Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Korytarz Empty Korytarz

Czw Gru 11, 2014 10:30 pm
Można się w nim nabawić klaustrofobii z powodu niewielkiej przestrzeni i maksymalnego zagracenia. Buty ułożone są pod ścianą w przypadkowej kolejności, zdecydowanie nie do pary. Haki na płaszcze znajdują się zaraz przy wejściu, a ściany obklejone są poruszającymi się plakatami z różnych wydarzeń kulturalnych, w których uczestniczyli mieszkańcy tej klitki. Sporo tu też zdjęć Dorcas, bliźniaków i ich całej rodziny. Tylko w jednym miejscu wciąż jeszcze widać białą farbę - znajdują się tam podpisy/głupie teksty niemal wszystkich, którzy gościli w tym mieszkaniu. Twój też tam widnieje?
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz Empty Re: Korytarz

Sro Lut 25, 2015 5:22 pm
/gram ładnie w evencie, więc pojawiam się tutaj. Fabularnie po spotkaniu w Hogs i bajkach/

Zamek przeskoczył posłusznie z cichym kliknięciem, gdy stojąca po drugiej stronie drzwi Doris stuknęła w klamkę różdżką. Gdzieś w kieszeni płaszcza miała pewnie klucze, ale szukanie ich było teraz wysiłkiem, na który zwyczajnie nie mogła się zdobyć. Ich okolica była wprawdzie bardziej mugolska niż magiczna, ale sąsiedzi z dołu rzadko kiedy mieli ochotę wspinać się na ostatnie piętro kamienicy, które (razem z poddaszem) stanowiło mieszkanie Prewettów. Nie miała więc zamiaru martwić się ich odległą obecnością i unikać czarów. Zwłaszcza, że czuła się w mugolskim świecie na tyle dobrze, by zawsze wybrną z niezręcznej sytuacji jakąś (niekoniecznie) sensowną wymówką.
Sapnęła z wysiłku, poprawiła zsuwającą się z ramienia torbę i niezręcznie popchnęła drzwi łokciem. Ostatnie dni porządnie dały jej w kość, więc w poszukiwaniu normalności wybrała się do Nory. Molly, nosząca pod sercem dwójkę rudzielców (nikt wszak nie miał wątpliwości, że bliźniacy będą rudzi!), obecnie niecały miesiąc przed rozwiązaniem, zapakowała jej do torby prawdziwe tony jedzenia, pod których ciężarem brunetka teraz się uginała. Zupełnie tak jakby tutaj głodowali! Z westchnieniem ulgi przekroczyła próg mieszkania i zdjęła pakunek z ramienia. Bez zwłoki odesłała go zaklęciem do kuchni i otarła czoło z kropelek potu.
- Ta kobieta nie umie odpoczywać. - mruknęła pod nosem z pewnym rozbawieniem, wracając myślami do młodej pani Weasley i gromadki jej rudych dzieciaków. Próbowała zganić Molly, która powinna przecież z uwagi na swój stan trochę bardziej się oszczędzać, ale ledwie otwarła usta - Molly odbiła piłeczkę. "Merlinie, aleś ty wychudła dziewczyno." I nic więcej nie było do powiedzenia.
Dorcas przeciągnęła się, aż strzeliły jej kości i szybko zebrała włosy w niedbały kok, który w miejscu utrzymywała różdżka. Nie było to pewnie zbyt bezpieczne, ale zdecydowanie wygodne. Zrzuciła ze stóp ciężkie buty, nie przejmując się szczególnie układaniem ich (nikt się tutaj nie przejmował takimi drobiazgami) i wyplątała się z szalika, który od dłuższego czasu złośliwie drapał jej kark. Czuła się fizycznie zmęczona, ale prócz zakwasów i siniaków, wizyta w Norze dała jej duchowego spokoju, którego tak ostatnimi czasy potrzebowała. Bill był już taki duży! Przypominał jej młodego Gideona. Rozważając rodzinne podobieństwo między poszczególnymi członkami rodziny Weasley, a Prewettami, ściągała z siebie płaszcz i upychała go na wieszaku. No właśnie, a gdzie są Fabian i Gideon?
Fabian S. Prewett
Biznes
Fabian S. Prewett

Korytarz Empty Re: Korytarz

Sro Lut 25, 2015 7:54 pm
Poczuł przeraźliwy ból, który niemal pozbawił go tchu. Bowiem w samą pierś uderzyły go z impetem dwa zaklęcia.
Czerwona poświata była jednak szybsza. Policzek zapiekł go, jakby ktoś rozcinał mu twarz nożem, a struga krwi pociekła po piegowatej skórze. Nie miał jednak czasu na przejmowanie się taką błahostką, gdyż sekundę potem dostrzegł niepokojąco migoczącą, srebrzystą smugę. Jej siła zwaliła go z nóg. Upadł tuż obok kontenerów, zza których jeszcze przed chwilą przyglądał się, wydawałoby się, niczego nieświadomym mężczyznom.
Dopiero teraz drugie zaklęcie zaczęło działać. Przeraźliwie zimna woda wdarła się brutalnie przez zastygłe w zaskoczonym wyrazie usta.
Machinalnie sięgnął po różdżkę, ale klarowność myślenia skutecznie utrudniło mu działanie uroku. Nie mógł nabrać powietrza, więc próbował powstrzymać niesamowicie silny strumień wody, zaciskając wargi tak, że niemal przygryzł je do krwi od wewnętrznej strony.
Nie miał nawet czasu na przeklinanie swojej głupoty w myślach. Jak w ogóle mógł się tak dać podejść, na Merlina? Co gorsza, pierwszy raz spotkał się z takim zaklęciem. Na domiar złego, wszystkie przeciwzaklęcia, które sobie przypominał, nie działały.
A cieczy zaczęło przybywać...? Mrugnął. Kiedy otworzył oczy, zobaczył wokół siebie jedynie ciemne odmęty. Choć jeszcze chwilę temu kontury dwóch sylwetek mężczyzn, dzierżących w dłoniach różdżki i bawiących się swoją ofiarą, były widoczne zza ciekłego parawanu, to teraz otaczała go jedynie ciemnia. Co to w ogóle jest? Pieprzone, zaczarowane jezioro-iluzja?
Może to wszystko dzieje się tylko w jego głowie? Może to jakiś cholerny rodzaj psychicznej manipulacji? Może wyczarowują to, czego w głębi duszy się boi? Materializują lęki?
Tylko dlaczego muł osadzający się na jego skórze nie jest ułudą? A jakiś silny prąd ciągnie go na samo dno lodowatej toni? I ubrania nasiąkają wodą, stając się obciążnikiem, zdającym się przypieczętować jego los?
Fabian z przerażeniem stwierdził, że zaczyna mu brakować powietrza. Nie wpadał szybko w panikę, ale gdy próby rzucania różnych zaklęć spełzły na niczym...
Naprawdę nie wiedział już, co uczynić. Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami.  
Instynktownie otworzył usta, kiedy wyczerpał się już cały zapas tlenu w mózgu. Woda wdarła się do płuc, wypalając przełyk bardziej niż Ognista. Skostniałe z zimna palce, do tej pory zaciśnięte kurczowo na różdżce, zaczęły powoli poluzowywać uścisk.
Właśnie wtedy w akcie desperacji zdobył się na ostatnią próbę wydostania się z pułapki. Kosztowało go to utratę wszystkich sił, ale przecież wiedział, że i tak za chwilę straci przytomność.
Skoncentrował się więc mocno na zasadzie CWN-u. Jakimś cudem zdołał zrobić coś imitującego obrót. Najprawdopodobniej w ostatniej chwili.
Nie miał zbyt wiele czasu do namysłu, więc uczynił wszystko, by przemieścić się do celu. Pierwszego, który przyszedł mu na myśl.
Na klatce schodowej przed mieszkaniem Dorcas i Prewettów rozległ się charakterystyczny dla teleportacji dźwięk. A potem Fabian osunął się na podłogę, robiąc przy tym jeszcze więcej rumoru. Różdżka wypadła mu z dłoni, po czym zaczęła turlać się powoli w stronę drzwi wejściowych.
Nie prezentowało się to zbyt ciekawie. Jego ciało, znajdujące się niemal w stanie inercji. Zakrwawione ubrania, przylepione do skóry. Rozcięty policzek. Fioletowe usta. Mokra, pokryta odrobiną mułu ognista czupryna. Niemal trupia bladość. I te przyprawiające o ciarki świszczące odgłosy; przy każdym płytkim wdechu.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz Empty Re: Korytarz

Sro Lut 25, 2015 8:43 pm
Była w tym pewna złośliwość losu, że dokładnie w chwil, w której w jej głowie uformowało się pytanie o Fabiana, on zmaterializował się tuż obok. I to w stanie dalekim od zadowalającego. Wyobraźcie sobie jak się poczuła! Przemieszane z przerażeniem zaskoczenie, które sprawia, że serce na sekundę gubi rytm, a adrenalina zaczyna szumieć w uszach.  I jeszcze ten zduszony krzyk, który wydała z siebie, gwałtownie wciągając powietrze do ust. Szybko znów wyrzuciła je z płuc, bo potrzebowała dosłownie sekundy, by choć częściowo ogarnąć to co właśnie zaszło.
- Fabian! - krzyknęła, puszczając płaszcz, który spadł z wieszaka i wylądował na podłodze, potęgując panujący wokół chaos. Doris w dwóch krokach pokonała dzielącą ich odległość i upadła na kolana, tuż obok niego. Nieco drżącymi dłońmi dotknęła zimnej skóry na jego twarzy. Lęk czaił się na dnie brązowych tęczówek, ale dziewczyna bynajmniej nie dała mu się sparaliżować. Potrzeba działania była dominująca.  
- Jasna cholera. - zaklęła pod nosem. Wiedziała co mu dolega, znała te objawy - wychowała się na brzegu oceanu, większość wakacji spędzając w lodowatych wodach Atlantyku. Objawy towarzyszące podtopieniu nie były dla niej niczym obcym, dlatego bez dalszego zastanowienia przewróciła go na bok - na szczęście był na tyle świadomy, by przynajmniej nie stawiać oporu. Choć i tak poczuła dość wyraźnie jego ciężar.
- No dalej, Fab. - rzuciła ponaglająco, otwartą dłonią klepiąc go po plecach. - Musisz wykrztusić wodę z płuc! - gdy on wypluwał pół Hogwarckiego jeziora na klatkę przed ich drzwiami, ona jednocześnie oglądała rozcięcie na policzku. Niezbyt głębokie, krwawiło bardzo skąpo jak na ranę umiejscowioną na twarzy. Nie był to priorytet, w przeciwieństwie to jego wyraźnego wychłodzenia. Gdy zaczął już normalnie oddychać, zaczęła się zastanawiać jak przetransportować go do środka. Potrzebował suchych ubrań i kominka. Uwaga sąsiadów (cud, że jeszcze nikt się nie pojawił przy tym hałasie!) też nie była jej największym marzeniem w chwili obecnej.
- Fabian, skup się. - poklepała go lekko po zdrowym policzku, by wymusić jego uwagę i skupić ją na sobie. Uparcie usiłowała złapać kontakt z zamglonym spojrzeniem jego błękitnych tęczówek. - Musimy iść do środka, musisz mi pomóc. Nie uniosę Cię, jak mi nie pomożesz! - przerzuciła sobie jego rękę przez szyję i z wysiłkiem, który angażował całe jej szczupłe ciałko, dźwignęła go do pozycji siedzącej. - Dasz radę? - zapytała, zerkając na niego z ukosa. Była świadoma, że w koku na czubku głowy ma różdżkę. Zaklęcie lewitujące mogłaby wszystko ułatwić, ale nie czuła się na siłach, by je rzucić. Choć adrenalina wyostrzała każdy kształt wokół niej, wiedziała, że próba przetransportowania go do salonu za pomocą magii może się skończyć katastrofą. Musiała ufać, że Fabian oprzytomnieje na tyle, by z jej pomocą dowlec się do kanapy w salonie.
Fabian S. Prewett
Biznes
Fabian S. Prewett

Korytarz Empty Re: Korytarz

Nie Mar 01, 2015 8:31 pm
Cienkie niczym papier powieki zaciskał kurczowo, byleby tylko nie poczuć znowu na swych błękitnych tęczówkach oślepiającego strumienia tańczących w półmroku drobinek światła. Miał wrażenie, że gdy tylko niejako zaprzestał chwilowo korzystać z jednego zmysłu, pozostałe działały intensywniej. Słuch wyostrzył się. Albo, co bardziej prawdopodobne, po prostu podświadomie zaczął się mocniej koncentrować na wyławianiu jakichkolwiek odgłosów, które mogłyby świadczyć o znajdowaniu się w pobliżu Anioła Stróża.
Jęknął cicho, gdy spróbował się poruszyć i znaleźć w sobie jeszcze jakiekolwiek resztki sił, by doczołgać się w stronę progu. Jego wysiłki spełzły na niczym, a on sam poczuł nagle promieniujący z okolic klatki piersiowej ból.
Okazało się jednak, że Anioł Stróż nieustannie sprawował nad nim pieczę i pojawił się tuż obok Prewetta niemal na zawołanie. Fabian słyszał jego głos jak zza ściany, co dopiero mówić o odróżnianiu słów i przyswajaniu ich. Ale przecież, czy miało to jakiekolwiek znaczenie w tym momencie? Po prostu ucieszył się, że ktoś go znalazł.
Aczkolwiek nie wykorzeniło to z jego głowy niepokojącej myśli, która przypominała mu, iż niemal nie kontrolował swojego ciała. Nie był nawet w stanie podnieść ręki do góry. Dlatego też, nieco zrezygnowany, po prostu czekał, pozwalając na to (jakby miał coś do powiedzenia), by Anioł przewrócił go na bok i poklepywał po plecach, pomagając Fabianowi pozbyć się zalegającej w żołądku i płucach wody. Chwilę później samo odkrztuszanie cieczy zmieszanej z wydzieliną nie wystarczyło, a Prewett zwymiotował na podłogę, zaledwie o kilka cali od swojego Stróża.
Spróbował wyszeptać coś na kształt przepraszam, ale z jego ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot.
Mniej więcej wtedy spoliczkował go Anioł... Anielica... Dorcas? Zza na wpółprzymkniętych powiek starał się dostrzec jak najwięcej szczegółów i zorientować w sytuacji, ale nadwyżka światła wciąż zdawała się wypalać jego spojówki. Jednak mimo stanu, w którym się znajdował, potrafił przecież rozpoznać Meadowes. Poczuł ulgę na widok dziewczyny i skoncentrował się na znajomej melodii głosu Dorcas, tym razem wypowiadającej słowa zdecydowanie, formując je w rozkazy.
Musimy iść do środka. Musimy. Iść. Do środka. Do środka.
Do mieszkania. Nikt nie może mnie tu zobaczyć. Tak, musimy.

Rozkładał zdania na części składowe, przyswajając je w łatwiejszej formie. Słowa powoli przedostawały się przez meandry jego umysłu, docierając w końcu do odpowiedniego miejsca. Stały się impulsem do działania.
Musisz mi pomóc. Muszę jej pomóc? Nie uniosę Cię. Nie uniosę Cię. Cię. Mnie. Nie uniesie mnie.
Odnotował, iż przerzuciła swe wątłe ramie przez jego szyję i jakimś cudem udało jej się dźwignąć go do pozycji siedzącej. Położył ręce z tyłu, starając się zrobić z nich podporę, ale wciąż nie ufał swojemu ciału. Wiedział, że stawy w łokciach w każdej chwili mogły się zgiąć, a on po raz kolejny pomknie na spotkanie z matuszką ziemią.
Ciążąca mu głowa opadła na ramię dziewczyny, gdy mięśnie karku odmówiły współpracy. Znajomy zapach owocowego szamponu, który sam czasem jej podkradał, działał kojąco. Była to kolejna stała w morzu niewiadomej.
- D...am. Tylko... – odpowiedział zachrypniętym szeptem, czując jak kilogram gwoździ haracze jego gardło. - Chwila – musiał złapać oddech. Już samo utrzymanie się w pozycji siedzącej, nawet z jej pomocą, przerastało go. Co dopiero mówić o dojściu do salonu. - Nie podniesiesz mnie. Może uda mi się... jakoś przejść na klęczkach? – wypowiedzenie każdego słowa przyprawiało go o zawrót głowy. A charczenie i świszczenie przy każdym wdechu zdawały się robić coraz głośniejsze.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz Empty Re: Korytarz

Nie Mar 01, 2015 9:32 pm
Z każdą chwilą była coraz bardziej przerażona. Fabian był naprawdę w złym stanie. To nie było zwykłe zachłyśniecie się słoną wodą, gdy wysoka fala zrzuca Cię z nóg i wciąga pod powierzchnię. Było w tym coś niepokojącego, coś niedobrego. Nawet ta woda, którą z siebie wyrzucił, budziła w niej złe skojarzenia. Była mętna, jakby z dna jeziora. Wyobraźnia podsunęła jej obraz zastanego zbiornika, na dnie którego rozkładają się liście, a woda jest zbyt zanieczyszczona, by zapewnić przetrwanie czemukolwiek większemu od ropuchy. Nie wiedziała jeszcze, że to był efekt jakiegoś paskudnego zaklęcia. Może wyczuwała to podświadomie, jak każda czarownica i czarodziej, wrażliwa na obecność magii, zwłaszcza tej czarnej. Póki co gdzieś z tyłu jej głowy majaczyło się tylko pytanie w jakich okolicznościach wpadł do wody. I jak udało mu się stamtąd deportować? Odganiała te myśli jako mało ważne, szczególnie teraz, gdy tyle istotniejszych spraw czekało na rozwiązanie. Patrzyła na niego z niepokojem, nieomal współodczuwając jego cierpienia. Widziała, że próbuje coś powiedzieć, ale usłyszała jedynie mamrotanie. Serce ścisnęło jej się z żalu.
- Ciii, spokojnie. - szepnęła uspokajającym tonem, jednocześnie odgarniając mu z twarzy kosmyki wilgotnych włosów, by nie zabrudziły się krwią bądź wymiocinami. Choć to co z siebie wypluł, wciąż było niemal wyłącznie wodą. - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - zapewniła go i miała szczerą nadzieję, że tak faktycznie będzie.
Potrzebował dłuższej chwili, by przyswoić sobie jej słowa. Poczuła coś na kształt ulgi, gdy wreszcie udało mu się wykrztusić jakieś konkretne słowa. Jeszcze nie było dobrze, ale skoro reagował to brak tlenu niczego trwale nie uszkodził i prędzej czy później wszystko wróci do normy. O ile oczywiście nie wpadnie jej tu zaraz w hipotermię i/lub nie straci przytomności.
Pod palcami czuła jak jego mięśnie drżą z wysiłku, a przecież i tak to ona trzymała na sobie większą część jego ciężaru. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że nie ma najmniejszych szans, by dotarli do salonu w ten sposób. On nie utrzyma się na nogach, a ona ze swoją kruchą budową ciała nie mogła go tam przecież zanieść. Siatka z jedzeniem od Molly była wyzwaniem, a co dopiero jej dorosły brat? Zwłaszcza, że wilgoć w ubraniach też dodawał mu kilogramów.
- Gdzie ten Gideon, jak jest potrzebny? - warknęła pod nosem z rozdrażnieniem, ale szybko przywołała się do porządku. Drugiego z braci nie było, ale przecież nie była jakąś głupią gąską. Była czarownicą, radziła sobie z wieloma trudnymi sytuacjami - poradzi sobie i teraz! Weź się w garść, Meadowes.
- Nie, zrobimy to inaczej. - oznajmiła, a w jej głosie brzmiała pewność, której wcale nie czuła. - Poczekaj, momencik. Ostrożnie położę Cię z powrotem, dobrze? - siląc się na jak największą delikatność, ułożyła go ponownie na zimnej podłodze. Coś niepokojąco trzasnęło jej w barku, ale nie odczuwała teraz bólu nadwyrężonych stawów. Podniosła się na nogi i otarła wilgotne ręce o sweter. Była niemal zawstydzona tam jak bardzo drżą. Emocje robiły swoje - Doris nie przywykła jeszcze do takich przygód. Minę miała jednak zaciętą, gdy sięgnęła do koka i wyciągnęła z niego swoją wierną jodłową różdżkę. Brązowe włosy, opadły miękką kaskadą na ramiona.
- Leż spokojnie. - poleciła, a potem wykonała pierwszy ruch jakiego nauczyła się w Hogwarcie. Obrót i trach! - Wingardium Leviosa - szepnęła, a potem w pełni skupiła się na bezpiecznym przeniesieniu Fabiana do salonu.

/myślę, że ztx2 i możesz zaczynać tam. Zdecyduj czy Cię bardzo poobijałam o ściany czy nie :>
Sponsored content

Korytarz Empty Re: Korytarz

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach