- James Potter
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 14, 2013 4:29 pm
Wszyscy nagle zaczęli mu kibicować, mówić lub przynajmniej sugerować, że musi walczyć o Evans, ale czemu dopiero teraz, teraz kiedy on postanowił dać jej święty spokój? Tak będzie lepiej dla niej, a przede wszystkim dla mnie powtarzał sobie każdego poranka, kiedy myślał o niej, o tym że będą razem przebywać na zajęciach, w Wielkiej Sali czy chodź by w Pokoju Wspólnym. Tworzyli paczkę i mimo tego, że jeszcze pewien czas temu ciągle się kłócili, potrafili trzymać się razem wszyscy. Teraz było inaczej, kiedy Evans i on byli w jednym pomieszczeniu, czuć było niezręczną atmosferę, dlatego Rogaś powoli zaczynał odsuwać się od ich paczki. Po prostu nie chciał i im psuć humoru. Dzisiaj podszedł do dziewczyn sam do końca nie wie dlaczego. Może żeby udowodnić sobie, że potrafi przebywać w towarzystwie Evans, a może żeby po prostu zobaczyć jej reakcję na pojawienie się go?
Da się wyłączyć jakoś serce? Nie, tak niestety myślałam. Czemu pytam, otóż kiedy Rogaś usłyszał głos Evans jego serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Oczywiście starał się to ignorować i chwała Merlinowi, nawet mu to wychodziło.
Sześć lat poniżania, chyba logiczne że Potter mógł mieć w końcu tego dość. Dobra, mógł w bardziej dojrzały sposób starać się zwrócić jej uwagę na swoją osobę, mógł nie poniżać Snape’a i może mniej psocić. Kiedyś świat wyglądał inaczej, on myślał inaczej. Teraz pewnie, gdyby miał szanse rozpoczęcia ich znajomości od nowa, najprawdopodobniej zachowywałby się całkiem inaczej. Niestety teraz jest już chyba za późno, oboje są zbyt uparci i dumni by przeprosić. Kłótnie i nieporozumienia zostawiły po sobie znamiona, których ciężko się pozbyć.
Potter też nie miał pojęcia czym zajmie się po skończeniu szkoły. Wiedział jedynie, że na pewno nie zajmie się pracą w Ministerstwie i nie będzie Aurorem. Chyba nie potrafiłby znieść czekania na rozkazy, nie potrafiłby się podporządkować jeśli przełożony kazał wykonywać mu zadanie niezgodne z jego własnymi racjami. Poza tym James podejrzewał, że Ministerswto zaczyna być powoli zależne i kontrolowane przez Voldemorta.
- Jedyna czy nie, ale ulubiona mimo to – odparł i potargał jej odrobinę włosy. Oczywiście był świadom, że pewne teraz będzie musiał pokutować za zniszczenie fryzury Rin, ale jakoś potrafił pogodzić się z tym faktem. – A jeśli już nas podejrzewają? – spytał i spojrzał na nią poważnie po czym wybuchnął szczerym śmiechem. Wątpił, żeby ktoś mógł ich o takie stosunki podejrzewać, byli tylko najzwyczajniejszym w świecie rodzeństwem. Chociaż na samą myśl, że ktoś mógł dopuszczać coś takiego, wręcz chciało mu się śmiać.
- Ależ ja wiem, że mam najpiękniejszą siostrzyczkę – zaczął się bronić. Wręcz zbyt dobrze o tym wiem – powiedział. Kilkukrotnie miał już okazję słyszeć od chłopaków, że Erin jest piękna, wspaniała i takie tam. Oczywiście zgadzał się z nimi, ale nie podobało mu się, że chłopaki myślą o jego siostrze, jak o potencjalnej dziewczynie, z którą mogą być. To była przecież jego siostra, a ona zasługiwała na prawdziwego księcia z bajki, który nigdy jej nie skrzywdzi i który będzie o nią dbać!
- Dorcas, ja zawsze bardzo uważnie wam się przyglądam. Po prostu wcześniej wasza uroda mnie wręcz onieśmielała i nie potrafiłem otwarcie podziwiać waszej urody – wyjaśnił. Nie dostrzegł ile niezadanych pytań niesie w sobie wypowiedź Meadowes, ale może i lepiej. Zbyt wiele trudnych pytań, na których Potter nie potrafiłby od razu odpowiedź, a na pewno nie w obecności Evans.
- Też dawno go nie widziałem. Jeśli macie ochotę może przejść się do niego i zobaczyć czy jest u siebie lub poszukać go w Zakazanym Lesie, gdzie najprawdopodobniej może przebywać. Bardzo chętnie porobię za przewodnika – powiedział entuzjastycznie. Był wdzięczny za rozpoczęcie tematu Hagrida, bo kiedy myślało się o tym olbrzymie wręcz nie dało się nie uśmiechnąć.
- Jego ciastka mają dość oryginalny smak, a poza tym są świetnymi pociskami – odparł. Ileż to razy Ślizgoni obrywali ciastkową amunicją. Może to dziecinne zachowanie, ale naprawdę trzeba widzieć skołowane twarze Ślizgonów, kiedy nie wiedzą kto strzela i czemu strzela właśnie ciastkami, których twardość naprawdę potrafi zadziwić!
Da się wyłączyć jakoś serce? Nie, tak niestety myślałam. Czemu pytam, otóż kiedy Rogaś usłyszał głos Evans jego serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Oczywiście starał się to ignorować i chwała Merlinowi, nawet mu to wychodziło.
Sześć lat poniżania, chyba logiczne że Potter mógł mieć w końcu tego dość. Dobra, mógł w bardziej dojrzały sposób starać się zwrócić jej uwagę na swoją osobę, mógł nie poniżać Snape’a i może mniej psocić. Kiedyś świat wyglądał inaczej, on myślał inaczej. Teraz pewnie, gdyby miał szanse rozpoczęcia ich znajomości od nowa, najprawdopodobniej zachowywałby się całkiem inaczej. Niestety teraz jest już chyba za późno, oboje są zbyt uparci i dumni by przeprosić. Kłótnie i nieporozumienia zostawiły po sobie znamiona, których ciężko się pozbyć.
Potter też nie miał pojęcia czym zajmie się po skończeniu szkoły. Wiedział jedynie, że na pewno nie zajmie się pracą w Ministerstwie i nie będzie Aurorem. Chyba nie potrafiłby znieść czekania na rozkazy, nie potrafiłby się podporządkować jeśli przełożony kazał wykonywać mu zadanie niezgodne z jego własnymi racjami. Poza tym James podejrzewał, że Ministerswto zaczyna być powoli zależne i kontrolowane przez Voldemorta.
- Jedyna czy nie, ale ulubiona mimo to – odparł i potargał jej odrobinę włosy. Oczywiście był świadom, że pewne teraz będzie musiał pokutować za zniszczenie fryzury Rin, ale jakoś potrafił pogodzić się z tym faktem. – A jeśli już nas podejrzewają? – spytał i spojrzał na nią poważnie po czym wybuchnął szczerym śmiechem. Wątpił, żeby ktoś mógł ich o takie stosunki podejrzewać, byli tylko najzwyczajniejszym w świecie rodzeństwem. Chociaż na samą myśl, że ktoś mógł dopuszczać coś takiego, wręcz chciało mu się śmiać.
- Ależ ja wiem, że mam najpiękniejszą siostrzyczkę – zaczął się bronić. Wręcz zbyt dobrze o tym wiem – powiedział. Kilkukrotnie miał już okazję słyszeć od chłopaków, że Erin jest piękna, wspaniała i takie tam. Oczywiście zgadzał się z nimi, ale nie podobało mu się, że chłopaki myślą o jego siostrze, jak o potencjalnej dziewczynie, z którą mogą być. To była przecież jego siostra, a ona zasługiwała na prawdziwego księcia z bajki, który nigdy jej nie skrzywdzi i który będzie o nią dbać!
- Dorcas, ja zawsze bardzo uważnie wam się przyglądam. Po prostu wcześniej wasza uroda mnie wręcz onieśmielała i nie potrafiłem otwarcie podziwiać waszej urody – wyjaśnił. Nie dostrzegł ile niezadanych pytań niesie w sobie wypowiedź Meadowes, ale może i lepiej. Zbyt wiele trudnych pytań, na których Potter nie potrafiłby od razu odpowiedź, a na pewno nie w obecności Evans.
- Też dawno go nie widziałem. Jeśli macie ochotę może przejść się do niego i zobaczyć czy jest u siebie lub poszukać go w Zakazanym Lesie, gdzie najprawdopodobniej może przebywać. Bardzo chętnie porobię za przewodnika – powiedział entuzjastycznie. Był wdzięczny za rozpoczęcie tematu Hagrida, bo kiedy myślało się o tym olbrzymie wręcz nie dało się nie uśmiechnąć.
- Jego ciastka mają dość oryginalny smak, a poza tym są świetnymi pociskami – odparł. Ileż to razy Ślizgoni obrywali ciastkową amunicją. Może to dziecinne zachowanie, ale naprawdę trzeba widzieć skołowane twarze Ślizgonów, kiedy nie wiedzą kto strzela i czemu strzela właśnie ciastkami, których twardość naprawdę potrafi zadziwić!
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 14, 2013 5:52 pm
- No tak, pamiętam ten "wspaniały" pomysł z pociskami. Cóż z tego, że kilku uczniów musiało odwiedzić Skrzydło Szpitalne... - powiedziała nagle, czując jak zaczyna ją ogarniać nie wiedzieć czemu złość na Pottera i na wszystko wokoło.
Nie rozumiała czemu. Nie rozumiała dlaczego nagle zwróciła oczy na jego twarz i posłała mu jedno z tych porażających piorunami spojrzeń, które niegdyś były dla niej i dla niego chlebem powszechnym.
- Ważne, że James Potter i jego kompania miała zapewnioną rozrywkę! Czyż nie tak, James? Tęsknisz za tym prawda? To takie nie fair, że nagle reszta przyjaciół gdzieś zniknęła i nie ma z kim wycinać dowcipy. Samemu przecież to nie to samo. Ale zawsze pozostaje Severus, czyż nie? Twoja. Ulubiona. Ofiara. - Może i teraz szeptała, ale jej głos stał się ostrzejszy.
Nie potrafiła nad tym zapanować. Jak gdyby puściły wszelkie hamulce. Zapomniała nawet o tym, że patrzą na nią Dorcas i Erin.
Przymknęła na chwile powieki, a jej wargi delikatnie drżały. Co też sobie o niej pomyślą? Że wyciąga stare urazy, że wciąż rozdrapuje już dawno zagojone rany...
Odetchnęła głęboko i oderwała zielone tęczówki od tych orzechowych chłopaka. Odsunęła głowę Dorcas ze swoich kolan i podniosła się.
Straciła zupełnie swój dobry humor, czując jak zaczyna ogarniać je przygnębiające poczucie winy.
A przecież on nie powiedział nic takiego, a ona już musiała poddać się temu rozgoryczeniu, które gromadziło się w niej od jakiegoś czasu i nagle osiągnęło punkt kulminacyjny.
- J-ja... chyba już lepiej pójdę.... - powiedziała drżącym głosem, zdając sobie sprawę, że nie powinna tak zareagować, że wręcz wypadałoby teraz GO przeprosić.
A jednak nie potrafiła. Wolała uciec, nie patrząc na nich. Szybko odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę portretu Grubej Damy.
Przeszła przez przejście i puściła się biegiem przed siebie.
Byleby jak najdalej.
[z/t]
Nie rozumiała czemu. Nie rozumiała dlaczego nagle zwróciła oczy na jego twarz i posłała mu jedno z tych porażających piorunami spojrzeń, które niegdyś były dla niej i dla niego chlebem powszechnym.
- Ważne, że James Potter i jego kompania miała zapewnioną rozrywkę! Czyż nie tak, James? Tęsknisz za tym prawda? To takie nie fair, że nagle reszta przyjaciół gdzieś zniknęła i nie ma z kim wycinać dowcipy. Samemu przecież to nie to samo. Ale zawsze pozostaje Severus, czyż nie? Twoja. Ulubiona. Ofiara. - Może i teraz szeptała, ale jej głos stał się ostrzejszy.
Nie potrafiła nad tym zapanować. Jak gdyby puściły wszelkie hamulce. Zapomniała nawet o tym, że patrzą na nią Dorcas i Erin.
Przymknęła na chwile powieki, a jej wargi delikatnie drżały. Co też sobie o niej pomyślą? Że wyciąga stare urazy, że wciąż rozdrapuje już dawno zagojone rany...
Odetchnęła głęboko i oderwała zielone tęczówki od tych orzechowych chłopaka. Odsunęła głowę Dorcas ze swoich kolan i podniosła się.
Straciła zupełnie swój dobry humor, czując jak zaczyna ogarniać je przygnębiające poczucie winy.
A przecież on nie powiedział nic takiego, a ona już musiała poddać się temu rozgoryczeniu, które gromadziło się w niej od jakiegoś czasu i nagle osiągnęło punkt kulminacyjny.
- J-ja... chyba już lepiej pójdę.... - powiedziała drżącym głosem, zdając sobie sprawę, że nie powinna tak zareagować, że wręcz wypadałoby teraz GO przeprosić.
A jednak nie potrafiła. Wolała uciec, nie patrząc na nich. Szybko odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę portretu Grubej Damy.
Przeszła przez przejście i puściła się biegiem przed siebie.
Byleby jak najdalej.
[z/t]
- James Potter
Re: Pokój Wspólny
Sro Paź 16, 2013 10:05 pm
Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Evans, naprawdę nie wiedział, że jego słowa tak na nią podziałają. Mówiąc o pociskach z ciastek Hagrida chciał pokazać, że są tak twarde, że mogą robić za broń. Nie miał pojęcia, że na pozór zwykły żart doprowadzi do kolejnego spięcia między nim a Evans.
Słuchał i przyglądał jej się odrobinkę zszokowany. Nie oszukujmy się, nie był przygotowany na atak z jej strony. Nie przerwał jej mimo to. Chciał poczekać aż powie wszystko i wtedy dopiero wyrazić swoje zdanie lub po prostu pożegnać się i pójść. Tak, Potter nie chciał zaczynać kolejnej kłótni, chociaż na usta cisnęło mu się kilak słów. Niestety Evans jak zwykle zachowała się nieprzewidywalnie i wybiegła. Uchwycił moment, kiedy jej sylwetka zniknęła za portretem i zwrócił wzrok ponownie na dziewczyny.
- Pójdę za nią – mruknął i ruszył w stronę wyjścia. Mam nadzieje, że się nie pozabijamy – dodał jeszcze na odchodne i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Miał nadzieje, że Evans daleko mu nie uciekła. Biegnąc ciągle zadawał sobie w myślach jedno pytanie Czemu za nią poszedł? Przecież miała mu być obojętna…
zt
Słuchał i przyglądał jej się odrobinkę zszokowany. Nie oszukujmy się, nie był przygotowany na atak z jej strony. Nie przerwał jej mimo to. Chciał poczekać aż powie wszystko i wtedy dopiero wyrazić swoje zdanie lub po prostu pożegnać się i pójść. Tak, Potter nie chciał zaczynać kolejnej kłótni, chociaż na usta cisnęło mu się kilak słów. Niestety Evans jak zwykle zachowała się nieprzewidywalnie i wybiegła. Uchwycił moment, kiedy jej sylwetka zniknęła za portretem i zwrócił wzrok ponownie na dziewczyny.
- Pójdę za nią – mruknął i ruszył w stronę wyjścia. Mam nadzieje, że się nie pozabijamy – dodał jeszcze na odchodne i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Miał nadzieje, że Evans daleko mu nie uciekła. Biegnąc ciągle zadawał sobie w myślach jedno pytanie Czemu za nią poszedł? Przecież miała mu być obojętna…
zt
- Erin Potter
Re: Pokój Wspólny
Czw Paź 17, 2013 7:00 pm
Czas mijał i mijał, co jakiś czas będąc przerywany lekkimi żartami i przekomarzaniem się i wszystko wyglądało na to, że będzie upływał dalej w tym samym, spokojnym rytmie, gdyby nie fakt milczenia Lily. Potter wbiła w nią swój wzrok i przyglądała jej się już od jakiegoś czasu. Co jak co, ale jedno trzeba było jej przyznać - doskonale znała się na ludziach, a na bliskich jej ludziach tym bardziej.
Dlatego też widziała, że w Evans stopniowo narasta napięcie. Rudowłosa zaczęła przypominać jej tykającą bombę, która zaraz ma wybuchnąć - kurczowo zaciskała wargi, lekko poczerwieniała na policzkach, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. Ponadto, cały czas milczała, najwyraźniej nie chcąc się w żaden sposób włączać w rozmowę...
I poniekąd nie dziwiła jej się. James ostatnimi czasy zachowywał się wobec niej wyjątkowo niegrzecznie. Ale, z drugiej strony, rozumiała swego brata, wiedziała, że miał powody by tak ją traktować - starał się o nią tyle lat, czuł coś do niej - ba, nadal czuje! Oj nie, Erin nie była głupia, doskonale znała swego kochanego braciszka i to, co chodziło mu po głowie, potrafiła przecież czytać z niego jak z otwartej księgi - a ona tylko raz za razem pozbawiała go wszelkich nadziei.
Potter czasem czuła się naprawdę zmęczona. Była pomiędzy młotem, a kowadłem i nie mogła postawić się całkowicie za żadnym z nich - oboje byli bowiem dla niej równie ważni.
Tykająca bomba wybuchła.
Sielski, spokojny klimat prysł w jednej chwili, gdy Lily zaczęła wyrzucać z siebie wszystko w stronę Jamesa - podała mu wszystkie swe zarzuty jak na tacy, nie mogąc w końcu wytrzymać milczenia, po czym uciekła.
A James poszedł za nią.
Sytuacja niczym z mugolskiego romansidła, które parę razy pokazywała jej rudowłosa.
Z lekka zdezorientowana Potter opadła na fotel z głębokim westchnięciem. Była wyraźnie zmieszana całą tą sytuacją.
Przejechała otwartą dłonią po twarzy, po czym mruknęła jedynie w stronę Dorcas:
- Cholery jedne, zamiast po prostu się pogodzić, pokochać, robić miłość, to, kuźwa, muszą robić takie akcje... człowiek spokoju z nimi nie ma. No powiedz, czy to nie byłoby łatwiejszym rozwiązaniem?
Lekko uśmiechnęła się do przyjaciółki, a następnie wstała i, przeciągając się, ziewnęła przeciągle.
- Wybacz, ale pójdę już się położyć. Trzymaj się, Dor. I pamiętaj - jutro walka z zielarstwem.
To mówiąc, opuściła pomieszczenie wraz z Moherem.
[z/t]
Dlatego też widziała, że w Evans stopniowo narasta napięcie. Rudowłosa zaczęła przypominać jej tykającą bombę, która zaraz ma wybuchnąć - kurczowo zaciskała wargi, lekko poczerwieniała na policzkach, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. Ponadto, cały czas milczała, najwyraźniej nie chcąc się w żaden sposób włączać w rozmowę...
I poniekąd nie dziwiła jej się. James ostatnimi czasy zachowywał się wobec niej wyjątkowo niegrzecznie. Ale, z drugiej strony, rozumiała swego brata, wiedziała, że miał powody by tak ją traktować - starał się o nią tyle lat, czuł coś do niej - ba, nadal czuje! Oj nie, Erin nie była głupia, doskonale znała swego kochanego braciszka i to, co chodziło mu po głowie, potrafiła przecież czytać z niego jak z otwartej księgi - a ona tylko raz za razem pozbawiała go wszelkich nadziei.
Potter czasem czuła się naprawdę zmęczona. Była pomiędzy młotem, a kowadłem i nie mogła postawić się całkowicie za żadnym z nich - oboje byli bowiem dla niej równie ważni.
Tykająca bomba wybuchła.
Sielski, spokojny klimat prysł w jednej chwili, gdy Lily zaczęła wyrzucać z siebie wszystko w stronę Jamesa - podała mu wszystkie swe zarzuty jak na tacy, nie mogąc w końcu wytrzymać milczenia, po czym uciekła.
A James poszedł za nią.
Sytuacja niczym z mugolskiego romansidła, które parę razy pokazywała jej rudowłosa.
Z lekka zdezorientowana Potter opadła na fotel z głębokim westchnięciem. Była wyraźnie zmieszana całą tą sytuacją.
Przejechała otwartą dłonią po twarzy, po czym mruknęła jedynie w stronę Dorcas:
- Cholery jedne, zamiast po prostu się pogodzić, pokochać, robić miłość, to, kuźwa, muszą robić takie akcje... człowiek spokoju z nimi nie ma. No powiedz, czy to nie byłoby łatwiejszym rozwiązaniem?
Lekko uśmiechnęła się do przyjaciółki, a następnie wstała i, przeciągając się, ziewnęła przeciągle.
- Wybacz, ale pójdę już się położyć. Trzymaj się, Dor. I pamiętaj - jutro walka z zielarstwem.
To mówiąc, opuściła pomieszczenie wraz z Moherem.
[z/t]
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Pią Lis 15, 2013 7:33 pm
Dorcas jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała na podłodze, z głową ułożoną na siedzisku kanapy. Zakryła oczy ramieniem, na moment odcinając się od otoczenia, które niespodziewanie stało się dla niej zbyt głośne. Usiłowała znaleźć w pamięci moment, w którym wszystko zaczęło się psuć. Znalazła ich kilka i bardziej naglące stało się pytanie... czy mogła coś zrobić, by powstrzymać owe zdarzenia? Nie umiała tego stwierdzić. Nie umiała też nikogo obarczyć winą za rozpad ich paczki. Tak przecież czasem bywa. Ludzie się zmieniają, zaczynają inaczej patrzeć na świat i ich drogi się rozchodzą. Nawet jeśli jest to cholernie bolesne.
Otwarła oczy, gdy poczuła jak ktoś delikatnie szturcha ją w ramię. Przed sobą miała piegowatą buzię pierwszorocznej, która przyglądała jej się niepewnie szeroko otwartymi oczyma.
- Hej, wszystko dobrze? - zapytała mała, przekrzywiając zabawnie główkę. Przypominała Dorze małą wiewiórkę.
- Tak, wszystko gra. Tylko jestem trochę zmęczona. Pójdę się położyć. - po tych słowach podniosła się z podłogi. Zza kanapy zerkały na nią dwie inne dziewczynki, które zachęcone przez pannę-wiewiórkę z radosnym śmiechem wskoczyły na zwolnioną właśnie kanapę. Dorcas przyciskała mocno do piersi swoją książkę o magicznych roślinach w Azji i bardzo starała się nie rozpłakać, gdy opuszczała Pokój Wspólny.
[zt]
Otwarła oczy, gdy poczuła jak ktoś delikatnie szturcha ją w ramię. Przed sobą miała piegowatą buzię pierwszorocznej, która przyglądała jej się niepewnie szeroko otwartymi oczyma.
- Hej, wszystko dobrze? - zapytała mała, przekrzywiając zabawnie główkę. Przypominała Dorze małą wiewiórkę.
- Tak, wszystko gra. Tylko jestem trochę zmęczona. Pójdę się położyć. - po tych słowach podniosła się z podłogi. Zza kanapy zerkały na nią dwie inne dziewczynki, które zachęcone przez pannę-wiewiórkę z radosnym śmiechem wskoczyły na zwolnioną właśnie kanapę. Dorcas przyciskała mocno do piersi swoją książkę o magicznych roślinach w Azji i bardzo starała się nie rozpłakać, gdy opuszczała Pokój Wspólny.
[zt]
- Mary Macdonald
Re: Pokój Wspólny
Pią Gru 27, 2013 10:04 pm
Nawet nie zastanawiała się, gdzie się wszyscy podziali. Mary siedziała przed kominkiem w najbardziej melancholijny sposób, jaki można by sobie było wyobrazić, wpatrując się w płomienie, niemal tak samo oszołomiona, jak przy całej tej akcji z Sahirem. Tylko teraz jeszcze trochę się bała. Ogólnie miała wrażenie, jakby bardzo mocno uderzyła się w głowę i dopiero teraz oszołomienie zaczęło ją opuszczać. Strach przebijał się w końcu przez grubą watę, która otaczała jej umysł i wszystkie zmysły, wciskając ją w fotel i każąc skulić się, podkurczając kolana pod brodę i obejmując nogi dłońmi.
Co ona sobie w ogóle myślała? Nie kierując się praktycznie niczym sensownym zrobiła z siebie kretynkę nie tylko przed Krukonem, ale i nauczycielem, który odchodząc patrzył na nią, jakby miała problemy z głową. Chyba trochę miała, w końcu cała zapłakana biegała po szkole nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Acz pierwsze i najważniejsze pytanie było takie: czemu nie pobiegła po pomoc na samym początku? Co zmusiło ją do tak irracjonalnego zachowania? Czuła na policzkach ciepło nie tylko płomieni, ale i palącego wstydu, który pokrył niemal całą jej twarz szkarłatem. Już nie chciała o tym myśleć, ale nie wiedziała, jak przestać, szczególnie, że w pokoju wspólnym nie było akurat nikogo, do kogo mogłaby się odezwać.
Co ona sobie w ogóle myślała? Nie kierując się praktycznie niczym sensownym zrobiła z siebie kretynkę nie tylko przed Krukonem, ale i nauczycielem, który odchodząc patrzył na nią, jakby miała problemy z głową. Chyba trochę miała, w końcu cała zapłakana biegała po szkole nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Acz pierwsze i najważniejsze pytanie było takie: czemu nie pobiegła po pomoc na samym początku? Co zmusiło ją do tak irracjonalnego zachowania? Czuła na policzkach ciepło nie tylko płomieni, ale i palącego wstydu, który pokrył niemal całą jej twarz szkarłatem. Już nie chciała o tym myśleć, ale nie wiedziała, jak przestać, szczególnie, że w pokoju wspólnym nie było akurat nikogo, do kogo mogłaby się odezwać.
- James Potter
Re: Pokój Wspólny
Sob Gru 28, 2013 1:24 pm
Cóż.
Tak, Tobie też podkreślę, że zawsze zaczynam posty od słowa „cóż” – ono jest naprawdę twórcze. Daje fenomenalne pole do popisu, nigdy nie można jasno określić stanu emocjonalnego postaci, a przecież o to chodzi, czyż nie? Zresztą, nie miało to kompletnie znaczenia skoro tak naprawdę… James był strzępkiem człowieka. Nie był już radosny, nie aż tak. Owszem – nadal kręciło go wycinanie wszystkim numerów. Kręciły go wieczory z huncwotami. Kręciła go nielegalna Ognista. Kręciło go wszystko, ale tak bardzo jak jeszcze miesiąc temu. Wszystko umarło.
Chociaż dobra, nie dramatyzuje. Evans była tylko laską, która nie doceniła Jamesa. Cóż, życie… Ma rozpaczać z tego powodu? Pewnie, najchętniej to poszedłby podciąć sobie żyły, ale czym się miał przejmować? Że spaliła wszystko – jej wybór. Że odepchnęła go – jej wybór. Że skreśliła jego miłość – jej wybór. Nie, Evans. Nie odzyskasz go.
-Cześć Mary, siedzisz jak zbity pies… - (Tu klasycznie, pozdrawiam Syriusza). Cóż. Potter podszedł do dziewczyny, ale nie skupiał na niej swej szczególnej uwagi. W końcu jakby nie patrzeć… Była przyjaciółką Rudej Zołzy. Chociaż on tych wszystkich damskich koneksji nie ogarniał.
Najlepiej by było nawet gdyby po prostu poszedł do swojego dormitorium i udał, że nie widział koleżanki z roku. Zaraz i tak pewnie poleci do Evans i jej wszystko zakabluje, że Potter odważył się rozmawiać z inną.
A wiesz co? On to w sumie miał szczerze w dupie.
Tak, Tobie też podkreślę, że zawsze zaczynam posty od słowa „cóż” – ono jest naprawdę twórcze. Daje fenomenalne pole do popisu, nigdy nie można jasno określić stanu emocjonalnego postaci, a przecież o to chodzi, czyż nie? Zresztą, nie miało to kompletnie znaczenia skoro tak naprawdę… James był strzępkiem człowieka. Nie był już radosny, nie aż tak. Owszem – nadal kręciło go wycinanie wszystkim numerów. Kręciły go wieczory z huncwotami. Kręciła go nielegalna Ognista. Kręciło go wszystko, ale tak bardzo jak jeszcze miesiąc temu. Wszystko umarło.
Chociaż dobra, nie dramatyzuje. Evans była tylko laską, która nie doceniła Jamesa. Cóż, życie… Ma rozpaczać z tego powodu? Pewnie, najchętniej to poszedłby podciąć sobie żyły, ale czym się miał przejmować? Że spaliła wszystko – jej wybór. Że odepchnęła go – jej wybór. Że skreśliła jego miłość – jej wybór. Nie, Evans. Nie odzyskasz go.
-Cześć Mary, siedzisz jak zbity pies… - (Tu klasycznie, pozdrawiam Syriusza). Cóż. Potter podszedł do dziewczyny, ale nie skupiał na niej swej szczególnej uwagi. W końcu jakby nie patrzeć… Była przyjaciółką Rudej Zołzy. Chociaż on tych wszystkich damskich koneksji nie ogarniał.
Najlepiej by było nawet gdyby po prostu poszedł do swojego dormitorium i udał, że nie widział koleżanki z roku. Zaraz i tak pewnie poleci do Evans i jej wszystko zakabluje, że Potter odważył się rozmawiać z inną.
A wiesz co? On to w sumie miał szczerze w dupie.
- Mary Macdonald
Re: Pokój Wspólny
Nie Gru 29, 2013 9:41 pm
Mary nie była kablem. Nie była nawet człowiekiem. Żarcik. Aczkolwiek kierowała się swoimi ogólnie pojętymi zasadami i chociaż czuła swego rodzaju powinność względem Lilki to na pewno nie taką, żeby lecieć i o czymkolwiek teraz kablować, bo o dziwo niczyim psem (dobra dobra, niech też będą pozdrowienia).
Ucieszyła się jednak na widok Jamesa, bo wrył się w jej mózg z obrazem wiecznego uśmiechu, pozytywnego podejścia i głupich pomysłów, które o dziwo ją bawiły, bo też zdarzyło się, że nikt nie wsadził jej kija w dupę w dzieciństwie i jako tako rozerwana była. Nawet usiadła normalnie na jego widok, błyskając od razu ząbkami i zupełnie odrzucając na bok swoje mroczne przemyślenia.
- Cześć Jamie – przywitała się wesoło. – Jakie to miłe z twojej strony – rzuciła z lekkim przekąsem. Polemizowałaby z jego pojęciem miłości, ale przecież nie miała o tym pojęcia. Prawdą jednak było, że McDonald należała do gromadki osób, które święcie wierzyły, że z Evans i Pottera będzie w przyszłości piękna, bardzo skontrastowana para, która dzięki swojej huci i niewyżyciu spłodzi cały Hogwart dzieci. I w sumie piękne to było przekonanie, jakieś takie pozytywne w tych dziwnych czasach, gdzie miało się wrażenie, że poza murami szkoły ktoś chowa się za krzakiem tylko po to, żeby cię zabić. Tak przynajmniej myślała Mary.
- Wyglądasz na wkurzonego – zauważyła łagodnie, przeciągając się w fotelu i wtulając w innego po chwili, w milczeniu wprost uwielbiając miejsce, w którym siedziała. Bardzo możliwe, że dlatego zerwała się w kolacji, żeby po prostu być tu pierwsza.
Ucieszyła się jednak na widok Jamesa, bo wrył się w jej mózg z obrazem wiecznego uśmiechu, pozytywnego podejścia i głupich pomysłów, które o dziwo ją bawiły, bo też zdarzyło się, że nikt nie wsadził jej kija w dupę w dzieciństwie i jako tako rozerwana była. Nawet usiadła normalnie na jego widok, błyskając od razu ząbkami i zupełnie odrzucając na bok swoje mroczne przemyślenia.
- Cześć Jamie – przywitała się wesoło. – Jakie to miłe z twojej strony – rzuciła z lekkim przekąsem. Polemizowałaby z jego pojęciem miłości, ale przecież nie miała o tym pojęcia. Prawdą jednak było, że McDonald należała do gromadki osób, które święcie wierzyły, że z Evans i Pottera będzie w przyszłości piękna, bardzo skontrastowana para, która dzięki swojej huci i niewyżyciu spłodzi cały Hogwart dzieci. I w sumie piękne to było przekonanie, jakieś takie pozytywne w tych dziwnych czasach, gdzie miało się wrażenie, że poza murami szkoły ktoś chowa się za krzakiem tylko po to, żeby cię zabić. Tak przynajmniej myślała Mary.
- Wyglądasz na wkurzonego – zauważyła łagodnie, przeciągając się w fotelu i wtulając w innego po chwili, w milczeniu wprost uwielbiając miejsce, w którym siedziała. Bardzo możliwe, że dlatego zerwała się w kolacji, żeby po prostu być tu pierwsza.
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Sob Lut 15, 2014 7:03 pm
Była zmęczona tym wszystkim, co ostatnio działo się w jej życiu, jakby nagle los przestał jej sprzyjać. Najpierw Erin, która zaczęła znikać i pojawiać się przygnębiona, potem sprawa z Jamesem i jego nienawiścią do niej, a ostatnio nieudany dla Lily bal zimowy, który zakończył się pojawieniem się Bazyliszka i dziwnymi sykami ze strony profesora Nightray'a i chyba Shane'a Collinsa, o ile dobrze pamiętała tę twarz, o ile dobrze ją rozpoznała. Czuła się, jakby nagle straciła nad swoim życiem kontrolę, a może... straciła ją już dawno i nie wiedząc nawet kiedy? To by przecież się zgadzało! Skupiała się na tym by poprawić relacje ze swoimi bliskimi i nie spodziewając się tego zupełnie, wpadła w dół, który na nią czekał. I teraz doszło do tego użalanie się nad sobą.
Nieźle, Evans. Nieźle, co? Sama sobie winnaś, myśląc że uda Ci się wszystko kontrolować, myśląc, że przecież to proste. Teraz posiedzisz sobie tutaj sama ze sobą i pomyślisz, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej i nie dojdziesz do żadnych wniosków.
Bo to nie jest proste. Bo nie wszystko musi mieć jakieś racjonalne wytłumaczenie.
Rudowłosa westchnęła i zajęła kanapę, patrząc jak wesoło trzaska ogień w kominku, przymknęła powieki. Zbliżały się święta, zajęć już nie było, a ona dawno nie widziała już żadnej znajomej twarzy. Ciekawe co się z nimi działo? Ciekawe, czy ktoś z nich zostaje na święta, czy też zostanie sama w wieży Gryffindoru? A zresztą, po co się przejmować, skoro tu było tak ciepło, tak miękko, tak rozkosznie...
Nieźle, Evans. Nieźle, co? Sama sobie winnaś, myśląc że uda Ci się wszystko kontrolować, myśląc, że przecież to proste. Teraz posiedzisz sobie tutaj sama ze sobą i pomyślisz, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej i nie dojdziesz do żadnych wniosków.
Bo to nie jest proste. Bo nie wszystko musi mieć jakieś racjonalne wytłumaczenie.
Rudowłosa westchnęła i zajęła kanapę, patrząc jak wesoło trzaska ogień w kominku, przymknęła powieki. Zbliżały się święta, zajęć już nie było, a ona dawno nie widziała już żadnej znajomej twarzy. Ciekawe co się z nimi działo? Ciekawe, czy ktoś z nich zostaje na święta, czy też zostanie sama w wieży Gryffindoru? A zresztą, po co się przejmować, skoro tu było tak ciepło, tak miękko, tak rozkosznie...
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Sob Lut 15, 2014 7:05 pm
Sesja pomiędzy Mary a Jamesem zostaje zakończona z powodu zwlekania z postami.
[z/t dla Mary i Jamesa]
[z/t dla Mary i Jamesa]
- Mistrz Gry
Re: Pokój Wspólny
Czw Kwi 17, 2014 3:52 pm
Zakończenie wątku pomiędzy Jamesem a Lily z powodu zbyt długiego zwlekania z odpowiedzią ze strony Jamesa.
[z/t dla Lily]
[z/t dla Lily]
- Lucas Lancaster
Re: Pokój Wspólny
Sob Lis 22, 2014 10:12 pm
Ciekawe czy można czarować trzymając różdżkę w ustach?
Zrezygnowany rzucił pióro na stos książek, brudząc i tak już pokreślony pergamin. Praca domowa z Astronomii, zadana na czwartek, zdecydowanie mu nie szła. Przed chwilą jego myśli opętały rozważania na temat pingwinich kolan oraz ich egzystencji, dla odmiany, gdy opisywał Saturna, nucił sobie najnowszy hit Magicznego Radia. Nie trzeba chyba mówić, że był to po prostu chwytliwy dżingiel o niskiej wartości merytorycznej.
Miał dość.
Siedział w kącie przeciwległym do wejścia, więc każdy ruch w okolicy obrazu, wejście, wyjście, próba wejścia czy też nie tak rzadkie wywrotki o próg przyciągały jego uwagę i niepotrzebnie rozpraszały. Chociaż tak między Bogiem a prawdą, gdyby chciał to by się skupił. Szukał po prostu wymówki, żeby dać sobie już spokój, może ktoś da mu się zainspirować. Przecież tyle razy pomagał już Joelowi w Zielarstwie, że zasłużył sobie na jakąś rekompensatę. Oczywiście, robił to z dobroci serca i w ramach inicjatywy obywatelskiej, ale kurde, nie ma nic za darmo. Położył swoje ciężkie buty na stole, osunął się na fotelu i patrzył tępo w przestrzeń, chcąc wymyślić sobie jakieś zajęcie. Udając, że nic nie robi, włożył sobie różdżkę do ust i próbował przyciągnąć do siebie jakiś przedmiot. Przecież magia jest w całym jego ciele, co może pójść źle?
- Alexandra Grace
Re: Pokój Wspólny
Sob Lis 22, 2014 10:29 pm
Alex ogarnij się! Gdzie zostawiłaś te wszystkie książki? Czy to możliwe, że aż tyle ich posiadasz? Co za porażka. Biegała jak opętana po swoim dormitorium, a i tak na wiele jej się to nie zdało. Potem dotarło do niej, że wszystkie leżą spokojnie pod łóżkiem, jednak co się zdenerwowała to się zdenerwowała. W celu rekreacji poszła do Pokoju Wspólnego. Koniec nauki, której nawet nie zaczęła, bo energię spożytkowała na poszukiwania. Weszła i szukała kogoś z kim można pogadać. W oczy rzucił się jej jakiś chłopak. Jak miał na imię? Nie była sobie w stanie przypomnieć, czy go zwyczajnie nie zna, czy nie pamięta. Taki pech. Koniec końców zdecydowała, że się grzecznie dosiądzie i pogada. Ruszyła w jego stronę i usiadła obok, witając się.
- Hej. Jestem Alex. Znam może Twoje imię? Nie jestem pewna, czy go nie poznałam jak dotąd, czy nie mogę sobie przypomnieć za co serdecznie przepraszam - Szczera i uśmiechnięta. Jak nie lubić tej uroczej uczciwości? Od razu dało się wyczuć, że to nie był tani, głupi tekst tylko prawda. Zabawna, ale prawda.
- Przepraszam, zabrzmiało śmiesznie - pokręciła głową przeczącą, uświadamiając sobie, jak to musiało zostać odebrane. Ten brak wyważenia słów czasami wprowadzał ją w sytuację... co najmniej niezwykłe.
- Astronomia? Merlinie... okropieństwo. Radzę Ci zrobić przerwę. Najlepiej wieczną - Wiedziała, co mówi. Jedyny przedmiot, który jej nie szedł to właśnie ten. Ktoś wyżej po prostu nie chciał, by to umiała. Tak sobie tłumaczyła i działa to na jej psychikę, więc dało się jakoś żyć.
- Hej. Jestem Alex. Znam może Twoje imię? Nie jestem pewna, czy go nie poznałam jak dotąd, czy nie mogę sobie przypomnieć za co serdecznie przepraszam - Szczera i uśmiechnięta. Jak nie lubić tej uroczej uczciwości? Od razu dało się wyczuć, że to nie był tani, głupi tekst tylko prawda. Zabawna, ale prawda.
- Przepraszam, zabrzmiało śmiesznie - pokręciła głową przeczącą, uświadamiając sobie, jak to musiało zostać odebrane. Ten brak wyważenia słów czasami wprowadzał ją w sytuację... co najmniej niezwykłe.
- Astronomia? Merlinie... okropieństwo. Radzę Ci zrobić przerwę. Najlepiej wieczną - Wiedziała, co mówi. Jedyny przedmiot, który jej nie szedł to właśnie ten. Ktoś wyżej po prostu nie chciał, by to umiała. Tak sobie tłumaczyła i działa to na jej psychikę, więc dało się jakoś żyć.
- Frank Longbottom
Re: Pokój Wspólny
Sob Lis 22, 2014 10:37 pm
Frank spadł ze schodów.
Mówię to już na wstępie, żeby było wiadomo o co chodzi. Bo zazwyczaj jest tak, że najpierw jest w poście jakieś gadanie nie wiadomo o czym, wspomnienia, retrospekcje, rozmyślenia i wewnętrzne burze, później może jakiś dialog, a na koniec dopiero akcja. Ale mi się to znudziło, więc dzisiaj będzie akcja na początku, akcja w środku i akcja na koniec. Akcja, akcja, akcja. I może trochę offopu, ale to już mój styl pisania, z takim się urodziłam, trochę tolerancji. Hehe.
Tak więc Frank spadł ze schodów.
Wcale nie zamierzał dzisiaj spadać ze schodów, właściwie chciał dzisiaj unikać ich za wszelką cenę. Biedaczek podczas ostatnich zajęć w cieplarni zaraził się dziwnym wnykopieńskim alergenem i teraz kichał, prychał i miał jakieś zwidy. Dlatego zamiast iść dzisiaj na zajęcia siedział w łóżku i umierał.
Co więc z tymi schodami?
Cóż... Frank, jako że wierzył w to, że każda istota jest dobra i ogólnie zdolna do pomocy osobom w potrzebie, poprosił Petera by przyniósł mu coś do jedzenia. Od tego czasu minęło około trzech godzin i można uznać, że żołądek Franka zaczął trawić sam siebie. Także Frank przeczesawszy wpierw całe dormitorium siódmoklasistów i nie znalazłszy nic (oboże co ja za słowa wymyślam), postanowił spróbować szczęścia w Pokoju Wspólnym, przecież nie raz walały się tam jakieś orzeszki, czy coś. Jak zje orzeszki to może wytrzyma do powrotu Petera.
Także Frank wyszedł z dormitorium i spadł ze schodów jednocześnie kichając, prychając i mając zwid swojej matki stojącej na końcu schodów. Powiem wam: największego twardziela przestraszyłby ten widok.
Frank podniósł się szybko udając, że nic się nie stało i otrzepując się z paprochów z podłogi, ale ogólnie nie ogarniał co mu się stało i co jest, więc musiało to wyglądać komicznie. Spojrzał w stronę schodów, ale nadal przed oczami miał mamę, więc postanowił do schodów się nie zbliżać. Zamiast tego usiadł na jakimś fotelu przy dwóch młodszych gryfonach.
- Posiedzę sobie chwilę, nie przeszkadzajcie sobie - zwrócił się do nich zaspanym tonem i poprawił złoty szlafroczek. Serio nie kontaktował, albo ci dwoje mieli na plecach robale jak w tym dziwnym odcinku Lekarza Where, którego oglądali na mugoloznawstwie w piątej klasie.
Mówię to już na wstępie, żeby było wiadomo o co chodzi. Bo zazwyczaj jest tak, że najpierw jest w poście jakieś gadanie nie wiadomo o czym, wspomnienia, retrospekcje, rozmyślenia i wewnętrzne burze, później może jakiś dialog, a na koniec dopiero akcja. Ale mi się to znudziło, więc dzisiaj będzie akcja na początku, akcja w środku i akcja na koniec. Akcja, akcja, akcja. I może trochę offopu, ale to już mój styl pisania, z takim się urodziłam, trochę tolerancji. Hehe.
Tak więc Frank spadł ze schodów.
Wcale nie zamierzał dzisiaj spadać ze schodów, właściwie chciał dzisiaj unikać ich za wszelką cenę. Biedaczek podczas ostatnich zajęć w cieplarni zaraził się dziwnym wnykopieńskim alergenem i teraz kichał, prychał i miał jakieś zwidy. Dlatego zamiast iść dzisiaj na zajęcia siedział w łóżku i umierał.
Co więc z tymi schodami?
Cóż... Frank, jako że wierzył w to, że każda istota jest dobra i ogólnie zdolna do pomocy osobom w potrzebie, poprosił Petera by przyniósł mu coś do jedzenia. Od tego czasu minęło około trzech godzin i można uznać, że żołądek Franka zaczął trawić sam siebie. Także Frank przeczesawszy wpierw całe dormitorium siódmoklasistów i nie znalazłszy nic (oboże co ja za słowa wymyślam), postanowił spróbować szczęścia w Pokoju Wspólnym, przecież nie raz walały się tam jakieś orzeszki, czy coś. Jak zje orzeszki to może wytrzyma do powrotu Petera.
Także Frank wyszedł z dormitorium i spadł ze schodów jednocześnie kichając, prychając i mając zwid swojej matki stojącej na końcu schodów. Powiem wam: największego twardziela przestraszyłby ten widok.
Frank podniósł się szybko udając, że nic się nie stało i otrzepując się z paprochów z podłogi, ale ogólnie nie ogarniał co mu się stało i co jest, więc musiało to wyglądać komicznie. Spojrzał w stronę schodów, ale nadal przed oczami miał mamę, więc postanowił do schodów się nie zbliżać. Zamiast tego usiadł na jakimś fotelu przy dwóch młodszych gryfonach.
- Posiedzę sobie chwilę, nie przeszkadzajcie sobie - zwrócił się do nich zaspanym tonem i poprawił złoty szlafroczek. Serio nie kontaktował, albo ci dwoje mieli na plecach robale jak w tym dziwnym odcinku Lekarza Where, którego oglądali na mugoloznawstwie w piątej klasie.
- Lucas Lancaster
Re: Pokój Wspólny
Sob Lis 22, 2014 10:54 pm
Jako że wydawanie artykułowanych dźwięków nie jest nigdy prostą sprawą, gdy ma się w ustach cokolwiek, szczególnie długi kawałek patyka, Lucas szybkim ruchem pozbył się tego niewygodnego przedmiotu. Wytarł ośliniony kawałek o szatę. Eksperyment się nie powiódł.
- Jakby kiedyś kogoś z was naszło, w chwili wyższej potrzeby, żeby sobie pogryźć różdżkę to nie polecam. Zalatuje trochę starą skarpetą. - możliwą przyczyną był fakt, że właśnie w takim otoczeniu leżała w nocy, ale nie odczuwał potrzeby dzielenia się akurat tą informacją. Był może i inteligentny, ale w głowie nieuporządkowane myśli to i ww kufrze syf. Sięgnął po kubek soku dyniowego, żeby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Trochę pomogło a trochę nie. Nie lubił soku dyniowego. Spojrzał na uroczą istotkę siedzącą obok niego i mniej uroczego chłopaka, wyglądającego nieco jak pokurczony... pokurcz.
- Nie wiem, czy się poznaliśmy, ale chyba cię kojarzę. Jestem Lucas. A, i nie było to śmieszne. Może trochę lekceważące a trochę urocze, jeszcze nie zdecydowałem. - wstał, szarmancko się ukłonił, powymachiwał ręką, dotknął wyimaginowanego kapelusza i zrobił te inne dziwne rzeczy, które się robi na salach balowych. - Tak, zdecydowanie chciałbym to odłożyć na Świętego Nigdy, ale psorka mnie nie lubi. Nie chcę sprzątać nocników czy myć jej pleców. - wzruszył ramionami. Jak mus to mus, oczywiście, że zrobi co należało, ale nie teraz. Odwrócił się, widząc miganie złotego szlafroczka. - Zawsze chciałem mieć złoty szlafroczek. Najlepiej z takim o, srebrnym cicikiem na dole i na rękawach. - zaprezentował gdzie widział rzeczony cicik. Może jeśli napisze do Georgie to taki dostanie?
- Jakby kiedyś kogoś z was naszło, w chwili wyższej potrzeby, żeby sobie pogryźć różdżkę to nie polecam. Zalatuje trochę starą skarpetą. - możliwą przyczyną był fakt, że właśnie w takim otoczeniu leżała w nocy, ale nie odczuwał potrzeby dzielenia się akurat tą informacją. Był może i inteligentny, ale w głowie nieuporządkowane myśli to i ww kufrze syf. Sięgnął po kubek soku dyniowego, żeby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Trochę pomogło a trochę nie. Nie lubił soku dyniowego. Spojrzał na uroczą istotkę siedzącą obok niego i mniej uroczego chłopaka, wyglądającego nieco jak pokurczony... pokurcz.
- Nie wiem, czy się poznaliśmy, ale chyba cię kojarzę. Jestem Lucas. A, i nie było to śmieszne. Może trochę lekceważące a trochę urocze, jeszcze nie zdecydowałem. - wstał, szarmancko się ukłonił, powymachiwał ręką, dotknął wyimaginowanego kapelusza i zrobił te inne dziwne rzeczy, które się robi na salach balowych. - Tak, zdecydowanie chciałbym to odłożyć na Świętego Nigdy, ale psorka mnie nie lubi. Nie chcę sprzątać nocników czy myć jej pleców. - wzruszył ramionami. Jak mus to mus, oczywiście, że zrobi co należało, ale nie teraz. Odwrócił się, widząc miganie złotego szlafroczka. - Zawsze chciałem mieć złoty szlafroczek. Najlepiej z takim o, srebrnym cicikiem na dole i na rękawach. - zaprezentował gdzie widział rzeczony cicik. Może jeśli napisze do Georgie to taki dostanie?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|