- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Sro Kwi 22, 2015 3:42 pm
Wywar zabulgotał przerażająco, co świadczyło że zaczął gęstnieć. Bąble przeciskające się ku górze już nie były tak żwawe jak na początku. Z lekkim trudem pięły się na samą powierzchnię i rozpękały powoli jak w jakiejś mazi. Coś na kształt zgniłego zielonego budyniu. Nie był to najlepszy widok, ale przynajmniej zapach niezmiennie był przyjemny.
- Skoszona trawa i truskawki... - powtórzyła powoli słowa kolegi, w myślach analizując cóż to byłby za zapach. Po chwili dodała - ...Też ładny aromat, choć całkowicie odmienny od mojego. Strasznie słodki jak sądzę. Amortencja to niezwykły eliksir skoro potrafi manipulować zmysłami już podczas warzenia. I rzeczywiście wystarczy tylko kilka kropel, by ukierunkować silne emocje w danym kierunku. Taka uniwersalna miłość w buteleczce. Troszkę to przerażające, na szczęście takie zauroczenie nie jest trwałe. Ciekawe czy była bym wstanie użyć takiego eliksiru względem drugiej osoby... A ty odważyłbyś się wlać komuś taki eliksir?
Ponownie coś gwałtownie zabomblowało w kociołku, jakby kilka potężnych pęcherzyków powietrza rozpękło się w jednym momencie. A to dopiero połowa czasu gotowania jak donosiły wskazówki z podręcznika. Młodsza czarownica spojrzała do kotła, a później do księgi odczytując zawczasu kolejny krok receptury.
- Następny punkt mówi, by zdjąć kocioł z palnika i wsypać do wywaru trzy łyżki... - tu zawahała się odrobinkę jeszcze raz zerkając do przepisu - ...trzy łyżeczki cynamonu i mieszać aż do uzyskania jednolitej brązowej barwy.
Do kolejnego kroku należało się przygotować. Brunetka wypatrywała pudełeczka z cynamonem choć początkowo nie mogła go odnaleźć. Widziała go gdzieś wcześniej, ale teraz za diabła nie wiedziała gdzie. Taka jest „złośliwość rzeczy martwych”. Na szczęście mieli jeszcze niecałe pięć minut na odnalezienie zguby. To dość sporo czasu, by dwukrotnie przeczesać teren klasy łącznie z przepakowywaniem kartonowych pudeł. Oby tylko im się udało...
- Skoszona trawa i truskawki... - powtórzyła powoli słowa kolegi, w myślach analizując cóż to byłby za zapach. Po chwili dodała - ...Też ładny aromat, choć całkowicie odmienny od mojego. Strasznie słodki jak sądzę. Amortencja to niezwykły eliksir skoro potrafi manipulować zmysłami już podczas warzenia. I rzeczywiście wystarczy tylko kilka kropel, by ukierunkować silne emocje w danym kierunku. Taka uniwersalna miłość w buteleczce. Troszkę to przerażające, na szczęście takie zauroczenie nie jest trwałe. Ciekawe czy była bym wstanie użyć takiego eliksiru względem drugiej osoby... A ty odważyłbyś się wlać komuś taki eliksir?
Ponownie coś gwałtownie zabomblowało w kociołku, jakby kilka potężnych pęcherzyków powietrza rozpękło się w jednym momencie. A to dopiero połowa czasu gotowania jak donosiły wskazówki z podręcznika. Młodsza czarownica spojrzała do kotła, a później do księgi odczytując zawczasu kolejny krok receptury.
- Następny punkt mówi, by zdjąć kocioł z palnika i wsypać do wywaru trzy łyżki... - tu zawahała się odrobinkę jeszcze raz zerkając do przepisu - ...trzy łyżeczki cynamonu i mieszać aż do uzyskania jednolitej brązowej barwy.
Do kolejnego kroku należało się przygotować. Brunetka wypatrywała pudełeczka z cynamonem choć początkowo nie mogła go odnaleźć. Widziała go gdzieś wcześniej, ale teraz za diabła nie wiedziała gdzie. Taka jest „złośliwość rzeczy martwych”. Na szczęście mieli jeszcze niecałe pięć minut na odnalezienie zguby. To dość sporo czasu, by dwukrotnie przeczesać teren klasy łącznie z przepakowywaniem kartonowych pudeł. Oby tylko im się udało...
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Czw Kwi 23, 2015 2:58 pm
Z początku pytanie o Amortencję wydawało mu się całkowicie niewinne, ot, przypadkowy temat, który wypłynął podczas zwyczajnej rozmowy o eliksirach. Ale gdy Riley drążyła go dalej, jakaś ostrzegawcza lampa w podświadomości Remusa zamigotała gwałtownie. Może nie wiedział za wiele na temat dziewczyn, ale doświadczenie mu podpowiadało, że praktycznie każde ich słowa mają jakieś drugie dno. Dno, którego faceci zawsze powinni się domyślać, nawet jeśli nie mieli zielonego pojęcia, o co w danej chwili chodziło ich rozmówczyniom. Tym razem było podobnie i Lunatyk postanowił mieć się na baczności, by przypadkiem nie zdradzić się jakimś nierozważnym słowem. Kobieca przebiegłość to broń, z jaką nawet najbardziej doświadczony czarodziej nie miałby szans, a co dopiero osiemnastoletni adept magicznych sztuk.
- Nigdy w życiu - zaprotestował. - Nie umiałbym z pełną świadomością i bez wyrzutów sumienia manipulować czyimiś uczuciami tylko dlatego, by sprawić przyjemność sobie albo komuś innemu. I nie umiałbym być szczęśliwy wiedząc, że ktoś jest ze mną wyłącznie za sprawą magicznego wywaru, a nie dla mnie samego. - Zapatrzył się gdzieś w odległy punkt na drugim końcu sali, zastanawiając się przelotnie nad tą odrobiną szczęścia, które stało się jego udziałem. Erin go kochała. I choć wciąż było mu w to trudno uwierzyć, to zdołał to w pełni zaakceptować. Kochała go takiego, jaki był, ze wszystkimi jego wadami... i tą jedną, szczególną, która stanowiła największą przeszkodę, morze nie do przebycia a dla Erin okazała się zwykłym strumyczkiem, który przekroczyła z dziecinną łatwością. Spojrzał na Riley z podejrzeniem w oczach i lekko przewrotnym uśmieszkiem, unosząc lekko brwi. - A pytasz, bo...? Masz na oku kogoś, kogo napoiłabyś całym litrem wywaru i chcesz się dowiedzieć, czy znam z doświadczenia jego działanie?
Wyglądała na zbyt zaaferowaną szukaniem kolejnego składnika eliksiru, by przejąć się jego słowami, ale i tak nie zamierzał odpuścić. W nastoletnich głowach szalone pomysły dojrzewały i rozkwitały z dnia na dzień i każdy, nawet najbardziej absurdalny pomysł bywał często wprowadzany w życie. Sięgnął po słoiczki schowane przez wzrokiem dziewczyny za kociołkiem i podał jej słoik z cynamonem, nie spuszczając z niej badawczego wzroku.
- Nigdy w życiu - zaprotestował. - Nie umiałbym z pełną świadomością i bez wyrzutów sumienia manipulować czyimiś uczuciami tylko dlatego, by sprawić przyjemność sobie albo komuś innemu. I nie umiałbym być szczęśliwy wiedząc, że ktoś jest ze mną wyłącznie za sprawą magicznego wywaru, a nie dla mnie samego. - Zapatrzył się gdzieś w odległy punkt na drugim końcu sali, zastanawiając się przelotnie nad tą odrobiną szczęścia, które stało się jego udziałem. Erin go kochała. I choć wciąż było mu w to trudno uwierzyć, to zdołał to w pełni zaakceptować. Kochała go takiego, jaki był, ze wszystkimi jego wadami... i tą jedną, szczególną, która stanowiła największą przeszkodę, morze nie do przebycia a dla Erin okazała się zwykłym strumyczkiem, który przekroczyła z dziecinną łatwością. Spojrzał na Riley z podejrzeniem w oczach i lekko przewrotnym uśmieszkiem, unosząc lekko brwi. - A pytasz, bo...? Masz na oku kogoś, kogo napoiłabyś całym litrem wywaru i chcesz się dowiedzieć, czy znam z doświadczenia jego działanie?
Wyglądała na zbyt zaaferowaną szukaniem kolejnego składnika eliksiru, by przejąć się jego słowami, ale i tak nie zamierzał odpuścić. W nastoletnich głowach szalone pomysły dojrzewały i rozkwitały z dnia na dzień i każdy, nawet najbardziej absurdalny pomysł bywał często wprowadzany w życie. Sięgnął po słoiczki schowane przez wzrokiem dziewczyny za kociołkiem i podał jej słoik z cynamonem, nie spuszczając z niej badawczego wzroku.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Pią Kwi 24, 2015 8:14 am
Odpowiedź jaką udzielił Remus była godna idealnego prefekta. Ale czy prawdziwa? Może chłopak odpowiadał z automatu na wszystkie pytania niezgodne z regulaminem szkoły, wyrażając się o nich negatywnie, a w głębi duszy skrywał inne pragnienia. Lunatyk nie był przecież święty. Należał do grona Huncwotów, którzy zawsze knuli coś niedobrego. Riley spojrzała na niego podejrzliwie. W jej umyśle plątały się dwa obrazy przedstawiające chłopaka. Jako Perfekcyjnego Prefekta oraz jako Niesfornego Huncwota. Czyżby jej starczy kolega miał podwójną osobowość. A jeśli tak, to która była silniejsza... Rozmyślenia te zostały przerwane kolejnym pytaniem. Pytaniem skierowanym w stronę rozkojarzonej brunetki.
- Rozgryzłeś mnie... - odparła z teatralnym uśmiechem, jakby odgrywała rolę Królowej Zła - Skrywam w swoim sercu niecny plan. Planu do którego potrzebuję zdolnego alchemika... dlatego testuje ciebie i twoje zdolności. Chcę bowiem napoić Amortencją wszystkie swoje ładne koleżanki z Gryffindoru i zatrzymać je tylko dla siebie. Chcę w dormitorium dziewczyn stworzyć mój mały harem i nazwać go krainą rozkoszy i miłości.
Urwała po chwili i zaśmiała się złowrogo. Oczywiście śmiech był częścią tego jej malutkiego teatrzyku, natomiast sarkazm często był wpisany w wypowiedzi dziewczyny. Całą tą odpowiedź obróciła w mikro żart. Żart jest wspaniałą odskocznią od prawdziwych intencji, które pragnie się zachować dla siebie. Ale czy młoda czarownica żartowała, bo chciała coś ukryć, a może żartowała, bo pytanie wydało jej się mało poważne. To już zależy od interpretacji odbiorcy.
Słoiczek cynamonu znalazł się szybciej niż myślała. Chłopak poratował ją i odnalazł zgubę jako pierwszy. Byli więc przygotowani na dalszy krok w ważeniu mikstury. Czas mknął nieubłaganie, a końcówka gotowania właśnie nadciągała.
- Weź załóż ochronne rękawice i ściągnij kociołek z palnika na ten żeliwny ruszt obok... a ja dodam trzy łyżeczki cynamonu i będę wszystko mieszać.
- Rozgryzłeś mnie... - odparła z teatralnym uśmiechem, jakby odgrywała rolę Królowej Zła - Skrywam w swoim sercu niecny plan. Planu do którego potrzebuję zdolnego alchemika... dlatego testuje ciebie i twoje zdolności. Chcę bowiem napoić Amortencją wszystkie swoje ładne koleżanki z Gryffindoru i zatrzymać je tylko dla siebie. Chcę w dormitorium dziewczyn stworzyć mój mały harem i nazwać go krainą rozkoszy i miłości.
Urwała po chwili i zaśmiała się złowrogo. Oczywiście śmiech był częścią tego jej malutkiego teatrzyku, natomiast sarkazm często był wpisany w wypowiedzi dziewczyny. Całą tą odpowiedź obróciła w mikro żart. Żart jest wspaniałą odskocznią od prawdziwych intencji, które pragnie się zachować dla siebie. Ale czy młoda czarownica żartowała, bo chciała coś ukryć, a może żartowała, bo pytanie wydało jej się mało poważne. To już zależy od interpretacji odbiorcy.
Słoiczek cynamonu znalazł się szybciej niż myślała. Chłopak poratował ją i odnalazł zgubę jako pierwszy. Byli więc przygotowani na dalszy krok w ważeniu mikstury. Czas mknął nieubłaganie, a końcówka gotowania właśnie nadciągała.
- Weź załóż ochronne rękawice i ściągnij kociołek z palnika na ten żeliwny ruszt obok... a ja dodam trzy łyżeczki cynamonu i będę wszystko mieszać.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Pią Kwi 24, 2015 2:18 pm
Gdyby już nie siedział bezpiecznie na krześle, to w tym momencie z pewnością by na nim usiadł, nieco zdezorientowany słowami dziewczyny. Nie miał pewności, czy mówiła teraz na poważnie, czy tylko się z nim droczyła, a może robiła i jedno i drugie. Spojrzał na nią badawczo, ale coś w jej głosie nakazywało mu nie do końca wierzyć we wszystko, co powiedziała, szczególnie że słychać było w nim przesadną teatralność, która po chwili została wyparta dziewczęcym śmiechem. Remus mógł odetchnąć z ulgą, chociaż już był gotowy zaprotestować, że co do stworzenia kobiecego haremu, to na pewno podniosłoby się w Gryffindorze kilka męskich głosów sprzeciwu. Może nawet więcej niż kilka, a on sam na pewno by się do tego przyłączył.
- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł - powiedział, zakładając rękawice i chwilę później odstawiając parujący kociołek na przygotowany obok ruszt. - Skoro z jedną dziewczyną może być tyle problemów, niejasności i nieprzespanych nocy, to ileż czekałoby cię przy kilku albo kilkunastu - machnął ręką nad kociołkiem, odgarniając parę i zaglądając do środka. Miał zamiar się teraz wycofać i pozwolić Riley zając się resztą, czyli cynamonem i tą paskudną żółcią pancernika. - Po tygodniu błagałbyś o osobne dormitorium zamykane na klucz.
Kołnierzyk koszuli zaczął go nieprzyjemnie upijać, rozpiął więc górny guzik, oddychając z nieukrywaną ulgą. Warzenie eliksirów było skomplikowaną czynnością wymagającą skupienia, a drażniący szyję materiał w ogóle w tym nie pomagał. Remus nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, ale po skończeniu szkoły będzie musiał zdecydować się na przynajmniej częściową wymianę garderoby, bo chociaż swoje ubrania szanował jak nikt inny, z pietyzmem łatają każdą najmniejszą dziurkę, to jednak nie mógł oszukać natury, przez którą w ostatnich latach znacznie podrósł.
Odszukał wzrokiem pojemniczek z żółcią i podstawił go bliżej kociołka, rzucając dziewczynie niedwuznaczne spojrzenie. To w końcu ona się miała uczyć warzenia Eliksiru Dobrego Powodzenia, a on miał być tylko obserwatorem pomocnym jedynie w strategicznych momentach. Wdychanie odurzająco nieprzyjemnego zapachu pancernikowej żółci w pojęciu Remusa w żadnym razie nie było stategicznym momentem.
- A teraz najważniejszy moment, dodajemy cynamon, chwilę mieszamy i dorzucamy nasz ulubiony składnik - rzucił pojemniczkowi takie spojrzenie, jakby żółć miała nagle ożyć i oblepić ich całych. - Chociaż nadal nie mam zielonego pojęcia, dlaczego żółć pancernika jest tak ważna w dobrym powodzeniu... i co ma z nim wspólnego. Chyba twórcy eliksirów mają jakiś odgórny nakaz, by w każdym wywarze znajdowało się coś paskudnego i nieprzyjemnego.
- Nie wiem, czy to taki dobry pomysł - powiedział, zakładając rękawice i chwilę później odstawiając parujący kociołek na przygotowany obok ruszt. - Skoro z jedną dziewczyną może być tyle problemów, niejasności i nieprzespanych nocy, to ileż czekałoby cię przy kilku albo kilkunastu - machnął ręką nad kociołkiem, odgarniając parę i zaglądając do środka. Miał zamiar się teraz wycofać i pozwolić Riley zając się resztą, czyli cynamonem i tą paskudną żółcią pancernika. - Po tygodniu błagałbyś o osobne dormitorium zamykane na klucz.
Kołnierzyk koszuli zaczął go nieprzyjemnie upijać, rozpiął więc górny guzik, oddychając z nieukrywaną ulgą. Warzenie eliksirów było skomplikowaną czynnością wymagającą skupienia, a drażniący szyję materiał w ogóle w tym nie pomagał. Remus nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, ale po skończeniu szkoły będzie musiał zdecydować się na przynajmniej częściową wymianę garderoby, bo chociaż swoje ubrania szanował jak nikt inny, z pietyzmem łatają każdą najmniejszą dziurkę, to jednak nie mógł oszukać natury, przez którą w ostatnich latach znacznie podrósł.
Odszukał wzrokiem pojemniczek z żółcią i podstawił go bliżej kociołka, rzucając dziewczynie niedwuznaczne spojrzenie. To w końcu ona się miała uczyć warzenia Eliksiru Dobrego Powodzenia, a on miał być tylko obserwatorem pomocnym jedynie w strategicznych momentach. Wdychanie odurzająco nieprzyjemnego zapachu pancernikowej żółci w pojęciu Remusa w żadnym razie nie było stategicznym momentem.
- A teraz najważniejszy moment, dodajemy cynamon, chwilę mieszamy i dorzucamy nasz ulubiony składnik - rzucił pojemniczkowi takie spojrzenie, jakby żółć miała nagle ożyć i oblepić ich całych. - Chociaż nadal nie mam zielonego pojęcia, dlaczego żółć pancernika jest tak ważna w dobrym powodzeniu... i co ma z nim wspólnego. Chyba twórcy eliksirów mają jakiś odgórny nakaz, by w każdym wywarze znajdowało się coś paskudnego i nieprzyjemnego.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Pią Kwi 24, 2015 5:04 pm
Kiedy Remus dzielnie radził sobie z zestawieniem kociołka, brunetka już odkręcała słoiczek z cynamonem. Ten delikatny proszek o barwie rdzawego brązu był ceniony nie tylko w eliksirach, ale i w kuchni każdego skrzata. Bardzo aromatyczny, by nie powiedzieć lekko piekący. Słodko-korzenny smak, to prawdziwy walor cynamony. Ale nie dla Riley. Dziewczyna nienawidziła tej przyprawy. Już po odkręceniu słoiczka młoda czarownica zmarszczyła brwi, uparcie starając się nie wdychać korzennego aromatu. Na szczęście dzięki tej awersji do cynamonu, starannie poczęła odmierzać każdą łyżeczkę proszku i delikatnie rozsypywać po powierzchni wywaru. Po dodaniu dokładnie trzech łyżeczek tej przyprawy, Riley chwyciła za małą chochlę i poczęła ostrożnie mieszać w wywarze. Według przepisy należało tak długo mieszać, aż do momentu uzyskania jednolitej brązowej konsystencji. No i mieszała, a w międzyczasie mogła kontynuować rozmowę na temat haremu i spostrzeżeń Lunatyka.
- Jakich problemów, jakich niejasności, jakich nieprzespanych nocy... - zadziwiła się odrobinkę spoglądając to na Remusa, to na kocioł - ...oj, chyba Erin dała ci nieźle popalić. Ale w jednym masz racje. Co za dużo, to niezdrowo. Lepiej skupić się na zauroczeniu jednej dziewczyny, a tym samym zaoszczędzić na upływie magicznego eliksiru. W dodatku, przyczyną ataku serca jest nadmiar miłości. A ja nie chcę zbyt szybko umierać.
Na koniec wypowiedzi puściła do chłopaka zaczepne oczko, bowiem wszystko co mówiła było żartem. Prawie wszystko. Żarty jednak się skończyły kiedy Remus podsunął jej zawczasu pojemniczek z żółcią pancernika. Cynamon może i był dla niej czymś drażniącym, ale w porównaniu do tego badziewia, to uprzednia przyprawa miała wręcz boski aromat.
- Fuuuj... Na sam wygląd tego organu przechodzą mnie ciarki - odparła i wytknęła język by bardziej wyrazić swoją dezaprobatę. Ale to nie był czas na wybrzydzanie. Kolor wywary był idealnie brązowy, więc czarownica wyjęła chochlę, sięgnęła za pudełko z żółcią i przechylając pudełeczko ostrożnie wrzuciła organ do kotła. Żółć pancernika momentalnie zniknęła pod powierzchnią wywary, po czym nastąpiło małe puf, a z kotła poczęła wydobywać się gwałtownie srebrzysta para. To się nazywa prawdziwa magia...
- Jakich problemów, jakich niejasności, jakich nieprzespanych nocy... - zadziwiła się odrobinkę spoglądając to na Remusa, to na kocioł - ...oj, chyba Erin dała ci nieźle popalić. Ale w jednym masz racje. Co za dużo, to niezdrowo. Lepiej skupić się na zauroczeniu jednej dziewczyny, a tym samym zaoszczędzić na upływie magicznego eliksiru. W dodatku, przyczyną ataku serca jest nadmiar miłości. A ja nie chcę zbyt szybko umierać.
Na koniec wypowiedzi puściła do chłopaka zaczepne oczko, bowiem wszystko co mówiła było żartem. Prawie wszystko. Żarty jednak się skończyły kiedy Remus podsunął jej zawczasu pojemniczek z żółcią pancernika. Cynamon może i był dla niej czymś drażniącym, ale w porównaniu do tego badziewia, to uprzednia przyprawa miała wręcz boski aromat.
- Fuuuj... Na sam wygląd tego organu przechodzą mnie ciarki - odparła i wytknęła język by bardziej wyrazić swoją dezaprobatę. Ale to nie był czas na wybrzydzanie. Kolor wywary był idealnie brązowy, więc czarownica wyjęła chochlę, sięgnęła za pudełko z żółcią i przechylając pudełeczko ostrożnie wrzuciła organ do kotła. Żółć pancernika momentalnie zniknęła pod powierzchnią wywary, po czym nastąpiło małe puf, a z kotła poczęła wydobywać się gwałtownie srebrzysta para. To się nazywa prawdziwa magia...
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Sob Kwi 25, 2015 9:54 am
Przyglądanie się powstającemu powoli eliksirowi budziło w Remusie sprzeczne uczucia. Z jednej strony był zachwycony faktem, że z pozoru bezsensownych składników można przyrządzić coś o tak wybitnie silnych właściwościach magicznych. I to nierzadko tak bardzo silnych, że powodowały poważne uszkodzenia na zdrowiu, a nawet śmierć. Zmienić człowieka, jego wygląd, jego charakter, istotę, jego uczucia i emocje jednym eliksirem, jedną kropką magicznego wywaru... Sama świadomość tego była niebezpieczna i budziła w Remusie wiele ale. Bo czyż można tak manipulować ludźmi dla własnych celów, dla własnego widzi mi się? Z drugiej strony odczuwał pewien rodzaj pustki, że żaden eliksir, przynajmniej do tej pory wynaleziony, nie był w stanie zaradzić na jego wilkołaczą dolegliwość. Wiedział, że jego przemiana jest nieodwracalna i niemożliwa do cofnięcia, że już zawsze co miesiąc będzie się zamieniał w potwora. Ale czy nie można byłoby wynaleźć wywaru, który by choć odrobinę w tej przemianie pomagał? Który by sprawił, że wilkołak podczas przemiany przestałby stwarzać tak ogromne niebezpieczeństwo?
Westchnął w duchu i ponownie skupił się na Riley, która znów poruszyła niebezpieczny temat. Remus nie do końca był gotowy, by z kimkolwiek rozmawiać o Erin, nie mówiąc już o tym, że odczuwał pewne obawy na myśl o tym, co się stanie, gdy James dowie się, że jego siostrę i Lunatyka łączy coś więcej niż koleżeńska przyjaźń. Oczywiście ich przyjaciele nie mogli być ślepi i na pewno dostrzegali te drobne gesty, które były udziałem dwójki Gryfonów... ale to nadal były tylko gesty, nieoficjalne, bez żadnej uczuciowej deklaracji. Teraz wszystko miało się zmienić.
- Na szczęście to już koniec - przesunął palcem po stronnicy z przepisem na eliksir, uważnie studiując każde zdanie w obawie, że coś im umknęło. Przepis jednak kończył się na żółci pancernika i poleceniu, by odstawić eliksir na piętnaście minut i pozwolić mu odpocząć. - Za kwadrans będziemy mięć płynne powodzenie w fiolkach, więc śmiem twierdzić, że następny mecz Quidditcha wygramy z palcem w nosie - uśmiechnął się znacząco. Doskonale wiedział, że mieli obecnie doskonałą drużynę stałych graczy, którzy świetnie sprawdzali się w rozgrywkach i nic nie wskazywało na to, by ich forma miała wkrótce gwałtownie spaść. Wspomaganie się magicznymi eliksirami byłoby zresztą zapewne poniżej gryfońskiej dumy.
Westchnął w duchu i ponownie skupił się na Riley, która znów poruszyła niebezpieczny temat. Remus nie do końca był gotowy, by z kimkolwiek rozmawiać o Erin, nie mówiąc już o tym, że odczuwał pewne obawy na myśl o tym, co się stanie, gdy James dowie się, że jego siostrę i Lunatyka łączy coś więcej niż koleżeńska przyjaźń. Oczywiście ich przyjaciele nie mogli być ślepi i na pewno dostrzegali te drobne gesty, które były udziałem dwójki Gryfonów... ale to nadal były tylko gesty, nieoficjalne, bez żadnej uczuciowej deklaracji. Teraz wszystko miało się zmienić.
- Na szczęście to już koniec - przesunął palcem po stronnicy z przepisem na eliksir, uważnie studiując każde zdanie w obawie, że coś im umknęło. Przepis jednak kończył się na żółci pancernika i poleceniu, by odstawić eliksir na piętnaście minut i pozwolić mu odpocząć. - Za kwadrans będziemy mięć płynne powodzenie w fiolkach, więc śmiem twierdzić, że następny mecz Quidditcha wygramy z palcem w nosie - uśmiechnął się znacząco. Doskonale wiedział, że mieli obecnie doskonałą drużynę stałych graczy, którzy świetnie sprawdzali się w rozgrywkach i nic nie wskazywało na to, by ich forma miała wkrótce gwałtownie spaść. Wspomaganie się magicznymi eliksirami byłoby zresztą zapewne poniżej gryfońskiej dumy.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Sob Kwi 25, 2015 11:40 am
Kociołek wciąż gęsto parował srebrzystym dymem. Brunetka przeczuwała najgorsze, a mianowicie że kocioł, a raczej znajdujący się w nim wywar niebawem eksploduje. Na szczęście Remus nieco uspokoił dziewczynę swoimi słowami, opierając się o treść książki. Według opisu receptury, Eliksir Dobrego Powodzenia będzie gotów za piętnaście minut. Czyli jeszcze przez kwadrans będzie dość intensywnie parować z czasem tracąc na sile. Mimo wszystko Riley postanowiła nieco oddalić się od kotła. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak. Podreptała do drugiego najbliższego stolika i postanowiła na nim usiąść. Blat stołu zaskrzypiał złowrogo, ale na szczęście oparł się ciężarowi młodej czarownicy. Swoją drogą dziewczyna wcale nie ważyła zbyt wiele. Była jedną z tych czarownic, które miały lekką awersję do jedzenia. Jadła tylko tyle ile musiała, ale mniejsza już o to.
- Następny meczy musimy wygrać. Choćby nie wiem co się działo, to musimy pokonać Ślizgonów i wcale nie chodzi mi o puchar. No dobra, na pucharze Quidditcha też mi zależy, ale... jakiś czas temu założyłam się z Giotto Nero o zwycięstwo. Przegrany dostanie oczywiście karę i będzie przez jeden dzień usługiwał zwycięscy. A ja nie chcę pracować jako pokojówka Panicza Nero. Nie zniosłabym tego.
Brunetka potrząsnęła głową na samą myśl o pracy dla jakiegokolwiek ucznia z domu Salazara Slytherina. Na szczęście drużyna Gryffindoru była w tym sezonie niesłychanie mocna i żaden eliksir nie był im do szczęścia potrzebny. Wystarczy, że utrzymają obecny poziom do końca rozgrywek.
Para nad kociołkiem nieco osłabła i wszystko wskazywało na to, że mikstura rzeczywiście im wyszła. Oczywiście jeszcze troszkę czasu musi odpoczywać, ale wszystko było na dobrej drodze. Po chwilowej obserwacji dziewczyna ponownie odparła:
- Jak myślisz, ile fiolek eliksiru uzyskamy z tego wywaru?
Z tą wypowiedzią Riley może powinna poczekać do samego końca warzenia, bo według przysłowie nie powinno się dzielić skóry na niedźwiedziu, jednak zaryzykowała...
- Następny meczy musimy wygrać. Choćby nie wiem co się działo, to musimy pokonać Ślizgonów i wcale nie chodzi mi o puchar. No dobra, na pucharze Quidditcha też mi zależy, ale... jakiś czas temu założyłam się z Giotto Nero o zwycięstwo. Przegrany dostanie oczywiście karę i będzie przez jeden dzień usługiwał zwycięscy. A ja nie chcę pracować jako pokojówka Panicza Nero. Nie zniosłabym tego.
Brunetka potrząsnęła głową na samą myśl o pracy dla jakiegokolwiek ucznia z domu Salazara Slytherina. Na szczęście drużyna Gryffindoru była w tym sezonie niesłychanie mocna i żaden eliksir nie był im do szczęścia potrzebny. Wystarczy, że utrzymają obecny poziom do końca rozgrywek.
Para nad kociołkiem nieco osłabła i wszystko wskazywało na to, że mikstura rzeczywiście im wyszła. Oczywiście jeszcze troszkę czasu musi odpoczywać, ale wszystko było na dobrej drodze. Po chwilowej obserwacji dziewczyna ponownie odparła:
- Jak myślisz, ile fiolek eliksiru uzyskamy z tego wywaru?
Z tą wypowiedzią Riley może powinna poczekać do samego końca warzenia, bo według przysłowie nie powinno się dzielić skóry na niedźwiedziu, jednak zaryzykowała...
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Sob Kwi 25, 2015 1:21 pm
Musiał przyznać, że warzenie eliksiru poza klasą było zajęciem o wiele mniej stresującym. Przede wszystkim nie było obok profesora, który sterczałby im nad głowami i wznosił oczy ku niebu za każdym razem, gdy zrobiliby coś nie tak. Jakkolwiek Slughorn mógł uchodzić za jednego z milszych przedstawicieli grona pedagogicznego, który nie skrzywdziłby ucznia niesprawiedliwą oceną, to jednak nadal był profesorem. Autorytetem w dziedzinie eliksirów, którego słowo bardzo dużo znaczyło. A dodatkowo nie było wokół żadnego ucznia, który mógłby rzucać jakieś kąśliwe uwagi pełne zazdrości lub kpiny.
Zerknął w głąb kociołka, powtarzając w myśli jeszcze raz całą recepturę i upewniając się, że wszystko zrobili jak należy. Gdyby końcowy egzamin odbywał się jutro i Remus dostałby na nim do uwarzenia Eliksir Dobrego Powodzenia, to mógł być stuprocentowo pewny najwyższej oceny. Wywar bulgotał coraz słabiej, poddając się magicznemu działaniu, a lekka para znacznie osłabła. Wszystko musiało pójść tak jak powinno, nie było innej opcji. Uśmiechnął się z triumfem jak zawsze, gdy był zadowolony z efektów swojej pracy, szczególnie że tym razem zrobił coś wspólnie z koleżanką, co zawsze cieszyło podwójnie, bo świadczyło o doskonałym zgraniu.
- Kilka na pewno - odparł, ponownie zaglądając do książki. - Pierwszą porcję należy wylać, dopiero kolejne nadają się do właściwego użytku, ale autorzy nie wspominają, czy można wykorzystać cały eliksir. Zresztą... - wzruszył ramionami, odwracając się w jej stronę po tym, jak zmieniła miejsce - mogę ci oddać swoją część, oczywiście jeśli eliksir nam wyszedł. Ciebie czeka jeszcze rok nauki i z pewnością powodzenie... we wszelkiej postaci - kąciki ust zadrgały mu lekko - będzie ci potrzebne, zwłaszcza że masz ambitne plany stworzenia gryfońskiego haremu.
Zerknął w głąb kociołka, powtarzając w myśli jeszcze raz całą recepturę i upewniając się, że wszystko zrobili jak należy. Gdyby końcowy egzamin odbywał się jutro i Remus dostałby na nim do uwarzenia Eliksir Dobrego Powodzenia, to mógł być stuprocentowo pewny najwyższej oceny. Wywar bulgotał coraz słabiej, poddając się magicznemu działaniu, a lekka para znacznie osłabła. Wszystko musiało pójść tak jak powinno, nie było innej opcji. Uśmiechnął się z triumfem jak zawsze, gdy był zadowolony z efektów swojej pracy, szczególnie że tym razem zrobił coś wspólnie z koleżanką, co zawsze cieszyło podwójnie, bo świadczyło o doskonałym zgraniu.
- Kilka na pewno - odparł, ponownie zaglądając do książki. - Pierwszą porcję należy wylać, dopiero kolejne nadają się do właściwego użytku, ale autorzy nie wspominają, czy można wykorzystać cały eliksir. Zresztą... - wzruszył ramionami, odwracając się w jej stronę po tym, jak zmieniła miejsce - mogę ci oddać swoją część, oczywiście jeśli eliksir nam wyszedł. Ciebie czeka jeszcze rok nauki i z pewnością powodzenie... we wszelkiej postaci - kąciki ust zadrgały mu lekko - będzie ci potrzebne, zwłaszcza że masz ambitne plany stworzenia gryfońskiego haremu.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Pon Kwi 27, 2015 11:40 am
Propozycja Remusa była zachęcająca. Zgarnąć wszystkie fiolki drogocennego eliksiru tylko dla siebie i zrobić z nich niecny użytek. Ale to nie wchodziło w rachubę. Razem tworzyli magiczną miksturę i razem powinni czerpać z niej korzyści. To sprawiedliwy układ.
- Podzielimy się fiolkami po równo. Bez względu na nasze potrzeby, nam obojgu przyda się szczęście. Takie magiczne wsparcie. A co do moich ambitnych planów stworzenia szkolnego haremu, to myślę że poradzę sobie bez eliksirów. Po prostu uwiodę wszystkie dziewczyny swoim nieodpartym wdziękiem... Tylko wpierw muszę go w sobie odnaleźć - odparła brunetka i puściła do starszego kolegi zaczepne oczko. Po chwili dodała z uśmiechem - Gorzej jak podbiję serce twojej Erin. A jest to bardzo prawdopodobne, bo mamy ze sobą świetny kontakt na boisku. A gdy już wpadnie w moje ramiona, to jej tak łatwo nie wypuszczę...
Oczywiście młoda czarownica żartowała. Lubiła droczyć się ze swoimi kolegami i koleżankami na każdym polu. A że związek Erin i Remusa był, jak to sam chłopak określił, dość skomplikowany, to warto było zaszaleć na tym polu. Była po prostu ciekawa jego reakcji. Ciekawa ich związku, dlatego tak często, choć niby przypadkiem, wracała do tego tematu.
Po upływie wskazanego przez księgę czasu warzenia eliksiru, Riley zsunęła się ze stolika i podeszła odważnie do kociołka. Eliksir chyba był gotowy, ale brunetka w milczeniu czekała na ocenę ich pracy przez Remusa. On miał przecież większe doświadczenie w eliksirach. W międzyczasie dziewczyna dodała:
- W razie jakichkolwiek wątpliwości, będziemy musieli zrobić test. Test sprawdzający skuteczność naszego eliksiru. Test na nas, albo na osobie z zewnątrz...
Tym razem mówiła poważnie.
- Podzielimy się fiolkami po równo. Bez względu na nasze potrzeby, nam obojgu przyda się szczęście. Takie magiczne wsparcie. A co do moich ambitnych planów stworzenia szkolnego haremu, to myślę że poradzę sobie bez eliksirów. Po prostu uwiodę wszystkie dziewczyny swoim nieodpartym wdziękiem... Tylko wpierw muszę go w sobie odnaleźć - odparła brunetka i puściła do starszego kolegi zaczepne oczko. Po chwili dodała z uśmiechem - Gorzej jak podbiję serce twojej Erin. A jest to bardzo prawdopodobne, bo mamy ze sobą świetny kontakt na boisku. A gdy już wpadnie w moje ramiona, to jej tak łatwo nie wypuszczę...
Oczywiście młoda czarownica żartowała. Lubiła droczyć się ze swoimi kolegami i koleżankami na każdym polu. A że związek Erin i Remusa był, jak to sam chłopak określił, dość skomplikowany, to warto było zaszaleć na tym polu. Była po prostu ciekawa jego reakcji. Ciekawa ich związku, dlatego tak często, choć niby przypadkiem, wracała do tego tematu.
Po upływie wskazanego przez księgę czasu warzenia eliksiru, Riley zsunęła się ze stolika i podeszła odważnie do kociołka. Eliksir chyba był gotowy, ale brunetka w milczeniu czekała na ocenę ich pracy przez Remusa. On miał przecież większe doświadczenie w eliksirach. W międzyczasie dziewczyna dodała:
- W razie jakichkolwiek wątpliwości, będziemy musieli zrobić test. Test sprawdzający skuteczność naszego eliksiru. Test na nas, albo na osobie z zewnątrz...
Tym razem mówiła poważnie.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Pon Kwi 27, 2015 1:30 pm
Po Gryfonce nie mógł się spodziewać innego zachowania, jak uczciwego podziału ich eliksiru na połowę. Co innego, gdyby sporządzał go z jakimś Ślizgonem - co prawda Remus starał się nie ulegać stereotypom, ale nawet mimo najszczerszych chęci w zaprzyjaźnieniu się z przedstawicielami domu węża ciągle okazywali się oni wyjątkowo słabi w swoich charakterach - ten zapewne bez wahania zagarnąłby cały kociołek dla siebie. Przytaknął głową na znak zgody i wyciągnął z torby gotowy zestaw pustych fiolek. Przyszedł tu z zamiarem powtórzenia warzenia istotnego eliksiru i pomoc Riley, ale przecież nie zaszkodzi, by mogli w przyszłości wykorzystać rezultat swojej pracy. Szczególnie że żal było wylewać doskonale przyrządzony eliksir.
- Nie powinnaś mnie prowokować groźbami odbicia Erin, gdy jesteśmy sami w pustej klasie - uniósł brwi, zabarwiając swój głos wesołymi tonami i podejmując grę. - Wiesz, zawsze może się zdarzyć jakiś nieprzewidziany wypadek, wybuch kociołka czy coś... i mogą być problemy z identyfikacją pewnej Gryfonki. - Zabębnił palcami w stół, obserwując jak Riley ostrożnie zbliża się do kociołka i zagląda do środka. Był pewien, że wszystko zrobili zgodnie z instrukcją, a przynajmniej zgodnie z tymi szczątkowymi informacjami, które były zawarte w podręczniku.
Niewielką chochelką nabrał odrobinę eliksiru i wlał go do pustej fiolki. Jego barwa i konsystencja wyglądała w porządku, ale dla pewności sprawdził jeszcze raz opis wyglądu eliksiru na kartach książki. Wszystko się zgadzało.
- Wygląda na to, że właśnie staliśmy się posiadaczami małego zapasu Eliksiru Dobrego Powodzenia - z uśmiechem zadowolenia zwrócił się do dziewczyny niecierpliwie oczekującej na werdykt. - Ale jeśli chcesz spróbować osobiście jego działanie, to nie mam nic przeciwko. Możemy nawet potem pójść do Pokoju Wspólnego i obstawić jakieś zakłady u Syriusza, zgarniając przy okazji trochę galeonów - wyszczerzył zęby w większym uśmiechu na samą myśl o tym, jaką minę miałby Łapa przegrywając jeden zakład za drugim albo co chwila poddając karty w magicznego pokera.
- Nie powinnaś mnie prowokować groźbami odbicia Erin, gdy jesteśmy sami w pustej klasie - uniósł brwi, zabarwiając swój głos wesołymi tonami i podejmując grę. - Wiesz, zawsze może się zdarzyć jakiś nieprzewidziany wypadek, wybuch kociołka czy coś... i mogą być problemy z identyfikacją pewnej Gryfonki. - Zabębnił palcami w stół, obserwując jak Riley ostrożnie zbliża się do kociołka i zagląda do środka. Był pewien, że wszystko zrobili zgodnie z instrukcją, a przynajmniej zgodnie z tymi szczątkowymi informacjami, które były zawarte w podręczniku.
Niewielką chochelką nabrał odrobinę eliksiru i wlał go do pustej fiolki. Jego barwa i konsystencja wyglądała w porządku, ale dla pewności sprawdził jeszcze raz opis wyglądu eliksiru na kartach książki. Wszystko się zgadzało.
- Wygląda na to, że właśnie staliśmy się posiadaczami małego zapasu Eliksiru Dobrego Powodzenia - z uśmiechem zadowolenia zwrócił się do dziewczyny niecierpliwie oczekującej na werdykt. - Ale jeśli chcesz spróbować osobiście jego działanie, to nie mam nic przeciwko. Możemy nawet potem pójść do Pokoju Wspólnego i obstawić jakieś zakłady u Syriusza, zgarniając przy okazji trochę galeonów - wyszczerzył zęby w większym uśmiechu na samą myśl o tym, jaką minę miałby Łapa przegrywając jeden zakład za drugim albo co chwila poddając karty w magicznego pokera.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Wto Kwi 28, 2015 8:54 am
Groźby nie pasowały do Remusa. Był zbyt perfekcyjnym prefektem, by za pomocą złowieszczych słów starać się coś zdobyć. Zbyt inteligentny, by posuwać się do takich środków. Dlatego cała jego wypowiedź zabrzmiała bardzo sarkastycznie. Taki ładnie wpleciony w złowrogie słowa ukryty żarcik. Riley uśmiechnęła się do chłopaka i również odparła:
- W szkolę coraz łatwiej o wypadki. Coraz więcej uczniów znika w strasznych okolicznościach... Czyżby wszyscy ci nieszczęśnicy zabiegali kiedyś o względy twojej Erin, a potem puff... wybuch kociołka czy coś...
Oj, brunetka troszkę przegięła. Był to najczarniejszy czarny humor na jaki ostatnio się zdobyła. Nie powinna do swych żartów wplatać ostatnich wydarzeń ze szkoły. Śmierć to nie najlepszy temat do uśmiechu. Niestety Riley już tak ma, że czasem coś powie a dopiero potem pomyśli. Głupio wyszło. Mówi się również że Anglicy słyną z czarnego humoru, jednak wypowiedź Gryfonki mimo wszystko do zabawnych nie należała. Teraz dobrze wiedziała, że nawet z żartami można przesadzić.
- Wiem... to nie było śmieszne... Przepraszam. Czasem po prostu za dużo mówię...
Zmieszała się i zamilkła na jakiś moment. Postanowiła bez zbędnego gadania pomóc Remusowi w napełnianiu fiolek. Założyła rękawice ochronne i delikatnie nachylała kociołek, tak by bez problemu można było wybrać cały wywar, nawet z dna kociołka. Każda kropelka się przyda.
Dziewczyna zabrała głos dopiero po propozycji testów stworzonego przez nich wywaru.
- Dobry pomysł... Albo możemy podsunąć eliksir woźnemu Filch’owi w jakimś drinku, a później nasłać go na Ślizgonów do lochów pod pretekstem że coś knują. Mając szczęście woźny wyłapie wszystkich gagatków i powlepia im szlabany. Może nawet dostaną ujemne punkty i spadną z rankingu domów.
- W szkolę coraz łatwiej o wypadki. Coraz więcej uczniów znika w strasznych okolicznościach... Czyżby wszyscy ci nieszczęśnicy zabiegali kiedyś o względy twojej Erin, a potem puff... wybuch kociołka czy coś...
Oj, brunetka troszkę przegięła. Był to najczarniejszy czarny humor na jaki ostatnio się zdobyła. Nie powinna do swych żartów wplatać ostatnich wydarzeń ze szkoły. Śmierć to nie najlepszy temat do uśmiechu. Niestety Riley już tak ma, że czasem coś powie a dopiero potem pomyśli. Głupio wyszło. Mówi się również że Anglicy słyną z czarnego humoru, jednak wypowiedź Gryfonki mimo wszystko do zabawnych nie należała. Teraz dobrze wiedziała, że nawet z żartami można przesadzić.
- Wiem... to nie było śmieszne... Przepraszam. Czasem po prostu za dużo mówię...
Zmieszała się i zamilkła na jakiś moment. Postanowiła bez zbędnego gadania pomóc Remusowi w napełnianiu fiolek. Założyła rękawice ochronne i delikatnie nachylała kociołek, tak by bez problemu można było wybrać cały wywar, nawet z dna kociołka. Każda kropelka się przyda.
Dziewczyna zabrała głos dopiero po propozycji testów stworzonego przez nich wywaru.
- Dobry pomysł... Albo możemy podsunąć eliksir woźnemu Filch’owi w jakimś drinku, a później nasłać go na Ślizgonów do lochów pod pretekstem że coś knują. Mając szczęście woźny wyłapie wszystkich gagatków i powlepia im szlabany. Może nawet dostaną ujemne punkty i spadną z rankingu domów.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Wto Kwi 28, 2015 5:58 pm
Napełnianie kolejnych fiolek szło szybko i sprawnie i wkrótce dno kociołka zaświeciło ciemną pustką. Remus rozdzielił je po połowie, zgarniając ostrożnie swoją część do wolnego pojemnika i chowając go od razu do torby. Spojrzał na zebrane na blacie stolika multum składników, z których z powodzeniem mogliby jeszcze uwarzyć kilka całkiem interesujących eliksirów, ale na pewno nie dzisiaj. Uwarzenie jednego wiązało się ze sporym stresem, nie mówiąc już o tym, że w sali było dość gorąco i spędzanie w niej kolejnej godziny nie napełniało Lunatyka entuzjazmem. A poza tym... cóż, ostatnie wydarzenia nie zachęcały do przebywania samemu w pustych salach, bezpieczniej było zdecydowanie w pokojach wspólnych poszczególnych domów. Nawet dla prefektów, którzy powinni pomagać nauczycielom w patrolowaniu zamku, ale z uwagi na niechlubną akcję na błoniach nawet im odebrano część obowiązków tłumacząc ich wypełnianie zbyt dużym niebezpieczeństwem.
- Taka niepozorna dziewczyna, a tak paskudnie knuje przeciwko niewinnym ślizgońskim jagniątkom – westchnął teatralnie z wciąż nieodłącznym uśmiechem na twarzy. Wizja ukarania Ślizgonów, nawet za wymyślane przez Filcha beznadziejne przestępstwa, jak za długie wpatrywanie się w Panią Norris, była nazbyt kusząca, aby mógł się jej oprzeć. - Najlepszym zagraniem im na nosie będzie zwycięstwo w Quidditchu. Najlepiej bardzo wysokie, które na długi czas zostawiłoby ślad na ich arystokratycznych tyłkach – zgarnął kilka składników, zaczynając je powoli chować do toreb, starając się je układać w miarę bezpiecznie, by delikatne ingrediencje się ze sobą nie pomieszały.
Zdecydowanie będzie musiał wybrać się na mecz między Gryffindorem i Slytherinem. Ostatnie rozgrywki swojej drużyny ominął, wybierając patrolowanie korytarzy, co skończyło się spotkaniem Erin i pamiętną wizytą w pułapce pod schodami. Tym razem miał jednak przynajmniej jeden powód więcej, by pojawić się na trybunach i ile sił w płucach dopingując zawodników w szkarłatno-złotych barwach.
- Taka niepozorna dziewczyna, a tak paskudnie knuje przeciwko niewinnym ślizgońskim jagniątkom – westchnął teatralnie z wciąż nieodłącznym uśmiechem na twarzy. Wizja ukarania Ślizgonów, nawet za wymyślane przez Filcha beznadziejne przestępstwa, jak za długie wpatrywanie się w Panią Norris, była nazbyt kusząca, aby mógł się jej oprzeć. - Najlepszym zagraniem im na nosie będzie zwycięstwo w Quidditchu. Najlepiej bardzo wysokie, które na długi czas zostawiłoby ślad na ich arystokratycznych tyłkach – zgarnął kilka składników, zaczynając je powoli chować do toreb, starając się je układać w miarę bezpiecznie, by delikatne ingrediencje się ze sobą nie pomieszały.
Zdecydowanie będzie musiał wybrać się na mecz między Gryffindorem i Slytherinem. Ostatnie rozgrywki swojej drużyny ominął, wybierając patrolowanie korytarzy, co skończyło się spotkaniem Erin i pamiętną wizytą w pułapce pod schodami. Tym razem miał jednak przynajmniej jeden powód więcej, by pojawić się na trybunach i ile sił w płucach dopingując zawodników w szkarłatno-złotych barwach.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Czw Kwi 30, 2015 1:59 pm
Brunetka uśmiechnęła się radośnie, kiedy Remus uznał ją za niepozornego łobuza i paskudne knucie przeciwko ich syczącym kolegom. Była to czysta prawda. Młoda czarownica wyglądała na bardzo niewinną i delikatną osóbkę, jednak to co miała w głowie zaskoczyłoby niejednego łupieżcę. Nawet ta pozorna delikatność była przykrywką. Wszyscy Gryfoni wiedzieli, że kiedy dziewczyna dostanie pałkę do ręki, to nie zawaha się jej użyć, i to nie tylko w stosunku do Tłuczków. Po chwili odparła:
- Po prostu dbam o tradycje szkoły. To nasze dobro kulturowe. Nie wyobrażałabym sobie życia tutaj bez dreszczyku emocji i rywalizacji. Może dziwnie to zabrzmi, ale bez naszych zielonych przyjaciół byłoby tutaj nudno...
Ależ ta dziewczyna ma wielkie serduszko. Potrafi docenić zło, a nawet podążyć ciemną stroną mocy, by utrzymać ducha walki między Gryffindorem a Slytherinem. Ducha walki, który kształtował się przez tyle lat i przez tyle pokoleń. Oczywiście wszystko na granicy walki fair play... No może nie wszystko, ale przynajmniej w jej postawie nie było widać fanatyzmu, który był przejawem wkraczania na ścieżkę Czarnego Pana. Aż tak daleko się nie posunie.
Riley zgarnęła swoją część fiolek chowając do kieszeni, po czym tak jak jej starszy kolega poczęła zabierać się za sprzątanie klasy... bo nie da się ukryć, że nieźle tutaj nabałaganili. Gryfonka znów poczęła krzątać się przy swoim pudełku, składując w nim masę słoików i alchemicznych narzędzi.
Można powiedzieć, że razem uwijali się całkiem sprawnie. Przy pomocy własnych dłoni oraz odrobiny magii ich rzeczy w szybkim czasie zostały ładnie popakowane i gotowe do dalszego transportu.
- Nieźle żeśmy tu naparowali. Zwijajmy się stąd czym prędzej, bo jeszcze posądzą nas o jakieś romanse i inne pikantne eksperymenty...
Dziewczyna ubrała swoją szkolną marynarkę, którą uprzednio zdjęła, później chwyciła za swoje klamoty i ostrożnie ruszyła w kierunku drzwi.
/zt x2
Osiągnięcia:
Remus J. Lupin: 2x Eliksir Dobrego Powodzenia
Riley Acquart: 2x Eliksir Dobrego Powodzenia
- Po prostu dbam o tradycje szkoły. To nasze dobro kulturowe. Nie wyobrażałabym sobie życia tutaj bez dreszczyku emocji i rywalizacji. Może dziwnie to zabrzmi, ale bez naszych zielonych przyjaciół byłoby tutaj nudno...
Ależ ta dziewczyna ma wielkie serduszko. Potrafi docenić zło, a nawet podążyć ciemną stroną mocy, by utrzymać ducha walki między Gryffindorem a Slytherinem. Ducha walki, który kształtował się przez tyle lat i przez tyle pokoleń. Oczywiście wszystko na granicy walki fair play... No może nie wszystko, ale przynajmniej w jej postawie nie było widać fanatyzmu, który był przejawem wkraczania na ścieżkę Czarnego Pana. Aż tak daleko się nie posunie.
Riley zgarnęła swoją część fiolek chowając do kieszeni, po czym tak jak jej starszy kolega poczęła zabierać się za sprzątanie klasy... bo nie da się ukryć, że nieźle tutaj nabałaganili. Gryfonka znów poczęła krzątać się przy swoim pudełku, składując w nim masę słoików i alchemicznych narzędzi.
Można powiedzieć, że razem uwijali się całkiem sprawnie. Przy pomocy własnych dłoni oraz odrobiny magii ich rzeczy w szybkim czasie zostały ładnie popakowane i gotowe do dalszego transportu.
- Nieźle żeśmy tu naparowali. Zwijajmy się stąd czym prędzej, bo jeszcze posądzą nas o jakieś romanse i inne pikantne eksperymenty...
Dziewczyna ubrała swoją szkolną marynarkę, którą uprzednio zdjęła, później chwyciła za swoje klamoty i ostrożnie ruszyła w kierunku drzwi.
/zt x2
Osiągnięcia:
Remus J. Lupin: 2x Eliksir Dobrego Powodzenia
Riley Acquart: 2x Eliksir Dobrego Powodzenia
- Caroline Rockers
Re: Pusta sala
Wto Maj 26, 2015 8:36 pm
Udało jej się. W sumie sama do końca nie wiedziała, jak to się stało, ale...w jej ręce trafiła myślodsiewnia, którą od bardzo dawna chciała mieć. Oczywiście do swoich czysto egoistycznych czynów, takich jak sprawdzenie, co też takiego zawiera ostatnie wspomnienie Shane'a Collinsa. Jedyna rzecz, która po nim jej została, jeśli nie licząc kurtki, którą musiała schować w bezpiecznym miejscu, by nikt się do niej nie przyczepił. Co prawda próżno mogła sobie myśleć, że ujdzie jej to wszystko płazem, ale poniekąd miała nadzieję, że...nawet jeśli będzie musiała opuścić szkołę, to przynajmniej będzie mogła zabrać ze sobą pamiątki po Nim.
Czy jej do reszty odbiło..? Chyba tak. W sumie już dawno, ale po ostatnich wydarzeniach nie mogła przestać myśleć o Ślizgonie; brzmi to tak tandetnie, jak wynaturzenia jakieś nastoletniej zakochanej idiotki, a przecież w tym zawsze chodziło o więcej. Zresztą to że była do niego przywiązana, że nie mogła pozbyć się go ze swoich myśli, nic nie oznaczało. Zupełnie nic. Tak więc Rockers wzięła myślodsiewnię, oraz fiolkę ze wspomnieniem ze swojego dormitorium - nie mogła przecież zrobić tego tam, bo ktoś mógłby ją przyłapać - i ruszyła na poszukiwania miejsca w którym będzie możliwe zobaczenie tego, co zawiera wspomnienie. Poszła więc na I piętro ze starannie schowanym naczyniem i fiolką w swojej szkolnej torbie i starając się nie przyciągać uwagi, weszła do pustej sali. Tam zabezpieczyła drzwi zaklęciem - tak na wszelki wypadek - wyciągnęła myślodsiewnię, ustawiła ją ostrożnie na ławce i wlała - o ile można było tak nazwać tę specyficzną czynność - wspomnienie Shane'a.
- No zobaczymy, co też takiego chciałeś mi pokazać... - mruknęła do siebie, biorąc głęboki wdech i zanurzając twarz w tej dziwacznej cieczy.
Czy jej do reszty odbiło..? Chyba tak. W sumie już dawno, ale po ostatnich wydarzeniach nie mogła przestać myśleć o Ślizgonie; brzmi to tak tandetnie, jak wynaturzenia jakieś nastoletniej zakochanej idiotki, a przecież w tym zawsze chodziło o więcej. Zresztą to że była do niego przywiązana, że nie mogła pozbyć się go ze swoich myśli, nic nie oznaczało. Zupełnie nic. Tak więc Rockers wzięła myślodsiewnię, oraz fiolkę ze wspomnieniem ze swojego dormitorium - nie mogła przecież zrobić tego tam, bo ktoś mógłby ją przyłapać - i ruszyła na poszukiwania miejsca w którym będzie możliwe zobaczenie tego, co zawiera wspomnienie. Poszła więc na I piętro ze starannie schowanym naczyniem i fiolką w swojej szkolnej torbie i starając się nie przyciągać uwagi, weszła do pustej sali. Tam zabezpieczyła drzwi zaklęciem - tak na wszelki wypadek - wyciągnęła myślodsiewnię, ustawiła ją ostrożnie na ławce i wlała - o ile można było tak nazwać tę specyficzną czynność - wspomnienie Shane'a.
- No zobaczymy, co też takiego chciałeś mi pokazać... - mruknęła do siebie, biorąc głęboki wdech i zanurzając twarz w tej dziwacznej cieczy.
- Shane Collins
Re: Pusta sala
Wto Maj 26, 2015 8:45 pm
Wskazówka zegara zatrzymuje się na dziewiętnastej zero trzy.
Ile to daje naszemu bohaterowi? Dokładnie trzynaście minut.
Po tym czasie nieodwracalnie przepadnie, a wspomnienie, które w tej chwili oglądasz już nie będzie dłużej ostatnim pożegnaniem. Więcej nie będziesz mogła pomyśleć – „Cholera, to ta chwila w której żyje! Teraz jest tak, jakby był ze mną.” Potem będzie tylko reliktem przeszłości, jedynie wątłą namiastką prawdziwej interakcji. Ale przez te trzynaście minut, będziesz mogła zobaczyć świat takim, jakim on go widział. A więc ruszajmy, bo zegar niedługo pójdzie w nasze ślady.
Wielki ognisty wąż pożera powietrze szeroko rozwartą paszczą, unicestwia kolory, pozwala by zieleń wypełzła w każdym możliwym miejscu. Mierzyłem Cię wzrokiem, szukałem słabości, szczeliny w otulinie lodu za którym skryłaś swoje krzyczące Ja. I polubiłem Cię. Już wtedy wiedziałem, że masz w sobie to coś. Wiedziałem też, że nie moglibyśmy być razem, ta nieustająca walka w milczeniu, tylko Ty, Ja, pożoga jadowicie zielonych płomieni obracających w proch błękit. Poza tym w Twoich oczach. Żółć poza tą w moich oczach. Czerwień poza tą, którą przelałaś.
Wizja zaciera się, a Ty na okrutny moment widzisz samą siebie – brudną, zapłakaną. Z ran cieknie krew, odcina się na mojej koszulce, Twojej koszulce, zielonej trawie i ich ciałach. Zaklęcie zanika, nić przeciera się, kiedy ja wrzeszczę i ryję kolanami o murawę zroszoną posoką. Krzyk zdziera mi gardło, a uśmiech obnaża zęby. Wizja zaciera się, a Ty mierzysz do mnie różdżką w pustej sali. Z sufitu sypie się tynk, kiedy po raz kolejny mierzymy się spojrzeniami, czas wciąż stoi w miejscu pozwalając by walka rozpoczęła i zakończyła się w naszych oczach. Błękit topnieje w żółci, a jad rozpływa w oceanie. Płynnie zostajesz wessana w kolejne ze wspomnień, jednak w tym już nie uczestniczysz. Pusty pokój poza pięcioma ciałami. Trzy z nich okazują się dziećmi. I tylko te jeszcze oddychają, choć z trudem - Lilith i J. leżą obok siebie w kałuży krwi z licznych nacięć. Pobite. Zgwałcone. Prawie białe i prawie czerwone włosy mieszają się na dębowych deskach jak Jezusowe rany. Już się nie trzęsą, już nie płaczą. Pocieszę Cię. Większości okrucieństw i tak nie zapamiętały, zbyt obolałe odpływały raz po raz w niebyt w którym nie było cierpienia, a do którego ich prywatne demony nie miały wstępu. Dwa trupy trzymają się za dłonie - kochająca, martwa rodzina z poderżniętym gardłem. Tylko jedna ludzka skorupa wydaje ostatni skowyt nim wpadnie w objęcia Morfeusza – szczupły chłopiec o burzy włosów i brązowych oczach. Te unoszą się spoglądając w Twoje.
Wizja zaciera się.
Bazyliszek reaguje tylko na podszepty swojego Pana, Pana Nocy, Króla, Władcy, Samozwańczego Kata Samej Śmierci, o zębach ostrzejszych od uroków. Walczysz dzielnie z różdżką w dłoni, lis przedziera się przez rzednący tłum by wreszcie stanąć naprzeciw bestii. Nie ratuje siebie. Nie ratuje ich. Ciebie może zabić tylko czas i on sam. Nikt więcej. Syk zamienia się w ciemność, kiedy chłód wdziera się w kości. Widzisz Zakazany Las, ale nie taki jakim go znasz. Ten staje się wyraźnie nieprzystępny, pierwotna obecność nie życzy sobie tutaj Twojej obecności. Z przerażającym przekonaniem zdajesz sobie sprawę, że tego uczucia nie było we wspomnieniu, jest bardziej realne, namacalne, niemal jakby rzeczywiście Coś nie chciało byś wiedziała. Polana zasłana krzyżami w samym centrum Lasu. W pobliżu nie ma nikogo i niczego. Cisza dociska Twoje bębenki, ciśnienie rozsadza Twoją czaszkę i czujesz jakbyś miała umrzeć. Jad przepływa Twoimi żyłami, krew skażona wiedzą, której nie powinnaś nigdy posiąść. Cienie rozstępują się przed czymś co jest czarniejsze niż sama Śmierć, niż trzymetrowy grób w którym niewątpliwie za chwilę spoczniesz jeżeli zostaniesz. Wytrzymaj jeszcze chwilę, dosłownie kilka sekund nieskończoności w której podróżujesz.
Żółte ślepia wychylają się spod martwej ziemi. Ogłuszający pisk narasta nie wokół a w Tobie, im dłużej oglądasz Powstanie. Nie, to nie jest dobre słowo, choć z pewnością nie znajdę lepszego. Sparaliżowana obserwujesz Odrodzenie Tego. Z cienia wychyla się na sztywnych nogach, On. Chłopak o burzy włosów i brązowych oczach, równie bezradnych co Twoje własne w tej chwili. Coś Cię tu nie chce, ale zapamiętaj to miejsce. To tutaj możesz zakończyć to co rozpoczęło się tysiące lat temu i powstrzymać to, co nigdy nie powinno się wydarzyć. On nie miał wyboru, a Coś o tym wiedziało. Ten, gdy się dowie będzie praktycznie niepokonany.
Żółte ślepia drą szarą glebę, a jego ciałem są zaprzedane dusze.
Wizja zaciera się.
Wracasz na skrwawione Błonia, ale już nie obserwujesz ich z boku. Teraz jesteś mną, a ja na tych kilka sekund mogę być Tobą. Wiesz dlaczego to robię? Wiesz dlaczego tak bardzo staram się byś wszystko zrozumiała? Bo cholernie mi na Tobie zależy. Jesteś kimś kim ja zawsze chciałem być, ale nigdy nie dane mi było wybrać. Kimś kim mógłbym się stać, gdybym nie musiał pójść drogą, którą poszedłem. Dalej od nich. Dalej od ludzi. Dalej w Las. Dalej, byleby dalej, dopóki ciemność się nie rozstąpi, póki nie znajdę krańca świata. Ale Ty nie musisz iść akurat tędy. Możesz komuś zaufać, oddać to co masz najcenniejsze, podjąć ryzyko, spróbować. Ja nie spróbowałem Ci powiedzieć, że Cię kocham. I patrz gdzie teraz leżę.
Masz okazję po raz ostatni poczuć czystą, nieskażoną miłość zaprzedanej niegdyś duszy. Bratniej duszy, która wciąż istnieje i już na zawsze będzie z Tobą.
To moje pożegnanie, a trzynasta minuta wybija po raz ostatni.
Ile to daje naszemu bohaterowi? Dokładnie trzynaście minut.
Po tym czasie nieodwracalnie przepadnie, a wspomnienie, które w tej chwili oglądasz już nie będzie dłużej ostatnim pożegnaniem. Więcej nie będziesz mogła pomyśleć – „Cholera, to ta chwila w której żyje! Teraz jest tak, jakby był ze mną.” Potem będzie tylko reliktem przeszłości, jedynie wątłą namiastką prawdziwej interakcji. Ale przez te trzynaście minut, będziesz mogła zobaczyć świat takim, jakim on go widział. A więc ruszajmy, bo zegar niedługo pójdzie w nasze ślady.
Wielki ognisty wąż pożera powietrze szeroko rozwartą paszczą, unicestwia kolory, pozwala by zieleń wypełzła w każdym możliwym miejscu. Mierzyłem Cię wzrokiem, szukałem słabości, szczeliny w otulinie lodu za którym skryłaś swoje krzyczące Ja. I polubiłem Cię. Już wtedy wiedziałem, że masz w sobie to coś. Wiedziałem też, że nie moglibyśmy być razem, ta nieustająca walka w milczeniu, tylko Ty, Ja, pożoga jadowicie zielonych płomieni obracających w proch błękit. Poza tym w Twoich oczach. Żółć poza tą w moich oczach. Czerwień poza tą, którą przelałaś.
Wizja zaciera się, a Ty na okrutny moment widzisz samą siebie – brudną, zapłakaną. Z ran cieknie krew, odcina się na mojej koszulce, Twojej koszulce, zielonej trawie i ich ciałach. Zaklęcie zanika, nić przeciera się, kiedy ja wrzeszczę i ryję kolanami o murawę zroszoną posoką. Krzyk zdziera mi gardło, a uśmiech obnaża zęby. Wizja zaciera się, a Ty mierzysz do mnie różdżką w pustej sali. Z sufitu sypie się tynk, kiedy po raz kolejny mierzymy się spojrzeniami, czas wciąż stoi w miejscu pozwalając by walka rozpoczęła i zakończyła się w naszych oczach. Błękit topnieje w żółci, a jad rozpływa w oceanie. Płynnie zostajesz wessana w kolejne ze wspomnień, jednak w tym już nie uczestniczysz. Pusty pokój poza pięcioma ciałami. Trzy z nich okazują się dziećmi. I tylko te jeszcze oddychają, choć z trudem - Lilith i J. leżą obok siebie w kałuży krwi z licznych nacięć. Pobite. Zgwałcone. Prawie białe i prawie czerwone włosy mieszają się na dębowych deskach jak Jezusowe rany. Już się nie trzęsą, już nie płaczą. Pocieszę Cię. Większości okrucieństw i tak nie zapamiętały, zbyt obolałe odpływały raz po raz w niebyt w którym nie było cierpienia, a do którego ich prywatne demony nie miały wstępu. Dwa trupy trzymają się za dłonie - kochająca, martwa rodzina z poderżniętym gardłem. Tylko jedna ludzka skorupa wydaje ostatni skowyt nim wpadnie w objęcia Morfeusza – szczupły chłopiec o burzy włosów i brązowych oczach. Te unoszą się spoglądając w Twoje.
Wizja zaciera się.
Bazyliszek reaguje tylko na podszepty swojego Pana, Pana Nocy, Króla, Władcy, Samozwańczego Kata Samej Śmierci, o zębach ostrzejszych od uroków. Walczysz dzielnie z różdżką w dłoni, lis przedziera się przez rzednący tłum by wreszcie stanąć naprzeciw bestii. Nie ratuje siebie. Nie ratuje ich. Ciebie może zabić tylko czas i on sam. Nikt więcej. Syk zamienia się w ciemność, kiedy chłód wdziera się w kości. Widzisz Zakazany Las, ale nie taki jakim go znasz. Ten staje się wyraźnie nieprzystępny, pierwotna obecność nie życzy sobie tutaj Twojej obecności. Z przerażającym przekonaniem zdajesz sobie sprawę, że tego uczucia nie było we wspomnieniu, jest bardziej realne, namacalne, niemal jakby rzeczywiście Coś nie chciało byś wiedziała. Polana zasłana krzyżami w samym centrum Lasu. W pobliżu nie ma nikogo i niczego. Cisza dociska Twoje bębenki, ciśnienie rozsadza Twoją czaszkę i czujesz jakbyś miała umrzeć. Jad przepływa Twoimi żyłami, krew skażona wiedzą, której nie powinnaś nigdy posiąść. Cienie rozstępują się przed czymś co jest czarniejsze niż sama Śmierć, niż trzymetrowy grób w którym niewątpliwie za chwilę spoczniesz jeżeli zostaniesz. Wytrzymaj jeszcze chwilę, dosłownie kilka sekund nieskończoności w której podróżujesz.
Żółte ślepia wychylają się spod martwej ziemi. Ogłuszający pisk narasta nie wokół a w Tobie, im dłużej oglądasz Powstanie. Nie, to nie jest dobre słowo, choć z pewnością nie znajdę lepszego. Sparaliżowana obserwujesz Odrodzenie Tego. Z cienia wychyla się na sztywnych nogach, On. Chłopak o burzy włosów i brązowych oczach, równie bezradnych co Twoje własne w tej chwili. Coś Cię tu nie chce, ale zapamiętaj to miejsce. To tutaj możesz zakończyć to co rozpoczęło się tysiące lat temu i powstrzymać to, co nigdy nie powinno się wydarzyć. On nie miał wyboru, a Coś o tym wiedziało. Ten, gdy się dowie będzie praktycznie niepokonany.
Żółte ślepia drą szarą glebę, a jego ciałem są zaprzedane dusze.
Wizja zaciera się.
Wracasz na skrwawione Błonia, ale już nie obserwujesz ich z boku. Teraz jesteś mną, a ja na tych kilka sekund mogę być Tobą. Wiesz dlaczego to robię? Wiesz dlaczego tak bardzo staram się byś wszystko zrozumiała? Bo cholernie mi na Tobie zależy. Jesteś kimś kim ja zawsze chciałem być, ale nigdy nie dane mi było wybrać. Kimś kim mógłbym się stać, gdybym nie musiał pójść drogą, którą poszedłem. Dalej od nich. Dalej od ludzi. Dalej w Las. Dalej, byleby dalej, dopóki ciemność się nie rozstąpi, póki nie znajdę krańca świata. Ale Ty nie musisz iść akurat tędy. Możesz komuś zaufać, oddać to co masz najcenniejsze, podjąć ryzyko, spróbować. Ja nie spróbowałem Ci powiedzieć, że Cię kocham. I patrz gdzie teraz leżę.
Masz okazję po raz ostatni poczuć czystą, nieskażoną miłość zaprzedanej niegdyś duszy. Bratniej duszy, która wciąż istnieje i już na zawsze będzie z Tobą.
To moje pożegnanie, a trzynasta minuta wybija po raz ostatni.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach