Go down
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pią Lis 15, 2013 9:35 pm
Między nim, a Caroline była jedna bardzo duża różnica. On umiał doskonale panować nad swoimi demonami. Gdy tylko pozbył się nagromadzonej od długiego czasu złości, gdy ustanowił nowe zasady ich gry - zaczynał się wycofywać. Wracać pod bezpieczną osłonę maski. Krył się w mroku, by czekać na kolejny dogodny moment do ataku. Był niezwykle zadowolony, że wreszcie udało mu się coś postanowić, że wreszcie wie dokąd zmierza w całym tym szaleństwie. Teraz wyplątanie się z małżeństwa nie było ważne, a przynajmniej nie najważniejsze. Teraz liczyło się tylko to, by na każdym kroku udowadniać Caroline, że popełniła największy błąd swojego życia, gdy odrzuciła jego propozycję współpracy. Wciąż nie miał ochoty się z nią żenić, ale skoro na ten moment nie miał jak uwolnić się z kontraktu małżeńskiego zrobił to co zrobić powinien każdy wąż. Zrzucił skórę, zaadaptował się do nowych warunków i uczynił jej zabawę swoją własną. I bogowie, on miał zamiar ją wygrać! Nie dziś, nie jutro - ale kiedyś na pewno.
Ogień w jego oczach przygasł, zastąpiony zwyczajowym chłodem. Szare oczy patrzyły na Caroline z pewnym pobłażaniem, tak jak patrzy się na dziecko, które zjadło na raz wszystkie ciasteczka ze słoika.
- Wszyscy umieramy skarbie. Dzień po dniu. Taki jest urok śmiertelności. Że życie kiedyś się kończy. - wciąż głaskał ją po policzku. Jego palce zostawiały ciepło na jej lodowatych policzkach. Wydawał się dużo spokojniejszy niż na samym początku ich spotkania. Teraz czuł się panem sytuacji więc wcześniejszy niepokój całkiem go opuścił. Caroline przestała go przerażać. Teraz była tylko kolejnym wyzwaniem, następną zagadką do rozwiązania. Miał zamiar znaleźć jej słabe strony, a potem wbić w każde z delikatnych miejsc ostrą szpilkę. Będzie jak prześliczny motyl w szklanej gablocie. Tylko jego. Trofeum. Nagroda. Żona.
- Daj spokój, skarbie. Zostawmy sobie fajerwerki na noc poślubną. - zaśmiał się pogodnie, jak gdyby nic przed chwilą się nie wydarzyło. Tylko zimno jego spojrzenia mogło ją upewnić w przekonaniu, że szaleństwo wciąż kryje się gdzieś w jego głębi.
Pocałował ją w czoło w dziwnej parodii opiekuńczego gestu, a potem z wdziękiem i lekkością, jakby nie raz już to robił (bo zapewne robił) - wyswobodził się z jej uścisku i stanął na nogi. Ostrożnie dotknął rany na szyi, która była jak podpis jego niechcianej kochanki. On zostawił jej podobny i obiecał sobie, że jak tylko malinka zniknie, załatwi jej następną, żeby nie zapomniała do kogo należy.
- Myślę, że powinnaś pokazać swoje plecy pielęgniarce. Nie chcemy przecież żeby zostały Ci tam blizny, co? - uniósł pytająco jedną brew. - Mogę Cię zaprowadzić i potrzymać ze rękę, jak chcesz. - dodał z kolejnym rozbrajająco szerokim uśmiechem.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pią Lis 15, 2013 10:15 pm
Nie odczuwała po prostu potrzeby, żeby się ukrywać, żeby udawać, że wszystko gra i że lubi się uśmiechać i spędzać czas z ludźmi za którymi zwyczajnie nie przepada. W tym aspekcie była po prostu sobą - jednostką o wielu maskach związanych z jedną stroną galeona.  
Oczywiście, umiała się zachować, umiała kiwać w odpowiednich momentach głową i udawać, że coś ją interesuje i uśmiechać się, kiedy zachodziła taka potrzeba. Ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy była pod kontrolą matki - matki, której musiała słuchać. O ironio, to ona między innymi przyczyniła się do stworzenia tego potwora, tej C. której tak bardzo nienawidzili inni - z resztą z wzajemnością.
Poświęcała się dla wyższych celów, poświęcała całą siebie by doprowadzić go do rozpaczy, by sprawić, żeby zginął i dostarczyć sobie przedstawienia.
Nawet jeśli ona będzie sama przy tym cierpieć. Nawet jeśli tym samym spełni się i jej koszmar.
I tak to było nieuniknione. I tak wszystko dążyło w jednym kierunku.
Sama umierała. Umierała od tego, co przynosił jej ten zepsuty świat.
- Twoje skraca się jeszcze bardziej, Rabastanie... - powiedziała cicho, zwracając się do niego po imieniu. Chyba pierwszy raz.
Nie ruszała się. Nawet nie drgnęła. Proszę bardzo.
Poczeka sobie.
Poczeka i zaatakuje znienacka.
Wzruszyła ramionami i podeszła do niego, a w jej oczach znowu pojawiła się zwyczajna szarość. I ona się uspokoiła.
Czyżby cisza przed burzą...?
Stanęła przed nim i bez słowa, przyglądała się jego oczom, by po chwili go pocałować i oderwać się.
Brzydziło ją to, ale i tak było to bez znaczenia. Takie gesty miały tylko zmylić ofiarę.


Ostatnio zmieniony przez Caroline Rockers dnia Sob Lis 16, 2013 3:08 pm, w całości zmieniany 1 raz
Rabastan Lestrange
Slytherin
Rabastan Lestrange

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pią Lis 15, 2013 10:46 pm
Obserwował ją z wyraźnym rozbawieniem... i chyba rzucał jej w ten sposób wyzwanie. Ich gra właśnie zmieniła zasady, czy tego chciała czy nie. Rabastan już się jej nie bał. Nawet w najmniejszym stopniu. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, jak bardzo była groźna. Jakby nie było pierwsza zasada zwycięzców to nie lekceważyć żadnego przeciwnika. Ale teraz on też przestał być wychowanym chłopcem, który nie podniesie ręki (czy różdżki) na kobietę. Teraz nie chodziło już o to by zgnębić drugą stronę. Teraz gra polegała na szukaniu słabości, których można by użyć do zdobycia przewagi. Ten kto poradzi sobie lepiej, ten wygra.
- Twoja obecność wynagrodzi mi mój krótki żywot. - odparł nawet na moment nie tracąc pozorów dobrego humor. Choć kto wie? Może faktycznie dobrze się teraz bawił? Zawsze lubował się w manipulacyjnych gierkach i logicznych zabawach. Trochę bardziej ambitna wersja szachów polegająca na zmuszaniu ludzi do podążania tam, gdzie chciał ich widzieć. Matka od zawsze uczyła go zasad tej zabawy, a on okazywał się pojętnym uczniem. Dlatego też nosił te wszystkie maski, ułatwiały panowanie nad ludźmi. Zawsze byli łatwiejsi w obsłudze, gdy dostawali to czego chcieli, więc im to dawał. Gra z C. była nieco trudniejsza, a przez to znacznie bardziej atrakcyjna.
Gdy się zbliżała obserwował ją z uwagą, ale bez niepokoju. Raczej z zainteresowaniem. I był mile zaskoczony jej zachowaniem. Najwyraźniej załapała nowe zasady. Odwzajemnił pocałunek, a potem delikatnie pogłaskała ją po głowie. Lodowate spojrzenie nie dawało jednak złudzeń - to była tylko część zabawy.
- Grzeczna dziewczynka. - pochwalił ją z czułością w głosie. - A teraz chodź, zabiorę Cię do skrzydła. - wyciągnął w jej kierunku dłoń i czekał na reakcję. Podejmie wyzwanie czy stchórzy?
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Sob Lis 16, 2013 3:47 pm
Nie bał się...? Nie bał się jej już? To będzie musiała to zmienić, sprawić by uwierzył, że ona jest jego koszmarem, jego boginem. Niech więc podniesie na nią różdżkę, czy też dłoń - śmiało! Oto przecież jej chodzi, o to żeby tylko dał jej pretekst by i ona sięgnęła po różdżkę.
Był taki pewien, że wygra, że pierwszy zdobędzie odpowiednie informacje na jej temat - była tego świadoma i w głębi ducha śmiała się z tego.
Prychnęła tylko i poprawiła włosy, czując jak miejsce w którym były i są jej blizny piecze.
Chyba nie będzie miała wyboru i będzie musiała odwiedzić Skrzydło Szpitalne. Z Rabastanem. Z jej przyszłym narzeczonym.
Posłała mu zimne, ponure spojrzenie, zapowiadające, że to nie koniec. Że to on jej się podporządkuje, a nie a odwrót.
Po chwili wahania, nie chwyciła go za dłoń. Za to podeszła jeszcze bliżej i złapała go mocno za ramię.
- Prowadź więc, mój kochany - syknęła, wbijając mu paznokcie w skórę. Zmrużyła oczy.
Była uwięziona w ich grze.
Dała się wciągnąć w to wszystko, byleby tylko wygrać i go upokorzyć.
A skrzydła znowu chcą się rozprostować, choć przecież nie da rady się na nich unieść w przestworza.
Czuła się w jakiś sposób upokorzona, choć i tak nie równało się temu, kiedy Sahir wgryzł się w jej szyję.
I zaczną się szepty.
Zacznie się niezdrowe zainteresowanie.
A przecież tak bardzo tego nie chciała.
Tak bardzo nie chciała, żeby jej matka wygrała.

[z/t]
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Sro Cze 04, 2014 9:14 pm
Pragnął łez?
Łzy były być może wcześniej, już sama nie pamiętała. Ale on nie zasługiwał na to by zobaczyć jej upadek. Żaden z tych zimnych mężczyzn na to nie zasługiwał. Co ja mówię, zupełnie nikt na to nie zasłużył. Bo przecież nie ma zaprawdę bardziej żałosnego widoku, niż zimny płacz chaosu. Pewnie tego żałował, tak ironicznego zbiegu okoliczności, że oto właśnie ona miała wkroczyć do tego małego świata czystokrwistych powiązań.
Brakuje tylko wyskakującego gdzieś znienacka Rabastana, nieprawdaż Avery?
Jej oczy szybko uciekały z bandaża na jej pokaleczonej ręce wprost na twarz Blacka, który martwił się o nią. O NIĄ! Ależ brzmi to absurdalnie! Nie powinno mieć to w ogóle miejsca, nie powinien w żaden sposób troszczyć się o Rockers. To było naiwnie głupie z jego strony i miał się o tym przekonać w najbliższym czasie, bo teraz raczej to do tego Gryfona nie dotrze. Przynajmniej jeszcze.
Stoją tutaj.
Dwa przeciwne drogowskazy pokrętnej ścieżki, próbując być może zrozumieć siebie wzajemnie. Ale do tego nie dojdzie, Black.
To jest już stracona...osoba.
Już od dawna.
Postaw krzyżyk. Zapomnij, albo ona Cię dopadnie. I pozbawi szczęścia całkowicie.
Caroline zmrużyła powieki i odskoczyła od Syriusza, jak oparzona, gdy usłyszała pozornie niegroźny głos Jonathana. Na jej wargach zamajaczał niechętny grymas, który po chwili zniknął. Przecież trzeba udawać. Udawać by osiągnąć doskonały efekt całego pokazu. Z tymi błękitnymi oczami bowiem sprawa nie jest taka prosta. Trzeba bardziej się postarać. To nie są pozornie spokojne oczy pana Lestrange. To jest inny rodzaj głazu.
Póki co nie otrzymasz komentarzy, nawet dłuższego spojrzenia, mały robaczku. Będziesz czekał znudzony, lub zaciekawiony na kolejną scenę tego aktu. Wiem, nie wzrusza Cię to. Udajesz obojętnego, całkowicie pozbawionego emocji. Lecz... jak długo wytrzymasz? Ile wytrzyma ten sztuczny uśmiech na twej bladej masce?
Oboje byli niczym porcelanowe figury, które nie potrafią się swobodnie poruszyć. Czarne dość długie kosmyki dziewczyny musnęły jego twarz, kiedy gwałtownie odwróciła głowę w stronę przeciwnej kamiennej ściany. Wolną nie zajętą przez niego dłonią dotknęła jego szyi, badając tę nieznaną dla niej strukturę. I błądziła palcami po jego wgłębieniach, zatrzymała się na małych pieprzykach i szukała jakichkolwiek większych znamion wartych zapamiętania.
Ta zabawa jednak nie trwała długo – dotarli bowiem do celu swej wędrówki. Przeszli przez przejście i zatonęli w tej toksycznej zieleni, a tam czaił się chłód i niewyobrażalna ciemność.
C. wyrwała się z jego objęć – zresztą nie obejmował ją jakoś specjalnie mocno - chwyciła go za ubranie i popchnęła za jedną z srebrno-zielonych zasłon by nikt nie wtrącał się w swoistego rodzaju przedstawienie.
Chciałeś tego, Avery?
To masz!
Baw się, improwizuj, czytaj swoje kwestie w inny sposób, niż dotychczas!
Chwyciła za jego podbródek i zmusiła by spojrzał w jej burzowe w tamtym momencie oczy.
- Co Ty kombinujesz? Oboje wiemy, że ostatnią rzeczą, jaką chciałbyś robić to szukanie mnie po zamku – warknęła cicho, ale o dziwo dość spokojnie. Drugą dłoń zatopiła w jego ciemnych kosmykach. – Nudzi Ci się? Nie jestem rozrywką na pokaz, Avery. Jak nie Ty, to Lestrange, Black, albo.. inni – na krótki moment zamknęła usta i spojrzała gdzieś w bok. Pomyślała bowiem o psychopatycznym Collinsie. To było jednak złe i nieważne. A co najważniejsze było dla niej zgubne. Po chwil wróciła jednak do siebie i przejechała paznokciami po jego karku, czekając na jego kolejny ruch, by wiedzieć do czego to zmierza. Czekała na prowokację, na powód by oddać cały swój ból właśnie jemu.
No dalej, Jonathan! Dalej! Daj jej powód!
Chcesz przecież przedstawienia i doskonale wiesz, że ona może Ci go dostarczyć!
Ale Ty też musisz się oto postarać!
- Wiesz co to jest nicość, Avery? Wiesz jak to jest powolnie umierać każdego dnia? Bawiłeś się kiedyś życiem innej osoby? Byłbyś w stanie doprowadzić kogo do obłędu, hm? Tyle pytań, tak mało szczegółowych odpowiedzi! A może wolisz milczenie? Może wolisz czuć dotyk Śmierci na swej skórze, pożądasz chwil, które przynoszą jedynie ukąszenia żmii...

Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Sro Cze 04, 2014 10:23 pm
Nie podobał mu się dotyk Caroline; jej dłoń błądząca po jego szyi przyprawiała go o dreszcze, które miał nadzieję pozostawały wyczuwalne wyłącznie dla niego. Była to reakcja na niebezpieczeństwo, dyskomfort czy też może cień pożądania, które wzbudzić w nim mogła praktycznie każda ładna buzia? Pierwszą z opcji można było wykluczyć bez głębszego zastanowienia, jednak sprawa dwóch pozostałych pozostawała jak najbardziej otwarta. Mamy bowiem do czynienia z Jonem, czyż nie?
Opuścił bladoniebieskie spojrzenie na dziewczynę, po czym przeniósł je na zasłony, za którymi skryli się za sprawą tejże. Serio? Cień uśmiechu zamigotał na jego wąskich wargach, gdy przez głowę przemknęły mu wspomnienia z tego miejsca. Nie pierwszy raz dane było mu znajdować prywatność właśnie za ciężkimi zielono-srebrnymi kurtynami...
Tfu, Avery, skup się! Przy piersi trzymasz małą żmijkę, gotową ukąsić w najmniej spodziewanym momencie, a ty myślami jesteś już daleko stąd i to przy sprawach już za bardzo pachnących pieleszami.
- Szukałem okazji do zabawy, moja droga. I napatoczyłaś się Ty. Także widzisz, że mamy zupełnie inne zdanie na temat rozrywki jaką możesz zapewnić - białe zęby błysnęły w bezczelnym uśmiechu, a oczy zmrużyły się nieznacznie.
Cofnij dłoń, Rockers.
Głaskanie pod włos czy też ciągnięcie za ogon może skończyć się nieprzyjemnie nawet dla Ciebie, pomimo niewątpliwej słabości jaką żywi do Ciebie Avery. Słabości? Właśnie. Takiej jaką ma się do ulubionego zwierzaka czy też niesfornego chrześniaka.
Nie rozumiał tej dziewczyny, zrozumieć także się nie starał. Była dla niego zagadką, nie kusiła jednak odkryciem. Mała zagubiona istotka, przeżarta przez własny gniew i ból, zatopiona w nienawiści do... No właśnie, kogo? Wszystkich i wszystkiego? Nie miał pojęcia, wgłębiać się w to nie zamierzał. Dopóki była dla niego niezrozumiała była również intrygująca i nieprzewidywalna. Kiedy wybuchnie gniewem, wysunie pazury i ukąsi? To nieistotne, póki miał ją obok siebie. Każdy moment będzie bawił go tak samo.
- Czasami zastanawiam się czy Ty przypadkiem nie podbierasz Slughornowi jakichś eliksirów - mruknął jej do ucha, pochylając przy tym głowę i ściągając jej dłoń ze swojego karku.
Źle trafiła; nie był Rabastanem uwielbiającym tego typu dysputy i przedstawienia. Avery zdecydowanie należał do osobników racjonalnych, nie znajdujących przyjemności w gdybaniu i pseudo wnikliwym rozważaniu kwestii życia i śmierci, czy też psychiki panny Rockers. Nie mogła liczyć na znalezienie w nim rozmówcy gotowego na tego typu rozmowy.
Złapał ją za obydwa nadgarstki, ściskając je w dłoniach nieco mocniej niż było to wskazane. Srebrny sygnet nieprzyjemnie wpił się w delikatną skórę Ślizgonki na co Avery zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi. Nie odsunął ust od jej ucha, a wręcz przysunął je jeszcze bliżej niemal muskając dziewczynę chłodnymi wargami. Jej bliskość była taka... niecodzienna?
- Odpuść sobie, Caroline. Nie jestem moim kuzynem, nie bawią mnie podobne zagadnienia. A nawet jeśli to chyba nie sądzisz, że akurat Tobie miałbym ochotę udzielić tych odpowiedzi? - nie widziała jego uśmiechu skrytego za ciemną kotarą jej włosów.
Całe szczęście, bowiem nie był to zwykły czarujący uśmiech dziedzica jednego z najstarszych czarodziejskich rodów, którym raczył wszystkich na około. Pod tym grymasem kryła się drażniąca złośliwość przesycona obrzydliwą wręcz dawką pewności siebie i samozadowolenia.
Jak na razie bawił się wyśmienicie, a czy był w tym sam czy też nie, nie miało to dla niego większego znaczenia.
Czyżby czas spędzony na rodzinnym łonie aż tak bardzo dał ci się we znaki, Avery, iż szukasz możliwości wyładowania emocji na kimś innym? Najwidoczniej. Pomyśleć, że kiedyś sama myśl o tym przejęłaby cię dreszczem obrzydzenia.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Sro Cze 04, 2014 11:12 pm
Dlaczego? Przecież ten dotyk nie posiadał nawet tej rozpoznawalnej dla niej trucizny, można byłoby rzec, że był "niemalże" pieszczotliwy. Tak jakby dotykała kotka, badała czy nie posiada żadnych robaków, czy zamruczy, czy też wyciągnie pazurki.
Jesteś kotkiem, Avery?
Niebezpiecznym małym zwierzątkiem, który w razie potrzeby potrafi wbić się uparcie w czyjeś ciało? A może to dla Ciebie zbyt mało, może Ty zwyczajnie lubisz się tak drażnić? Chcę Cię zwyczajnie poznać, sprowokować; zresztą doskonale zdajesz sobie sprawę czego ja mogę od Ciebie pragnąć.
To nie było miłe towarzystwo, przy niej nie dało się zapomnieć, dać się otulić słodkiemu zapomnieniu od wszelkich trosk życia. Jej usta nie zapewniały skutków takich, jak po wypiciu eliksiru szczęścia, jej dotyk nie sprawiał, że buchało od kogoś gorącem - wręcz przeciwnie.
Wiecznie. Chłodny. Dotyk. Aż. Do. Szpiku. Kości.
Czy wyczuwasz te zimno? Bo Królowa Śniegu zaczyna wbijać w Ciebie swe sople i szczerze powiedziawszy, im bardziej zmieniasz grymasy na swej twarzy, tym bardziej drgają jej wargi.
Ona wręcz się do Ciebie uśmiecha. Uśmiecha, jakby chciała Cię okłamać, że będzie wszystko w porządku. Że to nic wielkiego i nie będzie nic a nic bolało.
- Widzę, że masz wygórowane potrzeby, Avery. Potrzeby, które mogą Cię wpędzić do grobu... - zawiesiła głos, a jej oczy niebezpiecznie błysnęły, uśmiech na jej twarzy też się powiększył. Nie rozumiała tego, działała pod wpływem różnych impulsów, które przepływały przez jej ciało, jak ciche zaklęcia. Oczywiście, że rzucił jej się w oczy ten niezwykły sygnet; przecież to była duma wielu uczniów z Hogwartu, zwłaszcza Ślizgonów. - Piękny jest. Pasuje Ci, nadaje wręcz niecodziennego charakteru, wiesz? Widzę, że powoli przekraczasz pewną granicę. Bajecznie.
Syknęła cicho, pod wpływem delikatnego dyskomfortu, ale wręcz czuła, jak jej ciało zaczyna drżeć od wewnętrznego śmiechu. Jonathan Avery zwyczajnie ją bawił i nic nie mogła na to poradzić.
Jednakże mimo wszystko, nie powinien lekceważyć C. i jej zmiennego, jak huragan charakteru. Niby, jak każda kobieta, a jednak nie do końca.
Wręcz jakby wyrwała się z oddziału specjalnego Munga.
Zasyczała i tym razem ona zbliżyła swe zimne, wręcz sine wargi do jego ucha, drażniąc je swoim oddechem.
- Jak chcesz. Owszem, nie jesteś Rabastanem. On szybciej traci samokontrolę, lecz... ile Ty jesteś zdolny wytrzymać?
Znowu stała się idealnie niewzruszoną taflą zamarzniętego lodu.
Tylko jej oczy.
Jej oczy błyszczały, jak niebo przed rozpoczęciem burzy stulecia.
Długie chude palce powędrowały do jego szyi, zaciskając się na niej mocniej, a wargi, które były tak blisko jego ucha drasnęły je w sposób dość brutalny, zostawiający po sobie ślad.
Błazen? Aktor? Zwykły wężyk? Masochista?
Co Cię określa, moja niezwykła marionetko? Gdzie Twe sznureczki?
Ja też się zaczęłam bawić wraz z Tobą. Lecz... na ile mi pozwolisz? A może uciekniesz, zostawiając po sobie jedynie słone niedomówienia?
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Sie 18, 2014 10:01 pm
Nie chodziło o sam dotyk; dotyk jako fizyczne odczucie - nie podobała mu się własna reakcja na bliskość Caroline. Z niechęcią przyjmował do wiadomości poruszenie nią wywołane, mając przy tym nadzieję iż pozostaje ono niezauważone dla dziewczęcia. Uśmiechnął się delikatnie, tłumiąc tym samym drgnięcie mięśnia w policzku - znak tłamszonego gniewu bądź irytacji. Na siebie samego.
Chciała go sprowokować. Sprawdzić. Zobaczyć na ile może sobie przy nim pozwolić. Jak głęboko i boleśnie wbić swoje pazurki. Gdzie ugryźć najdotkliwiej.
Nie posiadała jednak jednej istotnej rzeczy. Mianowicie wiedzy na temat Avery'ego Juniora. Mogła ponawiać wysiłki w celu pokazania mu gdzie jego miejsce znajduje się według niej, jednak wątpliwe było by miało to przynieść jakiekolwiek efekty.
Jonathan był poza jej zasięgiem.
Przynajmniej według niego samego.
- Może i wpędzą, kto wie. Wpierw jednak muszą zostać zaspokojone, moja droga - uśmiech.
Szelmowski i ładny, miły właściwie. Mogący się podobać, zdecydowanie. Kolana nie miękną, Caroline?
Kobieta z bryły lodu wykuta.
Zbliżył się do niej jeszcze o krok, pomimo iż dawno już przekroczyli komfortową granicę bycia. Przycisnął dziewczynę mocniej do zimnej ściany. Nie powinno jej zaszkodzić. Nie powinna poczuć. Samej będąc niczym z kamienia. Pozornie, oczywiście.
W co grasz, Jon? Co chcesz osiągnąć?
Nie wiedział, szczerze powiedziawszy. Tam w korytarzu poczuł się w rodzinnym obowiązku przejąć ją z rąk Blacka. Nie planował nic więcej prócz odstawienia jej w miejsce, w którym postronni świadkowie nie doświadczaliby pokazu psychicznego niezrównoważenia Rockers... Swoją drogą. Świetne geny; miał nadzieję zostać chrzestnym pierworodnego Rabastana i jego wściekłej oblubienicy. Nieskończone pokłady radości gwarantowane do końca swych dnia, doprawdy.
Drgnął na wzmiankę o sygnecie, poluźniając przy tym na ułamek sekundy uchwyt dłoni. Ah, tu Cię ma, dumny paniczyku. Ugryzła idealnie, celnie wycelowała.
- Banał. Stwierdzenie oczywistości, nie warte strzępienia języka - wzruszył ramionami, zbywając dziewczę. Bez właściwego sobie polotu i humoru.
Gratuluję.
Z jakiego powodu ciągniesz to przedstawienie, Avery? Czy aż tak bardzo brakuje ci odrobiny rozrywki, by bawić się czyimś kosztem? To nie w twoim stylu, zdajesz sobie z tego sprawę dokładnie. Nie sparz się, chłopcze. Nie podbieraj zabawek przyjacielowi, choćby nie wiadomo jak bardzo ci się one marzyły. Kaprysy nie są priorytetami, zapamiętaj.
- Tak długo jak trzeba, proste. Pomijasz jedną istotną rzecz, nie zwracasz na nią uwagi. Ja nie muszę niczego wytrzymywać, niczego tolerować. Mogę wyrzucić Cię w kąt jak lalkę, która się znudziła. Nic mnie z Tobą nie łączy, moja droga. Prócz tych chwil... jak to nazwałaś? Rozrywki na pokaz, którą możesz mi ofiarować - zawiesił wyblakłe spojrzenie na jej błyszczących oczach, wolną dłonią pieszczotliwie przesuwając po ciemnych włosach ślizgonki.
Dzikie zwierzątko, mała żmijka.
Uniósł nieco podbródek, czując mocniejszy dotyk palców kociaka Rabastana - dziwny, nienaturalny gest ze strony chłopaka. Tym razem nie przeszkadzało mu to; nie wywierało większego wrażenia. Draśnięcie wargami zaowocowało dreszczem nieprzyjemnie biegnącym wzdłuż kręgosłupa, udał iż nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Co ty na to, nasza mała bestyjko?
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Sie 18, 2014 11:42 pm
Zły na siebie samego? Ależ dlaczego? Chciał wiecznie tkwić w swojej masce znakomitego aktora? To w sumie dość zabawna zagrywka. Niby nic nie dajesz po sobie poznać, a tu jednak...taka niespodzianka! Żaden człowiek nie jest w stanie zbyt długo ukrywać swych uczuć, nawet Ty, Avery!
To w końcu Cię dopadnie i zmiażdży tak dotkliwie i niespodziewanie, że nie będziesz miał pojęcia, jak zareagować. Istotnie... nie posiadała tej wiedzy, jednakże miała coś, czego brakowało reszcie ludzi - szaleńczą gorączkową wręcz nienawiść i chłód godny tego mrozu panującego za oknem. A to już sporo zmieniało w tej sytuacji. Wiecznie nie będziesz obojętny na nią samą, bo zwyczajnie się tak nie da. Jak sam zauważyłeś, ona nie odpuści.
Nie ma takiej opcji.
- Twoja jakże spokojna postawa jest godna podziwu, zwłaszcza, że no cóż ta sytuacja nie jest normalna - odpowiedziała pozornie spokojnie w środku, aż gotując się od mnóstwa sprzecznych odczuć. Jej psychiczny uśmieszek całkowicie zszedł z bladych zmęczonych warg.
Mięknąć?
Z powodu zwykłego wyćwiczonego ruchu ust? Może kiedyś to by zrobiło na mnie jakiekolwiek wrażenie. Kiedyś, lecz nie teraz. Dla mnie to jedynie kolejne machnięcie pędzla malarza, który już tysiąc razy powtarza ten ruch.
Istotnie i nie powinieneś o tym zapominać. Nigdy. Musisz się pilnować, bo wystarczy choćby najmniejsza oznaka słabości, a ona Cię pociągnie w dół wraz z własną osobą i z kilkoma innymi śmiertelnikami.
Nie lubiła, kiedy ktoś przekraczał granicę jej prywatności, chyba, że ona sama o tym decydowała, a Avery właśnie to zrobił, wzbudzając jej chęć dotknięcia go jeszcze bardziej boleśnie. Bo obecnie była to tylko gra. Tylko gra i nic więcej. I niczym innym nigdy nie będzie, prawda? Oboje tak zadecydowali.
Chwyciła go za szatę i zdecydowanie odepchnęła go lekko na bezpieczniejszą odległość, przynajmniej dwóch kroków.
Więc to tak wyznaczasz swoje priorytety, Avery? Zabawnie i niezgrabnie, poruszając się na tej wielkiej scenie świata? Czekając na choć odrobinę własnej satysfakcji i opanowania większego poruszenia? Nie jesteś widzem, Avery. Choć udajesz go, tak naprawdę pełnisz większą rolę od niego. Więc kimże jesteś? Władcą marionetek? Tym który pociąga za sznurki? A może jednak żebrakiem w szatach bogacza? Zdecyduj się, zanim ja to zrobię za Ciebie. A wtedy już nie będzie tak przyjemnie.
- Banał, powiadasz? Wiesz...jakoś Ci nie wierzę. Nigdy bym się nie spodziewała, że Ty, taki obojętny na wszystko zdecydujesz się po jakieś stronie chcesz być. No chyba, że... - zawiesiła na kilka sekund głos, patrząc mu przy tym złośliwie w oczy. - To nie była Twoja dobrowolna decyzja, hm? A zresztą, jak chcesz to nie mów mi nic. Widać to na pierwszy rzut oka.
Zgadywała, blefowała, atakowała na oślep. Robiła wszystko, co mogła by go sprawdzić, by wciągnąć w prawdziwy huragan emocjonalnego chaosu. Nieważne, czy rana będzie mała, czy też duża, ważne, że w ogóle się pojawi, choć jedna rysa na tym pozornie idealnym odbiciu wytrawnego gracza.
Drgnęła na jego słowa, niemalże niezauważalnie, czując jak na jej bladej nieczułej twarzy pojawia się grymas.
Czego więc naprawdę chcesz? Czego oczekujesz od jakiejkolwiek rozgrywki? Przyjemności? Słabości? Zapomnienia?
Nie odpowiedziała nic. Nawet nie drgnęła, kiedy dotknął jej włosów; oczy jednakże uważnie go obserwowały. Dłonie przesunęła na jego twarz, chcąc ją zbadać. Usta drgnęły delikatnie, wisząc nadal nad jego uchem, by móc do woli szeptać przesiąknięte jadem słowa.
- Idiotyzm. Dlaczego nadal tu tkwisz? Przecież aktualnie nie dostarczam Ci żadnej rozrywki. Po prostu szukam choć odrobiny czegoś, co mogłoby doprowadzić do utraty przez Ciebie kontroli. Bawisz się ze mną w chowanego, wymijająco odpowiadasz, bo do niczego innego nie jesteś zdolny. Nie uważasz, że to głupie tak ciągle udawać?
Zawirowała w tych słowach lekko, niemalże niegroźnie. Nie odczuwała bowiem powodu, żeby robić coś większego. Przysunęła się nawet bliżej do Ślizgona, chowając twarz w jego krótkich włosach. No odepchnij mnie, zrób cokolwiek! Zareaguj! Nie udawaj, że to wszystko jest normalne!
Dłonie z twarzy powędrowały do jego karku, gdzie okrutnie wbiła swoje paznokcie.
Nowe nieczułe doświadczenia, co? I tak to nic nie znaczy. Ktoś, kto praktycznie nie ma serca, nie odczuwa tego typu drgań przyjemności.
Śni mi się śmierć. Śni mi się krew. Śni mi się syk i jadowity śmiech.
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Czw Sie 21, 2014 3:26 pm
Przerażający był fakt, że ta przeżarta przez własną nienawiść nastolatka była w stanie tak trafnie odgadnąć co gra w duszy Avery'ego. Wywoływało to dreszcz niepokoju i nieprzyjemny ścisk w żołądku, dyskomfort w każdym tego słowa znaczeniu. Nie chciał by ktokolwiek poznał jego myśli i motywacje, miały należeć wyłącznie do niego. Nieznane pozostawały bezpieczne, nie pozwalały dotknąć jego osoby.
Obojętność ukazywana światu była doskonale wyuczona, a tym samym sztuczna. Nie było w niej cienia prawdy, stanowiła bezpieczny mur między nim, a innymi ludźmi. Każde słowo, każdy gest pod kontrolą. Uczucia trzymane na wodzy, nie mogące wymknąć się z doświadczonej dłoni. Młodociany arystokrata będący pod wpływem nie do końca zdrowego psychicznie ojca. Powoli powstająca kopia seniora rodu.
Chciała by bryła lodu pękła, ukazując prawdziwe wnętrze? Niedoczekanie. Skorupa zbyt dokładnie pokrywała osobę Avery'ego, rysy pojawiające się na jej powierzchni nie były głębokie. Przynajmniej do tej pory.
Uśmiechnął się półgębkiem, czując jak dziewczyna zwiększa dystans pomiędzy nimi.
- Sytuacja nie jest normalna - powtórzył jej słowa, jakby zastanawiając się nad nimi poważnie. - Normalność jest pojęciem względnym, powinnaś o tym doskonale wiedzieć, moja mała.
Żartował z niej, powołując się na pseudo psychologiczny bełkot. A może filozoficzny? Nieważne, nie interesowało go to. Zdanie to śmiesznie brzmiało w ustach Jona, nie trzeba było dobrze go znać by wiedzieć, iż nie mówił tego poważnie. Prowadzenie podobnych dyskusji nie leżało w naturze człowieka twardo stąpającego po ziemi, rzadko bujającego w obłokach.
Sytuacja zaczynała go męczyć, mijała się z celem w jakim znalazł się w obecności Caroline. Obeszło się bez wybuchów złości, które zawsze dostarczały mu rozrywki. Pozostało wysyczenie myśli wyjętych z nie do końca zrównoważonego umysłu. Prób rozgryzienia rozmówcy, wgłębienia się w jego sposób postrzegania świata i uczuć buchających w środku. To nie było w jego stylu; pochłaniało zbyt wiele energii. Nie interesowało. Nie podobało. Szczególnie gdy zahaczało o prawdę, rozbijając się boleśnie o barierę budowaną wokół od lat.
Avery chciał być tylko i wyłącznie widzem, nie pragnął dla siebie niczego więcej. Niespełnionym i niedoczekanym marzeniem było dla niego pozostanie z dala od wielkich zdarzeń i decyzji. Nie było mu to jednak dane, zmuszony został do zajęcia stanowiska. Przyjęcia roli jaką narzucono mu odgórnie. Inna możliwość? Nie przeszło mu to nawet przez myśl. Lata bezwzględnej tresury utorowały sposób myślenia chłopaka, skrzywiły go nieodwracalnie.
Zdawałaś sobie z tego sprawę, Rockers? Wątpliwe.
Nie chciał być również odpowiedzialny za pociągnięcia sznurkami w teatrzyku marionetek, nie interesowało go to zupełnie. Władza czy też kontrola nad innymi pozostawała dla Jona rzeczą obojętną, nie bawiła ani nie pociągała.
Śmieszną i jakże smutną - nie, niekoniecznie musi się to wykluczać - rzeczą była świadomość, iż ledwie siedemnastoletni chłopak pragnie wyłącznie świętego spokoju.
- Czy to ważne? Uczono mnie, że sposób nie jest istotny. Liczy się ponoć tylko efekt, a ten widzimy obydwoje - pokręcił głową w geście rezygnacji, uśmiechając się jednak przy tym delikatnie.
Mógł sobie wyobrazić satysfakcję, którą odczułaby wiedząc jak celnie trafiła ze swoją tezą. Prędzej wolałby odciąć sobie prawą dłoń niż przyznać jej rację, wkładając tym samym broń do jej drobnej dłoni. Nie, nie. To jeszcze nie była pora na emocjonalne samobójstwo.
Wąskie wargi chłopaka rozciągnęły się w szerszym uśmiechu, gdy oczy zarejestrowały grymas pojawiający się na twarzy Caroline. Nie spodobało ci się to co usłyszałaś, prawda? To było łatwe do przewidzenia. Tak, chciałby tego wszystkiego. Poczynając od słabości kończąc na rozrywce. Nie wiedział czemu, nie było to szczególnie w jego typie. To ona wywoływała w nim podobne uczucia, do tej pory w stosunku do nikogo innego nie czuł nic podobnego.
- Szukajcie, a znajdziecie - parsknął cicho, cytując mugolskie brednie, które pewnego dnia obiły mu się o uszy. - Skąd pomysł, że udaję, moja droga? Może po prostu nie mam nic więcej do powiedzenia, oferowania? Nie myślałaś o tym w ten sposób?
Pokręcił głową, wyraźnie zdegustowany, ale i rozbawiony. Oczywiście miała rację i tym razem, niedoczekanie jednak by miał jej ową przyznać. Nie był do tego zdolny, instynkty samozachowawcze nie pozwalały na to.
Czuł, że marnuje czas. Przepuszcza go przez palce, bawiąc się w słowne gierki, które nie prowadzą w sumie do niczego. Czemu ciągle sterczy za tą zasłoną, wdając się w słowne utarczki z tym chodzącym nieszczęściem? Nie wiedział, nie bawił się dobrze wbrew temu co zamierzał.
Odsunął od siebie dziewczynę na wyciągnięcie ramienia. Zdjął ze swojego karku dłonie, których paznokcie boleśnie wpijały się w skórę zostawiając na niej blade ślady półksiężyców.
- Wyobraź sobie tylko śmieszność sytuacji, gdyby ktoś niechybnie zajrzał za kotarkę - dlaczego ton głosu tak nagle mu się zmienił, przyjmując nieprzyjemnie złośliwe brzmienie. Zaśmiał się przy tym krótko, rozbawiony własnymi słowami. Zdecydowanie nie byłby to codzienny widok; podobne zachowanie nie pasowało do panny Rockers.
Chociaż o Avery'm nie można było tego powiedzieć.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Czw Sie 21, 2014 5:27 pm
Bezpieczeństwo? Ależ, Avery! Bezpieczeństwo czegokolwiek nie jest wieczne, zwłaszcza myśli i wewnętrznych struktur, które określają naszą prawdziwą osobowość. To, że wmawiasz sobie, że nikt nie pozna Twych ukrytych motywacji, nie znaczy wcale że tak będzie. Przecież wiesz. To jest ta banalna okrutna prawda. Kontrola... jakże rozkoszne słowo. K-o-n-t-r-o-l-a! Gdyby chociaż jej udało się tak utrzymać wszelkie emocje na wodzy, zwłaszcza te negatywne, które panowały nad nią, jak chciały. A te pozytywne? To jedynie marne strzępki, które nie widoczne są gołym okiem.
Wspaniałe geny, urodzony arystokrata, czyż nie było tak? Panicz, który marzy o tym, co jest dla niego niedostępne i o wiecznym satyrycznym uśmiechu uciechy. Im bardziej się opierasz, tym większą sprawiasz jej przyjemność i przy okazji dajesz jej powód by jeszcze bardziej się Tobą zainteresować.
Nawet nie zdajesz sprawy, jak niezdrową fascynację w niej wzbudziłeś tymi wszystkimi słowami. Zamiast zniechęcić, jeszcze bardziej ją do siebie przyciągnąłeś.
To nie było dobre.
Lód! Taki majestatyczny! Tak podobny, a zarazem różny od mojego! Czymże więc jesteś? Piekielnym demonem?
Parsknęła śmiechem, nie wierząc, że drażni się z nią w tak oczywisty i grubiański sposób.
Stać Cię przecież na więcej!
Uniosła jedną ciemną brew do góry i zacisnęła wargi w wąską kreskę.
Przeliczył się więc; nie będzie żadnych wybuchów gniewu, żadnych większych fajerwerków. Nawet ona nieraz nie miała na to chęci. Poza tym potrzebowała zapalnika, a tutaj... go nie miała.
Może i go sprawdzała i analizowała, któż to wie? W końcu na tym to polegało. Na psychologicznym wyniszczeniu człowieka od środka. C. jednak potrzebowała jakiś strzępków, myśli, słów, czy też zachowań, których mogłaby się uparcie trzymać i powoli, niezwykle powolutku infekować go jadem. Wszelkie magiczne sztuczki zostawiała na koniec, dla większej zabawy.
W końcu wciągnę Cię do swojego świata i zaczniesz się bać. Tu bowiem koszmary stają się rzeczywistością, powiedziałabym, że nawet chlebem powszechnym. Mogłabym umrzeć za te słodkie chwile.
- Efekt? Czymże byłby efekt bez sposobu? Sposób dostarcza przecież tego niezbędnego napięcia, którego punktem kulminacyjnym jest właśnie efekt. Rozumiesz, Avery? Te dwa pojęcia bez siebie są niczym... - powiedziała, otwierając szerzej swoje niebieskie, o dziwo spokojne oczy. Przynajmniej teraz.
Pragnę Twych emocji. Tych skrajnie płomiennych uczuć, które tworzą mą osobę.
Żmiję.
Wiedźmę.
Królową Śniegu.
Śmierć.
Co jest tak naprawdę prawdziwe w tym świecie? Ona sama już nie wiedziała, mieszając wizje na jawie z koszmarnym wymiarem. To była jej historia, której nikt nie pozna. Bo przecież nikt nie był tego wart, prawda?
- Wiem. Widzę to. To jest w Tobie. Jest niewyraźne, ale jednak... mogę to wyczuć - wyszeptała, gorączkowo przyglądając się jego twarzy. Może oczekiwała od niego zbyt wiele? Nawet Collins miał swoje granice, których mocno się trzymał. A miała wobec tego Ślizgona tak wielkie nadzieje! A to wszystko zostało przez niego zgniecione na proch i rozsypane, niczym śnieg na błoniach. Czasami brakowało jej tego; choćby jednej osoby, która potrafiłaby dokonać czegoś niemożliwego. Zrozumieć ją i jej szaleństwo.
Czyżby inna odsłona paskudnego portretu jej... duszy?
Czyżby choćby jeden niezgniły element?
Czy to w ogóle było możliwe?
Tak jakby wystarczył jeden pstryk palcami, a cały zimny ogień, który powoli szedł w górę, zniknął. I już! Pozostało coś na kształt dezorientacji, która niczym woda rozlewała się po jej ciele. Kiedy odsunął od siebie jej dłonie, odgarnęła pasmo ciemnych włosów z czoła, robiąc jeden krok w jego stronę, jakby bawiąc się na granicy jego cierpliwości; chociaż wątpliwe było, czy takowa w ogóle istniała, skoro z niczym się nie afiszował.
- A co? Obawiasz się jakiś plotek? Gdyby Ci, aż tak na tym zależało, to już dawno poszedłbyś w swoją stronę. A jednak na coś czekasz. Na coś spektakularnego, co pozwoli oderwać Ci myśli od własnej osoby. Przykro mi, nie dostarczę Ci dzisiaj niezdrowych wrażeń - mruknęła chłodno, dotykając jego policzka i zatrzymując na nim na chwile swe chłodne długie palce. Jej oczy śledziły ich wędrówkę po niemalże idealnie gładkiej skórze chłopaka, by zatrzymać się na niedoskonałości, a mianowicie bliźnie pod jego okiem. Nie powiedziała jednak nic, jedynie uśmiechnęła się na pół-drwiąco na pół-dziwnie. Podeszła jeszcze bliżej, patrząc wprost w jego oczy, jakby chciała z nich wyczytać cokolwiek.
Boisz się mnie? Gardzisz mną?
Odejdziesz?
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Czw Sie 21, 2014 10:09 pm
Gdyby tylko zdawał sobie sprawę jak duże zainteresowanie wzbudzają w Caroline inni ludzie! Byłby szczerze zdumiony, zdezorientowany owym odkryciem. Nie był w stanie zrozumieć podobnych fascynacji, rzadko kiedy ktoś poruszał go w jakimś większym stopniu. Świat Avery'ego kręcił się wokół jego osoby, bogactwo własnego wnętrze wystarczyło mu do zaspokojenia podstawowych potrzeb.
Jako typowy przykład megalomana uważał własne ja za to najbardziej wyraziste i interesujące, skłaniające do przemyśleń i rozważań.
Inni ludzie?
Czasami owszem, byli warci do zatrzymania na nich spojrzenia na dłużej. Jak Ślizgonka kilkanaście minut temu w korytarzu. Kiedy jej zainteresowanie rosło, jego równomiernie spadało.
Nagle poczuł się zmęczony, zniechęcony rozmową. Jak już wcześniej było wspomniane podobne dyskusje nigdy nie należały do ulubionych Jona. Wywoływały w nim dziwne uczucie rezygnacji zmieszanej z rozdrażnieniem, którego to jednak nie okazywał na zewnątrz.
Znudzony powoli zamykał się na możliwość konwersacji, spojrzeniem uciekając gdzieś w bok i z trudem utrzymując myśli przy sobie. Skąd to nagłe rozkojarzenie? Nie miał pojęcia.
- I w tym się różnimy, moje zdanie na temat sposobu i efektu jest zgoła odmienne. Ja chcę widzieć poprawny wynik końcowy, nie interesuje mnie jak do niego dojdzie - nijakiej finezji nie było w sposobie myślenia chłopaka.
Ach, świadomość iż Caroline stara się rozłożyć jego osobę na czynniki pierwsze, poznać emocje i sposób myślenia na pewno bardzo by go rozbawiła. Niemniej byłby to w pewnym stopniu śmiech przez łzy. Bowiem taką właśnie reakcje winny wzbudzać zamiary niedorzeczne, dzięki którym marnuje się coś tak cennego jak czas.
Skrzywił wargi w dziwnym wyrazie, słuchając kolejnych słów dziewczyny. Nie pomyliła się, nie był tak pusty za jakiego chciał uchodzić.
Zadziwiająco trafne osądy wydawała ta mała niezrównoważona osóbka, której to spojrzenie świdrowało go prawie że na wskroś.
Nie podobało mu się to.
Nie miał również zamiaru nic z tym zrobić.
Wbrew temu co sądziła nijak nie mogła mu zaszkodzić, wsączyć trucizny do krwiobiegu.
Pozostawał dla niej niedostępny, wcześniejsze jego słowa na temat wyrzucenia jej w kąt niczym starej lalki były jak najbardziej prawdziwie. Wyłącznie od Avery'ego zależało czy pozwoli tej złośnicy wejść w jego życie. Bez pozwolenia nie miała nic do powiedzenia na ten temat - z czym zapewne ona sama by się nie zgodziła.
- Masz za wysokie zdanie na mój temat - nie chciał prowadzić rozmowy pędzącej tym torem.
Postanowił to zakończyć, uznając iż za wiele czasu już poświęcił na strzępienie języka po próżnicy. Nieopacznie chlapnie coś czego by nie chciał, a wiedźma pochwyci się tego jak sęp kawałka padliny. Mimo całej pewności siebie po co ryzykować? Nie miał zamiaru pozwolić wariatce na wejście z butami w jego życie; niewinna zabawa jej emocjami to nie to samo co dawanie jej poznać lepiej samego siebie. Wiadomo było, że kiedy bawi się zapałkami można się sparzyć - trzeba więc płonący patyczek wygasić w odpowiednim momencie, coby uniknąć nieprzyjemności.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyciągając z niej srebrną piersiówkę pełną wytrawnej Ognistej. Bladobłękitne spojrzenie skupiło się z całą uwagą na przedmiocie trzymanym w dłoni, sprawiając przy tym wrażenie jakby zapomniał na chwilę o obecności dziewczyny. Nic bardziej mylnego, szanowni państwo.
Upił głęboki palący łyk trunku, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
- Plotek? - wbrew woli roześmiał się wesoło.
Opinia publiczna naprawdę nie była ważna. Kto jak kto, ale Avery nie musiał się z nią specjalnie liczyć. Jasno świecącej gwieździe Slytherinu raczej niewiele mogło zaszkodzić. Od lat zresztą starał się przekonać szkolną społeczność, że coś takiego jak normy towarzyskie i zasady nie mają większego znaczenia dla kogoś tak wybitnego jak on sam. Uchodziło mu to na sucho, głównie dzięki charyzmatycznej osobowości, jak i znanemu nazwisku. Nie trzeba chyba wspominać, iż wprawiało go to w jeszcze większe samouwielbienie?
- Nie bądź taka, moja droga. Łamiesz mi serce podobnymi wyznaniami - głos mu się załamał w prawdziwym kunszcie aktorskiej prośby, wręcz błagania.
Pociągnął kolejny łyk, starając się nie zwracać uwagi na palce Caroline błądzące po jego twarzy i zatrzymujące się w co bardziej interesujących miejscach. Zmarszczył czoło, gdy musnęła bliznę powstałą lata temu, a jednak wciąż bolącą gdzieś w głębi duszy.
Nie odsunął jednak dłoni dziewczyny.
Złapał ją za to za wolną rękę, uśmiechając się przy tym niewyraźnie. Delikatne pociągnięcie i dwa kroki, tyle wystarczyło by znaleźli się znów w centrum życia mieszkańców Slytherinu. Oderwał spojrzenie od Rockers, by obrzucić nim zgromadzonych w pokoju. Pięć mniej lub bardziej znanych osób, niewiele.
- Nie chciałbym żebyś przemęczała swoje zgrabne nóżki - oświadczył z pełną powagą, siadając przy tym z rozmachem na pierwszym lepszym fotelu i ciągnąć dziewczynę za sobą, na swoje kolana. Dzięki sporej różnicy wagowej ów manewr nie był specjalnie skomplikowany.
Uśmiechnął się do niej zadowolony z siebie, czekając na jej ruch.
Co teraz, nasza mała dzikusko?
Przesunął pomiędzy swymi długimi palcami piersiówkę, muskając delikatnie grawer wyryty na jej przodzie.
Po czym zrobił to co było do przewidzenia; uraczył się kolejnym dużym łykiem ognistego trunku.
Nie, nie robiło mu specjalnej różnicy to, iż znajduje się w Pokoju Wspólnym.
Bynajmniej.
A co z Tobą, Ce? Jak Ci się podoba taki obrót spraw?
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pią Sie 22, 2014 11:14 am
Duże zainteresowanie?
Czy na pewno użyto odpowiedniego doboru słów, by określić tą dziwaczną chęć poznania, jak najwięcej szczegółów by móc spokojnie wykorzystać to przeciw tej drugiej osobie? Śmiem wątpić. Zawsze przecież na końcu chodziło o nią samą i jej samolubne pobudki, więc w jakiś sposób oboje byli skupieni jedynie na własnych potrzebach i na tym by je zaspakajać. Nie było właśnie tak?
Jeśli wychodził z założenia, że jej uwaga będzie skupiona w jakikolwiek sposób na tym, czego on chce to niestety, a może stety przeliczy się.
Doprawdy, Avery? Aż takie to było proste? Im bardziej na Ciebie zwracano uwagę, tym bardziej się od tego odcinałeś? Interesujące.
A ona akurat to lubiła. Wciągać w swe słowne potyczki, by potem móc wyciągnąć, jak najwięcej wniosków i zaatakować zupełnie znienacka.
Powoli. Powolutku. Od środka. Nieco długi proces, ale opłacalny. I to bardzo.
Zauważyła te drobne szczegóły, wszak nie odwracała od niego spojrzenia, jakby za cel wzięła sobie badanie i zapamiętanie jego reakcji na różne zewnętrzne czynniki, czy też na nią samą.
Nie chcesz rozmawiać, co Avery? Unikasz mojego spojrzenia, każdego wymawianego przeze mnie słowa, by nie dać się sprowokować do nagłego wybuchu. Czyżby to było za wiele? Nie chcesz dostarczyć mi tej przyjemności, hm?
Prychnęła, niczym rozjuszona kotka na jego słowa. Uważała to przynajmniej za niedorzeczne i wyjątkowo głupie myślenie. No ale cóż zrobić? Nie wszystko było takie, jakie by chciała. Zwłaszcza, że postawił sobie na cel by ją, jak najbardziej zniechęcić do "marnowania" czasu na próbę jakiegokolwiek poznania go, dając jej definitywnie do zrozumienia, że to nie ma sensu.
To akurat nie była dobra taktyka. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Zamiast tego, jeszcze bardziej przyciągało ją to do jego; wydawałoby się zwykłej osobowości, która tak do niej przemawiała, nie wiedząc czemu.
Może naprawdę zwariowała? Zgubiła się gdzieś po drodze swoich dziwacznych wyobrażeń o świecie? Tam gdzie kończy się jawa, a zaczyna się koszmar.
Nawet nie wiesz, jak C. marzyła o tym by Cię zaskoczyć, zobaczyć coś innego, niż Twoją maskę. Tak jakby to cokolwiek miało zmienić, czy też okazać się czymś godnym jej uwagi.
Czyżby Cię wywyższała? Możliwe.
Doszukuję się czegoś w pozornie pustej kukiełce z widowni; dobrze wiemy, że to tylko przebranie! Pokaż więc mi więcej! Choćby jeden drobniejszy szczegół! Może i jestem od Ciebie teraz uzależniona, ale nie myśl, że mną zawładniesz! Bestia ostrzy już na Ciebie kły, rzucając co jakiś czas ukradkowe spojrzenie w Twą stronę.
I nic ponadto.
Na jej wargach zamajaczył cień, coś na kształt małego, niemalże subtelnego uśmiechu, jakby czekała, aż przyzna się do kłamstwa; co oczywiście nie nastąpi.
- Wątpię - mruknęła pozornie beztrosko, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
A więc widzę, że i Ty wyciągnąłeś wnioski z obserwacji! Pilnujesz się, lecz na jak długo? Sprawiasz tylko, że ona się tak łatwo od Ciebie "nie odczepi". I ani jej, ani Tobie nie byłoby to na rękę, ale czego się nie robi dla gry, która trwa już trochę czasu? Brawo! Zostałeś jednym z pionków na jej swoistej szachownicy!
Przekrzywiła głowę, kiedy wyciągnął piersiówkę, a chwilę moment w jej nozdrza uderzył zapach, który tak dobrze znała. O pewnych rzeczach się nie zapomina. Nigdy. Zamrugała szybko, jakby budząc się z dziwnego snu. Znowu skoncentrowała całą swoją uwagę na Nim i jego słowach, nie odzywając się. Irytowała ją ta jego nonszalancka wyuczona pewność swoich racji, uderzało to w jakiś sposób w jej dumę. Mimo wszystko posiadała te resztki pannicy z czystokrwistej rodziny. Po raz kolejny się skrzywiła, starając się jednak skupić na ruchu swoich palców po jego twarzy i zagadkowej bliźnie. W pewnym momencie palce poszybowały wyżej by odgarnąć część włosów z jego czoła. Kwestia pewnych dziwacznych odruchów.
- Poczekaj to może uwierzę - odparła ironicznie, zaciskając zęby.
Co też kombinujesz? Niemiłe Ci jest spokojne życie? Lodowe sople przy bliższym z nią kontakcie boleśnie Cię ukłują.
Zaskoczenie zabłysło w jej oczach, kiedy złapał ją za rękę i pociągnął ją za sobą. To jednak było nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się potem! Korzystając z jej tymczasowej dezorientacji i swojej przewagi wagowej zmusił ją by wylądowała na jego kolanach i to w niezbyt komfortowej, jak dla niej pozycji. Włosy rozsypały się wokół jej bladej twarzy, która znajdowała się teraz zaledwie kilka centymetrów od niego. Jej chmurne oczy pociemniały, a na wargach pojawił się niezbyt przyjemny grymas. Czuła, że jeśli tak dalej pójdzie to nie skończy się to dla niego najlepiej.
Bez ostrzeżenia chwyciła jego piersiówkę i wypiła sporego łyka, po czym brutalnie wepchnęła ją z powrotem w jego długie palce.
- Chyba sobie kpisz - syknęła ostrzegawczo, rzucając ukradkowe spojrzenie na tych kilka przypadkowych osób, po czym znów wróciła wzrokiem do niego. Zarzuciła część długich włosów do tyłu, po czym oparła dłonie o barki Avery'ego, wbijając w nie swoje długie palce. Zbliżyła swoje wargi ponownie do ucha chłopaka.
- Jak Merlina kocham, prosisz się o to bym się Tobą zajęła w niedalekiej przyszłości. Wierz mi, że wystarczy mi tylko jedno Twoje potknięcie, a kawałek po kawałku... - urwała na chwilę i jedną rękę skierowała na jego usta, obrysowując je. - Cię pokonam. Delikatnie mówiąc. To będzie gorsze od wszystkiego. Nawet od sposobu w jakim dorobiłeś się tej ślicznej blizny.
Uśmiechnęła się paskudnie, po czym zbliżyła swoje wargi i musnęła białą pamiątkę po ojcu pod jego okiem.
Chcesz więc dalej drażnić jadowitą żmijkę? Bez względu na konsekwencje i domniemane straty? Tak bardzo jesteś pewny swego zwycięstwa nad nią?
A może... może, jak zawsze tylko Ci się nudzi?
U niej zimno przeplatało się z domniemanym ogniem, którego tak bardzo starała się unikać.
Jonathan Avery
Oczekujący
Jonathan Avery

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Nie Sie 24, 2014 9:09 pm
Próbuj więc, Caroline.
Zmarnuj czas w nieudolnym pościgu za myślami i motywacjami Avery'ego. Nikt Ci przecież tego nie zabroni, nie spróbuje powstrzymać. Może nawet sam obiekt zainteresowania podsunie Ci kawałek układanki, ot taki drobiazg nieistotny mający wyłącznie na celu rozpalenie ciekawości. Bo czemu by nie?
Zabawa w kotka i myszkę była całkiem zajmująca, szczególnie gdy każde z nich widziało siebie w roli drapieżnika.
Przez chwilę, niedługi moment.
Żebyś tylko się nie rozczarowała, nie nacięła na nim.
Zawiesił spojrzenie błękitnych oczu ponad ramieniem Caroline, uśmiechając się przy tym łagodnie pod nosem. Zastanawiał się nad słowami dziewczyny? Nie, bynajmniej. Postanowił je zignorować, nie wdawać się w kolejną według niego jałową dyskusję. Zawiedziona?
Długie nogi wyciągnął przed siebie, obejmując przy tym delikatnie dziewczynę w talii w trosce, by przypadkiem nie zsunęła się na ziemię. Dżentelmen, prawda?
Jej pełen złości syk nie wywarł na nim większego wrażenia; był stałym elementem spędzania czasu ze Ślizgonką. Przez głowę przemknęła jedna zawiedziona myśl, spodziewał się większego wybuchu. Wielka szkoda, doprawdy. Nie dostał jeszcze tego na czym mu zależało, mianowicie tej odrobiny rozrywki, o której ledwie kilka minut wcześniej rozmawiali. Nie zawiedź go, Caroline.
Przymknął powieki na ułamek sekundy czując wargi dziewczyny na swojej skórze. Nie spodziewał się po niej takiej bliskości, pierwszy raz tego wieczoru udało jej się go zaskoczyć.
Gesty tak różne od słów szeptanych w pasji do ucha, zabawne.
- Byś się mną zajęła? Brzmi kusząco, moja droga. Niestety za bardzo cenię sobie Rabastana by przystać na Twoją propozycję - uśmiechnął się szerzej, wbijając w nią rozbawione spojrzenie.
Celowo pominął dalszą część wypowiedzi; pofukiwania na temat bólu, śmierci i pożogi nie wywierały na nim najmniejszego wrażenia.
Nie strzęp języka po próżnicy, tylko zmarnujesz ślinę. I siły, wiesz przecież jak gniew wyczerpuje. Daje złudne poczucie mocy, po której po chwili nie zostaje nic prócz pustej skorupy.
Tańcz, moja lalko.
Póki jeszcze trzymam Cię przy sobie, nie wyrzuciwszy w kąt niczym starego łacha.
Konsekwencje, straty? Pozostawało to poza myślami Jona, nie dopuszczał takiej możliwości do siebie. Może popełniał błąd nie doceniając narzeczonej kuzyna? Kto wie.
Idziesz prostą ścieżką ku swej własnej destrukcji, Avery. Zabawa w zblazowanego degenerata pochłania cię bez reszty. Ucieczka od problemów pcha cię w objęcia niepoczytalności.
Nie twojej, innych.
Avery, ty wciąż na zimno rachujesz swe myśli, nie pozwalając do nich dotrzeć chociażby nutce tego wszechobecnego szaleństwa.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Pon Sie 25, 2014 5:01 pm
Pościg z góry skazujesz na bezcelowe marnowanie czasu, a przecież mogłabym Ci wymieniać do utraty tchu przykłady, które mówią coś innego. Pościg za mordercami, gwałcicielami, złodziejami, wybrykami natury, które w 3/4 kończą się zwycięstwem, bo reszta trwa nadal, oczekując na pozytywne zakończenie. Rozumiesz, Avery? Nie jesteś doskonałym zamaskowanym przestępcą, który potrafi wiecznie uciekać. Nic jeszcze nie rozumiesz, choć uważasz, ach...tak. Uważasz, że nikogo takiego, jak Ty nie da się na niczym złapać, na żadnej zbrodni. Sądzisz, że jesteś idealnie wychowanym dżentelmenem, który potrafi zagiąć kogoś bez potrzeby zabrudzenia sobie jedwabnych białych rękawiczek krwią. Dżentelmenem, którego tajemnica przyciąga i otępia głupie istotki. I do tego samego worka głupich istotek wkładasz również ją, z pozoru niemyślącą, jedynie psychiczną dziewczynę, która jest Twoim, jakże skromnym zdaniem... przewidywalna. Bo oczekuje Tych samych efektów od każdego. Na razie daję Ci tylko przedsmak tego, co potrafi. Może C., póki co jedynie mówi, zamiast działać, ale przecież wiesz, że gdyby pozwoliła temu wewnętrznemu zimnemu płomieniowi płonąć, nie byłoby już tak zabawnie. Sądzisz, że zawsze będziesz trzymał odpowiednie zapałki, by ją "rozpalić"? Wątpliwe.
Nie jesteś czynnikiem, przynajmniej nie teraz, który zdołałby uruchomić ten wewnętrzny popieprzony mechanizm w środku czarnowłosej. Bo sam, mój drogi, jedynie gadasz, myśląc że machnięcie różdżką bez żadnej formułki wystarczy. Jesteś w błędzie. Co Ty myślisz? Że ona byle czym się zadowoli?
Nie będę spełniać każdej Twej zachcianki, Avery. Mówisz, że mógłbyś mnie w każdej chwili odrzucić w kąt, jak każdą lalkę? Śmieszne. Ja uważam, że jednak nie. Wtedy zupełnie nie miałbyś nic, a to by cię nie satysfakcjonowało w żaden sposób.
Jestem drapieżnikiem gotowym by Cię pożreć. Może nie teraz. Ani nie jutro. Ale kiedyś to nastąpi. Nie rzucam słów na wiatr, Avery.
Nie powiedziała już nic więcej, zamiast tego przypatrywała mu się złośliwie, uśmiechając się ironicznie. Złapała go za rękę, którą obejmował ją w talii i ścisnęła ją mocno, powoli zaczęła ją wykręcać. Tak po prostu. Z nudów.
- Takie śmieci to możesz dedykować innym, nie mi. Jeśli liczysz na cokolwiek, na płomienie, czy też zimno sam musisz się postarać. Myślisz, że to wystarczy by mnie sprowokować? Pustka. Pustka, Jonathanie. Nie czuję nic. Swoją sztucznością sam nie zapewniasz mi żadnego czynnika, którym mogłabym się posłużyć! - Odparła lodowatym tonem, łapiąc go za podbródek. - A może... może mam udawać, że jestem kimś innym? Dobrze wychowaną panienką? Mam się zwracać do Ciebie, paniczu? Używać wyszukanego słownictwa dla Twojej przyjemności? Twierdzisz, że tak cenisz sobie Rabastana, ale ja sądzę, że sam siebie próbujesz oszukać. Gdybyś rzeczywiście tak go "cenił" nie robiłbyś tego całego niepotrzebnego cyrku. Jesteś egoistą, Avery. Dużym dzieciaczkiem, który nie chce się nudzić. Sądziłam, że stać Cię na więcej. Ale Ty... Ty jesteś bezwartościowy. I wiesz co? Dziwię się, że w ogóle nosisz ten pierścień, skoro doskonale zdajesz sobie sprawę, że dla Niego nic nie będziesz wart. Bo po co Czarnemu Panu ktoś, kto nawet nie ma jaj ani ognia w sobie?
Powiedziała cicho i o dziwo spokojnie, jakby to nie było nic takiego. Wręcz w jej tonie można było usłyszeć śpiewną nutkę, jakby chciała mu to wszystko wyśpiewać. Oparła zimne dłonie o jego policzki i zetknęła się swoim nosem z jego, widząc bardzo dokładnie jego błękitne tęczówki. Nie miała zamiaru jednak zamknąć oczu, nawet, jak te zaczęły ją boleć od tej niezwykłej bliskości. Kilka milimetrów dzieliło ich wargi, ale to nie zmieniało niczego. Żadnego szybszego bicia serca, drżenia ciała. Niczego. No chyba, że były to tylko pozory...
To jak będzie, Avery? Odepchniesz mnie i stwierdzisz, że nie jestem warta by marnować Twój cenny czas? Przecież nie ma tych upragnionych fajerwerków, których tak bardzo pragnąłeś.
Jest jedynie strzępienie sobie języka, plucie na oślep jadem.
Chęć poznania.
Sponsored content

Pokój Wspólny - Page 2 Empty Re: Pokój Wspólny

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach