- Caroline Rockers
Re: Pusta sala
Wto Maj 26, 2015 11:11 pm
Dziewiętnasta zero trzy. Zaczęło się nieubłagane odliczanie Naszego ostatniego pożegnania. Może i mogłabym odtwarzać w nieskończoność te jedno wspomnienie złożone z kilku pomniejszych, ale to nie byłoby to samo...jedynie namiastka. Mała namiastka tego, co czułam teraz, właśnie za pierwszym razem.
Kłamałam wtedy na błoniach przy tym pocałunku. Kłamałam, że to ostatni raz, że jest to pożegnanie – ono przecież nastąpiło właśnie teraz. A ja odwlekałam to...odwlekałam to spory czas, choć wydawać się być mogło, że minął przecież niecały tydzień. Dla mnie to było, jak wieczność. Wieczność bez czegoś, na co wcale nie byłam obojętna. Chciałabym Ci pokazać swoje wspomnienia, wyrazić swoje emocje, oddać Ci tę resztkę dobroci, którą miałam w sobie. Ale nie mogę. Nie mam jak. Zginąłeś ze świadomością, że nawet jakbyśmy się postarali, to i tak wszystko by bezsensownie przepadło...bo to w końcu My. Tacy jesteśmy. Tacy byliśmy od zawsze. Jesteś ze mną, bo jesteś tu nadal, bo...nie dam Ci odejść i nie dam sobie zapomnieć. Ty tego zresztą nie chciałeś, nie chciałeś bym zapomniała, bym odcięła się od tego, tak jak za każdym razem to robiłam. Poddałam się Tobie w tym wspomnieniu, dałam Ci się wciągnąć w wir przeszłości, która przecież nie jest niczym dobrym, pozwoliłam sobie na inne wyrażenie siebie, jako ostatni gest, który mogę w Twoją stronę uczynić. Poświęciłam tylko i wyłącznie Tobie te trzynaście minut.
Pamiętałam tego węża bardzo dobrze. Sami nim byliśmy, pożeraliśmy wszystko na swej drodze, nie chcąc by ktoś Nas złapał i odciął Nam głowę, jak to zazwyczaj robili z gadami. Ze strachu. Bali się Nas, nienawidzili, gardzili...i pewnie nadal to robią. Nie myśl, że się nad sobą użalam, och nie! To zupełnie nie było tak. W środku zawsze krzyczę, wyję i staram się rozdrapać wszystko swoimi ostrymi paznokciami, choć na zewnątrz wydaje się, że jestem zupełnie...niegroźna. Pozornie. Dopiero przy bliższym poznaniu zyskuję, prawda? Oczywiście mówię to teraz całkowicie ironicznie. Ty polubiłeś mnie, a ja czułam wobec Ciebie...właśnie, co ja wtedy czułam? Pogardę? Strach? Potrzebę rywalizacji? To ostatnie z całą pewnością. Zieleń. Błękit. Żółć. Czerwień. To wszystko zdawało się między sobą przeplatać, niczym na jakimś obrazie. Cztery różnokolorowe paski, którymi kreśliliśmy swój własny los.
Nie. Nie. Nie. Dlaczego..? Dlaczego mi to pokazujesz..? Gardzę tym. Gardzę słabą sobą. I gardzę tymi łzami. Doświadczyłam upadku, gdy już myślałam, że moje skrzydła uniosą mnie wysoko w powietrze. Przepadłam. Zatykam uszy, choć jestem tylko gościem w czymś, co jest już przeszłością i przecież nie ma szans by coś mi się od tego krzyku stało, ale robię to. I sama mam ochotę krzyczeć. Przenosimy się jednak dalej.
Ach, pamiętam to! Wybrałeś stronę wampira, choć tak bardzo chciałam byś choć raz...jeden pieprzony raz wybrał mnie. To przecież nie musiało się tak skończyć. Patrzę na Siebie. Patrzę na Ciebie. Czysta furia, która rozdziera Nasze serca, która uwalnia najgorsze instynkty w potrzebie destrukcyjnego uniesienia.
A potem...cisza. Czy to już koniec..? Przecieram oczy i nagle widzę Ciebie i Je. Małe trojaczki Collinsów. Ale one dwie leżą i...co się dzieje? O co tu chodzi?! Przemieszczam się, nachylając się nad nimi, sprawdzając co im jest. Nie mogę im pomóc. Nie mogę pomóc Tobie. Widzę dwa trupy. To absurdalne, ale właśnie poznałam Twoich rodziców. A potem dostrzegam chłopczyka, którego kiedyś spotkałam w Wielkiej Sali, gdy zmierzaliśmy do stołka na którym znajdowała się Tiara Przydziału od której zależało Nasze dalsze życie. Byliśmy wtedy tacy...niewinni. Tacy...czystsi. Przyglądam się chłopczykowi, zaglądam w jego brązowe ślepia i zaraz...gdzie ta jadowita żółć? Przecież to Ty..!
Kolejne poruszenie się obrazu i zostaję wciągnięta w kolejny wir. Może to i lepiej..? Od tamtego widoku coś mną ruszyło i miałam ochotę Cię obronić. I Je. Ale i tak nie mogłam Wam pomóc. Nie jestem przecież od tego. Nie...jestem...zdolna.
Widzę Bazyliszka tak, jakby rzeczywiście tu był! Nie mogę, co prawda spojrzeć mu w oczy, ale...on jest tutaj. Na wyciągnięcie Mojej...Twojej ręki.
Czego tak naprawdę chciałeś, Shane? Co chciałeś osiągnąć?
A później...pamiętam. Później nastąpił ostatni upadek i towarzyszyły mi syki. Potrafiłeś kąsać ze wszystkich węży najlepiej.
Robi się zimno. Nie powinno przecież tak być, bo to tylko...wspomnienie. Mimowolnie obejmuje się ramionami, choć w sumie mnie tu nie ma, ale jestem...trochę to popieprzone, prawda? Mrugam szybciej oczami, próbując przyzwyczaić się do tej nowej scenerii. Zakazany Las?
Dziwne uczucie; mam ochotę upaść na kolana i wydłubać sobie oczy, ale nie mogę..! Stoję więc ledwo na nogach, wypatrując Ciebie. Ile to potrwa? Gdzie się do cholery znajduję?! Stawiam kilka kroków, próbując się zorientować w terenie, choć zaczyna mnie boleć głowa, jakby coś naprawdę ją rozsadzało. Więc po to, to wszystko..? Miałam tu przyjść po...śmierć? Za wcześnie! Jeszcze za...wcześnie! I naprawdę zaczynam krzyczeć, nie wiedząc czy jestem nadal w pustej sali, czy może w Zakazanym Lesie na jakieś cholernej polanie. Jestem zależna od Ciebie, od Twojego wspomnienia, nie mogę sobie od tak pójść i uciec. Jadowita żółć...to Ty? Nie...to przecież nie do końca tak. Odwracam się, choć ledwo i choć kosztuje to cholernie dużo wysiłku, i wreszcie zauważam sylwetkę i Ty...nie masz jadowitego blasku w swych oczach. Staram się, naprawdę się staram! Uwierz mi! Ale ból...on mnie przenika, nigdy nie czułam tego w taki sposób. Chcę krzyczeć. Chcę umrzeć. Ale zarazem tego nie chcę! To nie ma sensu! Niech to się skończy!
Znikam. Kończy się Nam czas, a ja jestem tam, gdzie wszystko się skończyło. Jestem Tobą. Jesteś Mną. Jesteśmy jedną pieprzoną jednością. Czy to jest coś dobrego..? Idzie od tego zwariować, ale czuję ulgę. Nie mów tego..! Nie...mów...tego. Jestem potworem. Ty jesteś potworem. Nie możemy nic czuć. To boli. Chcę Cię dotknąć, ale nie mogę...moja ręka...ona...po prostu przenika Ciebie. I to koniec. Nie chciałam Cię poświęcać, bo oni wszyscy na to nie zasłużyli. Ale Ty chciałeś tego. Oddałeś się mi, by poczuć słodką wolność. Jeśli tak to ma wyglądać, to chyba nie chcę próbować. Nie chcę po raz kolejny cierpieć.
Dlaczego nie potrafię być na to wszystko nieczuła, tak jak zawsze?
I mam wrażenie, że Cię nie uratowałam?
I...powiedziałeś to.
Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie. Kochałeś mnie. Kochałeś mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie.
Nie chcę Cię zostawiać samego. Żałuję tego, co się stało. Nie idź dalej. Nie znikaj. Proszę, zostańmy tutaj na dłużej. Chcę zrozumieć. Chcę Cię poznać. Proszę, nie zostawiaj mnie samej.
Jesteśmy połówkami tego samego zgniłego jabłka, a mi na Tobie zależy. Zawsze mi na Tobie zależało i może...może nawet moje serce całkowicie by się roztopiło.
Ale to nasze pożegnanie.
Nadeszła pustka i ogarnęła mnie ciemność z której musiałam się uwolnić. Więc to zrobiłam i uciekłam stamtąd, a zegar zdążył ruszyć dalej.
Nie zostawię Cię samego, Shane.
Nie zostawię.
Ale to nasze ostatnie pożegnanie.
Właśnie teraz pozwalam sobie na łzy, które spływają mi po policzkach, kiedy chowam wspomnienie z powrotem do fiolki, myślodsiewnia zamiera, a ja mogę spokojnie swoimi drżącymi rękoma wszystko ukryć w torbie i opuścić te przeklęte miejsce.
Proszę, wybacz mi.
Wybacz mi.
Nie zostawię Cię samego.
[z/t]
Kłamałam wtedy na błoniach przy tym pocałunku. Kłamałam, że to ostatni raz, że jest to pożegnanie – ono przecież nastąpiło właśnie teraz. A ja odwlekałam to...odwlekałam to spory czas, choć wydawać się być mogło, że minął przecież niecały tydzień. Dla mnie to było, jak wieczność. Wieczność bez czegoś, na co wcale nie byłam obojętna. Chciałabym Ci pokazać swoje wspomnienia, wyrazić swoje emocje, oddać Ci tę resztkę dobroci, którą miałam w sobie. Ale nie mogę. Nie mam jak. Zginąłeś ze świadomością, że nawet jakbyśmy się postarali, to i tak wszystko by bezsensownie przepadło...bo to w końcu My. Tacy jesteśmy. Tacy byliśmy od zawsze. Jesteś ze mną, bo jesteś tu nadal, bo...nie dam Ci odejść i nie dam sobie zapomnieć. Ty tego zresztą nie chciałeś, nie chciałeś bym zapomniała, bym odcięła się od tego, tak jak za każdym razem to robiłam. Poddałam się Tobie w tym wspomnieniu, dałam Ci się wciągnąć w wir przeszłości, która przecież nie jest niczym dobrym, pozwoliłam sobie na inne wyrażenie siebie, jako ostatni gest, który mogę w Twoją stronę uczynić. Poświęciłam tylko i wyłącznie Tobie te trzynaście minut.
Pamiętałam tego węża bardzo dobrze. Sami nim byliśmy, pożeraliśmy wszystko na swej drodze, nie chcąc by ktoś Nas złapał i odciął Nam głowę, jak to zazwyczaj robili z gadami. Ze strachu. Bali się Nas, nienawidzili, gardzili...i pewnie nadal to robią. Nie myśl, że się nad sobą użalam, och nie! To zupełnie nie było tak. W środku zawsze krzyczę, wyję i staram się rozdrapać wszystko swoimi ostrymi paznokciami, choć na zewnątrz wydaje się, że jestem zupełnie...niegroźna. Pozornie. Dopiero przy bliższym poznaniu zyskuję, prawda? Oczywiście mówię to teraz całkowicie ironicznie. Ty polubiłeś mnie, a ja czułam wobec Ciebie...właśnie, co ja wtedy czułam? Pogardę? Strach? Potrzebę rywalizacji? To ostatnie z całą pewnością. Zieleń. Błękit. Żółć. Czerwień. To wszystko zdawało się między sobą przeplatać, niczym na jakimś obrazie. Cztery różnokolorowe paski, którymi kreśliliśmy swój własny los.
Nie. Nie. Nie. Dlaczego..? Dlaczego mi to pokazujesz..? Gardzę tym. Gardzę słabą sobą. I gardzę tymi łzami. Doświadczyłam upadku, gdy już myślałam, że moje skrzydła uniosą mnie wysoko w powietrze. Przepadłam. Zatykam uszy, choć jestem tylko gościem w czymś, co jest już przeszłością i przecież nie ma szans by coś mi się od tego krzyku stało, ale robię to. I sama mam ochotę krzyczeć. Przenosimy się jednak dalej.
Ach, pamiętam to! Wybrałeś stronę wampira, choć tak bardzo chciałam byś choć raz...jeden pieprzony raz wybrał mnie. To przecież nie musiało się tak skończyć. Patrzę na Siebie. Patrzę na Ciebie. Czysta furia, która rozdziera Nasze serca, która uwalnia najgorsze instynkty w potrzebie destrukcyjnego uniesienia.
A potem...cisza. Czy to już koniec..? Przecieram oczy i nagle widzę Ciebie i Je. Małe trojaczki Collinsów. Ale one dwie leżą i...co się dzieje? O co tu chodzi?! Przemieszczam się, nachylając się nad nimi, sprawdzając co im jest. Nie mogę im pomóc. Nie mogę pomóc Tobie. Widzę dwa trupy. To absurdalne, ale właśnie poznałam Twoich rodziców. A potem dostrzegam chłopczyka, którego kiedyś spotkałam w Wielkiej Sali, gdy zmierzaliśmy do stołka na którym znajdowała się Tiara Przydziału od której zależało Nasze dalsze życie. Byliśmy wtedy tacy...niewinni. Tacy...czystsi. Przyglądam się chłopczykowi, zaglądam w jego brązowe ślepia i zaraz...gdzie ta jadowita żółć? Przecież to Ty..!
Kolejne poruszenie się obrazu i zostaję wciągnięta w kolejny wir. Może to i lepiej..? Od tamtego widoku coś mną ruszyło i miałam ochotę Cię obronić. I Je. Ale i tak nie mogłam Wam pomóc. Nie jestem przecież od tego. Nie...jestem...zdolna.
Widzę Bazyliszka tak, jakby rzeczywiście tu był! Nie mogę, co prawda spojrzeć mu w oczy, ale...on jest tutaj. Na wyciągnięcie Mojej...Twojej ręki.
Czego tak naprawdę chciałeś, Shane? Co chciałeś osiągnąć?
A później...pamiętam. Później nastąpił ostatni upadek i towarzyszyły mi syki. Potrafiłeś kąsać ze wszystkich węży najlepiej.
Robi się zimno. Nie powinno przecież tak być, bo to tylko...wspomnienie. Mimowolnie obejmuje się ramionami, choć w sumie mnie tu nie ma, ale jestem...trochę to popieprzone, prawda? Mrugam szybciej oczami, próbując przyzwyczaić się do tej nowej scenerii. Zakazany Las?
Dziwne uczucie; mam ochotę upaść na kolana i wydłubać sobie oczy, ale nie mogę..! Stoję więc ledwo na nogach, wypatrując Ciebie. Ile to potrwa? Gdzie się do cholery znajduję?! Stawiam kilka kroków, próbując się zorientować w terenie, choć zaczyna mnie boleć głowa, jakby coś naprawdę ją rozsadzało. Więc po to, to wszystko..? Miałam tu przyjść po...śmierć? Za wcześnie! Jeszcze za...wcześnie! I naprawdę zaczynam krzyczeć, nie wiedząc czy jestem nadal w pustej sali, czy może w Zakazanym Lesie na jakieś cholernej polanie. Jestem zależna od Ciebie, od Twojego wspomnienia, nie mogę sobie od tak pójść i uciec. Jadowita żółć...to Ty? Nie...to przecież nie do końca tak. Odwracam się, choć ledwo i choć kosztuje to cholernie dużo wysiłku, i wreszcie zauważam sylwetkę i Ty...nie masz jadowitego blasku w swych oczach. Staram się, naprawdę się staram! Uwierz mi! Ale ból...on mnie przenika, nigdy nie czułam tego w taki sposób. Chcę krzyczeć. Chcę umrzeć. Ale zarazem tego nie chcę! To nie ma sensu! Niech to się skończy!
Znikam. Kończy się Nam czas, a ja jestem tam, gdzie wszystko się skończyło. Jestem Tobą. Jesteś Mną. Jesteśmy jedną pieprzoną jednością. Czy to jest coś dobrego..? Idzie od tego zwariować, ale czuję ulgę. Nie mów tego..! Nie...mów...tego. Jestem potworem. Ty jesteś potworem. Nie możemy nic czuć. To boli. Chcę Cię dotknąć, ale nie mogę...moja ręka...ona...po prostu przenika Ciebie. I to koniec. Nie chciałam Cię poświęcać, bo oni wszyscy na to nie zasłużyli. Ale Ty chciałeś tego. Oddałeś się mi, by poczuć słodką wolność. Jeśli tak to ma wyglądać, to chyba nie chcę próbować. Nie chcę po raz kolejny cierpieć.
Dlaczego nie potrafię być na to wszystko nieczuła, tak jak zawsze?
I mam wrażenie, że Cię nie uratowałam?
I...powiedziałeś to.
Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie. Kochałeś mnie. Kochałeś mnie. Kochasz mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie. Kochasz mnie. Kochałeś mnie.
Nie chcę Cię zostawiać samego. Żałuję tego, co się stało. Nie idź dalej. Nie znikaj. Proszę, zostańmy tutaj na dłużej. Chcę zrozumieć. Chcę Cię poznać. Proszę, nie zostawiaj mnie samej.
Jesteśmy połówkami tego samego zgniłego jabłka, a mi na Tobie zależy. Zawsze mi na Tobie zależało i może...może nawet moje serce całkowicie by się roztopiło.
Ale to nasze pożegnanie.
Nadeszła pustka i ogarnęła mnie ciemność z której musiałam się uwolnić. Więc to zrobiłam i uciekłam stamtąd, a zegar zdążył ruszyć dalej.
Nie zostawię Cię samego, Shane.
Nie zostawię.
Ale to nasze ostatnie pożegnanie.
Właśnie teraz pozwalam sobie na łzy, które spływają mi po policzkach, kiedy chowam wspomnienie z powrotem do fiolki, myślodsiewnia zamiera, a ja mogę spokojnie swoimi drżącymi rękoma wszystko ukryć w torbie i opuścić te przeklęte miejsce.
Proszę, wybacz mi.
Wybacz mi.
Nie zostawię Cię samego.
[z/t]
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Sob Maj 30, 2015 9:57 pm
Oparłem się o drzwi sali. Coś często ostatnio przychodzę do pustych sal. Ciche i spokojne miejsce, które mnie przeraża pustką. Nie wiem czemu torturuję się tą ciszą wokół mnie, przecież ona mnie pochłania, sprawia, że mam wrażenie pustki. Nikt nie może mnie usłyszeć. Wszystko, co jest, a raczej nie ma wokół mnie atakuje moją osobę.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Zacząłem chodzić między zakurzonymi ławkami palcami robiąc ślady po ich blacie. Co tam powstawało? Jaki kolor ma kurz? Czy jest on bardzo brudny? Może jest taki jak to co teraz widzę? Poprawiłem ciemne okulary na swoim nosie. Dlaczego wciąż pytam o to samo? Dlaczego nie mogę pogodzić się ze swoim losem?
Anabelle... Przyjdziesz do mnie? Porozmawiasz ze mną? Chciałbym cię przeprosić za to, że uciekłem wtedy, gdy powiedziałaś mi prawdę o sobie. Tak był to szok, ale każdy musi takie słowa przemyśleć.
Tak bardzo się zamyśliłem, że uderzyłem udem w kant stołu, cicho syknąłem, ale tylko pomasowałem to miejsce. Pewnie będzie siniak, ale skoro nie wiem jak wyglądają to warto się tym przejmować? Nie bardzo, w końcu kolejna dawka bólu, skoro jestem przyzwyczajony do ułomności, to mogę się przyzwyczaić do bólu fizycznego. To nie jest trudne, prawda?
Oh, ktoś się zbliżał. Czułem już świeżą magię jakiejś osoby. Uśmiechnąłem się lekko. Ciekawe, czy będzie to ktoś wredny, czy może ktoś miły. Szkoda, że nie jest to Cirilla. Dawno z nią nie rozmawiałem, a strasznie chciałem się z nią spotkać, bo w końcu ostatnio wybiegłem z zajęć klubu magii nut, ale to przez ten hałas jaki zrobiła tamta dziewczyna.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Zacząłem chodzić między zakurzonymi ławkami palcami robiąc ślady po ich blacie. Co tam powstawało? Jaki kolor ma kurz? Czy jest on bardzo brudny? Może jest taki jak to co teraz widzę? Poprawiłem ciemne okulary na swoim nosie. Dlaczego wciąż pytam o to samo? Dlaczego nie mogę pogodzić się ze swoim losem?
Anabelle... Przyjdziesz do mnie? Porozmawiasz ze mną? Chciałbym cię przeprosić za to, że uciekłem wtedy, gdy powiedziałaś mi prawdę o sobie. Tak był to szok, ale każdy musi takie słowa przemyśleć.
Tak bardzo się zamyśliłem, że uderzyłem udem w kant stołu, cicho syknąłem, ale tylko pomasowałem to miejsce. Pewnie będzie siniak, ale skoro nie wiem jak wyglądają to warto się tym przejmować? Nie bardzo, w końcu kolejna dawka bólu, skoro jestem przyzwyczajony do ułomności, to mogę się przyzwyczaić do bólu fizycznego. To nie jest trudne, prawda?
Oh, ktoś się zbliżał. Czułem już świeżą magię jakiejś osoby. Uśmiechnąłem się lekko. Ciekawe, czy będzie to ktoś wredny, czy może ktoś miły. Szkoda, że nie jest to Cirilla. Dawno z nią nie rozmawiałem, a strasznie chciałem się z nią spotkać, bo w końcu ostatnio wybiegłem z zajęć klubu magii nut, ale to przez ten hałas jaki zrobiła tamta dziewczyna.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Sob Maj 30, 2015 10:02 pm
Alice szła wolno korytarzem. Nie był to kolejny dyżur Puchonki, nie miała nawet określonego celu swojej wycieczki. Dzisiaj chciała po prostu odpocząć. Przystanęła przy parapecie i przyjrzała się swojemu odbiciu. Jej oczy były nieco bardziej podkrążone niż zazwyczaj. Poprawiła bladoróżową, pożyczoną od Kim apaszkę. Rana na szyi goiła się o wiele szybciej niż urażona duma... Do Panny Hughes docierało powoli, że to ona - nie chec zemsty - przejęła nad nia ostatnio kontrolę. Czy w ogóle była zdolna do tego by się mścić?
Obyś nie dowiedziała się za szybko... Uśmiechnęła się lekko do własnego odbicia. Popijawa że Smirnoffem. Nagle zainteresowanie sportem...
Żałosna ucieczka... Faktycznie.
Uciekała, sama przed sobą bojąc się przyznać do porażki. To dlatego nie zgłosiła całego wydarzenia. Pokręciła głową nad własną głupota. Odwróciła się od okna nie chcąc marnować pierwszego od dawna wolnego wieczoru na rozmyślania nad własną marnością. Minęła grupkę uczniów zastanawiając się czy przypadkiem czegoś nie knują i wznosząc oczy do nieba rozejrzała się po korytarzu. Nie miała zamiaru się ukrywać ale chwila odosobnienia każdemu czasem się przydaje. Zerknęła w stronę opuszczonej klasy, podobnej do tej w której jeszcze niedawno została nakryta przez Remusa na ćwiczeniu zaklęć. Podeszła do niej wolno i rozglądając się czy nikt przypadkiem znowu się nie zbliża nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Zamknęła za sobą drzwi i mrugnęła kilka razy przyzwyczajając oczy do panujacego półmroku.
Przystanęła kiedy zobaczyła siedzącego na końcu sali chłopaka. Przyglądała mu się chwilę z ciekawością i nie dostrzegając żadnej reakcji z jego strony postanowiła się odezwać.
- Cześć... Przepraszam, przeszkodziłam ci w czymś? - Zapytała cicho, zastanawiając się kto normalny nosi okulary przeciwsłoneczne w zaciemnionym pomieszczeniu. Może potrzebował pomocy? Ostatnio gdy się nad tym zastanawiała sama skończyła potrzebując jej bardzo mocno. Postanowiła więc na wszelki wypadek zachować dystans.
Obyś nie dowiedziała się za szybko... Uśmiechnęła się lekko do własnego odbicia. Popijawa że Smirnoffem. Nagle zainteresowanie sportem...
Żałosna ucieczka... Faktycznie.
Uciekała, sama przed sobą bojąc się przyznać do porażki. To dlatego nie zgłosiła całego wydarzenia. Pokręciła głową nad własną głupota. Odwróciła się od okna nie chcąc marnować pierwszego od dawna wolnego wieczoru na rozmyślania nad własną marnością. Minęła grupkę uczniów zastanawiając się czy przypadkiem czegoś nie knują i wznosząc oczy do nieba rozejrzała się po korytarzu. Nie miała zamiaru się ukrywać ale chwila odosobnienia każdemu czasem się przydaje. Zerknęła w stronę opuszczonej klasy, podobnej do tej w której jeszcze niedawno została nakryta przez Remusa na ćwiczeniu zaklęć. Podeszła do niej wolno i rozglądając się czy nikt przypadkiem znowu się nie zbliża nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Zamknęła za sobą drzwi i mrugnęła kilka razy przyzwyczajając oczy do panujacego półmroku.
Przystanęła kiedy zobaczyła siedzącego na końcu sali chłopaka. Przyglądała mu się chwilę z ciekawością i nie dostrzegając żadnej reakcji z jego strony postanowiła się odezwać.
- Cześć... Przepraszam, przeszkodziłam ci w czymś? - Zapytała cicho, zastanawiając się kto normalny nosi okulary przeciwsłoneczne w zaciemnionym pomieszczeniu. Może potrzebował pomocy? Ostatnio gdy się nad tym zastanawiała sama skończyła potrzebując jej bardzo mocno. Postanowiła więc na wszelki wypadek zachować dystans.
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 5:17 pm
Uśmiechnąłem się nieznacznie słysząc miły głos jakiejś dziewczyny. Przeczesałem swoje dłuższe włosy. Znowu miałem źle zawiązany krawat gryfonów. Chyba nigdy nie nauczę się ich wiązać. Westchnąłem tylko cicho i podszedłem do niej, aby nie wyjść na jakiegoś aspołecznego gnojka bez kultury, bo taki nie byłem.
Byłem tylko ślepy.
Wiem, że okulary przeciwsłoneczne są dziwne, ale dzięki nim czuję się pewniej i mam świadomość, że każdy traktuje mnie jak równego sobie. To wystarczyło, abym poczuł się chociaż trochę wartościowy, bo jeśli mam świadomość, że inni patrzą na mnie i mi współczują, to nie chce mi się rozmawiać z ludźmi. W końcu dla czarodzieja to tragedia być ślepym, nie widzieć swojego przeciwnika, który może zrobić ci coś złego, a ty nawet nie zauważysz kiedy.
A ja?
Ja wiem gdzie stoisz, jak się ruszasz jakie targają tobą emocje. Czuję siłę twojej magii i jeśli jest jej wokół mnie za dużo to czuję się przytłoczony. Teraz jest spokojnie, ponieważ to miejsce ma swój urok, który opanowuje mój umysł cholernym lękiem, ale przecież trzeba się z nimi kiedyś zmierzyć.
W końcu spojrzałem na ciebie, ale moje oczy były puste, czego nie mogłaś zobaczyć. Jeszcze za wcześnie na to. Nie chcę litości. To ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję.
- Witaj, nie przeszkadzasz. Trochę tu już siedzę i jakoś pusto mi się robiło, więc cieszę się, że ktoś tu przybył - skinąłem lekko głową z delikatnym i ciepłym uśmiechem, który jak zwykle nie objął zapewne moich oczu. Często od tych odważniejszych słyszałem, że jestem przerażający, gdy nie mam okularów na nosie.
- Jestem Zack Raven - przedstawiłem się wyciągając do niej rękę. Nie bardzo wiedziałem, czy dobrze wycelowałem z wysokością, bo osobiście nie wiem ile mój rozmówca może mieć wzrostu.- Co cię sprowadza w takie puste miejsce?- oparłem się o ławkę.
Byłem tylko ślepy.
Wiem, że okulary przeciwsłoneczne są dziwne, ale dzięki nim czuję się pewniej i mam świadomość, że każdy traktuje mnie jak równego sobie. To wystarczyło, abym poczuł się chociaż trochę wartościowy, bo jeśli mam świadomość, że inni patrzą na mnie i mi współczują, to nie chce mi się rozmawiać z ludźmi. W końcu dla czarodzieja to tragedia być ślepym, nie widzieć swojego przeciwnika, który może zrobić ci coś złego, a ty nawet nie zauważysz kiedy.
A ja?
Ja wiem gdzie stoisz, jak się ruszasz jakie targają tobą emocje. Czuję siłę twojej magii i jeśli jest jej wokół mnie za dużo to czuję się przytłoczony. Teraz jest spokojnie, ponieważ to miejsce ma swój urok, który opanowuje mój umysł cholernym lękiem, ale przecież trzeba się z nimi kiedyś zmierzyć.
W końcu spojrzałem na ciebie, ale moje oczy były puste, czego nie mogłaś zobaczyć. Jeszcze za wcześnie na to. Nie chcę litości. To ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję.
- Witaj, nie przeszkadzasz. Trochę tu już siedzę i jakoś pusto mi się robiło, więc cieszę się, że ktoś tu przybył - skinąłem lekko głową z delikatnym i ciepłym uśmiechem, który jak zwykle nie objął zapewne moich oczu. Często od tych odważniejszych słyszałem, że jestem przerażający, gdy nie mam okularów na nosie.
- Jestem Zack Raven - przedstawiłem się wyciągając do niej rękę. Nie bardzo wiedziałem, czy dobrze wycelowałem z wysokością, bo osobiście nie wiem ile mój rozmówca może mieć wzrostu.- Co cię sprowadza w takie puste miejsce?- oparłem się o ławkę.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 5:29 pm
Puchonka prawie zachichotała gdy chłopak przeczesał dłonią włosy. Chyba nie było już w zamku osoby która nie wiązała by tego prostego, naturalnego gestu z Gryfonami. Nadal jednak przyglądała mu się uważnie gdy podchodził. Alice nigdy nie była zbyt ufna. Kiedy była młodsza bardzo ją to irytowało, biorąc jednak pod uwagę ostatnie wydarzenia ze świata coraz bardziej doceniała tę cechę.
Ale stojący przed nią chłopak wydawał się być szczery, nie czuła też żadnego zagrożenia z jego strony. I chociaż wyższy - z pewnością był od niej młodszy. Poskromiła więc nieco strach i choć nadal pozostała czujna uśmiechnęła się lekko.
- Wcale nie takie puste jak się okazało. - Uniosła lekko brew i uścisnęła wyciągniętą rękę. Raven... Kojarzyła to nazwisko, za skarby Gringotta nie mogła jednak przypomnieć sobie skąd. - Alice Hughes.
Cofnęła się lekko i spuszczając wzrok zaczęła bawić się pokrywającym ławki kurzem kreśląc w nim przypadkowe wzory.
- Wybrałam się na spacer a z takimi salami mam pozytywne wspomnienia. - Uśmiechnęła się pod nosem zdając sobie sprawę, że brzmi jak idiotka.
W takich salach zawsze też robiłaś z siebie kretynkę... Pomyślała i wróciła wzrokiem do Zacka.
- Co nie zmienia faktu, że uczniowie raczej nie kwapią się do siedzenia w pustych klasach....
Czeka na schadzkę czy coś kombinuje...? Odpuść sobie! Nie. Ten jeden raz...
Mając świadomość, że jeśli nie przestanie kręcić głową nad samą sobą w końcu niechcący skręci sobie kark wzniosła jedynie oczy do nieba.
- Przepraszam. - Uniosła od razu dłoń w geście pojednania, bojąc się, że zabrzmiała zbyt ostro. - Nie osadzam cię, po prostu czasem staram się zbyt bardzo kontrolować rzeczywistość.
Co ty znowu pleciesz? Zagryzła lekko wargi. Czyżby powrót do normalności miał być poprzedzony jej nagłym uzewnętrznianiem się? Nie... Na to nigdy by sobie nie pozwoliła.
- Po prostu z ciekawości dowiedziała bym się co sprowadza w to miejsce ciebie...
Uśmiechnęła się, nie tyle do Gryfona co do samej siebie. Naprawdę powinna powstrzymać się przed osadzaniem wszystkiego.
Ale stojący przed nią chłopak wydawał się być szczery, nie czuła też żadnego zagrożenia z jego strony. I chociaż wyższy - z pewnością był od niej młodszy. Poskromiła więc nieco strach i choć nadal pozostała czujna uśmiechnęła się lekko.
- Wcale nie takie puste jak się okazało. - Uniosła lekko brew i uścisnęła wyciągniętą rękę. Raven... Kojarzyła to nazwisko, za skarby Gringotta nie mogła jednak przypomnieć sobie skąd. - Alice Hughes.
Cofnęła się lekko i spuszczając wzrok zaczęła bawić się pokrywającym ławki kurzem kreśląc w nim przypadkowe wzory.
- Wybrałam się na spacer a z takimi salami mam pozytywne wspomnienia. - Uśmiechnęła się pod nosem zdając sobie sprawę, że brzmi jak idiotka.
W takich salach zawsze też robiłaś z siebie kretynkę... Pomyślała i wróciła wzrokiem do Zacka.
- Co nie zmienia faktu, że uczniowie raczej nie kwapią się do siedzenia w pustych klasach....
Czeka na schadzkę czy coś kombinuje...? Odpuść sobie! Nie. Ten jeden raz...
Mając świadomość, że jeśli nie przestanie kręcić głową nad samą sobą w końcu niechcący skręci sobie kark wzniosła jedynie oczy do nieba.
- Przepraszam. - Uniosła od razu dłoń w geście pojednania, bojąc się, że zabrzmiała zbyt ostro. - Nie osadzam cię, po prostu czasem staram się zbyt bardzo kontrolować rzeczywistość.
Co ty znowu pleciesz? Zagryzła lekko wargi. Czyżby powrót do normalności miał być poprzedzony jej nagłym uzewnętrznianiem się? Nie... Na to nigdy by sobie nie pozwoliła.
- Po prostu z ciekawości dowiedziała bym się co sprowadza w to miejsce ciebie...
Uśmiechnęła się, nie tyle do Gryfona co do samej siebie. Naprawdę powinna powstrzymać się przed osadzaniem wszystkiego.
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 5:53 pm
- Miło cię poznać - mój głos był w trakcie przechodzenia mutacji, ale bardzo ciepły i miły. Kiedyś usłyszałem, że zapada w pamięć, ale nie zrozumiałem o co chodziło.
Dlaczego głos miałby zapadać w pamięć osobie, która nie słyszy? Tak, trochę to nie miłe, ale twierdzę, że ludzie są głusi, bo ja słyszę wasz krzyk, nawet jeśli nie krzyczycie. Jestem strasznie empatyczny w stosunku do innych. Wiem, że zachowujesz dystans, ale nie masz czego się obawiać. Jestem bezbronny.
- Teraz już nie jest puste - przyznałem.- Też mam z tą salą pozytywne wspomnienia - tutaj w końcu spotkałem Lizzy, która nie żyje. Cóż, trochę mi smutno z tego powodu, ale trzeba się podchodzić. Każdy człowiek kiedyś odejdzie, nawet ja, czy też ty droga Alice.
Tutaj spotkałem też Esme. Dzwoniącą dziewczynę. Zabawne, ale tak ją teraz kojarzę z dzwoneczkami. Wspaniała dziewczyna.
Z czym ty będziesz mi się kojarzyć? Tego nie wiem, zobaczę na końcu naszego spotkania. Kiedy ty odejdziesz, bądź ja. Wyczułem twój ton, ale nic sobie z niego nie zrobiłem, wiem że to podejrzane, ale lubię mierzyć się ze swoim strachem.
- Powiedzmy, że każdy ma swoją słabość, z którą chce się uporać. Moją słabością są puste sale - uniosłem dłoń wskazując na pustkę i ciszę opanowujące tą klasę.- Ale czy nie lepiej jest mieć tajemnice?- poprawiłem okulary, dając jej do zrozumienia, że coś pod nimi ukrywam.
- Nie przepraszaj. Nie uraziłaś mnie - poprawiłem bluzę, aby bardziej zasłonić swoją szyję. Dawno temu spotkałem tamtego chłopaka, ale nadal nie wiem, czy ślady po nim zniknęły.- Ja już dawno straciłem kontrolę nad rzeczywistością i jakoś nie potrafię jej odzyskać.
Spotkanie Sahira, potem śmierciożerczyni. Już dawno chciałem zginąć, ale teraz mam cel. Muszę pomóc Alex zapanować nad jej życiem. Nie mogę pozwolić, aby się poddała. Dla niej to będzie na prawdę ciężkie uporać się z takim problemem.
Dlaczego głos miałby zapadać w pamięć osobie, która nie słyszy? Tak, trochę to nie miłe, ale twierdzę, że ludzie są głusi, bo ja słyszę wasz krzyk, nawet jeśli nie krzyczycie. Jestem strasznie empatyczny w stosunku do innych. Wiem, że zachowujesz dystans, ale nie masz czego się obawiać. Jestem bezbronny.
- Teraz już nie jest puste - przyznałem.- Też mam z tą salą pozytywne wspomnienia - tutaj w końcu spotkałem Lizzy, która nie żyje. Cóż, trochę mi smutno z tego powodu, ale trzeba się podchodzić. Każdy człowiek kiedyś odejdzie, nawet ja, czy też ty droga Alice.
Tutaj spotkałem też Esme. Dzwoniącą dziewczynę. Zabawne, ale tak ją teraz kojarzę z dzwoneczkami. Wspaniała dziewczyna.
Z czym ty będziesz mi się kojarzyć? Tego nie wiem, zobaczę na końcu naszego spotkania. Kiedy ty odejdziesz, bądź ja. Wyczułem twój ton, ale nic sobie z niego nie zrobiłem, wiem że to podejrzane, ale lubię mierzyć się ze swoim strachem.
- Powiedzmy, że każdy ma swoją słabość, z którą chce się uporać. Moją słabością są puste sale - uniosłem dłoń wskazując na pustkę i ciszę opanowujące tą klasę.- Ale czy nie lepiej jest mieć tajemnice?- poprawiłem okulary, dając jej do zrozumienia, że coś pod nimi ukrywam.
- Nie przepraszaj. Nie uraziłaś mnie - poprawiłem bluzę, aby bardziej zasłonić swoją szyję. Dawno temu spotkałem tamtego chłopaka, ale nadal nie wiem, czy ślady po nim zniknęły.- Ja już dawno straciłem kontrolę nad rzeczywistością i jakoś nie potrafię jej odzyskać.
Spotkanie Sahira, potem śmierciożerczyni. Już dawno chciałem zginąć, ale teraz mam cel. Muszę pomóc Alex zapanować nad jej życiem. Nie mogę pozwolić, aby się poddała. Dla niej to będzie na prawdę ciężkie uporać się z takim problemem.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 6:02 pm
Alice przyglądała mu się z coraz większą ciekawością. Coś w jego postawie, tonie wypowiedzi szczególnie przyciągało uwagę dziewczyny. Gdy wspomniał o tajemnicach po jej ciele przebiegł delikatny dreszcz. Nie lubiła tajemnic... Oczywiście tych obcych. Przetarła ławkę dłonią i usiadła na niej uśmiechając się lekko.
- Zależy jakie to tajemnice. - Mrugnęła. Postanowiła jednak nie drążyć. Gryfon, choć niewątpliwie osobliwy nie wyglądał na takiego który coś kombinuje. Zastanawiając się na ile może ufać swoim przeczuciom postanowiła podjąć jednak rozmowę.
- Gdybym chciała pokonać swoje słabości musiała bym iść na przechadzkę po Zakazanym Lesie. - Zachichotała.
Albo stanąć przed lustrem Panno Hughes... Odezwał się głos z tyłu jej głowy jednak go zignorowała. Od upominania samej siebie też musiała odpocząć.
- W każdym bądź razie pusta sala wydaje się być lepszą alternatywą.- Dokończyła zastanawiając się jednocześnie co dokładnie chłopak miał na myśli. Wątpiła by kilka zakurzonych ławek mogło kogokolwiek przestraszyć.
- Na którym jesteś roku? - Zapytała neutralne nie chcąc spłoszyć Zacka poważnymi pytaniami.
- Zależy jakie to tajemnice. - Mrugnęła. Postanowiła jednak nie drążyć. Gryfon, choć niewątpliwie osobliwy nie wyglądał na takiego który coś kombinuje. Zastanawiając się na ile może ufać swoim przeczuciom postanowiła podjąć jednak rozmowę.
- Gdybym chciała pokonać swoje słabości musiała bym iść na przechadzkę po Zakazanym Lesie. - Zachichotała.
Albo stanąć przed lustrem Panno Hughes... Odezwał się głos z tyłu jej głowy jednak go zignorowała. Od upominania samej siebie też musiała odpocząć.
- W każdym bądź razie pusta sala wydaje się być lepszą alternatywą.- Dokończyła zastanawiając się jednocześnie co dokładnie chłopak miał na myśli. Wątpiła by kilka zakurzonych ławek mogło kogokolwiek przestraszyć.
- Na którym jesteś roku? - Zapytała neutralne nie chcąc spłoszyć Zacka poważnymi pytaniami.
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 6:08 pm
Uśmiechnąłem się nieznacznie.
Czym są tajemnice w życiu ludzkim? Sprawiają im ból? Czasami tak. Czy cierpiałem przez jakąś tajemnicę? Zapewne nie. Wbrew pozorom mało cierpiałem. Są ludzie, którzy cierpią jeszcze bardziej niż ja. Czym są moje problemy z odrzuceniem w dzieciństwie do śmiertelnych chorób? Czym jest moja ślepota przy utracie bliskich osób? Nigdy nie straciłem żadnej osoby.
Moje życie polega tylko na istnieniu, niczym innym. Ze wszystkich stron otoczony ciemnością i głosami obcych ludzi. Nie pasujący do żadnej układanki. Jestem, bo jestem. Wy jesteście bo macie cel, a ja go nie posiadam. Mogę być dla was kim chcecie, ale nadal nie będę pasować.
Czuję się niepotrzebny, bo tak jest. Ja, pustka i mrok – to jedno, ale ty, wy i świat to drugie. Czuję jak ta ciemność ciągnie mnie na dno. Z każdym dniem tonę głębiej w dół, nikt nie może mnie podnieść do góry. Nie może złapać za dłoń, bo jestem w ciemności, gdzie zwykły człowiek nie może zajrzeć, nie dosięgnie mnie.
Też zostawiłem temat tajemnic na boku, nie chciałem jeszcze pokazywać jaki jestem. Skoro jeszcze mnie nie skojarzyła to dobrze.
- Mało przyjemna perspektywa – uśmiechnąłem się.- Może kiedyś uda ci się pokonać ten strach, ale czy nie lepiej zacząć od tych mniejszych słabostek?
- Na piątym – odpowiedziałem spokojnie.- A ty?
Nie wiem czemu, ale się rozproszyłem i wpadłem na krzesło potykając się, ale nie upadając. Niestety moje okulary spadły mi z nosa i spanikowałem. Szybko zamknąłem oczy i klęknąłem szukając mojej zguby. Niestety stres za bardzo mnie zjadł, że przestałem kontrolować otoczenie i nawet nie wiedziałem gdzie znajduje się dziewczyna.
Czym są tajemnice w życiu ludzkim? Sprawiają im ból? Czasami tak. Czy cierpiałem przez jakąś tajemnicę? Zapewne nie. Wbrew pozorom mało cierpiałem. Są ludzie, którzy cierpią jeszcze bardziej niż ja. Czym są moje problemy z odrzuceniem w dzieciństwie do śmiertelnych chorób? Czym jest moja ślepota przy utracie bliskich osób? Nigdy nie straciłem żadnej osoby.
Moje życie polega tylko na istnieniu, niczym innym. Ze wszystkich stron otoczony ciemnością i głosami obcych ludzi. Nie pasujący do żadnej układanki. Jestem, bo jestem. Wy jesteście bo macie cel, a ja go nie posiadam. Mogę być dla was kim chcecie, ale nadal nie będę pasować.
Czuję się niepotrzebny, bo tak jest. Ja, pustka i mrok – to jedno, ale ty, wy i świat to drugie. Czuję jak ta ciemność ciągnie mnie na dno. Z każdym dniem tonę głębiej w dół, nikt nie może mnie podnieść do góry. Nie może złapać za dłoń, bo jestem w ciemności, gdzie zwykły człowiek nie może zajrzeć, nie dosięgnie mnie.
Upadam.
Staczam się.
Tonę.
Nikt mi nie pomoże. Nie pozwolę na to, aby inni także tonęli przeze mnie w tym ciężkim, duszącym świecie czerni.Staczam się.
Tonę.
Też zostawiłem temat tajemnic na boku, nie chciałem jeszcze pokazywać jaki jestem. Skoro jeszcze mnie nie skojarzyła to dobrze.
- Mało przyjemna perspektywa – uśmiechnąłem się.- Może kiedyś uda ci się pokonać ten strach, ale czy nie lepiej zacząć od tych mniejszych słabostek?
- Na piątym – odpowiedziałem spokojnie.- A ty?
Nie wiem czemu, ale się rozproszyłem i wpadłem na krzesło potykając się, ale nie upadając. Niestety moje okulary spadły mi z nosa i spanikowałem. Szybko zamknąłem oczy i klęknąłem szukając mojej zguby. Niestety stres za bardzo mnie zjadł, że przestałem kontrolować otoczenie i nawet nie wiedziałem gdzie znajduje się dziewczyna.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 6:15 pm
Kiedy Alice usiadła w końcu na ławce nadal była nieco skołowana. Choć wiedziała, że ukryła to na wszelkie sposoby i chłopak nie mógł nawet domyśleć się co siedzi w głowie Puchonki, zadrżała.
- Mniejsze słabostki... - Zerknęła na Gryfona z uśmiechem w pełni już odganiając od siebie przeszłość. - A jeśli takich nie ma? - Skłamała gładko i czysto retorycznie, nie spodziewała się bowiem odpowiedzi. Zachichotała nawet, może zbyt nerwowo...
- Na siódmym. - Zanim skończyła wypowiedzieć to zdanie poderwała się z ławki chcąc podtrzymać Zacka który się zachwiał. Nie zdążyła jednak i wpatrując się w czarne, budzące do tej pory niepewność okulary, zrozumiała już wszystko. To oczywiste, że kojarzyła jego nazwisko...
Sięgnęła dłonią po przedmiot którego szukał i chwytając rękę Gryfona podała mu okulary.
- Trzymaj. - Powiedziała spokojnie, karcąc się jednocześnie za nie skojarzyła faktów. O niewidomym uczniu Domu Lwa wiedzieli wszyscy... Choć nie udzielał się zbytnio, stanowił w końcu ewenement. I chociaż miała już pewność co do tożsamości chłopaka, nie miała zamiaru się z tym wychylać. Nie ujawnił się wprost, zupełnie jak by wstydził się własnej tożsamości. A skoro tak postąpił musiał mieć własne powody... I chociaż Puchonka - dążąc zazwyczaj aż do upadku - poszukiwała prawdy, tym razem przyhamowała. Uśmiechnęła się wiedząc już, że Zack tego nie zauważy i chwytając chłopaka za przedramię, czysto naturalnym i niezobowiązującym do niczego gestem skierowała go na jeden ze stolików.
- Stres przed egzaminami? - Nadal się uśmiechała a nawet ucieszyła, że mimo wszelkich kierowanych od własnym adresem obiekcji jej głos brzmi pogodnie. I pozostawiał wyjście, o ile Gryfon by tego zapragnął.
Duży salon. Drobna, może 6 letnia dziewczynka siedzi przy stole. Filiżanka z herbatą wysuwa się z jej dłoni i plami koronkową sukienkę, w którą odziała ją ciotka.
Szarpnięcie za włosy.
Wyzwiska, których już nie pamięta...
Ciemność...
Hughes wzięła głęboki oddech. Tak nieaktualne już tajemnice nie fascynowały. Nawet jej. Przywołała się więc do porządku. - Mniejsze słabostki... - Zerknęła na Gryfona z uśmiechem w pełni już odganiając od siebie przeszłość. - A jeśli takich nie ma? - Skłamała gładko i czysto retorycznie, nie spodziewała się bowiem odpowiedzi. Zachichotała nawet, może zbyt nerwowo...
- Na siódmym. - Zanim skończyła wypowiedzieć to zdanie poderwała się z ławki chcąc podtrzymać Zacka który się zachwiał. Nie zdążyła jednak i wpatrując się w czarne, budzące do tej pory niepewność okulary, zrozumiała już wszystko. To oczywiste, że kojarzyła jego nazwisko...
Sięgnęła dłonią po przedmiot którego szukał i chwytając rękę Gryfona podała mu okulary.
- Trzymaj. - Powiedziała spokojnie, karcąc się jednocześnie za nie skojarzyła faktów. O niewidomym uczniu Domu Lwa wiedzieli wszyscy... Choć nie udzielał się zbytnio, stanowił w końcu ewenement. I chociaż miała już pewność co do tożsamości chłopaka, nie miała zamiaru się z tym wychylać. Nie ujawnił się wprost, zupełnie jak by wstydził się własnej tożsamości. A skoro tak postąpił musiał mieć własne powody... I chociaż Puchonka - dążąc zazwyczaj aż do upadku - poszukiwała prawdy, tym razem przyhamowała. Uśmiechnęła się wiedząc już, że Zack tego nie zauważy i chwytając chłopaka za przedramię, czysto naturalnym i niezobowiązującym do niczego gestem skierowała go na jeden ze stolików.
- Stres przed egzaminami? - Nadal się uśmiechała a nawet ucieszyła, że mimo wszelkich kierowanych od własnym adresem obiekcji jej głos brzmi pogodnie. I pozostawiał wyjście, o ile Gryfon by tego zapragnął.
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 6:25 pm
Może nie wiedziałem co się z tobą dzieje, ale wyczułem, że magia wokół ciebie stężała. Wielu magów nie wie, że to magia jest ich duszą, którą ja w niewyjaśniony sposób czuję. Jestem strasznie wrażliwy na jej ilość, natężenie i strona, po które stoi. Dobro i zło. Ludzie, którzy kierują w złą stronę przytłaczają mnie, mimo że nie wiem, po której są stronie, ale wtedy wokół nas jest ciężko i jeszcze bardziej spadam w dół tej smolistej ciemności. Tak jakby cały świat pragnął mojego upadku.
Nie próbowałem wnikać co cię gryzie, bo nie mogę tego zrobić jeśli nie jestem niczego pewny. Co jeśli twoje emocje są spowodowane tylko nadchodzącymi egzaminami?
Opanowałem się szybko, gdy tylko dziewczyna mnie dotknęła. Złapałem okulary w swoje dłonie i przejechałem opuszkiem palców po szkle, aby sprawdzić, czy są całe. Nadal miałem zamknięte oczy. Czułem się tak bezbronny. Tak cholernie niepotrzebny temu światu. Udawanie normalnego nic nie dało. Nadal byłem odrębny, nie pasujący. Nawet nie mogłem zobaczyć uśmiechu tej dziewczyny, a byłem pewny, że warto go oglądać, a jednak nadal byłem tą słabą osobą. Nie wyrwałem swojego ramienia z jej objęć. Chciała mi pomóc czego tak bardzo nie chciałem. Chciałem być samodzielny. Sam sobie radzić z życiem, ale wystarczy odrobina nieuwagi i już mam świadomość, że czarna, ciężka mgła szarpnie mnie mocniej w dół. Tylko dlaczego jeszcze nie dotknąłem tego cholernego dna, do którego mnie ciągnie, hipnotyzuje. Dlaczego do jasnej cholery!? Ja już nie mam siły dryfować po tym świecie. Nie mam siły. Mam ochotę zamknąć się w tej sali sam i żyć w strachu, osamotnieniu, otoczony czarną mgłą.
- Każdy ma swoje słabostki – kontynuowałem poprzednią rozmowę. Fascynowała mnie. Jakoś tak sprawiała, że chciałem o tym rozmawiać. O słabościach, których mam mało. W końcu mam tylko ciemność, która jest wokół mnie.- Nie ma idealnych ludzi, a jeśli takiego człowieka spotkasz to on kłamie. Ukrywa co tak naprawdę się z nim dzieje. Słabostką mogą być słodycze, obgryzanie ołówka. Jeśli wiesz, że jest coś czego nie powinnaś robić, a to robisz, to oznacza, że jest twoją słabością i twój wybór, czy to zrobisz.
- Nie stresuję się egzaminami, bo jakoś nie wiem co chcę robić w przyszłości – otworzyłem w końcu oczy, okulary nadal trzymałem w dłoni, a opierałem się o jedną z ławek, do której zostałem przyprowadzony.- Nie mam po co jej planować – uśmiechnąłem się. Jednak miałem świadomość, że moja twarz nie wyraża emocji, w końcu do tego jest potrzebny wzrok i blask w moich matowo jasnych oczach.
Nie próbowałem wnikać co cię gryzie, bo nie mogę tego zrobić jeśli nie jestem niczego pewny. Co jeśli twoje emocje są spowodowane tylko nadchodzącymi egzaminami?
Opanowałem się szybko, gdy tylko dziewczyna mnie dotknęła. Złapałem okulary w swoje dłonie i przejechałem opuszkiem palców po szkle, aby sprawdzić, czy są całe. Nadal miałem zamknięte oczy. Czułem się tak bezbronny. Tak cholernie niepotrzebny temu światu. Udawanie normalnego nic nie dało. Nadal byłem odrębny, nie pasujący. Nawet nie mogłem zobaczyć uśmiechu tej dziewczyny, a byłem pewny, że warto go oglądać, a jednak nadal byłem tą słabą osobą. Nie wyrwałem swojego ramienia z jej objęć. Chciała mi pomóc czego tak bardzo nie chciałem. Chciałem być samodzielny. Sam sobie radzić z życiem, ale wystarczy odrobina nieuwagi i już mam świadomość, że czarna, ciężka mgła szarpnie mnie mocniej w dół. Tylko dlaczego jeszcze nie dotknąłem tego cholernego dna, do którego mnie ciągnie, hipnotyzuje. Dlaczego do jasnej cholery!? Ja już nie mam siły dryfować po tym świecie. Nie mam siły. Mam ochotę zamknąć się w tej sali sam i żyć w strachu, osamotnieniu, otoczony czarną mgłą.
- Każdy ma swoje słabostki – kontynuowałem poprzednią rozmowę. Fascynowała mnie. Jakoś tak sprawiała, że chciałem o tym rozmawiać. O słabościach, których mam mało. W końcu mam tylko ciemność, która jest wokół mnie.- Nie ma idealnych ludzi, a jeśli takiego człowieka spotkasz to on kłamie. Ukrywa co tak naprawdę się z nim dzieje. Słabostką mogą być słodycze, obgryzanie ołówka. Jeśli wiesz, że jest coś czego nie powinnaś robić, a to robisz, to oznacza, że jest twoją słabością i twój wybór, czy to zrobisz.
- Nie stresuję się egzaminami, bo jakoś nie wiem co chcę robić w przyszłości – otworzyłem w końcu oczy, okulary nadal trzymałem w dłoni, a opierałem się o jedną z ławek, do której zostałem przyprowadzony.- Nie mam po co jej planować – uśmiechnąłem się. Jednak miałem świadomość, że moja twarz nie wyraża emocji, w końcu do tego jest potrzebny wzrok i blask w moich matowo jasnych oczach.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 6:29 pm
Kilka kroków w stronę ławki wydawało się Alice dystansem nie do przejścia. Bała się. Najzwyczajniej i najnormalniej w świecie. Nie był to jednak ten rodzaj strachu który odczuwa się w obliczu zagrożenia. Nie ten który towarzyszył jej chociaż by podczas spotkania z Sahirem. Ten był o wiele gorszy... Nie paraliżując ani nie zmuszając do ucieczki sprawiał jednocześnie, że wszystkie myśli eksplodowały i splatały się w jedną szarą masę nie pozwalając na to by choć jedna konkretniejsza przebiła się przez cały ten bajzel. Milczała gdy Gryfon kontynuował swój wywód dotyczący słabości nie odwracając jednocześnie wzroku od ciemnych okularów które wciąż ściskał w garści.
Słabostki... Panna Hughes dawno nie czuła się tak słaba jak w tej chwili.
Co powiedzieć? Czego nie mówić? Co zrobić? Czy zrobić cokolwiek?
Zachowuj się naturalnie...
Przełknęła głośno ślinę nie mając właściwie pojęcia jak ta "naturalność" wygląda.
- Masz rację... - Wżęła głęboki oddech. - Ideały nie istnieją...
Oparła się o ławkę zamykając na chwilę oczy i usiłując przywołać się do porządku. Jakkolwiek mocno nie była by teraz wystraszona - nie mogła pozwolić na to by Raven to odczuł. Wstydziła się własnej bezradności i tego, że zawsze starając się zaplanować wszystko z wyprzedzeniem - zaskoczona nie umiała zebrać myśli.
Zack ponownie się odezwał. I choć ton jego wypowiedzi nieprzerwanie był melancholijny - Panna Hughes zanotowała w pamięci,że głos miał kojący. Było to zaskakujące odkrycie, zwłaszcza, że co jakiś czas mutacja której chłopak doświadczał dawała o sobie znać. Skierowała znów głowę w jego stronę zerkając po raz ostatni na okulary i zmusiła się w końcu do tego by spojrzeć mu w twarz. Kiedy tylko uniosła głowę na tyle by dojrzeć zaciśnięte powieki - te otworzyły się prezentując pustkę...
Bardzo głęboką pustkę... "Nie mam po co jej planować" - krótkie zdanie odbijało się w głowie dziewczyny jak echo. Czym był cały jej strach przed bezradnością towarzyszącą temu spotkaniu w porównaniu z tym czego doświadczał Raven? Machinalnie wyciągnęła rękę w jego stronę. Cofnęła ją jednak w połowie drogi.
- Zack... - Słysząc drżenie własnego głosu miała ochotę wymierzyć sobie policzek. - Nie wolno ci tak myśleć! - Prawie krzyknęła.
Brawo Hughes... Przycisnęła dłonie do twarzy przecierając ją mocno i splotła ręce na piersi. Znowu była zwyczajną Alice. A przynajmniej właśnie tego teraz potrzebowała.
- Przepraszam. - Zatrzymała się na uśmiechu chłopaka. Uśmiechu, który więcej miał w sobie z rezygnacji niż z wesołości. I to nie przez oczy niedające rady za nim nadążyć. Raven całą swoją postawą, całym swoim spokojem wydawał się... Krzyczeć? Nie było to z pewnością najlepsze określenie. Ale nadal najprostsze z tych które przychodziły jej do głowy.
- Przecież... Przecież musi być jakiś sposób... - Na to by odzyskał wzrok? A może na to by był szczęśliwy? Puchonka nie skończyła pytania zastanawiając się jednocześnie nad odpowiedziami na obydwa.
Słabostki... Panna Hughes dawno nie czuła się tak słaba jak w tej chwili.
Co powiedzieć? Czego nie mówić? Co zrobić? Czy zrobić cokolwiek?
Zachowuj się naturalnie...
Przełknęła głośno ślinę nie mając właściwie pojęcia jak ta "naturalność" wygląda.
- Masz rację... - Wżęła głęboki oddech. - Ideały nie istnieją...
Oparła się o ławkę zamykając na chwilę oczy i usiłując przywołać się do porządku. Jakkolwiek mocno nie była by teraz wystraszona - nie mogła pozwolić na to by Raven to odczuł. Wstydziła się własnej bezradności i tego, że zawsze starając się zaplanować wszystko z wyprzedzeniem - zaskoczona nie umiała zebrać myśli.
Zack ponownie się odezwał. I choć ton jego wypowiedzi nieprzerwanie był melancholijny - Panna Hughes zanotowała w pamięci,że głos miał kojący. Było to zaskakujące odkrycie, zwłaszcza, że co jakiś czas mutacja której chłopak doświadczał dawała o sobie znać. Skierowała znów głowę w jego stronę zerkając po raz ostatni na okulary i zmusiła się w końcu do tego by spojrzeć mu w twarz. Kiedy tylko uniosła głowę na tyle by dojrzeć zaciśnięte powieki - te otworzyły się prezentując pustkę...
Bardzo głęboką pustkę... "Nie mam po co jej planować" - krótkie zdanie odbijało się w głowie dziewczyny jak echo. Czym był cały jej strach przed bezradnością towarzyszącą temu spotkaniu w porównaniu z tym czego doświadczał Raven? Machinalnie wyciągnęła rękę w jego stronę. Cofnęła ją jednak w połowie drogi.
- Zack... - Słysząc drżenie własnego głosu miała ochotę wymierzyć sobie policzek. - Nie wolno ci tak myśleć! - Prawie krzyknęła.
Brawo Hughes... Przycisnęła dłonie do twarzy przecierając ją mocno i splotła ręce na piersi. Znowu była zwyczajną Alice. A przynajmniej właśnie tego teraz potrzebowała.
- Przepraszam. - Zatrzymała się na uśmiechu chłopaka. Uśmiechu, który więcej miał w sobie z rezygnacji niż z wesołości. I to nie przez oczy niedające rady za nim nadążyć. Raven całą swoją postawą, całym swoim spokojem wydawał się... Krzyczeć? Nie było to z pewnością najlepsze określenie. Ale nadal najprostsze z tych które przychodziły jej do głowy.
- Przecież... Przecież musi być jakiś sposób... - Na to by odzyskał wzrok? A może na to by był szczęśliwy? Puchonka nie skończyła pytania zastanawiając się jednocześnie nad odpowiedziami na obydwa.
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Pon Cze 01, 2015 7:05 pm
Czułem to. Alice, ja czuję twój strach. Nie rozumiałem dlaczego tak się skrępowałaś wieścią, świadomością o mojej ułomności. Jeszcze chwilę temu rozmawiałaś ze mną normalnie, a teraz jeden upadek i już się boisz, nie wiesz jak się zachować. Bądź sobą. Przestań trzymać dystans. Ja nie potrzebuję litości, ja chcę tylko, aby nikt nie bał się moich strasznych, pustych oczu. Wystarczy mi, że sam się boję tego co mnie otacza. Wystarczy mi mój strach. Ty nie musisz się bać. Krzywdy ci nie zrobię, a ty też mi jej nie zrobisz. Ja wiem, że jestem ślepy. Wiem, że jestem upadłym człowiekiem bez przyszłości. Nie potrzebuję nic innego jak tylko spokoju. Statyczności. Nie potrzebowałem tego, aby opiekować się także tobą i wyciągnąć cię z strachu do mnie, co mojej sytuacji. Wiem kim jestem. A ty musisz wiedzieć tylko, że jestem człowiekiem, że czuję, że chcę być chociaż odrobinę traktowany jak inni. Dasz mi to prawda? Chwilę normalności. Nie udawaj, nie kłam, ja to czuję.
Złapałem jej dłoń delikatnie, tak że mogła ją wyrwać i przejechałem swoją wzdłuż jej w górę. Dotknąłem jej szyi. Wstałem i stanąłem przed tobą. Mój pusty wzrok skierowany był przed siebie, w martwy punkt. Dłonie zbliżyły się do twojej twarzy i powoli je badało. Przejechały po brwiach, ustach i nosie, a skończyły na puszystych włosach. Byłaś chyba bardzo ładna. Miałaś delikatną twarz. Taką ciepłą. Chciałem poznać twój wygląd. Zazwyczaj robię właśnie takie niespodziewane rzeczy.
- Przepraszam – mruknąłem odsuwając się od ciebie. Zawsze to robię i zawsze przepraszam, nie wiem czemu, ale mam tak w nawyku. Przez pewien czas ignorowałem twoje wcześniejsze słowa. Po prostu cię słuchałem.
- Dlaczego nie wolno mi tak myśleć?- zapytałem wracając na swoje poprzednie miejsce. Uśmiech pusty, smutny, ciężki. Nosił na sobie ciężar wszystkich moich smutków, których nie byłem w stanie ogarnąć.- Nic innego mi nie pozostało. Nie mam nikogo, nie mam wzroku. Ja tylko istnieję, nie żyję, lecz istnieję droga Alice – znowu obdarowałem cię swoim uśmiechem.- Dam sobie radę. Zawsze daję.
Złapałem jej dłoń delikatnie, tak że mogła ją wyrwać i przejechałem swoją wzdłuż jej w górę. Dotknąłem jej szyi. Wstałem i stanąłem przed tobą. Mój pusty wzrok skierowany był przed siebie, w martwy punkt. Dłonie zbliżyły się do twojej twarzy i powoli je badało. Przejechały po brwiach, ustach i nosie, a skończyły na puszystych włosach. Byłaś chyba bardzo ładna. Miałaś delikatną twarz. Taką ciepłą. Chciałem poznać twój wygląd. Zazwyczaj robię właśnie takie niespodziewane rzeczy.
- Przepraszam – mruknąłem odsuwając się od ciebie. Zawsze to robię i zawsze przepraszam, nie wiem czemu, ale mam tak w nawyku. Przez pewien czas ignorowałem twoje wcześniejsze słowa. Po prostu cię słuchałem.
- Dlaczego nie wolno mi tak myśleć?- zapytałem wracając na swoje poprzednie miejsce. Uśmiech pusty, smutny, ciężki. Nosił na sobie ciężar wszystkich moich smutków, których nie byłem w stanie ogarnąć.- Nic innego mi nie pozostało. Nie mam nikogo, nie mam wzroku. Ja tylko istnieję, nie żyję, lecz istnieję droga Alice – znowu obdarowałem cię swoim uśmiechem.- Dam sobie radę. Zawsze daję.
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Sob Cze 06, 2015 2:03 am
Serce dziewczyny nadal biło niezdrowym rytmem. Chciała wziąć się w garść. Stanąć pewnie i zapanować nad tym wszystkim. Jak zawsze. Na chęciach jednak często się kończyło a sytuacje takie jak ta ukazywały jej jak bardzo w tej całej gonitwie była... ślepa. Jej oczy widziały dużo. Czasem nawet więcej niż by chciała. Mimo tego nie dostrzegały tego co powinno malować się tuż przed nimi... Widziała cel. I tylko cel. Nie widziała jednak znaków które ją ku niemu prowadziły ... A może nie chciała widzieć? Może celowo zamykała oczy kiedy kolejny, często okrutny i zmuszający do walki drogowskaz pokazywał się na jej drodze? O wiele prościej było wierzyć, że droga na której stawia stopy wybrukowana jest świadomymi czynami. Nie bagnem z którego to co chwilę musiała się buntowniczo wymykać. Dotychczas z powodzeniem, ale na ile razy jeszcze się to uda? Zwłaszcza, że - jak udowodniła po raz kolejny - tracąc z oczu jasna plamkę do której zmierzała gubiła się jak dziecko...
Zanim zdążyła uformować w pełni którąkolwiek z tych myśli a co dopiero zebrać je do kupy coś ciepłego i delikatnego musnęło jej dłoń. Sposcila głowę i ze zdziwieniem ujrzała rękę Gryfona. Ciepłe i delikatne palce powoli przesuwały się po jej ciele a ona nie przerywała tej wędrówki. Kiedy zahaczyły o apaszkę przymknęła lekko oczy.
Spokojnie.
Chłopak wstał a ona nadal w bezruchu poddawała się temu doświadczeniu. Doświadczeniu które było o wiele prawdziwsze niż te z którymi spotykała się dotychczas. Zack był dokładny ale niesamowicie delikatny. Nie było w jego geście naruszenia przestrzeni pomimo tego, że czysto technicznie właśnie to robił. Jego dotyk był nawet swego rodzaju ukojeniem... A Alice miała wrażenie, że chłopak dostrzega o wiele więcej niż mogła by przypuszczać. Zdawało się,że nie będzie mieć problemu ze zlokalizowaniem najmniejszego pieprzyka czy stwardnienia na skórze. Tych drobnych szczegółów, których zazwyczaj się nie widzi...
Fala emocji powoli opadała a oddech się uspokajał. W końcu zakończył swoistą wycieczkę zapoznawczą.
- Nie przepraszaj za odwagę. - Odpowiedziała cicho a na ustach pojawił się blady uśmiech. Uśmiech który zbladł jeszcze bardziej kiedy Raven zajął swoje miejsce i odpowiedział w końcu na... prośbę? Dosyć ostrą... Puchonka opanowana wstydem schowała na chwilę twarz w dłoniach. Zaraz jednak wyprostowała się i wlepiając wzrok w ścianę. Uśmiech którym obdarzył ją Zack zbyt często gościł na jej własnej twarzy by mogła nie zauważyć całej tej ciężkości. Westchnęła głośno kiedy uporządkowała już myśli. To co chciała powiedzieć Gryfonowi zbyt mocno zachaczalo o to przed czym sama się broniła...
Świadomość... Masz ją? Oszukujesz siebie. Nie prawda...
- Zack... - Lekko drżący głos z wolna przybierał na sile. - Żyjesz. - Pokręciła głową. Wszystko to było tak ciężkie... - Żyjesz... I nie uwierzę w to, że nie ma nikogo... - Brązowe oczy zwróciły się niepewnie w stronę Ravena. Hughes zamachała kilka razy nogami chcąc powstrzymać słowa które nieznośnie cisnęły jej się na usta. Przegrała...
- Ludzie bywają podli. Z tym się zgodzę... Ale nie jesteś uzaleniona od nich rośliną. - Przekrzywiła głowę by spojrzeć mu w twarz. Twarz która pomimo opętania przez ciemność nadal miała w sobie światło.
- Jakaś droga - zamachała niespokojnie nogami - jest zawsze. Ale masz wybór.
Cudne wybory.. Cudne pozory... Sama im nie sprostasz... Gówno prawda.
Dam radę...
- Dasz. - Znów skierowała twarz w stronę Ravena a jej głos w końcu był czysty i stanowczy. Prawda... Ta której on się nie bał a Puchonka przed nią uciekała... Akceptacja własnych słabości była podstawą której dotychczas nie osiągnęła. Kolejny uśmiech chłopaka, który - tak znajomy - zabolał.
- I będziesz szczęśliwy. Musisz tylko znaleźć cel...
A ty drogę do celu...
Zanim zdążyła uformować w pełni którąkolwiek z tych myśli a co dopiero zebrać je do kupy coś ciepłego i delikatnego musnęło jej dłoń. Sposcila głowę i ze zdziwieniem ujrzała rękę Gryfona. Ciepłe i delikatne palce powoli przesuwały się po jej ciele a ona nie przerywała tej wędrówki. Kiedy zahaczyły o apaszkę przymknęła lekko oczy.
Spokojnie.
Chłopak wstał a ona nadal w bezruchu poddawała się temu doświadczeniu. Doświadczeniu które było o wiele prawdziwsze niż te z którymi spotykała się dotychczas. Zack był dokładny ale niesamowicie delikatny. Nie było w jego geście naruszenia przestrzeni pomimo tego, że czysto technicznie właśnie to robił. Jego dotyk był nawet swego rodzaju ukojeniem... A Alice miała wrażenie, że chłopak dostrzega o wiele więcej niż mogła by przypuszczać. Zdawało się,że nie będzie mieć problemu ze zlokalizowaniem najmniejszego pieprzyka czy stwardnienia na skórze. Tych drobnych szczegółów, których zazwyczaj się nie widzi...
Fala emocji powoli opadała a oddech się uspokajał. W końcu zakończył swoistą wycieczkę zapoznawczą.
- Nie przepraszaj za odwagę. - Odpowiedziała cicho a na ustach pojawił się blady uśmiech. Uśmiech który zbladł jeszcze bardziej kiedy Raven zajął swoje miejsce i odpowiedział w końcu na... prośbę? Dosyć ostrą... Puchonka opanowana wstydem schowała na chwilę twarz w dłoniach. Zaraz jednak wyprostowała się i wlepiając wzrok w ścianę. Uśmiech którym obdarzył ją Zack zbyt często gościł na jej własnej twarzy by mogła nie zauważyć całej tej ciężkości. Westchnęła głośno kiedy uporządkowała już myśli. To co chciała powiedzieć Gryfonowi zbyt mocno zachaczalo o to przed czym sama się broniła...
Świadomość... Masz ją? Oszukujesz siebie. Nie prawda...
- Zack... - Lekko drżący głos z wolna przybierał na sile. - Żyjesz. - Pokręciła głową. Wszystko to było tak ciężkie... - Żyjesz... I nie uwierzę w to, że nie ma nikogo... - Brązowe oczy zwróciły się niepewnie w stronę Ravena. Hughes zamachała kilka razy nogami chcąc powstrzymać słowa które nieznośnie cisnęły jej się na usta. Przegrała...
- Ludzie bywają podli. Z tym się zgodzę... Ale nie jesteś uzaleniona od nich rośliną. - Przekrzywiła głowę by spojrzeć mu w twarz. Twarz która pomimo opętania przez ciemność nadal miała w sobie światło.
- Jakaś droga - zamachała niespokojnie nogami - jest zawsze. Ale masz wybór.
Cudne wybory.. Cudne pozory... Sama im nie sprostasz... Gówno prawda.
Dam radę...
- Dasz. - Znów skierowała twarz w stronę Ravena a jej głos w końcu był czysty i stanowczy. Prawda... Ta której on się nie bał a Puchonka przed nią uciekała... Akceptacja własnych słabości była podstawą której dotychczas nie osiągnęła. Kolejny uśmiech chłopaka, który - tak znajomy - zabolał.
- I będziesz szczęśliwy. Musisz tylko znaleźć cel...
A ty drogę do celu...
- Zack Raven
Re: Pusta sala
Nie Cze 14, 2015 1:26 pm
Ja zawsze topiłem się w bagnach, nadal to robię, ale zawsze znajdę sposób, aby się z nich wydostać. Mimo, że już nie mam siły to jednak nie mogę się poddać. W końcu musze pomóc Alex. Ona nie może żyć w tym świecie co ja. Nie pozwolę jej na to. Nigdy! Nikt nie może być taki jak ja, bo to jest ciężkie, niszczące i strasznie męczące.
Odwaga? Czym ona jest w moim przypadku? Co jest odważnego w dotknięciu osoby, której się nie widzi? To nie jest odwaga. To jest strach spowodowany tym, że boję się iż wszystko co mnie otacza to tylko iluzja świata. Chciałem się przekonać, że ty Alice jesteś prawdziwa, że to co się teraz dzieje, że nasza rozmowa to nie jest sen lub koszmar. Dotyk jest dla mnie bardzo ważny wraz ze słuchem. Każda osoba, którą spotkam… ja po prostu musze ją dotknąć, aby być pewny. W tej ciemności nie ma prawie nic pewnego.
Moja głowa zawisła ciężej, wzrok wbity tępo w ziemię. I co miałem ci powiedzieć. Każdy z kim rozmawiam jest tak cholernie naiwny, tak cholernie… ehhh… nie winię was za to. Wiem, że inaczej widzicie świat. Mój cel dawno został zniszczony, rozpłynął się jak mgła, mara senna. Moim celem było odzyskać wzrok, ale ten cel był cholernie egoistyczny. Rozejrzyj się dookoła, ale nie tu, nie po tej Sali. Rozejrzyj się tam, wśród ludzi i powiedz co widzisz? Ja czuję cierpienie. Cóż, nie mogę go zobaczyć, bo zapewne byłaby to iluzja szczęścia. Ty widzisz radość, ja czuję cierpienie. Mój świat jest bardziej bolesny, a twój jest tylko iluzją. Wracając do mojego celu. Byłem cholernym egoistą, gdy poszedłem do profesora z prośbą o pomoc. Chciałem stworzyć eliksir, a jednak mi się nie udało. Powinienem być gotowy na zbliżającą się wojnę, bo wiem, że ona jest już za progiem, a ja myślałem o takich bzdetach. Ludzie umierają, a ja chcę osiągnąć coś, co nie jest możliwe.
- Alice, zamknij oczy, proszę – zacząłem ostrożnie.- Nie otwieraj ich. Powiedz, co czujesz? – wstałem i odsunąłem się od niej. Długo milczałem. Nie odzywałem się, ledwo nawet oddychałem.
To tak jakby mnie tu nie było. Jakbym w ogóle tu nie istniał.
- Jak długo byś tak wytrzymała? Jak długo starała się przetrwać w tej ciszy i ciemności? Ja tak mam całe życie. Tam gdzie mieszkam nie mam nikogo. Moi znajomi stąd ułożą sobie życie, założą rodziny, pójdą pracować do Ministerstwa lub inne miejsce, a gdzie zechcą ślepego człowieka? Czarodzieja? Nawet w świecie mugoli nie będą mnie chcieli.
Znowu długo milczałem. Tym razem zająłem swoje poprzednie miejsce.
- Mój cel prysnął, Alice – szepnąłem cicho.
Wiem, że to co teraz ci mówiłem było brutalne, ale ja…
Odwaga? Czym ona jest w moim przypadku? Co jest odważnego w dotknięciu osoby, której się nie widzi? To nie jest odwaga. To jest strach spowodowany tym, że boję się iż wszystko co mnie otacza to tylko iluzja świata. Chciałem się przekonać, że ty Alice jesteś prawdziwa, że to co się teraz dzieje, że nasza rozmowa to nie jest sen lub koszmar. Dotyk jest dla mnie bardzo ważny wraz ze słuchem. Każda osoba, którą spotkam… ja po prostu musze ją dotknąć, aby być pewny. W tej ciemności nie ma prawie nic pewnego.
Moja głowa zawisła ciężej, wzrok wbity tępo w ziemię. I co miałem ci powiedzieć. Każdy z kim rozmawiam jest tak cholernie naiwny, tak cholernie… ehhh… nie winię was za to. Wiem, że inaczej widzicie świat. Mój cel dawno został zniszczony, rozpłynął się jak mgła, mara senna. Moim celem było odzyskać wzrok, ale ten cel był cholernie egoistyczny. Rozejrzyj się dookoła, ale nie tu, nie po tej Sali. Rozejrzyj się tam, wśród ludzi i powiedz co widzisz? Ja czuję cierpienie. Cóż, nie mogę go zobaczyć, bo zapewne byłaby to iluzja szczęścia. Ty widzisz radość, ja czuję cierpienie. Mój świat jest bardziej bolesny, a twój jest tylko iluzją. Wracając do mojego celu. Byłem cholernym egoistą, gdy poszedłem do profesora z prośbą o pomoc. Chciałem stworzyć eliksir, a jednak mi się nie udało. Powinienem być gotowy na zbliżającą się wojnę, bo wiem, że ona jest już za progiem, a ja myślałem o takich bzdetach. Ludzie umierają, a ja chcę osiągnąć coś, co nie jest możliwe.
- Alice, zamknij oczy, proszę – zacząłem ostrożnie.- Nie otwieraj ich. Powiedz, co czujesz? – wstałem i odsunąłem się od niej. Długo milczałem. Nie odzywałem się, ledwo nawet oddychałem.
To tak jakby mnie tu nie było. Jakbym w ogóle tu nie istniał.
- Jak długo byś tak wytrzymała? Jak długo starała się przetrwać w tej ciszy i ciemności? Ja tak mam całe życie. Tam gdzie mieszkam nie mam nikogo. Moi znajomi stąd ułożą sobie życie, założą rodziny, pójdą pracować do Ministerstwa lub inne miejsce, a gdzie zechcą ślepego człowieka? Czarodzieja? Nawet w świecie mugoli nie będą mnie chcieli.
Znowu długo milczałem. Tym razem zająłem swoje poprzednie miejsce.
- Mój cel prysnął, Alice – szepnąłem cicho.
Wiem, że to co teraz ci mówiłem było brutalne, ale ja…
- Alice Hughes
Re: Pusta sala
Pią Lip 17, 2015 3:33 pm
Jasnobrązowe tęczówki utkwione były w oczach Zacka a malująca się w nich zawziętość zdawała się wręcz wylewać. Zaciskała szczękę starając się powiedzieć cokolwiek sensownego, nie mogła jednak znaleźć niczego co było by właściwe. Brak wzroku nie zawsze oznaczał ślepotę... Zack postrzegał świat na swój własny, specyficzny sposób. Sposób - o dziwo - o wiele dokładniejszy i prawdziwszy, ale czy mogło być to jakimkolwiek pocieszeniem?
Przełknęła ślinę gdy chłopak spuścił głowę i z wahaniem wyciągnęła przed siebie rękę. Po chwili splotła delikatnie palce na nadgarstku Gryfona. Kilka spędzonych wspólnie chwil starczyło, by uwierzyła, że Zack jest po prostu... Dobry. Pokręciła delikatnie głową wyklinając całą niesprawiedliwość tego świata i cicho westchnęła. Przymknęła powieki wciąż trzymając dłoń na jego nadgarstku. Jedyne co poczuła to spokój, ale raczej nie takiej odpowiedzi spodziewał się Raven. Trudno w końcu było znaleźć jej jakiś punkt odniesienia, zagłębić się w to wszystko i poczuć to z czym on musiał mierzyć się codziennie. Poczuła jak rękę chłopaka się cofa i usłyszała miękki, oddalające się kroki. Została więc sama z całą tą ciemnością, której nawet po dłuższym czasie nie była w stanie uchwycić. Kiedyś z pewnością uda jej się to uda a wtedy aż struchleje, ale jeszcze nie dzisiaj. Nie teraz. Wybaczmy jej tą dziecinną wręcz naiwność, potrzebę odnalezienia światła kiedy zdawać by się mogło, że wszystkie lampy gasną i pozwólmy wierzyć, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście. Może z resztą wcale się nie myli?
Minuty stapiały się jedna z drugą a Hughes nie miała pojęcia ile czasu spędziła na próbach pochwycenia tej ciemności. W końcu usłyszała jego głos i otworzyła oczy, nawet jeśli jeszcze nie rozumiejąc chłopaka w pełni to widząc go o wiele wyraźniej. Znowu się zawahała i w końcu zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Beethoven był głuchy, kiedy pisał swoje najpiękniejsze dzieła. - Szepnęła, znowu zalatując naiwnym idealizmem, ale czy nie mówiła przy tym prawdy? Stanęła przed Zackiem kiedy ten przysiadł na ławce i położyła mu lewą dłoń na policzku.
- A cel jeszcze znajdziesz. Masz czas. Bardzo dużo czasu. - Mruknęła a w głowie aż huczało jej od najróżniejszych składników, ziół, eliksirów, nazwisk i wszystkiego co mogło by się okazać przydatne. Wędrówka z motyką na słońce, której bez wątpienia się podejmie.
Zerknęła na wiszący na ścianie zegar.
- Powinniśmy już iść. - Posłała w jego stronę ciepły uśmiech mając nadzieję, że nawet jeśli nie jest w stanie go zobaczyć to może go jakoś poczuć. Poprawiła apaszkę i zastanowiła się przez chwile nad tym czy nie zaproponować mu odprowadzenia do Pokoju Wspólnego. Powstrzymała się jednak przed nadmierną opiekuńczością i zwyczajnie przejechała dłonią po ramieniu chłopaka.
- Nie trać nadziei Zack... - Mruknęła i opuściła salę.
[z/t]
Przełknęła ślinę gdy chłopak spuścił głowę i z wahaniem wyciągnęła przed siebie rękę. Po chwili splotła delikatnie palce na nadgarstku Gryfona. Kilka spędzonych wspólnie chwil starczyło, by uwierzyła, że Zack jest po prostu... Dobry. Pokręciła delikatnie głową wyklinając całą niesprawiedliwość tego świata i cicho westchnęła. Przymknęła powieki wciąż trzymając dłoń na jego nadgarstku. Jedyne co poczuła to spokój, ale raczej nie takiej odpowiedzi spodziewał się Raven. Trudno w końcu było znaleźć jej jakiś punkt odniesienia, zagłębić się w to wszystko i poczuć to z czym on musiał mierzyć się codziennie. Poczuła jak rękę chłopaka się cofa i usłyszała miękki, oddalające się kroki. Została więc sama z całą tą ciemnością, której nawet po dłuższym czasie nie była w stanie uchwycić. Kiedyś z pewnością uda jej się to uda a wtedy aż struchleje, ale jeszcze nie dzisiaj. Nie teraz. Wybaczmy jej tą dziecinną wręcz naiwność, potrzebę odnalezienia światła kiedy zdawać by się mogło, że wszystkie lampy gasną i pozwólmy wierzyć, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście. Może z resztą wcale się nie myli?
Minuty stapiały się jedna z drugą a Hughes nie miała pojęcia ile czasu spędziła na próbach pochwycenia tej ciemności. W końcu usłyszała jego głos i otworzyła oczy, nawet jeśli jeszcze nie rozumiejąc chłopaka w pełni to widząc go o wiele wyraźniej. Znowu się zawahała i w końcu zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Beethoven był głuchy, kiedy pisał swoje najpiękniejsze dzieła. - Szepnęła, znowu zalatując naiwnym idealizmem, ale czy nie mówiła przy tym prawdy? Stanęła przed Zackiem kiedy ten przysiadł na ławce i położyła mu lewą dłoń na policzku.
- A cel jeszcze znajdziesz. Masz czas. Bardzo dużo czasu. - Mruknęła a w głowie aż huczało jej od najróżniejszych składników, ziół, eliksirów, nazwisk i wszystkiego co mogło by się okazać przydatne. Wędrówka z motyką na słońce, której bez wątpienia się podejmie.
Zerknęła na wiszący na ścianie zegar.
- Powinniśmy już iść. - Posłała w jego stronę ciepły uśmiech mając nadzieję, że nawet jeśli nie jest w stanie go zobaczyć to może go jakoś poczuć. Poprawiła apaszkę i zastanowiła się przez chwile nad tym czy nie zaproponować mu odprowadzenia do Pokoju Wspólnego. Powstrzymała się jednak przed nadmierną opiekuńczością i zwyczajnie przejechała dłonią po ramieniu chłopaka.
- Nie trać nadziei Zack... - Mruknęła i opuściła salę.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach