Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sro Cze 24, 2015 4:26 pm
Średniej wielkości pomnik, który powstał po pogrzebie pod starym dębem. Pod nim jest pochowanych kilku uczniów. Monument porusza się i zmienia swój wygląd, co jakiś czas. Przedstawia każdego, kogo spotkała śmierć w tym roku szkolnym; Aidę, Arthura, Flame, Annę, Ariannę, Aryę, Greya, Alexandra, Lilith, Juliet, Shane'a, Draco, Alex, Nathalie i Nikolasa. Każde z nich pojawia się i znika, by zrobić miejsce kolejnej osobie, która niczym żywa spogląda na tego, kto obecnie się wpatruje w pomnik.
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Lip 18, 2015 6:39 pm
Steven Fluffy nawet nie pomyślał ani przez chwilę, że kiedyś jeszcze tak beztrosko wyjdzie sobie na błonia. Był jednak początek kwietnia, na dworze robiło się co raz cieplej. Kto by więc siedział w zamku? Dużo osób szukało więc kawałka trawy, biblioteka opustoszała, nawet w pokoju nauki nikogo nie było widać. Więc cóż trzeba było zrobić? Pójść za tłumem.
Zgarnął jedną z powieści przygodowych. Ostatnio bardzo polubił czytanie w łóżku, kiedy już wszyscy spali. Przynajmniej w taki sposób nie śniły mu się żadne koszmary, całkowicie o nich zapominał. Po co mu było wspominać tą okropną Żerlicę, którą spotkał w Zakazanym Lesie? Lepiej powinien przygotowywać się do OWuTeMów, lepiej zrobi.
Opuścił zamek, zajęło mu to trochę czasu. W końcu niezbyt szybko schodziło się aż z Wieży Ravenclawu na sam dół. Kiedy otworzył wielkie drzwi zamkowe, poczuł ten zapach. Trawa, kwiaty, drzewa, beztroska. Chłopak poprawił okulary na swoim nosie. Nadal był wysokim chudzielcem z odstającymi uszami. Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Nadal myślał nieco głupio i naiwnie o innych, chociaż już był bardziej stanowczy w stosunku do kobiet. Nadal kochał się uczyć.
Dużo miejsc na błoniach zostało pozajmowanych. Sam Stefek zupełnie zapomniał o czymś takim jak koc. No trudno. Ubrany po mugolsku – w czarne spodnie oraz kraciastą koszulę lazł w dół, po pagórku. Przylazł aż tutaj, do pomnika. No gorzej chyba trafić już nie mógł…
Coś tam mruknął pod nosem, klepnął sobie tyłkiem na trawę. Od niechcenia zerknął na pomnik. Draco. Pokręcił głową. Jemu się nie udało. Cóż, nie każda historia miała same pozytywy.
Otworzył swoją książkę i zaraz pochłonął się w lekturze. Odszedł do fantastycznej krainy, gdzie czarownica Akali próbowała tropić złe gnomy. Może nie wypadało w takim miejscu, ale zaraz Stefek zaczął się śmiać jak głupi.
Życie to jednak dziwne jest.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Lip 18, 2015 7:36 pm
Kiedyś jesteś chodzącym aspołecznym psychopatą o podwójnej tożsamości to, co porabiasz w czasie wolnym? To pytanie może wydawać się bardzo skomplikowane i z haczykiem, ale nie jest takie. Zwyczajnie idziesz się przejść, bo i tak ledwo ogarniasz świat dookoła siebie. Nawet gorzej - nie ogarniasz gdzie jesteś, bo po chwili film Ci się urywa. Masz świadomość tylko tego, że Twoja druga połowa w tym czasie mogła zrobić po prostu wszystko. Wreszcie się jednak przyzwyczajasz mimo tego, że serce pęka Ci przez myśl, że jesteś w tak żałosnej sytuacji. Ignorując to jednak jak i fakt, że zwyczajnie nie masz do kogo otworzyć gęby i tak szukasz samotni. Ludzie to więcej tłumaczenia, więc lepiej się izolować. Kathleen właśnie do tego zmierzała. Szukała sobie miejsca gdzieś, gdzie będzie sobie sama ze sobą, bo i to było nie lada luksusem. Nawet to jej nie wyszło.
Przeszła niezły kawał w obawie, że zaraz znowu pojawi się jej Gość, jak zwała Leen, swoją jaźń, tylko po to by przekonać się, iż w najbardziej dołującym miejscu też ktoś jest. Cofnąć się jednak teraz? Byłoby to głupie i mogło skutkować właśnie przyjściem tego, czego nie chciała. Jeden człowiek obok Leen jest lepszy niż grupa i to zdecydowanie. Postanowiła więc stanąć twarzą twarz z mniejszym złem, a raczej udawać, że czyta nazwiska. Wpatrywała się w pomnik tak mocno, jakby miał zaraz do niej przemówić. Ruszał się i inne magiczne cuda, ale mówić nie mógł. A szkoda. Niektóre twarze pamiętała. Mijała je i to na pewno.
Ale nie znała. Tak jak wcześniej pozostawały zaledwie anonimowymi personami. Nie obróciła się nawet słysząc śmiech. Jak mocno chciała się teraz wtopić w trawę ,wie tylko ona. Wreszcie jednak stwierdziła, że tak to wyglądać nie powinno. Porozmawianie z kimś nie jest złe, szczególnie gdy ten ktoś jest Krukonem, jak ona! Skąd wiedziała? Cóż, kiedy nie masz własnego życia to nawet zapamiętywanie twarzy osób kręcących się po Pokoju Wspólnym jest porywającą rozrywką. I wreszcie dochodzisz do takiego momentu, gdy nie ma już kogo zapamiętać z Twojego Domu, bo wszystkie twarze rozpoznajesz. Ten jeden raz postanowiła więc nie uciekać i postarać się być normalniejsza, co by chociaż nikt nie plotkował o tym, że jest dziwaczką. To, że nią jest nie oznacza przecież wcale, że muszą to mówić, prawda?
- Cześć - rzuciła tylko, odwracając się i brutalnie zamilkła. Bo co miała mówić? Miała takie umiejętności w poznawaniu ludzi i rozmowie, jak kamień na dnie oceanu. Zerowe, o ile nie na minusie.
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Lip 18, 2015 7:56 pm
Lektura o czarownicy Akali pochłonęła go tak bardzo, że nie widział bożego świata. Małe gnomy były za to tak prześmieszne, że Stefek powoli mógł nabawić się wrzodów na żołądków, jeśli nie opanuje swojego śmiechu. Parskanie śmiechem było tutaj bardzo nie na miejscu, ale dopóki nikt nie zwrócił na niego uwagi, to Fluffy dobrze bawił się w magicznej krainie powieści trzymanej na kolanach.
Kiedy jednak ktoś go pozdrowił…
Wcięło go. Wpatrywał się w jedno ze słów w książce. Brzmiało ono „patelnia”. Przyłożył palec do linijki, którą czytał. Nie chciał jej zgubić, chociaż i tak wiedział, że wkrótce i tak zapomni o czym czytał, więc będzie musiał przewertować ten rozdział jeszcze raz. Taki już był Stefek. Roztrzepany wesołek, któremu brakowało piątej klepki.
- A cześć – przywitał się z uśmiechem z dziewczyną. Zaraz jednak się zmieszał. Może przyszła tutaj, aby mu zwrócić uwagę? Na razie nie chrząknęła ostrzegawczo, ale przecież mogła się przyjaźnić z jedną z tych osób, których pomnik upamiętniał i obecność Fluffy’ego mogła być zupełnie nie na miejscu. Poczuł jak krew przypływa do jego twarzy, sprawiając, że się czerwieni. Pewnych rzeczy nie dało się zmienić, nawet po strasznej przygodzie w Zakazanym Lesie. Stefek był nadal Stefkiem, nagle nie mógł przemienić się na przykład w Sahira.
- Przepraszam za te śmiechy. – Podniósł książkę do góry, aby dziewczyna mogła przeczytać jej tytuł. Była to Legenda o Akali autorstwa Gween Green. – Najnowsza powieść pani Green, zapisałem się po nią do kolejki w bibliotece ładne pół roku temu. Trochę jednak krucho było z miejsca, więc niestety musiałem przysiąść tutaj. – Podgryzł nerwowo wewnętrzną stronę policzka. Tłumaczył się dziewczynie tylko dlatego, ponieważ z góry uznał, że przyszła tutaj wspominać swoich znajomych. Stefek niektórych znał bardzo dobrze, a niektórych z widzenia. Na pomnik Alex nie za bardzo chciał zerkać, a do Draco miał obojętny stosunek. Ten Ślizgon był za życia bardzo dziwny.
- Wiem, że powinienem zachować powagę w takich miejscach… ale myślę, że trochę śmiechu się im należy. Byli przecież tacy sami jak my. – No. Przynajmniej spróbował jakoś wybrnąć z całej tej sytuacji.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Lip 18, 2015 9:37 pm
Ona i zwracanie uwagi? Szybciej by uciekła niż próbowała kogoś ganić. Takie rzeczy kończą się z zasady kłótnią, dyskusją albo inną formą mniej bezpiecznej rozmowy! Takie ryzyko to nie dla niej, zbyt ostrożna to panienka, by takie ekscesy wyczyniać. Ta strona, Leen by się pewnie nie zgodziła, choć sama też nie pakowała się w jakieś niepotrzebne i podejrzane konwersacje. W ich świecie wiele rzeczy jest nie na miejscu, ale Wright była świadoma tego, że można sobie pstryknąć przed nosem, a nie próbować wszystko zmieniać, bo to bezproduktywne po prostu. A trupy w jej mniemaniu raczej pretensji mieć nie mogą. Na jego szczęście nie miewała też przyjaciół, więc nie miała powodów by chcieć nawet robić jakieś przytyki w kierunku jego wcześniejszego zachowania przy lekturze.
Odpowiedział jej! O Merlinie, aż jej tlenu zabrakło przez chwilę. Sądziła, że jednak zadziała to jak szum wiatru i po prostu zignoruje jej nieudolną próbę rozpoczęcia rozmowy. Tutaj jednak wydarzyła się niespodzianka. Powinna się cieszyć, czy raczej już planować ucieczkę? Po chwili przekonała się, że druga opcja wcale nie była taka głupia. Chłopak wypowiadał tyle słów, że ledwo jej myśli nadążały za nim. Nie przygotowała się mentalnie na takie skupienie. Nie żeby nie potrafiła kierować na coś swojej uwagi, ale gdy w grę wchodził inny człowiek to sprawa naprawdę rosła zawsze do niebotycznych rozmiarów. Dała mu więc wypowiedź to wszystko i teraz to ją zatkało ponownie. On serio sądził, że... ona? Tylko czemu miałaby to robić? Dla niego powód był oczywisty i dla wszystkich zwyczajnych ludzi również, ale gdy jest się odludkiem to nijak się nie wie, że istnieją takie powody do stresu, czy też różnych innych emocji. Zbierała więc przez moment myśli i wreszcie wydukała coś z siebie.
- To tylko miejsce, jak każde inne - taki pomruk mógł usłyszeć. Trochę zbytnio bezuczuciowy, ale gdy to nie znaczyło dla niej wiele to... co miała innego zrobić? Jedyny grób, który się dla niej liczył to matki, a i tam siedziała i gadała na głos ignorując resztę świata. Tego typu rejony były więc dobre, jak inne.
Lepiej żeby ktoś odwiedzał zmarłych i przypominał im, że żyli wśród ludzi, a nie ciągle smucących się patafianów. Nie mówiąc już o tym, że raczej nie chcieliby działać jak Dementorzy na resztę, bo to bezsensu. Byli, jak my - czyli się śmiali kiedyś na pewno, a nie kazali wszystkim dookoła siebie milczeć i płakać.
Steve Fluffy
Oczekujący
Steve Fluffy

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Nie Lip 19, 2015 10:49 am
Właściwie to jak na samego siebie, to nie powiedział zbyt dużo. Powoli zaczął się tłumaczyć ze swojego zachowania, ale patrząc na reakcję dziewczyny, chyba nadal za mało powiedział i zrobił. Fluffy był bowiem najgorszy w „ogarnianiu” czy ktoś mówi bezuczuciowo czy nie. Kiedy sobie coś ubzdurał, że ktoś, coś, musiała mu ta druga osoba powiedzieć, że nie. Nagle poczuł się bardzo nieswojo, niczym intruz. Nigdy tego uczucia nie miał, no może oprócz Zakazanego Lasu, ale to była inna opowieść.
- No ja bardzo przepraszam. Rozumiem, że zraniłem Twoje uczucia czytając tę książkę, ale myślałem, że jednak przyznasz mi trochę racji, że twórczość pani Green jest wyjątkowa. – Oho! Zaczęło się! Zaraz nadejdzie bomba słowna, po której dziewczyna się nie pozbiera! Stefek był w połowie zażenowany sytuacją, chciał się gdzieś schować, a jednocześnie był obrażony, że Krukonka nie doceniła powieści, którą czytał.
- Mogę również zrozumieć to opłakiwanie innych, ale to nawet nie jest ich grób. To tylko magiczny pomnik, pamiątka ofiar. Należy się im szacunek i trochę dobrej lektury. Może powinienem czytać na głos? Nie uważam, żeby rozpaczanie było im potrzebne, bo to bez sensu. Przynoszenie jedzenia byłoby nietaktowne, bo na przykład taki Draco został zjedzony. – No Stefek też prawie został, ale w sumie nie przez Żerlicę, a przez wielkiego pająka, któremu postanowił śpiewać. Jeśli ktoś szukał faceta, któremu brakowało piątej klepki, trafił idealnie! Na świecie chyba nie było gorszego idioty od Stefka. Aż dziwne, że wyszedł z tej przygody cało.
- I pewnie by mu się jedzenie źle kojarzyło, nie? Ale poczytać im dobrą książkę można, śmiać się też, można w nich rzucać śnieżkami… - Rozejrzał się dookoła. No śniegu w kwietniu to raczej on tutaj nie dostanie. – No to może chociaż upleść im wianek z kwiatków. Ciekawe czy by się utrzymał, kiedy nagle posąg zmienia obraz. Można spróbować, nie? Zawsze to wieniec z kwiatów, a takie to chyba już akceptujesz, co? – Zerknął na nią z ukosa.
- Więc ja całkowicie nie wiem, co masz do mojego czytania i śmiania się. Bo ja to robię z czystości serca i zatroskania o moich przyjaciół, którzy tam zginęli. O. – Nawijka na razie się skończyła… Ale i tak było po nim widać, że nie było to wszystko, co miał do powiedzenia. Niedługo wybuchnie kolejna bomba. Nieźle Stefek sobie ubzdurał, że dziewczyna przyszła tutaj wspominać swoich znajomych i wmawiał jej rzeczy, których nie wypowiedziała.
Kathleen Wright
Martwy †
Kathleen Wright

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Nie Lip 19, 2015 8:19 pm
Nie znała tej twórczości! Drogi Merlinie ona w ogóle nic nie wiedziała! Raz chciała poudawać w miarę komunikatywną, a ty oczywiście świat stwierdził: "Nie dla Ciebie takie numery kobieto" i basta. Utknęła przy pomnikugrobocośpodobnymczymś. I dowiedziała się o ich śmierci po fakcie, nie znała ich i nie miała kompletnie pojęcia, co w trawie piszczy, ale oczywiście i ta niewiedza się obraca przeciwko niej. Los chyba kochał robić jej na złość. Jedyne co chciała to spokój, samotność i brak problemów. W odpowiedzi na swoje modły dostała hałas, towarzystwo i duży problem w postaci rozemocjonowanego chłopaka. Do tego z jej charakterem to będzie tam usychać do następnego ranka, bo przecież na niego nie nakrzyczy, nie ucieknie i nie pobije. Chociaż któż to wie? Przywalenie jego głową o ten pomnik mogło poskutkować potencjalnym zapadnięciem ciszy. I śmiercią, ale to druga sprawa. Nie mogła się jednak nadziwić, że komuś może wystarczać tlenu na mówienie tylu rzeczy. Teraz rozumiała po co jest dookoła tyle roślin. Gdyby nie one to przez takich, jak on skończyłby się tlen i wszyscy by się udusili. Tylko co on gada, że kogoś tam pożarto? Skąd on to wie? Merlinie, sama zdrowa na umyśle nie jest, ale... czyżby i z nim było coś nie tak? Zapytanie o to byłoby jednak nietaktowne. Poczekała więc, aż dym po bombie się rozejdzie i podjęła kolejną próbę przemówienia do jego (jak się jej wydawało) nie istniejącego rozsądku.
- Nie znam twórczości pani Green. Nie przyszłam tu nikogo opłakiwać. Nie mam nic do Twojego śmiania się. Nie znałam ich osobiście. Przyszłam tu po prostu posiedzieć - Wykorzystała chwilę, ale miała obawy, co do tego, że i ta jej wypowiedź zostanie totalnie zignorowana, jak to miało miejsce przed chwilą. Co jednak mogła? Rozbicie jego głowy dla afonii było interesującym pomysłem, ale nieekonomicznym. Kolejny trup, ona w Azkabanie... nie, nie, nie. Ten pomysł jest do bani. Skupiła się więc na tym, by stworzyć jakiś inny. Bezpieczny, miły, delikatny i nie zostawiający zwłok pod pomnikiem zmarłych uczniów.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Pią Wrz 04, 2015 7:16 pm
Kończę sesję Stevego i Kathlen z powodu nieobecności Steve'a.
[z/t x2]
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Kwi 09, 2016 3:07 am
Pogoda, która panowała dzisiejszego dnia mogła uchodzić za przyjemną i sprzyjającą wszelkiego rodzaju spacerom po błoniach czy dziedzińcu. Słońce, które świeciło intensywniej niż zazwyczaj, nie budziło jednak zbytniej radości Caroline. Ubrana w czarną koszulkę z krótkim rękawem ze zmieniającym się, co jakiś czas napisem i nieco poszarpane przy nogawkach spodnie, pokonywała dużymi krokami drogę z zamku do pewnego pomnika. Pomnika znajdującego się niebezpiecznie blisko Zakazanego Lasu. Sam ten fakt straszył część uczniów, a za resztę niechętnego przebywania tu innych były odpowiedzialne pochowane kawałek dalej ciała. Ciała głównie Collinsów, których ostatnią wolą było spoczęcie niedaleko miejsca, które niejako uważali za dom. Tym miejscem, jak łatwo było się domyślić, był Hogwart, który w oddali lśnił w ciepłych, słonecznych promieniach. Jako że było już dawno po zajęciach - zbliżał się właściwie wieczór - zrezygnowała z szaty, umieszczając naprawioną nie tak dawno temu różdżkę na wysokości pasa pod warstwą ubrania. W kieszeni zaś jak zawsze wylądowała paczka papierosów, a chmurne tęczówki ukryła za przeciwsłonecznymi okularami, które ostatnio wysłał jej Massimo; ponoć najnowsze zaklęcia sprawiły, że można w nich nawet widzieć w ciemnościach, w co jednak C. nie wierzyła. Kiedy w końcu stanęła przed ruszającym się pomnikiem, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i chwilę przyglądała się jak zmieniają się poszczególne twarze. Wreszcie pojawił się i Shane, a ona bardzo powoli sięgnęła do kieszeni po swoją paczkę fajek.
- Nie znikaj za szybko - mruknęła chłodno, patrząc przez ciemne szkiełka jak pojedynczy słoneczny promień muska marmurowe czoło Ślizgona. W końcu wyciągnęła papierosa i umieściła go między swoimi wargami, ale zanim zdążyła go odpalić za pomocą swojej różdżki, Collins zniknął i pojawił się ktoś inny. Schowała w międzyczasie z powrotem paczkę. - No i taki merlinowski chuj. Zjebałeś.
Czekała z różdżką i z papierosem w popękanych ustach, bo 19 maja 1978 roku stwierdziła, że jest to tak nieistotny szczegół, że nie musi się nim przejmować. Jak na razie. Ciemnym półbutem wybijała rytm w zielonej trawie, czekając aż każda z tych nieważnych twarzy przeminie. Shane ponownie się pojawił.
- W końcu, ale i tak zjebałeś efekt - mruknęła, odpalając papierosa różdżką, a następnie chowając ją w bezpiecznym miejscu. Zaciągnęła się i wypuściła dym w jego ruszającą się, martwą twarz. Gdy zniknął po raz drugi, odwróciła się od pomnika i usiadła pod nim, ogarniając krótkim spojrzeniem zielone tereny Hogwartu.
Wszystko pięknie, wszystko zgrabnie i powabnie, ale wiosna nie była jej porą.
Zupełnie nie była.
Pozostało więc się tylko przyzwyczaić do tego wszystkiego, a wszak to zawsze wchodziło w jej rolę.
Bo maski tkwiły na swoim miejscu i żaden kawałek tej pieprzonej planety nie gwarantował jej bezproblemowego ich ściągnięcia.
Kto jednak powiedział, że te przyzwyczajenie nie może być na jej zasadach.
Bo przecież po wiośnie zawsze przychodzi na nowo zima.
Dymowe kółko poleciało wysoko.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Sob Kwi 09, 2016 3:09 pm
Zdecydowanie wiosna była jej ulubioną porą roku. Wszystko zaczynało się budzić, rodzić na nowo. To zawsze dawało jej nadzieję na coś lepszego. Dawało nadzieję, że w końcu ułoży swoje życie, myśli, które mieszały się w jej głowie, że w końcu będzie mogła szczerze powiedzieć, że panuje nad swoim życiem… Szczerze powiedzieć, że jest po prostu szczęśliwa. Czyż nie o to w całym nędznym istnieniu na tej zniszczonej Ziemi chodziło…? By być szczęśliwym?
Lecz czym jest szczęście? I skąd możemy wiedzieć, że to co nas spotyka jest dla nas właśnie szczęściem bądź nieszczęściem? Skąd możemy mieć pewność…? Nie możemy. Możemy jedynie zdać się na Los i czekać na to co przyniesie ze sobą. Czy będzie to kubeł zimnej wody wylany nam na twarz, czy promyk słońca, który delikatnie ogrzeje zmarznięte ciało po zimie? A może będzie to nóż, który wbije nam prosto w serce, by ze śmiechem patrzeć jak strużka krwi biegnie po naszym ciele, jak bezwiednie opadamy na ziemie i stajemy się zupełnie bezbronni, jak nie potrafimy zawalczyć o samych siebie…
Liv Mendez szybko wybiegła z zamku na błonia. Przebiegła pare metrów i raptownie się zatrzymała. Zamknęła oczy i zadarła głowę do góry próbując uspokoić swój oddech. Wyglądała jakby na coś czekała… Tak, czekała na deszcz. Deszcz, który byłby jej zbawieniem, który zmyłby cały ból, cierpienie panujące w niej, który uspokoiłby burze, która niszczyła ją od środka… To niemożliwe. Westchnęła delikatnie i rozejrzała się. Na błoniach znajdowało się sporo osób, nic dziwnego patrząc na to jaka jest dzisiaj pogoda. Nie zanosiło się w żadnym stopniu na deszcz. Nie dzisiaj, moja droga Liv. A nawet jeśli i tak by Ci nie pomógł…
Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie. Jak zwykle pogrążona w myślach, których sama nie rozumiała. Jak można być takim chaosem, nie potrafić zdefiniować samej siebie…? No jak…? Mijała znajomych cicho witając się z nimi, zawsze z tym samym uśmiechem i spojrzeniem pełnym dobroci. Jednak nie zatrzymała się przy nikim na dłużej. Nie potrafiła z nimi rozmawiać. Zawsze wiązało się to z pytaniami, które często nie były dla niej wygodne, a szczególnie teraz gdy zniknęła. Tak… Od pewnego czasu Liv rzadko kiedy opuszczała swoje dormitorium. Czasami można było ją spotkać w bibliotece, ale zawsze obładowaną książkami. Zastawiona nimi jakby tworzyła mur obronny przed ludźmi.
Zapuściła się dość daleko. W oddali zobaczyła pomnik. Była tutaj tylko raz. Na pogrzebie. Później omijała to miejsce szerokim łukiem. Było tam za dużo smutku, za dużo niewinnie przelanej krwi. Za dużo… Za dużo jak na nią. A poza tym nie znała osobiście żadnej z zabitych osób. Tylko z widzenia, jednak z nikim nie łączyła ją głębsza więź emocjonalna. Coś ją ciągnęło w tamto miejsce. Może to Ty, Caroline…? Może jak zwykle lgnęła do niebezpieczeństwa, którego tak unikała. Paradoks, co nie? Cicho i ostrożnie stawiała stopy jakby bała się, że zakłóci Twoją rozmowę… Słowa rzucone na wiatr. Słowa bez odpowiedzi. Słyszała je. Jednak nie potrafiła odwrócić się i zostawić Cię tutaj samą… Coś jej nie pozwało. Tylko czym to coś było…? Przyglądała się z uwagą zmieniającym się postaciom, aż ukazała się jej cała piętnastka.
- Był dla Ciebie kimś ważnym, prawda? – zapytała cicho. Za cicho. Chciała by jej głos był mocny, jednak nie udało się. Słaby dźwięk wydobył się z jej ust. Nie spojrzała na Ciebie. Nie ze strachu, po prostu nie potrafiła jak na razie udźwignąć Twojego spojrzenia. Nie potrafiła udźwignąć oceniającego spojrzenia. Była ciekawa… Jak to jest gdy masz dla kogo żyć, gdy ktoś jest dla Ciebie tak ważny, że nie wyobrażasz sobie byś mogła istnieć bez niego… A później on odchodzi. I musisz żyć…
Co się stanie za chwile, Królowo? Rozszarpiesz ją? Stanie się nową zabawką, w ten jakże nudny dzień…? Chyba nieszczęśliwy dla Liv… Chociaż, jak wspomniałam na początku, dlaczego od razu, z niezachwianą pewnością możemy zakładać, że będzie to nieszczęśliwe spotkanie dla Gryfonki…?
Nie możemy drogi czytelniku i to jest w tym wszystkim najbardziej interesujące.
Podejdź Królowo, spójrz, Szara Myszka wyciągnęła kartę z tali.
Teraz Twoja kolej.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Nie Kwi 10, 2016 2:38 am
Nikt nigdy w pełni nie panuje nad swoim życiem. To była pierwsza zasada, którą każdy powinien pojąć zanim przystąpi do tak mglistych marzeń o czymś niemożliwym.
Mała, naiwna Alicjo i Ty sądzisz, że Tobie będzie dane zostać dłużej na tym przyjęciu na które nie miałaś zaproszenia? Głupoty. Kraina Czarów Cię przeżuje i wypluje, i nic z Ciebie nie zostanie. Mogłaś sobie myśleć, że Twoja mieszana krew daje Ci prawo by chodzić sobie tak spokojnie bez większych zmartwień po zielonej trawie, ale wiesz co...?
Przepadniesz.
To naprawdę zabawne, mała biedna Alicjo.
Nie osiągniesz szczęścia i nieważne, ile razy będziesz o nim marzyć, śnić czy też prosić. Szczęście nie przyjdzie, bo ono jest zdradliwą, perfidną kurwą, która próbuje skusić nawet tych, co na swych skroniach dzierżyli korony.
I tylko słabi ulegali tym zapewnieniom. Tylko ci, których Śmierć mogła szybko dosięgnąć.
Ale zapewne jesteś słaba.
Nieszczęście jest przyjemne, zwłaszcza jak się je dawkuje w odpowiednich ilościach.
Zima trwała, a przynajmniej w jej zamarzniętym wnętrzu, które bardzo stanowczo wpadło w sidła chaosu, potwora, którego nie zadowalało byle co. I choć słońce, które tak mocno świeciło pragnęło ją dosięgnąć, C. znalazła idealne schronienie w cieniu wysokich drzew Zakazanego Lasu, które rosły zaledwie mały kawałek od imponującego - a przynajmniej tak mogło się wydawać - pomnika. Nie walczyła o siebie, nie teraz, bo nie było takiej potrzeby. Sama sobie była władczynią, osobą stworzoną do większych rzeczy niż głupie, zwykłe ludzkie sprawy, które tak pochłaniały całe te zepsute, tworzące hordę larw, społeczeństwo. Deszcz był wspaniały, deszcz był czymś, co pozwalało na wzięcie głębszego wdechu, zaciągnięcie się odurzającą wonią świeżości... ale deszczu nie było. Było tylko te cholerne, paskudnie gorące słońce, które zmusiło ją do ubrania letnich, cieńszych ubrań. Lodowate tęczówki zaś chętnie skryły się przed próbą przedostania się promieni przez chmury.  Wyciągnęła długie nogi przed siebie, zaciągając się po raz kolejny papierosem, drugą rękę chowając w zielonej trawie.
Nie potrafisz się zdefiniować? To takie przykre. Taka smutna opowieść, może ktoś otarłby samotną łzę spływającą po policzku, ale jeśli liczyłaś, że odnajdziesz kogoś takiego tutaj to niestety cię rozczaruję.
Nie znajdziesz tu nikogo tobie przyjaznego.
C. zaczęła nawet sobie nucić jakąś melodyjkę pod nosem, wyobrażając sobie jak marmurowa głowa Shane'a drga pod jej wpływem. Nie czuła smutku, żalu czy też winy. Uważała, że to co się stało było czymś w rodzaju błogosławieństwa, które mu podarowała. Upragnioną wolnością. Zrozumieniem. Oboje byli sobie potrzebni, dlatego czasem tu przychodziła by nie przychodził do niej nagle w nocy.
Krew jest płynniejsza od szczęścia i miłości. Kiedy widzisz jak spływa z policzków i chowa się za kołnierzem, dotykając jego jabłka Adama... to naprawdę zabawne. To takie kurewsko zabawne. I przy tym paradoksalne.
Nie wiesz o czym mówię? To bardzo dobrze.
Krew będzie fundamentem pod nowy świat.
Może więc ja. Ale jeśli ja cię ciągnęłam za twój cieniutki sznureczek, dziewczynko to byłaś naprawdę słaba i podatna na wpływy. Mogłaś więc stanowić idealną ofiarę i przyglądać się jak ten sznureczek naciąga się i naciąga, i naciąga i... pęka! Ha!
A wtedy ty umierasz. A właściwie to nawet nie do końca, bo śmierć jest dla tych, co zasłużyli. Ty zaś będziesz po prostu cierpiała. Tak nieludzko cierpiała, aż zaczniesz wyć, drapać ziemię, błagać o koniec, który nigdy nie nastąpi. A kiedy już zamilkniesz to może ja zlituję się i zdepczę cię.
Trochę czasu minęło odkąd zakończyła konwersację z Collinsem, który ostatnimi czasy zupełnie nie był rozmowny, ale to raczej nie powinno dziwić. Była tak na tym skupiona, że początkowo przegapiła to, że ktoś się po cichu skrada.
Dziewczynka postanowiła zostać.
Ślizgonka drgnęła lekko, ale równie dobrze mogło być to spowodowane nagłym chłodniejszym podmuchem wiatru od strony lasu. Zwróciła powoli swe zasłonięte przez ciemne szkiełka oczy i zlustrowała nowo przybyłą. Może twarz Liv jej coś mówiła, a może nie, jednak i tak blade oblicze pozostało niewzruszone. Początkowo nie odpowiedziała, strzepując popiół na ziemię obok.
No proszę! Sierotka zgubiła drogę!
Prychnęła, cofając drugą rękę do tyłu i opierając się nieco na niej.
- Nie twoja sprawa - odpowiedziała zimno, wypuszczając w jej stronę chmurę dymu. Gdyby oczy, które obecnie były ukryte za okularami przeciwsłonecznymi mogły zabijać, kolejne ciało wylądowałoby pod ziemią. Ale na swoje szczęście, Liv nawet jeśli odważyłaby się spojrzeć na Rockers, nie dostrzegłaby nic. Nic za wyjątkiem warg, które nawet nie drgnęły.
Ja? Żyć dla kogoś? Nie rozśmieszaj mnie.
Jakie to żałosne. Żyć dla kogoś, jakby ktoś był ważniejszy od ciebie.
No ale tak, ty tego nie zrozumiesz, bo zapewne jak reszta niedorozwiniętych idiotek w tym wieku myślisz o jakimś uczuciu, które dodałoby ci skrzydeł.
Takie bajki możesz znaleźć w książkach.
Naiwna, żałosna istoto!
Co się stanie za chwilę? Zobaczysz. Zostań a przekonasz się, sprowokuj a dotknie cię zabójczy lód, żmija obnaży swoje kły, ruch dłoni skaże cię na ostateczny wyrok.
Tańcz więc, Alicjo! Tańcz i rozbaw mnie!
O nie, to Ty podejdziesz. Podejdziesz do mnie sama z tą kartą, albo po prostu... znikniesz!
- Skończyłaś? To wracaj skąd przybyłaś. Drogę powrotną znasz.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Nie Kwi 10, 2016 11:17 pm
Wielu patrząc na nią powiedziałoby, że jest słaba. Ona sama patrząc na swoje odbicie w lustrze często dochodziła do tego wniosku, ale jednak wciąż błąkała się po tym nędznym świecie, gdzie ludzie bardziej lub mniej świadomie zadają sobie ból i niszczą się nawzajem. Tak… To wszystko dążyło do destrukcji. Wszystko i wszyscy przepadną. Zostanie jedynie pustka. Chyba, że znajdą się osoby, które będą chciały zmienić ten świat. Nie… Źle to ujęłam. To za dużo powiedziane. Może tak będzie lepiej… Osoby, które zechcą poznać przyczynę zła drzemiącego w drugim człowieku i spróbować coś z nim zrobić. Wyciszyć go tak, by nie pozostawiał po sobie jedynie cierpienia.
Jednak wracając do Liv. Była słaba z zewnątrz, wewnątrz pomimo totalnego chaosu można było odnaleźć duże pokłady nadziei, która dawała jej siłę w starciach takie jak te. Nie jesteś pierwszą tak zepsutą osobą na jej drodze. Osobą, której aura tak silnie wibrowała, gdy zbliżano się zbyt blisko. Jakby chciano zakomunikować wszystkim o niebezpieczeństwie związanym ze spotkaniem Żmii, która lubiła bawić się swoimi ofiarami.
Oczywiście nikt nie jest idealny. Nikt nie może być nieskazitelnie dobry lub popsuty do szpiku kości. Chociaż patrząc na Ciebie, Czarna Królowo zastanawiam się intensywnie nad drugą opcją. Wszystko gdzieś miało swój początek. Twoja mroczna strona również. Tylko gdzie? Zechcesz zdradzić tą tajemnicę, czy jeszcze za wcześnie…? Jeśli tak, nie ma problemu. Mam czas. Poczekam. Na dobre historie nie szkoda mi poświęconego czasu. A podświadomie wyczuwam, że twoja historia taką jest.
Jak długo można udawać, że nikogo się nie potrzebuje? Liv sprawdzała kiedyś tą teorię. Oczywiście nie przeszkadzała jej samotność, czasami nawet było ona bardzo wygodna. Aczkolwiek przychodzą takie momenty, że chcąc nie chcąc potrzebujesz drugiej osoby, która będzie stała obok ciebie pomimo wszystko. Gdy dusisz w sobie zbyt wiele to albo z czasem wybuchasz wyrzucając wszystko na zewnątrz i niszczysz wszystko i wszystkich dookoła - chyba, że posiadasz właśnie taką osobę, która jest z tobą, która jest na tyle silna, że przyjmie na siebie całą siłę rażenia po wybuchu i przeżyje go. Albo… albo zamrażasz, usypiasz w sobie uczucia. Zarówno te dobre, jak i te złe. I stajesz się jedynie Cieniem, Pustką. Możesz być swoją własną Władczynią, jak sama stwierdziłaś ‘stworzoną do większych rzeczy niż głupie ludzkie sprawy’. Proszę bardzo… Tylko jak długo…? Kiedy się złamiesz? A może w cale nie jesteś kimś niezwykłym… Może Los robi sobie z ciebie niezłą bekę… Może jesteś jego ulubioną Komedią, a nie najwspanialszym arcydziełem Literackim? Skąd możesz mieć tą pewność, Królowo?
Tak, nie potrafiła się zdefiniować. Wciąż szukała odpowiedzi na wiele pytań, ale dzięki temu każdego dnia odkrywała coś nowego. Potrafiła się jeszcze zaskoczyć. Może uda jej się i ciebie zaskoczyć? Ty zapewne nie pamiętasz już tego dreszczyku emocji, który oblewa twoje ciało od stóp do głów, gdy robisz coś czego nigdy byś się nie spodziewała po sobie. Gdy przesuwasz swoje bariery, docierasz do miejsc swojego umysłu, o których nie miałeś bladego pojęcia, że mogą istnieć w tobie. Masz w sobie jedynie złość i rządze rozlewu krwi. Nic więcej. Przynajmniej tak mi się wydaję, gdy przyglądam się twojej osobie siedzącej przy pomniku, ale oczywiście mogę się mylić.
Mylę się…?
Chyba obie jesteście świadome, że nie zostaniecie przyjaciółkami, które będą sobie powierzać największe tajemnice… Nie… Wasze Światy są zbyt różne. Wydaje się, że nic je nie łączy… A jednak znalazłyście się w tym samym miejscu…
Zabawne…
Gryfonka uniosła głowę i spojrzała na C. Oczywiście nie mogła dostrzec tego morderczego spojrzenia. Nie drgnęła. Serce jak zawsze przyspieszyło trochę swój rytm, ale nie odczuwała strachu. Dziwne… Czy ostatnie dni, wydarzenia tak na nią wpłynęły, że teraz dobrowolnie, z nikłym uśmiechem na twarzy pchała się w ramiona tej, którą nazywano Żmiją, rozchylając poły ubrań aby zwierze mogło zatopić swoje kły w ciepłym ciele? Dziewczyno… Co się z Tobą dzieje. Wycofaj się… Wycofaj się póki możesz. Nie…?
Liv ponownie przeniosła wzrok na pomnik, nie poruszając się nawet o milimetr.
- Zapewne masz racje, ale możesz odpowiedzieć – powiedziała trochę głośniej. Interesowałaś ją, Królowo, chociaż doskonale wiedziała, że to spotkanie może skończyć się skróceniem jej o głowę. Jednak w tym momencie nie miała nic do stracenia. Jak widzicie Alicja zasiadła do stołu, wciąż bez zaproszenia… Niech uczta się rozpocznie. – Chyba, że się boisz – oj Mendez, Mendez… Niebezpiecznie igrasz z tym ogniem. Poparzysz się – kolejne blizny do kolekcji. Blizny, których nie ukryjesz…
Puściła mimo uszu ostatnie zdanie wypowiedziane przez ciebie.
- Chyba, że boisz się mówić o swoich uczuciach…
Boisz się?
Rozszarp jej ciało. Tylko spójrz podsunęła się sama na talerzu. Jak można nie skorzystać z takie daru. Liv miała w tym swój cel, chciała sprawdzić ile wytrzyma. Chciała sprawdzić, czy drzemie w niej jeszcze wola walki o własne życie.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Wto Kwi 12, 2016 12:24 am
To naprawdę fantastyczne, że jesteś jeszcze w stanie dochodzić do takich wniosków! Brawa dla ciebie, bycie niepotrzebny, emanujący jakże optymistyczną energią!
Bo widzisz, tylko destrukcja zdaje się mieć większe znaczenie na tym nędznym, marnym świecie. I wszystko pokryje śnieg, by każde istnienie, za wyjątkiem istnień ludzkich, mogło na nowo się odrodzić. I nie zostanie po ludziach nic. Nic oprócz pustki, która wypełni się starymi, często żałosnymi historiami o przeszłych i obecnych cywilizacjach.
Że można coś zrobić ze złem? Nie rozśmieszaj mnie! Zniszczysz zło, zniszczysz i dobro, prosty rachunek. Jedno bez drugiego nie istnieje. Byś ty mogła być tak dobra i przepełniona współczuciem, ktoś inny musi być zły, by sprawdzać cię, niszczyć, próbować wydrapać kawałek po kawałku...
Zabawne jak reszta dylematów. Zabawne jak to, że uważasz to już za starcie, skoro jeszcze nie było sygnału do jego rozpoczęcia. To co tu widziałaś to była zaledwie mało znacząca rozgrzewka.
Caroline wypaliła w końcu całego Smoczego Języka i zgasiła go na trawie, patrząc jak sam po kilku sekundach wybucha i znika. To był właśnie jeden z największych plusów czarodziejskich papierosów.
Och, no nie wierzę. Naprawdę? Och! No tak! Każda zepsuta osoba trafia na ciebie, czyż nie, Alicjo? Ciągnie ich do ciebie! Ciągnie tak cholernie mocno, do tej twojej dobroci! No przecież tak jest w istocie!
Przestań mi sprzedawać takie gówno.
Mówisz o Sahirze? O tym, który upodobał sobie imię samej Śmierci, uważając się za tego jeźdźca, który stoi w hierarchii wyżej od reszty?
Co. Ty. Wiesz. Skoro żyjesz to tylko się tobą bawił, rozkręcał cię, sprawdzał mięso, które miał zamiar wyssać.
Niech więc ma aura wibruje!
Niech daje ci znać!
Wiesz o czym?
O tym, żebyś spierdalała, Alicjo, bo jak zostaniesz to ja pozbawię cię nie tylko głowy.
Nikt nie był idealny i ponoć nikt nie był albo całkowicie dobry, albo całkowicie zły, ale czy to nie było tylko życzeniowe myślenie? Zapewne tak.
I teraz stała tu słaba, ale jednak nie do końca słaba dziewczynka przed nią, przed tą, która była Czarną Królową Śniegu odzianą w szkarłatne szaty. Bo wszystko przecież miało gdzieś swój początek. I ponoć w takich bajkach zawsze jest jedno zakończenie - dobro zwycięża nad złem, złoczyńca dostaje nauczkę a bohater żyje długo i szczęśliwe.
Och, nie tym razem. Tym razem opowieść będzie musiała ulec zmianie.
A kim ty jesteś, Alicjo? Kim ty jesteś, żebym miała się przed tobą odsłaniać, dawać ci na tacy wszystkie informacje, których mogłabyś użyć albo, co gorsza, współczuć mi! Czy ty naprawdę spodziewasz się, że wzruszona twoją postawą zdradzę cokolwiek? Że otworzę się?  Otworzę wejście do swojego zamku?
I nawet jeśli już wejdziesz po kryjomu! Nawet jeśli już zaczniesz jeść przy długim, balowym stole.... nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Wszystko ma swoją cenę. Możesz tylko czekać. Więc czekaj śmiało; odliczaj sekundy, minuty, godziny, dni, lata... czekaj. A czas w tym w czasie będzie z ciebie drwił, tak jak ja. Nie ubarwię ci życia swoją historią i to historią zamkniętą tak pieszczotliwie.
Caroline nie musiała udawać - już tak się nauczyła nie zależeć od nikogo, że przychodziło jej to automatycznie. W szkole nie potrzebowała sojuszników, przyjaciół, a że czasem się zdarzało, że zawierała z kimś umowę to już była inna sprawa. Mniej znacząca. Nie rozumiała potrzebowania kogoś, uzależnienia się od kogoś w takim stopniu, że opierało się na nim w ciężkich chwilach, dzieliło ze wszystkim łącznie z gniewem i z słabościami. Gniew dla Rockers był czymś, co ją napędzało, słabości zaś elementami, które należało zniszczyć.  Wybuchanie? Czemu by nie? Niech wszystko wokół stanie w lodowych płomieniach!
Coraz bardziej uświadamiasz mnie w tym, że jesteś naprawdę, ale to naprawdę naiwna, Alicjo. I na dodatek zamiast uciekać przed Królową Śniegu, ty stoisz i wpatrujesz się, myśląc, że uda ci się zobaczyć, co chowam w sobie. O ile cokolwiek chowam!
Złych emocji nie muszę usypiać ani usypiać, pozwalam im na swobodne wędrowanie we mnie samej by w kluczowym momencie mogły się uwolnić. Po ściągnięciu odpowiedniej ilości masek. Pustką?
Pustką?
Nie wiesz co to jest Pustka i jak ona wygląda. Pustka nie dotykała żadnego z Jeźdźców. Będę zwyciężała tak długo aż będzie to konieczne, aż żaden z moich wrogów nie przeżyje. Chcesz trafić na tę specjalną listę, moja ofiaro?
Bo gdy nie ma się pewności, jest się słabym. Jest się kimś takim jak ty.
Czarnowłosa nie oczekiwała zaskoczenia, nie oczekiwała właściwie niczego od tej sierotki, która najpewniej zabłądziła, nie zdając sobie zupełnie sprawy, gdzie kieruje swoje kroki. Pomnik za plecami C. zmieniał się ciągle, a ona nadal nie sięgała po drugiego papierosa. Zamiast tego palce przejeżdżały po soczyście zielonej trawie, a nogi kołysały się łagodnie pod wpływem wiatru. Słońce zaś powoli zbliżało się do końca swej dzisiejszej wędrówki.
Wystarczy mi inny dreszczyk.
A nawet jeśli odpowiedziałabym ci na te pytanie przecząco lub twierdząco, czy cokolwiek by się zmieniło? Raczej nie. Tkwij więc w swych naiwnych rozważaniach, rozmyślaj na temat tego, co jest prawdziwe a co fałszywe.
Nie mogła nic dostrzec. Ciemne okulary nadal znajdowały się na swoim miejscu, nie zmieniając ani o milimetr swojego położenia. C. zresztą nie starała się wzbudzić w Gryfonce strachu, a gdyby jej się to udało to... cóż... Czy nie byłoby to za szybkie? Zero zabawy.  
Połóż się i daj działać truciźnie, która powoli zatruwała twoje ciało, sarno.
Chociaż i one mają większy instynkt samozachowawczy od ciebie.
- Tak, mogę - odpowiedziała sucho, nawilżając językiem swoje popękane wargi. - Ale nie muszę. Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
Nie musiała jeszcze wyciągać różdżki, nie uważała, żeby aż tak należało się przy niej wysilać. W końcu długie ciało Ślizgonki przekrzywiło się do przodu, ona sama usiadła po turecku i oparła swoją głowę o dłoń, gdy łokieć wbijał się w jej udo. Oczy zaś skierowała w stronę zamku. Nie spieszyło się C. również. Na jej kolejne słowa, wybuchnęła krótkim, nieco niedowierzającym śmiechem.
- Boję się? Czego? Czego niby mam się bać? - Zadrwiła dziewczyna, zwracając się ponownie w jej stronę. Na wzmiankę o uczuciach, zacisnęła na krótki moment wargi. - Nie mam uczuć. Bez nich żyje się łatwiej.  Zawiodłam cię? Oczekiwałaś innej reakcji? Możliwe, nie? Jak sądzisz, czy dosadne powiedzenie komuś niedorozwiniętemu, żeby nie wtykał nosa w swoje sprawy i spierdalał wystarczy, żeby zrozumiał, czy też raczej wszyscy Gryfoni mają problemy ze słuchem i zrozumieniem tego, co się do nich mówi?
Shane uśmiechnął się za jej plecami.
Liv Mendez
Oczekujący
Liv Mendez

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Wto Kwi 12, 2016 9:07 pm
Nie zostanie nic po ludziach, czyli i Ciebie nie będzie. Jesteś na to gotowa? Przecież jesteś Królową. Pozwolisz opuścić swoje królestwo…? Oddać koronę, którą tak dumnie dzierżysz na głowie. Co prawda nie byłoby w nim poddanych, ale przecież ty i tak ich nie potrzebujesz. Jesteś najważniejsza, samowystarczalna. A może masz nadzieję, że jako jedyna, przesiąknięta do cna złem ocalejesz… I cały świat będzie Twój… Tylko Twój. Tego chcesz?
Tutaj się z tobą zgodzę. Masz rację, bez zła nie było by dobra. To wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. Masz zupełną rację. Jednak ona nie chciała zniszczyć zła. Przecież każdy wie, że nie da się tego uczynić. Na jego miejsce zaraz pojawiłby się inny. Ona chciała zmniejszyć jego oddziaływanie, chociaż nie ukrywając słabo jej to wychodziło. Ale hej, zawsze warto próbować. Jednak każda dusza musi się czym odżywiać. Musi czerpać z czegoś siłę. Dla ciebie to zło, prawda? To ono sprawia, że po twoim ciele przebiega tysiąc magnetycznych promieni rozgrzewając skórę do czerwoności aż zapłonie i spali się bardzo jasnym płomieniem.
Jak mogłaby uważać to za starcie… Przecież wtedy uznałaby cię za słabego przeciwnika. A na pewno takim nie jesteś. Rozgrzewka – dobrze powiedziane. Znalazłyście się na ringu, naprzeciwko siebie. Ty w swoim żywiole, ona nie za bardzo, ale to nic… Daj jej chwile by oswoiła się z miejscem, by przyzwyczaiła się do blasku reflektorów skierowanych na was. Bo Ty chyba jesteś do nich przyzwyczajona? W szkole nie ma osoby, która nie znałaby twojego imienia, Królowo. Gdzie jakieś zamieszanie, tam przeważnie można było znaleźć właśnie ciebie. Nie potrzebowałaś ludzi, ale wciąż byłaś w  centrum uwagi. Tak wiele się kręciło wokół twojej osoby. Brawo Królowo, dobrze się spisujesz.
Nie każda, moja Pani. I nie mówię, że sama je wabiła. Bardziej to wy ją interesowaliście i intrygowaliście. To bardziej ona lgnęła do waszego zła niż wy do jej dobra. Kto wie, może gdzieś głęboko, na niedostrzegalnym przez nikogo dnie i jej kawałek duszy należał do waszego świata i robiła to podświadomie. Kto wie… Może tu wcale nie chodziło o ratowanie świata, a o podsycanie tego nikłego płomienia, skrzętnie ukrywanego jak jakąś wstydliwą rzecz…
Może i bawił, ale ty też uwielbiasz to robić. Jaka przyjemność w zabijaniu od razu swojej ofiary? Żadna.
Możesz napisać nową bajkę, z nowym zakończeniem. Możecie zrobić to razem, ale jeśli tego chcesz, to ona musi tutaj pozostać. Bo jakże to tak bez głównego bohatera??? Nie ładnie.
Weź pióro w swe smukłe, zimne dłonie. Zamocz w jej krwi i zacznij pisać. Stwórz nową opowieść. Poddaj się mu, a może i ciebie zaskoczy zakończenie. Zaskoczy cię to co pojawi się na tym białym jak śnieg papierze. Może zło zwycięży, a może i żadne z nich nie wygra.
Twórz.
Przecież w twoich rękach jest cała władza.
Nie jest nikim ważnym dla Ciebie, tak jak ty dla niej. Po prostu jesteście. A słowa padły takie a nie inne. Nie martw się, nie zostaniesz przez nią zdetronizowana. Nie marzy o takiej mocy. Nie marzy o twym piedestale. Siedź sobie na nim. Sama. Sama i szczęśliwa w swoim nieszczęściu. Jak widzisz Alicja już wślizgnęła się w mury twojego zamku, ale przecież jest tak bardzo widoczna. Tak zupełnie inna od wszystkich gości. Na nic zdałyby się próby maskowania, więc po co tracić siły… Siedziała przy stole i przyglądała się potrawom, które na nim stały. Nie tknęła niczego. Nauczona z innych bajek - nigdy nie wiadomo gdzie znajduje się zatrute jabłko. A na pewno gdzieś je umieściłaś, Królowo Śniegu.
Twoja odpowiedź nic by nie zmieniła. No może stałabyś się bardziej ludzka, ale to chyba dla ciebie hańba. Pokazałoby, że jednak są w tobie jakieś pozytywne uczucia, które są zarezerwowane tylko dla nielicznej, bardzo małej, zamkniętej grupy ludzi. I wszystko byłoby w porządku. Przecież nie trzeba lubić wszystkich, nie trzeba też nienawidzić wszystkich.
- Nie musisz – pokiwała twierdząco głową i spojrzała na ciebie. Sama nie potrafiła nazwać uczuć, które teraz w niej były. Po części obawiała się tego co może zdarzyć się za chwile, a po części było to takie dziwne uczucie, że powinna tutaj być, że mimo wszystko znalazła się w odpowiednim miejscu  o odpowiedniej porze. Tylko jeszcze nie wiedziała po co. Podobno nic nie dzieje się przypadkowo…
- Czym jest Piekło? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Królowo widzisz, wstaje od stołu i idzie w twoim kierunku z kartą w dłoni.
- Oh – wypowiedziała cicho. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę. Jak długo stała w bezruchu? Podrapała się po szyi i ponownie się odezwała. – Każdy z nas ma jakieś uczucia. Jakiekolwiek. Złość, nienawiść, irytacje. Obojętność. Chyba jesteś na tyle inteligentną osoba, że nie muszę dalej wymieniać? – Mendez nie czuła się pewnie w tej skórze. Ślizgonka zapewne to wyczuwała, ale cóż… Kości zostały rzucone. Nie może się wycofać.
- Zrozumieć, oczywiście zrozumie – przeniosła wzrok na pomnik, na którym ponownie pojawił się ów chłopak – Ale jak sama wcześniej powiedziałaś, nie musi tego robić – rozłożyła ręce w geście bezradności.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Pią Kwi 15, 2016 3:44 am
A kto powiedział, że jestem pełnoetatowym człowiekiem? Czy ja, będąc taką a nie inną, rzeczywiście należałam całkowicie do tego gatunku?
Ludzka skorupa przepadnie, zostanie tylko to, co najważniejsze. I jak przystało na Królową, na mej głowie jeszcze mocniej będzie błyszczeć korona, a stworzone królestwo należeć będzie jedynie do mnie. Do nikogo innego. Wśród mrozu i chłodu, odrodzą się na nowo zwierzęta i cała roślinność, a ja... nie potrzebuję poddanych.
I jak słusznie zauważyłaś, najważniejsza, bezapelacyjnie samowystarczalna. I świat pod moją opieką, pod mym mroźnym dotykiem ocaleje, bo nie będzie posiadał już największego zagrożenia jakim są ludzie. Ludzkie ścierwa, pasożyty, zbędne byty.
Widzisz? Nawet ktoś taki jak ty potrafi mi przyznać rację, Alicjo. Nie chcesz zniszczyć? Nie chcesz?!
To czego chcesz, ogarnięta, zdawałoby się, ciepłą dobrocią, a jednak działająca zupełnie nierozsądnie, dająca się tak łatwowiernie podejść? Zło promienieje szybciej, rozprzestrzenia się łatwiej, leczy i uwalnia organizm, jest chłodnym dotykiem wiatru na rozpalonej twarzy i kroplami wody spadającymi na spragnione wargi. Gdy skosztujesz jednej kropli, zapragniesz kolejnej i kolejnej, i kolejnej i... tak ciągle. Tym była siła.
Moje ciało pokrywał tylko lód, ogień nigdy nie był moją domeną, a jedyne płomienie, które można było zaakceptować to te od których robi się zimniej.
Starcie. Starcie. Potrafisz w ogóle walczyć, jesteś w stanie się sprzeciwić, skoro sama byłaś na obcym, nieznanym ci terenie? Zbłądziłaś ze swojej ścieżki, lekkomyślnie sądząc, że oto znalazłaś szybszy sposób na przekonanie się, co jest na końcu. Podpowiem ci.
Nic nie ma, ale ty tego nie ujrzysz.
Ścieżka zniknęła.
Ring niczym parkiet błyszczał i tylko brakowało tego, żeby obie wyciągnęły różdżki i stanęły do pojedynku w czymś, co nie było im obce. A teraz? Teraz tylko słowa - rzucane gdzieś daleko w ich czaszkach, drgnięcia, mowa ciała i myśli.
Sceneria nie sprzyja.
Deski teatru skrzypią pod stopami, kiedy kolejne przedstawienie zaczyna być rozgrywane, może nawet usłyszysz jak rozpoczynają grać Jezioro Łabędzie Czajkowskiego. Reszta czarnych skrzydeł jest gotowa, mimo że się na nich już nie uniosę. Uderzam nimi przed tobą, brzydkie kaczątko, które ponoć kiedyś ma się stać prawdziwym łabędziem.
Ja sądzę, że to bzdura. Jesteś na mojej scenie. Jesteś zależna od moich zasad, a jeśli nie dotrzymasz mi tempa to spadniesz i skręcisz kark.
No spójrz! A tak starałam się o anonimowość, ukrywałam zgrabnie za swoimi maskami, unikałam ludzi a jednak...! Cóż, chyba tak żałosny rodzaj ssaków nie może się obejść bez swoich małych plotek. Niechaj i tak będzie. Słowa. Słowa. Słowa. Czarne włosy ponoć zasłaniają wszystko - jesteś pewna, że to nie był ktoś inny? Łatwo się pomylić.
Nie wyprowadzę cię jednak z błędu, bo z doświadczenia wiem, że węże syczą najgłośniej i czasem syki te docierają do małych borsuków, do czujnych orłów, a nawet do ryczących bez najmniejszego sensu lwów.
No proszę! Z kłów splamionych krwią do czystych, zimnych rąk! Przewijasz się jak zabawka między Jeźdźcami Apokalipsy! Czy to nie zabawne? Szybko zmieniasz przedstawienia! Nie ugoszczę cię w swoim królestwie, dziecino.
Podsycaj płomień albo  i ratuj świat, o ile cokolwiek z tego udźwigniesz na swoich kruchych barkach. Wystarczy chwila nieuwagi i... ha! Ciach! Nieomal skręciłaś nogę na scenie!
Dokładnie. Żadna. Najlepiej podręczyć i zostawić tylko potrzaskane resztki by dalej żyły. Bo czemuż mam ciągle okazywać litość? Śmierć bywa piękna i ponoć uszlachetnia, a was... was uszlachetniać! Też mi coś.
Napiszę. Zapełnię strony nowej książki, którą umieszczę w zamknięciu by nie dostała się w niepowołane ręce. Ty? Głównym bohaterem? Z czym niby? Nie rozśmieszaj mnie! Kimże jesteś by stanowić dla mnie jakiekolwiek zagrożenie? Jestem za pyszna? Za pewna siebie? Cóż, przy tobie nie jest to trudne. Możesz żyć, oddychać, zatruwać się, chorować, umierać. Tyle opcji! Nieznacząca opowieść o dziewczynce, która zapragnęła uzdrowić świat lub sięgnąć po zakazaną miłość chłopca o skażonym sercu. Taka dawka magii i uczucia boli najbardziej! Niebezpieczna mieszanka!
Co gdyby chłopiec wyssałby całą krew z twojego serca, Alicjo?
Zacznę pisać, och zacznę! Pióro uniesie się w powietrze i wypełni pustą przestrzeń odpowiednimi słowami.
Remisy są niedopuszczalne.
Zabawny żart doprawdy! Takie dziewczynki nawet jakby stanęły na palcach to nie dałyby rady dosięgnąć korony.
Śmierć - i nie mówię tu o tym, który przybrał sobie jej imię - podała mi na nie znakomity przepis! Lecz ja nie wybieram jabłek. Sprawdź lepiej poduszkę na której siedzisz.
Hipotezy, wszędzie hipotezy! Pokazałoby... mogłoby... udowodniłoby...! Nie ma co się oszukiwać Alicjo! Bo widzisz, ja zupełnie nie mam ochoty stawać się ludzka w twoich oczach, ja absolutnie nie widzę potrzeby, żebyś mnie usprawiedliwiała lub - co gorsza! - zrozumiała. Nie trzeba, ale można.
Wargi zadrgały z małego rozbawienia spowodowanego jej posłuszeństwem. Palce przejechały po ciemnych włosach, a wzrok ukryty za ciemnymi szkiełkami leniwie przemykał pomiędzy Liv a niebem utrzymanym jeszcze w ciepłych barwach. Kiedy ta zadała jej pytanie o piekło, Rockers przesunęła swoje okulary na czubek głowy. Oczywiście bez zbędnego pośpiechu - przecież miała dużo czasu, mimo zbliżających się egzaminów.
- To wtedy, kiedy czujesz, że zaraz umrzesz, ale tak naprawdę nie umierasz. Po prostu cierpisz i kiedy już przyzwyczaisz się do bólu, i sądzisz, że nic cię nie zaskoczy, otrzymujesz kolejną dawkę, która wyprowadza cię z tego błędu. I tak przez całą wieczność. To jak? Zdecydowałaś się zejść po tych schodkach na dół? - Spytała na sam koniec sarkastycznie, posyłając jej chłodne spojrzenie swoich chmurnych tęczówek. Kartę pokrył lód. Chciała na nią machnąć ręką, ale zamiast tego przewróciła oczami.
- Niesamowite. Zdziwiłabyś się, ale to co nazywasz uczuciami wcale nie musi nimi być. No tak, ale czego ja oczekuje po Gryfonce - parsknęła krótko. Mendez była jak człowieczek z plasteliny, któremu w każdej chwili można coś zdeformować. I nawet nie trzeba było się zbytnio z tym męczyć.  
- Hm... - postukała palcami o swój blady policzek i udawała, że się zastanawia, drugą ręką sięgając po różdżkę, którą miała ukrytą pod koszulką.
Alicjo, Królowa wydała werdykt! Jaki? Zaraz zapewne się dowiesz.
Dłoń z różdżką łagodnie opadła na trawę, zamiast wycelować w Liv.
- Nie boisz się Piekła?
Głowa na chwilę zwróciła się w stronę pomnika, obserwując nieustającą zmianę. Bo przecież rzeka dusz płynęła dalej.
Sponsored content

Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu Empty Re: Pomnik niedaleko Zakazanego Lasu

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach