Strona 1 z 32 • 1, 2, 3 ... 16 ... 32
- Mistrz Labiryntu
Stary Dąb
Pon Wrz 02, 2013 2:34 pm
Idąc dalej ścieżką oddalasz się od głośnych śmiechów, krzyków jak i osób, do których te głosy należą. Trafiasz na praktycznie opustoszałą polankę, niedaleko bijącej wierzby.
Miejsce to ma swój dziwny urok, bowiem gdy przyjdzie się o odpowiedniej godzinie da się zobaczyć coś wspaniałego. Słońce leniwie opadające w dół, zmieniające swe kolory i kryjące się za horyzontem.
Wśród otoczenia wyróżnia się dąb. Duży i stary zapewne tak samo jak i sama szkoła.
Miejsce to na nowo odżyło, po pozbyciu się z niego resztek czarnej magii już na dobre.
Miejsce to ma swój dziwny urok, bowiem gdy przyjdzie się o odpowiedniej godzinie da się zobaczyć coś wspaniałego. Słońce leniwie opadające w dół, zmieniające swe kolory i kryjące się za horyzontem.
Wśród otoczenia wyróżnia się dąb. Duży i stary zapewne tak samo jak i sama szkoła.
Miejsce to na nowo odżyło, po pozbyciu się z niego resztek czarnej magii już na dobre.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 5:24 pm
Było to czuć. W powietrzu unosił się srebrzysty kurz, pozostałość lada, walczył z szarawym dymem, którego zapach przywodził na myśl jedynie najzimniejsze dni w historii ludzkości. Palone drewno, palona żywica, czort jeden wie co uczniowie dorzucali do kominków, niemniej na pewno było to czuć i to było przyjemne.
Słońce jeszcze nie zaszło, dopiero chyliło się ku horyzontowi, machając melancholijnie zaspanymi promykami, których ciepło jeszcze zadziwiało. W grubym, szarym płaszczu, który podskakiwał na wystających ramionach przy każdym kroku, wciąż drżała z zimna. Wbrew pozorom to również było przyjemne. Słońce już nie opalało twarzy Ślizgonki, jedynie ją ogrzewało, sprawiając, że pod skórą czuła delikatne drżenie mięśni. Schodziła dalej, chcąc nie chcąc tupiąc głośno; na ramieniu zawieszoną miała torbę pełną śmierci, papierków, książek i ciastek.
Nie było tego widać, ale ciastka były jedną z jej wielu obsesji, podobnie jak długie włosy, jak utrzymanie cieni pod oczami czy Baudelaire w postaci wierszy. I tak, gdy dotarła do dębu, nawet nań nie spojrzawszy, usiadła na opasłym podręczniku do historii magii, a z ciepłej, parującej chusteczki wyjęła jedno z ciastek.
Słońce jeszcze nie zaszło, dopiero chyliło się ku horyzontowi, machając melancholijnie zaspanymi promykami, których ciepło jeszcze zadziwiało. W grubym, szarym płaszczu, który podskakiwał na wystających ramionach przy każdym kroku, wciąż drżała z zimna. Wbrew pozorom to również było przyjemne. Słońce już nie opalało twarzy Ślizgonki, jedynie ją ogrzewało, sprawiając, że pod skórą czuła delikatne drżenie mięśni. Schodziła dalej, chcąc nie chcąc tupiąc głośno; na ramieniu zawieszoną miała torbę pełną śmierci, papierków, książek i ciastek.
Nie było tego widać, ale ciastka były jedną z jej wielu obsesji, podobnie jak długie włosy, jak utrzymanie cieni pod oczami czy Baudelaire w postaci wierszy. I tak, gdy dotarła do dębu, nawet nań nie spojrzawszy, usiadła na opasłym podręczniku do historii magii, a z ciepłej, parującej chusteczki wyjęła jedno z ciastek.
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 5:52 pm
Chyba nie byłbyś sobą, gdybyś nie opuścił szkoły przed zmrokiem, nie mogąc zmrużyć oka i nie byłbyś też sobą, gdyby porywająca serce cisza wokół nie zaraziła cię swą melancholią... W powietrzu wyraźnie wyczuwałeś nadchodzącą zimę, chociaż ledwo skończyło się lato - tak jakby to było wczoraj, a jednak minęło wiele czasu. Zbyt wiele. Zamknąłeś oczy, zacisnąłeś palce na pasku od torby - nie myśl. Spróbuj oderwać się od tego padołu przynajmniej na trzy metry pod chmury, skoro i tak jesteś tutaj sam, nie masz żadnych zobowiązań wobec innych - nie chcesz im nic dawać i nie chcesz niczego od nich samych. Rachunek jest bardzo prosty. Takie w chuj niebezpieczne jednostki i tak powinny być na uwięzi, więc ciesz się z tego co masz, z czym pozwolono ci żyć. Z czym kazano ci żyć. A zresztą, pal licho, wszystko jedno... Nie masz odwagi popełnić samobójstwa. Nie wiesz jak. Może za bardzo będzie to boleć? Może ci się nie uda i będziesz musiał potem koegzystować z porażką? Żadna z tych opcji cię nie zachęcała do spróbowania. I nie próbujesz.
Odetchnij. Czujesz woń palonego drwa w kominkach? Dym roznosi się ponad domami i zanika w eterze, żeby w przyszłości pozwolić ekologom na trąbienie o efekcie cieplarnianym - nigdy mistrzem biologii nie byłeś, chociaż nauka ta, mugolska, sama w sobie była bardzo ciekawa... Wiesz, że mało osób toleruje takich, jak ty, półkrwi, ale przy fakcie tajemnic, jakie naprawdę skrywasz, wydaje się to być małą, nic nie znaczącą broszką, którą łatwo ci w pamięci zatrzeć.
Dotknąłeś palcami artysty cierpką korę, twardą - szkoda, że nie potrafisz zrozumieć, co mówią do ciebie drzewa... O czym szepcze natura... O czym myśli... Ciekawe, jak tym roślinom się żyje. Trawie, którą ciągle wszyscy depczą... Unosisz głowę, zadzierając ją w niebo, taki spokojny, taki pozbawiony lęków, taki... samotny...
Ach! - słyszysz? Ktoś tutaj idzie! Spłoszona sarenko, uciekaj lepiej, uciekaj w cienie, gdzie twoje miejsce, uciekaj w mrok nieistnienia...
Szeroko rozwarłeś powieki i rzeczywiście tak zrobiłeś - wlazłeś na drzewo, kryjąc się w cieniu jego bezpiecznej korony - tak tylko mogłeś, by pozostać niezauważonym, bo wszędzie wokół otwarta przestrzeń - trudno by było gdzieś bezpiecznie umknąć. Z drugiej strony... Co teraz? Dziewczyna, która przyszła, usiadła pod dębem, wyjmując ciastko, roztaczając wokół siebie dwa zapachy, jeden z nich nadto kuszący - świeżych wypieków i... samej siebie. Twoja cisza zostaje zakłócona... Bije serce, szumi w żyłach krew niewinnej... A może winnej? Żaden ze śmiertelnych nie posiada tej potęgi, która by mu pozwoliła oceniać współbraci.
Siedzisz tak, minuty mijają, coraz bardziej się niepokojąc, niecierpliwiąc - nie możesz przecież tutaj przesiedzieć i przeczekać, aż sobie pójdzie, nie chcesz, nie możesz, za bardzo cię dekoncentruje, za bardzo ścigasz jej ruchy, jak magnes, wszak ta łabędzia szyja doprowadza do obłędu... Bezszelestnie więc zsunąłeś się z gałęzi po drugiej stronie dębu i wyglądnąłeś zza pnia, przejeżdżając dłonią po szorstkiej jego nawierzchni... Nie odezwałeś się. Ale teraz byłeś widoczny. I patrzyłeś na nią. Patrzyłeś swymi oczami przypominającymi otchłanie, ponurymi, pozbawionymi blasków radości życia... Oczami drapieżnika.
- Dobry wieczór... - Odezwałeś się w końcu cicho, sygnalizując swoją obecność.
Odetchnij. Czujesz woń palonego drwa w kominkach? Dym roznosi się ponad domami i zanika w eterze, żeby w przyszłości pozwolić ekologom na trąbienie o efekcie cieplarnianym - nigdy mistrzem biologii nie byłeś, chociaż nauka ta, mugolska, sama w sobie była bardzo ciekawa... Wiesz, że mało osób toleruje takich, jak ty, półkrwi, ale przy fakcie tajemnic, jakie naprawdę skrywasz, wydaje się to być małą, nic nie znaczącą broszką, którą łatwo ci w pamięci zatrzeć.
Dotknąłeś palcami artysty cierpką korę, twardą - szkoda, że nie potrafisz zrozumieć, co mówią do ciebie drzewa... O czym szepcze natura... O czym myśli... Ciekawe, jak tym roślinom się żyje. Trawie, którą ciągle wszyscy depczą... Unosisz głowę, zadzierając ją w niebo, taki spokojny, taki pozbawiony lęków, taki... samotny...
Ach! - słyszysz? Ktoś tutaj idzie! Spłoszona sarenko, uciekaj lepiej, uciekaj w cienie, gdzie twoje miejsce, uciekaj w mrok nieistnienia...
Szeroko rozwarłeś powieki i rzeczywiście tak zrobiłeś - wlazłeś na drzewo, kryjąc się w cieniu jego bezpiecznej korony - tak tylko mogłeś, by pozostać niezauważonym, bo wszędzie wokół otwarta przestrzeń - trudno by było gdzieś bezpiecznie umknąć. Z drugiej strony... Co teraz? Dziewczyna, która przyszła, usiadła pod dębem, wyjmując ciastko, roztaczając wokół siebie dwa zapachy, jeden z nich nadto kuszący - świeżych wypieków i... samej siebie. Twoja cisza zostaje zakłócona... Bije serce, szumi w żyłach krew niewinnej... A może winnej? Żaden ze śmiertelnych nie posiada tej potęgi, która by mu pozwoliła oceniać współbraci.
Siedzisz tak, minuty mijają, coraz bardziej się niepokojąc, niecierpliwiąc - nie możesz przecież tutaj przesiedzieć i przeczekać, aż sobie pójdzie, nie chcesz, nie możesz, za bardzo cię dekoncentruje, za bardzo ścigasz jej ruchy, jak magnes, wszak ta łabędzia szyja doprowadza do obłędu... Bezszelestnie więc zsunąłeś się z gałęzi po drugiej stronie dębu i wyglądnąłeś zza pnia, przejeżdżając dłonią po szorstkiej jego nawierzchni... Nie odezwałeś się. Ale teraz byłeś widoczny. I patrzyłeś na nią. Patrzyłeś swymi oczami przypominającymi otchłanie, ponurymi, pozbawionymi blasków radości życia... Oczami drapieżnika.
- Dobry wieczór... - Odezwałeś się w końcu cicho, sygnalizując swoją obecność.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 7:32 pm
Nie myślała o samobójstwie. Właściwie, nawet gdyby chciała, myśl ta napawała ją niezrozumiałym, lecz jakże wielkim obrzydzeniem. Nie chciała wiedzieć dlaczego, nie chciała wiedzieć kiedy, jak i gdzie umrze. Wiedziała za to, że nie zginie z rąk własnych, jakkolwiek kusiło ją, by poznać tę drugą stronę życia. Czy może raczej nieżycia. Jednocześnie nie przywiązywała też zbyt dużej wagi do bycia na tej ziemi, do swojego bytu, jestestwa. Zanadto kochała tajemnicze substancje i niezwykłe zdarzenia, które nie należały do tego świata. Ot, żyła gdzieś obok, nikt nie mógł jej tego zabronić, może jedynie przerwać na moment, wrzucając swoje trzy knuty.
Oparła głowę o pień drzewa, jasne kosmyki wplątały się między szpary w korze, lejąc się niczym woda w dół i w górę, tworząc niezwykłą mozaikę barw ziemistych. Ciastko, zjedzone dopiero połowicznie, drżało i sypało się w lodowatej dłoni na czarną spódnicę. Również książka, przed chwilą wyjęta z płóciennej torby, sypała się. Również drzewa się sypały, a gdy jeden z koślawych, czerwonych listków wpadł do wnętrza torby, dziewczyna uniosła głowę, patrząc na drzewo z wyrzutem. I poza drzewem nic, ni żywej duszy...
Cieszyła się ze swojej samotności, właśnie tutaj i właśnie teraz. Pomimo tego, że dąb był przesadnie stary, przesadnie duży i przesadnie tajemniczy, lubiła przesiadywać w jego towarzystwie, chociaż nie korzystała z owej przyjemności ponad miarę. Spokój, głośna cisza wiatru i dalekiego gwaru zamku, zachodzące słońce i...
Drgnęła. Na tyle silnie, by uderzyć tyłek głowy o twardy pień i syknąć z bólu. Drgnęła, bo pomimo usilnych chęci wyzbycia się ludzkich odruchów, zachowała je niemal w pełni, zakrywając jedynie pod jedwabnym kirem. Zachowała je, drgnęła więc i uniosła z pretensją i zdziwieniem głowę, by ponownie spojrzeć w stronę korony drzewa.
Nie przyjrzała się oczom osobnika, nie obchodziły ją. Dzikie oczy bez emocji były znakiem rozpoznawczym ludzi w tych przeklętych czasach. Ostatni kawałek ciastka w postaci większego okruszka wepchnęła do ust i gapiła się na intruza, jakkolwiek sama nim była, dopóki czekolada nie rozpuściła się.
- Śmiem twierdzić, że jeszcze dzień - odparła równie cicho.
Chodź na ciasteczko!
Oparła głowę o pień drzewa, jasne kosmyki wplątały się między szpary w korze, lejąc się niczym woda w dół i w górę, tworząc niezwykłą mozaikę barw ziemistych. Ciastko, zjedzone dopiero połowicznie, drżało i sypało się w lodowatej dłoni na czarną spódnicę. Również książka, przed chwilą wyjęta z płóciennej torby, sypała się. Również drzewa się sypały, a gdy jeden z koślawych, czerwonych listków wpadł do wnętrza torby, dziewczyna uniosła głowę, patrząc na drzewo z wyrzutem. I poza drzewem nic, ni żywej duszy...
Cieszyła się ze swojej samotności, właśnie tutaj i właśnie teraz. Pomimo tego, że dąb był przesadnie stary, przesadnie duży i przesadnie tajemniczy, lubiła przesiadywać w jego towarzystwie, chociaż nie korzystała z owej przyjemności ponad miarę. Spokój, głośna cisza wiatru i dalekiego gwaru zamku, zachodzące słońce i...
Drgnęła. Na tyle silnie, by uderzyć tyłek głowy o twardy pień i syknąć z bólu. Drgnęła, bo pomimo usilnych chęci wyzbycia się ludzkich odruchów, zachowała je niemal w pełni, zakrywając jedynie pod jedwabnym kirem. Zachowała je, drgnęła więc i uniosła z pretensją i zdziwieniem głowę, by ponownie spojrzeć w stronę korony drzewa.
Nie przyjrzała się oczom osobnika, nie obchodziły ją. Dzikie oczy bez emocji były znakiem rozpoznawczym ludzi w tych przeklętych czasach. Ostatni kawałek ciastka w postaci większego okruszka wepchnęła do ust i gapiła się na intruza, jakkolwiek sama nim była, dopóki czekolada nie rozpuściła się.
- Śmiem twierdzić, że jeszcze dzień - odparła równie cicho.
Chodź na ciasteczko!
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 8:04 pm
Bez emocji..? Skądże znowu...Całą filozofią, wydającą się absurdalnie niemożliwą, było właśnie tych emocji odkrycie, wybadanie - to one przecież były zwierciadłami duszy, to je tak trudno było oszukać nam samym, one nas zbyt łatwo zdradzały... były naszym słabym punktem i my, zwykli, biedni ludzie, dobrze o tym wiedzieliśmy, kiedy łgaliśmy, kiedy kręciliśmy, kiedy stosowaliśmy sprytną taktykę "niedopowiadania"... Wiemy to nadal. I próbujemy, najusilniej, jak tylko się da, tą naszą wielką wade jakoś wymazać, jakąś nad nią zapanować... Natomiast Sahir..? Czerń, kosmiczna pustka wycelowana w twarz jedzącego łakocie dziewczęcia, prosto w jej oczęta, bez skrępowania, jednak nie nachalnie - zupełnie naturalnie ściągał spojrzenie jak magnes kawałek żelaza; podświadomość nakazywała badać i obserwować, więc badał i obserwował tą, przed którą zaraz mógł umykać, kryjąc w miejscach istotom takim jak my, przyzwyczajonym do życia w świetle dziennym, niedostępnym wzrokowo. Słyszałem, że mamy wielkie skłonności do bania się tego, czego nie rozumiemy i czego nie znamy, co oznaczone jest metafizycznym znakiem tajemnicy - więc ty się nie boisz, Alodio? Ciebie przyciąga do tych tajemnic? Wiesz, mawiają, że ciekawość jest... nie powiem, że pierwszym stopniem do piekła, ale do kłopotów na pewno - przynajmniej ciekawość takiej odmiany, która doprowadza do wsadzania łepetyny w nie swoje, podejrzane sprawy.
- Nic... ci nie jest? - Zamarłeś z wyciągniętą ku dziewczynie dłonią - nie zdąrzyłeś jej dotknąć, a już uderzyła się w głowę, chyba dość boleśnie, ale żeś teraz lekko pochylony, ze zmartwionym wzrokiem w nią wbitym, czując odpowiedzialnym za to zajście - wszak taka prawda. - Przepraszam, nie chciałem.. cię wystraszyć... - Palce się zwinęły, wyprostowałeś się... ale może być mrugnął, co? Bo to trochę mocno nie ludzkie, tak intensywnie się wgapiać, przeszywać na wylot...
Rozejrzałeś się wokół powoli, flegmatycznie, zastanawiając nad tym, czy to już wieczór, czy nie - słońce jeszcze nie zaszło, ale która godzina..? Niedługo powinno zachodzić... chyba...
- Możliwe... Nie mam poczucia czasu... - Przyznałeś - Sahir miał miły dla ucha, spokojny, aksamitny głos kojący zmysły, zapadający w pamięci jak dotyk motylich skrzydeł - równie ulotny, co trwały we wrażeniu.
- Nic... ci nie jest? - Zamarłeś z wyciągniętą ku dziewczynie dłonią - nie zdąrzyłeś jej dotknąć, a już uderzyła się w głowę, chyba dość boleśnie, ale żeś teraz lekko pochylony, ze zmartwionym wzrokiem w nią wbitym, czując odpowiedzialnym za to zajście - wszak taka prawda. - Przepraszam, nie chciałem.. cię wystraszyć... - Palce się zwinęły, wyprostowałeś się... ale może być mrugnął, co? Bo to trochę mocno nie ludzkie, tak intensywnie się wgapiać, przeszywać na wylot...
Rozejrzałeś się wokół powoli, flegmatycznie, zastanawiając nad tym, czy to już wieczór, czy nie - słońce jeszcze nie zaszło, ale która godzina..? Niedługo powinno zachodzić... chyba...
- Możliwe... Nie mam poczucia czasu... - Przyznałeś - Sahir miał miły dla ucha, spokojny, aksamitny głos kojący zmysły, zapadający w pamięci jak dotyk motylich skrzydeł - równie ulotny, co trwały we wrażeniu.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 9:03 pm
Ukrywała się. W cieniu drzewa, pod kocem, pod grubą warstwą ubrań, które prawdopodobnie ważyły więcej niż ona sama. Ukrywała się, by nie dojrzeć brutalnej codzienności i zwykłości wszystkiego wokół. Nie chciała widzieć szarych twarzy, chociaż sama była tylko cząstką szarej masy. Nienawidziła zwykłości. Równocześnie sama chciała zapisać się na kartach tomików, niczym nimfa lub sukkub. Chciała być romantyczną bohaterką wiktoriańskich powieści. Chciała stanąć na deskach teatru, wśród kurzu i zauroczonych spojrzeń. Tak umrzeć. I bała się, tego właśnie się obawiała - że do końca będzie najzwyklejsza.
Mimo to pozostawała niewidoczna. Emocje były wywlekane na światło dzienne jedynie wtedy, gdy natrafiła na bodziec w postaci człowieka. (Może to słowo to jednak nadużycie.) A więc postaci, która potrafiłaby owe emocje wyciągnąć. Postaci jakby żywcem wyjętej z liter świdrujących jej niebiesko-szare oczy. Wolała jednak nie szukać.
Rozwinęła chustę haftowaną w kwiaty, dając ujście przyjemnemu zapachowi cukru, masła i czekolady w ciastkach. Ze zwykłej, ludzkiej grzeczności, która z Alodią nie miała nic wspólnego, wyciągnęła dłonie ku górze, w niemym geście poczęstunku. Jedz, na zdrowie, kimkolwiek jesteś.
Jednocześnie bardziej wtuliła się w drzewo, czując na plecach, nawet przez gruby materiał płaszcza, wystające, ostre części kory. Tył głowy wciąż pulsował, lecz ból już dawno ustąpił i pozostało jedynie niewyraźne uczucie lekkiego otępienia.
- Rozumiem. Ja również często mylę zachód słońca ze środkiem nocy. - Głos miała szybki, słowa wylatywały z bladosinych ust niczym strzały. W swoim charakterze jednak nie pasował do zaciśniętych mięśni kobiecej twarzy, wyrażającej oczywiste nic. Był zatem delikatny, drżący i jednocześnie głęboki, jak gdyby nie dopowiedziała pewnych słów.
A jaki był on? Przestała przyglądać się jego twarzy już pewien czas temu, lecz teraz zerknęła na dłonie i na ruchy pasujące do melancholika. Wtuliła się jeszcze głębiej w pień drzewa, jakby chciała, żeby sobie poszedł.
Mimo to pozostawała niewidoczna. Emocje były wywlekane na światło dzienne jedynie wtedy, gdy natrafiła na bodziec w postaci człowieka. (Może to słowo to jednak nadużycie.) A więc postaci, która potrafiłaby owe emocje wyciągnąć. Postaci jakby żywcem wyjętej z liter świdrujących jej niebiesko-szare oczy. Wolała jednak nie szukać.
Rozwinęła chustę haftowaną w kwiaty, dając ujście przyjemnemu zapachowi cukru, masła i czekolady w ciastkach. Ze zwykłej, ludzkiej grzeczności, która z Alodią nie miała nic wspólnego, wyciągnęła dłonie ku górze, w niemym geście poczęstunku. Jedz, na zdrowie, kimkolwiek jesteś.
Jednocześnie bardziej wtuliła się w drzewo, czując na plecach, nawet przez gruby materiał płaszcza, wystające, ostre części kory. Tył głowy wciąż pulsował, lecz ból już dawno ustąpił i pozostało jedynie niewyraźne uczucie lekkiego otępienia.
- Rozumiem. Ja również często mylę zachód słońca ze środkiem nocy. - Głos miała szybki, słowa wylatywały z bladosinych ust niczym strzały. W swoim charakterze jednak nie pasował do zaciśniętych mięśni kobiecej twarzy, wyrażającej oczywiste nic. Był zatem delikatny, drżący i jednocześnie głęboki, jak gdyby nie dopowiedziała pewnych słów.
A jaki był on? Przestała przyglądać się jego twarzy już pewien czas temu, lecz teraz zerknęła na dłonie i na ruchy pasujące do melancholika. Wtuliła się jeszcze głębiej w pień drzewa, jakby chciała, żeby sobie poszedł.
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 9:21 pm
Słońce, jego promienie, tulą się do siebie wzajem, do ciepłej piersi przygarniając zagubiony świat rzeczywistości, tak pielęgnowany przez wszystkie zabiegane nań istoty, jak i przez te, które po prostu trwały, cieszą chwilą, sekundami, nie zważając na uciekający im przez palce czas... A ty zważasz..? Zimna istoto, dla której wieczność winna być jeno pyłem niesionym na wietrze, niczym poza tym..? nie wiesz, nie masz bladego pojęcia - to, jak toczy się życie, omija cię szerokim łukiem, wszak jesteś sam.... Obserwujesz zachodzące zmiany równie aktywnie jak księgi, na których zapisywane są zdarzenia nazywane potem "historycznymi", a także te, które zwą "wiedzą psychologiczną". Dumnie to brzmi, wiem o tym, ale niewiele z tego zapamiętujesz, w przeciwieństwie do tych bezuczuciowych przedmiotów, w których nie raz nie dwa pisarze próbowali swe emocje utopić. Same w sobie jednak książki ich nie ukarzą. Bo to odbiorca to zrobi, czytając litery układające się w zgrabne zdania.
Hmm, naprawdę, dziwny jest ten świat - mógłbyś to zdanie powtarzać dzień w dzień, pomimo banalności tego stwierdzenia dla kogoś obcego - być może... Dla ciebie miało wielką wartość opisującą cały ten padół wzdłuż i wszerz w tak krótkim czasie, tak zwięźle...
Dość jednak tego patrzenia na ładne widoczki - przypominam, że masz aktualnie towarzystwo, tak wiem, odzwyczaiłeś się, wiem, żeś aspołeczny, wiem, że zaraz znikniesz, jak cień, jak to miałeś w swoim zwyczaju rozmywania się wśród mroków nocy... Skierowałeś twarz na nieznajomą ci z imienia dziewczynę, znów przyglądając, ale tylko chwilę - chwila ta wystarczyła, by odebrać komunikat i by zrobić to, na co chyba miałeś tak naprawdę ochotę od samego początku, jeno szukałeś kontaktu, jakiegokolwiek, nawet jeśli tak znikomego, nawet jeśli kompletnie nie wiedziałeś, co mógłbyś powiedzieć i jak to odebrane zostanie...
Bez słowa już obróciłeś się, stąpając cicho, powoli, zmęczony dniem, który zbyt mocno obciążał jak zawsze ramiona, zmuszając cię do niezwykłego wysiłku, jakbym było nawet poruszanie nogami, taka prosta czynność, powiedziałby kto.
- Nie chciałem przeszkadzać... Miłego wieczoru...
Obejrzał się tylko ulotnie na nowo przybyłego mężczyznę i odszedł w siną dal.
[z/t]
Hmm, naprawdę, dziwny jest ten świat - mógłbyś to zdanie powtarzać dzień w dzień, pomimo banalności tego stwierdzenia dla kogoś obcego - być może... Dla ciebie miało wielką wartość opisującą cały ten padół wzdłuż i wszerz w tak krótkim czasie, tak zwięźle...
Dość jednak tego patrzenia na ładne widoczki - przypominam, że masz aktualnie towarzystwo, tak wiem, odzwyczaiłeś się, wiem, żeś aspołeczny, wiem, że zaraz znikniesz, jak cień, jak to miałeś w swoim zwyczaju rozmywania się wśród mroków nocy... Skierowałeś twarz na nieznajomą ci z imienia dziewczynę, znów przyglądając, ale tylko chwilę - chwila ta wystarczyła, by odebrać komunikat i by zrobić to, na co chyba miałeś tak naprawdę ochotę od samego początku, jeno szukałeś kontaktu, jakiegokolwiek, nawet jeśli tak znikomego, nawet jeśli kompletnie nie wiedziałeś, co mógłbyś powiedzieć i jak to odebrane zostanie...
Bez słowa już obróciłeś się, stąpając cicho, powoli, zmęczony dniem, który zbyt mocno obciążał jak zawsze ramiona, zmuszając cię do niezwykłego wysiłku, jakbym było nawet poruszanie nogami, taka prosta czynność, powiedziałby kto.
- Nie chciałem przeszkadzać... Miłego wieczoru...
Obejrzał się tylko ulotnie na nowo przybyłego mężczyznę i odszedł w siną dal.
[z/t]
- Philipe Raphael Veronesi
Re: Stary Dąb
Czw Paź 03, 2013 10:01 pm
Był sam.
Zarówno tu, w tym miejscu i w tym czasie jak i w każdym innym.
Wiatr mierzwił jego gęste włosy koloru słomy, oczy łzawiły mu od nagłego ataku mrozu, czubek nosa przybrał kolor bladej czerwieni.
Chyba tylko skrajna nuda mogła wywabić go z zamku w taką pogodę. Jesień prezentowała się w całej okazałości, znienawidzona, melancholijna pora roku, która wręcz narzuca człowiekowi depresje, ze skłonnościami autodestrukcyjnymi, tendencją do popadania w nałogi i myślami samobójczymi w pakiecie.
Philipe zagryzł dolną wargę gdy wpadła na niego kolejna fala wiatru. Niskie słońce raziło go tak mocno, że mrużąc oczy szedł praktycznie po omacku.
Bez cienia gracji dreptał po wilgotnej trawie jak sparaliżowany pingwin. Nawet nie spostrzegł jak znalazł się pod dębem, rozchylił zmrużone powieki które ograniczały mu widoczność. Spojrzał pod nogi, uświadamiając sobie że omal kogoś nie rozdeptał, stojąc kilka cali nad czyimś skulonym ciałem. Posłał istocie zakłopotane spojrzenie, następnie uśmiechnął się półgębkiem. Bez wyraźnych efektów. Rozmowa mogła być znakomitym lekarstwem na nudę, która obecnie skręcała się w jego wnętrznościach, dokuczając mu jak głód.
Mimo wszystko dziewczyna, bo tym właśnie była owa istota, jak zdążył wydedukować, nie wyglądała na osobę szczególnie chętną do aktywnego uczestnictwa w dyskusji.
Postanowił jednak że się nie podda, jeśli ma szanse na zawarcie znajomości, to nigdy nie powinien z niej rezygnować. Wszak był on jednostką która niezmiernie pragnęła uwagi i kontaktu ze strony innych jednostek. To było zapisane w gwiazdach. Bliźniak.
- Cz-czeeść - zaczął kulawo i odruchowo wycofał się z osobistej przestrzeni dziewczyny. Bał się jakichkolwiek negatywnych reakcji z jej strony, wyrazu zniesmaczenia, głębokiej dezaprobaty. Wszak była to ślizgonka, nie byłby szczególnie zaskoczony gdyby posłała mu jakąś niesmaczną obelgę i wygoniła go ze swojego terytorium.
Odezwał się, stało się, pozostało mu jedynie czekanie.
Jego ociężały umysł pozwolił mu dopiero po chwili zorientować się, że dziewczyna nie była sama. Stał chwilę z głupawym wyrazem twarzy. Dopiero teraz przyszły mu do głowy różniste scenariusze, które wyraźnie dawały mu do zrozumienia że owej parce przeszkodził. Podniósł wzrok na chłopaka stojącego po drugiej stronie dębu. Po dokładnych oględzinach Phil wydedukował, że jest to jegomość z Ravenclawu, klasę wyżej od niego.
Jego zimne spojrzenie budziło w Philipe przerażenia. Postanowił bezceremonialnie wycofać się z tego trójkąta osobowości. Odwrócił się na pięcie i przeklinając w duszy swój wrodzony idiotyzm, zaczął dreptać w przeciwną stronę.
Zarówno tu, w tym miejscu i w tym czasie jak i w każdym innym.
Wiatr mierzwił jego gęste włosy koloru słomy, oczy łzawiły mu od nagłego ataku mrozu, czubek nosa przybrał kolor bladej czerwieni.
Chyba tylko skrajna nuda mogła wywabić go z zamku w taką pogodę. Jesień prezentowała się w całej okazałości, znienawidzona, melancholijna pora roku, która wręcz narzuca człowiekowi depresje, ze skłonnościami autodestrukcyjnymi, tendencją do popadania w nałogi i myślami samobójczymi w pakiecie.
Philipe zagryzł dolną wargę gdy wpadła na niego kolejna fala wiatru. Niskie słońce raziło go tak mocno, że mrużąc oczy szedł praktycznie po omacku.
Bez cienia gracji dreptał po wilgotnej trawie jak sparaliżowany pingwin. Nawet nie spostrzegł jak znalazł się pod dębem, rozchylił zmrużone powieki które ograniczały mu widoczność. Spojrzał pod nogi, uświadamiając sobie że omal kogoś nie rozdeptał, stojąc kilka cali nad czyimś skulonym ciałem. Posłał istocie zakłopotane spojrzenie, następnie uśmiechnął się półgębkiem. Bez wyraźnych efektów. Rozmowa mogła być znakomitym lekarstwem na nudę, która obecnie skręcała się w jego wnętrznościach, dokuczając mu jak głód.
Mimo wszystko dziewczyna, bo tym właśnie była owa istota, jak zdążył wydedukować, nie wyglądała na osobę szczególnie chętną do aktywnego uczestnictwa w dyskusji.
Postanowił jednak że się nie podda, jeśli ma szanse na zawarcie znajomości, to nigdy nie powinien z niej rezygnować. Wszak był on jednostką która niezmiernie pragnęła uwagi i kontaktu ze strony innych jednostek. To było zapisane w gwiazdach. Bliźniak.
- Cz-czeeść - zaczął kulawo i odruchowo wycofał się z osobistej przestrzeni dziewczyny. Bał się jakichkolwiek negatywnych reakcji z jej strony, wyrazu zniesmaczenia, głębokiej dezaprobaty. Wszak była to ślizgonka, nie byłby szczególnie zaskoczony gdyby posłała mu jakąś niesmaczną obelgę i wygoniła go ze swojego terytorium.
Odezwał się, stało się, pozostało mu jedynie czekanie.
Jego ociężały umysł pozwolił mu dopiero po chwili zorientować się, że dziewczyna nie była sama. Stał chwilę z głupawym wyrazem twarzy. Dopiero teraz przyszły mu do głowy różniste scenariusze, które wyraźnie dawały mu do zrozumienia że owej parce przeszkodził. Podniósł wzrok na chłopaka stojącego po drugiej stronie dębu. Po dokładnych oględzinach Phil wydedukował, że jest to jegomość z Ravenclawu, klasę wyżej od niego.
Jego zimne spojrzenie budziło w Philipe przerażenia. Postanowił bezceremonialnie wycofać się z tego trójkąta osobowości. Odwrócił się na pięcie i przeklinając w duszy swój wrodzony idiotyzm, zaczął dreptać w przeciwną stronę.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Pią Paź 04, 2013 6:40 pm
Wbrew pozorom życie umarłych, nieumarłych oraz żywych. Pierwsza grupa nie myślała wcale, dwie następne miały zgoła inne potrzeby myśleniowe i życiowe. Więc właściwie, po co ta cała szopka? Jako kropki nad i nie wyróżniamy się z tłumu. Jako kropki nad i ulegniemy zapomnieniu. Zostaniemy starci z kart życia. I naprawdę, naprawdę nikogo nie będzie to obchodzić, a ci którzy jednak się zmartwią bądź ucieszą - oni również odejdą. Piękny krąg (nie)życia.
Uniosła brwi i opuściła ręce, zawijając chustkę z ciastkami i kładąc ją na podołku. Ledwo jej spokój został zakłócony, słońce jeszcze nie zaszło, a dziwny osobnik, który spadł jakby z nieba już odchodził. Wzruszyła ramionami, wpijając się wzrokiem w ciemno różowe chmury, a zęby wbijając w wystygłe już ciastko. Nie rozmyślała, nie gdybała, po prostu była, cichy, lekki wiatr unosił poły płaszcza i wydawało się, że po chwili grozy nastał spokój. Było to oczywiście złudzenie. Nikt nigdy tego nie zazna. Nie na tej ziemi, nie w tej szkole. Do cholery. Nachyliła się nieco do przodu i w bok, chcąc uniknąć zderzenia z chodzącym trupem.
Na słowa powitania nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na twarz chłopaka z taką samą miną, z jaką patrzyła przed chwilą na chmury. Spokój i beznamiętność znikały z twarzy dziewczyny chyba tylko wtedy, gdy spała. Zważając po cieniach pod oczyma, nie robiła tego zbyt często. Nie odpowiedziała na powitanie, bo nie lubiła jąkał. Prosto, szybko i na temat, bez zbędnego rozwodzenia się nad słowami, bez powtarzania głosem - tak powinien mówić mężczyzna, jeśli akurat nie tworzy wspaniałego dzieła. Lub nie odpowiada na kokieteryjny atak jakiejś damy. Zamiast powitania, uniosła ręce ku górze, jakby chciała złapać zachodzące słońce lub twarz chłopaka między dłonie. Jednak nie, bowiem dzierżyła w nich ciastka. I z bólem serca dzieliła się nimi. Ale tak nakazuje kultura. Pomijając fakt, że nakazuje również przywitanie się.
Poza tym, nie mógł dostrzec jakiejkolwiek innej reakcji na jej twarzy, poza spokojem właśnie. Ni to zaproszenie, ni to groźba. Chciała, by sobie poszedł, z drugiej strony jednak ciekawa, po co przyszedł i dlaczego tu w ogóle jest. Dodatkowo, nie należała do tej grupy zadziornych, złych Ślizgonek.
A jednak odszedł. Znów wzruszyła ramionami, znów ułożyła ciastka na podołku. Skoro nikt się nie częstuje, zje je sama.
Uniosła brwi i opuściła ręce, zawijając chustkę z ciastkami i kładąc ją na podołku. Ledwo jej spokój został zakłócony, słońce jeszcze nie zaszło, a dziwny osobnik, który spadł jakby z nieba już odchodził. Wzruszyła ramionami, wpijając się wzrokiem w ciemno różowe chmury, a zęby wbijając w wystygłe już ciastko. Nie rozmyślała, nie gdybała, po prostu była, cichy, lekki wiatr unosił poły płaszcza i wydawało się, że po chwili grozy nastał spokój. Było to oczywiście złudzenie. Nikt nigdy tego nie zazna. Nie na tej ziemi, nie w tej szkole. Do cholery. Nachyliła się nieco do przodu i w bok, chcąc uniknąć zderzenia z chodzącym trupem.
Na słowa powitania nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na twarz chłopaka z taką samą miną, z jaką patrzyła przed chwilą na chmury. Spokój i beznamiętność znikały z twarzy dziewczyny chyba tylko wtedy, gdy spała. Zważając po cieniach pod oczyma, nie robiła tego zbyt często. Nie odpowiedziała na powitanie, bo nie lubiła jąkał. Prosto, szybko i na temat, bez zbędnego rozwodzenia się nad słowami, bez powtarzania głosem - tak powinien mówić mężczyzna, jeśli akurat nie tworzy wspaniałego dzieła. Lub nie odpowiada na kokieteryjny atak jakiejś damy. Zamiast powitania, uniosła ręce ku górze, jakby chciała złapać zachodzące słońce lub twarz chłopaka między dłonie. Jednak nie, bowiem dzierżyła w nich ciastka. I z bólem serca dzieliła się nimi. Ale tak nakazuje kultura. Pomijając fakt, że nakazuje również przywitanie się.
Poza tym, nie mógł dostrzec jakiejkolwiek innej reakcji na jej twarzy, poza spokojem właśnie. Ni to zaproszenie, ni to groźba. Chciała, by sobie poszedł, z drugiej strony jednak ciekawa, po co przyszedł i dlaczego tu w ogóle jest. Dodatkowo, nie należała do tej grupy zadziornych, złych Ślizgonek.
A jednak odszedł. Znów wzruszyła ramionami, znów ułożyła ciastka na podołku. Skoro nikt się nie częstuje, zje je sama.
- Philipe Raphael Veronesi
Re: Stary Dąb
Pią Paź 04, 2013 9:35 pm
A czas mijał.
Różniste opcje bardziej lub mniej stosownych zachowań przelatywały mu teraz przez głowę, nie mógł się jednak zdecydować. Poczuł jak pocą mu się dłonie. Panikował, spłoszony beznamiętnym spojrzeniem dziewczyny, skurczył się w sobie .
Powoli, w teorii niezauważalnie, w praktyce pokracznie, zaczął się wycofywać.
A potem zwrócił uwagę na niespodziewany gest dziewczyny, odwrócił się zdezorientowany, i uśmiechnął się zaskoczony. Pierwsze koty za płoty.
Sięgnął niepewnie po ciastko, odczekał chwilę, nie spotkawszy się z żadną agresywną reakcją postanowił się podjąć odważniejszych czynów, w postaci werbalnego komunikatu.
- Ładna pogoda - palnął bezmyślnie, po paru sekundach doszedł do niego sens słów, wolał się jednak nie poprawiać, w obawie przed absolutnym pogrążeniem się w swojej skrajnej nieporadności. Rozsiadł się zatem obok dziewczyny, posyłając jej nieśmiały uśmiech.
Rozpaczał nad swoją fatalną umiejętnością nawiązywania kontaktów. Nieustannie karcił się w myślach, z twarzy zaś ani na moment nie spełzał uśmiech i, zdradzające wszystko, przerażone spojrzenie.
Wbił wzrok w ziemię, wpatrywał się w nią namiętnie, jakby była najbardziej interesującą partią świata którą zdolny jest teraz pojąć jego ociężały umysł.
Różniste opcje bardziej lub mniej stosownych zachowań przelatywały mu teraz przez głowę, nie mógł się jednak zdecydować. Poczuł jak pocą mu się dłonie. Panikował, spłoszony beznamiętnym spojrzeniem dziewczyny, skurczył się w sobie .
Powoli, w teorii niezauważalnie, w praktyce pokracznie, zaczął się wycofywać.
A potem zwrócił uwagę na niespodziewany gest dziewczyny, odwrócił się zdezorientowany, i uśmiechnął się zaskoczony. Pierwsze koty za płoty.
Sięgnął niepewnie po ciastko, odczekał chwilę, nie spotkawszy się z żadną agresywną reakcją postanowił się podjąć odważniejszych czynów, w postaci werbalnego komunikatu.
- Ładna pogoda - palnął bezmyślnie, po paru sekundach doszedł do niego sens słów, wolał się jednak nie poprawiać, w obawie przed absolutnym pogrążeniem się w swojej skrajnej nieporadności. Rozsiadł się zatem obok dziewczyny, posyłając jej nieśmiały uśmiech.
Rozpaczał nad swoją fatalną umiejętnością nawiązywania kontaktów. Nieustannie karcił się w myślach, z twarzy zaś ani na moment nie spełzał uśmiech i, zdradzające wszystko, przerażone spojrzenie.
Wbił wzrok w ziemię, wpatrywał się w nią namiętnie, jakby była najbardziej interesującą partią świata którą zdolny jest teraz pojąć jego ociężały umysł.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Sob Paź 05, 2013 6:39 pm
To nie tak, że nie znała litości. Po prostu jej nie lubiła, nie używała i nie chciała, by ktokolwiek litował się nad jej osobą. Nie widziała więc sensu w tym, by ktokolwiek dosiadał się do niej, wymizerniałej, jedzącej ciastka skradzione z kuchni. Nie widziała również sensu, by zaczynać rozmowę, z której nic nie wyniknie, by wchodzić w znajomość, która i tak się skończy. Gdy chłopak usiadł, przesunęła się nieco w bok, wraz z podręcznikiem do historii pod pupą, stawiając chustę z ciastkami między sobą a chłopakiem.
Nie spojrzała na nieśmiały uśmiech, nie zareagowała na prywatne rozterki, które bez wątpienia, bardziej lub mniej, odmalowały się w oczach Krukona. Gdy usłyszała dwa słowa, nieomal roześmiała się z głębi piersi. W rzeczywistości brzmiało to jak prychnięcie, jednak nie była zirytowana.
Przeciwnie.
- Nie widziałeś ładnej pogody. - W głosie dziewczyny słychać było delikatny uśmiech, który był jak leniwe muśnięcie promieni zachodzącego słońca. Nie było go widać, było go jedynie czuć. - Prawda?
Obróciła głowę, a następnie całe ciało w stronę chłopaka, wpatrując się teraz w niego tak, jak jeszcze przed chwilą wpatrywała się w chmury i horyzont. Bez fascynacji, lecz z widocznym zainteresowaniem. Bez uśmiechu, jednak uprzejmie. Wciąż patrząc, wzięła sobie ciasteczko.
Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Nawet jeśli sama nie przestrzegam tej zasady.
Nie spojrzała na nieśmiały uśmiech, nie zareagowała na prywatne rozterki, które bez wątpienia, bardziej lub mniej, odmalowały się w oczach Krukona. Gdy usłyszała dwa słowa, nieomal roześmiała się z głębi piersi. W rzeczywistości brzmiało to jak prychnięcie, jednak nie była zirytowana.
Przeciwnie.
- Nie widziałeś ładnej pogody. - W głosie dziewczyny słychać było delikatny uśmiech, który był jak leniwe muśnięcie promieni zachodzącego słońca. Nie było go widać, było go jedynie czuć. - Prawda?
Obróciła głowę, a następnie całe ciało w stronę chłopaka, wpatrując się teraz w niego tak, jak jeszcze przed chwilą wpatrywała się w chmury i horyzont. Bez fascynacji, lecz z widocznym zainteresowaniem. Bez uśmiechu, jednak uprzejmie. Wciąż patrząc, wzięła sobie ciasteczko.
Spójrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Nawet jeśli sama nie przestrzegam tej zasady.
- Philipe Raphael Veronesi
Re: Stary Dąb
Sob Paź 05, 2013 11:06 pm
Zamarł gdy spotkał jej spojrzenie. Zamarł gdy zinterpretował ton w jakim do niego mówiła.
Mówi. Jest dobrze.
Roześmiał się, tak jakby to co powiedziała dziewczyna było szczytem dobrego żartu.
No ale skoro już mówimy o pogodzie. Po jego wąskich ramionach przebiegł dreszcz, wiatr rozhulał się nad ich głowami, szeleszcząc pozostałością obumarłych liści.
- Być może... - mruknął pod nosem, prawie zagłuszając te słowa regularnymi parsknięciami śmiechu.
Oparł się o chropowaty pień, i ułożył się w mało komfortowej pozycji.
Mów. Rozmowa jest kluczem dobrych relacji. Mobilizował się w myślach.
- Jestem Phil, a Ty? Co robisz? Nie chcę Ci zawracać głowy, jestem tu całkiem przypadkiem... no wiesz, spacerek, natura... samo dobro... tak... eee... - Zastopował się. Wziął kilka głębszych oddechów i po raz kolejny wyzwał się od idioty. Oczywiście mentalnie, taką miał nadzieje.
Znów spojrzał na dziewczynę, złączył swoje spojrzenie z jej a potem jak oparzony, gwałtownie zmienił kierunek swojego wglądu. Wodząc nim chaotycznie po przestrzeni.
Mówi. Jest dobrze.
Roześmiał się, tak jakby to co powiedziała dziewczyna było szczytem dobrego żartu.
No ale skoro już mówimy o pogodzie. Po jego wąskich ramionach przebiegł dreszcz, wiatr rozhulał się nad ich głowami, szeleszcząc pozostałością obumarłych liści.
- Być może... - mruknął pod nosem, prawie zagłuszając te słowa regularnymi parsknięciami śmiechu.
Oparł się o chropowaty pień, i ułożył się w mało komfortowej pozycji.
Mów. Rozmowa jest kluczem dobrych relacji. Mobilizował się w myślach.
- Jestem Phil, a Ty? Co robisz? Nie chcę Ci zawracać głowy, jestem tu całkiem przypadkiem... no wiesz, spacerek, natura... samo dobro... tak... eee... - Zastopował się. Wziął kilka głębszych oddechów i po raz kolejny wyzwał się od idioty. Oczywiście mentalnie, taką miał nadzieje.
Znów spojrzał na dziewczynę, złączył swoje spojrzenie z jej a potem jak oparzony, gwałtownie zmienił kierunek swojego wglądu. Wodząc nim chaotycznie po przestrzeni.
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Pon Paź 07, 2013 1:20 pm
Zaśmiał się. Niemal niezauważalnie pod kurtyną włosów uniosła brwi, prawdziwie zdziwiona jego reakcją. Zaśmiał się. Nikt nigdy nie śmiał się z niej. Ani z jej słów. Ani z nią. Jedynie ojciec Alodii, o zgrozo, również Phil, wyśmiewał dziewczynę, niekiedy prosto w oczy. Odgarnęła włosy za ucho i przyjrzała się chłopakowi. Jak śmiał? Ale przecież nie wiedział. Zaśmiał się. Ale wydawał się tak bardzo niewinny, jak pisklę ze skręconym skrzydełkiem. Mimo wszystko tu siedział...
Rozmawiała sama ze sobą przez kilka długich sekund, odkładając niedojedzone ciastko na kolano w rajtuzach. Otrząsnęła się z letargu, gdy chłopak znowu zaczął mówić. Phil, bo tak miał na imię, na powrót wzbudził w niej spokój, który, po dziwnej gonitwie uczuć, był zbawieniem.
- Jestem Alodia. Siedzę, jem ciastka, którymi cię częstuję - odparła już i znów wiedząc, że ma przewagę w tej konwersacji. Unikała tych, w których była stroną czynną i podrzędną. - Nie ma czegoś takiego jak przypadek.
Odwróciła głowę, opierając się znów swobodnie o pień dębu. Delikatny, pulsujący ból przypomniał o sobie, gdy skóra zetknęła się z szorstką korą; syknęła cicho. Wpatrzona w horyzont z szaloną przyjemnością słuchała Phila. Pomimo braku chęci w większości przypadków do czyjegokolwiek towarzystwa, zaakceptowała chłopaka i bardzo chciała posłuchać, jak stęka i jęczy, próbując wykrztusić z siebie kilka sensownych słów. Ciekawa była tej rozmowy.
Jesteś okropną osobą, mówiła do siebie. Wiem, dziękuję.
Uprzejmy uśmiech wpełzł na spierzchnięte usta, nie obejmując oczu.
- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
Rozmawiała sama ze sobą przez kilka długich sekund, odkładając niedojedzone ciastko na kolano w rajtuzach. Otrząsnęła się z letargu, gdy chłopak znowu zaczął mówić. Phil, bo tak miał na imię, na powrót wzbudził w niej spokój, który, po dziwnej gonitwie uczuć, był zbawieniem.
- Jestem Alodia. Siedzę, jem ciastka, którymi cię częstuję - odparła już i znów wiedząc, że ma przewagę w tej konwersacji. Unikała tych, w których była stroną czynną i podrzędną. - Nie ma czegoś takiego jak przypadek.
Odwróciła głowę, opierając się znów swobodnie o pień dębu. Delikatny, pulsujący ból przypomniał o sobie, gdy skóra zetknęła się z szorstką korą; syknęła cicho. Wpatrzona w horyzont z szaloną przyjemnością słuchała Phila. Pomimo braku chęci w większości przypadków do czyjegokolwiek towarzystwa, zaakceptowała chłopaka i bardzo chciała posłuchać, jak stęka i jęczy, próbując wykrztusić z siebie kilka sensownych słów. Ciekawa była tej rozmowy.
Jesteś okropną osobą, mówiła do siebie. Wiem, dziękuję.
Uprzejmy uśmiech wpełzł na spierzchnięte usta, nie obejmując oczu.
- Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.
- Philipe Raphael Veronesi
Re: Stary Dąb
Wto Paź 08, 2013 7:49 pm
Chłopak po raz kolejny zatrzymał spojrzenie, na dziewczynie, zmarszczył nos.
Wziął głęboki oddech.
Będzie mówić?
Kichnął.
Kichnął z taką siłą że kilka liści gwałtownie podleciało pół metra do góry, a potem spokojnie, kołysząc się na wietrze, usadowiły się na ziemi.
Phil oblał się rumieńcem i pociągnął nosem.
- Co? - Wydukał, gdy dziewczyna zapytała go o dzieciństwo. Uradowało go to, wydawało się to być równoznacze z tym, że ona też chce podtrzymać rozmowę, a to oznacza że ich znajomość nie jest na tak straconej pozycji jak przypuszczał. Odetchnął w duchu, następnie zawiesił sporzenie na losowym, wyblakłym źdźble trawy, westchnął głęboko urochamiając mózg. Niemal sprawiało mu to ból, myślenie, był bardzo oporny w tej kwestii.
Nadrabiał to swoim ogromnym sercem, prostolinijnością i otwartością.
Czasem warto być szczęśliwym głupcem.
Chłopak wziął głęboki oddech i, starając się pamiętać o oddychaniu, wyrecytował:
- Taty nie znałem, wyjechał na wojnę jak miałem parę miesięcy, do 7 roku życia mieszkałem z całą rodziną, potem wszyscy... eee... bardzo się pokłócili, i moja mama musiała się wyprowadzić. Moja mama jest super, od tamtej pory ma kawiarnie w małym miasteczku, jest tam cudownie... kawiarnia znajduje się na samym dole naszego wolno stojącego domku... Wiesz jakie to cudowne kiedy budzisz się rano i czujesz zapach cynamonu, masła i cukru? Wychodzisz na taras i spoglądasz na wrzosowisko rozciągające się po horyzont... Jak byłem młodszy, miałem przyjaciela, mugola, miał gospodarstwo 15 minut drogi od nas, braliśmy jego konie i jeździliśmy po wrzosowisku. Moja mama była zawsze zła, bo spadałem - oddychaj, ODDYCHAJ - potem byłem trochę starszy i spędzałem czas w domu tylko w okresie wakacji, to był dla mnie duży szok... do 11 roku życia nie wyjeżdżałem nigdzie na dłużej, i to bez mamy. Ale szybko się przyzwyczaiłem. Już od 5 lat funkcjonuje w Hogwarcie stosownie normalnie, choć nie do końca rozumiem, o co chodzi, i czasami jak coś zrobię to sam się sobą dziwię. Aha, ale miało być o dzieciństwie... coż, jak dla mnie, było... idealne... choć nietypowe. - Tymi słowami zakończył swoją uroczą opowiastkę, westchnął ciężko, uśmiechając się bezustannie.
- A Ty? Opowiedz mi coś o sobie. Lubisz ciastka, prawda?
Wziął głęboki oddech.
Będzie mówić?
Kichnął.
Kichnął z taką siłą że kilka liści gwałtownie podleciało pół metra do góry, a potem spokojnie, kołysząc się na wietrze, usadowiły się na ziemi.
Phil oblał się rumieńcem i pociągnął nosem.
- Co? - Wydukał, gdy dziewczyna zapytała go o dzieciństwo. Uradowało go to, wydawało się to być równoznacze z tym, że ona też chce podtrzymać rozmowę, a to oznacza że ich znajomość nie jest na tak straconej pozycji jak przypuszczał. Odetchnął w duchu, następnie zawiesił sporzenie na losowym, wyblakłym źdźble trawy, westchnął głęboko urochamiając mózg. Niemal sprawiało mu to ból, myślenie, był bardzo oporny w tej kwestii.
Nadrabiał to swoim ogromnym sercem, prostolinijnością i otwartością.
Czasem warto być szczęśliwym głupcem.
Chłopak wziął głęboki oddech i, starając się pamiętać o oddychaniu, wyrecytował:
- Taty nie znałem, wyjechał na wojnę jak miałem parę miesięcy, do 7 roku życia mieszkałem z całą rodziną, potem wszyscy... eee... bardzo się pokłócili, i moja mama musiała się wyprowadzić. Moja mama jest super, od tamtej pory ma kawiarnie w małym miasteczku, jest tam cudownie... kawiarnia znajduje się na samym dole naszego wolno stojącego domku... Wiesz jakie to cudowne kiedy budzisz się rano i czujesz zapach cynamonu, masła i cukru? Wychodzisz na taras i spoglądasz na wrzosowisko rozciągające się po horyzont... Jak byłem młodszy, miałem przyjaciela, mugola, miał gospodarstwo 15 minut drogi od nas, braliśmy jego konie i jeździliśmy po wrzosowisku. Moja mama była zawsze zła, bo spadałem - oddychaj, ODDYCHAJ - potem byłem trochę starszy i spędzałem czas w domu tylko w okresie wakacji, to był dla mnie duży szok... do 11 roku życia nie wyjeżdżałem nigdzie na dłużej, i to bez mamy. Ale szybko się przyzwyczaiłem. Już od 5 lat funkcjonuje w Hogwarcie stosownie normalnie, choć nie do końca rozumiem, o co chodzi, i czasami jak coś zrobię to sam się sobą dziwię. Aha, ale miało być o dzieciństwie... coż, jak dla mnie, było... idealne... choć nietypowe. - Tymi słowami zakończył swoją uroczą opowiastkę, westchnął ciężko, uśmiechając się bezustannie.
- A Ty? Opowiedz mi coś o sobie. Lubisz ciastka, prawda?
- Alodia Mirabile
Re: Stary Dąb
Sro Paź 09, 2013 2:17 pm
Kiwnęła głową, gdy kichnął, wcześniej nawet nie wzdrygając się przez nagłość tego zdarzenia. Obserwując spadające liście, uśmiechała się półgębkiem, z tej strony, której chłopak nie mógł dostrzec siedząc obok.
Był tak bardzo ludzki, żywy. Krew pulsowała tuż pod skórą, struny głosowe nie dały nad sobą zapanować, w nosie coś łaskotało, ale co najważniejsze, wcale tego nie ukrywał. Już teraz była pewna, że nie należał do tego świata w pełni i nie od zawsze. I chociaż tak właściwie mało ją całe to dzieciństwo obchodziło, słuchała uważnie, zawczasu chcąc zatonąć we własnych myślach. Przymykając oczy, oparła się wygodniej o drzewo i odpływała słuchając opowieści na dobranoc. Mamusia też jej czytała. Poczuła zapach cynamonu, masła i cukru. Znała te cuda, z jej strony okraszone dodatkowo miętą bądź papryczką chili. Wzdrygnęła się pod wpływem przyjemnych dreszczy, wywołanych przez niesamowite, dalekie wspomnienia. Gęsia skórka zrosiła całe ramiona i dłonie. Alodia uśmiechnęła się, wciąż zamkniętymi oczami. Ze zdziwieniem odkryła, że gdy tylko opowieść dobiegła końca, poczuła rozczarowanie z powodu jej nikłej długości.
Otworzyła oczy i obróciła się w stronę chłopaka, sięgając po ciastko i odgryzając spory kawałek. Zastanawiała się chwilę nad jego pytaniem, chociaż chyba już znał odpowiedź.
- Lubię ciastka. Mój ojciec też nazywa się Phil. - A tak naprawdę nie wiedziała, co o sobie powiedzieć. Jakby nie istniała. - Jestem blondynką.
Doprawdy, nie wiedziała, jakkolwiek bardzo chciała dodać coś jeszcze. Bliska rumieńca, zacisnęła wargi mocno, wlepiając wzrok w punkt gdzieś ponad głową Phila.
- Co to była za wojna?
Był tak bardzo ludzki, żywy. Krew pulsowała tuż pod skórą, struny głosowe nie dały nad sobą zapanować, w nosie coś łaskotało, ale co najważniejsze, wcale tego nie ukrywał. Już teraz była pewna, że nie należał do tego świata w pełni i nie od zawsze. I chociaż tak właściwie mało ją całe to dzieciństwo obchodziło, słuchała uważnie, zawczasu chcąc zatonąć we własnych myślach. Przymykając oczy, oparła się wygodniej o drzewo i odpływała słuchając opowieści na dobranoc. Mamusia też jej czytała. Poczuła zapach cynamonu, masła i cukru. Znała te cuda, z jej strony okraszone dodatkowo miętą bądź papryczką chili. Wzdrygnęła się pod wpływem przyjemnych dreszczy, wywołanych przez niesamowite, dalekie wspomnienia. Gęsia skórka zrosiła całe ramiona i dłonie. Alodia uśmiechnęła się, wciąż zamkniętymi oczami. Ze zdziwieniem odkryła, że gdy tylko opowieść dobiegła końca, poczuła rozczarowanie z powodu jej nikłej długości.
Otworzyła oczy i obróciła się w stronę chłopaka, sięgając po ciastko i odgryzając spory kawałek. Zastanawiała się chwilę nad jego pytaniem, chociaż chyba już znał odpowiedź.
- Lubię ciastka. Mój ojciec też nazywa się Phil. - A tak naprawdę nie wiedziała, co o sobie powiedzieć. Jakby nie istniała. - Jestem blondynką.
Doprawdy, nie wiedziała, jakkolwiek bardzo chciała dodać coś jeszcze. Bliska rumieńca, zacisnęła wargi mocno, wlepiając wzrok w punkt gdzieś ponad głową Phila.
- Co to była za wojna?
Strona 1 z 32 • 1, 2, 3 ... 16 ... 32
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|