- Alexandra Grace
Re: Komnata luster
Nie Mar 27, 2016 6:44 pm
Chciała się po prostu zatrzymać. Było to ostatnio jej ulubione zajęcie. Odcinanie się od wszystkiego, co mogłoby zniszczyć względny spokój jej duszy, zamykanie oczu, marzenie, próby usłyszenia bicia własnego serca. Niezłe marnotrawienie czasu, zwykłe lenistwo, jakby nie patrzeć. Tyle, że robiła to już po nauce i lekcjach w czasie, który miała wolny. Przez wzgląd na to, że na nadmiar przyjaciół nie cierpi, nie miała powodu, by nie poświęcać go właśnie na taki wypoczynek. Na nowo poznawała zamek, świat dookoła niej. Uczyła się patrzeć na niego inaczej, ale także na ludzi. Nie jak na obiekt, któremu można pomóc, tylko taki, któremu może poświęcić czas, spędzić go na nudnych rzeczach tylko po to, by kiedyś chciał wrócić. I to potrafiło przynosić radość. Zwykła rozmowa, trochę śmiechu, skomentowanie ostatniej lekcji... niby nic, ale przy tym Alexandra wreszcie czuła się normalna. Pragnęła to zatrzymać dla siebie. Oczywiście, miała wielkie plany, ale co jej po nich? Każdego dnia chciałaby jak na razie po prostu być nastolatką. Czytać podręczniki, wkuwać na testy, odrabiać prace domowe, bawić się na imprezach, popijać skitrany gdzieś pod łóżkiem alkohol u Puchonów, spacerować z przyjacielem po korytarzu. Dobra, teraz oczywiście może wydarzyć się z milion złych rzeczy. Żyją w czasie niezbyt przychylnym, ale co z tego? Jest jak jest, trzeba się przyzwyczaić, a jeśli nie skończy tej szkoły to nic po jej planach. Chciała się więc skupić na życiu ucznia. Martwy bohater to gówniana rola. Zresztą od ochrony są dorośli. Ufała im w ograniczonym stopniu, ale jeśli grono pedagogiczne nie ogarnie tych murów to tym bardziej ona tego nie uczyni, czyż nie?
Dlatego kręciła się znowu z pustki do kolejnej pustki. Tym razem bez pragnienia by nikt jej nie znajdował. Wręcz przeciwnie, przyzwyczaiła się, że wśród tak wielu uczniów musi znaleźć się chociaż jeden, który na nią wpadnie. Nie przejmowała się tą wizją. Przynajmniej nie będzie sama. W samotności dzieją się gorsze rzeczy niż mogą grupie.
Przystanęła przed wejściem i zamyśliła się lekko. Musiała rozważyć, czy bieganie po labiryncie samemu to na pewno rozsądne wyjście. Nie chciała gubić się sama, bo znając swoje szczęście, czuła że chodziła by tam przez wiele godzin w oczekiwaniu na kogoś, kto ją wyprowadzi. Może Los się uśmiechnie i sprowadzi jej kogoś do towarzystwa? W końcu nie jest aż taką suczą, by zostawić ją w labiryncie na zgubę, tak? Chociaż nie, lepiej nie krakać. Los jest taką suczą, nie kuśmy go.
Dlatego kręciła się znowu z pustki do kolejnej pustki. Tym razem bez pragnienia by nikt jej nie znajdował. Wręcz przeciwnie, przyzwyczaiła się, że wśród tak wielu uczniów musi znaleźć się chociaż jeden, który na nią wpadnie. Nie przejmowała się tą wizją. Przynajmniej nie będzie sama. W samotności dzieją się gorsze rzeczy niż mogą grupie.
Przystanęła przed wejściem i zamyśliła się lekko. Musiała rozważyć, czy bieganie po labiryncie samemu to na pewno rozsądne wyjście. Nie chciała gubić się sama, bo znając swoje szczęście, czuła że chodziła by tam przez wiele godzin w oczekiwaniu na kogoś, kto ją wyprowadzi. Może Los się uśmiechnie i sprowadzi jej kogoś do towarzystwa? W końcu nie jest aż taką suczą, by zostawić ją w labiryncie na zgubę, tak? Chociaż nie, lepiej nie krakać. Los jest taką suczą, nie kuśmy go.
- Zack Raven
Re: Komnata luster
Nie Mar 27, 2016 7:43 pm
Kroczyłem. Powoli. Bardzo powoli. Nie śpieszyłem się. Niedługo będą wakacje. Opuszczę to magiczne miejsce na dwa miesiące. Na dwa miesiące zapomnę, czym jest poruszanie się w magi, w cieple, bez wpadania na krzesła. Smutne, ale prawdziwe. Pogodziłem się. Świat wokół mnie na zawsze będzie ciemny, mroczny, ciężki. Barwy są tylko wtedy, gdy rozmawiam z Alex. Rozumiecie prawda? Nadal pamiętam te uczucia, gdy Alex opowiadała mi czym są barwy, jak wygląda otoczenie wokół mnie. Teraz będę patrzeć właśnie poprzez ten pryzmat, który przedstawiła mi Alex.
Co się ze mną działo przez ostatni czas?
Chodziłem. Słuchałem. Poznawałem.
Każdy z tych uczniów wokół mnie coś opowiadał. Nie wiedzieli, że słuchałem - ja stałem i słuchałem. Mówili o nadchodzących wakacjach, mówili o tym, co ich otacza, co widzieli, o tym, że nauczyciel od jakiegoś przedmiotu miał okruszki chleba na wąsach, o błahych rzeczach, których sam nie mogę dostrzec. Ja tylko czułem, że są oni szczęśliwi, że nic im nie jest więcej potrzebne, a ja zawsze będę czuł, że coś tracę. Nie chciałem nic stracić, chciałem być taki jak inni i nieświadomie łaknąłem tego, próbowałem do nich dotrzeć, ale nie wychodziło mi. Zawsze byłem z tyłu nich i to bardzo daleko. Nikt nie chciał, aby te osoby dogonił, ale ten świat kochałem i nie chciałem, aby został zniszczony, zapomniany. Będąc wśród mugoli nosiłem ciemne okulary, aby zasłonić swoje przerażające oczy, które nie były dla mnie niczym innym jak najgorszym zwierciadłem duszy - bo pokazywały jej brak, a przecież miałem ją... Czułem, że ją posiadam.
Kierowałem się już do swojego dormitorium, mijałem powoli obrazy i zapewne duchy, bo gdzieś niedaleko latał Bezgłowy Nick, który zabawiał jakieś dziewczyny z pierwszej klasy zapewne, bo słychać było, że są młode - sztuczką, której nie było dane mi poznać. Nagle zatrzymałem się gwałtownie. Była tu gdzieś niedaleko. Skierowałem się w tamtym kierunku. Byłem pewny tego, że to ona tu jest. Uśmiechnąłem się mimowolnie i stanąłem niedaleko niej za placami dziewczyny.
- Zamierzasz przeżyć przygodę w tej sali? - zapytałem mając lekko spuszczoną głowę patrząc gdzieś daleko w przestrzeń.- Mogę dołączyć? - zbliżyłem się do niej.- Jak się czujesz księżniczko barw? - zapytałem uśmiechając najładniej jak tylko potrafiłem.
Co się ze mną działo przez ostatni czas?
Chodziłem. Słuchałem. Poznawałem.
Każdy z tych uczniów wokół mnie coś opowiadał. Nie wiedzieli, że słuchałem - ja stałem i słuchałem. Mówili o nadchodzących wakacjach, mówili o tym, co ich otacza, co widzieli, o tym, że nauczyciel od jakiegoś przedmiotu miał okruszki chleba na wąsach, o błahych rzeczach, których sam nie mogę dostrzec. Ja tylko czułem, że są oni szczęśliwi, że nic im nie jest więcej potrzebne, a ja zawsze będę czuł, że coś tracę. Nie chciałem nic stracić, chciałem być taki jak inni i nieświadomie łaknąłem tego, próbowałem do nich dotrzeć, ale nie wychodziło mi. Zawsze byłem z tyłu nich i to bardzo daleko. Nikt nie chciał, aby te osoby dogonił, ale ten świat kochałem i nie chciałem, aby został zniszczony, zapomniany. Będąc wśród mugoli nosiłem ciemne okulary, aby zasłonić swoje przerażające oczy, które nie były dla mnie niczym innym jak najgorszym zwierciadłem duszy - bo pokazywały jej brak, a przecież miałem ją... Czułem, że ją posiadam.
Kierowałem się już do swojego dormitorium, mijałem powoli obrazy i zapewne duchy, bo gdzieś niedaleko latał Bezgłowy Nick, który zabawiał jakieś dziewczyny z pierwszej klasy zapewne, bo słychać było, że są młode - sztuczką, której nie było dane mi poznać. Nagle zatrzymałem się gwałtownie. Była tu gdzieś niedaleko. Skierowałem się w tamtym kierunku. Byłem pewny tego, że to ona tu jest. Uśmiechnąłem się mimowolnie i stanąłem niedaleko niej za placami dziewczyny.
- Zamierzasz przeżyć przygodę w tej sali? - zapytałem mając lekko spuszczoną głowę patrząc gdzieś daleko w przestrzeń.- Mogę dołączyć? - zbliżyłem się do niej.- Jak się czujesz księżniczko barw? - zapytałem uśmiechając najładniej jak tylko potrafiłem.
- Alexandra Grace
Re: Komnata luster
Nie Mar 27, 2016 8:05 pm
Wakacje? Merlinie, wakacje. O tym Alexandra zdecydowanie nie myślała. A może po prostu nie chciała? Może? Na pewno nie chciała. Nie miała ochoty wracać do miejsca, gdzie są jej rodzice. Dom był tutaj. Dom to Ci ludzie, których uwielbia spotykać, lekcje na które zaczęła się spóźniać, latanie na miotle, spacery po błoniach, zamku. Dom to Hogwart do jasnej ciasnej! Naprawdę nie chciała nigdzie się ruszać. Chciała zajęcia, uczniów i wszystko inne. Byle nie powrót do tej mugolskiej normalności. A wiedziała, że wypadałoby ich odwiedzić. W sumie to nie ich, a babcię. Ona przecież czekała na nią zawsze. Była, jest i... będzie? To ostatnie to kłamstwo. Przecież jej czas mija. Kiedyś przyjdzie wiadomość, której Alexandra tak bardzo nie chce. I wtedy nie będzie już żadnego powodu, by tam wracać, prócz szacunku do własnego pochodzenia. Czasami przejedzie popatrzeć, a potem będzie uciekała do magii, która uratowała ją przed 100% losem odrzuconego dzieciaczka, który nie spełniał oczekiwań.
Zabawne, że w zamku pełnym takich planów na wakacje ominęło ją to rozważanie. Tyle, że tak naprawdę go nie chciała. Myślenie o tym, czy jechać, czy nie... bezsensowna rzecz. Jest jeszcze szkoła. Jest szkoła, jest co robić. Są ważni ludzie. Jest taki Zack, dla którego panna Grace chciała się kręcić po zamku, zmieniać, walczyć o szczęście. To zawsze jakiś cel w życiu. Udowodnienie mu, że nie tylko jest normalny i pasuje do świata. Chciała mu pokazać, że jest ponad tym wszystkim. Że jest w nim wiele rzeczy, których inni nie mają, a które są po prostu piękne. Dusza, której barwy, nawet jeśli by zobaczyła, nie dałoby się opisać, bo jest tak wyjątkowa i zachwycająca, że żadne słowo tego nie wyrazi. Pewnie jest w tym nieobiektywna, ale miała to gdzieś. Lubiła go takim, jakim jest. Bez żadnego ustępstwa. Z całym pakietem i tyle. Jednak nie spodziewała się go tam.
Kiedy usłyszała ten znajomy głos za swoimi plecami ucieszyła się, jakby dostała wymarzony prezent. Los nie zawiódł i jeszcze sprawił jej tak miłą niespodziankę! Gdzie jest haczyk?
Obróciła się natychmiast i zawiesiła na nim ręce. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Ona z własnej woli się do kogoś zbliża? Och, pan Raven zdecydowanie zmienia ją na bardziej cywilizowaną istotę.
- Spotykając Ciebie czuję się lepiej niż na to zasługuję - odpowiedziała mając w głosie tak dziecinną radość, że może się to wydawać zabawne. W końcu nic wielkiego się nie wydarzyło.
Chociaż... przyszedł. Był tu, chociaż to mało prawdopodobne.
- Przygoda z Tobą? Zawsze - dodała jeszcze wtulając się i trwając dłużej niż na zwyczajne przywitanie przystoi.
Zabawne, że w zamku pełnym takich planów na wakacje ominęło ją to rozważanie. Tyle, że tak naprawdę go nie chciała. Myślenie o tym, czy jechać, czy nie... bezsensowna rzecz. Jest jeszcze szkoła. Jest szkoła, jest co robić. Są ważni ludzie. Jest taki Zack, dla którego panna Grace chciała się kręcić po zamku, zmieniać, walczyć o szczęście. To zawsze jakiś cel w życiu. Udowodnienie mu, że nie tylko jest normalny i pasuje do świata. Chciała mu pokazać, że jest ponad tym wszystkim. Że jest w nim wiele rzeczy, których inni nie mają, a które są po prostu piękne. Dusza, której barwy, nawet jeśli by zobaczyła, nie dałoby się opisać, bo jest tak wyjątkowa i zachwycająca, że żadne słowo tego nie wyrazi. Pewnie jest w tym nieobiektywna, ale miała to gdzieś. Lubiła go takim, jakim jest. Bez żadnego ustępstwa. Z całym pakietem i tyle. Jednak nie spodziewała się go tam.
Kiedy usłyszała ten znajomy głos za swoimi plecami ucieszyła się, jakby dostała wymarzony prezent. Los nie zawiódł i jeszcze sprawił jej tak miłą niespodziankę! Gdzie jest haczyk?
Obróciła się natychmiast i zawiesiła na nim ręce. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Ona z własnej woli się do kogoś zbliża? Och, pan Raven zdecydowanie zmienia ją na bardziej cywilizowaną istotę.
- Spotykając Ciebie czuję się lepiej niż na to zasługuję - odpowiedziała mając w głosie tak dziecinną radość, że może się to wydawać zabawne. W końcu nic wielkiego się nie wydarzyło.
Chociaż... przyszedł. Był tu, chociaż to mało prawdopodobne.
- Przygoda z Tobą? Zawsze - dodała jeszcze wtulając się i trwając dłużej niż na zwyczajne przywitanie przystoi.
- Zack Raven
Re: Komnata luster
Nie Mar 27, 2016 8:44 pm
Nigdy nie lubiłem wracać do sierocińca. Boje się tego miejsca. Nie jest takie jak ten zamek, wiem, że tam w ogóle nie pasuję. Jestem puzzlem z innej układanki, której nikt nie wciśnie nawet na siłę. Nigdy nie miałem tam kontaktu z kimś, kto potrafi posługiwać się magią i nikogo, kto mnie zrozumie. Wszyscy obcy, wszyscy nierozumni, zamknięci tylko na siebie, na swój świat. Zawsze łaknąłem kontaktu z kimś spoza sierocińca. Czułem się tam jak dziecko zagubione na bagnach kuszone przez moczarowe potwory. Rozumiem cię Alex w kwestii wracania do domy. Ja wracam do Grace, a ty do babci. Zawsze jest ktoś, dla kogo warto wracać. Ja tylko boję się, że jak wrócę jej nie będzie, bo przeniosą ją gdzieś, gdzie jej nie znajdę. Mieli ją przenieść już dawno temu...
Zaśmiałem się czując jej ręce na swojej szyi. Objąłem ją delikatnie w pasie i oparłem głowę na jej ramieniu. Czułem takie szczęście słysząc ton jej głosu. Dla takich chwil chciałem żyć jak najdłużej, aby móc słuchać jej Alex, gdy jest szczęśliwa. Mocniej ją do siebie przytuliłem.
- Cieszę się z tego powodu. Chciałbym się z tobą widywać codziennie, abyś zawsze była szczęśliwa - szepnąłem jej do ucha zniżając ton głosu do ciepłego i kojącego.
Bardzo chciałbym ją teraz widzieć, oglądać jej szczęście na twarzy. Czułem niewyobrażalne ciepło na sercu, gdy dziewczyna mówiła w ten sposób.
- Także chodźmy księżniczko - uśmiechnąłem się szeroko i wesoło. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka łapiąc przy okazji dłoń dziewczyny. - Powiesz mi co teraz widzisz? - zapytałem.- Tu jest ta sala z lustrami? - szepnąłem słuchając jak głos leci echem i odbija się od luster.- Jakie jest nasze odbicie?
Zawsze zastanawiałem się jak wyglądam. Mimo, że wiele razy dotykałem swoją twarz nadal tego nie wiem. Mój głos jest dla mnie obcy, czuję się źle z tego powodu, że nie wiem kim jestem.
Zaśmiałem się czując jej ręce na swojej szyi. Objąłem ją delikatnie w pasie i oparłem głowę na jej ramieniu. Czułem takie szczęście słysząc ton jej głosu. Dla takich chwil chciałem żyć jak najdłużej, aby móc słuchać jej Alex, gdy jest szczęśliwa. Mocniej ją do siebie przytuliłem.
- Cieszę się z tego powodu. Chciałbym się z tobą widywać codziennie, abyś zawsze była szczęśliwa - szepnąłem jej do ucha zniżając ton głosu do ciepłego i kojącego.
Bardzo chciałbym ją teraz widzieć, oglądać jej szczęście na twarzy. Czułem niewyobrażalne ciepło na sercu, gdy dziewczyna mówiła w ten sposób.
- Także chodźmy księżniczko - uśmiechnąłem się szeroko i wesoło. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka łapiąc przy okazji dłoń dziewczyny. - Powiesz mi co teraz widzisz? - zapytałem.- Tu jest ta sala z lustrami? - szepnąłem słuchając jak głos leci echem i odbija się od luster.- Jakie jest nasze odbicie?
Zawsze zastanawiałem się jak wyglądam. Mimo, że wiele razy dotykałem swoją twarz nadal tego nie wiem. Mój głos jest dla mnie obcy, czuję się źle z tego powodu, że nie wiem kim jestem.
- Alexandra Grace
Re: Komnata luster
Nie Mar 27, 2016 9:43 pm
Jednak świadomość, że kogoś po prostu przeniesiono jest mniej uciążliwy, niż myśl, że ten ktoś może nie żyć. Panna Grace obawiała się, że pewnego dnia wejdzie do domku babuniu i znajdzie ją tam zimną, bez życia w oczach, bez ruchu. Tak, jakby nie była osobą, która nosiła ją na rękach, tuliła, gdy przybiegała zdołowana po kolejnej kłótni z rodzicami. Tylko truchło. Wyobraźnie podsuwając jej takie wizje robiła jej krzywdę. Nie chciała takiego dnia. Nienawidziła też myśli, że to nie ona ją znajdzie. Że po prostu dostanie list, że ona nie żyje i tyle. Że nigdy nie będzie miała okazji się należycie pożegnać. Zachowywały się tak, jakby zawsze miały się spotkać, a przecież któryś raz będzie ostatnim. Naprawdę ostatnim, bo potem będzie miała tylko kawałek kamienia na trawce. To zaś jest niewyobrażalne. Alexandra nigdy nie chowała nikogo naprawdę bliskiego i nie potrafiła uzmysłowić sobie, że to w ogóle może mieć miejsce. Taka opcja była ostatnią rozważaną.
Szczęście. Ponoć ono nie spotyka ludzi, a tu proszę. Gryfonka czuła, że jest w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i to z odpowiednią osobą. Wszystko takie zwyczajnie urocze. Po prostu dobre. Czego tutaj niby chcieć więcej, kiedy ma się wrażenie, że właśnie złapało się radość w najczystszej postaci?
- Chciałabym, żebyś ty był zawsze szczęśliwy - Mały koncert życzeń? Czemu by nie. Skoro jedna prośba się spełniła to może Los weźmie pod uwagę także inne sugestie. Nie miałaby nic przeciwko temu. Słuchanie głosu Zacka, jego obecność. To podnosiło na duchu, uczyło wrażliwości, której nie poznała jak dotąd. Niesamowicie polubiła to, ten moment, gdy nie musi się martwić niczym, bo on jest obok. Jakby był chodzącym zapewnieniem, że to wszystko co się dzieje jest czegoś warte.
- Sporo pytań, jak na jeden raz - rzuciła śmiejąc się lekko. Jakie to stawało się łatwe. Uśmiech, radość, takie naturalne, jak nigdy dotąd.
- Są lustra, jesteśmy my. Lustra są nudne i niezbyt je lubię, bo tylko odbijają wszystko. Same w sobie są nużące, bo bez odbijanych przedmiotów są nieistotnym szkłem. Ludzie gapią się w nie, jakby chcieli wymusić na nich zmianę tego na, co patrzą - Pozwoliła sobie na komentarz, bo czemu nie? To, że ma dobry humor nie oznacza, że nie może skrytykować sensu istnienia czegoś, nawet jeśli chodzi o martwy, szklany przedmiot w postaci lustra. Bo on naprawdę wydawał się jej głupi, a przynajmniej przejmowanie się nimi.
- Ale muszę przyznać, że nasze odbicie jest całkiem, całkiem, bo mam odpowiednie towarzystwo. Co nie zmienia faktu, że prawdziwi ludzie są ciekawsi. Prawdziwych ludzi można dotknąć, a lustro choć pokazuje niby to samo to wciąż jest barierą, która to uniemożliwia - Po co są lustra? Żeby ludzie się dołowali? Innego powodu nie widziała. No i jeszcze dla panienek, które muszą się pindrzyć, ale to raczej mniej istotna kwestia.
- Dlaczego pytasz? - Była pewna, że zna odpowiedź, ale chciała ją usłyszeć od niego. Bo tak rzadko mówili o tym, co on czuje. Nie chciała być egoistką.
Chciała go znać. Chciała, by jego rozterki były jej.
Chciała jednej osoby na świecie, która nie będzie jej okłamywała.
Szczęście. Ponoć ono nie spotyka ludzi, a tu proszę. Gryfonka czuła, że jest w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i to z odpowiednią osobą. Wszystko takie zwyczajnie urocze. Po prostu dobre. Czego tutaj niby chcieć więcej, kiedy ma się wrażenie, że właśnie złapało się radość w najczystszej postaci?
- Chciałabym, żebyś ty był zawsze szczęśliwy - Mały koncert życzeń? Czemu by nie. Skoro jedna prośba się spełniła to może Los weźmie pod uwagę także inne sugestie. Nie miałaby nic przeciwko temu. Słuchanie głosu Zacka, jego obecność. To podnosiło na duchu, uczyło wrażliwości, której nie poznała jak dotąd. Niesamowicie polubiła to, ten moment, gdy nie musi się martwić niczym, bo on jest obok. Jakby był chodzącym zapewnieniem, że to wszystko co się dzieje jest czegoś warte.
- Sporo pytań, jak na jeden raz - rzuciła śmiejąc się lekko. Jakie to stawało się łatwe. Uśmiech, radość, takie naturalne, jak nigdy dotąd.
- Są lustra, jesteśmy my. Lustra są nudne i niezbyt je lubię, bo tylko odbijają wszystko. Same w sobie są nużące, bo bez odbijanych przedmiotów są nieistotnym szkłem. Ludzie gapią się w nie, jakby chcieli wymusić na nich zmianę tego na, co patrzą - Pozwoliła sobie na komentarz, bo czemu nie? To, że ma dobry humor nie oznacza, że nie może skrytykować sensu istnienia czegoś, nawet jeśli chodzi o martwy, szklany przedmiot w postaci lustra. Bo on naprawdę wydawał się jej głupi, a przynajmniej przejmowanie się nimi.
- Ale muszę przyznać, że nasze odbicie jest całkiem, całkiem, bo mam odpowiednie towarzystwo. Co nie zmienia faktu, że prawdziwi ludzie są ciekawsi. Prawdziwych ludzi można dotknąć, a lustro choć pokazuje niby to samo to wciąż jest barierą, która to uniemożliwia - Po co są lustra? Żeby ludzie się dołowali? Innego powodu nie widziała. No i jeszcze dla panienek, które muszą się pindrzyć, ale to raczej mniej istotna kwestia.
- Dlaczego pytasz? - Była pewna, że zna odpowiedź, ale chciała ją usłyszeć od niego. Bo tak rzadko mówili o tym, co on czuje. Nie chciała być egoistką.
Chciała go znać. Chciała, by jego rozterki były jej.
Chciała jednej osoby na świecie, która nie będzie jej okłamywała.
- Zack Raven
Re: Komnata luster
Pon Mar 28, 2016 5:51 pm
Dla mnie przeniesienie Grace było najgorszą myślą na świecie, ponieważ zawsze byłem sam, nie miałem nikogo z kim mógłbym porozmawiać po powrocie do sierocińca, wszyscy by mnie odrzucili za moją inność, ułomność. Nie miałbym jedynego ciepła w tamtym miejscu. Grace zawsze się mną opiekowała, była dla mnie kimś w rodzaju pierwszej przyjaciółki, a nawet mamy czy siostry. Ta osoba rozumiała mnie bez słowa, uczyła poruszać się po świecie, czytać, mimo że nigdy nie nauczyłem się tego do końca, bo nie szło mi najlepiej i szybko się poddawałem. Ja nie wiedziałem czym była śmierć, nie widziałem jej - jedynie co potrafiłem to wyczuć tą dziwną aurę unoszącą się nad martwą osobą. Nadal tego nie rozumiałem, nie wiedziałem jak to wykorzystać, aby stało się to czymś w rodzaju mojej zalety siły. Wiedziałem, że śmierć była czymś złym dla innych ludzi, ale w tej kwestii stałem obok, nie widziałem tego, nie mogłem czuć przerażenia na jego widok - jedynie co czułem to otumanienie i przytłoczenie. Chociaż nie do końca byłem pewny, czy to było spowodowane śmiercią. Jedyny kontakt z trupami miałem wtedy na pogrzebie, ale w tamtym miejscu było dużo czarnej magii, której nie lubiłem, która mnie zawsze sprowadzała do roli dziecka. Nie potrafiłem walczyć, było to dla mnie za trudne. Polegałem tylko na słuchu i nie byłem w stanie rozróżnić przeciwnika od zwykłego szelestu gdzieś w krzakach.
Szczęście.
Szczęściem jesteś ty Alex. Szczęście polega właśnie na tym, aby potrafić ciebie słuchać. Potrafisz mówić takie piękne słowa, potrafisz sprawić, że czuję się potrzebny. Zawsze będziesz dla mnie księżniczką, która wyprowadza mnie z ciemności, wiem że zawsze będę mógł na tobie polegać, a ty będziesz mogła polegać na mnie. Jesteś jedyną osobą, która jest w stanie prowadzić mnie po świecie w takim stanie, a nie innym. Mam nadzieję, że więź, która wytworzyła się między nami, ta nitka porozumienia, taka cienka i świeża będzie stawać się z każdym dnie coraz bardziej silniejsza, grubsza i barwna. Moje życie jest pełne ciemności, ale będąc z tobą nabiera barw, których nie jestem w stanie dostrzec wzrokiem, a sercem... sercem, które od jakiegoś czasu bije tylko dla ciebie. Mam nadzieję, że zawsze tak będzie, że zawsze będziesz księżniczką i będziesz łapać chwilę, w których znajdziesz radość, szczęście i to co najpiękniejsze w życiu.
Życzenia zaczną się spełniać jeśli twoje serce zacznie w nie wierzyć. Ja jestem szczęśliwy będąc potrzebny tobie, będąc przy tobie, słuchając tego co masz do powiedzenia o świecie, o barwach, które nas otaczają. Jestem szczęśliwy, gdy pozwalasz mi patrzeć na świat twoimi oczami. Nigdy nie zapomnę tego, że jesteś przy mnie w tych chwilach, gdy wątpię w swoje zdolności, umiejętności i cel dla, którego tu jestem.
Na moich ustach pojawił się uśmiech wywołany radością, która biła od Alex. Ta radość sprawiała, że miałem ochotę zatańczyć mimo, że nigdy się nie nauczyłem tańczyć. Mam chyba dwie lewe nogi.
Lustra - sprawiają iluzję? Nie są tym kim naprawdę jesteśmy?
Tak, uczyłem się. Będąc przy Alex zaczynałem się uczyć tego co jest wokół mnie, co jak wygląda i do czego tak naprawdę służy. Wyciągnąłem dłonie do przodu i ruszyłem, gdy poczułem pod opuszkami palców zimną tafle szkła zacząłem po niej sunąc powoli. Tu gdzieś byłem ja... moja postać taka pusta i zaczarowana przez lustro, które było iluzją. Nie pokazuje prawdy, która kryje się w człowieku, czyli tak jak moje oczy, ponieważ prawda o mnie jest wtedy, gdy pokazuje co czuję czynami, nie spojrzeniem, w którym nie ma nic.
Odwróciłem się do niej i podszedłem powoli do Alex. Dotknąłem jej twarzy i opuszkami palców zacząłem sunąć po jej policzkach.
- Masz gładką cerę, kości policzkowe, które jest czuć. Jesteś piękna - szepnąłem.- Potrafię sobie ciebie wyobrazić poprzez twoje słowa, głos i dotyk, który pozostawiam na twojej twarzy - mówiłem cicho mimo, że mój głos był niesiony przez echo. Dotknąłem swojej twarzy.- Moja twarz jest dla mnie obca, mój głos jest dla mnie stłumiony, nie czuję siebie. Nie wiem kim jestem, Alex. Chciałbym, abyś opisała to jak mnie widzisz, a potem... - odwróciłem się do lustra.- Moje odbicie. Odbicie w lustrze jest takie jak widzą mnie inni - szepnąłem.
Szczęście.
Szczęściem jesteś ty Alex. Szczęście polega właśnie na tym, aby potrafić ciebie słuchać. Potrafisz mówić takie piękne słowa, potrafisz sprawić, że czuję się potrzebny. Zawsze będziesz dla mnie księżniczką, która wyprowadza mnie z ciemności, wiem że zawsze będę mógł na tobie polegać, a ty będziesz mogła polegać na mnie. Jesteś jedyną osobą, która jest w stanie prowadzić mnie po świecie w takim stanie, a nie innym. Mam nadzieję, że więź, która wytworzyła się między nami, ta nitka porozumienia, taka cienka i świeża będzie stawać się z każdym dnie coraz bardziej silniejsza, grubsza i barwna. Moje życie jest pełne ciemności, ale będąc z tobą nabiera barw, których nie jestem w stanie dostrzec wzrokiem, a sercem... sercem, które od jakiegoś czasu bije tylko dla ciebie. Mam nadzieję, że zawsze tak będzie, że zawsze będziesz księżniczką i będziesz łapać chwilę, w których znajdziesz radość, szczęście i to co najpiękniejsze w życiu.
Życzenia zaczną się spełniać jeśli twoje serce zacznie w nie wierzyć. Ja jestem szczęśliwy będąc potrzebny tobie, będąc przy tobie, słuchając tego co masz do powiedzenia o świecie, o barwach, które nas otaczają. Jestem szczęśliwy, gdy pozwalasz mi patrzeć na świat twoimi oczami. Nigdy nie zapomnę tego, że jesteś przy mnie w tych chwilach, gdy wątpię w swoje zdolności, umiejętności i cel dla, którego tu jestem.
Na moich ustach pojawił się uśmiech wywołany radością, która biła od Alex. Ta radość sprawiała, że miałem ochotę zatańczyć mimo, że nigdy się nie nauczyłem tańczyć. Mam chyba dwie lewe nogi.
Lustra - sprawiają iluzję? Nie są tym kim naprawdę jesteśmy?
Tak, uczyłem się. Będąc przy Alex zaczynałem się uczyć tego co jest wokół mnie, co jak wygląda i do czego tak naprawdę służy. Wyciągnąłem dłonie do przodu i ruszyłem, gdy poczułem pod opuszkami palców zimną tafle szkła zacząłem po niej sunąc powoli. Tu gdzieś byłem ja... moja postać taka pusta i zaczarowana przez lustro, które było iluzją. Nie pokazuje prawdy, która kryje się w człowieku, czyli tak jak moje oczy, ponieważ prawda o mnie jest wtedy, gdy pokazuje co czuję czynami, nie spojrzeniem, w którym nie ma nic.
Odwróciłem się do niej i podszedłem powoli do Alex. Dotknąłem jej twarzy i opuszkami palców zacząłem sunąć po jej policzkach.
- Masz gładką cerę, kości policzkowe, które jest czuć. Jesteś piękna - szepnąłem.- Potrafię sobie ciebie wyobrazić poprzez twoje słowa, głos i dotyk, który pozostawiam na twojej twarzy - mówiłem cicho mimo, że mój głos był niesiony przez echo. Dotknąłem swojej twarzy.- Moja twarz jest dla mnie obca, mój głos jest dla mnie stłumiony, nie czuję siebie. Nie wiem kim jestem, Alex. Chciałbym, abyś opisała to jak mnie widzisz, a potem... - odwróciłem się do lustra.- Moje odbicie. Odbicie w lustrze jest takie jak widzą mnie inni - szepnąłem.
- Alexandra Grace
Re: Komnata luster
Pon Mar 28, 2016 6:42 pm
Alexandra była samotna w swoim miasteczku, choć ponoć jest w 100% zwyczajna. Ale ludzie nie lubią upartych, zbyt dużo mówiących i uciążliwych osóbek. Tak więc nie miała nawet jednej osoby tam prócz babci. Wszyscy inni woleli tłumaczyć jej i uświadamiać, co z nią jest jednak "nie tak" mimo tego, że prócz denerwującego charakteru nie można jej zbyt wiele zarzucić. Nigdy też nie miała okazji zobaczyć martwego osobnika. Jedyny moment, gdy czuła śmierć wiąże się z jej wypadkiem i wydarzeniami z tego roku szkolnego. Na pogrzebie było dziwnie, ale... to nie to samo. Nie znała ich na tyle, żeby tęsknić. Nigdy nie czuła, jak to jest. Nie mogła więc w 100% przyznać, że śmierć jest czymś złym. W końcu niektórzy wcale nie chcą żyć i co z takimi? Wtedy nie można im wmówić, że egzystencja to coś, co ich powinno cieszyć, bo oni tego nie odczuli. Do czasu, aż dziecko samo się nie oparzy to nie zrozumie, że ogień krzywdzi - ta zasada sprawdza się w każdej sferze życia. Na własnej skórze trzeba się przekonać, jak to wszystko wygląda. Taka Alex niby sądziła, że sobie poradzi, jak coś złego się wydarzy i co? I nic. Dosłownie. Co się nie działo to zamiast reagować obrywała po tyłku. Taki wieczny nieużytek, który w gębie mocny i choć odróżnia chrzęsty liści od wroga to i tak nic nie robi. Także co gorsze - nie wiedzieć, czy wiedzieć i tak nic nie robić?
Szczęście.
Całkiem skomplikowane to słowo. Niby oczywiste, ale im więcej działo się w zamku, tym bardziej Alexandra zdawała sobie sprawę z tego, że to nie takie proste. Wymaga trudnej sztuki poświęcenia siebie innym, uważania na to, co dookoła się dzieje. Bycie szczęśliwym to nie tylko odczuwanie radości. Szczęśliwi nawet, jak oberwą, żyją dalej. Podnoszą się i biegną w wir wydarzeń tak, jakby tamto było tylko przeszkodą, którą musieli pokonać. To cholernie trudne. Chciała umieć tak żyć. Tak samo mocno pragnęła, by i Zack był szczęśliwy. Tego chciała nawet bardziej dla niego niż siebie. Bo ona zawsze była... prawie szczęśliwa. Wiecznie czegoś brakło, ale podstawa w miarę stabilnie się trzyma. Miała tylko nadzieję, że Los zacznie współpracować. Nie żeby spełniał wszystkie zachcianki, bo to niemożliwe, ale żeby chociaż ograniczył te niepożądane sytuacje. Tylko tyle, a może aż? Grunt, że tego chciała. Niekoniecznie wiecznie radosnych chwil, ale jak najmniej takich, które ściągają na dno. Jest w końcu cel - Alexandra mogła być Nadzieją chociaż dla jednego Gryfona. To zawsze jakiś krok. Tym bardziej, że to nie jakiś tam Gryfon. Chodzi o Zacka.
Zack to nie "jakiś tam Gryfon".
On ma lewe nogi, panna Grace prawdopodobnie mózg - dobrali się całkiem nieźle. I chcą iść na spacerek do labiryntu? Świetny plan, NA PEWNO nic złego się nie stanie, jasne. Znając szczęście dwóch lewych osób w swoim towarzystwie to równie dobrze zaraz mogą zawalić się lustra, a ich odłamki poharatać im twarze. Ale nikt tu nie kracze oczywiście. Wszak to zwykłe spotkanie jest.
Gryfonka miała cel - udowodnić mu, że to lustro to tylko kawałek szkiełka. Nic nie znaczący.
- Nie ma jednego Zacka dla mnie i innego dla obcych. Wszyscy widzimy Cię tak samo - odpowiedziała pewnie, bo jakby inaczej? Co jedna twarz dla Alexandry druga dla reszty świata? Dwa opisy są zbędne, naprawdę.
- I pamiętaj, że nawet jeśli Ci to opowiem to nie ma to żadnego znaczenia, bo nie dowiesz się KIM jesteś poprzez to, że Ci powiem, że twoje włosy są brązowe i poskręcane, że jesteś wysoki i masz jasną karnację i że twoje oczy są jasno niebieskie, a źrenice szare. To tylko słowa. Terminy, które nic nie znaczą, bo to nie czyni Cię osobą, rozumiesz? Też mam jasną skórę. Do tego ciemne nieokreślonego koloru włosy, bursztynowe oczy i bliznę ciągnącą się przez kark, odstają mi uszy. Nie jestem uosobieniem piękna. Chodzę w jakimś buszu na głowie, bo te uszy mnie denerwują, kiedy jestem w kucyku. A mimo to zwiąże je czasami, bo się nie da tak funkcjonować, jak ciągle coś leci na twarz. Ale jakie to ma znaczenie Zack? Ty mnie nie widzisz i jakoś jednak jestem kimś dla Ciebie, prawda? - Czy mówiła to w złości? Nie, raczej nie. To był żal. Żal o to, że tak bardzo chciał, by to co da się zobaczyć miało znaczenie w chwili, gdy Alex odbierała temu jakąkolwiek istotę.
- A może się mylę? Może nie jestem kimś? Bo nie lubię patrzeć w lustra. One są takie, jak to poczułeś. Zimne. Nijakie. Odbijają to, co już jest. Ale to, że to robią nie oznacza, że to się liczy. Jesteś kimś i ja jestem kimś. Jesteśmy, jacy jesteśmy. Jesteśmy KIMŚ. - Tak sobie mówiła, aż wreszcie stanęła zanim i oparła brodę o jego ramię. Chwyciła jego rękę i pokierowała do jego twarzy, delikatnie przejeżdżając po niej.
- Masz policzki i skórę, jak ja. Masz nos, jak ja. Masz usta, jak ja - mówiła tak i powoli zsuwała dłoń z jego twarzy, aż w końcu, nie puszczając dłoni, stanęła obok niego.
- Masz tylko inny kolor oczu i bardziej kręcone włosy niż, ja. Tyle. Niby to samo, a jesteś milion razy piękniejszy niż ja. Bo jesteś KIMŚ bardziej niż ja - stwierdziła i przełknęła ślinę tak, że aż dało się to usłyszeć. Zacisnęła swoją dłoń na jego trochę mocniej i milczała.
Szczęście.
Całkiem skomplikowane to słowo. Niby oczywiste, ale im więcej działo się w zamku, tym bardziej Alexandra zdawała sobie sprawę z tego, że to nie takie proste. Wymaga trudnej sztuki poświęcenia siebie innym, uważania na to, co dookoła się dzieje. Bycie szczęśliwym to nie tylko odczuwanie radości. Szczęśliwi nawet, jak oberwą, żyją dalej. Podnoszą się i biegną w wir wydarzeń tak, jakby tamto było tylko przeszkodą, którą musieli pokonać. To cholernie trudne. Chciała umieć tak żyć. Tak samo mocno pragnęła, by i Zack był szczęśliwy. Tego chciała nawet bardziej dla niego niż siebie. Bo ona zawsze była... prawie szczęśliwa. Wiecznie czegoś brakło, ale podstawa w miarę stabilnie się trzyma. Miała tylko nadzieję, że Los zacznie współpracować. Nie żeby spełniał wszystkie zachcianki, bo to niemożliwe, ale żeby chociaż ograniczył te niepożądane sytuacje. Tylko tyle, a może aż? Grunt, że tego chciała. Niekoniecznie wiecznie radosnych chwil, ale jak najmniej takich, które ściągają na dno. Jest w końcu cel - Alexandra mogła być Nadzieją chociaż dla jednego Gryfona. To zawsze jakiś krok. Tym bardziej, że to nie jakiś tam Gryfon. Chodzi o Zacka.
Zack to nie "jakiś tam Gryfon".
On ma lewe nogi, panna Grace prawdopodobnie mózg - dobrali się całkiem nieźle. I chcą iść na spacerek do labiryntu? Świetny plan, NA PEWNO nic złego się nie stanie, jasne. Znając szczęście dwóch lewych osób w swoim towarzystwie to równie dobrze zaraz mogą zawalić się lustra, a ich odłamki poharatać im twarze. Ale nikt tu nie kracze oczywiście. Wszak to zwykłe spotkanie jest.
Gryfonka miała cel - udowodnić mu, że to lustro to tylko kawałek szkiełka. Nic nie znaczący.
- Nie ma jednego Zacka dla mnie i innego dla obcych. Wszyscy widzimy Cię tak samo - odpowiedziała pewnie, bo jakby inaczej? Co jedna twarz dla Alexandry druga dla reszty świata? Dwa opisy są zbędne, naprawdę.
- I pamiętaj, że nawet jeśli Ci to opowiem to nie ma to żadnego znaczenia, bo nie dowiesz się KIM jesteś poprzez to, że Ci powiem, że twoje włosy są brązowe i poskręcane, że jesteś wysoki i masz jasną karnację i że twoje oczy są jasno niebieskie, a źrenice szare. To tylko słowa. Terminy, które nic nie znaczą, bo to nie czyni Cię osobą, rozumiesz? Też mam jasną skórę. Do tego ciemne nieokreślonego koloru włosy, bursztynowe oczy i bliznę ciągnącą się przez kark, odstają mi uszy. Nie jestem uosobieniem piękna. Chodzę w jakimś buszu na głowie, bo te uszy mnie denerwują, kiedy jestem w kucyku. A mimo to zwiąże je czasami, bo się nie da tak funkcjonować, jak ciągle coś leci na twarz. Ale jakie to ma znaczenie Zack? Ty mnie nie widzisz i jakoś jednak jestem kimś dla Ciebie, prawda? - Czy mówiła to w złości? Nie, raczej nie. To był żal. Żal o to, że tak bardzo chciał, by to co da się zobaczyć miało znaczenie w chwili, gdy Alex odbierała temu jakąkolwiek istotę.
- A może się mylę? Może nie jestem kimś? Bo nie lubię patrzeć w lustra. One są takie, jak to poczułeś. Zimne. Nijakie. Odbijają to, co już jest. Ale to, że to robią nie oznacza, że to się liczy. Jesteś kimś i ja jestem kimś. Jesteśmy, jacy jesteśmy. Jesteśmy KIMŚ. - Tak sobie mówiła, aż wreszcie stanęła zanim i oparła brodę o jego ramię. Chwyciła jego rękę i pokierowała do jego twarzy, delikatnie przejeżdżając po niej.
- Masz policzki i skórę, jak ja. Masz nos, jak ja. Masz usta, jak ja - mówiła tak i powoli zsuwała dłoń z jego twarzy, aż w końcu, nie puszczając dłoni, stanęła obok niego.
- Masz tylko inny kolor oczu i bardziej kręcone włosy niż, ja. Tyle. Niby to samo, a jesteś milion razy piękniejszy niż ja. Bo jesteś KIMŚ bardziej niż ja - stwierdziła i przełknęła ślinę tak, że aż dało się to usłyszeć. Zacisnęła swoją dłoń na jego trochę mocniej i milczała.
- Zack Raven
Re: Komnata luster
Pon Mar 28, 2016 7:51 pm
Samotność objawia się na różne sposoby. Ty i ja jesteśmy naprawdę do siebie podobni, może to nas do siebie przyciąga. Przyznaję się, że naprawdę chcę przebywać blisko ciebie, wciągać zapach twoich włosów, słuchać twojego śmiechu, głosu, ocierać twoje łzy. Być po prostu przy tobie. Oboje czujemy się samotni tam, skąd pochodzimy. Na różny sposób inni ludzie chcą pokazać nam, że gdzieś nie pasujemy, dzięki temu przynajmniej potrafimy się dogadać i sobie pomóc. Ja potrafię dodać ci wiary w ludzi, dać ciepło, a ty potrafisz pokazać mi, że nie powinienem wątpić w siebie samego. Te słowa, które teraz mi powiedziałaś sprawiły, że inaczej myślałem. Pewnie jeszcze długo będę je wspominać, aby dokładnie zrozumieć ich sens, przekaz. Wiesz trudno jest siebie zrozumieć, gdy nie do końca się w wie kim się jest. Jestem dzieckiem znikąd, jestem podrzutkiem, którego rodzice nie chcieli, zostawili w progu sierocińca - bez niczego. Kim, a może czym jestem? Ty masz swoje korzenie, wiesz wszystko o swojej rodzinie. Wiesz skąd masz odstające uszy, dlaczego masz burze na głowie, masz babcie, która może opowiedzieć ci o tym, co było kiedyś.
Wiesz kim jesteś, a ja nigdy się tego nie dowiem, bo nawet nie wiem od czego zacząć szukać.
Szczęście.
Tak, jest ono nie pojęte. Różne osoby, różnie postrzegają swój świat szczęścia. Jedni po prostu uciekają przed smutkiem, drudzy podnoszą się z ran, które dostali od życia, następni zapominają o tym, co złe, a my dwoje szukamy szczęścia przy sobie. Ty chcesz widzieć mój uśmiech, a ja chcę byś też zawsze się uśmiechała. Chcę dla ciebie walczyć o każdy promyk radości, będę ci go przynosić w dłoniach, abyś tylko miała chociaż odrobinę tego, co ci zawsze umyka. Będę twoim Aniołem Stróżem, byś nigdy nie upadła, być nigdy nie tkwiła w ciemności, która ciągnie w dół jak grawitacja, ale ta ciemność, którą ja odczuwam bawi się ze mną. Owija mnie łańcuchami wciąga do góry, by zaraz opuścić mnie gwałtownie, gdy zabraknie mi nadziei, ale nigdy nie pozwala dotknąć dna. Zawsze jestem gdzieś pomiędzy, a tą ciemność pokonujesz ty Alex. Twoje światło jest tak jasne, że dociera do mnie przez ciemne ściany pokoju, który mnie otacza. Jeszcze do niedawna myślałem, że nie ma tu żadnej szparki, ale ty udowodniłaś, że jest ucieczka z tego pokoju. Wiem, że jestem słaby. Wiem, że emocje, które znajdują się tutaj na tym świecie mnie wykańczają, ale ty pomagasz mi tą słabość przezwyciężyć. Dlatego zawsze będę cię chronić i wspierać. Podnosić i otaczać swoimi marnymi skrzydłami.
Alex jesteś moją księżniczką, którą chcę zawsze przytulać.
Wszyscy widzą mnie tak samo?
Nie, w to nie uwierzę. Ty Alex dostrzegasz we mnie kogoś wartościowego, a inni widzą mnie jako ułomnego dzieciaka, który nie poradzi sobie w żadnej sytuacji, którego trzeba zawsze chronić, o którego trzeba się martwić, bo idzie wojna i zostanie szybko zabity przez śmierciożerców. Dzieciaka bez żadnych szans na życie w tym świecie. Ty widzisz we mnie kogoś wielkiego, kogoś kto jest na równi z tobą, kogoś kto pomoże ci być silną.
- Jestem wysoki?- powtórzyłem bardzo cicho. Zawsze czułem się mały, tak niski, że inni mnie zgniotą. Co oznacza być wysokim? Uśmiechnąłem się na wspomnienie, ze nie jest piękna. Gdybyś czuła to co ja, wiedziałabyś, ze dla mnie jesteś najpiękniejszą istotą na świecie. Takiej osoby jak ty nigdy nie znajdę. Pozwoliłem jej stanąć za sobą, pozwoliłem jej mówić dalej.
- Alex, jesteś piękna. Dla mnie zawsze będziesz piękna - szepnąłem i odwróciłem się do niej przodem. Byłem naprawdę blisko niej. - I jesteś kimś, kimś wyjątkowym - dalej mówiłem cicho.- Dziękuję ci za te słowa. Tu chodzi bardziej o to, że nigdy nie dowiem się skąd mam kręcone włosy, bo nie znam moich rodziców, rodziny. Nie wiem skąd jestem, czy naprawdę pochodzę z Londynu, czy może jestem z innego kraju - odwróciłem się do luster i znowu dotknąłem zimnej tafli. - To jedyne co pozostało mi po rodzicach, mój wygląd, moje włosy, moja karnacja. Coś z tego należało do taty lub mamy, ale nie będzie mi dane tego poznać - odwróciłem się do niej i wyciągnąłem dłoń.- Chodź Alex na przygodę. Nie chcę ci psuć humoru tymi głupimi myślami - uśmiechnąłem się.- Dla mnie teraz jesteś ważna ty - dodałem cicho i ruszyłem gdzieś.- Bądź moim przewodnikiem.
Wiesz kim jesteś, a ja nigdy się tego nie dowiem, bo nawet nie wiem od czego zacząć szukać.
Szczęście.
Tak, jest ono nie pojęte. Różne osoby, różnie postrzegają swój świat szczęścia. Jedni po prostu uciekają przed smutkiem, drudzy podnoszą się z ran, które dostali od życia, następni zapominają o tym, co złe, a my dwoje szukamy szczęścia przy sobie. Ty chcesz widzieć mój uśmiech, a ja chcę byś też zawsze się uśmiechała. Chcę dla ciebie walczyć o każdy promyk radości, będę ci go przynosić w dłoniach, abyś tylko miała chociaż odrobinę tego, co ci zawsze umyka. Będę twoim Aniołem Stróżem, byś nigdy nie upadła, być nigdy nie tkwiła w ciemności, która ciągnie w dół jak grawitacja, ale ta ciemność, którą ja odczuwam bawi się ze mną. Owija mnie łańcuchami wciąga do góry, by zaraz opuścić mnie gwałtownie, gdy zabraknie mi nadziei, ale nigdy nie pozwala dotknąć dna. Zawsze jestem gdzieś pomiędzy, a tą ciemność pokonujesz ty Alex. Twoje światło jest tak jasne, że dociera do mnie przez ciemne ściany pokoju, który mnie otacza. Jeszcze do niedawna myślałem, że nie ma tu żadnej szparki, ale ty udowodniłaś, że jest ucieczka z tego pokoju. Wiem, że jestem słaby. Wiem, że emocje, które znajdują się tutaj na tym świecie mnie wykańczają, ale ty pomagasz mi tą słabość przezwyciężyć. Dlatego zawsze będę cię chronić i wspierać. Podnosić i otaczać swoimi marnymi skrzydłami.
Alex jesteś moją księżniczką, którą chcę zawsze przytulać.
Wszyscy widzą mnie tak samo?
Nie, w to nie uwierzę. Ty Alex dostrzegasz we mnie kogoś wartościowego, a inni widzą mnie jako ułomnego dzieciaka, który nie poradzi sobie w żadnej sytuacji, którego trzeba zawsze chronić, o którego trzeba się martwić, bo idzie wojna i zostanie szybko zabity przez śmierciożerców. Dzieciaka bez żadnych szans na życie w tym świecie. Ty widzisz we mnie kogoś wielkiego, kogoś kto jest na równi z tobą, kogoś kto pomoże ci być silną.
- Jestem wysoki?- powtórzyłem bardzo cicho. Zawsze czułem się mały, tak niski, że inni mnie zgniotą. Co oznacza być wysokim? Uśmiechnąłem się na wspomnienie, ze nie jest piękna. Gdybyś czuła to co ja, wiedziałabyś, ze dla mnie jesteś najpiękniejszą istotą na świecie. Takiej osoby jak ty nigdy nie znajdę. Pozwoliłem jej stanąć za sobą, pozwoliłem jej mówić dalej.
- Alex, jesteś piękna. Dla mnie zawsze będziesz piękna - szepnąłem i odwróciłem się do niej przodem. Byłem naprawdę blisko niej. - I jesteś kimś, kimś wyjątkowym - dalej mówiłem cicho.- Dziękuję ci za te słowa. Tu chodzi bardziej o to, że nigdy nie dowiem się skąd mam kręcone włosy, bo nie znam moich rodziców, rodziny. Nie wiem skąd jestem, czy naprawdę pochodzę z Londynu, czy może jestem z innego kraju - odwróciłem się do luster i znowu dotknąłem zimnej tafli. - To jedyne co pozostało mi po rodzicach, mój wygląd, moje włosy, moja karnacja. Coś z tego należało do taty lub mamy, ale nie będzie mi dane tego poznać - odwróciłem się do niej i wyciągnąłem dłoń.- Chodź Alex na przygodę. Nie chcę ci psuć humoru tymi głupimi myślami - uśmiechnąłem się.- Dla mnie teraz jesteś ważna ty - dodałem cicho i ruszyłem gdzieś.- Bądź moim przewodnikiem.
- Alexandra Grace
Re: Komnata luster
Sro Mar 30, 2016 8:25 pm
Można stać w tłumie ludzi i być samotnym. To takie głupie - myślimy, że posiadamy ludzi, że mamy "swoich". O tych najbardziej samotnych często mówi się, że nigdy nie są sami. Przecież ciągle są w czyimś towarzystwie. Mają z kim pogadać, do kogo wpaść, z kim odrobić lekcje. Ciągle się śmieją, cieszą. Popularni, znani i inne super cechy, które każdy chce posiadać. Jaka ładna iluzja. Większość z nich jest tak samo sama, jak Zack, czy Alex. Tak naprawdę wszyscy są cholernie samotni. Jesteśmy samotni, kiedy najbardziej potrzebujemy jakiegoś towarzystwa. Mamy jednak nielicznych, którzy czasami przystaną obok i zwrócą uwagę na coś poza własnym osamotnieniem. Więc może ostatecznie wcale samotni nie jesteśmy? To już filozoficzne pytanie. W sumie to wszystko nad czym mogli rozprawiać jest natury filozoficzne. Czym jest życie, czym jest szczęście, co to znaczy być "kimś"... takie pytania można zadawać w kółko, a odpowiedzi i pytania będą się tylko w kółko mnożyć.
Oj tak, Alexandra wie sporo rzeczy o swojej rodzinie. Ale co jej to niby daje? Czasami wiedza tylko unieszczęśliwia. Co więcej kształtuje ją to tak bardzo, że aż wcale. Dobra, wie skąd ta czupryna, głupie uszy i dlaczego nosi takie, a nie inne imię. Tyle, że to nie czyni jej Alexandrą Marią Grace.
Bądźmy szczerzy, z niej jest taka "Alexandra Maria", jak z kwiatka na błoniach morderca. Gryfonka to po prostu Alex. Ni więcej, ni mniej. Do tego noszenie tego nazwiska wcale nie ułatwia życia. Bycie dzieckiem, które nie spełniło nigdy oczekiwań swojej rodziny? Podziękujemy już. Ona jest kim jest, bo tak się potoczyły zdarzenia jej życia. Nie dlatego, że państwo Grace stwierdzili, że będzie taka, taka i owaka. Zresztą co tu dużo gadać, państwo Grace tak kochali swoje dziecko, że musiało ono pomieszkiwać u babci, bo nie wytrzymywało takiego życia. Do tego jej domem jest ten zamek.
Szczęście.
Wszystko to, co czyni człowieka radosnym. Dla każdego coś innego. Ona widziała swoje w nim. Co więcej nigdy nie powiedziałaby, że widzi go inaczej od innych. Problem nie leży w tym, jaki jest. Tu nie chodzi o żadną ułomność fizyczną. Ludzie mówią wiele rzeczy, a ile z nich jest prawdą? Tutaj trzeba byłoby się zastanowić. Nie mówiąc już o tym, że dziewczyna miała pewność co do tego, że z Zackiem jest nawet lepiej niż wszystko w porządku. To po prostu inni nie potrafią patrzeć. O wartości człowieka nie świadczy to, czy większość wyznaczy jego cenę na odpowiednią sumę. Tylko on sam decyduje o tym na jak wiele się wyceni. Gryfonka wyceniłaby go spokojnie na "bezcenny", ale tego chyba był świadomy. Mogli by tak rozmyślać o tym, ile za człowieka można dać, ile jest wart, ale po co? Filozofię wypada pozostawić tym, którzy się na niej rzeczywiście znają. No chyba, że preferują tą wiejską. W sumie to czemu nie? Może Alex wreszcie wytłumaczyłaby mu, że nie jest bezsilny?
Ba! Że jego siła leży w czymś więcej niż rzucaniu zaklęć?
- Na pewno wyższy niż ja, a nie należy do najmniejszych ludzi w zamku - Cicho, ale nie na tyle, by dziewczyna nie mogła wtrącić swojej odpowiedzi. Nie mogła też wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Nie mam tak dobrze, by ludzie wiedzieli, co kto tam ma. Może to i lepiej. Przynajmniej mieli przed sobą jeszcze jakieś tajemnice. Nie znudzą się sobą tak łatwo. Tak na przykład teraz - speszył ją! Cuda jak widać się zdarzają, bo chwile jej zajęło dojście do siebie i pozbieranie myśli, żeby coś powiedzieć.
- To nie ty straciłeś na tym tylko oni. Zresztą rodzina to nie tylko osoby z którym związani jesteśmy krwią - Tylko tyle z siebie wydusiła, bo przecież czas ruszać. Nie chciała znowu wchodzić w tryb "moralizatorsko-wkurwiająco-męcząco-bezsensowny", bo choć nie sądziła, że akurat on może tego nie wytrzymać to jednak wolała nie sprawdzać granic.
Złapała jego rękę i szła powoli, licząc na to, że ich nie zgubi. Bo naprawdę nie wierzyła w to, że ma na tyle dobrą orientację w terenie, żeby się nie zgubili. Zresztą była to wcześniej, ej! Może nie będzie tak źle.
- Wolę być towarzyszem podróży - odpowiedziała tylko i zamilkła, nie wiedząc, co by chciała jeszcze powiedzieć.
Oj tak, Alexandra wie sporo rzeczy o swojej rodzinie. Ale co jej to niby daje? Czasami wiedza tylko unieszczęśliwia. Co więcej kształtuje ją to tak bardzo, że aż wcale. Dobra, wie skąd ta czupryna, głupie uszy i dlaczego nosi takie, a nie inne imię. Tyle, że to nie czyni jej Alexandrą Marią Grace.
Bądźmy szczerzy, z niej jest taka "Alexandra Maria", jak z kwiatka na błoniach morderca. Gryfonka to po prostu Alex. Ni więcej, ni mniej. Do tego noszenie tego nazwiska wcale nie ułatwia życia. Bycie dzieckiem, które nie spełniło nigdy oczekiwań swojej rodziny? Podziękujemy już. Ona jest kim jest, bo tak się potoczyły zdarzenia jej życia. Nie dlatego, że państwo Grace stwierdzili, że będzie taka, taka i owaka. Zresztą co tu dużo gadać, państwo Grace tak kochali swoje dziecko, że musiało ono pomieszkiwać u babci, bo nie wytrzymywało takiego życia. Do tego jej domem jest ten zamek.
Szczęście.
Wszystko to, co czyni człowieka radosnym. Dla każdego coś innego. Ona widziała swoje w nim. Co więcej nigdy nie powiedziałaby, że widzi go inaczej od innych. Problem nie leży w tym, jaki jest. Tu nie chodzi o żadną ułomność fizyczną. Ludzie mówią wiele rzeczy, a ile z nich jest prawdą? Tutaj trzeba byłoby się zastanowić. Nie mówiąc już o tym, że dziewczyna miała pewność co do tego, że z Zackiem jest nawet lepiej niż wszystko w porządku. To po prostu inni nie potrafią patrzeć. O wartości człowieka nie świadczy to, czy większość wyznaczy jego cenę na odpowiednią sumę. Tylko on sam decyduje o tym na jak wiele się wyceni. Gryfonka wyceniłaby go spokojnie na "bezcenny", ale tego chyba był świadomy. Mogli by tak rozmyślać o tym, ile za człowieka można dać, ile jest wart, ale po co? Filozofię wypada pozostawić tym, którzy się na niej rzeczywiście znają. No chyba, że preferują tą wiejską. W sumie to czemu nie? Może Alex wreszcie wytłumaczyłaby mu, że nie jest bezsilny?
Ba! Że jego siła leży w czymś więcej niż rzucaniu zaklęć?
- Na pewno wyższy niż ja, a nie należy do najmniejszych ludzi w zamku - Cicho, ale nie na tyle, by dziewczyna nie mogła wtrącić swojej odpowiedzi. Nie mogła też wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Nie mam tak dobrze, by ludzie wiedzieli, co kto tam ma. Może to i lepiej. Przynajmniej mieli przed sobą jeszcze jakieś tajemnice. Nie znudzą się sobą tak łatwo. Tak na przykład teraz - speszył ją! Cuda jak widać się zdarzają, bo chwile jej zajęło dojście do siebie i pozbieranie myśli, żeby coś powiedzieć.
- To nie ty straciłeś na tym tylko oni. Zresztą rodzina to nie tylko osoby z którym związani jesteśmy krwią - Tylko tyle z siebie wydusiła, bo przecież czas ruszać. Nie chciała znowu wchodzić w tryb "moralizatorsko-wkurwiająco-męcząco-bezsensowny", bo choć nie sądziła, że akurat on może tego nie wytrzymać to jednak wolała nie sprawdzać granic.
Złapała jego rękę i szła powoli, licząc na to, że ich nie zgubi. Bo naprawdę nie wierzyła w to, że ma na tyle dobrą orientację w terenie, żeby się nie zgubili. Zresztą była to wcześniej, ej! Może nie będzie tak źle.
- Wolę być towarzyszem podróży - odpowiedziała tylko i zamilkła, nie wiedząc, co by chciała jeszcze powiedzieć.
- Mistrz Gry
Re: Komnata luster
Czw Maj 05, 2016 9:05 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Alexandrą a Zackiem z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Nathalie Powell
Re: Komnata luster
Pon Kwi 30, 2018 2:26 pm
Po zajęciach z zaklęć Nath nie miała zamiaru wracać do dormitorium. Stwierdziła, że skoro tak dawno nie widziała jakiejś znajomej i to w dodatku przyjaznej twarzy, to musi trochę się na tym skupić. Eileen była wręcz urodzoną rozmówczynią i zawsze im to dobrze szło, dlaczego by nie skorzystać z okazji?
Powell po powrocie do szkoły czuła się jak zagubione dziecko. Nagle jakby nikogo nie znała, jakby zniknęła wręcz cząstka jej samej, a przecież tak nie było. Wciąż te same twarze, te same osoby, jedynie brakuje siódmego rocznika, z którym i tak jakoś dobrze się nie trzymała. Uwielbiała spędzać czas sama ze sobą, z ołówkiem i pergaminem, ale to nie zawsze było najlepsze rozwiązanie. Czasem ma się ochotę otworzyć do kogoś gębę i zanudzić jaką historią z wakacji, a ona wyjątkowo takową ma i to niezbyt szczęśliwą. Nawet z tego ogromnego natłoku zupełnie zapomniała, że powinna odpisać na list Jamesowi. Była mu tak bardzo wdzięczna za miotłę, musi ją jak najszybciej wypróbować.
Lekcja zakończona, więc trzeba coś zrobić. Podróże po zamku i szukanie odpowiedniego miejsca nie należało do jej ulubionych zajęć, więc podeszła do wejścia do Sali Luster. Słyszała już o tym pokoju, ale nigdy jakoś nie myślała by do niego wejść. Stwierdziła, że lepiej poczekać na Eileen, w końcu we dwie jest zawsze raźniej i mogą ewentualnie zdecydować co robią.
Powell po powrocie do szkoły czuła się jak zagubione dziecko. Nagle jakby nikogo nie znała, jakby zniknęła wręcz cząstka jej samej, a przecież tak nie było. Wciąż te same twarze, te same osoby, jedynie brakuje siódmego rocznika, z którym i tak jakoś dobrze się nie trzymała. Uwielbiała spędzać czas sama ze sobą, z ołówkiem i pergaminem, ale to nie zawsze było najlepsze rozwiązanie. Czasem ma się ochotę otworzyć do kogoś gębę i zanudzić jaką historią z wakacji, a ona wyjątkowo takową ma i to niezbyt szczęśliwą. Nawet z tego ogromnego natłoku zupełnie zapomniała, że powinna odpisać na list Jamesowi. Była mu tak bardzo wdzięczna za miotłę, musi ją jak najszybciej wypróbować.
Lekcja zakończona, więc trzeba coś zrobić. Podróże po zamku i szukanie odpowiedniego miejsca nie należało do jej ulubionych zajęć, więc podeszła do wejścia do Sali Luster. Słyszała już o tym pokoju, ale nigdy jakoś nie myślała by do niego wejść. Stwierdziła, że lepiej poczekać na Eileen, w końcu we dwie jest zawsze raźniej i mogą ewentualnie zdecydować co robią.
- Eileen Gray
Re: Komnata luster
Pon Kwi 30, 2018 4:23 pm
W końcu się spotkały. Jedna z nielicznych istot, które Eileen szczerze mogła określić jako przyjaciółkę. Chyba nikt w tej szkole nie był jej tak bliski. Dla samotniczki takiej jak panna Gray takie relacje miały ogromne znaczenie, dlatego też gdy już się spotkały, nie zamierzała marnować ani chwili. Kiedy już udało jej się ogarnąć ze swoimi duperelami po zajęciach, ruszyła tam, gdzie spodziewała się zastać Nath - przed Salą Luster.
- Jestem! - powiedziała do Puchonki, promiennie się uśmiechając. - Chwilkę mi to zajęło. Naaath jak dobrze cię widzieć!
Taka wylewność była u spokojnego dziewczęcia wręcz niespotykana. Panna Powell znała ją na tyle dobrze, że doskonale o tym wiedziała. Gryfonka była raczej opanowana i oszczędna w wyrażaniu emocji, więc taki entuzjazm znaczył bardzo wiele. Puchonka wiedziała również, że Eileen ma kłopoty z koszmarami, choć przyczyny jeszcze nie znała. Teraz jednak dziewczyna była wypoczęta... ewentualnie dobrze się maskowała. Po ostatnich zajęciach z transmutacji nie można było mieć stuprocentowej pewności.
- Tyle się nie widziałyśmy! To okropne! Na pewno dużo się w tym czasie wydarzyło. Opowiesz mi, co u ciebie?
- Jestem! - powiedziała do Puchonki, promiennie się uśmiechając. - Chwilkę mi to zajęło. Naaath jak dobrze cię widzieć!
Taka wylewność była u spokojnego dziewczęcia wręcz niespotykana. Panna Powell znała ją na tyle dobrze, że doskonale o tym wiedziała. Gryfonka była raczej opanowana i oszczędna w wyrażaniu emocji, więc taki entuzjazm znaczył bardzo wiele. Puchonka wiedziała również, że Eileen ma kłopoty z koszmarami, choć przyczyny jeszcze nie znała. Teraz jednak dziewczyna była wypoczęta... ewentualnie dobrze się maskowała. Po ostatnich zajęciach z transmutacji nie można było mieć stuprocentowej pewności.
- Tyle się nie widziałyśmy! To okropne! Na pewno dużo się w tym czasie wydarzyło. Opowiesz mi, co u ciebie?
- Nathalie Powell
Re: Komnata luster
Pon Kwi 30, 2018 4:47 pm
Powell także uważała Gryfonkę za najbliższą osobę w tej szkole. Poczuła wręcz ulgę i szczęście, że mogła w końcu się z nią zobaczyć i pogadać o jakiś pierdołach. Na lekcji niestety nie miały okazji za bardzo wspominać, ale teraz mogły nadrobić stracony czas. Niestety nie miały kontaktu przez wakacje, ale Nath to przestało martwić. Skoro odnalazła się z Eileen to pewnie reszta też tu jest.
Uśmiechnęła się w momencie gdy ponownie zobaczyła ją znajomą i pogodną twarz. Racja, Nathalie znała już na tyle panne Gray by wiedzieć, że raczej nie okazuje za bardzo uczuć, a jeśli nawet chce to robi to subtelnie. Tym razem było inaczej, ale cóż to dla niej skoro sama była jedną wielką skrajnością. Z chwilowego smutku i rozpaczy, za chwilę potrafiła przejść do euforii szczęścia. Każdy ma w sobie takie coś co ukrywa.
- Masz rację i koniecznie musimy to nadrobić - ucieszyła się na jej widok i odwróciła się w stronę przejścia do Sali Luster.
Nie wiedziała czy powinna proponować Gryfonce wejście do tej sali, bo sama nie do końca wiedziała co będzie je tam czekać, ale w sumie przynajmniej będą miały prywatność. Tak wiele chciała z siebie wyrzucić, a na korytarzu czy w Pokoju Wspólnym nie mogła sobie na coś takiego pozwolić. Nie chciała by ktoś sobie coś pomyślał nasłuchując choćby fragment ich rozmowy.
- Oj wierz mi, bardzo dużo. Mam ci tak wiele do opowiedzenia - przez głowę przeszło jej spotkanie z Jamesem i zagadkowy Gio, którego jak nie było tak nie ma. Wcześniej miała wątpliwości by komuś o tym opowiadać, ale komu innemu jak nie Eileen...
- Wiesz, wolałabym o wszystkim porozmawiać jak będziemy całkiem same... Może masz ochotę wejść do sali? Ostrzegam, że ja tam nigdy nie była i nie wiem co tam jest. - powiedziała zakładając, że pewnie jej towarzyszka wie więcej niż ona.
Uśmiechnęła się w momencie gdy ponownie zobaczyła ją znajomą i pogodną twarz. Racja, Nathalie znała już na tyle panne Gray by wiedzieć, że raczej nie okazuje za bardzo uczuć, a jeśli nawet chce to robi to subtelnie. Tym razem było inaczej, ale cóż to dla niej skoro sama była jedną wielką skrajnością. Z chwilowego smutku i rozpaczy, za chwilę potrafiła przejść do euforii szczęścia. Każdy ma w sobie takie coś co ukrywa.
- Masz rację i koniecznie musimy to nadrobić - ucieszyła się na jej widok i odwróciła się w stronę przejścia do Sali Luster.
Nie wiedziała czy powinna proponować Gryfonce wejście do tej sali, bo sama nie do końca wiedziała co będzie je tam czekać, ale w sumie przynajmniej będą miały prywatność. Tak wiele chciała z siebie wyrzucić, a na korytarzu czy w Pokoju Wspólnym nie mogła sobie na coś takiego pozwolić. Nie chciała by ktoś sobie coś pomyślał nasłuchując choćby fragment ich rozmowy.
- Oj wierz mi, bardzo dużo. Mam ci tak wiele do opowiedzenia - przez głowę przeszło jej spotkanie z Jamesem i zagadkowy Gio, którego jak nie było tak nie ma. Wcześniej miała wątpliwości by komuś o tym opowiadać, ale komu innemu jak nie Eileen...
- Wiesz, wolałabym o wszystkim porozmawiać jak będziemy całkiem same... Może masz ochotę wejść do sali? Ostrzegam, że ja tam nigdy nie była i nie wiem co tam jest. - powiedziała zakładając, że pewnie jej towarzyszka wie więcej niż ona.
- Eileen Gray
Re: Komnata luster
Pon Kwi 30, 2018 5:07 pm
Eileen spojrzała z zainteresowaniem na Puchonkę. Dużo? Nawet bardzo dużo! Oj, to brzmiało wyjątkowo ciekawie, co bardzo ucieszyło Gryfonkę. Następne słowa sprawiły jednak, że spoważniała. Całkiem same? Czyżby opowieści Nathalie wcale nie miały być takie radosne, jak w pierwszej chwili założyła?
- Mam nadzieję, że nie wydarzyło się nic złego...? - rzuciła ostrożnie takie pół-pytanie, patrząc z pewną troską na rówieśniczkę. Potem zerknęła na wejście do sali, nie bardzo wiedząc co dziewczyna może mieć na myśli.
- Um, a co złego tam może być? Pewnie co najwyżej sterta starych fałszoskopów... A zawsze to jakaś prywatność.
Bez oporu, z prawdziwie gryfońską werwą Eileen nacisnęła na klamkę i chwytając Nathalie za rękę, ciągnąc ją delikatnie za sobą, weszła do środka.
- Mam nadzieję, że nie wydarzyło się nic złego...? - rzuciła ostrożnie takie pół-pytanie, patrząc z pewną troską na rówieśniczkę. Potem zerknęła na wejście do sali, nie bardzo wiedząc co dziewczyna może mieć na myśli.
- Um, a co złego tam może być? Pewnie co najwyżej sterta starych fałszoskopów... A zawsze to jakaś prywatność.
Bez oporu, z prawdziwie gryfońską werwą Eileen nacisnęła na klamkę i chwytając Nathalie za rękę, ciągnąc ją delikatnie za sobą, weszła do środka.
- Nathalie Powell
Re: Komnata luster
Pon Kwi 30, 2018 5:49 pm
Powell obserwowała reakcję towarzyszki. Mini kalejdoskop dało się zauważyć na jej twarzy, ale nie była zdziwiona. Przecież to normalne, że ktoś może się martwić jak mówi się o takich sprawach. W dodatku ona miała zamiar zdradzić jej sprawy, o których nikomu jeszcze nie mówiła.
- Nie, znaczy to już przeszłość, więc chyba tak dramatycznie nie mogło być skoro tu stoję - uśmiechnęła się do przyjaciółki uspokajająco.
Właściwie jak tak sobie zaczęła przypominać wydarzenie w wakacje, to mały włos a mogłaby już tutaj nie być. Na całe szczęście miała obok siebie Jamesa, który bardzo ją wspierał i oczywiście pomógł. Czuła się przy nim jak bezbronne zwierzątko, które potrzebuje opieki. Teraz trochę się zmieniło, nawet Nath wewnętrznie czuła się silniejsza. To chyba właśnie takie wydarzenia powodują, że człowiek zaczyna inaczej myśleć.
- Nie mam pojęcia, sama nie jestem pewna czy powinnyśmy... - no i tyle by z tego było.
Nath nie dokończyła swojej wypowiedzi, bo El wciągnęła ją za sobą do pomieszczenia. Cóż za zdziwienie miała na twarzy gdy zobaczyła, że po obu stronach są same odbicia lustrzane. Nie wiedziała do końca o co tu chodzi. Zrobiła dwa kroki do przodu i dopiero wtedy zdała sobie sprawę co to właściwie jest.
- Labirynt - powiedziała cicho.
Nie wiedziała za bardzo jak na to zareagować, ale jakoś nie czuła za bardzo strachu. Towarzyszyło jej jedynie delikatne zmartwienie, bo zamiast skupiać się na sobie będą teraz musiały poszukać jakiegoś wyjścia z tego wszystkiego. Pocieszała się, że to jest jednak Hogwart, jedno z najbardziej bezpiecznych miejsc na świecie, więc co może się stać?
- No to się wpakowałyśmy...
- Nie, znaczy to już przeszłość, więc chyba tak dramatycznie nie mogło być skoro tu stoję - uśmiechnęła się do przyjaciółki uspokajająco.
Właściwie jak tak sobie zaczęła przypominać wydarzenie w wakacje, to mały włos a mogłaby już tutaj nie być. Na całe szczęście miała obok siebie Jamesa, który bardzo ją wspierał i oczywiście pomógł. Czuła się przy nim jak bezbronne zwierzątko, które potrzebuje opieki. Teraz trochę się zmieniło, nawet Nath wewnętrznie czuła się silniejsza. To chyba właśnie takie wydarzenia powodują, że człowiek zaczyna inaczej myśleć.
- Nie mam pojęcia, sama nie jestem pewna czy powinnyśmy... - no i tyle by z tego było.
Nath nie dokończyła swojej wypowiedzi, bo El wciągnęła ją za sobą do pomieszczenia. Cóż za zdziwienie miała na twarzy gdy zobaczyła, że po obu stronach są same odbicia lustrzane. Nie wiedziała do końca o co tu chodzi. Zrobiła dwa kroki do przodu i dopiero wtedy zdała sobie sprawę co to właściwie jest.
- Labirynt - powiedziała cicho.
Nie wiedziała za bardzo jak na to zareagować, ale jakoś nie czuła za bardzo strachu. Towarzyszyło jej jedynie delikatne zmartwienie, bo zamiast skupiać się na sobie będą teraz musiały poszukać jakiegoś wyjścia z tego wszystkiego. Pocieszała się, że to jest jednak Hogwart, jedno z najbardziej bezpiecznych miejsc na świecie, więc co może się stać?
- No to się wpakowałyśmy...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach