świadkiem jej kompromitacji. Jej oczy rozszerzyły się delikatnie, kiedy dostrzegła, że stoi przed nią nie kto inny jak profesor Hucksberry we własnej kontrowersyjnej osobie.
- Teraz, kiedy patrzy mi pan na ręce, to na pewno przestanie mi drgać - pomyślała zirytowana, jednak udało jej się wykrzesać delikatny uśmiech na twarzy. Ten, kto nie znał panienki Rosier mógł pomyśleć, że jest szczery i niewinny.
- Dziękuję za cenną radę, panie profesorze. Jeżeli wolno mi spytać, to, o który moment panu chodzi? O początek, czy ostatnie poderwanie różdżki? - Zapytała, mimo wszystko będąc wdzięczna, że może poznać przyczynę swoich niepowodzeń. - A i dobry wieczór, panu - dodała błyskawicznie, zdając sobie sprawę z własnego braku dobrych manier.
Charles Myrnin Hucksberry
Nauka
Charles Myrnin Hucksberry

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Nie Mar 18, 2018 2:10 pm
Charles nie lubił niepotwierdzonych argumentów, uderzających w rzeczy, których nie był w stanie zweryfikować. Nie znał panny Rosier, nie wiedział o jej gorącej głowie, nie poznał jej na tyle by od razu podać wszystkie szczegóły na temat jej charakteru. Może coś w tym było, w tym gwałtownym ruchu różdżki, ale zdążył już wyrzucić to z głowy, mając przed oczami I rok, gdzie kilka różdżek wyrwało się z rąk bardzo młodych uczniów i poleciało w różne strony. To dopiero katastrofa, ale nic dziwnego, wszak praktycznie wszyscy mieli z różdżkami do czynienia pierwszy raz. Atak szybki, atak z zaskoczenia był dobrym posunięciem, aczkolwiek strategia nie powinna tylko na tym bazować. Po to też defensywne były potrzebne, tak jak i znajomość otoczenia i najlepiej jeszcze przeciwnika, ale to różnie bywało z tą znajomością, więc zazwyczaj traktowało się to jako punkt dodatkowy. W tym więc był problem, jeśli stosowała tylko jedno rozwiązanie i nie potrafiła kontrolować swoich ruchów.  Charlesa rzadko ogarniała taka gorączka, właściwie praktycznie nigdy, jako że słynął z chłodnego umysłu, spokoju, kalkulacji. Kierował się logiką. Kontrola to podstawa, powinna się jej nauczyć, zanim ktoś wykorzysta to przeciw niej. Takie upadki bywają niebywale bolesne, pod warunkiem, że się z nich jeszcze wychodzi. Zastanawiał się, dlaczego osoby młode tak rzadko wyciągają wnioski ze swoich porażek - no cóż, może właśnie tkwił ten 'urok' młodzieńczych lat?  
Myśli Hucksberry'ego krążyły teraz wokół książki, ale nie stracił poczucia rzeczywistości, wciąż była ta cienka linia, która go z nią łączyła, dlatego też w porę zaobserwował, że ktoś w kąciku z kominkiem był. A właściwie usłyszał.  O tyle dobrze, że nie trafił do niego sens wypowiedzianych słów - skupił się jedynie na zaklęciu. Czasami zapominało mu się o bardziej ostrożnym poruszaniu i przemawiania do ludzi zwróconych do niego tyłem. Cóż, nie powiedziałby, że był osobą kontrowersyjną, aczkolwiek może wcale nie znał siebie najlepiej? Nie zamierzał interpretować jej uśmiechu i zgadywać, co naprawdę miała na myśli. Kiwnął jej głową, nie robiąc jednak typowego dla siebie ukłonu.  
- Jeśli mogę pozwolić sobie na szczerość, sądzę że ostatnie poderwanie różdżki, ale nie widziałem też całego początku, więc trudniej jest mi to zweryfikować - odezwał się po krótkiej chwili. Posłał jej coś na kształt uprzejmego uśmiechu, kiedy również się z nim przywitała. - Niech pani spróbuje zrobić to wolniej, jak najwolniej, a następnie przy każdej kolejnej próbie robić to coraz szybciej.
Po wszystkim rozeszli się w swoje strony.

[z/t x2]
Bram Heeren
Gryffindor
Bram Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 7:09 pm
Bram włóczył się po szkole bez celu. Nie miał za bardzo co robić, zatem uznał, że jest to idealna pora na spacer! Zanim opuścił pokój Gryfonów zabrał ze sobą książkę o eliksirach i wyruszył w "nieznane". Poszukiwał jakiegoś odosobnionego miejsca, jednakże na każdym korytarzu roiło się od uczniów.
- Czy oni nie mają co robić? - Burknął pod nosem. Nie lubił ludzi, wolał być samotny, gdzieś jak najdalej od jakichkolwiek żyjących stworzeń... Za wyjątkiem Puszka, Puszek jest spoko, Puszka się kocha i szanuje. Puszek jest cichutki i posłuszny, kochana sowa! No i... Vos... Vos jest kimś wyjątkowym...
- W końcu... - Pamiętał, że na VII piętrze znajduje się to wyjątkowe miejsce, gdzie praktycznie nigdy nikogo tutaj nie ma! Kanapa, kominek, cisza, spokój, czego chcieć więcej? Zadowolony ze znaleziska usiadł na kanapie i przeciągnął się leniwie. Wyprostował nogi i oparł się plecami o poduszki, w ten sposób zajął połowę wygodnego mebla. Przez chwilę patrzył w przestrzeń myśląc o swoim ogromnym osiągnięciu (znalezieniu dobrego miejsca), a następnie zabrał się za lekturę. Była to niewielka książka o eliksirach, wydawała się niezbyt przydatna, gdyż w przeciwieństwie do większości książek szkolnych była stosunkowo malutka, jednakże zawierała w sobie wiele ciekawych porad. Nie można powiedzieć, że Bram jest typem pilnego ucznia, który uwielbia uczyć się poza lekcjami, jednakże eliksiry są czymś, co naprawdę go zainteresowało. Czy to nie cudowne, wiedzieć w jaki sposób stworzyć substancję, która potrafi zamienić drugiego człowieka w osła? Czy da się zamienić człowieka w osła za pomocą eliksiru? Bram na pewno będzie wiedział, kto wie co on tam w tych swoich książkach czyta?
Vos Heeren
Slytherin
Vos Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 8:37 pm
Ten dzień - to było to, czego od dawna jej brakowało. Zero stresu, przyjemna atmosfera, czas spędzony wśród przyjaciół i chwila dla siebie, którą właśnie zamierzała wykorzystać. Kącik na VII piętrze często był miejscem jej "odpoczynku". Nie takiego, którego potrzebowała po ciężkim dniu (wtedy najzwyczajniej w świecie zamykała się w pokoju i leżała na łóżku patrząc w ścianę), lecz takiego gdy po wspaniałym dniu chciała pomyśleć o tym, jak wspaniały miała dzień. Była ona bowiem prostym człowiekiem - miałam dobry dzień, nie będę psuć go myślami o złych dniach.
Tak więc po emocjonujących plotkach z koleżankami (kogo ona oszukuje, rozmawiały o zębach Filcha), postanowiła złapać chwilę dla siebie, przy kominku, na miękkiej kanapie, na VII piętrze... Jak ona nienawidziła wchodzić po tych wszystkich schodach. Wiele razy przysięgała, że gdy spotka tego, kto wymyślił tę całą siedmiopiętrową wierzę tortur, to oderwie mu ręce i przyszuje mu je na dupie. O tak, tego pragnęła. I kakaa, ale to innym razem.
Zatrzymała się na chwilę na szczycie schodów, by złapać oddech i ruszyła korytarzem w stronę kącika. Im bliżej była, tym bardziej wydawało jej się, że widzi głowę swojego brata. Ostrożnie podeszła do kanapy od tyłu, zerknęła przez oparcie w dół i oto siedział - wielki pan, czekający na okazję. Znaczy, nie wiedziała, czy czeka na okazje, ale z tego co o nim wiedziała, to mogła się założyć - książka była tylko przykrywką na podryw.
Patrzcie panie, jestem inteligentny.
Uśmiechnęła się pod nosem i jak każda starsza siostra, przeskoczyła przez oparcie kanapy, rzucając się na swojego brata. Gdy już chłopak leżał przygnieciony jej ciężarem uśmiechnęła się do niego niewinnie.
- Jak tam, co tam? Uczysz się, bo chcesz poderwać laski, czy chcesz być mądrzejszy ode mnie? - na jej twarzy gościł dziwny uśmieszek, który pozornie mógł wydawać się niewinny, lecz im dłużej się na niego patrzyło, tym bardziej mówił "znam twoje niecne sprawki". Brunetka wstała z brata i usiadła po drugiej stronie kanapy, kładąc na Gryfonie swoje nogi. - Muszę cię zasmucić. Ani jedno, ani drugie ci nie wyjdzie. - puściła mu oko. Wbrew pozorom nie chciała być dla niego wredna - w pewny tylko dla niej zrozumiały sposób okazywała mu tak uczycie, o którym tylko ona wiedziała.  Które starała się bardzo mocno ukryć, jednocześnie starając się oddalić od Brama, do którego ciągnęło ją jak opiłki żelaza ciągnie do metalu. Zdawała sobie sprawę z tego jak niebezpieczna jest sytuacja, w której się znalazła, lecz jednocześnie bardzo chciała brnąć dalej w tę grę dla dorosłych, która dawno pochłonęła ich oboje.
Bram Heeren
Gryffindor
Bram Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 9:38 pm
Nie specjalnie skupiał się na lekturze, głównie oglądał obrazki i starał się zapamiętać kilka fajnych słów, ot na zabicie czasu. Wtem poczuł czyjąś obecność, znajomy zapach... Mógłby przysiąść, że gdzieś obok musi być Vos, albo przez ogromny mętlik w głowie traci zmysły. Już już chciał się obrócić za siebie, kiedy nagle padł jak długi. Został brutalnie przygnieciony przez własną siostrę
"Więc dobrze mi się wydawało..." Przeszło mu przez myśl. Automatycznie zmarszczył brwi i tanie zaczepki siostry skwitował delikatnym westchnieniem, po którym delikatnie zachichotał unosząc brwi.
- Pomagam Gryfonom wygrać ze Ślizgonami! - Zaśmiał się delikatnie. I tak dobrze wiedział, że nie byłby w stanie "wygrać" z siostrą. Niezależnie od tego, czy wygrywał Gryffindor czy Slitherin i tak nie czuł się lepszy. W przeciwieństwie do niej cały czas olewa naukę, nie lubi się uczyć i nie ma wygórowanych ambicji, tak jak ona.
- Nie powiedziałbym, jedna już tu jest, a wydaje mi się, że z eliksirów u Ciebie krucho. - Zaczepnie odpowiedział. Dobrze znał Vos, wiedział że nauka to drażliwy temat, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi rywalizacja. Nic dziwnego, że została przydzielona do Slytherinu, tam idą te wszystkie naukowe świry z ambicjami wielkości stodoły... "Boże, dobrze że mogę się obijać w spokoju..." Nie raz sobie tak myślał, dziękując światu że nie trafił do wężowego domu. Aczkolwiek w dniu przydziału chciało mu się płakać, jak to możliwe, że nie może być w tym samym domu co jego ukochana siostra! Już nigdy nie będą ze sobą blisko! A nie, zaraz...
- Co Cię do mnie sprowadza? - Przeciągnął się szybko i odłożył książkę na bok i usiadł nieco wygodniej, co prawda wciąż był "powalony" przez nóżki swojej ukochanej siostry, aczkolwiek jakoś mocno mu to nie przeszkadzało.
- Mam nadzieję, że masz czyste buty... - Delikatnie parsknął i założył ręce za głowę.
Vos Heeren
Slytherin
Vos Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 10:28 pm
Przyjrzała się bratu podejrzliwie. Od kiedy potrafił się jej odgryźć? Zdecydowanie nie był już tym małym nieporadnym Bramem, który denerwował się gdy coś szło nie po jego myśli. Stał się dojrzałym (w jakiś sposób) Bramem, który denerwował się gdy coś szło nie po jego myśli. Jaka niewielka zmiana, a jak daje się we znaki. Vos była bowiem przyzwyczajona do tego, iż jej młodszy brat był nieporadny i raczej nieśmiały w swoich odzywkach. Nie pyskował, przyjmował wszystkie uszczypliwości bez mrugnięcia okiem. A jednak, z wiekiem zaczął robić się co raz bardziej odważny i w momencie kiedy dziewczyna miała ochotę się z niego ponabijać, jak na odpowiedzialną starszą siostrę przystało, on bawił się w pyskowanie. Co prawda było to jakimś urozmaiceniem, lecz nie do końca tym, czego dziewczyna by chciała.
- Ty nie bądź taki pewny siebie. Może i eliksiry nie są moją mocną stroną, ale za to, w przeciwieństwie do ciebie, przynajmniej umiem w życie. - Widać było, że komentarz o nauce lekko ją zirytował. Był to jednak zaledwie ułamek sekundy, po którym brunetka przywdziała widocznie sztuczny uśmiech. Miała ochotę rzucić w Brama własnym butem, lecz było jej go szkoda. Buta oczywiście.
- Jestem pewna, że są czystsze niż twoje włosy. - wytknęła język w stronę gryfona. Tak chciał się bawić? Proszę bardzo, ona może tak do rana. - Jeśli bardzo chcesz się wykazać, to rzuć jakimś komplementem. To będzie całkowicie nie w twoim stylu i może nawet zyskasz u mnie trochę szacunku, za takie poświęcenie. - wstała z kanapy i obeszła ja dwa razy do okoła. Czuła się jak rekin okrążający swoją ofiarę, tyle że ona nie chciała zjadać chłopaka, wręcz przeciwnie, nie obraziłaby się, gdyby to on ją zjadł.
- Nie zastanawiałeś się nigdy, czy na pewno jesteś moim bratem? Wiesz... Nasza rodzina jest raczej inteligentna, a ty... - cmoknęła kręcąc głową. Podeszła powoli do oparcia kanapy, a następnie kucnęła, utrzymując z brunetem kontakt wzrokowy. Wciąż patrząc się w szare ślepia gryfona zaczęła palcem rysować kółka na jego dłoni. Zastanawiała się jak daleko posunie się Bram, jeśli w ogóle odważny się dotrzymać jej kroku w gierce, którą prowadziła. Na razie to ona wygrywała i podobało jej się to.
Bram Heeren
Gryffindor
Bram Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 10:49 pm
Nie wiadomo czy to przez wyjątkowo wilgotne powietrze, stopień zachmurzenia nieba czy przez ułożenie gwiazd Bram nagle zyskał takiej pewności siebie. Wcześniej starał się stać na uboczu i nie robić z siebie idioty... Jednakże teraz coś się zmieniło, jakby nad tym nie panował, tysiące myśli ogarnęły jego umysł nie pozwalając się powstrzymywać.
- Nie wątpię w twoją chęć pragnienia komplementów siostrzyczko. - Uśmiechnął się zadziornie przyglądając się jak Vos przechadza się naokoło
- Jesteśmy rodzeństwem i widocznie brak adoratorów mamy we krwi. - Dodał złośliwie chichocząc szyderczo. Co jak co, ale kiedy bardzo mu zależało, potrafił osiągać szczyty, nawet w docinkach.
- Co jak co, ale jak na starszy rocznik wyglądasz cudownie młodo. - Jeśli iść na całego, to iść na całego, nie ma się co ograniczać, chociaż Bram doskonale wiedział, że odzywka była niewiarygodnie żenująca, to i tak nie zawahał się dogryźć siostrze.
- Cóż... Nie byłbym na to taki zły... Można powiedzieć, że byłbym wręcz szczęśliwy, gdyby okazało się, że nie łączą nas więzy krwi. - Dodał z uśmieszkiem. Stąpał po cienkim lodzie, gdyby ktoś teraz to wszystko usłyszał... Ach! Ale ile on by dał, gdyby jego starsza siostra okazała się zupełnie z nim niespokrewnioną kobietą? Wszystko byłby wtedy tak proste i przede wszystkim legalne...
Palce Vos delikatnie łaskotały jego dłoń, było to dość... Przyjemne. Bram postanowił jednak troszeczkę pociągnąć tę gierkę. Wtem delikatnie, jednakże szybko złapał wodzącą po nim dłoń Vos.
- Masz piękne dłonie. - Co z pewnością nie było najlepszą odpowiedzią, nie w takiej sytuacji.
- Zapewne ślizgoni nie mają w zwyczaju komplementować innych, jednakże myślę, że skoro jesteś taka zadziorna, to nie odmówisz kilku komplementów swojemu braciszkowi?
Czy to jest aby na pewno bezpieczne? Czy mogą za to wyrzucić ze szkoły? Nawet jeśli miałoby mieć to poważniejsze konsekwencje, Bram nie zrezygnuje z tej pozornie niewinnej zabawy.
Vos Heeren
Slytherin
Vos Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 11:17 pm
Przez chwilę trwała tak, w bezruchu, pozwalając chłopakowi by trzymał ją za bladą, lekko zimną dłoń. Gdyby tylko wiedziała, ile przyjemności mu to sprawia, dawno wycofałaby się. Nie wiedziała jednak, że nie tylko ona chciała grać w tę grę, a może nawet gryfon chciał grać w nią jeszcze bardziej niż ona. Z pewnym chłodem w spojrzeniu zabrała rękę. Babcia zawsze mówiła jej, drażnij lwa tylko tak długo, aż masz drogę ucieczki. Kobieta zawsze miała nietypowe podejście do wychowania swoich wnucząt, lecz to właśnie ono sprawiło, że brunetka była tak ambitna i nieustępliwa. Gdyby nie to, pewnie skończyłaby jako niczym niezainteresowana, nie wychowana dziewucha, jak to mawiała babcia.
Vos podniosła się na równe nogi i przeszła z boku kanapy, na wprost chłopaka.
- Och, nie myślałam, że wiesz cokolwiek o moim życiu uczuciowym... A co jeśli ja kogoś mam? - skrzyżowała ręce na piersi. Nigdy nie podejrzewała brata o zainteresowanie tym, czy ma kogoś czy nie. Wydawało jej się, że gdyby przespała się z połową Hogwartu, to jemu byłoby wszystko jedno. Z drugiej strony była to miła niespodzianka, lubiła być w centrum uwagi. Zwłaszcza gdy było to centrum uwagi Brama. Takie małe... Zboczenie zawodowe.
Ślizgonka pochyliła się nad bratem i złapała go dłonią za oba poliki, lekko na nie naciskając. Delikatnie oblizała usta.
- Masz bardzo ładne usta. - Powiedziała prawie szeptem, jakby w obawie, że ktoś usłyszy i wykorzysta to przeciw niej. Lecz tak naprawdę, szeptała, ponieważ sama była przerażona tym, co wypływa z jej ust. Nigdy nie podejrzewała samej siebie o myślenie w taki sposób, jednak najwyraźniej jej podświadomość nie chciała pozwolić, aby dziewczyna się oszukiwała. Przybliżyła się powoli do ust chłopaka, jakby chciała sprawdzić czy są tak miękkie i delikatne na jakie się wydają. W ostatnim momencie, klęknęła go z całkiem dużą siłą w policzek i odsunęła się, z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
Rzuciła mu wyzwanie i miała cichą nadzieję, że będzie tak uparty jak zawsze, i je przyjmie, chociaż bała się tego, co może się stać. Bała się konsekwencji tego, co może się stać. Ale najbardziej bała się, że zacznie się przyzwyczajać do tego co się dzieje.
Bram Heeren
Gryffindor
Bram Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Pią Sie 24, 2018 11:40 pm
- Znam Cię za dobrze, pierwszy zauważyłbym, że kogoś masz. Jak na razie jestem jedynym mężczyzną w twoim życiu. - Zaśmiał się szyderczo patrząc prosto w jej jasne oczęta.
- Masz też bardzo ładne oczy. - Dodał z chichotem. Z biegiem tej gierki powoli tracił pojęcie o tym jakie słowa wychodzą z jego ust. W tej chwili nawet jego myśli nie były do końca przez niego kontrolowane. Powoli zatracał się w tym co robi, nie myśląc o konsekwencjach i wstydzie, które mogą pojawić się później z tysiącem scenariuszy "co mogło się wydarzyć".
W pewnym momencie poczuł jak Vos łapie go za poliki, podobnie jak ciotki kiedy uda im się ich odwiedzić na Święta. Tylko w gestach ciotek nie było tego czegoś... Tego niebezpieczeństwa i słodkiego poczucia winy, które jednocześnie go straszyło i niesamowicie pociągało. Tak błogo... Czy tak to się zaczyna? Od niewinnych szeptów? Czy jest to możliwe, żeby była tak blisko? Dlaczego to bolesne uczucie rośnie z upływem lat, dlaczego akurat ona? Nie mogła to być jakaś zwykła szara myszka z Ravenclaw, albo dobra duszyczka z Hufflepuff? Dlaczego tak bardzo tego pragnął, ale jednocześnie błagał o koniec tego szaleństwa? Z każdym uderzeniem serca jego głowa stawała się cięższa od słodkich myśli i emocjonalnej mgły, która skutecznie zakłócała wszystkie racjonalne argumenty przeciw. Wtem wszystko rozwiało nieprzyjemne uczucie. Dostał właśnie w twarz od własnej siostry, która jeszcze chwilę temu była inicjatorem całej intymnej sytuacji.
- Twoje również. - Mimo ogromnego ryzyka postanowił brnąć w tę niebezpieczną grę i ponieść się pragnieniom, które stawały się większe od niego. Z wrednym uśmiechem nieco się do niej zbliżył. "Wiem czego chcesz, nie ukryjesz tego przede mną!" W jego głowie słychać było echo tego szyderczego głosu, który namawiał go do brnięcia dalej.
- Jednakże mogę się założyć, że nie są tak cudownie miękkie jak moje. - Wiedział gdzie uderzyć. Zdawać by się mogło, że zatraca kontrolę z każdą chwilą... Co może się stać? Przekonajmy się... Nikogo nie ma...
Vos Heeren
Slytherin
Vos Heeren

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Sob Sie 25, 2018 12:22 am
Jej brwi lekko drgnęły. Nie wiedziała, że cała ta sytuacja zajdzie tak daleko. Chyba nigdy w całym swoim życiu nie słyszała od niego tylu komplementów w ciągu tak krótkiego czasu. W pewnym sensie jej się to podobało. Z drugiej strony bała się tego, co się stanie. Jej myśli krążyły wokół dwóch słów. Czemu on. Dlaczego to właśnie jej brat sprawiał, że czula to co czuła.
Przez chwilę stała w miejscu, bez ruchu jak ofiara, która w każdej chwili może zostać dostrzeżona przez drapieżnika. Strach ją przerósł. Gdyby mogła, wycofałaby się z tej niebezpiecznej gry. Ale nie mogła, duma jej na to nie pozwalała.
- Chcesz się założyć? - Jej głos był przepełniony pewnością siebie, co zbiło Vos z tropu. Sama nie była pewna, czy zaczyna tracić zmysły, czy tak dobrze gra w tę grę, że przekonała nawet samą siebie. W jednej chwili znów stała pochylona nad bratem. Dzieliły ich centymetry. Wszystko wydawało jej się tylko kiepskim Deja vu, ale było jak najbardziej prawdziwe. Znów odważyła się na to samo, mimo wewnętrznego głosu krzyczącego, aby przerwać to szaleństwo, które ogarnęło zarówno ją jak i brata.
Brunetka przechyliła lekko głowę, jak szczeniak starający się zrozumieć, co się dzieje. Tyle że ona doskonale wiedziała co się dzieje, postradała zmysły.
Pewnym ruchem złapała włosy chłopaka i odgarnęła je na bok, zbliżając do niej swoje usta. Delikatnie musnęła nimi skórę tuż nad ramieniem chłopaka. Miała ochotę szybko się odsunąć, uciec i nigdy więcej nie spojrzeć mu w oczy. Co jednak on by powiedział? Nie dał by jej żyć, dogryzając jej, że to właśnie ona przegrała tę zbereźną grę, którą sobie wymyślili. Nie. Nie mogła na to pozwolić. To ona była górą w tej relacji, tak miało pozostać.
Pewna, iż Gryfon sobie odpuści, odsunęła się od niego i rzuciła mu spojrzenie pełne wyższości. Teraz kolej na jego ruch. Co takiego mógł zrobić, aby brunetka mimo dumy i upartości postanowiła się poddać. Niewiele, ot co. Nie była nowicjuszką w takich grach i zdecydowanie nie miała zamiaru pozwolić mu wygrać.
Sponsored content

Kącik z komnkiem - Page 9 Empty Re: Kącik z komnkiem

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach