- Natalie Dark
Re: Sala Transmutacji
Czw Lut 25, 2016 12:32 am
Jak zwykle dokładnie wyliczyła czas pozostały jej do zajęć. Nie lubiła się spieszyć i gnać przez korytarz jak na złamanie karku, ryzykując niezadowoloną miną potrąconego nauczyciela czy wściekłymi komentarzami woźnego. Ona była grzeczna dziewczynką, prawda? No dobra, kogo ja próbuję oszukać... Po prostu lubiła mieć wszystko zaplanowane.
Zjawiła się w sali kilka minut przed rozpoczęciem zajęć. Było tu już kilka osób, jednak sporo miejsc świeciło jeszcze pustkami. Dobry znak. Przynajmniej miała pewność, że się nie spóźniła. Powiodła wzrokiem po twarzach. Z powodu przemieszania klas, nie znała za dobrze wszystkich i trochę ją to denerwowało. W tłumie wypatrzyła twarz poznanego nie tak dawno Gryfona. Uśmiechnęła się do niego (Jasper) i ruszyła na swoje zwykle zajmowane miejsce, gdzie wyjęła swoje rzeczy, przygotowując się do zajęć. Miała nie tylko podręcznik, różdżkę, pergaminy, pióro i kałamarz, ale również zbiór własnych notatek sporządzonych w specjalnym zeszycie do nauki poza zajęciami. Kto wie, może się dzisiaj przyda.
Podparła twarz na splecionych dłoniach i czekała, zerkając co jakiś czas w stronę drzwi, by sprawdzić, kto jeszcze postanowi się dzisiaj zjawić.
Zjawiła się w sali kilka minut przed rozpoczęciem zajęć. Było tu już kilka osób, jednak sporo miejsc świeciło jeszcze pustkami. Dobry znak. Przynajmniej miała pewność, że się nie spóźniła. Powiodła wzrokiem po twarzach. Z powodu przemieszania klas, nie znała za dobrze wszystkich i trochę ją to denerwowało. W tłumie wypatrzyła twarz poznanego nie tak dawno Gryfona. Uśmiechnęła się do niego (Jasper) i ruszyła na swoje zwykle zajmowane miejsce, gdzie wyjęła swoje rzeczy, przygotowując się do zajęć. Miała nie tylko podręcznik, różdżkę, pergaminy, pióro i kałamarz, ale również zbiór własnych notatek sporządzonych w specjalnym zeszycie do nauki poza zajęciami. Kto wie, może się dzisiaj przyda.
Podparła twarz na splecionych dłoniach i czekała, zerkając co jakiś czas w stronę drzwi, by sprawdzić, kto jeszcze postanowi się dzisiaj zjawić.
- Felice Felicis
Re: Sala Transmutacji
Czw Lut 25, 2016 12:51 am
Transmutacja, jak fantastycznie! Felice uwielbiała zajęcia, to była okazja do poznania nowych zaklęć, no i mogła w ich trakcie (albo raczej tuż po) podejść do nauczyciela i uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Dziewczyna pożądała wiedzy, a lekcje zazwyczaj tylko pogłębiały głód informacji.
Do sali szła jak zwykle z nosem w książce. Umiejętność chodzenia nie patrząc na drogę i instynktownie omijając wszelkie przeszkody opanowała do perfekcji, więc bez problemu dotarła na zajęcia pogrążona w lekturze. Dotyczyła ona przedmiotu na który się wybierała Krukonka i pochodziła ze szkolnej biblioteki.
Wchodząc do klasy niemal z bólem oderwała się od pasjonującego akapitu i poszukała wzrokiem wolnego miejsca. O, Natalie! Ślizgonka akurat się odwróciła, więc Felice posłała jej uśmiech, a ponieważ krzesło obok było puste, dosiadła się do koleżanki.
- Witaj ponownie, Natalie! - powiedziała, wyciągając potrzebne do zajęć przedmioty. Książki, notatnik (zeszyt do wszystkiego), pióro i atrament. Różdżkę ściskała w rękach, podekscytowana wizją rzucania zaklęć. Magia była jej absolutną miłością...
Do sali szła jak zwykle z nosem w książce. Umiejętność chodzenia nie patrząc na drogę i instynktownie omijając wszelkie przeszkody opanowała do perfekcji, więc bez problemu dotarła na zajęcia pogrążona w lekturze. Dotyczyła ona przedmiotu na który się wybierała Krukonka i pochodziła ze szkolnej biblioteki.
Wchodząc do klasy niemal z bólem oderwała się od pasjonującego akapitu i poszukała wzrokiem wolnego miejsca. O, Natalie! Ślizgonka akurat się odwróciła, więc Felice posłała jej uśmiech, a ponieważ krzesło obok było puste, dosiadła się do koleżanki.
- Witaj ponownie, Natalie! - powiedziała, wyciągając potrzebne do zajęć przedmioty. Książki, notatnik (zeszyt do wszystkiego), pióro i atrament. Różdżkę ściskała w rękach, podekscytowana wizją rzucania zaklęć. Magia była jej absolutną miłością...
- Caroline Rockers
Re: Sala Transmutacji
Pią Lut 26, 2016 2:07 am
Nie wybaczyłaby sobie jakby odpuściła Transmutację, zwłaszcza, że szykowało się dzisiejszego dnia specjalne widowisko. Odkąd wiedziała kim tak naprawdę jest pan Louvel, uznawała to za wyśmienitą zabawę. Co prawda, bywały dni kiedy po prostu miała ochotę go zatłuc, widząc ten nikły uśmiech, który mogłaby umieścić obok tego pełnego samozadowolenia, które objawił jej w małej sali. Różdżka na szczęście zdążyła już wrócić do C. - pomimo rysy, która może nie szpeciła magicznego drewna, ale wywoływała nieprzyjemny posmak na języku Ślizgonki. Dzisiejszego dnia ubrała się porządnie i zgodnie z regulaminem, jak to zazwyczaj na zajęcia, ciemne włosy zebrała w zwykły dobierany warkocz, który sprawił, że jej chmurne oczy stały się większe niż zazwyczaj. Nie była zadowolona, że ponownie mają zajęcia z V i VI rocznikiem, ale niestety nie miała tutaj zbytnio nic do gadania. Weszła do sali i nie zaszczycając nikogo spojrzeniem, zajęła miejsce w pustej ławce w środkowym rzędzie. Wypakowała wszystkie niezbędne rzeczy na środek ławki i delikatnie gładząc palcami różdżkę czekała na rozpoczęcie zajęć, odcinając się od szmerów otoczenia.
- Jeffrey Woods
Re: Sala Transmutacji
Pią Lut 26, 2016 1:47 pm
Wreszcie odbywała się lekcja długo wyczekiwanych zaklęć i uroków! Miała być łączona dla wszystkich roczników od IV do VI chyba i znowu pouczyć wszystkich od podstaw po najbardziej hardkorowe zagadnienia - ot tak dla lepszej integracji międzyrocznikowej chyba, bo żeby wyciągać jakąś wiedzę z tych fakultetów trzeba najpierw podnieść łeb z ławki, z czym miała problem ponad połowa całkiem wolnych słuchaczy. Ale przymus jest przymus, trzeba opuścić rozkosznie zimne, oślizgłe i pachnące zatęchłym domem katakumby lochów, by wyruszyć ku przygodzie z belfrem-hobbitem. Jak na śmieszność był to jeden z nielicznych dni, w których Woods był na miejscu przed czasem i rozwalił się na krześle gdzieś w środkowych rzędach, zwalniając wszystkim szkolnym outsiderom klasowe kąty (zarówno te przy podłodze, jak i przy suficie). Nawet narzucił na moment buty na ławkę i rozejrzał się po sali za jakimiś ślicznotkami, chcąc pozgrywać trochę macho-casanovę i by puścić oczko jakiejś Krukonce z blond falowanymi włosami. Na oko miała jakieś... 11 lat. Jeff zerknął za siebie i trójka śmieszków dwa rzędy dalej też wyglądała, jakby urwała się z przedszkola. Co do siusiaka?! Co był dzisiaj za dzień?!
A.... No tak.
Kilka korytarzy i zakrętów, oraz dokładnie parę drzwi dalej był już na swoim właściwym miejscu, gdzie nie miał już pozwolenia na leżakowanie w środku lekcji z racji bycia berbeciem. Zwłaszcza, że tu zamiast jakiś 130 cm wiedzy miało ich uczyć coś, co było chyba zastępstwem od chodzącej mumii – zaszczytny piedestał; Jeff z racji szacunku zamierzał się tym nie przejąć. W progu wybadał sytuacje w sali – oho, wszystkie boki i rogi zajęte, więc był na właściwym miejscu. Kolejnym wyznacznikiem, był już tylko O'Connell, który wystawał w stalowych oczach Ślizgona ponad resztę uczniów, co najmniej jak pilot wycieczki z chorągiewką przytroczoną do głowy. Woods minął więc koleżankę z domu, której fryzura magicznie powiększała ślepia i zasiadł w środkowych rzędach tuż obok garbionego nad blatem Gryfona.
Zasadził mu jeszcze celny rękoczyn Heinrichia, czy tam innego Himlera, na wypadek jakby kolega krztusił się z nadmiaru wszedobylskiego kurzu. No i na jeszcze bardziej niedźwiedziowate przywitanie.
- Siemasz, kumplu, czy jak to się tam mawia na twoim blokowisku. - palnął i z wizgiem godnym zdychającej albo rodzącej maciory odsunął krzesło, na którym ciapnął zaraz po tym.
A.... No tak.
Kilka korytarzy i zakrętów, oraz dokładnie parę drzwi dalej był już na swoim właściwym miejscu, gdzie nie miał już pozwolenia na leżakowanie w środku lekcji z racji bycia berbeciem. Zwłaszcza, że tu zamiast jakiś 130 cm wiedzy miało ich uczyć coś, co było chyba zastępstwem od chodzącej mumii – zaszczytny piedestał; Jeff z racji szacunku zamierzał się tym nie przejąć. W progu wybadał sytuacje w sali – oho, wszystkie boki i rogi zajęte, więc był na właściwym miejscu. Kolejnym wyznacznikiem, był już tylko O'Connell, który wystawał w stalowych oczach Ślizgona ponad resztę uczniów, co najmniej jak pilot wycieczki z chorągiewką przytroczoną do głowy. Woods minął więc koleżankę z domu, której fryzura magicznie powiększała ślepia i zasiadł w środkowych rzędach tuż obok garbionego nad blatem Gryfona.
Zasadził mu jeszcze celny rękoczyn Heinrichia, czy tam innego Himlera, na wypadek jakby kolega krztusił się z nadmiaru wszedobylskiego kurzu. No i na jeszcze bardziej niedźwiedziowate przywitanie.
- Siemasz, kumplu, czy jak to się tam mawia na twoim blokowisku. - palnął i z wizgiem godnym zdychającej albo rodzącej maciory odsunął krzesło, na którym ciapnął zaraz po tym.
- Colette Warp
Re: Sala Transmutacji
Pią Lut 26, 2016 2:24 pm
// najpierw post na lekcji, ale zaległy w SS też zaraz napisze, po prostu nie chce, by przez coś tak małego, jak kwas na gębie, odebrało mu możliwość pozyskania wiedzy, hehe<3//
Nie spał za dobrze tej nocy, zwłaszcza, że był jeszcze zmuszony na wszelki wypadek odleżeć swoje, by być pod ręką pielęgniarki na wypadek, jakby poparzenie jakkolwiek postępowało albo wracał chociażby cień tego bólu, który czuł w holu motelu w Hogsmeade. Nic się chyba jednak nie stało, nic nie bolało ponad wrażliwą, ogołoconą z naskórka skórę, którą pokrył o poranku nowy bandaż. Był miękki i delikatny, tak samo jak miękkie i delikatne oraz uważne były dłonie, które go nakładały, ale w kontakcie z raną nabierał właściwości papieru ściernego. Chłopak wolał jednak nie zmieniać tego czynnika wywołującego dyskomfort – zawsze to lepsze niż łażenie po szkole z pokrwawioną gębą. Najgorsze jednak było to, że chociażby drgnienie mimiki twarzy odzywało się nieprzyjemnym bólem, a po jednej próbie wdzięcznego uśmiechu (który chciał wyprowadzić, dla próbującej ocalić jego gębę pielęgniarki) prawie pociemniało mu przed oczami.
Chyba jednak to było okej... Wprawdzie nie było z czego się cieszyć.
Wkroczył do sali, niewyprostowany, ani niesprężystym krokiem jak zwykle, ale trochę zgarbiony i zasępiony. Wewnątrz było już kilka osób, ale żadna nie była Colette jakoś bardziej znana; no może poza Potterem, ale w tej konkretnej chwili Warp nie chciał towarzystwa nikogo żywiołowego. Wprawdzie ucieszyłby się z braku jakiegokolwiek, ale wiedział, że jeśli tylko usiądzie gdzieś w odludnym miejscu zaraz ktoś się dosiadzie – wolał już sam sobie wybrać towarzystwo. Milczące i niemrawe. Na przykład to, które poznał na schodach wieży zegarowej, a które to dopiero zoczył. Carney.
Był w tej chwili idealny.
Warp przemierzył połowę długości sali i przysiadł się z drugiej strony o'Connella, ale krzesełko dalej.
- Hej, nie będziesz miał nic przeciwko, jak sobie tu trochę pomilczę? - zagaił tylko do chłopaka, który i tak był chyba zajęty pogadanką z kumplem, po czym odłożył torbę na ławkę i spokojnie wypakował z niej najpotrzebniejsze przybory.
Nie spał za dobrze tej nocy, zwłaszcza, że był jeszcze zmuszony na wszelki wypadek odleżeć swoje, by być pod ręką pielęgniarki na wypadek, jakby poparzenie jakkolwiek postępowało albo wracał chociażby cień tego bólu, który czuł w holu motelu w Hogsmeade. Nic się chyba jednak nie stało, nic nie bolało ponad wrażliwą, ogołoconą z naskórka skórę, którą pokrył o poranku nowy bandaż. Był miękki i delikatny, tak samo jak miękkie i delikatne oraz uważne były dłonie, które go nakładały, ale w kontakcie z raną nabierał właściwości papieru ściernego. Chłopak wolał jednak nie zmieniać tego czynnika wywołującego dyskomfort – zawsze to lepsze niż łażenie po szkole z pokrwawioną gębą. Najgorsze jednak było to, że chociażby drgnienie mimiki twarzy odzywało się nieprzyjemnym bólem, a po jednej próbie wdzięcznego uśmiechu (który chciał wyprowadzić, dla próbującej ocalić jego gębę pielęgniarki) prawie pociemniało mu przed oczami.
Chyba jednak to było okej... Wprawdzie nie było z czego się cieszyć.
Wkroczył do sali, niewyprostowany, ani niesprężystym krokiem jak zwykle, ale trochę zgarbiony i zasępiony. Wewnątrz było już kilka osób, ale żadna nie była Colette jakoś bardziej znana; no może poza Potterem, ale w tej konkretnej chwili Warp nie chciał towarzystwa nikogo żywiołowego. Wprawdzie ucieszyłby się z braku jakiegokolwiek, ale wiedział, że jeśli tylko usiądzie gdzieś w odludnym miejscu zaraz ktoś się dosiadzie – wolał już sam sobie wybrać towarzystwo. Milczące i niemrawe. Na przykład to, które poznał na schodach wieży zegarowej, a które to dopiero zoczył. Carney.
Był w tej chwili idealny.
Warp przemierzył połowę długości sali i przysiadł się z drugiej strony o'Connella, ale krzesełko dalej.
- Hej, nie będziesz miał nic przeciwko, jak sobie tu trochę pomilczę? - zagaił tylko do chłopaka, który i tak był chyba zajęty pogadanką z kumplem, po czym odłożył torbę na ławkę i spokojnie wypakował z niej najpotrzebniejsze przybory.
- Lily Evans
Re: Sala Transmutacji
Pią Lut 26, 2016 4:34 pm
Od czasu Hogsmeade całkowicie dała się pochłonąć nauce, nie patrząc na nic więcej. No może jeszcze wywiązywała się ze swoich obowiązków prefekta, bo w końcu ktoś to musiał robić. Remusa nawet nie starała się złapać, wiedząc, że swoje musi przemyśleć w samotności, nie chciała mu jeszcze robić żadnych wykładów albo rozmów pt. "Ty też powinieneś się czymś zająć by o tym nie myśleć". Nie chciała wyjść na nieczułą hipokrytkę, zresztą wiedziała, co on czuje. Odgarnęła swoje rude włosy i związała w koka, poprawiła szkolny mundurek, wzięła ze sobą torbę wypełnioną książkami i pospiesznie opuściła dormitorium a potem Pokój Wspólny, przechodząc przez portret Grubej Damy. Zegar nieubłaganie odliczał kolejne sekundy i minuty, dlatego Lily przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się na VI piętrze w odpowiedniej sali. Wiedziała, że profesor McGonagall nie cierpi jak ktoś się spóźnia. Kiedy stanęła przy drzwiach, wzięła głęboki wdech i otworzyła je wchodząc do środka. Rozejrzała się, przywitała ze znajomymi twarzami, rzuciła przelotne spojrzenie Syriuszowi i Jamesowi, i ruszyła do pierwszych ławek, siadając tuż obok... Petera. Na jego widok w zielonych oczach błysnęło zaskoczenie, ale szybko zniknęło ustępując miejsca nikłemu uśmiechowi.
- Cześć, Peter. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że usiadłam obok Ciebie? Jeśli będę Ci przeszkadzać to powiedz, dobrze? - Odezwała się cicho do niego, wypakowując swoje notatki, książki, pióro i kałamarz.
- Cześć, Peter. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że usiadłam obok Ciebie? Jeśli będę Ci przeszkadzać to powiedz, dobrze? - Odezwała się cicho do niego, wypakowując swoje notatki, książki, pióro i kałamarz.
- James Potter
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 2:40 am
Ostatnio podejmowanie – żeby nie pokusić się o stwierdzenie „męskich” – decyzji sprawiało mu niewyobrażalną trudność. Kiedy już postanowił spędzić popołudnie w zaciszu salonu Gryfonów, snując przed kominkiem plany na następny tydzień - przy okazji składając papierowe samolociki z oderwanych stronic magazynu „Czarownica” i posyłając je bez cienia żenady w kierunku wesoło trzaskającego ognia w kominku – natrafił na pewną silną przeszkodę. Stanowczy panicz Black nigdy nie był tak stanowczy, jak w chwili kiedy podzielił się z Rogaczem swoją życiową decyzją. Nawet nie próbował oponować, bo na nic by się to zdało. Nie uświadczyłoby się w kieszeniach jego szaty ni świstka pergaminu, kałamarza, kawałka pióra, nie mówiąc już o podręczniku z transmutacji, z którym nie przeprosił się od ostatniego dłuższego eseju, który profesor McGonagall oceniła na Powyżej oczekiwań. Pozwalał prowadzić się Syriuszowi przez korytarz na szóstym piętrze, szukając dłonią różdżki, którą jak zwykle wetknął sobie w tylną kieszeń przetartych spodni nie pasujących do mundurka, za nic mając wszechstronne przestrogi na temat tego, że takie zachowanie mogło skutkować utratą lewego bądź prawego pośladka. W zależności, w której kieszeni znajdowała się różdżka. Przemierzając kolejne korytarze, ruchome schody i tajne przejścia, które znali już na pamięć, nie potrzebując do tego Mapy Huncwotów, dotarli wreszcie do Sali transmutacji. James powłócząc nogami udał się za Syriuszem, było mu raczej obojętne gdzie usiądą. Szczęście, że szturpaki z młodszych klas nie zdążyli zająć wszystkich ostatnich ławek. Wyjął różdżkę z kieszeni, by się na nią przypadkiem nie nadziać, odłożył na blat biurka i zajął miejsce obok Blacka. Nikt szczególnie nie przykuł jego uwagi, dopóki nie przesunął spojrzeniem po pierwszej ławce, zaciekawiony słowami przyjaciela. Wzruszył ostentacyjnie ramionami.
- Cholera wie. Może doznał nawrócenia, tak jak i Ty? Coś dziwnego jest w powietrzu chyba. Nikomu w maju nie chce się uczyć, a was obu przycisnęło żeby robić sobie powtórki. Za to Remus wcale się nie pokazał. Nie poznaję was. – Wywrócił oczami i zamilkł. Śledził ukradkowym spojrzeniem rudowłosą Gryfonkę, która jak zwykle wkroczyła do Sali uzbrojona po zęby we wszystkie niezbędne przybory do nauki. Za samo przygotowanie McGonagall powinna wystawić jej „Wybitny”. Podparł dłonią brodę i opierając się prawie całym ciężarem na ławce, przysłuchiwał się słowom Lily skierowanym do Petera, które docierały do niego połowicznie ze względu na obecnych w Sali rozmawiających uczniów. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Łapie.
- Słyszałeś? – Zakrył dłonią usta, by ukryć wkradające się na jego twarz rozbawienie. Przeszkadzająca, to ostatnie określenie, jakim nazwałby Gryfonkę. Chociaż Peterowi faktycznie mogła przeszkadzać. W końcu z transmutacji każdy z nich był wystarczająco dobry, by móc obejść się bez powtórek. Z takiego założenia wychodził, samemu woląc nie zapychać sobie głowy teorią i pamięciówką. Powstrzymał się jednak od wygłaszania opinii na forum klasy, przy okazji poprawiając sobie kołnierz szaty, który od teraz sterczał mu jak strój Beli Lugosi w ekranizacji ulubionej powieści Sahira Nailaha, autorstwa Brama Stokera. Wszystko spowodowane było faktem, że od pewnego czasu nie mógł znaleźć swojego krawatu. Do tej pory nikt nie zauważył braków w jego umundurowaniu, ponieważ niezbyt często pojawiał się na zajęciach powtórzeniowych. Dopiero dzisiaj zdał sobie sprawę, że swym wyglądem może doprowadzić opiekunkę domu do złości.
- Cholera wie. Może doznał nawrócenia, tak jak i Ty? Coś dziwnego jest w powietrzu chyba. Nikomu w maju nie chce się uczyć, a was obu przycisnęło żeby robić sobie powtórki. Za to Remus wcale się nie pokazał. Nie poznaję was. – Wywrócił oczami i zamilkł. Śledził ukradkowym spojrzeniem rudowłosą Gryfonkę, która jak zwykle wkroczyła do Sali uzbrojona po zęby we wszystkie niezbędne przybory do nauki. Za samo przygotowanie McGonagall powinna wystawić jej „Wybitny”. Podparł dłonią brodę i opierając się prawie całym ciężarem na ławce, przysłuchiwał się słowom Lily skierowanym do Petera, które docierały do niego połowicznie ze względu na obecnych w Sali rozmawiających uczniów. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Łapie.
- Słyszałeś? – Zakrył dłonią usta, by ukryć wkradające się na jego twarz rozbawienie. Przeszkadzająca, to ostatnie określenie, jakim nazwałby Gryfonkę. Chociaż Peterowi faktycznie mogła przeszkadzać. W końcu z transmutacji każdy z nich był wystarczająco dobry, by móc obejść się bez powtórek. Z takiego założenia wychodził, samemu woląc nie zapychać sobie głowy teorią i pamięciówką. Powstrzymał się jednak od wygłaszania opinii na forum klasy, przy okazji poprawiając sobie kołnierz szaty, który od teraz sterczał mu jak strój Beli Lugosi w ekranizacji ulubionej powieści Sahira Nailaha, autorstwa Brama Stokera. Wszystko spowodowane było faktem, że od pewnego czasu nie mógł znaleźć swojego krawatu. Do tej pory nikt nie zauważył braków w jego umundurowaniu, ponieważ niezbyt często pojawiał się na zajęciach powtórzeniowych. Dopiero dzisiaj zdał sobie sprawę, że swym wyglądem może doprowadzić opiekunkę domu do złości.
- Alice Hughes
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 6:14 am
Głowa w górę, plecy prosto! Jeszcze zanim dotarła na odpowiednie piętro - zatrzymała się i złapała kilka głębokich oddechów. Wszystko co wydarzyło się ostatnio nie tyle utwierdziło ją w przekonaniu, że powinna zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie działo, co dało wreszcie do zrozumienia, że właśnie te normalne momenty są tymi, którymi należało się rozkoszować. I tak - Drodzy Państwo - lekcja transmutacji była jednym z nich. I w tym wypadku - a to szok! - nie chodziło jedynie o naukę! Doprowadzając się do ładu i dochodząc do siebie jak nigdy słuchała plotek, a wszystkie docierające do uszu szepty świadczyły o jednym - Colette Warp miał wreszcie konkurencję. W końcu parsknęła cicho pod nosem na wspomnienie swoich ulubionych, trzeciorocznych Puchonek, a zwłaszcza sposobu w jaki wyrażały się o swoim Blond Aniele, oficjalnie nazywanym przez innych praktykantem i przeszła przez długi korytarz, zatrzymując się pod odpowiednimi drzwiami. Pchnęła je poprawiając jednocześnie torbę i weszła do klasy.
Jakiekolwiek nieprawidłowości skutecznie maskowane były przez przynajmniej dwa rozmiary zbyt dużą szatę, a ledwie noga Alice minęła próg - i przez włosy, przykrywające twarz kiedy tylko Puchonka spuściła głowę. Teoria teorią, a praktyka praktyką... Bywa. Szybkim krokiem przeszła przez salę, mając nadzieję na zajęcie ostatniej ławki. No niestety. Skrzywiła się rozglądając się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca, natrafiając wreszcie na rozczochrany łeb. Zerknęła na wiszący na ścianie zegar i zanurzając jednocześnie dłoń w torbie podeszła do Jamesa.
- Zostawiłeś... - Szepnęła, zachodząc go od tyłu i pochylając się nad uchem chłopaka. Zwinięty, czerwono-złoty krawat wylądował na blacie przed Gryfonem, a Hughes, nie czekając na podziękowania wyprostowała się chcąc odejść. Jakakolwiek dwuznaczność sytuacji absolutnie do niej nie docierała, a znaczenie miały jedynie posuwające się coraz szybciej do przodu wskazówki.
- Cześć. - Mruknęła zajmując pierwsze wolne miejsce na jakie trafiła i nie skupiając się na niczym wyciągnęła rzeczy. Dopiero potem obróciła się w stronę ciemnowłosej towarzyszki zajęć i zamarła.
O kur@#$... Rockers...
Jakiekolwiek nieprawidłowości skutecznie maskowane były przez przynajmniej dwa rozmiary zbyt dużą szatę, a ledwie noga Alice minęła próg - i przez włosy, przykrywające twarz kiedy tylko Puchonka spuściła głowę. Teoria teorią, a praktyka praktyką... Bywa. Szybkim krokiem przeszła przez salę, mając nadzieję na zajęcie ostatniej ławki. No niestety. Skrzywiła się rozglądając się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca, natrafiając wreszcie na rozczochrany łeb. Zerknęła na wiszący na ścianie zegar i zanurzając jednocześnie dłoń w torbie podeszła do Jamesa.
- Zostawiłeś... - Szepnęła, zachodząc go od tyłu i pochylając się nad uchem chłopaka. Zwinięty, czerwono-złoty krawat wylądował na blacie przed Gryfonem, a Hughes, nie czekając na podziękowania wyprostowała się chcąc odejść. Jakakolwiek dwuznaczność sytuacji absolutnie do niej nie docierała, a znaczenie miały jedynie posuwające się coraz szybciej do przodu wskazówki.
- Cześć. - Mruknęła zajmując pierwsze wolne miejsce na jakie trafiła i nie skupiając się na niczym wyciągnęła rzeczy. Dopiero potem obróciła się w stronę ciemnowłosej towarzyszki zajęć i zamarła.
O kur@#$... Rockers...
- Nauczyciele
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 6:21 am
Nadszedł więc kolejny dzień zajęć - tym razem wypadło na zajęcia łączone dla trzech roczników z Transmutacji. Profesor McGonagall trochę obawiała się, że nie zapanuje nad tłumem, zwłaszcza odkąd profesor Ichimaru był na urlopie, a w szkole nadal zajmowali się domknięciem pewnych spraw, jak również i zadbaniem o pomoc w odbudowie Hogsmeade po tym strasznym ataku. Także opiekunka Gryffindoru była wtedy na wycieczce i brała udział w walce; zostało jej zresztą kilka siniaków i zadrapań po tym wydarzeniu, ale na szczęście eliksiry Cornelii Selwyn sprawiały cuda i rany błyskawicznie zniknęły. Szkoda, że nie można było tego samego powiedzieć o wspomnieniach i ilości pracy. No ale musiała wziąć się w garść. W końcu nie byłaby sobą, gdyby pozwoliła na to, żeby ktokolwiek wszedł jej na głowę. Miała też dzisiejszego dnia do pomocy młodego praktykanta, pana Louvela, któremu coraz lepiej szła praca z uczniami, chociaż czasami Minerwa miała wrażenie, że jest zbyt podatny na wpływ młodych adeptów magii. Pilnowała go jednak i pod jej okiem robił postępy.
Dzisiejszego dnia postanowiła nauczyć ich Evanesco - zaklęcia, które było szczególnie przydatne na OWUTEMACH, ale także czasem pojawiało się na egzaminach z VI roku. V zaś będzie miał idealną okazję by dowiedzieć się czegoś ponad swój materiał. Ubrana więc nienagannie w ciemnobrązową, długą szatę i szmaragdową tiarę, która zdobiła jej głowę, weszła do sali Transmutacji a tuż za nią podążał Avelin Louvel, który od razu zamknął za nimi drzwi. Przechodząc między rzędami ławek, rzuciła kilka badawczych spojrzeń i z małym zdziwieniem przyjęła zmianę miejsca przez Petera, jednakże posłała mu nikły, łagodny uśmiech. Może praca z panną Evans wyjdzie mu na dobre, kto wie. W końcu pokonała dwa schodki i stanęła przy swoim biurku. Młody praktykant przystanął gdzieś z boku.
- Proszę wszystkich o ciszę - powiedziała na dzień dobry, po czym jej wzrok zatrzymał się na Jeffreyu Woodsie. - Niech pan się wyprostuje, panie Woods.
Następnie spostrzegawcze oczy nauczycielki Transmutacji spoczęły na Syriuszu Blacku i Jamesie Potterze. Usta kobiety zacisnęły się w wąską kreskę.
- Jest pan tu już siódmy rok, a nadal zapomina pan o krawacie, panie Potter? - Spytała oschle po czym machnęła różdżką a krawat pozostawiony na ławce zawiązał się prawidłowo na szyi szukającego Gryfonów. Przez chwilę w oczach nauczycielki błysnęła troska, ale z tej odległości zapewne nie mógł tego dostrzec. Ani też odkryć, że gdzieś w jej głowie pojawiło się wspomnienie jego siostry. Odsunęła od siebie tę myśl i skupiła się już całkowicie na zajęciach.
- Witam wszystkich na kolejnej lekcji Transmutacji, dzisiaj zajmiemy się zaklęciem Evanesco. Czy ktoś jest chętny do udzielenia odpowiedzi na to, czym te zaklęcie jest?
/ Osoby chętne, które znają odpowiedź mogą od razu mówić. Osoby, które zamierzają milczeć, niech rzucają jedną kością do pojedynku. Pierwsza osoba, która wyrzuci "1", będzie dodatkowo pytana przez profesor McGonagall.
Dzisiejszego dnia postanowiła nauczyć ich Evanesco - zaklęcia, które było szczególnie przydatne na OWUTEMACH, ale także czasem pojawiało się na egzaminach z VI roku. V zaś będzie miał idealną okazję by dowiedzieć się czegoś ponad swój materiał. Ubrana więc nienagannie w ciemnobrązową, długą szatę i szmaragdową tiarę, która zdobiła jej głowę, weszła do sali Transmutacji a tuż za nią podążał Avelin Louvel, który od razu zamknął za nimi drzwi. Przechodząc między rzędami ławek, rzuciła kilka badawczych spojrzeń i z małym zdziwieniem przyjęła zmianę miejsca przez Petera, jednakże posłała mu nikły, łagodny uśmiech. Może praca z panną Evans wyjdzie mu na dobre, kto wie. W końcu pokonała dwa schodki i stanęła przy swoim biurku. Młody praktykant przystanął gdzieś z boku.
- Proszę wszystkich o ciszę - powiedziała na dzień dobry, po czym jej wzrok zatrzymał się na Jeffreyu Woodsie. - Niech pan się wyprostuje, panie Woods.
Następnie spostrzegawcze oczy nauczycielki Transmutacji spoczęły na Syriuszu Blacku i Jamesie Potterze. Usta kobiety zacisnęły się w wąską kreskę.
- Jest pan tu już siódmy rok, a nadal zapomina pan o krawacie, panie Potter? - Spytała oschle po czym machnęła różdżką a krawat pozostawiony na ławce zawiązał się prawidłowo na szyi szukającego Gryfonów. Przez chwilę w oczach nauczycielki błysnęła troska, ale z tej odległości zapewne nie mógł tego dostrzec. Ani też odkryć, że gdzieś w jej głowie pojawiło się wspomnienie jego siostry. Odsunęła od siebie tę myśl i skupiła się już całkowicie na zajęciach.
- Witam wszystkich na kolejnej lekcji Transmutacji, dzisiaj zajmiemy się zaklęciem Evanesco. Czy ktoś jest chętny do udzielenia odpowiedzi na to, czym te zaklęcie jest?
/ Osoby chętne, które znają odpowiedź mogą od razu mówić. Osoby, które zamierzają milczeć, niech rzucają jedną kością do pojedynku. Pierwsza osoba, która wyrzuci "1", będzie dodatkowo pytana przez profesor McGonagall.
- Natalie Dark
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 8:06 am
Dziewczyna niespecjalnie przejmowała się tym, kto zajmie miejsce koło niej, dopóki nie będzie to osoba przeszkadzająca jej w skupieniu się lub taka, którą będzie miała po prostu ochotę spetryfikować wzrokiem. Natalie jak zwykle siedziała w jednym z pierwszych rzędów, jednak nie w pierwszym. To za bardzo zwracałoby na nią uwagę ludzi za plecami, no i by ich nie widziała. Wolała nieco dalsze, taktycznie lepsze miejsce, z którego można było obserwować prawie całą sale, ale czy działo się teraz coś ciekawego? Jak dla niej nie. Przyszło jeszcze kilka osób, ale ich obecność specjalnie jej nie zainteresowała, dopiero pojawienie się w jej pobliżu znajomego długowłosego rudzielca sprawiło, że podniosła na jej twarz oczy i lekko się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, Felice - przywitała ją skinieniem głowy i nawet się trochę ucieszyła, że Krukonka postanowiła zająć miejsce koło niej. Teraz przynajmniej nie dosiądzie się do niej żaden idiota.
Niedługo później w sali zjawiła się wreszcie pani profesor, której donośny i pewny siebie głos uciszył większość szmerów.
Zbawienie...
Po jej słowach nawet Ślizgonka się nieco wyprostowała, choć to nie jej zwrócono uwagę. Taki nawyk przy McGonagall. Kobieta potrafiła człowieka zdominować i choć Natalie z łatwością mogła się z tego wyrwać, na jej lekcjach wolała udawać, że kładzie trochę uczy po sobie i jest posłuszna. Miała nadzieję, że jak najwięcej się dzięki temu nauczy.
Evanesco, evanesco... co to było.. Zaklęcia transmutacyjne chyba VI albo V klasa. Co to dokładnie..?
Ręka brunetki powędrowała natychmiast do góry, a jeśli pani profesor udzieliła jej głosu, dziewczyna odpowiedziała.
- Evanesco. Zaklęcie po którego użyciu wybrany cel znika. Jest ono tym trudniejsze, im bardziej złożony jest obiekt. Można je stosować na organizmach żywych, jednak nie na ludziach - wyrecytowała.
Aż mi się przypomniały te mugolskie sztuczki "magiczne", gdzie wyciąga się królika z kapelusza, przecina ludzi na pół albo sprawia, by coś zniknęło. Ciekawe, czy część z tych "magików" to dorabiający sobie czarodzieje...
- Dzień dobry, Felice - przywitała ją skinieniem głowy i nawet się trochę ucieszyła, że Krukonka postanowiła zająć miejsce koło niej. Teraz przynajmniej nie dosiądzie się do niej żaden idiota.
Niedługo później w sali zjawiła się wreszcie pani profesor, której donośny i pewny siebie głos uciszył większość szmerów.
Zbawienie...
Po jej słowach nawet Ślizgonka się nieco wyprostowała, choć to nie jej zwrócono uwagę. Taki nawyk przy McGonagall. Kobieta potrafiła człowieka zdominować i choć Natalie z łatwością mogła się z tego wyrwać, na jej lekcjach wolała udawać, że kładzie trochę uczy po sobie i jest posłuszna. Miała nadzieję, że jak najwięcej się dzięki temu nauczy.
Evanesco, evanesco... co to było.. Zaklęcia transmutacyjne chyba VI albo V klasa. Co to dokładnie..?
Ręka brunetki powędrowała natychmiast do góry, a jeśli pani profesor udzieliła jej głosu, dziewczyna odpowiedziała.
- Evanesco. Zaklęcie po którego użyciu wybrany cel znika. Jest ono tym trudniejsze, im bardziej złożony jest obiekt. Można je stosować na organizmach żywych, jednak nie na ludziach - wyrecytowała.
Aż mi się przypomniały te mugolskie sztuczki "magiczne", gdzie wyciąga się królika z kapelusza, przecina ludzi na pół albo sprawia, by coś zniknęło. Ciekawe, czy część z tych "magików" to dorabiający sobie czarodzieje...
- Felice Felicis
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 11:06 am
Felice była ostatnią osobą, którą trzeba było prosić o ciszę. Od chwili wejścia do klasy wyczekiwała tylko przyjścia nauczycielki, spragniona wiedzy, która miała na nią spłynąć... Tak, Felice miała nieco wyidealizowane postrzeganie lekcji. W jej umyśle pani profesor jaśniała blaskiem mądrości, której cząstką raczyła się dzielić z biednymi szarymi uczniami...
Siedziała od strony ściany, żeby nie zasłaniać innym. Jej osobiście nic nie denerwowało na lekcji bardziej niż jakiś wielkolud siedzący tuz przed nią. A najgorzej jak był to chłopak z nadmiernie rozbudowanymi barkami... Nie ma to jak przez całe zajęcia wpatrywać się w czyjeś plecy.
Gdy padło pytanie, Krukonka natychmiast podniosła rękę. Czytała dzisiaj o Evanesco i o jemu podobnych zaklęciach. Mogłaby palnąć cały monolog na jego temat, ale posortowała w umyśle informacje i ułożyła wypowiedź z tych najważniejszych.
- Evanesco jest transmutacyjnym zaklęciem znikania. Powoduje zniknięcie przedmiotu, na który rzucamy czar. Obiekt może być nieożywiony lub ożywiony, ale nie może być człowiekiem. Poprawne rzucenie zaklęcia staje się coraz trudniejsze wraz z większą złożonością przedmiotu lub zwierzęcia, które ma zniknąć. Na poziomie szkolnym zaklęcie pozwala na wyczyszczenie przedmiotu albo na zwinięcie go. - To była odpowiedź, której udzieliłaby profesor McGonagall, jeśli ta dałaby jej prawo do wypowiedzenia się.
Siedziała od strony ściany, żeby nie zasłaniać innym. Jej osobiście nic nie denerwowało na lekcji bardziej niż jakiś wielkolud siedzący tuz przed nią. A najgorzej jak był to chłopak z nadmiernie rozbudowanymi barkami... Nie ma to jak przez całe zajęcia wpatrywać się w czyjeś plecy.
Gdy padło pytanie, Krukonka natychmiast podniosła rękę. Czytała dzisiaj o Evanesco i o jemu podobnych zaklęciach. Mogłaby palnąć cały monolog na jego temat, ale posortowała w umyśle informacje i ułożyła wypowiedź z tych najważniejszych.
- Evanesco jest transmutacyjnym zaklęciem znikania. Powoduje zniknięcie przedmiotu, na który rzucamy czar. Obiekt może być nieożywiony lub ożywiony, ale nie może być człowiekiem. Poprawne rzucenie zaklęcia staje się coraz trudniejsze wraz z większą złożonością przedmiotu lub zwierzęcia, które ma zniknąć. Na poziomie szkolnym zaklęcie pozwala na wyczyszczenie przedmiotu albo na zwinięcie go. - To była odpowiedź, której udzieliłaby profesor McGonagall, jeśli ta dałaby jej prawo do wypowiedzenia się.
- Syriusz Black
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 12:50 pm
Fakt, coś dziwnego faktycznie musiało wisieć w powietrzu, skoro z całej czwórki Huncwotów na powtórkowej lekcji nie zjawił się akurat ten najpilniejszy z nich wszystkich. Chociaż z drugiej strony... nie oszukujmy się, mimo wszystko pewnie to właśnie Remusowi najmniej potrzebna była ta powtórka. Nawet, jeśli co najmniej dziwnym był już sam fakt, że nie zjawił się na lekcji choćby dla samej zasady.
Słowa Evans, na które zwrócił uwagę Potter wywołały wprawdzie ciche parsknięcie śmiechem ze strony Blacka, jednak zanim w tym temacie zdążył dodać cokolwiek od siebie, coś skutecznie odwróciło jego uwagę. Mianowicie... krawat, który przyniosła Jamesowi Alice. Bo fakt, to wyglądało co najmniej... no, powiedzmy, że można było interpretować owo zapomnienie krawata naprawdę na wiele sposobów. Zwłaszcza, gdy posiadało się wystarczająco bujną wyobraźnie. Ponieważ zaś takową niewątpliwie posiadał Syriusz... nie powinno w najmniejszym stopniu dziwić jego zaskoczone spojrzenie które zawiesił najpierw na krawacie, następnie przeniósł je na plecy oddalającej się Puchonki, by ostatecznie spojrzeć pytająco na przyjaciela. Nawet uniósł przy tym wymownie brwi, coby jak najlepiej podkreślić fakt, że zdecydowanie domagał się wyjaśnień.
- Tłumacz się - zażądał w końcu, obecność nauczycielki odnotowując w świadomości prawdopodobnie tylko dlatego, że krawat w jednej chwili samoczynnie zawiązał się na szyi Jamesa. Tyleż dobrego, że przez te wspomniane przez McGonagall siedem lat edukacji Syriusz nauczył się przynajmniej tego, że wychowankowie jej domu powinni prezentować się jak na uczniów przystało. To znaczy... no jasne, pewnie w niedbałym wiązaniu syriuszowego krawata też można byłoby dopatrzyć się sporo uchybień - tym bardziej, że najwyraźniej pamięci wcale nie miał tak dobrej, skoro porządniejszym zawiązywaniem go zajął się dopiero w drodze do klasy, wcześniej nie widząc najmniejszego problemu w tym, że ten był ledwie luźno przewieszony przez kark... W każdym razie nie to było przecież teraz najistotniejsze. Ba, najistotniejsze nie było nawet to - przynajmniej zdaniem Blacka - że lekcja zdążyła się już zacząć.
- Znikające - mimo wszystko całkiem odruchowo odpowiedział jednak na postawione pytanie, nie spojrzawszy jednak w kierunku nauczycielki i pewnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zrobił to na głos. W dodatku dość niecierpliwym tonem, jakby przerywanie mu ciekawszych zajęć tak błahymi pytaniami było co najmniej nie na miejscu. No bo przecież nie było. Nie w momencie, gdy sam oczekiwał przecież odpowiedzi na znacznie ważniejsze zapytanie, które wcześniej skierował do Pottera.
Słowa Evans, na które zwrócił uwagę Potter wywołały wprawdzie ciche parsknięcie śmiechem ze strony Blacka, jednak zanim w tym temacie zdążył dodać cokolwiek od siebie, coś skutecznie odwróciło jego uwagę. Mianowicie... krawat, który przyniosła Jamesowi Alice. Bo fakt, to wyglądało co najmniej... no, powiedzmy, że można było interpretować owo zapomnienie krawata naprawdę na wiele sposobów. Zwłaszcza, gdy posiadało się wystarczająco bujną wyobraźnie. Ponieważ zaś takową niewątpliwie posiadał Syriusz... nie powinno w najmniejszym stopniu dziwić jego zaskoczone spojrzenie które zawiesił najpierw na krawacie, następnie przeniósł je na plecy oddalającej się Puchonki, by ostatecznie spojrzeć pytająco na przyjaciela. Nawet uniósł przy tym wymownie brwi, coby jak najlepiej podkreślić fakt, że zdecydowanie domagał się wyjaśnień.
- Tłumacz się - zażądał w końcu, obecność nauczycielki odnotowując w świadomości prawdopodobnie tylko dlatego, że krawat w jednej chwili samoczynnie zawiązał się na szyi Jamesa. Tyleż dobrego, że przez te wspomniane przez McGonagall siedem lat edukacji Syriusz nauczył się przynajmniej tego, że wychowankowie jej domu powinni prezentować się jak na uczniów przystało. To znaczy... no jasne, pewnie w niedbałym wiązaniu syriuszowego krawata też można byłoby dopatrzyć się sporo uchybień - tym bardziej, że najwyraźniej pamięci wcale nie miał tak dobrej, skoro porządniejszym zawiązywaniem go zajął się dopiero w drodze do klasy, wcześniej nie widząc najmniejszego problemu w tym, że ten był ledwie luźno przewieszony przez kark... W każdym razie nie to było przecież teraz najistotniejsze. Ba, najistotniejsze nie było nawet to - przynajmniej zdaniem Blacka - że lekcja zdążyła się już zacząć.
- Znikające - mimo wszystko całkiem odruchowo odpowiedział jednak na postawione pytanie, nie spojrzawszy jednak w kierunku nauczycielki i pewnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zrobił to na głos. W dodatku dość niecierpliwym tonem, jakby przerywanie mu ciekawszych zajęć tak błahymi pytaniami było co najmniej nie na miejscu. No bo przecież nie było. Nie w momencie, gdy sam oczekiwał przecież odpowiedzi na znacznie ważniejsze zapytanie, które wcześniej skierował do Pottera.
- Addyson Clemen
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 6:18 pm
Pusta sala powoli zaczynała się zapełniać przez co Puchonka wcisnęła się bardziej do ściany, starając się zrobić jak najmniej zamieszania swoją obecnością. Nigdy nikomu nie przeszkadzała, na lekcjach zachowywała się w miarę cicho pracując nad zadaniem zadanym przez nauczyciela, ale w trakcie zajęć na których należało używać różdżki nie było już tak kolorowo. Dość często udaje się jej wysadzić coś w powietrze lub po prostu nie zrobić nic. Różdżka albo nie chciała jej słuchać, albo robiła sobie z niej żarty.
- Cześć.
Wybełkotała, gdy dosiadł się do niej pewien Gryfon, którego mniej-więcej kojarzyła z innych lekcji. Nie miała zamiaru kazać mu zmienić ławkę, chociaż wiedziała, że ogromnym wstydem będzie skompromitowanie się przed pięcioroczniakiem.
Nie zdążyła nawiązać żadnej nowej znajomości, gdy do sali weszła profesor McGonagall, jak zwykle dumnie wyprostowana i nienagannie ubrana. Ta kobieta wzbudzała u Addyson respekt, więc Puchonka starała się wypaść na jej lekcjach naprawdę dobrze. Dziewczyna wyprostowała się w ławce, a w jej głowie niemal od razu zaczęły pojawiać się wiadomości na temat zaklęcia, które mieli dzisiaj przerabiać. Clemen nie miała jednak najmniejszego powodu, aby się zgłaszać do odpowiedzi. Jak zwykle siedziała cicho, wsłuchując się w odpowiedzi innych uczniaków. Na każdym zajęciach było podobnie - nie zapytana mogła przesiedzieć tak całą lekcję, po prostu wsłuchując się i pilnie notując każde słowo nauczyciela.
- Cześć.
Wybełkotała, gdy dosiadł się do niej pewien Gryfon, którego mniej-więcej kojarzyła z innych lekcji. Nie miała zamiaru kazać mu zmienić ławkę, chociaż wiedziała, że ogromnym wstydem będzie skompromitowanie się przed pięcioroczniakiem.
Nie zdążyła nawiązać żadnej nowej znajomości, gdy do sali weszła profesor McGonagall, jak zwykle dumnie wyprostowana i nienagannie ubrana. Ta kobieta wzbudzała u Addyson respekt, więc Puchonka starała się wypaść na jej lekcjach naprawdę dobrze. Dziewczyna wyprostowała się w ławce, a w jej głowie niemal od razu zaczęły pojawiać się wiadomości na temat zaklęcia, które mieli dzisiaj przerabiać. Clemen nie miała jednak najmniejszego powodu, aby się zgłaszać do odpowiedzi. Jak zwykle siedziała cicho, wsłuchując się w odpowiedzi innych uczniaków. Na każdym zajęciach było podobnie - nie zapytana mogła przesiedzieć tak całą lekcję, po prostu wsłuchując się i pilnie notując każde słowo nauczyciela.
- Mistrz Gry
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 6:18 pm
The member 'Addyson Clemen' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 6
'Pojedynek' :
Result : 6
- Alexandra Grace
Re: Sala Transmutacji
Sob Lut 27, 2016 9:37 pm
Przeklęty zamek i brak szczęścia.
Dlaczego muszą powtarzać i dlaczego oczywiście w dniu w którym zajęcia odbywają się z nieugiętą opiekunką jej domu musiała zaspać? Jak widać Los stwierdził, że skoro w jej życiu już od jakiegoś czasu nie wydarzyła się żadna większa tragedia to wolno mu dokopać jej chociaż czymś tak niewielkim, jak utrata punktów (znowu...) za spóźnienie i zawiedzenie kobiety, która choć surowa to w większości spraw miała zdecydowanie rację. Gryfonka miała cholernie dość faktu, że co chwile kogoś zawodzi, przynosi mu pecha albo zwyczajnie nie potrafi z nim porozmawiać tak, by go nie zdenerwować. To kwestia charakteru, czy też rzeczywiście coś, czego nawet magia nie pojmuje czyha na nią? Któż to wie, któż wie... Na razie ma przede wszystkim problem z czymś realnym. Zebrała się najszybciej, jak potrafiła, ale i tak była pewna, iż nie zdąży na czas. W dodatku dała radę pomylić drogę, żeby za dobrze nie było. Wreszcie, gdy stanęła przed drzwiami nie była już taka pewna tego, czy chce tam wejść. Może lepiej po prostu się nie pokazać i złamać na schodach rękę? Miałaby wtedy wymówkę! Tyle, że wizja skrzywdzonej kończyny i choćby najmniejszego uszczerbku na zdrowiu wcale jej tak mocno nie kusiła. Wystarczająco dużą krzywdę sobie zrobiła innymi zdarzeniami, a sok barkiem na jakiś stopień nie jest wcale dobrym planem. To jak proszenie się o śmierć w jej przypadku, skoro wystarczy, że pójdzie na spacer i zaraz coś złego się dzieje. Świat się na nią uwziął, ludzie padają jak muchy dookoła z byle powodu, a ona ma teraz się o to prosić? Nie, aż tak durna to ona jednak nie jest. Lepiej, gdy złe rzeczy dzieją się bez jej życzenia. W końcu najłatwiej kogoś ukarać spełniając je, więc pal licho, lepsze spotkanie z nauczycielem niż groźba ze strony Wyższej Instancji. Do tego jest z Gryffindoru, czyż nie? Bycie wystraszonym kurczakiem nie przystoi tym ludkom w czerwonej barwie. Trzeba żyć dalej, nie ważne co by się nie działo. Jedno spóźnienie to nie taka tragedia. Pochodzi na szlaban do kogoś dorosłego to może będzie bezpieczna. Wszyscy nauczyciele-psychopaci chyba już zniknęli z tych murów, trzeba komuś ufać.
Dlatego weszła do tej sali i nie schowała głowy w piasek (głównie dlatego, że szkoła dysponuje całkiem niezłą podłogą, a ona nie jest strusiem, ale przemilczmy to). Za błędy się płaci, jej polegał na tym, że chciała się wyspać. Od dłuższego czasu coś się jej przestawiło i z zbyt punktualnej stała się tego obrzydliwym przeciwieństwem. Zdecydowanie będzie musiała się poprawić, ale teraz już się mleko rozlało, nie ma co nad nim płakać.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - To stwierdzenie sporo ją kosztowało. Każdy głupi zauważyłby w jej oczach, że sama myśl o ominięciu jakiegoś fragmentu lekcji sprawiała, że czuła się jak przestępca. Może to głupie, ale naprawdę wolała jakoś odrobić stracone przez siebie punkty dla domu, a nie kolejny raz kierować ich ku rychłych końcowych miejscach. Ale co się poradzi, nie można mieć przecież wszystkiego.
Zajęła czym prędzej miejsce w okolicy znajomych, gryfońskich twarzy i postanowiła skupić się bardziej niż kiedykolwiek. To pewnie nie będzie łatwe, a decyzja o zajętym miejscu była co najmniej w tamtym wypadku bezmyślna. Nie ma to jak siadać w towarzystwie najmniej skupionych ludzi na świecie, przecież to tak pomaga w skutecznym edukowaniu się!
Dlaczego muszą powtarzać i dlaczego oczywiście w dniu w którym zajęcia odbywają się z nieugiętą opiekunką jej domu musiała zaspać? Jak widać Los stwierdził, że skoro w jej życiu już od jakiegoś czasu nie wydarzyła się żadna większa tragedia to wolno mu dokopać jej chociaż czymś tak niewielkim, jak utrata punktów (znowu...) za spóźnienie i zawiedzenie kobiety, która choć surowa to w większości spraw miała zdecydowanie rację. Gryfonka miała cholernie dość faktu, że co chwile kogoś zawodzi, przynosi mu pecha albo zwyczajnie nie potrafi z nim porozmawiać tak, by go nie zdenerwować. To kwestia charakteru, czy też rzeczywiście coś, czego nawet magia nie pojmuje czyha na nią? Któż to wie, któż wie... Na razie ma przede wszystkim problem z czymś realnym. Zebrała się najszybciej, jak potrafiła, ale i tak była pewna, iż nie zdąży na czas. W dodatku dała radę pomylić drogę, żeby za dobrze nie było. Wreszcie, gdy stanęła przed drzwiami nie była już taka pewna tego, czy chce tam wejść. Może lepiej po prostu się nie pokazać i złamać na schodach rękę? Miałaby wtedy wymówkę! Tyle, że wizja skrzywdzonej kończyny i choćby najmniejszego uszczerbku na zdrowiu wcale jej tak mocno nie kusiła. Wystarczająco dużą krzywdę sobie zrobiła innymi zdarzeniami, a sok barkiem na jakiś stopień nie jest wcale dobrym planem. To jak proszenie się o śmierć w jej przypadku, skoro wystarczy, że pójdzie na spacer i zaraz coś złego się dzieje. Świat się na nią uwziął, ludzie padają jak muchy dookoła z byle powodu, a ona ma teraz się o to prosić? Nie, aż tak durna to ona jednak nie jest. Lepiej, gdy złe rzeczy dzieją się bez jej życzenia. W końcu najłatwiej kogoś ukarać spełniając je, więc pal licho, lepsze spotkanie z nauczycielem niż groźba ze strony Wyższej Instancji. Do tego jest z Gryffindoru, czyż nie? Bycie wystraszonym kurczakiem nie przystoi tym ludkom w czerwonej barwie. Trzeba żyć dalej, nie ważne co by się nie działo. Jedno spóźnienie to nie taka tragedia. Pochodzi na szlaban do kogoś dorosłego to może będzie bezpieczna. Wszyscy nauczyciele-psychopaci chyba już zniknęli z tych murów, trzeba komuś ufać.
Dlatego weszła do tej sali i nie schowała głowy w piasek (głównie dlatego, że szkoła dysponuje całkiem niezłą podłogą, a ona nie jest strusiem, ale przemilczmy to). Za błędy się płaci, jej polegał na tym, że chciała się wyspać. Od dłuższego czasu coś się jej przestawiło i z zbyt punktualnej stała się tego obrzydliwym przeciwieństwem. Zdecydowanie będzie musiała się poprawić, ale teraz już się mleko rozlało, nie ma co nad nim płakać.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - To stwierdzenie sporo ją kosztowało. Każdy głupi zauważyłby w jej oczach, że sama myśl o ominięciu jakiegoś fragmentu lekcji sprawiała, że czuła się jak przestępca. Może to głupie, ale naprawdę wolała jakoś odrobić stracone przez siebie punkty dla domu, a nie kolejny raz kierować ich ku rychłych końcowych miejscach. Ale co się poradzi, nie można mieć przecież wszystkiego.
Zajęła czym prędzej miejsce w okolicy znajomych, gryfońskich twarzy i postanowiła skupić się bardziej niż kiedykolwiek. To pewnie nie będzie łatwe, a decyzja o zajętym miejscu była co najmniej w tamtym wypadku bezmyślna. Nie ma to jak siadać w towarzystwie najmniej skupionych ludzi na świecie, przecież to tak pomaga w skutecznym edukowaniu się!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach