Go down
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 1:34 pm
Nie chciał się spóźnić na wyjście do Hogsmeade, a zapowiadało się na to, że może do tego dojść. Mimo to nie miotał się po dormitorium, ale jego ruchy stały się wyraźnie twardsze i zdecydowane. Wygrzebał jakieś monety z dna kufra, nie tracąc czasu na ich przeliczenie, a na ich miejsce wcisnął na wpół pustą, na wpół zgniecioną paczkę francuskich papierosów. Nie widział sensu w zabieraniu ich ze sobą na spacer; kilka dni temu przepalił się tak, że na jakiś czas będzie miał dość.
Prawdę mówiąc tak naprawdę wiedział, że sięgnie po nią pewnie jeszcze tego samego wieczoru, a udawanie przed samym sobą, że jest inaczej, zaczynało go nudzić. Nie był to jednak dzień na jakieś głębokie zmiany i przemyślenia.
W najszybszym tempie, na jakie pozwalało lekceważące trzymanie rąk w kieszeniach przebył drogę schodami w dół do Sali Wejściowej i z zadowoleniem zauważył, że wcale nie jest za późno - owszem, było tu już pełno uczniów, a nawet grupka nauczycieli. Oznaczało to, że znalazł się tam gdzie musiał idealnie o czasie. Ignorując wszystkich wokół zbliżył się do wyjścia - a co za tym idzie i do woźnego - i stanął w niewielkim oddaleniu.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 1:55 pm
Colette miał jakiś... dziwny dar (o ile można to w ogóle nazwać ”darem”) do przyciągania do siebie bardzo dużej ilości ludzi. W bardzo krótkim czasie i to zupełnie tego nie planując. Po prostu ktoś do niego przychodził, do tego przychodzącego też przyszedł ktoś, potem czwarta osoba przychodząca do tej trzeciej i potem każdy kolejny wpadał, bo „zobaczył zbiorowisko i chciał zobaczyć co się dzieje” - a tam w środku ten błazen starał się rozpaczliwie doprowadzić do stanu, w którym każdy dobrze się z nim bawił. Ale nie narzekał na ten stan rzeczy, o dziwo w chwilach doła obecność kogokolwiek bardzo mu odpowiadała – zapominał choć na chwilę o swoich problemach mniejszego czy większego kalibru i mógł zająć myśli utrzymaniem rozmowy i dbałością o druga osobę. W tym przypadku swoje Smocze skrzydła musiał roztoczyć nad blondynką, bo czuł jakieś dziwne wibracje pomiędzy nią a mało rozmowną koleżanką z domu.
- No więc... haa... Kaylin, tak na drugiej już zdarza mi się pozostawić po sobie ślady, ale postaram się by było bezboleśnie. - pociągnął ten żarcik, zdając sobie sprawę, że non-stop mieli coś o 'gryzieniu na pierwszej randce' i powoli zapomina komu to już i gdzie powiedział. Zacięta z niego płyta.
Z czarnowłosą Krukonką raczej rozmowy nie pociągnął, bo widział, że już inny dżentelmen ze Slytherinu zdążył się zaopiekować tym, żeby miło spędziła czas – tak powinno być całkiem wygodnie dla wszystkich. A już zwłaszcza widocznie wygodniej dla coraz bardziej przybliżającej się Kay.
- Wszystko w porządku? Zimno ci? - spytał już gotów przyjacielsko otulić ją rozpiętym płaszczem, ale wolał nie przekraczać nakreślonej dobrymi manierami granicy od tak sobie. Owszem czasem w takich drobnostkach bywał zbyt porywczy i jednym potężnym susem przeskakiwał dwa schodki, ale w tej konkretnej chwili dziewczyna i bez tego była nadmiernie spięta. Pomyślał jednak nad czymś chwilę i odwiązał sobie z szyi cienki, czarno-żółty szalik w paski, który wszem i wobec pokazywał dumnie jego przynależność do Domu Borsuka i zawiązał go luźno na szyi dziewczęcia, tak, by kolejne warstwy długiego i nagrzanego dodatku utworzyły barierę sięgająca ponad nos Kaylin, ale nie dusiły jej. - Proszę. Tak powinno być okej, możesz się za nim schować jak coś będzie nie w porządku z otaczającym cię światem.- uśmiechnął się szeroko i wyprostował zadowolony z siebie, stawiając kołnierz płaszcza, by zakryć choć odrobinę teraz całkowicie odkrytą szyję i dojrzał na niższym pułapie szubek rudowłosej czupryny o bardzo charakterystycznym bordowym odcieniu. Z miejsca poznał dziewczynę ze swojego roku, z którą czasem zamieniał dwa czy trzy słowa powitania, mijając się w Pokoju Wspólnym albo na lekcjach.
- Witaj Isma. - kiwnął głową w jej stronę. - Bądź pozdrowiona smocza królowo, chcesz się dołączyć do dyskusji w naszej barwnej gromadce? Brakuje nam tu już tylko jakiegoś Gryfona... może zawołam Hootchera? - zerknął machinalnie na bok w stronę niedoszłej ofiary, której podarował swojego ostatniego faka dnia dzisiejszego, ale kręciła się koło niego Kryształowa Figurka i wolał nie wyrywać ich z osobistej rozmowy.
Salome Mildred Thynn
Nauka
Salome Mildred Thynn

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 3:03 pm
Chętnie oderwała wzrok od napuszonego osobnika na obrazie. Uśmiechnęła się do Vakela, który pojawił się obok niej jako pierwszy i odpowiedziała na przywitanie.
- Dzień dobry. Wspaniały dzień na wyprawę do Hogsmeade, prawda? - Zagaiła, chociaż pogoda nie była idealna, a przyjemność z pilnowania zgrai młodych czarodziejów wątpliwa. Chowała swoje zdanie za miłym wyrazem twarzy i standardowymi słowami najzwyklejszej z możliwych rozmowy. Podążając za swoim wieloletnim przyzwyczajeniem obserwowała zachowanie nauczyciela, budując w swojej głowie obraz jego osoby. Robiła to powoli, bez wyciągania pochopnych wniosków i nie wydając przedwczesnych osądów - jak z każdym napotkanym człowiekiem. Na razie była mu przede wszystkim wdzięczna za przerwanie samotnego studiowania szczegółów portretu. Gdyby potrwało to jeszcze chwilę musiałaby w końcu podejść do woźnego, żeby okazać jako takie wyczucie taktu. Teraz miała wspaniałą wymówkę.
Do dwójki dołączyła Minerwa, którą Salome obdarzyła równie szerokim uśmiechem jak Bułhakowa.
- Dzień dobry. - Nie mogła odpędzić myśli, że podkrążone oczy nadają jej wygląd wiecznie niewyspanej i stąd pytanie o wypoczęcie. - Jestem wyspana i gotowa na nowe wyzwania i obowiązki. - Wypowiedziała z lekkością, która potwierdzała jej słowa.
Christian Chamber
Oczekujący
Christian Chamber

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 7:09 pm
Która to już była godzina...? Z pewnością zbyt późna, aby drzemiący sobie Chris zdążył na czas do sali wejściowej. Nie wybudził go nawet huk zbierających się do wyjścia Gryfonów, bo przed zaśnięciem capnął sobie specjalną herbatkę z ziół, aby mógł spokojnie wypocząć. Raczej na pewno nie był to dobry pomysł, bo gdy tylko otworzył oczy, to nie zastał w pomieszczeniu żadnej żywej duszy, nie licząc pozostawionych w dormitorium zwierzaków. Zarówno to jak i jego intuicja dała mu jasno do zrozumienia, że jest już spóźniony i prawdopodobnie czekają tylko na niego. Zerwał się z łóżka strącając przy tym niewielki stosik ksiąg do eliksirów i zaczął pospiesznie przebierać między swoimi ciuchami, wygrzebując z nich coraz to nowe, nieznane mu części odzieży. Może gdyby grzebał w tej kupce po lewej to znalazłby właściwe skarpety, ale te z prawej przecież były cieplejsze i wyglądały bardzo podobnie. No i szaliki też się niczym nie różniły... Zgarnął jeszcze nerwowo swą fikuśną czapkę i wybiegł prosto na korytarz, po czym zaczął zbiegać ze schodów o mało się nie zabijając. Kiedy tylko pojawił się w głównym holu miał zamiar buntowniczo zjechać po kamiennej balustradzie, ale na widok opiekunki Gryfonów zrezygnował z tego wyczynu. Już i tak czekali na niego wystarczająco długo, a nie potrzebował zarabiać kolejnych minusowych punktów. Tym bardziej, że był to wypad czysto rozrywkowy.
- Przepraszam za spóźnienie. - rzucił szybko stając gdzieś w okolicach jednej z grupek. Zaczął dopinać guziki swego płaszcza, trzymając w ręce czerwono-złoty, wełniany szalik oraz czerwoną, zimową czapkę z pomponikiem. Uważne oko dostrzegłoby, że nie zdążył zasunąć rozporka, ale takie rzeczy się przecież zdarzają... Poza tym nie ma tu przecież zboczeńców gapiących się mu na krocze, prawda...?
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 8:25 pm
Tak, w Kotlecie było coś takiego, co przyciągało. Działało niczym magnes (w sumie to Izma nie zdziwiłaby się wcale, gdyby okazało się, że Smok Katedralny połknął takowy kiedyś) i za każdym razem gdy pojawiał się w zasięgu wzroku, przymuszało by do niego podejść, zagadać i pomęczyć trochę, nawet jeśli miało to trwać zaledwie parę uderzeń serca. To, że chciał wszystkim rozmówcom zrobić dobrze i rozsiewał wokół siebie przyjemną aurę - to było to.
Twarzyczka rudej wiedźmy wypełniła się zadowoleniem, gdy została utytułowana Smoczą Królową. Dwukolorowe oczęta zabłyszczały, a uśmieszek rozpełzł się nieco szerzej. Od razu przypadło jej to do gustu, a chłopak tym samym zarobił wielkiego plusa.
- Smocza królowo? - przygryzła na moment, wciąż rozciągniętą w grymasie, dolną wargę. - Mów mi tak częściej. - Jak najczęściej. W końcu trzeba było dbać o próżność towarzyszek nauki. O poziom ich radości z życia i czucia się docenianą przez innych, a takie określenie na prawdę jej schlebiało. A w ustach Warpa przynajmniej nie brzmiało to, jakby zaraz miała zmiażdżyć każdego, kto chociaż piśnie pół słowa niezgodnego z jej wolą. A przynajmniej taką miała nadzieję. - Dyskusji? Ty tu znowu uprawiasz podrywanie niewinnych dzierlatek. Do tego szaliki rozdajesz, ja tutaj żadnej dyskusji, jak na razie, nie widzę. Ostatnio sam wyglądałeś jak śmierć na chorągwi więc na twoim miejscu, nie pozbywałabym się go tak ochoczo. - wzruszyła drobnymi ramionami, dając sobie chwilę by wzrokiem zlokalizować wspomnianą przez Colette personę. Zęby znów naznaczyły powierzchnię dolnej wargi, gdy lustrowała gryfona i jego towarzyszkę. - Meh. Myślę, że z oswajaniem gryfów damy sobie dzisiaj spokój. - już i tak było ich całkiem sporo, a gdyby wspomniany jegomość został tutaj wezwany, zapewne ruszyłaby za nim także białowłosa, co tylko jeszcze bardziej przytłoczyłoby chowającą się za Smokiem krukonkę. Ruda zamrugała parę razy, marszcząc delikatnie nos i starając sobie przypomnieć, czy aby dziewczę zna, ale taka informacja albo umknęła głęboko w odmęty jej pamięci, albo nigdy nie ukształtowała się w pełnej krasie. Dochodząc w końcu do wniosku, że młodsza koleżanka ewidentnie posiada plakietę "nieznajomej", i vice versa, uśmiechnęła się do niej nieznacznie, wkładając w to odrobinę ciepła, które jeszcze czaiło się gdzieś w jej skostniałym serduszku. - Jestem Ismael. - przedstawiła się ładnie, szybko też gasząc uśmiech. Bycie przyjemną w obyciu było sztuką niezwykle trudną, gdy zamkowe mury mroziły cię ze wszystkich stron.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Pią Paź 09, 2015 9:07 pm
Skupiska istnień.
Skupiska ludzi...
Coś, czego w szkole nie dało się uniknąć, choćby i było się Kotem, który podróżował raczej krańcami dachów, niźli tam, gdzie stąpały ludzkie kroki – no, zazwyczaj, w tym był problem – czasami wypadało zejść do śmiertelników i chociaż poudawać, że jest się jednym z nich, prawda? Wiecie – asymilowanie się... czy jak to tam leciało... Integrowanie, o, to było to mądre słowo! Ja tu pierdu, pierdu, a wszyscy wiemy, że o żadne asymilowanie się nie chodziło Wystarczyło spojrzeć na skrzywioną twarz Nailaha lekko mrużącego czarne oczy, który zatrzymał się przed zebranym tłumem – zatrzymał i jego oczy padły na Coletta, wyłapując jego słowa, wyłapując odpowiedzi tych, którzy go otaczali – no ba, że gryzienie pozostawia ślady, chociaż to przecież nie do końca o to chodziło... przecież nie do końca o to...
Czarnowłosy wsunął dłonie do kieszeni, czując jak jego serce mocniej obija się o klatkę piersiową i jak przez skórę przechodzą dreszcze – pewnie znacie te uczucie, kiedy jest wam zimno, które to zimno uwarunkowane jest temperaturą napływającą z zewnątrz, a jednocześnie coś od wewnątrz warunkuje poczucie ciepła, gorąca wręcz, czasami po prostu objawiało się to połowicznym nakryciem się kołdrą w mroźne, zimowe noce – pewnie każdy z was tego doświadczył – i ten właśnie problem odczuł teraz Krukon, który wzdrygnął się, odciągając swój wzrok od nauczycieli tu stojących. Tak jakoś wyszło, że pisał, że czegoś żałował, prawda..?
Zapomnij.
Zrobiłby to jeszcze raz tu i teraz z dwa razy większą motywacją i chęcią.
Z pełną świadomością tego, że teraz nie byłaby to ta szlachetna walka.
Ale ciii... te lodowate ściany, pomiędzy którymi chyba przespacerowała się sama Zima, miały bardzo bystre oczy i uszy, nawet jeśli nie dostrzegaliśmy tych wyrostków na wypolerowanych kamieniach.
Może jednak nie warto zapominać i robić sobie sieczkę z mózgu w braku pewności, czy cokolwiek jest tutaj stałego i czy czemukolwiek można ufać w Czarnym Kocie, tak niesłownym i znikającym, kiedy tylko pojawi się w nim schizofreniczny nakaz? Może. Nie ma doskonałych odpowiedzi na niektóre pytania, nawet jeśli w ciągu logicznym wypadałoby dać odpowiedź najbardziej zdrowo rozsądkową.
Nailah minął tłum – bardzo zgrabnie, zdecydowanie zbyt zgrabnie i zbyt szybko – przesunął się między sylwetkami, ledwo ocierając się o zebranych uczniów, by przejść przez próg wrót i stanąć bardziej na zewnątrz, gdzie w twarz uderzało zimne powietrze, którego podmuch napełniał płuca... tym, co nie było przesycone wonią jedzenia, a sum drzew zagłuszał szum krwi i uderzeń serc prowadzących... do drażniących ciągów przyczynowo-skutkowych. Czy mogę to tak w ogóle ująć?
Obejrzałeś się na oblegających drzwi uczniów porozstawianych w różnych grupach, po rożnych kątach, bardziej lub mniej indywidualnie, na chwilę, nie mogąc się powstrzymać, na jedną, czy dwie chwile – jedną czy dwie chwile za długo, zatrzymując się oczyma na potylicy Smoka – nim się odwróciłeś, wsuwając palce w kieszeniach sięgającego kostek płaszcza dopasowanego do ciała, rzecz jasna czarnego, jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości – i schowałeś podbródek w wysokich kołnierzu.
Szykujcie, kochane Dzieci Słońca, parasole, zamknijcie wszystkie okna – burza się zbliża...
Ciril Hootcher
Oczekujący
Ciril Hootcher

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Sob Paź 10, 2015 5:34 pm
Chłód powoli zaczął mu doskwierać, gdy w geście znudzenia wędrował wzrokiem po osobach gromadzących się w sali. Widoczne podekscytowanie na ich twarzach nie umknęło jego uwadze, a każdy ruch brzmiał jak zaproszenie do tańca. Ciekawe ile z tych osób nie ma pojęcia, że nie są do końca bezpieczni? Wypad do Hogs to dobry znak dla tych „złych”, oni z chęcią pograją dyrektorowi na nerwach. Przecież zbliżała się wojna, a oni teraz szykowali się na front. Egzaminy niech pozostaną egzaminami, nieważne kto je zaliczy, a kto nie- ważne będzie kto później poradzi sobie w trudnych okolicznościach.
I tak oto, nasz szkolny błazen, Pan Warp we własnej osobie, zebrał wokół siebie dość sporą grupkę wielbicieli. Kto by pomyślał, że taka łamaga aż tak bardzo umie przekonywać do siebie ludzi. W sumie Ciril polubił go podczas ich zakazanej eskapady. Cieszył się, że nie pisnął ani słowa o tym, co widzieli, chociaż po opublikowaniu tego w gazetce szkolnej, mogło zrobić to z niego jeszcze większą gwiazdę. Najzabawniejsze w tym paniczu jest jednak to, że umie rozśmieszyć. Blondyn nigdy nie spodziewałby się, że zobaczy taki wyrafinowany kabaret wykonany tylko przez jedną osobę. Zobaczywszy znak uwielbienia, jaki wysłał mu Puchon, uśmiechnął się promieniście i pokazał w jego stronę znak „okejki” jedną ręką trzymając się za brzuch.
Zaraz po tym zobaczył, jak swoim majestatycznym krokiem do sali wkroczyła Pani Ciemności Caroline, Nikt Mnie Nie Lubi i Nie Musi, Rockers. Przepłynęła majestatycznie po posadzce i nawet się do niego uśmiechnęła. Rozbawiony sytuacją poprzednią odwzajemnił uśmiech pokazując jej biel swoich zębów.
I zaraz potem przybyła Pani Zima. Porcelanowa lalka weszła do sali i jakby przyciągana siłą magnesu, zwróciła się w stronę Cirila. Słodka dziewczynka o fiolecie oczu świdrującym każdy zakamarek jego umysłu. Ciekawe co teraz wyczytasz w moich myślach, Neve. Ciekawe co zobaczysz i czy ci się to spodoba. W końcu to ty jesteś przyczyną jego „heroicznych” czynów w Zakazanym Lesie. Sama naprowadziłaś go na trop wiedźmy. Chciał ją zobaczyć, pomóc jej, a został zmuszony po prostu ją zabić. Ale nie martw się. To pomogło. Odkrył jak bardzo zabijanie go kręciło. Teraz chciał tylko więcej...
- W rzeczy samej Pani Zimo. Szkoda mi tylko, że śnieg ustępuje pola zalążkom życia sprowadzanym przez wiosnę...- odpowiedział pewnie uśmiechając się do niej jak do starej, dobrej przyjaciółki.
- Dzień dobry...- przywitał się z nią. - Właśnie uświadomiłem sobie, że ten wypad nie będzie taki nudny jak myślałem. Bardzo miło cię widzieć.- spojrzał prosto w jej zwierciadła duszy.
- Dawno cię nie widziałem. Powiedz, co u ciebie słychać?- zagaił nie zwracając uwagi czy pytanie yło banalne, czy nie. Był ciekawy czy wydarzyło się w jej życiu coś ciekawego.
Anabell Starfire
Oczekujący
Anabell Starfire

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Sob Paź 10, 2015 8:43 pm
Anabell wczłapała się do sali ściskając w dłoniach torebeczkę. Miała w niej butelkę z wodą i pieniądze - nic więcej, bo miała zamiar zapełnić ją w miasteczku. Dygnęła przed nauczycielami i próbowała się gdzieś schować. Zauważyła Riley, miłą, śliczną dziewczynę z jej domu do której doczepił się wariat ze Starożytnych Run i Hootchera, obskoczonego przez panienki. Zakamuflowała lekki uśmiech. Nie miała zamiaru do nikogo podchodzić, więc ruszyła pod ścianę, gdzie zauważyła jakiegoś puchona i dwie krukonki plus ślizgon, więc gwałtownie skręciła w drugą stronę i...
- Przepraszam! - wykrzyknęła i próbując nie upaść na tyłek złapała za szatę... o, coś czerwonego jej mignęło przed oczami, gdy i tak leciała na cztery litery, a przez myśl jej przeleciało że przynajmniej wpadła na kogoś ze swojego domu. Mniej fajnie że przez swoją ciotowatość udało się jej tego kogoś ściągnąć na siebie. - Christiaaan, złaź ze mnie!
Chris. Nie mogła trafić lepiej, jeden z niewielu uczniów z którymi rozmawiała, więc nie było tak źle... choć może i było? Przygniótł ją całym swoim jestestwem, a jej zaczęło braknąć powietrza. Chwilę pokotłowali się na podłodze, ale w końcu udało się jej wydostać i stanąć prosto, więc poprawiała sukienkę i płaszcz, a zaraz po tym szalik.
- Tak w ogóle, to cześć - mimo całej sytuacji, była mocno rozbawiona, co jak na nią było dosyć rzadkim widokiem. Chambers był jednak wyjątkowo sympatyczną osobą. Spojrzała na niego krytycznie - czy tobie nie jest za zimno? Jest już prawie piętnaście stopni, wiesz? I ten, - pochyliła się w jego stronę przyjmując konspiracyjny ton - masz rozpięty rozporek.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 12:59 am
Nie padał deszcz.
Najlepiej było zacząć od tego istotnego stwierdzenia, kiedy zaglądało się przez okno na błonia by lepiej ocenić pogodową sytuację i rozsądnie przygotować się do dzisiejszego wypadu. Szare chmury, które jednak kłębiły się na niebie zwiastowały, że długo taka sytuacja nie potrwa, dlatego należało uważać w formułowaniu swoich wniosków. Lily przygotowała więc sukienkę do kolan wedle poprawnych norm odnośnie ubioru, białe rajstopy, które z pewnością powinny dobrze komponować się z łagodną czerwienią a także parę brązowych trzewików, które postanowiła zabezpieczyć ochronnym i jakże praktycznym zaklęciem, które ostatnio znalazła w małej, ale i przyjemnej książce na ostatniej półce przy regale czwartym. Resztę ubrań postanowiła zostawić w spokoju, zwłaszcza, że to właśnie buty były najbardziej narażone na błoto i deszcz. Kiedy włożyła sukienkę, ułożyła się ona swobodnie na jej małym ciele a długie rękawy łagodnie spłynęły po jaśniejszym ciele rudowłosej. Włosy zostały rozpuszczone i delikatnie kręciły się coś na kształt leniwych sprężynek, które kończyły się za kołnierzem brązowego płaszcza. Tak jak i podejrzewała - wraz z białymi rajstopami i trzewikami wszystko wyglądało dobrze. Zależało jej na tym, zwłaszcza, że to była przedostatnia - jeśli nie ostatnia - szansa by pójść do Hogsmeade wraz z resztą uczniów Hogwartu. Potem czekały już tylko egzaminy, decydowanie o swojej przyszłości, zastanawianie się nad tym w jaką stronę potoczy się to wszystko... Należało się więc odprężyć. I złapać dłuższy oddech.
Rozejrzała się po dormitorium, zauważając mały bałagan, który panował głównie na łóżku Potter. Erin... w sumie dawno jej nie widziała, nie słyszała jej śmiechu ani nawet jej głosu, jakby czarnowłosa rozpłynęła się w powietrzu. Dosłownie. Martwiła się i to bardzo, zwłaszcza, że prawdopodobniej ostatniej nocy nawet nie nocowała w ich dormitorium. Może jednak pojawi się w wiosce? Żywiła taką nadzieję. A jak nie... to kogoś wypyta. Przecież ktoś musiał coś wiedzieć.
Dorcas też nie dawała znaków życia, jej listów pachnących ciastkami już dawno nie dostarczyła żadna sowa. Reszta dziewcząt zaś zdawała się być zajęta innymi rzeczami. Lily nie czuła żalu ani pretensji, może jedynie było jej czasami smutno, że to wszystko potoczyło się w taki sposób.
Ostatnio zaś spędzała sporo czasu, o dziwo, z Huncwotami a patrolowanie korytarzy było obiecujące. Na dodatek coraz częściej rozmawiała z osobami z którymi rzadko miała do czynienia i to sprawiło, że nie pogrążyła się w tej wiosennej melancholii, czerpiąc z każdego dnia coś wyjątkowego. Jednakże sprawa z Severusem nadal nie dawała dziewczynie spokoju. Nie była pewna, co zrobić i jak go traktować, żeby nie sprawić mu przykrości a przede wszystkim nie zranić. Martwiła się jednak niesamowicie i miała nadzieję, że Ślizgon również wybierze się do Hogsmeade i że kiedy będą mieli okazję porozmawiać, nie zapanuje między nimi niezręczna cisza.
Opuściła dormitorium a następnie Pokój Wspólny, przechodząc przez portret Grubej Damy i mijając innych Gryfonów, którzy zmierzali w tym samym kierunku. Miała ze sobą skromną torebkę w której ukryła książkę, którą zamierzała przeczytać przy herbacie albo przy gorącej czekoladzie - która swoją drogą budziła aż nazbyt rozczulające wspomnienia - jeśli oczywiście będzie miała szansę na chwilę spokoju, różdżkę z którą wolała się nie rozstawać, sakiewkę z pieniędzmi i pergamin na którym znajdowała lista zakupów do zrobienia. Należało wszak skorzystać z nadarzającej się okazji. Kiedy więc dotarła do Sali Wejściowej, rozejrzała się wokół, dostrzegając znajome pełne oczekiwania twarze. Większość stała już w kolejce do woźnego, którego mina nie była aż nazbyt szczęśliwa. Minęła profesorów z którymi się przywitała, pomachała do Riley, która najwyraźniej była zajęta rozmową i do Kim. Reszcie posłała krótkie skinięcia rudą głową i dopiero, kiedy dostrzegła w tym tłumie Severusa pogrążonego w pogawędce z Birdie posłała mu delikatny, niemalże pytający uśmiech, mając nadzieję, że Ślizgon zdąży go zobaczyć. Następnie szybkim krokiem zajęła miejsce w swej kolejce, uważając by jednak na nikogo nie wpaść. Rude kosmyki potraktowane wstążkami delikatnie załopotały na wietrze a rudowłosa pogrążyła się w myślach, czekając na ruch wskazówek zegara.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 9:41 am
Magnes - przyznam, tak to właśnie wyglądało - była siła przyciągania i siła poddawania się, wślizgiwania w narzuconą wolę wyższości, wydawałoby się, niewyłapywalnej umysłem - ale ja ją czuję, dostrzegam jej sploty z eterem, która pląsa się poprzez słowa, zdania, całe rozmowy tworzone przez uczniów zamarłych w czasie i przestrzeni, wygłuszanych przy szronie odbijanym w posadzce przy każdym kroku Duchowej Mary - ten szron się rozpełzał, samo-świadomie rozpraszał za jej plecami, wplatał we włosy, pomiędzy palce, w każde zagięcie sukni, pełzał po jej łydkach i udach, tłumiąc każdą z barw obdarzanych cudem czystości - zaraz, to była Wiosna, czy jednak Zima wsuwała się pomiędzy kamienie z których powstał gmach zamku zwanym Hogwartem..? Lgnęła do poprzedzającej się Jesieni - mróz szronu nie parzył, był aksamitną narzutą na maleńką, kryształową kulę, w której zamknięto figurkę Porcelanowej Laleczki obdarzonej szkiełkami oczu, zza których rzeczywistość odbijała się milionem barw niczym w nieskazitelnym diamencie - chodź, Cirilu, zobacz całą tą paletę - spójrz jak barwy wytłumiane przez biel żyją własnym życiem i zniekształcają się w śmieszny sposób, kiedy nie patrzyło się na nie wprost a przez kryształową ścianę magicznej kuli - przyciągasz? - och, już tu jestem - przyciągaj dalej, by zsuwała się z trzech metrów nad niebem na ziemię - następuje dotknięcie krańców palców u stóp podłoża, wchłonięcie w ten maleńki świat - tylko kogo w który? - i tak stajesz przede mną zmęczony, z uśmiechem kwitnących na twych wąskich wargach, który czaruje i rozgrzewa, roztapiał szron dookoła barwami złota i czerwieni, które nieustannie towarzyszyły pięknej porze roku - słyszę już szum liści, niedogoniony w swym leniwym trzepotaniu gałązkami splatającymi się wysoko ponad naszymi głowami - tam, gdzie teraz wzroku się nie zadzierało - nie było potrzeby, gdy świat przemieniał się w cud wiązany wzrokiem Pory Roku, która Zabijała i rozkwitającym, zamrożonym fijołkiem - czy słyszysz rozmowy wszystkich dookoła?
Ja nie słyszę.
Nieśmiała Jesień szeleszcząca jedynie liśćmi i zmieniająca ich barwy przerodziła się w Jesień od której krok tylko do Zimy - tej, co zrywała liście z tych śmiesznych gałęzi i jednym gestem dłoni miażdżyła wszystkie trawy, kwiaty - a człowiek?
Och, Jesień tak doskonale potrafiła sprowadzać na człowieka depresję...
- Panienka Wiosna już wie, że jej trud zawsze zostanie ucięty kosą nieuchronnej Jesieni. - Zachichotała cicho - tak, ten piękny, niewinny uśmiech, nieco okrągła twarz dziecka, cała jej budowa w fakcie, który nie powinien pozwalać mówić o niej "piękna" - nie miała kobiecych kształtów, które cieszyłyby oczy, w swoim wieku przypominała nadal dziecko, które jako pierwszoroczne zabłądziło pomiędzy starszymi...
Och, ten szron - tak pięknie przemieniał się w mgłę, gdy stykał się z cieplejszą wiosną i parował - wiesz, Jesienny Chłopcze, cóż za cudowną właściwość ma mgła..?
Tak łatwo zmyla oczy ludzkie i zniekształca...
- Szum opadających, martwych liści, Wyciszona Jesieni, jest jedynym słyszalnym dźwiękiem w moich uszach. - Uniosła nieznacznie opuszczoną głowę jeszcze przed chwilą i rozchyliła powieki, by spojrzeć w Jego oczy - ciii, przecież oboje wiemy - maski były ściągane, strojne szaty odwieszane na bok, ciało stawało się przeżytkiem - duszo, pozwól mi - wyciągane są po ciebie drobne dłonie, stań tutaj w całości, by dobrze cię było widać w nikłym blasku - Ty, Duszo Jesieni o naruszonym jestestwie.
Przyszło rozmytemu Aniołowi bez własnego cienia, bez swej fizycznej formy, ulotnemu i niknącemu pomiędzy ciałami, na nowo przymknąć na krótki moment swe powieki - przechyliła główkę na bok, utkane dziełem Czarnej Wdowy niezwiązane włosy przesypały się falą na bok w nieśpiesznym akcie uwarunkowania przyciągania - skoro tu jesteś, czy ta grawitacja ci nie ciąży? Powiedz - nie przyjemniej byłoby znaleźć się Tam?
Trzy metry nad niebem.
Przyszło więc jej westchnąć, dalszym torem swego postępowania płynnie dziejącego się w czasie - wszystko to teatr, puste uśmiechy? Tylko aktorzy byli nadzy przed samym sobą, choć dla widzów stroje były tak wyraziste - odetchnęła cichutko, by otworzyć oczy już po paru sekundach ich zamknięcia i uśmiechnąć się błogo, spoglądając miękko na mężczyznę przed nią stojącego, tak ciepło, by z niebytu przerodzić się w zawieszoną w eterze gwiazdę, jedną z wielu, niczym nie wyróżniającą się na graficie firmamentu - a jednak gwiazdę, która biła własnym blaskiem.
Czy ciepłym?
- Wielce tęskniłam do silnej Jesieni w obecności Wiosny, która topiła podwaliny mego jestestwa... I gdy wreszcie stanęłam przed Emancypacją Łagodnej Śmierci, by zabić jej rutynę, dojrzałam kosę w jej dłoniach. - Dojrzałaś, Jesieni, wyrosłaś - jakże więc mógłbym pisać o jakimkolwiek opieraniu się twej magnetyczności..? - Miłe szepczesz rzeczy mym uszom. - Na tą drobną chwilę zamilkła, zawiesiła się, zaglądając w Zwierciadła Duszy, gdzie nikła granica między tęczówką i źrenicą - pozostawały te dwie czarne kropki, poza którymi świat się rozmywał - cała kwintesencja wewnętrznego ładu, chaosu, miłostek i operatywnego strachu...
Przecież wyciągnięte zostały już dłonie Pani Zimy.
- Rozbudzaj się, Jesieni, będziesz mi dziś tarczą i mieczem na rozłożonej planszy szachowej, na której rozstawiono już pionki...
Riley Acquart
Oczekujący
Riley Acquart

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 11:10 am

Zamyśliła się, bo cóż jej pozostało w sytuacji kiedy czeka się na rozpoczęcie wycieczki. Była już po za kontrolą Filcha, więc mogła odetchnąć w jakimś spokojnym zakątku. Z dala od pikających wykrywaczy Pana Argusa i przenikliwego wzroku jego kocicy. Młoda czarownica opierając się o którąś ze ścian zamczyska, błądziła w swej wyobraźni po uliczkach czarodziejskiej wioski. Zastanawiała się nad tym, gdzie się udać w tak pochmurny dzień? Jak umilić sobie ten wypad? Czy odpłynąć gdzieś w alkoholowych trunkach, a może pobuszować w jakiś mrocznych miejscach... Całkowicie zatraciła się w swych myślach, oczywiście do czasu kiedy niepostrzeżenie przed jej obliczem pojawił się Jeffrey. Dziewczyna lekko potrząsnęła głową, wynurzając się ze swej fantazji i wracając do realnego świata.
- Cześć, cześć... – odparła dwukrotnie, wciąż zszokowana pojawieniem się chłopaka u jej boku. Już nie wspominając o tekście na podryw, jaki zastosował Ślizgon względem jej osoby. Normalnie poziom HARD. Pytanie jakie skierował w stronę Riley nie wymagało odpowiedzi i dziewczyna nawet nie próbowała się wysilić z jakąś głębszą ripostą.
- ...Ale mnie zaskoczyłeś. Masz szczęście, że nie jestem strachliwa, inaczej dostałbyś tą parasolką między oczy. Nieładnie i niebezpiecznie jest się tak podkradać do uzbrojonych dziewczyn, chyba że ci życie niemiłe.
Urwała na moment przyglądając się nieznajomemu. Kojarzyła go z widzenia, lecz nie potrafiła o nim nic konkretnego powiedzieć. Był z domy Salazara Slytherina, tylko tyle. Dopiero po chwili przyszło jej ma myśl by się przedstawić:
- Jestem Riley.
Kaylin Wittermore
Oczekujący
Kaylin Wittermore

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 6:57 pm
Dla Kaylin cała ta sytuacja była dosyć ciężka. Póki na sali było mało osób, nie przeszkadzało jej praktycznie nic. Teraz jednak, kiedy tłum zaczął się zbierać czuła się dosyć niekomfortowo. Sam fakt, że największa zbieranina kształtowała się wokół nich działał na nią w sposób napędzający panikę. Colette był jedyną osobą na sali, którą znała, gdy wchodziła do środka. Nie znała go jednak na tyle, by wiedzieć, że skupiska ludzi lgną do niego i nie będą stali tylko we dwójkę. Z drugiej jednak strony, wolałaby już żeby wokół nich kręciła się masa nieznajomych byle tylko Fleur nie pojawiła się obok i patrzyła na nią tym swoim wzrokiem. Kay nawet nie umiała określić go odpowiednim przymiotnikiem.
Postanowiła więc ignorować wszelkie odzewy ze strony Krukonki wiedząc, że cokolwiek by nie zrobiła czy powiedziała i tak dostanie po uszach. Lekko mówiąc. Wittermore zadrżała, gdy kolejne słowa zaczęły padać z ust Birdie i w momencie, w którym nieznany jej Ślizgon (choć jakieś ploteczki o nim słyszała) zajął dziewczynę rozmowę, poczuła prawdziwą ulgę. Zapałała sympatią do, co jak co, wyglądającego dosyć przerażającego Severusa i była wdzięczna za odciągnięcie uwagi Fleur. Wtedy więc mogła ponownie skupić się na rozmowie z Colette.
- Póki nie będzie bolało, może być całkiem przyjemnie. - Wypowiadając te słowa nie zdawała sobie sprawy z dwuznaczności, jaka w nich się znajdowała. Z resztą, nie byłby to pierwszy raz, gdy coś takiego się zdarza. Wystarczyłoby tu przytoczyć praktycznie każdą rozmowę z Lupinem czy, jeszcze lepiej, Bułhakowem.
A co do samego profesora, właśnie pojawił się na sali. Mimo bardzo stresującej sytuacji wokół i oczywiście rozmowy z Colette, Kaylin nie byłaby sobą, gdyby ten fakt nie zapisał się w jej głowie. Kątem oka śledziła jego kroki, wzdychając pod nosem bezwiednie. Czy jej się wydawało, czy był tego dnia jakiś... niezadowolony? Chociaż bardziej pasowałoby określenie "niezadowolony bardziej niż zwykle". Przez chwilę jeszcze przyglądała się jego twarzy, nie zwracając uwagi ani na innych nauczycieli, ani uczniów, którzy stali wokół niej. Potem jednak usłyszała głos Puchona, który wyrwał ją ze świata myśli i fantazji.
- Co? Nie, to nie... - Chciała się jakoś wytłumaczyć, jednak zabrakło jej słowa. Nie chciała mówić, że boi się zarówno Fleur jak i wszystkich innych. Że nie czuje się komfortowo przy takiej ilości ludzi i że tylko jego jako tako zna. Prawdę mówiąc, tylko przy nim czuła się w miarę spokojnie, choć to musiała być kwestia samego Colette i wpływu, jaki miał na otaczający go świat.
Nie zdążyła jednak się wytłumaczyć, gdy poczuła na swojej siły miękki materiał, a kątem oka ujrzała barwy Hufflepuffu i cieszyła się, że szalik zakrywał jej sporą część twarzy. Rumieniec zawstydzenia pojawił się bowiem błyskawicznie i tylko jego fragmenty były widoczne. Dotknęła dłonią materiału i zacisnęła na nim palce spoglądając na twarz Puchona. Był miły, co bardzo jej się spodobało. Lubiła takich ludzi, nie bała się w ich towarzystwie, że będą się z niej śmiać, bądź dokuczać.
- Ummm, dziękuję. nie trzeba było. - Kolejne słowa Colette sprawiły, że gdyby jej serduszko nie bilo już dla kogoś innego, miałoby szansę zabić właśnie dla niego. Cóż, tak właśnie wyglądają pierwsze, nastoletnie zauroczenia. Kiwnęła więc głową uśmiechając się szeroko, co jedynie można było ujrzeć w jej oczach. Nadal trzymała się blisko Puchona, jednak ciało miała zdecydowanie bardziej rozluźnione niż jeszcze przed chwilą.
Przez jakiś czas przysłuchiwała się rozmowie Colette z nieznaną jej dziewczyną. W tym czasie ponownie skupiła swój wzrok na postaci profesora, który prowadził rozmowę z dwiema nauczycielkami. Ciekawa była, o czym rozmawiają. Jak wiele by dała, by móc być na miejscu którejś z tych kobiet? Zdecydowanie więcej, niż ma.
Dopiero pewna część wypowiedzi Puchonki zwróciła uwagę Kaylin na rozmowę toczącą się obok niej.
- Oj, to może powinieneś go jednak zatrzymać. Czułabym się źle, gdybyś przeze mnie zachorował. - Powiedziała spoglądając na Smoka i czekając na jego decyzję. Po chwili jednak zajęła się wpatrywaniem w Puchonkę, która zdążyła się przedstawić.
- Kaylin. - Mruknęła zawstydzona. A Lupina nadal nie było! Miała nadzieję, że jej nie wystawi, bo w innym wypadku będzie się musiała szwędać po Hogsmeade całkowicie sama.
Christian Chamber
Oczekujący
Christian Chamber

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 9:01 pm
Twarz jego wyraźnie ukazywała głębię przemyśleń, jakie obecnie działy się w głowie Gryfona. Choć rzadko kiedy się to zdarzało, to myślał właśnie i tylu rzeczach, że nie sposób było tego zliczyć nawet przy użyciu zaawansowanych, drewnianych liczydeł. Rywalizacja dwóch kolorów w wyobraźni Chrisa tworzyła istne dwusmakowe szaleństwo, którego chłopak nie mógł się wyzbyć z głowy. Nie obchodziło go już nawet to że się spóźnił czy też jakie osoby znajdują się obecnie w holu. On miał w tym momencie coś ważniejszego na głowie, coś co nie mogło zostać odłożone na później, kiedy zaatakowało właśnie teraz. I bynajmniej nie mowa tu o potrzebach fizjologicznych, to była niższa liga. Czerwień i żółć - dwa kolory, które prowadziły ze sobą zażartą walkę, choć to właśnie czerwień zdawała się być zwycięska. Chłopak zmrużył oczy delikatnie, skupiając całą swoją uwagę na tej pamiętnej chwili. Siedział na ławie, zaś wzrok kilku znajdujących się nieopodal osób był skierowany właśnie na nim. Główna sala, nauczyciele, wszyscy uczniowie... i dżem truskawkowy na śniadanie... Dlaczego nie wziął tego z pigwy...?
- Hm? - ocknął się dopiero w momencie, kiedy poczuł, jak dwie dojrzewające pomarańcze grzeją mu przód płaszcza. Ale zaraz zaraz, coś tu było zdecydowanie nie tak... Przecież pomarańcze nie grzeją! I dopiero w tym momencie zrozumiał jak bardzo był głupi, że nie uważał na to co się działo wokół. Szybko spełzł z dziewczyny aby przypadkiem nie uszkodzić żadnych jej części ciała czy innych owoców, które mogła mieć przecież w torebce. Pomógł dziewczynie wstać, mimo że z całej tej sytuacji zrobiło mu się trochę gorąco, ale starał się nie okazywać zakłopotania.
- Umm tak, cześć! - przywitał się szybko, poprawiając przy okazji swój płaszcz i szalik, który z tego wszystkiego się nienaturalnie odwinął.
- Nie, nie jest mi zimno - już nie, zapomniał dodać, ale nie było w stanie mu to teraz przyjść do głowy. Ta cała sytuacja była dla niego dość zabawna, a już na pewno skutecznie zastąpiła rozważania o dżemach, przez co ciężko było mu skupić się na czymkolwiek innym. I te pomarańcze...
- Co...? - rzucił cicho, kiedy dziewczyna zbliżała swą twarz do jego, aby ugryźć go w ucho. A raczej aby jasno dać mu do zrozumienia, że o czymś zapomniał, ale wolałby wersje z gryzieniem ucha. Spojrzał niedyskretnie w dół, co po wcześniejszym zbliżeniu wyglądało co najmniej dwuznacznie. Kiedy w ogóle to się odsunęło, bo przecież wydawało mu się, że kiedy wychodził z toalety to o niczym nie zapomniał. A może... a może to Anabell sama to zrobiła?! W końcu nawet zauważyła coś, czego on nie zauważył, a co powinien był zauważyć szybciej niż ona to zrobiła! Coś było na rzeczy, pewnie się jej podobał. Dyskretnie zasunął rozporek.
- Dlaczego patrzyłaś mi na krocze? - zapytał w konspiracji, mrużąc delikatnie oczy niczym przesłuchujący podejrzaną detektyw.
Minabi Izumi
Martwy †
Minabi Izumi

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 10:17 pm
Bycie szybkim jak błyskawica przecinająca ciemne niebie było przyjemne pomimo ilości trudów jakie człowiek musiał doświadczać. Co prawda, to było już znane, znaczy się te wszystkie wspomnienia odnośnie dzikich i nieokrzesanych znaków, które znajdowały się nad głowami wszystkich - nawet olbrzymów. No ale przecież koniecznie należało to podkreślić, by jak najlepiej wyobrazić sobie bieg Minabiego przez cały parter, kiedy niczym małe dziecko minął nauczycieli pogrążonych w rozmowie, uśmiechając się do nich niewinnie i rzucając szybkie: "Dzień dobry!". Na widok miny woźnego, zatrzymał się i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w jego oczy, próbując zrozumieć źródło jego niezadowolenia. Tak sobie myślał i pukał palcami po policzku, ustach, uchu, aż w końcu dotarło do niego, że bieganie jest... zabronione!
- Aaaa! - Mruknął spostrzegawczo i podrapał się po głowie zakłopotany, szczerząc jednak swoje białe zęby w geście uśmiechu. Ukłonił się jeszcze przepraszająco przed zaszczytnymi przedstawicielami grona pedagogicznego i zanim którykolwiek nauczyciel zdołał coś powiedzieć, ruszył w stronę uczniów. Z wszystkimi oczywiście się przywitał by nie było nieporozumień - jego dłoń, co chwilę unosiła się w geście pozdrowienia a z jego ust uciekały miłe słowa powitania. Dopiero widok Neve sprawił, że nie mogąc się opanować delikatnie objął kruche, porcelanowe dziewczę i odsunął się szybko, starając się nie przesadzić. Chociaż i tak przesadził przez swoją wylewność jak to nieraz miał w zwyczaju, no ale cóż. Ma się tylko jedno życie! Nawet jeśli przeszkadza się komuś w rozmowie. Dopiero po chwili jego - o dziwo - bystre brązowe tęczówki zatrzymały się na Cirilrze.
- O, cześć! Na pewno Cię kojarzę, chodzimy na jakieś zajęcia, ale... nie pamiętam Twojego imienia. Wybacz, stary - powiedział bez najmniejszego wstydu i posłał mu szeroki uśmiech. Następnie klęknął na jedno kolano przed panienką Collins i chwycił ją za dłoń.
- Wybacz mi za mą impulsywność, Śnieżynko. I za ten wydłużający się czas oczekiwania na kolejną przygodę. Ale widząc Twą zamyśloną twarz, nie byłem w stanie nie podejść do Ciebie i chcę dać Ci... - zawiesił na chwilę głos, sięgając drugą dłonią do kieszeni by wyciągnąć z niej małą broszkę z kwiatem wiśni. - Dać Ci mały prezent. Przyjmij go, niczego więcej nie oczekuję i zniknę byście mogli wrócić do tego, co zostało Wam przerwane.
Minabi nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który zakradł mu się na usta, kiedy kładł broszkę na zimnej, otwartej dłoni Zimowego Kwiatka. Zupełnie nie przejmował się tym, że robi takie rzeczy na oczach wszystkich, że stoją właśnie w kolejce do Hogsmeade. Doprawdy, zdawał się być w tym zupełnie nieświadomy.
Anabell Starfire
Oczekujący
Anabell Starfire

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Nie Paź 11, 2015 10:58 pm
Powietrza proszę!
Christian jednak zlazł w końcu z jej znamienitej osoby, wydawał się zupełnie nie wzruszony, zupełnie jakby milion razy dziennie wpadały na niego koleżanki z domu. Nawet pomógł jej wstać, dżentelmen! Gryfonka po chwili "ogarniania się", zmierzyła go wzrokiem, zupełnie krytycznym spojrzeniem. Gdyby nie to, że szczerzyła się rozbawiona, można by pomyśleć, że była zła. Ale nie była.
- To po co ci ten zestaw małego trapera? - wskazała na czapkę, szalik, rękawiczki i gruby koc, który nazywał płaszczem.
Słysząc jego pytanie i widząc podejrzliwą minę, zamrugała kilka razy, zupełnie zbita stropu. Nie za bardzo wiedziała co powiedzieć.
- A co, to jakiś element na który nie wolno patrzyć? Chyba wolisz żebym ja ci to powiedziała, a nie jakaś ładna krukonka, prawda? - nie wydawała się speszona, choć pewnie każda normalna dziewczyna po takim pytaniu by była. No, może gdyby Christian był jej obiektem westchnień, to spłonęła by rumieńcem, ale cóż, Starfire była nieco jebnięta nienormalna więc pierwszą miłość przeżyła do postaci z książki, a żadnej następnej póki co nie. A Chris, choć przystojny... cóż, bądźmy szczerzy. Nie była jedną z tych dziewcząt które zakochują się co pięć minut.
- Po za tym, hej, mógłbyś mieć pretensje gdybyś średnio co 12 sekund nie zerkał na mój biust.
Biust. Jak dumnie to nazwała... tak na prawdę miała straszne kompleksy na tym tle, więc miała nadzieję, że obejdzie się bez dalszych dyskusji. Tak na prawdę ta nadzieja była wyjątkowo idiotyczna, bo sama zaczęła ten temat. Właściwie, sam ten temat, biorąc pod uwagę że średnia wieku rozmówców wynosiła lat piętnaście, był wyjątkowo nie na miejscu, o czym zdała sobie sprawę nieco później. Niestety, było już nieco za późno na zmianę wypowiedzianych słów, bo przecież czasu nie cofniesz, nawet w świecie magii... Chyba że miała by zmieniacz czasu. Ale igranie z przeszłością mogło by mieć fatalne skutki... co jeśli ta rozmowa poniesie ich do jakichś kluczowych dla świata decyzji?

/Chris, wybacz, jak szanuję twój post na mega długość, mam nadzieję że nie wymagasz ode mnie tego samego =P
Sponsored content

Sala Wejściowa - Page 18 Empty Re: Sala Wejściowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach