- Arthur Attaway
Re: Komnata luster
Pon Mar 02, 2015 6:39 pm
Jego brwi poszybowały w górę, gdy usłyszał słowa dziewczyny. Nie wyglądała na osobę, której zapach papierosów w jakikolwiek sposób by przeszkadzał, a jednak twierdziła, że nie potrafi palić. Czy można nie potrafić palić? Czy jest to możliwe? To tak jak nie umieć się pieprzyć. Każdy to robi, lepiej lub gorzej.
Chwycił zębami kolejnego papierosa wysuwając go z tekturowego pudełka. Dymek na paczce sugerował swoją wymownością - Huff'n'Puff. Wilczek i kłąb mlecznobiałej rozkoszności.
-Nauczę Cię. - powiedział miękko a w rytm jego słów papieros drgał między wargami. Hey, nie po raz pierwszy sprowadza kogoś na złą drogę. A jeżeli to miało być takie złe, to... niech pomyśli o tym jak o nauce. Nauka nigdy nie jest zła, a doświadczenie potrzebne, prawda?
Trzask zapalniczki i ciepły płomień oblał pomieszczenie, odbijając się w taflach kolejnych luster. Podsunął ogień pod jej papierosa w oczekiwaniu. Odpalić chyba potrafisz, dziecinko? Wpatrywał się w jej oczy, płynna czekolada, skupiona i zdecydowana. Czy w jej życiu było miejsce na odrobinę szaleństwa?
-Arthur.
Skinął delikatnie głową w uproszczonej wersji pełnego ukłonu. Choć z pewnością wypadało go popełnić, tak warunki tego miejsca zwalniały go z obowiązku bycia w pełni tradycjonalistą. Płomień wzniecił koniuszek jej papierosa, a on nie mógł oderwać oczu od siedzącej przed nim dziewczyny.
Chwycił zębami kolejnego papierosa wysuwając go z tekturowego pudełka. Dymek na paczce sugerował swoją wymownością - Huff'n'Puff. Wilczek i kłąb mlecznobiałej rozkoszności.
-Nauczę Cię. - powiedział miękko a w rytm jego słów papieros drgał między wargami. Hey, nie po raz pierwszy sprowadza kogoś na złą drogę. A jeżeli to miało być takie złe, to... niech pomyśli o tym jak o nauce. Nauka nigdy nie jest zła, a doświadczenie potrzebne, prawda?
Trzask zapalniczki i ciepły płomień oblał pomieszczenie, odbijając się w taflach kolejnych luster. Podsunął ogień pod jej papierosa w oczekiwaniu. Odpalić chyba potrafisz, dziecinko? Wpatrywał się w jej oczy, płynna czekolada, skupiona i zdecydowana. Czy w jej życiu było miejsce na odrobinę szaleństwa?
-Arthur.
Skinął delikatnie głową w uproszczonej wersji pełnego ukłonu. Choć z pewnością wypadało go popełnić, tak warunki tego miejsca zwalniały go z obowiązku bycia w pełni tradycjonalistą. Płomień wzniecił koniuszek jej papierosa, a on nie mógł oderwać oczu od siedzącej przed nim dziewczyny.
- Lyrae Fletcher
Re: Komnata luster
Pon Mar 02, 2015 8:12 pm
Właśnie, czy można nie potrafić palić? Przywoływała w pamięci obraz spokojnej, flegmatycznej twarzy ojca, kiedy unosił do ust papierosa i zaciągał się nim w taki sposób, jakby to było coś naturalnego. Arthur robił to w podobny sposób... Jej płuca jednak nigdy nie zostały wypełnione ta szarawą trucizną w czystej postaci, jedynie jej mieszanką z powietrzem.
Siedem lat temu, kiedy przyodziała na głowę pewną bardzo wygadaną Tiarę, nadano jej zielone barwy. Cechy tego domu były powszechnie znane - ambicja, zaradność, tchórzostwo, czystość... Właśnie to robiło ją najdziwniejszą ze Ślizgonek, od początku skazaną na rozmowy za plecami... Dzieci słyszały historie od swoich rodziców, rodzice od dziadków. Slytherin, dom plotek i konspiracji, skazał dziewczynę na trzymanie się na uboczu, ukształtował osobę, która z nieufną ciekawością podchodziła do nowych rzeczy. Jej wzrok rozkładał sytuację na czynniki pierwsze i wtedy dopiero podejmowała decyzję.
Mimo wszystko ciągnęło ją do nowego.
- Miło mi. - formalności, przyzwyczajenia.
Płomień oświetlił jej jasna skórę, nadając twarzy nieco inny, cieplejszy wyraz. Oczy odbiły światło niczym ciemne lustra.
Uniosła papierosa do ust, trzymając go opuszkami palca wskazującego i kciuka. Jej dłoń drżała delikatnie. Pozwoliła, aby końcówka przeszła ogniem i wtedy dopiero czerwone wargi objęły filtr ściśle. Wciągnęła nieco powietrza do siebie przez papierosa, jednak wypuściła je równie szybko. Gdzieś w głowie usłyszała głos należący do pana Fletchera, słowa, które nie były wypowiadane w jej stronę. Pierwszym się nie zaciągaj.
Całkiem nieźle jak na pierwsze zapalenie. Uśmiechnęła się pod nosem, unosząc znów wzrok na chłopaka. Znów odbijała się w jego oczach.
- To... Raz kozie śmierć?
Niepewny wyraz twarzy i nieco trzęsące się palce... Nie wskazywały na powodzenie tej czynności. Znów przycisnęła papierosa do ust, tym razem biorąc głębszy oddech. Najpierw dym wypełnił usta, a później, kiedy organizm zadziałał instynktownie, w błaganiu o powietrze, trucizna wypełniła jej płuca...
Odgłos kaszlu wypełnił całe pomieszczenie. Dym w pewnej części opuścił jej ciało, twarz zaczerwieniła się znacznie, oczy przeszkliły łzami. Zaczęła brać łapczywe oddechy. Tlenu... Tlenu!
Siedem lat temu, kiedy przyodziała na głowę pewną bardzo wygadaną Tiarę, nadano jej zielone barwy. Cechy tego domu były powszechnie znane - ambicja, zaradność, tchórzostwo, czystość... Właśnie to robiło ją najdziwniejszą ze Ślizgonek, od początku skazaną na rozmowy za plecami... Dzieci słyszały historie od swoich rodziców, rodzice od dziadków. Slytherin, dom plotek i konspiracji, skazał dziewczynę na trzymanie się na uboczu, ukształtował osobę, która z nieufną ciekawością podchodziła do nowych rzeczy. Jej wzrok rozkładał sytuację na czynniki pierwsze i wtedy dopiero podejmowała decyzję.
Mimo wszystko ciągnęło ją do nowego.
- Miło mi. - formalności, przyzwyczajenia.
Płomień oświetlił jej jasna skórę, nadając twarzy nieco inny, cieplejszy wyraz. Oczy odbiły światło niczym ciemne lustra.
Uniosła papierosa do ust, trzymając go opuszkami palca wskazującego i kciuka. Jej dłoń drżała delikatnie. Pozwoliła, aby końcówka przeszła ogniem i wtedy dopiero czerwone wargi objęły filtr ściśle. Wciągnęła nieco powietrza do siebie przez papierosa, jednak wypuściła je równie szybko. Gdzieś w głowie usłyszała głos należący do pana Fletchera, słowa, które nie były wypowiadane w jej stronę. Pierwszym się nie zaciągaj.
Całkiem nieźle jak na pierwsze zapalenie. Uśmiechnęła się pod nosem, unosząc znów wzrok na chłopaka. Znów odbijała się w jego oczach.
- To... Raz kozie śmierć?
Niepewny wyraz twarzy i nieco trzęsące się palce... Nie wskazywały na powodzenie tej czynności. Znów przycisnęła papierosa do ust, tym razem biorąc głębszy oddech. Najpierw dym wypełnił usta, a później, kiedy organizm zadziałał instynktownie, w błaganiu o powietrze, trucizna wypełniła jej płuca...
Odgłos kaszlu wypełnił całe pomieszczenie. Dym w pewnej części opuścił jej ciało, twarz zaczerwieniła się znacznie, oczy przeszkliły łzami. Zaczęła brać łapczywe oddechy. Tlenu... Tlenu!
- Arthur Attaway
Re: Komnata luster
Sob Mar 07, 2015 12:58 pm
Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Czy ten miękki brąz jej tęczówek mógł przywoływać jakiekolwiek złe wspomnienia? Czy była doświadczona przez życie w sposób najgorszy z możliwych, złamana i zniszczona, by teraz tkwić w skorupie własnego życia? A może tylko mu się wydawało. Często mu się wydaje, że coś wie. Że niby zna przeszłość i teraźniejszość, nie ważne jak okrutną i czyją tak naprawdę. Nauczyciel? Zwierze? Uczeń? Pewnie gdyby spotkał dyrektora Hogwartu, powiedziałby mu że jest smutnym człowiekiem. Czy chciał im wszystkim pomóc? Umierał po kawałku, gdy zdawał sobie sprawę, że nie może. Coś w nim pękało z każdym razem gdy spoglądał w ich oczy i widział cierpienie i smutek, które przychodzą z mądrością i odpowiedzialnością. Jedyne o czym marzył to oddać im własne szczęście, byleby sami byli choć przez chwilę szczęśliwsi.
Ale może tylko mu się wydawało.
Co widział w lustrze? Lustro. Odbijał uczucia i emocje, dostosowywał się do innych, nie mając nic swojego. Może to właśnie dlatego mieli spotkać się tutaj, a nie nigdzie indziej? Akurat w sali pełnej luster, zwierciadeł w ramach starszych nie czas, a kurz unoszący się w martwym powietrzu dekadami. Kto normalny czułby się tutaj jak w domu?
Ale może tylko mu się wydawało.
Roześmiał się radośnie widząc jej nieporadne, pierwsze zaciągnięcie. Sam przysunął płomień do swojego papierosa, zaciągając się. Pierwszym się nie zaciąga? Reguły są dla słabych. Mleczny obłoczek jak owieczka, przeskoczył kolejne zwierciadła, ulatując do owieczkowego nieba. Przysunął się do niej blisko, na kilka centymetrów i zapytał zupełnie spokojnie:
-Pomóc Ci? Resuscytacja usta-usta, zawsze w cenie.
Uniósł delikatnie brew do góry, czekając.
Ale może tylko mu się wydawało.
Co widział w lustrze? Lustro. Odbijał uczucia i emocje, dostosowywał się do innych, nie mając nic swojego. Może to właśnie dlatego mieli spotkać się tutaj, a nie nigdzie indziej? Akurat w sali pełnej luster, zwierciadeł w ramach starszych nie czas, a kurz unoszący się w martwym powietrzu dekadami. Kto normalny czułby się tutaj jak w domu?
Ale może tylko mu się wydawało.
Roześmiał się radośnie widząc jej nieporadne, pierwsze zaciągnięcie. Sam przysunął płomień do swojego papierosa, zaciągając się. Pierwszym się nie zaciąga? Reguły są dla słabych. Mleczny obłoczek jak owieczka, przeskoczył kolejne zwierciadła, ulatując do owieczkowego nieba. Przysunął się do niej blisko, na kilka centymetrów i zapytał zupełnie spokojnie:
-Pomóc Ci? Resuscytacja usta-usta, zawsze w cenie.
Uniósł delikatnie brew do góry, czekając.
- Lyrae Fletcher
Re: Komnata luster
Sob Mar 07, 2015 8:20 pm
Odbicie w odbiciu. Zjawisko nadwyraz ciekawe, bo skoro odbijał uczucie, to co mógł odbić w lustrze? Czy nie zostanie zawieszony w nieokreślonym, zupełnie pustym stanie?
Stanie samotności.
A co jeśli to prawda? Jeśli jego szare oczy były tylko odbiciem jej samej? Złe samopoczucie, niefizyczne tylko lustrem jej zagubienia, strachu, zawieszenia między miłością a nienawiścią. Jeśli tak, to czy ona mogła być jego złudzeniem? Nie... Raczej na odwrót.Ona wiedziała, co widzi w lustrze. Wiedziała, jaką ma twarz - nie bała się poznać prawdy o niej, bo dobrze już ją znała. Nie przerażała ją postać, odbijająca każde jej uczucie, ponieważ każdy czuje to co ona, każdy z innego powodu. Ale co mogły stworzyć z niej te uczucia jutro?
Gdyby mogła, zahibernowałaby siebie właśnie w tej chwili... Bo kolejna może być gorsza. Bo strach ogranicza.
Starała się uspokoić skurcze w mięśniach otaczających jej płuca. Kiedy już pieczenie jako tako ustało, a tlen znów trafił do jej organizmu, mogła znów spojrzeć w te oczy pełne pustki. Pustki, którą chciał tam mieć. Czy uważał to za lepsze niż jej niepewne, rozdarte uczucia?
Zareagowała szczerym śmiechem na jego słowa. Policzki przybrały kolor czerwieni. Może od kaszlu. Tak, na pewno od tego. Wcale nie dlatego, że nagle znalazł się zbyt blisko.
- Doceniam pomoc, ale mogę jeszcze samodzielnie oddychać. - mruknęła, po czym przy zetknięciu wzroku ze wzrokiem znów ujęła czerwonymi wargami filtr, aby napełnić usta dymem. Próba pociągnięcia tego dalej zakończyła się kolejną, ale krótszą falą kaszlu.
- Albo nie... - wydyszała, wypuszczając z ust małe, nieregularne chmurki dymu, niezależnie od siebie. Po co dalej to ciagnęła, skoro bycie zaciąganą na złą stronę szło tak marnie? Może po prostu czuła, że kiedy robi jeden krok do przodu, już nie może się zatrzymać.
Bo nie mogła. Mawiano, że pierwsze zaciągnięcie już uzależniało, ale trudno w to wierzyć. Trudno wierzyć też, że po jednym słowie wypowiedzianym do nieznajomego można już nie móc się z nim rozstać. Ludzie wchodzą w różne sytuacje, czasem chętnie, czasem z przymusu, czasem przez przypadek...
Jednak co pchnęło ich do tego, aby się tu spotkać?
Co to wszystko miało ją nauczyć?
Nie wierzyła, że tylko trucia się na nowy sposób.
Stanie samotności.
A co jeśli to prawda? Jeśli jego szare oczy były tylko odbiciem jej samej? Złe samopoczucie, niefizyczne tylko lustrem jej zagubienia, strachu, zawieszenia między miłością a nienawiścią. Jeśli tak, to czy ona mogła być jego złudzeniem? Nie... Raczej na odwrót.Ona wiedziała, co widzi w lustrze. Wiedziała, jaką ma twarz - nie bała się poznać prawdy o niej, bo dobrze już ją znała. Nie przerażała ją postać, odbijająca każde jej uczucie, ponieważ każdy czuje to co ona, każdy z innego powodu. Ale co mogły stworzyć z niej te uczucia jutro?
Gdyby mogła, zahibernowałaby siebie właśnie w tej chwili... Bo kolejna może być gorsza. Bo strach ogranicza.
Starała się uspokoić skurcze w mięśniach otaczających jej płuca. Kiedy już pieczenie jako tako ustało, a tlen znów trafił do jej organizmu, mogła znów spojrzeć w te oczy pełne pustki. Pustki, którą chciał tam mieć. Czy uważał to za lepsze niż jej niepewne, rozdarte uczucia?
Zareagowała szczerym śmiechem na jego słowa. Policzki przybrały kolor czerwieni. Może od kaszlu. Tak, na pewno od tego. Wcale nie dlatego, że nagle znalazł się zbyt blisko.
- Doceniam pomoc, ale mogę jeszcze samodzielnie oddychać. - mruknęła, po czym przy zetknięciu wzroku ze wzrokiem znów ujęła czerwonymi wargami filtr, aby napełnić usta dymem. Próba pociągnięcia tego dalej zakończyła się kolejną, ale krótszą falą kaszlu.
- Albo nie... - wydyszała, wypuszczając z ust małe, nieregularne chmurki dymu, niezależnie od siebie. Po co dalej to ciagnęła, skoro bycie zaciąganą na złą stronę szło tak marnie? Może po prostu czuła, że kiedy robi jeden krok do przodu, już nie może się zatrzymać.
Bo nie mogła. Mawiano, że pierwsze zaciągnięcie już uzależniało, ale trudno w to wierzyć. Trudno wierzyć też, że po jednym słowie wypowiedzianym do nieznajomego można już nie móc się z nim rozstać. Ludzie wchodzą w różne sytuacje, czasem chętnie, czasem z przymusu, czasem przez przypadek...
Jednak co pchnęło ich do tego, aby się tu spotkać?
Co to wszystko miało ją nauczyć?
Nie wierzyła, że tylko trucia się na nowy sposób.
- Arthur Attaway
Re: Komnata luster
Nie Mar 08, 2015 9:40 am
Roześmiał się cicho na widok jej nieporadnego palenia. I uwierz mi, czy tego chcesz czy nie - uzależnienie leży u samych podstaw. To nie fakt, że robisz coś codziennie, to nie fakt, że przyzwyczajasz się do robienia pewnych czynności, zapominając zupełnie o tym jak Twój mały świat wyglądał bez nich. To sam akt, pierwszy krok, to ten skok jest uzależnieniem. On przynosi Twojemu ciału odrobinę inności, dreszczyk, adrenalinę która zaczyna krążyć w Twoich żyłach jak najlepszy alkohol. To właśnie dla tego uczucia sięgasz po raz kolejny. Ale Ty pytasz, dociekasz dlaczego? Dlaczego on jest tylko odbiciem i czy realnie istnieje taka możliwość by nie istniał, był tylko projekcją Twoich potrzeb, uczuć z których sama nie zdajesz sobie do końca sprawy. Czy może być rzeczywistym zwierciadłem Twoich pragnień? Magia nie zna swoich granic, ale kocha zaskakiwać. Sam tego nie wiem, a w końcu jestem Narratorem jego opowieści, prawda?
Położył dłoń na jej ramieniu, pozwalając by jego własne ciepło mieszało się z jej, a nie był to gest groźby czy poddaństwa jak wierzono w niektórych kulturach czy subgatunkach. Nie chciał jej poniżyć, chciał zapewnić jej komfort, a potrzeba dotyku bywa jedną z najsilniejszych, ukorzenionych tak głęboko, że nie sposób nazwać jej słowami - zbyt pierwotna dla nowoczesnych potrzeb języka i jego komunikacji. Papieros wisiał pomiędzy jego wargami, rozżarzając się na nowo z każdym mimowolnym zaciągnięciem. Kolejne warstwy, które przekładały się ze sobą na nowo, wirowały ku kamiennym sklepieniom, pomiędzy szlakiem luster. A on już przy niej kucał, obserwował swoimi szarymi tęczówkami jej twarz, omiatał krzywiznę jej warg, które składają się rozkosznie do papierosa i gonitwa myśli galopował przez jego umysł. Ale czy na pewno mógł samodzielnie myśleć, jeżeli był tylko projekcją? Jak niskie mniemanie o samym sobie trzeba mieć, by w ogóle dopuścić do siebie przerażającą wizję o uzależnieniu od innych ludzi. Jak trzeba siebie nienawidzić, by wierzyć, że jest się każdym, ale nie sobą. Przyzwyczajenia potrafią boleć, ale cholera. To dla dreszczyku emocji robimy krok. A potem następny, bo nie chcemy się już zatrzymać, a robimy to w pełni świadomie. To przywiązanie do własnej pustki zmusza nas by stać w miejscu i nie chcieć się nigdzie ruszać. Niektórzy wybierają ją świadomie, nie chcą czuć rozrywającego każdą komórkę, tkankę bólu, który towarzyszył im przez czas i miejsca. Wolą świadomą pustkę, któa wyziera z nich uczucia, ale przynajmniej pozostawia w spokoju, w stanie nienaruszonej świeżości, jak przewożony lawetą samochód - on pozostaje nowy, pomimo, że jedzie prawda? A to czy tak naprawdę ciągnie go inny samochód, to już kwestia demagogii i subiektywnego odczucia.
- Może palenie to jednak nie Twój konik?
Uśmiechnął się bardzo subtelnie, ale to ten większy, szczerej sympatii uśmiech czaił się w jego zimnych i pustych oczach. Nabierały przy niej blasku, jaki widzieć mogą tylko synowie do swoich matek, mężowie do swoich wybranek - rodzaj uczucia, który można interpretować dwojako, ale zwykle prowadzi do tego samego. Sympatii. Przyjaźni. Miłości.
Zacznijmy małymi kroczkami.
Położył dłoń na jej ramieniu, pozwalając by jego własne ciepło mieszało się z jej, a nie był to gest groźby czy poddaństwa jak wierzono w niektórych kulturach czy subgatunkach. Nie chciał jej poniżyć, chciał zapewnić jej komfort, a potrzeba dotyku bywa jedną z najsilniejszych, ukorzenionych tak głęboko, że nie sposób nazwać jej słowami - zbyt pierwotna dla nowoczesnych potrzeb języka i jego komunikacji. Papieros wisiał pomiędzy jego wargami, rozżarzając się na nowo z każdym mimowolnym zaciągnięciem. Kolejne warstwy, które przekładały się ze sobą na nowo, wirowały ku kamiennym sklepieniom, pomiędzy szlakiem luster. A on już przy niej kucał, obserwował swoimi szarymi tęczówkami jej twarz, omiatał krzywiznę jej warg, które składają się rozkosznie do papierosa i gonitwa myśli galopował przez jego umysł. Ale czy na pewno mógł samodzielnie myśleć, jeżeli był tylko projekcją? Jak niskie mniemanie o samym sobie trzeba mieć, by w ogóle dopuścić do siebie przerażającą wizję o uzależnieniu od innych ludzi. Jak trzeba siebie nienawidzić, by wierzyć, że jest się każdym, ale nie sobą. Przyzwyczajenia potrafią boleć, ale cholera. To dla dreszczyku emocji robimy krok. A potem następny, bo nie chcemy się już zatrzymać, a robimy to w pełni świadomie. To przywiązanie do własnej pustki zmusza nas by stać w miejscu i nie chcieć się nigdzie ruszać. Niektórzy wybierają ją świadomie, nie chcą czuć rozrywającego każdą komórkę, tkankę bólu, który towarzyszył im przez czas i miejsca. Wolą świadomą pustkę, któa wyziera z nich uczucia, ale przynajmniej pozostawia w spokoju, w stanie nienaruszonej świeżości, jak przewożony lawetą samochód - on pozostaje nowy, pomimo, że jedzie prawda? A to czy tak naprawdę ciągnie go inny samochód, to już kwestia demagogii i subiektywnego odczucia.
- Może palenie to jednak nie Twój konik?
Uśmiechnął się bardzo subtelnie, ale to ten większy, szczerej sympatii uśmiech czaił się w jego zimnych i pustych oczach. Nabierały przy niej blasku, jaki widzieć mogą tylko synowie do swoich matek, mężowie do swoich wybranek - rodzaj uczucia, który można interpretować dwojako, ale zwykle prowadzi do tego samego. Sympatii. Przyjaźni. Miłości.
Zacznijmy małymi kroczkami.
- Lyrae Fletcher
Re: Komnata luster
Wto Mar 10, 2015 7:58 pm
Widziała, z jakiego powodu się zaśmiał. Cóż, przez chwilę było jej trochę głupio, jak każdemu, kto swoją nieporadnością może wywołać u innych śmiech, ale ostatecznie sama też się uśmiechnęła.
- Może i tak... Ale wolę palić źle niż udawać, że robię to dobrze. Kiedyś się nauczę.
Tak proste poddanie się nie było w jej stylu. Jak mogłaby mówić o sobie jako o ambitnej, gdyby poddawała się po pierwszej nie do końca udanej próbie. Nie poddawała się tak łatwo. Ba, jej niechęć do poddawania można było nawet porównać do oślego uporu. Co nie zmieniało faktu, że z papierosem w ustach czuła się trochę jak mała dziewczynka przebierająca się w ubrania matki, aby poczuć się bardziej dorosłą choć przez chwilę. Tylko czy ona tego chciała? Wszyscy gonili za dorosłością, wychodzili jej naprzeciw, skrzętnie planując swoją bliską przyszłość - opuszczenie szkoły, planowany zawód, wyprowadzka od rodziców... Dojrzałość.
Czy to wszystko w ogóle jest teraz ważne? Teraz, kiedy zarówno ją jak i jego otaczali tylko oni sami, ich myśli i słabości. Być może słabością było to, jak łatwo uległa propozycji, zbyt ufnie jak na nią. Teraz ta myśl przyszła do jej głowy, kiedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Ciepło, tak zupełnie inne niż jej własne zaczęło przenikać do niej... Nie lubiła dotyku. Nawet delikatny sprawiał, że tysiące mrówek przebiegały po jej kręgosłupie. Jej skóra traktowała czyjeś palce jak ciało obce, które niechętnie przyjmowała. To tylko skutki nieznacznego stronienia od innych. Do wszystkiego można przywyknąć, do dotyku także. Czasem może nawet stać się czymś przyjemnie się kojarzącym. Tak jak teraz...
Jego wzrok tylko ją w tym utwierdził.
Dostrzegła to w tym blasku, on tego potrzebował - drugiego człowieka, w którym znajdzie oparcie. Może już ją rozgryzł i wiedział, że jej życie było ustawione na tryb mało skomplikowanej gry - żądasz czegoś, to daj coś od siebie. Analogicznie, jeśli chcesz jej sympatii, podaruj jej coś. On chciał przekazać Lutni oparcie, komfort, ale co ona mogła dać w zamian? Nie lubiła być czyjąś dłużniczką... Ludzie wtedy tyle od niej oczekują. A mimo to ciągle dawała im kolejną szansę.
Czemu nie miałaby dać jej jemu?
Każde kolejne spojrzenie, każde pytanie tylko utwierdzało ją w przekonaniu - to nie mógł być przypadek, że akurat ona odnalazła go w tym lustrzanym labiryncie.
Małe kroki to dobry pomysł.
- Dlaczego tu jesteśmy? - spytała, nawiązując kolejne spojrzenie między nimi. Nie, on nie był jedynie lustrem. Lustro nigdy nie patrzyłoby na nią w ten sposób.
- Może i tak... Ale wolę palić źle niż udawać, że robię to dobrze. Kiedyś się nauczę.
Tak proste poddanie się nie było w jej stylu. Jak mogłaby mówić o sobie jako o ambitnej, gdyby poddawała się po pierwszej nie do końca udanej próbie. Nie poddawała się tak łatwo. Ba, jej niechęć do poddawania można było nawet porównać do oślego uporu. Co nie zmieniało faktu, że z papierosem w ustach czuła się trochę jak mała dziewczynka przebierająca się w ubrania matki, aby poczuć się bardziej dorosłą choć przez chwilę. Tylko czy ona tego chciała? Wszyscy gonili za dorosłością, wychodzili jej naprzeciw, skrzętnie planując swoją bliską przyszłość - opuszczenie szkoły, planowany zawód, wyprowadzka od rodziców... Dojrzałość.
Czy to wszystko w ogóle jest teraz ważne? Teraz, kiedy zarówno ją jak i jego otaczali tylko oni sami, ich myśli i słabości. Być może słabością było to, jak łatwo uległa propozycji, zbyt ufnie jak na nią. Teraz ta myśl przyszła do jej głowy, kiedy poczuła jego dłoń na ramieniu. Ciepło, tak zupełnie inne niż jej własne zaczęło przenikać do niej... Nie lubiła dotyku. Nawet delikatny sprawiał, że tysiące mrówek przebiegały po jej kręgosłupie. Jej skóra traktowała czyjeś palce jak ciało obce, które niechętnie przyjmowała. To tylko skutki nieznacznego stronienia od innych. Do wszystkiego można przywyknąć, do dotyku także. Czasem może nawet stać się czymś przyjemnie się kojarzącym. Tak jak teraz...
Jego wzrok tylko ją w tym utwierdził.
Dostrzegła to w tym blasku, on tego potrzebował - drugiego człowieka, w którym znajdzie oparcie. Może już ją rozgryzł i wiedział, że jej życie było ustawione na tryb mało skomplikowanej gry - żądasz czegoś, to daj coś od siebie. Analogicznie, jeśli chcesz jej sympatii, podaruj jej coś. On chciał przekazać Lutni oparcie, komfort, ale co ona mogła dać w zamian? Nie lubiła być czyjąś dłużniczką... Ludzie wtedy tyle od niej oczekują. A mimo to ciągle dawała im kolejną szansę.
Czemu nie miałaby dać jej jemu?
Każde kolejne spojrzenie, każde pytanie tylko utwierdzało ją w przekonaniu - to nie mógł być przypadek, że akurat ona odnalazła go w tym lustrzanym labiryncie.
Małe kroki to dobry pomysł.
- Dlaczego tu jesteśmy? - spytała, nawiązując kolejne spojrzenie między nimi. Nie, on nie był jedynie lustrem. Lustro nigdy nie patrzyłoby na nią w ten sposób.
- Arthur Attaway
Re: Komnata luster
Wto Mar 10, 2015 9:22 pm
Dojrzałość nie nadchodzi nagle i nigdy nie jest czymś wyczekiwanym. Owszem wejście w życie para dorosłe, może mieć reperkusje, ale zapewniam, zmiana jest tylko i wyłącznie formalna. Myślisz, że gdy zegar wybije ten dzień, świat obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Prędzej trzysta sześćdziesiąt, jeżeli już pragniesz więcej ruchu. Papieros płonął w jego wargach tak jak i jego myśli płonęły na morzu absolutnej pustki. Dryfował tym dalej im dłużej spoglądał w jej oczy, chłonął emocje skrywane gdzieś naprawdę głęboko za parawanem introwertyzmu i samodzielności. Każdy kiedyś potrzebuje drugiego człowieka, bo ludzie jak znaczna wielość zwierząt, są stadne. Prędzej czy później sięgamy po wyciągniętą dłoń, bo o wiele łatwiej jest móc powiedzieć sobie: Ktoś mi pomógł, ale i ja jestem potrzebny. Jeżeli nie chcesz myśleć o relacjach ludzkich na poziomie stricte duchowym, proszę bardzo. Im większa ilość osób w Twoim otoczeniu, tym większa szansa na znalezienie idealnego partnera do reprodukcji i potomstwa. Lepiej?
Wróćmy jednak do tego co mnie jako autora najbardziej urzekło. Czy naprawdę wydaje Ci się, że Arthur ma w sobie pokłady ludzkich uczuć, a nie jest zwykłym zwierciadłem? Skąd pewność, że to jak się zachowuje nie jest w pełni uzależnione od Twoich skrywanych i podświadomych pragnień ukierunkowanych wobec innych ludzi? Może nawet nie zdajesz sobie sprawy jak silne jest uzależnienie od osób trzecich, dopóty nie odbije się ono rykoszetem tak byś mogła je zobaczyć. Zbadać, zmierzyć, policzyć i dotknąć - organoleptycznie dla własnej satysfakcji. Czy jeżeli rodzi się w Tobie uczucie w stosunku do lustra, to czy przypadkiem nie zobaczysz tego na własne oczy? Uśmiechnij się do takiej tafli, a ręczę głową, że zobaczysz ten uśmiech. Chyba, że nie. Wtedy idź do lekarza, bo urojenia się leczy.
-A czy nie wydaje Ci się, że to miejsce jest dobre jak każde inne?
Przekrzywił głowę tak jak robią to psy. Z zaciekawieniem obserwował jej mimikę, gesty i źrenice, rozszerzające i kurczące na przemian. Czy mogłoby być lepsze miejsce od tego?
Dym z wolna ulatywał, wisząc ciężko jak deszczowa chmura. Dłoń wciąż spoczywała na jej ramieniu. Uśmiech wciąż gościł na ustach. Pustka w miejscu duszy, błagała o wypełnienie.
Wróćmy jednak do tego co mnie jako autora najbardziej urzekło. Czy naprawdę wydaje Ci się, że Arthur ma w sobie pokłady ludzkich uczuć, a nie jest zwykłym zwierciadłem? Skąd pewność, że to jak się zachowuje nie jest w pełni uzależnione od Twoich skrywanych i podświadomych pragnień ukierunkowanych wobec innych ludzi? Może nawet nie zdajesz sobie sprawy jak silne jest uzależnienie od osób trzecich, dopóty nie odbije się ono rykoszetem tak byś mogła je zobaczyć. Zbadać, zmierzyć, policzyć i dotknąć - organoleptycznie dla własnej satysfakcji. Czy jeżeli rodzi się w Tobie uczucie w stosunku do lustra, to czy przypadkiem nie zobaczysz tego na własne oczy? Uśmiechnij się do takiej tafli, a ręczę głową, że zobaczysz ten uśmiech. Chyba, że nie. Wtedy idź do lekarza, bo urojenia się leczy.
-A czy nie wydaje Ci się, że to miejsce jest dobre jak każde inne?
Przekrzywił głowę tak jak robią to psy. Z zaciekawieniem obserwował jej mimikę, gesty i źrenice, rozszerzające i kurczące na przemian. Czy mogłoby być lepsze miejsce od tego?
Dym z wolna ulatywał, wisząc ciężko jak deszczowa chmura. Dłoń wciąż spoczywała na jej ramieniu. Uśmiech wciąż gościł na ustach. Pustka w miejscu duszy, błagała o wypełnienie.
- Lyrae Fletcher
Re: Komnata luster
Sro Mar 11, 2015 3:41 pm
Świat był pełen magii, więc nie dziw się, gdy lustro nie odwzajemni twojego uśmiechu. Nie każde lustro chciało. Nie każde mogło lubić twój uśmiech. Z kolei inne tak pokochają twoją powierzchowność, że już zawsze będą trzymać w pamięci twój obraz. One tak jak ludzie uzależnieni są od innych. Osoby takie wybieramy podobne do nas, czasem nawet bezwiednie. Chcemy być rozumiani przez ludzi, którymi się otaczamy. Inaczej każdy by zwariował. Czasem należy szukać całe życie, tylko po to, aby przez nie przebrnąć i nigdy nie być zrozumianym do końca.
Pustka wcale nie jest prosta do wypełnienia. Przestrzeń nie lubi być pusta, dlatego ludzie są czasem tak słodko masochistyczni. Jednak kiedy ktoś zda sobie z tego sprawę, że lepiej jest trzymać się tej nicości niż oddać się kolejnym katuszom, powstrzymuje te zapędy. Wypełnić pustkę wcale nie jest prosto. Jest prościej. Zdecydowanie prościej niż pozbywać się z niej bólu na nowo. Wybierasz lepszą opcję.
Nikt nigdy nie mówił, że cokolwiek będzie proste. Nawet jeśli każdy siedzący właśnie za ścianą z nosem w książce uczeń, przeżywa to samo, jak każdy człowiek w każdym mijanym miejscu. Każdy z nich przeżywa to samo na swój sposób. Każdy z nich chce myśleć, że to uczucie jest inne i wyjątkowe. Ale ono nie jest... To ten człowiek jest.
Czyż nie tak mówisz, autorze?
Jak więc Lyrae mogła w ogóle myśleć o przeżywaniu czegoś wyjątkowego? Może mogła spytać jego - bo pomimo braku wiary z jej strony w ten fakt, mogła nazwać go swoim ludzkim Ain Eingarp. Papieros trzymany w jej palcach tlił się, ukazując już wyraźne skutki zaniedbania. Ona zawiesiła wzrok na kimś innym.
Ważniejszym?
Wolna dłoń zebrała jego palce z ramienia, przez chwilę pozwalając na mierzenie się z dotykiem. Czego potrzebował do zapełnienia pustki? Uśmiechu? Czasu? Sympatii? Duchowych potrzeb, sprzedawanych jak materialne? Czy ona w ogóle miała co przenieść do jego pustki ze swojego kielicha?
Miała.
- Nie. Tutaj jest bardzo łatwo się zgubić. - powiedziała, powoli podnosząc się do pionu. Jej zmysły już przyzwyczaiły się do zapachu tytoniu w pomieszczeniu. W dłoni nadal spoczywał papieros. - Łatwiej niż gdziekolwiek indziej.
Tak, to jest doskonały wstęp do tej przygody. Pustka nadal była pustką. Życie toczyło się dalej. Dziewczyna się pożegnała i znów mogła zgubić w lustrzanym labiryncie, jakby nigdy nie istniała.
Ołowiany żołnierz wypadł ze okna.
Pustka nadal była pustką.
[z/t musiałam uciec, bo lecę do Hogsmeade]
Pustka wcale nie jest prosta do wypełnienia. Przestrzeń nie lubi być pusta, dlatego ludzie są czasem tak słodko masochistyczni. Jednak kiedy ktoś zda sobie z tego sprawę, że lepiej jest trzymać się tej nicości niż oddać się kolejnym katuszom, powstrzymuje te zapędy. Wypełnić pustkę wcale nie jest prosto. Jest prościej. Zdecydowanie prościej niż pozbywać się z niej bólu na nowo. Wybierasz lepszą opcję.
Nikt nigdy nie mówił, że cokolwiek będzie proste. Nawet jeśli każdy siedzący właśnie za ścianą z nosem w książce uczeń, przeżywa to samo, jak każdy człowiek w każdym mijanym miejscu. Każdy z nich przeżywa to samo na swój sposób. Każdy z nich chce myśleć, że to uczucie jest inne i wyjątkowe. Ale ono nie jest... To ten człowiek jest.
Czyż nie tak mówisz, autorze?
Jak więc Lyrae mogła w ogóle myśleć o przeżywaniu czegoś wyjątkowego? Może mogła spytać jego - bo pomimo braku wiary z jej strony w ten fakt, mogła nazwać go swoim ludzkim Ain Eingarp. Papieros trzymany w jej palcach tlił się, ukazując już wyraźne skutki zaniedbania. Ona zawiesiła wzrok na kimś innym.
Ważniejszym?
Wolna dłoń zebrała jego palce z ramienia, przez chwilę pozwalając na mierzenie się z dotykiem. Czego potrzebował do zapełnienia pustki? Uśmiechu? Czasu? Sympatii? Duchowych potrzeb, sprzedawanych jak materialne? Czy ona w ogóle miała co przenieść do jego pustki ze swojego kielicha?
Miała.
- Nie. Tutaj jest bardzo łatwo się zgubić. - powiedziała, powoli podnosząc się do pionu. Jej zmysły już przyzwyczaiły się do zapachu tytoniu w pomieszczeniu. W dłoni nadal spoczywał papieros. - Łatwiej niż gdziekolwiek indziej.
Tak, to jest doskonały wstęp do tej przygody. Pustka nadal była pustką. Życie toczyło się dalej. Dziewczyna się pożegnała i znów mogła zgubić w lustrzanym labiryncie, jakby nigdy nie istniała.
Ołowiany żołnierz wypadł ze okna.
Pustka nadal była pustką.
[z/t musiałam uciec, bo lecę do Hogsmeade]
- Esmeralda Moore
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 9:25 pm
Świat ten już dawno napisał swój scenariusz, daty gnały przed siebie bez opamiętania, a życie dziewczyny stało w tym samym miejscu w którym było. Nie zrobiła ani jednego kroku do przodu, ani do tyłu. Po prostu stała niczym posąg, który nie zmieni się przez całe wieki. I chociaż nie raz słyszała, że trzeba wziąć swój los w własne ręce, to w jej wypadku nie było to wcale takie proste. W końcu o jakimś losie możemy mówić w chwili kiedy takowy naprawdę jest. A czy posąg jakiś los może posiadać. Romka żyła sobie z dnia na dzień, nie wiadomo po co, i nie wiadomo dla kogo, z uczuciami których nie potrafiła rozpoznać. Zmieniła się, i pewnie wielu z was stwierdziło by, że to dobrze. Niestety tak nie było. W tej chwili musiała wcielić się w rolę której kompletnie nie znała. Czuła się zupełnie tak jak by nagle trafiła do innego teatru, w którym była szmacianą marionetką, której to sznurki ciągnął ktoś, kto był zupełnie nieuchwytny, ale z drugiej strony wydawał się być tak bardzo znany. I takim o to sposobem z jednego więzienia, Esmeralda trafiła do drugiego, ale z tego nie jest tak łatwo uciec, dlaczego? dlatego, że nie różni się ono niczym innym od tej pułapki w której była wcześniej. Po prostu wpadła z deszczu pod rynnę.
Cyganka spacerowała sobie spokojnie po szkole. Mijała co chwila różnych ludzi na których nawet w tej chwili nie zwracała uwagi. Słuchała jak jej kroki odbijają się cichym echem i dobiegają tylko do jej uszu. Chusta z monetkami pobrzękiwała cicho, ale pomimo tego, że wydawała się być stosunkowo ciężka, nie odbierała dziewczynie tej lekkości, przynajmniej złudnej. Czarne długie włosy kołysały się lekko, a szmaragdowe oczy uważnie obejmowały to miejsce po którym akurat się przechadzała. W końcu zauważyła drzwi. Pamiętała je, wiedziała co się za nimi znajduje, oraz co rozpoczęło to miejsce. Podeszła do nich i nacisnęła delikatnie na klamkę, a drewniane wrota od razu ustąpiły jej odsłaniając przed jej osobą, piękną salę, która była cała zrobiona w lustrze. Weszła do pomieszczenia ostrożnie i zamknęła za sobą drzwi. Nic się tutaj nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. Nawet odbicie. Teraz powracały obrazy, słowa które tutaj zostały zamknięte. Co by się stało gdyby w odpowiednim momencie wyszła, gdyby nie próbowała zapolować akurat na tą muszkę. Czy to, że się spotkali było im przeznaczone, czy może po prostu życie z nich zakpiło, złączając na siłę ze sobą te dwie części które tak bardzo do siebie nie pasowały. Teraz na takie pytania było już za późno. Nie można było zawrócić.
Czarnowłosa oparła się o tą gładką taflę lustra i zsunęła się po niej na ziemię, która z resztą również była cała w lustrze. Podkuliła lekko nogi pod siebie i przyglądała się teraz uważnie swojemu odbiciu. Zupełnie tak jak by miała nadzieję, że za chwilę ten obraz zafaluje i pokaże zupełnie coś innego, tylko co?
Cyganka spacerowała sobie spokojnie po szkole. Mijała co chwila różnych ludzi na których nawet w tej chwili nie zwracała uwagi. Słuchała jak jej kroki odbijają się cichym echem i dobiegają tylko do jej uszu. Chusta z monetkami pobrzękiwała cicho, ale pomimo tego, że wydawała się być stosunkowo ciężka, nie odbierała dziewczynie tej lekkości, przynajmniej złudnej. Czarne długie włosy kołysały się lekko, a szmaragdowe oczy uważnie obejmowały to miejsce po którym akurat się przechadzała. W końcu zauważyła drzwi. Pamiętała je, wiedziała co się za nimi znajduje, oraz co rozpoczęło to miejsce. Podeszła do nich i nacisnęła delikatnie na klamkę, a drewniane wrota od razu ustąpiły jej odsłaniając przed jej osobą, piękną salę, która była cała zrobiona w lustrze. Weszła do pomieszczenia ostrożnie i zamknęła za sobą drzwi. Nic się tutaj nie zmieniło od jej ostatniej wizyty. Nawet odbicie. Teraz powracały obrazy, słowa które tutaj zostały zamknięte. Co by się stało gdyby w odpowiednim momencie wyszła, gdyby nie próbowała zapolować akurat na tą muszkę. Czy to, że się spotkali było im przeznaczone, czy może po prostu życie z nich zakpiło, złączając na siłę ze sobą te dwie części które tak bardzo do siebie nie pasowały. Teraz na takie pytania było już za późno. Nie można było zawrócić.
Czarnowłosa oparła się o tą gładką taflę lustra i zsunęła się po niej na ziemię, która z resztą również była cała w lustrze. Podkuliła lekko nogi pod siebie i przyglądała się teraz uważnie swojemu odbiciu. Zupełnie tak jak by miała nadzieję, że za chwilę ten obraz zafaluje i pokaże zupełnie coś innego, tylko co?
- Peter Pettigrew
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 10:00 pm
Nigdzie ich nie było, nie ważne ile szukał i kogo pytał. Ani w dormitorium, ani w ich typowych miejscach schadzek nie trafił na żadnego z trójki przyjaciół. Huncwotów. Był jednym z nich, więc czemu ostatnio coraz częściej znikali gdzieś bez niego? Dlaczego nie mówili mu już co planują i gdzie idą, tylko zapadali się pod ziemię, wychodzili z zajęć zanim on spakował choćby torbę i znikali za rogiem, gdy on próbował ich dogonić? Tak się nie traktuje kumpla, zwłaszcza, że to był ich ostatni rok i niedługo ich drogi miały się rozejść, być może nawet na zawsze. Zaglądał do każdej otwartej sali po kolei, wpadając do środka, przemierzając wzrokiem ławki i zatrzaskując za sobą drzwi, coraz bardziej spanikowany. No, bo ile można było siedzieć samemu w pokoju wspólnym czy dormitorium i wyczekiwać któregoś z nich, wmawiając przechodzącym gryfonom to jak bardzo nie chciało mu się iść za Jamesem i resztą, jak bez niego pewnie i tak się dobrze nie bawią, żeby nikt nie wpadł na durny pomysł, że go olali...
"Nie, nie zrobiliby tego." Prychnął pod nosem, idąc żwawym krokiem, czując jak dopada go zmęczenie. Niestety, nie był stworzony do biegania po korytarzach, o wiele bardziej pasowało mu siedzenie w wielkiej sali i wyjadanie deserów. Albo właściwie czegokolwiek. Daleko mu było do anorektyka, ale póki brzuch nie wystawał mu jak u Grubego Mnicha, to nie było aż tak źle. Zresztą, w Hogwarcie naprawdę nieźle karmili, a on nie lubił, gdy coś się marnowało.
Westchnął ciężko, zatrzymując się przy kolejnych drzwiach, zarzekając się, że jeśli za nimi nie zobaczy Rogacza, Łapy ani Lunatyka, to idzie na kolację i się nimi więcej nie przejmuje. Przynajmniej na dzisiaj. Uh, ale się zmachał, może ewentualnie zrobi sobie chwilę przerwy i usiądzie na minutkę. Nogi go bolały i słabo się zrobiło. Z mieszanymi uczuciami nacisnął klamkę, a kiedy jego oczom ukazało się morze odbić, zamrugał zaskoczony, nie kojarząc od razu miejsca w jakim się znalazł. Do tego nie był sam.
"Kurde, no i co mam zrobić? Wyjdę na idiotę, jeśli teraz po prostu zamknę drzwi. Nie jestem na pierwszym roku by przypadkiem trafiać w takie miejsca." Powinien był pamiętać o komnacie luster, ale tak rzadko do niej zaglądał, jeśli wcale, a do tego się spieszył, że zupełnie niechcący wziął ją za kolejną salę lekcyjną. "Co James zrobiłby na moim miejscu?" Przypomniał sobie wszystkie tanie teksty na podryw jakimi Rogacz rzucał na prawo i lewo (a przede wszystkim na rudo) i zarumienił się lekko. Nie, nie był aż tak śmiały jak Potter, więc podszedł do najbliższego lustra, jakby to właśnie zamierzał zrobić od wejścia i zaczął się w nim przeglądać w milczeniu, jak gdyby był w łazience czy przymierzalni. Spokojnie, wdech i wydech. Wcale nie był zmęczony, serce nie biło mu jak szalone, a ręce i pachy nie zrosił pot. Nikogo nie szukał, był tylko luzackim huncwotem, który zamierzał pójść do lustrzanej komnaty by... erm... popatrzeć na siebie? I... i poprawić krawat. Tak, to zaczął robić. A ona, cokolwiek robiła na podłodze, niech się nim nie przejmuje. Albo najlepiej niech pójdzie i cieszy się ze spotkania przyjaciela takich sław jak Black, Lupin i Potter, a jemu da szansę na złapanie oddechu i dyskretne opuszczenie tego schizoidalnego miejsca na rzecz kanapek z serem i soku z czarnej porzeczki.
"Nie, nie zrobiliby tego." Prychnął pod nosem, idąc żwawym krokiem, czując jak dopada go zmęczenie. Niestety, nie był stworzony do biegania po korytarzach, o wiele bardziej pasowało mu siedzenie w wielkiej sali i wyjadanie deserów. Albo właściwie czegokolwiek. Daleko mu było do anorektyka, ale póki brzuch nie wystawał mu jak u Grubego Mnicha, to nie było aż tak źle. Zresztą, w Hogwarcie naprawdę nieźle karmili, a on nie lubił, gdy coś się marnowało.
Westchnął ciężko, zatrzymując się przy kolejnych drzwiach, zarzekając się, że jeśli za nimi nie zobaczy Rogacza, Łapy ani Lunatyka, to idzie na kolację i się nimi więcej nie przejmuje. Przynajmniej na dzisiaj. Uh, ale się zmachał, może ewentualnie zrobi sobie chwilę przerwy i usiądzie na minutkę. Nogi go bolały i słabo się zrobiło. Z mieszanymi uczuciami nacisnął klamkę, a kiedy jego oczom ukazało się morze odbić, zamrugał zaskoczony, nie kojarząc od razu miejsca w jakim się znalazł. Do tego nie był sam.
"Kurde, no i co mam zrobić? Wyjdę na idiotę, jeśli teraz po prostu zamknę drzwi. Nie jestem na pierwszym roku by przypadkiem trafiać w takie miejsca." Powinien był pamiętać o komnacie luster, ale tak rzadko do niej zaglądał, jeśli wcale, a do tego się spieszył, że zupełnie niechcący wziął ją za kolejną salę lekcyjną. "Co James zrobiłby na moim miejscu?" Przypomniał sobie wszystkie tanie teksty na podryw jakimi Rogacz rzucał na prawo i lewo (a przede wszystkim na rudo) i zarumienił się lekko. Nie, nie był aż tak śmiały jak Potter, więc podszedł do najbliższego lustra, jakby to właśnie zamierzał zrobić od wejścia i zaczął się w nim przeglądać w milczeniu, jak gdyby był w łazience czy przymierzalni. Spokojnie, wdech i wydech. Wcale nie był zmęczony, serce nie biło mu jak szalone, a ręce i pachy nie zrosił pot. Nikogo nie szukał, był tylko luzackim huncwotem, który zamierzał pójść do lustrzanej komnaty by... erm... popatrzeć na siebie? I... i poprawić krawat. Tak, to zaczął robić. A ona, cokolwiek robiła na podłodze, niech się nim nie przejmuje. Albo najlepiej niech pójdzie i cieszy się ze spotkania przyjaciela takich sław jak Black, Lupin i Potter, a jemu da szansę na złapanie oddechu i dyskretne opuszczenie tego schizoidalnego miejsca na rzecz kanapek z serem i soku z czarnej porzeczki.
- Esmeralda Moore
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 10:17 pm
Wyczulony słuch dziewczyny wyłapywał najróżniejsze głosy, oraz kroki ludzi którzy mijali co chwila te drzwi. Musiała przyznać, że z każdą chwilą robiło się to coraz bardziej irytujące. Za wiele odgłosów do niej dochodziło, przez co miała ochotę po prostu nagle zniknąć, tylko aby przestać słyszeć to wszystko. I w sumie pewnie już by się podniosła gdyby nie fakt, że usłyszała, iż ktoś zatrzymał się przy drzwiach. Mimo wszystko przez długi czas nie wchodził tutaj. Jej zielone oczy padły na klamkę obserwując uważnie, czy ta nie porusza się nawet na milimetr. I w końcu ujrzała tego który najwyraźniej przez ten czas bił się z ochotę wejścia do tego pomieszczenia. Znała tego chłopaka, bo w końcu ciężko było go nie kojarzyć. Wszędzie wałęsał się z huncwotami. Mimo wszystko wydawał się być znacznie spokojniejszy. Przynajmniej to wywnioskowała po lekcjach na które razem chodzili. Okazji do rozmowy nie było. Jeżeli ktoś chciał z nim pogadać to musiał liczyć się z tym, że wtedy trzeba było też nawiązać konwersację z resztą huncwotów.
Romka uśmiechnęła się delikatnie, i szybkim ruchem głowy odgarnęła jeden niesforny kosmyk włosów który opadł jej na oczy. Wstała cicho ze swojego miejsca, a biała spódnica zafalowała lekko. Przypominała w tej chwili trochę mgłę która otaczała jej ciało, a jej chusta z monetkami zabrzęczała przyjaźnie. Cicho więc podeszła do chłopaka i stanęła za jego plecami przyglądając się uważnie jego odbiciu. Tak, wyraźnie widziałeś te dwa wielkie szmaragdy, które wpatrywały się w twoje oczy za pośrednictwem lustra.
-Cześć Peter- Wydobył się z jej gardła cichy i miękki głosik, który mógł przywodzić na myśl świergot słowików, ale ona nie była nim. Wyglądała nadzwyczaj ludzko. Nie zmieniało to, jednak faktu, że temu pięknemu obrazkowi z zielonymi oczętami brakował tylko skrzydełek które mogły by unieść jej lekkie ciało gdzieś w przestworza.
-Co robisz tutaj?- Nie interesowało ja gdzie zgubił swoich przyjaciół. W końcu nie trzeba wcale z nimi obcować 24h na dobę. Każdy może odczuć potrzebę samotności, i nie można mieć mu wcale tego za złe. Oczywiście jeżeli ta samotność trwa za długo to wtedy można zacząć się niepokoić. No, ale temu chłopakowi chyba to nie grozi. Nawet jeżeli teraz był sam to pewnie niedługo niego samotne chwile się skończą.
Romka uśmiechnęła się delikatnie, i szybkim ruchem głowy odgarnęła jeden niesforny kosmyk włosów który opadł jej na oczy. Wstała cicho ze swojego miejsca, a biała spódnica zafalowała lekko. Przypominała w tej chwili trochę mgłę która otaczała jej ciało, a jej chusta z monetkami zabrzęczała przyjaźnie. Cicho więc podeszła do chłopaka i stanęła za jego plecami przyglądając się uważnie jego odbiciu. Tak, wyraźnie widziałeś te dwa wielkie szmaragdy, które wpatrywały się w twoje oczy za pośrednictwem lustra.
-Cześć Peter- Wydobył się z jej gardła cichy i miękki głosik, który mógł przywodzić na myśl świergot słowików, ale ona nie była nim. Wyglądała nadzwyczaj ludzko. Nie zmieniało to, jednak faktu, że temu pięknemu obrazkowi z zielonymi oczętami brakował tylko skrzydełek które mogły by unieść jej lekkie ciało gdzieś w przestworza.
-Co robisz tutaj?- Nie interesowało ja gdzie zgubił swoich przyjaciół. W końcu nie trzeba wcale z nimi obcować 24h na dobę. Każdy może odczuć potrzebę samotności, i nie można mieć mu wcale tego za złe. Oczywiście jeżeli ta samotność trwa za długo to wtedy można zacząć się niepokoić. No, ale temu chłopakowi chyba to nie grozi. Nawet jeżeli teraz był sam to pewnie niedługo niego samotne chwile się skończą.
- Peter Pettigrew
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 10:39 pm
Trochę miał nadzieję, że go zignoruje, albo wyjdzie i nie będzie zadawać głupich pytań o jego przyjaciół (jak to robili wszyscy, zwłaszcza inni gryfoni, ilekroć pojawiał się gdzieś bez obstawy). Niestety, dziewczyna postanowiła podejść do niego, wpatrując się w odbicie jego jasnych oczu, jakby czegoś od niego oczekując i nie bojąc się o to poprosić. Już chciał rozwiać jej nadzieje i powiedzieć, że nie, nie spyta Syriusza co o niej myśli i czy chciałby się umówić, bo nie był do cholery serwisem randkowym jego i Pottera, ale powstrzymało go zgoła niespodziewane pytanie, jakie padło z wyraźnie zarysowanych ust brunetki. Co robił? Ano, wcale nie biegał pół dnia po zamku szukając przyjaciół, czując się odrzucony i wykluczony z jedynej grupki do jakiej kiedykolwiek udało mu się wbić. Skądże! Po prostu potrzebował lustra by poprawić krawat. I już skończył to robić. Właściwie mógłby nawet sobie pójść, bo szczerze mówiąc nigdy nie gadał sam na sam z dziewczyną, do tego z cyganką o której krążyły plotki... "A co jeśli się obrazi i rzuci na mnie klątwę?" Chyba to Łapa go straszył tymi dziwnymi historyjkami o specjalnym odłamie cygańskiej magii z kłuciem laleczek, laniem wosku i tańcem przy ognisku. Tego mu tylko brakowało - kolejnej dawki pecha w już i tak niespecjalnie łatwym życiu. Przełknął ślinę, kryjąc zdenerwowanie pomieszane ze zmęczeniem, odwracając się do niej. Mimo wszystko wolał by nie stała tuż za jego plecami, nawet jeśli widział jej odbicie w lustrze.
- Stoję... - mruknął, bijąc się w myślach na to, że nie stać go było na bardziej inteligentną odpowiedź. - A ty? - dodał szybko, odwracając wzrok, odnajdując niejakie ułatwienie w patrzeniu na odzwierciedlenie puchonki w tafli zwierciadła, niż bezpośrednie przypatrywanie się jej smukłej sylwetce i przeszywającemu spojrzeniu.
- Stoję... - mruknął, bijąc się w myślach na to, że nie stać go było na bardziej inteligentną odpowiedź. - A ty? - dodał szybko, odwracając wzrok, odnajdując niejakie ułatwienie w patrzeniu na odzwierciedlenie puchonki w tafli zwierciadła, niż bezpośrednie przypatrywanie się jej smukłej sylwetce i przeszywającemu spojrzeniu.
- Esmeralda Moore
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 10:58 pm
Nie dla niej były randki, czy związki. Nie miała nikogo bliskiego, bo mieć nie mogła. Od chwili jej narodzin zgodziła się na takie warunki tego życia i jak dotąd nie próbowała wyjść po za margines tej umowy. Co oczywiście nie oznaczało, że nie miała uczuć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nigdy by nie ulokowała ich w tak prostej i łatwiej do rozgryzienia istoty jaką był Syriusz Black. Jeżeli postanawiała owijać wokół czyichś nadgarstków nicie, które z czasem przeistaczały się w istną sieć z której wcale nie tak łatwo było się wyrwać, to nie były to pierwsze lepsze osoby.
-No tak... i stosunkowo oczywista odpowiedź- Mrugnęła do ciebie przyjaźnie uśmiechając się nadal delikatnie. Nie miała co do ciebie złych zamiarów. Można nawet w tej chwili pokusić się o stwierdzenie, że na chwilkę zapomniała, że pozwoliła sobie na stoczenie się na niższe poziomy tego piekła. Na tą jedną malutką chwilkę ponownie była Esmeraldą którą pozostawiła gdzieś w tej sali.
-Cóż... to miejsce rozpoczęło w moim życiu szereg dziwnych zdarzeń- Wyszeptała po czym odsunęła się od ciebie tylko po to aby zacząć krążyć po pomieszczeniu, a końcówki jej palców wodziły po gładkiej tafli, zostawiając na chwilę smugę która znikała po pewnej chwili.
-Ale jakoś tak o niej zapomniałam. I przypadkiem trafiłam tutaj jeszcze raz- Tylko dlaczego tak się stało. Czy miała sobie o czymś przypomnieć.
-No i szukam czegoś- Wyszeptała cicho. Tylko sama nie miała pojęcia czego. W chwili kiedy jej mała nóżka ponownie przekroczyła próg od razu poczuła, że znajduje się tutaj coś co do niej należy, ale kompletnie nie mogła wpaść na to co to było. Wtedy kiedy pierwszy raz natknęła się tutaj na tego wampira, coś zostawiła, coś co było dla niej bardzo ważne, ale jednocześnie braku tej rzeczy przez ten cały czas nie odczuwała.
Czy reakcja chłopaka ją zadziwiła? nie, przyzwyczaiła się już do tego, że ludzie podczas rozmowy z nią woleli trzymać się na dystans. Nie można było mieć im tego za złe. W końcu wiele rzeczy słyszało się o cyganach, a ona nawet jak by chciała i tak nie mogła tego zmienić, jeżeli ktoś jej na to nie pozwalał. Może z czasem chłopak się przekona do tego, że Romka nie jest złą osobą, ale za nim to nastąpi może minąć naprawdę dużo czasu.
-No tak... i stosunkowo oczywista odpowiedź- Mrugnęła do ciebie przyjaźnie uśmiechając się nadal delikatnie. Nie miała co do ciebie złych zamiarów. Można nawet w tej chwili pokusić się o stwierdzenie, że na chwilkę zapomniała, że pozwoliła sobie na stoczenie się na niższe poziomy tego piekła. Na tą jedną malutką chwilkę ponownie była Esmeraldą którą pozostawiła gdzieś w tej sali.
-Cóż... to miejsce rozpoczęło w moim życiu szereg dziwnych zdarzeń- Wyszeptała po czym odsunęła się od ciebie tylko po to aby zacząć krążyć po pomieszczeniu, a końcówki jej palców wodziły po gładkiej tafli, zostawiając na chwilę smugę która znikała po pewnej chwili.
-Ale jakoś tak o niej zapomniałam. I przypadkiem trafiłam tutaj jeszcze raz- Tylko dlaczego tak się stało. Czy miała sobie o czymś przypomnieć.
-No i szukam czegoś- Wyszeptała cicho. Tylko sama nie miała pojęcia czego. W chwili kiedy jej mała nóżka ponownie przekroczyła próg od razu poczuła, że znajduje się tutaj coś co do niej należy, ale kompletnie nie mogła wpaść na to co to było. Wtedy kiedy pierwszy raz natknęła się tutaj na tego wampira, coś zostawiła, coś co było dla niej bardzo ważne, ale jednocześnie braku tej rzeczy przez ten cały czas nie odczuwała.
Czy reakcja chłopaka ją zadziwiła? nie, przyzwyczaiła się już do tego, że ludzie podczas rozmowy z nią woleli trzymać się na dystans. Nie można było mieć im tego za złe. W końcu wiele rzeczy słyszało się o cyganach, a ona nawet jak by chciała i tak nie mogła tego zmienić, jeżeli ktoś jej na to nie pozwalał. Może z czasem chłopak się przekona do tego, że Romka nie jest złą osobą, ale za nim to nastąpi może minąć naprawdę dużo czasu.
- Peter Pettigrew
Re: Komnata luster
Pon Sie 10, 2015 11:18 pm
Przekrzywił nieznacznie głowę, obserwując jej spacer, nie rozumiejąc co miała na myśli i czemu tak zagadkowo się do niego zwracała. W ogóle nie był pewien czemu rozpoczęła z nim rozmowę, bo bardzo mało osób to robiło, a jeśli już, to pytali o resztę jego paczki. Przywykł do tego, bo wiedział, że znalazł sobie popularnych znajomych i między innymi za to ich sobie cenił, nawet, jeśli zupełnie go sobą zasłaniali, izolując od wszystkich innych. A może sam się izolował? Nikt nie kazał mu tak bardzo uzależniać się od innych. Zwyczajnie nie widział w sobie nic na tyle ciekawego, aby móc samoistnie być wartym czyjejkolwiek uwagi. W ilości siła, odnajdywał się jako członek teamu, robiąc to co reszta, niewielkim kosztem osiągając więcej niż mógłby próbować w pojedynkę. Bez trójki kolegów czuł się zagubiony, zwłaszcza teraz, kiedy sytuacja wymagała od niego własnej inicjatywy, a gdziekolwiek się nie odwrócił, wszędzie widział zagadkową postać młodej kobiety, widocznie skorej do zwierzeń, tylko dlaczego jemu?
- Skoro tak mówisz... - czy powiedziałaby mu o jakie zdarzenia chodziło, jeśli by spytał? Właściwie to niespecjalnie go to obchodziło, a wypytywanie na siłę mogło ją zeźlić. Jednak, gdy wspomniała o poszukiwaniach, nie zdążył ugryźć się w język i wypalił. - Czego? - był tylko człowiekiem, do tego młodym i wystarczająco ciekawskim by chciał usłyszeć więcej, zwłaszcza, iż nie miał lepszych planów. Jedzenie mogło poczekać, w dormitorium czekał na niego zapas przekąsek, które pochował na czarną godzinę. Oparł się plecami o jedną z lustrzanych ścian, przyłożył jedną dłoń do ust i zaczął obgryzać paznokcie. Robił to nagminnie, a kiedy te nie zdążyły odrosnąć, to brał się za usta, a nawet ołówki i inne przybory do pisania. Nie gryzł tylko różdżki, bo bał się, że wybuchnie mu w twarz.
- Skoro tak mówisz... - czy powiedziałaby mu o jakie zdarzenia chodziło, jeśli by spytał? Właściwie to niespecjalnie go to obchodziło, a wypytywanie na siłę mogło ją zeźlić. Jednak, gdy wspomniała o poszukiwaniach, nie zdążył ugryźć się w język i wypalił. - Czego? - był tylko człowiekiem, do tego młodym i wystarczająco ciekawskim by chciał usłyszeć więcej, zwłaszcza, iż nie miał lepszych planów. Jedzenie mogło poczekać, w dormitorium czekał na niego zapas przekąsek, które pochował na czarną godzinę. Oparł się plecami o jedną z lustrzanych ścian, przyłożył jedną dłoń do ust i zaczął obgryzać paznokcie. Robił to nagminnie, a kiedy te nie zdążyły odrosnąć, to brał się za usta, a nawet ołówki i inne przybory do pisania. Nie gryzł tylko różdżki, bo bał się, że wybuchnie mu w twarz.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach