- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Czw Lis 12, 2015 12:32 am
Kiedy tylko skończyła uwijać się przy chłopcu, to z zadowolonym sapnięciem wytarła dłonie o fartuszek i zwróciła się w stronę dziewczyny.
- Tylko głowa i brzuch? No to jesteś wyjątkowo odporna na dyskomfort, kochanie. – kobieta na poły pokiwała głową, na poły pokręciła nią, co zaowocowało jakimś dziwnym, niewerbalnym symbolem troski, której nie powinna za często okazywać. W końcu co jak co, ale wszyscy tutaj nie potrzebowali w Skrzydle Szpitalnym drugiej matki i kilka razy reagowali już na różne nieciekawe sposoby, kiedy pielęgniarka okazywała za dużo emocji.
Zbliżyła się do szafki nocnej i z przyzwyczajenia uzupełniła szklanki z wodą.
- Opatrzyłam was już, więc możecie wyjść w każdej chwili, aczkolwiek radziłabym poczekać, aż ból ustąpi i opuchlizna trochę zejdzie. – pielęgniarka obejrzała się na resztę łóżek, przy których była jeszcze zaledwie inna dwójka uczniów, po czym znowu zerknęła krytycznie na ofiarę pobicia oraz na kogoś, kto wyglądał jak ofiara pobicia, ale nie do końca się jak takowa zachowywał. - Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to będę na zapleczu, ale zaglądam tu co chwilę. – ostatnie dodała pospiesznie i opuściła ich, kierując się z powrotem w stronę białych drzwi i znikając za nimi, choć pozostawiając je uchylone.
//nie musicie już czekać na posty MG//
- Tylko głowa i brzuch? No to jesteś wyjątkowo odporna na dyskomfort, kochanie. – kobieta na poły pokiwała głową, na poły pokręciła nią, co zaowocowało jakimś dziwnym, niewerbalnym symbolem troski, której nie powinna za często okazywać. W końcu co jak co, ale wszyscy tutaj nie potrzebowali w Skrzydle Szpitalnym drugiej matki i kilka razy reagowali już na różne nieciekawe sposoby, kiedy pielęgniarka okazywała za dużo emocji.
Zbliżyła się do szafki nocnej i z przyzwyczajenia uzupełniła szklanki z wodą.
- Opatrzyłam was już, więc możecie wyjść w każdej chwili, aczkolwiek radziłabym poczekać, aż ból ustąpi i opuchlizna trochę zejdzie. – pielęgniarka obejrzała się na resztę łóżek, przy których była jeszcze zaledwie inna dwójka uczniów, po czym znowu zerknęła krytycznie na ofiarę pobicia oraz na kogoś, kto wyglądał jak ofiara pobicia, ale nie do końca się jak takowa zachowywał. - Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to będę na zapleczu, ale zaglądam tu co chwilę. – ostatnie dodała pospiesznie i opuściła ich, kierując się z powrotem w stronę białych drzwi i znikając za nimi, choć pozostawiając je uchylone.
//nie musicie już czekać na posty MG//
- Kelly McCarthy
Re: Łóżka
Czw Lis 12, 2015 8:50 pm
Jako, że panienka McCarthy nie należała do osób cierpliwych, ani takich, które mogłyby usiedzieć bezczynnie chociaż jeden dzień, niemalże w sekundę po słowach pielęgniarki poderwała się z łóżka. Odrzuciła energicznie kołdrę ze swoich nóg i opuściła stopy na ziemię.
- Ja znikam, spotkamy się jeszcze! I zdrowiej! - rzuciła nieco grzecznościową formułkę do chłopaka, który leżał na łóżku obok. Nie chciała zapuścić tutaj korzeni, ani zostawać chwili dłużej. Zebrała wszystkie swoje rzeczy z krzesła dla odwiedzających i ruszyła powoli wzdłuż pomieszczenia. Współczuła Krukonowi, śliwa pod okiem pewnie nie zejdzie tak szybko jakby on tego chciał. Z resztą sama wyglądała nie lepiej... Ale jak to się zwykle mawia? Wypadki chodzą po ludziach. Wypuściła głośno powietrze. Była już niemal przed drzwiami łazienki, aby tam przebrać się w swoje rzeczy, które o dziwo były czyste i poskładane w idealną kostkę. (...) Każda najmniejsza czynność sprawiała jej ból, który starała się jednak jak najbardziej ignorować. Nie czas i miejsce, aby się rozklejać...
Im szybciej się stąd wyrwie, tym szybciej będzie mogła zająć myśli, co pomoże jej w przetrwaniu kolejnych dni. Niczym strzała zniknęła za drzwiami skrzydła idąc w sobie tylko znaną stronę.
z/t
- Ja znikam, spotkamy się jeszcze! I zdrowiej! - rzuciła nieco grzecznościową formułkę do chłopaka, który leżał na łóżku obok. Nie chciała zapuścić tutaj korzeni, ani zostawać chwili dłużej. Zebrała wszystkie swoje rzeczy z krzesła dla odwiedzających i ruszyła powoli wzdłuż pomieszczenia. Współczuła Krukonowi, śliwa pod okiem pewnie nie zejdzie tak szybko jakby on tego chciał. Z resztą sama wyglądała nie lepiej... Ale jak to się zwykle mawia? Wypadki chodzą po ludziach. Wypuściła głośno powietrze. Była już niemal przed drzwiami łazienki, aby tam przebrać się w swoje rzeczy, które o dziwo były czyste i poskładane w idealną kostkę. (...) Każda najmniejsza czynność sprawiała jej ból, który starała się jednak jak najbardziej ignorować. Nie czas i miejsce, aby się rozklejać...
Im szybciej się stąd wyrwie, tym szybciej będzie mogła zająć myśli, co pomoże jej w przetrwaniu kolejnych dni. Niczym strzała zniknęła za drzwiami skrzydła idąc w sobie tylko znaną stronę.
z/t
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Wto Gru 01, 2015 2:44 pm
Irytek w końcu poczuł się jakoś do tego aby zaprowadzić chłopaka do skrzydła szpitalnego, chociaż czego się można spodziewać po tym wnerwiającej istocie. Naturalnie, że odprowadził go do samego punktu docelowego, ale po prostu zostawił gdzieś na korytarzu, mówiąc, że jak gdzieś ma już krwawić, to lepiej aby robił to tu, i po prostu po tym zniknął a puchon był sam na siebie wtedy zdany.
-Ja pierdole...- Nie wiedział już który raz w dniu dzisiejszym wypowiedział to słowo, ale domyślał się, że na tym się nie skończy. Chłopak przylgnął od razu do ściany i zaczął iść przed siebie. Jedno oko miał zamknięte, ale nie wiele mu to dało, bo obraz i tak się rozmywał i tak, przez co widział tylko jakieś niewyraźne kształty.
-Wyjść tylko z lochów... potem będzie łatwiej- Mówił sobie co chwila w myślach. Wyjdzie do ludzi, i ktoś się nim zainteresuje. W końcu widok kogoś kto ma pół twarzy zakrwawionej naprawdę ciężko przeoczyć. I tak szedł przed siebie, aż dotarł do tych cholernych schodów. I bez tego urazu zawsze z nich spadał, więc teraz to będzie dla niego prawdziwy test. Stopą wyczuł pierwszy schodek i wszedł na niego, dalej trzymając się ściany, drugi, trzeci, czwarty... piął się na górę, aż w końcu usłyszał ten znajomy gwar. Nagle zrobiło się za jasno, aż przymrużył oczy co skutkowało kolejną falą bólu. I właśnie wtedy jak ktoś ciągnie go za rękach bluzy. Coś mówił ale Kyo kompletnie nie słuchał tej osoby, pierwszy raz dał się po prostu komuś poprowadzić, bez wyrywania się, i jakich kolwiek krzyków... po prostu nie miał na to siły.
Minęło trochę czasu, ale w końcu dotarł do skrzydła szpitalnego. Uczeń który postanowił mu pomóc od razu zaprowadził go na jedno z łóżek, i upewniwszy się, że nie będzie już potrzebny po prostu wybiegł przerażony. Skąd Kyo wiedział, że biegł? kiedy szwankuje nam wzrok z reguły słuch się wyostrza, przez co słyszał te ciężkie kroki które były stawiane na kamiennej posadzce.
-Niech ja ją dorwę... wepchnę jej tę różdżkę w gardło, tak głęboko, że dupą jej wyjdzie- Był wściekły, nie tylko na nią, ale też na nauczycieli którzy po prostu pozwalali takim dziwakom przebywać w szkole, za miast od razu zobaczyć coś niepokojącego to oni kompletnie na to się olali, i teraz mają tego efekty.
-Miłosierny dyrektorek od siedmiu boleści- No właśnie, czy dyrektorowi nie zależało na bezpieczeństwie uczniów. Jeżeli nie umiał opanować niektórych z nich to jak można mówić o innych kwestiach.
-Ja pierdole...- Nie wiedział już który raz w dniu dzisiejszym wypowiedział to słowo, ale domyślał się, że na tym się nie skończy. Chłopak przylgnął od razu do ściany i zaczął iść przed siebie. Jedno oko miał zamknięte, ale nie wiele mu to dało, bo obraz i tak się rozmywał i tak, przez co widział tylko jakieś niewyraźne kształty.
-Wyjść tylko z lochów... potem będzie łatwiej- Mówił sobie co chwila w myślach. Wyjdzie do ludzi, i ktoś się nim zainteresuje. W końcu widok kogoś kto ma pół twarzy zakrwawionej naprawdę ciężko przeoczyć. I tak szedł przed siebie, aż dotarł do tych cholernych schodów. I bez tego urazu zawsze z nich spadał, więc teraz to będzie dla niego prawdziwy test. Stopą wyczuł pierwszy schodek i wszedł na niego, dalej trzymając się ściany, drugi, trzeci, czwarty... piął się na górę, aż w końcu usłyszał ten znajomy gwar. Nagle zrobiło się za jasno, aż przymrużył oczy co skutkowało kolejną falą bólu. I właśnie wtedy jak ktoś ciągnie go za rękach bluzy. Coś mówił ale Kyo kompletnie nie słuchał tej osoby, pierwszy raz dał się po prostu komuś poprowadzić, bez wyrywania się, i jakich kolwiek krzyków... po prostu nie miał na to siły.
Minęło trochę czasu, ale w końcu dotarł do skrzydła szpitalnego. Uczeń który postanowił mu pomóc od razu zaprowadził go na jedno z łóżek, i upewniwszy się, że nie będzie już potrzebny po prostu wybiegł przerażony. Skąd Kyo wiedział, że biegł? kiedy szwankuje nam wzrok z reguły słuch się wyostrza, przez co słyszał te ciężkie kroki które były stawiane na kamiennej posadzce.
-Niech ja ją dorwę... wepchnę jej tę różdżkę w gardło, tak głęboko, że dupą jej wyjdzie- Był wściekły, nie tylko na nią, ale też na nauczycieli którzy po prostu pozwalali takim dziwakom przebywać w szkole, za miast od razu zobaczyć coś niepokojącego to oni kompletnie na to się olali, i teraz mają tego efekty.
-Miłosierny dyrektorek od siedmiu boleści- No właśnie, czy dyrektorowi nie zależało na bezpieczeństwie uczniów. Jeżeli nie umiał opanować niektórych z nich to jak można mówić o innych kwestiach.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Wto Gru 01, 2015 5:41 pm
Podczas gdy Poppy zajmowała się Gryfonką i Ślizgonem przy jednym z łóżek, główna pielęgniarka: Cornelia Selwyn zdążyła wrócić do Skrzydła Szpitalnego i wspomóc wreszcie swoją praktykantkę. Nie liczyła na to, że zastanie nawał pracy, w końcu najgorzej bywało tuż po meczach, a zdążyli już odetchnąć po ostatnim, ale jak zwykle życie w Hogwarcie lubiło być zaskakujące. Dlatego kobieta ledwie zdążyła zdjąć płaszcz, a do sali w pośpiechu wpadła dwójka uczniów, z czego jeden wręcz słaniał się na nogach. Kobieta szybko narzuciła na siebie fartuch i podeszła szybkim krokiem do łóżka, po drodze w pośpiechu zawiązując niedbale kokardę za plecami.
- Co się stało? Na brodę Merlina! – kobieta w pierwszej chwili aż zaniemówiła na widok Puchona, którego teraz już nieomal całą twarz pokrywała zastygła skorupa krwi, a jej najświeższe, lśniące w świetle oznaki miały źródło w okolicach oka. Modliła się w duchu, by to wszystko było spowodowane przez rozcięty łuk brwiowy. - Nie kładź się, musisz siedzieć pochylony, lepiej, żeby krew spływała. Proszę, przytrzymaj to przy twarzy, a ja zaraz wracam! - wsunęła chłopakowi w dłoń poskładaną, czystą gazę i pomogła właściwie przyłożyć ją do zagadkowej rany, nadal przytrzymując jego głowę pochyloną. Ruszyła się i przeszła szybkim krokiem w kierunku jednego ze zlewów, gdzie zaklęciem przywołała do siebie miskę, którą stopniowo napełniła letnią wodą. Wprawnymi ruchami zgarnęła do fartucha ręcznik, maść na opuchlizny, eliksir wiggenowy i przeciwbólowy, po czym szybkim krokiem powróciła do łóżka, przyklękując przy pochylonym chłopaku i odgarnęła jego dłoń z twarzy. Przy pomocy zaklęcia Tergeo udało jej się w większości oczyścić twarz z zaschniętej krwi i przyjrzeć lepiej ranie, stwierdzając z przerażeniem, że to nie naruszona żyła w łuku brwiowym spowodowała to zamieszanie, ale samo... oko.
- Matko jedyna... Wypij to. Zatamuje krwawienie, proszę. - w pośpiechu odkorkowała niewielką fiolkę z podstawowym eliksirem leczącym i wsunęła ją w dłoń chłopaka. - Powiedz mi w skrócie co się stało, czy to robota zaklęcia? - spytała rzeczowo, czując, że od tego pytania zależy dalsza ścieżka leczenia. Jeśli był to tylko głupi wypadek, to oko dałoby się jeszcze uratować.
- Co się stało? Na brodę Merlina! – kobieta w pierwszej chwili aż zaniemówiła na widok Puchona, którego teraz już nieomal całą twarz pokrywała zastygła skorupa krwi, a jej najświeższe, lśniące w świetle oznaki miały źródło w okolicach oka. Modliła się w duchu, by to wszystko było spowodowane przez rozcięty łuk brwiowy. - Nie kładź się, musisz siedzieć pochylony, lepiej, żeby krew spływała. Proszę, przytrzymaj to przy twarzy, a ja zaraz wracam! - wsunęła chłopakowi w dłoń poskładaną, czystą gazę i pomogła właściwie przyłożyć ją do zagadkowej rany, nadal przytrzymując jego głowę pochyloną. Ruszyła się i przeszła szybkim krokiem w kierunku jednego ze zlewów, gdzie zaklęciem przywołała do siebie miskę, którą stopniowo napełniła letnią wodą. Wprawnymi ruchami zgarnęła do fartucha ręcznik, maść na opuchlizny, eliksir wiggenowy i przeciwbólowy, po czym szybkim krokiem powróciła do łóżka, przyklękując przy pochylonym chłopaku i odgarnęła jego dłoń z twarzy. Przy pomocy zaklęcia Tergeo udało jej się w większości oczyścić twarz z zaschniętej krwi i przyjrzeć lepiej ranie, stwierdzając z przerażeniem, że to nie naruszona żyła w łuku brwiowym spowodowała to zamieszanie, ale samo... oko.
- Matko jedyna... Wypij to. Zatamuje krwawienie, proszę. - w pośpiechu odkorkowała niewielką fiolkę z podstawowym eliksirem leczącym i wsunęła ją w dłoń chłopaka. - Powiedz mi w skrócie co się stało, czy to robota zaklęcia? - spytała rzeczowo, czując, że od tego pytania zależy dalsza ścieżka leczenia. Jeśli był to tylko głupi wypadek, to oko dałoby się jeszcze uratować.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Wto Gru 01, 2015 7:39 pm
Czy chłopak jak na razie dopuszczał do siebie myśl, że to oko może być już stracone? nie, był zbyt wściekły aby o takich rzeczach w ogóle myśleć. Gdyby nie fakt, że ledwo się trzymał na nogach, pobiegł by za tą wariatką i po prostu zabił by gołymi rękami. Na szczęście pielęgniarka nie pozwoliła mu za długo cierpieć. Od razu zajęła się nim, po zmuszając do tego aby pochylił głowę w dół. Czuł jak krew nadal spływała, i nie było to wcale przyjemne uczucie. W buzi czuł ten specyficzny metaliczny smak, do którego w tej chwili już się przyzwyczaił. Nim ten zdążył coś zrobić, powiedzieć czysta gaza już znajdowała się przy jego oku, a ten po prostu ją przytrzymywał drżącą ręką. Dopiero teraz kiedy cała adrenalina z niego schodziła, czuł jak całe ciało ogarnia fala zimnych dreszczy. Cóż ten kto uważa, że on się nie bał był w błędzie. Ta cała sytuacja go przerażała, ile jeszcze wariatów znajduje się w tej szkole, kto jeszcze może być zagrożony.
-Chciałem ją tylko podnieść... a ta wariatka się rzuciła we mnie z różdżką, i wbiła w oko- Mruknął po czym posłusznie wypił zawartość fiolki. Fakt może nie był dla niej zbyt miły, ale przecież nie zrobił niczego takiego co by mogło zmotywować ją do aż tak agresywnej reakcji. Tym bardziej, że potem naprawdę chciał się poprawić. Było mu głupio, że tak na nią napadł, i chciał jakoś przeprosić, i jak zwykle skończyło się na tym, że to on najgorzej oberwał. W sumie powinien był się do tego jeszcze przyzwyczaić.
-Chciałem ją tylko podnieść... a ta wariatka się rzuciła we mnie z różdżką, i wbiła w oko- Mruknął po czym posłusznie wypił zawartość fiolki. Fakt może nie był dla niej zbyt miły, ale przecież nie zrobił niczego takiego co by mogło zmotywować ją do aż tak agresywnej reakcji. Tym bardziej, że potem naprawdę chciał się poprawić. Było mu głupio, że tak na nią napadł, i chciał jakoś przeprosić, i jak zwykle skończyło się na tym, że to on najgorzej oberwał. W sumie powinien był się do tego jeszcze przyzwyczaić.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Wto Gru 01, 2015 8:36 pm
Kobieta wpatrywała się intensywnie w chłopaka, nie bardzo wiedząc, czy już skazywać zmysł wzroku w tym oku na straty, czy walczyć o niego. Największa walka, jaka ją czekała, to poinformowanie tego biednego chłopca o jej decyzji. Wszystko zależało od tego, co jej pacjent powie – choć w obecnej chwili nie zamierzała dokładnie wypytywać kto i dlaczego to zrobił, od tego byli opiekunowie domów, których zamierzała niezwłocznie o tym poinformować, tuż po pomocy temu biedakowi.
Kiwnęła szybko głową.
- Rozumiem, ale tylko wbiła różdżkę? Wymówiła jakieś zaklęcie, czy nie? - upewniała się, mimo lekkiego drżenia dłoni nadal brzmiąc spokojnie i bardzo rzeczowo. Nawet jeśli widziała w życiu gorsze rzeczy, to nie umniejszało to faktu, iż nie czerpała przyjemności z kontaktów z tak poważnymi uszkodzeniami ciała. Połamane kości były niczym w porównaniu z odtworzeniem tak wrażliwego i skomplikowanego tworu jak oko – zwłaszcza, kiedy zaatakowano je zaklęciem. - Spróbuj rozchylić powieki, muszę się temu przyjrzeć. – odparła, ujmując twarz Puchona w chłodne dłonie i czekając, aż ten odsłoni przed nią ranę. Musiała zobaczyć ile jeszcze (niezależnie jak okropnie to brzmi) z oka zostało w oczodole. Im więcej tym lepiej, jeśli nadal tam było, to nadmierna Panika była tu już nawet niewskazana.
Kiwnęła szybko głową.
- Rozumiem, ale tylko wbiła różdżkę? Wymówiła jakieś zaklęcie, czy nie? - upewniała się, mimo lekkiego drżenia dłoni nadal brzmiąc spokojnie i bardzo rzeczowo. Nawet jeśli widziała w życiu gorsze rzeczy, to nie umniejszało to faktu, iż nie czerpała przyjemności z kontaktów z tak poważnymi uszkodzeniami ciała. Połamane kości były niczym w porównaniu z odtworzeniem tak wrażliwego i skomplikowanego tworu jak oko – zwłaszcza, kiedy zaatakowano je zaklęciem. - Spróbuj rozchylić powieki, muszę się temu przyjrzeć. – odparła, ujmując twarz Puchona w chłodne dłonie i czekając, aż ten odsłoni przed nią ranę. Musiała zobaczyć ile jeszcze (niezależnie jak okropnie to brzmi) z oka zostało w oczodole. Im więcej tym lepiej, jeśli nadal tam było, to nadmierna Panika była tu już nawet niewskazana.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Wto Gru 01, 2015 8:55 pm
-Gdyby wsadziła mi różdżkę w oko i rzuciła jakimś zaklęciem to nie wydaje mi się czy byłoby co ze mnie zbierać- Chłopak zawsze tego typu rzeczy przyrównywał do broni palnej. Był niemal pewien, że takie zaklęcia przeleciało by przez niego na wylot.
-Tak czy inaczej nic nie powiedziała, po prostu rzuciła się na mnie, wbiła różdżkę, a potem uciekła. Niech ja ją dorwę tylko...- Mruknął trzymając nadal dłoń przy oku. A w chwili kiedy ta poprosiła aby spróbował uchylić powieki... cóż napisałabym, że otworzył je szeroko ze zdziwienia, ale nie był w stanie tego zrobić.
-Pani nie mówi poważnie?- Mruknął, ale widząc jej minę... tak przynajmniej mu się wydawało, że to ta mina, to ona wcale nie żartowała. Dlatego też odsunął gazę od chorego oka i przez chwilę walczył z bólem. W końcu udało mu się otworzyć obydwoje oczy, ból który przeszły jego ciało sprawił, że aż ciemno zrobiło mu się przed oczami, łzy napłynęły do oczu, a jak dobrze wiecie łzy są słone, na skutek czego po za bólem w chorym oku, pojawiło się straszne pieczenie, które powodowało wytwarzania się tylko więcej łez w jego oku. I tak po policzkach zaczęły mu spływać krople, z czego po lewej stronie były one pięknie zabarwione na czerwono.
-Tak czy inaczej nic nie powiedziała, po prostu rzuciła się na mnie, wbiła różdżkę, a potem uciekła. Niech ja ją dorwę tylko...- Mruknął trzymając nadal dłoń przy oku. A w chwili kiedy ta poprosiła aby spróbował uchylić powieki... cóż napisałabym, że otworzył je szeroko ze zdziwienia, ale nie był w stanie tego zrobić.
-Pani nie mówi poważnie?- Mruknął, ale widząc jej minę... tak przynajmniej mu się wydawało, że to ta mina, to ona wcale nie żartowała. Dlatego też odsunął gazę od chorego oka i przez chwilę walczył z bólem. W końcu udało mu się otworzyć obydwoje oczy, ból który przeszły jego ciało sprawił, że aż ciemno zrobiło mu się przed oczami, łzy napłynęły do oczu, a jak dobrze wiecie łzy są słone, na skutek czego po za bólem w chorym oku, pojawiło się straszne pieczenie, które powodowało wytwarzania się tylko więcej łez w jego oku. I tak po policzkach zaczęły mu spływać krople, z czego po lewej stronie były one pięknie zabarwione na czerwono.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Sro Gru 02, 2015 12:12 am
Kobieta puściła w niepamięć lekko uszczypliwy komentarz.
- Nie koniecznie, są różne zaklęcia, ale jeśli nic nie powiedziała, to dobrze. To bardzo dobrze. – chciała w pierwszej chwili z przyzwyczajenia rzucić, że w takim razie rosną szanse na to, że ocali jego wzrok, ale czuła w kościach, że nadmierna szczerość i niefrasobliwość względem pacjentów będących najpewniej nadal w szoku pourazowym, nigdy nie prowadziła do uspokojenia ich emocji. I wprowadzenia w Skrzydle niewzruszonego spokoju, a jej nie wkładała w ręce wymaganego berła panowania nad sytuacją.
Pielęgniarka kiwnęła pospiesznie głową.
- Owszem mówię poważnie. Żeby ocenić ranę muszę ją najpierw zobaczyć. – stwierdziła jasno i poczekała, aż chłopak dla własnego dobra posłucha, nie miała w końcu w planach siłowania się z nim, i tak zachowywał się bardzo spokojnie jak na kogoś z taką raną, za co była mu w duchu bardzo wdzięczna. Z kamienną miną przyjrzała się obojgu oczu, kontrolnie sprawdzając czy z drugim na pewno jest wszystko w porządku i pośpiesznie otarła kciukiem krwawe łzy z jednego z policzków, przyglądając się głębokiej ale na szczęście mało rozległej ranie. - Już, wystarczy zamknij. Możesz usiąść głębiej na łóżku, ale póki co jeszcze się nie kładź. – nie wyglądała na przerażoną i w istocie nie była, choć była pewna, że po tym incydencie zostanie ślad i to nie tylko na psychice. Wstała z kucek i machnęła różdżką, szepcząc zaklęcia i przesuwając pojękujące na kółkach kotary tak, by otoczyły łóżko Pana Takano z trzech stron, czwartą osłaniała ściana za wezgłowiem – by ta delikatna operacja nie ściągała uwagi zbyt wielu gapiów.
- Zaraz wrócę, proszę tylko wypić jeszcze to, uśmierzy ból. - podsunęła bliżej drugą fiolkę, którą wcześniej wyjęła z głębokiej kieszeni fartucha i na moment opuściła ten prowizoryczny „pokoik” na rzecz udania się do składzika po dużo cięższą artylerię. Tam musiała zmieszać ze sobą dwa różne eliksiry w odpowiednich dawkach tak, by osiągnąć zadowalające efekty i nie skrzywdzić Puchona jeszcze bardziej. Zgarnęła jeszcze stamtąd niewyciąganą jeszcze z opakowania pipetę i białą lekarską opaskę na oko, po czym wróciła na główną salę, kontem oka kontrolując czy jej praktykantka radzi sobie z problemem przy innym łóżko, ale wszystko wskazywało na to, że tak. Dlatego bez dłuższej zwłoki znalazła się z powrotem obok jej pacjenta i z cichym zgrzytem przysunęła krzesło bliżej łóżka, a przyniesione przedmioty odłożyła póki co na nocną szafkę.
- Możesz się już położyć. Teraz jak najwięcej leku musi dostać się do oka, dlatego będę zmuszona prosić cie, żebyś otworzył je jeszcze raz, ale już nie koniecznie tak szeroko. Poza tym może trochę zaboleć, ale to na szczęście nie szczególnie długi proces – przynajmniej samo podawanie eliksiru. - tłumaczyła cierpliwie, odpakowując pipetę i umieszczając ją we fiolce, by nabrać znaczną część do jej wnętrza. Z pipety mogła znacznie lepiej kontrolować celność, z jaką rozprzestrzeniała płyn, niż w razie wypadku, jakby miała lać z wychylanego naczyńka. Choć podejrzewała, że przyrząd mógł w pierwszej chwili dzięki kształtowi wyglądać tak, jakby zamierzała go wbić w już zrobioną przez jakiegoś szaleńca dziurę w oku chłopaka. To było na szczęście mylne wrażenie. Pochyliła się nad Azjatą i tym razem ignorując ewentualne łzy i wzdrygnięcia, kciukiem z wprawą i całkiem matczyną delikatnością przytrzymała górną powiekę jego oka i bez czekania upuściła na nie całą zawartość leku, zanim chłopak w ogóle zdążyłby nabrać ochoty na to, by mrugnąć. Tuż po tym oparła dłoń, na jego ramieniu, powstrzymując go przed ewentualną, automatyczną chęcią przeniesienia się do pozycji siedzącej.
Lek nie bolał, ale szczypał przy kontakcie ze słonymi łzami, a poza tym dawał nieprzyjemne uczucie kontaktu odsłoniętej, żywej rany z chłodem jakiegoś lejącego się specyfiku, który zdawał się natychmiast wchłaniać w tkankę.
- Nie koniecznie, są różne zaklęcia, ale jeśli nic nie powiedziała, to dobrze. To bardzo dobrze. – chciała w pierwszej chwili z przyzwyczajenia rzucić, że w takim razie rosną szanse na to, że ocali jego wzrok, ale czuła w kościach, że nadmierna szczerość i niefrasobliwość względem pacjentów będących najpewniej nadal w szoku pourazowym, nigdy nie prowadziła do uspokojenia ich emocji. I wprowadzenia w Skrzydle niewzruszonego spokoju, a jej nie wkładała w ręce wymaganego berła panowania nad sytuacją.
Pielęgniarka kiwnęła pospiesznie głową.
- Owszem mówię poważnie. Żeby ocenić ranę muszę ją najpierw zobaczyć. – stwierdziła jasno i poczekała, aż chłopak dla własnego dobra posłucha, nie miała w końcu w planach siłowania się z nim, i tak zachowywał się bardzo spokojnie jak na kogoś z taką raną, za co była mu w duchu bardzo wdzięczna. Z kamienną miną przyjrzała się obojgu oczu, kontrolnie sprawdzając czy z drugim na pewno jest wszystko w porządku i pośpiesznie otarła kciukiem krwawe łzy z jednego z policzków, przyglądając się głębokiej ale na szczęście mało rozległej ranie. - Już, wystarczy zamknij. Możesz usiąść głębiej na łóżku, ale póki co jeszcze się nie kładź. – nie wyglądała na przerażoną i w istocie nie była, choć była pewna, że po tym incydencie zostanie ślad i to nie tylko na psychice. Wstała z kucek i machnęła różdżką, szepcząc zaklęcia i przesuwając pojękujące na kółkach kotary tak, by otoczyły łóżko Pana Takano z trzech stron, czwartą osłaniała ściana za wezgłowiem – by ta delikatna operacja nie ściągała uwagi zbyt wielu gapiów.
- Zaraz wrócę, proszę tylko wypić jeszcze to, uśmierzy ból. - podsunęła bliżej drugą fiolkę, którą wcześniej wyjęła z głębokiej kieszeni fartucha i na moment opuściła ten prowizoryczny „pokoik” na rzecz udania się do składzika po dużo cięższą artylerię. Tam musiała zmieszać ze sobą dwa różne eliksiry w odpowiednich dawkach tak, by osiągnąć zadowalające efekty i nie skrzywdzić Puchona jeszcze bardziej. Zgarnęła jeszcze stamtąd niewyciąganą jeszcze z opakowania pipetę i białą lekarską opaskę na oko, po czym wróciła na główną salę, kontem oka kontrolując czy jej praktykantka radzi sobie z problemem przy innym łóżko, ale wszystko wskazywało na to, że tak. Dlatego bez dłuższej zwłoki znalazła się z powrotem obok jej pacjenta i z cichym zgrzytem przysunęła krzesło bliżej łóżka, a przyniesione przedmioty odłożyła póki co na nocną szafkę.
- Możesz się już położyć. Teraz jak najwięcej leku musi dostać się do oka, dlatego będę zmuszona prosić cie, żebyś otworzył je jeszcze raz, ale już nie koniecznie tak szeroko. Poza tym może trochę zaboleć, ale to na szczęście nie szczególnie długi proces – przynajmniej samo podawanie eliksiru. - tłumaczyła cierpliwie, odpakowując pipetę i umieszczając ją we fiolce, by nabrać znaczną część do jej wnętrza. Z pipety mogła znacznie lepiej kontrolować celność, z jaką rozprzestrzeniała płyn, niż w razie wypadku, jakby miała lać z wychylanego naczyńka. Choć podejrzewała, że przyrząd mógł w pierwszej chwili dzięki kształtowi wyglądać tak, jakby zamierzała go wbić w już zrobioną przez jakiegoś szaleńca dziurę w oku chłopaka. To było na szczęście mylne wrażenie. Pochyliła się nad Azjatą i tym razem ignorując ewentualne łzy i wzdrygnięcia, kciukiem z wprawą i całkiem matczyną delikatnością przytrzymała górną powiekę jego oka i bez czekania upuściła na nie całą zawartość leku, zanim chłopak w ogóle zdążyłby nabrać ochoty na to, by mrugnąć. Tuż po tym oparła dłoń, na jego ramieniu, powstrzymując go przed ewentualną, automatyczną chęcią przeniesienia się do pozycji siedzącej.
Lek nie bolał, ale szczypał przy kontakcie ze słonymi łzami, a poza tym dawał nieprzyjemne uczucie kontaktu odsłoniętej, żywej rany z chłodem jakiegoś lejącego się specyfiku, który zdawał się natychmiast wchłaniać w tkankę.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Sro Gru 02, 2015 12:26 am
Oj tak na chwilę obecną był wyjątkowo posłuszny, w końcu nic dziwnego. Nie miał kompletnie siły i ochoty na to aby się przekomarzać z pielęgniarką. Z resztą... czy to na chwilę obecną miało jakiś sens. Jak najbardziej mógł się sprzeciwiać, nie wyrażać zgody na leczenie, ale co by to dało. Męczyłby się i najpewniej jego lewe oko byłoby całkowicie nie do użytku, a tak przynajmniej rana się zaleczy i nie będzie wyglądać tak paskudnie jak obecnie.
Puchon wziął bez słowa od niej kolejną fiolkę której zawartość od razu wlał sobie do ust krzywiąc się przy tym lekko. Te lekarstwa nigdy nie były dobre. Ten pozostawiał na języku jakiś strasznie gorzki posmak, który z każdą chwilą nasilał się coraz bardziej. Mimo tego, że smakował obrzydliwie, to faktycznie po kilku minutach ból jak by zelżał. Nadal był odczuwalny, ale nie był tak upierdliwy jak jeszcze przed chwilą. Kyohei siedział na łóżku rozmyślając nad tym co zrobi tej dziewczynie kiedy tylko jeszcze raz ujrzy ją. Nigdy nie stosował przemocy co do kobiet, do nich miał akurat wielki szacunek, ale dla tej jednej osoby bardzo chętnie zrobi wyjątek. Jeżeli tak bardzo chce cierpieć, to on jej to załatwi i to bardzo szybko.
Z jego rozmyślań nad ewentualną zemstą wyrwała go pielęgniarka, która to kazała mu się położyć, co z resztą też uczynił.
-Zwari...- Chciał już coś powiedzieć, sprzeciwić się po raz kolejny, kiedy ta po prostu wpuściła mu do oka parę kropel jakiegoś płynu. Kyo syknął z bólu, i faktycznie jego mięśnie od razu się napięły gotowe do tego aby poderwać jego ciało, byle jak najdalej od tego eliksiru. Niestety, dłoń pielęgniarki skutecznie blokowała mu ruch. Przez pewien czas leżał tak spięty, i lekko uniesiony, ale w końcu się rozluźnił i opadł na łóżku cicho sapiąc.
-J... jeżeli to jest trochę... to naprawdę trzeba u Pani przewartościować pojęcie bólu- Chociaż faktycznie, w porównaniu z tym co jeszcze przed chwilą miał w oku, to faktycznie ten ból był niczym, chociaż do czegoś przyjemnego też nie można go zaliczyć.
Puchon wziął bez słowa od niej kolejną fiolkę której zawartość od razu wlał sobie do ust krzywiąc się przy tym lekko. Te lekarstwa nigdy nie były dobre. Ten pozostawiał na języku jakiś strasznie gorzki posmak, który z każdą chwilą nasilał się coraz bardziej. Mimo tego, że smakował obrzydliwie, to faktycznie po kilku minutach ból jak by zelżał. Nadal był odczuwalny, ale nie był tak upierdliwy jak jeszcze przed chwilą. Kyohei siedział na łóżku rozmyślając nad tym co zrobi tej dziewczynie kiedy tylko jeszcze raz ujrzy ją. Nigdy nie stosował przemocy co do kobiet, do nich miał akurat wielki szacunek, ale dla tej jednej osoby bardzo chętnie zrobi wyjątek. Jeżeli tak bardzo chce cierpieć, to on jej to załatwi i to bardzo szybko.
Z jego rozmyślań nad ewentualną zemstą wyrwała go pielęgniarka, która to kazała mu się położyć, co z resztą też uczynił.
-Zwari...- Chciał już coś powiedzieć, sprzeciwić się po raz kolejny, kiedy ta po prostu wpuściła mu do oka parę kropel jakiegoś płynu. Kyo syknął z bólu, i faktycznie jego mięśnie od razu się napięły gotowe do tego aby poderwać jego ciało, byle jak najdalej od tego eliksiru. Niestety, dłoń pielęgniarki skutecznie blokowała mu ruch. Przez pewien czas leżał tak spięty, i lekko uniesiony, ale w końcu się rozluźnił i opadł na łóżku cicho sapiąc.
-J... jeżeli to jest trochę... to naprawdę trzeba u Pani przewartościować pojęcie bólu- Chociaż faktycznie, w porównaniu z tym co jeszcze przed chwilą miał w oku, to faktycznie ten ból był niczym, chociaż do czegoś przyjemnego też nie można go zaliczyć.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Sro Gru 02, 2015 3:54 pm
Kobieta bez problemu przytrzymała chłopaka przy materacu i badawczo przyglądała jego twarzy. Powoli czuła pod dłonią jak ciało ucznia przestaje się rzucać, ale mięśnie jeszcze dłuższy czas trwały w nieprzyjemnym spięciu. Powoli odpuszczała na nacisku i w końcu zabrała dłoń, białym ręcznikiem ścierając niewielką ilość eliksiru, która spłynęła na policzek pacjenta spod mocno zaciśniętych powiek.
- Nie było tak źle. – skomentowała i obróciła się na moment, by zgarnąć z szafki nocnej lekarską opaskę na oko, którą zapinało się na odpowiedniej szerokości na tyle głowy. Pozwoliła sobie założyć ją Puchonowi i odetchnęła. - Tylko tyle mogę zrobić, ale zapewniam, że rana się zabliźni, najprawdopodobniej bez śladu na skórze i oko się odnowi, ale może to trochę potrwać. Dlatego póki co lepiej, żebyś się nie męczył i nosił tę opaskę; jeśli grasz w drużynie, to na pewno na jakiś czas musisz zrezygnować z treningów i meczy. No i możesz mieć w trakcie leczenia maleńki problem z dokładnym odmierzaniem odległości, ale normalne przy używaniu opaski. Na ten moment nie jestem w stanie stwierdzić czy wzrok będzie tak samo dobry jak wcześniej, ani jak zachowa się poprzednia barwa tęczówki, ale na pewno będziesz widział – musisz tylko trochę poczekać. – podniosła się z krzesła i wsunęła puste fiolki do kieszeni fartucha. - Możesz tu zostać jak długo chcesz, jeśli nie czujesz się najlepiej, ale jeśli już wyjdziesz, to musimy się umówić, że przyjdziesz do mnie za tydzień, żeby skontrolować jak idzie leczenie. Albo i szybciej, jeśli zacznie się dziać coś niepokojącego jak bóle, krwawienie albo ropienie. Na ten moment mogę tylko ostrzec, że podczas odbudowy będzie łaskotać, ale nie muszę chyba mówić, że nie należy tego drapać. - uśmiechnęła się nijako. - Nie forsuj się już dzisiaj. Przyniosę ci jeszcze wody.
Jak powiedziała, tak zrobiła; po swoim krótkim zniknięciu doniosła jeszcze Puchonowi dzbanek z wodą oraz czystą szklankę i zostawiła go w spokoju, żeby zająć się swoimi sprawami.
- Nie było tak źle. – skomentowała i obróciła się na moment, by zgarnąć z szafki nocnej lekarską opaskę na oko, którą zapinało się na odpowiedniej szerokości na tyle głowy. Pozwoliła sobie założyć ją Puchonowi i odetchnęła. - Tylko tyle mogę zrobić, ale zapewniam, że rana się zabliźni, najprawdopodobniej bez śladu na skórze i oko się odnowi, ale może to trochę potrwać. Dlatego póki co lepiej, żebyś się nie męczył i nosił tę opaskę; jeśli grasz w drużynie, to na pewno na jakiś czas musisz zrezygnować z treningów i meczy. No i możesz mieć w trakcie leczenia maleńki problem z dokładnym odmierzaniem odległości, ale normalne przy używaniu opaski. Na ten moment nie jestem w stanie stwierdzić czy wzrok będzie tak samo dobry jak wcześniej, ani jak zachowa się poprzednia barwa tęczówki, ale na pewno będziesz widział – musisz tylko trochę poczekać. – podniosła się z krzesła i wsunęła puste fiolki do kieszeni fartucha. - Możesz tu zostać jak długo chcesz, jeśli nie czujesz się najlepiej, ale jeśli już wyjdziesz, to musimy się umówić, że przyjdziesz do mnie za tydzień, żeby skontrolować jak idzie leczenie. Albo i szybciej, jeśli zacznie się dziać coś niepokojącego jak bóle, krwawienie albo ropienie. Na ten moment mogę tylko ostrzec, że podczas odbudowy będzie łaskotać, ale nie muszę chyba mówić, że nie należy tego drapać. - uśmiechnęła się nijako. - Nie forsuj się już dzisiaj. Przyniosę ci jeszcze wody.
Jak powiedziała, tak zrobiła; po swoim krótkim zniknięciu doniosła jeszcze Puchonowi dzbanek z wodą oraz czystą szklankę i zostawiła go w spokoju, żeby zająć się swoimi sprawami.
- Kyohei Takano
Re: Łóżka
Sro Gru 02, 2015 8:28 pm
W końcu leczenie się zakończyło, i chociaż efektów nie było widać od razu, to przynajmniej ból przestał aż tak mu dokuczać. Nim zdążył zaprotestować, na jego oku znalazła się opaska, z którą czuł się w tej chwili jak skończony kretyn, ale co on mógł na to poradzić. W sumie chciał czy nie musiał się zgodzić z pielęgniarką, że taki krok był niezbędny. Nie chciałby teraz drażnić tego oka. Badyl tej dziewczyny wystarczająco to zrobił.
-Dobra... jak coś się będzie działo to przyjdę- Mruknął i wstał z łóżka, ale zrobił to oczywiście zbyt gwałtownie i zakręciło mu się trochę w głowie. Dlatego też jego postać zaraz ponownie wylądowała na łóżku. Czekał aż mroczki przed oczami w końcu mu zniknął, a kiedy to się stało zobaczył, że pielęgniarka przyniosła mu szklankę wody, którą z resztą w przeciągu kilku minut opróżnił. Przyjemnie chłodna woda rozeszła się po jego ciele, dając przyjemne uczucie ulgi. Posiedział jeszcze prze kilka minut, i dopiero wtedy powoli wstał. Wyszedł zza kotary którą pielęgniarka zasłoniła jego łóżko i bez słowa udał się do wyjścia. Chciał iść stąd jak najszybciej. Nie lubił szpitali, ani niczego co z medycyną było związane. I może faktycznie lepiej by było jak by poleżał jeszcze trochę, ale w końcu on nikogo nie słucha i zawsze robi tak jak mu się wydaje za słuszne.
z/t
-Dobra... jak coś się będzie działo to przyjdę- Mruknął i wstał z łóżka, ale zrobił to oczywiście zbyt gwałtownie i zakręciło mu się trochę w głowie. Dlatego też jego postać zaraz ponownie wylądowała na łóżku. Czekał aż mroczki przed oczami w końcu mu zniknął, a kiedy to się stało zobaczył, że pielęgniarka przyniosła mu szklankę wody, którą z resztą w przeciągu kilku minut opróżnił. Przyjemnie chłodna woda rozeszła się po jego ciele, dając przyjemne uczucie ulgi. Posiedział jeszcze prze kilka minut, i dopiero wtedy powoli wstał. Wyszedł zza kotary którą pielęgniarka zasłoniła jego łóżko i bez słowa udał się do wyjścia. Chciał iść stąd jak najszybciej. Nie lubił szpitali, ani niczego co z medycyną było związane. I może faktycznie lepiej by było jak by poleżał jeszcze trochę, ale w końcu on nikogo nie słucha i zawsze robi tak jak mu się wydaje za słuszne.
z/t
- Jeffrey Woods
Re: Łóżka
Pon Mar 14, 2016 9:34 pm
Początkowo o'Connell prawie wyniósł go z klasy, ale bardziej jak nieznośnego bachora niż jak swoją jedyną, prawilną księżniczkę. Potem go jeszcze trochę niósł, a w połowie drogi Woods musiał już majtać własnymi nóżkami, wleczony na coraz niższe pietra. Ślizgonik potykał się o swoje buciki, bo towarisz tempo miał słuszne i najwyraźniej albo spieszno mu było do mordu, albo do dobrych ocen, by nie kiblować tu do trzydziestki.
Jeffreyowi udało się jednak przeszorować kolanami po posadzce tylko dwa razy, z czego ten drugi nastąpił tuż przed drzwiami do Skrzydła Szpitalnego, zmuszając tym samym bruneta do zatrzymania się i poświecenia chwili na podźwigniecie swojej kuli u nogi (czy w tym przypadku: u rękawa) do góry. Za jedną łapę, bo drugą Jeff trzymał niezmiennie przy rozkwaszonej gębie, czując jak krew między palcami zasycha i tworzy ściągającego skórę łaskoczącego strupa. Poza tymi wszystkimi anomaliami milczał i jedynie po raz kolejny (za pierwszym razem, jak czarnowłosy zapoczątkował bitwę na sztejki na ONMS), dygotał na całym ciele, wczepiony w starszego, wyższego i mocarniejszego kolegę jak koala w płonący las. Koala, który też płonie. Innymi słowy: przysechł (można by pomyśleć) bezpowrotnie. Dopiero chwytem łomo-podobnym został odklejony od swojego transportu i posadzony na mięciutkiej, zajeżdżającej sterylnie anty-alergicznym proszkiem do prania pościeli. Zaczął grzać na niej dupę bucząc i zerkając jednym, niezalanym juchą, okiem na Gryffona, którego teraz już chyba tylko jakiś świetny obowiązek trzymał na miejscu, ale po wkroczeniu pielęgniarki najwyraźniej dostał mentalną zgodę na odmaszerowanie.
Albo i nie.
- Ej, o'Connell! - wrzasnął za nim sepleniąc z leksza i po lekkim odwróceniu na wyrze, wycelował różdżką w jego powoli oddalający się zad. - Evanesco!
Raz, dwa, trzy, dziś bez spodni chodzisz ty~!
Jeffreyowi udało się jednak przeszorować kolanami po posadzce tylko dwa razy, z czego ten drugi nastąpił tuż przed drzwiami do Skrzydła Szpitalnego, zmuszając tym samym bruneta do zatrzymania się i poświecenia chwili na podźwigniecie swojej kuli u nogi (czy w tym przypadku: u rękawa) do góry. Za jedną łapę, bo drugą Jeff trzymał niezmiennie przy rozkwaszonej gębie, czując jak krew między palcami zasycha i tworzy ściągającego skórę łaskoczącego strupa. Poza tymi wszystkimi anomaliami milczał i jedynie po raz kolejny (za pierwszym razem, jak czarnowłosy zapoczątkował bitwę na sztejki na ONMS), dygotał na całym ciele, wczepiony w starszego, wyższego i mocarniejszego kolegę jak koala w płonący las. Koala, który też płonie. Innymi słowy: przysechł (można by pomyśleć) bezpowrotnie. Dopiero chwytem łomo-podobnym został odklejony od swojego transportu i posadzony na mięciutkiej, zajeżdżającej sterylnie anty-alergicznym proszkiem do prania pościeli. Zaczął grzać na niej dupę bucząc i zerkając jednym, niezalanym juchą, okiem na Gryffona, którego teraz już chyba tylko jakiś świetny obowiązek trzymał na miejscu, ale po wkroczeniu pielęgniarki najwyraźniej dostał mentalną zgodę na odmaszerowanie.
Albo i nie.
- Ej, o'Connell! - wrzasnął za nim sepleniąc z leksza i po lekkim odwróceniu na wyrze, wycelował różdżką w jego powoli oddalający się zad. - Evanesco!
Raz, dwa, trzy, dziś bez spodni chodzisz ty~!
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Pon Mar 14, 2016 9:34 pm
The member 'Jeffrey Woods' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
- David o'Connell
Re: Łóżka
Pon Mar 14, 2016 10:28 pm
Starał się iść na tyle szybko, żeby mieć szansę na powrót na zajęcia i jednocześnie na tyle powoli, żeby nie wlec za sobą poszkodowanego. To drugie niekoniecznie mu wychodziło, sądząc po tym, że Ślizgon dwukrotnie upadł na kolana. Nie powiedział jednak przy tym ani jednego słowa skargi, nawet nie stęknął. Może nie chciał narażać rozwalonej gęby na większy szwank.
Odstawił go na miejsce, pomoc przyszła, uznał więc swój zasrany obowiązek za wypełniony. Odwrócił się i bez słowa skierował się do wyjścia, myślami już próbując swoich sił w rzucaniu zaklęć na jednym z przygotowanych gnomów. Już prawie zdążył wyjść z pomieszczenia, ale... Usłyszał wołanie, a zaraz po nim poczuł przeciąg na swoich nogach.
Zatrzymał się i popatrzył na swoje pozbawione spodni piszczele. Wyglądał, jakby się na chwilę zawiesił - musiał poprzekładać w głowie swoje priorytety, zanim zrobił następny ruch. Odwrócił się i zmierzył Jeffa kipiącym zirytowaniem spojrzeniem. Kurdupel właśnie udowodnił, że przemeblowanie mordy nie przeszkadza mu w dalszym gadaniu. Zupełnie, jakby milczał tak długo tylko po to, żeby cała reszta widziała w nim ofiarę. Carney w rozpiętej szacie wyglądał teraz jak w zarzuconym o poranku szlafroku. Wrażenie mocno kontrastowało z faktem, że wciąż miał na sobie białą koszulę. Fakt, że krawat zawiązany był raczej niechlujnie ani trochę nie poprawiał sytuacji.
Nie zwracając uwagi na to, że przy Jeffie stała już pani Selwyn wycelował różdżkę w łóżko.
- Evanesco!
Zaklęcie nie zadziałało, co tylko pogłębiło frustrację Davida. Nie powinien próbować na większych, bardziej skomplikowanych rzeczach bez skupienia, bez zastanowienia i targany złością. Wciąż wyciągnięty patyk skierował na Ślizgona.
- Nie mam teraz czasu. - Rzucił przez zęby, wciskając go na powrót do kieszeni szaty. Zrobił zwrot na pięcie i szybko wyszedł z pomieszczenia, żeby nie zdążyć podejść do Jeffreya i zrobić mu większej krzywdy. Nie w obecności pielęgniarki.
Leniwy krok już nie wchodził w rachubę; teraz musiał zdążyć jeszcze ubrać jakieś spodnie. Szedł mocnym tempem, zdeterminowany, żeby jednak przyjść na koniec zajęć. Najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że każda z mijanych osób może podziwiać jego bieliznę.
[zt]
Odstawił go na miejsce, pomoc przyszła, uznał więc swój zasrany obowiązek za wypełniony. Odwrócił się i bez słowa skierował się do wyjścia, myślami już próbując swoich sił w rzucaniu zaklęć na jednym z przygotowanych gnomów. Już prawie zdążył wyjść z pomieszczenia, ale... Usłyszał wołanie, a zaraz po nim poczuł przeciąg na swoich nogach.
Zatrzymał się i popatrzył na swoje pozbawione spodni piszczele. Wyglądał, jakby się na chwilę zawiesił - musiał poprzekładać w głowie swoje priorytety, zanim zrobił następny ruch. Odwrócił się i zmierzył Jeffa kipiącym zirytowaniem spojrzeniem. Kurdupel właśnie udowodnił, że przemeblowanie mordy nie przeszkadza mu w dalszym gadaniu. Zupełnie, jakby milczał tak długo tylko po to, żeby cała reszta widziała w nim ofiarę. Carney w rozpiętej szacie wyglądał teraz jak w zarzuconym o poranku szlafroku. Wrażenie mocno kontrastowało z faktem, że wciąż miał na sobie białą koszulę. Fakt, że krawat zawiązany był raczej niechlujnie ani trochę nie poprawiał sytuacji.
Nie zwracając uwagi na to, że przy Jeffie stała już pani Selwyn wycelował różdżkę w łóżko.
- Evanesco!
Zaklęcie nie zadziałało, co tylko pogłębiło frustrację Davida. Nie powinien próbować na większych, bardziej skomplikowanych rzeczach bez skupienia, bez zastanowienia i targany złością. Wciąż wyciągnięty patyk skierował na Ślizgona.
- Nie mam teraz czasu. - Rzucił przez zęby, wciskając go na powrót do kieszeni szaty. Zrobił zwrot na pięcie i szybko wyszedł z pomieszczenia, żeby nie zdążyć podejść do Jeffreya i zrobić mu większej krzywdy. Nie w obecności pielęgniarki.
Leniwy krok już nie wchodził w rachubę; teraz musiał zdążyć jeszcze ubrać jakieś spodnie. Szedł mocnym tempem, zdeterminowany, żeby jednak przyjść na koniec zajęć. Najwyraźniej nie przeszkadzało mu, że każda z mijanych osób może podziwiać jego bieliznę.
[zt]
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Pon Mar 14, 2016 10:28 pm
The member 'David o'Connell' has done the following action : Rzuć kością
'Lekcja' :
Result :
'Lekcja' :
Result :
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach