Go down
Sharllote Grisser
Martwy †
Sharllote Grisser

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Lis 14, 2014 7:56 pm
Szła spokojnym krokiem, tym razem nie czytała, bo wcześniej łyknęła pół książki i już nie miała siły. Mimo, ze była oczytaną osobą, to po pewnym czasie już miała dosyć. Jednak jedyne co się nie zmieniło, to jej zatopienie w myślach. Szła przed siebie, jakby nie wiedziała po co to robi i dlaczego w ogóle znalazła się w tej szkole. Kiedy skręciła na zakręcie, zatrzymała się gwałtownie, gdyż zauważyła Ślizgona i Puchonkę. Nie wiedziała co zrobić, dlatego stała nieruchomo i przyglądała się im. Nie wiedziała czy się odezwać, czy ich ominąć i udawać, że ich nigdy nie widziała. Przypomniała sobie słowa Carrie na temat osób ze Slytherinu, dlatego czuła się bardziej zakłopotana niż wcześniej.
avatar
Martwy †
Draco Brown

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Sro Gru 03, 2014 7:38 pm
-Jak wolisz.-mruknąłem wzruszając ramionami, po czym oddaliłem się w swoją stronę, chowając różdżkę z powrotem do kieszeni marynarki.

z/t
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Wto Gru 09, 2014 10:09 pm
Draco, przypominam o Regulaminie, który należy przestrzegać. 4 rozbudowane zdania!
[z/t dla Draco i Sharllote]
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Sob Sty 24, 2015 7:47 pm
Swe ciało choć lekkie przemierzało korytarze tego zamczyska. Celu nie miała jednak w zamyśleniu przenikła przez jedną ze ścian by po chwili ujawnić się na pierwszym pietrze. Przystanęła na chwilę unosząc się w powietrzu i rozejrzała się na boki, poznała to miejsce. Wiedziała, że na tym piętrze znajduje się sala od Obrony Przed Czarną Magią, Klasa historii magii i...Mugoznalstwa. Ciekawił ją fakt czemu tu przyszła. Sala była pusta, bo co się dziwić skoro były godziny wieczorne, a w dodatku uczniowie rano wstawali na zajęcia.
Zaśmiała się cicho pod nosem sama do siebie. Echem jej głos rozszedł się po długim korytarzu. Zniżyła lot i usiadła po turecku na ziemi blisko ściany. W sumie to nie siedziała, a latała. Mimo wszystko spodobało się jej to miejsce, teraz żałuje, że nie dane będzie jej uczęszczać na zajęcia. A przecież został jej tylko jeden rok nauki w tym budynku. Chciała przeżyć, pamięta. Jej odczucie dotyczące przeżycia były wystarczająco mocne by to odczuła w tym ciele astralnym. Ostatnie co pamiętała to ciemność, a po tym nastała pustka i lekkość.
Ostatnia rozmowa z Sahirem pomogła jej, zwłaszcza fakt iż może unosić różne przedmioty w ręku np. książki czy pióro. Nawet udało się jej wysłać list do chłopaka, co dla niej było niemałym wyczynem napisać coś na skrawku papieru. Teraz siedząc tutaj wiedziała, że trening czyni mistrza. Ostatnio bardzo wiele czasu przesiedziała w bibliotece tylko po to by nauczyć się podnosić różne rzeczy. Z książkami miała problem, ale wiedziała, że początki będą trudne i wcale się nie myliła. Po paru godzinach szło już jej całkiem dobrze.  Nadal nie jest w tym mistrzem, ale powoli robi postępy, a to dla niej było najważniejsze. Siedząc tak trzymała w ręku małe białe piórko pewnie należące do jednej z sów w Hogwarcie. Nie miała pojęcia co ono robiło w bibliotece, ale wzięła go sobie i teraz bawiła się nim przekładając między palcami. Pod nosem cicho zaczęła sobie nucić jakąś piosenkę, nie znała jej słów ani  tekstu, więc nie przeszkadzało jej to. Na korytarzu i tak nikogo nie było by ktoś mógł jej przeszkodzić, no chyba, że ktoś będzie się chciał gdzieś urwać na jakieś nocne spotkanie. Po chwili stwierdziła, że to i tak nie jej sprawa więc i tak nic by nie powiedziała Filchowi, bo go nie lubi. Tak zapamiętała go. Nikt go w szkole nie lubił, a tego była pewna na sto procent.
-Nocy ma przyjmij mnie,
Z otwartymi ramionami,
To ja siedzę tutaj w milczeniu,
Wiem, że niczego nie naprawię,
Rozgrzeszenia nie pragnę,
Chce choć poczuć na mej skórze,
Powiew świeżego wiatru,
Czy tak wiele pragnę?
- zanuciła wesoło pod nosem. Tekst piosenki nie był spójny ani się nie rymował, bo w końcu taka rzecz u niej była wymyśliła na poczekaniu. Uśmiechnęła się wesoło pod nosem unosząc piórko na wysokości swoich oczy by po chwili zdmuchnąć go i obserwowała jak powoli upada na ziemię. Tak ona upadła tal lekko jak piórko. Choć walczyła z życiem przegrała to. Choć piórko ziemi dotknęło dziewczyna z miejsca się nie ruszyła. To ona. Nowe życie dostała w swoje ręce i nie zamierza je przegrać po raz kolejny, choć wie, że cel jakiś posiada na tej ziemi to wypełni go, by później wrócić do rąk Pana.
Mary Macdonald
Oczekujący
Mary Macdonald

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Sob Sty 24, 2015 8:02 pm
Dzień mijał jej spokojnie, choć oczywiście nie obeszło się bez jakichś zgryźliwych uwag na temat jej osoby, czy też raczej krwi. Mimo to Mary przywykła do tego, w końcu to spora szkoła, takie już było życie, a zamiast marnować język na takich nędznych ludzi, wolała popracować nad swoimi zdolnościami i pokazać wszystkim, jak bardzo się mylili. Oczywiście tak oto trafiła do biblioteki, miejsca w którym spędzała dość sporo swego życia w szkole, tak jak i tym razem. Zanim się obejrzała, nastała już ciemność, a ona powinna już dawno być w swoim pokoju. Zwykle przestrzegała zasad, należała do miłych i kulturalnych dziewczyn, nie lubiących komuś podpadać, lecz zdarzały się takie dni, że mimo wszystko nie udawało się jej przestrzegać pewnych reguł. Mimo to nie wystraszyła się, liczyła bowiem, że jak zwykle w takich momentach uda się jej jakoś przemknąć do swojego dormitorium i nikt się nie dowie... oprócz gryfonów oczywiście, jednakże oni już ją dobrze znali, nie martwili się zbytnio gdy nie było jej na czas w pokoju, choć może to i źle, bo co gdyby faktycznie coś się jej stało? Gdy wyszła z biblioteki, szła szybkim krokiem, lecz nie biegła. Tak oto znalazła się na pierwszym piętrze, gdzie usłyszała czyjś śpiew. Gdy podeszła bliżej do źródła dźwięku, zobaczyła ducha. Normalny człowiek by zbladł, zaczął się pocić, no cokolwiek, lecz w tym miejscu nie było to nic aż tak szokującego. Mary nie chciała jej przeszkadzać, do tego godzina nie ta na pogawędki, lecz wydało się jej, że owy duch potrzebował nieco towarzystwa, podeszła więc bliżej.
-Witaj, jestem Mary.- odparła, uśmiechając się delikatnie. Brunetka do super otwartych osób nie należała, raczej była skromna, nieśmiała, taka cicha myszka, jednakże duchy to co innego. Z nimi mogła rozmawiać o wszystkim, czuła się jakoś tak inaczej, dzięki nim nabierała odwagi. Kto wie, może i z ludźmi w końcu zacznie tak rozmawiać?
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Sob Sty 24, 2015 8:27 pm
Śpiew, a raczej słowa wypowiedziane głucho rozniosły się po korytarzu. Odpowiedzią jedynie głucha cisza była co wcale ją nie zdziwiło, bo i kto miał jej niby odpowiedzieć? Sama siedziała zaś w okolicy nikogo nie było. Cisza choć, która była została zakłócona przez głos kobiecy. Uniosła swoją głowę by spojrzeć na nowo przybyłą rozmówczynię.
-Witaj - powiedziała z lekkim uśmiechem. Bo niby czemu nie miała by się przywitać? Rzadko, kiedy duchy rozmawiają z uczniami. Wiadomo każdy lubi rozmawiać, ale z osobą żyjącą, a nie z duchem, tak to już jest i żyć z tym musi. Odwzajemniła uśmiech dziewczyny.
-Nazywam się Elizabeth Cook. - Przedstawiła się kiwnięciem głowy. Przez krótki okres czasu zdecydowanie zbyt wiele słyszała plotek na własny temat i o tym, że zginęła tragicznie na III pietrze. Jednym z wielu plusów był fakt, że nikt nie znał jej z pierwszych klas, a ci plotkują jak najęci.
-Nie powinnaś spać? Rano są zajęcia - Zapytała po chwili. W końcu było już ciemno, a korytarze już opustoszały. No chyba, że ktoś prosi się o szlaban chodząc tak wieczornymi godzinami.
Mary Macdonald
Oczekujący
Mary Macdonald

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Nie Sty 25, 2015 7:06 pm
Spojrzała na ducha niepewnie, w końcu miała rację co do słowa. Miała jak najszybciej udać się do sypialni, a zaczęła z nią rozmawiać, co też przyszło jej do głowy? Musiała więc chyba zrezygnować z plotek i przełożyć je na następny raz, choć jakoś przykro było jej zostawiać ją tu samą. Kto wie, może niechętnie z nią rozmawiano, w końcu nie każdy za duchami przepadał.
-Masz racje, właśnie szłam do pokoju. Cóż, może chcesz się ze mną przejść kawałek?- odparła, bowiem był to plan idealny. Ona będzie coraz bliżej pokoju, Elizabeth zaś będzie mieć trochę towarzystwa, a Mary wydawało się, że temu duchowi właśnie tego brakowało, choć kto wie, mogła się i mylić. Na świecie było tyle duchów, co ludzi, o ile nie więcej i każdy był różny. W samej szkole co chwila jakiegoś można było spotkać, a Mary lubiła z nimi rozmawiać, więc nie potrafiła przejść obojętnie obok jakiegoś samotnego, tak jak i teraz.
Elizabeth Cook
Duch
Elizabeth Cook

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pon Sty 26, 2015 1:30 pm
Siedząc tutaj tak naprawdę nigdzie się jej nie spieszyło. Bo niby gdzie miała by się podziac jako dusza? Jak zwykle będzie się błąkać po korytarzach bez wiekszego celu, a tak przynajmniej miło spędzi czas na pogawedke uczennicą. Usta jej drgnęły w pół uśmiech.
-Oczywiście, że Ci potowarzyszę. Jeźeli moge spytać co robilaś o tak późnej porze? - zapytała zaciekawiona. Dziewczyna oczywiście nie musiala jej odpowiadać w końcu mogło byc to coś prywatnego. Uniosła swoje ciało bedac teraz na wysokosci rozmówczyni swej. Rozejrzała się po korytarzu, a po chwili skierowala swoje cialo astralne ku piórze, które niedawno opuściła na ziemi. Wzięła je delikatnie w palce po czym odwrocila sie ku niej.
-Miło spędzilaś niedzielę? - dodała po chwili by nie nastała między nimi krępująca cisza.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 13, 2015 6:47 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Mary a Elizabeth.
[z/t x2]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 3:29 pm
Padało.
Deszcz bębnił w szyby równomiernym rytmem i nie zamierzał zatrzymać – bardzo dobrze, niech pada, niech pokazuje typowo angielską pogodę, która zazwyczaj była pod psem, kiedy chmury kotłowały się nad ludzkimi myślami i z rzadka pozwalały przez siebie wyjrzeć promieniom słonecznym, zupełnie jakby były zazdrosne o ognisty krążek i chciały pokazać, że tutaj, w tym państwie, są tolerowane, a nawet pożądane. Zmylały swą melancholią i jednocześnie wprowadzały w stan oczywiście wszystkim znany: melancholię, ta melancholia zaś, wbrew zamysłom wielkiemu planu natury, nie dosięgała duszy wszystkich tych, co zamykali się w obrębie jej zgubnej aury – niektórzy byli słońcami sami w sobie, tak jak ten chłopak, który cudem wymknął się obietnicy bólu, mizerny Puchon, który nie miał szans nawet dobrze wyciągnąć swojej różdżki, gdy dość słabe zaklęcie w niego uderzyło – tak, wtedy, kiedy pojawił się profesor Liadon... Siedzisz więc teraz na parapecie, na pustym korytarzu i kreślisz na palcach dni, jakie pozostały ci tutaj, w tym miejscu, które nazwałeś domem, zastanawiając się, jak tam twoja rudera, czy czasem nie spadła ci już na głowę, czy będzie do czego wracać, czy milicja cię wciąż szuka, czy może siostry z sierocińca darowały sobie twoją ucieczkę, jak tam dzieciaki, których twarze wciąż przewijały ci się w pamięci, choć już coraz bardziej wyblakłe – ostatnie dwa lata wydłużały się niemiłosiernie, jak nienormalne tkały godzinę za godziną i dzień za dniem, chyba tak, żebyś w końcu mógł się odnaleźć w datach i chciały lekko prześlizgnąć się po skórze świadomością tego, w jakim czasie żyjesz i co się wokół Ciebie dzieje – zupełnie, jakbyś wiedział o wszystkim zbyt mało... wciąż było tyle rzeczy do odkrycia, tyle wiedzy do złapania – skoro zaś nadal nie dotarło do Ciebie żadne pismo, to może profesor nie powiedział nikomu o tym incydencie..? Nie ma to żadnego znaczenia – i tak wkrótce wszystko zakończysz – jeśli szczęście dopisze, to zostaniesz wyrzucony z bram tej szkoły na zbity pysk w jednym kawałku, jeśli nie... przynajmniej odejdziesz na tarczy. Być może wpiszesz się w karty historii i dasz podwaliny dla wszystkich czarodziei w myśleniu, że wampiry naprawdę nie powinny być tolerowane, może znów zacznie być urządzane wielkie polowanie i palenie na stosie, ale nie na czarownice, nieee – tym razem na same istoty wyżej od czarodziei: wille, wilkołaki, wampiry, półolbrzymy, wszystkie inteligentne, magiczne stworzenia, które stanowiły swego rodzaju zagrożenie, o – jak centaury...
Cienie oblewają sylwetkę czarnowłosego, który już zdążył po zajęciach przebrać mundurek i teraz miał na sobie czarną koszulę z czarnymi, podartymi dżinsami, mającymi dobre lata daleko za sobą, tak samo jak jego za duża, skórzana kurtka, na którą ponaszywane były naszywki zespołów i kowbojki – te tylko już chyba czekały na możliwość zgubienia podeszwy, lub wytworzeniu dziury na wylot – na udach podciągniętych, zgiętych nóg, trzymał książkę – książkę, na którą nawet nie spoglądał – jego oczy skierowane były na zewnątrz, na zamykany w szarej kurtynie świat, który kajał myśli i pozwalał im trafiać do pudełeczka z napisem "nie-istnienie" – ciało przy nim spoczywające stawało się ciężkie, ułomne, bo bezrozumne, ale to nic – kogo by obchodziło, co się dzieje z naszą realną powłoką, skoro mamy okazję "po-nie-istnieć"? Tylko pojedyncze sylwetki przesuwały się bokiem – nikt tutaj się nie kręcił, po cóż? Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, zwłaszcza gdy ciemność panowała już za dnia, niechętna do ukazania słońca w tej dobie w nawet najmniejszym skrawku – ciągle tylko to tapanie o szkło, ciągle ta sama, szumna melodia, która pieściła uszy, która sprawiała, że nawet uczniowie jakoś się wyciszali – chociaż, nie powiem, mogła to być tylko twoja wybujała wyobraźnia, może to ty się dzisiejszego dnia tak kompletnie odłączałeś, że nie byłeś w stanie zwrócić uwagi na cokolwiek wokół siebie – wszystko ograniczało się do tego mizernego pudełeczka, które dnia dzisiejszego zostało ci podarowane, do Otchłani pożerającej świat w swym powolnym, nienachalnym rytmie i bladych palców, które opierały się właśnie o okno, jakby było ono ostatnią barierą zdolną cię powstrzymać... albo raczej: podtrzymać.
Jednak zmysłom wampira nie umknął fałszywy hałas w tej kompletnej ciszy, który poniósł się echem przez korytarz – spojrzenie od razu zogniskowało się w pożądanym punkcie, odbijając od krajobrazu, tam, skąd dźwięk go dobiegł, wyrywając się z bezpiecznego azylum. Z tego obiecanego pudełeczka.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 4:21 pm
Lubiła deszcz.
Lubiła, jak krople bębniły w szyby, by po jakimś czasie złagodnieć i spływać po nich strumieniami. Przyzwyczaiła się zresztą do tej typowej angielskiej pogody. Urodziła się tutaj. Żyła tutaj. I zapewne też tutaj umrze. Czy to będzie w bliskiej przyszłości? A może tej dalekiej..? Tej to, co dopiero majaczyła gdzieś niepokojąco na horyzoncie. Mówienie, że wszystko będzie dobrze nie dawało zbyt dużo, nie po tym co się przecież zdążyło wydarzyć w samym zamku i poza nim. Ostatnimi czasy często oddawała się tej melancholii, nie mogąc w pełni korzystać ze szczęścia, które było jej dane. Które miała tuż obok siebie. Zwyczajnie należała do takich osób, które potrafią się martwić tysiącem rzeczy naraz i jeśli choć na chwilkę pozwolą sobie na te upragnione cieszenie się z chwili, to potem uważają to tylko za piękny sen. Czy dane jej było zwać się jednym ze słońc? A może przypominała bardziej księżyc? Nie potrafiła się zdefiniować i wrzucić do któreś z kategorii. Niemniej mimo tej uporczywej melancholii bardzo chciała coś ze sobą zrobić i ze swoim życiem. Chciała wreszcie odepchnąć wszelkie zmartwienia w kąt i dać się porwać cudownemu uczuciu spełnienia. Sporo myślała ostatnimi czasy o tym, co będzie jak w końcu nadejdzie ten moment, kiedy raz na zawsze opuści mury Hogwartu i wkroczy w świat dorosłych. Może najpierw aż tak bardzo tego nie odczuje, przynajmniej przez okres wakacji, ale potem..? Nadejdzie wrzesień a wraz z nim nowy początek i świadomość, że nie dane już jej będzie przekroczenie magicznej barierki między peronem 9 a 10. Że nie będzie mogła wsiąść do czerwono – czarnej lokomotywy i udać się nią w podróż do miejsca, które było dla niej drugim domem. Z którym miała tyle pięknych wspomnień. W którym doświadczyła zarówno dobrych, jak i złych momentów. Czy ktoś nadal będzie o nich pamiętał i wspominał taką rudą małą Evans, która szybkim krokiem przemierzała korytarze? Może tak, może nie. Starała się jednak być dobrej myśli; nie oddawać się tym pesymistycznym rozważaniom. Melancholia jednakże nie wybierała, czyż nie było tak?
Jej nie towarzyszyły tego typu rozważania, co Sahirowi. Choć zdawać się mogło, że przecież byli choć trochę podobni – oboje mieli w sobie mugolską krew – to byli zupełnie różni. Ona miała całą rodzinę i nawet to, że nienawidziła ją jej własna siostra, nie zmieniało faktu, że miała lepiej od niego. A mimo wszystko...czyż nie byli sobie w jakiś sposób równi? To że Lily była zwyczajnym człowiekiem wcale nie sprawiało, że była gorsza od niego, ani też nie działało to w odwrotny sposób. Należało jednak pamiętać, że nie do końca orientowała się w sytuacji w jakiej znajdował się chłopak. Cóż ona mogła o nim wiedzieć? Zaledwie drobne rzeczy. To co słyszała od nauczycieli, albo co sama zdołała zauważyć. A tak..? Był jedną z wielu twarzy w tym tłumie. Może nieco bardziej od reszty straszną i przygnębiającą. Ale mimo wszystko nadal. Pogrążona więc we własnych rozterkach i problemach nie zwracała na niego zbytnej uwagi. Dla niej czas nie potrafił się zatrzymać, albo płynąć wolniej. Dokładnie zdawała sobie sprawę, jak szybko on przemija, pozostawiając sobie echo wspomnień, albo okruchy tego, co mogło się wydarzyć, a jednak zniknęło przez pewne podjęte decyzje...
Szła zresztą teraz delikatnie zgarbiona, pozwalając by pojedyncze rude kosmyki muskały jej bladą twarz. Kroki stawiała dzisiejszego dnia bardzo powoli, jakby nagle uświadomiła sobie, że przecież raz na jakiś czas nie musi się spieszyć, że przecież nic ją nie goni. Biała koszulka była dokładnie wyprasowana i jedynie marszczyła się na wysokości klatki piersiowej; materiałowa zmarszczka pieszczotliwie też objęła jej odznakę, która wyróżniała się na tle tej bieli. Ołówkowa spódnica muskała jej nogi odziane w przepisowe podkolanówki, natomiast całość dopełniała czarna szata z motywem Gryffindoru i krawat w jego barwach. Dziewczyna kurczowo trzymała swoją torbę, w której chowała wszystkie niezbędne dla niej książki. Godzina policyjna zbliżała się wprawdzie wielkimi krokami, ale przecież nic nie stawało na przeszkodzie by trochę podyżurować, zwłaszcza, że przecież była Prefektem Naczelnym. Właśnie skręciła w jeden z korytarzy, kiedy w jej zielone oczy rzuciła się sylwetka Krukona, który siedział na parapecie. Zaczęła iść ostrożnie w jego stronę, przekrzywiając nieco głowę na bok, jakby próbowała rozgryźć co też takiego może on tutaj robić. Nie znała go. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać, jednakże...nie bała się. Nie miała przecież powodów by się bać prawda? Nawet jeśli po szkole krążyły takie, a nie inne plotki, to jednak...nie wyglądał na kogoś, kto mógłby jej zrobić krzywdę.
Niemniej możliwe, że się myliła. Czy to była więc odwaga, czy też już głupota?
Przystanęła, kiedy była już zaledwie kilka kroków od Sahira i zmrużyła delikatnie zielone tęczówki.
- Nie powinieneś być już w swoim Pokoju Wspólnym?
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 4:26 pm
Lubiłaś deszcz..? Och, jak cudownie – zostań wobec tego angielską córą naszego angielskiego snu – będziesz nam nucić kołysanki do ucha, nadajesz się do tego – masz przecież piękny, miękki głos, który falą spokoju rozmył się w umyśle czarnowłosego Cienia, zatrzymując się weń zapamiętanym dotykiem nie słonej wody – nie poruszała ona ran, nie wgryzała się w blizny i nie próbowała bardziej zniszczyć starego, spróchniałego drzewa, które na zamkniętym wybrzeżu stało. Sądzę, że świat mógłby rozkwitać przy takim głosie. Sądzę, że naprawdę mogłabyś być głosem, który tkwi gdzieś ponad nami wszystkimi i którego cielesna powłoka przejeżdża palcem po kolejnych wersetach pieśni i wszelakich mądrości, kiedy ty je odczytujesz, a te zapisują się same, każde dostosowane do indywidualnych potrzeb. Ty, banalnie przyrównana do rozkwitającej pod dotykiem światła lilii – choć banalnie, to trafność tego porównania była bezcenna, czyż nie? Więc, delikatny kwiatuszku, stajesz właśnie przed kimś, naprzeciwko kogo, przeplatając się zeń nogami, siedziała sama Śmierć, a tuż obok zgniły rumak właśnie wysuwał do Ciebie nozdrza, z których wypadały na podłogę białe larwy wyżerające wszelaką żywotność z trawy wokół Ciebie, jednak nie dotkną twej łodygi, bardzo złudnie delikatnej, a w rzeczywistości grubej, zaoptrzonej w silny kręgosłup, z której nie mogły ubyć żadne soki życiowe bez zauważenia – wszystko masz pod sowją doskonałą kontrolą – nie dostrzegasz Kostuchny, ni jej wierzchowca, własnymi, soczyście-zielonymi listkami odtrącasz na bok ponurą aurę, w którą się wsunęłaś, nie widząc żadnego problemu w tym, że tego chłopaka się po prostu bano, ale Ty? Silna, pewna siebie – nie mogą zrazić Cię tanie plotki – więc dobrze, zapraszam – oto stoi przed Tobą stolik, taaak, namolnie powtarzany manewr. Przykro mi, że musi mieć miejsce. Przykro mi, że masz zbyt wiele pytań, by przejść obok obojętnie – może to jednak nie twoje własne chęci, tylko uczucie powinności? Jesteś szanowaną uczennicą z VII roku – wiesz, on też powinien do tej klasy chodzić, być może nawet trafiłby z tobą na jakieś zajęcia – zdradzę Ci, że nie byłabyś w stanie tego zapamiętać. Zbyt doskonale wtapiał się w tło, które tworzył całym sobą, chociaż... wszak teraz dostrzegłaś go jako osobny element. Od kiedy to odzywało się do znienawidzonych, zmaterializowanych koszmarów sennych, wyrwanych z ociekających potem, łzami i krzykami nocy uczniów w dormitoriach, którym nie zawsze było zaznać prawdziwego odpoczynku relaksującego ich umysły. Więc sięgasz po krzesło i przysiadasz się bez większego zastanowienia, nie z ciekawości, nie dlatego, by powalczyć z samą sobą i zobaczyć, jak daleko możesz się posunąć i też nie dlatego, by zasmakować tańca ze Śmiercią, gdzie jestestwo prowadzone było na samą krawędź i wymuszano na nim wyciągnięcie z wnętrza maksymalnych osiągnięć z jedną dłonią trzymaną ostro na pulsie, by czasem gdzieś go po drodze nie zgubić w tym szalonym tango.
Więc co tutaj robisz?
- Uznam to pytanie za retoryczne, Pani Prefekt.
W tej opowieści zielone płatki otoczone już gołą ziemią i zwiędłą trawą napotykały na bezdenną Otchłań i mierzyły się ze spojrzeniem, któremu ulegało bardzo wielu – one jednak nie uległy. Przeciągała się cisza, przeciągały się sekundy, jawiąc jako całe minuty, w nieznośnym zastoju, w odczuwalnym odrętwieniu, kiedy czarne macki rozplatały się za plecami Krukona, by podarować mu skrzydła, jakich nie powstydziłby się sam orzeł dumnie widniejący w herbie niebieskiego domu – niestety nie były one trwały, ba! - nie były nawet materialne, czy dostrzegalne oczywistymi oczyma – rozpryskiwały się, by wyciągać ramiona, ciągnąć ostre wstążki, do rozmówczyni, jakiej krwi nie miały jeszcze okazji posmakować, ni zbadać, gdzie istnieje jej granica tolerancji... i możliwości złamania. W tak banalny sposób odpowiedział tą samą mimikę – przymrużył ślepia drapieżnika, które już ją pochłaniały, w których nie sposób było się przejrzeć i ledwo co udawało się w nich dostrzec jakiekolwiek odbicia pochodni rozpalonych na przeciwległej do okien ścianie, w chyba dość oczywisty sposób się z nią przedrzeźniając... lub może robiąc to nieświadomie, skoro był to tak płynny akt mimiki, jaki ledwo się pojawił, to już zdążył rozpłynąć, powracając do znudzonego, obojętnego pierwowzoru, jaką na początku była. I skoro uznał to pytanie za retoryczne, to powinien wstać, złożyć książkę, wpakować ją do torby i odejść... a zamiast tego, choć książką trzasnął, to jeszcze bardziej się rozłożył, zjeżdżając nieco w dół plecami, by czubkami butów dotknąć przeciwległego krańca budującego ten szeroki parapet, w ramach którego zamknięto okno, bezczelnie wlepiając wzrok w panienkę Evans przed nim stojącą – przejechał po niej oczyma od stóp do głów, rozbierając ją na części pierwsze – nieee, nie przez pryzmat fizyczności, bez przesady, och wy zboczusie..! Wygląd mówił wiele, bardzo wiele, o danej osobiśtości – od wypolerowanych lakierek, po zgrabną spódnicę, przez elegancką koszulę i odnakę Prefekta Naczelnego, aż na uczesaniu kończąc... i to idealne piękno, które koronowało wszystko – oczy. Wrot do samej duszy, do której bardzo często i bardzo chętnie się wdzierałeś, nie bacząc na spustoszenie, jakiego możesz tam dokonać – ważne, byś dostał to, czego pragnąłeś, a pragnąłeś wiedzy... Jednak: jeszcze nie. To nie była odpowiednia pora i brak było pewności, czy odpowiednia osoba, żeby wysypywać z rękawa wszystkie najcięższe karty. Coś ich łączyło? Chyba tylko spojrzenie – to, które nie lękało się zmierzyć z jakimikolwiek oczyma Hogwartu – przynajmniej w tych oczywistych torach, w których wkraczano na teren "poznajmy się".
- Będzie pani tutaj tak stała, pani prefekt, i piękniła przede mną swe wdzięki, czy może jednak pójdziesz sobie stąd, dziewczynko i zajmiesz się czymś pożytecznym, jak tak dumnie wypinasz tą swoją odznakę? - Zapytł miękkim, melodyjnym głosem, jakże spokojnym zresztą..!
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 4:29 pm
Czy w tym śnie było dla mnie miejsce? Czy miało prawo dla mnie być? Nucenie kołysanek...nieważne ile razy się to powtarzało, nie oznacza że stanie się prawdą. Nawet jeśli chciałabym to robić i miałam ku temu możliwości, nie oznacza że byłabym w stanie oddać się w taki sposób marzeniom...
Przenikał więc on dalej, pieszcząc delikatnie swym brzmieniem rany; nie sprawiając jednak przy tym większego bólu. W sumie skoro ten głos był taki piękny i miękki...powinien leczyć. Po to w ogóle otwierało się usta by wydobywającymi się dźwiękami sprawiać radość, koić zszargane nerwy. Nie dotykało to jednak wszystkich – niektórzy byli cierpiącymi duszami, które nie oczekiwały niczego, prócz bólu i smutku. I nie spodziewały się żadnych pięknych pieśni w zamian. Ani tym bardziej współczucia. Może nawet nim gardziły. Ale Ty taki nie byłeś, prawda? Nie mogłeś być. Myślę, że dobrze mi by było w którymś wcieleniu wiosny, obdarzając wszystkim tym czego najbardziej potrzebowali – nadzieją. Bawiąc się w taki sposób słowem...mogłam sprowadzić jednak niebezpieczeństwo. Na samą siebie. Moje światło w pewnym momencie pokryłoby się zgniłymi płatkami lilii.
Śmierć? Śmierć czeka każdego z nich. Czeka ją. Czeka jego. I co z tego że był nieśmiertelny? Nieśmiertelność również kiedyś przemija. I to nie tak, że Lily myślała pesymistycznie, zwyczajnie to było coś oczywistego, co po prostu często ludzie omijali w swych rozważaniach, ciesząc się dniem teraźniejszym. Zwłaszcza w takich czasach, w jakich przyszło im żyć. Kontrola. Kontrola, ach tak! Była znana z tego, że zawsze musiała mieć wszystko zaplanowane, ale życie nauczyło ją, że niczego nie można było być pewnym. I nie wszystko dało się przewidzieć. Czasami trzeba liśćmi odgarnąć ciemną mgłę by spróbować dostrzec coś więcej. Coś więcej oprócz wszechobecnej ciemności.
Przykro? Przykrością maskujesz obojętność. Obojętnością maskujesz strach przed tym kim jesteś i jak wygląda Twoje życie. Obowiązek nieraz przenika się z chęciami, przecież w głębi swego serca wiesz o tym. Nie wiedziała o tym. O wielu rzeczach z życia Sahira nie wiedziała, no bo skąd? Nie przyjaźnili się – ba! – nawet nie znali! Jedynie kojarzyli, od tak. Przelotnie. Jedno ciało mija drugie i tak w kółko cały proces. W jego myślach wszystko zdawało się być już jasne i przewidziane z góry na dół. Jak potoczyłoby się to, gdyby..? Gdyby było tak, a nie inaczej? Gdyby na śniadanie zjadła naleśniki z dżemem truskawkowym, gdyby trafiła do Ravenclawu, gdyby zamiast pójść z Jamesem do Hogsmeade, zamknęłaby się w swoim dormitorium? Wszystkiego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Nikt. Nawet Ty, choć uparcie w to wierzysz i poddajesz analizie. Ona również też tak robiła. Oboje robili. Jeśli nie w danej chwili, to później w swoich magicznych czterech ścianach.
Zdradzę Ci pewien sekret, Sahirze Nailah.
Nie byłeś moim koszmarem sennym. Nie nienawidziłam Cię, bo nie miałam ku temu żadnych powodów. Nie skrzywdziłeś mnie w żaden sposób. Ani moich najbliższych. To nie tak, że próbuję Cię usprawiedliwiać, albo nie wzbudzasz we mnie strachu, ale...to wszystko zanika w obliczu niewyobrażalnego współczucia i troski. Bo błądzisz. Wciąż błądzisz. Dlaczego więc miałabym Cię osądzać..?
Więc ona się przysiada. Sięga drżącą małą dłonią po te wyciągnięte krzesło, po czym zaciska na nim pewnie swoje palce. Nie pragnie tańca. Nie ocieka ciekawością, ani pesymistycznymi myślami. Po prostu zajmuje swoje miejsce. Po prostu istnieje.
Na jego słowa, jej rude brwi unoszą się do góry, na czoło zaś wstępuje pionowa zmarszczka. Nie odpowiedziała póki nic, jakby zastanawiając się nad tym, co on sobie wyobraża. Zielone tęczówki delikatnie błyszczą, truskawkowe wargi układają się w nieco wąską kreseczkę. Nie zamierzała odwracać spojrzenie, bowiem jej duma na to nie pozwalała. Była przecież lwicą i walczyła do końca. Nieważne o co. Czy też o siebie, czy o własne zdanie. I choć pochodnie świeciły i biło od nich przyjemne ciepło, to jednak Lily miała nieodparte wrażenie, że robiło się coraz zimniej. Krukon też się nie ruszał, nie miał najwyraźniej takiego zamiaru. Dziewczyna wypuściła cicho powietrze i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, jak to miała w zwyczaju. Może nieco się speszyła, kiedy obdarzył ją takim uważnym spojrzeniem, ale nie miała najmniejszego zamiaru dać tego po sobie poznać. Nie zamierzała okazać słabości. Żadnej. Z jej ust jedynie wyrwało się krótkie prychnięcie, a jeden z jej lakierków wydał z siebie donośny jęk zniecierpliwienia. Kątem oka dostrzegała całą jego otoczkę zewnętrzną. Ciemne migoczące kolory. Buntownicze odznaki niezależności.
Wygląd doprawdy wiele mówił o danej osobie.
- Piękniła..? Mówi to osoba, która z pewnością jest przynajmniej o rok niżej ode mnie. Mam Ci przypomnieć o ostatnich wydarzeniach, które miały tu miejsce? Czyżbyś zapomniał? Udajesz, że nic nie wzrusza, ale wiesz co? Sądzę, że gdzieś tam w środku wszystkim się przejmujesz. I nie, nie mam zamiaru iść Ci na rękę i mówić, że wszystko będzie w porządku. O nie. Jestem Prefektem Naczelnym i zwyczajnie wypełniam swoje obowiązki. A jednym z moich obowiązków jest właśnie dbanie by wszyscy byli w swoich dormitoriach – odparła po chwili pewnym głosem i również o dziwo spokojnym, choć w jej ton zakradła się ostrzegawcza i nieco ostrzejsza nuta.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 4:40 pm
Świetnie! Wszyscy już na swoich miejscach, widownia się rozkłada... a nie, przepraszam – nie ma tu żadnej widowni w tym uspokajającym wymiarze, w którym chcielibyśmy ją wepchnąć – niestety tu, przed TĄ konkretną sceną, zasiadają tylko widma, wspomnienia i sami goście najznamienitsi, przy których królowa Elżbieta nawet musiała chylić swoją głowę i na chwilę odrywać uważny słuch od melodii kołysanki, którą piękna Lilia jej śpiewała. Tam, właśnie na tych balkonach, w tych lożach, schodzą się bożkowie z samą Śmiercią, z samą Nocą i Księżycem – nie znajdziesz tutaj Słońca, którego sama mogłabyś być promykiem – na razie jesteś świeżym kwiatem, ale może troszkę odpuścisz, hmm..? Ile razy zdarzało ci się już więdnąć tylko po to, żeby odżyć na nowo, kiedy dostaniesz odrobinkę wody? - taka nierealna w swym realizmie, tak nienamacalna w swej rzeczywistości i twardym uderzaniu obcasów o kamienną posadzkę, kiedy przemierzałaś drogi wiele razy wcześniej już przemierzane, wypolerowane i gotowe, by podejmować dalsze wędrówki. Nie jesteś słaba, a jednocześnie nie jesteś silna – próbujesz odnaleźć się w epicentrum stolika, do którego zasiadłaś, ani się nie bojąc, ani też nie unosząc buńczuńczą pewnością siebie – widzisz, Ty go nie przekreślasz, ale on już naszkicował twój obraz w swojej głowie, pozwalając myślom przejąć całą kontrolę nad sytuacją nie w taki sposób, w którym ciebie wytrącałby z miejsca przewodnika – przecież był drapieżnikiem, Czarnym Kotem, a Koty... Koty zawsze najpierw kuliły się z brzuchem dotykającym ziemi, zanim wyskoczyły do ataku i nigdy nie był to atak, który by od razu zabił ich ofiarę. Widzisz – to ta paskudna rasa zwierząt, które kochają się bawić myszkami, które zabłąkają się między pazurami, zanim chwytały je zębami i zadawały ostateczny cios – nie, nie martw się, może... może ciebie to ominie. W końcu faktycznie nie był taki zły, z pewnością nie ze swej pierworodnej natury, z jaką się narodził. Tak jak i Ty z pewnością nie byłaś od narodzenia lekko zaniepokojoną dziewczyną, która próbowała się odnaleźć w tej okrutnej codzienności i złapać swój bilet po szczęście, który zawiódłby cię do trwałej przystani, z której nikt już nigdy nie ogłosi ewakuacji. Przecież masz w sobie łagodność. Przecież masz w sobie ciepło. Przecież jesteś żywa i masz zdrowe, młode nogi, które mogą ponieść Cię daleko, daleko przed siebie... Oby więc przedwcześnie nie złapała ich choroba. Chroń je dobrze, miła Lilio.
Nailah przekrzywił głowę na ramię, przyglądając się dziewczynie, która wydawała się wręcz nieco urażona, że zwrócił się do niej takimi, a nie innymi słowami – proszę bardzo, oto pierwsza osoba w tej szkole, która upomina go, że jest o rok niżej i tak też odbiera – nie jako kogoś, kto wyrasta ponad codzienność i jest na tyle nienamacalny, że przypomina księżyc na nocnym niebie, którego nie sposób jest dosięgnąć – co za ciekawa, jaka miła odmiana... Chociaż rozmowa sama w sobie, która się tutaj rozpocznie, wcale nie musi być już taka miła – ta niewiasta traktowała swoje zajęcia poważnie, ty zaś nie bardzo poważnie traktowałeś ją samą, tak samo jak nic dla Ciebie nie znaczyła ta plakietka – poważnie, chciała Cię ganiać i stać teraz nad tobą, dopóki się nie zbierzesz i nie wrócisz do swojego dormitorium? To może być całkiem ciekawe, ciekawe ile czasu będzie w stanie tutaj wytrzymać... albo jak długo za tobą włóczyć, zanim się jej zmyjesz sprzed nosa – nie wyglądała na taką, która by szybko odpuszczała, więc zamiast na starcie zrównywać ją z ziemią, dałeś jej niezbędne punkty szacunku na plusie... A może to jedynie twój lepszy humor?
- Być może. - Odparłeś zdawkowo na jej upomnienie o tym, że jesteś rok niżej. - Ach tak, to bardzo ciekawe, że wysuwasz takie śmiałe stwierdzenia... nawet gdybym ci odpowiedział, że tak, to co by to niby zmieniło? - Zapytałeś, coraz bardziej rozbawiony tą rozmową, zwłaszcza, że Pani Prefekt naprawdę się najwyraźniej przejmowała swoją rolą – kolejna z wielu dziewczyn, które dostrzegają drugie dno tam gdzie go nie ma (chyba jednak jest)? Miałeś wielką ochotę się z tym dziewczęciem pobawić i nie widziałeś żadnych przeciwwskazań, według których robić tego nie powinieneś. - Więc? Co zrobisz, żebym znalazł się w swoim dormitorium? Zamierzasz mnie tam zaciągnąć siłą? Zagrozisz odjęciem punktów Ravenclaw? - W zasadzie jak dotąd największa styczność, jaką z nią miałeś, była w Klubie Pojedynków, czyż nie? Zostaliście dobrani w parę... I była naprawdę dobrą, polotną przeciwniczką. Nie bała się różdżki, ni tego, co można było z nią wyczyniać. - Jestem otwarty na propozycje. - Lekko rozłożyłeś ramiona, by tą otwartość ucieleśnić.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Pią Mar 27, 2015 4:43 pm
Nie ma żadnej widowni i raczej nie będzie. Scena rozgrywająca się tutaj nie była wzięta żywcem z teatru. Kwestie wypowiadane przez nią i przez niego nie były też wyuczone na pamięć; były naturalne, ledwo liźnięte i przemyślane w krótszym czasie, niż robili to aktorzy. Widma i wspomnienia zataczały koło między nimi, dotykały jej rozgrzanego policzka i jego zimnych warg. Wyśpiewywała więc, póki mogła tę delikatną, niemalże niewyczuwalną melodię. Niech więc się zbliżą jeszcze bardziej, zamiast dawać złudną nadzieję, że jesteśmy im podobni. A przecież nigdy nie będziemy. Słońce schowało się przede mną. Zostawiło jeden promyk i poszło gdzie indziej, nie dając nawet jednej wskazówki odnośnie miejsca w jakim się ukryło. Nie można być równocześnie żywym i martwym. Trzeba było wybrać jedno z dwóch, przynajmniej tak musieli robić Ci, którzy mieli jasno określony czas na tym świecie. Ty go nie miałeś. Teoretycznie. Ponownie pojawia się te zdradzieckie słowo. Proszę więc o trochę wody, o kolejną dawkę by wzmocnić swe siły. By przetrwać i nie zwiędnąć za bardzo w tych ciemnościach. Realizm przesadny. Realizm bajkowy. Analityczna rzeczywistość w tej rudej główce, choć przecież serce pędziło swoim rytmem i robiło co chciało. Tkwiła w zawieszeniu, pomiędzy jednym a drugim, nie mogąc się do końca zdecydować. Taka niepewna Lilia. Działająca pod wpływem swej impulsywnej natury, choć przecież na co dzień, mogłoby się wydawać, że jest taka spokojna i opanowana. Ale mocne szarpnięcia bijącego pod piersią serca dawały o sobie stanowczo znać.
To świadczyło tylko o tym, że była mniej zamknięta na inność, która biła od Sahira. Mimo pewnych wyuczonych rzeczy, na które skazał ją ten świat, mimo nieprzyjemnych stereotypów, ona...nie potrafiła kogoś od tak przekreślić.
Byłeś Kotem, ale ona nie była Twoją Myszką. Nie była Twoją zabaweczką, ani pożywieniem. Może wydać Ci to śmieszne, ale ona..była drugim Kotem. Tylko że rudym. Właściwie to rudym kociątkiem, który staje nieraz między Tobą, a Twoimi ofiarami. Które nie chciało się bać i wierzyło w to tak uporczywie, aż stawało się to prawdą. Zapewne może Ci się to wydać, że to wielce naiwne myślenie, ale wiesz co? Nie obchodziło ją to. Nie raniło tak jakbyś sobie tego życzył. Każdy kreślił swoją rzeczywistość w inny sposób; dzięki temu miała ona w sobie swoje wyjątkowe, typowe dla danej osoby cechy. Nikt nie jest w stanie jednak pochwycić biletu do szczęścia w swe ręce, mimo usilnych chęci. Raz na jakiś czas, może prostokątna mała kartka trafi do Ciebie, ale zanim się obejrzysz to znika. I wtedy pozostaje wieczna tęsknota, którą niczym nie zadowolisz. Cały świat zdaje się krzyczeć – ewakuacja! – za każdym razem, gdy dzieje się coś, co nie powinno mieć miejsca.
Mam łagodność. Mam ciepło. Jestem żywa i posiadam nogi, którymi mogę się udać, gdzie tylko chcę. Ale co mi z nich, skoro odmawiają mi posłuszeństwa, kiedy chcę pobiec gdzieś daleko? A wiesz dlaczego? Bo one wiedzą, że potem bardzo, ale to bardzo bym tego żałowała. Teraz spójrzmy na Ciebie. Nigdy się nie zestarzejesz. Istniejesz. Czujesz. Pragniesz. Dlaczego więc nie wykorzystasz swych zdolności i zamiast traktować je jak przekleństwo, nie zrobisz czegoś niezwykłego? Nie chcesz? Ach, przecież Sahirze! To jest na takiej samej zasadzie, jak formułka odnośnie moich nóg. Chyba, że nie mam prawa, porównywać tak dwie różne rzeczy. Ale czy aby na pewno..?
Wytrzymała. I wytrzyma. Przecież się nie podda, bo wtedy zupełnie by się załamała, pogrążyła w niezdrowej melancholii, która przybrałaby bardzo nieprzyjemny obrót. Nie traktowała go w żaden wyjątkowy sposób; dostrzegała jedynie to, co pokazywały jej oczy – te zwierciadła jej duszy. Dlaczego miałaby go traktować inaczej, niż innych? Bo jest tym kim jest..? Ale przecież to nie to definiuje człowieka, czy też jakąkolwiek istotę! To zdawało się być w tyle, przy tym, jaki był charakter. Każdego obowiązywał szkolny status i każdy powinien go przestrzegać. Po to przecież to wszystko, bo Hogwart był wspaniałym miejscem, ale również szkołą, o czym co niektórzy zdawali się zapomnieć. Od przebiegu danej rozmowy, zależało to, co chcą nią osiągnąć osoby biorące w niej udział. A co chciała osiągnąć Lily? Szacunek i respekt wobec siebie, jakiegoś efektu, czegokolwiek, co znaczyłoby więcej niż kłamliwe, albo obelżywe słowa. Ale w sumie...czego mogłaby się spodziewać po kimś, kogo zdawało się to wszystko nie interesować? Kto miał swój własny świat, gdzie panowały zupełnie inne zasady? Szekspirowski buntownik z wyboru.
Gryfonka nie była typem osoby, która ganiałaby za nim, jak woźny, nie ciągnęłaby go aż do jego łóżka do jednego z dormitoriów Ravenclaw. Na razie jednak oboje badali teren, chcąc stwierdzić, na co mogą sobie pozwolić. Niemalże przewróciła oczami na jego krótkie stwierdzenie, które nic przecież jej nie mówiło. Nie zamierzała jednak odpuścić i powstrzymała ten odruch. Wydęła delikatnie policzki i zamrugała kilka razy, jakby chciała się upewnić, że się nie przesłyszała.
- Co to by zmieniło..? Może coś, może nic. Skoro lubisz mówić zagadkami, to proszę bardzo. Również mogę Ci w taki sposób odpowiadać. A nawet dodam, że przypadku jakiejkolwiek zmiany...to może by zmieniło przykładowo moje podejście do Ciebie. Mogłoby, ale nie musiało, prawda? Oczywiście, mogłabym Ci odpowiedzieć, że nie masz co ze mną dyskutować, bo jestem Prefektem, bo powinieneś się mnie słuchać i grzecznie pomaszerować do swojego Pokoju Wspólnego, ale oboje wiemy, że to na Ciebie nie podziała... – pod koniec już wypuściła z siebie głośno powietrze i zrobiła jeden krok w jego stronę. Wyczuła rozbawienie w jego głosie i mimo wszystko skojarzył jej się z Jamesem i Syriuszem. W sumie...w jakiś sposób ich jej przypominał. Jednak czy to było teraz ważne? Pokręciła delikatnie głową, jakby sama sobie odpowiadała. – Mogę Ci odjąć punkty, wymierzyć szlaban, zaprowadzić do opiekuna Twego domu. Obecnie jednak zrobię coś innego. Poproszę. Proszę, czy mógłbyś wrócić do swojego Pokoju Wspólnego bez mojej pomocy, czy też sprawi Ci to za duży problem..?
Pod koniec wkradła się w jej głos już ironia. Zielone oczy błyszczały delikatnie w świetle płonących pochodni, jakby czekały na to, co będzie dalej.
Sponsored content

 Korytarz - Page 2 Empty Re: Korytarz

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach