- Ciril Hootcher
Re: Łóżka
Sob Kwi 18, 2015 10:14 pm
Ojej! Tam musiało się stać coś naprawdę zajebiaszczego. Gdy on uganiał się po Zakazanym Lesie, na terenie szkoły stało się coś tak niezwykle masakrycznego. Czarny Panie, jeśli to ty, dziękujemy za widowisko. Jeśli to nie byłeś jednak ty... Szkoda. No cóż... Można ci przypisać wiele zasług, więc nic straconego!
Każdy oddech czynił go silniejszym, kolejne doświadczenia napawały go optymizmem. Nic dziwnego, że tak bardzo rwał się do zobaczenia zniszczeń, jakie poczyniła mini rzeź. Już widział przed oczami teatrzyk fruwających w powietrzu części ludzkich ciał, ekscytacja pomagała mu w powrocie do sił.
Spojrzał na Colleta z zaciekawieniem. Jego oczy tliły się potężnym płomieniem, który wskazywał na zainteresowanie opowieściami młodego czarodzieja. Puchon opowiadał z tą nutką wieszczej inteligencji. Było tak, że Ciril wsłuchiwał się w jego słowa jak w najlepsze nuty ulubionych utworów muzycznych.
- Jestem Ciril Hootcher.- przedstawił się najpierw, aby zaraz rozpocząć swoją opowieść.
- Znalazłem chyba wszystkich zaginionych, raczej nie w całości... Po niektórych pozostały jedynie białe kości, albo i kawałki jeszcze krwawiących kończyn. Tam była stara kobieta, która się nimi żywiła. Każdego, kto zapuścił się w okolice jej chatki, wabiła słodka woń jagodowych oparów. Powiadam ci, one naprawdę mąciły w głowie. Kolejne dawki tego trunku dosłownie pozbawiały nas sił...- przerwał stawiając nogi na podłodze. Zimno przeszyło go i wzmogło uczucie, że jednak jest żywy.
- Udało mi się ją zabić. Nie wyszedłem więc na najgorszego. Przeze mnie Gryffindor stracił tylko 25 punktów, zamiast 50 w klasyfikacji domów...- uśmiechnął się, jakby miało to dla niego jakieś znaczenie. W sumie nie przejmował się tą zabawą. 25 punktów to nieduża cena, za przygodę życia.
- Myślisz, że możemy to zrobić?- zapytał odnośnie zobaczenia Błoni z wieży.
- Może uda nam się polatać nad tym całym polem bitwy na miotłach?- uhhhh! To byłaby świetna zabawa. Już czuł ten wiatr we włosach i słodką woń spalonych ciał. Ciekawe czy już zaczęli ich zbierać w jedno miejsce. Może zobaczyłby tam osobie, których nigdy nie lubił? Ojjjj... Fajnie byłoby, gdyby znalazł się tam jeden, może dwóch prefektów? Interesująca konkluzja, ale czy prawdopodobna?
Każdy oddech czynił go silniejszym, kolejne doświadczenia napawały go optymizmem. Nic dziwnego, że tak bardzo rwał się do zobaczenia zniszczeń, jakie poczyniła mini rzeź. Już widział przed oczami teatrzyk fruwających w powietrzu części ludzkich ciał, ekscytacja pomagała mu w powrocie do sił.
Spojrzał na Colleta z zaciekawieniem. Jego oczy tliły się potężnym płomieniem, który wskazywał na zainteresowanie opowieściami młodego czarodzieja. Puchon opowiadał z tą nutką wieszczej inteligencji. Było tak, że Ciril wsłuchiwał się w jego słowa jak w najlepsze nuty ulubionych utworów muzycznych.
- Jestem Ciril Hootcher.- przedstawił się najpierw, aby zaraz rozpocząć swoją opowieść.
- Znalazłem chyba wszystkich zaginionych, raczej nie w całości... Po niektórych pozostały jedynie białe kości, albo i kawałki jeszcze krwawiących kończyn. Tam była stara kobieta, która się nimi żywiła. Każdego, kto zapuścił się w okolice jej chatki, wabiła słodka woń jagodowych oparów. Powiadam ci, one naprawdę mąciły w głowie. Kolejne dawki tego trunku dosłownie pozbawiały nas sił...- przerwał stawiając nogi na podłodze. Zimno przeszyło go i wzmogło uczucie, że jednak jest żywy.
- Udało mi się ją zabić. Nie wyszedłem więc na najgorszego. Przeze mnie Gryffindor stracił tylko 25 punktów, zamiast 50 w klasyfikacji domów...- uśmiechnął się, jakby miało to dla niego jakieś znaczenie. W sumie nie przejmował się tą zabawą. 25 punktów to nieduża cena, za przygodę życia.
- Myślisz, że możemy to zrobić?- zapytał odnośnie zobaczenia Błoni z wieży.
- Może uda nam się polatać nad tym całym polem bitwy na miotłach?- uhhhh! To byłaby świetna zabawa. Już czuł ten wiatr we włosach i słodką woń spalonych ciał. Ciekawe czy już zaczęli ich zbierać w jedno miejsce. Może zobaczyłby tam osobie, których nigdy nie lubił? Ojjjj... Fajnie byłoby, gdyby znalazł się tam jeden, może dwóch prefektów? Interesująca konkluzja, ale czy prawdopodobna?
- Colette Warp
Re: Łóżka
Nie Kwi 19, 2015 5:06 pm
Oto i śmieszne szczęście Panicza Hootchera, które wymykało mu się spomiędzy mocno zaciśniętych pięści i odtaczało jakąś mordownie kilkaset metrów stąd. W końcu w tej konkretnej chwili, kiedy w szkole panował już wielki rygor, wszyscy się bali, po korytarzach przetaczał się gigantyczny wąż, a dotychczas po lesie buszowało coś, co od tygodni porywało uczniów - nie można sobie było wymarzyć lepszej chwili na wjazd na teren Hogwartu i rozróbę w czasie, kiedy część uczniów i nauczycieli była w wiosce, z której niczego nie było widać. No... może nie przeszliby obojętnie wobec walącego się na horyzoncie zamku, ale światełka i pyknięcia na polance obok, były pewnie w całości zakryte przez rozległe lasy i dzielący dwie destynacje dystans. Fala uderzeniowa docierała tam dłużej. Zabawne było to, jak to wszystko wyglądało: inaczej z miejsca uczniów stojących jak ogłupiałe surykatki na schodach przed głównym wejściem, a inaczej z Hogsmeade, gdzie to wszystko przypominało raczej rozgniatanie mrówek na chodniku.
A więc bohater, Ciril Hootcher i jego opowieść.
- Stara kobieta? Po prostu? - minę miał trochę odstręczoną już i tak mało dokładnym, i malowniczym opisem zwłok i resztek tych zwłok. Colette nie potrafił nawet na dobre powstrzymać swojej wyobraźni, która podsunęła mu obraz domku już od startu zbudowanego z części szkieletów różnych żyjątek. - Ale w sensie taka normalna; jakaś wariatka czy była jakimś stworzeniem? - z jednej strony to mogło być coś humanoidalnego, a z drugiej może kompletnie zbzikowana czarownica albo wampirzyca-kanibalka.
Odłożył niechlujnie zakręconą i wygniecioną tubkę z powrotem na nocną szafkę i spiął mięśnie widząc, że chłopak się podnosi. Nie to, żeby miał w zamiarze łapać go jak mdlejącą panienkę, ale kto go tam wie... zarobienie o podłogę nigdy nie należało do rzeczy przyjemnych.
- Wow... ciekawe ile w przyszłości będzie warta twoja Karta Czarodzieja. Strzelisz mi tam autograf? - wyszczerzył się niejako i sam podniósł; chyba coś nie tak było teraz z jego głupimi żarcikami, ale sam czuł, że jak nie rozładuje sobie wewnętrznego ciśnienia to szlak trafi jego stoicki dotychczas spokój i kolejną ustawkę wywoła on sam.
- Myślę, że nie rozpuścili jeszcze dymu zasłaniającego widok z okien, więc mogliby nam nagwizdać z zakazami. Ale z drugiej strony dąb jest daleko i nie liczyłbym na twoim miejscu na jakaś szczególną jakość obrazu. …huh? Na miotłe? - pytanie za sto punktów, Panie Tomiczny, czy chce Pan TO zobaczyć? - W sumie od kilku tygodni myślę, że jak na szóstorocznego moja kartoteka jest podejrzanie pusta i nijaka... - mruknął od razu biorąc za prawdę objawioną to, że ich złapią. Na pewno. - Na parterze jest schowek na miotły.
Zerknął na drugiego ucznia porozumiewawczo.
A więc bohater, Ciril Hootcher i jego opowieść.
- Stara kobieta? Po prostu? - minę miał trochę odstręczoną już i tak mało dokładnym, i malowniczym opisem zwłok i resztek tych zwłok. Colette nie potrafił nawet na dobre powstrzymać swojej wyobraźni, która podsunęła mu obraz domku już od startu zbudowanego z części szkieletów różnych żyjątek. - Ale w sensie taka normalna; jakaś wariatka czy była jakimś stworzeniem? - z jednej strony to mogło być coś humanoidalnego, a z drugiej może kompletnie zbzikowana czarownica albo wampirzyca-kanibalka.
Odłożył niechlujnie zakręconą i wygniecioną tubkę z powrotem na nocną szafkę i spiął mięśnie widząc, że chłopak się podnosi. Nie to, żeby miał w zamiarze łapać go jak mdlejącą panienkę, ale kto go tam wie... zarobienie o podłogę nigdy nie należało do rzeczy przyjemnych.
- Wow... ciekawe ile w przyszłości będzie warta twoja Karta Czarodzieja. Strzelisz mi tam autograf? - wyszczerzył się niejako i sam podniósł; chyba coś nie tak było teraz z jego głupimi żarcikami, ale sam czuł, że jak nie rozładuje sobie wewnętrznego ciśnienia to szlak trafi jego stoicki dotychczas spokój i kolejną ustawkę wywoła on sam.
- Myślę, że nie rozpuścili jeszcze dymu zasłaniającego widok z okien, więc mogliby nam nagwizdać z zakazami. Ale z drugiej strony dąb jest daleko i nie liczyłbym na twoim miejscu na jakaś szczególną jakość obrazu. …huh? Na miotłe? - pytanie za sto punktów, Panie Tomiczny, czy chce Pan TO zobaczyć? - W sumie od kilku tygodni myślę, że jak na szóstorocznego moja kartoteka jest podejrzanie pusta i nijaka... - mruknął od razu biorąc za prawdę objawioną to, że ich złapią. Na pewno. - Na parterze jest schowek na miotły.
Zerknął na drugiego ucznia porozumiewawczo.
- Ciril Hootcher
Re: Łóżka
Czw Kwi 23, 2015 12:26 pm
Czyżby Colette był osobą, której Ciril nieświadomie poszukiwał przez te wszystkie lata? Jak to możliwe, że osoba, o której praktycznie niczego nie wiedział, była w stanie podzielać jego pasję do odczuwania tego, czego inni nie mieli okazji doświadczyć? Spojrzał porozumiewawczo na chłopaka, który wyglądał dość komicznie, gdy kontemplował w głowie informacje przekazywane przez pacjenta. Do prawdy musiało to brzmieć niedorzecznie, że stara kobieta porywała uczniów, mieszkała w centrum Zakazanego Lasu i tam konsumowała swoje ofiary. Nie trzeba być mądrym, aby domyślić się, że nie była to taka zwykła babka, a osoba, której różdżka widziała już wiele.
- Była stara, ale jakaś zdeformowana. Cała chatka była otoczona zaklęciem, które utrudniało czarowanie. Wiele ataków i prób magicznych poszło na marne, gdy krążyliśmy dookoła jej domu. Nic więc dziwnego, ze spokojnie zamieszkiwała tamte tereny. W końcu to było w centrum lasu. Tam z całą pewnością nie miała lekko...- odpowiedział zmierzając w stronę swoich ubrań złożonych w ładną kosteczkę. Coż jednak z tego, gdy były brudne i poplamione krwią. Na bucie dojrzał ślad szkarłatnego płyny pochodzący z twarzy Alexandry.
Bez namysłu zmienił swoje ciuchy. Nie widział żadnych przeciwwskazań, aby robić to w obecności rówieśnika. Na koniec poprawił tylko swoje blond loki i już gotowy był do drogi.
Odwrócił się w stronę swojego rozmówcy.
Uśmeichnął się szczerze, gdy powiedział o schowku. Ciągle mówił tak, że Cirilowi chciało się słuchać.
- Walę te wszystkie punkty, kartoteki i Flitcha. Niech się wszyscy jebią na łeb. Ja chcę tylko dobrze się bawić i robić co mi się żywnie podoba....- powiedział zbliżając się do Warpa.
- No to co? Ruszajmy Smoku Katedralny!- klepnął towarzysza po ramieniu i poczekał aż ten wstanie.
- Prowadź, bo nie wiem gdzie widziałeś te miotły...
I tak to razem wyszli z sali, aby z nowej znajomości poczynić ziarno ekscytacji.
[zt obydwaj]
- Była stara, ale jakaś zdeformowana. Cała chatka była otoczona zaklęciem, które utrudniało czarowanie. Wiele ataków i prób magicznych poszło na marne, gdy krążyliśmy dookoła jej domu. Nic więc dziwnego, ze spokojnie zamieszkiwała tamte tereny. W końcu to było w centrum lasu. Tam z całą pewnością nie miała lekko...- odpowiedział zmierzając w stronę swoich ubrań złożonych w ładną kosteczkę. Coż jednak z tego, gdy były brudne i poplamione krwią. Na bucie dojrzał ślad szkarłatnego płyny pochodzący z twarzy Alexandry.
Bez namysłu zmienił swoje ciuchy. Nie widział żadnych przeciwwskazań, aby robić to w obecności rówieśnika. Na koniec poprawił tylko swoje blond loki i już gotowy był do drogi.
Odwrócił się w stronę swojego rozmówcy.
Uśmeichnął się szczerze, gdy powiedział o schowku. Ciągle mówił tak, że Cirilowi chciało się słuchać.
- Walę te wszystkie punkty, kartoteki i Flitcha. Niech się wszyscy jebią na łeb. Ja chcę tylko dobrze się bawić i robić co mi się żywnie podoba....- powiedział zbliżając się do Warpa.
- No to co? Ruszajmy Smoku Katedralny!- klepnął towarzysza po ramieniu i poczekał aż ten wstanie.
- Prowadź, bo nie wiem gdzie widziałeś te miotły...
I tak to razem wyszli z sali, aby z nowej znajomości poczynić ziarno ekscytacji.
[zt obydwaj]
- Alice Hughes
Re: Łóżka
Czw Kwi 23, 2015 11:25 pm
Nigdy wcześniej widok Skrzydła Szpitalnego nie wzbudził w Alice takiej radości. Jeśli ktokolwiek myślał, że przetransportowanie bezwładnego ciała jest prostym zadaniem - był idiotą. Na zmianę wspomagając się różdżką i rękami dowlokła jednak Pottera na miejsce. Fakt, że przez całą drogę chłopak nie odzyskał przytomności przytłaczał ją i budził niepokój. Nadal jednak oddychał, więc ścierając kropelki potu z czoła i walcząc z paniką przeradzającą się powoli we frustrację skupiła się na bezpiecznym i w miarę bezinwazyjnym dostarczeniu go na miejsce.
Otworzyła drewniane drzwi i podciągnęła Gryfona delikatnie naprzód rozglądając się jednocześnie. Minęła kilka zajętych łóżek i dostrzegając wolne miejsce skierowała się w jego stronę. Machnęła ręką personelowi nie chcąc krzyczeć, by nie zakłócać spokoju reszty pacjentów.
Czekając na podejście pielęgniarki - po raz pierwszy od zejścia z boiska spojrzała na Jamesa spokojniejszym wzrokiem. Na ustach chłopaka nadal gościł uśmiech tryiumfu. Mając wielką nadzieję, że gdy tylko odzyska przytomność uśmiech nie zmieni się w grymas bólu cofnęła się robiąc miejsce.
- Byliśmy na boisku i trafił go tłuczek... - Wyjaśniła pielęgniarce lekko drżącym głosem. - Gdzieś z tyłu... Nie wiem czy w plecy czy w głowę... Uderzył o ziemię, ale chyba nie było już wysoko...
Cofnęła się kilka kolejnych stóp i oparła o ścianę obserwując sytuację i przygryzając nerwowo wargę.
// Sesja nie powiązana czasowo z Cirilem i Warpem
Otworzyła drewniane drzwi i podciągnęła Gryfona delikatnie naprzód rozglądając się jednocześnie. Minęła kilka zajętych łóżek i dostrzegając wolne miejsce skierowała się w jego stronę. Machnęła ręką personelowi nie chcąc krzyczeć, by nie zakłócać spokoju reszty pacjentów.
Czekając na podejście pielęgniarki - po raz pierwszy od zejścia z boiska spojrzała na Jamesa spokojniejszym wzrokiem. Na ustach chłopaka nadal gościł uśmiech tryiumfu. Mając wielką nadzieję, że gdy tylko odzyska przytomność uśmiech nie zmieni się w grymas bólu cofnęła się robiąc miejsce.
- Byliśmy na boisku i trafił go tłuczek... - Wyjaśniła pielęgniarce lekko drżącym głosem. - Gdzieś z tyłu... Nie wiem czy w plecy czy w głowę... Uderzył o ziemię, ale chyba nie było już wysoko...
Cofnęła się kilka kolejnych stóp i oparła o ścianę obserwując sytuację i przygryzając nerwowo wargę.
// Sesja nie powiązana czasowo z Cirilem i Warpem
- James Potter
Re: Łóżka
Nie Kwi 26, 2015 2:04 am
Radość z pierwszego gola uleciała z niego tak prędko, jak tylko się pojawiła. Najpierw poczuł gwałtowny odrzut do przodu, adrenalina podskoczyła mu do granic możliwości, a szaleńczy ból rozszedł się po jego ciele z prędkością błyskawicy. Najgorsze było to chrupnięcie, gdzieś niebezpiecznie blisko kręgosłupa. To już jednak nie miało znaczenia, ponieważ jego świadomość uleciała wraz z odlatającym tłuczkiem. Bezwładne spadanie było w tym momencie jego jedynym przeznaczeniem. Dzięki Alice, stało się to mniej bolesne, jednak dla Jamesa to i tak nie miało już większego znaczenia. Przynajmniej niczego nie czuł, jednak Episkey rzucone przez Puchonkę, musiało odnieść zamierzony skutek. Nawet nie zdawał sobie sprawy z trudu, jakiego musiała sobie uczynić, by dociągnąć go do Skrzydła Szpitalnego. Może gdyby był chociaż odrobinę bardziej świadomy, odciążyłby ją chociaż odrobinę. Ale nie, James Potter nie zawsze tracił przytomność, ale kiedy już to się działo to na amen w pacierzu. Był bezwładnym workiem mięsa i to była jedyna sytuacja, kiedy można było zrobić z nim co tylko się temu komuś podobało. Jednak całe szczęście, że nie zdążył podpaść Alice i ta z męstwem godnym samego Godryka Gryffindora jak i chęcią niesienia pomocy cechującą Helgę Hufflepuff, przetransportowała go do Szpitala, możliwie w jednym kawałku. Teraz leżał w łóżku szpitalnym, z błogim wyrazem twarzy, który nie wiadomo skąd się w ogóle na niej pojawił, niwelując wcześniejszy grymas okropnego bólu. Gdyby ktoś spojrzał na niego, zupełnie by go nie poznał, zwłaszcza, że wyglądał jak anioł, nie człowiek. Taki spokojny. Taki cichy, bez możliwości zabrania głosu, który był przyczyną okropnej opinii na jego temat. Brakowało jeszcze tylko by dłonie miał splecione na piersi, najlepiej z wetkniętym weń bukietem polnych kwiatów.
- Mistrz Gry
Re: Łóżka
Nie Kwi 26, 2015 8:02 pm
W końcu Wasza dwójka jakoś dotarła do Skrzydła Szpitalnego, a tam już zajęły się Wami pielęgniarki. Praktykantka, Poppy Pomfrey słuchała tego, co mówiłaś, a Cornelia Selwyn w tym czasie zajęła się badaniem ciała młodego Gryfona. Sprawdziła jego kręgosłup i kręcąc głową, poszła po kilka buteleczek. Kiedy już wróciła, zwróciła się w stronę Alice.
- Nic mu nie będzie, ale koniecznie musi tu zostać na przynajmniej dwa dni. Niedługo powinien się obudzić. Tłuczek trafił go w kręgosłup i Potter miał wielkie szczęście, że to tylko niewielki uraz. Jednak nie zmienia to faktu, że musi natychmiast poddać się kuracji - powiedziała pielęgniarka, patrząc jak Poppy rusza w stronę jednego z pacjentów, który najwyraźniej się obudził. Fiołkowe oczy Cornelii chwilę później wróciły do Jamesa, który nadal leżał nieruchomo na łóżku, a następnie kobieta sięgnęła po jeden ze specyfików i ostrożnie wsmarowała mu w odpowiednią część pleców. Niedługo po tym otworzyła eliksir wzmacniający i wlała go do ust chłopaka, pilnując by wszystko połknął. Kiedy jego ciało zareagowało krótkim kaszlem, odetchnęła z ulga i ponownie zwróciła się w stronę Puchonki.
- Możesz już iść. Niedługo obiad, a pewnie przyjaciele będą się martwić o Ciebie. Ja w tym czasie dopilnuję pana Pottera.
I pielęgniarka posłała w jej stronę łagodny uśmiech.
I co teraz, Alice? Zamierzałaś poinformować jego przyjaciół, czy też po prostu wrócić do swojego dormitorium i zajrzeć do Gryfona jutro?
- Nic mu nie będzie, ale koniecznie musi tu zostać na przynajmniej dwa dni. Niedługo powinien się obudzić. Tłuczek trafił go w kręgosłup i Potter miał wielkie szczęście, że to tylko niewielki uraz. Jednak nie zmienia to faktu, że musi natychmiast poddać się kuracji - powiedziała pielęgniarka, patrząc jak Poppy rusza w stronę jednego z pacjentów, który najwyraźniej się obudził. Fiołkowe oczy Cornelii chwilę później wróciły do Jamesa, który nadal leżał nieruchomo na łóżku, a następnie kobieta sięgnęła po jeden ze specyfików i ostrożnie wsmarowała mu w odpowiednią część pleców. Niedługo po tym otworzyła eliksir wzmacniający i wlała go do ust chłopaka, pilnując by wszystko połknął. Kiedy jego ciało zareagowało krótkim kaszlem, odetchnęła z ulga i ponownie zwróciła się w stronę Puchonki.
- Możesz już iść. Niedługo obiad, a pewnie przyjaciele będą się martwić o Ciebie. Ja w tym czasie dopilnuję pana Pottera.
I pielęgniarka posłała w jej stronę łagodny uśmiech.
I co teraz, Alice? Zamierzałaś poinformować jego przyjaciół, czy też po prostu wrócić do swojego dormitorium i zajrzeć do Gryfona jutro?
- Alice Hughes
Re: Łóżka
Nie Kwi 26, 2015 10:45 pm
Usta Alice drżały lekko gdy pielęgniarka pochylała się nad Gryfonem. Obserwowała z niepokojem jak bada kręgosłup Jamesa i pobladła gdy pokręciła głową. Czuła się winna... Wyciągnęła go na boisko a to czym się kierowała... Nie chciała nawet o tym myśleć.
Chciałaś szaleństwa to masz...
Na nic zdawały się tłumaczenia, że chłopak i tak zjawiał się na boisku tak często, że tłuczek mógł trafić go w każdym momencie. Nie docierało też do niej, że być może udało jej się nawet pomóc w całej tej sytuacji.
Słysząc słowa pani Selwyn zmarszczyła jedynie brwi i przeniosła spojrzenie na Kapitana Gryfonów. Nieruchomy i spokojny stanowił karykaturę samego siebie. Nigdy nie przypuszczała, że nadejdzie dzień w którym wolała by patrzeć jak Potter demoluje zamek...
Dopiero gdy pielęgniarka podała mu eliksir a James zakaszlał - odetchnęła z ulgą. Zupełnie jak by potrzebowała fizycznego dowodu na to, że żyje. Czując się jak by coś ciężkiego spadło jej z ramion wyprostowała się, nieświadoma wcześniej tego, że w ogóle się skuliła. Pokiwała powoli głową odwzajemniając lekko uśmiech.
- Dziękuję pani... - Zerknęła po raz ostatni na Gryfona. Jeśli jacyś przyjaciele mieli być zaniepokojeni, to właśnie jego... Koniecznie musiała ich powiadomić.
Remus... Tak. I Lily! Lily koniecznie... Nie znała Panny Evans zbyt dobrze, wiedziała jednak, że na pewno będzie się o niego niepokoić. Opuściła Skrzydło Szpitalne i nie chcąc tracić czasu na szukanie Gryfonów po całym zamku pobiegła do sowiarni.
[z/t]
Chciałaś szaleństwa to masz...
Na nic zdawały się tłumaczenia, że chłopak i tak zjawiał się na boisku tak często, że tłuczek mógł trafić go w każdym momencie. Nie docierało też do niej, że być może udało jej się nawet pomóc w całej tej sytuacji.
Słysząc słowa pani Selwyn zmarszczyła jedynie brwi i przeniosła spojrzenie na Kapitana Gryfonów. Nieruchomy i spokojny stanowił karykaturę samego siebie. Nigdy nie przypuszczała, że nadejdzie dzień w którym wolała by patrzeć jak Potter demoluje zamek...
Dopiero gdy pielęgniarka podała mu eliksir a James zakaszlał - odetchnęła z ulgą. Zupełnie jak by potrzebowała fizycznego dowodu na to, że żyje. Czując się jak by coś ciężkiego spadło jej z ramion wyprostowała się, nieświadoma wcześniej tego, że w ogóle się skuliła. Pokiwała powoli głową odwzajemniając lekko uśmiech.
- Dziękuję pani... - Zerknęła po raz ostatni na Gryfona. Jeśli jacyś przyjaciele mieli być zaniepokojeni, to właśnie jego... Koniecznie musiała ich powiadomić.
Remus... Tak. I Lily! Lily koniecznie... Nie znała Panny Evans zbyt dobrze, wiedziała jednak, że na pewno będzie się o niego niepokoić. Opuściła Skrzydło Szpitalne i nie chcąc tracić czasu na szukanie Gryfonów po całym zamku pobiegła do sowiarni.
[z/t]
- Lily Evans
Re: Łóżka
Sro Kwi 29, 2015 4:27 pm
Była zaniepokojona.
Kiedy otrzymała wiadomość od Alice Hughes, to znajdowała się w Pokoju Wspólnym ze stosem notatek powtórkowych do OWUTEMÓW, które miały się niedługo rozpocząć. Z każdym dniem było coraz bliżej do tego terminu, który przybliżał się z każdym ruchem zegara. A oprócz tego miała naprawdę sporo na głowie; te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w zamku nie działało na taką osobę, jaką Lily była najlepiej. I jeszcze to, że od tak dawna nie widziała ani Severusa, ani Erin...osób, które przecież były tak bliskie jej sercu. Nawet nie miała, jak przyjaciółce wręczyć swojego prezentu z okazji urodzin! A skoro o jej urodzinach mowa...nie można było zapomnieć o Jamesie – jej bracie, który miał je przecież tego samego dnia. Nadal nie było odpowiedniej okazji by mu go wręczyć. Mijali się oboje; ona miała swoje obowiązki na głowie, a on treningi Quidditcha i pewnie sam przygotowywał się do egzaminów – choć panna Evans szczerze w to wątpiła. Siedziała więc wygodnie w fotelu blisko kominka, przeglądając notatki z Historii Magii i wzdychając, kiedy przez okno wleciała sowa, która wręczyła jej list i odleciała. Bystre zielone oczy dziewczyny skupiły się na przesyłce, którą natychmiast otworzyła. Gdy już przeczytała wiadomość od Alice, natychmiast schowała swoje notatki do torby, którą szybko zaniosła do swojego dormitorium i nie patrząc na nikogo ruszyła w stronę portretu Grubej Damy. Przeszła przez przejście i stawiając duże kroki pokonała odległość, która oddzielała ją od Skrzydła Szpitalnego. Rude włosy falą podążały za nią, a zdziwieni uczniowie odprowadzali ją wzrokiem, kiedy w takim tempie pokonywała szkolne korytarze. Kiedy więc w końcu znalazła się w jasnym pomieszczeniu, gdzie znajdowali się wszyscy pacjenci i dostrzegła rozczochraną czuprynę, wypuściła ze świstem powietrze. Choć policzki miała zaczerwienione od wysiłku, jej oczy wyrażały przerażenie. Bała się o tego idiotę i to nawet bardzo! Co on sobie wyobrażał, tak się narażając i nie zachowując odpowiednich środków bezpieczeństwa?! Nawet nie była zła o to, że trenował z Alice Hughes! Zwyczajnie była zbyt zmartwiona, żeby reagować w typowy dla siebie sposób. Lily zajęła więc miejsce obok niego i chwyciła jego zimną rękę w swoje dłonie, próbując mu dostarczyć, jak najwięcej ciepła, jakby to miało mu pomóc.
Jesteś takim idiotą, James! Mam naprawdę wielką ochotę Cię...zatłuc!
Zielone oczy zwróciły się w stronę szkolnej pielęgniarki, która krzątała się niedaleko.
- Wie pani, kiedy się...obudzi? – Spytała drżącym głosem, ściskając mocniej jego dłoń.
Kiedy otrzymała wiadomość od Alice Hughes, to znajdowała się w Pokoju Wspólnym ze stosem notatek powtórkowych do OWUTEMÓW, które miały się niedługo rozpocząć. Z każdym dniem było coraz bliżej do tego terminu, który przybliżał się z każdym ruchem zegara. A oprócz tego miała naprawdę sporo na głowie; te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w zamku nie działało na taką osobę, jaką Lily była najlepiej. I jeszcze to, że od tak dawna nie widziała ani Severusa, ani Erin...osób, które przecież były tak bliskie jej sercu. Nawet nie miała, jak przyjaciółce wręczyć swojego prezentu z okazji urodzin! A skoro o jej urodzinach mowa...nie można było zapomnieć o Jamesie – jej bracie, który miał je przecież tego samego dnia. Nadal nie było odpowiedniej okazji by mu go wręczyć. Mijali się oboje; ona miała swoje obowiązki na głowie, a on treningi Quidditcha i pewnie sam przygotowywał się do egzaminów – choć panna Evans szczerze w to wątpiła. Siedziała więc wygodnie w fotelu blisko kominka, przeglądając notatki z Historii Magii i wzdychając, kiedy przez okno wleciała sowa, która wręczyła jej list i odleciała. Bystre zielone oczy dziewczyny skupiły się na przesyłce, którą natychmiast otworzyła. Gdy już przeczytała wiadomość od Alice, natychmiast schowała swoje notatki do torby, którą szybko zaniosła do swojego dormitorium i nie patrząc na nikogo ruszyła w stronę portretu Grubej Damy. Przeszła przez przejście i stawiając duże kroki pokonała odległość, która oddzielała ją od Skrzydła Szpitalnego. Rude włosy falą podążały za nią, a zdziwieni uczniowie odprowadzali ją wzrokiem, kiedy w takim tempie pokonywała szkolne korytarze. Kiedy więc w końcu znalazła się w jasnym pomieszczeniu, gdzie znajdowali się wszyscy pacjenci i dostrzegła rozczochraną czuprynę, wypuściła ze świstem powietrze. Choć policzki miała zaczerwienione od wysiłku, jej oczy wyrażały przerażenie. Bała się o tego idiotę i to nawet bardzo! Co on sobie wyobrażał, tak się narażając i nie zachowując odpowiednich środków bezpieczeństwa?! Nawet nie była zła o to, że trenował z Alice Hughes! Zwyczajnie była zbyt zmartwiona, żeby reagować w typowy dla siebie sposób. Lily zajęła więc miejsce obok niego i chwyciła jego zimną rękę w swoje dłonie, próbując mu dostarczyć, jak najwięcej ciepła, jakby to miało mu pomóc.
Jesteś takim idiotą, James! Mam naprawdę wielką ochotę Cię...zatłuc!
Zielone oczy zwróciły się w stronę szkolnej pielęgniarki, która krzątała się niedaleko.
- Wie pani, kiedy się...obudzi? – Spytała drżącym głosem, ściskając mocniej jego dłoń.
- James Potter
Re: Łóżka
Sro Kwi 29, 2015 7:53 pm
Stan błogiego uniesienia, w jakim się znajdował, nie mającego żadnego związku z rzeczywistością powoli ustępował. Słyszał strzępki rozmów pielęgniarek z kimś, nie mógł sobie przypomnieć z kim, ponieważ uporczywe światło rażące jego zamknięte powieki, skutecznie pozbawiało go tych szczątek świadomości, które dopiero co udało mu się odzyskiwać. Usłyszał jedynie, że miał wielkie szczęście i ponownie zapadł w głęboki sen. Był przyjemny i sprawiał, że nie czuł własnego ciała. Właściwie kiedy się przebudził, to również go nie czuł zbyt wyraźnie. Jakby w ogóle mu ono nie ciążyło. A może już umarł, a to były głosy jakiś aniołów. Był kompletnie nieświadomy tego, że pielęgniarka wsmarowuje mu coś w plecy, ani tego, że znalazł się w pozycji na brzuchu. Kolejna zmiana pozycji. Cierpka ciecz wpływająca do gardła. Zakaszlał, ale to była reakcja odruchowa jego organizmu. Ponieważ on w tym czasie wciąż był na boisku, wzbijał się w przestworza, unoszony wiatrem, tylko bez swojej miotły. Spojrzał w dół na Hogwart, rozpościerając szeroko ramiona. No tak, znów był Panem i znów mógł latać bez użycia miotły. Trzaśnięcie drzwiami spowodowało, że nagle znalazł się znowu w szkole. W korytarzu siódmego piętra, gdzie kilka tygodni wcześniej spotkał Evans i usłyszał o jej jakże ciekawej zabawie, którą notabene wygrał, ale wciąż nie doczekał się swojej nagrody. Może dlatego, że jak dotąd jeszcze jej nie przedstawił, co to miałoby być. Sen zmienił się ponownie, jednak był na tyle abstrakcyjny, że James niczego z niego nie rozumiał. Błonia, na których się właśnie znalazł otoczone zostały siwobladą mgłą, zasłaniającą widoczność do tego stopnia, że nie było nawet widać chatki Hagrida. Poczuł niewyobrażalne zimno i skierował się w stronę ogniska, które jako jedyne nie było otoczone zasłoną dymną. Poczuł uścisk dłoni i spojrzał na Lily, która znalazła się nagle tuż obok niego, przy ognisku. Chciał powiedzieć, żeby stąd odeszła, bo zmarznie i się przeziębi. Ale nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Jakby język zapadł mu się w gardle. Uścisnął więc jej dłoń i przyciągnął bliżej ogniska, przy którym oboje stali.
Nic takiego się jednak nie stało, ponieważ James Potter leżał w Skrzydle Szpitalnym, na łóżku bardzo blisko okna, za którym widać było szarobure chmury, które skutecznie przeszkodziły w ich treningu. Włosy opadały mu niesfornie na czoło, odcinając się czernią na tle białej poduszki. Był przykryty i pozbawiony koszuli, która leżała na stoliku nocnym tuż przy łóżku, zdjęta wówczas kiedy pielęgniarka wsmarowywała mu mazidło w uszkodzone plecy. Na dźwięk głosu Lily gałki pod opadniętymi powiekami zadrgały gwałtownie, ale nie uniosły się ani o milimetr.
- Lily, przecież ja nie śpię, słyszę Cię. – Chciał powiedzieć, ale jego usta ani język jak na złość nie chciały współpracować. Jedyne co udało mu się zrobić i to z iście olimpijskim wysiłkiem, to przesunąć kciukiem po splecionych palcach dziewczyny, która trzymała jego dłoń.
Nic takiego się jednak nie stało, ponieważ James Potter leżał w Skrzydle Szpitalnym, na łóżku bardzo blisko okna, za którym widać było szarobure chmury, które skutecznie przeszkodziły w ich treningu. Włosy opadały mu niesfornie na czoło, odcinając się czernią na tle białej poduszki. Był przykryty i pozbawiony koszuli, która leżała na stoliku nocnym tuż przy łóżku, zdjęta wówczas kiedy pielęgniarka wsmarowywała mu mazidło w uszkodzone plecy. Na dźwięk głosu Lily gałki pod opadniętymi powiekami zadrgały gwałtownie, ale nie uniosły się ani o milimetr.
- Lily, przecież ja nie śpię, słyszę Cię. – Chciał powiedzieć, ale jego usta ani język jak na złość nie chciały współpracować. Jedyne co udało mu się zrobić i to z iście olimpijskim wysiłkiem, to przesunąć kciukiem po splecionych palcach dziewczyny, która trzymała jego dłoń.
- Lily Evans
Re: Łóżka
Sob Maj 02, 2015 8:58 pm
Zupełnie nie myślała o tym, co będzie musiała zrobić w ramach ich, jakże "małego" zakładu, który odbył się w Pokoju Życzeń i który to właśnie ona przegrała. Naprawdę nie tego się spodziewała, ale później wydarzyło się tyle rzeczy, że zupełnie wyleciało jej to z głowy! Znając jednak Jamesa, ten w końcu sobie o tym przypomni i tak łatwo jej nie odpuści - Lily nie zamierzała nic na ten temat mówić, dopóki on sam go nie rozpocznie. W końcu, jakby nie patrzeć leżało to w jego, a nie w jej interesie. Gdy tak spoglądała na jego spokojną twarz, zastanawiała się, co też takiego mu się śni i czy jest to coś dobrego, coś kojącego, co ulży mu w bólu, który zapewne musiał znosić. Co prawda wiedziała, że leki czarodziejów są o niebo skuteczniejsze i znając zdolności pani Selwyn, James nie cierpiał, ale już jakoś odgórnie narzuciło jej się to, że może jednak...coś go boli. Oderwała jedną dłoń by nią odgarnąć jego niesforne ciemne kosmyki z czoła, po czym przejechać krótkimi palcami po ciepłym policzku chłopaka. Przyglądała się chwilę jego twarzy, a następnie swoje zielone oczy ponownie przeniosła na pielęgniarkę, która jej coś odpowiedziała. Dziewczyna machinalnie pokiwała głową i po raz kolejny obiema dłońmi chwyciła jego rękę. Gdy przesunął kciukiem po jej palcach, zadrżała delikatnie, przysuwając się do niego bliżej.
- Jesteś taki nieodpowiedzialny, James! Powinieneś bardziej na siebie uważać... - wyszeptała, kiedy jej głowa znalazła się na jego torsie. Starała się to zrobić delikatnie by nie sprawić mu dodatkowego bólu. - Mam nadzieję, że wkrótce się obudzisz, bym mogła urządzić Ci wykład o bezpieczeństwie.
I przysunęła za pomocą swoich rąk jego dłoń do swoich ust, którymi musnęła jego skórę.
- Zostanę tutaj. Zostanę tutaj, dopóki nie zobaczę Twojego kretyńskiego uśmiechu.
- Jesteś taki nieodpowiedzialny, James! Powinieneś bardziej na siebie uważać... - wyszeptała, kiedy jej głowa znalazła się na jego torsie. Starała się to zrobić delikatnie by nie sprawić mu dodatkowego bólu. - Mam nadzieję, że wkrótce się obudzisz, bym mogła urządzić Ci wykład o bezpieczeństwie.
I przysunęła za pomocą swoich rąk jego dłoń do swoich ust, którymi musnęła jego skórę.
- Zostanę tutaj. Zostanę tutaj, dopóki nie zobaczę Twojego kretyńskiego uśmiechu.
- James Potter
Re: Łóżka
Wto Maj 05, 2015 2:35 am
James nie myślał o niczym, ponieważ właśnie przeszył go ból, rozlewający się na całe jego plecy. Nie przejmował się w tym momencie jakimiś zakładami, do których tak czy siak prędzej czy później wróci. Znając Pottera, to raczej prędzej niż później. Na jego twarzy pojawił się grymas, niwelując poprzedni szeroki uśmiech, który nie wiedzieć czemu pozostał mu na ustach. Zaczynał rozpoznawać powoli głosy nad swoją głową i odzyskiwał przytomność dzięki szybkiej reakcji pielęgniarki Selwyn. Poczuł na czole dotyk delikatnych palców i poruszał brwiami. Właściwie to zdążył już odzyskać przytomność, ale spod przymkniętych powiek dostrzegł Lily, która siedziała przy jego boku i za nic w świecie nie odstraszyłby jej od siebie swoim nagłym przebudzeniem. Tylko dzięki temu, że był zbyt oszołomiony po upadku, nie przywarł policzkiem do jej małej dłoni. Usłyszał jak pielęgniarka coś mówi do Lily, ale nie bardzo go to interesowało. Wylądował w Skrzydle Szpitalnym, ponieważ zachciało mu się dreszczyku emocji. Odstawił pałki bez uwagi na konsekwencje, ale nie takie wypadki przechodził podczas meczu. Wyjdzie stąd z pewnością szybciej niż tu trafił. Jeśli wróci mu czucie w ciele, bo na razie leżał jak zdrętwiały. Kąciki jego ust zadrgały w powstrzymywanym uśmiechu, kiedy Lily wreszcie się do niego odezwała. A już zupełnie radość rozjaśniła jego pobladła twarz, kiedy dziewczyna położyła głowę na jego torsie. Wiedział, że nie obciąża go całym ciężarem i miał ochotę podnieść rękę by udaremnić jej tę zachowawczość, by oparła się o niego normalnie. Zrobił więc to, na co miał ochotę. Objął ją ramieniem i przyparł mocniej do siebie, tak, że nie mogła już polegać na wsparciu własnych mięśni. Zatopił palce w jej włosach, głaszcząc ją ostrożnie.
- Przez chwilę wydawało mi się, że jestem w raju. Jednak tam nie używałabyś raczej takiego epitetu jak kretyński. Powinnaś wtedy powiedzieć raczej „Zostanę tutaj, dopóki nie zobaczę Twojego olśniewającego i czarującego uśmiechu. – Odezwał się, lekko schrypniętym głosem, gładząc dłonią jej policzek i usta, tą samą sama sobie przyciągnęła. Uniósł kawałek kołdry i uśmiechnął się szelmowsko. Każde łóżko było odgrodzone parawanem, a obie pielęgniarki zniknęły akurat z zasięgu ich wzroku.
- Połóż się ze mną, proszę. – Mruknął nie mogąc powstrzymać rozbawienia i odsuwając kawałek kołdry by Lily – gdyby zechciała – mogła się pod nią wsunąć.
- Przez chwilę wydawało mi się, że jestem w raju. Jednak tam nie używałabyś raczej takiego epitetu jak kretyński. Powinnaś wtedy powiedzieć raczej „Zostanę tutaj, dopóki nie zobaczę Twojego olśniewającego i czarującego uśmiechu. – Odezwał się, lekko schrypniętym głosem, gładząc dłonią jej policzek i usta, tą samą sama sobie przyciągnęła. Uniósł kawałek kołdry i uśmiechnął się szelmowsko. Każde łóżko było odgrodzone parawanem, a obie pielęgniarki zniknęły akurat z zasięgu ich wzroku.
- Połóż się ze mną, proszę. – Mruknął nie mogąc powstrzymać rozbawienia i odsuwając kawałek kołdry by Lily – gdyby zechciała – mogła się pod nią wsunąć.
- Lily Evans
Re: Łóżka
Sro Maj 06, 2015 1:41 am
Nic dziwnego, że w chwilach bólu, który tak w tym dniu ukochał jego ciało, nie myślał o czymś tak absurdalnym, jak zakład. Ona zresztą na dobrą sprawę też o tym nie myślała - miała przecież teraz coś innego i o wiele ważniejszego na głowie. Jego stan zdrowia, jego dobro, jego ciepłą dłoń, która przecież zazwyczaj była taka silna i pochłaniająca jej drobną, zakończoną krótkimi palcami, a teraz zdawała się być taka delikatna i bezwolna. Zielone tęczówki zarejestrowały zmianę na jego twarzy i aż sama poczuła ukłucie i miała ochotę przejąć, choć część jego bólu, by trochę mu ulżyć w tym wszystkim. Ale przynajmniej reagował, a to było ważne, to dawało jej pewność, że wyjdzie z tego, że jeszcze rzeczywiście chwilka i otworzy oczy i spojrzy na nią, tak jak zawsze. Jej pozostawało więc czekanie i bycie przy nim, póki nie poczuje się lepiej, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna, że jej nie wypada. To było zdecydowanie nie na miejscu, zwłaszcza że zaraz minie godzina policyjna, a ona wciąż tu była. Poza tym, wypadałoby żeby była na niego zła i najlepiej obrażona za tak lekkomyślne postępowanie i ryzykowanie swego życia w imię Quidditcha. James zdawał się być takim optymistą! Zazdrościła mu nieco tego, ona sama...ona sama miała za dużo wątpliwości i wewnętrznych rozterek, a nawet jeśli oddawała się chwili to potem następowała lawina gorączkowych kazań, które Lily kierowała w swoją stronę. Nie zdążyła zauważyć tej gwałtownej zmiany na jego twarzy, bo akurat wtedy położyła, jak najdelikatniej głowie na jego torsie. Kiedy poczuła, jak obejmuje ją ramieniem, miała zamiar odskoczyć zaskoczona, ale nie chciała. Poczuła, jak kołdra, którą był okryty ociera się o jej policzek, gdy przysunął ją do siebie.
- Nie powinieneś się przemęczać... - wyszeptała, nie mogąc powstrzymać westchnięcia zadowolenia, które wyrwało się z jej ust. Na jego kolejne słowa jednak cichutko prychnęła z niedowierzania. - Oczywiście, śnij dalej.
Następnie jego dłoń zaczęła głaskać ją po policzku i ustach, a ona mimowolnie poddała się tej pieszczocie, przymykając powieki.
- Nie powinnam, powinnam natychmiast stąd iść, skoro już się obudziłeś, zaraz godzina policyjna, a ja...ja... - wyszeptała, nadal mając zamknięte oczy i poddając się jego dotykowi. - Niech Cię szlag, Jamesie Potterze. Niech Cię szlag.
I sama nie wiedząc czemu, poruszyła się delikatnie i zajęła miejsce obok niego, znikając pod kołdrą; jedynie kawałek jej czupryny wystawał, kiedy przytuliła się ostrożnie do niego. I odkryła, że chłopak nie ma na sobie koszuli.
- Mogłeś mnie ostrzec - mruknęła z wyrzutem. - To zły, naprawdę, ale to naprawdę zły pomysł. Jeśli przyjdą tu pielęgniarki to będziemy mieć kłopoty. Nie powinnam, naprawdę nie powinnam..!
Jej palce delikatnie sprawdzały jego szyję, a oczy w końcu się otworzyły by spojrzeć na niego uważnie i nieco niepewnie.
- Nie powinieneś się przemęczać... - wyszeptała, nie mogąc powstrzymać westchnięcia zadowolenia, które wyrwało się z jej ust. Na jego kolejne słowa jednak cichutko prychnęła z niedowierzania. - Oczywiście, śnij dalej.
Następnie jego dłoń zaczęła głaskać ją po policzku i ustach, a ona mimowolnie poddała się tej pieszczocie, przymykając powieki.
- Nie powinnam, powinnam natychmiast stąd iść, skoro już się obudziłeś, zaraz godzina policyjna, a ja...ja... - wyszeptała, nadal mając zamknięte oczy i poddając się jego dotykowi. - Niech Cię szlag, Jamesie Potterze. Niech Cię szlag.
I sama nie wiedząc czemu, poruszyła się delikatnie i zajęła miejsce obok niego, znikając pod kołdrą; jedynie kawałek jej czupryny wystawał, kiedy przytuliła się ostrożnie do niego. I odkryła, że chłopak nie ma na sobie koszuli.
- Mogłeś mnie ostrzec - mruknęła z wyrzutem. - To zły, naprawdę, ale to naprawdę zły pomysł. Jeśli przyjdą tu pielęgniarki to będziemy mieć kłopoty. Nie powinnam, naprawdę nie powinnam..!
Jej palce delikatnie sprawdzały jego szyję, a oczy w końcu się otworzyły by spojrzeć na niego uważnie i nieco niepewnie.
- James Potter
Re: Łóżka
Sob Maj 09, 2015 6:01 pm
- Na Merilna, Lily, gdybym tylko tak miał się przemęczać to… – Urwał w połowie zdania, mówiąc jak najciszej, by pielęgniarki nie mogły ich usłyszeć. A właściwie nie urwał, a zaniemówił, gdy usłyszał jak dziewczyna westchęła i to wcale nie było w akcie zdegustowania na jego słowa, a wręcz przeciwnie. Zignorował jej zaczepną odpowiedzieć, domyślając się, że chciała tym tylko zatuszować swoje zadowolenie. Uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak reaguje na dotyk jego ręki. Nie mógł jeszcze poruszać się tak jak parę godzin wcześniej, ale zupełnie nie przeszkadzało mu teraz leżenie teraz na sztywnym materacu, w szorstkiej pościeli, nieprzypominającej zupełnie tej z dormitorium Gryffindoru. Wystarczyło, że Lily przy nim była i nie wydawało się, by wybierała się już w drogę powrotną. Słuchał jej w milczeniu, nieprzerwanie pieszcząc jej policzek. Nie chciał jej odstraszyć i swoim odzewem spowodować, że ucieknie. Zwłaszcza, że co do godziny policyjnej miała rację. Wstrzymał oddech, kiedy poczuł jej ciało przy swoim i zdał sobie automatycznie sprawę, że wcale nie jest sparaliżowany po wypadku, a jego ciało reagowało na jej bliskość prawidłowo. Można powiedzieć, że nawet bardzo prawidłowo. Gdy się do niego zbliżyła, oplatając jego nagą klatkę piersiową ramionami, hamulce mu puściły i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, zamykając w ciasnym uścisku. Z jego twarzy ani na moment nie schodził uśmiech, nawet gdy mruknął uciszająco do dziewczyny.
- Masz rację, przyjdą pielęgniarki i będziemy mieć kłopoty, ale tylko wtedy kiedy nie przestaniesz klepać tym swoim uroczym języczkiem. – Wyszeptał, ukrywając twarz w jej włosach, tak, że mogła poczuć na swoim ciele jego ciepły oddech. – To niebezpieczny pomysł, ale nie zły. Raczej najlepszy, na jaki w życiu wpadłem. - Spojrzał jej w oczy, widząc je doskonale, mimo, że w szpitalu zapanował już półmrok. Dotyk palców na szyi, spowodował, że pękła w nim ostatnia bariera. Przesunął drugą dłoń do jej policzka i przyciągnął bliżej siebie, tak, że stykali się czołem i nosami. Oddech mu zamarł, kiedy w oddali usłyszał czyjeś kroki. Znieruchomiał z ustami przy jej ustach, dłonią gładząc jej smukłą szyję. Kiedy kroki ucichły, pokonał ostatnią dzielącą ich barierę i pocałował delikatnie, ale z całą stanowczością trzymając ją w swych ramionach. Wplótł dłoń w jej włosy, jakby chcąć pokonać każdą dzielącą ich odległość, ale zachowywał również ostrożność, mimo, że w uszach mu szumiało, a przed oczami wystąpiła mu seria kolorów i barw. Był upojony tą chwilą bardziej, niż jakimikolwiek lekarstwami podawanymi wcześniej przez pielęgniarkę.
- Masz rację, przyjdą pielęgniarki i będziemy mieć kłopoty, ale tylko wtedy kiedy nie przestaniesz klepać tym swoim uroczym języczkiem. – Wyszeptał, ukrywając twarz w jej włosach, tak, że mogła poczuć na swoim ciele jego ciepły oddech. – To niebezpieczny pomysł, ale nie zły. Raczej najlepszy, na jaki w życiu wpadłem. - Spojrzał jej w oczy, widząc je doskonale, mimo, że w szpitalu zapanował już półmrok. Dotyk palców na szyi, spowodował, że pękła w nim ostatnia bariera. Przesunął drugą dłoń do jej policzka i przyciągnął bliżej siebie, tak, że stykali się czołem i nosami. Oddech mu zamarł, kiedy w oddali usłyszał czyjeś kroki. Znieruchomiał z ustami przy jej ustach, dłonią gładząc jej smukłą szyję. Kiedy kroki ucichły, pokonał ostatnią dzielącą ich barierę i pocałował delikatnie, ale z całą stanowczością trzymając ją w swych ramionach. Wplótł dłoń w jej włosy, jakby chcąć pokonać każdą dzielącą ich odległość, ale zachowywał również ostrożność, mimo, że w uszach mu szumiało, a przed oczami wystąpiła mu seria kolorów i barw. Był upojony tą chwilą bardziej, niż jakimikolwiek lekarstwami podawanymi wcześniej przez pielęgniarkę.
- Lily Evans
Re: Łóżka
Nie Maj 10, 2015 3:07 pm
Czasami zastanawiała się, dlaczego po prostu ulega, zamiast uciekać w trybie natychmiastowym. Takie kładzenie się obok nie przystoi młodej dziewczynie, zwłaszcza gdy wokół kręcą się pielęgniarki. Przecież to było pisanie się na śmierć! A jednak nie potrafiła teraz po prostu sobie iść, zwłaszcza że martwiła się o niego. Co prawda wszystko wskazywało na to, że nic mu nie będzie; w miarę normalnie się poruszał i mówił bez żadnego wysiłku, jednakże to jej nie wystarczało. Na dodatek James pozwalał sobie na dużo ostatnimi czasy, a ona zamiast zaprotestować, sama lgnęła do jego dotyku, jakby się od tego uzależniła. I może rzeczywiście coś w tym było. Była więc tuż obok na tym sztywnym materacu, a jej oczy wpatrywały się przed siebie, by nagle nie zostali zaskoczeni dodatkowym towarzystwem. Było to niemniej utrudnione przez to, że był tak blisko, a jego dłoń spoczywała na jej policzku i ona nie mogła tak po prostu...odmówić. To było takie szalone i niestosowne, a ona na to pozwalała! Ba, sama zbliżyła się do niego, obejmując swoimi nieco drżącymi rękoma jego nagi tors, a on jeszcze bardziej ją do siebie przycisnął i to tak, że ich ciała się stykały. Małe dłonie spoczęły na jego szerokich plecach i zaczęły się delikatnie po nich przesuwać, jakby chciała sprawdzić strukturę jego skóry. Wzięła głębszy wdech i nagle ze świstem wypuściła powietrze, czując jak rumieńce pojawiają się na jej policzkach.
- Jesteś niemożliwy, Jamesie Potterze... – i wtedy poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi i automatycznie wbiła paznokcie w jego skórę, czując że czerwieni się jeszcze bardziej. – Nie bądź taki pewny...ja...ja mogę w każdej chwili wstać i sobie pójść, wiesz? I zrobię to, zobaczysz – wyszeptała gorączkowo, ale nie ruszyła się nawet o milimetr, kiedy zobaczyła jego spojrzenie. Gdy jedna z jej dłoni spoczęła na szyi i zaczęła palcami po niej przesuwać, kreśląc bliżej niezidentyfikowane wzory, on zareagował tak szybko, że nawet nie zorientowała się, kiedy jego twarz znalazła się tak blisko. Zielone oczy omiotły ją spojrzeniem, zatrzymując się dłużej przy jego ustach, które były praktycznie na jej, a sama dziewczyna poczuła, jak gorąc zaczyna łaskotać ją już w szyję. Gdy usłyszała jednak kroki chciała się odsunąć i wstać szybko opuszczając szpital, ale jego silny uścisk ją powstrzymywał.
- James... – mruknęła cicho i stanowczo, próbując dać mu do zrozumienia, że powinni skończyć. Ale zanim dokończyła zdanie, jego usta znalazły się na jej, a ona stała się całkowicie bezwolna - poddana tej magii chwili, której nie chciało się psuć. Przeniosła delikatnie dłoń z jego szyi na włosy, wplątując palce w ciemne sterczące kosmyki, jej usta ostrożnie pociągnęły za dolną wargę, kiedy odpowiadała na jego pocałunek. Z każdym dniem coraz gorzej szło jej odmawianie jemu dotyku, a wszelkie protesty zdawały się nic nie warte. Wolałaby nie myśleć, co by się stało, gdyby nagle pojawiły się pielęgniarki, albo co gorsza...profesor McGonagall. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wystarczyła chwila, a ona traciła zdolność trzeźwego myślenia.
- Jesteś niemożliwy, Jamesie Potterze... – i wtedy poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi i automatycznie wbiła paznokcie w jego skórę, czując że czerwieni się jeszcze bardziej. – Nie bądź taki pewny...ja...ja mogę w każdej chwili wstać i sobie pójść, wiesz? I zrobię to, zobaczysz – wyszeptała gorączkowo, ale nie ruszyła się nawet o milimetr, kiedy zobaczyła jego spojrzenie. Gdy jedna z jej dłoni spoczęła na szyi i zaczęła palcami po niej przesuwać, kreśląc bliżej niezidentyfikowane wzory, on zareagował tak szybko, że nawet nie zorientowała się, kiedy jego twarz znalazła się tak blisko. Zielone oczy omiotły ją spojrzeniem, zatrzymując się dłużej przy jego ustach, które były praktycznie na jej, a sama dziewczyna poczuła, jak gorąc zaczyna łaskotać ją już w szyję. Gdy usłyszała jednak kroki chciała się odsunąć i wstać szybko opuszczając szpital, ale jego silny uścisk ją powstrzymywał.
- James... – mruknęła cicho i stanowczo, próbując dać mu do zrozumienia, że powinni skończyć. Ale zanim dokończyła zdanie, jego usta znalazły się na jej, a ona stała się całkowicie bezwolna - poddana tej magii chwili, której nie chciało się psuć. Przeniosła delikatnie dłoń z jego szyi na włosy, wplątując palce w ciemne sterczące kosmyki, jej usta ostrożnie pociągnęły za dolną wargę, kiedy odpowiadała na jego pocałunek. Z każdym dniem coraz gorzej szło jej odmawianie jemu dotyku, a wszelkie protesty zdawały się nic nie warte. Wolałaby nie myśleć, co by się stało, gdyby nagle pojawiły się pielęgniarki, albo co gorsza...profesor McGonagall. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wystarczyła chwila, a ona traciła zdolność trzeźwego myślenia.
- James Potter
Re: Łóżka
Pon Maj 11, 2015 3:06 am
Nie odpowiedział, nie mógł odpowiedzieć, a może nawet nie usłyszał swojego imienia, które padło z jej ust cicho, acz stanowczo. Nie miał siły na kolejne rozmowy, liczyło się tylko tu i teraz i nie zamierzał pozwolić, by ta chwila tak szybko dobiegła końca jak groziła mu dziewczyna. Trzymał ją mocno przy sobie, podsuwając jej ramię pod głowę, a drugą ręką przejeżdżając powoli po jej tali. Poczuł jak jej palce zaciskają się na włosach, a z gardła wyrwało mu się gardłowe warknięcie, gdy zuchwale pociągnęła go za dolną wargę. Odpowiedział jej w ten sam sposób, przywierając do niej całym ciałem. Niestety nie mógł zbyt wiele zdziałać, a jego ciało nie współpracowało z nim do końca tak, jakby sobie tego życzył, zwłaszcza, że dopiero co był po urazie. Jednak Lily skutecznie potrafiła odciągnąć jego myśli od tego nieszczęścia i momentami zaczynał zapomiać, gdzie się w ogóle znajduje. Sytuacji wcale nie poprawiały jej paznokcie, które co i raz drapały go po plecach, tylko potęgując jego doznania. Przesuną dłonią poniżej jej biodra, zatrzymując palce w zgięciu jej kolana. Odczekał chwilę, nie przerywając pocałunku, a następnie wciągnął ją na siebie, tak, że teraz leżała na nim połową ciała. Odsunął się lekko, a na jego ustach zagościł łobuzerski uśmiech. Przejechał palcem, obrysowując kształt jej ust.
- A Ty za to jesteś bardziej zuchwała, niż sądziłem. – Wyszeptał, skradając jej po chwili kolejnego całusa. Spojrzał na stolik obok siebie, a jego głowa opadła na poduszki.
- A niech to Merlin kopnie, nie mam ze sobą peleryny – niewidki. Tak, to mogłabyś przejść do dormitorium niezauważana, lecz w takiej sytuacji… – Urwał, oplatając ją mocniej i przyciągając do siebie stanowczym ruchem ramion – będziesz musiała zostać ze mną. – Zakończył ściszonym głosem i odgarnął jej pukiel włosów z czoła. – Dlaczego te włosy nigdy nie układają się tak jak powinny? – Mruknął, wypuszczając pytanie w przestrzeń, mimo, że nie oczekiwał odpowiedzi. Przeniósł spojrzenie na jej oczy, pogrążone w ciemności.
- Cieszę się, że ze mną jesteś. Wiem, że to niedopuszczalne, nieodpowiednie i - o Merlinie odpuść – niezgodne z regulaminem szkoły, ale chciałbym, żebyś ze mną została. – Mruknął, opierając czoło, o jej czoło. – Wątpię, żeby pielęgniarki tu zaglądały, raczej nie robią kursów co pięć minut. Po takiej dawce eliksirów i tak jestem uziemiony, co najmniej do rana, więc nie stwarzam zagrożenia ani dla Ciebie, ani dla Twojej cnoty. – Wzruszył brwaiami w górę i w dół, odsłaniając w uśmiechu rząd zębów.
- A Ty za to jesteś bardziej zuchwała, niż sądziłem. – Wyszeptał, skradając jej po chwili kolejnego całusa. Spojrzał na stolik obok siebie, a jego głowa opadła na poduszki.
- A niech to Merlin kopnie, nie mam ze sobą peleryny – niewidki. Tak, to mogłabyś przejść do dormitorium niezauważana, lecz w takiej sytuacji… – Urwał, oplatając ją mocniej i przyciągając do siebie stanowczym ruchem ramion – będziesz musiała zostać ze mną. – Zakończył ściszonym głosem i odgarnął jej pukiel włosów z czoła. – Dlaczego te włosy nigdy nie układają się tak jak powinny? – Mruknął, wypuszczając pytanie w przestrzeń, mimo, że nie oczekiwał odpowiedzi. Przeniósł spojrzenie na jej oczy, pogrążone w ciemności.
- Cieszę się, że ze mną jesteś. Wiem, że to niedopuszczalne, nieodpowiednie i - o Merlinie odpuść – niezgodne z regulaminem szkoły, ale chciałbym, żebyś ze mną została. – Mruknął, opierając czoło, o jej czoło. – Wątpię, żeby pielęgniarki tu zaglądały, raczej nie robią kursów co pięć minut. Po takiej dawce eliksirów i tak jestem uziemiony, co najmniej do rana, więc nie stwarzam zagrożenia ani dla Ciebie, ani dla Twojej cnoty. – Wzruszył brwaiami w górę i w dół, odsłaniając w uśmiechu rząd zębów.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach