- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 1:28 am
Westchnęła i bez entuzjazmu pociągnęła za klamkę u drzwi. Musiała się jak zwykle dobrze zaprzeć, by uparte wrota puściły. Była dzisiaj strasznie zmęczona, więc wszystko, co wymagało wysiłku fizycznego jakoś jej nie szło.
Wyjrzała na zewnątrz. Nie było spiekoty. Na niebie królowały chmury, a przez szparę w drzwiach do budynku wdarł się przyjemny powiew wiatru.
Uśmiechnęła się niewyraźnie. Przynajmniej pogoda była choć raz dokładnie taka, jaką lubiła. Chłodna, nieco wietrzna i bez słońca, które w połączeniu z jej anemiczną cerą dawało często nieprzyjemne poparzenia. Kolejny powód, by unikać wychodzenia. Naprawdę kiepsko reagowała na promieniowanie UV. Właściwie, podobnie do albinosów, zawsze musiała pamiętać o różnych irytujących filtrach zanim wyszła na dłużej na zewnątrz. Chyba właśnie przez to zdążyła się do tego tak zniechęcić.
Opuszczanie budynku podczas bezchmurnego nieba kojarzyło jej się z nieprzyjemnym zapachem kremu, a nie zabawą z przyjaciółmi, przyjemnymi promieniami słońca na skórze i wesołą atmosferą. Kolejna rzecz, która separowała ją od normalnego społeczeństwa. Jakby wszystko musiała zawsze robić nie tak.
Westchnęła i wyszła na zewnątrz, nie od razu zdając sobie sprawę z tego, kto stoi zaraz przy drugim skrzydle wrót. Włosy, które opadły jej na twarz, za bardzo przesłaniały jej w tamtym momencie obraz. Dopiero kolejny podmuch wiatru odegnał je na drugą stronę i zaświeciła jej z boku ruda czupryna.
Odwróciła powoli twarz w jego kierunku, nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo powinien zdziwić ją ten widok. Przecież Irytek nie wychodził. Niby mógł, ale tego nie robił. Natalie nawet zastanawiała się nad tym swego czasu, ale tym razem jakoś o tym nie pomyślała. Naprawdę była jakaś otumaniona.
Podeszła do niego niespiesznie i również oparła się plecami o zamek, ale zaraz po chwili zjechała na ziemię i na niej usiadła, opierając się głową o nogę poltergeista.
- Co ci jest? Pytam poważnie. - Tylko tyle była w stanie teraz z siebie wydusić. Miała pustkę w głowie i niespecjalnie chciało jej się myśleć, lecz mimo to coś kazało jej dociekać, co jest z nim nie tak.
Ach no tak. Martwiła się o niego. Tu już nie chodziło o fakt, że z jakichś niewiadomych przyczyn jej zaufał. Tak może było na początku. Teraz autentycznie się o niego martwiła. Wydawał jej się strasznie samotny i zagubiony.
Dopóki go lepiej nie znała, zawsze myślała, że nie jest w stanie źle się czuć. Zawsze był roześmiany, beztroski i egoistyczny. Zupełnie nie przejmował się ludzkimi sprawami i problemami. Liczyły się tylko jego psikusy. Teraz jednak przyszło otrzeźwienie. Jak widać nawet rudzielec musiał borykać się ze swoimi demonami i był z nimi całkiem sam, bo pewnie mało kto pomyślał, by w ogóle chcieć mu pomóc. Myślał raczej jak Drake, grany przez poltergeista.
Wyjrzała na zewnątrz. Nie było spiekoty. Na niebie królowały chmury, a przez szparę w drzwiach do budynku wdarł się przyjemny powiew wiatru.
Uśmiechnęła się niewyraźnie. Przynajmniej pogoda była choć raz dokładnie taka, jaką lubiła. Chłodna, nieco wietrzna i bez słońca, które w połączeniu z jej anemiczną cerą dawało często nieprzyjemne poparzenia. Kolejny powód, by unikać wychodzenia. Naprawdę kiepsko reagowała na promieniowanie UV. Właściwie, podobnie do albinosów, zawsze musiała pamiętać o różnych irytujących filtrach zanim wyszła na dłużej na zewnątrz. Chyba właśnie przez to zdążyła się do tego tak zniechęcić.
Opuszczanie budynku podczas bezchmurnego nieba kojarzyło jej się z nieprzyjemnym zapachem kremu, a nie zabawą z przyjaciółmi, przyjemnymi promieniami słońca na skórze i wesołą atmosferą. Kolejna rzecz, która separowała ją od normalnego społeczeństwa. Jakby wszystko musiała zawsze robić nie tak.
Westchnęła i wyszła na zewnątrz, nie od razu zdając sobie sprawę z tego, kto stoi zaraz przy drugim skrzydle wrót. Włosy, które opadły jej na twarz, za bardzo przesłaniały jej w tamtym momencie obraz. Dopiero kolejny podmuch wiatru odegnał je na drugą stronę i zaświeciła jej z boku ruda czupryna.
Odwróciła powoli twarz w jego kierunku, nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo powinien zdziwić ją ten widok. Przecież Irytek nie wychodził. Niby mógł, ale tego nie robił. Natalie nawet zastanawiała się nad tym swego czasu, ale tym razem jakoś o tym nie pomyślała. Naprawdę była jakaś otumaniona.
Podeszła do niego niespiesznie i również oparła się plecami o zamek, ale zaraz po chwili zjechała na ziemię i na niej usiadła, opierając się głową o nogę poltergeista.
- Co ci jest? Pytam poważnie. - Tylko tyle była w stanie teraz z siebie wydusić. Miała pustkę w głowie i niespecjalnie chciało jej się myśleć, lecz mimo to coś kazało jej dociekać, co jest z nim nie tak.
Ach no tak. Martwiła się o niego. Tu już nie chodziło o fakt, że z jakichś niewiadomych przyczyn jej zaufał. Tak może było na początku. Teraz autentycznie się o niego martwiła. Wydawał jej się strasznie samotny i zagubiony.
Dopóki go lepiej nie znała, zawsze myślała, że nie jest w stanie źle się czuć. Zawsze był roześmiany, beztroski i egoistyczny. Zupełnie nie przejmował się ludzkimi sprawami i problemami. Liczyły się tylko jego psikusy. Teraz jednak przyszło otrzeźwienie. Jak widać nawet rudzielec musiał borykać się ze swoimi demonami i był z nimi całkiem sam, bo pewnie mało kto pomyślał, by w ogóle chcieć mu pomóc. Myślał raczej jak Drake, grany przez poltergeista.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 1:52 am
Powinien wyczuć zbliżającą się osobę, zwłaszcza teraz, gdy wokół nie było nikogo, lecz był tak zaaferowany niedawnymi sytuacjami i, przede wszystkim, co chyba oczywiste, wyjściem na zewnątrz, że zupełnie nie zwrócił uwagi ani na aurę Darkówny, ani na otwierane przejście. Dopiero kolejne trzaśnięcie drzwiami, które zbiegło się z jakimś dotykiem i zadanym pytaniem, sprawiły, że otworzył oczy i rozejrzał się.
Oczywiście, że go znalazła. Ona zawsze go znajdywała. W sumie trochę go to cieszyło. To naprawdę okropnie żałosne i wiedział, że nie powinien tak jej ufać, ani na niej polegać, ale w tym momencie było dokładnie tak jak po chwili odrzekł.
- Mam dość.
To brzmiało tak banalnie, że nie mógł powstrzymać wypełzającego na twarz uśmiechu. Często śmiał się lub uśmiechał, gdy było mu ciężko czy przykro. Tak jakoś, po prostu. Taki już był.
- Ale co cię to może obchodzić? - chciał zakończyć na pierwszych dwóch słowach, lecz jakoś nie wszystko dzisiaj szło zgodnie z jego planem. Skoro i tak zaraz wyjeżdżała, skoro zdążyła go już wyśmiać, poznać na wskroś i zrobić co tylko jej się umyśliło, to co szkodziło mu powiedzieć ten jeden cholerny raz co faktycznie myślał? Cofnąć to co twierdził wcześniej; już gorzej być nie mogło.
- Nic. - odpowiedział nie dając jej szansy na odzew.
- Nikogo to nie obchodzi. Nie dziwię się, to nawet zrozumiałe. Dla was wszystkich to miejsce jest tylko etapem. Wyjeżdżacie i nie macie czego tu więcej szukać, ale póki tu jesteście, panoszycie się jak na własnym. I nic nie można wam zrobić, nic! Chociaż to mój dom. Jestem tu najdłużej, a jakimś cudem najmniej mam do powiedzenia. Co za ironia.
A teraz jeszcze żalę się dziecku, które ma to wszystko w głębokim poważanie. Brawo ja.
Powinien się zamknąć, wiedział to. Później w oczy jej nie spojrzy, ewentualnie zwali to wszystko na... na żart? Bo tylko do tego był zdolny. Do kłamania i uciekania. Niezawodne metody radzenia sobie z wszelkimi sytuacjami.
Weź się ugryź w język. Nie mów już więcej. Nie mów. To tylko pogorszy...
- Myślałem, że chociaż ty...
Ale co? "Zrozumiesz"? "Będziesz inna"? "Zostaniesz"...? Nie ważne, i tak zamilkł. Nic więcej nie zdołał z siebie wydusić, wpatrzony w chmury na niebie, jakby były najciekawszym zjawiskiem tego świata.
Oczywiście, że go znalazła. Ona zawsze go znajdywała. W sumie trochę go to cieszyło. To naprawdę okropnie żałosne i wiedział, że nie powinien tak jej ufać, ani na niej polegać, ale w tym momencie było dokładnie tak jak po chwili odrzekł.
- Mam dość.
To brzmiało tak banalnie, że nie mógł powstrzymać wypełzającego na twarz uśmiechu. Często śmiał się lub uśmiechał, gdy było mu ciężko czy przykro. Tak jakoś, po prostu. Taki już był.
- Ale co cię to może obchodzić? - chciał zakończyć na pierwszych dwóch słowach, lecz jakoś nie wszystko dzisiaj szło zgodnie z jego planem. Skoro i tak zaraz wyjeżdżała, skoro zdążyła go już wyśmiać, poznać na wskroś i zrobić co tylko jej się umyśliło, to co szkodziło mu powiedzieć ten jeden cholerny raz co faktycznie myślał? Cofnąć to co twierdził wcześniej; już gorzej być nie mogło.
- Nic. - odpowiedział nie dając jej szansy na odzew.
- Nikogo to nie obchodzi. Nie dziwię się, to nawet zrozumiałe. Dla was wszystkich to miejsce jest tylko etapem. Wyjeżdżacie i nie macie czego tu więcej szukać, ale póki tu jesteście, panoszycie się jak na własnym. I nic nie można wam zrobić, nic! Chociaż to mój dom. Jestem tu najdłużej, a jakimś cudem najmniej mam do powiedzenia. Co za ironia.
A teraz jeszcze żalę się dziecku, które ma to wszystko w głębokim poważanie. Brawo ja.
Powinien się zamknąć, wiedział to. Później w oczy jej nie spojrzy, ewentualnie zwali to wszystko na... na żart? Bo tylko do tego był zdolny. Do kłamania i uciekania. Niezawodne metody radzenia sobie z wszelkimi sytuacjami.
Weź się ugryź w język. Nie mów już więcej. Nie mów. To tylko pogorszy...
- Myślałem, że chociaż ty...
Ale co? "Zrozumiesz"? "Będziesz inna"? "Zostaniesz"...? Nie ważne, i tak zamilkł. Nic więcej nie zdołał z siebie wydusić, wpatrzony w chmury na niebie, jakby były najciekawszym zjawiskiem tego świata.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 2:35 am
Nie wiedziała, czy zapytanie go o to po raz kolejny odniesie jakikolwiek skutek. Czy powtarzanie jakiegoś pytania w nieskończoność sprawia, że usłyszy się na nie w końcu upragnioną odpowiedź? Czy może jednak rozmówcę trafi w końcu szlag i każe ci się od niego odczepić? Pewnie zaczęłaby się nad tym teraz zastanawiać, ale była na to zbyt zmęczona. Wolała już siedzieć taka otumaniona i wpatrywać się przed siebie niewidzącym wzrokiem.
Może czekała w milczeniu na jego odpowiedź? A może zapomniała już nawet, że zadała pytanie? Miała paskudne problemy z koncentracją.
"Mam dość."
Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia. Choć raz się zgadzali. Nie była pewna, w jakiej dokładnie kwestii, ale jej w tym momencie również te słowa cisnęły się na usta.
"Ale co cię to może obchodzić?"
Serio? Ganiam za tobą, niańczę cię i staję na głowie by cię zrozumieć, a ty naprawdę tak uważasz? Ugh. Momentami naprawdę bywasz nieznośny.
Nie powiedziała tego na głos. Była zmęczona jego humorami i interpretowaniem wszystkiego po swojemu, ale nie chciała go teraz dobijać. Zwłaszcza, że kolejne jego słowa zupełnie odegnały od niej tego typu myśli.
Dopiero teraz dotarło do niej, dlaczego tak się zachowywał, gdy weszli do Wielkiej Sali. Nie znał Jerome'a, więc wplatał w jego zachowanie stereotypy dotyczące czarodziejów. Stereotypy myślenia, które wpierali mu oni przez pokolenia. A jego to bolało. Udawał, że spływa to po nim jak po kaczce, ale to naprawdę bolało. Czuła się głupia, że od razu tego nie zauważyła. Powinna była, ale mylne założenia przesłoniły jej prawdę.
Wzięła głęboki oddech.
- Że chociaż ja, co? Wrócę tu po szkole? Będę cię odwiedzać i nie zerwę kontaktu? Zostanę? Przejmuję się tobą i uważam za osobę, a nie tylko wnerwiający wybryk natury? - Wbrew zamierzeniom, zaczęła mówić coraz głośniej i podnosić się z miejsca, by stanąć przed nim i zmusić go by na nią spojrzał.
- Wbij sobie w końcu do głowy, że jestem ta "inna". Nie każę ci uwierzyć w to z miejsca, bo wielu już tak pewnie mówiło, jednak obiecuję ci, że za kilka set lat jeszcze ci to wypomnę. Zobaczysz. Nie wiem, jak będę wyglądać, czy będę wampirem, duchem czy czymś jeszcze innym. Pewna jestem jednego. Że danego słowa za wszelką cenę dotrzymam. Będę tu. Jeśli nie na stałe, to przynajmniej będę wracać. I będziesz mógł na mnie liczyć, bo jakbyś nie zauważył, robię wszystko żeby ci pomagać i poprawiać humor. Latam jak głupia po zamku i użeram się z ludźmi tylko po to, żebyś przestał zamrażać pokoje jako ten śnieżny kocur. Wytrzymuję nawet twoje ciągłe próby pokiereszowania mnie. Gdybyś mnie naprawdę nie obchodził, to już dawno dałabym sobie spokój, bo momentami nawet mi już siadają przy tobie nerwy. Mimo to, nadal tu stoję i staram ci się wbić do tego rudego łba, że nie masz racji. - Wzięła głęboki wdech, bo przez ten, wyjątkowo emocjonalny jak na nią, monolog zaczęło jej brakować tlenu.
- A kiedy myślałam, że w Wielkiej Sali gadam z Drak'iem a nie z tobą, to o mało nie dostałeś ode mnie w nos za tę gadkę o wyższości czarodziejów nad duchami i innymi bytami. Masz szczęście, że się zorientowałam, bo w tym momencie pewnie dalej byś biadolił, jak bardzo boli cię przeze mnie twarz - mruknęła, zwężając oczy.
- Nienawidzę takiego gadania. Czarodzieje nie są lepsi. Gatunek jak każdy inny. Czasami po prostu wnerwiający - dodała z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Nie cierpiała tej ludzkiej megalomanii. Skąd im się to w ogóle wzięło? Nawet w Biblii pisali, że są panami tego świata. Guzik prawda. Ich życie było tyle samo warte co takiego skrzata domowego czy centaura. Żadna różnica dla Natalie, jakiej razy miałoby być stworzenie, które zabije. Różnicę robił jej powód, dla którego miałaby to zrobić. Niestety, ale ludziom jakoś najłatwiej było jakiś odpowiedni znaleźć.
Może czekała w milczeniu na jego odpowiedź? A może zapomniała już nawet, że zadała pytanie? Miała paskudne problemy z koncentracją.
"Mam dość."
Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia. Choć raz się zgadzali. Nie była pewna, w jakiej dokładnie kwestii, ale jej w tym momencie również te słowa cisnęły się na usta.
"Ale co cię to może obchodzić?"
Serio? Ganiam za tobą, niańczę cię i staję na głowie by cię zrozumieć, a ty naprawdę tak uważasz? Ugh. Momentami naprawdę bywasz nieznośny.
Nie powiedziała tego na głos. Była zmęczona jego humorami i interpretowaniem wszystkiego po swojemu, ale nie chciała go teraz dobijać. Zwłaszcza, że kolejne jego słowa zupełnie odegnały od niej tego typu myśli.
Dopiero teraz dotarło do niej, dlaczego tak się zachowywał, gdy weszli do Wielkiej Sali. Nie znał Jerome'a, więc wplatał w jego zachowanie stereotypy dotyczące czarodziejów. Stereotypy myślenia, które wpierali mu oni przez pokolenia. A jego to bolało. Udawał, że spływa to po nim jak po kaczce, ale to naprawdę bolało. Czuła się głupia, że od razu tego nie zauważyła. Powinna była, ale mylne założenia przesłoniły jej prawdę.
Wzięła głęboki oddech.
- Że chociaż ja, co? Wrócę tu po szkole? Będę cię odwiedzać i nie zerwę kontaktu? Zostanę? Przejmuję się tobą i uważam za osobę, a nie tylko wnerwiający wybryk natury? - Wbrew zamierzeniom, zaczęła mówić coraz głośniej i podnosić się z miejsca, by stanąć przed nim i zmusić go by na nią spojrzał.
- Wbij sobie w końcu do głowy, że jestem ta "inna". Nie każę ci uwierzyć w to z miejsca, bo wielu już tak pewnie mówiło, jednak obiecuję ci, że za kilka set lat jeszcze ci to wypomnę. Zobaczysz. Nie wiem, jak będę wyglądać, czy będę wampirem, duchem czy czymś jeszcze innym. Pewna jestem jednego. Że danego słowa za wszelką cenę dotrzymam. Będę tu. Jeśli nie na stałe, to przynajmniej będę wracać. I będziesz mógł na mnie liczyć, bo jakbyś nie zauważył, robię wszystko żeby ci pomagać i poprawiać humor. Latam jak głupia po zamku i użeram się z ludźmi tylko po to, żebyś przestał zamrażać pokoje jako ten śnieżny kocur. Wytrzymuję nawet twoje ciągłe próby pokiereszowania mnie. Gdybyś mnie naprawdę nie obchodził, to już dawno dałabym sobie spokój, bo momentami nawet mi już siadają przy tobie nerwy. Mimo to, nadal tu stoję i staram ci się wbić do tego rudego łba, że nie masz racji. - Wzięła głęboki wdech, bo przez ten, wyjątkowo emocjonalny jak na nią, monolog zaczęło jej brakować tlenu.
- A kiedy myślałam, że w Wielkiej Sali gadam z Drak'iem a nie z tobą, to o mało nie dostałeś ode mnie w nos za tę gadkę o wyższości czarodziejów nad duchami i innymi bytami. Masz szczęście, że się zorientowałam, bo w tym momencie pewnie dalej byś biadolił, jak bardzo boli cię przeze mnie twarz - mruknęła, zwężając oczy.
- Nienawidzę takiego gadania. Czarodzieje nie są lepsi. Gatunek jak każdy inny. Czasami po prostu wnerwiający - dodała z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
Nie cierpiała tej ludzkiej megalomanii. Skąd im się to w ogóle wzięło? Nawet w Biblii pisali, że są panami tego świata. Guzik prawda. Ich życie było tyle samo warte co takiego skrzata domowego czy centaura. Żadna różnica dla Natalie, jakiej razy miałoby być stworzenie, które zabije. Różnicę robił jej powód, dla którego miałaby to zrobić. Niestety, ale ludziom jakoś najłatwiej było jakiś odpowiedni znaleźć.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 2:59 am
Zamknął się i nie zamierzał kontynuować tematu, ale Natalie tak szybko nie zamierzała zrezygnować. Nie wiadomo kiedy podniosła się z ziemi i stanęła przed nim, z powagą i zdecydowaniem mówiąc to co chciał usłyszeć, choć wcale na to nie liczył. Mówiła i mówiła, a on nie miał wyboru, więc słuchał jej z nieodgadnioną miną. Dopiero, gdy zamilkła i to tak ostatecznie, nie siląc się na dodatkowe komentarze czy dopełnienia wypowiedzi, dopiero wtedy odnalazł jej dłoń i chwycił, spuszczając na nią wzrok.
- Nie zostawiaj mnie...
To wszystko co miał do powiedzenia po jej wyczerpującym wykładzie. Nie patrzył jej w oczy, tylko gładził lekko zimnymi palcami po wierzchu ręki, czekając na jej odpowiedź jak na wyrok. Niemal od razu naszły go uporczywe myśli, z góry przewidujące pocieszający uśmiech i próby wytłumaczenia, że dziewczyna "ma jeszcze coś do załatwienia, ale kiedyś wróci".
On mówił to samo. Dokładnie to samo. Cholerni ludzie!
Jednym, szybkim i niespodziewanym ruchem przyciągnął ją do siebie i objął mocno. Nie chciał znowu żałować, że się powstrzymywał, ani nawet czekać do ostatniej chwili, zwlekać do zakończenia roku ryzykując, że ślizgonka nie znajdzie dla niego czasu. Ostatnim razem ten plan zawiódł. Minęły stulecia, a on pluł sobie w brodę za swój brak bezpośredności. Jeśli choć część z tego co właśnie powiedziała było prawdą, a nie mierną próbą pocieszenia go, to najwyższy czas przyznać się do tego co od dawna było aż nazbyt oczywiste.
- Nie odchodź. Kocham cię... Nie wytrzymam nawet dnia bez ciebie.
Nie miała szans ani na niego spojrzeć, ani odsunąć się chociaż na parę centymetrów czy cokolwiek zrobić. Trzymał ją na tyle zdecydowanie, że ledwo mogła drgnąć, ale jakimś cudem dostatecznie ostrożnie by jej nie zadusić.
- Nie zostawiaj mnie...
To wszystko co miał do powiedzenia po jej wyczerpującym wykładzie. Nie patrzył jej w oczy, tylko gładził lekko zimnymi palcami po wierzchu ręki, czekając na jej odpowiedź jak na wyrok. Niemal od razu naszły go uporczywe myśli, z góry przewidujące pocieszający uśmiech i próby wytłumaczenia, że dziewczyna "ma jeszcze coś do załatwienia, ale kiedyś wróci".
On mówił to samo. Dokładnie to samo. Cholerni ludzie!
Jednym, szybkim i niespodziewanym ruchem przyciągnął ją do siebie i objął mocno. Nie chciał znowu żałować, że się powstrzymywał, ani nawet czekać do ostatniej chwili, zwlekać do zakończenia roku ryzykując, że ślizgonka nie znajdzie dla niego czasu. Ostatnim razem ten plan zawiódł. Minęły stulecia, a on pluł sobie w brodę za swój brak bezpośredności. Jeśli choć część z tego co właśnie powiedziała było prawdą, a nie mierną próbą pocieszenia go, to najwyższy czas przyznać się do tego co od dawna było aż nazbyt oczywiste.
- Nie odchodź. Kocham cię... Nie wytrzymam nawet dnia bez ciebie.
Nie miała szans ani na niego spojrzeć, ani odsunąć się chociaż na parę centymetrów czy cokolwiek zrobić. Trzymał ją na tyle zdecydowanie, że ledwo mogła drgnąć, ale jakimś cudem dostatecznie ostrożnie by jej nie zadusić.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 3:30 am
Momentami była strasznie irytujący. O ile na ogół Natalie nie zwracała uwagi na powiązania tego z jego imieniem, o tyle w ostatnich dniach zaczęła zwracać na to szczególną uwagę. Ją też denerwował, ale z innych powodów niż resztę. Z powodów, które innych pewnie nawet nie specjalnie obchodziły.
Poltergeist miał doła i zaszył się w jakimś kącie? Nie wyjdzie stamtąd przez najbliższą dekadę? Jupi! Wreszcie będzie spokój i nikt nie będzie uprzykrzał nam wszystkim życia. Szkoda tylko, że on wbrew pozorom też coś czuł. Nigdy nie był człowiekiem, nikt go do tej szkoły nie zapraszał, ale też on sam się na ten świat nie pchał.
Zachowujesz się trochę jak dziecko, które stara się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę.
Przemknęło jej przez myśl, gdy spojrzała na jego ciągłe wybryki pod nieco innym kątem.
On nie wiedział, jak się ma zachowywać. Nie rozumiał ludzi. Problem w tym, że oni też nie próbowali zrozumieć jego. Przecież łatwiej było założyć, że skoro on jest jeden, a ich są setki to właśnie poltergeist ma się dostosować. Nie ważne, jak on to zrobi. Ma i już.
Zamilkła wreszcie, oddychając ciężko po tak typowym dla niej wykładzie. Starała się na ogół streszczać? Kiedy mówiła pod wpływem jakichś emocji, to raczej słabo jej to wychodziło. Wtedy nie miała czasu na ułożenie swojej wypowiedzi. Mówiła wszystko, co pojawiło się w jej głowie.
Spojrzała nieco zdziwiona na trzymaną przez niego rękę. Rozumiała ten gest, ale i tak wydawał jej się on dziwny. Taki obcy. Jak wszystkie te ludzkie gesty, których nigdy nie próbowała i nie miała ochoty próbować. Ten był dla niej nowy, ale chyba nawet przyjemny. Jakoś nie miała czasu się nad tym w tej chwili zastanowić. Miała ważniejsze sprawy na głowie.
Poczuła jak ją do siebie przyciąga i prawie dusi w tym uścisku. Dla odmiany w tym dobrym sensie. Tylko kolejnej nieumyślnej próby zabicia jej tutaj brakowało.
Odetchnęła spokojnie i zamknęła oczy. W tym geście chyba nawet w jej pokręconym świecie było coś miłego.
Nie próbowała się wyswobodzić, bo dobrze wiedziała, że i tak nie zdoła. Za mocno ją trzymał. Z resztą i tak nie zamierzała tego robić. Zamiast tego objęła go tylko rękami na tyle, na ile pozwalał jej na to jego żelazny uścisk. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie martw się na zapas. Coś wymyślę. Nie zostawię cię samego. - Znowu miała ten spokojny, kojący głos, tak różny od tego pełnego irytacji, którym uraczyła go podczas wykładu. Znowu skupiała się na tym, że chciała go pocieszyć i odegnać od niego wszystkie zmartwienia. Na ile potrafiła to zrobić, bez oszukiwania go.
Poltergeist miał doła i zaszył się w jakimś kącie? Nie wyjdzie stamtąd przez najbliższą dekadę? Jupi! Wreszcie będzie spokój i nikt nie będzie uprzykrzał nam wszystkim życia. Szkoda tylko, że on wbrew pozorom też coś czuł. Nigdy nie był człowiekiem, nikt go do tej szkoły nie zapraszał, ale też on sam się na ten świat nie pchał.
Zachowujesz się trochę jak dziecko, które stara się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę.
Przemknęło jej przez myśl, gdy spojrzała na jego ciągłe wybryki pod nieco innym kątem.
On nie wiedział, jak się ma zachowywać. Nie rozumiał ludzi. Problem w tym, że oni też nie próbowali zrozumieć jego. Przecież łatwiej było założyć, że skoro on jest jeden, a ich są setki to właśnie poltergeist ma się dostosować. Nie ważne, jak on to zrobi. Ma i już.
Zamilkła wreszcie, oddychając ciężko po tak typowym dla niej wykładzie. Starała się na ogół streszczać? Kiedy mówiła pod wpływem jakichś emocji, to raczej słabo jej to wychodziło. Wtedy nie miała czasu na ułożenie swojej wypowiedzi. Mówiła wszystko, co pojawiło się w jej głowie.
Spojrzała nieco zdziwiona na trzymaną przez niego rękę. Rozumiała ten gest, ale i tak wydawał jej się on dziwny. Taki obcy. Jak wszystkie te ludzkie gesty, których nigdy nie próbowała i nie miała ochoty próbować. Ten był dla niej nowy, ale chyba nawet przyjemny. Jakoś nie miała czasu się nad tym w tej chwili zastanowić. Miała ważniejsze sprawy na głowie.
Poczuła jak ją do siebie przyciąga i prawie dusi w tym uścisku. Dla odmiany w tym dobrym sensie. Tylko kolejnej nieumyślnej próby zabicia jej tutaj brakowało.
Odetchnęła spokojnie i zamknęła oczy. W tym geście chyba nawet w jej pokręconym świecie było coś miłego.
Nie próbowała się wyswobodzić, bo dobrze wiedziała, że i tak nie zdoła. Za mocno ją trzymał. Z resztą i tak nie zamierzała tego robić. Zamiast tego objęła go tylko rękami na tyle, na ile pozwalał jej na to jego żelazny uścisk. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie martw się na zapas. Coś wymyślę. Nie zostawię cię samego. - Znowu miała ten spokojny, kojący głos, tak różny od tego pełnego irytacji, którym uraczyła go podczas wykładu. Znowu skupiała się na tym, że chciała go pocieszyć i odegnać od niego wszystkie zmartwienia. Na ile potrafiła to zrobić, bez oszukiwania go.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 3:48 am
Nie odchodź. Nie rób tego co wszyscy inni. Nawet On... Nawet On obiecał wrócić i nigdy tego nie zrobił. Jeśli ktoś tak wyjątkowy złamał słowo, to już nikt na świecie nie był wart zaufania. Sześć lat razem, sześć lat planowania i co z tego wyszło? Nic. Po prostu nic.
Zapewniała go, kazała się nie martwić, a on czuł tylko jak wymyka mu się z rąk. Jak mocno by jej nie trzymał, ona i tak zamierzała odejść. Co najgorsze jednak, nie rozumiała, że tym razem mówił jej to wszystko, bo był najzupełniej szczery. On naprawdę czuł, że nie wytrzyma bez niej nawet pierwszego dnia wakacji. W momencie, gdy Darkówna opuści ten zamek, on będzie dostatecznie silny by wszystko zrównać z ziemią. Nie chciał znowu czekać, stać w oknie i żywić złudne nadzieje. Nie był w stanie przewidzieć co dokładnie uczyni, ale był przekonany, że coś czego nigdy jeszcze nie próbował, a co będzie trudne do odwrócenia. I bał się tego. Cholernie się bał.
- Zostań. - mruknął błagalnie, ani myśląc by poluźnić uścisk.
- Ja... zrobię co zechcesz. Tylko zostań. Zostań... - powtarzał z uporem maniaka, jakby samo to miało ją przekonać. Naprawdę nie był dobry w przekonywaniu ludzi do czegokolwiek, targować się też nie umiał. Nie miał jej nic do zaoferowania poza sobą i był aż nazbyt świadom jak niewiele znaczy, ale był gotów trzymać ją tak resztę dnia, jeśli nie dłużej, dopóki nie zgodzi się na jego warunki. To była czysta desperacja.
Zapewniała go, kazała się nie martwić, a on czuł tylko jak wymyka mu się z rąk. Jak mocno by jej nie trzymał, ona i tak zamierzała odejść. Co najgorsze jednak, nie rozumiała, że tym razem mówił jej to wszystko, bo był najzupełniej szczery. On naprawdę czuł, że nie wytrzyma bez niej nawet pierwszego dnia wakacji. W momencie, gdy Darkówna opuści ten zamek, on będzie dostatecznie silny by wszystko zrównać z ziemią. Nie chciał znowu czekać, stać w oknie i żywić złudne nadzieje. Nie był w stanie przewidzieć co dokładnie uczyni, ale był przekonany, że coś czego nigdy jeszcze nie próbował, a co będzie trudne do odwrócenia. I bał się tego. Cholernie się bał.
- Zostań. - mruknął błagalnie, ani myśląc by poluźnić uścisk.
- Ja... zrobię co zechcesz. Tylko zostań. Zostań... - powtarzał z uporem maniaka, jakby samo to miało ją przekonać. Naprawdę nie był dobry w przekonywaniu ludzi do czegokolwiek, targować się też nie umiał. Nie miał jej nic do zaoferowania poza sobą i był aż nazbyt świadom jak niewiele znaczy, ale był gotów trzymać ją tak resztę dnia, jeśli nie dłużej, dopóki nie zgodzi się na jego warunki. To była czysta desperacja.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 4:06 am
Niby chciała, żeby w końcu raz dla odmiany powiedział, a co mu chodzi, ale takiego ataku szczerości to nawet ona nie była w stanie przewidzieć.
Dopiero co była na niego wkurzona i miała go dość, a teraz skończyła z wczepionym w nią i błagającym żeby z nim została Irytkiem.
Nie wiedziała, jak z tego wybrnąć. Nie chciała go okłamywać, że zostanie w zamku na zawsze i nigdy już nie opuści murów. Nie chciała tego. Miała jeszcze przecież tyle rzeczy do sprawdzenia. Chciała odwiedzić znowu Glasgow. Była tam raz z wujem, ale ominęli kilka miejsc z uwagi na fakt, że młoda dama nie powinna się szlajać w takich miejscach. Chciała zobaczyć rezerwat smoków. Odwiedzić Stany Zjednoczone. Może Transylwanię. Nigdy nie marzyła o życiu podróżnika, ale jednak chciała zobaczyć kilka miejsc i coś jeszcze w życiu zrobić, a uczepiony jej rudzielec wcale w tym nie pomagał.
Nawet jeśli chciała tutaj wrócić na stałe i zacząć pracę na jakimś stanowisku, by móc tu legalnie mieszkać, to musiało minąć trochę czasu. Wakacje. Może kilka lat zanim ją przyjmą na stanowisko praktykanta. Mogła go odwiedzać, ale nie chciała siedzieć tu jak mysz pod miotłą i ukrywać się w jakimś nieodwiedzanym pokoju, by nikt jej nie odkrył. To byłoby jak więzienie i to gorsze niż jego. On miał cały zamek i nie musiał się przejmować, że ktoś go zobaczy. To było jednak nieco lepsze.
- Wymyślę coś. Nie panikuj. Naprawdę coś wymyślę i mnie nie stracisz, ok? Tylko potrzebuję trochę czasu. Nie podam ci rozwiązania w tej własnie chwili. - Nie miała pewności, jak ma go do tego przekonać, nie dając mu obietnic, których nie miała pewności, że spełni.
Nie mogła mu powiedzieć, że nie odejdzie nawet na ten jeden dzień, bo wiedziała, że to nie prawda.
Dopiero co była na niego wkurzona i miała go dość, a teraz skończyła z wczepionym w nią i błagającym żeby z nim została Irytkiem.
Nie wiedziała, jak z tego wybrnąć. Nie chciała go okłamywać, że zostanie w zamku na zawsze i nigdy już nie opuści murów. Nie chciała tego. Miała jeszcze przecież tyle rzeczy do sprawdzenia. Chciała odwiedzić znowu Glasgow. Była tam raz z wujem, ale ominęli kilka miejsc z uwagi na fakt, że młoda dama nie powinna się szlajać w takich miejscach. Chciała zobaczyć rezerwat smoków. Odwiedzić Stany Zjednoczone. Może Transylwanię. Nigdy nie marzyła o życiu podróżnika, ale jednak chciała zobaczyć kilka miejsc i coś jeszcze w życiu zrobić, a uczepiony jej rudzielec wcale w tym nie pomagał.
Nawet jeśli chciała tutaj wrócić na stałe i zacząć pracę na jakimś stanowisku, by móc tu legalnie mieszkać, to musiało minąć trochę czasu. Wakacje. Może kilka lat zanim ją przyjmą na stanowisko praktykanta. Mogła go odwiedzać, ale nie chciała siedzieć tu jak mysz pod miotłą i ukrywać się w jakimś nieodwiedzanym pokoju, by nikt jej nie odkrył. To byłoby jak więzienie i to gorsze niż jego. On miał cały zamek i nie musiał się przejmować, że ktoś go zobaczy. To było jednak nieco lepsze.
- Wymyślę coś. Nie panikuj. Naprawdę coś wymyślę i mnie nie stracisz, ok? Tylko potrzebuję trochę czasu. Nie podam ci rozwiązania w tej własnie chwili. - Nie miała pewności, jak ma go do tego przekonać, nie dając mu obietnic, których nie miała pewności, że spełni.
Nie mogła mu powiedzieć, że nie odejdzie nawet na ten jeden dzień, bo wiedziała, że to nie prawda.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 4:40 am
Oczywiście, że nie mogła mu nic obiecać. Chciała być w stosunku do niego fair. Szkoda tylko, że nie umiał tego docenić. Zaczęły nachodzić go coraz to bardziej niebezpieczne pomysły.
A gdyby teraz umarła, to zostałaby czy nie?
Zamknął oczy i schował twarz w jej włosach. Co z niego za poltergeist? Nie potrafił zmusić się do zrobienia jej krzywdy zupełnie bez powodu. Zdarzało mu się to, ale zawsze w ekstremalnych sytuacjach i mimo wszystko podświadomie hamował się by nie urwać jej głowy za jednym zamachem.
Puścił ją. To go naprawdę wiele kosztowało, ale uśmiechnął się nim odsunął ją od siebie i spojrzał w twarz.
- Nie panikuję. - zaczął bez przekonania, by po chwili dodać już całkiem poważnie.
- Ale kiedy stąd wyjedziesz... Wiedz tylko, że nie będę na ciebie czekał.
Minął ją i wrócił do zamku, przenikając przez drzwi wejściowe. Zatrzymał się parę kroków od wrót i rozejrzał po sali. Od razu poczuł się pewniej, kiedy tylko znalazł się znowu wewnątrz budowli. Nie miał ochoty dalej walczyć ze swoją naturą i zaczynał wątpić czy kiedyś jeszcze znajdzie na to czas. Tak jak przeczuwał, Darkówna nie zamierzała marnować z nim swojej przyszłości i nawet ją rozumiał. A to, że obiecała coś wymyślić, czy wrócić? Choćby mu dała to na piśmie, nie miałoby to żadnego znaczenia. Cierpliwość wyczerpała mu się już dawno temu. Nie to nie. Nacieszy się jej towarzystwem do końca roku szkolnego, a kiedy go opuści... Cóż, kiedyś Krwawy wspominał, że jak Irytek przegnie to duchy opiekuńcze domów znajdą sposób by się go pozbyć. Ciekawe czy faktycznie mają do tego predyspozycje.
To się okaże już wkrótce.
Tymczasem obejrzał się, sprawdzić czy brunetka ruszyła za nim, czy została na dworze. Nie zamierzał znowu przed nią uciekać, przynajmniej nie w tym momencie. Miał tylko dosyć świeżego powietrza jak na te stulecie.
A gdyby teraz umarła, to zostałaby czy nie?
Zamknął oczy i schował twarz w jej włosach. Co z niego za poltergeist? Nie potrafił zmusić się do zrobienia jej krzywdy zupełnie bez powodu. Zdarzało mu się to, ale zawsze w ekstremalnych sytuacjach i mimo wszystko podświadomie hamował się by nie urwać jej głowy za jednym zamachem.
Puścił ją. To go naprawdę wiele kosztowało, ale uśmiechnął się nim odsunął ją od siebie i spojrzał w twarz.
- Nie panikuję. - zaczął bez przekonania, by po chwili dodać już całkiem poważnie.
- Ale kiedy stąd wyjedziesz... Wiedz tylko, że nie będę na ciebie czekał.
Minął ją i wrócił do zamku, przenikając przez drzwi wejściowe. Zatrzymał się parę kroków od wrót i rozejrzał po sali. Od razu poczuł się pewniej, kiedy tylko znalazł się znowu wewnątrz budowli. Nie miał ochoty dalej walczyć ze swoją naturą i zaczynał wątpić czy kiedyś jeszcze znajdzie na to czas. Tak jak przeczuwał, Darkówna nie zamierzała marnować z nim swojej przyszłości i nawet ją rozumiał. A to, że obiecała coś wymyślić, czy wrócić? Choćby mu dała to na piśmie, nie miałoby to żadnego znaczenia. Cierpliwość wyczerpała mu się już dawno temu. Nie to nie. Nacieszy się jej towarzystwem do końca roku szkolnego, a kiedy go opuści... Cóż, kiedyś Krwawy wspominał, że jak Irytek przegnie to duchy opiekuńcze domów znajdą sposób by się go pozbyć. Ciekawe czy faktycznie mają do tego predyspozycje.
To się okaże już wkrótce.
Tymczasem obejrzał się, sprawdzić czy brunetka ruszyła za nim, czy została na dworze. Nie zamierzał znowu przed nią uciekać, przynajmniej nie w tym momencie. Miał tylko dosyć świeżego powietrza jak na te stulecie.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 5:16 am
Puścił ją w końcu po dłuższej chwili i spojrzał na nią.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem, gdy po raz kolejny zaczął wypierać się czegoś oczywistego.
- Irytku, wiesz, że to się nazywa szantaż emocjonalny? - mruknęła odwracając się za nim i wchodząc razem z nim do budynku. Tyle, że ona akurat musiała otworzyć te ogromne drzwi, bo jakoś nie opanowała jeszcze sztuki przenikania przez ściany.
Westchnęła.
- A jak ja mam tu twoim zdaniem zostać, a jednocześnie spełnić dane ci słowo odnośnie spełniania marzeń? - Czy ona zawsze musiała sobie nagle przypominać o jakimś pasującym fragmencie ich dawnej rozmowy i musiała go wyciągać? Jak widać nie byłaby sobą, gdyby tego nie robiła.
Nie była pewna, jak ma zareagować na jego słowa. Poltergeist bywał nieprzewidywalny. W jego wypadku mogło to oznaczać, że się na nią obrazi i oleje ją, gdy przyjedzie, ale mogło też oznaczać, że znowu zacznie planować zamknięcie szkoły.
Dlatego obchodzenie się z nim było takie trudne. Zawsze mogło mu coś nagle odwalić.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem, gdy po raz kolejny zaczął wypierać się czegoś oczywistego.
- Irytku, wiesz, że to się nazywa szantaż emocjonalny? - mruknęła odwracając się za nim i wchodząc razem z nim do budynku. Tyle, że ona akurat musiała otworzyć te ogromne drzwi, bo jakoś nie opanowała jeszcze sztuki przenikania przez ściany.
Westchnęła.
- A jak ja mam tu twoim zdaniem zostać, a jednocześnie spełnić dane ci słowo odnośnie spełniania marzeń? - Czy ona zawsze musiała sobie nagle przypominać o jakimś pasującym fragmencie ich dawnej rozmowy i musiała go wyciągać? Jak widać nie byłaby sobą, gdyby tego nie robiła.
Nie była pewna, jak ma zareagować na jego słowa. Poltergeist bywał nieprzewidywalny. W jego wypadku mogło to oznaczać, że się na nią obrazi i oleje ją, gdy przyjedzie, ale mogło też oznaczać, że znowu zacznie planować zamknięcie szkoły.
Dlatego obchodzenie się z nim było takie trudne. Zawsze mogło mu coś nagle odwalić.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 5:41 am
Wróciła razem z nim do środka co przyjął z ulgą. Zaraz jednak musiała, jak to miała w zwyczaju, wypomnieć mu coś czym dawno przestał zawracać sobie głowę.
I co miał jej powiedzieć? Prawdę? Ale jak ona brzmiała? Były dwie wersje, które biły się w jego wnętrzu o miano pierwszeństwa. Pierwsza była egoistyczna, zmęczona stosowaniem się do zasad, które ustalono bez pytania go o zdanie i brzmiała "Poświęć się, odbierz sobie życie. Może nie spełnisz swoich wymyślnych pragnień, ale nie odejdziesz na dobre. Uszczęśliwisz mnie, a ja upewnię się byś nigdy tego nie żałowała." Drugą wersję już znała, a była to ta cząstka, która chciała zachować się jak trzeba, nie śmiała prosić o swoje szczęście, tylko skupiała się na zadowoleniu Darkówny. Ta wersja nie chciała by robiła sobie krzywdę, by się tu więziła na wieki i marnowała szanse jakie oferował jej los. "Idź w świat i rób to co chcesz, nie przejmuj się mną. Chcę byś była wolna i robiła wszystko na co masz ochotę, wszystko czego ja nigdy nie będę mógł zrobić."
W tym momencie znowu zastanawiał się dlaczego nie mogli pragnąć tego samego? Albo lepiej; dlaczego on nie mógł być pragnień zupełnie pozbawiony? Chciał ją zatrzymać, ale nie miał serca by się do tego przyznać, nie aż tak wprost. Tylko skrajny egocentryk byłby w stanie to zrobić, podczas, gdy większość ludzi w takiej sytuacji zmusiłaby się do nieszczerego uśmiechu i wspierania ukochanej osoby. Nikt jednak nie jest w stanie pozbyć się tego cichego głosiku nadziei, który mówi "a może jednak sama wybierze właśnie mnie".
Patrzył na nią i wiedział, że nie zaproponuje jej tego, co niegdyś sam wymyślił jego pierwszy przyjaciel. To właśnie było kluczowe w tamtej sytuacji; to gryfon wpadł na ten plan, nie trzeba było go zmuszać. Jasne, potem zmienił zdanie, ale to tylko pokazywało, że ludzie nie są skorzy do poświęceń takiego kalibru. Nie ma co z tym walczyć.
- Ej, sama powiedziałaś, że coś wymyślisz. - uśmiechnął się i w mgnieniu oka pojawił się tuż przy niej. Dotknął jej odsłoniętej szyi, pozbawionej tak malinek, jak i naszyjnika. Nie zamierzał się narzucać. Nie było w tym sensu. Skoro nie zamierzała nosić tego co jej dawał, musiał to przełknąć i przestać się tym przejmować.
- Cokolwiek się nie stanie, jakoś sobie z tym poradzisz. Jak zawsze.
Nie "poradzę". Nie "poradzimy". Tylko "poradzisz". Ty, Natalie Dark. Silna, dzielna i niezwyciężona czarownico. A tymczasem krótki pocałunek, tak na pamiątkę. Jeszcze parę tygodni przed nami. Jeśli to ostatnie chwile razem, niech będą jak najlepsze.
I co miał jej powiedzieć? Prawdę? Ale jak ona brzmiała? Były dwie wersje, które biły się w jego wnętrzu o miano pierwszeństwa. Pierwsza była egoistyczna, zmęczona stosowaniem się do zasad, które ustalono bez pytania go o zdanie i brzmiała "Poświęć się, odbierz sobie życie. Może nie spełnisz swoich wymyślnych pragnień, ale nie odejdziesz na dobre. Uszczęśliwisz mnie, a ja upewnię się byś nigdy tego nie żałowała." Drugą wersję już znała, a była to ta cząstka, która chciała zachować się jak trzeba, nie śmiała prosić o swoje szczęście, tylko skupiała się na zadowoleniu Darkówny. Ta wersja nie chciała by robiła sobie krzywdę, by się tu więziła na wieki i marnowała szanse jakie oferował jej los. "Idź w świat i rób to co chcesz, nie przejmuj się mną. Chcę byś była wolna i robiła wszystko na co masz ochotę, wszystko czego ja nigdy nie będę mógł zrobić."
W tym momencie znowu zastanawiał się dlaczego nie mogli pragnąć tego samego? Albo lepiej; dlaczego on nie mógł być pragnień zupełnie pozbawiony? Chciał ją zatrzymać, ale nie miał serca by się do tego przyznać, nie aż tak wprost. Tylko skrajny egocentryk byłby w stanie to zrobić, podczas, gdy większość ludzi w takiej sytuacji zmusiłaby się do nieszczerego uśmiechu i wspierania ukochanej osoby. Nikt jednak nie jest w stanie pozbyć się tego cichego głosiku nadziei, który mówi "a może jednak sama wybierze właśnie mnie".
Patrzył na nią i wiedział, że nie zaproponuje jej tego, co niegdyś sam wymyślił jego pierwszy przyjaciel. To właśnie było kluczowe w tamtej sytuacji; to gryfon wpadł na ten plan, nie trzeba było go zmuszać. Jasne, potem zmienił zdanie, ale to tylko pokazywało, że ludzie nie są skorzy do poświęceń takiego kalibru. Nie ma co z tym walczyć.
- Ej, sama powiedziałaś, że coś wymyślisz. - uśmiechnął się i w mgnieniu oka pojawił się tuż przy niej. Dotknął jej odsłoniętej szyi, pozbawionej tak malinek, jak i naszyjnika. Nie zamierzał się narzucać. Nie było w tym sensu. Skoro nie zamierzała nosić tego co jej dawał, musiał to przełknąć i przestać się tym przejmować.
- Cokolwiek się nie stanie, jakoś sobie z tym poradzisz. Jak zawsze.
Nie "poradzę". Nie "poradzimy". Tylko "poradzisz". Ty, Natalie Dark. Silna, dzielna i niezwyciężona czarownico. A tymczasem krótki pocałunek, tak na pamiątkę. Jeszcze parę tygodni przed nami. Jeśli to ostatnie chwile razem, niech będą jak najlepsze.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 10:58 am
Dziewczynę nadal zastanawiała tamta rozmowa przy klepsydrach, kiedy Irytek usilnie starał się skupić na tym, co powinien zrobić i jakie powinno być jego stanowisko. Ona naprawdę musiał się wtedy starać myśleć o niej. Tu już nawet nie chodziło o jego wygodę, oczyszczenie sumienia czy wymiganie się od problemów. W końcu jeśli nie chciał jej widzieć pod taką postacią, to przecież nie musiała go nachodzić. Mogła zostać tam, gdzie by sobie umarła i ewentualnie tułać się po innych zakątkach świata poza Hogwartem. Jego jednak martwił sam fakt, że zostanie tu i rzeczywistość po śmierci okaże się dla niej paskudna. To prawda, w wieczności było coś przerażającego, ale panna Dark i tak zamierzała spróbować. Wiedziała, że zanim zacznie się nudzić miną tysiąclecia. Ile jest książek do przeczytania? Ile jest rzeczy do nauczenia się, nawet po śmierci? Ile miejsc do zobaczenia, jeśli zmusi się do wyjścia z domu? A tego wszystkiego z czasem będzie jeszcze przybywało. Była pewna, że jeszcze długo nie odczuje przykrości związanych z wiecznością albo raczej nie będą jej one aż tak doskwierać. Grunt to nie przywiązywać się wtedy do śmiertelnych. Oni przemijają w zastraszającym tempie i to ich strata boli najbardziej.
Jej jednak izolacja aż tak bardzo przecież nie przeszkadzała. Już teraz wszystkie znajomości się rozpadały, więc co za różnica? Poza tym, nie ona jedna byłaby skazana na tę wieczność. To też pocieszające. Ktoś jednak zostawałby z nią.
Odwzajemniła uśmiech, który jej posłał, ale nawet nie udawała, że łudzi się, iż już zupełnie mu przeszło. Irytek miał tendencje do przeżywania wszystkich problemów często bardziej niż to było konieczne. A może po prostu to ona była zbyt oziębła i opanowana, by uznać to za coś normalnego? W końcu ludzie też często strasznie przez coś rozpaczali.
- Zobaczysz. W końcu się jakoś ułoży i okaże się, że nie było się czym przejmować. - Uśmiechnęła się szerzej, gdy się przy niej pojawił.
Nie miała dzisiaj naszyjnika, ale to przez pośpiech i zmęczenie. Został w szkatułce pod łóżkiem i dziewczynie nie chciało się po niego wracać. Z resztą, nie mówiła mu, że będzie go wiecznie nosić a jedynie, że będzie go częściej zakładać. Jutro czy pojutrze pewnie znów ją w nim zobaczy. Kiedy będzie pasował do jej stroju. Darkówna wbrew pozorom zwracała na to sporą uwagę.
W tych ostatnich słowach mogło czaić się coś niepokojącego. Skupiał się na tym, co stanie się z nią, a nie z nim. Czy chodziło o to, że przed chwilą sama powiedziała, że "ona sobie z tym poradzi i to rozwiąże", czy jednak o coś innego? Nie mogła mieć co do tego pewności.
Wplotła palce w jego włosy i zaczęła je delikatnie przeczesywać. Coraz łatwiej i naturalniej przychodziły jej tego typu odruchy.
Jej jednak izolacja aż tak bardzo przecież nie przeszkadzała. Już teraz wszystkie znajomości się rozpadały, więc co za różnica? Poza tym, nie ona jedna byłaby skazana na tę wieczność. To też pocieszające. Ktoś jednak zostawałby z nią.
Odwzajemniła uśmiech, który jej posłał, ale nawet nie udawała, że łudzi się, iż już zupełnie mu przeszło. Irytek miał tendencje do przeżywania wszystkich problemów często bardziej niż to było konieczne. A może po prostu to ona była zbyt oziębła i opanowana, by uznać to za coś normalnego? W końcu ludzie też często strasznie przez coś rozpaczali.
- Zobaczysz. W końcu się jakoś ułoży i okaże się, że nie było się czym przejmować. - Uśmiechnęła się szerzej, gdy się przy niej pojawił.
Nie miała dzisiaj naszyjnika, ale to przez pośpiech i zmęczenie. Został w szkatułce pod łóżkiem i dziewczynie nie chciało się po niego wracać. Z resztą, nie mówiła mu, że będzie go wiecznie nosić a jedynie, że będzie go częściej zakładać. Jutro czy pojutrze pewnie znów ją w nim zobaczy. Kiedy będzie pasował do jej stroju. Darkówna wbrew pozorom zwracała na to sporą uwagę.
W tych ostatnich słowach mogło czaić się coś niepokojącego. Skupiał się na tym, co stanie się z nią, a nie z nim. Czy chodziło o to, że przed chwilą sama powiedziała, że "ona sobie z tym poradzi i to rozwiąże", czy jednak o coś innego? Nie mogła mieć co do tego pewności.
Wplotła palce w jego włosy i zaczęła je delikatnie przeczesywać. Coraz łatwiej i naturalniej przychodziły jej tego typu odruchy.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 12:17 pm
Przyznanie się do porażki było cholernie trudne, ale jak już miało się to za sobą, dało się z tym żyć. Kiedy w końcu zdobył się by powiedzieć co czuje i poprosić o to czego najskryciej pragnął, oczywiście został odrzucony. To było tak przewidywalne, że nie dziwne, iż się przed tym wzbraniał tyle czasu. Jednak w momencie, gdy wszystko stało się faktem, a nie tylko jego dociekaniami i ostatni płomyk nadziei w nim zgasł, w pewnym sensie nawet dosłownie, wtedy pozostało już tylko iść dalej przed siebie. Jasne, w wakacje będzie zapewne paskudnie i sam nie był do końca pewien co mu wtedy odwali, ale do tego czasu pozostało jeszcze kilka tygodni. Ostatnie chwile egzystencji jaką znał... Już nie robiło mu zupełnie nic różnicy. Meggs się zdenerwuje? Trudno, i tak długo już tu nie zabawi. Jak sama nie odejdzie z resztek tego zamku, to jego się pozbędą. Krwawy będzie miał pretensje po tym jak ostatnio musiał go ostrzegać? Bring it on. Cokolwiek nie wymyśli, nie zniszczy go bardziej niż znajomość z Darkówną, która okazała się być słodko-gorzka w najbardziej ekstremalnym wydaniu.
Gdy ją całował, wydawała się zadowolona. Nie był pewien czy robiło mu to już różnicę, bo nawet, gdyby zmieniła zdanie i go odepchnęła, nie zrobiłoby to na nim wrażenia.
Ostatnie chwile... Nie przypuszczał, że kiedykolwiek nastanie dzień w którym zostanie mu wyznaczony realny kres. To było nawet kojące, ta beztroska i wolność po wyzbyciu się strachu przed konsekwencjami. One nadejdą później i aż nie mógł się ich doczekać. W końcu zobaczy co go trzymało na uwięzi te wszystkie stulecia i czy warto było tyle czekać.
Bez pytania pogłębił pocałunek, pochylając i tym samym zmuszając brunetkę do oparcia się o jego ramię. Drugą rękę spoczął na jej udzie, dopiero w tym momencie przypominając sobie, że miała spodnie. To było takie niekobiece... Cóż, jej wina. Kupi sobie nową parę jak wróci do domu. Jeden paznokciem zaostrzył się i bezczelnie rozdarł lewą nogawkę, robiąc w niej sporą dziurę ciągnącą się od uda do kolana. Wystarczająca by wsunąć w nią dłoń jak w kieszeń i dobrać się do skóry. Darkówna poza wiele mówiącym odgłosem prucia poczuła zimne palce rudzielca wsuwające się pod materiał jej modnie pokiereszowanych spodni, głaszczące ją po zewnętrznej stronie uda, jakby było to coś najnormalniejszego w świecie.
Gdy ją całował, wydawała się zadowolona. Nie był pewien czy robiło mu to już różnicę, bo nawet, gdyby zmieniła zdanie i go odepchnęła, nie zrobiłoby to na nim wrażenia.
Ostatnie chwile... Nie przypuszczał, że kiedykolwiek nastanie dzień w którym zostanie mu wyznaczony realny kres. To było nawet kojące, ta beztroska i wolność po wyzbyciu się strachu przed konsekwencjami. One nadejdą później i aż nie mógł się ich doczekać. W końcu zobaczy co go trzymało na uwięzi te wszystkie stulecia i czy warto było tyle czekać.
Bez pytania pogłębił pocałunek, pochylając i tym samym zmuszając brunetkę do oparcia się o jego ramię. Drugą rękę spoczął na jej udzie, dopiero w tym momencie przypominając sobie, że miała spodnie. To było takie niekobiece... Cóż, jej wina. Kupi sobie nową parę jak wróci do domu. Jeden paznokciem zaostrzył się i bezczelnie rozdarł lewą nogawkę, robiąc w niej sporą dziurę ciągnącą się od uda do kolana. Wystarczająca by wsunąć w nią dłoń jak w kieszeń i dobrać się do skóry. Darkówna poza wiele mówiącym odgłosem prucia poczuła zimne palce rudzielca wsuwające się pod materiał jej modnie pokiereszowanych spodni, głaszczące ją po zewnętrznej stronie uda, jakby było to coś najnormalniejszego w świecie.
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 12:43 pm
Natalie nigdy nie pojęła, jakim uczuciem dla kogoś musi być utrata wszystkiego, co najcenniejsze w życiu. Widziała, jak innych to spotyka. Jak cierpią, staczają się i powoli od tego umierają. Rozumiała działanie tego mechanizmu i była w stanie go u niektórych kontrolować, ale czy kiedykolwiek to pojęła? Nie. To już wykraczało poza granice jej uszkodzonego umysłu. Bardziej złożone emocje i uczucia były jej obce i była przekonana, że nie ma się nawet co łudzić, że kiedyś ich doświadczy. Była przecież pusta skorupą. Potworem w ludzkiej skórze, który jak kukła, porusza się dzięki działaniu jakiejś dziwnej magii, ale nigdy nie będzie prawdziwym człowiekiem. Może to dlatego tak się on nich separowała? Wszyscy byli tacy obcy i inni. Nikt nawet nie próbował zrozumieć, że z jej punktu widzenia świat może wyglądać inaczej. Że można go inaczej "odczuwać". Przecież łatwiej było nazwać ją świrem i się odwrócić, niż trochę się wysilić i być może czegoś nauczyć. Już jej to nie obchodziła. Miała gdzieś, czy ktokolwiek będzie chciał zobaczyć barwy, jakimi jest pomalowany jej świat. A przynajmniej tak sobie wmawiała. Pogodzenie się z tym było łatwiejsze niż kolejne rozczarowania.
Lekko się skrzywiła, gdy usłyszała prujący się materiał i zimno na swojej nodze.
I kolejne ubranie poszło się... Za chwilę będzie 1/4 garderoby.
Postanowiła się tym jednak w tej chwili nie przejmować. Tłumaczenie mu, jak kłopotliwe jest jego niszczenie ubrań było jak walenie grochem o ścianę. Powie mu, on co najwyżej przytaknie, a jak puszczą mu hamulce to i tak będzie to samo. Musiała jakoś to przeżyć.
Zignorowała więc fakt zmniejszania się zawartości jej szafy i skupiła na pocałunku. Przecież zawsze mogło być gorzej. To chyba jeszcze zdoła zaszyć zanim wróci do dormitorium. Z resztą, naprawdę miała teraz ciekawsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się rozciętą nogawką.
Nieświadomie zaczęła przyciągać go bliżej ręką, którą trzymała w jego włosach. Jakby sam jego uścisk nie był w tym momencie wystarczająco silny.
Lekko się skrzywiła, gdy usłyszała prujący się materiał i zimno na swojej nodze.
I kolejne ubranie poszło się... Za chwilę będzie 1/4 garderoby.
Postanowiła się tym jednak w tej chwili nie przejmować. Tłumaczenie mu, jak kłopotliwe jest jego niszczenie ubrań było jak walenie grochem o ścianę. Powie mu, on co najwyżej przytaknie, a jak puszczą mu hamulce to i tak będzie to samo. Musiała jakoś to przeżyć.
Zignorowała więc fakt zmniejszania się zawartości jej szafy i skupiła na pocałunku. Przecież zawsze mogło być gorzej. To chyba jeszcze zdoła zaszyć zanim wróci do dormitorium. Z resztą, naprawdę miała teraz ciekawsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się rozciętą nogawką.
Nieświadomie zaczęła przyciągać go bliżej ręką, którą trzymała w jego włosach. Jakby sam jego uścisk nie był w tym momencie wystarczająco silny.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 1:16 pm
Pewna forma ostracyzmu społecznego i pogodzenie się z nim było tym co ich najbardziej łączyło. Ona była przekonana, że nie jest zdolna do głębszych uczuć czy emocji? Brzmi jak Iryt przez ostatnie kilka stuleci. Czuła się potworem w pustej skorupie? On nawet nie uważał by taką skorupę posiadał, więc nie próbował choćby udawać normalnego, bo to i tak byłoby bezcelowe. Wszyscy wokół woleli by oni oboje się zmienili, dostosowali i nie sprawiali problemów. Nikt nie miał cierpliwości ani nawet chęci zagłębiać się w ich wyjątkowe sposoby postrzegania, nikt nie próbował spojrzeć na świat ich oczami. W przypadku Irytka w końcu trafiła się osoba, która była na to zdecydowana i była nią sama Darkówna. Co do niej, nie było już tak kolorowo. Nie oczekiwała nawet, że rudzielec znajdzie w sobie determinację by ją tak fachowo poznać i rozgryźć jak ona jego, ale dał jej coś czego być może nikt inny nie mógł jej ofiarować, a była to całkowita akceptacja. Cokolwiek nie mówił i nie robił, było to dyktowane oporami jakie sam na siebie narzucał. Kiedy jednak chodziło o Natalie, nie chciał w niej nic zmieniać. Wszystkie jej cechy, nawet przywary, w jakiś sposób nauczył się kochać. I było to uczucie, które samo w nim zakwitło, do którego nie potrzebował tłumaczeń i porad (choć pewnie wiele by przyspieszyły). O tym co czuje do Meggs musiała uświadomić go ślizgonka, bo sam był przekonany, że jest chory! Miłość do Nat sam w sobie rozpoznał, nawet próbował z nią walczyć, aż ją zaakceptował i po wielu trudach wyznał. Na prawie tysiąc lat egzystencji, był to pierwszy przypadek w którym poltergeist sam do tego wszystkiego doszedł i postanowił coś z tym zrobić. To czy panienka Dark choćby podejrzewała to wszystko, było już niestety zupełnie inną historią.
Nie tak wyglądały te wszystkie związki jakie obserwował w Hogwarcie przez ostatnie wieki. Życie było o wiele bardziej przedziwne i zwłaszcza w świecie dorosłych zdarzały się dziksze relacje od tej, lecz rudzielec nie miał szans o tym wszystkim wiedzieć. Teraz jednak liczyła się tylko ona i jej bliskość oraz chęć z jaką oddawała jego pocałunki. Nie ważyła wiele, zwłaszcza dla istoty zdolnej podnieść kilka łóżek bez najmniejszego problemu. Wystarczyła mu ta jedna ręka, która chwyciła ją zdecydowanie za udo, żeby podnieść ślizgonkę z ziemi. Drugą ręką nie pozwalał jej przechylić się do tyłu ani nawet odsunąć, gdy wznosił się z nią coraz wyżej, aż pod sam sufit, dopiero na górze opierając ją o ścianę i tym samym uwalniając jedną dłoń, która momentalnie podążyła do kieszeni po części rozdartych spodni, wyciągając z niej różdżkę, tak na wszelki wypadek.
Miło jest być zdaną na czyjąś łaskę? Zarazem pieszczoną jak i ubezwłasnowolnianą? Tak właśnie czuł się jak te kilka pierwszych razów mówił, że nie powinni byli, a nie miał siły walczyć z jej wpływem. Wyrzucił kawałek magicznego drewna daleko za siebie, ale ten jakimś sposobem nie roztrzaskał się o posadzkę, ani nawet nie wylądował na ziemi, tylko niczym złoty znicz w trakcie lotu zyskał mikroświadomość i odleciał w daleki kąt, wciskając się w szparę między dwoma nieco obluzowanymi kamieniami składającymi się na ścianę zamku. Żeby dziewczynie nie przyszło do głowy nic głupiego, poltergeist wolną teraz dłonią złapał ją za nadgarstek jej czarującej ręki, odsuwając na chwilę twarz by obsypać pocałunkami nie tylko jej usta, ale też policzki, brodę, szyję i odsłonięte obojczyki. Początkowo nie zamierzał robić jej malinek, ale uznał, że i tak może je sobie usunąć, jeśli będą jej przeszkadzać, więc już bez skrępowania wpił się dokładnie w miejsce przebiegu jej tętnicy. Dobrze, że nie był wampirem i obyło się bez gryzienia...
Nie tak wyglądały te wszystkie związki jakie obserwował w Hogwarcie przez ostatnie wieki. Życie było o wiele bardziej przedziwne i zwłaszcza w świecie dorosłych zdarzały się dziksze relacje od tej, lecz rudzielec nie miał szans o tym wszystkim wiedzieć. Teraz jednak liczyła się tylko ona i jej bliskość oraz chęć z jaką oddawała jego pocałunki. Nie ważyła wiele, zwłaszcza dla istoty zdolnej podnieść kilka łóżek bez najmniejszego problemu. Wystarczyła mu ta jedna ręka, która chwyciła ją zdecydowanie za udo, żeby podnieść ślizgonkę z ziemi. Drugą ręką nie pozwalał jej przechylić się do tyłu ani nawet odsunąć, gdy wznosił się z nią coraz wyżej, aż pod sam sufit, dopiero na górze opierając ją o ścianę i tym samym uwalniając jedną dłoń, która momentalnie podążyła do kieszeni po części rozdartych spodni, wyciągając z niej różdżkę, tak na wszelki wypadek.
Miło jest być zdaną na czyjąś łaskę? Zarazem pieszczoną jak i ubezwłasnowolnianą? Tak właśnie czuł się jak te kilka pierwszych razów mówił, że nie powinni byli, a nie miał siły walczyć z jej wpływem. Wyrzucił kawałek magicznego drewna daleko za siebie, ale ten jakimś sposobem nie roztrzaskał się o posadzkę, ani nawet nie wylądował na ziemi, tylko niczym złoty znicz w trakcie lotu zyskał mikroświadomość i odleciał w daleki kąt, wciskając się w szparę między dwoma nieco obluzowanymi kamieniami składającymi się na ścianę zamku. Żeby dziewczynie nie przyszło do głowy nic głupiego, poltergeist wolną teraz dłonią złapał ją za nadgarstek jej czarującej ręki, odsuwając na chwilę twarz by obsypać pocałunkami nie tylko jej usta, ale też policzki, brodę, szyję i odsłonięte obojczyki. Początkowo nie zamierzał robić jej malinek, ale uznał, że i tak może je sobie usunąć, jeśli będą jej przeszkadzać, więc już bez skrępowania wpił się dokładnie w miejsce przebiegu jej tętnicy. Dobrze, że nie był wampirem i obyło się bez gryzienia...
- Natalie Dark
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 20, 2016 1:59 pm
Znowu nic się dla niej nie liczyło. Zignorowała zupełnie miejsce, w którym się znajdowali i jaka była pora dnia. Wszystko to było jakieś mało istotne w tym momencie. Liczyło się tylko to, że był blisko niej i choć na chwilę żadne z nich nie musiało się niczym przejmować.
Poczuła jak chwyta ją pewniej i podnosi. Najpewniej by się tym nie przejęła, gdyby po pewnym czasie nie zdała sobie sprawy, że jest coraz wyżej. Kolejną chwilę zajął jej powrót do rzeczywistości i uświadomienie sobie, co się właściwie dzieje.
Nie... robisz... tego...
Darkówna nie lubiła wysokości. Nienawidziła uczucia spadania. O ile w snach była w stanie je jakoś znieść, bo w mgnieniu oka mogła to wszystko zmienić, o tyle w świecie realnym zdecydowanie go nie lubiła. Pewnie dlatego też tyle czasu zajęło jej przekonanie się do miotły.
W tym momencie gdzieś głęboko w niej zaczęło się odzywać to wspomnienie. To niekontrolowane przez nią uczucie unoszenia w powietrze z tym właśnie jej się kojarzyło. Starała się nim nie przejmować i za wszelką cenę zwalczyć. Nie lubiła irracjonalnych lęków, ale w tym momencie trochę to nawet rozumiała. To nie była zupełnie bezpodstawna reakcja. Sala była wysoka. Jeśli upadnie z samej góry, to jednak może jej się coś stać. Na szczęście miała...
Poczuła jak jej ukochana różdżka zaczyna wysuwać jej się z kieszeni.
O nie.
Sięgnęła po nią, by poltergeist znowu jej od niej nie odsunął, ale nie zdążyła. Chwyciła patyk w chwili, gdy rudzielec szybko nim szarpnął, więc jedyne co poczuła, to jak drewno wyślizguje jej się z palców, a wystające elementy boleśnie szarpią jej skórę, być może nawet kalecząc. Nad tym ostatnim nie miała czasu się zastanowić. Z resztą, czym w tej chwili są jedno czy dwa skaleczenia?
I znowu kończę bez różdżki.
Gdyby był to pierwszy raz, to chyba naprawdę by się tym przejęła. Problem w tym, że Irytek pamiętał o tym patyku za każdym razem, gdy robił coś, w czym jego zdaniem mogłaby chcieć mu przeszkodzić. Z jednej strony, to było w tej chwili dość niepokojące, ale z drugiej nadal starała się wierzyć, że nic jej nie zrobi.
Starała się nieco uspokoić, gdy poczuła jak jego palce zaciskają się na nadgarstku ręki, która jeszcze chwilę temu starała się odzyskać różdżkę.
Tak, to zdecydowanie nie wygląda dobrze.
Była czujna i miała bardzo podzielną uwagę. Nadal całowała go tak, jak wcześniej, ale jakaś cząstka jej rozbudzonej świadomości cały czas analizowała sytuację.
Natalie nie była naiwna i zawsze podchodziła do świata z rezerwą, starając się dostrzec również to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Poza tym, ten gest przypomniał jej coś innego.
Kilka dni temu, gdy wracała z Felice spod skażonego czarną magią dębu, to ona chwyciła tak nastolatkę, starając się, by ten gest wyglądał jak najbardziej neutralnie. Przecież prowadziła ją za rękę do jadalni. Z zewnątrz nie wyglądało przecież na to, że blokuje w ten sposób jej ewentualną próbę rzucenia na nią zaklęcia gdyby... gdyby Krukonka zorientowała się, że nie ma do czynienia z niewinną koleżanką, a bestią, która ma w tym momencie ogromną ochotę rozszarpać jej gardło, nie licząc się z konsekwencjami.
Czyż świadomość podobieństwa tych sytuacji nie była dobrym powodem, by się jednak obawiać?
Mimo to, nadal otwarcie nie zaoponowała. Miała wrażenie, że to i tak nie przyniosłoby lepszego skutku niż poddanie się jego woli.
Odgięła głowę, gdy z ust przeniósł się na szyję i oparła się nieco pewniej o ścianę, która wydawała się dawać jej chociaż cień stabilizacji. Ręka, którą wplatała w jego włosy, obejmowała tera jego szyję, jakby Natalie mogła się w ten sposób wyratować jakoś przed ewentualnym upadkiem. Było to jednak złudne uczucie, gdyż dziewczyna wiedziała, że poltergeist w każdej chwili może stać się niematerialny i zwyczajnie wyślizgnąć się jej z rąk. Sama nie była więc w stanie nic w tej chwili zrobić. Pozostawało jej mieć tylko nadzieję, że naprawdę nic jej nie zrobi i jeszcze odstawi bezpiecznie na podłogę. Tylko później. Kij wie, kiedy.
Poczuła jak chwyta ją pewniej i podnosi. Najpewniej by się tym nie przejęła, gdyby po pewnym czasie nie zdała sobie sprawy, że jest coraz wyżej. Kolejną chwilę zajął jej powrót do rzeczywistości i uświadomienie sobie, co się właściwie dzieje.
Nie... robisz... tego...
Darkówna nie lubiła wysokości. Nienawidziła uczucia spadania. O ile w snach była w stanie je jakoś znieść, bo w mgnieniu oka mogła to wszystko zmienić, o tyle w świecie realnym zdecydowanie go nie lubiła. Pewnie dlatego też tyle czasu zajęło jej przekonanie się do miotły.
W tym momencie gdzieś głęboko w niej zaczęło się odzywać to wspomnienie. To niekontrolowane przez nią uczucie unoszenia w powietrze z tym właśnie jej się kojarzyło. Starała się nim nie przejmować i za wszelką cenę zwalczyć. Nie lubiła irracjonalnych lęków, ale w tym momencie trochę to nawet rozumiała. To nie była zupełnie bezpodstawna reakcja. Sala była wysoka. Jeśli upadnie z samej góry, to jednak może jej się coś stać. Na szczęście miała...
Poczuła jak jej ukochana różdżka zaczyna wysuwać jej się z kieszeni.
O nie.
Sięgnęła po nią, by poltergeist znowu jej od niej nie odsunął, ale nie zdążyła. Chwyciła patyk w chwili, gdy rudzielec szybko nim szarpnął, więc jedyne co poczuła, to jak drewno wyślizguje jej się z palców, a wystające elementy boleśnie szarpią jej skórę, być może nawet kalecząc. Nad tym ostatnim nie miała czasu się zastanowić. Z resztą, czym w tej chwili są jedno czy dwa skaleczenia?
I znowu kończę bez różdżki.
Gdyby był to pierwszy raz, to chyba naprawdę by się tym przejęła. Problem w tym, że Irytek pamiętał o tym patyku za każdym razem, gdy robił coś, w czym jego zdaniem mogłaby chcieć mu przeszkodzić. Z jednej strony, to było w tej chwili dość niepokojące, ale z drugiej nadal starała się wierzyć, że nic jej nie zrobi.
Starała się nieco uspokoić, gdy poczuła jak jego palce zaciskają się na nadgarstku ręki, która jeszcze chwilę temu starała się odzyskać różdżkę.
Tak, to zdecydowanie nie wygląda dobrze.
Była czujna i miała bardzo podzielną uwagę. Nadal całowała go tak, jak wcześniej, ale jakaś cząstka jej rozbudzonej świadomości cały czas analizowała sytuację.
Natalie nie była naiwna i zawsze podchodziła do świata z rezerwą, starając się dostrzec również to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Poza tym, ten gest przypomniał jej coś innego.
Kilka dni temu, gdy wracała z Felice spod skażonego czarną magią dębu, to ona chwyciła tak nastolatkę, starając się, by ten gest wyglądał jak najbardziej neutralnie. Przecież prowadziła ją za rękę do jadalni. Z zewnątrz nie wyglądało przecież na to, że blokuje w ten sposób jej ewentualną próbę rzucenia na nią zaklęcia gdyby... gdyby Krukonka zorientowała się, że nie ma do czynienia z niewinną koleżanką, a bestią, która ma w tym momencie ogromną ochotę rozszarpać jej gardło, nie licząc się z konsekwencjami.
Czyż świadomość podobieństwa tych sytuacji nie była dobrym powodem, by się jednak obawiać?
Mimo to, nadal otwarcie nie zaoponowała. Miała wrażenie, że to i tak nie przyniosłoby lepszego skutku niż poddanie się jego woli.
Odgięła głowę, gdy z ust przeniósł się na szyję i oparła się nieco pewniej o ścianę, która wydawała się dawać jej chociaż cień stabilizacji. Ręka, którą wplatała w jego włosy, obejmowała tera jego szyję, jakby Natalie mogła się w ten sposób wyratować jakoś przed ewentualnym upadkiem. Było to jednak złudne uczucie, gdyż dziewczyna wiedziała, że poltergeist w każdej chwili może stać się niematerialny i zwyczajnie wyślizgnąć się jej z rąk. Sama nie była więc w stanie nic w tej chwili zrobić. Pozostawało jej mieć tylko nadzieję, że naprawdę nic jej nie zrobi i jeszcze odstawi bezpiecznie na podłogę. Tylko później. Kij wie, kiedy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach