- Ciril Hootcher
Re: Sala Wejściowa
Sro Paź 07, 2015 3:41 pm
Wszechobecna cisza nie dawała mu spokój. Dormitorium Gryffindoru zdawało się być ostatnio takie puste, ale nie wiedział z jakiego powodu tak się działo. Może to wieść o przesłuchaniach uczniów zbierała tutaj swoje żniwa, a może te przeszukania w pokojach, które także on odczuł. W każdym bądź razie. Nigdy nie myślał tak pozytywnie o wyjeździe do Hogs, jak teraz. Po prostu miał dość wiszącej nad nim kosy.
Spoglądając w lustro poprawił swoje kręcone kudły. Wyglądał na nieco zmęczonego, ale to po prostu pozostałości po przeziębieniu, które tak dobrze udało mu się zataić przed nauczycielami i współlokatorami. Jak potrzebował to był niebłahym aktorem, nic mu jeszcze złego nie udowodniono, a zrobił tego już całkiem sporo. Włożył swój jesienny płaszcz i poprawił go, aby wyglądać na przykładnego ucznia. Na dworze było pochmurno, z całą pewnością będzie padać. Tym razem chciał przygotować się na tę ewentualność i zabrał ze sobą parasolkę. Po zabraniu różdżki,kilku galeonów i ubrań na ewentualną zmianę skrzętnie upchniętych w torbie, ruszył do sali wejściowej, gdzie już powinni zbierać się pozostali uczniowie.
Zdziwienia nie było, gdy jego oczy ujrzały dozorce. Przywitał go zgrabnym skinieniem głowy i posłaniem mu ciepłego uśmiechu. - Wal się staruchu...- przemknęło w jego myślach. Zaraz potem jego oczy rozweseliły się, gdy gdzieś w rogu sali dostrzegł Colette. Puścił mu zawadiackie okno, po czym ruszył w odwrotnym kierunku. Lubił sobie robić jaja z Puchona, jednak tym razem chyba nie chciał mu zrobić aż takiej siary. Postanowił, że usunie się na bok i poobserwuje wszystkich, którzy mają zamiar wybrać się razem z nimi. Ciekawe czy spotka tu znajomych... Pewnie nie, bo nie ma ich za dużo.
Zrzucił torbę na ziemię i oparł się o jedną ze ścian.
Spoglądając w lustro poprawił swoje kręcone kudły. Wyglądał na nieco zmęczonego, ale to po prostu pozostałości po przeziębieniu, które tak dobrze udało mu się zataić przed nauczycielami i współlokatorami. Jak potrzebował to był niebłahym aktorem, nic mu jeszcze złego nie udowodniono, a zrobił tego już całkiem sporo. Włożył swój jesienny płaszcz i poprawił go, aby wyglądać na przykładnego ucznia. Na dworze było pochmurno, z całą pewnością będzie padać. Tym razem chciał przygotować się na tę ewentualność i zabrał ze sobą parasolkę. Po zabraniu różdżki,kilku galeonów i ubrań na ewentualną zmianę skrzętnie upchniętych w torbie, ruszył do sali wejściowej, gdzie już powinni zbierać się pozostali uczniowie.
Zdziwienia nie było, gdy jego oczy ujrzały dozorce. Przywitał go zgrabnym skinieniem głowy i posłaniem mu ciepłego uśmiechu. - Wal się staruchu...- przemknęło w jego myślach. Zaraz potem jego oczy rozweseliły się, gdy gdzieś w rogu sali dostrzegł Colette. Puścił mu zawadiackie okno, po czym ruszył w odwrotnym kierunku. Lubił sobie robić jaja z Puchona, jednak tym razem chyba nie chciał mu zrobić aż takiej siary. Postanowił, że usunie się na bok i poobserwuje wszystkich, którzy mają zamiar wybrać się razem z nimi. Ciekawe czy spotka tu znajomych... Pewnie nie, bo nie ma ich za dużo.
Zrzucił torbę na ziemię i oparł się o jedną ze ścian.
- Kaylin Wittermore
Re: Sala Wejściowa
Sro Paź 07, 2015 9:31 pm
Kaylin czekała na wyjście do Hogsmeade tak naprawdę po raz pierwszy w swoim życiu. Nigdy wcześniej nie miała większej potrzeby się tam udawać, więc zostawała w szkole. Ewentualnie zabrała się z całą grupą może z dwa razy i na tym się skończyło. Wcześniej jednak nie towarzyszył jej entuzjazm, którego zalążki w tym momencie czuła w swoim brzuchu.
Nie, nie była aż tak podniecona, by nie móc spać. Nie zapomniała też o niczym i nie skakała z radości. Cieszyła się po prostu z możliwości odpoczynku poza murami szkoły, którą przecież tak bardzo kochała. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie tam mnóstwo uczniów, jednak postanowiła się tym nie przejmować. Skupiać jedynie na pozytywach, jakimi zdecydowanie była obecność profesora B. i umówione spotkanie z Remusem.
Ubierała się bardzo szybko, bo nim spostrzegła nadszedł czas zebrania w Wejściowej Sali, a biedaczka zaczytała się w jednej ze swoich mądrych ksiąg. Plisowana spódnica w kolorze krukolandii, beżowa koszula z długim rękawem, a na to granatowy sweter, którego nie zapinała. Pozwoliła sobie także na delikatne buty na obcasie i tym razem postarała się ogarnąć włosy. Okulary wsadziła do torby, w specjalnym pojemniczku, żeby nic im się nie stało. Pokropiła się jeszcze kwiatowymi perfumami i wyszła, mając nadzieję, że nie spotka po drodze żadnej Fleur. W ostatniej chwili złapała jeszcze za portfel z pieniędzmi, który wrzuciła do torebki razem z różdżką i chusteczkami higienicznymi. Nic więcej nie wydawało jej się potrzebne.
Kiedy doszła na miejsce odkryła, co było normalne w tej jak i każdej szkole, że jeszcze wielu uczniów się nie zjawiło. Ba, nie było nawet nauczycieli. Przywitała się zFilchem jednym skinieniem głowy - nigdy bowiem nie obawiała się go jakoś szczególnie. No, powiedzmy. Po prostu nauczyła się przestrzegania zasad, co nie pakowało jej w kłopoty, a co za tym idzie - łapska woźnego. Rozejrzała się po twarzach nie znając praktycznie nikogo, gdy...
Ujrzała Puchona z klubu prostej kreski! Zacisnęła niepewnie dłonie na mankietach koszuli i niepewnym krokiem do niego podeszła. Kiedy była już blisko poczuła, jak w gardle robi jej się gula, przez którą pierwsze słowa brzmiały jak chrypa.
- Cześć. - Szepnęła prawie niedosłyszalnie, więc po chwili chrząknęła. - Czekasz na kogoś konkretnego? - Spytała spoglądając przez chwilę na jego buty, by po szybkim odetchnięciu podnieść wzrok na jego twarz.
Nie, nie była aż tak podniecona, by nie móc spać. Nie zapomniała też o niczym i nie skakała z radości. Cieszyła się po prostu z możliwości odpoczynku poza murami szkoły, którą przecież tak bardzo kochała. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie tam mnóstwo uczniów, jednak postanowiła się tym nie przejmować. Skupiać jedynie na pozytywach, jakimi zdecydowanie była obecność profesora B. i umówione spotkanie z Remusem.
Ubierała się bardzo szybko, bo nim spostrzegła nadszedł czas zebrania w Wejściowej Sali, a biedaczka zaczytała się w jednej ze swoich mądrych ksiąg. Plisowana spódnica w kolorze krukolandii, beżowa koszula z długim rękawem, a na to granatowy sweter, którego nie zapinała. Pozwoliła sobie także na delikatne buty na obcasie i tym razem postarała się ogarnąć włosy. Okulary wsadziła do torby, w specjalnym pojemniczku, żeby nic im się nie stało. Pokropiła się jeszcze kwiatowymi perfumami i wyszła, mając nadzieję, że nie spotka po drodze żadnej Fleur. W ostatniej chwili złapała jeszcze za portfel z pieniędzmi, który wrzuciła do torebki razem z różdżką i chusteczkami higienicznymi. Nic więcej nie wydawało jej się potrzebne.
Kiedy doszła na miejsce odkryła, co było normalne w tej jak i każdej szkole, że jeszcze wielu uczniów się nie zjawiło. Ba, nie było nawet nauczycieli. Przywitała się zFilchem jednym skinieniem głowy - nigdy bowiem nie obawiała się go jakoś szczególnie. No, powiedzmy. Po prostu nauczyła się przestrzegania zasad, co nie pakowało jej w kłopoty, a co za tym idzie - łapska woźnego. Rozejrzała się po twarzach nie znając praktycznie nikogo, gdy...
Ujrzała Puchona z klubu prostej kreski! Zacisnęła niepewnie dłonie na mankietach koszuli i niepewnym krokiem do niego podeszła. Kiedy była już blisko poczuła, jak w gardle robi jej się gula, przez którą pierwsze słowa brzmiały jak chrypa.
- Cześć. - Szepnęła prawie niedosłyszalnie, więc po chwili chrząknęła. - Czekasz na kogoś konkretnego? - Spytała spoglądając przez chwilę na jego buty, by po szybkim odetchnięciu podnieść wzrok na jego twarz.
- Birdie Fleur
Re: Sala Wejściowa
Sro Paź 07, 2015 9:59 pm
Nie musiało minąć dużo czasu, aby w sali wejściowej pojawiła się i Birdie. Nie lubiła ludzi, więc stanęła sobie na uboczu, nerwowo obserwując zgromadzone w sali osoby. Bardzo lubiła wypady do Hogsmeade. Mogła kupić sobie nowe książki i inne bajery, obejrzeć trochę więcej magicznego świata niż szkoła, czasami nawet nielegalnie przemycić jakieś rzeczy do Hogwartu. Nie ryzykowała z Filchem, bo bycie sprawdzanym przez tego oblecha było katorgą, więc zwykle ukrywała je gdzieś po drodze. Dzisiaj jednak nie zamierzała nic kombinować. Przyszła nieprzygotowana na jakiekolwiek łamanie prawa, zaopatrzona w różdżkę, resztę stypendium i, jak zwykle, koszmarny humor.
Nie chciałaś spotkać żadnej Fleur, tak?
- Dobry dzień, Wittermore. - prychnęła w jej stronę i uśmiechnęła się okrutnie. Dobrze wiedziała, że dziewczyna była słaba psychicznie. Spodziewała się więc tego, że nawet zwyczajne powitanie odrobinę ją spłoszy.
Zostało tak mało do końca. Za kilka miesięcy już jej tutaj nie będzie. Nie będzie gnębienia młodszych krukonek. Nie będzie też Filcha. Wykopywania jego kota za drzwi, kiedy obmacujesz się w kantorku ze starszym kolegą. Porywających lekcji profesora Slughorna, na których tak dobrze jej się spało. Nie będzie też wycieczek do Hogsmeade.
Będzie tylko brudne mieszkanie jej i Martina. Poprawiła kapturek płaszczyka i chustkę na szyję.
Brak perspektyw na jakąkolwiek, sensowną przyszłość.
Kochała brata. Nie chciała, żeby się zaćpał. Chciała od życia czegoś więcej. Osiągnięcia nieosiągalnego...
Uniosła rękę w stronę Filcha w geście powitania. Borze zielony, spójrzcie tylko na jego mordę...
Nie chciałaś spotkać żadnej Fleur, tak?
- Dobry dzień, Wittermore. - prychnęła w jej stronę i uśmiechnęła się okrutnie. Dobrze wiedziała, że dziewczyna była słaba psychicznie. Spodziewała się więc tego, że nawet zwyczajne powitanie odrobinę ją spłoszy.
Zostało tak mało do końca. Za kilka miesięcy już jej tutaj nie będzie. Nie będzie gnębienia młodszych krukonek. Nie będzie też Filcha. Wykopywania jego kota za drzwi, kiedy obmacujesz się w kantorku ze starszym kolegą. Porywających lekcji profesora Slughorna, na których tak dobrze jej się spało. Nie będzie też wycieczek do Hogsmeade.
Będzie tylko brudne mieszkanie jej i Martina. Poprawiła kapturek płaszczyka i chustkę na szyję.
Brak perspektyw na jakąkolwiek, sensowną przyszłość.
Kochała brata. Nie chciała, żeby się zaćpał. Chciała od życia czegoś więcej. Osiągnięcia nieosiągalnego...
Uniosła rękę w stronę Filcha w geście powitania. Borze zielony, spójrzcie tylko na jego mordę...
- Caroline Rockers
Re: Sala Wejściowa
Sro Paź 07, 2015 11:05 pm
Można było powiedzieć dużo rzeczy, ale z pewnością nie to, że wypady do Hogsmeade nie były w pewien sposób... przydatne. Przynajmniej dzięki temu dało się choć trochę odprężyć podczas tej całej afery z przesłuchaniami. Doprawdy, zupełnie nie wiedziała, gdzie szukać spokojnego miejsca w zamku, bo na każdym kroku napotykała czyjąś obecność - bardziej lub mniej oczywistą. A potrzebowała czegoś. Rozluźnienia. Impulsu. Pochwycenia w swoje dłonie słodkawych załamań nerwowych innych, bo cóż to była za przyjemność, kiedy na każdym kroku jedynie co jej towarzyszyło to śmiech Wojny. Co prawda świadczyło to o tym, że nie przeminął, że nie stał się zaledwie wspomnieniem... bo w końcu był nadal bytem. Istniał dla niej. Ale to było za mało; pozostawał niedosyt, gorzki posmak na języku i znudzenie potwora, który drapał pazurami o ścianki jej głowy.
Żaróweczki były przecież całe.
Rozczesała swoje powoli jaśniejące na wiosnę włosy, które falą opadły na jej plecy zakryte przez koszulę o całych rękawach w kolorze ciemniej zieleni. Długie, pokrzywione nogi były owinięte czarnym, poszarpanym w niektórych miejscach materiałem i kończyły się ciężkimi butami. Kiedy już skończyła tę jakże żmudną czynność, ubrała płaszcz w którym schowała różdżkę - zanim jednak go zapięła w jej staniku zdążyła się znaleźć paczka papierosów. Tam z całą pewnością stary charłak nie będzie szukał. Wszystko zostało więc konsekwentnie zaplanowane, pozostało jedynie po powrocie z wioski odnaleźć przedmioty, które schowała na czas przeszukiwań. Brakowało jej poniszczonej kurtki pachnącej nieodkrytą tajemnicą, amuletu, który zazwyczaj wisiał na jej szyi, myślodsiewni i... wspomnienia. Bolesnego dotknięcia spalonego serca.
Odpowiedz mi kiedyś, dobrze? Myślę, że nie będzie Nam dane spotkać się w najbliższym czasie.
Czy tam na górze jesteś szczęśliwy?
Mieliśmy przecież na zawsze się nienawidzić.
Sakiewka również zdołała wylądować w kieszeni, a sama C. przemierzała korytarze, stawiając pewnie kroki, pochmurnie patrząc się przed siebie. Minęła kilka grupek, nie posyłając nikomu dłuższego spojrzenia - dopiero stojący gdzieś z boku Ciril zwrócił jej uwagę. Posłała mu krzywy, sztuczny uśmieszek i stanęła za jakimś młodszym Krukonem o długich blond kosmykach. Woźny zajmował się dokładnym sprawdzaniem jakieś pary i krytykowaniem kolczyków dziewczyny, kiedy Rockers delikatnie się zgarbiła i szepnęła do ucha chłopaka.
- Okropnie się pocisz, przez co Twój smród zaczyna być uciążliwy. Zrób coś z tym, albo idź na sam koniec.
Nie musiała zbytnio się starać by naruszyć jego prywatność. Nie potrzebowała też uciekania się do bardziej wyrafinowanych sposobów.
Zacznijmy kolejną grę.
Jesteś zadowolona?
Jestem.
W końcu mam jeszcze sporo czasu.
Żaróweczki były przecież całe.
Rozczesała swoje powoli jaśniejące na wiosnę włosy, które falą opadły na jej plecy zakryte przez koszulę o całych rękawach w kolorze ciemniej zieleni. Długie, pokrzywione nogi były owinięte czarnym, poszarpanym w niektórych miejscach materiałem i kończyły się ciężkimi butami. Kiedy już skończyła tę jakże żmudną czynność, ubrała płaszcz w którym schowała różdżkę - zanim jednak go zapięła w jej staniku zdążyła się znaleźć paczka papierosów. Tam z całą pewnością stary charłak nie będzie szukał. Wszystko zostało więc konsekwentnie zaplanowane, pozostało jedynie po powrocie z wioski odnaleźć przedmioty, które schowała na czas przeszukiwań. Brakowało jej poniszczonej kurtki pachnącej nieodkrytą tajemnicą, amuletu, który zazwyczaj wisiał na jej szyi, myślodsiewni i... wspomnienia. Bolesnego dotknięcia spalonego serca.
Odpowiedz mi kiedyś, dobrze? Myślę, że nie będzie Nam dane spotkać się w najbliższym czasie.
Czy tam na górze jesteś szczęśliwy?
Mieliśmy przecież na zawsze się nienawidzić.
Sakiewka również zdołała wylądować w kieszeni, a sama C. przemierzała korytarze, stawiając pewnie kroki, pochmurnie patrząc się przed siebie. Minęła kilka grupek, nie posyłając nikomu dłuższego spojrzenia - dopiero stojący gdzieś z boku Ciril zwrócił jej uwagę. Posłała mu krzywy, sztuczny uśmieszek i stanęła za jakimś młodszym Krukonem o długich blond kosmykach. Woźny zajmował się dokładnym sprawdzaniem jakieś pary i krytykowaniem kolczyków dziewczyny, kiedy Rockers delikatnie się zgarbiła i szepnęła do ucha chłopaka.
- Okropnie się pocisz, przez co Twój smród zaczyna być uciążliwy. Zrób coś z tym, albo idź na sam koniec.
Nie musiała zbytnio się starać by naruszyć jego prywatność. Nie potrzebowała też uciekania się do bardziej wyrafinowanych sposobów.
Zacznijmy kolejną grę.
Jesteś zadowolona?
Jestem.
W końcu mam jeszcze sporo czasu.
- Colette Warp
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 10:37 am
Widząc machającą do niego Riley również odwzajemnił się tym samym - nadal pamiętał, jak przy niej nadmuchał żabę do wielkości gumowej piłki plażowej i ta o mało co nie trafiła Flitwicka. Był ciekaw czy to wspomnienie Gryfonka zaszufladkowała jako pozytywne, czy nie bardzo.
Objął się rękoma na poziomie żeber, czując jak chłód, który od ponad tygodnia panował na zewnątrz w końcu przebił się przez mury zamku i wlał się do jego wnętrza. Tutaj nie było kominków, w których można by napalić i zakisić tyłek na dywanikach przed nimi, tutaj chłód był wręcz przeszywający, nawet jeśli ta okropna pogoda miała być łzami Zimy nad tym, że właśnie przegania ją słomkowa miotła Wiosny. Colette przekonywał samego siebie, że już niedługo będzie bardzo ładnie i ciepło, że będzie można częściej wychodzić na błonia i nie wracać z nich z katarem i wreszcie pogoda pomoże mu powrócić do nieco lepszej harmonii psychicznej. Colette nie cierpiał stwierdzenia, że ludzie nosili maski, ale sam musiał przyznać, że od jakiegoś czasu, jego psychika była poddawana takiemu stresowi, że jego zwykle czepialska natura bluszczu, potrzebowała sterty kijów, do podtrzymania się w jako-takim pionie – a kije wilgotne od deszczu były bardziej podatne na odkształcenia i już niedługo będą falowane jak loki Hootchera. A skoro już przy tym konkretnym Gryfonie jesteśmy, to on też się pojawił i nie omieszkał utwierdzić Colette w pewności, że jego gorące uczucia nie zmieniły się od czasu upłynięcia ostatniej lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Początkowo Warp wzdrygnął się, ale po odczekaniu chwili, aż tamten czarodziej gdzieś się umości, wzniósł jedną pięść na poziom twarzy, drugą ręką udając, że kręci przy niej korbką i powoli z rzędu palców wyłonił się wyprostowany środkowy, zwrócony idealnie w stronę Cirila. Colette zerknął na owoc swoich starań i zasłonił dłonią usta, udając zupełnie zszokowanego tym, co mu wyszło, po czym przymknął wystający palec z taką czułością, jakby przymykał puzderko na skarby z dzieciństwa i przycisnął pieść do piersi, zaskakująco blisko serca.
Timing miał idealny, bo akurat kiedy udało mu się z szerokim uśmiechem ukryć ten symbol serdecznego uwielbienia, zaczepiła go ledwo poznana Krukonka.
- Oh, hej... ern... przepraszam, ale chyba nie przedstawiłaś się na spotkaniu Klubu. - odparł szybko, kiedy chciał z rozpędu przywitać ją po imieniu, ale nie mógł go odszukać w swojej niezawodnej pod tym względem pamięci. Jej obecność podziałała całkiem łagodząco, jak balsam na zszargane nerwy, głównie dzięki jej niepewność i chyba lekkiemu zdenerwowaniu jego obecnością. JEGO. Błazna szkolnego. To było rozczulające. - Nie, nie czekam na nikogo szczególnego... hej, głowa do góry. - odparł opierając jeden palec na jej podbródku i pomagając jej podnieść głowę wyżej. Puchon do najniższych nie należał, więc dla niewysokich dziewczyn rozmowa z nim w bliskiej odległości mogła być lekkim dyskomfortem dla karku, ale wszyscy uciekali od bliskich odległości. To raczej dobrze, bo ciężko byłoby stwierdzić, które z tej dwójki byłoby wtedy bardziej zakłopotane. - Nie gryzę, przynajmniej nie na pierwszej randce. Masz już jakieś plany na ten wypad? - zagaił na neutralnym gruncie, chcąc ją trochę rozluźnić i zabrał rękę. W tym czasie podeszła do nich dziewczyna, którą kojarzył jedynie z jej miejsca w drużynie Ravenclawu. Ale dla niej ograniczył się do równie neutralnego: - Yo. - ...ponieważ początkowo jej ton jakoś średnio się mu spodobał, zwłaszcza, że był wycelowany jak strzała prosto w Krukonkę. Takie głupie historie budziły w Colette blaszanego rycerzyka.
Objął się rękoma na poziomie żeber, czując jak chłód, który od ponad tygodnia panował na zewnątrz w końcu przebił się przez mury zamku i wlał się do jego wnętrza. Tutaj nie było kominków, w których można by napalić i zakisić tyłek na dywanikach przed nimi, tutaj chłód był wręcz przeszywający, nawet jeśli ta okropna pogoda miała być łzami Zimy nad tym, że właśnie przegania ją słomkowa miotła Wiosny. Colette przekonywał samego siebie, że już niedługo będzie bardzo ładnie i ciepło, że będzie można częściej wychodzić na błonia i nie wracać z nich z katarem i wreszcie pogoda pomoże mu powrócić do nieco lepszej harmonii psychicznej. Colette nie cierpiał stwierdzenia, że ludzie nosili maski, ale sam musiał przyznać, że od jakiegoś czasu, jego psychika była poddawana takiemu stresowi, że jego zwykle czepialska natura bluszczu, potrzebowała sterty kijów, do podtrzymania się w jako-takim pionie – a kije wilgotne od deszczu były bardziej podatne na odkształcenia i już niedługo będą falowane jak loki Hootchera. A skoro już przy tym konkretnym Gryfonie jesteśmy, to on też się pojawił i nie omieszkał utwierdzić Colette w pewności, że jego gorące uczucia nie zmieniły się od czasu upłynięcia ostatniej lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Początkowo Warp wzdrygnął się, ale po odczekaniu chwili, aż tamten czarodziej gdzieś się umości, wzniósł jedną pięść na poziom twarzy, drugą ręką udając, że kręci przy niej korbką i powoli z rzędu palców wyłonił się wyprostowany środkowy, zwrócony idealnie w stronę Cirila. Colette zerknął na owoc swoich starań i zasłonił dłonią usta, udając zupełnie zszokowanego tym, co mu wyszło, po czym przymknął wystający palec z taką czułością, jakby przymykał puzderko na skarby z dzieciństwa i przycisnął pieść do piersi, zaskakująco blisko serca.
Timing miał idealny, bo akurat kiedy udało mu się z szerokim uśmiechem ukryć ten symbol serdecznego uwielbienia, zaczepiła go ledwo poznana Krukonka.
- Oh, hej... ern... przepraszam, ale chyba nie przedstawiłaś się na spotkaniu Klubu. - odparł szybko, kiedy chciał z rozpędu przywitać ją po imieniu, ale nie mógł go odszukać w swojej niezawodnej pod tym względem pamięci. Jej obecność podziałała całkiem łagodząco, jak balsam na zszargane nerwy, głównie dzięki jej niepewność i chyba lekkiemu zdenerwowaniu jego obecnością. JEGO. Błazna szkolnego. To było rozczulające. - Nie, nie czekam na nikogo szczególnego... hej, głowa do góry. - odparł opierając jeden palec na jej podbródku i pomagając jej podnieść głowę wyżej. Puchon do najniższych nie należał, więc dla niewysokich dziewczyn rozmowa z nim w bliskiej odległości mogła być lekkim dyskomfortem dla karku, ale wszyscy uciekali od bliskich odległości. To raczej dobrze, bo ciężko byłoby stwierdzić, które z tej dwójki byłoby wtedy bardziej zakłopotane. - Nie gryzę, przynajmniej nie na pierwszej randce. Masz już jakieś plany na ten wypad? - zagaił na neutralnym gruncie, chcąc ją trochę rozluźnić i zabrał rękę. W tym czasie podeszła do nich dziewczyna, którą kojarzył jedynie z jej miejsca w drużynie Ravenclawu. Ale dla niej ograniczył się do równie neutralnego: - Yo. - ...ponieważ początkowo jej ton jakoś średnio się mu spodobał, zwłaszcza, że był wycelowany jak strzała prosto w Krukonkę. Takie głupie historie budziły w Colette blaszanego rycerzyka.
- Ismael Blake
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 1:50 pm
Ismael miała szczerą nadzieję, że skoro szykuje się wypad do Hogsmeade, to pogoda użyczy wszystkim nieco więcej promieni słonecznych, a także wyższych temperatur, a tu guzik. Chłód przenikał prze mury jak zwykle, potęgując się tylko i sprawiając, że nie chciało się wychodzić z łóżka bardziej jak zwykle. Ale przecież wycieczka... papierek z pozwoleniem podpisany został, więc grzechem było tego nie wykorzystać. Pozostawało zacisnąć zęby, przeboleć zimno, które gryzło natrętnie skórę i udać się na miejsce zbiórki.
Ruda pocieszała sama siebie, że niedługo przecież zrobi się o wiele cieplej i nie trzeba już będzie zbroić się w płaszcze czy kurtki, rękawiczki i szaliki wrzuci się na dno kufra, a katar i kaszel zostaną raz na zawsze (znaczy do następnej zimy) pokonane. Na razie pozostawało jej zapięcie czarnego płaszcza pod samą szyję i okutanie chustą, która wiernie stała na straży kumulowanego pod odzieżą ciepła. Jedynymi rzeczami, które zabrała ze sobą były pieniądze i oczywiście różdżka.
Zatrzymała się w pewnej odległości od grupki ludzi, która zdążyła się już utworzyć. Jej wzrok spokojnie zaczepił każdego z osobna, na dłuższą chwilę zatrzymując się na parszywej twarzy Filtcha, by ostatecznie powędrować na oblicze panicza Warpa, który jak na razie okazał się jedynym przedstawicielem puchonów, pomijając jej skromną osobę. Zacisnęła dłonie w piąstki po czym rozluźniła je, i tak parę razy, chcąc rozgrzać je chociaż odrobinę, po czym ruszyła w jego stronę, w parę uderzeń serca pokonując dystans. Obrzuciła krukonki czujnym spojrzeniem, chłopakowi posyłając natomiast delikatny, szelmowski uśmieszek.
- Witam państwa. - rzuciła pozornie beztrosko, chociaż gdzieś tam dało się w jej głosie wyczuć nieznaczne napięcie, wywołane najpewniej przez bliżej nieznane jej pannice.
Ruda pocieszała sama siebie, że niedługo przecież zrobi się o wiele cieplej i nie trzeba już będzie zbroić się w płaszcze czy kurtki, rękawiczki i szaliki wrzuci się na dno kufra, a katar i kaszel zostaną raz na zawsze (znaczy do następnej zimy) pokonane. Na razie pozostawało jej zapięcie czarnego płaszcza pod samą szyję i okutanie chustą, która wiernie stała na straży kumulowanego pod odzieżą ciepła. Jedynymi rzeczami, które zabrała ze sobą były pieniądze i oczywiście różdżka.
Zatrzymała się w pewnej odległości od grupki ludzi, która zdążyła się już utworzyć. Jej wzrok spokojnie zaczepił każdego z osobna, na dłuższą chwilę zatrzymując się na parszywej twarzy Filtcha, by ostatecznie powędrować na oblicze panicza Warpa, który jak na razie okazał się jedynym przedstawicielem puchonów, pomijając jej skromną osobę. Zacisnęła dłonie w piąstki po czym rozluźniła je, i tak parę razy, chcąc rozgrzać je chociaż odrobinę, po czym ruszyła w jego stronę, w parę uderzeń serca pokonując dystans. Obrzuciła krukonki czujnym spojrzeniem, chłopakowi posyłając natomiast delikatny, szelmowski uśmieszek.
- Witam państwa. - rzuciła pozornie beztrosko, chociaż gdzieś tam dało się w jej głosie wyczuć nieznaczne napięcie, wywołane najpewniej przez bliżej nieznane jej pannice.
- Kaylin Wittermore
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 4:16 pm
W sali zaczęło zbierać się coraz więcej osób, na co Kaylin zareagowała cichym, praktycznie niemym jękiem i przygryzieniem wargi. Może jednak to nie był dobry pomysł? Może powinna była zostać w dormitorium i cieszyć się z ciszy, jaka będzie panowała w Hogwarcie, gdy wszyscy wyjdą? Wiedziała jednak, że w ten sposób niczego nie zmieni, a ostatnie tygodnie uświadomiły jej, że na swój sposób pragnęła obecności ludzi w swoim życiu. Brzmiało to dziwnie, szczególnie dla niej, ale mimo wszystko - tak właśnie było. Czuło się przy nich nieswojo, niepewnie, ale z drugiej strony pragnęła kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Chciała, poza samą nauką, zaznać też dobrej zabawy, jaka jest domeną ludzi w jej wieku. Czy pragnęła za dużo?
Naturalnym było, że podeszła właśnie do tej jedynej osoby, którą w ogóle kojarzyła. Prawdę mówiąc, Puchon wyrył się w jej pamięci wyłącznie pozytywnie i czuła bijące od niego ciepło z pozytywną energią, gdy tylko stał w pobliżu. Był dziwny, specyficzny, w przeciwieństwie do niej - otwarty. I na swój sposób chyba właśnie to jej się w nim podobało. Bo, nie mogła przecież zaprzeczyć, że jej się spodobał, prawda? Pierwsze słowa Smoka sprawiły, że przekręciła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, prawie niedostrzegalnie.
- Kaylin. - Powiedziała cicho. Wydawało jej się, że jednak mówiła, jak ma na imię podczas spotkania klubu. Nie była jednak przekonana do końca. Poza tym, ona też nie potrafiła sobie skojarzyć jego imienia, choć dobrze kojarzyła twarz chłopaka. Kiedy powiedział, że nie czeka na nikogo szczególnego odetchnęła. Przynajmniej nie psuła mu planów podchodząc i zaczepiając. Tak w ogóle, Wittermore była pełna podziwu dla samej siebie, że dała radę do niego zagadać.
Z początku nie zorientowała się, co Puchon ma zamiar zrobić. Gdy jego dłoń spoczęła na jej podbródku a spojrzenie błyskawicznie zetknęło się z jego, na policzki wypłynął jej ogromny rumieniec. Ostatnio zdarzało jej się to bardzo często i sama nienawidziła siebie za tego rodzaju reakcje. Zwykłe, codziennie relacje z innymi zdawały się ją peszyć i zawstydzać, co od razu można było po niej wyczytać. Po chwili jednak zaśmiała się cicho, zakrywając usta dłonią, która jeszcze przed chwilą bawiła się mankietem koszuli.
- Och, a na drugiej? Bo to samo mówiłeś podczas spotkania w klubie i nie wiem, czy traktować to jako drugą randkę. - Rozluźniła się rozbawiona. Ten sam żart zadziałał w jej przypadku dwa razy i przynajmniej czuła się teraz swobodniej.
- Można tak powiedzieć. Ale moich planów nie widać jeszcze na sali. - Powiedziała już dużo śmielej, rozglądając się po pomieszczeniu. Niestety, sielankę przerwało pojawienie się pewnej Krukonki...
Fleur, zmora Kaylin od pierwszej klasy. Dziewczyna spodziewała się, że Birdie nie przegapi wyjścia do Hogsmeade, liczyła jednak na to, że będzie miała ciekawsze rzeczy do roboty i da jej spokój. Niestety, myliła się. Automatycznie, zwrot skierowany prosto do niej sprawił, że Kaylin jakby skurczyła się sama w sobie i spłoszona mimowolnie przysunęła bliżej Colette. Spuściła wzrok i zaciskając mocno dłonie zignorowała starszą koleżankę, nie chcąc z nią w ogóle rozmawiać. Z resztą - to nie byłaby rozmowa, a zwykły pogrom bezbronnej blondynki.
Pojawienie się nieznajomej Puchonki jeszcze bardziej przeraziło Kaylin, która teraz prawie chowała się za Warpem. Świetny początek, nie ma co! Oby jej serce wytrwało do wyjścia z Hogwartu, nim padnie na zawał.
Naturalnym było, że podeszła właśnie do tej jedynej osoby, którą w ogóle kojarzyła. Prawdę mówiąc, Puchon wyrył się w jej pamięci wyłącznie pozytywnie i czuła bijące od niego ciepło z pozytywną energią, gdy tylko stał w pobliżu. Był dziwny, specyficzny, w przeciwieństwie do niej - otwarty. I na swój sposób chyba właśnie to jej się w nim podobało. Bo, nie mogła przecież zaprzeczyć, że jej się spodobał, prawda? Pierwsze słowa Smoka sprawiły, że przekręciła głowę i uśmiechnęła się delikatnie, prawie niedostrzegalnie.
- Kaylin. - Powiedziała cicho. Wydawało jej się, że jednak mówiła, jak ma na imię podczas spotkania klubu. Nie była jednak przekonana do końca. Poza tym, ona też nie potrafiła sobie skojarzyć jego imienia, choć dobrze kojarzyła twarz chłopaka. Kiedy powiedział, że nie czeka na nikogo szczególnego odetchnęła. Przynajmniej nie psuła mu planów podchodząc i zaczepiając. Tak w ogóle, Wittermore była pełna podziwu dla samej siebie, że dała radę do niego zagadać.
Z początku nie zorientowała się, co Puchon ma zamiar zrobić. Gdy jego dłoń spoczęła na jej podbródku a spojrzenie błyskawicznie zetknęło się z jego, na policzki wypłynął jej ogromny rumieniec. Ostatnio zdarzało jej się to bardzo często i sama nienawidziła siebie za tego rodzaju reakcje. Zwykłe, codziennie relacje z innymi zdawały się ją peszyć i zawstydzać, co od razu można było po niej wyczytać. Po chwili jednak zaśmiała się cicho, zakrywając usta dłonią, która jeszcze przed chwilą bawiła się mankietem koszuli.
- Och, a na drugiej? Bo to samo mówiłeś podczas spotkania w klubie i nie wiem, czy traktować to jako drugą randkę. - Rozluźniła się rozbawiona. Ten sam żart zadziałał w jej przypadku dwa razy i przynajmniej czuła się teraz swobodniej.
- Można tak powiedzieć. Ale moich planów nie widać jeszcze na sali. - Powiedziała już dużo śmielej, rozglądając się po pomieszczeniu. Niestety, sielankę przerwało pojawienie się pewnej Krukonki...
Fleur, zmora Kaylin od pierwszej klasy. Dziewczyna spodziewała się, że Birdie nie przegapi wyjścia do Hogsmeade, liczyła jednak na to, że będzie miała ciekawsze rzeczy do roboty i da jej spokój. Niestety, myliła się. Automatycznie, zwrot skierowany prosto do niej sprawił, że Kaylin jakby skurczyła się sama w sobie i spłoszona mimowolnie przysunęła bliżej Colette. Spuściła wzrok i zaciskając mocno dłonie zignorowała starszą koleżankę, nie chcąc z nią w ogóle rozmawiać. Z resztą - to nie byłaby rozmowa, a zwykły pogrom bezbronnej blondynki.
Pojawienie się nieznajomej Puchonki jeszcze bardziej przeraziło Kaylin, która teraz prawie chowała się za Warpem. Świetny początek, nie ma co! Oby jej serce wytrwało do wyjścia z Hogwartu, nim padnie na zawał.
- Jeffrey Woods
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 5:40 pm
Wypad do Hogsmeade nie mógł być brany za udany tak długo jak nie lazł tam złoty chłopiec: Pan Woods. Oczywiście on postanowił jak na czarodzieja przystało, darować sobie takie mogulskie przyrządy do tortur jak parasolka (chyba, że miała ona dawać gwarancję wbicia jej komuś w tyłek i dopiero wtedy otworzenia) i zamierzał osuszać się swoim magicznym pałąkiem tak często, jak sytuacja będzie tego wymagała. A że lubił deszcz i przeziębienie mu nie straszne, to nieczęsto.
Sam po wstaniu nie ogarniał się za długo, wręcz tuż po prysznicu wytarł się pobieżnie, ubrał i właził po schodach na górę jeszcze z lekko wilgotnymi, ciemnymi włosami. Zebrał się całkiem szybko, bo chciał się do kogoś doczepić, żeby nie chodzić po Hogsmeade samotnie jak smutny przegryw i wolał to zrobić zanim wszyscy pospinają się w ciasne grupki. Dlatego od kiedy tylko wdepnął do sali wejściowej zaczął od błyskawicznej analizy sytuacji:
Na prawo jakiś Puchon w otoczeniu grupki dziewczyn, tam Jeff nie zamierzał się pakować, stanowczo za dużo ludzi. Po lewej kolega z roku romansował sobie z kopniętą na umyśle Ślizgonką. Dalej były już tylko dwie samotne osoby: dziewczęcie i... chłopięcie. Oboje z Gryffindoru, przy czym chłopaka nazywali „Ubijaczem Wiedźm” czy jak kto woli: „Młotem na czarownice”, po jego niedawnej przygodzie w Zakazanym Lesie.
Wpadła bomba do piwnicy,
rozjebała pół ulicy,
S – O – S,
głupi pies.
Jeff oparł się o ścianę tuż obok Gryfonki Riley, z którą wcześniej nigdy nie zdarzyło mu się zamienić ani jednego słowa.
- Cześć, co taka łania jak ty robi samotna w takim miejscu jak to? - humor wyzierał mu ze szpar w każdym słowie.
Sam po wstaniu nie ogarniał się za długo, wręcz tuż po prysznicu wytarł się pobieżnie, ubrał i właził po schodach na górę jeszcze z lekko wilgotnymi, ciemnymi włosami. Zebrał się całkiem szybko, bo chciał się do kogoś doczepić, żeby nie chodzić po Hogsmeade samotnie jak smutny przegryw i wolał to zrobić zanim wszyscy pospinają się w ciasne grupki. Dlatego od kiedy tylko wdepnął do sali wejściowej zaczął od błyskawicznej analizy sytuacji:
Na prawo jakiś Puchon w otoczeniu grupki dziewczyn, tam Jeff nie zamierzał się pakować, stanowczo za dużo ludzi. Po lewej kolega z roku romansował sobie z kopniętą na umyśle Ślizgonką. Dalej były już tylko dwie samotne osoby: dziewczęcie i... chłopięcie. Oboje z Gryffindoru, przy czym chłopaka nazywali „Ubijaczem Wiedźm” czy jak kto woli: „Młotem na czarownice”, po jego niedawnej przygodzie w Zakazanym Lesie.
Wpadła bomba do piwnicy,
rozjebała pół ulicy,
S – O – S,
głupi pies.
Jeff oparł się o ścianę tuż obok Gryfonki Riley, z którą wcześniej nigdy nie zdarzyło mu się zamienić ani jednego słowa.
- Cześć, co taka łania jak ty robi samotna w takim miejscu jak to? - humor wyzierał mu ze szpar w każdym słowie.
- Severus Snape
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 6:44 pm
Severus nie spieszył się jakoś szczególnie. Wiedział, ze zebrania w sali potrafią bardzo długo trwać, a bycie pierwszym było po prostu nudne. Spoglądał za okno siedząc na łóżku i zastanawiając się, jak bardzo pogoda ich tego dnia nienawidziła. Nie to, żeby deszcz mu jakoś specjalnie przeszkadzał. Mimo to, ostatni szkolny wypad do Hogsmeade mógł być dla nich przyjemniejszy. Bardziej słoneczny i radosny. Ale, czego on się spodziewał. To jak dorosłe życie, w które mieli wkroczyć już za dwa miesiące - zawsze szare i ponure. Zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie nigdy nie zazna szczęścia i prawie się z tym pogodził. Zbliżał się jednak czas, w którym trzeba będzie wybrać, co ze sobą zrobić. A może nie? Może, tak jak napisała Birdie, nie muszą być ani biali ani czarni?
Mógłby tak rozmyślać dalej, ale w tym tempie przegapiłby nie tylko wyjście ze szkoły, ale i całe egzaminy. Zebrał się więc bez większego entuzjazmu i zgarnął z biurka portfel z resztką pieniędzy, jaka mu została. Nie zapomniał też swojej różdżki, bo jak na czarodzieja przystało, zawsze miał ją przy sobie. Spojrzał na pokój i w ostatniej chwili zdecydował się na zabranie kurtki, którą przerzucił sobie przez ramię. I wyszedł.
Dotarł na salę szybciej niż chciał, choć przecież wcale się nie spieszył. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym znajdowało się już kilka osób. Same nic nie znaczące, wyblakłe twarze... I ta jedna. Jedyna, którą znał lepiej od reszty i jedyna, która go intrygowała. Tak niewiele o niej wiedział, ale coś go do niej ciągnęło, choć nie wiedział, co dokładnie. I przede wszystkim - czy to aby na pewno dobry pomysł. Ptaszyna bywała bowiem dosyć kłopotliwa.
Spojrzał jeszcze raz po wszystkich obecnych w poszukiwaniu pewnej rudowłosej Gryfonki, ale ku jego niezadowoleniu, jeszcze jej nie było. Przywitał się więc z Flichem i ruszył w stronę Fleur. Kątem oka obrzucił tylko gromadkę zebraną nieopodal i już stał obok Krukonki.
- Jakieś szczególne plany na dzisiaj? - Zapytał od razu, bez zbędnych powitań.
Mógłby tak rozmyślać dalej, ale w tym tempie przegapiłby nie tylko wyjście ze szkoły, ale i całe egzaminy. Zebrał się więc bez większego entuzjazmu i zgarnął z biurka portfel z resztką pieniędzy, jaka mu została. Nie zapomniał też swojej różdżki, bo jak na czarodzieja przystało, zawsze miał ją przy sobie. Spojrzał na pokój i w ostatniej chwili zdecydował się na zabranie kurtki, którą przerzucił sobie przez ramię. I wyszedł.
Dotarł na salę szybciej niż chciał, choć przecież wcale się nie spieszył. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym znajdowało się już kilka osób. Same nic nie znaczące, wyblakłe twarze... I ta jedna. Jedyna, którą znał lepiej od reszty i jedyna, która go intrygowała. Tak niewiele o niej wiedział, ale coś go do niej ciągnęło, choć nie wiedział, co dokładnie. I przede wszystkim - czy to aby na pewno dobry pomysł. Ptaszyna bywała bowiem dosyć kłopotliwa.
Spojrzał jeszcze raz po wszystkich obecnych w poszukiwaniu pewnej rudowłosej Gryfonki, ale ku jego niezadowoleniu, jeszcze jej nie było. Przywitał się więc z Flichem i ruszył w stronę Fleur. Kątem oka obrzucił tylko gromadkę zebraną nieopodal i już stał obok Krukonki.
- Jakieś szczególne plany na dzisiaj? - Zapytał od razu, bez zbędnych powitań.
- Kim Miracle
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 7:34 pm
Wstała powoli z łóżka. Gdy dziewczyna się obudziła była już sama w pokoju. Stanęła bosymi stopami na ziemi i spojrzała przez okno uprzednio biorąc kota na ręce zaczynając głaskać. Usiadła na parapecie i popatrzyła na czarny pyszczek kota, który łasił się do jej dłoni. Uśmiechnęła się lekko.
- Myślisz, że będzie padać?- zapytała Lucka’a, ale wiedziała, że jej nie odpowie. Odłożyła kota na łóżko i poszła w końcu się ubrać, bo stopy jej marzły.
Spojrzała do kufra i dotknęła szarej bluzy daniela. Westchnęła cicho i po chwili miała ją na sobie wraz z czarnymi spodniami i opaską na kręconych włosach. Różdżkę wetknęła w swojego glana i ruszyła do wielkiej Sali uprzednio jeszcze zabierając torbę, w której miała najpotrzebniejsze rzeczy.
Znalazła się w Sali wejściowej i patrzyła na wszystkich zebranych. Każdy wybierał się do Hogsmeade, ale jaki był w tym sens? Czy to był zalążek ich normalności? Westchnęła ciężko i oparła się o ścianę wciskając dłonie w ciepłą, za dużą bluzę swojego starego przyjaciela. Patrzyła spokojnie, a jej niebieskie oczy przelatywały po twarzach jej znajomych, mimo to czuła się tu obco. Jakby to nie był jej świat. Jakby była jakimś dziwakiem, który mimo wszystko zawsze się uśmiecha, który na siłę stara się im pokazać, że wszystko jest w porządku. Jej usta były wygięte w delikatnym uśmiechu. Odsunęła się od ściany, aby być bliżej innych. Nagle ktoś ją niechcący potrącił i jej torba spadła z torby. W środku miała tylko niewielką sakiewkę z galeonami, dziennik i parę innych nieistotnych rzeczy.
- Myślisz, że będzie padać?- zapytała Lucka’a, ale wiedziała, że jej nie odpowie. Odłożyła kota na łóżko i poszła w końcu się ubrać, bo stopy jej marzły.
Spojrzała do kufra i dotknęła szarej bluzy daniela. Westchnęła cicho i po chwili miała ją na sobie wraz z czarnymi spodniami i opaską na kręconych włosach. Różdżkę wetknęła w swojego glana i ruszyła do wielkiej Sali uprzednio jeszcze zabierając torbę, w której miała najpotrzebniejsze rzeczy.
Znalazła się w Sali wejściowej i patrzyła na wszystkich zebranych. Każdy wybierał się do Hogsmeade, ale jaki był w tym sens? Czy to był zalążek ich normalności? Westchnęła ciężko i oparła się o ścianę wciskając dłonie w ciepłą, za dużą bluzę swojego starego przyjaciela. Patrzyła spokojnie, a jej niebieskie oczy przelatywały po twarzach jej znajomych, mimo to czuła się tu obco. Jakby to nie był jej świat. Jakby była jakimś dziwakiem, który mimo wszystko zawsze się uśmiecha, który na siłę stara się im pokazać, że wszystko jest w porządku. Jej usta były wygięte w delikatnym uśmiechu. Odsunęła się od ściany, aby być bliżej innych. Nagle ktoś ją niechcący potrącił i jej torba spadła z torby. W środku miała tylko niewielką sakiewkę z galeonami, dziennik i parę innych nieistotnych rzeczy.
- Birdie Fleur
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 8:11 pm
Ptaszyna kłóciłaby się z tym, że jest problematyczna. Problematycznymi były osoby, które miały jakikolwiek problem z jej jestestwem. Przecież nie okładała dziewczyny pejczem, tylko podchodziła do niej z dość krytycznym nastawieniem. No, może raz zdarzyło jej się nazwać ją kompletną debilką, ale to przecież nie był taki big deal... prawda?
- No cześć. - uniosła rękę do góry, spoglądając na stojącego obok Kaylin puchona w sposób bezsprzecznie normalny, pozbawiony zarówno jakiegokolwiek jadu, jak i głębszych, pozytywnych emocji. Kapitan drużyny przeciwnej. Jedynej, której udało się być w tabeli pod krukonami. W obu przypadkach frajerstwo było niezaprzeczalnie wysokie. Nawet teraz, kiedy w pucharze domów prowadzili śliscy, to Birdie była pewna tego, że podczas ostatniej, wspólnej kolacji nagle okaże się, że Gryffindor wygrał za złamanie wszelkich zasad i regularnie niszczenie mienia szkoły. - Wypadałoby odpowiedzieć, mała kluseczko. - powiedziała przymilnie, ukradkiem spoglądając w stronę woźnego, który z pasją przetrzepywał cudze kieszenie. Dać się złapać w takiej sytuacji było według niej równie głupie, co danie się złapać podczas zapowiedzianego wcześniej przetrzepywania pokoi. Pomijając fakt, że żadna rozsądna osoba nie trzymała nielegalnych rzeczy blisko przy dupie, to na usunięcie ich z pomieszczenia mieli, delikatnie mówiąc, sporo czasu. Mimo tego znaleźli się tacy, który wpadli.
Już miała pognębić ich swoją obecnością i debilnymi wypowiedziami jeszcze trochę, kiedy nieopodal pojawił się Severus. Ha. Oswojony podbiegał do niej sam. Nie musiała już pisać listów, ani męczyć się o jego uwagę. Jeszcze nie przedstawiła mu sensownego planu działania. Ba, ona nie przedstawiła mu żadnego planu, a jednak - stał tutaj. Czekał.
- Również dzień dobry. - przerzuciła na niego swój wzrok. Wyglądał biednie i smutno jak zawsze. Nic nowego. - Zamierzam kupić sobie nowy kapelusz.
Dawno nie powiedziała niczego tak normalnego.
- No cześć. - uniosła rękę do góry, spoglądając na stojącego obok Kaylin puchona w sposób bezsprzecznie normalny, pozbawiony zarówno jakiegokolwiek jadu, jak i głębszych, pozytywnych emocji. Kapitan drużyny przeciwnej. Jedynej, której udało się być w tabeli pod krukonami. W obu przypadkach frajerstwo było niezaprzeczalnie wysokie. Nawet teraz, kiedy w pucharze domów prowadzili śliscy, to Birdie była pewna tego, że podczas ostatniej, wspólnej kolacji nagle okaże się, że Gryffindor wygrał za złamanie wszelkich zasad i regularnie niszczenie mienia szkoły. - Wypadałoby odpowiedzieć, mała kluseczko. - powiedziała przymilnie, ukradkiem spoglądając w stronę woźnego, który z pasją przetrzepywał cudze kieszenie. Dać się złapać w takiej sytuacji było według niej równie głupie, co danie się złapać podczas zapowiedzianego wcześniej przetrzepywania pokoi. Pomijając fakt, że żadna rozsądna osoba nie trzymała nielegalnych rzeczy blisko przy dupie, to na usunięcie ich z pomieszczenia mieli, delikatnie mówiąc, sporo czasu. Mimo tego znaleźli się tacy, który wpadli.
Już miała pognębić ich swoją obecnością i debilnymi wypowiedziami jeszcze trochę, kiedy nieopodal pojawił się Severus. Ha. Oswojony podbiegał do niej sam. Nie musiała już pisać listów, ani męczyć się o jego uwagę. Jeszcze nie przedstawiła mu sensownego planu działania. Ba, ona nie przedstawiła mu żadnego planu, a jednak - stał tutaj. Czekał.
- Również dzień dobry. - przerzuciła na niego swój wzrok. Wyglądał biednie i smutno jak zawsze. Nic nowego. - Zamierzam kupić sobie nowy kapelusz.
Dawno nie powiedziała niczego tak normalnego.
- Salome Mildred Thynn
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 9:46 pm
Stukot niewysokich obcasów odbił się echem po pomieszczeniu, kiedy dziarskim krokiem weszła do sali wejściowej. Dzień, mimo że chłodny, wydawał jej się obiecujący w swojej perspektywie. Odczuwała niewielki niepokój, ale podejrzewała, że wiąże się on z tym, że pierwszy raz w swoim życiu będzie miała pod opieką taką ilość osób, i to całkiem młodych osób. Jej postać nieszczególnie górowała nad resztą zgromadzonych tu czarodziejów; stanowisko i wiek dało się bardziej wyczytać z twarzy, spojrzenia zmęczonych oczu i postawy niż wrodzonej postury. Ogarnęła spojrzeniem obecnych, uśmiechnęła się do kilku uczniów, których miała już przyjemność spotkać na swoich zajęciach (było ich naprawdę niewielu) i poprawiła fioletowy szal, który miała zarzucony na szyję. Postawiła kilka kroków w kierunku wyjścia, ale kiedy zdała sobie sprawę, że zmierza w kierunku woźnego zatrzymała się i z wielkim zaciekawieniem zaczęła studiować scenę znajdującą się na pobliskim obrazie. Nie miała zamiaru spędzić chwili oczekiwania na rozmowie z Filchem, co to, to nie.
Jej ręka powędrowała do kieszeni czarnego płaszcza. Odsunęła różdżkę i upewniła się, że wzięła ze sobą swoją ostatnią paczkę papierosów (zdecydowanie będzie musiała niedługo uzupełnić swój skromny zapas). Do cholery, w Hogsmeade na pewno znajdzie się jakiś mały, cichy i mocno odosobniony oraz przede wszystkim całkowicie pozbawiony studentów Hogwartu zaułek. Na pewno.
Czarodziej znajdujący się na portrecie uśmiechał się głupkowato, zadowolony, że ktoś poświęca mu uwagę. Odpowiedziała mu najbardziej sarkastycznym uśmiechem, na jaki było ją stać.
Jej ręka powędrowała do kieszeni czarnego płaszcza. Odsunęła różdżkę i upewniła się, że wzięła ze sobą swoją ostatnią paczkę papierosów (zdecydowanie będzie musiała niedługo uzupełnić swój skromny zapas). Do cholery, w Hogsmeade na pewno znajdzie się jakiś mały, cichy i mocno odosobniony oraz przede wszystkim całkowicie pozbawiony studentów Hogwartu zaułek. Na pewno.
Czarodziej znajdujący się na portrecie uśmiechał się głupkowato, zadowolony, że ktoś poświęca mu uwagę. Odpowiedziała mu najbardziej sarkastycznym uśmiechem, na jaki było ją stać.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Sala Wejściowa
Czw Paź 08, 2015 10:43 pm
Vakel jednocześnie kochał i nienawidził wiele, naprawdę wiele rzeczy. Jedną z nich były właśnie szkolne wycieczki do Hogsmeade. Zgraja debili uważających się za dorosłych, która dostaje jeden, zaledwie jeden dzień wolności i pokazuje swoje prawdziwe szpony. Banda przygłupów, pustych lalek, dzieciaków... mrugnął w stronę Kaylin Wittermore. Widok krukonki nie zadowolił go jednak na tyle, by przestał przeklinać w myślach i postanowił spojrzeć na uczniów jak na siebie w młodości. A przecież w ich wieku rozrabiał jeszcze bardziej niż ktokolwiek tutaj. Ha, jakieś zgody od rodziców. Vakel był ponad takie bzdury.
Mimowolnie przejechał spojrzeniem po zebranych osobach, wypatrując twarzyczek, które kojarzył już z prób przedostania się poza mury Hogwartu bez podpisanej karteczki. Bezpieczeństwo. B e z p i e c z e ń s t w o. Był żywym dowodem na to, że dzieci nie były bezpieczne nawet tutaj, więc takie formalności uważał za zbędne.
Uniósł w górę lewą brew, przypatrując się uważnie Filchowi, kiedy ten tak wesoło i beztrosko sprawdzał czy ktoś nie przenosi nielegalnych przedmiotów. Dumbledore musiał mieć naprawdę wielkie serce, skoro zamiast kazać zmywać podłogi z użyciem magii - trzymał tego biednego woźnego, którego prawdopodobnie jedynym towarzystwem był dachowiec.
Oczy dojrzały gdzieś w tle jego dzisiejszą wspólniczkę, ale nie drgnął nawet. Wyglądało na to, że wiszący na ścianie obraz jest bardziej pasjonujący niż ganiający uczniów charłak.
Na litość boską...
Tup, tup, tup.
- Dzień dobry.
Może ta też kryła jakieś zagadki? Brak języka? Proteza zamiast nogi?
Mimowolnie przejechał spojrzeniem po zebranych osobach, wypatrując twarzyczek, które kojarzył już z prób przedostania się poza mury Hogwartu bez podpisanej karteczki. Bezpieczeństwo. B e z p i e c z e ń s t w o. Był żywym dowodem na to, że dzieci nie były bezpieczne nawet tutaj, więc takie formalności uważał za zbędne.
Uniósł w górę lewą brew, przypatrując się uważnie Filchowi, kiedy ten tak wesoło i beztrosko sprawdzał czy ktoś nie przenosi nielegalnych przedmiotów. Dumbledore musiał mieć naprawdę wielkie serce, skoro zamiast kazać zmywać podłogi z użyciem magii - trzymał tego biednego woźnego, którego prawdopodobnie jedynym towarzystwem był dachowiec.
Oczy dojrzały gdzieś w tle jego dzisiejszą wspólniczkę, ale nie drgnął nawet. Wyglądało na to, że wiszący na ścianie obraz jest bardziej pasjonujący niż ganiający uczniów charłak.
Na litość boską...
Tup, tup, tup.
- Dzień dobry.
Może ta też kryła jakieś zagadki? Brak języka? Proteza zamiast nogi?
- Minerwa McGonagall
Re: Sala Wejściowa
Pią Paź 09, 2015 7:23 am
Minerwa bardzo dobrze znała zwyczaje uczniów. Wszelkiego rodzaju zebrania, które miały ustaloną godzinę rozpoczęcia zazwyczaj opóźniały się z wielu powodów. Jeden zaspał, drugi czegoś zapomniał, a jeszcze innego trzreba było odprowadzić do skrzydła szpitalnego. Zdarzali sirę też tacy, co myśleli, że są od nauczycieli sprytniejsi. Podrobione pozwolenia, czy próba przemycenia niedozwolonych przedmiotów. To wszystko było jej bardzo dobrze znane, w końcu uczyła już trochę. Sama z resztą kiedyś była uczennicą, a wbrew pozorom nie wiele się od tamtej pory zmieniło.
Wyszła odpowiednio wcześnie, by być na miejscu jako pierwsza. Miała taki zwyczaj i przede wszystkim - potrzebę. Po drodze jednak wydarzyło się sporo nieprzewidzianycj wypadków, jak chociażby spotkanie kilku psotliwych uczniów, których trzeba było ukarać. I oczywiście wygłosić kazanie, choć tym razem nie tak długie jak zwykle. W końcu się spieszyła, prawda?
Wchodząc na salę od razu zauważyła sporą już grupkę uczniów. Zadowolona była, że już jacyś się zebrali. Przywitała się z nimi jak zawsze, z lekkim uśmiechem na ustach. Cieszyła się na wyjście do Hogsmeade tak samo, jak oni. Uważała, że jest im ono potrzebne, by choć trochę odciągnąć ich od wydarzeń, jakie miały miejsce w Hogwarcie. Zbliżały się też egzaminy i część uczniów już przegrzała się od nauki. Inni zapewnre zajrzą do książek dzień przed, o ile w ogóle to zrobią.
Po przywitaniu uczniów podeszła do Filcha i przyjrzała mu się uważnie.
- Dzień dobry. Jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - Zapytała standardowo i rozejrzała się jeszcze raz po całym pomieszczeniu. Swój wzrok skupiła na większej gromadce, jaka zebrała się wokół Warpa. Znała swoich uczniów na tyle, by wiedzieć, że byle co mogło wywołać kolejną jatkę. Potem jednak przeniosła wzrok na kadrę nauczycielską, która podobnie do uczniów zebrała się w małą kupkę. Podeszła więc do nich, by również się przywitać.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że jesteście odpowiednio wypoczęci. Podejrzewam, że jak zawsze, będziemy mieć sporo pracy. - Powiedziała przyglądając się uważniej Bułhakołowi. Cóż tam jej ta nieszczęsna Mercedes ostatnio o nim naopowiadała? Ach, zapewne było to całkowicie nie ważne i nie zdziwiłaby się, gdyby Gryfonka wszystko zmyśliła.
Wyszła odpowiednio wcześnie, by być na miejscu jako pierwsza. Miała taki zwyczaj i przede wszystkim - potrzebę. Po drodze jednak wydarzyło się sporo nieprzewidzianycj wypadków, jak chociażby spotkanie kilku psotliwych uczniów, których trzeba było ukarać. I oczywiście wygłosić kazanie, choć tym razem nie tak długie jak zwykle. W końcu się spieszyła, prawda?
Wchodząc na salę od razu zauważyła sporą już grupkę uczniów. Zadowolona była, że już jacyś się zebrali. Przywitała się z nimi jak zawsze, z lekkim uśmiechem na ustach. Cieszyła się na wyjście do Hogsmeade tak samo, jak oni. Uważała, że jest im ono potrzebne, by choć trochę odciągnąć ich od wydarzeń, jakie miały miejsce w Hogwarcie. Zbliżały się też egzaminy i część uczniów już przegrzała się od nauki. Inni zapewnre zajrzą do książek dzień przed, o ile w ogóle to zrobią.
Po przywitaniu uczniów podeszła do Filcha i przyjrzała mu się uważnie.
- Dzień dobry. Jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - Zapytała standardowo i rozejrzała się jeszcze raz po całym pomieszczeniu. Swój wzrok skupiła na większej gromadce, jaka zebrała się wokół Warpa. Znała swoich uczniów na tyle, by wiedzieć, że byle co mogło wywołać kolejną jatkę. Potem jednak przeniosła wzrok na kadrę nauczycielską, która podobnie do uczniów zebrała się w małą kupkę. Podeszła więc do nich, by również się przywitać.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że jesteście odpowiednio wypoczęci. Podejrzewam, że jak zawsze, będziemy mieć sporo pracy. - Powiedziała przyglądając się uważniej Bułhakołowi. Cóż tam jej ta nieszczęsna Mercedes ostatnio o nim naopowiadała? Ach, zapewne było to całkowicie nie ważne i nie zdziwiłaby się, gdyby Gryfonka wszystko zmyśliła.
- Neve Collins
Re: Sala Wejściowa
Pią Paź 09, 2015 10:58 am
Ułuda – pojedynczy, niedostrzegalny, przejrzysty duch – lekkość kolibra przysiadającego w pąkach wielkich kwiatów, których woniami przesiąkał, roznosząc go w eterze przy uderzeniu skrzydeł, rozpylając wokół srebrzysty pył oślepienia – zbliżała się Ułuda, które niemym krokiem przemierzała kamienne korytarze i wznosiła swe szklane oczy uśpionych fijołków na zebranych uczniów – spojrzenie nic nie znaczyło, obecność nic nie wnosiła, wetknięta w ciszę oddaną hołdowi zasypiającej Zimie – słyszałem szelest spódnicy Wiosny kręcącej się za rogiem... Ach, nie, to materiał białej sukienki Panny Collins okręcił się wokół jej kostek i łydek, kiedy się zatrzymała, drobną, bladą dłonią przytrzymując ramię niewielkiej torebeczki na swoim jeszcze drobniejszym ramieniu – widzieliście kiedyś żywą lalkę..? Porcelana wyglądała przepięknie, gdy uwieńczyło się ją szkłem wielkich oczu i przybrało w odpowiednie falbanki... Ta ulotność nie potrzebowała wiatru, by sunąć pomiędzy parami, wsuwając się we wszechrzecz przekraczającą pojęcie czasu i bytu – sama lewitowała i sychronizowała się w eterze – płynęła – jak płynął każdy kolejny kroczek, gdy zbliżyła się bardziej do tłumu i spojrzała na nauczycieli – ostatnia z rodu Collinsów, ta spokrewniona z Wojną bliżej niźli Zwycięstwo, które dlań zatraciło serce – słodko brzmiała miłość wyśpiewywana przez słowiki, lecz pieśń ta zanikała gdy nadlatywały Wrony – tak i czuwali Oni – profesorowie – by stada ptasząt łaknących świeżego mięsa rozganiać i tak zagościł nieznaczny uśmiech na różanych wargach Ułudy, która zaraz swoją twarz powoli odwróciła, by musnąć płatkami fijołków twarze obecnych – Jeffrey, Colette, Birdie, Kim, Ciril – splotła swe palce, kąciki warg jej nie opadały, mimo to nie wybrzmiewała nieśmiałością, przed sobą, kiedy zatrzymała się przy Cirilu – Jesienny Chłopcze, oto jestem – Biała Królowa nie przyniosła ze sobą powiewu chłodu, przecież teraz ustąpiła miejsca wspomnianej Wiośnie – lecz cóż mogła ci oferować w swym delikatnym, niewinnym uśmiechu i czystości duszy, gdy mogłeś przeglądać się w Zwierciadłach jej jestestwa niczym w najpiękniejszym z luster – pokarz mi, Cirilu – pokarz mi siebie i wyciągnij swoją duszę – jak wiele się w niej zmieniło, gdy do zmiany dostałeś szansę? Widzę w tobie znudzenie – znów wrogów nie było, którzy chcieliby wyciągnąć po ciebie swoje ręce..?
Skul się na Łonie Śnieżnej Wiedźmy, która przeczesze szponami twe włosy, szepcząc kolejne sekrety do twego uszka – kiedy już wraz z lekkością Ułudy przyjdzie nam opuścić zasłony teatralnej sceny.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się szerzej, tak szczerze, przymykając cienkie powieki zwieńczone ciemną linią gęstych rzęs. - Różnobarwne liście na drzewach chyba drżą z niecierpliwości za oknem twego świata, by opaść na chłodną glebę, Jesienny Chłopcze.
Skul się na Łonie Śnieżnej Wiedźmy, która przeczesze szponami twe włosy, szepcząc kolejne sekrety do twego uszka – kiedy już wraz z lekkością Ułudy przyjdzie nam opuścić zasłony teatralnej sceny.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się szerzej, tak szczerze, przymykając cienkie powieki zwieńczone ciemną linią gęstych rzęs. - Różnobarwne liście na drzewach chyba drżą z niecierpliwości za oknem twego świata, by opaść na chłodną glebę, Jesienny Chłopcze.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach