- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Nie Paź 05, 2014 10:09 pm
Nie widziałeś jej, nie wyczuwałeś jej - wiatr ci nie sprzyjał, który wiał z twojego kierunku ku J. - gdyby była wampirem mogłaby poczuć twój zapach - twój i tej, u boku której szedłeś, owianej karmelem, który ci się tak podobał, który tak zbawiennie tłumił jej naturalny zapach skóry - już tyle razy się tym zachwycałeś i nadal nie potrafiłeś przestać, może byłoby lepiej, gdybyś jej powiedział, ale co niby miałbyś? "Hej, dobrze, że tak intensywnie pachniesz, bo inaczej pewnie dawno bym cię zeżarł?" - odebrałaby to pewnie jako żart, nie wzięłaby tego na poważnie, bo niby dlaczego by miała? Nie wiedziała (jeszcze), że jesteś wampirem - nie to, że czekałeś, aż się dowie, kiedy ją użresz - nie zamierzałeś sobie na to pozwolić, kiedyś jej powiesz, tak... jeśli będzie taka potrzeba, lub jeśli uznasz, że aż tak możesz jej zaufać... Bo w sumie jak to jest? Ludzie po kolei ci ufali, którzy chcieli wejść z tobą w głębszą interakcję, ale czy ty im ufałeś? Ciągle wokół Ciebie zapleciona była miękka poszewka, która tłumiła wszystko bez wyjątku, co mogłoby poruszać serce, co mogłoby udowadniać, że też potrafisz czuć, jak każdy inny. Gdybym mógł, sam bym od Ciebie takową osłonę pożyczył, Sahirze, niestety nie mogę - miej więc moje błogosławieństwo i próbuj się przez nią przebijać, nadal ryj w mięciutkim materiale, na razie nie robisz tego gwałtownie, na razie tylko wybudzasz się z długiego snu i badasz - gdzie jesteś, ile czasu minęło, co tutaj robisz..? Kiedy ta wiedza przyjdzie uwierz mi, że przyjdzie też gwałtowność, tylko że... nie możesz usłyszeć mojego głosu. Twoja głowa pozostawała pusta na zew twego narratora. Przecież ty i ja żyjemy po dwóch zupełnie różnych stronach lustra.
Tak więc - nie, nie widziałeś drobnej blondynki, która łaziła wszędzie w swoich ciężkich biuciorach i wspominając, chociaż mocno pachniała alkoholem - nie mogłeś jej wyczuć przez zdradziecki wiatr - wybacz, musiałam to zrobić, gdybym tak nie ukierunkował powietrza, ominąłbyś J. szerokim kołem, prowadząc Daszę tak, by nie pozostawać w polu widzenia tej, z którą miałeś wątpliwe pokojowe kontakty - a przecież w życiu każdego bohatera musi się coś zawsze dziać... Zawsze, zawsze, zawsze, zawsze! Nikt nie stoleruje nudy!
Zatrzymałeś się, drętwiejąc, tak na dobrą sprawę ledwo zdążyłeś zadać te pytania - wcale nie szedłeś z Daszą za rączkę, ale w mocnych procentach, które dręczyły żyły J. mogły się wszystkie wizje przemieścić, dając jej majakom rzeczywisty wymiar. Przynajmniej w jej oczach. Wszak każdy kreuje własny świat. Uniosłeś spojrzenie, oderwałeś je od bladej twarzy tej, która u twego boku stąpała, by go zatrzymać na chwiejnej sylwetce - lekko rozstawiła nogi, pewnie po to, żeby chwiać się przestać i złapać pojedynkową postawę, ale po co? Ostatnio rzuciła w ciebie zaklęciem ot tak, bez żadnego ostrzeżenia... Ostatnio? To było rok temu? Nie... dwa lata temu? Mogłeś powiedzieć, że i tak za mało czasu minęło - wystarczyła ci Rockers na głowie, Collins, który plątał ci myśli i jeszcze teraz musiała na scenę wkroczyć jego siostra..? Naprawdę?
Odwróciłeś się do niej przodem, nie zamierzając jej ignorować, chociaż wyraźnie widziałeś, że jej oczy się szklą, że są niewyraźne - nie miała prawa widzieć w mroku tak dobrze, jak ty... a teraz... miałeś ochotę po prostu ją wykończyć. Zabić. Zniszczyć. Napiąłeś nieco mięśnie, wyrywając różdżkę z kieszeni, którą wycelowałeś w blondynkę - nie czekałeś na żadne zaproszenie (już je i tak od blondynki dostałeś), nie czekałeś na reakcję Daszy - bardzo łatwo przyszła ci złość po tych dwóch jakże banalnych zdaniach, jakie wypowiedziała... nie powinieneś dawać się tak szybko wyprowadzać z równowagi, zawsze starałeś się myśleć trzeźwo, nie działać bez zastanowienia... a teraz?
Zaklęcie Desmaio pomknęło w kierunku pijanej panny. Nie zamierzałeś dawać jej czasu, żeby powiedziała coś jeszcze.
Tak więc - nie, nie widziałeś drobnej blondynki, która łaziła wszędzie w swoich ciężkich biuciorach i wspominając, chociaż mocno pachniała alkoholem - nie mogłeś jej wyczuć przez zdradziecki wiatr - wybacz, musiałam to zrobić, gdybym tak nie ukierunkował powietrza, ominąłbyś J. szerokim kołem, prowadząc Daszę tak, by nie pozostawać w polu widzenia tej, z którą miałeś wątpliwe pokojowe kontakty - a przecież w życiu każdego bohatera musi się coś zawsze dziać... Zawsze, zawsze, zawsze, zawsze! Nikt nie stoleruje nudy!
Zatrzymałeś się, drętwiejąc, tak na dobrą sprawę ledwo zdążyłeś zadać te pytania - wcale nie szedłeś z Daszą za rączkę, ale w mocnych procentach, które dręczyły żyły J. mogły się wszystkie wizje przemieścić, dając jej majakom rzeczywisty wymiar. Przynajmniej w jej oczach. Wszak każdy kreuje własny świat. Uniosłeś spojrzenie, oderwałeś je od bladej twarzy tej, która u twego boku stąpała, by go zatrzymać na chwiejnej sylwetce - lekko rozstawiła nogi, pewnie po to, żeby chwiać się przestać i złapać pojedynkową postawę, ale po co? Ostatnio rzuciła w ciebie zaklęciem ot tak, bez żadnego ostrzeżenia... Ostatnio? To było rok temu? Nie... dwa lata temu? Mogłeś powiedzieć, że i tak za mało czasu minęło - wystarczyła ci Rockers na głowie, Collins, który plątał ci myśli i jeszcze teraz musiała na scenę wkroczyć jego siostra..? Naprawdę?
Odwróciłeś się do niej przodem, nie zamierzając jej ignorować, chociaż wyraźnie widziałeś, że jej oczy się szklą, że są niewyraźne - nie miała prawa widzieć w mroku tak dobrze, jak ty... a teraz... miałeś ochotę po prostu ją wykończyć. Zabić. Zniszczyć. Napiąłeś nieco mięśnie, wyrywając różdżkę z kieszeni, którą wycelowałeś w blondynkę - nie czekałeś na żadne zaproszenie (już je i tak od blondynki dostałeś), nie czekałeś na reakcję Daszy - bardzo łatwo przyszła ci złość po tych dwóch jakże banalnych zdaniach, jakie wypowiedziała... nie powinieneś dawać się tak szybko wyprowadzać z równowagi, zawsze starałeś się myśleć trzeźwo, nie działać bez zastanowienia... a teraz?
Zaklęcie Desmaio pomknęło w kierunku pijanej panny. Nie zamierzałeś dawać jej czasu, żeby powiedziała coś jeszcze.
- Dasza Mietanowa
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 12:07 am
Czuła się cokolwiek zdezorientowana, kiedy Sahir nagle zaczął mówić o czymś zupełnie innym, jakby wszystko co było przed chwilą nigdy się nie zdarzyło. Uniosła lekko brew w wyrazie niezrozumienia, ale nie zamierzała już pytać. Chłopak był dla niej coraz większą zagadką, a im większą się stawał, tym bardziej chciała poznac rozwiązanie tej zagadki. Był nieprzewidywalny, nie wiedziała co za chwilę zrobi czy powie. W jednej chwili dotykał jej twarzy, a potem jak gdyby nigdy nic zaproponował powrót do zamku i wszczął rozmowę o jakichś błahych tematach. Odwróciła wzrok, kiedy patrzył jej w oczy, zadając to pytanie. Skinęła głową i zajęła miejsce obok niego, kierując się w stronę zamku. Przygryzła wargę, rozmyślając przez chwilę nad całą sytuacją. Teraz, kiedy nagle jakby ocknęła się z jakiegoś snu, kiedy wszystko wokół było tak przerażająco realne i prawdziwe, kiedy zdała sobie sprawę, że to znajome otoczenie jednak istnieje - czuła się speszona, było jej wstyd, choć sama nie wiedziała przez co. Przecież nic takiego nie zrobiła. Może nie powinna pozwalać mu nawet na to, aby muskał palcami jej policzki? W końcu znają się tak krótko.. W końcu Krukon sam wspomniał, że "pozwala mu na tak wiele". Może się wygłupiła? Czuła dziwną mieszankę uczuć, coś w stylu kaca moralnego. Chyba też dlatego, że nie czuła do końca, że zrobiła coś złego, z drugiej strony nie chciała teraz przyznać, że było jej.. miło? W końcu w tamtych chwilach chciała czuć jego dłonie na swojej twarzy.
Otrząsnęł się ze swoich mysli, słysząc, że zadaje jej pytanie.
- Ojciec jest czystej krwi czarodziejem, a matka zupełnie niemagiczna - odpowiedziała mu. Była jedną z tych osób, które nie wstydziły się przyznać, że są półkrwi. - A zwierzę mam. Kota, wabi się Tabris - uśmiechnęła się na samo wspomnienie o tym niesfornym dzikusie.
W tym momencie obok nich zjawiła się jakaś blondynka. Dasza może i ją kojarzyła, ale w ciemności nie mogła sobie przypomniec kto to. Nie stała zupełnie blisko, ale Krukonka nawet z tej odległości poczuła od niej woń alkoholu. Skrzywiła twarz. Jednak słowa dziewczyny spowodowały, że mina zmieniła jej się całkowicie. Najpierw spojrzała zaskoczona na dziewczynę, a potem na Sahira. Na chwilę zagościł na jej twarzy wyraz sceptyzmu. O czym ta pijana dziewczyna mówi?
- Co to ma znaczyć? - zapytała, patrząc po kolei najpierw na jedno, potem na drugie. Wyssiesz? O co jej chodziło? Czyżby... Nagle jakieś niepewne uczucie, może strach przeciął jej serce. Coś jakby zaświtało jej w głowie, ale Dasza wewnętrznie nie chciała, aby ta mysl skrystalizowała się w jej mózgu. Pokręciła wolno głową. Nie.. Nim się jednak spostrzegła Sahir już celował różdżką w dziewczynę. Po chwili błysnęło, kiedy Krukon strzelił w nią zaklęciem. Dasza wydała zduszony okrzyk.
- Sahir, co Ty wyprawiasz?! - syknęła w kierunku chłopaka. Ton zmienił się na ostrzejszy, ale w oczach czaiły się iskry strachu, niepewności i pewnie jeszcze tysiąca innych odczuć, które aktualnie owładnęły jej serce.
Otrząsnęł się ze swoich mysli, słysząc, że zadaje jej pytanie.
- Ojciec jest czystej krwi czarodziejem, a matka zupełnie niemagiczna - odpowiedziała mu. Była jedną z tych osób, które nie wstydziły się przyznać, że są półkrwi. - A zwierzę mam. Kota, wabi się Tabris - uśmiechnęła się na samo wspomnienie o tym niesfornym dzikusie.
W tym momencie obok nich zjawiła się jakaś blondynka. Dasza może i ją kojarzyła, ale w ciemności nie mogła sobie przypomniec kto to. Nie stała zupełnie blisko, ale Krukonka nawet z tej odległości poczuła od niej woń alkoholu. Skrzywiła twarz. Jednak słowa dziewczyny spowodowały, że mina zmieniła jej się całkowicie. Najpierw spojrzała zaskoczona na dziewczynę, a potem na Sahira. Na chwilę zagościł na jej twarzy wyraz sceptyzmu. O czym ta pijana dziewczyna mówi?
- Co to ma znaczyć? - zapytała, patrząc po kolei najpierw na jedno, potem na drugie. Wyssiesz? O co jej chodziło? Czyżby... Nagle jakieś niepewne uczucie, może strach przeciął jej serce. Coś jakby zaświtało jej w głowie, ale Dasza wewnętrznie nie chciała, aby ta mysl skrystalizowała się w jej mózgu. Pokręciła wolno głową. Nie.. Nim się jednak spostrzegła Sahir już celował różdżką w dziewczynę. Po chwili błysnęło, kiedy Krukon strzelił w nią zaklęciem. Dasza wydała zduszony okrzyk.
- Sahir, co Ty wyprawiasz?! - syknęła w kierunku chłopaka. Ton zmienił się na ostrzejszy, ale w oczach czaiły się iskry strachu, niepewności i pewnie jeszcze tysiąca innych odczuć, które aktualnie owładnęły jej serce.
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 7:47 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4, 6
'Pojedynek' :
Result : 4, 6
- J.
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 8:01 pm
Cóż, może jej zamroczony alkoholem umysł nie zdawał sobie sprawy z tego jak terytorialnie wampir podchodzi do swojej przekąski. Mogło to być także następstwem tego, że jest pierdoloną psychopatką i nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Mimo wszystkich tych możliwości, stało się po chwili faktem, że wraz z wypowiedzeniem przez Królewnę Śmierci dwóch wiążących zdań, w jej kierunku powędrowało dość nieprzyjemne zaklęcie ogłuszające. W zasadzie przy umiejętnościach Krukona, mogło jej równie dobrze połamać żebra, albo skręcić kark. A raczej nikt nie chciałby chodzić na zajęcia OPCM z przetrąconą główką. Dzisiejsi uczniowie mają w końcu wiele na głowie.
Jak na ten stan, jej reakcja była zadowalająca. Różdżka trzasnęła w powietrzu, a powietrze owionęło ją magią, która do tej pory czasem ją szokowała. Wiatr na chwile przestał szarpać jej skołtunione blond włosy. Jak w stopklatce obserwowała mknący w jej stronę świetlisty pocisk, eksplodujący przy uderzeniu w wyczarowaną tarczę. Jej ramie boleśnie odskoczyło, gdy różdżka w jej dłoni cofnęła się od tej siły. Wiele można powiedzieć o krwiopijcy, ale na pewno nie można mu zarzucić braku umiejętności w miotaniu zaklęć ogłuszających. Cóż, jakoś musiał łapać te szybsze i sprytniejsze ofiary.
- Oj, Sahirku... kobietę z zaskoczenia? Z instynktem nie wygrasz, jak widać. Bezbronna, pijana, a Ty atakujesz. Taki już masz system co? Opowiadałeś swojej Bezimiennej lodówce z krwią o swoim hobby? Wspominałeś, że czasem lubisz BDSM i to ten naprawde krwawy? Czy jakoś zapomniałeś wspomnieć, że jest krwiopijcą? Tyle pytań, tak niewiele czasu, zanim znowu puszczą Ci nerwy.
Roześmiała się radośnie, cofając się chwiejnie. Czuła jak ramię drętwieje od uderzenia, wiedziała, że gdyby sięgnęło, pogruchotałoby jej kości. Ciężko powiedzieć, czy rzeczywiście się tym przejmowała, czy bliżej było jej do zlania tematu ciepłym moczem. Przeniosła jadowicie niebieskie oczy, które w ciemności oświetlanej jedynie słabą poświatą księżyca, niepokojąco błyskały spod jasnej strzechy włosów.
Jak na ten stan, jej reakcja była zadowalająca. Różdżka trzasnęła w powietrzu, a powietrze owionęło ją magią, która do tej pory czasem ją szokowała. Wiatr na chwile przestał szarpać jej skołtunione blond włosy. Jak w stopklatce obserwowała mknący w jej stronę świetlisty pocisk, eksplodujący przy uderzeniu w wyczarowaną tarczę. Jej ramie boleśnie odskoczyło, gdy różdżka w jej dłoni cofnęła się od tej siły. Wiele można powiedzieć o krwiopijcy, ale na pewno nie można mu zarzucić braku umiejętności w miotaniu zaklęć ogłuszających. Cóż, jakoś musiał łapać te szybsze i sprytniejsze ofiary.
- Oj, Sahirku... kobietę z zaskoczenia? Z instynktem nie wygrasz, jak widać. Bezbronna, pijana, a Ty atakujesz. Taki już masz system co? Opowiadałeś swojej Bezimiennej lodówce z krwią o swoim hobby? Wspominałeś, że czasem lubisz BDSM i to ten naprawde krwawy? Czy jakoś zapomniałeś wspomnieć, że jest krwiopijcą? Tyle pytań, tak niewiele czasu, zanim znowu puszczą Ci nerwy.
Roześmiała się radośnie, cofając się chwiejnie. Czuła jak ramię drętwieje od uderzenia, wiedziała, że gdyby sięgnęło, pogruchotałoby jej kości. Ciężko powiedzieć, czy rzeczywiście się tym przejmowała, czy bliżej było jej do zlania tematu ciepłym moczem. Przeniosła jadowicie niebieskie oczy, które w ciemności oświetlanej jedynie słabą poświatą księżyca, niepokojąco błyskały spod jasnej strzechy włosów.
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 8:01 pm
The member 'J.' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 6
'Pojedynek' :
Result : 6
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 8:05 pm
The member 'J.' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 8:15 pm
The member 'J.' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 8:58 pm
Miała kota... I była tylko połowicznie wiedźmą, lecz cóż z tego, że w jej żyłach nie płynęła czysta krew? W twoich też nie płynęła, twoja matka, świętej pamięci, była mugolką, nigdy nie uważałeś, żeby czynić ojcu za poślubienie jej jakieś wyrzuty, w żadnym wypadku, zresztą on też czystej krwi nie był... chyba nie był... skoro był Śmierciożercą, a Voldemort tak cenił czystą krew... z drugiej strony nigdzie nie znalazłeś wzmianki o twoim rodzie, może po prostu zmienił nazwisko, może się przeprowadził z innego kraju? Może, może, może - same niewiadome, które akurat teraz musiały ci się pchać do jaźni, atakować ją - pieprzenie o Merlinie, co tak naprawdę miał cię obchodzić ojciec, który pozwolił umrzeć matce i matka, która wiedziała najwyraźniej, że umrze... Tylko co z Erekiem? Czy on nie wiedział o tym, co z matką się działo? W zasadzie kiedy tak nad domem rozmyślałeś doszedłeś do wniosku, że też powinieneś sobie sprawić jakieś zwierze, kiedy już Hogwart opuścisz - takie, które wiernie będzie stać u twego boku, jedyny towarzysz życia, długowieczne, równie drapieżne, by nie przerażała go twoja natura, którą starannie skrywałeś przed światem - szkoda tylko, że prawdę znały niemal same nieodpowiednie osoby... takie jak ta, która tak łatwo ucięła wszystkie twoje myśli, zmyła jednym chluśnięciem spokój z myśli i zalążek radości. Maleńki, był naprawdę maciupeńki, ginął w mroku, przyduszany, gdybym wam go pokazał, pewnie nie bylibyście zdolni go nawet dostrzec, drodzy czytelnicy - on jednak go wyczuwał, bo nie dało się nie wyróżnić dotyku ciepła, nawet jeśli nie było ono na stałe, ale... miało szansę trwać tej nocy, tego wieczoru, kiedy nie gnała cię natura wampira, kiedy zaczynałeś swoją drogę po schodach w górę, zamiast schodzić w dół...
Twój Rak się przebudził i zaczął wyżerać wnętrzności - masz już swoje ciepło, którego tak pragnąłeś - to ciepło jest szalejącym pożarem w twoich trzewiach, nad którym próbowałeś zapanować. Nie było w nim nic pozytywnego, jeśli chcecie wiedzieć - przyrównajcie to do zanurzenia dłoni w gotującym się oleju. Nie możecie jej stamtąd wyciągać, staracie się tylko wszystkimi siłami, żeby nie wsunąć jej głębiej - coś was tam wciąga, siła, której nie dojrzycie gołym okiem, ale jesteście jej świadomi - to wasz upadek, to wasz skzielet przeszłości składający się spowrotem do kupy, chociaż wydawało się wam, że już dawno z nim wygraliście. Dobrze. Dodajcie teraz do całokształtu naturę wilczą - tak, jesteście wilkami, wiecie, tymi dumnymi samotnikami, które co noc tęsknie wyją do księżyca, jesteście wolne, nie powinniście się niczego lękać. Jest tylko jedno, co was przeraża. Tą rzeczą jest brak wolności, a teraz przecież wpadliście w pułapkę... Więc chcecie się miotać i rzucać na boki, ale nie możecie - jeśli tylko zaczniecie to robić zacznie się głębiej w tej gotującej skórę cieczy, lepiej, śliskiej, zapadać.
Rozumiecie, że już na starcie jesteście tutaj przegrani?
Zacisnąłeś zęby z całej siły, nie opuszczając różdżki - gdybyś był trochę bardziej pokręcony na pewno czerpałbyś satysfakcję z możliwości zabicia J. tu i teraz... Jedna z tych osób, których nienawidziłeś - czy był sens się tego wypierać, albo szukać dla takich, jak ona, zrozumienia? Przestawałeś już chcieć rozumieć, chciałeś się zamknąć na tworzącą cię część ciebie. Na analizę tego, co cię otaczało. Droga była bardzo łatwa, przerażało cię, jakie to mogłoby być proste - po prostu odejść, zatonąć, zniknąć - zostać bestią, która jedynie pragnie krwi... Zaciskasz pięści, ale nie miotasz następnym zaklęciem - Ślizgonka ci żadnym nie odpowiedziała, krzyk Daszy nieco otrzeźwił, zwrócił zalany czerwienią gniewu świat w normalniejszych barwach - twoja przeciwniczka zaczęła opuszczać różdżkę, zrobiłeś to więc i ty, powoli, niechętnie, zacinając się przy każdym centymetrze...
- Bardzo chętnie zrobię z Ciebie moją kolację. - Zasyczałeś, obnażając kły i na nowo dźwigając rękę... ale nie, przecież nie będziesz atakował nietrzeźwej... czy naprawdę ci to przeszkadzało? Nie oszukujmy się, gdyby nie Dasza... To spotkanie źle by się skończyło. Warknąłeś na Collinsa niczym rasowy wilczur, odwracając się od niego i żywym krokiem zmierzając do zamku - lepiej, żebyś odszedł teraz, wsunąłeś różdżkę za pas, tam, gdzie było jej miejsce, skąd łatwo ci ją było wyszarpnąć.
- Zadowolona? - Rozłożyłeś ramiona, okręcając się na pięcie, by się zatrzymać. - Pilnuj się Collins i niech twój braciszek lepiej też uważa na swoje plecy...
Twój Rak się przebudził i zaczął wyżerać wnętrzności - masz już swoje ciepło, którego tak pragnąłeś - to ciepło jest szalejącym pożarem w twoich trzewiach, nad którym próbowałeś zapanować. Nie było w nim nic pozytywnego, jeśli chcecie wiedzieć - przyrównajcie to do zanurzenia dłoni w gotującym się oleju. Nie możecie jej stamtąd wyciągać, staracie się tylko wszystkimi siłami, żeby nie wsunąć jej głębiej - coś was tam wciąga, siła, której nie dojrzycie gołym okiem, ale jesteście jej świadomi - to wasz upadek, to wasz skzielet przeszłości składający się spowrotem do kupy, chociaż wydawało się wam, że już dawno z nim wygraliście. Dobrze. Dodajcie teraz do całokształtu naturę wilczą - tak, jesteście wilkami, wiecie, tymi dumnymi samotnikami, które co noc tęsknie wyją do księżyca, jesteście wolne, nie powinniście się niczego lękać. Jest tylko jedno, co was przeraża. Tą rzeczą jest brak wolności, a teraz przecież wpadliście w pułapkę... Więc chcecie się miotać i rzucać na boki, ale nie możecie - jeśli tylko zaczniecie to robić zacznie się głębiej w tej gotującej skórę cieczy, lepiej, śliskiej, zapadać.
Rozumiecie, że już na starcie jesteście tutaj przegrani?
Zacisnąłeś zęby z całej siły, nie opuszczając różdżki - gdybyś był trochę bardziej pokręcony na pewno czerpałbyś satysfakcję z możliwości zabicia J. tu i teraz... Jedna z tych osób, których nienawidziłeś - czy był sens się tego wypierać, albo szukać dla takich, jak ona, zrozumienia? Przestawałeś już chcieć rozumieć, chciałeś się zamknąć na tworzącą cię część ciebie. Na analizę tego, co cię otaczało. Droga była bardzo łatwa, przerażało cię, jakie to mogłoby być proste - po prostu odejść, zatonąć, zniknąć - zostać bestią, która jedynie pragnie krwi... Zaciskasz pięści, ale nie miotasz następnym zaklęciem - Ślizgonka ci żadnym nie odpowiedziała, krzyk Daszy nieco otrzeźwił, zwrócił zalany czerwienią gniewu świat w normalniejszych barwach - twoja przeciwniczka zaczęła opuszczać różdżkę, zrobiłeś to więc i ty, powoli, niechętnie, zacinając się przy każdym centymetrze...
- Bardzo chętnie zrobię z Ciebie moją kolację. - Zasyczałeś, obnażając kły i na nowo dźwigając rękę... ale nie, przecież nie będziesz atakował nietrzeźwej... czy naprawdę ci to przeszkadzało? Nie oszukujmy się, gdyby nie Dasza... To spotkanie źle by się skończyło. Warknąłeś na Collinsa niczym rasowy wilczur, odwracając się od niego i żywym krokiem zmierzając do zamku - lepiej, żebyś odszedł teraz, wsunąłeś różdżkę za pas, tam, gdzie było jej miejsce, skąd łatwo ci ją było wyszarpnąć.
- Zadowolona? - Rozłożyłeś ramiona, okręcając się na pięcie, by się zatrzymać. - Pilnuj się Collins i niech twój braciszek lepiej też uważa na swoje plecy...
- Dasza Mietanowa
Re: Stary Dąb
Pon Paź 06, 2014 10:24 pm
Z lekkim przerażeniem patrzyła na to, co się działo, zastanawiając się - i obawiając - jaki będzie ciąg dalszy. Walki na terenie Hogwartu? Tego jeszcze nie widziała! Ani od pierwszej klasy, ani teraz kiedy była prefektem i zwracała uwagę na wiele więcej. Zapewne powinna cos powiedzieć zwrócić uwagę, ale czy to by coś dało? Odjęcie punktów tej dziewczynie raczej mało by ją obeszło. Zresztą w zasadzie powinna odjąć punkty Sahirowi, za atak, ale wiadomo, że prefekci poszczególnych domów nie odejmują punktów swoim domom, takie niepisane prawo, chyba, że ktoś miał świra na punkcie władzy i regulaminów.
Dziewczyna na szczęście odbiła zaklęcie. Na szczęście dla Sahira. Gdyby coś jej się stało, Krukon jak nic miałby kłopoty. Nie zaatakowała go i Dasza miała nadzieję, że oboje się opamiętają. Chciała już powiedzieć coś o szkolnym regulaminie i dac ostrzeżenie, że jeszcze raz będzie świadkiem takiego zdarzenia, a będzie musiała poczynić kroki, aby ponieśli jego konsekwencje, ale w tym momencie dziewczyna powiedziała coś, co spowodowało, że Dasza od razu zapomniała o tym co miała zrobić.
Bezimienna lodówka z krwią? Krwiopijca..? Jej przypuszczenia sprzed zaledwie kilkunastu sekund potwierdziły się, ale jakby nie potrafiła przyjąc do siebie tej wiadomości. Nie miała zamiaru odzywac się do dziewczyny. Byłą wulgarna, pijana i złośliwa, Dasza podejrzewała, że musi być Ślizgonką. No, ale dziewczyna tu niczym nie zawiniła, po prostu wypaplała tajemnicę, którą Sahir tak skrywał. Odwróciła wzrok w jego stronę, nie mogąc na razie wydobyć z siebie głosu. Wampir.. Dlatego tak chciało mu się spać w dzień, dlatego żył tylko nocą, dlatego wolał spotkać się, kiedy nastała już ciemność.. Ale czy każdy wampir własnie tak się zachowuje? Kiedy słyszała o wampirach zdawali jej się drapieżnikami, raczej pewnymi siebie. A Sahir.. tajeemniczy, mroczny, milczący, wydawał jej się inteligentny, taki nieco.. filozof. A może nie mógł pogodzić się ze swoją naturą, może dlatego odsuwał od siebie ludzi, zachowywał się tak, żeby sami nie chcieli do niego przychodzić.. Może, może, może.. Czy kiedykolwiek będzie mogła powiedzieć coś na pewno, mówiąc o Sahirze? Kto wie co jeszcze skrywał i czy to wszystko co mówił i robił nie było tylko grą, udawaniem, nieprawdą? Czuła się jakby oszukana, ale już szukała usprawiedliwień. W końcu czy ona afiszowałaby się, że jest wampirem? Kolejne pytania i mętlik w głowie. Już sama nie wiedziała co mysleć i jak powinna się zachować.
Odwróciła się w stronę Sahira akurat wtedy, kiedy obnażał zęby, mówiąc do dziewczyny. Jeszcze nie słyszała u niego takiego tonu, tak pełnego jadu. Słyszała tylko łagodny, aksamitny, nieco chłodny głos.. o prawie, trochę się przestraszyła. Czy dziewczyna rzeczywiście miała rację? Czy chciał ją po prostu omotać, a potem skosztować jej, Daszy, krwi? Znowu te pytania i znowu te wątpliwości czy był z nią szczery.
Mimo tego, że powinna być tylko przestraszona i zwiewać (ale niby dlaczego? Sahir jest uczniem i przebywa wśród innych!), stała nadal wpatrując się w chłopaka. Czuła też jakąs rosnącą złośc i.. rozczarowanie? Może. Rozczarowanie, że mimo tak krótkiej znajomości, czuli jakby znali się od lat, a on zapomniał wspomniec jej o tak drobnym szczególe. Na Merlina, Daszo! Ciebie naprawde pociąga mrok, bo zamiast odczuwać strachu, Ty czujesz tylko złośc, że nie zaufał Ci do końca i nic nie powiedział!
Nie wiedziała jednak co mu powiedzieć. Podeszła do niego kilka kroków, ignorując dziewczynę.
- Czy ona ma rację, że chciałeś zrobić sobie ze mnie lodówkę z krwią? - zapytała, a głos nawet jej nie zadrżał. Gdyby nie sytuacja mogłoby to zabrzmieć cokolwiek komicznie. - Te nasze rozmowy.. to tylko taka gra? - no a co miała myśleć? Teraz nie wiedziała czemu wierzyć, zawsze tak bardzo ufna, teraz czuła się oszukana, nie wiedziała, w która stronę zwrócić mysli. Patrzyła chłopakowi w oczy, czekając na odpowiedź.
Dziewczyna na szczęście odbiła zaklęcie. Na szczęście dla Sahira. Gdyby coś jej się stało, Krukon jak nic miałby kłopoty. Nie zaatakowała go i Dasza miała nadzieję, że oboje się opamiętają. Chciała już powiedzieć coś o szkolnym regulaminie i dac ostrzeżenie, że jeszcze raz będzie świadkiem takiego zdarzenia, a będzie musiała poczynić kroki, aby ponieśli jego konsekwencje, ale w tym momencie dziewczyna powiedziała coś, co spowodowało, że Dasza od razu zapomniała o tym co miała zrobić.
Bezimienna lodówka z krwią? Krwiopijca..? Jej przypuszczenia sprzed zaledwie kilkunastu sekund potwierdziły się, ale jakby nie potrafiła przyjąc do siebie tej wiadomości. Nie miała zamiaru odzywac się do dziewczyny. Byłą wulgarna, pijana i złośliwa, Dasza podejrzewała, że musi być Ślizgonką. No, ale dziewczyna tu niczym nie zawiniła, po prostu wypaplała tajemnicę, którą Sahir tak skrywał. Odwróciła wzrok w jego stronę, nie mogąc na razie wydobyć z siebie głosu. Wampir.. Dlatego tak chciało mu się spać w dzień, dlatego żył tylko nocą, dlatego wolał spotkać się, kiedy nastała już ciemność.. Ale czy każdy wampir własnie tak się zachowuje? Kiedy słyszała o wampirach zdawali jej się drapieżnikami, raczej pewnymi siebie. A Sahir.. tajeemniczy, mroczny, milczący, wydawał jej się inteligentny, taki nieco.. filozof. A może nie mógł pogodzić się ze swoją naturą, może dlatego odsuwał od siebie ludzi, zachowywał się tak, żeby sami nie chcieli do niego przychodzić.. Może, może, może.. Czy kiedykolwiek będzie mogła powiedzieć coś na pewno, mówiąc o Sahirze? Kto wie co jeszcze skrywał i czy to wszystko co mówił i robił nie było tylko grą, udawaniem, nieprawdą? Czuła się jakby oszukana, ale już szukała usprawiedliwień. W końcu czy ona afiszowałaby się, że jest wampirem? Kolejne pytania i mętlik w głowie. Już sama nie wiedziała co mysleć i jak powinna się zachować.
Odwróciła się w stronę Sahira akurat wtedy, kiedy obnażał zęby, mówiąc do dziewczyny. Jeszcze nie słyszała u niego takiego tonu, tak pełnego jadu. Słyszała tylko łagodny, aksamitny, nieco chłodny głos.. o prawie, trochę się przestraszyła. Czy dziewczyna rzeczywiście miała rację? Czy chciał ją po prostu omotać, a potem skosztować jej, Daszy, krwi? Znowu te pytania i znowu te wątpliwości czy był z nią szczery.
Mimo tego, że powinna być tylko przestraszona i zwiewać (ale niby dlaczego? Sahir jest uczniem i przebywa wśród innych!), stała nadal wpatrując się w chłopaka. Czuła też jakąs rosnącą złośc i.. rozczarowanie? Może. Rozczarowanie, że mimo tak krótkiej znajomości, czuli jakby znali się od lat, a on zapomniał wspomniec jej o tak drobnym szczególe. Na Merlina, Daszo! Ciebie naprawde pociąga mrok, bo zamiast odczuwać strachu, Ty czujesz tylko złośc, że nie zaufał Ci do końca i nic nie powiedział!
Nie wiedziała jednak co mu powiedzieć. Podeszła do niego kilka kroków, ignorując dziewczynę.
- Czy ona ma rację, że chciałeś zrobić sobie ze mnie lodówkę z krwią? - zapytała, a głos nawet jej nie zadrżał. Gdyby nie sytuacja mogłoby to zabrzmieć cokolwiek komicznie. - Te nasze rozmowy.. to tylko taka gra? - no a co miała myśleć? Teraz nie wiedziała czemu wierzyć, zawsze tak bardzo ufna, teraz czuła się oszukana, nie wiedziała, w która stronę zwrócić mysli. Patrzyła chłopakowi w oczy, czekając na odpowiedź.
- J.
Re: Stary Dąb
Wto Paź 07, 2014 6:04 pm
Milcząco stała. Stała milcząc. Pośród szumu drzew i powiewów wiatru. Na tle srebrnego Pana Nocy, ojca wszystkich przedwiecznych. Jedna, pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, gdy dotarła do niej powaga sytuacji. Uświadamiając krążyła. Krążąc uświadamiała, tak samej sobie, jak przed samą sobą, że od lat niszczy wszystko co napotka. Mogła powiedzieć, że to nie prawda. Nie można zniszczyć czegoś co nigdy nie działało. Ale czy naprawdę można być taką ignorantką? Czy naprawdę można być tak zadufanym w sobie by nie zauważać notorycznego cierpnienia na twarzach innych ludzi, gdy przechodzi się obok ich zlęknionych postaci? Myślała płacząc. Płakała myśląc jak wiele z życia przemknęło jej przed tymi ślicznymi, niebieskimi oczętami, teraz pełnymi łez. Jak wiele miłości, przyjaźni, akceptacji pomknęło wokół niej, gdy ona zawierzyła swoje nic nie znaczące życie, magii która mogła nie być dla niej. Czarnoksięstwu, które wysysało z niej duszę kawałkami, pozostawiając zszargany kikut jej osobowości. Mogła wierzyć, że to tylko i wyłącznie jej wina, na jakimś poziomie podświadomości to wiedziała. Wolała jednak pomyśleć o swoim bracie, ukochanym braciszku, któremu ufała bezgranicznie. Za którym poszłaby w najgłębsze odmęty piekła. Ale czy musiała? Czy tak naprawdę, piekło nie jest w każdym z nas, w lękach, w cierpieniu które sami sobie przysparzamy? Cierpiała płonąc. Płonęła cierpieniem, dawno skrywanym uczuciem, któremu nie pozwalała wyjść na powierzchnie swojej jaźni. Coś co poznała z każdej strony, skutecznie odrzucając. Nie ma cierpienia, nie ma nadziei, nie ma jutra. Wiatr rozwiewał jej srebrne pasma, które opływały szyję, topniały na jej obojczykach, porywane dalej ku ciemności. Skóra czerwieniała od chłodu, czuła jak drętwieją jej mięśnie, gdy tak milcząco stała. I obserwowała. Chłonęła słowa. Ważyła emocje. Otworzyła przepływ między małym, zmarzniętym "ja", a dwojgiem zlęknionych ludzi, cicho szepczących do siebie gdzieś niedaleko. Dalej niż mógł objąć jej umysł, dalej niż sięgała jej świadomość, przytłoczona obrazami i smakami, których nie rozpoznawała, ale paradoksalnie bliżej niż wcześniej. Powstrzymała drżenie ciała, delikatne wibracje szczęki w jakie wpadała tuż przed szlochem.
-Przepraszam...
Wyszeptała to jedno słowo, na które się zdobyła, nim fala druzgocącej rozpaczy strzaskała jej umysł. Wycofała się tyłem w kierunku Lasu.
[z/t]
-Przepraszam...
Wyszeptała to jedno słowo, na które się zdobyła, nim fala druzgocącej rozpaczy strzaskała jej umysł. Wycofała się tyłem w kierunku Lasu.
[z/t]
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Wto Paź 07, 2014 6:34 pm
Zrobiłeś parę kroków do tyłu i zatrzymałeś się, opuszczając w końcu ramiona, ale wzroku z J. nie potrafiłeś odciągnąć - wpatrywałeś się w nią twardym, zimnym spojrzeniem, w którym... nie mogliście wiedzieć, co w tym spojrzeniu było. Jest noc, ciemno, ledwo widać bladą twarz wampira, wokół której unosił się kołnierz czarnego płaszcza, którą okalały miękkie pasma potarganych, kruczych włosów - tak, jego oczy, głębsze niż sama czerń nocy, niezgłębione otchłanie chowające na swym dnie skarby, po które parę osób próbowało sięgnąć, ale żadna nie wytrwała u jego boku na tyle długo, by rzeczywiście dostać szansę, by zobaczyć cokolwiek. Ciemność tylko dodawała im smaku - ta ciemność, z którą się stapiały i zaczynały stanowić jedno... Na pewno nie mogłaś, srebrnowłosa niewiasto, dostrzec w tym spojrzeniu współczucia dla twej osoby... Nie znajdziesz w nim współczucia ani pobłażania dla tego, co zrobiłaś. Stoisz, łzy spływają ci po policzkach, gorące, tak nieprzyjemnie kontrastujące z mroźnym dotykiem zimy, który tuli cię w swoich objęciach i zaciska na twoim wątłym ciele coraz mocniej swe palce, a On prześwietla cię spojrzeniem, już zrzucił na Ciebie całą winę - przynajmniej masz pewność, że nie jest to wina nieuzasadniona, możesz mieć pewność, że nie dołożył balastu, którym obciążyć cię nie mógł, a jednocześnie wiesz, że ten ciężar jest dla Ciebie i tak zbyt wielki... Bo zniszczyłaś coś, co starał się zbudować.
- Oczywiście, że tak, sądzisz, że wampira mogłoby interesować coś innego..? - Wreszcie oczy Nailaha zjechały z marnej, pijanej sylwetki i utknęły na stali oczu Daszy, tak intensywnie w niego wbitych - szukała odpowiedzi, ale jej oczy również wydały już na ciebie wyrok - wyrok oszusta. Czy ona ma prawo do tego osądu..? Tak, wierzyłeś, że tak jest, bo tak naprawdę kim byłeś, żeby ukrywać tak ważny fakt..? Najlepiej ogłosić to publicznie, że jesteś krwiopijcą, żeby gonili cię z pochodniami, gnębili - tak naprawdę bardzo wiele od obecnego stanu nic by się nie zmieniło. Miałbyś tylko trochę więcej rozrywki w swoim życiu. I może w końcu ktoś by się tobą zainteresował w pojęciu szerszego grona, nie stanowiłbyś tylko cienia... nie oszukuj samego siebie. Przecież tobie to odpowiadało. Znowu sobie uświadomiłeś, dlaczego powinieneś zostawić sytuację taką, jaką była, nie próbować na siłę wpakowywać się w tłum uczniów, nie próbować się przywiązywać - nie chciałeś pseudo-zrozumienia, które oferowała Ci Kim. Nie chciałeś mówienia "Ty, to Ty, a tamta bestia to ktoś inny".
Pragnąłeś akceptacji takim, jakim jesteś. W całości.
Było to trudniejsze do osiągnięcia, niż mogłoby się wydawać.
Ludzie, czarodzieje - wszyscy słyszą słowo "wampir" i widzą tylko zagrożenie, najbardziej dla samych siebie, oczywiście, zaraz są te pytania, czy to tylko gra, czy od początku chciałeś mnie zabić, chciałeś tylko mojej krwi..! Jakie to banalnie dramatyczne... Taaak, oczywiście, że chciałeś tylko tego, przecież jesteś demonem z krwi i kości, który żeruje na takich, jak biedna Dasza - czasem bardziej świadomie, czasem mniej, ale każdy, kto był blisko ciebie, był na to prędzej, czy później, narażony.
- Ależ nie ma za co przepraszać... Przecież chciałaś tylko chronić biedną Daszę. - Uśmiechnąłeś się uprzejmie, skinąłeś głową w kierunku J., którą obdarzyłeś ostatni raz spojrzeniem... W tych oczach czaił się lód, który niszczył wszystkie inne emocje, który stawał się obietnicą śmierci w czystej postaci... Takie spojrzenia zabijały, nie ciało - one wżerały się w serce i skuwały lodem duszę, zostawiając na nich niezmywalne piętno, jakby obietnica, że na pewno wróci... i wtedy dłoń dzierżąca nóż sprowadzi na napiętnowanego prawdziwego jeźdźca trupiobladego konia.
Nailah odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku zamczyska.
[z/t]
- Oczywiście, że tak, sądzisz, że wampira mogłoby interesować coś innego..? - Wreszcie oczy Nailaha zjechały z marnej, pijanej sylwetki i utknęły na stali oczu Daszy, tak intensywnie w niego wbitych - szukała odpowiedzi, ale jej oczy również wydały już na ciebie wyrok - wyrok oszusta. Czy ona ma prawo do tego osądu..? Tak, wierzyłeś, że tak jest, bo tak naprawdę kim byłeś, żeby ukrywać tak ważny fakt..? Najlepiej ogłosić to publicznie, że jesteś krwiopijcą, żeby gonili cię z pochodniami, gnębili - tak naprawdę bardzo wiele od obecnego stanu nic by się nie zmieniło. Miałbyś tylko trochę więcej rozrywki w swoim życiu. I może w końcu ktoś by się tobą zainteresował w pojęciu szerszego grona, nie stanowiłbyś tylko cienia... nie oszukuj samego siebie. Przecież tobie to odpowiadało. Znowu sobie uświadomiłeś, dlaczego powinieneś zostawić sytuację taką, jaką była, nie próbować na siłę wpakowywać się w tłum uczniów, nie próbować się przywiązywać - nie chciałeś pseudo-zrozumienia, które oferowała Ci Kim. Nie chciałeś mówienia "Ty, to Ty, a tamta bestia to ktoś inny".
Pragnąłeś akceptacji takim, jakim jesteś. W całości.
Było to trudniejsze do osiągnięcia, niż mogłoby się wydawać.
Ludzie, czarodzieje - wszyscy słyszą słowo "wampir" i widzą tylko zagrożenie, najbardziej dla samych siebie, oczywiście, zaraz są te pytania, czy to tylko gra, czy od początku chciałeś mnie zabić, chciałeś tylko mojej krwi..! Jakie to banalnie dramatyczne... Taaak, oczywiście, że chciałeś tylko tego, przecież jesteś demonem z krwi i kości, który żeruje na takich, jak biedna Dasza - czasem bardziej świadomie, czasem mniej, ale każdy, kto był blisko ciebie, był na to prędzej, czy później, narażony.
- Ależ nie ma za co przepraszać... Przecież chciałaś tylko chronić biedną Daszę. - Uśmiechnąłeś się uprzejmie, skinąłeś głową w kierunku J., którą obdarzyłeś ostatni raz spojrzeniem... W tych oczach czaił się lód, który niszczył wszystkie inne emocje, który stawał się obietnicą śmierci w czystej postaci... Takie spojrzenia zabijały, nie ciało - one wżerały się w serce i skuwały lodem duszę, zostawiając na nich niezmywalne piętno, jakby obietnica, że na pewno wróci... i wtedy dłoń dzierżąca nóż sprowadzi na napiętnowanego prawdziwego jeźdźca trupiobladego konia.
Nailah odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku zamczyska.
[z/t]
- Dasza Mietanowa
Re: Stary Dąb
Wto Paź 07, 2014 9:47 pm
Dasza przeniosła na chwilę wzrok na dziewczynę, która nagle zmieniła ton. Jakby zmalała, a potem wypowiedziała słowo "przepraszam" i odeszła. Z pewnością nie było to wypowiedziane ironicznie, z podniesioną głową, a wręcz przeciwnie. Nie znała jej, więc nie wiedziała co się kryje za jej zachowaniem. Zresztą i tak sobie poszła. Zwróciła więc ponownie wzrok na Krukona. Jego ton dopiero był ironiczny. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, rozumiejąc coraz mniej. Przecież ona zwyczajnie zapytała, bo nie wiedziała czemu wierzyć! To była taka informacja, której nie można było brać za błahą. A dziewczyna.. przecież mogła mieć rację! Różni są ludzie, różne zachowania, różne poglądy.. Zaufasz jednej osobie i wyjdzie Ci to na dobre. Kiedy zaufasz drugiej okazuje sie, że tylko robiła z Ciebie idiotę, śmiejąc się z Twojej naiwności. Jak już wspomniała, dziewczyny nie znała, nie wiedziała czy ta mówi to bezpodstawnie, byle być złosliwą czy nawiązuje do jakiejś sytuacji. Skąd mogła to wiedzieć? Dlatego chciała się dopytać, nie mógł jej wyjaśnić, tylko odwrócić się i odejść jak obrażona panienka? Oczywiście, nie powinien tego rozgłaszać na prawo i lewo, ale jej mógł powiedzieć.. Zaryzykować, przez tą dziwną więź, która ich połaczyła.. Ale w zasadzie kim ona była, żeby zwierzał jej się z takich spraw?
Ale, Sahirze, przecież widzisz, że nie jest przestraszona, że nie ucieka, że nie uważa Cię za kogoś gorszego. Wyrok w jej oczach? Nic podobnego! Może to było lekkie rozczarowanie, ale nie powinno się tym przejmować. To tylko Dasza, która przejmuje się niektórymi rzeczami bardziej niż inni.
Swoją drogą, to, że własnie odszedł i zdawało jej się, że poczuł się.. urażony, mogło dowodzić, że dziewczyna racji nie miała. Ale nie mógł jej tego wyjaśnić? Tylko tyle. Wystarczyło odpowiedzieć.
Potem jednak przyszło jej do głowy, że takie oskarżenie było z jej strony nie na miejscu. Nie powinna tak mysleć na podstawie jakichś głupich słów. Sahir odszedł w stronę zamku, a w jego oczach był taki chłód, że przez chwilę nie mogła się odezwać. Ruszyła dopiero, kiedy był już małą kropką. Zdecydowanie szła do przodu, przyspieszając kroku coraz bardziej, aż prawie zaczęła biec. Wpadła do zamku, szukając po korytarzach wzrokiem Krukona, ale nigdzie go nie było. Wróciła do Pokoju Wspólnego, rozmyślając nad całą tą sytuacją.
[z/t]
Ale, Sahirze, przecież widzisz, że nie jest przestraszona, że nie ucieka, że nie uważa Cię za kogoś gorszego. Wyrok w jej oczach? Nic podobnego! Może to było lekkie rozczarowanie, ale nie powinno się tym przejmować. To tylko Dasza, która przejmuje się niektórymi rzeczami bardziej niż inni.
Swoją drogą, to, że własnie odszedł i zdawało jej się, że poczuł się.. urażony, mogło dowodzić, że dziewczyna racji nie miała. Ale nie mógł jej tego wyjaśnić? Tylko tyle. Wystarczyło odpowiedzieć.
Potem jednak przyszło jej do głowy, że takie oskarżenie było z jej strony nie na miejscu. Nie powinna tak mysleć na podstawie jakichś głupich słów. Sahir odszedł w stronę zamku, a w jego oczach był taki chłód, że przez chwilę nie mogła się odezwać. Ruszyła dopiero, kiedy był już małą kropką. Zdecydowanie szła do przodu, przyspieszając kroku coraz bardziej, aż prawie zaczęła biec. Wpadła do zamku, szukając po korytarzach wzrokiem Krukona, ale nigdzie go nie było. Wróciła do Pokoju Wspólnego, rozmyślając nad całą tą sytuacją.
[z/t]
- Caroline Rockers
Re: Stary Dąb
Sob Paź 18, 2014 6:09 pm
Ponoć nasza przyszłość jest zapisana w gwiazdach. Lecz na ile to prawda, a na ile kłamstwo? Od samego początku śniłam o spełnieniu, które nie miało nigdy nadejść. Jestem zniszczoną pustką. Przytwierdzam maski do swojej twarzy, by nie dać się tak szybko zdemaskować. Mieszam style, tworząc mieszankę wybuchową. Wariatka? Pani Śmierć? Nie trudno o znalezienie epitetów, które by mnie opisywały. Jestem narratorką, czy też raczej C.? Zgadniesz, co jest prawdą?
Prawdą? Ależ...prawdy nie ma! Jest jedynie zagubienie i zapomnienie, a każdy interpretuje to na swój sposób. Ludzie nie potrafią dostrzec czegoś więcej - dlatego nienawiść jest najlepszą opcją. Czy sądzisz czytelniku, w momencie, kiedy to czytasz,że... jestem ludzka? Budzę Twoje współczucie? Chciałbyś mnie poznać, a może ujrzeć mnie w kałuży krwi? Chyba, że wolisz bardziej subtelny i czystszy sposób, o ile zamordowanie kogoś może być takie. Jedna prosta sprawa. Wystarczy wymierzyć we mnie różdżkę i wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie. Jakie? Och, przecież wiesz jakie! No chyba, że... nie potrafisz. Czyżbyś nie potrafił się zniżyć do mojego poziomu? Ależ, ja jeszcze nie dotknęłam tej linii! JESZCZE NIE. No a poza tym, co to za przyjemność tak ukracać czyjeś cierpienia? Zabawa się nawet nie zaczęła, a już musi się skończyć. Jaka zabawa? No pomyśl dobrze, chyba posiadasz coś takiego, jak wyobraźnia, inaczej by Cię tutaj nie było. Inaczej nie poświęcałbyś swojego drogocennego czasu by zapoznać się z tą treścią. Tym...przedsmakiem. Preludium. To jest delikatnie liźnięcie potężnego tematu; dotknięcie bram piekieł. Przeżyłeś kiedyś coś takiego? Piekło? Zdradzę Ci pewien sekret. Jestem jego strażnikiem.
I na samą myśl mam ochotę płakać. Mam ochotę kurwa rozwalić cały wielki mur. Wszystko, co kiedykolwiek sprawiło, że zwątpiłam, że myślałam o ratunku. Nie ma go. Nigdy nie będzie. Nie dla mnie. Sama tak zadecydowałam. Jestem sprawiedliwością. Sędzią. Upadłym cieniem. Caroline Rockers. Namiastka gównianej rzeczywistości.
I powiem Ci, że cholernie kurwa mi z tym dobrze. Zniesmaczyłam Cię? Rozbawiłam?
Zrób z tym, co chcesz.
Odpowiedz sobie na to, co siedzi Ci w tym chaosie u góry.
C. odpaliła jednego Smoczego Języka, z mściwą satysfakcją, obserwując jak dym leniwie unosi się do góry; w nim tańczyły płomienne iskry, jakby sam ognisty stwór dodał swoje dwa knuty. Wszędzie otaczała ją czarna biel. Fajnie to brzmi, prawda? Czarna biel. To jest taka mieszanka śniegu z nocą, jak gdyby ktoś chciał odkryć ten wielki sekret. Biel błyszczała, niczym brokat, który używała jej matka do swoich naznaczonych czasem powiek. Gwiazdy natomiast świeciły nad nią, tworząc swoistą ścieżkę do księżyca, który dawał znać, że jeszcze trochę, odrobinkę, a zacznie się krwawa uczta. Osobiście? Nie mogła się tego doczekać. Przynajmniej minie choć trochę tej codziennej rutyny; tym razem to nie jej drogocenna życiowa ciecz się rozleje po mapie śmierci.
Niby taka prosta z niej osóbka, taka nieskomplikowana...łaknąca jedynie nienawiści i cierpienia innych. Dotyku bólu na ludzkiej skórze, oznaczonej bliznami jej uwagi.
To się nazywa sprawiedliwość.
Potwór dyktował jej kolejne kroki, jakie miała postawić by wznieść się ponad to. Ponad nich wszystkich. I wreszcie dokończyć swoje największe zwycięstwo. Całkowicie pozbyć się ludzkich uczuć, stać się jedynie wypraną z dobrych emocji bronią. Lodowate oczy pokonywały wzrokową drogę, rejestrując każdy szczegół. Każdą choćby najmniejszą zmianę w delikatnym ruchu zimowego wiatru, który przy okazji bawił się jej ciemnymi włosami.
Miała dużo czasu na przemyślenia.
Prawdą? Ależ...prawdy nie ma! Jest jedynie zagubienie i zapomnienie, a każdy interpretuje to na swój sposób. Ludzie nie potrafią dostrzec czegoś więcej - dlatego nienawiść jest najlepszą opcją. Czy sądzisz czytelniku, w momencie, kiedy to czytasz,że... jestem ludzka? Budzę Twoje współczucie? Chciałbyś mnie poznać, a może ujrzeć mnie w kałuży krwi? Chyba, że wolisz bardziej subtelny i czystszy sposób, o ile zamordowanie kogoś może być takie. Jedna prosta sprawa. Wystarczy wymierzyć we mnie różdżkę i wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie. Jakie? Och, przecież wiesz jakie! No chyba, że... nie potrafisz. Czyżbyś nie potrafił się zniżyć do mojego poziomu? Ależ, ja jeszcze nie dotknęłam tej linii! JESZCZE NIE. No a poza tym, co to za przyjemność tak ukracać czyjeś cierpienia? Zabawa się nawet nie zaczęła, a już musi się skończyć. Jaka zabawa? No pomyśl dobrze, chyba posiadasz coś takiego, jak wyobraźnia, inaczej by Cię tutaj nie było. Inaczej nie poświęcałbyś swojego drogocennego czasu by zapoznać się z tą treścią. Tym...przedsmakiem. Preludium. To jest delikatnie liźnięcie potężnego tematu; dotknięcie bram piekieł. Przeżyłeś kiedyś coś takiego? Piekło? Zdradzę Ci pewien sekret. Jestem jego strażnikiem.
I na samą myśl mam ochotę płakać. Mam ochotę kurwa rozwalić cały wielki mur. Wszystko, co kiedykolwiek sprawiło, że zwątpiłam, że myślałam o ratunku. Nie ma go. Nigdy nie będzie. Nie dla mnie. Sama tak zadecydowałam. Jestem sprawiedliwością. Sędzią. Upadłym cieniem. Caroline Rockers. Namiastka gównianej rzeczywistości.
I powiem Ci, że cholernie kurwa mi z tym dobrze. Zniesmaczyłam Cię? Rozbawiłam?
Zrób z tym, co chcesz.
Odpowiedz sobie na to, co siedzi Ci w tym chaosie u góry.
C. odpaliła jednego Smoczego Języka, z mściwą satysfakcją, obserwując jak dym leniwie unosi się do góry; w nim tańczyły płomienne iskry, jakby sam ognisty stwór dodał swoje dwa knuty. Wszędzie otaczała ją czarna biel. Fajnie to brzmi, prawda? Czarna biel. To jest taka mieszanka śniegu z nocą, jak gdyby ktoś chciał odkryć ten wielki sekret. Biel błyszczała, niczym brokat, który używała jej matka do swoich naznaczonych czasem powiek. Gwiazdy natomiast świeciły nad nią, tworząc swoistą ścieżkę do księżyca, który dawał znać, że jeszcze trochę, odrobinkę, a zacznie się krwawa uczta. Osobiście? Nie mogła się tego doczekać. Przynajmniej minie choć trochę tej codziennej rutyny; tym razem to nie jej drogocenna życiowa ciecz się rozleje po mapie śmierci.
Niby taka prosta z niej osóbka, taka nieskomplikowana...łaknąca jedynie nienawiści i cierpienia innych. Dotyku bólu na ludzkiej skórze, oznaczonej bliznami jej uwagi.
To się nazywa sprawiedliwość.
Potwór dyktował jej kolejne kroki, jakie miała postawić by wznieść się ponad to. Ponad nich wszystkich. I wreszcie dokończyć swoje największe zwycięstwo. Całkowicie pozbyć się ludzkich uczuć, stać się jedynie wypraną z dobrych emocji bronią. Lodowate oczy pokonywały wzrokową drogę, rejestrując każdy szczegół. Każdą choćby najmniejszą zmianę w delikatnym ruchu zimowego wiatru, który przy okazji bawił się jej ciemnymi włosami.
Miała dużo czasu na przemyślenia.
- Zordon Reid
Re: Stary Dąb
Pon Paź 20, 2014 7:37 pm
Czy przerywanie egzystencjalnych rozmyślań Caroline Rockets głupim pozbawionym sensu pytaniem było jednym z mądrych posunięć w życiu Zordona Reida? Nie-e. Y-y. Ale jednak nie zakładajmy od razu tak ponuro i negatywnie, w końcu wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń, a głowa Zordona była nie tylko pełna, ale i przepełniona. Choć niektórych zdaniem była raczej pusta. Tym razem postawmy jednak na przepełnioną, bo gdyby nie była przepełniona pewnie nie chodziłby po błoniach i nie zaczepiał ludzi. Choć trzeba przyznać, że w swoim mniemaniu Zordon miał bardzo waży cel zaczepiania. I tu znów wracamy do głupiego i pozbawionego sensu pytania.
- Czy znasz może właściciela tej oto cebuli? - Wystawił przed siebie rękę, a dokładniej puchatą rękawicę imitującą borsucze pazurki. Na niej tkwiła ugryziona w jednym miejscu, zeschnięta do połowy cebula. Warto zauważyć również, że miała włoski. Cebule z włoskami od razu wydają się przyjaźniejsze, bo wyglądają jak takie małe laleczki pacynki. Znaczy ta nie do końca wyglądała. Bo była ugryziona.
Zadacie pewnie teraz pytanie, po ki..znicz Zordonowi właściciel tej oto cebuli. Otóż to właśnie pojedyncze ugryzienie było powodem zainteresowania Reida, którego doszczętnie nurtowało pytanie DLACZEGO KTOŚ MIAŁBY GRYŹĆ CEBULĘ? Czy to był zakład? Czy to była pomyłka? Czy to był SPISEK? Nigdy się nie dowie, póki nie odnajdzie właściciela. Tego można być pewnym. Uch, no ale jak nie Zordon, to kto inny potrafiłby znaleźć Gryzonia? HYM? Przecież wszem i wobec było wiadomo, że to Puchoni są najlepszymi poszukiwaczami. A jak wiadomo Zordon był Puchonem nad Puchonami, także ten.
Cebula
- Czy znasz może właściciela tej oto cebuli? - Wystawił przed siebie rękę, a dokładniej puchatą rękawicę imitującą borsucze pazurki. Na niej tkwiła ugryziona w jednym miejscu, zeschnięta do połowy cebula. Warto zauważyć również, że miała włoski. Cebule z włoskami od razu wydają się przyjaźniejsze, bo wyglądają jak takie małe laleczki pacynki. Znaczy ta nie do końca wyglądała. Bo była ugryziona.
Zadacie pewnie teraz pytanie, po ki..znicz Zordonowi właściciel tej oto cebuli. Otóż to właśnie pojedyncze ugryzienie było powodem zainteresowania Reida, którego doszczętnie nurtowało pytanie DLACZEGO KTOŚ MIAŁBY GRYŹĆ CEBULĘ? Czy to był zakład? Czy to była pomyłka? Czy to był SPISEK? Nigdy się nie dowie, póki nie odnajdzie właściciela. Tego można być pewnym. Uch, no ale jak nie Zordon, to kto inny potrafiłby znaleźć Gryzonia? HYM? Przecież wszem i wobec było wiadomo, że to Puchoni są najlepszymi poszukiwaczami. A jak wiadomo Zordon był Puchonem nad Puchonami, także ten.
Cebula
- Caroline Rockers
Re: Stary Dąb
Pon Paź 20, 2014 8:16 pm
Uciekała od tego całego zamieszania - od zbyt dużej ilości ludzi, którzy otaczali ją z każdej strony. Nie działało to na nią w żaden sposób kojąco, wręcz przeciwnie. Dusiła się wtedy, czuła jakby ktoś zaciskał jej palce na gardle, zmuszając do natychmiastowej reakcji. A ona tak nie mogła; przed tymi nienawistnymi twarzami musiała grać, o jakieś głębsze emocje mogła się postarać dopiero wtedy, kiedy była sama, albo z kimś, kto tkwił na jej osobistej czarnej liście. Liście celów, które wymagały jej specjalnej uwagi. Tak to się zaczynało, a potem było coraz gorzej. Maniakalno-obsesyjne interwencje tkwiącego w niej niebezpieczeństwa. To nie były tylko puste słowa. Nigdy nimi nie były. Słowom zawsze towarzyszyły odpowiednie czyny, przed którymi się nie broniła, bo żywiła się efektem końcowym. I wtedy zapominała o swojej ludzkiej kruchej obudowie, wiedząc, że ostateczny sąd jest już blisko.
A jej skrzydła...jej skrzydła w końcu całkowicie odrosną, zapełniając całą przestrzeń jej duszy.
C. raz po raz zaciągała się czarodziejskim papierosem, spoglądając w ciemne niebo, które wisiało nad nią. Już dawno powinna być w swoim dormitorium, a mimo wszystko, tkwiła sobie tutaj pod tym starym dębem, jakby nic sobie nie robiła z zakazów. Jakby nie obawiała się, że w każdej chwili może zostać złapana i ukarana. Tak się skupiła na obserwacji wiatru, który targał drzewami w Zakazanym Lesie, że nawet nie usłyszała, jak ktoś się do niej zbliża. Zresztą kto normalny wychodzi o tej porze z zamku?! Siebie nie liczyła, bo już od dawna było przecież wiadome, że daleko jej było do normalności. Kiedy intruz podszedł bliżej niej, niemalże zakrztusiła się dymem i praktycznie z łzami w oczach spojrzała na Zordona.
- A skąd mam to niby wiedzieć?! W ogóle to nie powinieneś o tej godzinie spać, zamiast zawracać innym głowę? - Warknęła, niezbyt grzecznie, wypuszczając dym w stronę tej nadgryzionej cebuli. To było na tyle absurdalna sytuacja, że nawet sama Rockers nie do końca wiedziała, jak ma się zachować. Czy wyciągnąć różdżkę, czy też raczej czekać, aż chłopak da sobie spokój i pójdzie, jak najdalej od niej. Chyba zresztą nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z kimś, kto byłby zdolny wsadzić mu te warzywo głęboko w jakiś dowolny otwór w jego ciele, tak dla zwykłej zabawy i satysfakcji.
A jej skrzydła...jej skrzydła w końcu całkowicie odrosną, zapełniając całą przestrzeń jej duszy.
C. raz po raz zaciągała się czarodziejskim papierosem, spoglądając w ciemne niebo, które wisiało nad nią. Już dawno powinna być w swoim dormitorium, a mimo wszystko, tkwiła sobie tutaj pod tym starym dębem, jakby nic sobie nie robiła z zakazów. Jakby nie obawiała się, że w każdej chwili może zostać złapana i ukarana. Tak się skupiła na obserwacji wiatru, który targał drzewami w Zakazanym Lesie, że nawet nie usłyszała, jak ktoś się do niej zbliża. Zresztą kto normalny wychodzi o tej porze z zamku?! Siebie nie liczyła, bo już od dawna było przecież wiadome, że daleko jej było do normalności. Kiedy intruz podszedł bliżej niej, niemalże zakrztusiła się dymem i praktycznie z łzami w oczach spojrzała na Zordona.
- A skąd mam to niby wiedzieć?! W ogóle to nie powinieneś o tej godzinie spać, zamiast zawracać innym głowę? - Warknęła, niezbyt grzecznie, wypuszczając dym w stronę tej nadgryzionej cebuli. To było na tyle absurdalna sytuacja, że nawet sama Rockers nie do końca wiedziała, jak ma się zachować. Czy wyciągnąć różdżkę, czy też raczej czekać, aż chłopak da sobie spokój i pójdzie, jak najdalej od niej. Chyba zresztą nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z kimś, kto byłby zdolny wsadzić mu te warzywo głęboko w jakiś dowolny otwór w jego ciele, tak dla zwykłej zabawy i satysfakcji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach