- Lorelei Lorraine
Re: Sala Wejściowa
Sro Maj 13, 2015 10:37 pm
Szczerze mówiąc, sama Lorraine musiała w pewnym momencie stwierdzić, że od początku tego dnia coś było z nią zdrowo nie tak. I choć sam poranek zaczął się zaskakująco dobrze, jakieś odgórnie narzucone prawo musiało dać jej znać o swym istnieniu, dalsze zdarzenia dobierając już z jak najgorszego worka. Gdyby jeszcze nie miała tak popsutego humoru, o czym zdecydowanie nie świadczył wybuch rechotu sprzed chwili – o tym wolała jak najszybciej zapomnieć, ale nie… Do zwyczajowego żalu, jakiego skorupką zazwyczaj się otaczała, doszło jeszcze teraz zażenowanie spowodowane dosyć nędznym upokorzeniem, no i gniew, jaki pojawił się przez tę całą mieszankę.
Cud chciał, że Lorelei nie była raczej osobą zbyt otwartą w okazywaniu uczuć, już nie, i nie uzewnętrzniała się nazbyt mocno, więc i wyładowywanie gniewu nie skupiało się w jej przypadku na ludziach dookoła. Oczywiście, czasami w taki albo inny sposób demonstrowała światu, że lepiej do niej nie podchodzić, dotykać ją tylko kijem, ubierając wcześniej jakieś solidne ciuchy przeciw radioaktywności, ale to dosyć szybko przechodziło. Pozostawało tylko wewnętrzne pałanie żądzą mordu na tym, co akurat wpadło jej w oko i niezbyt pasowało do okoliczności.
Jak nieszczęsna miotła, która była pośrednią przyczyną leiowatego wywinięcia kozła. Tak, dziewczyna z pewnością nie miała przez to polubić czegokolwiek, co związane było z unoszeniem się w powietrzu, choć przecież nie potknęła się o sam znienawidzony przedmiot. Główną winę ponosiły tu jej własne stopy oraz kompletny brak uwagi przy tym, co robiła. W tym momencie jednak usilnie potrzebowała czegoś, na co mogłaby zwalić całą irytację oraz resztę podłych uczuć, jakie nagle ją ogarnęły. A nie chciała przecież atakować chłopaka, który jej pomógł. Niezależnie od tego, jakie były jego wcześniejsze słowa i jak mogła odebrać pierwsze warknięcie.
Ona starała się być miła, tak jak zwykle zresztą, choć zazwyczaj nie jąkała się przy tym aż tak. Owszem, w dzieciństwie miała z tym dosyć duży problem, jednakże potem jakoś się tego wyzbyła, by teraz… By powracało do niej w najgorszych z możliwych momentów? Jakby nie wygłupiła się już wystarczająco.
- N…Nie… – Pokręciła głową, ponownie się krzywiąc. Chyba dosyć paskudnie się obiła, ale przecież nie umierała, a wizyta w skrzydle była ostatnią rzeczą, jakiej mogła kiedykolwiek chcieć. Już i tak była uznawana za sierotkę. Nie musiała tego jeszcze bardziej demonstrować. Wciągnęła powietrze do płuc na tyle, na ile mogła. – Przejdzie mi. – Mruknęła jeszcze, odbierając książkę, choć wzrok dalej miała wbity w podłogę.
Złapała się także na tym, że choć klapnęła tyłkiem na ławkę, nadal patrzyła tylko i wyłącznie na swoje buty albo dłonie. Nagły powiew jeszcze większej nieśmiałości prawie zwalał ją z nóg, a że już wcześniej była dosyć marną towarzyszką rozmów, cóż, niczego to w tym momencie nie ułatwiało. Ba, nieomal przegapiłaby pytanie, jakie zostało jej zadane, dopiero po kilku dłużących się chwilach cokolwiek mówiąc. A i tak nie było to nic skomplikowanego.
- Opowiadania… – Odchrząknęła cicho, rozwijając. – Mugolskie. Detektywistyczne. Nawet nie wiem, czy czarodzieje coś takiego mają… – Zagryzła wargę. Nigdy wcześniej nad tym nie myślała.
Cud chciał, że Lorelei nie była raczej osobą zbyt otwartą w okazywaniu uczuć, już nie, i nie uzewnętrzniała się nazbyt mocno, więc i wyładowywanie gniewu nie skupiało się w jej przypadku na ludziach dookoła. Oczywiście, czasami w taki albo inny sposób demonstrowała światu, że lepiej do niej nie podchodzić, dotykać ją tylko kijem, ubierając wcześniej jakieś solidne ciuchy przeciw radioaktywności, ale to dosyć szybko przechodziło. Pozostawało tylko wewnętrzne pałanie żądzą mordu na tym, co akurat wpadło jej w oko i niezbyt pasowało do okoliczności.
Jak nieszczęsna miotła, która była pośrednią przyczyną leiowatego wywinięcia kozła. Tak, dziewczyna z pewnością nie miała przez to polubić czegokolwiek, co związane było z unoszeniem się w powietrzu, choć przecież nie potknęła się o sam znienawidzony przedmiot. Główną winę ponosiły tu jej własne stopy oraz kompletny brak uwagi przy tym, co robiła. W tym momencie jednak usilnie potrzebowała czegoś, na co mogłaby zwalić całą irytację oraz resztę podłych uczuć, jakie nagle ją ogarnęły. A nie chciała przecież atakować chłopaka, który jej pomógł. Niezależnie od tego, jakie były jego wcześniejsze słowa i jak mogła odebrać pierwsze warknięcie.
Ona starała się być miła, tak jak zwykle zresztą, choć zazwyczaj nie jąkała się przy tym aż tak. Owszem, w dzieciństwie miała z tym dosyć duży problem, jednakże potem jakoś się tego wyzbyła, by teraz… By powracało do niej w najgorszych z możliwych momentów? Jakby nie wygłupiła się już wystarczająco.
- N…Nie… – Pokręciła głową, ponownie się krzywiąc. Chyba dosyć paskudnie się obiła, ale przecież nie umierała, a wizyta w skrzydle była ostatnią rzeczą, jakiej mogła kiedykolwiek chcieć. Już i tak była uznawana za sierotkę. Nie musiała tego jeszcze bardziej demonstrować. Wciągnęła powietrze do płuc na tyle, na ile mogła. – Przejdzie mi. – Mruknęła jeszcze, odbierając książkę, choć wzrok dalej miała wbity w podłogę.
Złapała się także na tym, że choć klapnęła tyłkiem na ławkę, nadal patrzyła tylko i wyłącznie na swoje buty albo dłonie. Nagły powiew jeszcze większej nieśmiałości prawie zwalał ją z nóg, a że już wcześniej była dosyć marną towarzyszką rozmów, cóż, niczego to w tym momencie nie ułatwiało. Ba, nieomal przegapiłaby pytanie, jakie zostało jej zadane, dopiero po kilku dłużących się chwilach cokolwiek mówiąc. A i tak nie było to nic skomplikowanego.
- Opowiadania… – Odchrząknęła cicho, rozwijając. – Mugolskie. Detektywistyczne. Nawet nie wiem, czy czarodzieje coś takiego mają… – Zagryzła wargę. Nigdy wcześniej nad tym nie myślała.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 2:00 am
W drodze do sali wejściowej kontynuowali rozmowę. Ostatnie pytanie Jamesa wygrało wszechświat i doprowadziło do kolejnej salwy śmiechu.
- A po co miałbym być latającą głową? Mam lepsze sposoby na przerażanie pierwszoklasistów. - serio, nie wiedział skąd chłopak brał takie teksty, ale z pewnością będzie nudniej w tej szkole po jego odejściu. Nie spędzał z nikim tak czasu od wieków i podobało mu się to do tego stopnia, że nie przeszkadzały mu już dalsze spytki. Ba, sam wydłużał swoją odpowiedź o ciekawostki, zachowując się coraz przyjaźniej. - Kiedyś zmieniałem się w odcięte kończyny czy wielkie owady. Najgorzej reagowały dziewczyny, piszcząc wniebogłosy. - zachichotał na to wspomnienie. - Raz zmieniłem się w sławną czarownicę i robili ze mną wywiad. Poszedłem nawet tak na bal, który się odbywał tej samej nocy, ale zamiast zaśpiewać dla jej fanów, zacząłem opowiadać o czarach odchudzających i depilacji woskiem. Zrobiła się niezła afera i ówczesna dyrektorka musiała wydać oficjalne sprostowanie, żeby ta baba przestała jej grozić niewybaczalnymi. Ale nie wszyscy jej uwierzyli i długo jeszcze żartowano na jej temat. - rozmarzył się, szczerząc białe, równe ząbki. "To były czasy..."
- A po co miałbym być latającą głową? Mam lepsze sposoby na przerażanie pierwszoklasistów. - serio, nie wiedział skąd chłopak brał takie teksty, ale z pewnością będzie nudniej w tej szkole po jego odejściu. Nie spędzał z nikim tak czasu od wieków i podobało mu się to do tego stopnia, że nie przeszkadzały mu już dalsze spytki. Ba, sam wydłużał swoją odpowiedź o ciekawostki, zachowując się coraz przyjaźniej. - Kiedyś zmieniałem się w odcięte kończyny czy wielkie owady. Najgorzej reagowały dziewczyny, piszcząc wniebogłosy. - zachichotał na to wspomnienie. - Raz zmieniłem się w sławną czarownicę i robili ze mną wywiad. Poszedłem nawet tak na bal, który się odbywał tej samej nocy, ale zamiast zaśpiewać dla jej fanów, zacząłem opowiadać o czarach odchudzających i depilacji woskiem. Zrobiła się niezła afera i ówczesna dyrektorka musiała wydać oficjalne sprostowanie, żeby ta baba przestała jej grozić niewybaczalnymi. Ale nie wszyscy jej uwierzyli i długo jeszcze żartowano na jej temat. - rozmarzył się, szczerząc białe, równe ząbki. "To były czasy..."
- James Potter
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 2:42 am
Słysząc śmiech Irytka, Potter zarechotał jak dziki zając w kapuście. Nie mógł się powstrzymać. Każdy kto chociaż raz usłyszał śmiech naczelnego złośliwca, zwanego Irytkiem i który nie był wymierzony przeciwko niemu, wiedział, że był to śmiech doprawdy zaraźliwy.
- Jak to po co? Żeby dotrzymać mi towarzystwa. – Odparł i nakrył peleryną głowę, znikając na chwilę towarzyszowi sprzed oczu. Po paru sekundach wyłonił się, lecz tylko głowę, po jego drugiej stronie, z najgłupszą miną, jaką udało mu się zrobić. Okulary do góry nogami. Permanentny zez i wykrzywienie warg to jedynie część tego co miał do zaoferowania. Trwało to parę sekund, bo po chwili poprawił okulary i zachowywał się zupełnie normalnie. – Przerażanie pierwszoklasistów. Tęsknię za tą błogą nieświadomością jedenastolatków. – Westchnął smętnie z wielką przesadą, jak zwykle z resztą, a kiedy Irytek wspomniał o odciętych kończynach, ponownie zniknął pod peleryną, wysuwając tylko powykrzywianą w palcach rękę, którą wycelował w swojego rozmówcę, udając, że chce mu wskoczyć na ramię. Przez chwilę Irytek rozmawiał jedynie z ręką. Dosłownie. Palce Pottera układały się zgodnie z wypowiadanymi przez niego słowami, jakby należały do pacynki.
- Potrafisz zmieniać się w owady? Zmieniałeś się kiedyś w trutniowca krwiopijcę? EJ! A w inne zwierzęta też potrafisz? – Spytała lewitująca ręka. Z każdym słowem poltergeista, śmiech Rogacza przybierał na sile, wreszcie nie mógł już wytrzymać i wydostał się spod peleryny niewidki, ponownie będąc lewitującą głową. Czemu nie. W dodatku całą zaczerwienioną od salw śmiechu.
- No nie mów. Ależ z Ciebie skandalista. Nie raz łykałem obrzydliwy eliksir wielosokowy, ale żeby zmienić się w kobietę. Tego nie próbowałem. – Nagle zamyślił się i odezwał dopiero po chwili. – Słyszałeś, że są sprawdzane dormitoria w Wieżach Gryffindoru i Ravenclawu? A jakby tak zmienić się w profesora Hucksberry’ego i pogrzebać w sypialniach jakiś dziewczyn. Ciekawe czy nauczyciel miałby do nich wstęp czy też zjechałby na dupie jak po zjeżdżalni jak ja w dzień kobiet. – Zachichotał na samo wspomnienie, gdy razem z Remusem chcieli odwiedzić dziewczyny, a stworzyli ludzką piramidę nóg i rąk. Biedny Lupin miał najgorzej, musiał znieść ciężar i Pottera i Evans. To były czasy… Miesiąc temu.
- Jak to po co? Żeby dotrzymać mi towarzystwa. – Odparł i nakrył peleryną głowę, znikając na chwilę towarzyszowi sprzed oczu. Po paru sekundach wyłonił się, lecz tylko głowę, po jego drugiej stronie, z najgłupszą miną, jaką udało mu się zrobić. Okulary do góry nogami. Permanentny zez i wykrzywienie warg to jedynie część tego co miał do zaoferowania. Trwało to parę sekund, bo po chwili poprawił okulary i zachowywał się zupełnie normalnie. – Przerażanie pierwszoklasistów. Tęsknię za tą błogą nieświadomością jedenastolatków. – Westchnął smętnie z wielką przesadą, jak zwykle z resztą, a kiedy Irytek wspomniał o odciętych kończynach, ponownie zniknął pod peleryną, wysuwając tylko powykrzywianą w palcach rękę, którą wycelował w swojego rozmówcę, udając, że chce mu wskoczyć na ramię. Przez chwilę Irytek rozmawiał jedynie z ręką. Dosłownie. Palce Pottera układały się zgodnie z wypowiadanymi przez niego słowami, jakby należały do pacynki.
- Potrafisz zmieniać się w owady? Zmieniałeś się kiedyś w trutniowca krwiopijcę? EJ! A w inne zwierzęta też potrafisz? – Spytała lewitująca ręka. Z każdym słowem poltergeista, śmiech Rogacza przybierał na sile, wreszcie nie mógł już wytrzymać i wydostał się spod peleryny niewidki, ponownie będąc lewitującą głową. Czemu nie. W dodatku całą zaczerwienioną od salw śmiechu.
- No nie mów. Ależ z Ciebie skandalista. Nie raz łykałem obrzydliwy eliksir wielosokowy, ale żeby zmienić się w kobietę. Tego nie próbowałem. – Nagle zamyślił się i odezwał dopiero po chwili. – Słyszałeś, że są sprawdzane dormitoria w Wieżach Gryffindoru i Ravenclawu? A jakby tak zmienić się w profesora Hucksberry’ego i pogrzebać w sypialniach jakiś dziewczyn. Ciekawe czy nauczyciel miałby do nich wstęp czy też zjechałby na dupie jak po zjeżdżalni jak ja w dzień kobiet. – Zachichotał na samo wspomnienie, gdy razem z Remusem chcieli odwiedzić dziewczyny, a stworzyli ludzką piramidę nóg i rąk. Biedny Lupin miał najgorzej, musiał znieść ciężar i Pottera i Evans. To były czasy… Miesiąc temu.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 3:04 am
Jasne, nie miał co robić tylko wydurniać się na spółę z Potterem! ...chociaż musiał przyznać, że brzmiało to równie zachęcająco, jak epickie były rozmowa z pacynką i pomysł podszywania się pod wiecznie poważnego profesora.
- Spokojnie, bo się udusisz i wyzioniesz ducha. Byłbym wtedy skazany na ciebie już po wsze czasy. - nie żeby mu to przeszkadzało, ale nigdy by się do tego nie przyznał na głos. Nawet to całe "zaufanie" ma pewne granice. - Mogę przybierać dowolny kształt, cielesny lub nie. Myślisz, że na serio tak wyglądam? - ogarnął dłońmi swą sylwetkę i uniósł brew ze sceptycyzmem. - Nawet nie odpowiadaj. - machnął ręką i uniósł się pół metra nad ziemię, krzyżując nogi i siadając w powietrzu. Plan Jamesa brzmiał ciekawie, ale nie brał go na poważnie. Chociaż musiał przyznać, że było coś czego kiedyś chętnie by spróbował. - W jelenia się jeszcze nie zmieniałem. - stwierdził po chwili, nie rozwijając jednak tej myśli. Byli na miejscu i tuż przed nim stały wrota ku wolności. Natychmiast się zatrzymał, czując nagłą niechęć do opuszczania zamku. Sam tego nie rozumiał, ale czuł jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała się na nim, skutecznie powstrzymując od kontynuowania zaplanowanej z brunetem wycieczki.
- Spokojnie, bo się udusisz i wyzioniesz ducha. Byłbym wtedy skazany na ciebie już po wsze czasy. - nie żeby mu to przeszkadzało, ale nigdy by się do tego nie przyznał na głos. Nawet to całe "zaufanie" ma pewne granice. - Mogę przybierać dowolny kształt, cielesny lub nie. Myślisz, że na serio tak wyglądam? - ogarnął dłońmi swą sylwetkę i uniósł brew ze sceptycyzmem. - Nawet nie odpowiadaj. - machnął ręką i uniósł się pół metra nad ziemię, krzyżując nogi i siadając w powietrzu. Plan Jamesa brzmiał ciekawie, ale nie brał go na poważnie. Chociaż musiał przyznać, że było coś czego kiedyś chętnie by spróbował. - W jelenia się jeszcze nie zmieniałem. - stwierdził po chwili, nie rozwijając jednak tej myśli. Byli na miejscu i tuż przed nim stały wrota ku wolności. Natychmiast się zatrzymał, czując nagłą niechęć do opuszczania zamku. Sam tego nie rozumiał, ale czuł jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała się na nim, skutecznie powstrzymując od kontynuowania zaplanowanej z brunetem wycieczki.
- James Potter
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 3:32 am
Słowa Irytka wywołały głośne parsknięcie, które wydostawszy się z ust Pottera, zapowiedziało ciętą jak z bicza ripostę, przynajmniej w jego osobistym mniemaniu. Powiedzmy sobie szczerze, mniemanie Pottera znacząco różniło się od rzeczywistości.
- Pffy! Wiem, że o niczym innym nie marzysz. Ja jednak jestem absolutnie przekonany, że urodziłem się do o wiele większych czynów niż te, które do tej pory osiągnąłem i nie jest mi pisana śmierć przez uduszenie się własną peleryną. – Odparł z przesadą. – Pewnie przykryłbyś mnie nią i zostawił. Dopiero smród rozkładającego się ciała zaalarmowałby mieszkańców zamku, że mają kolejnego trupa. – Mruknął, przedostatnie słowo wypowiadając z przekąsem wymieszanym z jakąś goryczą. Rozchmurzył się jednak, gdy dowiedział się pewnej interesującej ciekawostki o rudowłosej duszy. Zignorował to, że Irytek zabronił mu odpowiadać.
- W sumie niby tak nie myślałem… Ale swoją drogą, jeśli chodzi o Ciebie to nie można być niczego pewnym. – Wzruszył ramionami i przyjrzał z ciekawością jego postaci. – No i dobra, Twoim stałym wyglądem od wielu lat jest rudowłosy chłopiec w zielonym kubraku. – Obrzucił go oceniającym spojrzeniem. – A jak wyglądałeś, zanim przybrałeś tę formę? Pamiętasz jeszcze? – Dodał. Miał ochotę zapytać czy obecny wygląd należał do kogoś z Hogwartu. Ale nigdy poza Irytkiem nie spotkał nikogo podobnego. Być może ta postać żyła wiele lat wcześniej. A jeśli tak, to domyślał się, że tego tematu raczej nie powinien poruszyć. Dlatego właśnie to zrobił.
- Kim był chłopak, którego twarz stała się Twoją własną? – Spytał z nieskrywaną ciekawością, śledząc poltergeista spojrzeniem. Gdy ten wspomniał o jeleniu, Potter automatycznie złapał się za głowę.
– Niech Cię ręka Merlina broni, żebyś czasem nie wpadł na to, by się zmieniać w łanię! – Rzucił z pozornym przerażeniem. Zerknął na wrota, potem na Irytka, znów na wrota, ponownie na Rudego, kolejno na wrota, dla odmiany znów na Irytka i żeby nie przesadzać z powtórzeniami – znów na wrota.
- Jelenie to zwierzęta leśne, a widzę, że nici z naszego wypadu. Wydaje mi się, że dwa jelenie spacerujące po Hogwarcie to byłby bardzo niecodzienny widok… – Rzucił w zamyśleniu, zupełnie zapominając o pomyśle z dormitoriami. Mógł coś takiego zorganizować, ale do tego potrzebowałby Łapy i Lunatyka. Żadnego jednak w ostatnich tygodniach nie mógł zmobilizować do jakiś większych wygłupów, a to mogło powieść się tylko, jeśli udałoby im się zdobyć włosa Hucksberry’ego i składniki do eliksiru. Z tego co słyszał, sprawdzanie dormitoriów już się zaczęło, więc zostało bardzo niewiele czasu.
- Pffy! Wiem, że o niczym innym nie marzysz. Ja jednak jestem absolutnie przekonany, że urodziłem się do o wiele większych czynów niż te, które do tej pory osiągnąłem i nie jest mi pisana śmierć przez uduszenie się własną peleryną. – Odparł z przesadą. – Pewnie przykryłbyś mnie nią i zostawił. Dopiero smród rozkładającego się ciała zaalarmowałby mieszkańców zamku, że mają kolejnego trupa. – Mruknął, przedostatnie słowo wypowiadając z przekąsem wymieszanym z jakąś goryczą. Rozchmurzył się jednak, gdy dowiedział się pewnej interesującej ciekawostki o rudowłosej duszy. Zignorował to, że Irytek zabronił mu odpowiadać.
- W sumie niby tak nie myślałem… Ale swoją drogą, jeśli chodzi o Ciebie to nie można być niczego pewnym. – Wzruszył ramionami i przyjrzał z ciekawością jego postaci. – No i dobra, Twoim stałym wyglądem od wielu lat jest rudowłosy chłopiec w zielonym kubraku. – Obrzucił go oceniającym spojrzeniem. – A jak wyglądałeś, zanim przybrałeś tę formę? Pamiętasz jeszcze? – Dodał. Miał ochotę zapytać czy obecny wygląd należał do kogoś z Hogwartu. Ale nigdy poza Irytkiem nie spotkał nikogo podobnego. Być może ta postać żyła wiele lat wcześniej. A jeśli tak, to domyślał się, że tego tematu raczej nie powinien poruszyć. Dlatego właśnie to zrobił.
- Kim był chłopak, którego twarz stała się Twoją własną? – Spytał z nieskrywaną ciekawością, śledząc poltergeista spojrzeniem. Gdy ten wspomniał o jeleniu, Potter automatycznie złapał się za głowę.
– Niech Cię ręka Merlina broni, żebyś czasem nie wpadł na to, by się zmieniać w łanię! – Rzucił z pozornym przerażeniem. Zerknął na wrota, potem na Irytka, znów na wrota, ponownie na Rudego, kolejno na wrota, dla odmiany znów na Irytka i żeby nie przesadzać z powtórzeniami – znów na wrota.
- Jelenie to zwierzęta leśne, a widzę, że nici z naszego wypadu. Wydaje mi się, że dwa jelenie spacerujące po Hogwarcie to byłby bardzo niecodzienny widok… – Rzucił w zamyśleniu, zupełnie zapominając o pomyśle z dormitoriami. Mógł coś takiego zorganizować, ale do tego potrzebowałby Łapy i Lunatyka. Żadnego jednak w ostatnich tygodniach nie mógł zmobilizować do jakiś większych wygłupów, a to mogło powieść się tylko, jeśli udałoby im się zdobyć włosa Hucksberry’ego i składniki do eliksiru. Z tego co słyszał, sprawdzanie dormitoriów już się zaczęło, więc zostało bardzo niewiele czasu.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 3:56 am
Oh, no przecież, że nie marzył o niczym innym jak o kolejnym głupim duchu, który dla odmiany zamiast użalać się nad sobą czy wyprawiać staromodne bale, psociłby z nim każdego dnia, wymyślał coraz to nowe sposoby na zabicie czasu i... lepiej skończyć ten temat, zanim wyjdzie z tego slashowy fanfic o marzeniach martwego geja.
- Czy pamiętam? - przewrócił oczami z westchnięciem. - A dlaczego miałbym zapomnieć? - "Co jak co, ale z niego to wyjątkowy nieogar jest dziś." Chwila zastanowienia. "Chociaż u niego to właściwie codzienność." - Oryginalnie nie wyglądam jak człowiek. Ani jak cokolwiek... - podrapał się po głowie. I weź tu kurde wykombinuj jak wytłumaczyć nastolatkowi płynną materię, gdy samemu się nie umie jej nazwać. Nie doszukał się odpowiedniego porównania, gdy padło to nieuniknione pytanie. Stanął na ziemi i schował ręce do kieszeni. W razie problemów mógł wygadać wszystkim o animagii bruneta, co było dostatecznym zabezpieczeniem by nie spodziewać się po Jamesie zbyt długiego języka. Wprawdzie udowadniał już, że jest niepoczytalny i nie da się stuprocentowo przewidzieć jego zamiarów, ale po całej nocy gadania, równie dobrze mógł odpowiedzieć też na takie pytanie. - Gryfonem. - oczekiwał na reakcję, zaintrygowany podobieństwem jakie zaczął dostrzegać między obcymi sobie dzieciakami z zupełnie różnych epok. Komentarz łani wpadł mu jednym uchem, a wyleciał drugim. To nie byłoby w jego stylu i w ogóle nie brałby takiego pomysłu pod uwagę. Może te paręset lat temu sprawa miałaby się inaczej, ale do obecnej formy miał za duży sentyment by zmieniać ją, nawet tylko na kilka chwil.
- Czy pamiętam? - przewrócił oczami z westchnięciem. - A dlaczego miałbym zapomnieć? - "Co jak co, ale z niego to wyjątkowy nieogar jest dziś." Chwila zastanowienia. "Chociaż u niego to właściwie codzienność." - Oryginalnie nie wyglądam jak człowiek. Ani jak cokolwiek... - podrapał się po głowie. I weź tu kurde wykombinuj jak wytłumaczyć nastolatkowi płynną materię, gdy samemu się nie umie jej nazwać. Nie doszukał się odpowiedniego porównania, gdy padło to nieuniknione pytanie. Stanął na ziemi i schował ręce do kieszeni. W razie problemów mógł wygadać wszystkim o animagii bruneta, co było dostatecznym zabezpieczeniem by nie spodziewać się po Jamesie zbyt długiego języka. Wprawdzie udowadniał już, że jest niepoczytalny i nie da się stuprocentowo przewidzieć jego zamiarów, ale po całej nocy gadania, równie dobrze mógł odpowiedzieć też na takie pytanie. - Gryfonem. - oczekiwał na reakcję, zaintrygowany podobieństwem jakie zaczął dostrzegać między obcymi sobie dzieciakami z zupełnie różnych epok. Komentarz łani wpadł mu jednym uchem, a wyleciał drugim. To nie byłoby w jego stylu i w ogóle nie brałby takiego pomysłu pod uwagę. Może te paręset lat temu sprawa miałaby się inaczej, ale do obecnej formy miał za duży sentyment by zmieniać ją, nawet tylko na kilka chwil.
- James Potter
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 1:27 pm
Odwrócił się plecami do drzwi wyjściowych i zerknął z ciekawością na Irytka. Nie oczekiwał, że poltergeist zechce odpowiedzieć mu na wcześniejsze pytanie, więc kiedy usłyszał zwięzłą odpowiedź, zamilkł, przestając na chwilę gadać od rzeczy i szukać coraz to dziwniejszych pomysłów na nocną eksplorację zamku.
- Gryfoni to fajne chłopaki. – Rzucił, trochę z rozbawieniem, trochę z nieskrywaną szczerością, bo nie mijał się z prawdą zbyt dalece. Przyglądał się badawczo cechom charakterystycznym jego postaci, zastanawiając się kim był. Rude włosy pojawiały się bardzo często w trzech popularnych rodach czarodziejskich, Prewett, Weasley i chyba jeszcze Lestrange. Skoro ten chłopak był Gryfonem to bez żalu mógł odrzucić trzecią możliwość, jaka przyszła mu do głowy. Pozostawała jednak jeszcze kwestia tego, że Hogwart nie zamykał swoich drzwi przed czarodziejami spoza magicznych rodzin. Tak przynajmniej działo się za czasów dyrekcji Albusa Dumbledore’a. Potter nie wiedział jak to wyglądało wcześniej, bo tylko udawał, że czytał Dzieje Hogwartu Bathildy Bagshot, by zaimponować rudowłosej Gryfonce. W rzeczywistości miał ją raz czy dwa razy w rękach i obejrzał jedynie okładkę, kiedy Lunatyk zostawił ją na swojej szafce nocnej. Teraz jednak nabrał ochoty by przejrzeć jakąś kronikę zamku, w której być może znajdowałby się spis dawnych uczniów szkoły. Tego, że postać Irytka była akurat uczniem był absolutnie pewien. Mógł jeszcze zajrzeć do Izby Pamięci, chociaż tam przebywał głównie kiedy odrabiał podły szlaban. Nie lubił tego miejsca, śmierdziało starą wykładziną, a żadna z tabliczek upamiętniających nie dotyczyła jego.
- Więc twierdzisz, że przed przejęciem tejże rudej czupryny byłeś… niewidzialną mgiełką unoszącą się po zamku? Wow, ale cool. – Dodał po chwili milczenia, odsuwając się od drzwi wyjściowych. – Skoro jednak nie wychodzimy, to lepiej żebyśmy znaleźli inne miejsce na rozmowy. Nie chcę nic mówić, ale na tym piętrze jest gabinet Filcha i nauczycielski. Po ostatnich masakrycznych historiach nie uwierzę, że jakiś nauczyciel w nocy nie obiera sobie dodatkowego dyżuru. – Szepnął konspiracyjnie. – A jakoś nie mam ochoty na czyszczenie nocników w Skrzydle Szpitalnym, czy wiszenie w łańcuchach w śmierdzącym kąciku woźnego.
- Gryfoni to fajne chłopaki. – Rzucił, trochę z rozbawieniem, trochę z nieskrywaną szczerością, bo nie mijał się z prawdą zbyt dalece. Przyglądał się badawczo cechom charakterystycznym jego postaci, zastanawiając się kim był. Rude włosy pojawiały się bardzo często w trzech popularnych rodach czarodziejskich, Prewett, Weasley i chyba jeszcze Lestrange. Skoro ten chłopak był Gryfonem to bez żalu mógł odrzucić trzecią możliwość, jaka przyszła mu do głowy. Pozostawała jednak jeszcze kwestia tego, że Hogwart nie zamykał swoich drzwi przed czarodziejami spoza magicznych rodzin. Tak przynajmniej działo się za czasów dyrekcji Albusa Dumbledore’a. Potter nie wiedział jak to wyglądało wcześniej, bo tylko udawał, że czytał Dzieje Hogwartu Bathildy Bagshot, by zaimponować rudowłosej Gryfonce. W rzeczywistości miał ją raz czy dwa razy w rękach i obejrzał jedynie okładkę, kiedy Lunatyk zostawił ją na swojej szafce nocnej. Teraz jednak nabrał ochoty by przejrzeć jakąś kronikę zamku, w której być może znajdowałby się spis dawnych uczniów szkoły. Tego, że postać Irytka była akurat uczniem był absolutnie pewien. Mógł jeszcze zajrzeć do Izby Pamięci, chociaż tam przebywał głównie kiedy odrabiał podły szlaban. Nie lubił tego miejsca, śmierdziało starą wykładziną, a żadna z tabliczek upamiętniających nie dotyczyła jego.
- Więc twierdzisz, że przed przejęciem tejże rudej czupryny byłeś… niewidzialną mgiełką unoszącą się po zamku? Wow, ale cool. – Dodał po chwili milczenia, odsuwając się od drzwi wyjściowych. – Skoro jednak nie wychodzimy, to lepiej żebyśmy znaleźli inne miejsce na rozmowy. Nie chcę nic mówić, ale na tym piętrze jest gabinet Filcha i nauczycielski. Po ostatnich masakrycznych historiach nie uwierzę, że jakiś nauczyciel w nocy nie obiera sobie dodatkowego dyżuru. – Szepnął konspiracyjnie. – A jakoś nie mam ochoty na czyszczenie nocników w Skrzydle Szpitalnym, czy wiszenie w łańcuchach w śmierdzącym kąciku woźnego.
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 1:50 pm
Uśmiechnął się na komentarz Jamesa. Zgadzał się z nim, chociaż bywały ciekawe osoby też z innych domów. Gryffindor miał jednak w sobie coś łobuzerskiego w ten intrygujący, przyjemny sposób, co zdawało się przyciągać rudzielca.
- Zaiste, Godryk odwalił kawał dobrej roboty. Szkoda tylko, że tak bardzo poświęcił się tej ruderze, że umarł w samotności. - zastanowił się, chwilę, po czym sprostował. - Miał przyjaciół, ale żadnej rodziny. Wiem, że to dla was jakieś strasznie ważne czy coś. Czasami tego nawet żałował, ale nigdy nie narzekał. - podszedł do zamkniętych wrót i wyciągnął ku nim otwartą dłoń, lecz zanim dotknęła ona starego drewna, cofnęła się i wróciła do kieszeni. To nie tak, że nie mógłby wyjść. Po prostu nagle przestał mieć na to ochotę. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale pomimo wszystkich wcześniejszych narzekań, w tej chwili bardziej chciał zostać w środku niż próbować opuścić zamek. Wzruszył ramionami i odwrócił się do nastolatka. - Tchórz. - wystawił język. - Jeśli znasz lepsze miejsce, to prowadź. Mnie nie robi to różnicy. - w końcu nic nie groziło mu ze strony woźnego czy profesorów, może nawet spotkanie ich rozruszałoby go trochę. Gdyby był w towarzystwie jakiegokolwiek innego dzieciaka, narobiłby hałasu i zrywał boki ze śmiechu, patrząc jak młody ucieka przed konsekwencjami nocnych wycieczek. Trochę nawet miał na to teraz ochotę, ale James zepsułby wszystko swym niewidzialnym prześcieradłem i tyle byłoby z frajdy. Już wolał snuć się z nim, niż samemu, zwłaszcza, że nie czuł zmęczenia i nie zapowiadało się by miał znaleźć lepszą kompanię. Mijając chłopaka przystanął jeszcze na krótką chwilę, patrząc na niego z kpiącym uśmiechem. - Oryginalnie jestem czymś o wiele lepszym niż "mgiełką", Potter. Kiedyś ktoś porównywał mnie do płomienia zawieszonego w eterze.
- Zaiste, Godryk odwalił kawał dobrej roboty. Szkoda tylko, że tak bardzo poświęcił się tej ruderze, że umarł w samotności. - zastanowił się, chwilę, po czym sprostował. - Miał przyjaciół, ale żadnej rodziny. Wiem, że to dla was jakieś strasznie ważne czy coś. Czasami tego nawet żałował, ale nigdy nie narzekał. - podszedł do zamkniętych wrót i wyciągnął ku nim otwartą dłoń, lecz zanim dotknęła ona starego drewna, cofnęła się i wróciła do kieszeni. To nie tak, że nie mógłby wyjść. Po prostu nagle przestał mieć na to ochotę. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale pomimo wszystkich wcześniejszych narzekań, w tej chwili bardziej chciał zostać w środku niż próbować opuścić zamek. Wzruszył ramionami i odwrócił się do nastolatka. - Tchórz. - wystawił język. - Jeśli znasz lepsze miejsce, to prowadź. Mnie nie robi to różnicy. - w końcu nic nie groziło mu ze strony woźnego czy profesorów, może nawet spotkanie ich rozruszałoby go trochę. Gdyby był w towarzystwie jakiegokolwiek innego dzieciaka, narobiłby hałasu i zrywał boki ze śmiechu, patrząc jak młody ucieka przed konsekwencjami nocnych wycieczek. Trochę nawet miał na to teraz ochotę, ale James zepsułby wszystko swym niewidzialnym prześcieradłem i tyle byłoby z frajdy. Już wolał snuć się z nim, niż samemu, zwłaszcza, że nie czuł zmęczenia i nie zapowiadało się by miał znaleźć lepszą kompanię. Mijając chłopaka przystanął jeszcze na krótką chwilę, patrząc na niego z kpiącym uśmiechem. - Oryginalnie jestem czymś o wiele lepszym niż "mgiełką", Potter. Kiedyś ktoś porównywał mnie do płomienia zawieszonego w eterze.
- James Potter
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 3:42 pm
Wyszczerzył się, błyskając zębami w ciemności. Słuchał z ciekawością Irytka. Nigdy nie widział, by ta istota była skłonna do opowieści, a tej nocy sprzedał mu już kilka całkiem niezłych historyjek. Być może ktoś rozpylił coś w rodzaju kocimiętki w powietrzu, tylko takiej trochę innej, działającej na duchy i poltergeisty, ponieważ chłopak był wyjątkowo spokojny i Rogacz już zaczynał się zastanawiać czy nie jest naćpany. Lily nie ma pojęcia, że jestem zjarany. Zachichotał na wspomnienie pogrzebu, kiedy Remus wyrósł jak spod ziemi i wyciągnął go ze zgromadzenia. Śledził spojrzeniem Irytka, który przyglądał się wielkim wrotom zamku. Uniósł brwi do góry, gdy ten wyraził zdanie na temat braku potomków Gryffindora. Chyba jednak coś wisiało w powietrzu. Wciągnął powietrze głęboko w płuca, wąchając intensywnie, ale nie wyczuł żadnego obcego zapachu. Dziwne.
- Co ja widzę, współczujący Irytek! – Zawołał głośnym szeptem. – Tiaaa, masz rację, dla niektórych ludzi dzieci są ważną kwestią. – Odparł, nie wiedząc co ma więcej powiedzieć. Nie zastanawiał się nad tym tematem w swoim imieniu, przecież miał tylko osiemnaście lat, miał jeszcze całe życie przed sobą. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Zawsze są dwie strony medalu. Jego ród przez tysiąc lat mógłby już dawno wymrzeć, a wszystkie pokolenia Gryfonów są tak czy siak jego… yyy… spadkobiercami, czy przyszywanymi dziećmi… no wiesz o co mi chodzi… – Machnął ręką, skrywając zażenowanie. Mało kiedy poruszał takie tematy z kimkolwiek a tym bardziej w towarzystwie Irytka, wszystko zdawało się podwójnie dziwaczne. Zamilkł. To nie był temat dla nastoletniego Huncwota, tylko dla mamusiek. Prychnął, gdy usłyszał od Irytka najgorszą obelgę w jego osobistym mniemaniu. Wbił sobie palec w klatke piersiową lekko oburzony. W rzeczywistości, wcale go to nie ruszyło.
- Tchórz? Ja? Masz jakieś dziwne pojęcie tchórzostwa, Irytku. Bezmyślne podstawianie się na widelcu to idiotyzm, a nie odwaga. Myślisz, że nie mam lepszych rzeczy do roboty, tylko szukać lepszych miejsc? – Spytał, splatając ramiona na klatce piersiowej. Po chwili wyszczerzył zęby w kolejnym uśmiechu. – Jasne, że nie mam. – Dodał, chichocząc widząc wyraz jego twarzy. – Chodź, płomieniu zawieszony w eterze. Zijamy się stąd. – Dodał, ponaglając go ruchem ręki. Po chwili rzucił przez ramię. – Płomień zawieszony w eterze. Poeta z niego. – Wzruszył brwiami w górę i w dół.
/zt
- Co ja widzę, współczujący Irytek! – Zawołał głośnym szeptem. – Tiaaa, masz rację, dla niektórych ludzi dzieci są ważną kwestią. – Odparł, nie wiedząc co ma więcej powiedzieć. Nie zastanawiał się nad tym tematem w swoim imieniu, przecież miał tylko osiemnaście lat, miał jeszcze całe życie przed sobą. Tak mu się przynajmniej wydawało.
- Zawsze są dwie strony medalu. Jego ród przez tysiąc lat mógłby już dawno wymrzeć, a wszystkie pokolenia Gryfonów są tak czy siak jego… yyy… spadkobiercami, czy przyszywanymi dziećmi… no wiesz o co mi chodzi… – Machnął ręką, skrywając zażenowanie. Mało kiedy poruszał takie tematy z kimkolwiek a tym bardziej w towarzystwie Irytka, wszystko zdawało się podwójnie dziwaczne. Zamilkł. To nie był temat dla nastoletniego Huncwota, tylko dla mamusiek. Prychnął, gdy usłyszał od Irytka najgorszą obelgę w jego osobistym mniemaniu. Wbił sobie palec w klatke piersiową lekko oburzony. W rzeczywistości, wcale go to nie ruszyło.
- Tchórz? Ja? Masz jakieś dziwne pojęcie tchórzostwa, Irytku. Bezmyślne podstawianie się na widelcu to idiotyzm, a nie odwaga. Myślisz, że nie mam lepszych rzeczy do roboty, tylko szukać lepszych miejsc? – Spytał, splatając ramiona na klatce piersiowej. Po chwili wyszczerzył zęby w kolejnym uśmiechu. – Jasne, że nie mam. – Dodał, chichocząc widząc wyraz jego twarzy. – Chodź, płomieniu zawieszony w eterze. Zijamy się stąd. – Dodał, ponaglając go ruchem ręki. Po chwili rzucił przez ramię. – Płomień zawieszony w eterze. Poeta z niego. – Wzruszył brwiami w górę i w dół.
/zt
- Irytek
Re: Sala Wejściowa
Pią Lip 03, 2015 4:03 pm
Ah, wspomnienia. Miał ich tak wiele, ale do tej pory nikogo specjalnie nie obchodziły. Większość ludzi unikała go, a on miał lepsze rzeczy do roboty niż latanie za nimi i zasypywanie anegdotami - wolał latać za nimi i zasypywać ich czerstwymi bułkami oraz zgniłymi owocami!
- Żadne współczucie, tylko stwierdzenie faktu. - obruszył się i sam zaczął szukać zapachu, który skłaniał Rogacza do tak silnej wentylacji. Zanim zapytał po co to robią, dosłyszał w głosie gryfona nutkę zakłopotania, gdy młodzieniec poruszał temat dzieci. Jak się nad tym zastanowić, to nigdy tak do końca nie rozumiał tabu jakim były wśród ludzi prokreacja i rodzicielstwo. Nie znając świata zewnętrznego, miał dość nikłe pojęcie na temat rozmnażania. Owszem, wiedział, że coś takiego ma miejsce. Czasami natknął się na całujące pary, czasem wpół rozebrane. Po latach do zamku wracały dzieci o znajomo brzmiących nazwiskach i wyglądzie, który już skądś pamiętał. To właściwie tyle... Były żarty i rysunki, których był świadkiem. Zjawisko tak powszechne, a zarazem tajemnicze i niewspominane głośno było dla niego zupełnie niezrozumiałe. - Ty też będziesz miał dzieci? - wypalił prosto z mostu, jakby pytał o pogodę czy godzinę. - Z Lily Evans? - dodał, wiedząc jak brunetowi na niej zależy. Czekając na odpowiedź, ruszył za nim powolnym krokiem. Co do dyskusji na temat odwagi. - Ale ty ciągle robisz jakieś idiotyczne rzeczy. Nie widzę różnicy. - ruszyli razem na dalsze "przygody", jak para starych przyjaciół. I tylko poltergeistowi skwaśniała mina, gdy James naigrywał się z jego starego określenia. - Nie był poetą o ile mi wiadomo. - "Był kimś więcej."
[zt]
- Żadne współczucie, tylko stwierdzenie faktu. - obruszył się i sam zaczął szukać zapachu, który skłaniał Rogacza do tak silnej wentylacji. Zanim zapytał po co to robią, dosłyszał w głosie gryfona nutkę zakłopotania, gdy młodzieniec poruszał temat dzieci. Jak się nad tym zastanowić, to nigdy tak do końca nie rozumiał tabu jakim były wśród ludzi prokreacja i rodzicielstwo. Nie znając świata zewnętrznego, miał dość nikłe pojęcie na temat rozmnażania. Owszem, wiedział, że coś takiego ma miejsce. Czasami natknął się na całujące pary, czasem wpół rozebrane. Po latach do zamku wracały dzieci o znajomo brzmiących nazwiskach i wyglądzie, który już skądś pamiętał. To właściwie tyle... Były żarty i rysunki, których był świadkiem. Zjawisko tak powszechne, a zarazem tajemnicze i niewspominane głośno było dla niego zupełnie niezrozumiałe. - Ty też będziesz miał dzieci? - wypalił prosto z mostu, jakby pytał o pogodę czy godzinę. - Z Lily Evans? - dodał, wiedząc jak brunetowi na niej zależy. Czekając na odpowiedź, ruszył za nim powolnym krokiem. Co do dyskusji na temat odwagi. - Ale ty ciągle robisz jakieś idiotyczne rzeczy. Nie widzę różnicy. - ruszyli razem na dalsze "przygody", jak para starych przyjaciół. I tylko poltergeistowi skwaśniała mina, gdy James naigrywał się z jego starego określenia. - Nie był poetą o ile mi wiadomo. - "Był kimś więcej."
[zt]
- Mistrz Gry
Re: Sala Wejściowa
Nie Paź 04, 2015 1:27 am
Dzień nie był taki piękny jak wczoraj - wręcz przeciwnie. Szare chmury skutecznie przysłaniały słońce, dając tym samym znać, że z pewnością będzie dzisiaj padało. Ale kiedy konkretnie...? Tego już nie chciały przekazać, mając zamiar zrobić wszystkim uczniom i nauczycielom, którzy wybierali się do Hogsmeade niespodziankę. Profesor Dumbledore wyraził zgodę na wiosenny wypad z racji tego, że pomimo tych wszystkich złych rzeczy, które miały miejsce w zamku, młodym adeptom magii należy się chwila wytchnienia i odpoczynek od nauki. Co prawda, spodziewał się, że w dniu pójścia do magicznej wioski czarodziejów będzie bardziej słonecznie, no ale cóż, nie można było mieć wszystkiego. Wypad nie został odwołany a uczniowie mogli gromadzić się powoli w Sali Wejściowej w oczekiwaniu na swoich opiekunów. Woźny był już przygotowany i wiernie stał przy drzwiach z całym swoim sprzętem by dokładnie wszystkich sprawdzić. Jego twarz zdobił złośliwy uśmiech, a ciemne oczy błyszczały się z zadowolenia na myśl, że będzie miał szansę zarekwirować czyjeś przedmioty przed albo po wyjściu do Hogsmeade.
Nauczyciele: Będziecie na początku podzieleni w pary, by móc zapanować nad całą gromadką. W Sali Wejściowej możecie korzystać z pomocy Argusa Filcha.
Salome Thynn & Vakel Bułhakow
Minerwa McGonagall & Aaron Burke
Uczniowie: Możecie zbierać się w tym miejscu, dzielić na grupki, rozmawiać, ustawiać sobie jakiś plan wypadu i czekać na nauczycieli. Gdy już wszyscy będą, zostaniecie poddani kontroli woźnego. Warto wtedy zaznaczyć, co ma się przy sobie. Jeśli tego nie zrobicie, zostanie to do ustalenia mnie, a wtedy może zdarzyć się wszystko.
Nauczyciele: Będziecie na początku podzieleni w pary, by móc zapanować nad całą gromadką. W Sali Wejściowej możecie korzystać z pomocy Argusa Filcha.
Salome Thynn & Vakel Bułhakow
Minerwa McGonagall & Aaron Burke
Uczniowie: Możecie zbierać się w tym miejscu, dzielić na grupki, rozmawiać, ustawiać sobie jakiś plan wypadu i czekać na nauczycieli. Gdy już wszyscy będą, zostaniecie poddani kontroli woźnego. Warto wtedy zaznaczyć, co ma się przy sobie. Jeśli tego nie zrobicie, zostanie to do ustalenia mnie, a wtedy może zdarzyć się wszystko.
- Colette Warp
Re: Sala Wejściowa
Nie Paź 04, 2015 8:50 pm
Czekał na to dłuższy czas. W prawdzie znał tajne przejście do Hogsmeade i mógł się tam wybierać kiedy mu na to sytuacja pozwalała, ale to nie to samo co legalne wyjście w większej grupie przyjaciół. Niektórzy uważali, że wiecznie patrzący im na ręce Profesorowie są kulą u nogi, ale Colette wcale tak nie uważał – dla nich to też pewnie było swego rodzaju odetchnięcie i też udawali się do ulubionych miejsc, by się trochę wyluzować. I nikt nikogo nie oceniał, zwłaszcza teraz kiedy nastroje wreszcie się polepszały, a rzęsiste deszcze zmywały odór śmierci i czarnej magii z błoni. Tak jest, dnia dzisiejszego nawet niewyraźna pogoda nie mogła przekreślić u Warpa dobrego humoru. Po prostu zdecydował się na wszelki wypadek na to, że założy jeszcze ostatni raz swój jesienny płaszcz, którego postawionym kołnierzem łatwo może skryć szyję i tym samym zmniejszy prawdopodobieństwo przeziębienia się i następującej po tym wizyty w Skrzydle Szpitalnym u Pani Selwyn.
I tak gotowy udał się do sali wejściowej... stając twarzą w twarz z Filchem.
- A... ehm... dzień dobry. - ...to ja wrzuciłem kiedyś mydło do fontanny na dziedzińcu, to ja ukradłem kiedyś wszystkie krany z łazienki Jęczącej Marty, to ja przytwierdziłem kiedyś Pani Norris dzwoneczek do ogona, to ja... - chciał tak ciągnąć, ale na szczęście tylko w swojej głowie. Argus Snow na szczęście nic nie wiedział.
Puchon chrząknął i zrobił krok do tyłu.
- Hm... nikogo nie ma. To ja poczekam sobie... o tu za rogiem. - odparł, nie chcąc patrzeć na zapewne krzywiąca się twarz woźnego, po czym szybko się wycofał faktycznie opierając plecami tuż za winklem. Dla każdego przychodzącego był widoczny, ale przynajmniej nie skazywał się na kłopotliwe milczenie sam na sam z Lordem Gburem tej szkoły, który na nowo zacznie mu grozić wieszaniem za pięty w lochach. Col wsunął dłonie do szerokich kieszeni płaszcza i wyczuł tam jedynie swoją różdżkę i trochę szeleszczących pieniędzy: w największej ilości Sykli. To było wszystko co uważał za konieczne wziąć ze sobą.
I tak gotowy udał się do sali wejściowej... stając twarzą w twarz z Filchem.
- A... ehm... dzień dobry. - ...to ja wrzuciłem kiedyś mydło do fontanny na dziedzińcu, to ja ukradłem kiedyś wszystkie krany z łazienki Jęczącej Marty, to ja przytwierdziłem kiedyś Pani Norris dzwoneczek do ogona, to ja... - chciał tak ciągnąć, ale na szczęście tylko w swojej głowie. Argus Snow na szczęście nic nie wiedział.
Puchon chrząknął i zrobił krok do tyłu.
- Hm... nikogo nie ma. To ja poczekam sobie... o tu za rogiem. - odparł, nie chcąc patrzeć na zapewne krzywiąca się twarz woźnego, po czym szybko się wycofał faktycznie opierając plecami tuż za winklem. Dla każdego przychodzącego był widoczny, ale przynajmniej nie skazywał się na kłopotliwe milczenie sam na sam z Lordem Gburem tej szkoły, który na nowo zacznie mu grozić wieszaniem za pięty w lochach. Col wsunął dłonie do szerokich kieszeni płaszcza i wyczuł tam jedynie swoją różdżkę i trochę szeleszczących pieniędzy: w największej ilości Sykli. To było wszystko co uważał za konieczne wziąć ze sobą.
- Riley Acquart
Re: Sala Wejściowa
Pon Paź 05, 2015 4:54 pm
Światło w lampce nocnej drżało z niepokojem zwiastując swój nieunikniony koniec. Ta mała żarówka sprawiała dziś młodej czarownicy niemało psikusów. Paliła się i gasła w nieregularnych odstępach, przeszkadzając nastolatce w porannej kosmetyce. Ponury poranek wymagał jednak sztucznego światła, bo naturalne promienie słońca niebyły wstanie przebić się przez deszczowe czarne chmury. Niebo było dziś istnym oceanem, gdzie ogromne fale charakteryzowały burzliwy splot mrocznych obłoków. Mimo że pogoda nie zachęcała do spacerów, to ten poranek był wyjątkowy... był to przecież dzień z wypadem do Hogsmeade.
Brunetka nie mogła przegapić tej wycieczki. Hogsmeade, równa się Wolność. Wolność, której ostatnio tak brakowało dziewczynie. Chciała choć na chwilę uciec z tego więzienia. Szkoła stała się bowiem istnym Azkabanem. Wszędzie kręciły się patrole, przeszukiwano dormitoria i zwoływano uczniów na przesłuchania. Riley była przekonana, że niebawem zgłoszą się również po nią. Musiała więc odreagować. Napić się czegoś mocniejszego, zrobić coś głupiego, zaszaleć w jakiś sposób. Inaczej zwariuje.
Do Sali Wyjściowej przybyła dość wcześnie. Jedynie Colette Warp ją uprzedził... no i oczywiście „V jak Voźny”. Argus Filch niczym super-bohater jak zawsze stał na straży Hogwartu i już czekał na swoich potencjalnych złoczyńców. Młoda czarownica powolnym krokiem podeszła do ów mężczyzny i odparła:
- Rily Acquart, Gryffindor, Szósta klasa.
Standardowa kontrola nie powinna trwać zbyt długo, szczególnie że dziewczyna nie zabrała ze sobą żadnych podejrzanych przedmiotów. Miała w dłoniach jedynie parasol z ostro zakończoną główką i torebkę z małym kobiecym arsenałem. Nic nadzwyczajnego. Ubrana była natomiast w białą przydługą koszulkę, legginsy w bordowym kolorze oraz czarne krótkie kozaczki na obcasie. Dodatkowo zabrała z sobą czarną skórzaną kurtkę w obawie przed zimnem. W trakcie kontroli pomachała na przywitanie koledze z roku, który chyba na kogoś czekał.
Brunetka nie mogła przegapić tej wycieczki. Hogsmeade, równa się Wolność. Wolność, której ostatnio tak brakowało dziewczynie. Chciała choć na chwilę uciec z tego więzienia. Szkoła stała się bowiem istnym Azkabanem. Wszędzie kręciły się patrole, przeszukiwano dormitoria i zwoływano uczniów na przesłuchania. Riley była przekonana, że niebawem zgłoszą się również po nią. Musiała więc odreagować. Napić się czegoś mocniejszego, zrobić coś głupiego, zaszaleć w jakiś sposób. Inaczej zwariuje.
Do Sali Wyjściowej przybyła dość wcześnie. Jedynie Colette Warp ją uprzedził... no i oczywiście „V jak Voźny”. Argus Filch niczym super-bohater jak zawsze stał na straży Hogwartu i już czekał na swoich potencjalnych złoczyńców. Młoda czarownica powolnym krokiem podeszła do ów mężczyzny i odparła:
- Rily Acquart, Gryffindor, Szósta klasa.
Standardowa kontrola nie powinna trwać zbyt długo, szczególnie że dziewczyna nie zabrała ze sobą żadnych podejrzanych przedmiotów. Miała w dłoniach jedynie parasol z ostro zakończoną główką i torebkę z małym kobiecym arsenałem. Nic nadzwyczajnego. Ubrana była natomiast w białą przydługą koszulkę, legginsy w bordowym kolorze oraz czarne krótkie kozaczki na obcasie. Dodatkowo zabrała z sobą czarną skórzaną kurtkę w obawie przed zimnem. W trakcie kontroli pomachała na przywitanie koledze z roku, który chyba na kogoś czekał.
- Ienzo Kreshend
Re: Sala Wejściowa
Pon Paź 05, 2015 6:51 pm
Kiedy Ienzo wychodził przed Zamek, oczy wciąż jeszcze kleiły mu się sennie. Wolał takie poranki, kiedy kolor promieni słonecznych - i w ogóle ich obecność - informowały, która jest godzina i kiedy w związku z tym wypadałoby już być na nogach.
W powietrzu wyczuwał charakterystyczną duchotę zwiastującą deszcz. Nie miał jednak jak się na niego przygotować, bo nie było mowy o nakryciu głowy jego jedynym wspaniałym cylindrem. W końcu scenariusz, w którym moknie, przeziębia się i umiera na zapalenie płuc wydawał mu się atrakcyjniejszy, niż ten, w którym moknie cały oprócz głowy, umiera na zapalenie płuc i jeszcze traci najdroższą i najwrażliwszą część garderoby.
W ramach przygotowania do wycieczki ubrał się ciepło, wziął do plecaka parę monet na ewentualne wydatki i nie zapomniał o notesie z ołówkiem. Powszechnie wiadomo, że najlepsze pomysły przychodzą do głowy wtedy, kiedy nie może się ich zapisać. W dodatku, Ienzo wolał się ubezpieczyć na wypadek absolutnej nudy. W końcu nie miał swojego kółeczka znajomych.
Nie powiedział nic, żeby przywitać woźnego, licząc na to, że już nie musi zwracać się do nikogo, skoro na miejscu byli już inni. Spojrzał na oczekujących już uczniów, ale nie poznał nikogo ze swojego roku. Trochę niezręcznie czuł się nie wiedząc, czym wypełnić czas do właściwego początku wycieczki.
W powietrzu wyczuwał charakterystyczną duchotę zwiastującą deszcz. Nie miał jednak jak się na niego przygotować, bo nie było mowy o nakryciu głowy jego jedynym wspaniałym cylindrem. W końcu scenariusz, w którym moknie, przeziębia się i umiera na zapalenie płuc wydawał mu się atrakcyjniejszy, niż ten, w którym moknie cały oprócz głowy, umiera na zapalenie płuc i jeszcze traci najdroższą i najwrażliwszą część garderoby.
W ramach przygotowania do wycieczki ubrał się ciepło, wziął do plecaka parę monet na ewentualne wydatki i nie zapomniał o notesie z ołówkiem. Powszechnie wiadomo, że najlepsze pomysły przychodzą do głowy wtedy, kiedy nie może się ich zapisać. W dodatku, Ienzo wolał się ubezpieczyć na wypadek absolutnej nudy. W końcu nie miał swojego kółeczka znajomych.
Nie powiedział nic, żeby przywitać woźnego, licząc na to, że już nie musi zwracać się do nikogo, skoro na miejscu byli już inni. Spojrzał na oczekujących już uczniów, ale nie poznał nikogo ze swojego roku. Trochę niezręcznie czuł się nie wiedząc, czym wypełnić czas do właściwego początku wycieczki.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach