- Sahir Nailah
Re: Sala Wejściowa
Nie Sty 25, 2015 7:55 pm
To w sumie nie zmieniało zbyt wiele, może prócz wygody samego czarnowłosego, któremu podobała się możliwość posiadania rozmówcy przed sobą, by mieć go nieustannie na oku, nie dlatego, że uważał go za zagrożenie, skądże znowu, nie też dlatego, że uważał, iż ta istotka ma coś do ukrycia – nawet jeśli miała to jest to jego sprawą, nikogo innego, po co miałbyś wtryniać nos w nie swoje sprawy, skoro ponad wszystko ceniłeś sobie uszanowanie przez innych twojej prywatności? Lubiłeś spoglądać na rozmówcę, ponieważ automatycznie poddawałeś go ocenie, analizowałeś szybko i sprawnie – jak dotąd w całym twoim życiu tylko Esmeralda była osobą, której udało się zmylić twój szósty zmysł w szybkim ocenianiu ludzi, by niemal od razu wiedzieć o nich więcej, niż sami często chcieli pokazać, już po pierwszej rozmowie, już po pierwszym spotkaniu... a i kiedy już ktoś odważył się poddać ciekawości tajemnic, które otaczały czarnowłosego, to nie sposób było powiedzieć, że... nie miał pewnej magnetycznej aury. I że jest osobą, której nie da się zaufać. Fascynujące było to, że ludzie ufali mu niemal od razu (tak, wychodzi na to, że dla ciebie jest wiele fascynujących rzeczy na tym świecie, nie zaprzeczę) i byli skłonni traktować go tak, jakby znali go już naprawdę kupę czasu, podczas gdy spędzili z nim tylko chwilę. Obojętnie, jak bardzo by nie oferowali, że mu pomogą (przy czym on pomocy nie potrzebował) to zawsze kończyło się na tym, że to on pomagał innym – całkowita norma, która dawno temu przestała go w jakikolwiek sposób zaskakiwać. Tym bardziej, że Sahir był naprawdę osobą, u której można mieć pewność, iż powierzone mu sekrety sekretami pozostaną. Zupełnie jak otchłań jego oczu, pochłaniał wszystko, by było widoczne tylko dla niego – inni mogli co najwyżej błądzić w absolutnych ciemnościach i po omacku próbować do czegoś dojść... natrafiali zawsze na ten sam punkt – ścianę.
Słuchał opowiastki z życia Puchona, chociaż trudno było powiedziec, czy jest tym zainteresowany – pewnym było to, że słucha, że obecny jest i nie odlatuje gdzieś daleko ponad ziemię, choć jego twarz miała wciąż ten sam, spokojny wyraz, niezmienny od momentu, kiedy bezczelny uśmieszek zniknął z jego facjaty.
- Strach nie jest czymś, co może być powodem do wstydu. To naturalny system obronny, które mają wszystkie stworzenia... chociaż ludzie uwielbiają ignorować instynkt, byle tylko ciekawość zaspokoić. - Zupełnie, jakby potwierdził, że faktycznie na starość (do której ci jeszcze baaardzo daleko, miły Colette) głupiejesz. Miałby zaprzeczyć? Otóż nie – nie był do tego stopnia miły.
Prychnąłeś z niezadowoleniem, kiedy chłopak napomknął o tym, że mógłbyś zostać bohaterem i zapisać się na kartach historii – i tak podejrzewałeś, że Dumbledore doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół dzieje.
- Mówisz poważnie, czy kpisz? - Już nieco straciłeś rozeznanie, gdzie Colette widział granice bajki, którą żył, a gdzie zaczynała się u niego rzeczywistość. Celowo raczyłeś nie odpowiedzieć na jego ostatnie pytanie o to, czy ją złapałeś, bo... nie widziałeś potrzeby, by na to odpowiadać i zgrabnie wolałeś temat przemilczeć. - Czy ja wyglądam na jakiegoś pieprzonego księcia z bajki, co pojawia się by ratować Hogwart? Popraw o mnie mniemanie, a przy okazji wprowadzania zmian w zeszyciku stanowiącym twój mózg wnieś też poprawki na temat świata rzeczywistego i ewentualnego bronienia się przed Bazyliszkiem. Przed nim się NIE BRONI. Przed nim się spieprza. - Kiedy Ty zacząłeś tyle przeklinać? Chyba zaczęło się to z momentem, kiedy wyczerpała się twoja anielska cierpliwość.
Podniosłeś się, a następny ruch był już bardzo szybki – wyciągnąłeś rękę do gardła Coletta z prędkością godną atakującej kobry i zacisnąłeś nań palce, wyrywając jednocześnie różdżkę z szaty, by przystawić ją do skroni chłopaka.
- W takim razie logicznym byłoby Cię zabić tu i teraz a potem pójść po twojego pupilka. - Odepchnąłeś go zdecydowanie mocniej, niż powienieneś, od siebie i schowałeś różdżkę, przez chwilę na chłopaka spoglądając. Obserwować Cię z wypiętą piersią? Bez strachu? Aż zakręciła się wokół twoich wnętrzności pieszcząca, hebanowa mgła, zakrywająca swym cieniem wszystko, prócz słodkiego pragnienia niszczenia... Złamania... I nie chodziło tutaj o niszczenie fizyczne. - Oceniłeś choć raz trzeźwo swoje marne życie? Gadaj wokół tak więcej, to na pewno twoi wspaniali koledzy Cię zaakceptują. I nie powinieneś dłużej ze mną rozmawiać. Bierz nogi za pas, dopóki mam cierpliwość, chłopczyku.
Słuchał opowiastki z życia Puchona, chociaż trudno było powiedziec, czy jest tym zainteresowany – pewnym było to, że słucha, że obecny jest i nie odlatuje gdzieś daleko ponad ziemię, choć jego twarz miała wciąż ten sam, spokojny wyraz, niezmienny od momentu, kiedy bezczelny uśmieszek zniknął z jego facjaty.
- Strach nie jest czymś, co może być powodem do wstydu. To naturalny system obronny, które mają wszystkie stworzenia... chociaż ludzie uwielbiają ignorować instynkt, byle tylko ciekawość zaspokoić. - Zupełnie, jakby potwierdził, że faktycznie na starość (do której ci jeszcze baaardzo daleko, miły Colette) głupiejesz. Miałby zaprzeczyć? Otóż nie – nie był do tego stopnia miły.
Prychnąłeś z niezadowoleniem, kiedy chłopak napomknął o tym, że mógłbyś zostać bohaterem i zapisać się na kartach historii – i tak podejrzewałeś, że Dumbledore doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół dzieje.
- Mówisz poważnie, czy kpisz? - Już nieco straciłeś rozeznanie, gdzie Colette widział granice bajki, którą żył, a gdzie zaczynała się u niego rzeczywistość. Celowo raczyłeś nie odpowiedzieć na jego ostatnie pytanie o to, czy ją złapałeś, bo... nie widziałeś potrzeby, by na to odpowiadać i zgrabnie wolałeś temat przemilczeć. - Czy ja wyglądam na jakiegoś pieprzonego księcia z bajki, co pojawia się by ratować Hogwart? Popraw o mnie mniemanie, a przy okazji wprowadzania zmian w zeszyciku stanowiącym twój mózg wnieś też poprawki na temat świata rzeczywistego i ewentualnego bronienia się przed Bazyliszkiem. Przed nim się NIE BRONI. Przed nim się spieprza. - Kiedy Ty zacząłeś tyle przeklinać? Chyba zaczęło się to z momentem, kiedy wyczerpała się twoja anielska cierpliwość.
Podniosłeś się, a następny ruch był już bardzo szybki – wyciągnąłeś rękę do gardła Coletta z prędkością godną atakującej kobry i zacisnąłeś nań palce, wyrywając jednocześnie różdżkę z szaty, by przystawić ją do skroni chłopaka.
- W takim razie logicznym byłoby Cię zabić tu i teraz a potem pójść po twojego pupilka. - Odepchnąłeś go zdecydowanie mocniej, niż powienieneś, od siebie i schowałeś różdżkę, przez chwilę na chłopaka spoglądając. Obserwować Cię z wypiętą piersią? Bez strachu? Aż zakręciła się wokół twoich wnętrzności pieszcząca, hebanowa mgła, zakrywająca swym cieniem wszystko, prócz słodkiego pragnienia niszczenia... Złamania... I nie chodziło tutaj o niszczenie fizyczne. - Oceniłeś choć raz trzeźwo swoje marne życie? Gadaj wokół tak więcej, to na pewno twoi wspaniali koledzy Cię zaakceptują. I nie powinieneś dłużej ze mną rozmawiać. Bierz nogi za pas, dopóki mam cierpliwość, chłopczyku.
- Colette Warp
Re: Sala Wejściowa
Nie Sty 25, 2015 7:58 pm
Nie ufał mu. Ta zmniejszona ostrożność, która dała się narodzić samej sytuacji ich spotkania i możliwości narodzenia się stosunkowo krótkiej wymiany zdań, nie była kredytem zaufania. Był tylko mocno podsyconą przez nadarzającą się okazję, chęcią poznania tego człowieka. Może nie natychmiastową, nie nazbyt nachalną, ale z pewnością w jakiś przedziwny sposób bardzo pilną. Col nawet mimo swojego chrześcijańskiego wyznania potrafił być modelem człowieka, który nietolerancją odznacza się tylko w przypadku... nietolerancji. Nie poznał jeszcze nigdy żadnego wampira (i wątpił, by jakikolwiek inny w ciągu całego życia kręcił się ta blisko), nie miał prawa mieć wobec nich żadnych uprzedzeń tak silnych, żeby traktować Sahira w taki sposób, w jaki traktowała go większość w tej placówce. Nie współczuł Krukonowi - nie ulegało wątpliwości, że silny osobnik nie wymaga współczucia - może było go Colette trochę szkoda. W końcu sam pewnie nie wybrał sobie życia opartego na wysysaniu życiodajnego płynu z innych organizmów - i koniec końców jak na gatunek, który brutalność wpisaną ma w kod genetyczny i tak był niedocenianym, stoickim błogosławieństwem. Nawet mimo niekulturalnego języka, przytyków i obojętności. I nawet mimo, iż rozmowa z nim przypominała konwersacje z socjopatą - choć to było w jakimś stopniu do przewidzenia.
Ostatecznie chęć poznania wampira nie miała równać się zdenerwowaniu go, naruszeniu w jakiś sposób jego sfery osobistej i innych.... Może dlatego Colette był trochę spięty - co w jego przypadku było objawem naprawdę wysokiej ostrożności względem rozmówcy. Ale gdzieś musiał nagiąć granicę cierpliwości tego stworzenia i nim zdążył się cofnąć miał dłoń zaciśniętą na gardle i wampira tuż przed sobą. Na dodatek z jego uniwersalną bronią tuż przy twarzy. Puchon otworzył szerzej oczy i złapał drugiego ucznia za jego chłodną dłoń, próbując ją od siebie odciągnąć, o dziwo do ostatniej chwili nie chcąc mu zrobić żadnej krzywdy, czy przyprawić o dyskomfort, nawet nie udrapał go paznokciami. Chłonął każde słowo, które cedził Sahir widocznie zły i łączył wątki stanowczo za wolno, by zacząć żałować tego, co powiedział. Bo czego niby miał żałować...? Kiedy nawet nie wiedział kompletnie, gdzie nastąpił mężczyźnie na odcisk. Ale najwidoczniej tamtego bardzo ukuło... i wyjątkowo dobrodusznie puścił Col'e z życiem. Bardzo brutalnie, ale dobrodusznie - o ile te słowa w ogóle mogą odnosić się w tym samym czasie do tego samego obiektu.
Odepchnięty, cofnął się o kilka szybkich kroków w tył i zgarbił się żeby odkaszlnąć, łapiąc się za chwilowo zmaltretowane gardło. Nawet nie chciało mu się poprawiać okularów, które zsunęły mu się nieco bliżej czubka nosa i teraz bez żadnych przeszkód spoglądał na wampira dwu-kolorowymi oczami. Nawet mimo wady z takiej odległości nadal widział jego niezadowolony wyraz twarzy. Strach jednak odbił się na jego wcześniej zadowolonej i beztroskiej twarzy - w końcu oczywiście, że się bał, byłby idiotą, gdyby w takiej sytuacji to uczucie było mu obce. I może to wszystko... to w cale nie był taki dobry pomysł? Rozjuszył go niepotrzebnie. Ze statusu jednostki obojętnej przeszedł w skali Sahira na poziom minusowy. Tak, to nie był dobry pomysł.
Wyprostował się wolno i poprawił szalik, cofając od mężczyzny wzrok gdzieś na bok.
- Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. - 'ta rozmowa', Colette. Mówi się 'ta rozmowa', albo raczej jej dramatyczna karykatura. Chłopak odetchnął poprawiając szalik, by na nowo zasłonił szyję. - Masz racje, lepiej wrócę do swojego...
Szeregu. Nie, dokańczanie nie miało sensu, więc spłoszony i zdemotywowany odwrócił się na pięcie i poszedł w drogę powrotną do szkoły.
z/t
Ostatecznie chęć poznania wampira nie miała równać się zdenerwowaniu go, naruszeniu w jakiś sposób jego sfery osobistej i innych.... Może dlatego Colette był trochę spięty - co w jego przypadku było objawem naprawdę wysokiej ostrożności względem rozmówcy. Ale gdzieś musiał nagiąć granicę cierpliwości tego stworzenia i nim zdążył się cofnąć miał dłoń zaciśniętą na gardle i wampira tuż przed sobą. Na dodatek z jego uniwersalną bronią tuż przy twarzy. Puchon otworzył szerzej oczy i złapał drugiego ucznia za jego chłodną dłoń, próbując ją od siebie odciągnąć, o dziwo do ostatniej chwili nie chcąc mu zrobić żadnej krzywdy, czy przyprawić o dyskomfort, nawet nie udrapał go paznokciami. Chłonął każde słowo, które cedził Sahir widocznie zły i łączył wątki stanowczo za wolno, by zacząć żałować tego, co powiedział. Bo czego niby miał żałować...? Kiedy nawet nie wiedział kompletnie, gdzie nastąpił mężczyźnie na odcisk. Ale najwidoczniej tamtego bardzo ukuło... i wyjątkowo dobrodusznie puścił Col'e z życiem. Bardzo brutalnie, ale dobrodusznie - o ile te słowa w ogóle mogą odnosić się w tym samym czasie do tego samego obiektu.
Odepchnięty, cofnął się o kilka szybkich kroków w tył i zgarbił się żeby odkaszlnąć, łapiąc się za chwilowo zmaltretowane gardło. Nawet nie chciało mu się poprawiać okularów, które zsunęły mu się nieco bliżej czubka nosa i teraz bez żadnych przeszkód spoglądał na wampira dwu-kolorowymi oczami. Nawet mimo wady z takiej odległości nadal widział jego niezadowolony wyraz twarzy. Strach jednak odbił się na jego wcześniej zadowolonej i beztroskiej twarzy - w końcu oczywiście, że się bał, byłby idiotą, gdyby w takiej sytuacji to uczucie było mu obce. I może to wszystko... to w cale nie był taki dobry pomysł? Rozjuszył go niepotrzebnie. Ze statusu jednostki obojętnej przeszedł w skali Sahira na poziom minusowy. Tak, to nie był dobry pomysł.
Wyprostował się wolno i poprawił szalik, cofając od mężczyzny wzrok gdzieś na bok.
- Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. - 'ta rozmowa', Colette. Mówi się 'ta rozmowa', albo raczej jej dramatyczna karykatura. Chłopak odetchnął poprawiając szalik, by na nowo zasłonił szyję. - Masz racje, lepiej wrócę do swojego...
Szeregu. Nie, dokańczanie nie miało sensu, więc spłoszony i zdemotywowany odwrócił się na pięcie i poszedł w drogę powrotną do szkoły.
z/t
- Sahir Nailah
Re: Sala Wejściowa
Nie Sty 25, 2015 7:59 pm
Nie chciał, żeby tak to się skończyło... A Ty chciałeś? W sumie nawet się nad tym nie zastanawiałeś, biorąc pod uwagę, że nie do końca znałeś tego dzieciaka, ale... lepiej, żeby się trzymał z daleka, lepiej, żeby cię omijał, kiedy będzie chodzić korytarzem – nie zamierzałeś się z nikim zaprzyjaźniać i nie chciałeś, żeby ktokolwiek wpadł na głupi pomysł, by ci towarzyszyć – kręciłeś się wśród zdarzeń tragicznych, w których drobne zadrapanie i trochę strachu to nawet nie przedsmak faktycznych opcji, jakie potem się rozgrywają, a zresztą – to Ty, Czarny Kot, miło mi poznać – jeśli sądzicie, że przesądy to ściema... to przekonajcie się na własnej skórze. Ostrzegam – możecie wyjść z mocno zmienioną psychiką... na gorsze.
O ile przeżyjecie.
Wsunąłeś różdżkę tam, gdzie jej miejsce, do wewnętrznej kieszeni płaszcza, spoglądając na wystraszonego Colette, który zaraz odwrócił się i umknął – odetchnąłeś mocno, podirytowany jeszcze bardziej – odechciało ci się jakoś siedzenia tutaj, odechciało ci się nawet oglądania przechodniów – żwawym krokiem ruszyłeś w stronę do Puchona przeciwną – a gdzieś przed siebie, nie ważne dokąd, nogi niech prowadzą – i oby prowadziły dobrze w jakieś ustronne miejsce, gdzie cały świat da Ci święty spokój i już żadne zdenerwowanie nie przyjdzie samo od siebie, by rozpalać nieprzyjemny ogień we wnętrzu i zaciskał bebechy, nakazując się na kimś wyżyć – dobrze, bardzo dobrze nawet, że twój rozmówca wyczuł chwilę i wiedział, kiedy odejść, w przeciwnym razie mogłoby się to bardziej nieprzyjemnie skończyć... I jak tutaj oczekiwać, że ktokolwiek Sahira zechce poznać, skoro On wszystkim tak dopiekał, skoro wszystkich tak straszył? Może i przekazywał prawdę, ale w jaki sposób? Można to zrobić delikatniej... ale delikatne sposoby zazwyczaj nie działają. Nie – one nie działają nigdy.
Więc poszedł – w swoją stronę, tam, gdzie cień i gdzie ludzkie oko go nie doścignie, by wsłuchiwać się jedynie w szum liści i wypatrywać spódnicy tańczącej Pani Wiosny, która kręciła swe piruety tuż za rogiem – niemal można było ją dosięgnąć, niemal czułeś jej orzeźwiający oddech na karku – może wiosna przyniesie ze sobą coś lepszego, teraz, kiedy już wszystko się uspokoiło..? Wszystko? Niby co się uspokoiło? Bazyliszek nadal szaleje, nie wiadomo, gdzie ma swoją jamę, Śmierciożercy pewnie też trzymają swoje łapska w tych murach... Mimo to w twoim umyśle gościł aktualnie status: "WAKACJE", wypisany wielkimi literami, a wraz z tym wiązał się brak obowiązku utrzymywania zainteresowania takimi... pierdołami. No cóż, każdy ma jakieś wartości, dla niego Bazyliszek niczym nie różnił się od węża, który towarzyszył Colette, to chyba dowodzi, jakie Sahir miał podejście do niebezpieczeństwa.
Przecież wszystko można zabić i pokonać – trzeba tylko mieć dobry sposób.
[z/t]
O ile przeżyjecie.
Wsunąłeś różdżkę tam, gdzie jej miejsce, do wewnętrznej kieszeni płaszcza, spoglądając na wystraszonego Colette, który zaraz odwrócił się i umknął – odetchnąłeś mocno, podirytowany jeszcze bardziej – odechciało ci się jakoś siedzenia tutaj, odechciało ci się nawet oglądania przechodniów – żwawym krokiem ruszyłeś w stronę do Puchona przeciwną – a gdzieś przed siebie, nie ważne dokąd, nogi niech prowadzą – i oby prowadziły dobrze w jakieś ustronne miejsce, gdzie cały świat da Ci święty spokój i już żadne zdenerwowanie nie przyjdzie samo od siebie, by rozpalać nieprzyjemny ogień we wnętrzu i zaciskał bebechy, nakazując się na kimś wyżyć – dobrze, bardzo dobrze nawet, że twój rozmówca wyczuł chwilę i wiedział, kiedy odejść, w przeciwnym razie mogłoby się to bardziej nieprzyjemnie skończyć... I jak tutaj oczekiwać, że ktokolwiek Sahira zechce poznać, skoro On wszystkim tak dopiekał, skoro wszystkich tak straszył? Może i przekazywał prawdę, ale w jaki sposób? Można to zrobić delikatniej... ale delikatne sposoby zazwyczaj nie działają. Nie – one nie działają nigdy.
Więc poszedł – w swoją stronę, tam, gdzie cień i gdzie ludzkie oko go nie doścignie, by wsłuchiwać się jedynie w szum liści i wypatrywać spódnicy tańczącej Pani Wiosny, która kręciła swe piruety tuż za rogiem – niemal można było ją dosięgnąć, niemal czułeś jej orzeźwiający oddech na karku – może wiosna przyniesie ze sobą coś lepszego, teraz, kiedy już wszystko się uspokoiło..? Wszystko? Niby co się uspokoiło? Bazyliszek nadal szaleje, nie wiadomo, gdzie ma swoją jamę, Śmierciożercy pewnie też trzymają swoje łapska w tych murach... Mimo to w twoim umyśle gościł aktualnie status: "WAKACJE", wypisany wielkimi literami, a wraz z tym wiązał się brak obowiązku utrzymywania zainteresowania takimi... pierdołami. No cóż, każdy ma jakieś wartości, dla niego Bazyliszek niczym nie różnił się od węża, który towarzyszył Colette, to chyba dowodzi, jakie Sahir miał podejście do niebezpieczeństwa.
Przecież wszystko można zabić i pokonać – trzeba tylko mieć dobry sposób.
[z/t]
- Nathalie Deneuve
Re: Sala Wejściowa
Sob Mar 07, 2015 7:05 pm
Bajkowy teatrzyk trwał w najlepsze. Przygody jakie przeżywali uczniowie w tym kreskówkowym świecie były niezwykle urocze, ale i niezwykle niebezpieczne. Może odrobinkę przerysowane, jak to zresztą w bajkach bywa. Oczywiście scenariusz nieco odbiegał od tego, który opisał sam Disney, mimo wszystko poruszał serca i duszę uczniów Hogwartu. Ale nie wszyscy byli poruszeni tymi bajkowymi przygodami. W Szkole Magii i Czarodziejstwa istniały też takie osoby, które odpuściły sobie zabawę w przebieranki. Powodów takiej decyzji było mnóstwo, ale to nie jest akurat ważne. Ważne było jednak to, że Dumbledore przygotował i dla tych mniej zainteresowanych bajkami kilka ciekawych atrakcji. Jedną z nich był wypad do Hogsmeade. Nieco inny niż zwykle, bo w pełni pod nadzorem nauczycieli, ale niemniej ciekawy. Zresztą każdy wypad do magicznej wioski jest dla uczniów atrakcyjny. Oby i tym razem wszystko poszło z planem.
Zbiórka uczniów odbywała się w Sali Wejściowej. Standardowo, choć z pewnymi zawirowaniami. W sali wejściowej nie było bowiem widać Argusa Filcha - najlepszego strażnika tej magicznej szkoły. Tym razem kontrolę nad wyjściem i wejściem sprawowali nauczyciele. Między innymi Nathalie Deneuve - nauczycielka mugoloznastwa. Filigranowa, blond włosa, na pierwszy rzut oka dość urocza. Niestety z wielką wadą... Wszystkich otaczała magia, lecz nie wszyscy potrafili nią władać. Jedną z takich osób była właśnie blondynka. Mimo starań i wielu próbom niebyła wstanie wykrzesać z siebie żadnego imponującego czaru. Była magicznym beztalenciem. Mimo wszystko w świecie czarodziei radziła sobie całkiem nieźle.
W sali wejściowej pojawiła się jako pierwsza. Odrobinę przed czasem, ale kto bogatemu zabroni. Ubrana była w białą koszulę, chwilowo rozpięty krótki czarny płaszczyk, ciemne dżinsy oraz czarne kozaki na wysokim obcasie. Wyglądała bardziej na uczennicę niż na nauczycielkę, ale to już szczegół. W dłoniach młodej profesorki spoczywał parasol, duża torba, oraz lista uczniów, którzy posiadają pozwolenie na dzisiejszy wypad. Blondynka oparła się o filar tuż przy samym wyjściu ze szkoły i oczekiwała nadejścia jej podopiecznych oraz drugiego opiekuna tej wycieczki.
Zbiórka uczniów odbywała się w Sali Wejściowej. Standardowo, choć z pewnymi zawirowaniami. W sali wejściowej nie było bowiem widać Argusa Filcha - najlepszego strażnika tej magicznej szkoły. Tym razem kontrolę nad wyjściem i wejściem sprawowali nauczyciele. Między innymi Nathalie Deneuve - nauczycielka mugoloznastwa. Filigranowa, blond włosa, na pierwszy rzut oka dość urocza. Niestety z wielką wadą... Wszystkich otaczała magia, lecz nie wszyscy potrafili nią władać. Jedną z takich osób była właśnie blondynka. Mimo starań i wielu próbom niebyła wstanie wykrzesać z siebie żadnego imponującego czaru. Była magicznym beztalenciem. Mimo wszystko w świecie czarodziei radziła sobie całkiem nieźle.
W sali wejściowej pojawiła się jako pierwsza. Odrobinę przed czasem, ale kto bogatemu zabroni. Ubrana była w białą koszulę, chwilowo rozpięty krótki czarny płaszczyk, ciemne dżinsy oraz czarne kozaki na wysokim obcasie. Wyglądała bardziej na uczennicę niż na nauczycielkę, ale to już szczegół. W dłoniach młodej profesorki spoczywał parasol, duża torba, oraz lista uczniów, którzy posiadają pozwolenie na dzisiejszy wypad. Blondynka oparła się o filar tuż przy samym wyjściu ze szkoły i oczekiwała nadejścia jej podopiecznych oraz drugiego opiekuna tej wycieczki.
- Liadon Ichimaru
Re: Sala Wejściowa
Sob Mar 07, 2015 8:36 pm
Liadon dostał wreszcie coś do roboty. Wreszcie dlatego, że od dłuższego czasu nic nie musiał robić i zajmował się swoimi sprawami. Dlatego nie zbyt ochoczo zgodził się na ten wypad do Hogsmead. Ostatecznie jednak stwierdził, że nieco ruchu mu nie zaszkodzi. Rano doprowadził się do porządku, pozbył się zarostu i oznak zmęczenia z twarzy. Ubrany w spodnie i czarny podkoszulek schodził po schodach szkoły wymijając uczniów. Jego płaszcz z tysiącem łat powiewał za nim ochoczo. Był już dość stary na szczęście magia nie pozwoliła mu wyrosnąć z niego, a nie chciałby go zamieniać na nic innego. Gdy dotarł do sali wejściowej wystarczyło mu jedno spojrzenie by zlokalizować swego partnera w tym smutnym przedsięwzięciu. Skierował swe kroki do Nathalie zatrzymując się przed nią.
-Witam, więc to razem będziemy mieli przyjemność wyprowadzić tą... hałastrę?
Zapytał. Na usta cisnęły mu się nieco inne słowa ale te były chyba bardziej odpowiednie.
-Witam, więc to razem będziemy mieli przyjemność wyprowadzić tą... hałastrę?
Zapytał. Na usta cisnęły mu się nieco inne słowa ale te były chyba bardziej odpowiednie.
- Nathalie Deneuve
Re: Sala Wejściowa
Sob Mar 07, 2015 10:02 pm
Samotność nie dokuczyła blondynce zbyt mocno, bowiem po krótkim oczekiwaniu jej oczom ukazała się tajemnicza postać. Tajemniczość, to dobre słowo określające mężczyznę sunącego właśnie po schodach i podążającego w jej kierunku. Liadon był wyjątkowym nauczycielem. Skrytym i uprzejmym, a zarazem nieprzewidywalnym i budzącym respekt. Głupio przyznać, ale nieczęsto ich drogi się krzyżowały. Spotykali się głównie na posiłkach i zebraniach rady nauczycielskiej, lecz nic po za tym. Mimo wszystko Nathalie ucieszyła się, że to właśnie on będzie towarzyszył jej na wycieczce. Kto jak nie Liadon poradzi sobie z grupką niesfornych uczniów. Przy takim nauczycielu wszyscy mogą czuć się bezpiecznie.
- Dzień dobry Liadon... - przywitała się z grzecznością, po czym szybko odpowiedziała na pytanie mężczyzny. Pytanie było oczywiście retoryczne, mimo wszystko odparła - ...dokładnie tak. Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, zgadzając się na tą wycieczkę. Ale Dumbledorowi się nie odmawia. Mimo wszystko niewielu uczniów zgodziło się na ten wypad, więc powinniśmy dać sobie radę. Zresztą sam zobacz.
Nathalie pokazała koledze po fachu listę uczniów, która wyraziła chęć wycieczki do Hogsmeade. Listę, którą otrzymała z samego rana od najważniejszej osoby w szkoli, czyli od woźnego. Na ów kartce naprawdę nie było wiele nazwisk. Większość uczniów brała czynny udział w bajkowym teatrzyku, dlatego można było liczyć na naprawdę miły i spokojny wypad.
- Znając życie, to pewnie kilka uczniów z tej listy jeszcze zrezygnuje i będziemy mieli dosłownie garstkę łobuzów do upilnowania – dodała po chwili, a na jej ustach pojawił się maleńki uśmiech.
- Dzień dobry Liadon... - przywitała się z grzecznością, po czym szybko odpowiedziała na pytanie mężczyzny. Pytanie było oczywiście retoryczne, mimo wszystko odparła - ...dokładnie tak. Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, zgadzając się na tą wycieczkę. Ale Dumbledorowi się nie odmawia. Mimo wszystko niewielu uczniów zgodziło się na ten wypad, więc powinniśmy dać sobie radę. Zresztą sam zobacz.
Nathalie pokazała koledze po fachu listę uczniów, która wyraziła chęć wycieczki do Hogsmeade. Listę, którą otrzymała z samego rana od najważniejszej osoby w szkoli, czyli od woźnego. Na ów kartce naprawdę nie było wiele nazwisk. Większość uczniów brała czynny udział w bajkowym teatrzyku, dlatego można było liczyć na naprawdę miły i spokojny wypad.
- Znając życie, to pewnie kilka uczniów z tej listy jeszcze zrezygnuje i będziemy mieli dosłownie garstkę łobuzów do upilnowania – dodała po chwili, a na jej ustach pojawił się maleńki uśmiech.
- Liadon Ichimaru
Re: Sala Wejściowa
Sob Mar 07, 2015 10:39 pm
Liadon odwzajemnił uśmiech. Już odzwyczaił się od takiej serdeczności, a była ona naprawdę miłym gestem. Kiedyś znał kogoś, kto zachowywał się bardzo podobnie. Po prostu radośnie. Uśmiech nieco się poszerzył na to wspomnienie. Z lekko zaskoczonym spojrzeniem zmierzył nauczycielkę. Był zaskoczony, że znała jego imię. Sam rzadko zabierał głos na ich zebraniach i mówiąc szczerze znał z imienia tylko kilku nauczycieli. Poczucie to było jeszcze pogłębione przez wyczuwalną w głosie kobiety nutę. Czyżby przebijała z niej się ulga? A może to sympatia, albo respekt przed Liadonem. Cokolwiek to było Kłaczek nie miał pojęcia jak to zinterpretować. Stosunki międzyludzkie nie były jego mocną stroną. Wziął od niej listę uczniów i przeleciał po niej wzrokiem rad, iż nie zobaczył niektórych nazwisk.
-Cóż, nie chwalmy dnia przed zachodem słońca.- Mruknął, opuszczając listę i rozglądając się po sali. Pamiętał jak sam zawsze z utęsknieniem czekał na wypad do Hogsmead. Nie mając pozwolenia kilkanaście razy próbował się wykraść. Odkrył nawet kilka tajnych wyjść z Hogwartu.
-Nie spotkałem nigdzie Irytka więc jestem dobrej myśli jeśli chodzi o frekwencję uczniów.
Powiedział obdarzając kobietę uśmiechem. Stanął po jej prawej stronie, wyciągając lewą ręką zegarek z jednej z kieszeni. Jak zwykle na tej dłoni spoczywała rękawiczka. Mruknął pod nosem coś o tym, że mają jeszcze chwilę i zwrócił się do towarzyszki.
-Przepraszam, ale zapomniałem czego nauczasz?
-Cóż, nie chwalmy dnia przed zachodem słońca.- Mruknął, opuszczając listę i rozglądając się po sali. Pamiętał jak sam zawsze z utęsknieniem czekał na wypad do Hogsmead. Nie mając pozwolenia kilkanaście razy próbował się wykraść. Odkrył nawet kilka tajnych wyjść z Hogwartu.
-Nie spotkałem nigdzie Irytka więc jestem dobrej myśli jeśli chodzi o frekwencję uczniów.
Powiedział obdarzając kobietę uśmiechem. Stanął po jej prawej stronie, wyciągając lewą ręką zegarek z jednej z kieszeni. Jak zwykle na tej dłoni spoczywała rękawiczka. Mruknął pod nosem coś o tym, że mają jeszcze chwilę i zwrócił się do towarzyszki.
-Przepraszam, ale zapomniałem czego nauczasz?
- Nathalie Deneuve
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 08, 2015 10:48 am
Na ustach mężczyzny pojawiły się słowa znanego przysłowia. Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Nie wyglądał na przesądnego. Wręcz przeciwnie. Wyglądał na osobę, która niczego się nie boi i kpi sobie z przeciwności lasu. Ale może to tylko pozory, w końcu nie znają się na tyle by wiedzieć o sobie zbyt dużo. Blondynka przeczesała ręką włosy i wkrótce odparła:
- To tylko fragment przysłowia. Całość brzmi, nie chwal dnia przed zachodem słońca, ani kobiety przed śmiercią... Ciekawe rozwinięcie nieprawdaż? Ciekawe jest również to, dlaczego autor pokusił się o takie słowa. Ale tego się raczej nie dowiem, bo to stara sentencja i autor już dawno opuścił ten ziemski padołek.
Nathalie wciąż opierając się o filar rozejrzała się swobodnie po sali. Liadon miał racje, w około nie było widać Irytka. Tylko cisza i spokój. Szansa na komplet uczniów był więc możliwy. O ile ów spokój nie okaże się przysłowiową ciszą przed burzą.
- Uczę mugoloznastwa. Tylko takiego przedmiotu może uczyć w Hogwarcie osoba niemagiczna - blondynka mogła powiedzieć wprost, że jest charłakiem, ale nie lubiła tego słowa. Brzmiało okropnie i nie było powodem do dumy. Wręcz przyprawiało niektórych o ciarki.
- Mugoloznastwo, to fajny przedmiot, choć niedoceniany wśród uczniów. A szkoda, bo wiedza o mugolach, ich technice i technologii, ich sposobie życia i obyczajach, jest równie fascynujące co życie czarodziei. Fascynujące, bo niezwykle odmienne.
Urwała na moment zamyślając się przez chwilkę, lecz wkrótce dodała:
- Niewiele jest uczniów uczęszczających na mój przedmiot. Na twoich zajęciach jest pewnie odwrotnie. Masa dzieciaków żądnych wiedzy i z ciekawością słuchająca co masz do powiedzenia... Mylę się?
- To tylko fragment przysłowia. Całość brzmi, nie chwal dnia przed zachodem słońca, ani kobiety przed śmiercią... Ciekawe rozwinięcie nieprawdaż? Ciekawe jest również to, dlaczego autor pokusił się o takie słowa. Ale tego się raczej nie dowiem, bo to stara sentencja i autor już dawno opuścił ten ziemski padołek.
Nathalie wciąż opierając się o filar rozejrzała się swobodnie po sali. Liadon miał racje, w około nie było widać Irytka. Tylko cisza i spokój. Szansa na komplet uczniów był więc możliwy. O ile ów spokój nie okaże się przysłowiową ciszą przed burzą.
- Uczę mugoloznastwa. Tylko takiego przedmiotu może uczyć w Hogwarcie osoba niemagiczna - blondynka mogła powiedzieć wprost, że jest charłakiem, ale nie lubiła tego słowa. Brzmiało okropnie i nie było powodem do dumy. Wręcz przyprawiało niektórych o ciarki.
- Mugoloznastwo, to fajny przedmiot, choć niedoceniany wśród uczniów. A szkoda, bo wiedza o mugolach, ich technice i technologii, ich sposobie życia i obyczajach, jest równie fascynujące co życie czarodziei. Fascynujące, bo niezwykle odmienne.
Urwała na moment zamyślając się przez chwilkę, lecz wkrótce dodała:
- Niewiele jest uczniów uczęszczających na mój przedmiot. Na twoich zajęciach jest pewnie odwrotnie. Masa dzieciaków żądnych wiedzy i z ciekawością słuchająca co masz do powiedzenia... Mylę się?
- Liadon Ichimaru
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 08, 2015 4:58 pm
Liadon nie był przesądny, ale widział dość by nie kusić losu bez potrzeby. Lepiej omijać drabiny, zbite lustra i inne głupoty. Zresztą takie zbite lustro mogłoby być przeklęte, pewne od takich właśnie zwierciadeł wziął się ten cały stereotyp. Zmierzył nauczycielkę wzrokiem mrużąc oczy. Zamyślił się przez chwilę.
-Pewnie dlatego, że kobiety potrafią okazać się samolubnymi egoistami nie biorąc pod uwagę nikogo i niczego, mając swoje pstro w głowie podejmując decyzje o życiu i śmierci.- Powiedział z wyrzutem.-Oczywiście tak tylko zakładam.
Dodał obdarzając ją miłym uśmiechem. Najwyraźniej jakiś dawny uraz męczył go na tym tle. Spojrzał raz jeszcze na zegarek. Już zaraz minie czas. Czyżby upiekło im się i ta garstka uczniów czekająca w sali to byli wszyscy?
-Mugolonastwo?- Zapytał szczerze zdziwiony. Słyszał kiedyś o takim przedmiocie, ale w szkole zawsze uważał to za jakiś żart. Szybko jednak powód tego się wyjaśnił.
-Och czyli jesteś Charłakiem?- Stwierdził bez ogródek. Jakoś nie widział powodu by nie nazywać rzeczy po imieniu. Ostatecznie sam był Wilkołakiem i na pewno częściej spotykał się z antypatią społeczeństwa. Pogodził się z tym mimo tego że okoliczności zmuszały go do ukrywania tożsamości.
-Czy ja wiem... Wychowywałem się w mugolskim... rodzinie.-Zmienił szybko końcówkę zdania.- Cóż sam nie miałem parcia na mugoloznastwo. Zresztą większości nich jeszcze pstro w głowie więc ciężko ich winić.
Na zajęciach Liadona? Cóż nieco czasu minęło odkąd miał okazję ostatni raz prowadzić zajęcia.
-Czy ja wiem, Transmutacja to raczej przedmiot znienawidzony przez uczniów. Dość skomplikowany...
-Pewnie dlatego, że kobiety potrafią okazać się samolubnymi egoistami nie biorąc pod uwagę nikogo i niczego, mając swoje pstro w głowie podejmując decyzje o życiu i śmierci.- Powiedział z wyrzutem.-Oczywiście tak tylko zakładam.
Dodał obdarzając ją miłym uśmiechem. Najwyraźniej jakiś dawny uraz męczył go na tym tle. Spojrzał raz jeszcze na zegarek. Już zaraz minie czas. Czyżby upiekło im się i ta garstka uczniów czekająca w sali to byli wszyscy?
-Mugolonastwo?- Zapytał szczerze zdziwiony. Słyszał kiedyś o takim przedmiocie, ale w szkole zawsze uważał to za jakiś żart. Szybko jednak powód tego się wyjaśnił.
-Och czyli jesteś Charłakiem?- Stwierdził bez ogródek. Jakoś nie widział powodu by nie nazywać rzeczy po imieniu. Ostatecznie sam był Wilkołakiem i na pewno częściej spotykał się z antypatią społeczeństwa. Pogodził się z tym mimo tego że okoliczności zmuszały go do ukrywania tożsamości.
-Czy ja wiem... Wychowywałem się w mugolskim... rodzinie.-Zmienił szybko końcówkę zdania.- Cóż sam nie miałem parcia na mugoloznastwo. Zresztą większości nich jeszcze pstro w głowie więc ciężko ich winić.
Na zajęciach Liadona? Cóż nieco czasu minęło odkąd miał okazję ostatni raz prowadzić zajęcia.
-Czy ja wiem, Transmutacja to raczej przedmiot znienawidzony przez uczniów. Dość skomplikowany...
- Nathalie Deneuve
Re: Sala Wejściowa
Nie Mar 08, 2015 6:58 pm
Słowa o kobietach jakie wyraził Liadon były surowe, a nawet dość niepokojące. Wszystko wskazywało na to, że doświadczenia mężczyzny z płcią przeciwną były niesamowicie skomplikowane. Nie trzeba było jasnowidza, by zrozumieć że nauczyciel musiał być przez jakąś pannicę okrutnie zraniony. Niemniej jednak jego osąd był zdecydowanie przerysowany. Nie każda dziewczyna jest egoistyczna... to nie może być prawda... choć po krótkim zastanowieniu Nathalie zdała sobie sprawę, że również ona posiada tą złą cechę. Ale nie wrzucajmy wszystkich kobiet do jednego worka.
- Oby twoje słowa nie były prawdą. Z mojego punktu widzenia nie jesteśmy chyba aż takie złe, ale ja nie mogę być obiektywna, gdyż należę do tej grupy. Może jednak pozostawmy ten temat, bo jeszcze wyjdzie, że my kobiety jesteśmy przyczyną wszelkiego zła na świecie. Taką otwartą Puszką Pandory...
I zmienili temat, lecz kolejne słowa Liadona nie wydały się jakoś bardziej pokrzepiające. Nazwał ją Charłakiem i słusznie, choć na sam ten wydźwięk blondynka przymrużyła nieco oczy. Jedyne co mogła uczynić, to przytaknąć mężczyźnie i w milczeniu czekać na rozkręceniu tematu ich nauczania.
- Mugoloznastwo jest skierowane głównie dla uczniów z rodzin w pełni czarodziejskich, jednak mało jest w tej grupie osób, które biorą mugoli na poważnie. Niema się więc co dziwić, że zainteresowanie moim przedmiotem spada... Co ja mówię, żadnego zainteresowania tak naprawdę nigdy nie było.
Kiedy jej kolega począł mówić o swoim przedmiocie, ona dodała:
- Myślę że uczniowie mogą nienawidzić Transmutacji z tego względu, że jest strasznie trudną dziedziną magii. Ale za to niezwykle przydatną.
Zegar tykał, a uczniów jakoś nie przybywało. Po sali wyjściowej kręcili się jacyś nastolatkowie, ale trudno było wyczuć czy to właśnie ta grupka uczniów wybiera się dziś z nimi do Hogsmeade. Ale bądźmy cierpliwi. Jeszcze chwilkę zaczekajmy na spóźnialskich. W dodatku Dumbledore wspominał coś o trzecim nauczycielu, ale niebyła to pewna informacja. Czas pokaże...
- Oby twoje słowa nie były prawdą. Z mojego punktu widzenia nie jesteśmy chyba aż takie złe, ale ja nie mogę być obiektywna, gdyż należę do tej grupy. Może jednak pozostawmy ten temat, bo jeszcze wyjdzie, że my kobiety jesteśmy przyczyną wszelkiego zła na świecie. Taką otwartą Puszką Pandory...
I zmienili temat, lecz kolejne słowa Liadona nie wydały się jakoś bardziej pokrzepiające. Nazwał ją Charłakiem i słusznie, choć na sam ten wydźwięk blondynka przymrużyła nieco oczy. Jedyne co mogła uczynić, to przytaknąć mężczyźnie i w milczeniu czekać na rozkręceniu tematu ich nauczania.
- Mugoloznastwo jest skierowane głównie dla uczniów z rodzin w pełni czarodziejskich, jednak mało jest w tej grupie osób, które biorą mugoli na poważnie. Niema się więc co dziwić, że zainteresowanie moim przedmiotem spada... Co ja mówię, żadnego zainteresowania tak naprawdę nigdy nie było.
Kiedy jej kolega począł mówić o swoim przedmiocie, ona dodała:
- Myślę że uczniowie mogą nienawidzić Transmutacji z tego względu, że jest strasznie trudną dziedziną magii. Ale za to niezwykle przydatną.
Zegar tykał, a uczniów jakoś nie przybywało. Po sali wyjściowej kręcili się jacyś nastolatkowie, ale trudno było wyczuć czy to właśnie ta grupka uczniów wybiera się dziś z nimi do Hogsmeade. Ale bądźmy cierpliwi. Jeszcze chwilkę zaczekajmy na spóźnialskich. W dodatku Dumbledore wspominał coś o trzecim nauczycielu, ale niebyła to pewna informacja. Czas pokaże...
- Jane Weston
Re: Sala Wejściowa
Pon Mar 09, 2015 3:39 pm
Szkolne korytarze niejako świeciły pustkami. Ale nic w tym dziwnego, w końcu spora grupa uczniów chyba właśnie bawiła się w najlepsze w zupełnie innym miejscu. Jane nie za bardzo wiedziała, o co chodziło z tym całym Disneyem. Życie szkoły interesowało ją tylko tyle, ile dotyczyło jej samej. W każdym bądź razie przemierzała teraz korytarz prowadzący do sali wejściowej, gdzie odbywała się zbiórka. Wizyta w Hogsmeade, w końcu będzie mogła oderwać się od książek i przynajmniej na jeden dzień zapomnieć o dziesiątkach pergaminów, które czekały na przeczytanie. Lekkim krokiem weszła do środka i doznała lekkiego uczucia zaskoczenia, bo zamiast hałaśliwej zgrai uczniów, spotkała tylko dwójkę nauczycieli, w dodatku zajętych rozmową. Skinęła im jednak głową, żeby nie wyjść na nieuprzejmą i niepewnie przysiadła na brzeżku stojącej w pobliżu ławy. Miała nadzieję, że nie będzie jedynym uczniem wychodzącym do Hogsmeade, no ale w końcu przyszła grubo przed czasem, więc może ktoś jeszcze dojdzie.
- Rose Ashworth
Re: Sala Wejściowa
Pon Mar 09, 2015 5:12 pm
Wyjście do Hogsmeade? W sumie czemu nie? Szkoła była dosyć pusta i nie bardzo było coś, czym można by było się zająć... Nie to, żeby spędzała dużo czasu z innymi ludźmi - wręcz przeciwnie. Zdecydowanie największa ilość czasu spędzała łażąc po błoniach lub zamku w zupełnej samotności. Tylko, że jej powód był raczej inny niż ludzi, którzy zazwyczaj postępowali w podobny sposób. W końcu to nie tak, że desperacko pragnęła odosobnienia od ludzi - raczej po prostu robiła to, na co miała ochotę, a to, że nikt się do niej nie przyłączał to już zupełnie inna sprawa.
Pojawiła się w dziwacznie pustej Sali Wejściowej, w której jak na razie znajdowała się tylko dwójka nauczycieli i jakaś dziewczyna, na oko ślizgonka. Rozejrzała się dokoła jak zahipnotyzowana. Jak inny wydawał się teraz ten zamek... Jak z jakiegoś zupełnie innego świata. Może wcale nie trzeba podróżować do krain baśni po to, żeby odkryć coś nowego? Wręcz przeciwnie, teraz Rose miała wrażenie, że to właśnie tutaj może być nawet o wiele ciekawiej...
Pojawiła się w dziwacznie pustej Sali Wejściowej, w której jak na razie znajdowała się tylko dwójka nauczycieli i jakaś dziewczyna, na oko ślizgonka. Rozejrzała się dokoła jak zahipnotyzowana. Jak inny wydawał się teraz ten zamek... Jak z jakiegoś zupełnie innego świata. Może wcale nie trzeba podróżować do krain baśni po to, żeby odkryć coś nowego? Wręcz przeciwnie, teraz Rose miała wrażenie, że to właśnie tutaj może być nawet o wiele ciekawiej...
- Aart Sivan
Re: Sala Wejściowa
Pon Mar 09, 2015 5:53 pm
Za każdym razem, gdy tylko mógł, szukał sposobu, aby opuścić zamek i przez chwilę wchłaniać więcej i więcej z tego niezwykłego świata. W świecie Mugoli, nie było tak bajecznie. W prawdzie wiele jest cudów natury, jednak nie na taką skalę, jaka miała miejsce za murami kolumny peronu 9 i ¾. Wszystko tu było fascynujące: poczynając od samych nauczycieli, kończąc na masie niewiarygodnych stworzeń, które miał okazję zobaczyć.
Nie jest więc dziwnym fakt, że wieść o wypadzie do Hogsmeade, wzbudziła w nim nowe pokłady ciekawości. Wiedział, że znowu ma okazję uszczknąć z tego świata choć trochę fantazji.. Oby tak się stało!
Po skrupulatnych przygotowaniach i kilku wizjach wspaniałych przygód, zszedł na dół, aby znaleźć się w Sali Wejściowej. Spodziewał się tu tłumu rozentuzjazmowanych uczniów, jednak to co ujrzały jego oczy nie było tak oszałamiające, jak to sobie wymyślił. Dwie uczennice widocznie stroniące od kontaktu i taka sama ilość nauczycieli zajętych dyskusją. No cóż. Nie zostało mu nic innego, jak czekać na te chmary wrzeszczących dzieciaków na jednej z ławek ustawionych pod ścianami.
Nie jest więc dziwnym fakt, że wieść o wypadzie do Hogsmeade, wzbudziła w nim nowe pokłady ciekawości. Wiedział, że znowu ma okazję uszczknąć z tego świata choć trochę fantazji.. Oby tak się stało!
Po skrupulatnych przygotowaniach i kilku wizjach wspaniałych przygód, zszedł na dół, aby znaleźć się w Sali Wejściowej. Spodziewał się tu tłumu rozentuzjazmowanych uczniów, jednak to co ujrzały jego oczy nie było tak oszałamiające, jak to sobie wymyślił. Dwie uczennice widocznie stroniące od kontaktu i taka sama ilość nauczycieli zajętych dyskusją. No cóż. Nie zostało mu nic innego, jak czekać na te chmary wrzeszczących dzieciaków na jednej z ławek ustawionych pod ścianami.
- Liadon Ichimaru
Re: Sala Wejściowa
Pon Mar 09, 2015 7:23 pm
Skomplikowane to może za dużo powiedziane. Liadon nie miał wielu okazji do bliższego obcowania z płcią piękną. W bajkowy sposób zakochał się raz jedyny, no i oczywiście raz za dużo. Niestety serce nie sługa, głosu rozsądku nie słucha.
-Och w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy egoistami...- Powiedział machnąwszy lekceważąco ręką. Jakby ten fakt był oczywistą prawdą, która i tak za wiele nie zmienia.- Największy altruista pomaga innym dlatego, że sprawia mu to przyjemność. Więc kobiecy egoizm nie jest wyjątkiem.
Na pewno można było wskazać masę mężczyzn, którzy zasłużyli by na tytuł mastera egoizmu. Znał nawet takich. Sam nawet teraz nie zastanowił się czy aby nie sprawił kobiecie przykrości otwarcie mówiąc o jej ułomności.
-Cóż ja nadal uważam Wróżbiarstwo za mniej przydatny przedmiot, więc nie może być tak źle.-Powiedział uśmiechając się w pokrzepiający sposób.
-O tak, sam nie trawiłem transmutacji przez długi czas. Szczególnie transkonfiguracja sprawiała mi kłopoty i ta matematyczna ścisłość...
Czas zaczynał ich powoli gonić i jak w zegarku na horyzoncie pojawił się Filch. Liadon nie bardzo lubił woźnego, ale jeśli chodzi o sprzymierzeńca w walce z uczniami, ciężko było o lepszego. Nie trzeba go było długo namawiać, ba wystarczyło napomknąć że będzie mógł poszturchać uczniów wykrywaczem czarnej magii.
-Wybaczysz na sekundę...-Zwrócił się do Nathalie, a potem skierował słowa do tej małej grupy uczniów, która przybyła.- Dobrze więc, czas zaczyna nas gonić. Proszę ustawić się w rzędzie a my sprawdzimy czy znajdujecie się na liście. W tym czasie każdy również przejdzie rewizje osobistą ze względu na ostatnie wydarzenia. Jeśli ktokolwiek nie powinien tu być niech zasuwa do swego dormitorium teraz. Każdy kto wpadnie pożałuje, że nie został wyrzucony z Hogwartu.
Powiedział donośnie pozwalając uczniom uformować szyk.
-Och w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy egoistami...- Powiedział machnąwszy lekceważąco ręką. Jakby ten fakt był oczywistą prawdą, która i tak za wiele nie zmienia.- Największy altruista pomaga innym dlatego, że sprawia mu to przyjemność. Więc kobiecy egoizm nie jest wyjątkiem.
Na pewno można było wskazać masę mężczyzn, którzy zasłużyli by na tytuł mastera egoizmu. Znał nawet takich. Sam nawet teraz nie zastanowił się czy aby nie sprawił kobiecie przykrości otwarcie mówiąc o jej ułomności.
-Cóż ja nadal uważam Wróżbiarstwo za mniej przydatny przedmiot, więc nie może być tak źle.-Powiedział uśmiechając się w pokrzepiający sposób.
-O tak, sam nie trawiłem transmutacji przez długi czas. Szczególnie transkonfiguracja sprawiała mi kłopoty i ta matematyczna ścisłość...
Czas zaczynał ich powoli gonić i jak w zegarku na horyzoncie pojawił się Filch. Liadon nie bardzo lubił woźnego, ale jeśli chodzi o sprzymierzeńca w walce z uczniami, ciężko było o lepszego. Nie trzeba go było długo namawiać, ba wystarczyło napomknąć że będzie mógł poszturchać uczniów wykrywaczem czarnej magii.
-Wybaczysz na sekundę...-Zwrócił się do Nathalie, a potem skierował słowa do tej małej grupy uczniów, która przybyła.- Dobrze więc, czas zaczyna nas gonić. Proszę ustawić się w rzędzie a my sprawdzimy czy znajdujecie się na liście. W tym czasie każdy również przejdzie rewizje osobistą ze względu na ostatnie wydarzenia. Jeśli ktokolwiek nie powinien tu być niech zasuwa do swego dormitorium teraz. Każdy kto wpadnie pożałuje, że nie został wyrzucony z Hogwartu.
Powiedział donośnie pozwalając uczniom uformować szyk.
- Nathalie Deneuve
Re: Sala Wejściowa
Pon Mar 09, 2015 9:46 pm
Nathalie i Liadon mogli rozmawiać bez końca. Poruszać wiele wątków i wymieniać się swoimi spostrzeżeniami na przeróżne tematy. Ale dość już tej przyjemności. W Sali Wyjściowej zgromadziła się już pewna grupka uczniów, która z pewnością wybierała się z nimi do Hogsmeade. Między innymi trójka bardzo wyrazistych nastolatków. Należało się więc zająć ich dzisiejszymi podopiecznymi. Nauczyciel Transmutacji przejął inicjatywę, szybko wystąpił do przodu i przywołał uczniów do siebie. Był w swoim żywiole. Surowy ton jego głosu charakteryzował pewność i zdecydowanie. Nawet po plecach Nathalie przeszedł dreszcz wynikający z ostatnich słów jakie użył. Lekka groźba z odrobiną sarkazmu. Taka postawa zwykle działa na niesfornych uczniów, choć blondynka nigdy nie korzystała z tej metody.
Po chwilowym zamieszaniu również Nathalie postanowiła wkroczyć do akcji. Zbliżyła się do drzwi wyjściowych i poczęła przywoływać do siebie uczniów, którzy przeszli już kontrolę Filcha oraz odznaczyli się na liście Liadona. Kiedy wokół niej zgromadziła się spora liczba nastolatków odparła:
- Pewnie nie wszyscy mnie kojarzą z zajęć, więc... nazywam się Nathalie Deneuve i jak już się pewnie domyślacie razem z profesorem Liadonem będziemy waszymi osobistymi opiekunami. Za moment wybierzemy się do Hogsmeade, lecz nie będzie to standardowy wypad. Nie taki jak to miało miejsce w poprzednich okresach. Wedle zarządzeń dyrektora, tym razem będziecie pod stałą kontrolą opiekunów...
Blondynka przeleciała wzrokiem po uczniach, którzy z pewnością poczuli się mocno zawiedzeni. No bo jak to tak. Wypad do wioski czarodziei z opiekunami. Normalnie syf i malaria, grzyby, i porosty. Ale po ostatnich wydarzeniach w szkole i śmierci kilkoro niewinnych osób, to było do przewidzenia.
- Soookooojnie. Powiedzcie mi gdzie chcielibyście się wybrać? Wybierzmy sobie wspólnie jakieś fajne miejsce, bo przecież wypad z nauczycielami nie musi być wcale nudny, prawda?
Uśmiechnęła się leciutko i czekała na kilka propozycji od swych podopiecznych.
Po chwilowym zamieszaniu również Nathalie postanowiła wkroczyć do akcji. Zbliżyła się do drzwi wyjściowych i poczęła przywoływać do siebie uczniów, którzy przeszli już kontrolę Filcha oraz odznaczyli się na liście Liadona. Kiedy wokół niej zgromadziła się spora liczba nastolatków odparła:
- Pewnie nie wszyscy mnie kojarzą z zajęć, więc... nazywam się Nathalie Deneuve i jak już się pewnie domyślacie razem z profesorem Liadonem będziemy waszymi osobistymi opiekunami. Za moment wybierzemy się do Hogsmeade, lecz nie będzie to standardowy wypad. Nie taki jak to miało miejsce w poprzednich okresach. Wedle zarządzeń dyrektora, tym razem będziecie pod stałą kontrolą opiekunów...
Blondynka przeleciała wzrokiem po uczniach, którzy z pewnością poczuli się mocno zawiedzeni. No bo jak to tak. Wypad do wioski czarodziei z opiekunami. Normalnie syf i malaria, grzyby, i porosty. Ale po ostatnich wydarzeniach w szkole i śmierci kilkoro niewinnych osób, to było do przewidzenia.
- Soookooojnie. Powiedzcie mi gdzie chcielibyście się wybrać? Wybierzmy sobie wspólnie jakieś fajne miejsce, bo przecież wypad z nauczycielami nie musi być wcale nudny, prawda?
Uśmiechnęła się leciutko i czekała na kilka propozycji od swych podopiecznych.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach