- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Nie Mar 16, 2014 10:34 pm
Mieszkając w Hogwarcie można mieć jedynie nadzieję, że zyska się choć chwilę spokoju. Chociaż kilka minut z samym sobą, aby pomyśleć, odetchnąć. Jednak w takim miejscu jak Hogwart tego czasu nie może być wiele. Dlatego, gdy poprzez donośny huk wiatru słyszę skrzypienie śniegu, którego jedynym źródłem mogą być kroki, oddycham głęboko i odruchowo przeczesuję dłonią mokre włosy.
- Cholera. Jak zwykle - szepczę i patrzę w przestrzeń oczekując na to, co nieuniknione czyli na pogawędkę. Mam jedynie nadzieję, że to nie żadna z osób umieszczonych na mojej liście 'Nigdy więcej nie chcę z nimi rozmawiać, których zachowanie mnie frustruje, ale i fascynuje i nie pozwala skupić się na tym, co ważne'.
- Również na spacerze? To doskonałe miejsce na rozmyślanie i wewnętrzne wyciszenie. Zaklepałeś sobie tą miejscówkę, czy mogę Ci poprzeszkadzać? - słyszę nieznany, dziewczęcy głos i czuję jednocześnie ulgę i złość. Przez chwilę dalej wpatruję się przed siebie, zastanawiając się, co mam jej odpowiedzieć. Ludzie są z reguły uparci. Uparci, głupi, bezmyślni, lekkomyślni, zbyt emocjonalni... mógłbym wyrażać się tak w nieskończoność. Powoli przenoszę na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu, patrząc beznamiętnie, z lekkim znudzeniem, ale i złością.
- Taaaaak... - szepczę, przeciągając sylabę - Z teoretycznego punktu widzenia, nie mogę zabronić ci przebywać tu. To podobno... teren szkoły. Przeznaczony dla uczniów - mówię chłodno - Więc rób co chcesz, tylko nie zrzędź i nie myśl za dużo, to mnie rozprasza. I staraj się nie patrzeć zbyt często w moją stronę, staram się myśleć - dodaję, odwracając od niej wzrok. W ciągu tego krótkiego, trwającego zaledwie kilka sekund spojrzenia potrafiłem wyczytać, jaka może być. Gryfonka, to oczywiste, patrząc na jej szalik, po nonszalancji, z jaką do mnie podeszła, można sądzić, że mnie nie zna. To dobrze, bardzo dobrze. Wygląda na inteligentną, sprytną... Pewnie wygadaną, może upartą... Nie, nie, nie! Darren, nie myśl o tym.Nie powinienem tego roztrząsać. Zbyt dużo czasu mi to zajmuje, zbyt wiele miejsca w moim umyśle. Nie myśleć, nie reagować, nie przyswajać. Potrząsam lekko głową, marszczę brwi i mruczę cicho, aprobując własne myśli i czochram włosy obiema dłońmi. Następnie zdejmuję szalik i odchylam lekko kołnierz, pozwalając, aby płatki śniegu spadały i chłodziły moją skórę. Zbędną część garderoby chowam do kieszeni. Prawie zapominam o obecności Gryfonki. Jak na razie dobrze spełnia swoją rolę... Na razie.
- Cholera. Jak zwykle - szepczę i patrzę w przestrzeń oczekując na to, co nieuniknione czyli na pogawędkę. Mam jedynie nadzieję, że to nie żadna z osób umieszczonych na mojej liście 'Nigdy więcej nie chcę z nimi rozmawiać, których zachowanie mnie frustruje, ale i fascynuje i nie pozwala skupić się na tym, co ważne'.
- Również na spacerze? To doskonałe miejsce na rozmyślanie i wewnętrzne wyciszenie. Zaklepałeś sobie tą miejscówkę, czy mogę Ci poprzeszkadzać? - słyszę nieznany, dziewczęcy głos i czuję jednocześnie ulgę i złość. Przez chwilę dalej wpatruję się przed siebie, zastanawiając się, co mam jej odpowiedzieć. Ludzie są z reguły uparci. Uparci, głupi, bezmyślni, lekkomyślni, zbyt emocjonalni... mógłbym wyrażać się tak w nieskończoność. Powoli przenoszę na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu, patrząc beznamiętnie, z lekkim znudzeniem, ale i złością.
- Taaaaak... - szepczę, przeciągając sylabę - Z teoretycznego punktu widzenia, nie mogę zabronić ci przebywać tu. To podobno... teren szkoły. Przeznaczony dla uczniów - mówię chłodno - Więc rób co chcesz, tylko nie zrzędź i nie myśl za dużo, to mnie rozprasza. I staraj się nie patrzeć zbyt często w moją stronę, staram się myśleć - dodaję, odwracając od niej wzrok. W ciągu tego krótkiego, trwającego zaledwie kilka sekund spojrzenia potrafiłem wyczytać, jaka może być. Gryfonka, to oczywiste, patrząc na jej szalik, po nonszalancji, z jaką do mnie podeszła, można sądzić, że mnie nie zna. To dobrze, bardzo dobrze. Wygląda na inteligentną, sprytną... Pewnie wygadaną, może upartą... Nie, nie, nie! Darren, nie myśl o tym.Nie powinienem tego roztrząsać. Zbyt dużo czasu mi to zajmuje, zbyt wiele miejsca w moim umyśle. Nie myśleć, nie reagować, nie przyswajać. Potrząsam lekko głową, marszczę brwi i mruczę cicho, aprobując własne myśli i czochram włosy obiema dłońmi. Następnie zdejmuję szalik i odchylam lekko kołnierz, pozwalając, aby płatki śniegu spadały i chłodziły moją skórę. Zbędną część garderoby chowam do kieszeni. Prawie zapominam o obecności Gryfonki. Jak na razie dobrze spełnia swoją rolę... Na razie.
- Riley Acquart
Re: Stary Dąb
Nie Mar 16, 2014 11:58 pm
Słowa jakie wypowiedział nie należały do zbyt miłych. Były bardziej w stylu „odwal się i nie przeszkadzaj”. Taki lekceważący stosunek do drugiej osoby był bardzo denerwujący. Riley nie należała jednak do osób, które łatwo można wyprowadzić z równowagi. Było w niej natomiast coś, czego wielu ludzi uważało za wadę. A mianowicie, tą wadą była jej ciekawość. Ciekawość rzeczy, ludzi, świata. Gryfonka nie zwróciłaby uwagi na owego chłopaka, gdyby właśnie nie jego słowa. Ton, wyraz, stosunek, praktycznie wszystko charakteryzowało jakim jest człowiekiem. Na pierwszy rzut oka Krukon wydawał się niedostępny i troszkę wycofany. Było w nim coś odpychającego. Pewna zła aura, którą można było wyczuć już przy pierwszym kontakcie. Mimo tego, brunetka postanowiła upewnić się w swoich przeczuciach. Nie można przecież oceniać książki po okładce.
Odgarnęła leciutko przydługą grzywkę do tyłu i uśmiechnęła się złowieszczo. Białe ząbki zalśniły w uroczym grymasie. W jej umyśle powstał bowiem niecny plan. Co stanie się, gdy najnormalniej w świecie nie zastosuje się do wskazówek wypowiedzianych przez chłopaka. Wystarczyło tylko zacząć mówić. Cokolwiek. Tylko by zakłócić jego spokojne rozmyślanie.
Śnieg znów zaczął skrzypieć pod jej stopami. Riley spokojnie podeszła do starego drzewa i oparła się plecami o jego podstawę. Była w odległości pół metra od chłopaka. Chwile później poczęła wdrażać swój niecny plan w życie.
- Starasz się myśleć – powtórzyła ostanie słowa szesnastolatka przeciągle i z nutką ciekawości w głosie – To dziwne. Jako członek Ravenclawu nie powinieneś mieć z tym problemu. Krukoni są przecież niesamowicie inteligentni. Pewnie ciekawi Cię skąd wiem do jakiego domu należysz... - tu zrobiła lekką przerwę, lecz chwilkę później dodała - ...otóż możesz mnie nie kojarzyć, ale mamy razem zajęcia. Nie udzielam się zbytnio, co czyni mnie mało zauważalną. Nie tak jak Krukoni. Wy zawsze błyszczycie ze swoimi mądrościami. Darren, tak Ci na imię. Nie mylę się prawda?
Starała się mówić dużo. Na koniec zadała pytanie, by wejść z nim w konwersację i zaburzyć jego dotychczasowe myśli. Interesowało ją to jak zareaguje.
Odgarnęła leciutko przydługą grzywkę do tyłu i uśmiechnęła się złowieszczo. Białe ząbki zalśniły w uroczym grymasie. W jej umyśle powstał bowiem niecny plan. Co stanie się, gdy najnormalniej w świecie nie zastosuje się do wskazówek wypowiedzianych przez chłopaka. Wystarczyło tylko zacząć mówić. Cokolwiek. Tylko by zakłócić jego spokojne rozmyślanie.
Śnieg znów zaczął skrzypieć pod jej stopami. Riley spokojnie podeszła do starego drzewa i oparła się plecami o jego podstawę. Była w odległości pół metra od chłopaka. Chwile później poczęła wdrażać swój niecny plan w życie.
- Starasz się myśleć – powtórzyła ostanie słowa szesnastolatka przeciągle i z nutką ciekawości w głosie – To dziwne. Jako członek Ravenclawu nie powinieneś mieć z tym problemu. Krukoni są przecież niesamowicie inteligentni. Pewnie ciekawi Cię skąd wiem do jakiego domu należysz... - tu zrobiła lekką przerwę, lecz chwilkę później dodała - ...otóż możesz mnie nie kojarzyć, ale mamy razem zajęcia. Nie udzielam się zbytnio, co czyni mnie mało zauważalną. Nie tak jak Krukoni. Wy zawsze błyszczycie ze swoimi mądrościami. Darren, tak Ci na imię. Nie mylę się prawda?
Starała się mówić dużo. Na koniec zadała pytanie, by wejść z nim w konwersację i zaburzyć jego dotychczasowe myśli. Interesowało ją to jak zareaguje.
- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Pon Mar 17, 2014 4:05 pm
Chyba jednak nie mam dzisiaj szczęścia. I zbyt pochopnie oceniłem przybyłą dziewczynę. Kiedy tylko wypowiedziała pierwsze słowa wiedziałem, na co się zanosi. Muszę zachować spokój. Nie dać się wyprowadzić z równowagi. Ostatnim razem nie skończyło się to dobrze... ani dla mnie, ani dla dziewczyny, która przekroczyła moją granicę bezwzględną.
- Starasz się myśleć - mówi powoli, jakby delektując się tymi trzema słowami - To dziwne. Jako członek Ravenclawu nie powinieneś mieć z tym problemu. Krukoni są przecież niesamowicie inteligentni. Pewnie ciekawi Cię skąd wiem do jakiego domu należysz... otóż możesz mnie nie kojarzyć, ale mamy razem zajęcia. Nie udzielam się zbytnio, co czyni mnie mało zauważalną. Nie tak jak Krukoni. Wy zawsze błyszczycie ze swoimi mądrościami. Darren, tak Ci na imię. Nie mylę się prawda? - staram się nie słuchać jej słów. Patrzę wciąż przed siebie, starając się zachować spokój. Moje mięśnie i zęby zaciskają się. Wkładam dłonie do kieszeni i zaciskam pięści. Mam ochotę odejść, jednak to wykaże moją słabość. Nie jestem słaby. Nie mogę tylko dać ponieść się złości.
- Cóż... - mówię powoli. Mój głos jest chłodny, pozbawiony jakichkolwiek emocji - Nie każdy Krukon pasuje do przyjętego stereotypu. Niektórzy z nich, poza wiedzą książkową, wyróżniają się także zamiłowaniem do rozmyślań na tematy, które dla innych są niedostępne - tłumaczę powoli, w duszy uśmiechając się do siebie. Dawno z nikim nie rozmawiałem. Może to i dobrze, że na mnie wpadła. W końcu mój talent nie może się zmarnować, muszę ćwiczyć, aby nie wyjść z wprawy - Ty jednak, jak widzę, nie odstajesz od szablonowej Gryfonki. Ciekawska... zbyt ciekawska - dodaję, wciąż nie patrząc na dziewczynę - Dam ci małą radę. Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć. Nie tylko tu i teraz, ale i w przyszłości - dodaję i ponownie przeczesuję dłonią włosy. Dlaczego zawsze, za każdym razem, muszę mieć takiego pecha? Jakby wszystko dookoła starało się obudzić we mnie nutkę człowieczeństwa... Ludzie są tacy głupi. Nawet największy prymus, wybitny uczeń czy nauczyciel wykazuje się głupotą. A to denerwuje. Oni nie rozumieją i nawet nie starają się zrozumieć. Z każdym takim razem przeklinam w duszy to, że musiałem pójść do tej szkoły. Że muszę przebywać w jednym pomieszczeniu z bandą idiotów, którzy jedyne co potrafią, to obniżać IQ całego zamku. To wkurzające. I źle na mnie wpływa. Póki dziewczyna milczy mam chwilę czasu. Znając jednak ten typ domyślam się, że nie poprzestanie na jednej wypowiedzi. Biedna... to, że zna moje imię, nie znaczy, że zna mnie. Zbliża się do epicentrum, stąpa po bardzo cienkim lodzie.
- Starasz się myśleć - mówi powoli, jakby delektując się tymi trzema słowami - To dziwne. Jako członek Ravenclawu nie powinieneś mieć z tym problemu. Krukoni są przecież niesamowicie inteligentni. Pewnie ciekawi Cię skąd wiem do jakiego domu należysz... otóż możesz mnie nie kojarzyć, ale mamy razem zajęcia. Nie udzielam się zbytnio, co czyni mnie mało zauważalną. Nie tak jak Krukoni. Wy zawsze błyszczycie ze swoimi mądrościami. Darren, tak Ci na imię. Nie mylę się prawda? - staram się nie słuchać jej słów. Patrzę wciąż przed siebie, starając się zachować spokój. Moje mięśnie i zęby zaciskają się. Wkładam dłonie do kieszeni i zaciskam pięści. Mam ochotę odejść, jednak to wykaże moją słabość. Nie jestem słaby. Nie mogę tylko dać ponieść się złości.
- Cóż... - mówię powoli. Mój głos jest chłodny, pozbawiony jakichkolwiek emocji - Nie każdy Krukon pasuje do przyjętego stereotypu. Niektórzy z nich, poza wiedzą książkową, wyróżniają się także zamiłowaniem do rozmyślań na tematy, które dla innych są niedostępne - tłumaczę powoli, w duszy uśmiechając się do siebie. Dawno z nikim nie rozmawiałem. Może to i dobrze, że na mnie wpadła. W końcu mój talent nie może się zmarnować, muszę ćwiczyć, aby nie wyjść z wprawy - Ty jednak, jak widzę, nie odstajesz od szablonowej Gryfonki. Ciekawska... zbyt ciekawska - dodaję, wciąż nie patrząc na dziewczynę - Dam ci małą radę. Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć. Nie tylko tu i teraz, ale i w przyszłości - dodaję i ponownie przeczesuję dłonią włosy. Dlaczego zawsze, za każdym razem, muszę mieć takiego pecha? Jakby wszystko dookoła starało się obudzić we mnie nutkę człowieczeństwa... Ludzie są tacy głupi. Nawet największy prymus, wybitny uczeń czy nauczyciel wykazuje się głupotą. A to denerwuje. Oni nie rozumieją i nawet nie starają się zrozumieć. Z każdym takim razem przeklinam w duszy to, że musiałem pójść do tej szkoły. Że muszę przebywać w jednym pomieszczeniu z bandą idiotów, którzy jedyne co potrafią, to obniżać IQ całego zamku. To wkurzające. I źle na mnie wpływa. Póki dziewczyna milczy mam chwilę czasu. Znając jednak ten typ domyślam się, że nie poprzestanie na jednej wypowiedzi. Biedna... to, że zna moje imię, nie znaczy, że zna mnie. Zbliża się do epicentrum, stąpa po bardzo cienkim lodzie.
- Riley Acquart
Re: Stary Dąb
Pon Mar 17, 2014 6:02 pm
Plan zaczął powolutku działać. Brunetka myliła się jednak co do Darrena. Nie był wcale taki wycofany. Odpychający owszem, ale nie wycofany. Logicznie i ze spokojem przyjął jej próbę rozproszenia jego dotychczasowych myśli. Być może młodzieniec przewidział nawet jej zamiar. Zresztą nie było to takie trudne. Wracając jednak do jego odpychającej natury, otóż chłopak zastosował najprostszą z metod do zakończenia rozmowy. Posłużył się groźbą, która w większości przypadkach kończy się zerwaniem powstałych relacji. Ale nie w tym przypadku.
- Zabawny jesteś – odparła swobodnie, a na jej twarzy znów zawitał złowrogi uśmiech – chodzi mi o twoją groźbę, a mianowicie: „Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć”... – powtórzyła sarkastycznie jego wypowiedź i po chwili dodała już normalnym tonem - ...skoro tak dobrze znasz zachowania typowych Gryfonów, to dobrze wiesz że taka postawa nie powstrzyma mnie od dalszej konwersacji z tobą. Możesz nawet uważać, że moja odwaga, która jest symbolem Gryffindoru, przysłania mi oczy do tego stopnia, że nie zdaję sobie sprawy z zagrożenia jakim jesteś. Powiem Ci jednak, że sprawdzasz mnie i moje zachowania, dokładnie tak jak ja sprawdzam twoje. Testujemy siebie nawzajem. Niestety oboje mamy mocne charaktery, przez co nie wyniknie z tego nic dobrego. Co myślisz o takiej teorii?
Dziewczyna nie odczuwała strachu przed Darrenem. Nie do końca wiedziała o jakim zagrożeniu w ogóle mówił i co miała do tego przyszłość. Nikt nie jest wstanie przewidzieć co wydarzy się w przyszłości. Tak czy siak, brunetka nie miała zamiaru odpuścić tak ciekawej rozmowy i rozmówcy.
- Zabawny jesteś – odparła swobodnie, a na jej twarzy znów zawitał złowrogi uśmiech – chodzi mi o twoją groźbę, a mianowicie: „Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć”... – powtórzyła sarkastycznie jego wypowiedź i po chwili dodała już normalnym tonem - ...skoro tak dobrze znasz zachowania typowych Gryfonów, to dobrze wiesz że taka postawa nie powstrzyma mnie od dalszej konwersacji z tobą. Możesz nawet uważać, że moja odwaga, która jest symbolem Gryffindoru, przysłania mi oczy do tego stopnia, że nie zdaję sobie sprawy z zagrożenia jakim jesteś. Powiem Ci jednak, że sprawdzasz mnie i moje zachowania, dokładnie tak jak ja sprawdzam twoje. Testujemy siebie nawzajem. Niestety oboje mamy mocne charaktery, przez co nie wyniknie z tego nic dobrego. Co myślisz o takiej teorii?
Dziewczyna nie odczuwała strachu przed Darrenem. Nie do końca wiedziała o jakim zagrożeniu w ogóle mówił i co miała do tego przyszłość. Nikt nie jest wstanie przewidzieć co wydarzy się w przyszłości. Tak czy siak, brunetka nie miała zamiaru odpuścić tak ciekawej rozmowy i rozmówcy.
- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Pon Mar 17, 2014 9:04 pm
Z każdą chwilą zachowanie dziewczyny zaczyna mnie śmieszyć. Wysłuchuję jej słów, a do głowy przychodzi mi pomysł nowej strategii... której jeszcze nigdy nie próbowałem. I boję się, czy uda mi się ją wykorzystać. Dość dawno się nie... uśmiechałem.
- Zabawny jesteś. Chodzi mi o twoją groźbę, a mianowicie: „Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć” ...skoro tak dobrze znasz zachowania typowych Gryfonów, to dobrze wiesz że taka postawa nie powstrzyma mnie od dalszej konwersacji z tobą. Możesz nawet uważać, że moja odwaga, która jest symbolem Gryffindoru, przysłania mi oczy do tego stopnia, że nie zdaję sobie sprawy z zagrożenia jakim jesteś. Powiem Ci jednak, że sprawdzasz mnie i moje zachowania, dokładnie tak jak ja sprawdzam twoje. Testujemy siebie nawzajem. Niestety oboje mamy mocne charaktery, przez co nie wyniknie z tego nic dobrego. Co myślisz o takiej teorii? - mówi dziewczyna, a ja zaczynam coraz bardziej przekonywać się do tego, co zamierzam. Może to wyjść sztucznie, przyniesie mi trochę problemów... Ale może przyniesie zamierzony efekt. No i przecież dobrze wiem, że to, co zaraz się wydarzy nie ma nic wspólnego z tym, co siedzi w mojej głowie... Dlatego też porywam się na najbardziej szalony, w moim wykonaniu, pomysł, jaki w życiu zagościł w mojej głowie. Przeczesuję włosy ręką i odwracam się w stronę dziewczyny, uśmiechając się czarująco, a przynajmniej mam nadzieję, że tak to wygląda. Łokciem podpieram się nonszalancko. Obserwuję chwilę jej reakcję - zaskoczenie? Na pewno tak. Stanie z szerokim uśmiechem na twarzy sprawia mi nie małą trudność. Nie robiłem tego od... odkąd w wieku dwóch lat ojciec stwierdził, że jestem nikim i powiedział, że nigdy nic w życiu nie osiągnę. Od tego czasu uśmiech pojawiał się na mojej twarzy jedynie w formie sarkazmu. Nigdy nie uśmiechnąłem się szczerze - teraz też zresztą tego nie robię, bo jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to przywalenie w drzewo i odejście stąd jak najdalej. Jedną rękę chowam niezauważalnie za plecy, zaciskając pięść.
- Uważam, że ta teoria jest bardzo trafna, panno... - mówię i robię przepraszającą miną - Przepraszam, chyba mi się nie przedstawiłaś. Masz rację, że jesteś niezauważalna na lekcjach - I lepiej aby tak pozostało na co dzień. Także w moim życiu - To prawda, sprawdzałem twoją reakcję. Chciałem wiedzieć, z kim mam do czynienia - dodaję, patrząc przenikliwie. Mój uśmiech zelżał, jednak wciąż staram się zachowywać przyjazny wyraz twarzy. Dziewczyna wygląda na lekko zdziwioną... I dobrze. O to właśnie chodziło - Najwyraźniej nie jesteś taka głupia, jak wszyscy inni - Oh, oczywiście że jesteś. Wszyscy jesteście! Jak ja nie cierpię być miły. Udawać miłego. To kompletnie nie w moim stylu. Jeśli dziewczyna na prawdę obserwowała mnie wcześniej, pewnie się nie nabierze. Ale zawsze można mieć nadzieję. Nadzieja matką głupich, a głupi ma zawsze szczęście. Chociaż ja głupi nie jestem. Może jednak choć dzisiaj los będzie mi sprzyjał...
- Zabawny jesteś. Chodzi mi o twoją groźbę, a mianowicie: „Teraz jeszcze to toleruję, ale staraj się nie zabrnąć za daleko. Może się to dla ciebie źle skończyć” ...skoro tak dobrze znasz zachowania typowych Gryfonów, to dobrze wiesz że taka postawa nie powstrzyma mnie od dalszej konwersacji z tobą. Możesz nawet uważać, że moja odwaga, która jest symbolem Gryffindoru, przysłania mi oczy do tego stopnia, że nie zdaję sobie sprawy z zagrożenia jakim jesteś. Powiem Ci jednak, że sprawdzasz mnie i moje zachowania, dokładnie tak jak ja sprawdzam twoje. Testujemy siebie nawzajem. Niestety oboje mamy mocne charaktery, przez co nie wyniknie z tego nic dobrego. Co myślisz o takiej teorii? - mówi dziewczyna, a ja zaczynam coraz bardziej przekonywać się do tego, co zamierzam. Może to wyjść sztucznie, przyniesie mi trochę problemów... Ale może przyniesie zamierzony efekt. No i przecież dobrze wiem, że to, co zaraz się wydarzy nie ma nic wspólnego z tym, co siedzi w mojej głowie... Dlatego też porywam się na najbardziej szalony, w moim wykonaniu, pomysł, jaki w życiu zagościł w mojej głowie. Przeczesuję włosy ręką i odwracam się w stronę dziewczyny, uśmiechając się czarująco, a przynajmniej mam nadzieję, że tak to wygląda. Łokciem podpieram się nonszalancko. Obserwuję chwilę jej reakcję - zaskoczenie? Na pewno tak. Stanie z szerokim uśmiechem na twarzy sprawia mi nie małą trudność. Nie robiłem tego od... odkąd w wieku dwóch lat ojciec stwierdził, że jestem nikim i powiedział, że nigdy nic w życiu nie osiągnę. Od tego czasu uśmiech pojawiał się na mojej twarzy jedynie w formie sarkazmu. Nigdy nie uśmiechnąłem się szczerze - teraz też zresztą tego nie robię, bo jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to przywalenie w drzewo i odejście stąd jak najdalej. Jedną rękę chowam niezauważalnie za plecy, zaciskając pięść.
- Uważam, że ta teoria jest bardzo trafna, panno... - mówię i robię przepraszającą miną - Przepraszam, chyba mi się nie przedstawiłaś. Masz rację, że jesteś niezauważalna na lekcjach - I lepiej aby tak pozostało na co dzień. Także w moim życiu - To prawda, sprawdzałem twoją reakcję. Chciałem wiedzieć, z kim mam do czynienia - dodaję, patrząc przenikliwie. Mój uśmiech zelżał, jednak wciąż staram się zachowywać przyjazny wyraz twarzy. Dziewczyna wygląda na lekko zdziwioną... I dobrze. O to właśnie chodziło - Najwyraźniej nie jesteś taka głupia, jak wszyscy inni - Oh, oczywiście że jesteś. Wszyscy jesteście! Jak ja nie cierpię być miły. Udawać miłego. To kompletnie nie w moim stylu. Jeśli dziewczyna na prawdę obserwowała mnie wcześniej, pewnie się nie nabierze. Ale zawsze można mieć nadzieję. Nadzieja matką głupich, a głupi ma zawsze szczęście. Chociaż ja głupi nie jestem. Może jednak choć dzisiaj los będzie mi sprzyjał...
- Riley Acquart
Re: Stary Dąb
Pon Mar 17, 2014 10:27 pm
Prawdą jest, że na twarzy dziewczyny malowało się zaskoczenie. Nie przewidywała takiego obrotu sytuacji. Uśmiech młodzieńca, nonszalancja i pewność siebie wyglądały na bardzo realne. Wyglądały, ale z pewnością niebyły. Zbyt łatwo mu to przyszło. Z lekkiej ignorancji i mimowolnej groźby, nie można przeistoczyć się w uroczego chłopaka. Cwaniactwo przenikało przez duszę Krukona. Wszystko to było grubymi gwoźdźmi zbite. Teatrzyk rodem z dramatu Williama Shakespeara. Trzeba było jednak przyznać, że czarodziej był wyśmienitym aktorem. Brunetka omal nie uwierzyła w słowa Darrena. Manewr godny docenienia.
Chwilę to trwało nim zdziwienie Gryfonki przerodziło się w podejrzliwość. Po tej lekkiej ciszy, która zapadła między wymianą zdań, dziewczyna przerwała ją oklaskami. Klaskała w dłonie ospale, leciutko, troszkę teatralnie.
- Brawo. Wspaniała gra aktorska. Chyba minąłeś się z powołaniem. Zamiast czarodziejem, powinieneś zostać aktorem. Masz niesamowity potencjał.
Po tych słowach Riley przestała klaskać, jednak nie przestała mówić:
- Niestety zdradziły Cię twoje własne słowa. Wątpię byś kiedykolwiek przyznał mi rację, bądź przyznał się do pomyłki. Na pierwszy rzut oka widać że jesteś indywidualistą. Takie jednostki skupiają się głównie na sobie... Wiem, wiem, generalizuję. Mimo wszystko, miło mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałam się, że jesteś aż tak elastyczny w dopasowywaniu się do danej sytuacji.
Teraz dziewczyna przyjrzała się dokładnie swojemu rozmówcy, mrużąc przy tym podejrzliwie swoje oczęta. Ciekawa była kolejnej przemiany młodzieńca, a mianowicie powrotu do odpychającego stylu bycia.
- Nie musisz już udawać. I tak wiem, że gardzisz wszelkimi stworzeniami. Ciekawa jestem, czy w ogóle jest ktoś na ziemi kogo naprawdę szanujesz?
Chwilę to trwało nim zdziwienie Gryfonki przerodziło się w podejrzliwość. Po tej lekkiej ciszy, która zapadła między wymianą zdań, dziewczyna przerwała ją oklaskami. Klaskała w dłonie ospale, leciutko, troszkę teatralnie.
- Brawo. Wspaniała gra aktorska. Chyba minąłeś się z powołaniem. Zamiast czarodziejem, powinieneś zostać aktorem. Masz niesamowity potencjał.
Po tych słowach Riley przestała klaskać, jednak nie przestała mówić:
- Niestety zdradziły Cię twoje własne słowa. Wątpię byś kiedykolwiek przyznał mi rację, bądź przyznał się do pomyłki. Na pierwszy rzut oka widać że jesteś indywidualistą. Takie jednostki skupiają się głównie na sobie... Wiem, wiem, generalizuję. Mimo wszystko, miło mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałam się, że jesteś aż tak elastyczny w dopasowywaniu się do danej sytuacji.
Teraz dziewczyna przyjrzała się dokładnie swojemu rozmówcy, mrużąc przy tym podejrzliwie swoje oczęta. Ciekawa była kolejnej przemiany młodzieńca, a mianowicie powrotu do odpychającego stylu bycia.
- Nie musisz już udawać. I tak wiem, że gardzisz wszelkimi stworzeniami. Ciekawa jestem, czy w ogóle jest ktoś na ziemi kogo naprawdę szanujesz?
- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Pon Mar 17, 2014 11:52 pm
Spodziewałem się takiej reakcji. To było niemal pewne,że nie połknie haczyku. Ale... No właśnie,ale. Jeszcze nie skończyłem swojego przedstawienia. Można to najwyżej nazwać końcem pierwszego aktu. Bo zabawa dopiero się zacznie. Słowa dziewczyny,która dla mnie wciąż pozostaje bezimienna,nie wywarły na mnie wielkiego wrażenia. Spoglądam na nią uważnie,uśmiechając się delikatnie. Oj Darren,Darren. Robisz się zbyt uprzejmy Na dźwięk własnych myśli mój uśmiech poszerza się. Dalej czuję się nieswojo z tą całą otoczką szczęścia i uprzejmości, jednak to dobra zabawa. Można trochę pograć ludzkimi uczuciami. I myślami. Bo cóż ona sobie może teraz myśleć? Może podejrzewać,że powrócę do swojego stylu bycia. Ale nie, jeszcze nie teraz.
- Indywidualista nie zawsze znaczy egoista - mówię, podchodząc o jeden krok bliżej. Czuję się pewnie, wiem,że mam przewagę i to nie tylko fizyczną. Piłka jest po mojej stronie - Uważam,że zbyt pochopnie mnie oceniasz. Nie znasz mnie, nie wiesz nic na mój temat, a jednak wysuwasz wnioski, które mogą w cale nie łączyć się z rzeczywistością. To głupie, lekkomyślne i niezbyt uprzejme. Nie znasz mnie - ostatnie zdanie wypowiadam przez zęby, trochę ostrzej niż zamierzałem. Jestem ciekawy, jak przyjmie to tym razem - Wciąż nie wiem,jak mam się do ciebie zwracać - dodaję po chwili. Podnoszę dłoń do karku, zcierając stopniałe płatki śniegu. Wiatr wieje jakby coraz mocnej i nie zapowiada się, aby przestało sypać. Cudowna zima - chłodna, wietrzna i uparta, zupełnie jak ja. Przyglądam się dziewczynie modląc się w duchu, aby pragnęła uciąć naszą rozmowę i nigdy do niej nie wracać. Ani nie wracać do mnie. Naprawdę mam już ochotę wrócić do bycia sobą. Gdzieś w głębi mojego umysłu wciąż krążą słowa wypowiedziane przez Victorię i Alex. One nie miały racji. Nikt nie ma racji. Nikt tak naprawdę mnie nie zna. Widzą mnie takim, jakmi chcę, żeby mnie widzieli i żeby mnie zapamiętali. Po części widzą też prawdziwego mnie - niechętnego do rozmów, bliższych kontaktów z ludźmi, patrzącego na nich z wyższością. Samolubnego, zapatrzonego we własne myśli egoistę, bez sumienia i zdolności do współczucia. Kłamcę. Manipulatora. Jednak czy to mi przeszkadza? Czy przeszkadza mi to, jakim jestem? Już od dawna zadaję sobie to pytanie. Za każdym razem szukam odpowiedzi,a ona za każdym razem jest taka sama - nie. Jestem dokładnie taki, jaki chcę być. Jestem samotną wyspą, niezależną i wolną, pozbawioną ograniczeń i skrupułów. I mam gdzieś opinię innych. Ponieważ oni są jedynie naiwnymi głupcami, dla których najważniejsze są uczucia,rodzina, przyjaciele.
Prawie przestaję czuć chłód. Zapominam o obecności Gryfonki. Mój wzrok staje się nieobecny, mięśnie rozluźniają się. Nie zauważam, nie słyszę ani nie czuję tego,co mnie otacza. Tylko ja i moje myśli. Moje demony. Mój własny kawałek świata,do którego nikt nigdy nie będzie miał wstępu.
- Indywidualista nie zawsze znaczy egoista - mówię, podchodząc o jeden krok bliżej. Czuję się pewnie, wiem,że mam przewagę i to nie tylko fizyczną. Piłka jest po mojej stronie - Uważam,że zbyt pochopnie mnie oceniasz. Nie znasz mnie, nie wiesz nic na mój temat, a jednak wysuwasz wnioski, które mogą w cale nie łączyć się z rzeczywistością. To głupie, lekkomyślne i niezbyt uprzejme. Nie znasz mnie - ostatnie zdanie wypowiadam przez zęby, trochę ostrzej niż zamierzałem. Jestem ciekawy, jak przyjmie to tym razem - Wciąż nie wiem,jak mam się do ciebie zwracać - dodaję po chwili. Podnoszę dłoń do karku, zcierając stopniałe płatki śniegu. Wiatr wieje jakby coraz mocnej i nie zapowiada się, aby przestało sypać. Cudowna zima - chłodna, wietrzna i uparta, zupełnie jak ja. Przyglądam się dziewczynie modląc się w duchu, aby pragnęła uciąć naszą rozmowę i nigdy do niej nie wracać. Ani nie wracać do mnie. Naprawdę mam już ochotę wrócić do bycia sobą. Gdzieś w głębi mojego umysłu wciąż krążą słowa wypowiedziane przez Victorię i Alex. One nie miały racji. Nikt nie ma racji. Nikt tak naprawdę mnie nie zna. Widzą mnie takim, jakmi chcę, żeby mnie widzieli i żeby mnie zapamiętali. Po części widzą też prawdziwego mnie - niechętnego do rozmów, bliższych kontaktów z ludźmi, patrzącego na nich z wyższością. Samolubnego, zapatrzonego we własne myśli egoistę, bez sumienia i zdolności do współczucia. Kłamcę. Manipulatora. Jednak czy to mi przeszkadza? Czy przeszkadza mi to, jakim jestem? Już od dawna zadaję sobie to pytanie. Za każdym razem szukam odpowiedzi,a ona za każdym razem jest taka sama - nie. Jestem dokładnie taki, jaki chcę być. Jestem samotną wyspą, niezależną i wolną, pozbawioną ograniczeń i skrupułów. I mam gdzieś opinię innych. Ponieważ oni są jedynie naiwnymi głupcami, dla których najważniejsze są uczucia,rodzina, przyjaciele.
Prawie przestaję czuć chłód. Zapominam o obecności Gryfonki. Mój wzrok staje się nieobecny, mięśnie rozluźniają się. Nie zauważam, nie słyszę ani nie czuję tego,co mnie otacza. Tylko ja i moje myśli. Moje demony. Mój własny kawałek świata,do którego nikt nigdy nie będzie miał wstępu.
- Riley Acquart
Re: Stary Dąb
Wto Mar 18, 2014 6:22 pm
Kolejny przebieg wydarzeń nieco zaskoczył dziewczynę. Darren nie przemienił się w odpychającego indywidualistę, za którego go uważała. Wręcz przeciwnie, młodzieniec uśmiechnął się jeszcze bardziej i z rozwagą wyraził swoje spostrzeżenie. Tym razem brunetka nie miała pojęcie czy to gra, czy to jego prawdziwa natura. Zrobiło jej się nawet głupio za słowa, które przed momentem wypowiedziała. Szczególnie za wniosek mówiąc, że Darren z pogardą odnosi się w stosunku do wszystkich.
Z początku chciała nawet przeprosić, ale w ostatniej chwili przygryzła sobie język. Nie zrobiła jeszcze nic złego by przepraszać, bądź tłumaczyć się ze swoich wniosków. To były w końcu jej spostrzeżenia i jawny wyraz odczuć jakie odebrała w kontakcie z Krukonem. Nie musiały się przecież pokrywać z rzeczywistością. W końcu rozmawiali tylko we dwoje, więc szczerość była tu jak najbardziej na miejscu. Z tej lekkiej konsternacji dziewczyna w końcu odparła:
- Riley, tak mam na imię.
Odgarnęła ręką przydługą grzywkę, która ponownie przysłoniła jej oczy. Co jakiś czas zerkała na czarodzieja starając się rozgryźć jego myśli. Nie było to proste zadanie. Postanowił więc zapytać wprost. Było przecież takie mądre powiedzenie: kto pyta nie błądzi.
- Prawdą jest że nie znam Cię i że moje spostrzeżenia mogą być nietrafione. W takim razie powiedz mi jakim człowiekiem jesteś naprawdę. Udowodnij mi, że się mylę.
Z początku chciała nawet przeprosić, ale w ostatniej chwili przygryzła sobie język. Nie zrobiła jeszcze nic złego by przepraszać, bądź tłumaczyć się ze swoich wniosków. To były w końcu jej spostrzeżenia i jawny wyraz odczuć jakie odebrała w kontakcie z Krukonem. Nie musiały się przecież pokrywać z rzeczywistością. W końcu rozmawiali tylko we dwoje, więc szczerość była tu jak najbardziej na miejscu. Z tej lekkiej konsternacji dziewczyna w końcu odparła:
- Riley, tak mam na imię.
Odgarnęła ręką przydługą grzywkę, która ponownie przysłoniła jej oczy. Co jakiś czas zerkała na czarodzieja starając się rozgryźć jego myśli. Nie było to proste zadanie. Postanowił więc zapytać wprost. Było przecież takie mądre powiedzenie: kto pyta nie błądzi.
- Prawdą jest że nie znam Cię i że moje spostrzeżenia mogą być nietrafione. W takim razie powiedz mi jakim człowiekiem jesteś naprawdę. Udowodnij mi, że się mylę.
- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Wto Mar 18, 2014 6:57 pm
Moje zachowanie chyba lekko zbiło z tropu Gryfonkę. Ale przecież o to mi właśnie chodziło. Wywołać zamieszanie w jej małym, ludzkim umyśle. Teraz już za bardzo nie obchodzi mnie, co myśli. Powoli zaczyna nudzić mnie ta gra. Chciałbym wreszcie mieć ten upragniony, święty spokój. Chwilę ciszy i wytchnienia od szarej, nudnej codzienności.
- Riley, tak mam na imię - mówi dziewczyna, a jej głos wyrywa mnie z transu, w którym tkwiłem przez ostanie kilka minut. Ja jednak ledwo zwracam uwagę na tę informację. Jej słowo przelatuje mi przez umysł w mgnieniu oka, nie pozostawiając w nim nawet śladu swojej obecności. Po co, tak jak oni, zapychać miejsce tymi wszystkimi mało ważnymi rzeczami? Jestem wolny, sam wybieram, co się tam znajdzie. W mojej głowie panuje idealny porządek.
- Prawdą jest że nie znam Cię i że moje spostrzeżenia mogą być nietrafione. W takim razie powiedz mi jakim człowiekiem jesteś naprawdę. Udowodnij mi, że się mylę - dodaje po chwili. Spoglądam na nią, a moje usta wykrzywia lekki, sarkastyczny uśmieszek. Właściwe chyba nie można nazwać tego uśmiechem - jest do jedynie delikatne uniesienie prawe kącika ust. Marszczę brwi, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.
- Sądzę, że nie mnie oceniać, jaki jestem naprawdę. Moja opinia mogłaby niewiele wnieść, a co najwyżej zaburzyć ci już i tak utrudnione myślenie. To zależy od punktu widzenia. Założę się jednak, że większość osób, które o mnie zapytasz, odpowie ci w ten sam sposób, ich opinie nie będą się od siebie różniły. To, jaki jestem, zależy od wyboru ścieżki mojego życia, którą zdecydowałem się podążać już wiele lat temu - mówię, a mój głos znowu staje się chłodny, poważny i stanowczy - I sądzę, że nikomu nic do tego. Wierz mi, że nie robi na mnie wrażenia opinia ani twoja, ani nikogo innego. Po prostu się tym nie przejmuję - przeczesuję włosy dłonią, w duszy oddychając głęboko z ulgi. Jak dobrze wrócić do dawnego stylu życia. Cała ta "pogawędka" strasznie mnie wyczerpała psychicznie. Wbijam w dziewczynę spojrzenie swoich chłodnych oczu - Cokolwiek sobie o mnie myślałaś bądź myślisz - nie ma to dla mnie znaczenia. Możesz nawet uważać, że jestem potworem, duchem, czymkolwiek sobie zapragniesz. Wiedz, że ludzie jak ty strasznie mnie irytują. Chcesz znać prawdę? Dobrze. Jak się trafnie domyśliłaś, to była gra. I powiem ci, że całkiem dobrze się bawiłem. Choć udawanie szczęścia i uprzejmości bywa strasznie męczące. Niczym nie różnisz się od tych wszystkich ludzi, nawet od mugoli. Wy wszyscy stoicie na tym samym poziomie intelektualnym, niewiele odbiegając od zwierząt - rzucam. Takie słowa wychodzą z moich ust o wiele łatwiej, niż te wszystkie miłe uwagi, przesycone fałszywością. To właśnie taki jestem i tak czuję się dobrze - Chciałbym powiedzieć, że miło się gawędziło - dodaję, odwracając się i opierając się plecami o drzewo - Niestety tak nie było. Ale za jedną rzecz muszę ci podziękować - potwierdziłaś tylko moje dotychczasowe przemyślenia co do ludzi. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, wrócę do zajęcia, które tak bezczelnie raczyłaś mi przerwać - ostatnie zdanie wypowiadam ostro. W duszy uśmiecham się, zadowolony, że ta krótka gra nie wybiła mnie z dawnego rytmu. Niemal czuję, jak wokół mnie znów buduje się bariera, odgradzająca od reszty świata. Pozwalająca zachować trzeźwość umysłu. Odchylam głowę do tyłu, opierając ją o pień i zamykam oczy. Delektuję się chłodem płatków śniegu, które topią się na mojej twarzy i szyi, wpadając za kołnierz i dalej mocząc włosy. Wiatr owiewa moje ciało, powodując dreszcze, które wcale nie wydają się nieprzyjemne. Gdyby to było możliwe, zapewne odczuwał bym teraz szczęście i przyjemność z tego, co przed chwilą się wydarzyło. Odczuwam jedynie spełnienie, jakbym osiągnął coś, o co od dawna walczyłem.
- Riley, tak mam na imię - mówi dziewczyna, a jej głos wyrywa mnie z transu, w którym tkwiłem przez ostanie kilka minut. Ja jednak ledwo zwracam uwagę na tę informację. Jej słowo przelatuje mi przez umysł w mgnieniu oka, nie pozostawiając w nim nawet śladu swojej obecności. Po co, tak jak oni, zapychać miejsce tymi wszystkimi mało ważnymi rzeczami? Jestem wolny, sam wybieram, co się tam znajdzie. W mojej głowie panuje idealny porządek.
- Prawdą jest że nie znam Cię i że moje spostrzeżenia mogą być nietrafione. W takim razie powiedz mi jakim człowiekiem jesteś naprawdę. Udowodnij mi, że się mylę - dodaje po chwili. Spoglądam na nią, a moje usta wykrzywia lekki, sarkastyczny uśmieszek. Właściwe chyba nie można nazwać tego uśmiechem - jest do jedynie delikatne uniesienie prawe kącika ust. Marszczę brwi, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.
- Sądzę, że nie mnie oceniać, jaki jestem naprawdę. Moja opinia mogłaby niewiele wnieść, a co najwyżej zaburzyć ci już i tak utrudnione myślenie. To zależy od punktu widzenia. Założę się jednak, że większość osób, które o mnie zapytasz, odpowie ci w ten sam sposób, ich opinie nie będą się od siebie różniły. To, jaki jestem, zależy od wyboru ścieżki mojego życia, którą zdecydowałem się podążać już wiele lat temu - mówię, a mój głos znowu staje się chłodny, poważny i stanowczy - I sądzę, że nikomu nic do tego. Wierz mi, że nie robi na mnie wrażenia opinia ani twoja, ani nikogo innego. Po prostu się tym nie przejmuję - przeczesuję włosy dłonią, w duszy oddychając głęboko z ulgi. Jak dobrze wrócić do dawnego stylu życia. Cała ta "pogawędka" strasznie mnie wyczerpała psychicznie. Wbijam w dziewczynę spojrzenie swoich chłodnych oczu - Cokolwiek sobie o mnie myślałaś bądź myślisz - nie ma to dla mnie znaczenia. Możesz nawet uważać, że jestem potworem, duchem, czymkolwiek sobie zapragniesz. Wiedz, że ludzie jak ty strasznie mnie irytują. Chcesz znać prawdę? Dobrze. Jak się trafnie domyśliłaś, to była gra. I powiem ci, że całkiem dobrze się bawiłem. Choć udawanie szczęścia i uprzejmości bywa strasznie męczące. Niczym nie różnisz się od tych wszystkich ludzi, nawet od mugoli. Wy wszyscy stoicie na tym samym poziomie intelektualnym, niewiele odbiegając od zwierząt - rzucam. Takie słowa wychodzą z moich ust o wiele łatwiej, niż te wszystkie miłe uwagi, przesycone fałszywością. To właśnie taki jestem i tak czuję się dobrze - Chciałbym powiedzieć, że miło się gawędziło - dodaję, odwracając się i opierając się plecami o drzewo - Niestety tak nie było. Ale za jedną rzecz muszę ci podziękować - potwierdziłaś tylko moje dotychczasowe przemyślenia co do ludzi. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, wrócę do zajęcia, które tak bezczelnie raczyłaś mi przerwać - ostatnie zdanie wypowiadam ostro. W duszy uśmiecham się, zadowolony, że ta krótka gra nie wybiła mnie z dawnego rytmu. Niemal czuję, jak wokół mnie znów buduje się bariera, odgradzająca od reszty świata. Pozwalająca zachować trzeźwość umysłu. Odchylam głowę do tyłu, opierając ją o pień i zamykam oczy. Delektuję się chłodem płatków śniegu, które topią się na mojej twarzy i szyi, wpadając za kołnierz i dalej mocząc włosy. Wiatr owiewa moje ciało, powodując dreszcze, które wcale nie wydają się nieprzyjemne. Gdyby to było możliwe, zapewne odczuwał bym teraz szczęście i przyjemność z tego, co przed chwilą się wydarzyło. Odczuwam jedynie spełnienie, jakbym osiągnął coś, o co od dawna walczyłem.
- Riley Acquart
Re: Stary Dąb
Wto Mar 18, 2014 9:08 pm
Czy dziewczyna była w szoku po słowach Darrena? Nie, nie sądzę. Słuchała go uważnie i z satysfakcją wpatrywała się w jego ostateczną przemianę. Przemianę w odpychającego egoistę. Było to bowiem potwierdzenie jej początkowej teorii na jego temat. Riley lubiła oceniać ludzi, a tym bardziej cieszyło ją to, że w większości przypadkach miała rację. Miała już w tym wprawę.
Całe to spotkanie dobiegało końca. Brunetka również nie miała chęci, ani czasu na kolejną wymianę nieuprzejmości. Do niczego przecież nie dojdą. Tak jak na początku założyła, oboje mieli zbyt mocne charaktery by dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Miło było jednak zmierzyć się i zabawić z tym obłąkanym młodzieńcem.
Na twarzy dziewczyny znów pojawił się złowrogi uśmiech po czym szybko dodała:
- Nie spodziewałam się, że możesz być aż tak zabawny. Zapewniłeś mi naprawdę dużą rozrywkę. I ciągle upierać się będę przy tym, że powinieneś zostać aktorem, bo czarodzieja z ciebie raczej nie będzie. Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś, by zagrać w jakąś nową grę. Tymczasem zostawiam Cię z samym sobą. Tak jak lubisz.
Odbiła się plecami od drzewa i leciutko poczęła oddalać się w kierunku z którego przybyła. Po kilku krokach odparła jeszcze na koniec:
- Do zobaczenia na zajęciach.
Przy tych słowach uniosła rękę na wysokość swojej głowy z zewnętrzną dłonią skierowaną w kierunku chłopaka i wysuniętym środkowym palcem.
[z/t]
Całe to spotkanie dobiegało końca. Brunetka również nie miała chęci, ani czasu na kolejną wymianę nieuprzejmości. Do niczego przecież nie dojdą. Tak jak na początku założyła, oboje mieli zbyt mocne charaktery by dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Miło było jednak zmierzyć się i zabawić z tym obłąkanym młodzieńcem.
Na twarzy dziewczyny znów pojawił się złowrogi uśmiech po czym szybko dodała:
- Nie spodziewałam się, że możesz być aż tak zabawny. Zapewniłeś mi naprawdę dużą rozrywkę. I ciągle upierać się będę przy tym, że powinieneś zostać aktorem, bo czarodzieja z ciebie raczej nie będzie. Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś, by zagrać w jakąś nową grę. Tymczasem zostawiam Cię z samym sobą. Tak jak lubisz.
Odbiła się plecami od drzewa i leciutko poczęła oddalać się w kierunku z którego przybyła. Po kilku krokach odparła jeszcze na koniec:
- Do zobaczenia na zajęciach.
Przy tych słowach uniosła rękę na wysokość swojej głowy z zewnętrzną dłonią skierowaną w kierunku chłopaka i wysuniętym środkowym palcem.
[z/t]
- Darren Granville
Re: Stary Dąb
Pią Mar 21, 2014 7:32 pm
Dziewczyna coś mówi, jednak jej słowa nie są w stanie przebić się przez barierę, która otacza mnie od świata zewnętrznego. Nie mają takiej mocy. Nie mają takiej wagi. Niewiele z nich ma. Wpatruję się w dal, nie wiedząc dokładnie, co przykuwa moją uwagę. Sądzę, że to ten głos wewnątrz mojej głowy. Niczym syreni śpiew zaćmiewa mi umysł i wzrok, odbiera zmysły i jedyne, na co pozwala, to utrzymanie się fizycznie na ziemi, choć myślami błądzę gdzieś dalej, wyżej. Nie zauważam, kiedy mnie mija, jedyne, co słyszę, to przytłumiony dźwięk jej kroków na śniegu. Nie pamiętam, jak miała na imię. Nie wiem, z jakiego była domu. Nie obchodzi mnie, co mówiła, co chciała, co myślała. Mam ważniejsze problemy. Takie, nad którymi zastanawiali się najwięksi filozofowie. Od zawsze mnie zastanawiało, kim jestem, co robię, do czego zmierzam. Te niezadane pytania, niewypowiedziane wątpliwości, tłumione gdzieś głęboko. Każdy problem zamiatany pod dywan. Czy mi to przeszkadza? Nie. Jednak... zaczynam obawiać się zmian. To wszystko, co się dzieje... albo co jeszcze ma się wydarzyć... Nie chcę tego. Chcę zostać, taki jaki jestem, wolny, samowystarczalny, niczym nieograniczany. Bez zmartwień, konieczności martwienia się o siebie i innych, konieczności stawania twarzą w twarz z ludzką głupotą, która mnie przybija i sprawia, że każdy dzień staje się gorszy. Powinienem mieć wyrzuty sumienia. Skrzywdziłem tyle osób, tylu osobom sprawiłem ból. Ale nie czuję nic. Nie rusza mnie to. Tak już jest i tak już pozostanie. Podjąłem decyzję. To jeszcze nie jest czas, aby wyjść ze swego kokonu. I myślę, że ten czas nigdy nie nadejdzie.
Odzyskuję świadomość, kolory zaczynają docierać do moich oczu, chłód wstrząsa moim ciałem, czuję mokro stopniałych płatków śniegu i wiatr, który wieje ze zdwojoną siłą. Czuję huk gałęzi nade mną. I czuję się... oczyszczony. Jakby wszelkie zmartwienia odeszły wraz z tą krótką chwilą nieświadomości. Jakbym wreszcie zyskał pełną wolność. Nabrał wiatru w skrzydła jak pisklak, który pierwszy raz opuszcza gniazdo.
Odzyskuję świadomość, kolory zaczynają docierać do moich oczu, chłód wstrząsa moim ciałem, czuję mokro stopniałych płatków śniegu i wiatr, który wieje ze zdwojoną siłą. Czuję huk gałęzi nade mną. I czuję się... oczyszczony. Jakby wszelkie zmartwienia odeszły wraz z tą krótką chwilą nieświadomości. Jakbym wreszcie zyskał pełną wolność. Nabrał wiatru w skrzydła jak pisklak, który pierwszy raz opuszcza gniazdo.
- Dasza Mietanowa
Re: Stary Dąb
Czw Wrz 11, 2014 8:42 pm
Dasza siedziała akurat na parapecie w dormitorium, kiedy jedna ze szkolnych sów przyniosła jej list. Był zwinięty w rulonik. Dasza odebrała go od sówki i zaintrygowana zaczęła otwierać. Kiedy zdjęła sznureczek i rozwinęła papier, z kartki spojrzała na nią jej własna twarz. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, podziwiając każdy cal doskonałego rysunku. Uniosła dłoń i zaczęła wodzić palcami po czarnych kreskach. Nie musiała nawet czytać podpisu, żeby wiedzieć kto jest autorem tego rysunku. Sahir. Usmiechnęła się do siebie. Sięgnęła po drugą karteczkę i uważnie przeczytała jej treść. Już wiedziała, gdzie będzie o 19. Wstała i starannie schowała rysunek pod poduszkę.
***
Kilka minut przed 19 wyszła z zamku. Ubrana w granatowy płaszcz, ale bez żadnego szalika, z odkrytą szyją. Dłonie bez rękawiczek trzymała w kieszeniach. Mocny i mroźny wiatr targał jej włosami, wciskajac pod płaszcz zimne płatki śniegu. Częśc z nich osiadła również na czarnych włosach, które ostro odcinały się od pokrytego śniegiem otoczenia, w przeciwieństwie do jej cery, która - tak jasna - prawie z nim się zlewała. Gdy szła zostawiała na śniegu ślady butów, które swój szlak zaznaczyły az do starego dębu. Miejsca spotkania. Stanęła pod drzewem, opierając się o jego pień. Pochyliła nieco głowę, chroniąc ją przed wiatrem.
Cieszyła się, że napisał. Nie zaczepił w salonie, ale napisał do niej list. Narysował ją. To było coś od czego cieplej robiło jej się na sercu. Ciekawa była jak przebiegnie ich spotkanie. Z niecierpliwoscią czekała, aż zegarek wybije dziewiętnastą.
***
Kilka minut przed 19 wyszła z zamku. Ubrana w granatowy płaszcz, ale bez żadnego szalika, z odkrytą szyją. Dłonie bez rękawiczek trzymała w kieszeniach. Mocny i mroźny wiatr targał jej włosami, wciskajac pod płaszcz zimne płatki śniegu. Częśc z nich osiadła również na czarnych włosach, które ostro odcinały się od pokrytego śniegiem otoczenia, w przeciwieństwie do jej cery, która - tak jasna - prawie z nim się zlewała. Gdy szła zostawiała na śniegu ślady butów, które swój szlak zaznaczyły az do starego dębu. Miejsca spotkania. Stanęła pod drzewem, opierając się o jego pień. Pochyliła nieco głowę, chroniąc ją przed wiatrem.
Cieszyła się, że napisał. Nie zaczepił w salonie, ale napisał do niej list. Narysował ją. To było coś od czego cieplej robiło jej się na sercu. Ciekawa była jak przebiegnie ich spotkanie. Z niecierpliwoscią czekała, aż zegarek wybije dziewiętnastą.
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Czw Wrz 11, 2014 9:06 pm
O wiele bezpieczniej by było, gdybyś napisał jej wiadomość o umówionym spotkaniu, w której zawarłbyś wcześniejszą godzinę, nie wieczorną, trzy godziny przed godziną policyjną, kiedy w zasadzie tylko ty, z błogosławieństwem Dubeldora, mogłeś się błąkać po zamku, oczywiście też z zachowaniem rozsądku, zwłaszcza, że nie powinno się robić wielkich wyjątków od reguł, to zazwyczaj dawało złe przykłady, jak to się mówi... Nic też jednak nie można było poradzić, że przesypiałeś zazwyczaj dnie po szkole, a nocą zmrużyć oka nie potrafiłeś - wtedy też zresztą czułeś się najlepiej, mogłeś... normalnie funkcjonować, spokojnie się uczyć. Wtedy też zazwyczaj szalało twoje pragnienie. Dzisiaj jednak tak nie było - gdyby wisiała nad tobą groźba tego, że możesz Rosjankę skrzywdzić, spotkałbyś się z nią wcześniej, na pewno nie poza Hogwartem, a może w ogóle byś się z nią nie zobaczył i złamał dane słowo, choć tego robić nienawidziłeś? Miałbyś wyższy cel - wszak chodziłoby o jej bezpieczeństwo... Tymczasem dzisiejszy dzień odwiedzenia pielęgniarki był bardzo dobrym pomysłem, w zasadzie przymus był całkowicie konkretny - zaczynało ci już odbijać. W innym wypadku musiałbyś zrezygnować z lekcji dzisiejszych, jutrzejszych, koło potoczyłoby się samo, a nie mogłeś do tego doprowadzić. Poza tym nie można przecież łamać danego słowa, a obiecałeś spotkanie, czy raczej: zapowiedziałeś je. Było to dla ciebie równoważne - pytanie tylko, czy ona spotkania zechce? Nie wiedzieć czemu miałeś pewność, że się stawi - iskra zaufania dla ludzi wciąż była w tobie bardzo silna, raz po raz próbowano ją zgasić, ale jak na złość się odbudowywała. Nie tak łatwo było się pozbyć Nailaha - nie ma to jak uparty wampir, który nie ceni wartości swego życia, jednak uparcie je zachowuje, w ostatnich podrygach uniesionego podbródka, by ukazać siłę, lub chociaż malutką jej część. Tej prawdziwej niestety niewiele już w nim zostało.
- Czeeść... - Rozległ się cichy, spokojny głos - nie zapalałeś na krańcu różdżki światła, nie potrzebowałeś go - twoje zmysły rejestrowały wszystko wokół o wiele doskonalej, niż w dzień, niż jakikolwiek śmiertelnik mógłby sobie to wyobrazić - stąpał lekko, ciszej nawet, niż Dasza, choć był niewątpliwie cięższy, żaden z niego szczypiorek nie był, z wrodzoną lekkością i gracją godną kotów, jednocześnie tak wolno i leniwie, jak tylko ktoś lawirujący głęboko w innych przestworzach świata mógł się poruszać. - Nie przeszkadza ci... pora? - Mimo wszystko zazwyczaj każdy normalny wolałby się spotkać za dnia, czy coś w ten deseń, albo gdzieś, gdzie będzie ciepło, cóż - czarnowłosy miał rozpięty swój długi płaszcz, w którego kieszenie wsunął dłonie - jedną właśnie wyciągnął, by sięgnąć do głowy i przeczesać niepodatne na jednostronne układanie, proste włosy, które zawsze kierowały się na wszystkie strony świata - teraz trochę za bardzo zaczęły opadać na oczy, dlatego też zmusiły go do poprawy tej niedogodności.
- Czeeść... - Rozległ się cichy, spokojny głos - nie zapalałeś na krańcu różdżki światła, nie potrzebowałeś go - twoje zmysły rejestrowały wszystko wokół o wiele doskonalej, niż w dzień, niż jakikolwiek śmiertelnik mógłby sobie to wyobrazić - stąpał lekko, ciszej nawet, niż Dasza, choć był niewątpliwie cięższy, żaden z niego szczypiorek nie był, z wrodzoną lekkością i gracją godną kotów, jednocześnie tak wolno i leniwie, jak tylko ktoś lawirujący głęboko w innych przestworzach świata mógł się poruszać. - Nie przeszkadza ci... pora? - Mimo wszystko zazwyczaj każdy normalny wolałby się spotkać za dnia, czy coś w ten deseń, albo gdzieś, gdzie będzie ciepło, cóż - czarnowłosy miał rozpięty swój długi płaszcz, w którego kieszenie wsunął dłonie - jedną właśnie wyciągnął, by sięgnąć do głowy i przeczesać niepodatne na jednostronne układanie, proste włosy, które zawsze kierowały się na wszystkie strony świata - teraz trochę za bardzo zaczęły opadać na oczy, dlatego też zmusiły go do poprawy tej niedogodności.
- Dasza Mietanowa
Re: Stary Dąb
Pią Wrz 12, 2014 11:58 am
Drgnęła lekko, gdy usłyszała Jego głos tuż obok siebie. Uniosła pochyloną wcześniej głowę, a jej wzrok trafił na twarz Sahira. Jakże cicho się poruszał! Nawet nie usłyszała jego kroków! Jak to możliwe? W końcu na ziemi lezy warstwa śniegu, każdy - choćby chciał stapać jak najciszej - bedzie zdradzony przez skrzypiący śnieg. Może się zamysliła? Możliwe, ale nawet przy zatopieniu się w myslach usłyszałaby w końcu chrzęst. Porzuciła te rozmyślania. Miał widocznie jakiś dar, któy pozwalał mu się bezszelestnie skradać.
Uśmiechnęła się do niego, odgarniając niedbale dłonią włosy z twarzy.
- Cześć - odezwała się, przyglądając się Krukonowi. - Och, oczywiście, że nie - potrząsnęła głową, wzbijając z włosów płatki śniegu. - Przecież jest jeszcze wcześnie - machnęła ręką. Godzinowo w zasadzie jeszcze wcześnie, ale księżyc stał już na niebie, zasłonięty przez śniegowe chmury. Pora zupełnie jej nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie. Lubiła się spotykać po zmroku, nadawało to jakąs aurę mroku i mistycyzmu. W ciemnościach łatwiej było o swobodniejszy nastrój, który nastrajał do zwierzeń. Za dnia ludzie jakby zamykają się w sobie, czekając do wieczora na ważne rozmowy.
Zimno też jej jeszcze nie było, była nieco bardziej uodporniona na niskie temperatury niż inni. Szalik, czapka i rękawiczki leżały w kufrze ładnie poskładane, jakbny nikt ich nie ruszał przez dłuższy czas.
W głowie mignął jej rysunek, który dostała kilka godzin wcześniej.
- Ach, właśnie! - wyrzuciła ręce w górę, podchodząc do Sahira kilka kroków. - Dziękuję za rysunek! Jest... niesamowity! - pochwaliła najzupełniej zgodnie z prawdą. - Cieszę się, że mogę mieć jakieś Twoje dzieło, artysto - zaśmiała się. - Dziwnie nazywać dziełem coś, na czym jest moja własna twarz, ale inaczej po prostu się nie da - uśmiechnęła się. Przypomniała sobie każdy szczegół owego rysunku i aż westchnęła. - Chyba musze Cię prosić, abyś nauczył mnie kilku rzeczy w związku z rysowaniem portretów - spojrzała w jego oczy, te niesamowite czarne oczy, mając nadzieję, że się zgodzi. Na razie prowadzili lekką rozmowę, Dasza zastanawiała się jednak czy Sahir spotkał się z nią z jakiegoś konkretnego powodu czy tak po prostu, aby się zobaczyć i miło porozmawiać. Z obu tych opcji byłaby zadowolona.
Uśmiechnęła się do niego, odgarniając niedbale dłonią włosy z twarzy.
- Cześć - odezwała się, przyglądając się Krukonowi. - Och, oczywiście, że nie - potrząsnęła głową, wzbijając z włosów płatki śniegu. - Przecież jest jeszcze wcześnie - machnęła ręką. Godzinowo w zasadzie jeszcze wcześnie, ale księżyc stał już na niebie, zasłonięty przez śniegowe chmury. Pora zupełnie jej nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie. Lubiła się spotykać po zmroku, nadawało to jakąs aurę mroku i mistycyzmu. W ciemnościach łatwiej było o swobodniejszy nastrój, który nastrajał do zwierzeń. Za dnia ludzie jakby zamykają się w sobie, czekając do wieczora na ważne rozmowy.
Zimno też jej jeszcze nie było, była nieco bardziej uodporniona na niskie temperatury niż inni. Szalik, czapka i rękawiczki leżały w kufrze ładnie poskładane, jakbny nikt ich nie ruszał przez dłuższy czas.
W głowie mignął jej rysunek, który dostała kilka godzin wcześniej.
- Ach, właśnie! - wyrzuciła ręce w górę, podchodząc do Sahira kilka kroków. - Dziękuję za rysunek! Jest... niesamowity! - pochwaliła najzupełniej zgodnie z prawdą. - Cieszę się, że mogę mieć jakieś Twoje dzieło, artysto - zaśmiała się. - Dziwnie nazywać dziełem coś, na czym jest moja własna twarz, ale inaczej po prostu się nie da - uśmiechnęła się. Przypomniała sobie każdy szczegół owego rysunku i aż westchnęła. - Chyba musze Cię prosić, abyś nauczył mnie kilku rzeczy w związku z rysowaniem portretów - spojrzała w jego oczy, te niesamowite czarne oczy, mając nadzieję, że się zgodzi. Na razie prowadzili lekką rozmowę, Dasza zastanawiała się jednak czy Sahir spotkał się z nią z jakiegoś konkretnego powodu czy tak po prostu, aby się zobaczyć i miło porozmawiać. Z obu tych opcji byłaby zadowolona.
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Pią Wrz 12, 2014 5:28 pm
- W dzień jakoś zawsze brak mi czasu... - Wyznał, zatrzymując się parę kroków od niej i wsuwając na powrót dłonie do kieszeni - teraz już w pełni mógł na nią spojrzeć, znowu na tą piękną twarz, te doskonałe rysy, szlachetne, nie miały w sobie nic ze sztuczności, czy plastikowatości - musiała się cieszyć dość niezłym powodzeniem wśród mężczyzn, ale jakoś śmiałeś wątpić, żeby korzystała z tego nadmiernie i przeżywała romans za romansem. Dlaczego? Niby jej nie znałeś, niby nic o niej nie wiedziałeś, mimo wszystko jesteś paskudnym obserwatorem, który ma szalenie duże skłonności do czynienia pewnych założeń - nigdy się nie uprzedzałeś, starałeś się do wszystkich z osobna podchodzić z czystą kartą, starałeś się wszystkich zrozumieć, choćby byli tak zniszczeni i tak szaleni, jak Rockers czy Collins... Mimo to były istoty, które chciałeś zrozumieć bardziej od innych tylko dlatego, że okazały ci swoją dobroć serca i otworzyły tak, jakbyś był ich dobrym, starym przyjacielem.
Powiodłeś dłonią za ruchem jej ręki i uniosłeś twarz, by spojrzeć w niebo, z którego na świat spadały pojedyncze, białe płatki - nie było widać nawet twej najlepszej przyjaciółki, Luny, to wydawała się być noc dobra na spotkania - sam nie potrafiłbyś wytłumaczyć, skąd wzięła się ta myśl - jakiś spokój utknął nad światem, ta cisza wokół zamiast dręczyć uszy i wprawiać w zakłopotanie, tylko bardziej cię wyciszała, koiła, doprowadzała do stanu całkowitego rozluźnienia. Zamykasz powieki więc i poddajesz się tej chwili, cicho odetchnąłeś, para wydobyła się z twoich ust, nieco zagrzane powietrze kontrastowało temperaturą z ujemnymi liczbami nocy.
Drgnąłeś lekko, wyrwany z kontekstu, kiedy czarnowłosa przerwała ciszę i wyrwała cię ze świata swych myśli - chyba nawet lepiej, że to zrobiła, bo nawet nie zauważyłeś, kiedy marazm objął cię ramionami i pociągnął za skrzydła do miejsc niedostępnych dla tych, co żyli wokół ciebie - to był ten twój mały świat, małe, zniszczone sakrum, do którego zawsze uparcie wracałeś - czasami nawet dawałeś się tam zaciągnąć mimowolnie, całkowicie podświadomie. Skinąłeś głową, kiedy już na nią spojrzałeś na nowo, decydując, że powinieneś tutaj jednak zostać, skoro już chciałeś się z nią spotkać... czy raczej: chciałeś tutaj zostać. To, co ona może mieć do powiedzenia, wydawało ci się o wiele ciekawsze od własnej pustki, w której cienie tylko czyhały na to, aż okażesz słabość i popełnisz jakiś błąd.
- Bardzo chętnie... chociaż wydaje mi się, że największym sekretem jest kwestia inspiracji. - Na chwilę umilkłeś - gdybyś jej nie sportretował, chyba byłbyś chory, utknęła ci w głowie... chociaż zupełnie inaczej, niż na przykład Mary, która przyniosła ze sobą jakąś beznadzieję, inaczej, niż wesoła Amber, która próbowała być ci słońcem, inaczej, niż Juliet... Rockers, czy Collins... Nawet byś nie pomyślał o rysowaniu ich. Znajomości znajomościami, większe, mniejsze... W twoim wypadku w większości mdłe, sporadyczne i kończące zupełną pustką i zniknięciami. Ta ostatnia dwójka zaś... jej lepiej było nie liczyć. - Uważam, że jesteś bardzo piękna. - Dodał w końcu szczerze, dopełniając zawieszenie, jakie wykonał, bez żadnego skrępowania, równie spokojnie, równie ułożenie. - Zastanawiałem się, czy nie będziesz mi miała za złe, że pozwoliłem sobie na... narysowanie cię.
Powiodłeś dłonią za ruchem jej ręki i uniosłeś twarz, by spojrzeć w niebo, z którego na świat spadały pojedyncze, białe płatki - nie było widać nawet twej najlepszej przyjaciółki, Luny, to wydawała się być noc dobra na spotkania - sam nie potrafiłbyś wytłumaczyć, skąd wzięła się ta myśl - jakiś spokój utknął nad światem, ta cisza wokół zamiast dręczyć uszy i wprawiać w zakłopotanie, tylko bardziej cię wyciszała, koiła, doprowadzała do stanu całkowitego rozluźnienia. Zamykasz powieki więc i poddajesz się tej chwili, cicho odetchnąłeś, para wydobyła się z twoich ust, nieco zagrzane powietrze kontrastowało temperaturą z ujemnymi liczbami nocy.
Drgnąłeś lekko, wyrwany z kontekstu, kiedy czarnowłosa przerwała ciszę i wyrwała cię ze świata swych myśli - chyba nawet lepiej, że to zrobiła, bo nawet nie zauważyłeś, kiedy marazm objął cię ramionami i pociągnął za skrzydła do miejsc niedostępnych dla tych, co żyli wokół ciebie - to był ten twój mały świat, małe, zniszczone sakrum, do którego zawsze uparcie wracałeś - czasami nawet dawałeś się tam zaciągnąć mimowolnie, całkowicie podświadomie. Skinąłeś głową, kiedy już na nią spojrzałeś na nowo, decydując, że powinieneś tutaj jednak zostać, skoro już chciałeś się z nią spotkać... czy raczej: chciałeś tutaj zostać. To, co ona może mieć do powiedzenia, wydawało ci się o wiele ciekawsze od własnej pustki, w której cienie tylko czyhały na to, aż okażesz słabość i popełnisz jakiś błąd.
- Bardzo chętnie... chociaż wydaje mi się, że największym sekretem jest kwestia inspiracji. - Na chwilę umilkłeś - gdybyś jej nie sportretował, chyba byłbyś chory, utknęła ci w głowie... chociaż zupełnie inaczej, niż na przykład Mary, która przyniosła ze sobą jakąś beznadzieję, inaczej, niż wesoła Amber, która próbowała być ci słońcem, inaczej, niż Juliet... Rockers, czy Collins... Nawet byś nie pomyślał o rysowaniu ich. Znajomości znajomościami, większe, mniejsze... W twoim wypadku w większości mdłe, sporadyczne i kończące zupełną pustką i zniknięciami. Ta ostatnia dwójka zaś... jej lepiej było nie liczyć. - Uważam, że jesteś bardzo piękna. - Dodał w końcu szczerze, dopełniając zawieszenie, jakie wykonał, bez żadnego skrępowania, równie spokojnie, równie ułożenie. - Zastanawiałem się, czy nie będziesz mi miała za złe, że pozwoliłem sobie na... narysowanie cię.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach