- Mistrz Labiryntu
Pokój Wspólny
Pon Wrz 02, 2013 12:37 pm
Pokój Wspólny
Pokój Wspólny Gryfonów to przytulne, okrągłe pomieszczenie pełne stołów, kominków i wysiedzianych foteli. Na oknach wiszą zasłony w barwach czerwono-żółtych, które dodatkowo nadają ciepłego i przyjaznego klimatu. Na szczycie spiralnych schodów znajdują się dormitoria.
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Pią Paź 04, 2013 3:52 pm
Na pewno miała coś do zrobienia. Jakiś list do napisania. Książkę do przeczytania. Esej do oddania. Coś wisiało w powietrzu drażniąc jej poczucie obowiązku i przekonując, że drzemka w fotelu to ostatnia rzecz na jaką może sobie teraz pozwolić. Przecież nic nie robi się samo, a lenistwo to najgorsza rzecz jaka może się przytrafić człowiekowi w każdym wieku. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że jej powieki były tak ciężkie, a popołudnie takie senne.
Po skończonych zajęciach i wizycie w bibliotece wróciła do wieży Gryffindoru z zamiarem poświecenia przynajmniej kilku godzin na naukę. Poddała się po przekartkowaniu wyjątkowo nudnej książki o najbardziej trujących roślinach Azji. Dochodzący zewsząd szum rozmów pozostałych gryfonów, którzy spędzali czas w Pokoju Wspólnym, był niemal tak kojący jak krople letniego deszczu uderzające w okno jej pokoju. W tych warunkach łatwo było poddać się natłokowi własnych myśli i odpłynąć w jakąś niezbadaną przestrzeń poza granicami świadomości, a stąd do drzemki był już tylko jeden krok. Rozkoszne ciepło bijące z płonącego radośnie kominka nie ułatwiało jej walki z Morfeuszem. Gdy tak na wpółdrzemała w swoim fotelu, ktoś uczynny nakrył ją kocem po sam nos. Gdyby tylko wiedziała kto to był, podrzuciłaby mu potem czekoladową żabę w podziękowaniu, bo koc całkiem ukrócił jej zmagania z rzeczywistością. Dorcas zasnęła w fotelu snem płytkim, ale spokojnym. Co jakiś czas głośniejszy dźwięk sprawiał, że uchylała powieki i toczyła wokół sennym spojrzeniem. Nie widziała jednak nic co mogłoby ją przekonać do przebudzenia się. Zamykała więc ponownie oczy i wracała do swojej kryjówki na granicy jawy i snu, spokojna i pewna, że w wieży Gryffindoru nie grozi jej nic złego. Poczucie bezpieczeństwa było ostatnimi laty czymś bardzo rzadkim w jej życiu poza szkołą więc tutaj czerpała z tego pełnymi garściami.
Po skończonych zajęciach i wizycie w bibliotece wróciła do wieży Gryffindoru z zamiarem poświecenia przynajmniej kilku godzin na naukę. Poddała się po przekartkowaniu wyjątkowo nudnej książki o najbardziej trujących roślinach Azji. Dochodzący zewsząd szum rozmów pozostałych gryfonów, którzy spędzali czas w Pokoju Wspólnym, był niemal tak kojący jak krople letniego deszczu uderzające w okno jej pokoju. W tych warunkach łatwo było poddać się natłokowi własnych myśli i odpłynąć w jakąś niezbadaną przestrzeń poza granicami świadomości, a stąd do drzemki był już tylko jeden krok. Rozkoszne ciepło bijące z płonącego radośnie kominka nie ułatwiało jej walki z Morfeuszem. Gdy tak na wpółdrzemała w swoim fotelu, ktoś uczynny nakrył ją kocem po sam nos. Gdyby tylko wiedziała kto to był, podrzuciłaby mu potem czekoladową żabę w podziękowaniu, bo koc całkiem ukrócił jej zmagania z rzeczywistością. Dorcas zasnęła w fotelu snem płytkim, ale spokojnym. Co jakiś czas głośniejszy dźwięk sprawiał, że uchylała powieki i toczyła wokół sennym spojrzeniem. Nie widziała jednak nic co mogłoby ją przekonać do przebudzenia się. Zamykała więc ponownie oczy i wracała do swojej kryjówki na granicy jawy i snu, spokojna i pewna, że w wieży Gryffindoru nie grozi jej nic złego. Poczucie bezpieczeństwa było ostatnimi laty czymś bardzo rzadkim w jej życiu poza szkołą więc tutaj czerpała z tego pełnymi garściami.
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 06, 2013 6:32 pm
Lily ciągle żyła w biegu - była zresztą tak nauczona odkąd tylko pamiętała. Czasem, owszem zatrzymywała się by na chwilę odetchnąć i przyjrzeć się temu, co wokoło się niej dzieje, ale zaraz potem biegła dalej.
I tak ciągle i ciągle, aż do kolejnej przerwy, aż do utraty tchu. Dlatego często nie zauważała tych naprawdę ważnych szczegółów, które z czasem tworzyły jedną wielką lawinę.
Lawinę, która zasypywała jej dalszą drogę i wręcz zmuszała do tego by powiedziała sobie STOP.
W każdym bądź razie poszła do biblioteki, by wypożyczyć sobie coś "lekkiego" pod poduszkę i kiedy wreszcie znalazła jedno z tych opasłych tomisk podeszła do pani Pince.
Bibliotekarka zaznaczyła książkę w jej karcie, a dziewczyna mogła już spokojnie sobie wyjść z pomieszczenia.
W przejściu minęła się z Severusem, któremu tylko kiwnęła głową na powitanie i poszła dalej, nie patrząc na jego przygnębioną twarz.
Istotnie wiele się zmieniło w ich wzajemnej relacji... I to co było kiedyś między nimi już nie wróci.
Już nigdy nie będzie mu tak ufała, jakby chciał. Zresztą powinien się postarać o to, by cokolwiek zmienić. Same przeprosiny tu nie wystarczą.
Evans westchnęła ciężko, tuląc do siebie mocno książkę, jakby bała się, że ktoś jej ją odbierze. Rozejrzała się wokoło swoimi zielonymi oczami, będąc już na ruchomych schodach i czekając aż zabiorą ją na VII piętro.
Portrety żywo ze sobą rozmawiały, rzucając jej ukradkowe spojrzenia, jak gdyby odwzajemniały jej zaciekawienie.
Mimo, że była w zamku już z siedem lat nadal ją intrygował, a cała jego magia bezustannie ją do Hogwartu przyciągała.
Uśmiechnęła się do siebie, podała hasło Grubej Damie i weszła do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Już z daleka zauważyła burzę brązowych włosów Dorcas, która smacznie sobie drzemała w fotelu.
Zaiste był to niezwykle zabawny, ale też i uroczy widok na który nie mogła się nie uśmiechnąć.
Rudowłosa ruszyła więc w jej stronę i usiadła na kanapie nieopodal fotelu zajmowanego przez Meadowes.
- Dor, ty mały śpiochu - szepnęła czule.
I tak ciągle i ciągle, aż do kolejnej przerwy, aż do utraty tchu. Dlatego często nie zauważała tych naprawdę ważnych szczegółów, które z czasem tworzyły jedną wielką lawinę.
Lawinę, która zasypywała jej dalszą drogę i wręcz zmuszała do tego by powiedziała sobie STOP.
W każdym bądź razie poszła do biblioteki, by wypożyczyć sobie coś "lekkiego" pod poduszkę i kiedy wreszcie znalazła jedno z tych opasłych tomisk podeszła do pani Pince.
Bibliotekarka zaznaczyła książkę w jej karcie, a dziewczyna mogła już spokojnie sobie wyjść z pomieszczenia.
W przejściu minęła się z Severusem, któremu tylko kiwnęła głową na powitanie i poszła dalej, nie patrząc na jego przygnębioną twarz.
Istotnie wiele się zmieniło w ich wzajemnej relacji... I to co było kiedyś między nimi już nie wróci.
Już nigdy nie będzie mu tak ufała, jakby chciał. Zresztą powinien się postarać o to, by cokolwiek zmienić. Same przeprosiny tu nie wystarczą.
Evans westchnęła ciężko, tuląc do siebie mocno książkę, jakby bała się, że ktoś jej ją odbierze. Rozejrzała się wokoło swoimi zielonymi oczami, będąc już na ruchomych schodach i czekając aż zabiorą ją na VII piętro.
Portrety żywo ze sobą rozmawiały, rzucając jej ukradkowe spojrzenia, jak gdyby odwzajemniały jej zaciekawienie.
Mimo, że była w zamku już z siedem lat nadal ją intrygował, a cała jego magia bezustannie ją do Hogwartu przyciągała.
Uśmiechnęła się do siebie, podała hasło Grubej Damie i weszła do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Już z daleka zauważyła burzę brązowych włosów Dorcas, która smacznie sobie drzemała w fotelu.
Zaiste był to niezwykle zabawny, ale też i uroczy widok na który nie mogła się nie uśmiechnąć.
Rudowłosa ruszyła więc w jej stronę i usiadła na kanapie nieopodal fotelu zajmowanego przez Meadowes.
- Dor, ty mały śpiochu - szepnęła czule.
- Erin Potter
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 06, 2013 7:10 pm
Był chłodny, listopadowy wieczór - mimo, że do nadejścia nocy brakowało jeszcze kilku sporych godzin, za oknem już dawno zdążyło się ściemnić. Widok błoń Hogwartu przemienił się w jedną, wielką, czarną plamę, w której nie można było odróżnić ani jednego kształtu. Mimo, że usilnie starała się tego dokonać, siedząc na parapecie okna w dormitorium dziewcząt VII roku.
Na jej nogach znajdował się Moher, który, zwinięty w kłębek, zdawał się drzemać. Wplotła swe długie, chude palce w jego sierść i przeczesywała ją raz za razem, gładząc go delikatnie. Jej masaż był dla niego niczym najpiękniejsza kołysanka, która utulała go do snu...
Chciałabym być kiedyś Tobą, Ty cholero - Przemknęło jej przez myśl. - Całe życie tylko przesypiać, żądać jedzenia, ewentualnie przesypiać. No i żądać jedzenia. Wspominałam o jedzeniu? A o spaniu? Nie? W takim razie...
W pomieszczeniu była sama, wszyscy najwyraźniej musieli przesiadywać w Pokoju Wspólnym. W sumie zastanawiała się, gdzie zniknęła Lily, która o tej porze już dawno powinna znajdować się w Wieży. Po chwili stwierdziła, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, więc sprawdzi PW.
Wstała, kota zrzucając na swe łóżko, po czym wyszła z dormitorium i skierowała swe kroki w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Miała szczęście - zastała w nim Lily, siedzącą na kanapie naprzeciwko śpiącej w fotelu Dorcas. Widok ten lekko ją zdziwił, ale i wywołał uśmiech na jej twarzy.
Zaszła mebel, na którym siedziała rudowłosa od tyłu i nagle, w sposób całkowicie dla niej niespodziewany, wskoczyła na niego zza jej pleców, siadając obok. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki w akcie powitania, po czym swe spojrzenie niemal od razu skierowała na stertę opasłych tomiszczy, które miała obok siebie. Lekko ściągnęła prawą brew.
- Zawsze się zastanawiam czy przypadkiem nie zdążyłaś już przeczytać wszystkich książek z biblioteki...
Podciągnęła swe nogi pod brodę, zmieniając pozycję na nieco wygodniejszą. Nagle znikąd obok niej zjawił się Moher, który, widząc śpiącą Dorcas, miauknął cicho i wskoczył na nią ot tak, po prostu.
- Moher! Ty cholero! - syknęła Erin, irytując się na swego podopiecznego i jednocześnie nie chcąc obudzić Gryfonki. Wstała i wzięła swego kota na ręce, mrużąc oczy w charakterystyczny, ostrzegawczy dla niego sposób.
Na jej nogach znajdował się Moher, który, zwinięty w kłębek, zdawał się drzemać. Wplotła swe długie, chude palce w jego sierść i przeczesywała ją raz za razem, gładząc go delikatnie. Jej masaż był dla niego niczym najpiękniejsza kołysanka, która utulała go do snu...
Chciałabym być kiedyś Tobą, Ty cholero - Przemknęło jej przez myśl. - Całe życie tylko przesypiać, żądać jedzenia, ewentualnie przesypiać. No i żądać jedzenia. Wspominałam o jedzeniu? A o spaniu? Nie? W takim razie...
W pomieszczeniu była sama, wszyscy najwyraźniej musieli przesiadywać w Pokoju Wspólnym. W sumie zastanawiała się, gdzie zniknęła Lily, która o tej porze już dawno powinna znajdować się w Wieży. Po chwili stwierdziła, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, więc sprawdzi PW.
Wstała, kota zrzucając na swe łóżko, po czym wyszła z dormitorium i skierowała swe kroki w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Miała szczęście - zastała w nim Lily, siedzącą na kanapie naprzeciwko śpiącej w fotelu Dorcas. Widok ten lekko ją zdziwił, ale i wywołał uśmiech na jej twarzy.
Zaszła mebel, na którym siedziała rudowłosa od tyłu i nagle, w sposób całkowicie dla niej niespodziewany, wskoczyła na niego zza jej pleców, siadając obok. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki w akcie powitania, po czym swe spojrzenie niemal od razu skierowała na stertę opasłych tomiszczy, które miała obok siebie. Lekko ściągnęła prawą brew.
- Zawsze się zastanawiam czy przypadkiem nie zdążyłaś już przeczytać wszystkich książek z biblioteki...
Podciągnęła swe nogi pod brodę, zmieniając pozycję na nieco wygodniejszą. Nagle znikąd obok niej zjawił się Moher, który, widząc śpiącą Dorcas, miauknął cicho i wskoczył na nią ot tak, po prostu.
- Moher! Ty cholero! - syknęła Erin, irytując się na swego podopiecznego i jednocześnie nie chcąc obudzić Gryfonki. Wstała i wzięła swego kota na ręce, mrużąc oczy w charakterystyczny, ostrzegawczy dla niego sposób.
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 06, 2013 9:37 pm
Jej sny były słodkie. Było w nich ciepło bijące od ognia i miękkość szkarłatnego koca, który otulał jej drobne ciałko. Były liczne znajome głosy, których była świadoma mimo, że nie rozumiała ani jednego wypowiadanego przez nie słowa. Było jej błogo. Znacie to uczucie, gdy czasem budzicie się w środku nocy przekonani, że jesteście całkiem sami w pustym domu, a coś złego czai się pod łóżkiem? Ta późno popołudniowa drzemka była dokładnym przeciwieństwem takiej sytuacji.
Zapewne panienka Meadowes drzemałaby jeszcze przez kilka długich minut, gdyby nie Erin i Moher. Pojawienie się samego kota może nie wybudziłaby jej jeszcze ze snu, ale następująca zaraz potem interwencja panny Potter sprawiła, że Dorcas rozchyliła powieki i obdarzyła obie współlokatorki bardzo zaspanym spojrzeniem.
- Lily, Rin - w tym momencie brunetka ziewnęła szeroko, jedną dłonią zasłaniając elegancko usteczka. - O rany, czy ja naprawdę zasnęłam? - spytała retorycznie, jednocześnie prostując się w fotelu i zaciekle mrugając powiekami, jakby w ten sposób miała pozbyć się zalegających w kącikach oczu resztek snu. Przez chwilę rozglądała się wokół, wyglądając na odrobinę zdezorientowaną. Wyraźnie usiłowała sobie przypomnieć co robiła zanim zmorzył ją sen. Z jej gardła wyrwał się cichy, senny pomruk.
- Miałam pisać referat na zielarstwo, ale jejku! To było takie nudne. - pożaliła się, przecierając palcami najpierw owe zaspane oczęta, a potem całą twarz. Potrząsnęła jeszcze lekko głową i już dużo uważniej zerknęła na koleżanki, które rozsiadły się na stojącej obok kanapie.
- Wszystko dobrze? - zagadnęła obdarzając obie dziewczyny uśmiechem ciepłym jak ten koc, który spoczywał wciąż na jej kolanach.
Zapewne panienka Meadowes drzemałaby jeszcze przez kilka długich minut, gdyby nie Erin i Moher. Pojawienie się samego kota może nie wybudziłaby jej jeszcze ze snu, ale następująca zaraz potem interwencja panny Potter sprawiła, że Dorcas rozchyliła powieki i obdarzyła obie współlokatorki bardzo zaspanym spojrzeniem.
- Lily, Rin - w tym momencie brunetka ziewnęła szeroko, jedną dłonią zasłaniając elegancko usteczka. - O rany, czy ja naprawdę zasnęłam? - spytała retorycznie, jednocześnie prostując się w fotelu i zaciekle mrugając powiekami, jakby w ten sposób miała pozbyć się zalegających w kącikach oczu resztek snu. Przez chwilę rozglądała się wokół, wyglądając na odrobinę zdezorientowaną. Wyraźnie usiłowała sobie przypomnieć co robiła zanim zmorzył ją sen. Z jej gardła wyrwał się cichy, senny pomruk.
- Miałam pisać referat na zielarstwo, ale jejku! To było takie nudne. - pożaliła się, przecierając palcami najpierw owe zaspane oczęta, a potem całą twarz. Potrząsnęła jeszcze lekko głową i już dużo uważniej zerknęła na koleżanki, które rozsiadły się na stojącej obok kanapie.
- Wszystko dobrze? - zagadnęła obdarzając obie dziewczyny uśmiechem ciepłym jak ten koc, który spoczywał wciąż na jej kolanach.
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 06, 2013 10:34 pm
Właśnie pogrążyła się w myślach na temat tego, jak niedługo błonia będą niesamowicie wyglądać całe pokryte białym, delikatnym i błyszczącym puchem. Już teraz przed oczyma malował jej się ten wspaniały widok zamarzniętego jeziora na którym będzie można się ślizgać i całej tej malarskości zimy.
Starała się nie dostrzegać minusów - bardziej skupiała się na plusach w związku z tak piękną i tajemniczą porą roku.
Te wszystkie chwile, kiedy będzie się grzać przy kominku z przyjaciółmi, wojny na śnieżki z huncwotami i fantastyczna uczta bożonarodzeniowa. Już na samą myśl ciekła jej ślina. Lily bowiem w tym roku zostawała w szkole na przerwę świąteczną.
Nie tylko dlatego, że chciała, bo był to jej ostatni rok w tej szkole, ale też dlatego, że Petunia "nie życzyła" sobie jej obecności w tym roku.
Zresztą trudno się dziwić, skoro rodzina jej narzeczonego przyjeżdżała do nich na święta.
Rudowłosa w sumie nawet się cieszyła, że nie będzie musiała znosić tego całego udawania.
Aż do ślubu Petunii.
Do marca.
Tak się dziewczyna zamyśliła, że nawet nie usłyszała, jak Erin zbliża się do kanapy. Kiedy Potter nagle skoczyła na miejsce obok niej, Lily podskoczyła i zdezorientowana zaczęła się rozglądać.
Kiedy zauważyła, że to tylko czarnowłosa, odetchnęła z ulgą.
- No wiesz Ty co! Omal przez Ciebie zawału nie dostałam! - Mruknęła oskarżycielsko, po czym, kiedy ta się uśmiechnęła do niej szeroko, odwzajemniła to.
Zawsze się zastanawiam czy przypadkiem nie zdążyłaś już przeczytać wszystkich książek z biblioteki...
- To nic takiego, przecież wiesz. Jedynie małe uzupełnienie do wypracowania z OPCM... -odparła, marszcząc czoło.
Dla Lily rzeczywiście taka ilość książek pod ręką nie była czymś wielkim - ba! - wręcz uważała to, za cienkie propozycje do urozmaicenia i uprzyjemnienia pracy domowej.
Po chwili dziewczyna cicho zachichotała na widok tego, co wyczyniał kot Erin.
- Oj, Erin. Nie bądź o niego zazdrosna. - Nie przestając chichotać poprawiła swój kok.
Była ciekawa, czy to wszystko nie obudziło przypadkiem Dorcas, więc spojrzała w jej stronę. Jak się okazało dziewczyna otworzyła już oczy i patrzyła w ich stronę zaspanym spojrzeniem.
- No coś takiego, śpiąca królewno. Mogłaś nie wybierać zielarstwa w VII klasie, skoro nie interesuje cię ten przedmiot... - powiedziała Evans i wystawiła w jej stronę język.
Nie wiedzieć czemu dopadła ją mała głupawka. Być może było to spowodowane zachowaniem Mohera i Erin, a być może tym, że w końcu mogła się odprężyć.
Była przecież wśród przyjaciółek.
- A jak ma być? Oprócz przygnębiającej pogody, jest całkiem nieźle.
Starała się nie dostrzegać minusów - bardziej skupiała się na plusach w związku z tak piękną i tajemniczą porą roku.
Te wszystkie chwile, kiedy będzie się grzać przy kominku z przyjaciółmi, wojny na śnieżki z huncwotami i fantastyczna uczta bożonarodzeniowa. Już na samą myśl ciekła jej ślina. Lily bowiem w tym roku zostawała w szkole na przerwę świąteczną.
Nie tylko dlatego, że chciała, bo był to jej ostatni rok w tej szkole, ale też dlatego, że Petunia "nie życzyła" sobie jej obecności w tym roku.
Zresztą trudno się dziwić, skoro rodzina jej narzeczonego przyjeżdżała do nich na święta.
Rudowłosa w sumie nawet się cieszyła, że nie będzie musiała znosić tego całego udawania.
Aż do ślubu Petunii.
Do marca.
Tak się dziewczyna zamyśliła, że nawet nie usłyszała, jak Erin zbliża się do kanapy. Kiedy Potter nagle skoczyła na miejsce obok niej, Lily podskoczyła i zdezorientowana zaczęła się rozglądać.
Kiedy zauważyła, że to tylko czarnowłosa, odetchnęła z ulgą.
- No wiesz Ty co! Omal przez Ciebie zawału nie dostałam! - Mruknęła oskarżycielsko, po czym, kiedy ta się uśmiechnęła do niej szeroko, odwzajemniła to.
Zawsze się zastanawiam czy przypadkiem nie zdążyłaś już przeczytać wszystkich książek z biblioteki...
- To nic takiego, przecież wiesz. Jedynie małe uzupełnienie do wypracowania z OPCM... -odparła, marszcząc czoło.
Dla Lily rzeczywiście taka ilość książek pod ręką nie była czymś wielkim - ba! - wręcz uważała to, za cienkie propozycje do urozmaicenia i uprzyjemnienia pracy domowej.
Po chwili dziewczyna cicho zachichotała na widok tego, co wyczyniał kot Erin.
- Oj, Erin. Nie bądź o niego zazdrosna. - Nie przestając chichotać poprawiła swój kok.
Była ciekawa, czy to wszystko nie obudziło przypadkiem Dorcas, więc spojrzała w jej stronę. Jak się okazało dziewczyna otworzyła już oczy i patrzyła w ich stronę zaspanym spojrzeniem.
- No coś takiego, śpiąca królewno. Mogłaś nie wybierać zielarstwa w VII klasie, skoro nie interesuje cię ten przedmiot... - powiedziała Evans i wystawiła w jej stronę język.
Nie wiedzieć czemu dopadła ją mała głupawka. Być może było to spowodowane zachowaniem Mohera i Erin, a być może tym, że w końcu mogła się odprężyć.
Była przecież wśród przyjaciółek.
- A jak ma być? Oprócz przygnębiającej pogody, jest całkiem nieźle.
- Erin Potter
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 07, 2013 6:23 pm
Stała tak tuż przed ledwo kontaktującą Dorcas, trzymając Mohera na rękach, po czym, gdy usłyszała coś o jakimś referacie z zielarstwa, wypuściła kota z rąk i uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Zaklęła cicho pod nosem, uważając, by Lily nie posłała jej za to swego morderczego spojrzenia, po czym usiadła obok rudowłosej, opierając swą głowę o ręce oparte o kolana. Powoli wypuściła powietrze z ust, a jej niesforna grzywka rozwiała się na wszelkie możliwe strony.
- Cholera. Znowu zapomniałam.
Nie dziwne, że tego nie pamiętałaś, Potter.
Ostatnimi czasy miała cholerne problemy z koncentracją. A wszystko to zaczęło się od zeszłego roku...
Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, zupełnie tak, jakby bała się, że znajdzie się w nim ktoś konkretny, ktoś, przed którym chciała uchronić swe myśli - bo i rzeczywiście było tak, że za każdym razem, kiedy jej umysł zaczynał kręcić się wokół jednego tematu, miała dziwne wrażenie, że jakaś niepożądana osoba mogłaby się o tym dowiedzieć...
Nawet ona sama nie dopuszczała swoich myśli do Niego - bo i po co? Po co zakrzątać sobie głowę kimś, dla kogo jej istnienie nie miało żadnego znaczenia? Co z tego, że patrzyła na niego na każdej lekcji, co z tego, że byli z jednego domu, z jednego roku, co z tego, że nawet wszyscy razem trzymali się w jednej, zwartej grupie - i tak była dla niego nikim.
Unikał jej. Nawet teraz go tu nie było.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie. Wyraźnie się zamyśliła, cały czas wpatrując się w jakiś martwy punkt ulokowany gdzieś w płomieniach kominka. Dopiero po czasie zdołała się otrząsnąć, gdyż zdała sobie sprawę, że zarówno dla Lily, jak i dla Dorcas (choć dla tej akurat mniej, ledwo ogarniała, co się wokół niej dzieje - przecież dopiero co się obudziła), jej stan mógł wydawać się dziwny. Przykleiła zatem na twarz lekki uśmiech i spojrzała gdzieś w bok, unikając ich spojrzeń.
- No pewnie, że będę o niego zazdrosna. Przecież ja tylko marzę o tym, by wskakiwać na śpiące Meadowesy tak, jak on. To był mój głęboko skrywany sekret... oh, ja biedna, teraz nie będę mogła dłużej utrzymywać Dorcas w niepewności...
Wydawała się być sobą, tą starą, normalną Erin. Miała nadzieję, że i tak wypadła w oczach przyjaciół.
Starała się.
- Lily, słońce Ty moje, wiesz, jak bardzo Cię uwielbiam, prawdaaaa...? - przeciągnęła, zbliżając się do rudej i szczerząc w jej kierunku swe bielutkie ząbki - Napiszesz mi ten referat, prawdaaaa...? Proooszę...
Wszystko dobrze?
Nie, nic nie jest dobrze, Dorcas. Naprawdę nic.
A jak ma być? Oprócz przygnębiającej pogody, jest całkiem nieźle.
- Tak. Całkiem nieźle.
Nie.
- Cholera. Znowu zapomniałam.
Nie dziwne, że tego nie pamiętałaś, Potter.
Ostatnimi czasy miała cholerne problemy z koncentracją. A wszystko to zaczęło się od zeszłego roku...
Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, zupełnie tak, jakby bała się, że znajdzie się w nim ktoś konkretny, ktoś, przed którym chciała uchronić swe myśli - bo i rzeczywiście było tak, że za każdym razem, kiedy jej umysł zaczynał kręcić się wokół jednego tematu, miała dziwne wrażenie, że jakaś niepożądana osoba mogłaby się o tym dowiedzieć...
Nawet ona sama nie dopuszczała swoich myśli do Niego - bo i po co? Po co zakrzątać sobie głowę kimś, dla kogo jej istnienie nie miało żadnego znaczenia? Co z tego, że patrzyła na niego na każdej lekcji, co z tego, że byli z jednego domu, z jednego roku, co z tego, że nawet wszyscy razem trzymali się w jednej, zwartej grupie - i tak była dla niego nikim.
Unikał jej. Nawet teraz go tu nie było.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie. Wyraźnie się zamyśliła, cały czas wpatrując się w jakiś martwy punkt ulokowany gdzieś w płomieniach kominka. Dopiero po czasie zdołała się otrząsnąć, gdyż zdała sobie sprawę, że zarówno dla Lily, jak i dla Dorcas (choć dla tej akurat mniej, ledwo ogarniała, co się wokół niej dzieje - przecież dopiero co się obudziła), jej stan mógł wydawać się dziwny. Przykleiła zatem na twarz lekki uśmiech i spojrzała gdzieś w bok, unikając ich spojrzeń.
- No pewnie, że będę o niego zazdrosna. Przecież ja tylko marzę o tym, by wskakiwać na śpiące Meadowesy tak, jak on. To był mój głęboko skrywany sekret... oh, ja biedna, teraz nie będę mogła dłużej utrzymywać Dorcas w niepewności...
Wydawała się być sobą, tą starą, normalną Erin. Miała nadzieję, że i tak wypadła w oczach przyjaciół.
Starała się.
- Lily, słońce Ty moje, wiesz, jak bardzo Cię uwielbiam, prawdaaaa...? - przeciągnęła, zbliżając się do rudej i szczerząc w jej kierunku swe bielutkie ząbki - Napiszesz mi ten referat, prawdaaaa...? Proooszę...
Wszystko dobrze?
Nie, nic nie jest dobrze, Dorcas. Naprawdę nic.
A jak ma być? Oprócz przygnębiającej pogody, jest całkiem nieźle.
- Tak. Całkiem nieźle.
Nie.
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Pon Paź 07, 2013 8:06 pm
Potrzebowała jeszcze kilku chwil, by dojść do siebie. Słodka drzemka wprawdzie dodała jej sił, ale całkiem wybiła ją z codziennego rytmu. Jak nic będzie miała tej nocy problemy z zaśnięciem! Choć to akurat nie byłoby nic nowego, bo czasem w ciemności przychodziły do niej takie myśli, że sen stawał się nieosiągalnym dobrem. Wiedziała o tym jak nikt inny, bo nie raz i nie dwa zarwała noc... w tym miesiącu. O większej skali czasowej nie wspominając.
Ziewnęła jeszcze raz, a potem raz drugi. Przeciągnęła się pomrukując niemal bezgłośnie i mrużąc oczy niczym zadowolony z pieszczot kot. Kości zaprotestowały jękliwie po tak długim trwaniu w bezruchu, ale był to dziwnie przyjemny rodzaj bólu. Po tych wszystkich zabiegach, dziewczyna znów ułożyła się wygodnie w fotelu i nakryła kocem po samą brodę. Teraz jednak patrzyła wokół z dużo większą uwagą.
- Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja cierpię tu na zaniki pamięci. - zaśmiała się cicho pod nosem. Poczuła się jednak w obowiązku, by choć spróbować podnieść pannę Poter na duchu. Szybko więc znów podjęła temat referatu, nie mogła jednak powstrzymać się przed odrobiną ironii, która przesyciła jej kolejne słowa.
- Nie martw się, Rin-rin. Mamy jeszcze caaaały jutrzejszy dzień żeby napisać ten referat. - błysnęła ząbkami w pasującym do kontekstu, drwiącym uśmieszku i znów jej ciało zatrzęsło się od śmiechu. Mogłoby być przecież o wiele gorzej, prawda? Nie raz radziły sobie z krótszymi terminami. Jedna zarwana nad książkami noc nikogo jeszcze nie zabiła. Jeden nieoddany referat też nie (choć Evans powiedziałaby pewnie coś innego).
- Muszę chodzić na zielarstwo, Lils. Czy tego chcę czy nie, bo inaczej mogę się pożegnać z kursem aurorskim. - odpowiedziała i nie pozostała rudowłosej dłużna, również pokazując jej język. Nie skąd, wcale nie zachowujemy się jak pierwszoroczne...
Słysząc Erin zmrużyła leciutko swoje ciemne oczęta i ułożyła usta w kokieteryjny dzióbek.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie wskoczyć, Potter. Nie będę Ci się opierać. - wymruczała parodiując kuszący ton i posłała ciemnowłosej całusa. Jeśli dostrzegła, że z Erin coś jest nie tak - zupełnie nie dała tego po sobie poznać.
- To dobrze. - podsumowała krótko ich słowa i wcisnęła nos w miękki materiał koca.
Ziewnęła jeszcze raz, a potem raz drugi. Przeciągnęła się pomrukując niemal bezgłośnie i mrużąc oczy niczym zadowolony z pieszczot kot. Kości zaprotestowały jękliwie po tak długim trwaniu w bezruchu, ale był to dziwnie przyjemny rodzaj bólu. Po tych wszystkich zabiegach, dziewczyna znów ułożyła się wygodnie w fotelu i nakryła kocem po samą brodę. Teraz jednak patrzyła wokół z dużo większą uwagą.
- Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja cierpię tu na zaniki pamięci. - zaśmiała się cicho pod nosem. Poczuła się jednak w obowiązku, by choć spróbować podnieść pannę Poter na duchu. Szybko więc znów podjęła temat referatu, nie mogła jednak powstrzymać się przed odrobiną ironii, która przesyciła jej kolejne słowa.
- Nie martw się, Rin-rin. Mamy jeszcze caaaały jutrzejszy dzień żeby napisać ten referat. - błysnęła ząbkami w pasującym do kontekstu, drwiącym uśmieszku i znów jej ciało zatrzęsło się od śmiechu. Mogłoby być przecież o wiele gorzej, prawda? Nie raz radziły sobie z krótszymi terminami. Jedna zarwana nad książkami noc nikogo jeszcze nie zabiła. Jeden nieoddany referat też nie (choć Evans powiedziałaby pewnie coś innego).
- Muszę chodzić na zielarstwo, Lils. Czy tego chcę czy nie, bo inaczej mogę się pożegnać z kursem aurorskim. - odpowiedziała i nie pozostała rudowłosej dłużna, również pokazując jej język. Nie skąd, wcale nie zachowujemy się jak pierwszoroczne...
Słysząc Erin zmrużyła leciutko swoje ciemne oczęta i ułożyła usta w kokieteryjny dzióbek.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie wskoczyć, Potter. Nie będę Ci się opierać. - wymruczała parodiując kuszący ton i posłała ciemnowłosej całusa. Jeśli dostrzegła, że z Erin coś jest nie tak - zupełnie nie dała tego po sobie poznać.
- To dobrze. - podsumowała krótko ich słowa i wcisnęła nos w miękki materiał koca.
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Sro Paź 09, 2013 2:00 am
To zabawne, jak czas szybko leci. Dopiero teraz zaczyna zdawać sobie sprawę, że wszystko przemija...
Nawet okres nauki w Hogwarcie. Lily nie wiedziała, co się stało z całym tym czasem, kiedy oni wszyscy zdążyli tak dorośleć, choć przecież mogłoby się wydawać, że jednak nic się nie zmieniło.
Ale wystarczyło spojrzeć na Erin i Dorcas - obie choć zachowywały się, tak jak na co dzień to jednak rudowłosa wyczuwała, że to nie jest to samo, co kilka lat temu.
Zapewne spowodowane było to tym, że pojawiły się nowe problemy i nikt z nich tak na dobrą sprawę nie był bezpieczny.
Zwłaszcza ona. Szlama.
Spojrzała gdzieś w bok, na chwilę odrywając się od rozmowy. Huncwoci również, jak gdyby zapomnieli, odeszli w cień, nie wycinali już dowcipów. Kiedy tak na dobrą sprawę nakrzyczała na któregoś z nich? Kiedy ostatni raz widziała uśmiech Jamesa i słyszała te jego "Evans, umów się ze mną" ? Tak dawno...
Jakże to dziwnie się potoczyło. Nigdy tak na dobrą sprawę się tego nie spodziewała. Nie spodziewała się, tak wielkiej przepaści, między tym, co było, a co jest teraz.
Gdzie - gdzie zniknęło to wszystko o co walczyli? O co dbali?
Brzmi pesymistyczne, nieprawdaż? A przecież ona się uśmiechała do siebie. Uśmiechała na samą myśl tego, jak było kiedyś.
I że mimo wszystko, one tu są. Blisko niej, rozmawiają i śmieją się. Chociaż próbują.
Więc i Ty próbuj, Evans.
Rozległ się cichy ciepły męski głos w jej głowie, tak niezwykle podobny do jamesowego.
Oderwała wzrok od okna i spojrzała najpierw na twarz Erin, a potem zwróciła swe zielone ślepa na Dorcas.
- Teraz już wszystko wiem! Zdradzacie mnie ze sobą, jak tak można... - westchnęła i pokręciła głową. - A ja się tak ładnie tutaj staram, pomagam Wam w pracach domowych. A tu taka zdrada się wydała!
Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła na końcu szczerym radosnym śmiechem. Przynajmniej na chwilę oderwała się od przygnębiających melancholijnych myśli. Po chwili wyciągnęła różdżkę i machnęła nią. Nos Erin był teraz nosem mugolskiego klauna, natomiast Dorcas miała wąsy kota.
Evans na ten widok jeszcze głośniej się roześmiała.
- Teraz macie za tę nikczemną zdradę!
Schowała twarz za poduszką, wciąż trzęsąc się ze śmiechu. Zapewne dla innych gryfonów musiały stanowić niezłe widowisko, zwłaszcza, że choć były w VII klasie, zachowywały się, jakby jednak nadal były w I.
- P-pomoogęę hahah Wam, Wy hahahaha niewdzięcznice hahahah! Ale co za to hahaha będę miała? - Wychyliła na chwilę roześmianą twarz znad poduszki.
Była pewna, że Dorcas i Erin zemszczą się na niej w jakiś sposób.
Domyślała się, co działo się z Potterówną, dlatego starała się ją oderwać od tych wszystkich posępnych myśli.
Pytanie tylko, czy jej się to uda.
Nawet okres nauki w Hogwarcie. Lily nie wiedziała, co się stało z całym tym czasem, kiedy oni wszyscy zdążyli tak dorośleć, choć przecież mogłoby się wydawać, że jednak nic się nie zmieniło.
Ale wystarczyło spojrzeć na Erin i Dorcas - obie choć zachowywały się, tak jak na co dzień to jednak rudowłosa wyczuwała, że to nie jest to samo, co kilka lat temu.
Zapewne spowodowane było to tym, że pojawiły się nowe problemy i nikt z nich tak na dobrą sprawę nie był bezpieczny.
Zwłaszcza ona. Szlama.
Spojrzała gdzieś w bok, na chwilę odrywając się od rozmowy. Huncwoci również, jak gdyby zapomnieli, odeszli w cień, nie wycinali już dowcipów. Kiedy tak na dobrą sprawę nakrzyczała na któregoś z nich? Kiedy ostatni raz widziała uśmiech Jamesa i słyszała te jego "Evans, umów się ze mną" ? Tak dawno...
Jakże to dziwnie się potoczyło. Nigdy tak na dobrą sprawę się tego nie spodziewała. Nie spodziewała się, tak wielkiej przepaści, między tym, co było, a co jest teraz.
Gdzie - gdzie zniknęło to wszystko o co walczyli? O co dbali?
Brzmi pesymistyczne, nieprawdaż? A przecież ona się uśmiechała do siebie. Uśmiechała na samą myśl tego, jak było kiedyś.
I że mimo wszystko, one tu są. Blisko niej, rozmawiają i śmieją się. Chociaż próbują.
Więc i Ty próbuj, Evans.
Rozległ się cichy ciepły męski głos w jej głowie, tak niezwykle podobny do jamesowego.
Oderwała wzrok od okna i spojrzała najpierw na twarz Erin, a potem zwróciła swe zielone ślepa na Dorcas.
- Teraz już wszystko wiem! Zdradzacie mnie ze sobą, jak tak można... - westchnęła i pokręciła głową. - A ja się tak ładnie tutaj staram, pomagam Wam w pracach domowych. A tu taka zdrada się wydała!
Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła na końcu szczerym radosnym śmiechem. Przynajmniej na chwilę oderwała się od przygnębiających melancholijnych myśli. Po chwili wyciągnęła różdżkę i machnęła nią. Nos Erin był teraz nosem mugolskiego klauna, natomiast Dorcas miała wąsy kota.
Evans na ten widok jeszcze głośniej się roześmiała.
- Teraz macie za tę nikczemną zdradę!
Schowała twarz za poduszką, wciąż trzęsąc się ze śmiechu. Zapewne dla innych gryfonów musiały stanowić niezłe widowisko, zwłaszcza, że choć były w VII klasie, zachowywały się, jakby jednak nadal były w I.
- P-pomoogęę hahah Wam, Wy hahahaha niewdzięcznice hahahah! Ale co za to hahaha będę miała? - Wychyliła na chwilę roześmianą twarz znad poduszki.
Była pewna, że Dorcas i Erin zemszczą się na niej w jakiś sposób.
Domyślała się, co działo się z Potterówną, dlatego starała się ją oderwać od tych wszystkich posępnych myśli.
Pytanie tylko, czy jej się to uda.
- Erin Potter
Re: Pokój Wspólny
Czw Paź 10, 2013 1:32 pm
Akurat tego, że Evans użyje na nich zaklęć, spodziewała się najmniej. Nabrała powietrza w policzki, przypominając teraz nadętego chomika z charakterystycznym, czerwonym nosem klauna, po czym wściekle ściągnęła brwi i zmrużyła oczy, oskarżycielsko wskazując na rudowłosą palcem.
- I TY JESTEŚ PREFEKTEM?! Oooo nie, pójdę z tym na skargę, zobaczysz! Jak to, do czego to dochodzi, żeby prefekci dawali TAKI przykład swoim rówieśnikom?! Wstydź się!
Słysząc śmiech Lily, sama nie mogła powstrzymać napadu głupawki. Zaczęła śmiać się głośno razem z nią (obie musiały przy tym wyglądać naprawdę komicznie), po czym, łapiąc za poduszkę, zamachnęła się i z rzuciła ją w kierunku Rudej Pani Prefekt. Uderzenie, jakiego doznała Evans przyprawiło ją o kolejny napad śmiechu - złapała się za brzuch i schyliła, wycierając łzy napływające do jej oczu.
To w sumie dziwne, że takie drobnostki potrafiły niemal całkowicie zmienić jej nastrój, ale... cóż, nastały mroczne, ciężkie czasy, a każda chwila, każda sekunda, którą miała okazję spędzić w gronie przyjaciół, była dla niej największym skarbem. Nie była już dzieckiem - zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiaj jest, a jutro może już jej nie być; zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiaj widzi Ich twarze, a już jutro może nigdy więcej ich nie ujrzeć...
Nie wyobrażała sobie tego, nie mogła znieść myśli, że kiedyś się rozstaną - a ta niestety pałętała się po jej umyśle coraz to częściej, głównie przez gazety, które rozpowszechniane były codziennie w szkole przy śniadaniu. Gdy czytała Proroka, w którym na okładkach raz za razem widniały wielkie, drukowane napisy: "ŚMIERĆ KOLEJNYCH RODZIN MUGOLI", "ZAWINIŁA BYCIEM NIE-CZYSTEJ KRWI?", stawały jej przed oczami przerażające obrazy, których nie chciała widzieć nigdy więcej... lecz niestety nie mogła powstrzymać koszmarów, które śniły jej się co noc. Czasami budziła się z krzykiem, cała spocona, a następnie uspokajała wybudzone koleżanki, że nic jej nie jest, że to tylko głupi sen...
Nie wiedziała czy Dorcas lub Lily miały pojęcie o jej uczuciach, nigdy bowiem z nimi o tym nie rozmawiała, lecz cała ta sytuacja przywodziła na myśl, że jednak specjalnie chciały rozluźnić atmosferę. Była im za to naprawdę wdzięczna.
Uspokajając się nieco, usiadła na dywanie po turecku i wzięła Mohera do siebie, głaszcząc go delikatnie. To, co powiedziała Dorcas o zielarstwie wywołało lekką zmarszczkę pomiędzy jej brwiami.
- Eh, też powinnam się za to wziąć... również planuję iść na kurs aurorski. O niczym innym nie marzę, jak o walce z tymi... - w tym miejscu przerwała, wzdychając lekko i spuszczając głowę w dół. Długie, kruczoczarne włosy opadły na jej ramiona idealnie prostymi pasmami.
- Zrobię to sama, Lily. Najwyżej poproszę Cię o pomoc z czymś konkretnym, jeżeli będę miała problem. Nie obrazisz się, prawdaaa..? - przeciągnęła ponownie ze swym charakterystycznym, Potterowskim uśmieszkiem, który Lily zapewne znała nie od dzisiaj, dzień w dzień użerając się z jej bratem, Jamesem.
- I TY JESTEŚ PREFEKTEM?! Oooo nie, pójdę z tym na skargę, zobaczysz! Jak to, do czego to dochodzi, żeby prefekci dawali TAKI przykład swoim rówieśnikom?! Wstydź się!
Słysząc śmiech Lily, sama nie mogła powstrzymać napadu głupawki. Zaczęła śmiać się głośno razem z nią (obie musiały przy tym wyglądać naprawdę komicznie), po czym, łapiąc za poduszkę, zamachnęła się i z rzuciła ją w kierunku Rudej Pani Prefekt. Uderzenie, jakiego doznała Evans przyprawiło ją o kolejny napad śmiechu - złapała się za brzuch i schyliła, wycierając łzy napływające do jej oczu.
To w sumie dziwne, że takie drobnostki potrafiły niemal całkowicie zmienić jej nastrój, ale... cóż, nastały mroczne, ciężkie czasy, a każda chwila, każda sekunda, którą miała okazję spędzić w gronie przyjaciół, była dla niej największym skarbem. Nie była już dzieckiem - zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiaj jest, a jutro może już jej nie być; zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiaj widzi Ich twarze, a już jutro może nigdy więcej ich nie ujrzeć...
Nie wyobrażała sobie tego, nie mogła znieść myśli, że kiedyś się rozstaną - a ta niestety pałętała się po jej umyśle coraz to częściej, głównie przez gazety, które rozpowszechniane były codziennie w szkole przy śniadaniu. Gdy czytała Proroka, w którym na okładkach raz za razem widniały wielkie, drukowane napisy: "ŚMIERĆ KOLEJNYCH RODZIN MUGOLI", "ZAWINIŁA BYCIEM NIE-CZYSTEJ KRWI?", stawały jej przed oczami przerażające obrazy, których nie chciała widzieć nigdy więcej... lecz niestety nie mogła powstrzymać koszmarów, które śniły jej się co noc. Czasami budziła się z krzykiem, cała spocona, a następnie uspokajała wybudzone koleżanki, że nic jej nie jest, że to tylko głupi sen...
Nie wiedziała czy Dorcas lub Lily miały pojęcie o jej uczuciach, nigdy bowiem z nimi o tym nie rozmawiała, lecz cała ta sytuacja przywodziła na myśl, że jednak specjalnie chciały rozluźnić atmosferę. Była im za to naprawdę wdzięczna.
Uspokajając się nieco, usiadła na dywanie po turecku i wzięła Mohera do siebie, głaszcząc go delikatnie. To, co powiedziała Dorcas o zielarstwie wywołało lekką zmarszczkę pomiędzy jej brwiami.
- Eh, też powinnam się za to wziąć... również planuję iść na kurs aurorski. O niczym innym nie marzę, jak o walce z tymi... - w tym miejscu przerwała, wzdychając lekko i spuszczając głowę w dół. Długie, kruczoczarne włosy opadły na jej ramiona idealnie prostymi pasmami.
- Zrobię to sama, Lily. Najwyżej poproszę Cię o pomoc z czymś konkretnym, jeżeli będę miała problem. Nie obrazisz się, prawdaaa..? - przeciągnęła ponownie ze swym charakterystycznym, Potterowskim uśmieszkiem, który Lily zapewne znała nie od dzisiaj, dzień w dzień użerając się z jej bratem, Jamesem.
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Sob Paź 12, 2013 10:19 am
Dorcas nie lubiła takich melancholijnych myśli. Unikała ponurych rozważań o przeszłości (i przyszłości) jak żywego ognia. Zawsze żyła tu i teraz, skupiając się na teraźniejszości i starając się w ten sposób naśladować swojego ojca. Jeśli ktoś był dla niej wzorem do naśladowania to właśnie on. Tak było zawsze, ale jego przedwczesna śmierć (Wypadek na miotle, pani Meadowes. To rzadkie, ale się zdarza...) podniosła go w mniemaniu córki niemal do rangi męczennika. W chwili, gdy nie wiedziała co robić zastanawiała się nad tym co poradziłby jej tata. I choć opuszczenie szkoły napawało ją strachem - nie tyle przed dorosłością, co przed śmierciożercami, którzy pośrednio wpędzili jej matkę w paranoję - wiedziała, że nie znajdzie spokoju póki nie pomści ojca. Bo przecież wiedziała, że nie spadłby z miotły. Nie on. Zabiło go coś innego - to że w niespokojnych czasach głośno mówił o prawach mugoli i mugolaków. Zabiło go to, że sam był szlamą. Zabrali jej ojca więc ona też zabierze im wszystko.
Teraz jednak nie miała czasu, by o tym myśleć. W Pokoju był ciepło i przytulnie, jej przyjaciółki były obok, śmiejąc się w głos, zapominając na chwilę, że nie są już dziewczynkami. Zapominając, że za oknem jest noc - ciemna i pełna potworów w ludzkich maskach. Zapominając, że jutro wszystko może się zmienić. Tylko tu i teraz. Śmiać się, śmiać! Do utraty tchu.
Dorcas zmarszczyła leciutko brwi i na próbę poruszyła kocimi wąsami, które w akcie zemsty dorobiła jej Lily. Uśmiech na jej wargach poszerzał się z każdą chwilą, a po chwili ona też zwijała się ze śmiechu. Wreszcie udało jej się wykrztusić kilka słów.
- Pani prefekt też się nie wymiga. - w tym momencie spod koca wyłoniła się jej uzbrojona w różdżkę dłoń i wykonała elegancki, płynny ruch. Na głowie Lily pojawiła się para rudych, lisich uszek, które doprowadziły Doracas do kolejnego ataku śmiechu. Gryfonka zsunęła się z fotela i wylądowała na podłodze, ocierając załzawione oczy rękawem swetra. Szerzyła białe ząbki w radosnym uśmiechu i przyglądała się na zmianę obu dziewczynom.
- Siądziemy jutro nad książkami i napiszemy to głupie wypracowanie. - oznajmiła z tak absolutnym przekonaniem, że nie można by było się z nią kłócić. W czekoladowych tęczówkach panny Meadowes błysnęła iskra determinacji, gdy Erin poruszyła krótko temat śmierciożerców. Nie powiedziała nic, ale uśmiechnęła się w taki sposób, że jej odpowiedź choć niewypowiedziana zawisła w powietrzu, całkiem oczywista i zrozumiała. Ja też, Potter. Też chcę. Chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
Wciąż owinięta kocem, podpełzła do kanapy i ułożyła głowę na kolanach Evans. Było jej dobrze. Ciepło nie tylko na ciele, ale też trochę głębiej. Świadomość, że ma ludzi na których może liczyć była lekarstwem na wszystkie rany, które kryła w swoim wnętrzu. Dlatego prędzej umrze niż pozwoli, by stała im się krzywda. Kim wszak byłaby bez nich?
Teraz jednak nie miała czasu, by o tym myśleć. W Pokoju był ciepło i przytulnie, jej przyjaciółki były obok, śmiejąc się w głos, zapominając na chwilę, że nie są już dziewczynkami. Zapominając, że za oknem jest noc - ciemna i pełna potworów w ludzkich maskach. Zapominając, że jutro wszystko może się zmienić. Tylko tu i teraz. Śmiać się, śmiać! Do utraty tchu.
Dorcas zmarszczyła leciutko brwi i na próbę poruszyła kocimi wąsami, które w akcie zemsty dorobiła jej Lily. Uśmiech na jej wargach poszerzał się z każdą chwilą, a po chwili ona też zwijała się ze śmiechu. Wreszcie udało jej się wykrztusić kilka słów.
- Pani prefekt też się nie wymiga. - w tym momencie spod koca wyłoniła się jej uzbrojona w różdżkę dłoń i wykonała elegancki, płynny ruch. Na głowie Lily pojawiła się para rudych, lisich uszek, które doprowadziły Doracas do kolejnego ataku śmiechu. Gryfonka zsunęła się z fotela i wylądowała na podłodze, ocierając załzawione oczy rękawem swetra. Szerzyła białe ząbki w radosnym uśmiechu i przyglądała się na zmianę obu dziewczynom.
- Siądziemy jutro nad książkami i napiszemy to głupie wypracowanie. - oznajmiła z tak absolutnym przekonaniem, że nie można by było się z nią kłócić. W czekoladowych tęczówkach panny Meadowes błysnęła iskra determinacji, gdy Erin poruszyła krótko temat śmierciożerców. Nie powiedziała nic, ale uśmiechnęła się w taki sposób, że jej odpowiedź choć niewypowiedziana zawisła w powietrzu, całkiem oczywista i zrozumiała. Ja też, Potter. Też chcę. Chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
Wciąż owinięta kocem, podpełzła do kanapy i ułożyła głowę na kolanach Evans. Było jej dobrze. Ciepło nie tylko na ciele, ale też trochę głębiej. Świadomość, że ma ludzi na których może liczyć była lekarstwem na wszystkie rany, które kryła w swoim wnętrzu. Dlatego prędzej umrze niż pozwoli, by stała im się krzywda. Kim wszak byłaby bez nich?
- James Potter
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 13, 2013 12:20 pm
Do Pokoju Wspólnego zwabiły go śmiechy, a jako że nie miał niczego innego do roboty postanowił zajrzeć co też tam ma miejsce. Zszedł po schodach i niczym Syriusz oparł się o ramę drzwi w ten charakterystyczny sposób. Szukać sprawców tych hałasów nie musiał zbyt długo. Otóż dwie na trzy z dziewczyn, które ów zgiełk wywołały nigdy by o takie zachowanie nie podejrzewał. Tak, mowa tu o trzech Gryfonka z jego roku, które właśnie teraz śmiały się tak głośno i wręcz chyba aż do wywołania u siebie bólu brzucha. Rogaś na początku nie wiedział, czymże został u niech wywołany ten śmiech, ale wystarczyło tylko rzucić na nie okiem, żeby wiedzieć o co chodzi. Jego ukochana siostrzyczka zamiast nosa miała czerwone coś, Meadowes miała kocie wąsy, a Evans miała lisie uszy! Toż to wręcz prosiło się o uwiecznienie na zdjęciu! Potter wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty i machnął nią, chwilę później w jego stronę lewitował aparat. James z szerokim uśmiechem wziął go i skierował obiektyw w stronę dziewczyn. Pstryk, pstryk. Zaśmiał się cicho i ponowie machnął różdżką, tym razem celu odesłania aparatu. Później wyśle klisze i wywoła zdjęcia, które z chęcią później zaprezentuje dziewczynom.
Nagle dziewczyny jakby spoważniały, widać było że musiały wspomnieć o czymś ważnym, a James podejrzewał o co może chodzić. Sam kiedy ktoś wspomniał o wojnie, Voldemorcie lub jego sługach automatycznie poważniał i milkł. Działo się tak zaledwie od tego roku, wcześniej reagował inaczej – starał się obrócić to w żart, wyzywał Czarnego Lorda. Nie był pewny czy dziewczyny wspomniały o tym, bo po prostu poza nimi w Pokoju Wspólnym była jeszcze cała masa innych osób. Nagle poczuł chęć podejścia tam i zagadania. Tam była jego siostra i Meadowes, a z nimi przecież dalej miał dość dobre stosunki, Evans nie może powodować u niego ucieczki, był przecież na Merlina Wielkiego Gryfonem, a to coś oznacza.
Pewnym krokiem ruszył w stronę dziewczyn. Skinął głową w stronę innych znajomych, mrugnął do pięknej o rok młodszej do niego Gryfonki – wydawał się być taki jak zawsze, wręcz zbyt pewny siebie.
- Witajcie piękne panie – powiedział do nich i posłał Rin i Dor jeden ze swoich czarujących uśmiechów. – I cześć Evans – odparł chłodno nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem. Nie miał ochoty na rozmowę z nią, ani na patrzenie na nią. To że do nich podszedł nie znaczyło, że miał ochotę rozmawiać z Rudą, ba, najchętniej w ogóle nie zwracałby na nią uwagi, ale to świadczyłoby o jego dziecinności, a przede wszystkim braku wychowania.
- Co tam słychać u mojej ulubionej siostrzyczki? – zagadnął spoglądając teraz tylko na Erin. Z tym swoim nosem wyglądała doprawdy zabawnie, ale Potter umiał, jeśli była taka potrzeba zachować spokój i w tym wypadku nie wybuchnąć śmiechem. - Meadowes, Rin, zrobiłyście coś ze swoimi włosami? Wyglądacie jakoś inaczej, ale oczywiście nadal nie można odmówić wam uroku – odparł miękko Potter dalej ukrywając swoje rozbawienie. Był im bardzo wdzięczny, nawet nie wiedziały jak bardzo teraz potrzebował takich sytuacji – zwykłych, ale ciepłych i wesołych.
Nagle dziewczyny jakby spoważniały, widać było że musiały wspomnieć o czymś ważnym, a James podejrzewał o co może chodzić. Sam kiedy ktoś wspomniał o wojnie, Voldemorcie lub jego sługach automatycznie poważniał i milkł. Działo się tak zaledwie od tego roku, wcześniej reagował inaczej – starał się obrócić to w żart, wyzywał Czarnego Lorda. Nie był pewny czy dziewczyny wspomniały o tym, bo po prostu poza nimi w Pokoju Wspólnym była jeszcze cała masa innych osób. Nagle poczuł chęć podejścia tam i zagadania. Tam była jego siostra i Meadowes, a z nimi przecież dalej miał dość dobre stosunki, Evans nie może powodować u niego ucieczki, był przecież na Merlina Wielkiego Gryfonem, a to coś oznacza.
Pewnym krokiem ruszył w stronę dziewczyn. Skinął głową w stronę innych znajomych, mrugnął do pięknej o rok młodszej do niego Gryfonki – wydawał się być taki jak zawsze, wręcz zbyt pewny siebie.
- Witajcie piękne panie – powiedział do nich i posłał Rin i Dor jeden ze swoich czarujących uśmiechów. – I cześć Evans – odparł chłodno nie zaszczyciwszy jej nawet spojrzeniem. Nie miał ochoty na rozmowę z nią, ani na patrzenie na nią. To że do nich podszedł nie znaczyło, że miał ochotę rozmawiać z Rudą, ba, najchętniej w ogóle nie zwracałby na nią uwagi, ale to świadczyłoby o jego dziecinności, a przede wszystkim braku wychowania.
- Co tam słychać u mojej ulubionej siostrzyczki? – zagadnął spoglądając teraz tylko na Erin. Z tym swoim nosem wyglądała doprawdy zabawnie, ale Potter umiał, jeśli była taka potrzeba zachować spokój i w tym wypadku nie wybuchnąć śmiechem. - Meadowes, Rin, zrobiłyście coś ze swoimi włosami? Wyglądacie jakoś inaczej, ale oczywiście nadal nie można odmówić wam uroku – odparł miękko Potter dalej ukrywając swoje rozbawienie. Był im bardzo wdzięczny, nawet nie wiedziały jak bardzo teraz potrzebował takich sytuacji – zwykłych, ale ciepłych i wesołych.
- Lily Evans
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 13, 2013 6:58 pm
- Też mi coś! Ja Wam tylko dałam nauczkę! Akurat prefekci mają obowiązek dawaj nauczkę kolegom i koleżankom, by Ci się czegoś nauczyli! - Zawołała rudowłosa i uśmiechnęła się szeroko w ich stronę.
Wszystko trwało i trwało i w sumie... nie miałaby nic przeciwko, by było tak częściej. Takie chwile choć były najzwyklejsze, były i też pełne ciepła i radości. Ale nic co jest dobre nie trwa wiecznie. Od zawsze przecież tak było, prawda? I oni się już do tego przyzwyczaili.
Znów wkradła się powaga pomiędzy nimi, choć gdy Evans poczuła jak wyrosły jej lisie uszka, najpierw skrzyżowała ręce, udając zagniewaną, ale potem sama wybuchnęła głośnym śmiechem, wręcz płacząc ze śmiechu.
- I jak wyglądam? Pewnie profesor McGonagall by się załamała, gdyby zobaczyła, co tutaj się wyczynia. - Powiedziała uśmiechnięta i odgarnęła włosy z czoła.
Taaak. Istotnie coraz więcej doniesień tego, co wyczynia się teraz zarówno w świecie czarodziei i mugoli. Nie mogła pozostać obojętna na te wszystkie katastrofy, które dotykały oba światy.
Lista zamordowanych i zaginionych stale rosła, a ona nie wiedziała, co ma zrobić. Jak sprawić, by choć trochę uczynić życie bezpieczniejszym miejscem.
Usiadła wygodnie na kanapie i kiedy Dorcas ułożyła głowę na jej kolanach zaczęła ją głaskać, patrząc gdzieś przed siebie. Ktoś się do nich zbliżał. Kroki stawały się coraz wyraźniejsze.
- Ja już napisałam, jeśli będziecie chciały pomocy to wiecie gdzie mnie...
I wtedy pojawił się James Potter we własnej osobie. Wystarczyło to, że go usłyszała - nie musiała nawet patrzeć w jego stronę, choć przecież tak dawno go nie widziała.
- Szukać.
Dokończyła, unikając uporczywie wzroku Pottera - nawet jeśli on nie spoglądał w jej stronę i tak nie zamierzała próbować chociażby sprawdzić, czy w jakikolwiek sposób się zmienił od czasu, kiedy ostatni raz się widzieli.
- Witaj Jam...Potter.
Odpowiedziała szorstko, przyglądając się, jak Moher łapkami zahacza o szatę Erin.
Nie, nic już nie będzie takie, jak kiedyś. Nie będzie więcej swobodnych sytuacji między nimi wszystkimi, nie będą mogli dogadać się odnośnie danej rzeczy. Nie, kiedy ona i on byli w jednym pomieszczeniu.
Kiedy wszystko między nimi się... skomplikowało? Całkiem zepsuło?
Przecież wcześniej choć się kłócili, choć na każdym kroku prowadzili ze sobą pewnego rodzaju "grę" potrafili się w pewnych sytuacjach dogadać.
A teraz co? Teraz nawet nie mogą na siebie normalnie spojrzeć.
I najgorsze jest to, że jeszcze nie wiedziała, co chce dalej robić. Czy chce pracować, jako Auror, czy może zająć się leczeniem potrzebujących, a może być kimś zupełnie innym? Miała kompletny mętlik w głowie.
Westchnęła i jedną ręką nadal głaskała głowę Meadowes, a drugą zawijała pojedyncze kosmyki na palce i po chwili wypuszczała.
Patrzyła gdzieś przed siebie, zastanawiając się, co teraz będzie. Jak sprawić by sytuacja tutaj stała się mniej niezręczna.
W Pokoju Wspólnym zaczęło się pojawiać coraz więcej Gryfonów. Odkąd zaczęła się pogarszać pogoda na zewnątrz, większość preferowała spędzanie czasu właśnie tutaj.
- Wiecie może co dzieje się z Hagridem? Dawno go nie widziałam...
Wszystko trwało i trwało i w sumie... nie miałaby nic przeciwko, by było tak częściej. Takie chwile choć były najzwyklejsze, były i też pełne ciepła i radości. Ale nic co jest dobre nie trwa wiecznie. Od zawsze przecież tak było, prawda? I oni się już do tego przyzwyczaili.
Znów wkradła się powaga pomiędzy nimi, choć gdy Evans poczuła jak wyrosły jej lisie uszka, najpierw skrzyżowała ręce, udając zagniewaną, ale potem sama wybuchnęła głośnym śmiechem, wręcz płacząc ze śmiechu.
- I jak wyglądam? Pewnie profesor McGonagall by się załamała, gdyby zobaczyła, co tutaj się wyczynia. - Powiedziała uśmiechnięta i odgarnęła włosy z czoła.
Taaak. Istotnie coraz więcej doniesień tego, co wyczynia się teraz zarówno w świecie czarodziei i mugoli. Nie mogła pozostać obojętna na te wszystkie katastrofy, które dotykały oba światy.
Lista zamordowanych i zaginionych stale rosła, a ona nie wiedziała, co ma zrobić. Jak sprawić, by choć trochę uczynić życie bezpieczniejszym miejscem.
Usiadła wygodnie na kanapie i kiedy Dorcas ułożyła głowę na jej kolanach zaczęła ją głaskać, patrząc gdzieś przed siebie. Ktoś się do nich zbliżał. Kroki stawały się coraz wyraźniejsze.
- Ja już napisałam, jeśli będziecie chciały pomocy to wiecie gdzie mnie...
I wtedy pojawił się James Potter we własnej osobie. Wystarczyło to, że go usłyszała - nie musiała nawet patrzeć w jego stronę, choć przecież tak dawno go nie widziała.
- Szukać.
Dokończyła, unikając uporczywie wzroku Pottera - nawet jeśli on nie spoglądał w jej stronę i tak nie zamierzała próbować chociażby sprawdzić, czy w jakikolwiek sposób się zmienił od czasu, kiedy ostatni raz się widzieli.
- Witaj Jam...Potter.
Odpowiedziała szorstko, przyglądając się, jak Moher łapkami zahacza o szatę Erin.
Nie, nic już nie będzie takie, jak kiedyś. Nie będzie więcej swobodnych sytuacji między nimi wszystkimi, nie będą mogli dogadać się odnośnie danej rzeczy. Nie, kiedy ona i on byli w jednym pomieszczeniu.
Kiedy wszystko między nimi się... skomplikowało? Całkiem zepsuło?
Przecież wcześniej choć się kłócili, choć na każdym kroku prowadzili ze sobą pewnego rodzaju "grę" potrafili się w pewnych sytuacjach dogadać.
A teraz co? Teraz nawet nie mogą na siebie normalnie spojrzeć.
I najgorsze jest to, że jeszcze nie wiedziała, co chce dalej robić. Czy chce pracować, jako Auror, czy może zająć się leczeniem potrzebujących, a może być kimś zupełnie innym? Miała kompletny mętlik w głowie.
Westchnęła i jedną ręką nadal głaskała głowę Meadowes, a drugą zawijała pojedyncze kosmyki na palce i po chwili wypuszczała.
Patrzyła gdzieś przed siebie, zastanawiając się, co teraz będzie. Jak sprawić by sytuacja tutaj stała się mniej niezręczna.
W Pokoju Wspólnym zaczęło się pojawiać coraz więcej Gryfonów. Odkąd zaczęła się pogarszać pogoda na zewnątrz, większość preferowała spędzanie czasu właśnie tutaj.
- Wiecie może co dzieje się z Hagridem? Dawno go nie widziałam...
- Erin Potter
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 13, 2013 7:35 pm
Nagle temat lekko się uciął, a wszystkie trzy zamilkły, wpatrując się gdzieś w dal - Dorcas kładąc głowę na kolanach Lily, rudowłosa gładząc ją i wpatrując się w jakiś oddalony punkt, a Erin siedząc po turecku na dywanie i głaszcząc kota, który znajdował się na jej nogach.
Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy jej oczom ukazał się delikatny błysk, jakby od flesza. Lekko machnęła głową i zerknęła w tamtą stronę. Widząc sylwetkę swego brata uśmiechnęła się pogodnie, w środku jednak odczuła dziwne wrażenie, że całe te spotkanie nie skończy się dobrze...
Dla dwóch osób w ich gronie.
Erin nie była głupia. Widziała, co dzieje się między Jamesem a Lily, widziała, że coś już dawno zdążyło się zepsuć, nie miała jednak pojęcia, dlaczego. W jej umyśle pojawiła się dość pesymistyczna myśl (oh, cóż za niespodzianka, Potter!) dotycząca przemijania czasu - ich dzieciństwo bowiem wyglądało całkowicie inaczej...
Do dziś pamiętała pierwszy rok nauki w Hogwarcie, moment, kiedy dopiero co się poznawali. Nowe przyjaźnie, nowe znajomości, jeszcze w miarę spokojne czasy, bez licznych morderstw, bez Voldemorta, bez śmierci, bez tak dużej ilości dzieci pozostawionych na samopas w sierocińcach... a potem kolejne klasy - momenty, kiedy James i Lily sprzeczali się między sobą, ale... nie tak. Nie w ten sposób, co teraz. Patrzyła na nich, patrzyła z nieukrywanym niepokojem - czarnowłosy nawet nie chciał spojrzeć na jej przyjaciółkę. Lekko ściągnęła brwi. To wszystko nie tak miało wyglądać...
Oh, tak, to dziecinne, ale bardzo często lubiła sobie wyobrażać moment, kiedy ruda wreszcie odwzajemni uczucia jej brata i będą żyć razem, szczęśliwie, a ona będzie świadkiem na ich ślubie! To byłoby tak... wspaniałe. Choć jeden promienny błysk szczęścia w tych mrocznych czasach...
Zacisnęła wargi.
- Ulubionej, bo i jedynej, kochany - pogroziła mu palcem - I nie słodź mi tu tak, bo jeszcze nas posądzą o dziwne związki... i takie tam sprawy...
Mimo dość niezręcznej atmosfery, która między nimi nastała, nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem na komplement, jaki otrzymała od Jamesa.
- Oh, no wiesz, teraz nie wiem, czy odebrać to jako komplement czy jako obelgę! Przecież ja zawsze wyglądam tak wspaniale, jak mogłeś nie zauważyć tego wcześniej?! Uważaj, bo strzelę focha... - wyrzekła, teatralnie unosząc brodę i spoglądając na nich wszystkich z góry, z lekko zmrużonymi oczami. Erin była osobą, która niemal zawsze starała się rozluźnić niezręczne sytuacje - głównie z powodu, że sama nie znosiła czuć się obco i nieswojo... a teraz? Teraz było... naprawdę ciężko.
- Hagrid? Nie mam zielonego pojęcia. Nie zdziwiłabym się, gdyby został posłany na jakąś specjalną.. misję. Czy coś w tym stylu.
Nawet nie spostrzegła, kiedy urok związany z jej nosem klauna zdołał zniknąć.
Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy jej oczom ukazał się delikatny błysk, jakby od flesza. Lekko machnęła głową i zerknęła w tamtą stronę. Widząc sylwetkę swego brata uśmiechnęła się pogodnie, w środku jednak odczuła dziwne wrażenie, że całe te spotkanie nie skończy się dobrze...
Dla dwóch osób w ich gronie.
Erin nie była głupia. Widziała, co dzieje się między Jamesem a Lily, widziała, że coś już dawno zdążyło się zepsuć, nie miała jednak pojęcia, dlaczego. W jej umyśle pojawiła się dość pesymistyczna myśl (oh, cóż za niespodzianka, Potter!) dotycząca przemijania czasu - ich dzieciństwo bowiem wyglądało całkowicie inaczej...
Do dziś pamiętała pierwszy rok nauki w Hogwarcie, moment, kiedy dopiero co się poznawali. Nowe przyjaźnie, nowe znajomości, jeszcze w miarę spokojne czasy, bez licznych morderstw, bez Voldemorta, bez śmierci, bez tak dużej ilości dzieci pozostawionych na samopas w sierocińcach... a potem kolejne klasy - momenty, kiedy James i Lily sprzeczali się między sobą, ale... nie tak. Nie w ten sposób, co teraz. Patrzyła na nich, patrzyła z nieukrywanym niepokojem - czarnowłosy nawet nie chciał spojrzeć na jej przyjaciółkę. Lekko ściągnęła brwi. To wszystko nie tak miało wyglądać...
Oh, tak, to dziecinne, ale bardzo często lubiła sobie wyobrażać moment, kiedy ruda wreszcie odwzajemni uczucia jej brata i będą żyć razem, szczęśliwie, a ona będzie świadkiem na ich ślubie! To byłoby tak... wspaniałe. Choć jeden promienny błysk szczęścia w tych mrocznych czasach...
Zacisnęła wargi.
- Ulubionej, bo i jedynej, kochany - pogroziła mu palcem - I nie słodź mi tu tak, bo jeszcze nas posądzą o dziwne związki... i takie tam sprawy...
Mimo dość niezręcznej atmosfery, która między nimi nastała, nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem na komplement, jaki otrzymała od Jamesa.
- Oh, no wiesz, teraz nie wiem, czy odebrać to jako komplement czy jako obelgę! Przecież ja zawsze wyglądam tak wspaniale, jak mogłeś nie zauważyć tego wcześniej?! Uważaj, bo strzelę focha... - wyrzekła, teatralnie unosząc brodę i spoglądając na nich wszystkich z góry, z lekko zmrużonymi oczami. Erin była osobą, która niemal zawsze starała się rozluźnić niezręczne sytuacje - głównie z powodu, że sama nie znosiła czuć się obco i nieswojo... a teraz? Teraz było... naprawdę ciężko.
- Hagrid? Nie mam zielonego pojęcia. Nie zdziwiłabym się, gdyby został posłany na jakąś specjalną.. misję. Czy coś w tym stylu.
Nawet nie spostrzegła, kiedy urok związany z jej nosem klauna zdołał zniknąć.
- Dorcas Meadowes
Re: Pokój Wspólny
Nie Paź 13, 2013 8:37 pm
Dorcas przymknęła leniwie oczy i co jakiś czas mruczała cicho z zadowolenia, bo nic nie uszczęśliwiało jej bardziej niż takie właśnie głaskanie po głowie. Kojarzyło jej się zawsze z dzieciństwem, bo matka zawsze wieczorami zaplatała jej włosy w warkocz, wcześniej długo przeplatając między palcami pukle ciemnych włosów swojej pociechy. To było kojące i działało nieco usypiająco. Na całe szczęście Dorcas była już zbyt rozbudzona, by ponownie zapaść w sen. Nie przeszkadzało jej to napawać się rozkosznym uczuciem i zachowywać się niemal jak kociątko. Chyba te wąsy nie były przypadkiem.
Milczenie, które zawisło w powietrzu nie było wprawdzie męczące, ale miało w sobie posmak smutku. Dorcas miała ochotę je przerwać, ale nim się do tego zebrała została uprzedzona przez pana Pottera, który postanowił dołączyć do ich małej gromadki.
- Cześć, Rogaty. - mruknęła przyjaźnie zerkając na niego spod przymkniętych leniwie powiek. Jego słowa i pozorna powaga sprawiły, że jeden z kącików jej ust uniósł się nieznacznie do góry. Pomimo szczerej chęci, nie odważyła się wybuchnąć śmiechem. Atmosfera znacząco zgęstniała i nie trzeba było Wybitnego z Wróżbiarstwa, by wiedzieć co (a raczej kto) było powodem tej zmiany. Dorcas, która nieustannie tuliła głowę do nóg Lily, poczuła jak przez moment wszystkie jej mięśnie spięły się niby w oczekiwaniu na atak. Dorcas lekko potarła łydkę Evans (wszak nigdzie indziej nie mogła teraz sięgnąć), jakby chciała jej w ten sposób powiedzieć: Spokojnie, skarbie. Jestem z Tobą.
- Zgadzam się z Rin-rin. Zawsze wyglądam fenomenalnie. - prychnęła pod nosem z pozornym oburzeniem, a potem zmarszczyła lekko nosek, by w ten sposób zmusić znikające powoli kocie wąsiki do poruszenia się. Wąsiki, a i owszem zadrżały komicznie, a potem zaczęły pojedynczo odpadać i znikać.
- Czyżbyś dopiero teraz zaczął się nam przyglądać? - dodała tonem, który tylko brzmiał niewinnie. Bo były w tych słowach jej niewypowiedziane myśli. Dlaczego patrzysz na nas? Przecież przez lata było inaczej. Zawsze patrzyłeś na nią. Co się zmieniło, James? Nie miałaby jednak odwagi wypowiedzieć tych słów na głos. Bolała ją rysa, która w ten sposób szpeciła ich cudowną grupę, ale nie mogła się wtrącać. To przecież nie jej sprawa.
- Och, tak racja! Dawno się z nim nie wiedzieliśmy. Zdążyłam się stęsknić za jego ciasteczkami! - entuzjastycznym tonem podjęła temat, dołączając do Erin w próbie rozgonienia niezręcznej atmosfery. Podobnie jak panna Potter zawsze gorąco (choć bezgłośnie) kibicowała Rogaczowi w jego próbach zdobycia nieustępliwego serduszka Evans. Teraz wszystko się posypało, ale przecież wciąż jest nadzieja, prawda? Mogą wszystko naprawić, zacząć już teraz - od normalnej rozmowy. Małymi kroczkami do celu.
- Swoją drogą nie wiem czemu wam nie smakują. Jak się je rozmoczy w herbacie są boskie. - dodała kontynuując temat ciasteczek, które faktycznie zawsze zajadała ze smakiem ku zdziwieniu przyjaciół.
Milczenie, które zawisło w powietrzu nie było wprawdzie męczące, ale miało w sobie posmak smutku. Dorcas miała ochotę je przerwać, ale nim się do tego zebrała została uprzedzona przez pana Pottera, który postanowił dołączyć do ich małej gromadki.
- Cześć, Rogaty. - mruknęła przyjaźnie zerkając na niego spod przymkniętych leniwie powiek. Jego słowa i pozorna powaga sprawiły, że jeden z kącików jej ust uniósł się nieznacznie do góry. Pomimo szczerej chęci, nie odważyła się wybuchnąć śmiechem. Atmosfera znacząco zgęstniała i nie trzeba było Wybitnego z Wróżbiarstwa, by wiedzieć co (a raczej kto) było powodem tej zmiany. Dorcas, która nieustannie tuliła głowę do nóg Lily, poczuła jak przez moment wszystkie jej mięśnie spięły się niby w oczekiwaniu na atak. Dorcas lekko potarła łydkę Evans (wszak nigdzie indziej nie mogła teraz sięgnąć), jakby chciała jej w ten sposób powiedzieć: Spokojnie, skarbie. Jestem z Tobą.
- Zgadzam się z Rin-rin. Zawsze wyglądam fenomenalnie. - prychnęła pod nosem z pozornym oburzeniem, a potem zmarszczyła lekko nosek, by w ten sposób zmusić znikające powoli kocie wąsiki do poruszenia się. Wąsiki, a i owszem zadrżały komicznie, a potem zaczęły pojedynczo odpadać i znikać.
- Czyżbyś dopiero teraz zaczął się nam przyglądać? - dodała tonem, który tylko brzmiał niewinnie. Bo były w tych słowach jej niewypowiedziane myśli. Dlaczego patrzysz na nas? Przecież przez lata było inaczej. Zawsze patrzyłeś na nią. Co się zmieniło, James? Nie miałaby jednak odwagi wypowiedzieć tych słów na głos. Bolała ją rysa, która w ten sposób szpeciła ich cudowną grupę, ale nie mogła się wtrącać. To przecież nie jej sprawa.
- Och, tak racja! Dawno się z nim nie wiedzieliśmy. Zdążyłam się stęsknić za jego ciasteczkami! - entuzjastycznym tonem podjęła temat, dołączając do Erin w próbie rozgonienia niezręcznej atmosfery. Podobnie jak panna Potter zawsze gorąco (choć bezgłośnie) kibicowała Rogaczowi w jego próbach zdobycia nieustępliwego serduszka Evans. Teraz wszystko się posypało, ale przecież wciąż jest nadzieja, prawda? Mogą wszystko naprawić, zacząć już teraz - od normalnej rozmowy. Małymi kroczkami do celu.
- Swoją drogą nie wiem czemu wam nie smakują. Jak się je rozmoczy w herbacie są boskie. - dodała kontynuując temat ciasteczek, które faktycznie zawsze zajadała ze smakiem ku zdziwieniu przyjaciół.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach