- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Pią Maj 08, 2015 4:32 am
O tych wszystkich ostatnich wydarzeniach Kayleigh starała się nie myśleć. Oczywiście nie zawsze było to możliwe, skoro na około każdy o tym nadawał, co prawdę mówiąc stawało się niekiedy irytujące. Fakt, nawet ona by wolała już wiedzieć dokładnie co się wydarzyło i kto za czym stoi (dla świętego spokoju), ale rozpowiadanie tysięcy plotek raczej nikomu nie pomagało, a już na pewno nie tym zmarłym. Jeszcze trochę i zaczną organizować wycieczki turystyczne do Hogwartu, tyle wrażeń.
Kay popatrzyła na ślizgona z dezaprobatą i wywróciła oczami - aż tak dziwne? - rzuciła raczej retorycznie, bo rzeczywiście to płeć damska była postrzegana jako ta lubująca się w plotkach. Z tym jednak też nie do końca mogła się zgodzić - jak z resztą z każdym takim 'uogólnianiem'. Znała w końcu wystarczająco wielu chłopaków, którzy potrafią wymyślić takie historie, że każda dziewczyna by się zawstydziła.
Całkiem niepotrzebnie Giotto odebrał głaskanie po nodze jako gest znaczący...cokolwiek. W końcu jej chodziło jedynie o sprowokowanie tych wszystkich wlepiających w nich oczy ludzi. Jak już zaczęli gadać to i tak będą, więc niech przynajmniej jest z tego jakiś ubaw.
- Ależ skąd - zaprzeczyła z pokrętnym uśmiechem - czyli rozumiem, że po prostu całą swoją postawą chcesz mi pokazać że nie jestem mile widziana? - spytała, lecz zamiast jakiegoś zawodu czy smutku, ponownie w jej głosie było słychać nutkę rozbawienia. Coś dobry humor miała. Bez względu przecież na odpowiedź chłopaka, ona i tak tutaj zostanie, przynajmniej przez jeszcze jakiś czas.
- Zielarstwo? Mam wielką nadzieję, że nie. - odpowiedziała zdecydowanie, patrząc na niego tym razem jak... na idiotę. No bo kto do cholery może lubić babranie się w ziemi, badając korzenie jakiejś upierdliwej roślinki, próbującej pożreć twoje włosy? No właśnie, nikt normalny - oprócz Historii Magii niczego tak nie trawię - dodała, patrząc z niesmakiem na książkę. No i pięknie, całkiem odebrał jej jakiekolwiek chęci na kontynuacje nauki z tego przedmiotu, dzisiaj oczywiście.
- Ty masz jakieś konkretne plany już? - spytała odruchowo, rzecz jasna mając na myśli pracę. Już od VI roku zaczynają się poważne rozmowy na temat przyszłości etc etc... uh. Kayleigh jak na razie wiedziała jedynie że nie da rady pracować przez całe życie za biurkiem, wypełniając papierki. Zdecydowanie przydałoby się jej coś bardziej ruchliwego.
Kay popatrzyła na ślizgona z dezaprobatą i wywróciła oczami - aż tak dziwne? - rzuciła raczej retorycznie, bo rzeczywiście to płeć damska była postrzegana jako ta lubująca się w plotkach. Z tym jednak też nie do końca mogła się zgodzić - jak z resztą z każdym takim 'uogólnianiem'. Znała w końcu wystarczająco wielu chłopaków, którzy potrafią wymyślić takie historie, że każda dziewczyna by się zawstydziła.
Całkiem niepotrzebnie Giotto odebrał głaskanie po nodze jako gest znaczący...cokolwiek. W końcu jej chodziło jedynie o sprowokowanie tych wszystkich wlepiających w nich oczy ludzi. Jak już zaczęli gadać to i tak będą, więc niech przynajmniej jest z tego jakiś ubaw.
- Ależ skąd - zaprzeczyła z pokrętnym uśmiechem - czyli rozumiem, że po prostu całą swoją postawą chcesz mi pokazać że nie jestem mile widziana? - spytała, lecz zamiast jakiegoś zawodu czy smutku, ponownie w jej głosie było słychać nutkę rozbawienia. Coś dobry humor miała. Bez względu przecież na odpowiedź chłopaka, ona i tak tutaj zostanie, przynajmniej przez jeszcze jakiś czas.
- Zielarstwo? Mam wielką nadzieję, że nie. - odpowiedziała zdecydowanie, patrząc na niego tym razem jak... na idiotę. No bo kto do cholery może lubić babranie się w ziemi, badając korzenie jakiejś upierdliwej roślinki, próbującej pożreć twoje włosy? No właśnie, nikt normalny - oprócz Historii Magii niczego tak nie trawię - dodała, patrząc z niesmakiem na książkę. No i pięknie, całkiem odebrał jej jakiekolwiek chęci na kontynuacje nauki z tego przedmiotu, dzisiaj oczywiście.
- Ty masz jakieś konkretne plany już? - spytała odruchowo, rzecz jasna mając na myśli pracę. Już od VI roku zaczynają się poważne rozmowy na temat przyszłości etc etc... uh. Kayleigh jak na razie wiedziała jedynie że nie da rady pracować przez całe życie za biurkiem, wypełniając papierki. Zdecydowanie przydałoby się jej coś bardziej ruchliwego.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sob Maj 09, 2015 8:27 pm
Czyli Kay, tak samo jak Giotto miała w mniejszym lub większym stopniu wyjebane w to, co się dzieje obecnie w Hogwarcie. Tak to niestety jest, spotkała się banda indywidualistów, każdy myślał, że jest lepszy do drugiego i nagle bęc. Zaczęli się pojedynkować, a jako, że poziom był w miarę równy, to tak jakby los, jakiś rzut kostką zadecydował o tym kogo Szakal ma kill him, a kogo Szakal ma nie kill him. Jakie życie taki rap. Jak nie miałeś szczęścia za życia, to i w pojedynku magicznym ten plus będzie po stronie przeciwnika. Szkoda, że już ten kto tam zginął, nie zdąży się niczego dowiedzieć.
Na pytanie retoryczne chłopak nie udzielił odpowiedzi, jak mówi sama zasada tego zjawiska językowo-werbalnego. Kobiety były, są i zawsze będą takimi żyjątkami, które będą przejmować się opinią innych i w razie czego, będą plotkować na temat kogokolwiek, gdziekolwiek i z kimkolwiek. Taka już ich natura. Jak facet ma być cichy, to kobieta musi gadać za ich oboje.
- Można tak to ująć. - potwierdził jej teorię o niechcianej obecności Kay w tym pomieszczeniu. Złe, niegrzeczne czy niekulturalne, bez znaczenia, mówił prawdę, przesadnie szczerą momentami. Nie żeby czuł jakąś nienawiść w stronę Phate, on po prostu tak reagował na ludzi. Nikt mu nie był potrzebny, z nikim się nie trzymał, nikt mu nie pomagał, nikt się nim nie interesował. Dzięki temu był niezależny, samowystarczalny, wszystko zawdzięczał samemu sobie i miał spokój. Owszem, miało to też swoje złe strony takie jak samotność, brak zrozumienia czy brak wsparcia. Przez lata jednak nauczył się z tym żyć, dzięki czemu teraz jest kim jest. On jest z tego dumny, większość jednak postrzega go jako odludka. W sumie... wyjebane w to jak go postrzegają.
Wsłuchał się w miarę w odpowiedź na swoje pytanie i skwitował to wszystko małym westchnięciem. W kwestii Historii Magii by z nią polemizował, bo był to przedmiot równie nudny, co wcześniej wspomniane zielarstwo. Nero chodził na nie tylko po to, by mieć ogólne pojęcie i być dobry we wszystkim. Zielarstwo i znajomość historii może mu kiedyś pomóc, nie ważne w jak trudnej sytuacji by nie był. Zawsze znajdzie się jakieś zioło, bądź jakiś czarodziej lub czarownica, którzy byli w pułapce, a jednak się wydostali. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Albo będę się opierdalać za biurkiem, albo będę ścigać czarnych magów. - albo będzie wycinać w pień wszystkich tych, którzy choć w minimalnym stopniu przyczynili się do śmierci jego brata. Ale przecież nikomu o tym nie powie. Mało kto zna ten epizod z życia rodziny Nero, a przynajmniej z obecnych uczniów Hogwartu. Ministerstwo, absolwenci i inni ludzie powiązani kiedyś z Hogwartem bądź Departamentem Tajemnic mają dużo więcej wiedzy na temat śmierci Alaude. Tak to jest niestety gdy młodszy brat traci idola, albo zamyka się w sobie, albo szuka teorii spiskowych. Albo i jedno i drugie.
- Do ciebie pasuje zdecydowanie ta druga opcja. Może kiedyś popracujemy razem nad jakąś szajką tępych czarodziejów. No chyba, że będziesz chciała stać się jedną z tych księżniczek ciemności. Wtedy będę musiał Cię załatwić, o ile nie będę wtedy palił cygar z nogami rozwalonymi na biurku. - zebrało mu się na śmieszkowanie, co było dosyć dziwne. Nie żeby się uśmiechnął, czy zaśmiał, ale starał się chyba być zabawny(?). Nadzwyczaj dobrze konwersowało mu się z szatynką, więc trzeba było jeszcze pociągnąć kilka tematów. Może dowie się czegoś ciekawego o swojej współlokatorce z jednego domu?
Na pytanie retoryczne chłopak nie udzielił odpowiedzi, jak mówi sama zasada tego zjawiska językowo-werbalnego. Kobiety były, są i zawsze będą takimi żyjątkami, które będą przejmować się opinią innych i w razie czego, będą plotkować na temat kogokolwiek, gdziekolwiek i z kimkolwiek. Taka już ich natura. Jak facet ma być cichy, to kobieta musi gadać za ich oboje.
- Można tak to ująć. - potwierdził jej teorię o niechcianej obecności Kay w tym pomieszczeniu. Złe, niegrzeczne czy niekulturalne, bez znaczenia, mówił prawdę, przesadnie szczerą momentami. Nie żeby czuł jakąś nienawiść w stronę Phate, on po prostu tak reagował na ludzi. Nikt mu nie był potrzebny, z nikim się nie trzymał, nikt mu nie pomagał, nikt się nim nie interesował. Dzięki temu był niezależny, samowystarczalny, wszystko zawdzięczał samemu sobie i miał spokój. Owszem, miało to też swoje złe strony takie jak samotność, brak zrozumienia czy brak wsparcia. Przez lata jednak nauczył się z tym żyć, dzięki czemu teraz jest kim jest. On jest z tego dumny, większość jednak postrzega go jako odludka. W sumie... wyjebane w to jak go postrzegają.
Wsłuchał się w miarę w odpowiedź na swoje pytanie i skwitował to wszystko małym westchnięciem. W kwestii Historii Magii by z nią polemizował, bo był to przedmiot równie nudny, co wcześniej wspomniane zielarstwo. Nero chodził na nie tylko po to, by mieć ogólne pojęcie i być dobry we wszystkim. Zielarstwo i znajomość historii może mu kiedyś pomóc, nie ważne w jak trudnej sytuacji by nie był. Zawsze znajdzie się jakieś zioło, bądź jakiś czarodziej lub czarownica, którzy byli w pułapce, a jednak się wydostali. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Albo będę się opierdalać za biurkiem, albo będę ścigać czarnych magów. - albo będzie wycinać w pień wszystkich tych, którzy choć w minimalnym stopniu przyczynili się do śmierci jego brata. Ale przecież nikomu o tym nie powie. Mało kto zna ten epizod z życia rodziny Nero, a przynajmniej z obecnych uczniów Hogwartu. Ministerstwo, absolwenci i inni ludzie powiązani kiedyś z Hogwartem bądź Departamentem Tajemnic mają dużo więcej wiedzy na temat śmierci Alaude. Tak to jest niestety gdy młodszy brat traci idola, albo zamyka się w sobie, albo szuka teorii spiskowych. Albo i jedno i drugie.
- Do ciebie pasuje zdecydowanie ta druga opcja. Może kiedyś popracujemy razem nad jakąś szajką tępych czarodziejów. No chyba, że będziesz chciała stać się jedną z tych księżniczek ciemności. Wtedy będę musiał Cię załatwić, o ile nie będę wtedy palił cygar z nogami rozwalonymi na biurku. - zebrało mu się na śmieszkowanie, co było dosyć dziwne. Nie żeby się uśmiechnął, czy zaśmiał, ale starał się chyba być zabawny(?). Nadzwyczaj dobrze konwersowało mu się z szatynką, więc trzeba było jeszcze pociągnąć kilka tematów. Może dowie się czegoś ciekawego o swojej współlokatorce z jednego domu?
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Nie Maj 10, 2015 3:21 am
Ogólnie dom Salazara był chyba królestwem indywidualistów, mniejszych lub większych, i jedynie Ravenclaw mógł pod tym względem konkurować. Bo kto przecież bardziej by się miał odseparowywać od reszty, niż przejedzony ambicją maniak, potrafiący dla swojego tryumfu zdradzić najbliższe osoby, byleby wspiąć się jak najwyżej. Po trupach do celu. Tak, zdecydowanie uczniowie domu węża byli chodzącymi indywiduami. Jeśli chcesz, możesz się z którymś z nich zaprzyjaźnić, zaufać, ale tak bezgranicznie? To raczej byłoby skrajną głupotą.
Odpowiedź ślizgona nie była ponownie niczym zaskakującym, jakimś zwrotem akcji, co jednak w tym momencie było całkiem miło widziane. W końcu rzeczywiście całkiem miło zaczynało im się rozmawiać, na swój sposób, więc po co mieliby zmieniać swoje dotychczasowe zachowania. A to zdanie z ust chłopaka było chyba typowo nerowskie.
- Tego się właśnie spodziewałam - stwierdziła w odpowiedzi, czyżby nieco zgryźliwie? Sugerując wręcz brak nieprzewidywalności, co zapewne i tak nieszczególnie ruszy ślizgona. Kay nie lubiła jednak niespodzianek. Może to i dziwne, ale na prawdę nie reagowała wyszczerzem na pół twarzy, gdy ktoś kazał jej zamknąć oczy i prowadził w nieznane miejsce w też nieznanym celu... jak się to ujmie w ten jej sposób myślenia, to aż dziwne, że ktokolwiek mógłby to lubić. Złe wspomnienia z dzieciństwa, gdy jako niewinne i naiwne dziecko dała się wrobić w głupi żart niestety pozostawały wystarczająco mocne, by nadal nosić w sobie uraz.
- Auror? - spytała, nie kryjąc lekkiego zdziwienia. W sumie jakoś nie pasował jej do tej roli. Jeżeli z ich dwójki ktoś miałby stać się w przyszłości mhrrocznym czarnoksiężnikiem, którego trzeba wsadzić za kratki Azkabanu, to raczej Giotto przebijał Kayleigh na głowę.
Twarzy chłopaka nie rozjaśnił ani na moment cień uśmiechu, ale słowa mimo wszystko spowodowały, że Kay parsknęła krótkim śmiechem.
- Nie wiem czy nadawałbyś się do współpracy z kimkolwiek - powiedziała szczerze, unosząc porozumiewawczo brwi. No bo on...? - jeżeli jednak jakimś cudem by do tego doszło, to chętnie. - uau, przyjęła ofertę. Cóż za zobowiązanie Phate.
- Nie zamierzałam być żadną Panią Mhroku, ale w sumie jeśli ty miałbyś mnie ścigać, to żeby było ciekawiej postawię na postać podwójnego agenta - mrugnęła do ślizgona, obdarzając go zadziornym uśmiechem. Tak tylko się droczyła oczywiście, bo przecież nikim takim stawać się nie zamierzała. Tak na prawdę jakiś zalążek planów na przyszłość nawet miała i prawdę mówiąc, nie zawierał on w sobie większej współpracy z kimkolwiek spośród ludzi.
Odpowiedź ślizgona nie była ponownie niczym zaskakującym, jakimś zwrotem akcji, co jednak w tym momencie było całkiem miło widziane. W końcu rzeczywiście całkiem miło zaczynało im się rozmawiać, na swój sposób, więc po co mieliby zmieniać swoje dotychczasowe zachowania. A to zdanie z ust chłopaka było chyba typowo nerowskie.
- Tego się właśnie spodziewałam - stwierdziła w odpowiedzi, czyżby nieco zgryźliwie? Sugerując wręcz brak nieprzewidywalności, co zapewne i tak nieszczególnie ruszy ślizgona. Kay nie lubiła jednak niespodzianek. Może to i dziwne, ale na prawdę nie reagowała wyszczerzem na pół twarzy, gdy ktoś kazał jej zamknąć oczy i prowadził w nieznane miejsce w też nieznanym celu... jak się to ujmie w ten jej sposób myślenia, to aż dziwne, że ktokolwiek mógłby to lubić. Złe wspomnienia z dzieciństwa, gdy jako niewinne i naiwne dziecko dała się wrobić w głupi żart niestety pozostawały wystarczająco mocne, by nadal nosić w sobie uraz.
- Auror? - spytała, nie kryjąc lekkiego zdziwienia. W sumie jakoś nie pasował jej do tej roli. Jeżeli z ich dwójki ktoś miałby stać się w przyszłości mhrrocznym czarnoksiężnikiem, którego trzeba wsadzić za kratki Azkabanu, to raczej Giotto przebijał Kayleigh na głowę.
Twarzy chłopaka nie rozjaśnił ani na moment cień uśmiechu, ale słowa mimo wszystko spowodowały, że Kay parsknęła krótkim śmiechem.
- Nie wiem czy nadawałbyś się do współpracy z kimkolwiek - powiedziała szczerze, unosząc porozumiewawczo brwi. No bo on...? - jeżeli jednak jakimś cudem by do tego doszło, to chętnie. - uau, przyjęła ofertę. Cóż za zobowiązanie Phate.
- Nie zamierzałam być żadną Panią Mhroku, ale w sumie jeśli ty miałbyś mnie ścigać, to żeby było ciekawiej postawię na postać podwójnego agenta - mrugnęła do ślizgona, obdarzając go zadziornym uśmiechem. Tak tylko się droczyła oczywiście, bo przecież nikim takim stawać się nie zamierzała. Tak na prawdę jakiś zalążek planów na przyszłość nawet miała i prawdę mówiąc, nie zawierał on w sobie większej współpracy z kimkolwiek spośród ludzi.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Nie Maj 10, 2015 8:49 pm
Więc mamy tutaj kolejny przykład dobitnego ukazania przewagi dystansu i indywidualizmu nad przyjaźnią i zaufaniem. Gdy masz do wszystkiego dystans, łatwiej żyć, gdy robisz wszystko samemu, jedyne co Cię ogranicza, jesteś ty sam, gdy masz przyjaciół i darzysz ich zaufaniem, możesz albo mieć wsparcie, albo dostać nóż w plecy i się nie pozbierać. W domu Salazara było to szczególnie częste zjawisko. Nie dość, że było tu więcej hierarchii niż przyjaźni, to jeszcze nawet gdy już się z kimś skumplowałeś, było podwójne ryzyko zdrady. Każdy wykorzysta twój najsłabszy moment, nawet przyjaciel, który zapewne czai się na tą samą pozycję co ty. Tak jest w stadach zwierząt, tak jest w sferach władzy, tak jest też w zwyczajnej klasie czy dormitorium. Nie można o tym zapominać.
Owszem, mogło być to zaskakujące. Giotto ewidentnie nie pasował do postaci aurora, jeśli już miał pracować jako jakiś avenger, to tylko sam, w jakiejś niezależnej organizacji, która nie zawsze działa zgodnie z magicznym prawem ustanowionym przez władze. To było coś dla Nero, ale dopiero wtedy, gdy uporządkuje wszystkie sprawy związane ze śmiercią brata.
- Prędzej auror, niż ogrodnik. - skwitował szybko i bez jakichkolwiek emocji na twarzy. A nie, jakaś jednak była. Było to znudzenie materiałem, zdecydowanie. Wiele osób już mówiło mu, że prędzej to jego będą ścigać, niż on to będzie robić. A on jednak na przekór wszystkim niedowiarkom, będzie działać solo, a czy będzie to sprawa dobra czy zła, zależy tylko i wyłącznie od jednego momentu w życiu, a przynajmniej, tak mu się zdaje.
- Wbrew pozorom jestem dobrym partnerem w robocie. Zawsze robię swoje. - zabrzmiał jak jakaś angielska mafia, czy coś w tym stylu. Niemniej jednak, wyszło mu to bardzo dobrze, aktorstwo poziom ekstra-super-Nero. Westchnął lekko, przeciągając się na sofie. Trochę mu się niewygodnie zrobiło, więc poprawił sobie nogi, podnosząc lekko do góry Kay w czasie ich przenoszenia. Cóż, taki efekt tego, że siedziała na nich w pewnym sensie.
- Ile czasu już tu siedzimy? - stracił rachubę, więc spytał.
Owszem, mogło być to zaskakujące. Giotto ewidentnie nie pasował do postaci aurora, jeśli już miał pracować jako jakiś avenger, to tylko sam, w jakiejś niezależnej organizacji, która nie zawsze działa zgodnie z magicznym prawem ustanowionym przez władze. To było coś dla Nero, ale dopiero wtedy, gdy uporządkuje wszystkie sprawy związane ze śmiercią brata.
- Prędzej auror, niż ogrodnik. - skwitował szybko i bez jakichkolwiek emocji na twarzy. A nie, jakaś jednak była. Było to znudzenie materiałem, zdecydowanie. Wiele osób już mówiło mu, że prędzej to jego będą ścigać, niż on to będzie robić. A on jednak na przekór wszystkim niedowiarkom, będzie działać solo, a czy będzie to sprawa dobra czy zła, zależy tylko i wyłącznie od jednego momentu w życiu, a przynajmniej, tak mu się zdaje.
- Wbrew pozorom jestem dobrym partnerem w robocie. Zawsze robię swoje. - zabrzmiał jak jakaś angielska mafia, czy coś w tym stylu. Niemniej jednak, wyszło mu to bardzo dobrze, aktorstwo poziom ekstra-super-Nero. Westchnął lekko, przeciągając się na sofie. Trochę mu się niewygodnie zrobiło, więc poprawił sobie nogi, podnosząc lekko do góry Kay w czasie ich przenoszenia. Cóż, taki efekt tego, że siedziała na nich w pewnym sensie.
- Ile czasu już tu siedzimy? - stracił rachubę, więc spytał.
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Pon Maj 11, 2015 7:02 am
Tak, to była chyba największa wada domu węża, przynajmniej według Kayleigh. W zasadzie każdy z domów miał swoje wady, tak samo jak i zalety. Właśnie dlatego też ślizgonka miała raczej dość nietypowe podejście do tego całego podziału według domów. Nie, żeby zaraz widziała się jako puchoniaka czy broń Salazarze gryfona, jednak według niej każdy ma w sobie cechy innych domów, mniej lub bardziej odkryte, a niektóre wręcz nawet ukryte gdzieś głęboko w sobie. Z tego samego też powodu nie rozumiała tej całej nienawiści między niektórymi domami.. sama gdy kogoś poznawała nie zwracała na to większej uwagi. Nie wstydziła się nawet wśród swoich domowników (lub szczególnie!) faktu, że większa część jej znajomych jest właśnie spoza Slytherinu. Może nawet wiązało się to właśnie z tym wbijaniem sobie noża w plecy, z tą całą zieloną hierarchią.
Na jego odpowiedź wzruszyła jedynie ramionami w zgodzie. Stłumiła w sobie śmiech, co mogło zostać dostrzeżone jedynie przez nikły uśmiech błądzący po jej ustach. Giotto Nero - Ogrodnik. No kto by się nie zaśmiał?!
- W to nie wątpię. Wyglądasz na sumiennego, zdecydowanie - zgodziła się, lustrując go uważnym spojrzeniem jasnych oczu, jakby chciała się jeszcze upewnić w swoich słowach. Tak, definitywnie z tą całą swoją powagą i aurą tajemniczości(?) mógł sprawiać takie wrażenie, co w tematach współpracy i sumienności było zdecydowanie pomocne. A tak skoro przy temacie... na twarzy ślizgonki pojawił się cwany uśmiech
- Dobrze wiedzieć, skoro zbliża się projekt z eliksirów - rzuciła pod nosem, nie zamierzając nawet ukryć wyrazu twarzy. To byłby nawet dobry pomysł, o ile oczywiście Giotto w ogóle podzieli jej zdanie. Zresztą, świat się jej nie zawali, tak akurat skojarzyła fakty, a mogłoby być to interesujące. Choć z drugiej strony, musieliby spędzić zdecydowanie więcej czasu ze sobą po lekcjach... a to już nie wiedziała czy jest dobrym pomysłem. Ale wracając do rozmowy.
- Sporo. Zgłodniałam - stwierdziła marszcząc brwi i rozglądając się po pomieszczeniu, które zdążyło już opustoszeć. Uniosła się nieco aby ułatwić mu poprawienie pozycji i zerknęła na chłopaka oczekująco, czy to jego zdanie i wiercenie się oznaczało że będzie wstawał.
Na jego odpowiedź wzruszyła jedynie ramionami w zgodzie. Stłumiła w sobie śmiech, co mogło zostać dostrzeżone jedynie przez nikły uśmiech błądzący po jej ustach. Giotto Nero - Ogrodnik. No kto by się nie zaśmiał?!
- W to nie wątpię. Wyglądasz na sumiennego, zdecydowanie - zgodziła się, lustrując go uważnym spojrzeniem jasnych oczu, jakby chciała się jeszcze upewnić w swoich słowach. Tak, definitywnie z tą całą swoją powagą i aurą tajemniczości(?) mógł sprawiać takie wrażenie, co w tematach współpracy i sumienności było zdecydowanie pomocne. A tak skoro przy temacie... na twarzy ślizgonki pojawił się cwany uśmiech
- Dobrze wiedzieć, skoro zbliża się projekt z eliksirów - rzuciła pod nosem, nie zamierzając nawet ukryć wyrazu twarzy. To byłby nawet dobry pomysł, o ile oczywiście Giotto w ogóle podzieli jej zdanie. Zresztą, świat się jej nie zawali, tak akurat skojarzyła fakty, a mogłoby być to interesujące. Choć z drugiej strony, musieliby spędzić zdecydowanie więcej czasu ze sobą po lekcjach... a to już nie wiedziała czy jest dobrym pomysłem. Ale wracając do rozmowy.
- Sporo. Zgłodniałam - stwierdziła marszcząc brwi i rozglądając się po pomieszczeniu, które zdążyło już opustoszeć. Uniosła się nieco aby ułatwić mu poprawienie pozycji i zerknęła na chłopaka oczekująco, czy to jego zdanie i wiercenie się oznaczało że będzie wstawał.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sro Maj 13, 2015 9:00 pm
Według Giotto, podziały również były czym starym, niemodnym i niepotrzebnym. W gruncie rzeczy, chodziło tylko o to, by określić mniej więcej predyspozycje danego ucznia, przydzielić go jakiejś konkretnej grupie, do której mu najbliżej i starać się stworzyć tam jakąś społeczność. Czysta, brudna czy półkrwi, kogo to obchodzi? Jeśli ktoś brudnej krwi ma większy potencjał magiczny, niż ktoś krwi czystej, to znak, że następuje ewolucja i nie ma co trwać w stagnacji. Trzeba zaakceptować fakt większego rozeznania mugoli, większej ingerencji ludzi obdarzonych magiczną mocą z zewnątrz, jak również trzeba mieć na uwadze to, by nie stracić nic z tradycji, która w kodeksie czarodziejów ma bogatą historię. Tymi postulatami jest mu rzeczywiście bliżej do Ravenclaw, niż do Slytherinu i to też tiara przydziału powiedziała mu w czasie ceremonii, jednakże cechy charakteru przeważyły szalę na korzyść zielonych. Idee za nic się mają, jeśli nie stoi za nimi ktoś, kto będzie do nich dążyć. A Nero idee ma gdzieś, jemu zależy tylko na jednym. Stąd też Slytherin, nie Ravenclaw.
Co mu się stało, że próbował być przez krótką chwilę zabawny? Nikt nie wie, w gruncie rzeczy mógł to być jego zwykły kaprys. Nie musiało to zależeć od jakiegokolwiek czynnika, aczkolwiek zwolennicy teorii spiskowych opowiadali by się już za tym, że Giotto "luuuuubi" Kayleigh i dlatego stara się podświadomie ją rozbawić. Możliwe, że coś w tym było, jednakże jest to jedna z ich pierwszych rozmów, więc ciężko wyciągnąć jakieś konkretne wnioski, przynajmniej z perspektywy samego uczestnika tych zdarzeń, jakim jest Nero.
Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust, pierwszy raz w czasie tej rozmowy, gdy usłyszał jej wspomnienie projektu z eliksirów.
- Ten projekt jest banalny, tylko ktoś naprawdę tępy nie zrobiłby tego sam. - z tym można było się trochę kłócić. On miał bardzo dobre oceny z eliksirów, więc czuł się jak prawdziwy boss, inni mieli predyspozycje w zupełnie innych częściach magicznego szkolenia i mogliby sobie nie dać razy z zadaniem przydzielonym przez Slughorna. Z drugiej strony, praca z Phate? To mogłoby zahaczyć nawet o wybitny, a wybitny u Slughorna = chlejemy całą noc. Pojawia się jednak trzeci aspekt - współpraca na ich linii nie mogłaby wyglądać dobrze, bez znaczenia jak bardzo się lubią, czy też po prostu szanują.
- Właśnie widzę... - ułożył się wygodnie w podobnej do poprzedniej pozycji leżącej i ziewnął lekko, patrząc przy okazji na zegar. Istotnie było już późno, Ślizgonów w pokoju wspólnym ubywało, a oni dalej siedzieli. Znaczy on to tak konkretniej leżał, ona siedziała na nim. Koniec końców zostali jednymi z nielicznych mocnych, którzy mają jeszcze ochotę pogapić się na kominek.
- Teraz mi się chce spać dwa razy bardziej... - ziewnął po raz kolejny. Skoro dwa razy, to teraz wychodzi, że ma ośmiokrotną chęć na sen, bo wcześniej tylko czterokrotna była. To znaczy, że niedługo trzeba będzie odlecieć do krainy skaczących serników bez rodzynek. No chyba, że szatynka znowu go jakoś zagada, wtedy może to się przedłużyć. O ile? To już zależy od samej rozmowy.
Co mu się stało, że próbował być przez krótką chwilę zabawny? Nikt nie wie, w gruncie rzeczy mógł to być jego zwykły kaprys. Nie musiało to zależeć od jakiegokolwiek czynnika, aczkolwiek zwolennicy teorii spiskowych opowiadali by się już za tym, że Giotto "luuuuubi" Kayleigh i dlatego stara się podświadomie ją rozbawić. Możliwe, że coś w tym było, jednakże jest to jedna z ich pierwszych rozmów, więc ciężko wyciągnąć jakieś konkretne wnioski, przynajmniej z perspektywy samego uczestnika tych zdarzeń, jakim jest Nero.
Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust, pierwszy raz w czasie tej rozmowy, gdy usłyszał jej wspomnienie projektu z eliksirów.
- Ten projekt jest banalny, tylko ktoś naprawdę tępy nie zrobiłby tego sam. - z tym można było się trochę kłócić. On miał bardzo dobre oceny z eliksirów, więc czuł się jak prawdziwy boss, inni mieli predyspozycje w zupełnie innych częściach magicznego szkolenia i mogliby sobie nie dać razy z zadaniem przydzielonym przez Slughorna. Z drugiej strony, praca z Phate? To mogłoby zahaczyć nawet o wybitny, a wybitny u Slughorna = chlejemy całą noc. Pojawia się jednak trzeci aspekt - współpraca na ich linii nie mogłaby wyglądać dobrze, bez znaczenia jak bardzo się lubią, czy też po prostu szanują.
- Właśnie widzę... - ułożył się wygodnie w podobnej do poprzedniej pozycji leżącej i ziewnął lekko, patrząc przy okazji na zegar. Istotnie było już późno, Ślizgonów w pokoju wspólnym ubywało, a oni dalej siedzieli. Znaczy on to tak konkretniej leżał, ona siedziała na nim. Koniec końców zostali jednymi z nielicznych mocnych, którzy mają jeszcze ochotę pogapić się na kominek.
- Teraz mi się chce spać dwa razy bardziej... - ziewnął po raz kolejny. Skoro dwa razy, to teraz wychodzi, że ma ośmiokrotną chęć na sen, bo wcześniej tylko czterokrotna była. To znaczy, że niedługo trzeba będzie odlecieć do krainy skaczących serników bez rodzynek. No chyba, że szatynka znowu go jakoś zagada, wtedy może to się przedłużyć. O ile? To już zależy od samej rozmowy.
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Nie Maj 17, 2015 2:26 am
Cóż, Kayleigh zdecydowanie nie żałowała swojego wyboru, co do dołączenia w Pokoju Wspólnym do Giotto. Ostatnio jakoś nie miała szczęścia co do trafiania na rozmówców, przez co też bo ostatnim 'incydencie' stwierdziła, że najprawdopodobniej zamknie się w sobie i przestanie w ogóle z kimkolwiek rozmawiać. A tu taka miła odmiana. Zapewne ten ślizgon by się zdziwił, że właśnie w ten sposób to dziewczyna widzi, lecz co tu dużo pisać. Dobrze się im rozmawiało, nawet zakrawało to chwilami o "żarty", a sama rozmowa miała jakiś sens. Nie to co z niektórymi.
Czy on na prawdę myślał, że mierzyła tak nisko? Rzeczywiście na zajęciach, czy poza nimi, Giotto nie zwracał za bardzo na nikogo uwagi. Szatynka posłała u zdegustowane spojrzenie i westchnęła
- Wiem Nero. Dlatego mówię o tym dodatkowym. Ma dłuższy termin i raczej nie nadaje się do robienia w pojedynkę, a zamierzam się za niego zabrać - wyjaśniła - ale nieważne - dodała ciszej, w sumie sama nie wiedząc czemu. W końcu nie musi być to koniecznie Giotto i nie chciała wyjść na jakąś zdesperowaną. Jednak robienie akurat z nim tego projektu dałoby im rzeczywiście o wiele większe pole do popisu. Eliksiry były jednym z najbardziej ulubionych przez Kay przedmiotów, zaraz obok astronomii, run czy OPCM, więc oczywiste według niej było, że była z nich dobra. W końcu tak przecież dzieliła przedmioty - na te interesujące, którym poświęcała bardzo dużo czasu i nigdy nie pozwalała sobie na zaległości oraz te beznadziejnie nudne, jak chociażby historia magii czy zielarstwo. Im za to poświęcała jedynie tyle uwagi, ile było trzeba by zaliczyć przedmiot... zapewne był to jeden z głównych powodów, dla których nie miała szans u krukonów. Zdecydowanie.
Przez chwilę panowała cisza, która jakoś bardzo Kayleigh nie przeszkadzała. Nie miała ochoty jednak iść spać, rzadko kiedy chodziła wcześnie spać. Jednak jeśli chodziło o wstawanie rano... no cóż, jeśli już musiała, to nie zachęcała do rozmowy przez co najmniej pierwszą godzinę. Biada temu, kto śmiał próbować ją zagadać wtedy, gdy ona jeszcze była w trakcie "rozbudzania się".
- Dlaczego zostałeś kapitanem drużyny? - spytała nagle z zainteresowaniem unosząc brew i wbijając w chłopaka przeszywające spojrzenie, jakby chciała odczytać odpowiedź zanim nawet ją wypowie lub odkryć czy mówi prawdę. To było dla niej dość dziwne... nie ze względu na watpienie w umiejętności śliszgona. Przynajmniej nie w te miotlarskie...
Czy on na prawdę myślał, że mierzyła tak nisko? Rzeczywiście na zajęciach, czy poza nimi, Giotto nie zwracał za bardzo na nikogo uwagi. Szatynka posłała u zdegustowane spojrzenie i westchnęła
- Wiem Nero. Dlatego mówię o tym dodatkowym. Ma dłuższy termin i raczej nie nadaje się do robienia w pojedynkę, a zamierzam się za niego zabrać - wyjaśniła - ale nieważne - dodała ciszej, w sumie sama nie wiedząc czemu. W końcu nie musi być to koniecznie Giotto i nie chciała wyjść na jakąś zdesperowaną. Jednak robienie akurat z nim tego projektu dałoby im rzeczywiście o wiele większe pole do popisu. Eliksiry były jednym z najbardziej ulubionych przez Kay przedmiotów, zaraz obok astronomii, run czy OPCM, więc oczywiste według niej było, że była z nich dobra. W końcu tak przecież dzieliła przedmioty - na te interesujące, którym poświęcała bardzo dużo czasu i nigdy nie pozwalała sobie na zaległości oraz te beznadziejnie nudne, jak chociażby historia magii czy zielarstwo. Im za to poświęcała jedynie tyle uwagi, ile było trzeba by zaliczyć przedmiot... zapewne był to jeden z głównych powodów, dla których nie miała szans u krukonów. Zdecydowanie.
Przez chwilę panowała cisza, która jakoś bardzo Kayleigh nie przeszkadzała. Nie miała ochoty jednak iść spać, rzadko kiedy chodziła wcześnie spać. Jednak jeśli chodziło o wstawanie rano... no cóż, jeśli już musiała, to nie zachęcała do rozmowy przez co najmniej pierwszą godzinę. Biada temu, kto śmiał próbować ją zagadać wtedy, gdy ona jeszcze była w trakcie "rozbudzania się".
- Dlaczego zostałeś kapitanem drużyny? - spytała nagle z zainteresowaniem unosząc brew i wbijając w chłopaka przeszywające spojrzenie, jakby chciała odczytać odpowiedź zanim nawet ją wypowie lub odkryć czy mówi prawdę. To było dla niej dość dziwne... nie ze względu na watpienie w umiejętności śliszgona. Przynajmniej nie w te miotlarskie...
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Czw Maj 21, 2015 8:26 pm
Czy Giotto mógł powiedzieć to samo? Samego spotkania raczej nie żałuje, jednakże on tak czy siak nie miał wyboru. Pojawiła się nagle, znikąd, gdy tylko nadarzyła się okazja by mu przeszkodzić w odpoczynku przy kominku (rymy są fajne). Co by nie mówić, nie był jakoś specjalnie zły na te kilkadziesiąt minut rozmowy. Z początku mógł się wydawać oschły i niechętnie nastawiony, i taki w rzeczywistości był, jednakże z biegiem sekund stawał się co raz bardziej znośny, a raczej Kay po prostu zaakceptowała jego podejście, zachowanie i styl bycia. Prawdę mówiąc, tylko takie osoby jak ona - uparte i wiedzące czego chcą, są w stanie zainteresować sobą w jakiś sposób Giotto. Metody może i były niekonwencjonalne, momentami niegrzeczne, ale efekt uzyskała. Rozmawiają już długo, zdecydowanie za długo jak na "pierwszy raz".
Sprawa projektu wróciła jak bumerang, przez moment nie zrozumiał jej przekazu i najwidoczniej - uraził ją. Panna Phate zdecydowanie mierzyła wyżej, niż zwykłe zaliczenie przedmiotu. Znał jej możliwości, w końcu wielokrotnie był z nią na eliksirach, widział co potrafi wykminić w kociołku. To było do przewidzenia, że szatynka mówi o dodatkowym projekcie, o tym, którzy może podnieść jej ocenę semestralną, ewentualnie końcoworoczną. Była ambitna, to było po niej widać. Może współpraca to nie jest taki zły pomysł?
- Myślałem trochę nad tym projektem i w gruncie rzeczy... teraz wydaje się być bardziej przystępny. - powiedział zastanawiająco. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałby na to czasu. Quidditch, zaliczenia z innych przedmiotów, sprawa brata, no i przyszłe egzaminy na kolejne pasy karate i taekwondo. Musiał się do tego wszystkiego przygotowywać, trenować tygodniami i przez to miał mniej czasu. Teraz gdy Quiddtich ogranicza się tylko do jego obecności na treningu, bez żadnych planów taktycznych, bez rozmyślenia nad kolejną strategią, dodatkowa praca z eliksirów jest w zasięgu ręki. Ponadto teraz ma kto mu w tym pomóc, więc i obowiązków będzie mniej, niż gdyby miał to robić w pojedynkę.
Kolejne pytanie zbiło go trochę z tropu.
- Żeby dziewczyny za mną szalały. - ten tekst aż ociekał sarkazmem. Owszem, pytanie było sensowne, ale jednak włączył mu się w głowie jakiś neuron, odpowiadający za bycie wrednym, co zdarzało się rzadko, aczkolwiek miało miejsce czasem. Przeważnie był przesadnie szczery, ale tym razem kłamał jak najęty, o czym świadczył ton jego wypowiedzi.
- Quidditch jest moją jedyną odskocznią od problemów. Uwielbiam sport, w świecie magów uprawia się go dużo mniej, niż w świecie mugoli, więc chcąc nie chcąc musiałem wybrać Quidditcha. A jako, że nie lubię przegrywać, zostałem również kapitanem. Zrezygnowałem jednak z tego, gdyż tak naprawdę zależy mi na samej grze, nie na drużynie. - nie zaszkodziło w tym momencie uchylić rąbka tego, co siedzi w jego głowie. Wszakże trochę jej się zwierzył teraz i wyjawił motywy, jakie nim kierowały podczas obejmowania posady kapitana. Teraz jednak, gdy rządzi Regulus, a Nero jest zwyczajnym ścigającym, wystarczy cieszyć się samym Quidditchem. W końcu o to w tym chodzi - i love this game.
W pewnym momencie wystrzelił jak poparzony i podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając oczy. Przez chwilę zachowywał się jakby ktoś jebnął go mocno w brzuch, jednakże po chwili już się ogarnął i otworzył oczy, mrugając nimi kilkunastokrotnie. Barwa jego tęczówki właśnie się zmieniła, jeszcze kilka sekund wcześniej były brązowe, teraz są zielone jak herb Slytherinu. Tym razem było to o wiele boleśniejsze niż zazwyczaj, przeważnie w ogóle tego nie odczuwał, teraz chyba oberwał za te wszystkie mutacje z ostatniego miesiąca, których było bez liku.
- Jaki teraz mam kolor? - wlepił w nią swe oczy i czekał na odpowiedź. Lustra nie było w okolicy, więc nie widział jakie one są. Miał nadzieje, że nie są jakieś czarne czy czerwone, bo wtedy mogliby wziąć go za jakiegoś zjeba, czy wampira, którym oczywiście nie był.
Sprawa projektu wróciła jak bumerang, przez moment nie zrozumiał jej przekazu i najwidoczniej - uraził ją. Panna Phate zdecydowanie mierzyła wyżej, niż zwykłe zaliczenie przedmiotu. Znał jej możliwości, w końcu wielokrotnie był z nią na eliksirach, widział co potrafi wykminić w kociołku. To było do przewidzenia, że szatynka mówi o dodatkowym projekcie, o tym, którzy może podnieść jej ocenę semestralną, ewentualnie końcoworoczną. Była ambitna, to było po niej widać. Może współpraca to nie jest taki zły pomysł?
- Myślałem trochę nad tym projektem i w gruncie rzeczy... teraz wydaje się być bardziej przystępny. - powiedział zastanawiająco. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałby na to czasu. Quidditch, zaliczenia z innych przedmiotów, sprawa brata, no i przyszłe egzaminy na kolejne pasy karate i taekwondo. Musiał się do tego wszystkiego przygotowywać, trenować tygodniami i przez to miał mniej czasu. Teraz gdy Quiddtich ogranicza się tylko do jego obecności na treningu, bez żadnych planów taktycznych, bez rozmyślenia nad kolejną strategią, dodatkowa praca z eliksirów jest w zasięgu ręki. Ponadto teraz ma kto mu w tym pomóc, więc i obowiązków będzie mniej, niż gdyby miał to robić w pojedynkę.
Kolejne pytanie zbiło go trochę z tropu.
- Żeby dziewczyny za mną szalały. - ten tekst aż ociekał sarkazmem. Owszem, pytanie było sensowne, ale jednak włączył mu się w głowie jakiś neuron, odpowiadający za bycie wrednym, co zdarzało się rzadko, aczkolwiek miało miejsce czasem. Przeważnie był przesadnie szczery, ale tym razem kłamał jak najęty, o czym świadczył ton jego wypowiedzi.
- Quidditch jest moją jedyną odskocznią od problemów. Uwielbiam sport, w świecie magów uprawia się go dużo mniej, niż w świecie mugoli, więc chcąc nie chcąc musiałem wybrać Quidditcha. A jako, że nie lubię przegrywać, zostałem również kapitanem. Zrezygnowałem jednak z tego, gdyż tak naprawdę zależy mi na samej grze, nie na drużynie. - nie zaszkodziło w tym momencie uchylić rąbka tego, co siedzi w jego głowie. Wszakże trochę jej się zwierzył teraz i wyjawił motywy, jakie nim kierowały podczas obejmowania posady kapitana. Teraz jednak, gdy rządzi Regulus, a Nero jest zwyczajnym ścigającym, wystarczy cieszyć się samym Quidditchem. W końcu o to w tym chodzi - i love this game.
W pewnym momencie wystrzelił jak poparzony i podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając oczy. Przez chwilę zachowywał się jakby ktoś jebnął go mocno w brzuch, jednakże po chwili już się ogarnął i otworzył oczy, mrugając nimi kilkunastokrotnie. Barwa jego tęczówki właśnie się zmieniła, jeszcze kilka sekund wcześniej były brązowe, teraz są zielone jak herb Slytherinu. Tym razem było to o wiele boleśniejsze niż zazwyczaj, przeważnie w ogóle tego nie odczuwał, teraz chyba oberwał za te wszystkie mutacje z ostatniego miesiąca, których było bez liku.
- Jaki teraz mam kolor? - wlepił w nią swe oczy i czekał na odpowiedź. Lustra nie było w okolicy, więc nie widział jakie one są. Miał nadzieje, że nie są jakieś czarne czy czerwone, bo wtedy mogliby wziąć go za jakiegoś zjeba, czy wampira, którym oczywiście nie był.
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Sob Maj 23, 2015 1:36 am
Szczerze mówiąc nie spodziewała się, by zmienił zdanie i zamierzał dołączyć do niej we wspólnym projekcie. W końcu jak już było wspomniane, świat się nie kończył i mogła spytać kogoś innego lub ewentualnie robić to sama. Ostatnia opcja oczywiście była najmniej pozytywna dla ślizgonki ze względu na trudność zadania jak i jej brak czasu ostatnio na dosłownie wszystko. A tu nagle taka niespodzianka. Dziewczyna zerknęła na Giotto z lekkim zdziwieniem i już po chwili lekki uśmiech zawitał na jej twarzy, pełny samozadowolenia. No bo oczywiście to dzięki niej się zgodził, jakżeby inaczej. Ah ta skromność.
- To dobrze, zgłoszę nas na następnej lekcji - powiedziała zdecydowanie, jakby już klamka zapadła. Nie bardzo brała pod uwagę fakt, że przecież chłopak wcale nie powiedział wprost że zamierza się tego podjąć, z nią czy bez. Jednak pewność siebie Kay była niezastąpiona w takich sytuacjach. Nie zamierzała jakoś specjalnie okazywać radości, jako że już kilka sytuacji w życiu nauczyło ją, że z większością uczuć czy emocji nie ma co się obnosić. Mimo tego sam fakt że jej partner będzie z tego samego domu było sporym ułatwieniem. Na samą myśl, że miała by się spotykać z kimś w bibliotece (bo tak to zazwyczaj się kończyło) przechodziły ją dreszcze... nie przepadała za tym miejscem. Pełno kurzu, duszno i ta bibliotekarka, nie spuszczająca cię z oka nawet na moment. Kay tylko w ostateczności tam zaglądała, na raz zabierając tyle książek ile mogła, bo co do odnoszenia to częściej zdarzało się jej wykorzystywać innych uczniów, ale to inna historia już.
Pytanie o Quidditcha zadała jak najbardziej poważnie, toteż zignorowała pierwsze zdanie ślizgona, komentując je jedynie przewróceniem oczami. Na prawdę ktoś taki jak on nie pasował jej do tej roli... szczerze, to Giotto postawiłaby chyba na ostatnim miejscu z całego domu węża. Kolejna wypowiedź chłopaka za to była tak totalnym przeciwieństwem poprzedniej, że Kayleigh odruchowo uniosła brwi w zdziwieniu, nie spodziewając się nagle takiej szczerości. Przynajmniej tak to zabrzmiało
- To ma jakiś sens. Bo na kapitana na prawdę nie pasujesz - stwierdziła o dziwo wcale nie złośliwie, bardziej po prostu wypowiadają swoje zdanie, a według niej wręcz oczywisty fakt.
- To z mugolskich sportów jakiś uprawiasz? - no i bum, kolejne pytanie. Tym razem rzucone jednak już bez tak sporej ilości zainteresowania, bardziej w celu podtrzymania rozmowy i zaciekawienia. Doprawdy, jeszcze trochę i będzie wiedziała o nim więcej nie większość osób w tej szkole, niesamowite (xd). Najlepsze, że podchodząc na początku do niego wcale nie miała takich zamiarów.
Zerwanie się nagle ślizgona spowodowało, że Kayleigh mimowolnie musiała się nieco podnieść, żeby uwolnić mu nogi. Przyglądała się z zaskoczeniem całej sytuacji, nic nie mówiąc. Bo co tu wiele mówić? Wszystko trwało tylko chwilę, zanim nawet zdążyłaby zareagować w większym stopniu. Już miała się odezwać, gdy stało się jednak coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego, gdy chłopak podniósł wzrok i wbił mocno zielone tęczówki prosto w jej, tyle że jasne.
- Zielone - odpowiedziała odruchowo, nadal mu się przyglądając z niepokojem i zaskoczeniem. Była na tyle spostrzegawcza by nie mieć wątpliwości, że jego oczy było wcześniej koloru brązowego.
- O co chodzi Giotto? - spytała dobitnie, przymrużając oczy i wyraźnie oczekując jakiejś konkretnej odpowiedzi. No bo nie na co dzień zdarzały się jej takie atrakcje, nie wiem jak innym. Z tego wszystkiego nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że zwróciła się do niego po imieniu, co się raczej rzadko zdarzało.
- To dobrze, zgłoszę nas na następnej lekcji - powiedziała zdecydowanie, jakby już klamka zapadła. Nie bardzo brała pod uwagę fakt, że przecież chłopak wcale nie powiedział wprost że zamierza się tego podjąć, z nią czy bez. Jednak pewność siebie Kay była niezastąpiona w takich sytuacjach. Nie zamierzała jakoś specjalnie okazywać radości, jako że już kilka sytuacji w życiu nauczyło ją, że z większością uczuć czy emocji nie ma co się obnosić. Mimo tego sam fakt że jej partner będzie z tego samego domu było sporym ułatwieniem. Na samą myśl, że miała by się spotykać z kimś w bibliotece (bo tak to zazwyczaj się kończyło) przechodziły ją dreszcze... nie przepadała za tym miejscem. Pełno kurzu, duszno i ta bibliotekarka, nie spuszczająca cię z oka nawet na moment. Kay tylko w ostateczności tam zaglądała, na raz zabierając tyle książek ile mogła, bo co do odnoszenia to częściej zdarzało się jej wykorzystywać innych uczniów, ale to inna historia już.
Pytanie o Quidditcha zadała jak najbardziej poważnie, toteż zignorowała pierwsze zdanie ślizgona, komentując je jedynie przewróceniem oczami. Na prawdę ktoś taki jak on nie pasował jej do tej roli... szczerze, to Giotto postawiłaby chyba na ostatnim miejscu z całego domu węża. Kolejna wypowiedź chłopaka za to była tak totalnym przeciwieństwem poprzedniej, że Kayleigh odruchowo uniosła brwi w zdziwieniu, nie spodziewając się nagle takiej szczerości. Przynajmniej tak to zabrzmiało
- To ma jakiś sens. Bo na kapitana na prawdę nie pasujesz - stwierdziła o dziwo wcale nie złośliwie, bardziej po prostu wypowiadają swoje zdanie, a według niej wręcz oczywisty fakt.
- To z mugolskich sportów jakiś uprawiasz? - no i bum, kolejne pytanie. Tym razem rzucone jednak już bez tak sporej ilości zainteresowania, bardziej w celu podtrzymania rozmowy i zaciekawienia. Doprawdy, jeszcze trochę i będzie wiedziała o nim więcej nie większość osób w tej szkole, niesamowite (xd). Najlepsze, że podchodząc na początku do niego wcale nie miała takich zamiarów.
Zerwanie się nagle ślizgona spowodowało, że Kayleigh mimowolnie musiała się nieco podnieść, żeby uwolnić mu nogi. Przyglądała się z zaskoczeniem całej sytuacji, nic nie mówiąc. Bo co tu wiele mówić? Wszystko trwało tylko chwilę, zanim nawet zdążyłaby zareagować w większym stopniu. Już miała się odezwać, gdy stało się jednak coś jeszcze bardziej nieoczekiwanego, gdy chłopak podniósł wzrok i wbił mocno zielone tęczówki prosto w jej, tyle że jasne.
- Zielone - odpowiedziała odruchowo, nadal mu się przyglądając z niepokojem i zaskoczeniem. Była na tyle spostrzegawcza by nie mieć wątpliwości, że jego oczy było wcześniej koloru brązowego.
- O co chodzi Giotto? - spytała dobitnie, przymrużając oczy i wyraźnie oczekując jakiejś konkretnej odpowiedzi. No bo nie na co dzień zdarzały się jej takie atrakcje, nie wiem jak innym. Z tego wszystkiego nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że zwróciła się do niego po imieniu, co się raczej rzadko zdarzało.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sob Maj 23, 2015 11:31 pm
Sam po sobie raczej by się nie spodziewał, że raptem zachce mu się współpracować s kimkolwiek. Wykonanie projektu samemu było ciężkie, jednakże dalej było to wykonalne. Najwidoczniej wpływ Kay wywarł na nim jakieś dziwne potrzeby robienia dodatkowych rzeczy na lekcje do profesora Slughorna. A jako, że wyraził się w sposób bardzo ogólnikowy, momentami zachęcający do współpracy, to się teraz wkopał. Z drugiej strony, on by raczej nie miał problemu ze sprostowaniem swojej myśli, co zapewne zaraz nastąpi. Chociaż? Może warto spróbować współpracy? Krótka piłka. Albo wybitny będzie bliżej, albo odejdzie w niepamięć bo się nie dogadają.
- Co? - spytał, pozostawiając otwarte usta ze zdziwienia. W gruncie rzeczy, było to już pytanie retoryczne, gdyż klamka zapadła. Tak przynajmniej wnioskował po zdecydowaniu i pewności siebie Kay. Teraz to już się nie da raczej tego odkręcić, nawet jeśli by bardzo tego chciał. Trzeba również rozważyć wszystkie "za". Uznajmy, że uda im się odnaleźć wspólny język. Co dzięki temu uzyskają? Więcej czasu, dokładniejszą analizę projektu, więcej pomysłów, w przyszłości będą mogli ponownie zabrać się wspólnie za jakiś projekt, będzie z kim pogadać. Dużo za i dużo przeciw, co przeważy, się okaże.
- Nie znasz mnie, nie wiesz czy pasuję na kapitana czy nie. - powiedział spokojnie. Nie żeby jakoś czuł się urażony tym co powiedziała, jednakże w sportach był zupełnie innym człowiekiem. Zależało mu bardzo na wygranej, stylu i czasem też na team spirit. Quidditch jednak nie spełniał jego oczekiwań, sam w sobie był fajną odskocznią, ale liderowanie nie było tak inspirujące jak w przypadku sportów walki, czy sportów drużynowych w świecie mugoli.
- Grałem w football i basketball. Później zacząłem trenować sztuki walki i tak już zostało. - z Giotto był mały zabijaka. Nawet jak pozbawisz go różdżki, to zna sposoby na to, by rozjebać czaszkę w stu pięćdziesięciu miejscach, oraz wie jak kogoś rozbroić samym wzrokiem. To prawie jak magia niewerbalna, hihi. W gruncie rzeczy jednak coś w tym jest, lepiej z nim nie zadzierać.
Wszystko ładnie pięknie, szkoda tylko, że raptem musiało coś odwalić jego oczom. Zachciało im się zmienić kolor trzeci raz dzisiejszego dnia, tym razem jednak było to bardzo bolesne. Całe szczęście, było to tylko chwilowe i już po kilkunastu sekundach przyzwyczaił się do nowego kolorku. Zielone? Teraz musi wyglądać doprawdy zajebiście, slytherińsko wręcz (jest taki przymiotnik?)
- Wybacz, to przez mutację. Od dziecka zmienia mi się kolor oczu, kiedyś było to rzadziej, teraz już kilka razy dziennie... no i czasem boli... - "miałaś okazję to zobaczyć", chciał dodać, będąc odrobinę wkurzonym na swój genotyp(?). Tej cechy u siebie nie lubił, mimo tego, że wiele osób uznawało ją za uroczą, dziwną, niezwykłą i fajną. Rzadko kto jednak widział, że czasem powoduje to również impuls bólu, przeszywającego jego ciało. Kay była jedną z nielicznych, które widziały dużo więcej, niż powinny. Mało tego, również wiedziała więcej, niż powinna.
- Teraz jestem skurwielem ze Slytherinu, pełną gębą. - brakowało mu tylko języka węża zamiast ludzkiego i wtedy byłby Giottozarem Slytherinem, jeśli można się tak nazwać. Podparł się znowu rękami i znowu się położył na kanapie, zapominając o całym zajściu, jakie miało miejsce jeszcze kilka chwil temu.
- Co? - spytał, pozostawiając otwarte usta ze zdziwienia. W gruncie rzeczy, było to już pytanie retoryczne, gdyż klamka zapadła. Tak przynajmniej wnioskował po zdecydowaniu i pewności siebie Kay. Teraz to już się nie da raczej tego odkręcić, nawet jeśli by bardzo tego chciał. Trzeba również rozważyć wszystkie "za". Uznajmy, że uda im się odnaleźć wspólny język. Co dzięki temu uzyskają? Więcej czasu, dokładniejszą analizę projektu, więcej pomysłów, w przyszłości będą mogli ponownie zabrać się wspólnie za jakiś projekt, będzie z kim pogadać. Dużo za i dużo przeciw, co przeważy, się okaże.
- Nie znasz mnie, nie wiesz czy pasuję na kapitana czy nie. - powiedział spokojnie. Nie żeby jakoś czuł się urażony tym co powiedziała, jednakże w sportach był zupełnie innym człowiekiem. Zależało mu bardzo na wygranej, stylu i czasem też na team spirit. Quidditch jednak nie spełniał jego oczekiwań, sam w sobie był fajną odskocznią, ale liderowanie nie było tak inspirujące jak w przypadku sportów walki, czy sportów drużynowych w świecie mugoli.
- Grałem w football i basketball. Później zacząłem trenować sztuki walki i tak już zostało. - z Giotto był mały zabijaka. Nawet jak pozbawisz go różdżki, to zna sposoby na to, by rozjebać czaszkę w stu pięćdziesięciu miejscach, oraz wie jak kogoś rozbroić samym wzrokiem. To prawie jak magia niewerbalna, hihi. W gruncie rzeczy jednak coś w tym jest, lepiej z nim nie zadzierać.
Wszystko ładnie pięknie, szkoda tylko, że raptem musiało coś odwalić jego oczom. Zachciało im się zmienić kolor trzeci raz dzisiejszego dnia, tym razem jednak było to bardzo bolesne. Całe szczęście, było to tylko chwilowe i już po kilkunastu sekundach przyzwyczaił się do nowego kolorku. Zielone? Teraz musi wyglądać doprawdy zajebiście, slytherińsko wręcz (jest taki przymiotnik?)
- Wybacz, to przez mutację. Od dziecka zmienia mi się kolor oczu, kiedyś było to rzadziej, teraz już kilka razy dziennie... no i czasem boli... - "miałaś okazję to zobaczyć", chciał dodać, będąc odrobinę wkurzonym na swój genotyp(?). Tej cechy u siebie nie lubił, mimo tego, że wiele osób uznawało ją za uroczą, dziwną, niezwykłą i fajną. Rzadko kto jednak widział, że czasem powoduje to również impuls bólu, przeszywającego jego ciało. Kay była jedną z nielicznych, które widziały dużo więcej, niż powinny. Mało tego, również wiedziała więcej, niż powinna.
- Teraz jestem skurwielem ze Slytherinu, pełną gębą. - brakowało mu tylko języka węża zamiast ludzkiego i wtedy byłby Giottozarem Slytherinem, jeśli można się tak nazwać. Podparł się znowu rękami i znowu się położył na kanapie, zapominając o całym zajściu, jakie miało miejsce jeszcze kilka chwil temu.
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Nie Maj 24, 2015 3:11 am
Owszem, Kay miała to do siebie że gdy chciała coś osiągnąć, to zazwyczaj jakoś w końcu jej się to udawało, a pewność siebie ślizgonki bardzo często była w tym przypadku pomocna. Jak i w tym, Giotto mógł nawet nie chcieć w tym uczestniczyć, a i tak skończyło się tak jak chciała. Przynajmniej tak ona to widziała, bo nie zapominajmy że w sumie tak na dobrą sprawę to żadna klamka nie zapadła... teoretycznie. Wiele osób określało ją jako dwulicową czy też egoistyczną, a przecież nigdy krzywdy nie chciała wyrządzać. Czasem tak się kończyło, fakt, ale panienka Phate jakoś nie należała z natury do tych propagujących przemoc, fizyczną czy też psychiczną.
- No, w najbliższym czasie. W wolnej chwili możesz już się zapoznać z tematem bliżej, jeśli nie wiesz o co chodzi dokładnie - rzuciła jakby nigdy nic, poruszając na koniec zabawnie brwiami, zachęcająco - jak nam wyjdzie, to bez problemu skończymy z wybitnymi - dodała zadowolona. To był jeden z dwóch powodów, dla których chciała ten projekt zaliczyć. Drugim było zainteresowanie samym materiałem, jako że lubiła eliksiry, to takie dodatkowe zadania były dla niej niemal rozrywką. Uh, jak krukońsko.
- Tak, dlatego ta opinia jest subiektywna. Opieram się tylko na tym, co o tobie wiem - potwierdziła, powstrzymując się od dodania, że tak na prawdę to przed tą rozmową niewiele w ogóle wiedziała o ślizgonie. Dlatego też stwierdzenie że na kapitana nie pasuje było czysto subiektywne i po to też zaczęła temat, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Nie mogła się jednak zbyt wiele mylić, skoro Giotto kapitanem drużyny już nie był.
Pokiwała głową, milknąc na chwilę. Zdała sobie sprawę, że w sumie o sobie niewiele mówi, a rozmowa z lekka zaczyna jej przypominać wywiad czy przesłuchanie. Zabawne w gruncie rzeczy, skoro to chłopak uchodził za tego cichego i nieskorego zazwyczaj do rozmów. Istny dar Phate, jak nic.
- Lubiłam kiedyś oglądać football, ale sztuki walki są chyba rzeczywiście lepsze - powiedziała, jakby nadal się jeszcze nad tym zastanawiając - tu w szkole trenujesz? - spytała, zakładając że musi to być w jakiejś pustej sali. Czegoś takiego raczej nie da się robić, gdy ktokolwiek może w każdej chwili ci przeszkodzić.
- Sporo jeździłam konno kiedyś, teraz zostają tylko wakacje bo tego tutaj raczej nie ma możliwości robić - powiedziała krzywiąc się lekko przez moment. Tego jej akurat najbardziej chyba brakowało w tej szkole. Gdy jeździła, mogła się całkiem oderwać od życia, zrelaksować. To bardzo pasuje do osoby, która często bardziej toleruje towarzystwo zwierząt niż ludzi.
Mutacja? Zmiany koloru oczu? Szatynka zmarszczyła brwi i przygryzła na moment wargę. Chyba dobrze dla niego, że nikogo więcej już w tym momencie w pomieszczeniu nie było
- Tego się nie spodziewałam. Byłoby pewnie całkiem nieźle, gdyby tak nie bolało - stwierdziła, przypominając sobie chwilowy wyraz twarzy chłopaka jeszcze niedawno - i nie da się nad tym w jakiś sposób panować? - spytała z powątpieniem, choć dość retorycznie. W końcu ślizgon był na tyle inteligentny, by znać się na tej swojej 'przypadłości'.
- Taak, teraz twoje spojrzenia bazyliszka nabierają zdecydowanie mocy - wyszczerzyła się z rozbawieniem. Są więc i plusy.
- No, w najbliższym czasie. W wolnej chwili możesz już się zapoznać z tematem bliżej, jeśli nie wiesz o co chodzi dokładnie - rzuciła jakby nigdy nic, poruszając na koniec zabawnie brwiami, zachęcająco - jak nam wyjdzie, to bez problemu skończymy z wybitnymi - dodała zadowolona. To był jeden z dwóch powodów, dla których chciała ten projekt zaliczyć. Drugim było zainteresowanie samym materiałem, jako że lubiła eliksiry, to takie dodatkowe zadania były dla niej niemal rozrywką. Uh, jak krukońsko.
- Tak, dlatego ta opinia jest subiektywna. Opieram się tylko na tym, co o tobie wiem - potwierdziła, powstrzymując się od dodania, że tak na prawdę to przed tą rozmową niewiele w ogóle wiedziała o ślizgonie. Dlatego też stwierdzenie że na kapitana nie pasuje było czysto subiektywne i po to też zaczęła temat, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Nie mogła się jednak zbyt wiele mylić, skoro Giotto kapitanem drużyny już nie był.
Pokiwała głową, milknąc na chwilę. Zdała sobie sprawę, że w sumie o sobie niewiele mówi, a rozmowa z lekka zaczyna jej przypominać wywiad czy przesłuchanie. Zabawne w gruncie rzeczy, skoro to chłopak uchodził za tego cichego i nieskorego zazwyczaj do rozmów. Istny dar Phate, jak nic.
- Lubiłam kiedyś oglądać football, ale sztuki walki są chyba rzeczywiście lepsze - powiedziała, jakby nadal się jeszcze nad tym zastanawiając - tu w szkole trenujesz? - spytała, zakładając że musi to być w jakiejś pustej sali. Czegoś takiego raczej nie da się robić, gdy ktokolwiek może w każdej chwili ci przeszkodzić.
- Sporo jeździłam konno kiedyś, teraz zostają tylko wakacje bo tego tutaj raczej nie ma możliwości robić - powiedziała krzywiąc się lekko przez moment. Tego jej akurat najbardziej chyba brakowało w tej szkole. Gdy jeździła, mogła się całkiem oderwać od życia, zrelaksować. To bardzo pasuje do osoby, która często bardziej toleruje towarzystwo zwierząt niż ludzi.
Mutacja? Zmiany koloru oczu? Szatynka zmarszczyła brwi i przygryzła na moment wargę. Chyba dobrze dla niego, że nikogo więcej już w tym momencie w pomieszczeniu nie było
- Tego się nie spodziewałam. Byłoby pewnie całkiem nieźle, gdyby tak nie bolało - stwierdziła, przypominając sobie chwilowy wyraz twarzy chłopaka jeszcze niedawno - i nie da się nad tym w jakiś sposób panować? - spytała z powątpieniem, choć dość retorycznie. W końcu ślizgon był na tyle inteligentny, by znać się na tej swojej 'przypadłości'.
- Taak, teraz twoje spojrzenia bazyliszka nabierają zdecydowanie mocy - wyszczerzyła się z rozbawieniem. Są więc i plusy.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sro Maj 27, 2015 7:52 pm
Niechęć do uczestnictwa w tym projekcie Giotto była uzasadniona. Nie był duszą towarzystwa, nie był lubiany, nikt o nim nic nie wiedział, momentami bywał arogancki i przemądrzały, zawsze był bezpośredni i krytyczny wobec wszystkiego. Na każdą dobrą cechę znajdzie dwie złe, tak można było w skrócie opisać jego nastawienie do pracy w jakiejkolwiek grupie, nie ma znaczenia czy to duet, tercet czy więcej ludu. Sens był ten sam. Miał motywację, umiejętności, zrobił wszystko w pojedynkę i był z siebie zadowolony. Jednomyślność i wykrzesanie wszystkich z sił, nawet tych ukrytych, również wchodziło w grę. Chociaż to były pomniejsze powody, bardziej robił projekty sam, przez wzgląd na swoją osobowość, która jest nieakceptowalna jeśli chodzi o pracę w grupie. A jednak ktoś zdecydował się z nim współpracować, to było... miłe?
- Temat i wymogi projektu znam. Jak już mówiłem, myślałem o nim... - Kay musi zapamiętać jedno. Jeśli Giotto na coś się decyduje, to musi być tego pewien, a także musi być pewien roboty, którą musi wykonać. Nie inaczej było z projektem, przed próbą podjęcia się go, następuje wnikliwa analiza i rozpisywanie tego, co będzie potrzebne, co zrobić, by zdobyć najlepszą ocenę i ile mniej więcej czasu to zajmie. Wszystkie za i przeciw, no i mamy gotowy plan działania, a także decyzję - tak albo nie. Albo się podejmuje, albo olewa to w pizdu.
Chwilę ciszy przerwało stwierdzenie, a potem kolejne pytanie ze strony Phate. Wyglądało to w sumie jak przesłuchanie, ale w gruncie rzeczy nie mówił jej nic, o czym powinna nie wiedzieć. Jeśli interesuje się nim, to uchyli rąbek tajemnicy o swoim życiorysie, jednakże szeroko będzie omijać swoją przeszłość.
- Trenuję... cały rok. Jesień i wiosnę spędzam głównie poza szkołą, na błoniach. Tam jest dużo miejsca. W lato ćwiczę głównie w dojo, ale zdarza się, że również gdzieś indziej. Zimą zaś zależy od pogody... jeśli pada śnieg, to szukam trochę przestrzeni tutaj, jednakże gdy nie ma aż tak ciężkich warunków, dalej okopuję błonie. - powiedział bardzo spokojnie, przekręcając lekko głowę w bok. Zdarzyło się wiele razy, że pogoda nie dopisywała przez całe tygodnie, przez co musiał albo łazić po szkole, albo trenować w prawdziwą pizgawicę. Czy było to zdrowe? Ciężko powiedzieć, jednakże przynajmniej wie, że nic nie jest w stanie przeszkodzić mu w treningu. Zamieć, deszcz? Co to dla niego? Teraz czekamy na huragan, tajfun i tsunami, wtedy zobaczymy jaki będzie mocny.
- Rzadko kiedy boli, jeśli miałbym się określić, to jakoś raz na miesiąc, czasem rzadziej... - westchnął lekko, przypominając sobie znowu chwilę swojej bezradności i żałości. Nie chciał by ktokolwiek go widział w takim stanie, a ona już przy pierwszej rozmowie znalazła jeden z jego słabych punktów. Nie żeby podejrzewał ją o jakieś złe zamiary, ale lepiej dmuchać na zimne. Im mniej osób wie o nim coś więcej, niż adres zamieszkania, imię, nazwisko i zainteresowania, tym jest bezpieczniejszy. No i ludzie, którzy zaczynają istnieć w jego życiu również śpią spokojniej.
- To niezależne ode mnie. Lekarz mówi, że taki mój urok i od kilkunastu lat to samo słyszę od rodziców. Tak więc przestałem zwracać na to uwagę, jest dużo ważniejszych spraw, nie uważasz? - westchnął lekko i wrócił do poprzedniej pozycji, kierując swój wzrok tym razem w stronę szatynki. Wypadałoby się czegoś o niej dowiedzieć, ale w gruncie rzeczy, nie wiedział o co pytać. Może sama będzie na tyle wylewna, że wyjawi mu kilka szczegółów ze swojego życia, a jak nie to trudno, nikt od tego nie zginie.
- Swoją drogą, wygodnie Ci? - spytał, unosząc lekko brwi. Siedziała w tej pozycji już ponad godzinę, a mogło to powodować dyskomfort, wszakże jego nogi nie były wcale małe, a i miejsca na sofie nie było aż tak dużo, by nie dotykali się ciałami w kilku miejscach. Jemu to nie przeszkadzało, choć plotki już zaczęły o nich krążyć, teraz bardziej zastanawiał się jaką ona musi mieć zajebiście silną psychikę, skoro siedzi tu tak od samego początku i jeszcze nie narzeka. Order uśmiechu powinniśmy jej za to wręczyć, nie ma chuja.
- Temat i wymogi projektu znam. Jak już mówiłem, myślałem o nim... - Kay musi zapamiętać jedno. Jeśli Giotto na coś się decyduje, to musi być tego pewien, a także musi być pewien roboty, którą musi wykonać. Nie inaczej było z projektem, przed próbą podjęcia się go, następuje wnikliwa analiza i rozpisywanie tego, co będzie potrzebne, co zrobić, by zdobyć najlepszą ocenę i ile mniej więcej czasu to zajmie. Wszystkie za i przeciw, no i mamy gotowy plan działania, a także decyzję - tak albo nie. Albo się podejmuje, albo olewa to w pizdu.
Chwilę ciszy przerwało stwierdzenie, a potem kolejne pytanie ze strony Phate. Wyglądało to w sumie jak przesłuchanie, ale w gruncie rzeczy nie mówił jej nic, o czym powinna nie wiedzieć. Jeśli interesuje się nim, to uchyli rąbek tajemnicy o swoim życiorysie, jednakże szeroko będzie omijać swoją przeszłość.
- Trenuję... cały rok. Jesień i wiosnę spędzam głównie poza szkołą, na błoniach. Tam jest dużo miejsca. W lato ćwiczę głównie w dojo, ale zdarza się, że również gdzieś indziej. Zimą zaś zależy od pogody... jeśli pada śnieg, to szukam trochę przestrzeni tutaj, jednakże gdy nie ma aż tak ciężkich warunków, dalej okopuję błonie. - powiedział bardzo spokojnie, przekręcając lekko głowę w bok. Zdarzyło się wiele razy, że pogoda nie dopisywała przez całe tygodnie, przez co musiał albo łazić po szkole, albo trenować w prawdziwą pizgawicę. Czy było to zdrowe? Ciężko powiedzieć, jednakże przynajmniej wie, że nic nie jest w stanie przeszkodzić mu w treningu. Zamieć, deszcz? Co to dla niego? Teraz czekamy na huragan, tajfun i tsunami, wtedy zobaczymy jaki będzie mocny.
- Rzadko kiedy boli, jeśli miałbym się określić, to jakoś raz na miesiąc, czasem rzadziej... - westchnął lekko, przypominając sobie znowu chwilę swojej bezradności i żałości. Nie chciał by ktokolwiek go widział w takim stanie, a ona już przy pierwszej rozmowie znalazła jeden z jego słabych punktów. Nie żeby podejrzewał ją o jakieś złe zamiary, ale lepiej dmuchać na zimne. Im mniej osób wie o nim coś więcej, niż adres zamieszkania, imię, nazwisko i zainteresowania, tym jest bezpieczniejszy. No i ludzie, którzy zaczynają istnieć w jego życiu również śpią spokojniej.
- To niezależne ode mnie. Lekarz mówi, że taki mój urok i od kilkunastu lat to samo słyszę od rodziców. Tak więc przestałem zwracać na to uwagę, jest dużo ważniejszych spraw, nie uważasz? - westchnął lekko i wrócił do poprzedniej pozycji, kierując swój wzrok tym razem w stronę szatynki. Wypadałoby się czegoś o niej dowiedzieć, ale w gruncie rzeczy, nie wiedział o co pytać. Może sama będzie na tyle wylewna, że wyjawi mu kilka szczegółów ze swojego życia, a jak nie to trudno, nikt od tego nie zginie.
- Swoją drogą, wygodnie Ci? - spytał, unosząc lekko brwi. Siedziała w tej pozycji już ponad godzinę, a mogło to powodować dyskomfort, wszakże jego nogi nie były wcale małe, a i miejsca na sofie nie było aż tak dużo, by nie dotykali się ciałami w kilku miejscach. Jemu to nie przeszkadzało, choć plotki już zaczęły o nich krążyć, teraz bardziej zastanawiał się jaką ona musi mieć zajebiście silną psychikę, skoro siedzi tu tak od samego początku i jeszcze nie narzeka. Order uśmiechu powinniśmy jej za to wręczyć, nie ma chuja.
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Sro Maj 27, 2015 8:35 pm
Kayleigh całkiem nieźle zdawała sobie sprawę z tych cech charakteru chłopaka. W końcu jakiś powód był, że gdy wszyscy dobierali się w pary, Giotto nie był rozchwytywany. Jednak w wielkim błędzie byłyby osoby uważające, że Kay robiła to z chęci sprawdzenia się (swojej cierpliwości?) czy wybitnego talentu do utrudniania sobie zadań. Wręcz przeciwnie. Widziała w tym jedynie możliwość lepszych osiągnięć, co śmiało można nawet nazwać częściowym wykorzystaniem ślizgona. Przecież jeśli coś miałoby pójść nie tak, zawsze można zrezygnować, prawda? W końcu żadnej Przysięgi Wieczystej nie składają.
- To dobrze. Ustalimy w takim razie jak się za to zabrać i kto co zrobi, ok? - powiedziała, też jak najbardziej będąc za tym by wszystko najpierw ustalić, jasne zasady. Z pewnością nie widziała tego w taki sposób, by mieli wszystko dosłownie robić wspólnie, bez przesady. Pod tym względem zdecydowanie ślizgonka wolała pracować samodzielnie, bo co jak co, ale mieszać w kociołku chyba wystarczy samemu.
Jak widać Giotto nie był taki straszny jak go opisywali, bo na kolejne pytanie też jakby nigdy nic odpowiedział, nawet dość wylewnie. Fakt, nie były to rzeczy jakieś osobiste, jednak wiadomo co ludzie potrafią o sobie nagadać; właśnie dlatego Kay plotek nie trawiła. Wysłuchała jego odpowiedzi i pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Dobrze jest mieć zajęcie dla siebie, żeby tu nie zwariować - stwierdziła, tym bardziej biorąc pod uwagę że akurat jedynie ich dom znajdował się pod ziemią. Świeże powietrze było jak najbardziej wskazane, z czego też szatynka często korzystała, przesiadując nad jeziorem czy też innym miejscu, zazwyczaj ustronnym. Aż dziwne, że nigdy nie zauważyła tych jego treningów... choć z drugiej strony patrząc Hogwart był wystarczająco wielki.
- To trafiłam.. - mruknęła pod nosem, nie wiedząc czemu nagle czując rozbawienie - pewnie tak, do wszystkiego można przywyknąć - wzruszyła ramionami obojętnie, przenosząc wzrok na żar w kominku. Każdy miał swoje sprawy, choć ostatnie wydarzenia w szkole zdecydowanie przyćmiewały większosć z nich. Nawet Kayleigh, mimo że starałą się odgrodzić murem od tego wszystkiego, nie potrafiła do końca. Ciężko zignorować w zupełności fakt śmierci tylu osób, z którym wiele się znało choćby z widzenia. Mimo to, dziewczyna nie chciała o tym myśleć. Dołowanie się i przygnębianie nie pomagało w niczym, bezsensowne.
Pytanie Giotto wyrwało ją z zamyślenia, toteż popatrzyła na niego lekko zaskoczona. Fakt, nogi nieco zdrętwiały, jednak w momencie chwilowego "ataku mutacji" ślizgona, zdołała nieco pozycje zmienić
- Nie jest źle, dziękuję za troskę - odpowiedziała, z nieco pokrętnym cieniem uśmiechu na koniec. Wyciągnęła przed siebie ręce, rozciągając je i pokręciła głową by rozruszać kark. W końcu przez większość ich rozmowy to ona siedziała praktycznie mu na nogach, więc w sumie nie mogła narzekać aż tak, a kontakt z ciałem chłopaka nie wywierał na niej jakoś wielkiego wrażenia. Ot, siedzieli blisko, a że inni już mieli swoje zdanie na ten temat... cóż.
- Ale sama śpiąca się robię powoli - dodała po chwili, tłumiąc ziewnięcie. Przekręciła się bokiem, tak by siedzieć na wprost do ślizgona i oparła głowę na ręce, położonej na oparciu kanapy. Pasowało się zbierać, ale jakoś... nie chciało się jej podnosić.
- To dobrze. Ustalimy w takim razie jak się za to zabrać i kto co zrobi, ok? - powiedziała, też jak najbardziej będąc za tym by wszystko najpierw ustalić, jasne zasady. Z pewnością nie widziała tego w taki sposób, by mieli wszystko dosłownie robić wspólnie, bez przesady. Pod tym względem zdecydowanie ślizgonka wolała pracować samodzielnie, bo co jak co, ale mieszać w kociołku chyba wystarczy samemu.
Jak widać Giotto nie był taki straszny jak go opisywali, bo na kolejne pytanie też jakby nigdy nic odpowiedział, nawet dość wylewnie. Fakt, nie były to rzeczy jakieś osobiste, jednak wiadomo co ludzie potrafią o sobie nagadać; właśnie dlatego Kay plotek nie trawiła. Wysłuchała jego odpowiedzi i pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Dobrze jest mieć zajęcie dla siebie, żeby tu nie zwariować - stwierdziła, tym bardziej biorąc pod uwagę że akurat jedynie ich dom znajdował się pod ziemią. Świeże powietrze było jak najbardziej wskazane, z czego też szatynka często korzystała, przesiadując nad jeziorem czy też innym miejscu, zazwyczaj ustronnym. Aż dziwne, że nigdy nie zauważyła tych jego treningów... choć z drugiej strony patrząc Hogwart był wystarczająco wielki.
- To trafiłam.. - mruknęła pod nosem, nie wiedząc czemu nagle czując rozbawienie - pewnie tak, do wszystkiego można przywyknąć - wzruszyła ramionami obojętnie, przenosząc wzrok na żar w kominku. Każdy miał swoje sprawy, choć ostatnie wydarzenia w szkole zdecydowanie przyćmiewały większosć z nich. Nawet Kayleigh, mimo że starałą się odgrodzić murem od tego wszystkiego, nie potrafiła do końca. Ciężko zignorować w zupełności fakt śmierci tylu osób, z którym wiele się znało choćby z widzenia. Mimo to, dziewczyna nie chciała o tym myśleć. Dołowanie się i przygnębianie nie pomagało w niczym, bezsensowne.
Pytanie Giotto wyrwało ją z zamyślenia, toteż popatrzyła na niego lekko zaskoczona. Fakt, nogi nieco zdrętwiały, jednak w momencie chwilowego "ataku mutacji" ślizgona, zdołała nieco pozycje zmienić
- Nie jest źle, dziękuję za troskę - odpowiedziała, z nieco pokrętnym cieniem uśmiechu na koniec. Wyciągnęła przed siebie ręce, rozciągając je i pokręciła głową by rozruszać kark. W końcu przez większość ich rozmowy to ona siedziała praktycznie mu na nogach, więc w sumie nie mogła narzekać aż tak, a kontakt z ciałem chłopaka nie wywierał na niej jakoś wielkiego wrażenia. Ot, siedzieli blisko, a że inni już mieli swoje zdanie na ten temat... cóż.
- Ale sama śpiąca się robię powoli - dodała po chwili, tłumiąc ziewnięcie. Przekręciła się bokiem, tak by siedzieć na wprost do ślizgona i oparła głowę na ręce, położonej na oparciu kanapy. Pasowało się zbierać, ale jakoś... nie chciało się jej podnosić.
- Giotto Nero
Re: Pokój Wspólny
Sob Maj 30, 2015 3:04 pm
Robienie wszystkiego wspólnie byłoby wręcz śmieszne, projekt projektem, współpraca współpracą, ale wykonywanie pojedynczych zadań jest w zasięgu ręki każdego z osobna, im mniej będą robić cokolwiek razem, tym lepiej może pójść cały teamwork. W gruncie rzeczy, będą się spotykać tylko po to, by podzielić się doświadczeniami, spisać wszystko to co napotkali - trudności, ciekawostki, inne chujostwa - a później cała konwencja pracy jaką wykonają, to też zostanie do przegadania. Nad samym wyglądem projektu Giotto nie ma co się długo zastanawiać, z pewnością zostawi to uzdolnionej Kay, on zajmie się większą częścią tematu, który zadał do przeanalizowania Slughorn.
- Jasne. - powiedział mało energicznie, ale zarazem nie zaprzeczając.
Istotnie, Giotto nie był złym chłopakiem. Miał problem z kontaktami międzyludzkimi, miał trudny charakter, był ambitny i arogancki, ale to jeszcze go nie przekreśla. W gruncie rzeczy jedyne czego potrzebował to trochę zrozumienia, cierpliwości i zainteresowania. Najpierw wymagał uwagi kogoś, by potem móc odwdzięczyć się tym samym. Phate podczas jednej rozmowy zapracowała sobie na dostrzeżenie, teraz z pewnością nie skończy się to na jednym dialogu, który przeprowadzili dzisiejszego wieczora.
- W świecie mugoli znajomość sztuk walki się przydaje, czasem nawet bardzo... - zaśmiał się lekko, przypominając sobie ostatnią bijatykę. Normalnie czarodziej nie dałby sobie rady, musiałby zaczerpnąć pomocy jakiegokolwiek zaklęcia obezwładniającego, a Nero? Nakopał do dupy kilku gościom, którzy bardzo się o to prosili. Dostał podziękowania, został za to zaproszony na obiad i jeszcze miał dzięki temu trochę rozrywki. Wspaniale jest być miniaturką Bruce Lee.
- Mam takiego lenia, że chyba tu zostanę do jutra... - ziewnął przeciągle, przymykając oczy. On również był już trochę zmęczony, pomimo dnia wolnego od wszelkiej pracy, jaki sobie dziś urządził. Nie uczył się, nie trenował, nie szukał na siłę miejsca odosobnionego, nie był na żadnym spacerze, po prostu opierdalał się na sofie, a później zaczął również rozmawiać z Kay, dzięki czemu czas zleciał bardzo szybko.
Nagle Giotto usłyszał jakieś krzyki, które nierzadko były wyzwiskami. Ktoś najwyraźniej się kłócił w którymś z dormitoriów. Słychać było aż tutaj, być może dlatego, że drzwi były otwarte. Nero otworzył prawe oko i skierował je w bok, w kierunku krzyków.
- Chyba pora się trochę rozruszać... - rzucił leniwie i podniósł się powoli z kanapy, najpierw do pozycji siedzącej, a potem do stania na nogach. Poprawił trykot Slytherinu i schował ręce do kieszeni, udając się w stronę sypialni. - Dzięki za wspólny wieczór... - rzucił na koniec, nie odwracając się w stronę Kay. Powędrował dalej, a krzyki nagle ustały, czyżby wystarczyło samo wejście apołeczniaka, czy musiał użyć mocy wirującej pięści? Who knows...
zt
- Jasne. - powiedział mało energicznie, ale zarazem nie zaprzeczając.
Istotnie, Giotto nie był złym chłopakiem. Miał problem z kontaktami międzyludzkimi, miał trudny charakter, był ambitny i arogancki, ale to jeszcze go nie przekreśla. W gruncie rzeczy jedyne czego potrzebował to trochę zrozumienia, cierpliwości i zainteresowania. Najpierw wymagał uwagi kogoś, by potem móc odwdzięczyć się tym samym. Phate podczas jednej rozmowy zapracowała sobie na dostrzeżenie, teraz z pewnością nie skończy się to na jednym dialogu, który przeprowadzili dzisiejszego wieczora.
- W świecie mugoli znajomość sztuk walki się przydaje, czasem nawet bardzo... - zaśmiał się lekko, przypominając sobie ostatnią bijatykę. Normalnie czarodziej nie dałby sobie rady, musiałby zaczerpnąć pomocy jakiegokolwiek zaklęcia obezwładniającego, a Nero? Nakopał do dupy kilku gościom, którzy bardzo się o to prosili. Dostał podziękowania, został za to zaproszony na obiad i jeszcze miał dzięki temu trochę rozrywki. Wspaniale jest być miniaturką Bruce Lee.
- Mam takiego lenia, że chyba tu zostanę do jutra... - ziewnął przeciągle, przymykając oczy. On również był już trochę zmęczony, pomimo dnia wolnego od wszelkiej pracy, jaki sobie dziś urządził. Nie uczył się, nie trenował, nie szukał na siłę miejsca odosobnionego, nie był na żadnym spacerze, po prostu opierdalał się na sofie, a później zaczął również rozmawiać z Kay, dzięki czemu czas zleciał bardzo szybko.
Nagle Giotto usłyszał jakieś krzyki, które nierzadko były wyzwiskami. Ktoś najwyraźniej się kłócił w którymś z dormitoriów. Słychać było aż tutaj, być może dlatego, że drzwi były otwarte. Nero otworzył prawe oko i skierował je w bok, w kierunku krzyków.
- Chyba pora się trochę rozruszać... - rzucił leniwie i podniósł się powoli z kanapy, najpierw do pozycji siedzącej, a potem do stania na nogach. Poprawił trykot Slytherinu i schował ręce do kieszeni, udając się w stronę sypialni. - Dzięki za wspólny wieczór... - rzucił na koniec, nie odwracając się w stronę Kay. Powędrował dalej, a krzyki nagle ustały, czyżby wystarczyło samo wejście apołeczniaka, czy musiał użyć mocy wirującej pięści? Who knows...
zt
- Kayleigh Phate
Re: Pokój Wspólny
Nie Maj 31, 2015 4:08 am
Brak entuzjazmu głosie ślizgona wcale nie zniechęcił Kayleigh, w sumie nawet nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Wystarczyło że się zgodził i w ten o to sposób dziewczyna miała pewność, że będzie miała dobrego partnera do projektu. Częściowo też na pewno pomoże jej to w motywacji i robieniu wszystkiego na czas, bo zważając na to jak ostatnio było to dla niej problematyczne to cóż... druga osoba do pary tylko pomagała w mobilizacji. Akurat do współpracy charakter ślizgona wydawał się jej idealny. Wystarczająco była pewna siebie (może trochę za bardzo..) w eliksirach, by nie zwracać zbytnio uwagi na jego arogancję, a po tej rozmowie uznała że całkiem nieźle się dogadują.
- No tak, u nich przede wszystkim, różdżka nie poratuje - zgodziła się, śmiejąc się pod nosem. W pewnym sensie czarodzieje byli cholernie słabi. Gdyby zabrać im ten magiczny patyczek, to większość by rozłożyła bezradnie ręce... lub się teleportowała.W każdym razie, rzeczywiście sztuki walki bądź nawet sama samoobrona była niezwykle przydatna w niektórych przypadkach. Sama jednak niestety nie miała od kogo dostać porządnej lekcji, jak się obronić, toteż unikała takich sytuacji jak ognia wśród mugoli.
- Mhmm... - mruknęła tylko, ponownie zakrywając wierzchem dłoni usta przez ziewanie. Rozmowa rozmową, fajnie było, ale godzina też już się zrobiła późna. Kay rozglądnęła się po pokoju w poszukiwaniu kota, który czując się olany jakiś czas temu, poszedł sobie poleżeć bliżej żaru od kominka - chodź kocie - mruknęła do zwierzaka, też powoli podnosząc się z kanapy. Kocur widząc to oczywiście od razu się podniósł, widząc że dziewczyna zamierza zmienić miejsce. Zawsze ją dziwiło przywiązanie zwierzęcia, nigdy jej nie chciał zostawić samej, chodził jak cień. nie przy nodze, w końcu to nie pies, jednak zawsze gdzieś w pobliżu się kręcił.
Krzyki z dormitorium dotarły też do jej uszu, przez co zmarszczyła brwi, patrząc w tamtą stronę. Ludzie, do spania...
- Branoc - rzuciła za Giotto, schylając się jednocześnie po kota. Po chwili także ruszyła w stronę swojego dormitorium.
zt.
- No tak, u nich przede wszystkim, różdżka nie poratuje - zgodziła się, śmiejąc się pod nosem. W pewnym sensie czarodzieje byli cholernie słabi. Gdyby zabrać im ten magiczny patyczek, to większość by rozłożyła bezradnie ręce... lub się teleportowała.W każdym razie, rzeczywiście sztuki walki bądź nawet sama samoobrona była niezwykle przydatna w niektórych przypadkach. Sama jednak niestety nie miała od kogo dostać porządnej lekcji, jak się obronić, toteż unikała takich sytuacji jak ognia wśród mugoli.
- Mhmm... - mruknęła tylko, ponownie zakrywając wierzchem dłoni usta przez ziewanie. Rozmowa rozmową, fajnie było, ale godzina też już się zrobiła późna. Kay rozglądnęła się po pokoju w poszukiwaniu kota, który czując się olany jakiś czas temu, poszedł sobie poleżeć bliżej żaru od kominka - chodź kocie - mruknęła do zwierzaka, też powoli podnosząc się z kanapy. Kocur widząc to oczywiście od razu się podniósł, widząc że dziewczyna zamierza zmienić miejsce. Zawsze ją dziwiło przywiązanie zwierzęcia, nigdy jej nie chciał zostawić samej, chodził jak cień. nie przy nodze, w końcu to nie pies, jednak zawsze gdzieś w pobliżu się kręcił.
Krzyki z dormitorium dotarły też do jej uszu, przez co zmarszczyła brwi, patrząc w tamtą stronę. Ludzie, do spania...
- Branoc - rzuciła za Giotto, schylając się jednocześnie po kota. Po chwili także ruszyła w stronę swojego dormitorium.
zt.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach