- Sahir Nailah
Re: Pusta sala
Wto Gru 02, 2014 3:25 am
Niestety taka jest prawda - nie wybieramy swoich rodziców, nie wybieramy kraju, ni roku, w którym możemy się narodzić - wierząc w reinkarnację widzi się to jako coś kompletnie zabawnego, bo przecież to karma decyduje o tym, czy po śmierci zostaniemy kimś szczęśliwym w następnym życiu, czy nie - karma, wyroki boskie, można to nazywać, jak się chce - tym nie mniej słowo "karma" z całą swą ideologią pasowała tutaj idealnie. Dasz coś złego? Dasz coś dobrego? To wróci do ciebie na pewno, może nie dzisiaj, nie jutro, nie za rok, nie za sto, ni dwieście lat, lecz wróci na pewno, bo taka jest natura. Sprawiedliwa. Zawsze jest coś za coś, nie ma tutaj fałszywych i oszukanych transakcji, nawet wśród ludzi w całej swej potędze i całym swym rozwoju. To, że mamy wolną wolę, że posiadamy duszę i to, że jednak potrafimy kłamać - aach, to inna sprawa. Właśnie ta, która decyduje, co potem zyskamy. Jesteśmy dobrzy? Źli? Każdy stara się podążać swoją ścieżką, znaleźć ją... nawet jeśli robi to nieświadomie.
Zacisnąłeś na ułamek sekundy zęby, kły już dawno się cofnęły, jednak nie odpowiedziałeś na pytanie, zrywając kontakt wzrokowy, jaki utrzymywałeś między wami przez większość czasu. Nie od razu się odwróciłeś, nie poruszyłeś się ani jotę - oto Ty, rzeźba z marmury, która mimo ciężaru, jaki ze sobą niesie, zdaje się niematerialna, jakby miała zniknąć, kiedy tylko ją dotknąć krańcem palca. W końcu jednak odwrócił się do swojej rozmówczyni znów przodem, opierając w niemal nonszalanckiej pozycji łopatkami o zimny mur.
- Ponieważ mam ochotę wrzeszczeć, krzyczeć i niszczyć wszystko wokół siebie. Czy taka odpowiedź cię zadowala? - Zapytał z wciąż tym samym uśmiechem, wpatrując się prosto w oczy Elizabeth - słowa szły swoją drogą, a jego zewnętrzny wygląd i mimika swoją - aktor doskonały, któremu nawet nie drgnie brew, który nie zna słowa błędu w sztuce, którą odgrywa - przecież każda z jego masek jest przygotowana przez najznamienitszego artystę. Przez wszystkie te emocje, które kiedyś znałeś, a teraz pozostała po nich beznamiętna skorupa odbicia. - Tak jak mówiłem nie lubię tracić nad sobą kontroli. Przy takich emocjach mogę ją znów stracić. - A mimo to nawet jego mięśnie już całkowicie się rozluźniły. - Czy to takie złe..? Dzięki tobie wyrzuciłem z siebie przynajmniej maleńką część swojego gniewu... I patrząc na to z tej perspektywy czuję się o tą maleńką część lepiej.
Zacisnąłeś na ułamek sekundy zęby, kły już dawno się cofnęły, jednak nie odpowiedziałeś na pytanie, zrywając kontakt wzrokowy, jaki utrzymywałeś między wami przez większość czasu. Nie od razu się odwróciłeś, nie poruszyłeś się ani jotę - oto Ty, rzeźba z marmury, która mimo ciężaru, jaki ze sobą niesie, zdaje się niematerialna, jakby miała zniknąć, kiedy tylko ją dotknąć krańcem palca. W końcu jednak odwrócił się do swojej rozmówczyni znów przodem, opierając w niemal nonszalanckiej pozycji łopatkami o zimny mur.
- Ponieważ mam ochotę wrzeszczeć, krzyczeć i niszczyć wszystko wokół siebie. Czy taka odpowiedź cię zadowala? - Zapytał z wciąż tym samym uśmiechem, wpatrując się prosto w oczy Elizabeth - słowa szły swoją drogą, a jego zewnętrzny wygląd i mimika swoją - aktor doskonały, któremu nawet nie drgnie brew, który nie zna słowa błędu w sztuce, którą odgrywa - przecież każda z jego masek jest przygotowana przez najznamienitszego artystę. Przez wszystkie te emocje, które kiedyś znałeś, a teraz pozostała po nich beznamiętna skorupa odbicia. - Tak jak mówiłem nie lubię tracić nad sobą kontroli. Przy takich emocjach mogę ją znów stracić. - A mimo to nawet jego mięśnie już całkowicie się rozluźniły. - Czy to takie złe..? Dzięki tobie wyrzuciłem z siebie przynajmniej maleńką część swojego gniewu... I patrząc na to z tej perspektywy czuję się o tą maleńką część lepiej.
- Elizabeth Cook
Re: Pusta sala
Wto Gru 02, 2014 12:40 pm
Uśmiechnęła się lekko kącikiem ust. Wiedziała, że nie powinna pytać o takie rzeczy lecz, kiedy pytanie już padło było na to wszystko za późno. Opuścił wzrok i na nią nie patrzał, wyglądał jakby myślał co jej odpowiedzieć. Potem zauważyła jak się odwraca i dopiero wtedy do niej przemówił. Prawie jak maska na twarzy, bo i w końcu przypominał ją, w każdym możliwym calu.
-Czemu chcesz robić takie rzeczy? - Spytała się powoli by po raz kolejny nie narobić sobie kłopotów. Uśmiechnęła się kącikiem ust do chłopaka.
-Cieszy nie to co mówisz. - Uniosła lekko głowę i posłała chłopakowi przyjacielski uśmiech.
-Czemu chcesz robić takie rzeczy? - Spytała się powoli by po raz kolejny nie narobić sobie kłopotów. Uśmiechnęła się kącikiem ust do chłopaka.
-Cieszy nie to co mówisz. - Uniosła lekko głowę i posłała chłopakowi przyjacielski uśmiech.
- Sahir Nailah
Re: Pusta sala
Sro Gru 03, 2014 12:30 pm
Czemu masz robić takie rzeczy... Bardzo dobre pytanie, na które mógłby obszernie odpowiedzieć, a odpowiedział jedynie cichym pomrukiem śmiechu i pokręceniem głowy. Dlaczego? Zawsze jest jakiś powód, sam to powtarzasz, choćby był idiotyczny, to jednak jest... Tym nie mniej było to zbyt osobiste, żebyś potrafił to powiedzieć ledwo znanej, w zasadzie nieznanej, osobie... pewnie nawet i jakiejś znanej byś nie powiedział - już i tak stanowczo na zbyt wielką szczerość sobie pozwoliłeś w stosunku do niej.
- Taka już natura wampirów. Wyprowadzenie jednego z nas z równowagi... nie kończy się tak, jak skończyło się to teraz. - To nie była żadna rada na przyszłość, jedynie stwierdzenie faktu. - Wybacz jeszcze raz... I do zobaczenia, Lizzy. - I w końcu sięgnął dłonią do tych drzwi i kompletnie bezszelestnie się wysunął z pomieszczenia, zamykając je za sobą.
Wreszcie uciekł.
Szkoda tylko, że tak naprawdę nie da się uciec przed samym sobą, nie ważne, jak szybko się biegnie.
[z/t]
- Taka już natura wampirów. Wyprowadzenie jednego z nas z równowagi... nie kończy się tak, jak skończyło się to teraz. - To nie była żadna rada na przyszłość, jedynie stwierdzenie faktu. - Wybacz jeszcze raz... I do zobaczenia, Lizzy. - I w końcu sięgnął dłonią do tych drzwi i kompletnie bezszelestnie się wysunął z pomieszczenia, zamykając je za sobą.
Wreszcie uciekł.
Szkoda tylko, że tak naprawdę nie da się uciec przed samym sobą, nie ważne, jak szybko się biegnie.
[z/t]
- Elizabeth Cook
Re: Pusta sala
Sro Gru 03, 2014 1:49 pm
Musiałą teraz w miarę ostrożnie słowa dobierać by znowu go nie zdenerwować. Chociaż ostatnio i tak denerwuje zdecydowanie zbyt wiele osób...a większość z nich to chłopacy. Przypadek? [Nie sondze] Nie miała pojęcia.
-No tak mogło to się skończyć całkiem inaczej. - Uśmiechnęła się niemrawo pod nosem. Po czym widząc, że odchodzi pomachała mu/
-Pa i nie nazywaj mnie Lizzy, nie lubię tego. - Mruknęła pod nosem naburmuszona. Ostatnio też wiele osób ja tak nazywa jak na przekór. Choć nawet ostatni nie robiło jej wielkiej różnicy jak ktoś ją nazywa, a do zdrobnienia zdążyła się przyzwyczaić. Nie lubi go, bo mało kto go używa. Może to być jeden z tych faktów. Kiedy chłopak wyszedł z sali poprawiła się na swoim krześle i położyła policzek na oparciu krzesła pozwalając włosom opaść na jej twarz. Jakoś nie chciało się jej nigdzie stąd ruszać. Lubiła to miejsce i tą ciszę. Po chwili zastanowienia wstała i wyszła z pomieszczenia.
z.t
-No tak mogło to się skończyć całkiem inaczej. - Uśmiechnęła się niemrawo pod nosem. Po czym widząc, że odchodzi pomachała mu/
-Pa i nie nazywaj mnie Lizzy, nie lubię tego. - Mruknęła pod nosem naburmuszona. Ostatnio też wiele osób ja tak nazywa jak na przekór. Choć nawet ostatni nie robiło jej wielkiej różnicy jak ktoś ją nazywa, a do zdrobnienia zdążyła się przyzwyczaić. Nie lubi go, bo mało kto go używa. Może to być jeden z tych faktów. Kiedy chłopak wyszedł z sali poprawiła się na swoim krześle i położyła policzek na oparciu krzesła pozwalając włosom opaść na jej twarz. Jakoś nie chciało się jej nigdzie stąd ruszać. Lubiła to miejsce i tą ciszę. Po chwili zastanowienia wstała i wyszła z pomieszczenia.
z.t
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Nie Kwi 19, 2015 1:26 pm
Przytachanie wielgachnego kociołka lewitujące nad głowami uczniów, którzy ledwie co uchylali się przed metalowym agresorem wcale nie było łatwe. Nawet przy użyciu zaklęcia, które utrzymywało kociołek w górze. Obie ręce Remusa zajęte były trzymaniem toreb, w których miał schowane ciężkie tomiszcza i podręczniki do eliksirów i które wypchane były słoikami, pudełeczkami i fiolkami pełnymi świństw, których zazwyczaj używało się do warzenia dość skomplikowanych eliksirów. Jęknął w duchu na samą myśl, że jeśli szczęście mu nie dopisze, to będzie musiał ubabrać swoje dłonie w jakiejś wodnistej mazi. No cóż, zawsze będzie mógł postąpić po rycersku i zaproponować Riley pełnienie honorów...
No właśnie, Riley. Praktycznie to jej zawdzięczał fakt, że pewnego pochmurnego dnia znalazł się w pustej klasie, rozstawiając na jednym ze stolików kociołek i rozpalając pod nim palnik. Gdyby nie zszedł do Pokoju Wspólnego w odpowiednim momencie i nie zauważył, jak dziewczyna biedzi się nad podręcznikiem do eliksirów, pewnie siedziałby teraz we własnym dormitorium i powtarzał gwiazdozbiory nieba. Do tej pory nie mógł zrozumieć, jakim cudem w swojej powtórce z eliksirów zapomniał o Eliksirze Dobrego Powodzenia - skądinąd jednym z najważniejszych, jakie warzyli w szóstej klasie. Gdyby nie Gryfonka, pewnie pozostałby w błogiej nieświadomości swojego nieogarnięcia, a znając wilkołacze szczęście, to właśnie ten eliksir dostałby na egzaminie.
Wyciągnął wielkie tomiszcze, które w ubiegłym roku niemalże spędzało mu sen z powiek, i odszukał odpowiednią stronę. Spojrzał na drzwi. Dziewczyna powinna zaraz już być, ale chyba nie zaszkodzi, jeśli czekając na nią rozłoży składniki i przygotuje się wizualnie na spotkanie z obślizgłymi glistami, sproszkowanymi pająkami i uroczymi skarabeuszami, które nieodpowiednio złapane potrafiły jeszcze zwiać ze stołu. Nie czytał wcześniej receptury, biorąc ze sobą wyłącznie swój podręczny zestaw składników do eliksirów, nie miał więc zielonego pojęcia, co dokładnie będzie potrzebne do przygotowania eliksiru. Pamiętał jedynie, że wywar miał przyjemny zapach, musiał więc być w nim jakiś korzenny składnik.
Przesunął palcem po kartach księgi, marszcząc czoło.
- Podwójna dzika róża, potrójny cynamon, jedna miarka imbiru, dwie z glistnika, pewnie na bazę wywaru - mruczał, wodząc po recepturze wzrokiem. Spochmurniał, gdy dotarł do żółci pancernika. Już wiedział, w którą część warzenia zaangażuje Gryfonkę.
No właśnie, Riley. Praktycznie to jej zawdzięczał fakt, że pewnego pochmurnego dnia znalazł się w pustej klasie, rozstawiając na jednym ze stolików kociołek i rozpalając pod nim palnik. Gdyby nie zszedł do Pokoju Wspólnego w odpowiednim momencie i nie zauważył, jak dziewczyna biedzi się nad podręcznikiem do eliksirów, pewnie siedziałby teraz we własnym dormitorium i powtarzał gwiazdozbiory nieba. Do tej pory nie mógł zrozumieć, jakim cudem w swojej powtórce z eliksirów zapomniał o Eliksirze Dobrego Powodzenia - skądinąd jednym z najważniejszych, jakie warzyli w szóstej klasie. Gdyby nie Gryfonka, pewnie pozostałby w błogiej nieświadomości swojego nieogarnięcia, a znając wilkołacze szczęście, to właśnie ten eliksir dostałby na egzaminie.
Wyciągnął wielkie tomiszcze, które w ubiegłym roku niemalże spędzało mu sen z powiek, i odszukał odpowiednią stronę. Spojrzał na drzwi. Dziewczyna powinna zaraz już być, ale chyba nie zaszkodzi, jeśli czekając na nią rozłoży składniki i przygotuje się wizualnie na spotkanie z obślizgłymi glistami, sproszkowanymi pająkami i uroczymi skarabeuszami, które nieodpowiednio złapane potrafiły jeszcze zwiać ze stołu. Nie czytał wcześniej receptury, biorąc ze sobą wyłącznie swój podręczny zestaw składników do eliksirów, nie miał więc zielonego pojęcia, co dokładnie będzie potrzebne do przygotowania eliksiru. Pamiętał jedynie, że wywar miał przyjemny zapach, musiał więc być w nim jakiś korzenny składnik.
Przesunął palcem po kartach księgi, marszcząc czoło.
- Podwójna dzika róża, potrójny cynamon, jedna miarka imbiru, dwie z glistnika, pewnie na bazę wywaru - mruczał, wodząc po recepturze wzrokiem. Spochmurniał, gdy dotarł do żółci pancernika. Już wiedział, w którą część warzenia zaangażuje Gryfonkę.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Nie Kwi 19, 2015 5:54 pm
Drzwi do sali ponownie zaskrzypiały i w bardzo powolnym tempie poczęły odsłaniać kolejną osóbkę chcącą dostać się do środka. Przez próg przesuwała się ostrożnie filigranowa dziewczyna, tyłkiem popychając drewniane drzwi. Idąc tyłem brunetka miała lepszą kontrolę nad równowagą oraz co dziwne, lepszą zdolność manualną. Trzymane w dłoniach wielkie kartonowe pudło krępowało jej ruchy, dlatego skomplikowane czynności jak naciskanie klamki, czy przesuwanie drzwi wykonywała w dużej mierze przysłowiowymi „czterema literami”. Po chwili dziewczyna była już w środku, obróciła się w stronę chłopaka i w milczeniu oraz wielkim skupieniu na twarzy szubko pomknęła w jego kierunku. A ściślej mówiąc w stronę wolnego stolika tuż obok Remusa. Z wielkim łomotem postawiła pudło na ławce, po czym zziajana również wyłożyła się na ów szkolnym meblu twarzą do dołu. Po kilku głębszych oddechach podniosła się i otarła spocone czoło rękawem szkolnej szaty.
- Ależ to cholerstwo było ciężkie... - odparła powoli, wciąż mając niewielkie trudności z oddychaniem - Myślałam, że wyłożę się na pierwszym lepszym schodku, ale na szczęście jakoś dałam radę.
Uśmiechnęła się delikatnie, pełna satysfakcji ze swojego wyczynu i dopiero teraz swobodnie rozejrzała się po nieużytkowej klasie. Trzeba było przyznać, że jej starszy kolega ładnie się tu urządził i prawdopodobnie zadbał o wszystkie, nawet najmniejsze szczegóły. O każdy alchemiczny przyrząd oraz najrzadszy składnik. W sumie po Remusie można było się tego spodziewać, w końcu był prefektem. I to nie z jakiejś tam pierwszej lepszej łapanki. Prawdopodobnie był najlepszym prefektem jaki kiedykolwiek miał Gryffindor. Był zdolny i niezwykle uczynny. Na Remusa zawsze można było liczyć. Mimo wszystko Riley również chciała zabłysnąć, dlatego zgromadziła wszystkie alchemiczne składniki jakie miała w posiadaniu i wsadziła do pudła. Chciała pokazać że i jej zależy na tej lekcji... to znaczy na korkach z eliksirów. Nie da się bowiem ukryć, że przez swoje wrodzone lenistwo dziewczyna miała spore braki w nauce. Na szczęście mogła liczyć na kolegów i koleżanki, którzy bez wahania godzą się jej pomóc. Tak było i teraz.
- Widzę, że już rozgrzewasz kociołek... super – brunetka podeszła ostrożnie do naczynka i spojrzała do środka. W środku było jednak pusto, więc chwilkę po tym zjawiła się przy Remusie i spojrzała do księgi którą on dokładnie studiował.
- Ależ to cholerstwo było ciężkie... - odparła powoli, wciąż mając niewielkie trudności z oddychaniem - Myślałam, że wyłożę się na pierwszym lepszym schodku, ale na szczęście jakoś dałam radę.
Uśmiechnęła się delikatnie, pełna satysfakcji ze swojego wyczynu i dopiero teraz swobodnie rozejrzała się po nieużytkowej klasie. Trzeba było przyznać, że jej starszy kolega ładnie się tu urządził i prawdopodobnie zadbał o wszystkie, nawet najmniejsze szczegóły. O każdy alchemiczny przyrząd oraz najrzadszy składnik. W sumie po Remusie można było się tego spodziewać, w końcu był prefektem. I to nie z jakiejś tam pierwszej lepszej łapanki. Prawdopodobnie był najlepszym prefektem jaki kiedykolwiek miał Gryffindor. Był zdolny i niezwykle uczynny. Na Remusa zawsze można było liczyć. Mimo wszystko Riley również chciała zabłysnąć, dlatego zgromadziła wszystkie alchemiczne składniki jakie miała w posiadaniu i wsadziła do pudła. Chciała pokazać że i jej zależy na tej lekcji... to znaczy na korkach z eliksirów. Nie da się bowiem ukryć, że przez swoje wrodzone lenistwo dziewczyna miała spore braki w nauce. Na szczęście mogła liczyć na kolegów i koleżanki, którzy bez wahania godzą się jej pomóc. Tak było i teraz.
- Widzę, że już rozgrzewasz kociołek... super – brunetka podeszła ostrożnie do naczynka i spojrzała do środka. W środku było jednak pusto, więc chwilkę po tym zjawiła się przy Remusie i spojrzała do księgi którą on dokładnie studiował.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Pon Kwi 20, 2015 8:39 am
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem i Remus drgnął, odwracając głowę w ich kierunku i obserwując, jak pojawia się w nich... ekhem, no dobrze, spodziewał się raczej roześmianej dziewczęcej twarzy, ale niekoniecznie dziewczęcych pleców i mniej szlachetnych części ciała balansujących między framugą. I oczywiście jak typowy gryfoński rycerz nawet nie ruszył się z miejsca, by pomóc koleżance, która na szczęście szybko poradziła sobie sama i wkrótce rozpłaszczyła się na blacie stolika. Na wszelki wypadek odsunął nieco kociołek z palnikiem, gdyby przypadkiem dziewczyna zahaczyła o niego ręką, i zmniejszając przy okazji ogień. O ile zdążył wyczytać z przepisu, kociołek powinien być lekko podgrzany, zanim wleje się do niego dwie ćwierci wody. Spojrzał na przytargane przez nią przedmioty i z uznaniem przyznał, że porządnie przygotowała się do czekającego ich zadania. Zapewne gdyby współpracował teraz z jednym z Huncwotów, to wszystko spoczywałoby na jego głowie.
- Mamy tyle składników, że możemy otworzyć nielegalną warzelnię eliksirów i sprzedawać nasze wyroby zdesperowanym uczniom przed egzaminami - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Pan idealny prefekt był raczej ostatnią osobą, która uciekłaby się do takich praktyk, ale z drugiej strony wiedział, że życie potrafi zaskakiwać i nigdy nie można mówić nigdy. No, poza paroma wyjątkami. Przyciągnął drugi, nieco mniejszy stolik, na którym zaczął wypakowywać zawartość przyniesionych przez Riley pudeł i od czasu do czasu unosił tylko brew. Na widok niektórych, rzadko dostępnych składników, oczy mu rozbłysły. Jego skromny budżet raczej nie pozwalał na szastanie galeonami na prawo i lewo, by zakupić ingrediencję inne niż te, które potrzebne były na zajęcia.
Podsunął podręcznik bliżej niej, by też mogła się dokładnie zapoznać z przepisem.
- Kociołek jest już podgrzany, więc nie traćmy czasu i zaczynajmy, zanim się przegrzeje i będziemy musieli czekać, aż wystygnie - wskazał jej na dwie zakorkowane butelki stojące obok, które miały wyrysowane na wierzchu specjalnie linie określające jaka ilość wody się w nich zajmuje. Skala na obu skazywała równą ćwiartkę. - Trzeba je ostrożnie wlać do środka, ale lejąc po brzegu kociołka, a nie na środek. Potem czekamy pięć minut, aż woda lekko się podgrzeje i dodajemy glistnik. - Wsadził dłoń do swojej torby. Że środka dobiegło ciche chrobotanie i odgłos obijających się o siebie szklanych fiolek, ale po chwili Remus triumfalnie wyciągnął niewielkie pudełeczko pełne zielonych listków i podsuszonych żółtych kwiatów. Podsunął je w stronę Gryfonki. - Proszę bardzo, czyń honory.
- Mamy tyle składników, że możemy otworzyć nielegalną warzelnię eliksirów i sprzedawać nasze wyroby zdesperowanym uczniom przed egzaminami - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Pan idealny prefekt był raczej ostatnią osobą, która uciekłaby się do takich praktyk, ale z drugiej strony wiedział, że życie potrafi zaskakiwać i nigdy nie można mówić nigdy. No, poza paroma wyjątkami. Przyciągnął drugi, nieco mniejszy stolik, na którym zaczął wypakowywać zawartość przyniesionych przez Riley pudeł i od czasu do czasu unosił tylko brew. Na widok niektórych, rzadko dostępnych składników, oczy mu rozbłysły. Jego skromny budżet raczej nie pozwalał na szastanie galeonami na prawo i lewo, by zakupić ingrediencję inne niż te, które potrzebne były na zajęcia.
Podsunął podręcznik bliżej niej, by też mogła się dokładnie zapoznać z przepisem.
- Kociołek jest już podgrzany, więc nie traćmy czasu i zaczynajmy, zanim się przegrzeje i będziemy musieli czekać, aż wystygnie - wskazał jej na dwie zakorkowane butelki stojące obok, które miały wyrysowane na wierzchu specjalnie linie określające jaka ilość wody się w nich zajmuje. Skala na obu skazywała równą ćwiartkę. - Trzeba je ostrożnie wlać do środka, ale lejąc po brzegu kociołka, a nie na środek. Potem czekamy pięć minut, aż woda lekko się podgrzeje i dodajemy glistnik. - Wsadził dłoń do swojej torby. Że środka dobiegło ciche chrobotanie i odgłos obijających się o siebie szklanych fiolek, ale po chwili Remus triumfalnie wyciągnął niewielkie pudełeczko pełne zielonych listków i podsuszonych żółtych kwiatów. Podsunął je w stronę Gryfonki. - Proszę bardzo, czyń honory.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Pon Kwi 20, 2015 12:18 pm
Kartonowe pudło czarownicy rzeczywiście mieściło niespotykaną ilość alchemicznych składników. Rzadkich i tych mniej specyficznych, popularnych i troszkę mniej wyjątkowych. Po prostu wszelakich. Chłopak wyraźnie był nimi zainteresowany i z wielką ostrożnością zabrał się za wypakowywanie tego pudła. Riley również podjęła się temu zadaniu, lecz na jej twarzy trudno było wychwycić zachwyt. Wyjęła powoli kilka pomniejszych słoików czegoś obrzydliwego i ustawiła je na stoliku w równym rządku. Były to w większości organy jakiś stworzeń. Organy wewnętrzne jak móżdżki, żołądki, serducha... oraz organy zewnętrzne jak ogony, uszy, czy macki. Brunetka przymrużyła oczy nie chcąc przyglądać się temu okropieństwu, jedynie postarała się by etykiety na słojach były skierowanie w ich stronę. Ułatwi im to prace jak przyjdzie w szybkim czasie znaleźć coś organicznego.
We dwójkę bardzo sprawnie poszło im wypakowanie wszystkich składników jakie przyniosła dziewczyna. W dodatku chłopak wpadł na bardzo interesujące spostrzeżenie. Uwaga Remusa co do nielegalnego szkolnego biznesu bardzo spodobała się Gryfonce, dlatego szybko odparła:
- Nielegalna warzelnia eliksirów to świetny pomysł. Już widzę, jak co druga dziewczyna w szkole kupuje od nas eliksiry miłosne by zauroczyć najprzystojniejszego chłopaka ze swojego domu. Szkoda tylko, że nie posiadam jakiegoś specjalnego talentu do eliksirów, a ty niebawem ukończysz Hogwart... Nie oszukujmy się, bez ciebie biznes ten niema przyszłości.
Chwilkę później po dwukrotnym przeczytaniu receptury byli gotowi zaczynać. Remus dokładnie wyjaśnił młodszej czarownicy pierwszą czynność i wychwycił idealny moment na rozpoczęcie. Riley zgodnie z jego radą odkorkowała butelki i poczęła ostrożnie wypełniać kociołek wodą. Delikatny strumień cieczy spływał po ściankach alchemicznego naczynia i zawirował przy dnie. Dokładnie dwie ćwierci wody i ani kropli więcej. Brunetka była skupiona, by nie powiedzieć przejęta. Na szczęście kiedy pierwszą czynność mieli za sobą dziewczyna uspokoiła się i przemogła niechęć jaką miała do eliksirów. Wiedziała, że z pomocą starszego kolegi poradzą sobie z każdą przeciwnością.
Następną czynnością było dodanie dwóch porcji glistnika. Remus był na to gotowy i przygotowaną roślinę wręczył brunetce, by ta wrzuciła ją do kotła. Glistnik o dziwo od razu zanurkował i opadł na samo dno kociołka. Nawet przez chwilę nie zakręcił się na tafli podgrzanej wody. Riley spojrzała szybko do księgi i po chwili dodała:
- Musimy poczekać aż liście rośliny zaprzyjaźnią się z temperaturą i puszczą esencje barwiąc wodę w odcień zgniłej zieleni. A kiedy podsuszone żółte kwiaty glistnika całkowicie zaczernieją, należy wyłowić roślinę cedzakiem, a wywar zagotować i utrzymać ten stan przez siedem minut...
We dwójkę bardzo sprawnie poszło im wypakowanie wszystkich składników jakie przyniosła dziewczyna. W dodatku chłopak wpadł na bardzo interesujące spostrzeżenie. Uwaga Remusa co do nielegalnego szkolnego biznesu bardzo spodobała się Gryfonce, dlatego szybko odparła:
- Nielegalna warzelnia eliksirów to świetny pomysł. Już widzę, jak co druga dziewczyna w szkole kupuje od nas eliksiry miłosne by zauroczyć najprzystojniejszego chłopaka ze swojego domu. Szkoda tylko, że nie posiadam jakiegoś specjalnego talentu do eliksirów, a ty niebawem ukończysz Hogwart... Nie oszukujmy się, bez ciebie biznes ten niema przyszłości.
Chwilkę później po dwukrotnym przeczytaniu receptury byli gotowi zaczynać. Remus dokładnie wyjaśnił młodszej czarownicy pierwszą czynność i wychwycił idealny moment na rozpoczęcie. Riley zgodnie z jego radą odkorkowała butelki i poczęła ostrożnie wypełniać kociołek wodą. Delikatny strumień cieczy spływał po ściankach alchemicznego naczynia i zawirował przy dnie. Dokładnie dwie ćwierci wody i ani kropli więcej. Brunetka była skupiona, by nie powiedzieć przejęta. Na szczęście kiedy pierwszą czynność mieli za sobą dziewczyna uspokoiła się i przemogła niechęć jaką miała do eliksirów. Wiedziała, że z pomocą starszego kolegi poradzą sobie z każdą przeciwnością.
Następną czynnością było dodanie dwóch porcji glistnika. Remus był na to gotowy i przygotowaną roślinę wręczył brunetce, by ta wrzuciła ją do kotła. Glistnik o dziwo od razu zanurkował i opadł na samo dno kociołka. Nawet przez chwilę nie zakręcił się na tafli podgrzanej wody. Riley spojrzała szybko do księgi i po chwili dodała:
- Musimy poczekać aż liście rośliny zaprzyjaźnią się z temperaturą i puszczą esencje barwiąc wodę w odcień zgniłej zieleni. A kiedy podsuszone żółte kwiaty glistnika całkowicie zaczernieją, należy wyłowić roślinę cedzakiem, a wywar zagotować i utrzymać ten stan przez siedem minut...
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Pon Kwi 20, 2015 12:41 pm
Oparł się ostrożnie o jedno ze zdezelowanych krzeseł, którego czasy świetności przypadały chyba na okres czworga założycieli, ale gdy niebezpiecznie skrzypnęło, ponownie się wyprostował, opierając łokcie na blacie i spoglądając na kociołek. Jeszcze miesiąc temu pomysł odurzania kogokolwiek miłosnym eliksirem uznałby za wysoce naganny, co pewnie nie przeszkodziłoby większości znanych mu osób na jego wypróbowanie, ale dzisiaj, gdy sam stał się bezpośrednią ofiarą takiego eliksiru patrzył na to z zupełnie innej strony. Co prawda w jego wypadku eliksir nie zadziałał, a przynajmniej nie tak jak powinien, ale fakt jego wypróbowania pozostawał faktem.
- Och, uwielbiam odcień zgniłej zieleni, jest taki... ślizgoński – mruknął bez entuzjazmu, wpatrując się w niewielkie bąbelki wytwarzające się na powierzchni wody. - Dlaczego eliksiry nie mogą mieć pięknej, czerwonej lub szkarłatnej barwy, tylko praktycznie zawsze muszą przypominać zgniły kompost. I ten zapach przy niektórych z nich – zmarszczył nos na samo wspomnienie nieprzyjemnego odoru albo wręcz smrodu, który często towarzyszył im w klasie eliksirów.
Woda przyjemnie bulgotała, jeszcze zupełnie nieświadoma faktu, że za jakiś czas przemieni się w bardzo cenny eliksir, którego stosowanie obwarowane było licznymi przepisami i zakazami. Zerkając na kolejną stronę w podręczniku zauważył jedynie część listy rzeczy, przy których zażywanie Eliksiru Dobrego Powodzenia wiązało się z ewentualnym naruszeniem prawa, a przynajmniej zasad rywalizacji fair play. Co z pewnością i tak nie powstrzymałoby każdego przed tym, by zażyć przynajmniej kropelkę chociażby przed jednym z meczy Quidditcha. Oczywiście sam Remus nie odmówiłby odrobiny powodzenia, zwłaszcza przed jednym z trudniejszych egzaminów, ale obiecał sobie, że skorzysta z eliksiru wyłącznie w sytuacji podbramkowej. Na przykład wtedy, gdy James dowie się o szatni Gryffindoru...
Potrząsnął głową i sięgnął po cedzak, gotowy, by za moment odcedzić wywar z niepotrzebnej zieleniny. W pewnym sensie mieli szczęście, że baza wywaru nie była na przykład z alkoholu (Filch za nic nie dałby sobie tego wytłumaczyć, a zapach ulatujących procentów działał na niego jak lep na muchy) albo z pijawek, które miały paskudny zwyczaj żywienia się uczniami tuż przed swoją tragiczną śmiercią.
- Jak idą przygotowania do kolejnego meczu? James daje wam w kość, czy osiadł na laurach po ostatnim zwycięstwie i dalej puszy się jak paw za każdym razem, gdy ktoś wspomni o zniczu?
- Och, uwielbiam odcień zgniłej zieleni, jest taki... ślizgoński – mruknął bez entuzjazmu, wpatrując się w niewielkie bąbelki wytwarzające się na powierzchni wody. - Dlaczego eliksiry nie mogą mieć pięknej, czerwonej lub szkarłatnej barwy, tylko praktycznie zawsze muszą przypominać zgniły kompost. I ten zapach przy niektórych z nich – zmarszczył nos na samo wspomnienie nieprzyjemnego odoru albo wręcz smrodu, który często towarzyszył im w klasie eliksirów.
Woda przyjemnie bulgotała, jeszcze zupełnie nieświadoma faktu, że za jakiś czas przemieni się w bardzo cenny eliksir, którego stosowanie obwarowane było licznymi przepisami i zakazami. Zerkając na kolejną stronę w podręczniku zauważył jedynie część listy rzeczy, przy których zażywanie Eliksiru Dobrego Powodzenia wiązało się z ewentualnym naruszeniem prawa, a przynajmniej zasad rywalizacji fair play. Co z pewnością i tak nie powstrzymałoby każdego przed tym, by zażyć przynajmniej kropelkę chociażby przed jednym z meczy Quidditcha. Oczywiście sam Remus nie odmówiłby odrobiny powodzenia, zwłaszcza przed jednym z trudniejszych egzaminów, ale obiecał sobie, że skorzysta z eliksiru wyłącznie w sytuacji podbramkowej. Na przykład wtedy, gdy James dowie się o szatni Gryffindoru...
Potrząsnął głową i sięgnął po cedzak, gotowy, by za moment odcedzić wywar z niepotrzebnej zieleniny. W pewnym sensie mieli szczęście, że baza wywaru nie była na przykład z alkoholu (Filch za nic nie dałby sobie tego wytłumaczyć, a zapach ulatujących procentów działał na niego jak lep na muchy) albo z pijawek, które miały paskudny zwyczaj żywienia się uczniami tuż przed swoją tragiczną śmiercią.
- Jak idą przygotowania do kolejnego meczu? James daje wam w kość, czy osiadł na laurach po ostatnim zwycięstwie i dalej puszy się jak paw za każdym razem, gdy ktoś wspomni o zniczu?
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Pon Kwi 20, 2015 5:08 pm
- O tak, praktycznie wszystkie zgniłe kolory pasują do ślizgonów. To jest wpisane nawet w ich potoczną nazwę... ŚliZgon - Zgon, czyli coś co ulega rozkładowi. Najwidoczniej zgnilizna mocno zakorzeniona jest w osobach z domu Salazara Slytherina. Może również dlatego tak dobrze radzą sobie w eliksirach. Ciągnie ich do brzydkich zapachów i do martwych kolorów. Czują się wówczas jak u siebie...
Urwała na chwilę i uśmiechnęła się zadziornie. Brunetka lubiła żartować ze swoich znajomych z domu węża. Rywalizować z nimi na każdej linii. Nawet przedmeczowe pyskówki były dla dziewczyny czymś ekscytującym. Uważała to za zdrową rywalizację i możliwość wyrzucenia z siebie złych emocji. Oczywiście nie tratowała tego zbyt poważnie. Była to bardziej próba charakterów i gra aktorska. Sztuczna wrogość między domami. Była to po prostu tradycja wpisana w historię Hogwartu...
Po pewnym czasie młoda czarownica zajrzała do kociołka sprawdzając barwę wywaru i powolne zaczernianie się kwitów glistnika. Pewnie jeszcze z dwie minutki i będzie można wyławiać rośliny. Troszkę cierpliwości.
- Można śmiało powiedzieć, że spoczęliśmy na laurach... ale tylko chwilowo. Mieliśmy przerwę w treningach, a wszystko przez ten bajkowy teatrzyk Disney’a. Było to oficjalne zarządzenie, więc mieliśmy tak zwaną dodatkową przerwę w sezonie. Według mnie miłą przerwę, bo mogłam spokojnie odpocząć od miotły i pałki. Teraz pewnie James wznowi treningi, ale jeszcze się z nim nie widziałam, więc nic nie wiem. Nawet Erin ciężko złapać w dormitorium dziewczyn... Ale to pewnie wszystko przez ciebie, bo randkujecie bez przerwy w odosobnionych miejscach.
Zawahała się przez moment w swej wypowiedzi, po czym spojrzała badawczo na Remusa. Zaraz po tym dodała – Widziałam was kiedyś przez okno umykających prawdopodobnie z boiska do szkoły... To między wami, to coś poważnego?
Od palnika w samym pomieszczeniu zrobiło się troszkę cieplej. A może to wyobraźnia Riley na temat szkolnych romansów sprawiła że temperatura jej ciała nieco się podniosła. Brunetka czekając na odpowiedź starszego kolegi postanowiła zdjąć szkolną marynarkę. Za wszelką cenę musiała ostudzić nieco swoją bujną fantazję. Zbyt wybujałą. Odpięła więc guziki i po chwili odrzuciła marynarkę na jakieś stare krzesło.
Urwała na chwilę i uśmiechnęła się zadziornie. Brunetka lubiła żartować ze swoich znajomych z domu węża. Rywalizować z nimi na każdej linii. Nawet przedmeczowe pyskówki były dla dziewczyny czymś ekscytującym. Uważała to za zdrową rywalizację i możliwość wyrzucenia z siebie złych emocji. Oczywiście nie tratowała tego zbyt poważnie. Była to bardziej próba charakterów i gra aktorska. Sztuczna wrogość między domami. Była to po prostu tradycja wpisana w historię Hogwartu...
Po pewnym czasie młoda czarownica zajrzała do kociołka sprawdzając barwę wywaru i powolne zaczernianie się kwitów glistnika. Pewnie jeszcze z dwie minutki i będzie można wyławiać rośliny. Troszkę cierpliwości.
- Można śmiało powiedzieć, że spoczęliśmy na laurach... ale tylko chwilowo. Mieliśmy przerwę w treningach, a wszystko przez ten bajkowy teatrzyk Disney’a. Było to oficjalne zarządzenie, więc mieliśmy tak zwaną dodatkową przerwę w sezonie. Według mnie miłą przerwę, bo mogłam spokojnie odpocząć od miotły i pałki. Teraz pewnie James wznowi treningi, ale jeszcze się z nim nie widziałam, więc nic nie wiem. Nawet Erin ciężko złapać w dormitorium dziewczyn... Ale to pewnie wszystko przez ciebie, bo randkujecie bez przerwy w odosobnionych miejscach.
Zawahała się przez moment w swej wypowiedzi, po czym spojrzała badawczo na Remusa. Zaraz po tym dodała – Widziałam was kiedyś przez okno umykających prawdopodobnie z boiska do szkoły... To między wami, to coś poważnego?
Od palnika w samym pomieszczeniu zrobiło się troszkę cieplej. A może to wyobraźnia Riley na temat szkolnych romansów sprawiła że temperatura jej ciała nieco się podniosła. Brunetka czekając na odpowiedź starszego kolegi postanowiła zdjąć szkolną marynarkę. Za wszelką cenę musiała ostudzić nieco swoją bujną fantazję. Zbyt wybujałą. Odpięła więc guziki i po chwili odrzuciła marynarkę na jakieś stare krzesło.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Wto Kwi 21, 2015 10:01 am
Ręka lekko mu zadrżała na pierwsze wspomnienie Erin, gdy sięgał cedzakiem do kociołka, gotowy wyjąć pływający glistnik. Wziął się szybko w garść i pewnym ruchem wyłowił najpierw rozmokłe liście, które swoją barwą nie zachęcały do bliższej obserwacji, a potem zanurzył cedzak ponownie, ostrożnie wyławiając poczerniałe kwiaty. Przełożył wszystko do pustego pojemnika i odstawił jak najdalej na stoliku, by nie przeszkadzały im w dalszych czynnościach. Gdyby Remus był panną na wydaniu, zapewne spłonąłby w tym momencie uroczym, dziewczęcym rumieńcem, dokładnie pokrywającym każdy centymetr twarzy. Ponieważ był jednak tylko nastolatkiem, w dodatku zmagającym się z małym futerkowym problemem, jego rumieniec był zdecydowanie mniejszy, ale chłopak i tak poczuł, jak twarz zaczyna mu płonąć. Odwrócił się bokiem do dziewczyny, udając, że zawzięcie czegoś szuka w całym morzu pudełeczek, fiolek i słoików.
- To trochę... skomplikowane - mruknął, dziękując Merlinowi, że nie pozapalał wszystkich świec w sali, które w tym momencie z pewnością wyjawiłyby aż nazbyt dokładnie, że pan prefekt poczuł się zawstydzony na samo wspomnienie tego pamiętnego dnia na boisku. Mógł oczywiście gwałtownie zaprzeczyć, zarzekając się, że jego i Erin nic nie łączy, a Riley miała po prostu zwykłe przywidzenia, ale nie byłoby w tym najmniejszego sensu. Nawet jeśli ten jeden moment mógł wytłumaczyć przypadkowym spotkaniem na boisku, po którym postanowili razem wrócić do zamku, to Gryfoni na pewno mieli wiele okazji, by dostrzec, że między dwójką siódmoklasistów coś się dzieje. - Jest siostrą Pottera i ekhem... to nieco komplikuje sytuację, która i tak jest już dość zagmatwana. - O rany, czy on właśnie kontynuował rozmowę o swoich uczuciach? Remusie, zejdź natychmiast z niebezpiecznego tematu!
Sięgnął szybko po podręcznik, nieco nerwowym gestem przyciągając go do siebie i odczytując kolejne instrukcje. Skierowanie myśli na bezpieczniejsze tory nie było wcale łatwe, ale chłopak musiał się skupić na eliksirze, jeśli chciał, by wszystko wyszło idealnie. Skompromitowanie się przed młodszą koleżanką swoją nieudolnością w warzeniu magicznych napojów nie wchodziło w grę, zwłaszcza że sam zaproponował jej pomoc i wspólną naukę.
- Korzeń imbiru trzeba zetrzeć na tarce i wrzucić go razem z dziką różą. - Powiedział już nieco spokojniejszym tonem, wybierając z torebki niewielkiej wielkości imbir i rozglądając się za pudełeczkiem z dziką różą. Przebiegł wzrokiem dwie kolejne linijki. - I znów czekamy dziesięć minut, aż się wszystko połączy. Tego najbardziej nie lubię w eliksirach, trzeba zawsze na wszystko czekać.
- To trochę... skomplikowane - mruknął, dziękując Merlinowi, że nie pozapalał wszystkich świec w sali, które w tym momencie z pewnością wyjawiłyby aż nazbyt dokładnie, że pan prefekt poczuł się zawstydzony na samo wspomnienie tego pamiętnego dnia na boisku. Mógł oczywiście gwałtownie zaprzeczyć, zarzekając się, że jego i Erin nic nie łączy, a Riley miała po prostu zwykłe przywidzenia, ale nie byłoby w tym najmniejszego sensu. Nawet jeśli ten jeden moment mógł wytłumaczyć przypadkowym spotkaniem na boisku, po którym postanowili razem wrócić do zamku, to Gryfoni na pewno mieli wiele okazji, by dostrzec, że między dwójką siódmoklasistów coś się dzieje. - Jest siostrą Pottera i ekhem... to nieco komplikuje sytuację, która i tak jest już dość zagmatwana. - O rany, czy on właśnie kontynuował rozmowę o swoich uczuciach? Remusie, zejdź natychmiast z niebezpiecznego tematu!
Sięgnął szybko po podręcznik, nieco nerwowym gestem przyciągając go do siebie i odczytując kolejne instrukcje. Skierowanie myśli na bezpieczniejsze tory nie było wcale łatwe, ale chłopak musiał się skupić na eliksirze, jeśli chciał, by wszystko wyszło idealnie. Skompromitowanie się przed młodszą koleżanką swoją nieudolnością w warzeniu magicznych napojów nie wchodziło w grę, zwłaszcza że sam zaproponował jej pomoc i wspólną naukę.
- Korzeń imbiru trzeba zetrzeć na tarce i wrzucić go razem z dziką różą. - Powiedział już nieco spokojniejszym tonem, wybierając z torebki niewielkiej wielkości imbir i rozglądając się za pudełeczkiem z dziką różą. Przebiegł wzrokiem dwie kolejne linijki. - I znów czekamy dziesięć minut, aż się wszystko połączy. Tego najbardziej nie lubię w eliksirach, trzeba zawsze na wszystko czekać.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Wto Kwi 21, 2015 12:06 pm
Przyglądanie się chłopakowi nie przyniosło brunetce żadnych ukrytych spostrzeżeń. Remus jak zwykle był opanowany i perfekcyjny w tym co robił. Pogrążony w pracy nad eliksirem spokojnie przechodził z początkowego punktu do kolejnego. W ciszy począł wyławiać doszczętnie rozmiękły glistnik, by przełożyć go do pustego pojemnika. Riley była przekonana, że Gryfon przemilczy jej nietaktowne pytanie... lecz po chwili młodzieniec odparł. Echo jego słów leciutko rozeszło się po klasie.
To trochę... skomplikowane - powtórzyła w myślach dziewczyna, wciąż wpatrzona w starszego kolegę. Opamiętała się jednak z tego przenikliwego stanu i podeszła do kociołka. Wywar należało teraz zagotować oraz utrzymać ten stan przez siedem minut. Młoda czarownica podkręciła więc palnik i czekała. Czekała i czekała... Niezręczna cisza jaka nastała była jeszcze większa niż przed momentem, gdy nagle Remus ponownie zabrał głos. Głos mówiący o swoich uczuciach. To co usłyszała było totalnie dla niej niezrozumiałe. Zbyt wiele objaśnień kumulowało się w słowach: komplikacja, czy zagmatwanie. No i oczywiście Potter! Co James miał wspólnego z ich związkiem? Riley już miała o to zapytać, kiedy nagle zauważyła jak Remus z niecodzienną gwałtownością złapał za podręcznik. Jakby był nieco poruszony tematem swych uczuć. Dziewczyna w ostatnim momencie ugryzła się w język i zamilkła. Dobrze wiedziała, że przez przypadek dotknęła wrażliwego punktu chłopaka.
Na szczęście szybko mogli przejść na spokojniejszy grunt jakim było ważenie Eliksiru Dobrego Powodzenia. Kolejny krok wydawał się prosty. Młoda czarownica sięgnęła za tartkę oraz znaleziony przez Remusa imbir i poczęła go trzeć. Korzeń był świeży i przyjemnie pachniał. Starła go raz dwa i podsunęła koledze, który wciąż wypatrywał dzikiej róży.
- No coś ty, czekanie jest w eliksirach najfajniejsze. Osobiście nie lubię się wysilać, dlatego każda przerwa jest dla mnie wybawieniem. Choćby najmniejsza przerwa między punktami w recepturze.
Brunetka uśmiechnęła się do chłopaka i również poczęła rozglądać się za dziką różą. Z daleka wypatrzyła malutki słoiczek wypełniony czerwonymi owocami i pochwycając go odparła:
- Myślisz że dziką różę też mam zetrzeć, czy wrzucimy te dwa czerwone bąble w całości kiedy przyjdzie pora?
To trochę... skomplikowane - powtórzyła w myślach dziewczyna, wciąż wpatrzona w starszego kolegę. Opamiętała się jednak z tego przenikliwego stanu i podeszła do kociołka. Wywar należało teraz zagotować oraz utrzymać ten stan przez siedem minut. Młoda czarownica podkręciła więc palnik i czekała. Czekała i czekała... Niezręczna cisza jaka nastała była jeszcze większa niż przed momentem, gdy nagle Remus ponownie zabrał głos. Głos mówiący o swoich uczuciach. To co usłyszała było totalnie dla niej niezrozumiałe. Zbyt wiele objaśnień kumulowało się w słowach: komplikacja, czy zagmatwanie. No i oczywiście Potter! Co James miał wspólnego z ich związkiem? Riley już miała o to zapytać, kiedy nagle zauważyła jak Remus z niecodzienną gwałtownością złapał za podręcznik. Jakby był nieco poruszony tematem swych uczuć. Dziewczyna w ostatnim momencie ugryzła się w język i zamilkła. Dobrze wiedziała, że przez przypadek dotknęła wrażliwego punktu chłopaka.
Na szczęście szybko mogli przejść na spokojniejszy grunt jakim było ważenie Eliksiru Dobrego Powodzenia. Kolejny krok wydawał się prosty. Młoda czarownica sięgnęła za tartkę oraz znaleziony przez Remusa imbir i poczęła go trzeć. Korzeń był świeży i przyjemnie pachniał. Starła go raz dwa i podsunęła koledze, który wciąż wypatrywał dzikiej róży.
- No coś ty, czekanie jest w eliksirach najfajniejsze. Osobiście nie lubię się wysilać, dlatego każda przerwa jest dla mnie wybawieniem. Choćby najmniejsza przerwa między punktami w recepturze.
Brunetka uśmiechnęła się do chłopaka i również poczęła rozglądać się za dziką różą. Z daleka wypatrzyła malutki słoiczek wypełniony czerwonymi owocami i pochwycając go odparła:
- Myślisz że dziką różę też mam zetrzeć, czy wrzucimy te dwa czerwone bąble w całości kiedy przyjdzie pora?
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Wto Kwi 21, 2015 1:12 pm
Obserwował przez chwilę, jak Riley ściera imbir na drobnych oczkach, a jego nos przyjemnie drażnił jego świeży zapach. Korzenne i ziołowe składniki eliksirów sprawiały, że wywary nie były aż tak tragiczne i niektórym zdarzało się nawet ładnie pachnieć. Oczywiście pomijając eliksiry miłosne, które ze swojej natury musiały kusić pięknym zapachem, zazwyczaj przez każdego odczuwanym inaczej. Miał kiedyś okazję warzyć amortencję pod pilnym okiem profesora, który pilnował, by żaden z uczniów nie uszczknął ni kropelki drogocennego napoju, ale i tak parujące kociołki nieźle namąciły w głowach co niektórych młodych adeptów magii.
Poszedł za przykładem koleżanki i ściągnął marynarkę, podwijając jednocześnie rękawy koszuli, by przez przypadek nie ubrudzić ich w całej masie mniejszego i większego świństwa rozłożonego na stole. Spranie plamy po roślinnym wywarze było co prawda bajecznie proste, ale pozbycie się plamy spowodowanej żółcią pancernika, którą zaraz będą dodawać, mogło nastręczyć zamkowym skrzatom sporo problemów. A Remus strasznie nie lubił sprawiania problemów komukolwiek.
- A ja lubię mieć wszystko zrobione na już. Czekanie mnie męczy, szczególnie te nerwowe momenty, gdy patrzysz w kociołek i zastanawiasz się, czy eliksir faktycznie powinien mieć taką mętną barwę i czy na pewno robisz wszystko dobrze - uśmiechnął się, gdy Riley znalazła dziką różę. - Zaklęcia są pod tym względem o wiele praktyczniejsze... machasz różdżką i od razu wiesz, czy wszystko jest w porządku. A jeśli nie, to masz możliwość, by to naprawić. A tutaj... - wskazał brodą na bulgoczący kociołek - dostajesz jedną szansę, więc albo eliksir wyjdzie ci od razu, albo masz problem i musisz potem uczyć się jego warzenia w starych klasach.
Wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać. Mimo że dobrze sobie radził w tym przedmiocie, to jednak nie był wybitnym orłem w eliksirach i pod tym względem musiał przyznać, że pewien Ślizgon radził sobie o wiele lepiej. Remus nie pamiętał, by w ciągu prawie siedmiu lat Severus Snape zepsuł jakikolwiek eliksir. Nawet te trudniejsze wychodziły mu z taką łatwością, że budziły w Lupinie zazdrość. Małą, ale jednak drażniącą jakąś strunę jego dumy.
- Podręcznik nic na ten temat nie mówi, więc chyba możemy zaryzykować i wrzucić całość. Och, właśnie, kolejna rzecz, jakiej nie lubię w eliksirach. Ryzyko złego wyboru. - Pokręcił głową. W pewnym sensie było to frustrujące, ta świadomość, że wystarczy wybrać źle jedną rzecz i cała praca idzie na marne. I często tylko dlatego, że twórcy podręcznika nie zadali sobie trudu, aby wszystko dokładnie opisać.
Poszedł za przykładem koleżanki i ściągnął marynarkę, podwijając jednocześnie rękawy koszuli, by przez przypadek nie ubrudzić ich w całej masie mniejszego i większego świństwa rozłożonego na stole. Spranie plamy po roślinnym wywarze było co prawda bajecznie proste, ale pozbycie się plamy spowodowanej żółcią pancernika, którą zaraz będą dodawać, mogło nastręczyć zamkowym skrzatom sporo problemów. A Remus strasznie nie lubił sprawiania problemów komukolwiek.
- A ja lubię mieć wszystko zrobione na już. Czekanie mnie męczy, szczególnie te nerwowe momenty, gdy patrzysz w kociołek i zastanawiasz się, czy eliksir faktycznie powinien mieć taką mętną barwę i czy na pewno robisz wszystko dobrze - uśmiechnął się, gdy Riley znalazła dziką różę. - Zaklęcia są pod tym względem o wiele praktyczniejsze... machasz różdżką i od razu wiesz, czy wszystko jest w porządku. A jeśli nie, to masz możliwość, by to naprawić. A tutaj... - wskazał brodą na bulgoczący kociołek - dostajesz jedną szansę, więc albo eliksir wyjdzie ci od razu, albo masz problem i musisz potem uczyć się jego warzenia w starych klasach.
Wzruszył ramionami, nie przestając się uśmiechać. Mimo że dobrze sobie radził w tym przedmiocie, to jednak nie był wybitnym orłem w eliksirach i pod tym względem musiał przyznać, że pewien Ślizgon radził sobie o wiele lepiej. Remus nie pamiętał, by w ciągu prawie siedmiu lat Severus Snape zepsuł jakikolwiek eliksir. Nawet te trudniejsze wychodziły mu z taką łatwością, że budziły w Lupinie zazdrość. Małą, ale jednak drażniącą jakąś strunę jego dumy.
- Podręcznik nic na ten temat nie mówi, więc chyba możemy zaryzykować i wrzucić całość. Och, właśnie, kolejna rzecz, jakiej nie lubię w eliksirach. Ryzyko złego wyboru. - Pokręcił głową. W pewnym sensie było to frustrujące, ta świadomość, że wystarczy wybrać źle jedną rzecz i cała praca idzie na marne. I często tylko dlatego, że twórcy podręcznika nie zadali sobie trudu, aby wszystko dokładnie opisać.
- Riley Acquart
Re: Pusta sala
Sro Kwi 22, 2015 7:50 am
Zapach imbiru rzeczywiście był przyjemny, ale nie tak intensywny jak zapach dzikiej róży. Przynajmniej w fazie wydostawania dwóch czerwonych owoców ze słoika. Aromat tych owoców skumulował się w zamkniętej przestrzeni i po otwarci zdominował momentalnie całe otoczenie. Zapach cierpki, lekko osty drażniący nozdrza z malutką nutką kwaskowości. Ciekawy aromat. Riley po wydostaniu dwóch czerwonych kulek szybko zakręciła słoiczek i odstawiła go na swoje początkowe miejsce. Owe czerwone bąble położyła obok startego imbiru, bowiem oba te składniki będą wrzucać w tym samym momencie. Jedno było w tym wszystkim przerażające, a mianowicie jeżeli zamknięty aromat dzikiej róży był tak intensywny, to aż strach pomyśleć co będzie kiedy zabiorą się za żółć pancernika... A ten moment zbliżał się nieubłagalnie.
Temperatura rosła, więc Remus poszedł za przykładem swojej młodszej koleżanki i również pozbył się marynarki. Niema to jak swoboda ruchów. Dziewczyna przygadała się dyskretnie swojemu partnerowi od eliksirów, zastanawiając się poniekąd co Erin w nim widzi? Co ogólnie może być pociągającego w mężczyznach? Brunetka nigdy tego nie czuła... nie do żadnego przedstawiciela tej płci. Oczywiście zdarzały się momenty, gdy Riley z większym zainteresowaniem wpatrywała się w chłopaków. Podobała się jej ich sylwetka, rysy twarzy, przenikliwe spojrzenie. Czasem dochodziła do zachwytu, lecz był to podziw o innym charakterze. Jakby dostrzegła niezwykłe dzieło sztuki, lecz nigdy, przenigdy nie było mowy o pożądaniu... Swoją drogę Remus miał w sobie to coś. Coś zachwycającego. Oczywiście spoglądając na chłopaka artystycznym wzrokiem.
W końcu z tej lekkiej zadumy wytrącił ją jej obiekt zainteresowania. Ściślej mówiąc jego słowa o czekaniu i niecierpliwości.
- Bo jesteś w gorącej wodzie kąpany mój drogi. A w eliksirach od pośpiechu można się dosłownie i w przenośni poparzyć. Ale znam ten ból, bo jak ja czegoś chcę, to niema zmiłuj. Wówczas latam jak opętana - odwzajemniła uśmiech i szybko dodała - No i w eliksirach rzeczywiście istnieje tan parametr błędu... "Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz".
Kiedy początkowy wywar dostatecznie się zagotował przyszedł moment na starty imbir i dwie dzikie róże. Riley złapała oba składniki w dwie garstki i ostrożnie wrzuciła je do bulgoczącego kociołka. Teraz mieli kolejne dziesięć minut wolnego zanim przejdą do następnego punktu w recepturze. Był to czas by ponownie zapytać Remusa o uczucia... Ale bez paniki, tym razem było to pytanie ogólne.
- Eliksir Amortencji ma aromat rzeczy, które się kocha. Zapach dla każdego wyjątkowy. Ja kiedy miałam z nim styczność na zajęciach czułam zapach ziarenek kawy, palonego drewna oraz zapach letniego deszczu. A ty jaki wyjątkowy aromat odczuwasz?
Temperatura rosła, więc Remus poszedł za przykładem swojej młodszej koleżanki i również pozbył się marynarki. Niema to jak swoboda ruchów. Dziewczyna przygadała się dyskretnie swojemu partnerowi od eliksirów, zastanawiając się poniekąd co Erin w nim widzi? Co ogólnie może być pociągającego w mężczyznach? Brunetka nigdy tego nie czuła... nie do żadnego przedstawiciela tej płci. Oczywiście zdarzały się momenty, gdy Riley z większym zainteresowaniem wpatrywała się w chłopaków. Podobała się jej ich sylwetka, rysy twarzy, przenikliwe spojrzenie. Czasem dochodziła do zachwytu, lecz był to podziw o innym charakterze. Jakby dostrzegła niezwykłe dzieło sztuki, lecz nigdy, przenigdy nie było mowy o pożądaniu... Swoją drogę Remus miał w sobie to coś. Coś zachwycającego. Oczywiście spoglądając na chłopaka artystycznym wzrokiem.
W końcu z tej lekkiej zadumy wytrącił ją jej obiekt zainteresowania. Ściślej mówiąc jego słowa o czekaniu i niecierpliwości.
- Bo jesteś w gorącej wodzie kąpany mój drogi. A w eliksirach od pośpiechu można się dosłownie i w przenośni poparzyć. Ale znam ten ból, bo jak ja czegoś chcę, to niema zmiłuj. Wówczas latam jak opętana - odwzajemniła uśmiech i szybko dodała - No i w eliksirach rzeczywiście istnieje tan parametr błędu... "Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz".
Kiedy początkowy wywar dostatecznie się zagotował przyszedł moment na starty imbir i dwie dzikie róże. Riley złapała oba składniki w dwie garstki i ostrożnie wrzuciła je do bulgoczącego kociołka. Teraz mieli kolejne dziesięć minut wolnego zanim przejdą do następnego punktu w recepturze. Był to czas by ponownie zapytać Remusa o uczucia... Ale bez paniki, tym razem było to pytanie ogólne.
- Eliksir Amortencji ma aromat rzeczy, które się kocha. Zapach dla każdego wyjątkowy. Ja kiedy miałam z nim styczność na zajęciach czułam zapach ziarenek kawy, palonego drewna oraz zapach letniego deszczu. A ty jaki wyjątkowy aromat odczuwasz?
- Remus J. Lupin
Re: Pusta sala
Sro Kwi 22, 2015 1:13 pm
Jeśli wierzyć słowom profesora Slughorna, w warzeniu eliksirów nie chodziło tylko o odpowiednią kolejność dodawania składników, mieszanie właściwą ilość razy we właściwym kierunku i dbanie, by kolor wywaru był maksymalnie zbliżony do zalecanego. Profesor twierdził, że dobry eliksir to taki, w który wkłada się nie tylko technikę warzenia, ale i emocje. Być może dlatego częsta niecierpliwość Remusa związana z oczekiwaniem na wykonanie kolejnych wskazówek sprawiała, że jego eliksiry co prawda wychodziły dobre, ale nie idealne, a niekiedy okazywały się kompletną klapą. Zapach dzikiej róży wdarł się do jego nozdrzy, przerywając na moment rozmyślania i skupił jego uwagę na bulgoczącym wywarze.
Z pewnością gdyby mógł odgadnąć myśli Gryfonki, zarumieniłby się ponownie. Już sam fakt bycia w centrum czyjegoś zainteresowania, choćby chwilowego, budził w nim pewne zawstydzenie i niepokój, że zainteresowanie to mogło się przerodzić w chęć odkrywania tajemnic, które w sobie nosił. A konkretniej jednej, tak desperacko ukrywanej przez ponad dekadę. Na swoje szczęście Remus był pewien, że dziewczyna myśli teraz raczej o składnikach eliksiru i kolejnych krokach, a nie o jego skromnej osobie. Gotujący się wywar znacznie zwiększył temperaturę w pomieszczeniu i na czole Lunatyka pojawiły się pierwsze kropelki potu, które szybko starł wierzchem dłoni. Nie doszli jeszcze do połowy, a jego cierpliwość malała z każdą sekundą.
Eliksir zabulgotał w proteście, gdy Riley wrzuciła do niego kolejne składniki, jakby dzika róża z imbirem walczyły z glistnikiem o palmę pierwszeństwa w magicznym napoju. Wciągnął nosem przyjemny zapach, doskonale świadomy tego, że po dodaniu żółci przestanie być on taki miły i zamieni się najpewniej w coś zbliżonego do odoru zgniłych jaj. Nie ma co, ciekawa perspektywa.
- Amortencja? - zastukał palcami po blacie, odrywając na moment uwagę od szklanych słoiczków ustawionych w równym rzędzie. - Jeden z najniebezpieczniejszych eliksirów na świecie pachnie świeżo skoszoną trawą i truskawkami. I jest tak intensywny, że gdy go warzyliśmy, byłem pewien, że w kociołku gotuje się nie magiczny wywar, ale napar z trawy i owoców. To mało przyjemne uczucie uświadomić sobie, że całe twoje emocjonalne ja może zależeć od kilku kropel eliksiru, w dodatku praktycznie niewykrywalnego.
Oparł się na krześle, które znów głucho stęknęło, ale tym razem Remus się tym już nie przejął. Jeśli wytrzymało do tej pory, to raczej wytrzyma jeszcze trochę mordęgi. Och, niewątpliwie wielu osobom wypicie Amortencji znacznie ułatwiłoby życie, bo nie musieliby się troszczyć o szukanie swojej drugiej połówki, zabieganie o nią, zastanawianie się nad siłą i prawdziwością takiego uczucia. Ale byłoby to życie w ciągłym kłamstwie, fałszywe i sztuczne, które prędzej czy później skończyłoby się tragicznie.
Z pewnością gdyby mógł odgadnąć myśli Gryfonki, zarumieniłby się ponownie. Już sam fakt bycia w centrum czyjegoś zainteresowania, choćby chwilowego, budził w nim pewne zawstydzenie i niepokój, że zainteresowanie to mogło się przerodzić w chęć odkrywania tajemnic, które w sobie nosił. A konkretniej jednej, tak desperacko ukrywanej przez ponad dekadę. Na swoje szczęście Remus był pewien, że dziewczyna myśli teraz raczej o składnikach eliksiru i kolejnych krokach, a nie o jego skromnej osobie. Gotujący się wywar znacznie zwiększył temperaturę w pomieszczeniu i na czole Lunatyka pojawiły się pierwsze kropelki potu, które szybko starł wierzchem dłoni. Nie doszli jeszcze do połowy, a jego cierpliwość malała z każdą sekundą.
Eliksir zabulgotał w proteście, gdy Riley wrzuciła do niego kolejne składniki, jakby dzika róża z imbirem walczyły z glistnikiem o palmę pierwszeństwa w magicznym napoju. Wciągnął nosem przyjemny zapach, doskonale świadomy tego, że po dodaniu żółci przestanie być on taki miły i zamieni się najpewniej w coś zbliżonego do odoru zgniłych jaj. Nie ma co, ciekawa perspektywa.
- Amortencja? - zastukał palcami po blacie, odrywając na moment uwagę od szklanych słoiczków ustawionych w równym rzędzie. - Jeden z najniebezpieczniejszych eliksirów na świecie pachnie świeżo skoszoną trawą i truskawkami. I jest tak intensywny, że gdy go warzyliśmy, byłem pewien, że w kociołku gotuje się nie magiczny wywar, ale napar z trawy i owoców. To mało przyjemne uczucie uświadomić sobie, że całe twoje emocjonalne ja może zależeć od kilku kropel eliksiru, w dodatku praktycznie niewykrywalnego.
Oparł się na krześle, które znów głucho stęknęło, ale tym razem Remus się tym już nie przejął. Jeśli wytrzymało do tej pory, to raczej wytrzyma jeszcze trochę mordęgi. Och, niewątpliwie wielu osobom wypicie Amortencji znacznie ułatwiłoby życie, bo nie musieliby się troszczyć o szukanie swojej drugiej połówki, zabieganie o nią, zastanawianie się nad siłą i prawdziwością takiego uczucia. Ale byłoby to życie w ciągłym kłamstwie, fałszywe i sztuczne, które prędzej czy później skończyłoby się tragicznie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach