- Lily Evans
Re: Łóżka
Pon Maj 11, 2015 6:49 pm
Najwyraźniej nie miała co liczyć na jego odpowiedź, ponieważ chłopak zdawał się być skoncentrowany na czymś innym. Nigdy w sumie nie rozumiała tej różnicy w myśleniu pomiędzy płcią męską, a żeńską i chyba dobrze, że nie wgłębiała się w to zbytnio. Lily w tamtej chwili bardziej zajmowała się tym, co ona czuje i dlaczego właściwie tak się to wszystko między nimi zmieniło. I to w przeciągu niecałego roku, podczas którego mieli lepsze i gorsze momenty, ale jakoś znajdowała w sobie siłę by się przeciwstawiać temu przyciąganiu. Tylko że od czasu Pokoju Życzeń coraz bardziej nurkowała w tym nieznanym różanym jeziorze doznań. I za każdym razem z większym ociąganiem wychylała głowę znad jego powierzchni, wracając do tej dobrze jej znanej racjonalnej rzeczywistości. Nagle zatrzymała się, kiedy tylko poczuła jego rękę na swojej tali, nie wiedząc jak zareagować, zwłaszcza kiedy warknął. To nie tak, że się bała – oczywiście, że nie! – po prostu jego najmniejsze reakcje wpływały na nią niczym uderzenia gorąca, które zdawały się od środka ją trawić. Gdy zaś przywarł do niej całym ciałem, ona zareagowała tak samo, starając się mimo wszystko pamiętać gdzie są, a przede wszystkim w jakim stanie jest Gryfon. Paznokcie raz za razem przesuwały się po jego ciepłej skórze, zostawiając po sobie małe ślady. Jego usta zdawały się być idealnie dopasowane do jej i nawet sama Evans mimowolnie musiała to przyznać. Nie zmieniało to faktu, że naprawdę nie powinni...jej rodzice z pewnością by nie byli zadowoleni, nie mówiąc już o nauczycielach i dyrektorze. Ale nie potrafiła nad tym zapanować; to było zbyt ciężkie i bolesne by po prostu od tak go od siebie odepchnąć i odejść. Postąpiłaby słusznie, ale za jaką cenę..? Jej noga nagle znalazła się na nim, a sama dziewczyna przytulała się do niego najmocniej, jak potrafiła. Kiedy się od niej oderwał, spojrzała na niego nieco nieprzytomnym wzrokiem, próbując uspokoić ten dziwny szum krwi w głowie. Zamrugała kilka razy, aż w końcu wszystko przestało być zamazane. Gdy poczuła, jak przejeżdża palcem blisko jej ust, przekręciła delikatnie głowę i ugryzła go, po czym posłała mu równie łobuzerski uśmiech, który szybko znikł, a na jego miejsce pojawiła się zdezorientowana mina.
- Ja..? Zuchwała? Dlaczego? – Dopytywała się cichym głosem wyraźnie zaintrygowana, po czym posłała mu oburzone spojrzenie, kiedy skradł jej kolejny pocałunek. Gdy wspomniał o pelerynie, westchnęła ciężko, próbując zebrać siły by wstać. W końcu by się przydało, zwłaszcza że miała dobrą okazję by opuścić Skrzydło Szpitalne niezauważona przez nikogo.
- Nie powinieneś jej za często używać, poza tym...dam sobie radę. Muszę tylko stąd pójść, zanim będzie za późno. Może powinnam wybrać się na dyżur, w końcu należałoby pomóc nauczycielom... – mówiła ze zmarszczonym czołem, kierując zielone oczy w stronę parawanu, który otaczał łóżko. Dopiero po chwili dotarły do niej dalsze słowa Pottera. – Nie, mój drogi panie. Będziemy mieć duże kłopoty! Masz wypoczywać, a ze mną się tylko przemęczasz – odparła stanowczo, gdy przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Westchnęła zrezygnowana, niemalże zirytowana, kiedy zaczął bawić się jej włosami. James postanowił jednak dalej mówić i chciała udawać, że nie słucha, by nie dać mu się przekonać do tego szalonego pomysłu, ale jak na złość wszystko trafiało, aż za dobrze do jej uszu. Na wspomnienie o „jej cnocie” wyraźnie poczerwieniała ze wstydu. Obrażone zielone oczęta spojrzały wprost w te orzechowe, a dziewczyna zacisnęła wargi w cienką kreseczkę.
- A jak jednak zajrzą? To co im powiesz? Co ja im powiem? I jeszcze jeśli raz wspomnisz o mojej cnocie to Cię uduszę, zrozumiałeś mnie? – Wyszeptała nieco zdenerwowana i przeniosła swoje dłonie na jego policzki. Bardzo powoli przysunęła się jeszcze bliżej tak, że już większa część jej ciała spoczywała na okularniku i pocałowała go czule.
- Nienawidzę Cię, ale zostanę. Przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Ja..? Zuchwała? Dlaczego? – Dopytywała się cichym głosem wyraźnie zaintrygowana, po czym posłała mu oburzone spojrzenie, kiedy skradł jej kolejny pocałunek. Gdy wspomniał o pelerynie, westchnęła ciężko, próbując zebrać siły by wstać. W końcu by się przydało, zwłaszcza że miała dobrą okazję by opuścić Skrzydło Szpitalne niezauważona przez nikogo.
- Nie powinieneś jej za często używać, poza tym...dam sobie radę. Muszę tylko stąd pójść, zanim będzie za późno. Może powinnam wybrać się na dyżur, w końcu należałoby pomóc nauczycielom... – mówiła ze zmarszczonym czołem, kierując zielone oczy w stronę parawanu, który otaczał łóżko. Dopiero po chwili dotarły do niej dalsze słowa Pottera. – Nie, mój drogi panie. Będziemy mieć duże kłopoty! Masz wypoczywać, a ze mną się tylko przemęczasz – odparła stanowczo, gdy przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Westchnęła zrezygnowana, niemalże zirytowana, kiedy zaczął bawić się jej włosami. James postanowił jednak dalej mówić i chciała udawać, że nie słucha, by nie dać mu się przekonać do tego szalonego pomysłu, ale jak na złość wszystko trafiało, aż za dobrze do jej uszu. Na wspomnienie o „jej cnocie” wyraźnie poczerwieniała ze wstydu. Obrażone zielone oczęta spojrzały wprost w te orzechowe, a dziewczyna zacisnęła wargi w cienką kreseczkę.
- A jak jednak zajrzą? To co im powiesz? Co ja im powiem? I jeszcze jeśli raz wspomnisz o mojej cnocie to Cię uduszę, zrozumiałeś mnie? – Wyszeptała nieco zdenerwowana i przeniosła swoje dłonie na jego policzki. Bardzo powoli przysunęła się jeszcze bliżej tak, że już większa część jej ciała spoczywała na okularniku i pocałowała go czule.
- Nienawidzę Cię, ale zostanę. Przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Cornelia Selwyn
Re: Łóżka
Wto Maj 12, 2015 1:53 pm
I pomyśleć, że kiedyś narzekała na zbyt dużą ilość pacjentów w Skrzydle Szpitalnym! Dopiero zaczynała się uczyć, jak bardzo była w błędzie, sądząc, że nie może ich być jeszcze więcej. W ostatnich dniach praktycznie wszystkie łóżka były zajęte. Poza zwykłymi wypadkami na lekcjach, które przestały ją już zaskakiwać (wszak to magia!), coraz więcej było ofiar znacznie poważniejszych urazów. Spotkań z magicznymi bestiami z Zakazanego Lasu, chociażby.
Z cichym westchnieniem na ustach, opuściła swój gabinet i ruszyła na wieczorny obchód. Z uwagi na późną porę, gdy część jej pacjentów już śpi, poruszała się bardzo cicho. Może nie bezszelestnie, ale łatwo było ją pewnie przeczyć, gdy miało się... inne sprawy na głowie.
Zamarła w pół kroku, gdzieś w połowie sali, gdy do jej uszu dotarły raczej nietypowe... mlaszczące odgłosy. Nietypowe dla Skrzydła Szpitalnego, ale na pewno nie obce! Bez trudu sklasyfikowała je jako migdalącą się parę. Cornelia uśmiechnęła się z pewnym rozbawieniem, bo jak widać - pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. Szybko zlokalizowała źródło dźwięku przy łóżku obitego tłuczkiem gryfona. Nim wślizgnęła się za parawan, przybrała odpowiednio surową minę.
- Panie Potter... - zaczęła, zatrzymując się w nogach łóżka, z rękami splecionymi na piersi. - Zapewniam pana, że z pana urazem wysiłek, którego się pan właśnie podejmuje może skończyć się kontuzją, która zdyskwalifikuje pana z rozrywek do końca sezonu. O ile nie na zawsze. - jej uśmiech był zimny i ostry jak brzytwa, a blefowała w tym momencie tylko trochę. Do końca roku mogła go wszak wykluczyć z rozgrywek jednym swoim podpisem na odpowiednim pergaminie. Oto moc leżąca w dłoniach szkolnej pielęgniarki!
Wśród poduszek widziała kilka rudych kosmyków, należących z pewnością do...
- Panno Evans, wydaje mi się, że prefekci powinni zaraz zacząć patrolowanie korytarzy. Czy nie powinna pani do nich dołączyć? - dodała z chłodną uprzejmością, wbijając w Lily uważne spojrzenie.
Najbardziej niepoważne w tym wszystkim było to jak bardzo bawiła ją ta sytuacja. Wstyd Cornelio!
Z cichym westchnieniem na ustach, opuściła swój gabinet i ruszyła na wieczorny obchód. Z uwagi na późną porę, gdy część jej pacjentów już śpi, poruszała się bardzo cicho. Może nie bezszelestnie, ale łatwo było ją pewnie przeczyć, gdy miało się... inne sprawy na głowie.
Zamarła w pół kroku, gdzieś w połowie sali, gdy do jej uszu dotarły raczej nietypowe... mlaszczące odgłosy. Nietypowe dla Skrzydła Szpitalnego, ale na pewno nie obce! Bez trudu sklasyfikowała je jako migdalącą się parę. Cornelia uśmiechnęła się z pewnym rozbawieniem, bo jak widać - pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. Szybko zlokalizowała źródło dźwięku przy łóżku obitego tłuczkiem gryfona. Nim wślizgnęła się za parawan, przybrała odpowiednio surową minę.
- Panie Potter... - zaczęła, zatrzymując się w nogach łóżka, z rękami splecionymi na piersi. - Zapewniam pana, że z pana urazem wysiłek, którego się pan właśnie podejmuje może skończyć się kontuzją, która zdyskwalifikuje pana z rozrywek do końca sezonu. O ile nie na zawsze. - jej uśmiech był zimny i ostry jak brzytwa, a blefowała w tym momencie tylko trochę. Do końca roku mogła go wszak wykluczyć z rozgrywek jednym swoim podpisem na odpowiednim pergaminie. Oto moc leżąca w dłoniach szkolnej pielęgniarki!
Wśród poduszek widziała kilka rudych kosmyków, należących z pewnością do...
- Panno Evans, wydaje mi się, że prefekci powinni zaraz zacząć patrolowanie korytarzy. Czy nie powinna pani do nich dołączyć? - dodała z chłodną uprzejmością, wbijając w Lily uważne spojrzenie.
Najbardziej niepoważne w tym wszystkim było to jak bardzo bawiła ją ta sytuacja. Wstyd Cornelio!
- James Potter
Re: Łóżka
Czw Maj 14, 2015 1:56 am
James nie miał nic do powiedzenia na temat różnic w myśleniu pomiędzy płcią męską, a żeńską, ponieważ nigdy się nad tym zbytnio nie rozwodził ani o tym nie rozmyślał. Być może miał bardziej analityczny umysł i dla niego liczyło się tu i teraz i bynajmniej – w dodatku lekko otumaniony wlanymi w niego eliksirami – nie miał sił ani ochoty, by roztrząsać zmiany w ich relacjach, jakie postępowały, można było powiedzieć, że ze spotkania na spotkania. Był pewien tego, że dziewczynie na nim zależało i to mu absolutnie wystarczało. Zwłaszcza kiedy czuł, jak jej ciało odpowiada na dotyk jego dłoni. Nadal jednak pamiętał, że znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, a nie – niestety – w jego dormitorium i musiał zachowywać względne pozory i powstrzymywać swoją, mówiąc krótko, nadgorliwość. Ale jak miał powstrzymywać swoją nadgorliwość, kiedy ta Lily Evans, najlepsza uczennica jaką znał, właśnie przyciskała się do niego całym ciałem, a on czuł się jakby w jego plecy buchnął ogień bólu, który stłumił, zaciskając zęby, by nie dać po sobie poznać faktu, że nie jest jeszcze w pełni sprawny. Zapominał jednak o bóly, gdy jej paznokcie drapały przyjemnie jego plecy, miał ochotę wyszeptać jej na ucho, by nie przestawała. Tak jak on nie odstępował jej ust ani na chwilę, momentami docierając do jej języka, trzymając mocno w ramionach. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jej nieprzytomne spojrzenie, zamglone wspomnieniem wcześniejszych doznań, które nie zdążyły jej jeszcze opuścić. Położył jej dłoń na policzku, z całej siły wstrzymując się przed wyznaniem jej dozgonnej miłości, ponieważ wiedział, że nie była gotowa na to, by dowiedzieć się, że to co otrzymywała od niego, to był tylko wierzchołek góry lodowej tego, co tak naprawdę czuł James Potter. Śmiech zawibrował mu w piersi, starając wydostać się na światło wieczorne, ale musiał zostać wstrzymany faktem, że nie znajdowali się w Sali sami. Spowodowany był faktem, że ugryzła go w palca, kiedy tylko dotknął jej ust. Łobuzerski uśmiech jaki mu posyłała miał nadzieję oglądać do końca swojego życia, za każdym razem gdy tylko się budził, a nie tylko w tej wyjątkowej sytuacji. Chciał go widzieć codziennie, każdego poranka, każdego dnia. Z zamyślenia wyrwało go głupkowate pytanie dziewczyny. Uniósł jedynie brwi do góry i spojrzał na nią znacząco.
- Jeszcze się pytasz? – Odparł, zanim ponownie złożył na jej ustach szybki jak muśnięcie skrzydeł motyla, pocałunek. Odsunął się, odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu. Jednak mina mu zrzedła, kiedy Lily zaczęła się podnosić. O nie, nie, nie. Na to nie miał zamiaru pozwolić. Żałował, że nie odgryzł sobie języka, zanim podjął ten temat. Gdyby nie to, że znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, w którym cisza nocna panowała trochę wcześniej niż ogólnie w zamku, to z pewnością zacząłby się z nią spierać na temat tego, w jakich okolicznościach wykorzystywał swoją pelerynę – niewidkę. Znał jej wartość i nie miał zamiaru pozwalać, by się marnowała. Nie słuchał jej słów o dyżurach i nauczycielach, trzymał ją kurczowo i odezwał się dopiero na wzmiankę o kłopotach.
- Gdyby nie Twoja uparta natura małego osła, mógłbym się tak przemęczać codziennie. – Mrugnął do niej porozumiewawczo, robiąc dodatkowo rękami odpowiednie ruchy, by szybko załapała, co mu chodzi po głowie. Nie mógł jej jednak tak prędko wypuścić z objęć, po prostu nie miał na to siły. Spojrzał na jej spochmurniały wyraz twarzy z pozornie poważną miną i zaczął z teatralnym przejęciem słuchać jej słów.
- Nic nie powiem, bo wszystko jest widoczne jak na boisku Quidditcha w bezchmurne popołudnie. Tu nie trzeba zbędnych komentarzy. – Wyszeptał, znów zbliżając swoje usta do jej ust, jednak nie w celu pocałunku. Po prostu bardzo mu się taka pozycja podobała, a zamruczał dodatkowo, czując na policzkach jej delikatne dłonie. Objął ją jedną dłonią w pasie, natomiast drugą wplatając w jej długie włosy i odpowiedział rozkosznie leniwym pocałunkiem, jakby mieli dla siebie całą noc. Nie zdawał sobie sprawy, że ich minuty zostały już dokładnie policzone.
- A ja Cię nienawidzę jeszcze mocniej, nawet nie wiesz jak bardzo. – Wymruczał w jej usta, ponownie zagłębiając się w tej jaskini rozkoszy, kiedy usłyszał nad głową znajomy głos pani Selwyn. Zamarł, po raz pierwszy od bardzo, ale to bardzo dawna stracił rezon i nie wiedział jak ma się zachować. Pielęgniarka skutecznie zbiła go z pantałyku, ale mimo to, postanowił zachować twarz i nie robić z tego wszystkiego afery, ponieważ kobieta zachowała się z klasą, mimo, że podejrzewał, że skrycie jest niebywale rozbawiona zaistniałą sytuacją. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, również poczuł jak wzbiera w nim rozbawienie i przeniósł spojrzenie na twarz Lily, słowa jednak kierując do pielęgniarki.
- Ma pani rację, pani Selwyn, nie chciałbym zostać zdyskwalifikowany z rozgrywek w połowie sezonu ze względu na wysiłek, jakiego właśnie się podejmowałem. Nie wybiegałbym tak dalece w przyszłość, twierdząc, że na zawsze, to nie jest ani moja pierwsza kontuzja, ani nie ostatnia. Zapewniam panią, że jestem grubej kości. Ale zgodzi się pani ze mną, że trudno było mi odmówić takiemu słodkiemu wysiłkowi, nawet z groźbą pożegnania się z dalszą karierą sportową? – Zakończył z równie poważną miną co kobieta, jednak w środku tarzał się ze śmiechu. Spojrzał na kobietę z przepraszającym uśmiechem, ponownie podejmując rozmowę z pielęgniarką i przytrzymując powoli już szamoczącą się i zaczerwienioną po same koniuszki włosów Lily.
- Czy mogłaby pani podarować nam jeszcze kilka minut? Obiecuję, że nie będę się podejmował wcześniej wspominanych wysiłków. Chciałbym jednak zamienić z moją dziewczyną jeszcze kilka słów, zanim ją wypuszczę na patrolowanie korytarzy. Zważywszy, że robię to bardzo niechętnie, w pełnoprawnym przekonaniu, iż w moich ramionach jest bezpieczniejsza, niżli na korytarzach, gdzie nie wiadomo kogo mogłaby spotkać na swojej drodze. Kiedy ostatnim razem opuściłem moją straż przy niej na Balu Bożonarodzeniowym, zaatakował ją Bazyliszek, tak więc z pewnością rozumie pani moje obawy. Zgodzi się pani chyba ze mną, że Hogwart ostatnimi czasy nie jest bezpieczny. – Urwał, czując jak na jego policzki wstępuje gorąco, bo takiej gadki jeszcze w życiu nie wygłosił w kierunku żadnego dorosłego pracownika zamku i to w dodatku z pozycji półleżącej. Miał ochotę jednocześnie zapaść się pod ziemię jak i wybuchnąć śmiechem, widząc minę Lily, ale wiedział, że dziewczyna zabiłaby go za to na miejscu.
- Jeszcze się pytasz? – Odparł, zanim ponownie złożył na jej ustach szybki jak muśnięcie skrzydeł motyla, pocałunek. Odsunął się, odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu. Jednak mina mu zrzedła, kiedy Lily zaczęła się podnosić. O nie, nie, nie. Na to nie miał zamiaru pozwolić. Żałował, że nie odgryzł sobie języka, zanim podjął ten temat. Gdyby nie to, że znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, w którym cisza nocna panowała trochę wcześniej niż ogólnie w zamku, to z pewnością zacząłby się z nią spierać na temat tego, w jakich okolicznościach wykorzystywał swoją pelerynę – niewidkę. Znał jej wartość i nie miał zamiaru pozwalać, by się marnowała. Nie słuchał jej słów o dyżurach i nauczycielach, trzymał ją kurczowo i odezwał się dopiero na wzmiankę o kłopotach.
- Gdyby nie Twoja uparta natura małego osła, mógłbym się tak przemęczać codziennie. – Mrugnął do niej porozumiewawczo, robiąc dodatkowo rękami odpowiednie ruchy, by szybko załapała, co mu chodzi po głowie. Nie mógł jej jednak tak prędko wypuścić z objęć, po prostu nie miał na to siły. Spojrzał na jej spochmurniały wyraz twarzy z pozornie poważną miną i zaczął z teatralnym przejęciem słuchać jej słów.
- Nic nie powiem, bo wszystko jest widoczne jak na boisku Quidditcha w bezchmurne popołudnie. Tu nie trzeba zbędnych komentarzy. – Wyszeptał, znów zbliżając swoje usta do jej ust, jednak nie w celu pocałunku. Po prostu bardzo mu się taka pozycja podobała, a zamruczał dodatkowo, czując na policzkach jej delikatne dłonie. Objął ją jedną dłonią w pasie, natomiast drugą wplatając w jej długie włosy i odpowiedział rozkosznie leniwym pocałunkiem, jakby mieli dla siebie całą noc. Nie zdawał sobie sprawy, że ich minuty zostały już dokładnie policzone.
- A ja Cię nienawidzę jeszcze mocniej, nawet nie wiesz jak bardzo. – Wymruczał w jej usta, ponownie zagłębiając się w tej jaskini rozkoszy, kiedy usłyszał nad głową znajomy głos pani Selwyn. Zamarł, po raz pierwszy od bardzo, ale to bardzo dawna stracił rezon i nie wiedział jak ma się zachować. Pielęgniarka skutecznie zbiła go z pantałyku, ale mimo to, postanowił zachować twarz i nie robić z tego wszystkiego afery, ponieważ kobieta zachowała się z klasą, mimo, że podejrzewał, że skrycie jest niebywale rozbawiona zaistniałą sytuacją. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, również poczuł jak wzbiera w nim rozbawienie i przeniósł spojrzenie na twarz Lily, słowa jednak kierując do pielęgniarki.
- Ma pani rację, pani Selwyn, nie chciałbym zostać zdyskwalifikowany z rozgrywek w połowie sezonu ze względu na wysiłek, jakiego właśnie się podejmowałem. Nie wybiegałbym tak dalece w przyszłość, twierdząc, że na zawsze, to nie jest ani moja pierwsza kontuzja, ani nie ostatnia. Zapewniam panią, że jestem grubej kości. Ale zgodzi się pani ze mną, że trudno było mi odmówić takiemu słodkiemu wysiłkowi, nawet z groźbą pożegnania się z dalszą karierą sportową? – Zakończył z równie poważną miną co kobieta, jednak w środku tarzał się ze śmiechu. Spojrzał na kobietę z przepraszającym uśmiechem, ponownie podejmując rozmowę z pielęgniarką i przytrzymując powoli już szamoczącą się i zaczerwienioną po same koniuszki włosów Lily.
- Czy mogłaby pani podarować nam jeszcze kilka minut? Obiecuję, że nie będę się podejmował wcześniej wspominanych wysiłków. Chciałbym jednak zamienić z moją dziewczyną jeszcze kilka słów, zanim ją wypuszczę na patrolowanie korytarzy. Zważywszy, że robię to bardzo niechętnie, w pełnoprawnym przekonaniu, iż w moich ramionach jest bezpieczniejsza, niżli na korytarzach, gdzie nie wiadomo kogo mogłaby spotkać na swojej drodze. Kiedy ostatnim razem opuściłem moją straż przy niej na Balu Bożonarodzeniowym, zaatakował ją Bazyliszek, tak więc z pewnością rozumie pani moje obawy. Zgodzi się pani chyba ze mną, że Hogwart ostatnimi czasy nie jest bezpieczny. – Urwał, czując jak na jego policzki wstępuje gorąco, bo takiej gadki jeszcze w życiu nie wygłosił w kierunku żadnego dorosłego pracownika zamku i to w dodatku z pozycji półleżącej. Miał ochotę jednocześnie zapaść się pod ziemię jak i wybuchnąć śmiechem, widząc minę Lily, ale wiedział, że dziewczyna zabiłaby go za to na miejscu.
- Lily Evans
Re: Łóżka
Czw Maj 14, 2015 9:51 pm
W końcu to zawsze w jej naturze leżało analizowanie każdej sekundy swego życia i zastanawianie się, czy postąpiła właściwie, czy też nie. Od jakiegoś jednak czasu zaczęła coraz częściej korzystać z chwili i zapewne nie tak dawno jeszcze by uciekła, gdzie pieprz rośnie, gdyby znalazła się w takiej sytuacji z kimkolwiek...a tym bardziej z Jamesem Potterem. Należało to podkreślić niezwykle stanowczo – ten chłopak sprawiał, że wszystko stawało się możliwe i w sumie to najbardziej ją niepokoiło. Zależało, oczywiście że jej zależało na nim! Niemniej nie była chyba jeszcze w stanie powiedzieć tego, co tak bardzo chciał od niej usłyszeć. Zapewne gdyby był w dormitorium, a nie w Skrzydle Szpitalnym, to aż tak by nie ryzykowała, wiedząc co może z tego wyniknąć. Gdyby tylko wiedziała, że tym ruchem sprawiła mu ból..! Najpewniej natychmiast by przestała i odeszła by jeszcze bardziej go nie nadwerężać. Nie mogła jednak tego zauważyć; skupiła się zresztą na jego dotyku, na ciepłych wargach i tego, jak blisko siebie się właśnie znajdowali. Miała wrażenie, że się wciąż i wciąż w jego ramionach roztapia, niczym czekolada i jeśli tak dalej pójdzie, to ulegnie temu i zapomni się całkowicie. A to nie byłoby zupełnie niewskazane przez jej zdrowy rozsądek, który mimo wszystko nadal gdzieś tam był i co jakiś czas cicho, lecz stanowczo ją upominał. Nie odpowiedziała na to nic, zamiast tego zacisnęła usta w wąską kreseczkę, udając że jest obrażona, ale jej roześmiane oczy zupełnie ją zdradzały. Tak jak rumieńce, które dziko wykwitły na jej policzkach. Zapewne odnośnie peleryny – niewidki wybuchałaby niemała dyskusja, która zupełnie nie była tu wskazana. Druga dyskusja pewnie byłaby na temat mapy Huncwotów, jeśliby tylko o niej wiedziała, bo póki co sądziła, że James i jego przyjaciele posiadają jakiś „podejrzany” kawałek pergaminu, który wszędzie biorą ze sobą. Ale tak to skąd mogła podejrzewać, że to coś więcej – że kryje się w nim mapa całego Hogwartu i jego okolic? I jakiś czas temu dowiedziała się, że Syriusz jest animagiem i przybiera postać psa, ale czy więc James, Remus i Peter również? Bywały momenty, że chciała o to zapytać, ale zawsze znajdowało się coś, co jej to uniemożliwiało.
Na jego kolejne słowa zareagowała cichym prychnięciem, drapiąc go złośliwie jeszcze mocniej po plecach. Teraz już z pewnością zostaną po jej paznokciach ślady, ale chłopak sam sobie zasłużył. Nie widziała sensu w tym by coś jeszcze dodawać, więc skupiła się na całowaniu tych znienawidzonych przez nią warg. Lily była tak na tym skupiona, że nie usłyszała, jak ktoś się zbliża...dopiero głos szkolnej pielęgniarki sprawił, że znieruchomiała i bardzo, ale to bardzo powoli zaczęła odsuwać się od Jamesa. Jej twarz bardzo szybko nabrała bladego koloru, by nagle zaczerwienić się, aż po czubek jej głowy. Całe jej ciało zdawało się płonąć żywym ogniem wstydu! A jeszcze kiedy Potter zaczął mówić, rudowłosa miała wielką, ale to wielką ochotę go udusić i najchętniej zapaść się pod ziemię! Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, co odpowiedzieć pani Selwyn i dając niewerbalne sygnały okularnikowi, żeby natychmiast przestał pogarszać ich sytuację. Oddychała szybko, czując że zaraz jej serce wyskoczy z piersi i wyfrunie przez jedno z okien Skrzydła Szpitalnego. Jako że okularnik nie miał zamiaru przerywać swojego monologu, dziewczyna zaczęła próbować wyrwać się z jego objęć, przeprosić i czmychnąć, gdzie pieprz rośnie. Co za upokorzenie! Chociaż mogłoby się skończyć gorzej, gdyby była to opiekunka ich domu...na samą myśl po jej kręgosłupie przeszły ciarki. Wbiła mu mocno paznokcie w skórę gdy wspomniał o balu i Bazyliszku, po czym przygryzła zdenerwowana wargę.
I co teraz? Co teraz?
Bardzo powoli zwróciła swoją zaczerwienioną twarzyczkę w stronę pani Selwyn i posłała jej przepraszające spojrzenie.
- Bardzo przepraszam, pani Selwyn. Ma pani absolutną rację, ja...ja powinnam natychmiastowo iść na dyżur, sama nie wiem, jak to się stało...ja...ja... – zacięła się zdenerwowana i wypuściła głośno powietrze. – Ja najmocniej przepraszam. To moja wina, powinnam iść od razu, jak tylko się obudził. Absolutnie zrozumiem, jeśli powie pani wszystko pani profesor McGonagall. To wielce nieodpowiedzialne i nieodpowiednie z mojej strony... – po czym wzięła głębszy wdech i zwróciła się w stronę Jamesa. – A Ty nie przesadzaj! Znowu użyłeś na mnie swoich szatańskich sztuczek..! I tak mieliśmy dużo czasu dla siebie, a Ty prosisz o jeszcze. Zabiję Cię kiedyś.
Na jego kolejne słowa zareagowała cichym prychnięciem, drapiąc go złośliwie jeszcze mocniej po plecach. Teraz już z pewnością zostaną po jej paznokciach ślady, ale chłopak sam sobie zasłużył. Nie widziała sensu w tym by coś jeszcze dodawać, więc skupiła się na całowaniu tych znienawidzonych przez nią warg. Lily była tak na tym skupiona, że nie usłyszała, jak ktoś się zbliża...dopiero głos szkolnej pielęgniarki sprawił, że znieruchomiała i bardzo, ale to bardzo powoli zaczęła odsuwać się od Jamesa. Jej twarz bardzo szybko nabrała bladego koloru, by nagle zaczerwienić się, aż po czubek jej głowy. Całe jej ciało zdawało się płonąć żywym ogniem wstydu! A jeszcze kiedy Potter zaczął mówić, rudowłosa miała wielką, ale to wielką ochotę go udusić i najchętniej zapaść się pod ziemię! Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, co odpowiedzieć pani Selwyn i dając niewerbalne sygnały okularnikowi, żeby natychmiast przestał pogarszać ich sytuację. Oddychała szybko, czując że zaraz jej serce wyskoczy z piersi i wyfrunie przez jedno z okien Skrzydła Szpitalnego. Jako że okularnik nie miał zamiaru przerywać swojego monologu, dziewczyna zaczęła próbować wyrwać się z jego objęć, przeprosić i czmychnąć, gdzie pieprz rośnie. Co za upokorzenie! Chociaż mogłoby się skończyć gorzej, gdyby była to opiekunka ich domu...na samą myśl po jej kręgosłupie przeszły ciarki. Wbiła mu mocno paznokcie w skórę gdy wspomniał o balu i Bazyliszku, po czym przygryzła zdenerwowana wargę.
I co teraz? Co teraz?
Bardzo powoli zwróciła swoją zaczerwienioną twarzyczkę w stronę pani Selwyn i posłała jej przepraszające spojrzenie.
- Bardzo przepraszam, pani Selwyn. Ma pani absolutną rację, ja...ja powinnam natychmiastowo iść na dyżur, sama nie wiem, jak to się stało...ja...ja... – zacięła się zdenerwowana i wypuściła głośno powietrze. – Ja najmocniej przepraszam. To moja wina, powinnam iść od razu, jak tylko się obudził. Absolutnie zrozumiem, jeśli powie pani wszystko pani profesor McGonagall. To wielce nieodpowiedzialne i nieodpowiednie z mojej strony... – po czym wzięła głębszy wdech i zwróciła się w stronę Jamesa. – A Ty nie przesadzaj! Znowu użyłeś na mnie swoich szatańskich sztuczek..! I tak mieliśmy dużo czasu dla siebie, a Ty prosisz o jeszcze. Zabiję Cię kiedyś.
- Cornelia Selwyn
Re: Łóżka
Czw Maj 14, 2015 10:32 pm
Powstrzymanie cisnącego się na usta śmiechu było w tej chwili nie lada wyzwaniem! Powinna pewnie natychmiast zawiadomić Minerwę i przedstawić jej zaistniałą sytuację. Urządzić im cichą (wszak trwała już cisza nocna), ale niemożliwą do zapomnienia pogadankę o przyzwoitości i odpowiedzialności. Ale nie była przecież pedagogiem! Nie w jej gestii leżało zastanawianie się nad tym jak bardzo było to niezgodne z regulaminem szkoły i dlaczego godziło w moralność, której wymagano od uczniów tak szacownej placówki jak Hogwart. Nelia gdzieś pod swoją maską surowej pani pielęgniarki, trzęsła się ze śmiechu! Bo ich miny? Warte każdej ilości złota. Stan Pottera nie był w gruncie rzeczy, aż tak poważny jak mogłoby się wydawać. Paskudnie oberwał tłuczkiem, ale pewnie nie po raz pierwszy - a jej eliksiry już stawiały go na nogi. Jeśli rano wszystkie pęknięcia ładnie się zrosną, wygoni go na lekcje. A obecność Evans? Prawdę powiedziawszy mogła więcej pomóc niż zaszkodzić, bo aspekt psychologiczny robił swoje. Ale nie zamierzała im tego mówić, bo mogła przymykać oko na pewne punkty regulaminu, ale nie mogła jawnie ich ignorować. Nie miała też ochoty usłyszeć o tym, że przedwcześnie doczekali się dzieciaka i to wszystko jej wina! Serio, dzieci w tak młodym wieku to wyzwanie - ona coś o tym wiedziała. Dlatego miała zamiar rozgonić towarzystwo wzajemnej adoracji szybko i bezboleśnie.
Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że ta dwójka była... urocza. Młody pan Potter posiadał ten niebywały talent pozwalający mu wybrnąć nawet z tak niezręcznej sytuacji, względnie zachowując twarz. Rudowłosa panna prefekt była z kolei szczerze skruszona i to w takim stopniu, że Cornelia niemal jej współczuła. Wstyd to okropne uczucie, a jej emocje zdawały się otaczać jej postać niby dziwna forma aury - promieniując wokół i zdradzając wszystko to czego jakimś cudem nie zawarła w swoich przeprosinach. Aż serce się krajało. Czyż ona w ich wieku nie wyprawiała podobnych głupot? Czyż nie jest to część młodości? No i jeszcze oboje byli gryfonami, a Cornelia mimo, że starała się być bardzo bezstronna - na swoich, nie umiała się długo złościć. Słodka Morgano, była zdecydowanie zbyt miękka do tej roboty...
Gdy zaczynali mówić zbyt dużo i zbyt głośno, uciszyła ich unosząc dłoń do góry. Nie chciała wszak, by pobudzili pozostałych pacjentów swoimi podniesionymi głosami! Obserwowała ich przez chwilę w ciszy, ewidentnie zastanawiając się co z nimi począć. Kiedy podjęła już decyzję, milczała jeszcze przez kilka sekund, czerpiąc odrobinę złośliwej satysfakcji z ich niepokoju.
- Zupełnie zapomniałam, że miałam przynieść Ci jeszcze jedną porcję eliksiru, Potter. - zaczęła spokojnym, ale nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Wrócę teraz do mojego gabinetu i go przyniosę. Potem jak zawsze zamknę drzwi do skrzydła na klucz i nie otworzę ich aż do rana. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, nie będę mieć już żadnych zastrzeżeń do pańskiego zachowania. Czy wyraziłam się jasno? - wbiła w nich uważne spojrzenie, czekając aż jej przytakną. Kiedy to uczynili, uśmiechnęła się pod nosem z zadowoleniem. Odwróciła się na pięcie, szeleszcząc szatą i ruszyła w kierunku swojego gabinetu. Zamarła jednak po dwóch krokach, przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym i rzuciła im groźne spojrzenie przez ramię.
- Jeszcze jeden taki wybryk i przez dwa tygodnie czyścicie nocniki. I będę was trzymać w izolatkach, bez prawa odwiedzin. - zagroziła, choć szansa, że faktycznie wprowadzi te słowa w życie była nikła. Oni jednak nie mogli o tym wiedzieć, prawda? Posłała im jeszcze jedno poważne spojrzenie, po czym zniknęła za parawanem i pomaszerowała do swojego gabinetu. W momencie, gdy zamknęły się za nią drzwi, przycisnęła dłoń do ust i parsknęła śmiechem. Niech no tylko opowie o tym swojej kochanej kuzynce Lacaille! Uśmieje się do łez.
- Dzieci. - mruknęła do siebie, potrząsają lekko głową, gdy już przestała się śmiać. Potem nalała do małej szklanki eliksiru nasennego, by mieć pewność, że James nie będzie nic kombinował w nocy. Zerknęła na zegarek i postanowiła, że da im jeszcze trzy minuty, nim wróci. I lepiej żeby nie zastała rudowłosej w szpitalnym łóżku! Bo wtedy może się naprawdę zezłościć.
Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że ta dwójka była... urocza. Młody pan Potter posiadał ten niebywały talent pozwalający mu wybrnąć nawet z tak niezręcznej sytuacji, względnie zachowując twarz. Rudowłosa panna prefekt była z kolei szczerze skruszona i to w takim stopniu, że Cornelia niemal jej współczuła. Wstyd to okropne uczucie, a jej emocje zdawały się otaczać jej postać niby dziwna forma aury - promieniując wokół i zdradzając wszystko to czego jakimś cudem nie zawarła w swoich przeprosinach. Aż serce się krajało. Czyż ona w ich wieku nie wyprawiała podobnych głupot? Czyż nie jest to część młodości? No i jeszcze oboje byli gryfonami, a Cornelia mimo, że starała się być bardzo bezstronna - na swoich, nie umiała się długo złościć. Słodka Morgano, była zdecydowanie zbyt miękka do tej roboty...
Gdy zaczynali mówić zbyt dużo i zbyt głośno, uciszyła ich unosząc dłoń do góry. Nie chciała wszak, by pobudzili pozostałych pacjentów swoimi podniesionymi głosami! Obserwowała ich przez chwilę w ciszy, ewidentnie zastanawiając się co z nimi począć. Kiedy podjęła już decyzję, milczała jeszcze przez kilka sekund, czerpiąc odrobinę złośliwej satysfakcji z ich niepokoju.
- Zupełnie zapomniałam, że miałam przynieść Ci jeszcze jedną porcję eliksiru, Potter. - zaczęła spokojnym, ale nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Wrócę teraz do mojego gabinetu i go przyniosę. Potem jak zawsze zamknę drzwi do skrzydła na klucz i nie otworzę ich aż do rana. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, nie będę mieć już żadnych zastrzeżeń do pańskiego zachowania. Czy wyraziłam się jasno? - wbiła w nich uważne spojrzenie, czekając aż jej przytakną. Kiedy to uczynili, uśmiechnęła się pod nosem z zadowoleniem. Odwróciła się na pięcie, szeleszcząc szatą i ruszyła w kierunku swojego gabinetu. Zamarła jednak po dwóch krokach, przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym i rzuciła im groźne spojrzenie przez ramię.
- Jeszcze jeden taki wybryk i przez dwa tygodnie czyścicie nocniki. I będę was trzymać w izolatkach, bez prawa odwiedzin. - zagroziła, choć szansa, że faktycznie wprowadzi te słowa w życie była nikła. Oni jednak nie mogli o tym wiedzieć, prawda? Posłała im jeszcze jedno poważne spojrzenie, po czym zniknęła za parawanem i pomaszerowała do swojego gabinetu. W momencie, gdy zamknęły się za nią drzwi, przycisnęła dłoń do ust i parsknęła śmiechem. Niech no tylko opowie o tym swojej kochanej kuzynce Lacaille! Uśmieje się do łez.
- Dzieci. - mruknęła do siebie, potrząsają lekko głową, gdy już przestała się śmiać. Potem nalała do małej szklanki eliksiru nasennego, by mieć pewność, że James nie będzie nic kombinował w nocy. Zerknęła na zegarek i postanowiła, że da im jeszcze trzy minuty, nim wróci. I lepiej żeby nie zastała rudowłosej w szpitalnym łóżku! Bo wtedy może się naprawdę zezłościć.
- James Potter
Re: Łóżka
Sob Maj 16, 2015 10:14 pm
Obecność pielęgniarki, która mimo, że nie wyglądała wcale odpychająco, to z racji tego, że wciąż pozostawała pielęgniarką oraz pracowniczką szkoły, spowodował, że zapał Jamesa diametralnie ostygł. Oczywiście podczas wymiany zdań z uprzejmą kobietą ani na moment nie wypuścił Lily z ramion, mimo, że czuł jak mu się wymyka, by prysnąć jak najdalej od tego miejsca. Było mu jej żal, ponieważ wiedział, że dziewczyna może nie obrać tego jako za dobry żart w takim sensie jak on to postrzegał. Jej twarzy obrała barwę dojrzałej poziomki a James musiał przycisnąć dłoń do ust, by nie pogorszyć swojej sytuacji, niekontrolowanym wybuchem śmiechu. Być może był tak pewny siebie, ponieważ widział pielęgniarkę zdeczka niewyraźnie. Jego okulary spoczywały równo złożone na nocnej szafce przy łóżku. Nie miał teraz czasu, by po nie sięgać. W dodatku czuł niewyobrażalne gorąco wydzielane z ciała dziewczyny, jakby w przeciągu kilku sekund zachorowała na gorączę. Bardzo dobrze odczytywał mowę jej ciała. Domyślił się, że chce go zatłuc pięściami i dopełnić jego przeznaczenie, tak jakby tłuczek zbyt łagodnie się z nim obszedł. Nie miał jednak zamiaru przerywać swojego monologu, bo wiedział, że najlepszą bronią w tym starciu to zachowanie spokoju, a dziewczyna była od tego daleka. Trzymał dłonie na jej ciele, czując pod palcami bijące serce, tak jakby zamiast człowieka trzymał zupełnie przerażonego swoją sytuacją ptaka, któremu serce łomotało do tego stopnia, że mogło pęknąć ze strachu. Syknął, przygryzając wargę, gdy ponownie poczuł jej paznokcie na ciele. O Ty cholero. Pomyślał z rozbawieniem. Zamilkł, pozwalając się wypowiedzieć dziewczynie. Oczywiście przewidział jak będzie brzmiała jej wypowiedź, musiał ponownie zacisnąć wargi, które utworzyły mu poziomą linię, by nie parsknąć śmiechem. Wszystko zdradzały jednak jego oczy i rzucane spojrzenia w stronę pielęgniarki.
- Po co mieszasz w to McGonagall? Rozstrzygniemy tę sprawę bez osób trzecich. – Mruknął, przerywając jej na chwilę i wbijając palce w bok, żeby nie podsuwała pielęgniarce takich szatańskich pomysłów. No nie, jeszcze zawołajmy Filcha i Panią Norris i od razu idźmy sprzątać sowie kupy z sowiarni. Przemknęło mu przez głowę. Uniósł brwi, gdy Lily skierowała kolejne słowa w jego stronę.
- Jakich znowu szatańskich sztuczek?! – Parsknął, odrobinę zbyt głośno i od razu się zreflektował, bo usłyszał po drugiej stronie łóżek jakieś niezadowolone mamrotania. W tym samym momencie pani Selwyn podniosła dłoń, by ich uciszyć. Spojrzał na nią, czekając na werdykt sądu ostatecznego. Słuchał jej w milczeniu i skrzywił się mimowolnie, ponieważ eliksir o jakim wspominała pielęgniarka bynajmniej nawet nie stał koło piwa kremowego. Nic jednak nie powiedział, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Wolał dać dokończyć kobiecie, która widać było, że przedsięwzięła już pewien plan.
- Jaśniej już by się nie dało. – Odparł, szczwrząc zęby w szerokim uśmiechu, przytakując głową. Gdy pielęgniarka się oddaliła, przyciągnął Lily do siebie, opierając czoło o jej czoło, a dłonią dotykając jej zaróżowionego policzka i zachichotał. Nie mogąc już więcej powstrzymywać śmiechu. Odwrócił się jednak w stronę pielęgniarki, której jeszcze coś się przypomniało. No nie, co znowu?
- Ma się rozumieć. – Odparł, starając się całym sobą powstrzymać odruch wywracania oczami. Gdy kobieta zniknęła w swoim gabinecie, James odwrócił się do Lily, odgarniając jej włosy z twarzy.
- A widzisz, mówiłem, żebyś nie klepała tyle językiem. – Uśmiechnął się łobuzersko, dobrze wiedząc, że to nie była jej wina, ale musiał jakoś rozładować napiętą sytuację.
– Teraz musisz iść na patrol zamku, a mogłaś mieć toooo! – Strzelił palcami, wskazując na siebie. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, położył jej dłonie na policzkach i przyciągnął do siebie, składając na jej ustach gorący pocałunek. Wypuścił ją odrobinę za szybko, niż by sobie tego życzył, ale nie chciał, by Lily popadała przez niego w kłopoty.
- Po co mieszasz w to McGonagall? Rozstrzygniemy tę sprawę bez osób trzecich. – Mruknął, przerywając jej na chwilę i wbijając palce w bok, żeby nie podsuwała pielęgniarce takich szatańskich pomysłów. No nie, jeszcze zawołajmy Filcha i Panią Norris i od razu idźmy sprzątać sowie kupy z sowiarni. Przemknęło mu przez głowę. Uniósł brwi, gdy Lily skierowała kolejne słowa w jego stronę.
- Jakich znowu szatańskich sztuczek?! – Parsknął, odrobinę zbyt głośno i od razu się zreflektował, bo usłyszał po drugiej stronie łóżek jakieś niezadowolone mamrotania. W tym samym momencie pani Selwyn podniosła dłoń, by ich uciszyć. Spojrzał na nią, czekając na werdykt sądu ostatecznego. Słuchał jej w milczeniu i skrzywił się mimowolnie, ponieważ eliksir o jakim wspominała pielęgniarka bynajmniej nawet nie stał koło piwa kremowego. Nic jednak nie powiedział, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Wolał dać dokończyć kobiecie, która widać było, że przedsięwzięła już pewien plan.
- Jaśniej już by się nie dało. – Odparł, szczwrząc zęby w szerokim uśmiechu, przytakując głową. Gdy pielęgniarka się oddaliła, przyciągnął Lily do siebie, opierając czoło o jej czoło, a dłonią dotykając jej zaróżowionego policzka i zachichotał. Nie mogąc już więcej powstrzymywać śmiechu. Odwrócił się jednak w stronę pielęgniarki, której jeszcze coś się przypomniało. No nie, co znowu?
- Ma się rozumieć. – Odparł, starając się całym sobą powstrzymać odruch wywracania oczami. Gdy kobieta zniknęła w swoim gabinecie, James odwrócił się do Lily, odgarniając jej włosy z twarzy.
- A widzisz, mówiłem, żebyś nie klepała tyle językiem. – Uśmiechnął się łobuzersko, dobrze wiedząc, że to nie była jej wina, ale musiał jakoś rozładować napiętą sytuację.
– Teraz musisz iść na patrol zamku, a mogłaś mieć toooo! – Strzelił palcami, wskazując na siebie. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, położył jej dłonie na policzkach i przyciągnął do siebie, składając na jej ustach gorący pocałunek. Wypuścił ją odrobinę za szybko, niż by sobie tego życzył, ale nie chciał, by Lily popadała przez niego w kłopoty.
- Lily Evans
Re: Łóżka
Pon Maj 18, 2015 9:15 pm
Moralność zdecydowanie w takiej sytuacji zmalała, czego nie spodziewała się sama dziewczyna. No ale mogła się domyślić, że jeśli zostanie na dłużej, to w końcu coś z tego wyniknie..! Dała się mu namówić, no i teraz proszę, oboje zostali przyłapani przez profesor Selwyn! Była zupełnie zawstydzona – zresztą to chyba nie powinno nikogo dziwić w tak dziwacznym położeniu, w jakim obecnie się znajdowała. Zastanawiała się, co teraz i czy szkolna pielęgniarka poinformuje opiekunkę Gryffindoru, czy też raczej nie. Na dodatek wciąż tkwiła w tych diabelskich i nieodpowiednich ramionach, z których przecież powinna w trybie natychmiastowym się wymsknąć, zanim do reszty przez niego zwariuje, albo co gorsza...zgłupieje! To było raczej oczywiste, że nie brała tego, jako żart, choć on zdawał się tym zupełnie rozbawiony. Czy on kiedykolwiek potrafił być poważny? Czy kiedykolwiek odczuwał coś takiego, jak zawstydzenie? Patrząc na Jamesa, Lily wątpiła w to, że chłopak posiada jakiekolwiek poczucie tego, co wypada, a co nie. No ale nic dziwnego – to w końcu był sam James Potter. I nie, w tym przypadku nie było to złośliwe, to po prostu było pogodzenie się z tym, że niektóre rzeczy pozostały niezmienne przez te wszystkie lata. Czerwona panna Evans jeździła więc paznokciami po skórze jego pleców, czując że jeszcze trochę, to go z tego wszystkiego ugryzie! Miał naprawdę wielkie szczęście, że była tu pielęgniarka i że mimo wszystko martwiła się o jego zdrowie, nie chcąc pogarszać stanu w jakim obecnie się znajdował. Serce rzeczywiście biło jak szalone, jakby w każdej chwili miało wyrwać się z jej piersi i odlecieć, albo co gorsza pęknąć. Widziała te iskierki rozbawienia czające się w tych orzechowych oczach i to jeszcze tylko bardziej powiększało jej zmieszanie całą tą sytuacją.
- To jest nasza opiekunka i pani Selwyn ma całkowite prawo poinformować ją, jeśli będzie taka potrzeba – wyszeptała gorączkowo i pewnie, gotowa ponieść wszystkie konsekwencje za swą nierozważność.
- Ty już wiesz jakich! – Syknęła cichutko, szturchając go delikatnie w bok, by się uspokoił. Próbowała ze wszystkich sił zapanować nad drżeniem swego ciała i nad tym gorącem, które nie zelżało ani trochę. Nadal jednak była niepewna tego, co się z nimi stanie. Kiedy pielęgniarka podniosła dłoń, Lily zamilkła, rzucając jej uważne i nieco przestraszone spojrzenie. A gdy kobieta skończyła i ruszyła w stronę swojego gabinetu, Evans wypuściła powietrze z ulgą, czując jak powoli wraca normalna temperatura jej ciała. Na całe merlinowskie szczęście! Dawno nie była aż tak zawstydzona! Jeszcze trochę, a chyba rzeczywiście by umarła – tym razem jednak byłoby winne jej serce, dla którego za dużo się naraz wydarzyło. Gdy chciała mu w końcu stanowczo uciec z ramion, ten przyciągnął ją bliżej, jakby nic się nie stało..! Miała doprawdy wielką ochotę zrobić mu krzywdę, ale zamiast tego westchnęła zrezygnowana.
- Nie mów mi, co mam robić – mruknęła obrażona, posyłając mu wzburzone spojrzenie zielonych tęczówek. Kiedy zaś „wyskoczył” z tym tekstem, tak nagle, jak pies Hagrida z jego chatki, zamrugała zdziwiona, nie wiedząc co powiedzieć. I gdy już otwierała usta by jakoś się odgryźć, on zdążył ją przyciągnąć i pocałować. Odwzajemniła ten pocałunek automatycznie, zapominając na chwilę o słowach pielęgniarki i o tym, że powinna natychmiast opuścić Skrzydło Szpitalne. Zaś kiedy ją wypuścił, otworzyła oczy zaczerwieniona, uszczypnęła w policzek i podniosła się w ekspresowym tempie, poprawiając swoją pomiętą koszulkę.
- Dobranoc, Potter – dodała oschle, starając się zapanować nad swoim drżącym głosem i opuściła Skrzydło Szpitalne, zanim przyszła pani Selwyn.
[z/t]
- To jest nasza opiekunka i pani Selwyn ma całkowite prawo poinformować ją, jeśli będzie taka potrzeba – wyszeptała gorączkowo i pewnie, gotowa ponieść wszystkie konsekwencje za swą nierozważność.
- Ty już wiesz jakich! – Syknęła cichutko, szturchając go delikatnie w bok, by się uspokoił. Próbowała ze wszystkich sił zapanować nad drżeniem swego ciała i nad tym gorącem, które nie zelżało ani trochę. Nadal jednak była niepewna tego, co się z nimi stanie. Kiedy pielęgniarka podniosła dłoń, Lily zamilkła, rzucając jej uważne i nieco przestraszone spojrzenie. A gdy kobieta skończyła i ruszyła w stronę swojego gabinetu, Evans wypuściła powietrze z ulgą, czując jak powoli wraca normalna temperatura jej ciała. Na całe merlinowskie szczęście! Dawno nie była aż tak zawstydzona! Jeszcze trochę, a chyba rzeczywiście by umarła – tym razem jednak byłoby winne jej serce, dla którego za dużo się naraz wydarzyło. Gdy chciała mu w końcu stanowczo uciec z ramion, ten przyciągnął ją bliżej, jakby nic się nie stało..! Miała doprawdy wielką ochotę zrobić mu krzywdę, ale zamiast tego westchnęła zrezygnowana.
- Nie mów mi, co mam robić – mruknęła obrażona, posyłając mu wzburzone spojrzenie zielonych tęczówek. Kiedy zaś „wyskoczył” z tym tekstem, tak nagle, jak pies Hagrida z jego chatki, zamrugała zdziwiona, nie wiedząc co powiedzieć. I gdy już otwierała usta by jakoś się odgryźć, on zdążył ją przyciągnąć i pocałować. Odwzajemniła ten pocałunek automatycznie, zapominając na chwilę o słowach pielęgniarki i o tym, że powinna natychmiast opuścić Skrzydło Szpitalne. Zaś kiedy ją wypuścił, otworzyła oczy zaczerwieniona, uszczypnęła w policzek i podniosła się w ekspresowym tempie, poprawiając swoją pomiętą koszulkę.
- Dobranoc, Potter – dodała oschle, starając się zapanować nad swoim drżącym głosem i opuściła Skrzydło Szpitalne, zanim przyszła pani Selwyn.
[z/t]
- Cornelia Selwyn
Re: Łóżka
Pon Maj 18, 2015 9:47 pm
W którejś chwili wydawało jej się, że z głównej sali usłyszała pośpieszne kroki i zamykane drzwi, ale i tak odczekała obiecane sobie trzy minuty nim wyszła z gabinetu. Na małej tacy niosła eliksir, a w drugiej dłoni dzierżyła różdżkę, którą przygaszała większość świecących się jeszcze świec. Czy teraz pan Potter dosłyszał już jej kroki? Miała taką nadzieję. Nie wydawał się szczególnie zaskoczony jej widokiem, gdy już weszła za parawan. Podeszła do jego łóżka i obrzuciwszy je szybkim spojrzeniem upewniła się, że jest w nim regulaminowa ilość jednego pacjenta. Uśmiechnęła się pod nosem z aprobatą i wręczyła gryfonowi szklankę z eliksirem słodkiego snu.
- Do dna. - poleciła, jednocześnie, gestem nakazując mu się odwrócić, bo chciała sprawdzić jeszcze jak wygląda miejsce urazu. "Urokliwe" czerwone pręgi przecinające jego skórę we wszystkich możliwych kierunkach i płaszczyznach, nie umknęły jej uwadze, wszak nie dalej jak dwie godziny temu ich tam nie było. Oczywiste było to czyją były one sprawką, ale Cornelia taktownie milczała. Uważała, że dyskrecja i wyrozumiałość to jedne z ważniejszych cech dobrego magomedyka i ta zasada nie przestawała działać, gdy leczyło się młodzież. Może nawet była trochę bardziej potrzebna? Wszak oni byli najbardziej wrażliwi... i najbardziej kłopotliwi. Przyświecając sobie różdżką, delikatnie obejrzała miejsce, które uszkodził tłuczek i z zadowoleniem zauważyła znaczącą poprawę. Młody organizm szybko reagował na terapię, tkanki regenerowały się doskonale.
- Wygląda w porządku. Jutro po śniadaniu najpewniej będziesz wolny. - oznajmiła wstając z łóżka, na którego brzegu przysiadła w czasie tych krótkich oględzin. Odstawiła szklankę na tacę, którą podniosła z nocnego stolika. Obrzuciła Pottera jeszcze jednym spojrzeniem, a teraz gdy po jej ustach błądził lekki uśmiech, nawet w półmroku można było dostrzec, że jej fiołkowe oczy pełne są szczerego rozbawienia.
- Urwanie głowy z wami... - wymruczała pod nosem niemal tak, jakby się skarżyła. Potem wycofała się zza parawanu, rzucając mu jeszcze przez ramię krótkie "dobranoc". Cicho wróciła do gabinetu, a na sali pogasła reszta świateł, poza kilkoma strategicznie rozmieszczonymi świecami. Nadeszła noc, czas odpoczynku. Nelia rozsiadła się w swoim gabinecie z kubkiem herbaty i zaczęła pisać list. Zapowiadał się spokojny dyżur - wszak największy kłopot na sali, pośpi jak zabity do bladego świtu...
[zt x2, chyba że chcesz jeszcze sobie napisać post rano]
- Do dna. - poleciła, jednocześnie, gestem nakazując mu się odwrócić, bo chciała sprawdzić jeszcze jak wygląda miejsce urazu. "Urokliwe" czerwone pręgi przecinające jego skórę we wszystkich możliwych kierunkach i płaszczyznach, nie umknęły jej uwadze, wszak nie dalej jak dwie godziny temu ich tam nie było. Oczywiste było to czyją były one sprawką, ale Cornelia taktownie milczała. Uważała, że dyskrecja i wyrozumiałość to jedne z ważniejszych cech dobrego magomedyka i ta zasada nie przestawała działać, gdy leczyło się młodzież. Może nawet była trochę bardziej potrzebna? Wszak oni byli najbardziej wrażliwi... i najbardziej kłopotliwi. Przyświecając sobie różdżką, delikatnie obejrzała miejsce, które uszkodził tłuczek i z zadowoleniem zauważyła znaczącą poprawę. Młody organizm szybko reagował na terapię, tkanki regenerowały się doskonale.
- Wygląda w porządku. Jutro po śniadaniu najpewniej będziesz wolny. - oznajmiła wstając z łóżka, na którego brzegu przysiadła w czasie tych krótkich oględzin. Odstawiła szklankę na tacę, którą podniosła z nocnego stolika. Obrzuciła Pottera jeszcze jednym spojrzeniem, a teraz gdy po jej ustach błądził lekki uśmiech, nawet w półmroku można było dostrzec, że jej fiołkowe oczy pełne są szczerego rozbawienia.
- Urwanie głowy z wami... - wymruczała pod nosem niemal tak, jakby się skarżyła. Potem wycofała się zza parawanu, rzucając mu jeszcze przez ramię krótkie "dobranoc". Cicho wróciła do gabinetu, a na sali pogasła reszta świateł, poza kilkoma strategicznie rozmieszczonymi świecami. Nadeszła noc, czas odpoczynku. Nelia rozsiadła się w swoim gabinecie z kubkiem herbaty i zaczęła pisać list. Zapowiadał się spokojny dyżur - wszak największy kłopot na sali, pośpi jak zabity do bladego świtu...
[zt x2, chyba że chcesz jeszcze sobie napisać post rano]
- Kelly McCarthy
Re: Łóżka
Sob Paź 17, 2015 12:48 pm
Jej powieki powoli uniosły się ku górze, ale szybko pożałowała tej decyzji. Słońce, które zaledwie na moment wychyliło się zza chmur skutecznie ją poraziło. Zakryła więc twarz kołdrą. Ale jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że nie jest w swoim łóżku! Zmarszczyła brwi, sycząc cicho. Wszystko ją bolało, zupełnie jakby wpadła pod rozpędzony pociąg. Każdy jeden mięsień czy ścięgno dawało o sobie znać. Może we śnie uczestniczyła (po wpadnięciu pod ciuchcię) w jakimś magicznym triatlonie przez rzeki i lasy? Kto wie...
Powoli, z przerażeniem odkryła twarz i rozejrzała się po pomieszczeniu. Biały, sterylny pokój z dużą ilością łóżek postawionych w rzędzie. Półki z bandażami, lekarstwami, eliksirami i jeden Bóg wie czym jeszcze.
Skrzydło Szpitalne? Ale jak się tu znalazła? Próbowała w myślach odszukać wspomnienia z poprzednich kilku dni. Okej, spotkanie z Kyo na błoniach, Hogsmeade, rozmowa z irytkiem, dormitorium i...?
I jedna wielka pustka, w którą jakby rzucić kamieniem, odbiłaby się echem i spadała w przepaść kilka godzin. Co się do cholery jasnej stało? Może spadła ze schodów, uderzyła głową w poręcz i teraz dziwnym trafem nic nie pamięta?
Może spadła z łóżka, może... Tyle pomysłów wirowało jej w głowie, jednak żaden nie wydawał się być racjonalny.
W pomieszczeniu była sama jak palec, więc podniosła się powoli, z ogromnym grymasem na twarzy.
Na stoliku leżała jej różdżka, kilka notatek odnośnie jej stanu zdrowia, pozostawionych przez pielęgniarkę i nic po za tym. Ciekawe ile tak leżała? Parę minut, dzień, kilka dni, tydzień? Nie miała jednak zamiaru zaglądać w swoją kartę pacjenta, bo nie wiedziała czy jej wolno. Trafiła tutaj zaledwie kilka razy w ciągu tych pięciu lat nauki, jednak za każdym razem były to mniej poważne schorzenia i po podaniu lekarstwa szybko mogła wrócić do życia. A teraz?
Chciała kogokolwiek o to zapytać, ale postanowiła, że nie ruszy się z łóżka ani na moment, bo mogłoby to skończyć się z marnym skutkiem. Odszukała też wzrokiem swoje rzeczy, czyste, poskładane w kostkę leżały na krześle dla gości, jakby czekały na jej wyjście, które miała nadzieje nadejdzie jak najszybciej.
Podkuliła kolana pod brodę szczelnie okrywając się kołdrą i tak czekała. Na cud, na wypis, na wyjaśnienia, na cokolwiek.
Powoli, z przerażeniem odkryła twarz i rozejrzała się po pomieszczeniu. Biały, sterylny pokój z dużą ilością łóżek postawionych w rzędzie. Półki z bandażami, lekarstwami, eliksirami i jeden Bóg wie czym jeszcze.
Skrzydło Szpitalne? Ale jak się tu znalazła? Próbowała w myślach odszukać wspomnienia z poprzednich kilku dni. Okej, spotkanie z Kyo na błoniach, Hogsmeade, rozmowa z irytkiem, dormitorium i...?
I jedna wielka pustka, w którą jakby rzucić kamieniem, odbiłaby się echem i spadała w przepaść kilka godzin. Co się do cholery jasnej stało? Może spadła ze schodów, uderzyła głową w poręcz i teraz dziwnym trafem nic nie pamięta?
Może spadła z łóżka, może... Tyle pomysłów wirowało jej w głowie, jednak żaden nie wydawał się być racjonalny.
W pomieszczeniu była sama jak palec, więc podniosła się powoli, z ogromnym grymasem na twarzy.
Na stoliku leżała jej różdżka, kilka notatek odnośnie jej stanu zdrowia, pozostawionych przez pielęgniarkę i nic po za tym. Ciekawe ile tak leżała? Parę minut, dzień, kilka dni, tydzień? Nie miała jednak zamiaru zaglądać w swoją kartę pacjenta, bo nie wiedziała czy jej wolno. Trafiła tutaj zaledwie kilka razy w ciągu tych pięciu lat nauki, jednak za każdym razem były to mniej poważne schorzenia i po podaniu lekarstwa szybko mogła wrócić do życia. A teraz?
Chciała kogokolwiek o to zapytać, ale postanowiła, że nie ruszy się z łóżka ani na moment, bo mogłoby to skończyć się z marnym skutkiem. Odszukała też wzrokiem swoje rzeczy, czyste, poskładane w kostkę leżały na krześle dla gości, jakby czekały na jej wyjście, które miała nadzieje nadejdzie jak najszybciej.
Podkuliła kolana pod brodę szczelnie okrywając się kołdrą i tak czekała. Na cud, na wypis, na wyjaśnienia, na cokolwiek.
- Gabriel Foks
Re: Łóżka
Nie Paź 18, 2015 9:49 pm
Nie wytrzymał, nie dał rady, co za beznadzieja, idiotyzm, ironia losu i życia, zmówiły się razem ze sobą i postanowiły pośmiać się nad jego cherlawym ciałem, które nie miało jakiś wielkich predyspozycji do cudownej regeneracji. Idiotyzm na kółkach, argh!
Kilka minut z gnijącą mordą wystarczyło, by ten Lis wreszcie zebrał się w siłach i podniósł ze swojego łóżka, a potem nawet nie fatygując się o to, by ubrać jakieś spodnie, czy zakryć się chociaż bardziej, bo jeszcze kilka chwil temu marzł jak cholera, to on po prostu w czarnych gaciach i grubej bluzie bez zamka w kolorze brudnej czerwieni, tak po prostu wyszedł z dormitorium i przespacerował się po całej szkole, wprost do Skrzydła Szpitalnego.
Gdzieś po drodze zapewne minął swoje odbicie w jakimś oknie, czy lustrze, och, prawie zwymiotował. Wielki, napuchnięty i czerwono-fioletowy siniak właśnie widniał na jego lewym policzku, strasząc wszystkich uczniów, których grzecznie mijał, podczas gdy sam zapindalał na bosaka do jakiejś pielęgniarki. Był z tego widoku zadowolony? Oczywiście, że nie - kto by był?
- Dobry wieczór.
Odchrząknął, gdy tylko zjawił się w Skrzydle Szpitalym i… och! Po prostu czuł jak za chwilę przestanie boleć go to karanie Boskie, które aktualnie pulsowało niebezpiecznie i doprowadzało przy okazji jego zęby od tamtej strony do stanu agonii. Rozglądnął się wolno po całym wnętrzu i na jednym z łóżek dostrzegł małą, rudą dziewuszkę, którą kojarzył z pokoju wspólnego. Ciekawe dlaczego tu wylądowała, prawda? Nie postanowił długo czekać z tym pytaniem - od razu skierował swe bose stópki w tamtą stronę i wdrapał się na wolne łóżko obok Krukonki. Tak, łóżko, wielkie zbawienie tej chwili! Legł na plecach, topiąc swoją głowę w miękkiej pierzynie i zasłonił dłonią oczy, aby jasna lampa spod sufitu za bardzo go nie raziła.
- Hej, coś sobie zrobiła?
Kilka minut z gnijącą mordą wystarczyło, by ten Lis wreszcie zebrał się w siłach i podniósł ze swojego łóżka, a potem nawet nie fatygując się o to, by ubrać jakieś spodnie, czy zakryć się chociaż bardziej, bo jeszcze kilka chwil temu marzł jak cholera, to on po prostu w czarnych gaciach i grubej bluzie bez zamka w kolorze brudnej czerwieni, tak po prostu wyszedł z dormitorium i przespacerował się po całej szkole, wprost do Skrzydła Szpitalnego.
Gdzieś po drodze zapewne minął swoje odbicie w jakimś oknie, czy lustrze, och, prawie zwymiotował. Wielki, napuchnięty i czerwono-fioletowy siniak właśnie widniał na jego lewym policzku, strasząc wszystkich uczniów, których grzecznie mijał, podczas gdy sam zapindalał na bosaka do jakiejś pielęgniarki. Był z tego widoku zadowolony? Oczywiście, że nie - kto by był?
- Dobry wieczór.
Odchrząknął, gdy tylko zjawił się w Skrzydle Szpitalym i… och! Po prostu czuł jak za chwilę przestanie boleć go to karanie Boskie, które aktualnie pulsowało niebezpiecznie i doprowadzało przy okazji jego zęby od tamtej strony do stanu agonii. Rozglądnął się wolno po całym wnętrzu i na jednym z łóżek dostrzegł małą, rudą dziewuszkę, którą kojarzył z pokoju wspólnego. Ciekawe dlaczego tu wylądowała, prawda? Nie postanowił długo czekać z tym pytaniem - od razu skierował swe bose stópki w tamtą stronę i wdrapał się na wolne łóżko obok Krukonki. Tak, łóżko, wielkie zbawienie tej chwili! Legł na plecach, topiąc swoją głowę w miękkiej pierzynie i zasłonił dłonią oczy, aby jasna lampa spod sufitu za bardzo go nie raziła.
- Hej, coś sobie zrobiła?
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Pon Paź 19, 2015 3:25 pm
W gabinecie, który znajdował się na końcu sali, tuż za pedantycznie białymi drzwiami dało się usłyszeć lekki hałas, czyjeś krzątanie się i cichy dźwięk tłuczonego szkła. Drewno wrót jęknęło i wynurzyła się zza niego młoda praktykantka w nienagannym biały fartuszku i jasnych włosach spiętych w ciasny kok tak, by nie leciały na twarz. Trzymała w rękach srebrną tackę, z której coś skapywało częściowo na jej fartuszek, a częściowo na podłogę. Naokoło było kilka fiolek i niewielkie kawałki szkła. Kobieta odłożyła tackę na biurko obok i zaklęciem naprawiła wcześniej roztrzaskaną fiolkę, przelewając wyciekającą zawartość z powrotem do jej wnętrza. Po tym otrzepała dłonie o siebie i słysząc strzępki rozmowy zwróciła się w stronę jedynego zajętego łóżka na sali, w którym jak dotąd spała sobie jedynie dostarczona wczoraj Krukonka, ale teraz zdawała się nie być tam sama.
- Halo, co tu się dzieje? - Pani Pomfrey szybkim krokiem zbliżyła się do rozmawiającej dwójki i spięła się mocniej widząc, że chłopak, który leżał na łóżku obok, był w samej bluzie i bieliźnie. - Chłopcze...! Co to ma znaczyć?! - obruszyła się i podeszła do niego łagodnie przykrywając go po pas kołdrą.
Cały czas nie spuszczała wzroku z twarzy blondyna, nie mogąc się nadziwić, że słyszała z gardła dziewczynki ewidentnie męski głos. Poniżej, na bieliznę, kontrolnie nawet nie zerkała.
Pochyliła się, żeby obejrzeć jego twarz. - Na Merlina kto ci to zrobił...? Mam maść na opuchlizny, za godzinę powinno nie być śladu... boli cie tutaj?- sprawdziła, czy chłopak nie ma strzaskanej szczeki albo wybitej żuchwy. W międzyczasie obejrzała się jeszcze na moment na zakopaną w pościeli dziewczynę. - A ty jak się czujesz, kochanieńka?
//off wybacz wcześniejszy błąd, coś mi się pokręciło... //
- Halo, co tu się dzieje? - Pani Pomfrey szybkim krokiem zbliżyła się do rozmawiającej dwójki i spięła się mocniej widząc, że chłopak, który leżał na łóżku obok, był w samej bluzie i bieliźnie. - Chłopcze...! Co to ma znaczyć?! - obruszyła się i podeszła do niego łagodnie przykrywając go po pas kołdrą.
Cały czas nie spuszczała wzroku z twarzy blondyna, nie mogąc się nadziwić, że słyszała z gardła dziewczynki ewidentnie męski głos. Poniżej, na bieliznę, kontrolnie nawet nie zerkała.
Pochyliła się, żeby obejrzeć jego twarz. - Na Merlina kto ci to zrobił...? Mam maść na opuchlizny, za godzinę powinno nie być śladu... boli cie tutaj?- sprawdziła, czy chłopak nie ma strzaskanej szczeki albo wybitej żuchwy. W międzyczasie obejrzała się jeszcze na moment na zakopaną w pościeli dziewczynę. - A ty jak się czujesz, kochanieńka?
//off wybacz wcześniejszy błąd, coś mi się pokręciło... //
- Kelly McCarthy
Re: Łóżka
Pon Paź 19, 2015 7:06 pm
Bolała ją nawet dusza, a właściwie tylko dlatego, że nie mogła sobie nic przypomnieć... Obserwowała swoje ręce, nogi, pomacała się po głowie, czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Zauważyła tylko rozbite czoło, strupy na plecach i dłoniach, brak sporej ilości włosów, rozcięcie na szyi i okropny przeszywający ból w okolicy brzucha. Tylko to, a może aż?
Nie powinna była się chyba jak narazie tym zamartwiać, w końcu żyje i jest w miarę w dobrym stanie, to powinno się teraz liczyć. Oczywiście, odrzucała od siebie co gorsze myśli, jak gwałty, czy zabójstwo kogoś przez jej osobę. Czas pokaże, co nawywijała, bo może ktoś będzie na tyle uprzejmy, aby opowiedzieć jej historię feralnego wieczoru.
Przez chwilę siedziała w bezruchu zatopiona we własnych myślach, ale nie dana jej była chwila spokoju i samotności, bo ktoś wparował do pomieszczenia. Uniosła powoli smutne, zielone oczy na postać... No właśnie.
Kojarzyła go z niektórych zajęć powtórkowych i z pokoju wspólnego, ale nie mogła sobie przypomnieć jak ma na imię. Właściwie, jakby teraz miała policzyć od jednego do dziesięciu... Nie byłaby w stanie tego zrobić. W głowie miała ogromną pustkę, nawet powiedzenie tego, jak się nazywa byłoby dla niej nielada wyzwaniem. Także patrzyła na to małe stworzonko dłuższą chwilę otumaniona, dopiero po chwili orientując się, że o coś ją pytano. No i umknął jej fakt niekompletnego ubioru młodzieńca, tak byla rozkojarzona.
- Dobre pytanie. - powiedziała ochryple. W gardle ją drapało, jakby nie piła od pięciu dni, więc odkaszlnęła w zwiniętą dłoń, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Nie pamiętam jak się tu znalazłam, także po wyjściu czeka mnie małe dochodzenie. - uśmiechnęła się do jego postaci serdecznie, ale on zapewne tego nie zauważył, bo już zdążył ułożyć się wygodnie na łóżku obok. Chciała zapytać, co z nim, jak to się stało i inne, kiedy do sali weszła pielęgniarka.
Nareszcie ktoś, kto może wie więcej niż ona!
- Dzień dobry, jest... Ani lepiej ani gorzej. - uśmiechnęła się do niej ciepło i poprawiła splątane wlosy, które opadły jej na twarz.
-Jak się tu znalazłam? - zapytała z ogromną nadzieją w głosie.
Nie powinna była się chyba jak narazie tym zamartwiać, w końcu żyje i jest w miarę w dobrym stanie, to powinno się teraz liczyć. Oczywiście, odrzucała od siebie co gorsze myśli, jak gwałty, czy zabójstwo kogoś przez jej osobę. Czas pokaże, co nawywijała, bo może ktoś będzie na tyle uprzejmy, aby opowiedzieć jej historię feralnego wieczoru.
Przez chwilę siedziała w bezruchu zatopiona we własnych myślach, ale nie dana jej była chwila spokoju i samotności, bo ktoś wparował do pomieszczenia. Uniosła powoli smutne, zielone oczy na postać... No właśnie.
Kojarzyła go z niektórych zajęć powtórkowych i z pokoju wspólnego, ale nie mogła sobie przypomnieć jak ma na imię. Właściwie, jakby teraz miała policzyć od jednego do dziesięciu... Nie byłaby w stanie tego zrobić. W głowie miała ogromną pustkę, nawet powiedzenie tego, jak się nazywa byłoby dla niej nielada wyzwaniem. Także patrzyła na to małe stworzonko dłuższą chwilę otumaniona, dopiero po chwili orientując się, że o coś ją pytano. No i umknął jej fakt niekompletnego ubioru młodzieńca, tak byla rozkojarzona.
- Dobre pytanie. - powiedziała ochryple. W gardle ją drapało, jakby nie piła od pięciu dni, więc odkaszlnęła w zwiniętą dłoń, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Nie pamiętam jak się tu znalazłam, także po wyjściu czeka mnie małe dochodzenie. - uśmiechnęła się do jego postaci serdecznie, ale on zapewne tego nie zauważył, bo już zdążył ułożyć się wygodnie na łóżku obok. Chciała zapytać, co z nim, jak to się stało i inne, kiedy do sali weszła pielęgniarka.
Nareszcie ktoś, kto może wie więcej niż ona!
- Dzień dobry, jest... Ani lepiej ani gorzej. - uśmiechnęła się do niej ciepło i poprawiła splątane wlosy, które opadły jej na twarz.
-Jak się tu znalazłam? - zapytała z ogromną nadzieją w głosie.
- Gabriel Foks
Re: Łóżka
Sob Paź 24, 2015 3:37 pm
W pewnym momencie stracił... jakby to, możliwość pojmowania rzeczywistości? Kolejny "lag życiowy", a może to po prostu zmęczenie i chęć położenia się spać, wskoczenia pod ciepłą kołdrę i po prostu rzucenie tego wszystkiego na następny dzień, by normalnie zasnąć. Tak, to chyba bardzo mu się marzyło - uwielbiał swoje sny, zawsze były takie pozbawione sensu, niesamowite i w pewnym stopniu głęboko refleksyjne. Ojoj, mógłby się tak rozciągać na ich temat jeszcze naprawdę długi czas, jednak z tych rozmyślań wyrwała go odpowiedź takiej jednej rudowłosej, która leżała tuż obok. Przechylił wolno łepetynę w jej stronę, tym samym odsuwając nieco dłoń od swoich złotych oczu - chciał przyjrzeć się autorce tego głosu.
Uniósł nieco brew, chcąc jakoś ukazać swoje małe zdziwienie, no bo w końcu dlaczego nie wie?
- Jak to jest możliwe? Byłaś na meczu i tak mocno oberwałaś tłuczkiem czy co?
Cóż, wszystko jest możliwe, a wizja z tłuczkiem była tak zabawna, że nawet nie próbował powstrzymać swojego krótkiego parsknięcia. To znaczy, szukajmy pozytywów w każdej sytuacji - ten fioletowy siniak ślicznie będzie pasował do jego obitych kolan!
Jednak ten blondas od razu odrzucił tę myśl, ponieważ zaraz podskoczył jak oparzony, gdy tylko usłyszał kolejny ton głosu pt. "masz przesrane", ale na szczęście chodziło tylko o to, że był za leniwy, aby ubrać spodnie. Oczywiście skrzywił się niesamowicie, gdy tylko Pani Pomfrey zaczęła sprawdzać, czy nie zrobił sobie czegoś więcej, ale raczej nie dostał tak mocno, by coś na to wskazywało.
- No raczej boli... dostałem w twarz od...
A tutaj urwał, by stworzyć jakąś niesamowicie tajemniczą atmosferę, no i też dlatego, żeby skwasić swoją minę jeszcze bardziej.
- Sahira Nailaha.
Odpowiedział w końcu, w duchu ciesząc się niezmiernie, że pielęgniarka miała w zanadrzu jakieś cudownie magiczne maści, które zaraz złagodzą mu ten ból. Oczywiście potem położy się w końcu spać!
- Ej jak ty jesteś Kel.. czekaj... Kelly?
Uniósł nieco brew, chcąc jakoś ukazać swoje małe zdziwienie, no bo w końcu dlaczego nie wie?
- Jak to jest możliwe? Byłaś na meczu i tak mocno oberwałaś tłuczkiem czy co?
Cóż, wszystko jest możliwe, a wizja z tłuczkiem była tak zabawna, że nawet nie próbował powstrzymać swojego krótkiego parsknięcia. To znaczy, szukajmy pozytywów w każdej sytuacji - ten fioletowy siniak ślicznie będzie pasował do jego obitych kolan!
Jednak ten blondas od razu odrzucił tę myśl, ponieważ zaraz podskoczył jak oparzony, gdy tylko usłyszał kolejny ton głosu pt. "masz przesrane", ale na szczęście chodziło tylko o to, że był za leniwy, aby ubrać spodnie. Oczywiście skrzywił się niesamowicie, gdy tylko Pani Pomfrey zaczęła sprawdzać, czy nie zrobił sobie czegoś więcej, ale raczej nie dostał tak mocno, by coś na to wskazywało.
- No raczej boli... dostałem w twarz od...
A tutaj urwał, by stworzyć jakąś niesamowicie tajemniczą atmosferę, no i też dlatego, żeby skwasić swoją minę jeszcze bardziej.
- Sahira Nailaha.
Odpowiedział w końcu, w duchu ciesząc się niezmiernie, że pielęgniarka miała w zanadrzu jakieś cudownie magiczne maści, które zaraz złagodzą mu ten ból. Oczywiście potem położy się w końcu spać!
- Ej jak ty jesteś Kel.. czekaj... Kelly?
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Nie Paź 25, 2015 1:54 pm
Żadnemu z jej pacjentów nie groziła śmierć ani trwałe rany na ciele, więc kobieta uspokoiła się i odrobinę złagodniała. Wyprostowała się i wyciągnęła z głębokiej kieszeni fartuszka tubkę z maścią.
- Nie ruszaj się teraz, zaraz coś na to zaradzimy. - zwróciła się do Gabriela i pochyliła, by delikatnymi ruchami natrzeć opuchliznę mocno ziołową, bezbarwną maścią. Nie obyło się bez bólu, ale na to akurat nic szczególnego nie mogła poradzić. - Nie z takimi opuchliznami do mnie przychodzili, za godzinę powinno być dużo lepiej. No, połóż się, a ja zaraz znajdę ci jakieś tymczasowe spodnie. - skwitowała i odwróciła się w stronę rudowłosej, ta miała już na sobie znacznie więcej kolorów, niż z chwili, kiedy tu dotarła. - Ty mi to lepiej powiedz, kochana. Nikogo na sali nie było, kiedy tu dotarłaś. Po ostatnim felernym meczu Slytherinu i Ravenclawu przywieźli nam tu tyle poranionych graczy, że akurat dzisiaj dotarły do nas wyczerpane leki i porządkowałam akurat zapasy na zapleczu. Ktoś musiał cię tutaj przynieść, ale nie zawiadomił mnie przy okazji, że leżysz na sali. Cieszę się, że się obudziłaś, zaraz wam coś przyniosę, poczekajcie tu chwilę.
Praktykantka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę białych drzwi, znikając za nimi na dłuższą chwile, ale nie przymykając ich za sobą. Pozgarniała z półek kilka fiolek oraz wypełniony wodą dzbanek i szklanki. Tym razem w pełni przygotowana wróciła do dwójki czarodziejów i ułożyła tackę na szafce nocnej Gabriela.
- A więc Sahir Nailah, mówisz chłopcze? Znowu on... Naprawdę nic się nie nauczy, a możesz mi opowiedzieć jak to się stało? To już drugi raz pod rząd, ostatnim razem tak stłukł jakiegoś chłopca ze Slytherinu, że ten miał połamane kości czaszki. ...i to na lekcji! Przy nauczycielu! Nie ma już dla niego żadnych świętości... - dodała z oburzeniem i podała blondynowi szklankę z wodą. - Pij proszę. Ty też moja droga, słychać, że masz wyschnięte gardło. - dodała i podała też naczynie rudowłosej. - Dodałam tak trochę specyfiku przeciwbólowego, podany z wodą szybciej działa.
Kobieta zasiadła na skraju łóżka Panny McCarthy i przyjrzała się jej badawczo, czekając aż ta się w spokoju napije. Nie chciała im przeszkadzać w ewentualnej rozmowie, ale musiała się nią zająć, więc zdobyła się na ostatnie pytanie w materii samopoczucia dziewczyny, która miała kilka widocznych ranek na ciele, ale nie wiadomo było gdzie jeszcze.
- Gdzie cie boli?
- Nie ruszaj się teraz, zaraz coś na to zaradzimy. - zwróciła się do Gabriela i pochyliła, by delikatnymi ruchami natrzeć opuchliznę mocno ziołową, bezbarwną maścią. Nie obyło się bez bólu, ale na to akurat nic szczególnego nie mogła poradzić. - Nie z takimi opuchliznami do mnie przychodzili, za godzinę powinno być dużo lepiej. No, połóż się, a ja zaraz znajdę ci jakieś tymczasowe spodnie. - skwitowała i odwróciła się w stronę rudowłosej, ta miała już na sobie znacznie więcej kolorów, niż z chwili, kiedy tu dotarła. - Ty mi to lepiej powiedz, kochana. Nikogo na sali nie było, kiedy tu dotarłaś. Po ostatnim felernym meczu Slytherinu i Ravenclawu przywieźli nam tu tyle poranionych graczy, że akurat dzisiaj dotarły do nas wyczerpane leki i porządkowałam akurat zapasy na zapleczu. Ktoś musiał cię tutaj przynieść, ale nie zawiadomił mnie przy okazji, że leżysz na sali. Cieszę się, że się obudziłaś, zaraz wam coś przyniosę, poczekajcie tu chwilę.
Praktykantka odwróciła się na pięcie i poszła w stronę białych drzwi, znikając za nimi na dłuższą chwile, ale nie przymykając ich za sobą. Pozgarniała z półek kilka fiolek oraz wypełniony wodą dzbanek i szklanki. Tym razem w pełni przygotowana wróciła do dwójki czarodziejów i ułożyła tackę na szafce nocnej Gabriela.
- A więc Sahir Nailah, mówisz chłopcze? Znowu on... Naprawdę nic się nie nauczy, a możesz mi opowiedzieć jak to się stało? To już drugi raz pod rząd, ostatnim razem tak stłukł jakiegoś chłopca ze Slytherinu, że ten miał połamane kości czaszki. ...i to na lekcji! Przy nauczycielu! Nie ma już dla niego żadnych świętości... - dodała z oburzeniem i podała blondynowi szklankę z wodą. - Pij proszę. Ty też moja droga, słychać, że masz wyschnięte gardło. - dodała i podała też naczynie rudowłosej. - Dodałam tak trochę specyfiku przeciwbólowego, podany z wodą szybciej działa.
Kobieta zasiadła na skraju łóżka Panny McCarthy i przyjrzała się jej badawczo, czekając aż ta się w spokoju napije. Nie chciała im przeszkadzać w ewentualnej rozmowie, ale musiała się nią zająć, więc zdobyła się na ostatnie pytanie w materii samopoczucia dziewczyny, która miała kilka widocznych ranek na ciele, ale nie wiadomo było gdzie jeszcze.
- Gdzie cie boli?
- Kelly McCarthy
Re: Łóżka
Pon Paź 26, 2015 2:31 pm
Zaśmiała się na wieść o nowej tezie. Dostanie tłuczkiem? To też jakieś wytłumaczenie.
Gdyby zadawano jej niewygodne pytania, już miała odpowiedź! Wiedziała, że plotki w Hogwarcie roznoszą się szybciej niż błysk pioruna, także zdawała sobie sprawę ile niesamowitych historii usłyszy na swój temat po opuszczeniu Skrzydła Szpitalnego...
Postanowiła jak narazie nie wdawać się w zbędne dyskusje z Gabrielem, ponieważ pielęgniarka mogłaby je odebrać jako ignorowanie jej osoby. Westchnęła więc tylko ciężko i pokiwała w jego kierunku głową, dając mu tym samym twierdzącą odpowiedź na jego pytanie o imię.
Przyglądała się z nielada zaciekawieniem każdemu ruchowi pielęgniarki, która żwawo wykonywała swoją pracę. Widać było z każdego, nawet najmniejszego kiwnięcia palcem, że jest tutaj z powołania. Zawsze ceniła takich ludzi, którzy nie wykonywali swojej pracy dla pieniędzy, a wyłącznie z miłości do zawodu...
Sahir Nailah... Gdzieś już przemknęło jej koło uszu to nazwisko i to nawet kilkukrotnie. Nie były to raczej pochlebne opinie na jego temat, tu bójka, tu nietaktowne zachowanie... Za żadne jednak skarby świata, nie połączyłaby w swojej rudej głowie faktów, że z jej obecnym stanem on może mieć coś wspólnego, o nie.
- Trochę boli mnie głowa i brzuch, po za tym jest w porządku. - uśmiechnęła się do pani Pomfrey ciepło, aby dodać jej otuchy i uspokoić trochę jej nerwy. Nie chciała wspominać o tym, że każdy mięsień w jej ciele woła o pomoc w postaci jakiegoś masażu albo leczniczych ziółek. Przemilczała sprawę, nie chcąc robić z siebie jeszcze większej ofiary, którą w rzeczywistości była.
- Wydaje mi się, że on wygląda znacznie gorzej. - zaśmiała się cicho i kiwnęła brodą w stronę małego chłopaczka na łóżku obok. Mogłaby przysiąc, że taka cherlawa istotka bardzo przeżywa dostanie w twarz.
Upiła dopiero łyk wody z cichym westchnieniem. Kolejne dni zapowiadają się zdecydowanie gorzej, ale marzyła tylko o tym, aby wreszcie się stąd wydostać.
- Kiedy będę mogła wrócić do Dormitorium?
/bez ładu i składu, po prostu mi się dzisiaj nie chce xD
Gdyby zadawano jej niewygodne pytania, już miała odpowiedź! Wiedziała, że plotki w Hogwarcie roznoszą się szybciej niż błysk pioruna, także zdawała sobie sprawę ile niesamowitych historii usłyszy na swój temat po opuszczeniu Skrzydła Szpitalnego...
Postanowiła jak narazie nie wdawać się w zbędne dyskusje z Gabrielem, ponieważ pielęgniarka mogłaby je odebrać jako ignorowanie jej osoby. Westchnęła więc tylko ciężko i pokiwała w jego kierunku głową, dając mu tym samym twierdzącą odpowiedź na jego pytanie o imię.
Przyglądała się z nielada zaciekawieniem każdemu ruchowi pielęgniarki, która żwawo wykonywała swoją pracę. Widać było z każdego, nawet najmniejszego kiwnięcia palcem, że jest tutaj z powołania. Zawsze ceniła takich ludzi, którzy nie wykonywali swojej pracy dla pieniędzy, a wyłącznie z miłości do zawodu...
Sahir Nailah... Gdzieś już przemknęło jej koło uszu to nazwisko i to nawet kilkukrotnie. Nie były to raczej pochlebne opinie na jego temat, tu bójka, tu nietaktowne zachowanie... Za żadne jednak skarby świata, nie połączyłaby w swojej rudej głowie faktów, że z jej obecnym stanem on może mieć coś wspólnego, o nie.
- Trochę boli mnie głowa i brzuch, po za tym jest w porządku. - uśmiechnęła się do pani Pomfrey ciepło, aby dodać jej otuchy i uspokoić trochę jej nerwy. Nie chciała wspominać o tym, że każdy mięsień w jej ciele woła o pomoc w postaci jakiegoś masażu albo leczniczych ziółek. Przemilczała sprawę, nie chcąc robić z siebie jeszcze większej ofiary, którą w rzeczywistości była.
- Wydaje mi się, że on wygląda znacznie gorzej. - zaśmiała się cicho i kiwnęła brodą w stronę małego chłopaczka na łóżku obok. Mogłaby przysiąc, że taka cherlawa istotka bardzo przeżywa dostanie w twarz.
Upiła dopiero łyk wody z cichym westchnieniem. Kolejne dni zapowiadają się zdecydowanie gorzej, ale marzyła tylko o tym, aby wreszcie się stąd wydostać.
- Kiedy będę mogła wrócić do Dormitorium?
/bez ładu i składu, po prostu mi się dzisiaj nie chce xD
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach