- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Nie Paź 25, 2015 7:49 pm
Wiedza była tak naprawdę wszystkim, co Kaylin posiadała. Być może właśnie dlatego ostatnimi czasy jedyne, co czuła to zagubienie. Weszła bowiem w strefę, w której nie wiedziała absolutnie nic. Nic, poza tymi zdawkowymi opisami w wielu książkach, które jej niczego nie nauczyły. Bowiem, jak miały ją nauczyć miłości?
Każdy z nas pamięta swoje pierwsze zauroczenie. To ogłuszające, słodkie uczucie rosnące w środku każdego dnia coraz bardziej. Kiedy człowiek kocha po raz pierwszy wydaje mu się, że będzie to trwało wiecznie, że nic tego nie zmieni. Nawet jeżeli jest to coś niedoścignionego i niespełnionego, wydaje nam się, że z naszej strony uczucie to nigdy nie zgaśnie. Nie jesteśmy w stanie nawet sobie tego wyobrazić. A jakże bolesny bywa pierwszy zawód miłosny! Czy właśnie to czekało młodą pannę Wittermore?
Dla Kaylin nic nigdy nie było albo czarne albo białe. Zawsze dostrzegała skalę pomiędzy i wiedziała, że nie ma na świecie sytuacji, która byłaby tylko dobra, bądź tylko zła. Istniało tak wiele spojrzeń, tak wiele perspektyw, że byłoby to wręcz niemożliwe. Właśnie takie podejście czyniło z niej postać bardzo neutralną. Wielu jej kolegów powoli musiało decydować, czy opowiedzieć się po stronie światła czy cienia w otaczającym ich świecie. Ona jednak pozostałaby na środku, nie przechylając się ani w jedną stronę. Niczym waga, na której nie postawiono niczego. Czy taki pogląd na świat mógł ją gdziekolwiek doprowadzić? A może już niebawem miała dostać prawdziwą lekcję życia?
Chciałabym wiedzieć wszystko. Po to czytam książki, obserwuję, uczę się. Wiem, że nigdy nie zdobędę wiedzy absolutnej, jednak cały czas próbuję. Czy to głupie?
Z drugiej strony, są rzeczy których nie mogę nauczyć się z książek. Rzeczy, sytuacje, emocje... Niektóre z nich mnie po prostu przerastają. Chciałabym już być dorosła, by część z nich była dla mnie łatwiejsza.
Dziewczę ponownie zapisało swoje myśli na kartce zdając sobie sprawę, że tak o wiele łatwiej jej poskładać swoje myśli. Chciała dorosnąć nie dlatego, że sądziła iż poradzi sobie wtedy ze wszystkim. Domyślała się, że życie dorosłego jest dużo cięższe od tego, jakie prowadziła do tej pory. Mimo to, byłoby jej łatwiej w obecnej sytuacji.
Zazdrościła Prudence tego, że nie była już piętnastoletnią dziewczynką. Gdyby Kaylin mogła być na jej miejscu, z pewnością nic nie powstrzymałoby jej przed spędzaniem czasu z Bułhakowem. Była jednak uczennicą, dopiero dorastającym dzieckiem i nie miała zbyt wiele w tej sprawie do gadania.
Każdy z nas pamięta swoje pierwsze zauroczenie. To ogłuszające, słodkie uczucie rosnące w środku każdego dnia coraz bardziej. Kiedy człowiek kocha po raz pierwszy wydaje mu się, że będzie to trwało wiecznie, że nic tego nie zmieni. Nawet jeżeli jest to coś niedoścignionego i niespełnionego, wydaje nam się, że z naszej strony uczucie to nigdy nie zgaśnie. Nie jesteśmy w stanie nawet sobie tego wyobrazić. A jakże bolesny bywa pierwszy zawód miłosny! Czy właśnie to czekało młodą pannę Wittermore?
Dla Kaylin nic nigdy nie było albo czarne albo białe. Zawsze dostrzegała skalę pomiędzy i wiedziała, że nie ma na świecie sytuacji, która byłaby tylko dobra, bądź tylko zła. Istniało tak wiele spojrzeń, tak wiele perspektyw, że byłoby to wręcz niemożliwe. Właśnie takie podejście czyniło z niej postać bardzo neutralną. Wielu jej kolegów powoli musiało decydować, czy opowiedzieć się po stronie światła czy cienia w otaczającym ich świecie. Ona jednak pozostałaby na środku, nie przechylając się ani w jedną stronę. Niczym waga, na której nie postawiono niczego. Czy taki pogląd na świat mógł ją gdziekolwiek doprowadzić? A może już niebawem miała dostać prawdziwą lekcję życia?
Chciałabym wiedzieć wszystko. Po to czytam książki, obserwuję, uczę się. Wiem, że nigdy nie zdobędę wiedzy absolutnej, jednak cały czas próbuję. Czy to głupie?
Z drugiej strony, są rzeczy których nie mogę nauczyć się z książek. Rzeczy, sytuacje, emocje... Niektóre z nich mnie po prostu przerastają. Chciałabym już być dorosła, by część z nich była dla mnie łatwiejsza.
Dziewczę ponownie zapisało swoje myśli na kartce zdając sobie sprawę, że tak o wiele łatwiej jej poskładać swoje myśli. Chciała dorosnąć nie dlatego, że sądziła iż poradzi sobie wtedy ze wszystkim. Domyślała się, że życie dorosłego jest dużo cięższe od tego, jakie prowadziła do tej pory. Mimo to, byłoby jej łatwiej w obecnej sytuacji.
Zazdrościła Prudence tego, że nie była już piętnastoletnią dziewczynką. Gdyby Kaylin mogła być na jej miejscu, z pewnością nic nie powstrzymałoby jej przed spędzaniem czasu z Bułhakowem. Była jednak uczennicą, dopiero dorastającym dzieckiem i nie miała zbyt wiele w tej sprawie do gadania.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Pon Paź 26, 2015 8:24 pm
Zadrukowany papier nie daje tak naprawdę niczego, co się przydaje. Można znać formułę i opis wykonywanego zaklęcia, ale jeśli nigdy nie spróbuje się go rzucić to jest to bezsensowne. Znajomość eliksirów to coś więcej niż powtarzanie regułek - nie da się wykonać ich dobrze bez praktyki i dokładności. Nie można tworzyć silnych run bez wykształcenia w sobie umiejętności materializowania uczuć i przenoszenia ich w sposób, który ciężko po prostu opisać w jakimś tam podręczniku. Z tekstu nauczymy się tylko pustego faktu. Nic nie znaczącego w chwili, gdy nie pojmiemy go swoimi umysłem aktywnie. Zabawne, że to właśnie tego pełnego tekstu papierka wymaga się od uczniów, skoro i tak niewiele może im pomóc w obliczu prawdziwych wyzwań. Cóż, taki system, trzeba się z tym jakoś pogodzić i ruszyć dalej.
Czy każdy? Prudence pamiętała nieliczne momenty w których WYDAWAŁO je się, że jest zauroczona jakąś osobą. Potem zaś uświadamiała sobie w logiczny i prosty sposób, że tak naprawdę była nią zaledwie zainteresowana i to nie w sposób romantyczny. Rozum, jeśli dopuścimy go do działania z łatwością przekreśli każdą miłostkę. Wystarczy tylko nabyć umiejętność hamowania ich i proszę - nic już nie jest takie, jakim się wydawało. Panna Grisham więc może w jakiś odległych czasach rzeczywiście była zakochana, ale tak sprawnie oczyściła się z tego ekscesu swej duszy, że pamięta tylko fakt, iż przyjemnym było myśleć, iż coś dobrego może ją spotkać. Teraz to nie miałoby sensu, skoro i tak aż za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że wychudzona, blada, niemowa jest najgorszą możliwą kandydatką na żonę. Trudno byłoby udowodnić jej, że można kochać coś takiego, jak ona. Złego, pustego, spaczonego.
Tak, ta pani profesor właśnie taka jest dla siebie. Szara, ale dla świata równoznaczne jest to z dosyć wyraźnym kolorem czerni. W oficjalnej jednak wersji nosi bardzo ładną, białą płachtę. W końcu wykroczenie poza szereg skończyłoby się śmierć, a w całym jej nędznym życiu chodziło o to, by tak się nie stało. Wyrzekła się swojej tożsamości z tego powodu i utrata go oznaczałaby największą porażkę w dziejach.
Można być po obu stronach, nie będąc tak naprawdę nigdzie. Kobieta, którą masz obok siebie jest tego przykładem, droga Kaylin. Szary to wspaniały kolor - pozwala przekraczać granicę w każdej chwili i nikt nie może mieć o to pretensji.
Uczucia nigdy nie są łatwiejsze, a wiedza tylko unieszczęśliwia - Co za ironia, że napisała te słowa kobieta, której szeroko pojęta wiedza jej rodziny, odebrała tak naprawdę szansę na życie. Czyżby los chciał, żeby to przyznała?
Że wiedza zabiła człowieka, którym mogła być?
Czy chciał, czy nie chciał... zrobiła to. Oczywiście o tym wie tylko ona, ale też się liczy.
Czas leci dalej i wcale nie daje szansy na spędzanie go z ludźmi, których chcielibyśmy widzieć.
Czy każdy? Prudence pamiętała nieliczne momenty w których WYDAWAŁO je się, że jest zauroczona jakąś osobą. Potem zaś uświadamiała sobie w logiczny i prosty sposób, że tak naprawdę była nią zaledwie zainteresowana i to nie w sposób romantyczny. Rozum, jeśli dopuścimy go do działania z łatwością przekreśli każdą miłostkę. Wystarczy tylko nabyć umiejętność hamowania ich i proszę - nic już nie jest takie, jakim się wydawało. Panna Grisham więc może w jakiś odległych czasach rzeczywiście była zakochana, ale tak sprawnie oczyściła się z tego ekscesu swej duszy, że pamięta tylko fakt, iż przyjemnym było myśleć, iż coś dobrego może ją spotkać. Teraz to nie miałoby sensu, skoro i tak aż za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, że wychudzona, blada, niemowa jest najgorszą możliwą kandydatką na żonę. Trudno byłoby udowodnić jej, że można kochać coś takiego, jak ona. Złego, pustego, spaczonego.
Tak, ta pani profesor właśnie taka jest dla siebie. Szara, ale dla świata równoznaczne jest to z dosyć wyraźnym kolorem czerni. W oficjalnej jednak wersji nosi bardzo ładną, białą płachtę. W końcu wykroczenie poza szereg skończyłoby się śmierć, a w całym jej nędznym życiu chodziło o to, by tak się nie stało. Wyrzekła się swojej tożsamości z tego powodu i utrata go oznaczałaby największą porażkę w dziejach.
Można być po obu stronach, nie będąc tak naprawdę nigdzie. Kobieta, którą masz obok siebie jest tego przykładem, droga Kaylin. Szary to wspaniały kolor - pozwala przekraczać granicę w każdej chwili i nikt nie może mieć o to pretensji.
Uczucia nigdy nie są łatwiejsze, a wiedza tylko unieszczęśliwia - Co za ironia, że napisała te słowa kobieta, której szeroko pojęta wiedza jej rodziny, odebrała tak naprawdę szansę na życie. Czyżby los chciał, żeby to przyznała?
Że wiedza zabiła człowieka, którym mogła być?
Czy chciał, czy nie chciał... zrobiła to. Oczywiście o tym wie tylko ona, ale też się liczy.
Czas leci dalej i wcale nie daje szansy na spędzanie go z ludźmi, których chcielibyśmy widzieć.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Pon Paź 26, 2015 10:38 pm
W życiu tak już było, że książkowa wiedza nie dawała nam pełni zdolności. Mogła nas przygotować, ukazać nam zjawisko z wielu stron. Nic jednak nie było w stanie pokonać doświadczenia. Niezależnie czy były to zaklęcia, z którymi dziewczyna sobie nie radziła, czy wręcz przeciwnie - bardzo dobrze idąca jej ONMS. W obu tych przypadkach samo czytanie uczyło nas tylko teorii. W życiu jednak nie dało się przejść bez praktyki.
Podobnie było z emocjami. Uczucia, jakie się w nas rodziły były jedynie podobne do zarysów, o jakich możemy czytać. W rzeczywistości były one bowiem dużo większe, potężniejsze. Kaylin zdecydowanie nie potrafiłaby ich od siebie odrzucić. Uznawana była za aspołeczną, czasem irytującą i arogancką. Nie umiała odnajdować się wśród innych i miała wiele rzeczy głęboko gdzieś. Mimo to, czuła i to kształtowało ją taką, jaka była.
Nie umiała wyobrazić sobie życia bez tego tlącego się gdzieś wewnątrz uczucia do profesora Bułhakowa. Było przyjemne, ciepłe, a jednak... Odrobinę przerażające. Wywoływało panikę i sprawiało, że sama przestawała siebie rozumieć. Dalej jednak w to brnęła, bo była tylko człowiekiem.
Karteczkę od nauczycielki przeczytała bardzo szybko i przez chwilę miała bardzo smutną minę. Gdyby była nieświadoma, wszystko byłoby przyjemniejsze. Zdawała sobie z tego sprawę.
- Nic chyba nie da się na to poradzić. - Powiedziała tonem osoby lekko zamyślonej, a jej wzrok uciekający gdzieś za okno jedynie pogłębił uczucie melancholii, jakie wzbudziło się w młodziutkiej czarownicy.
Niemniej, po chwili milczenia spojrzała na zegarek i zerwała się z miejsca.
- Przepraszam, muszę już iść. Obiecałam profesorowi Bułhakowowi, że pomogę mu sprawdzać prace z ostatnich zajęć. - Powiedziała, a na twarzy zagościł najszczerszy uśmiech, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Ton również wydawał się być nieziemsko zadowolony z czekającego ją zajęcia. Ach, ci kujoni!
- Mam nadzieję, że pani nie zanudziłam. Do zobaczenia. - Dodała jeszcze na odchodne i po chwili nie było jej już w sali.
z/t x2
Podobnie było z emocjami. Uczucia, jakie się w nas rodziły były jedynie podobne do zarysów, o jakich możemy czytać. W rzeczywistości były one bowiem dużo większe, potężniejsze. Kaylin zdecydowanie nie potrafiłaby ich od siebie odrzucić. Uznawana była za aspołeczną, czasem irytującą i arogancką. Nie umiała odnajdować się wśród innych i miała wiele rzeczy głęboko gdzieś. Mimo to, czuła i to kształtowało ją taką, jaka była.
Nie umiała wyobrazić sobie życia bez tego tlącego się gdzieś wewnątrz uczucia do profesora Bułhakowa. Było przyjemne, ciepłe, a jednak... Odrobinę przerażające. Wywoływało panikę i sprawiało, że sama przestawała siebie rozumieć. Dalej jednak w to brnęła, bo była tylko człowiekiem.
Karteczkę od nauczycielki przeczytała bardzo szybko i przez chwilę miała bardzo smutną minę. Gdyby była nieświadoma, wszystko byłoby przyjemniejsze. Zdawała sobie z tego sprawę.
- Nic chyba nie da się na to poradzić. - Powiedziała tonem osoby lekko zamyślonej, a jej wzrok uciekający gdzieś za okno jedynie pogłębił uczucie melancholii, jakie wzbudziło się w młodziutkiej czarownicy.
Niemniej, po chwili milczenia spojrzała na zegarek i zerwała się z miejsca.
- Przepraszam, muszę już iść. Obiecałam profesorowi Bułhakowowi, że pomogę mu sprawdzać prace z ostatnich zajęć. - Powiedziała, a na twarzy zagościł najszczerszy uśmiech, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Ton również wydawał się być nieziemsko zadowolony z czekającego ją zajęcia. Ach, ci kujoni!
- Mam nadzieję, że pani nie zanudziłam. Do zobaczenia. - Dodała jeszcze na odchodne i po chwili nie było jej już w sali.
z/t x2
- Livia Edwards
Re: Pusta sala
Czw Lis 12, 2015 6:34 pm
Liv nieco mocniej zacisnęła dłonie na trzymanych przy piersi podręcznikach. Krążyła po Hogwarcie od dobrej godziny, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Zaczęło się od wizyty w bibliotece. Zwykle to tam zaszywała się na długie godziny, delektując się ciszą przerywaną jedynie przez szelest kartek i chrobot przesuwanego po pergaminie pióra. Dziś jednak było inaczej. Ledwie przekroczyła próg czytelni, dostrzegła jednego z tych irytujących osobników, którzy smalili cholewki do Vivi. Kalkulacja była prosta. Bez względu na to, czy zostałaby pomylona z siostrą, czy nagabywana prośbami o przekazanie miłosnego liściku, nie miałaby szans na spokojną naukę. Zdecydowała się więc na jedyne, rozsądne wyjście z sytuacji – ucieczkę. Problem znalezienia spokojnego miejsca do nauki pozostawał jednak nierozwiązany. Szalejąca na zewnątrz burza wykluczała możliwość relaksu na świeżym powietrzu, a większość dostępnych uczniom miejsc była w ocenie Liv zbyt zatłoczona. Kto by pomyślał, że w tym ogromnym zamczysku tak trudno było znaleźć odrobinę spokoju… Czarodziejka pozwoliła sobie na westchnienie. Wyglądało na to, że nie miała zbyt wielkiego wyboru. Skierowała się na pierwsze piętro, do opuszczonej sali, z której dobrodziejstw zdarzało jej się korzystać w przeszłości. Miała jedynie nadzieję, że nikogo w środku nie zastanie. Ostatnim razem zdarzyło jej się przyłapać jakąś parę w samym środku kwiecistych wyznań miłosnych. Usta Liv skrzywiły się delikatnie na samo wspomnienie. Właśnie dlatego w ostatnim czasie unikała tego miejsca. Teraz nie było jednak wyjścia. Wszystko w imię nauki i świętego spokoju. Wzięła głęboki oddech i przekroczyła próg pomieszczenia. Rozejrzała się i wydała z siebie kolejne już westchnienie, tym razem jednak wyrażające ulgę. Pusto. Powolnym krokiem podeszła do jednego z krzeseł i krytycznym wzrokiem oceniła jego czystość. Wolała nie wnikać jak stara była zalegająca na siedzeniu warstwa kurzu. Wzdrygnęła się delikatnie, sięgnęła do kieszeni po chustkę i dokładnym, niemal mechanicznym ruchem starła wszystko to co w jakikolwiek sposób mogłoby zaszkodzić jej ubraniu. W końcu, kiedy wszystkie te dziwaczne, prywatne rytuały dobiegły już końca dziewczyna usiadła, rozkładając na kolanach jeden z przyniesionych podręczników. W tym momencie cały świat przestał dla niej istnieć. Nawet panujący wokół nieporządek przestał być zmartwieniem. Myślami była już w zupełnie innym świecie.
- Vilia Edwards
Re: Pusta sala
Czw Lis 12, 2015 10:58 pm
Burza-srurza. Kto by się przejmował takimi drobnostkami, kiedy miał poważne zadanie do wykonania? No... A przynajmniej poważne w jego własnym mniemaniu! Vivi miała zamiar wysłać list do ojca i nic innego nie było w takim wypadku ważniejsze - ani burza; ani myśl o tym, że mogłaby poskakać po kałużach; ani nawet idealne warunki do sprawdzenia jednego z eliksirów, nad którym ostatnio pracowała. List był najważniejszy, bo rodzina była dla niej najważniejsza. Rachunek był prosty. To wystarczyło, by zmotywować ją do wyprawy do sowiarni nawet w tak paskudną pogodę.
Jakąś godzinę później na korytarzu obok pustej sali dało się słyszeć nerwowe kroki. Drzwi otworzyły się gwałtownie akurat w chwili, w której za oknami niebo rozjaśniło się za sprawą błyskawic. Dodatkowe napięcie budowała absolutnie poważna mina na twarzy Vil, którą widywało się niezwykle rzadko. Ślizgonka utkwiła wzrok w siedzącej przy ławce siostrze. Nigdy nie miała problemu, aby ją odnaleźć, choć zamek był ogromny. Zupełnie tak, jakby w głowie miała jakiś dziwny radar. We wszystkich innych przypadkach potrafiła się zgubić tak idiotycznie, że aż żal było patrzeć jak po raz dziesiąty odkrywa to samo miejsce na nowo. I jak bardzo się tym cieszy.
Teraz jednak Vivi milczała.
Milczała aż zbyt długo.
Oczywiście zbyt długo, jak na nią...
- Plankton zniknął - oświadczyła grobowym tonem przy akompaniamencie grzmotu. Livia, która znała ją najdłużej i najlepiej ze wszystkich, nie mogła zignorować powagi i stanowczości wypowiedzianego przez bliźniaczkę stwierdzenia.
- Musimy go odnaleźć. Tatuś czeka na list.
Wyrok zapadł. Z planów Liv nie zostało nic.
Jakąś godzinę później na korytarzu obok pustej sali dało się słyszeć nerwowe kroki. Drzwi otworzyły się gwałtownie akurat w chwili, w której za oknami niebo rozjaśniło się za sprawą błyskawic. Dodatkowe napięcie budowała absolutnie poważna mina na twarzy Vil, którą widywało się niezwykle rzadko. Ślizgonka utkwiła wzrok w siedzącej przy ławce siostrze. Nigdy nie miała problemu, aby ją odnaleźć, choć zamek był ogromny. Zupełnie tak, jakby w głowie miała jakiś dziwny radar. We wszystkich innych przypadkach potrafiła się zgubić tak idiotycznie, że aż żal było patrzeć jak po raz dziesiąty odkrywa to samo miejsce na nowo. I jak bardzo się tym cieszy.
Teraz jednak Vivi milczała.
Milczała aż zbyt długo.
Oczywiście zbyt długo, jak na nią...
- Plankton zniknął - oświadczyła grobowym tonem przy akompaniamencie grzmotu. Livia, która znała ją najdłużej i najlepiej ze wszystkich, nie mogła zignorować powagi i stanowczości wypowiedzianego przez bliźniaczkę stwierdzenia.
- Musimy go odnaleźć. Tatuś czeka na list.
Wyrok zapadł. Z planów Liv nie zostało nic.
- Livia Edwards
Re: Pusta sala
Czw Lis 12, 2015 11:55 pm
Dramatyczne wejście Vil powinno było wywołać równie ekspresyjną reakcję. Nic podobnego jednak się nie stało. Liv nie zakrzyknęła, nie wypuściła podręcznika z rąk, a nawet nie zmieniła wyrazu twarzy. Oderwała jednak wzrok od lektury i przeniosła go na bliźniaczkę. To już coś znaczyło. Kiedy uznawała, że sprawy nie były warte jej uwagi, najzwyczajniej w świecie je ignorowała. W tej sytuacji aż za dobrze jednak wiedziała, że nie mogła sobie na to pozwolić. Chodziło o Vivi, która ignorować się nie pozwalała i której Liv ignorować nie potrafiła. Przynajmniej w większości przypadków...
-Zniknął?- jedno, cicho wypowiedziane słowo, było najlepszym dowodem na to, że krukonka postanowiła podejść do sprawy poważnie. Rzuciła szybkie, ostatnie spojrzenie na zawartość podręcznika, westchnęła bezgłośnie i ostrożnie zamknęła książkę. To tyle jeśli chodziło o jej plany na spokojne spędzenie popołudnia. Wcześniej wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarz siostry by stwierdzić, że z tego konkretnego zamieszania nie uda jej się wykręcić, póki nie uzyskają zadowalających rezultatów. Sowę trzeba było odnaleźć. Cóż z tego, że Hogwart oferował własne ptaszyska. Kiedy Vivi wbiła coś sobie do głowy, nie było już odwrotu. Zresztą, ojciec zdawał się przejawiać dziwną słabość do Plato. Gdyby otrzymał wiadomość przez szkolnego puchacza, jeszcze gotów byłby wszcząć samozwańczą akcję poszukiwawczą...
Postanowiła zignorować fakt, że Vil wciąż upierała się przy nazywaniu sowy Planktonem. W ciągu ostatnich pięciu lat podjęła wiele prób wybicia tego pomysłu z głowy siostry. Oczywiście wszystkie zakończyły się fiaskiem. Nie było więc sensu strzępić sobie teraz języka. Zwłaszcza w sytuacji, w której Vilia zupełnie nie miała do tego głowy. Nie ważne jak poważnie i spokojnie ślizgonka by teraz nie wyglądała, Liv wiedziała lepiej. Jej siostra była więcej niż gotowa do działania, niecierpliwa i na pewno nie zamierzała bezczynnie stać w miejscu. Mimo wszystko Livia nie ruszyła się jednak z miejsca. Wolała wysłuchać wyjaśnień tu i teraz. Gdyby popełniła błąd i zerwała się na równe nogi, było więcej niż pewne, że bliźniaczka wywlecze ją na korytarz upierając się, że nie ma czasu do stracenia, a wszystkie szczegóły można wyjaśnić jej po drodze. Biorąc pod uwagę panującą aurę, nie była to opcja zachęcająca. Skoro mogła odwlec bieg do sowiarni, to zamierzała z tej opcji skorzystać.
-Zniknął?- jedno, cicho wypowiedziane słowo, było najlepszym dowodem na to, że krukonka postanowiła podejść do sprawy poważnie. Rzuciła szybkie, ostatnie spojrzenie na zawartość podręcznika, westchnęła bezgłośnie i ostrożnie zamknęła książkę. To tyle jeśli chodziło o jej plany na spokojne spędzenie popołudnia. Wcześniej wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarz siostry by stwierdzić, że z tego konkretnego zamieszania nie uda jej się wykręcić, póki nie uzyskają zadowalających rezultatów. Sowę trzeba było odnaleźć. Cóż z tego, że Hogwart oferował własne ptaszyska. Kiedy Vivi wbiła coś sobie do głowy, nie było już odwrotu. Zresztą, ojciec zdawał się przejawiać dziwną słabość do Plato. Gdyby otrzymał wiadomość przez szkolnego puchacza, jeszcze gotów byłby wszcząć samozwańczą akcję poszukiwawczą...
Postanowiła zignorować fakt, że Vil wciąż upierała się przy nazywaniu sowy Planktonem. W ciągu ostatnich pięciu lat podjęła wiele prób wybicia tego pomysłu z głowy siostry. Oczywiście wszystkie zakończyły się fiaskiem. Nie było więc sensu strzępić sobie teraz języka. Zwłaszcza w sytuacji, w której Vilia zupełnie nie miała do tego głowy. Nie ważne jak poważnie i spokojnie ślizgonka by teraz nie wyglądała, Liv wiedziała lepiej. Jej siostra była więcej niż gotowa do działania, niecierpliwa i na pewno nie zamierzała bezczynnie stać w miejscu. Mimo wszystko Livia nie ruszyła się jednak z miejsca. Wolała wysłuchać wyjaśnień tu i teraz. Gdyby popełniła błąd i zerwała się na równe nogi, było więcej niż pewne, że bliźniaczka wywlecze ją na korytarz upierając się, że nie ma czasu do stracenia, a wszystkie szczegóły można wyjaśnić jej po drodze. Biorąc pod uwagę panującą aurę, nie była to opcja zachęcająca. Skoro mogła odwlec bieg do sowiarni, to zamierzała z tej opcji skorzystać.
- Vilia Edwards
Re: Pusta sala
Pią Lis 13, 2015 10:58 am
Ślizgonka czekała na dobry moment.
- Tak - odparła, nieco tylko rozmijając się z kolejną błyskawicą, co odrobinę psuło efekt. Vivi otworzyła usta, by coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głośny grzmot. Dziewczyna zacisnęła na chwilę wargi w wąską kreskę, wyrażając tym swoje niezadowolenie. Dopiero po chwili boczenia się na pogodę, odezwała się ponownie.
- Byłam w sowiarni. Chciałam go nakarmić, ale go tam nie było. Zniknął. - Wsparła się rękami pod boki, jakby mówiła o oczywistej oczywistości, tak oczywistej, że nie można jej było - oczywiście - podważać. Przekroczyła próg sali, stanowczym krokiem zmierzając w stronę bliźniaczki. Zatrzymała się przy niej i, nie zwracając uwagi na kurz i brud, usiadła przy ławce stojącej obok.
Należałoby tutaj nadmienić, że Vivi i tak wyglądała już jak nieboskie stworzenie. Buty i podkolanówki miała umazane błotem niemalże po kolana. Jakaś plamka zahaczała nawet o brzeg spódnicy. Włosy miała wilgotne i w nieładzie. Poskręcane pasma wiły się w dziwnych kierunkach. Płaszcz też nie miał się najlepiej. Odrobina kurzu więcej tak naprawdę nie miała wielkiego znaczenia.
W zasadzie miała szczęście, że nie trafiła na woźnego, bo inaczej nie byłoby wątpliwości, co do tego, kto zostawił na korytarzu artystyczne, błotniste ślady z nutą trawy.
- Myślę, że ktoś go porwał. Pewnie chce okupu.
Vilia była poważna. Śmiertelnie poważna.
- Tak - odparła, nieco tylko rozmijając się z kolejną błyskawicą, co odrobinę psuło efekt. Vivi otworzyła usta, by coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głośny grzmot. Dziewczyna zacisnęła na chwilę wargi w wąską kreskę, wyrażając tym swoje niezadowolenie. Dopiero po chwili boczenia się na pogodę, odezwała się ponownie.
- Byłam w sowiarni. Chciałam go nakarmić, ale go tam nie było. Zniknął. - Wsparła się rękami pod boki, jakby mówiła o oczywistej oczywistości, tak oczywistej, że nie można jej było - oczywiście - podważać. Przekroczyła próg sali, stanowczym krokiem zmierzając w stronę bliźniaczki. Zatrzymała się przy niej i, nie zwracając uwagi na kurz i brud, usiadła przy ławce stojącej obok.
Należałoby tutaj nadmienić, że Vivi i tak wyglądała już jak nieboskie stworzenie. Buty i podkolanówki miała umazane błotem niemalże po kolana. Jakaś plamka zahaczała nawet o brzeg spódnicy. Włosy miała wilgotne i w nieładzie. Poskręcane pasma wiły się w dziwnych kierunkach. Płaszcz też nie miał się najlepiej. Odrobina kurzu więcej tak naprawdę nie miała wielkiego znaczenia.
W zasadzie miała szczęście, że nie trafiła na woźnego, bo inaczej nie byłoby wątpliwości, co do tego, kto zostawił na korytarzu artystyczne, błotniste ślady z nutą trawy.
- Myślę, że ktoś go porwał. Pewnie chce okupu.
Vilia była poważna. Śmiertelnie poważna.
- Livia Edwards
Re: Pusta sala
Pią Lis 13, 2015 1:43 pm
Liv milczała. Nie to, żeby było to coś nadzwyczajnego. Tym razem jednak milczała całkowicie, wstrzymawszy nawet procesy myślowe. Mówiąc prościej - zaniemówiła. Choć znała siostrę doskonale, absurdalność jej pomysłów wciąż potrafiła ją zadziwić. Otworzyła usta, chcąc jakoś zaprotestować, jednak w ostatniej chwili zmieniła zdanie, zaciskając wargi w wąską kreskę. Co miałaby powiedzieć? Że pomysł jest niedorzeczny? Przez jej myśli przesuwały się teraz kolejne argumenty. Przecież były jedynie biednymi studentkami a nikt w świecie nie stwierdziłby, że warta kilka galeonów sowa będzie dla właściciela na tyle ważna by ryzykować spotkanie z porywaczami. Nie wspominając już o zapłacie... Rozsądek rzadko kiedy przemawiał jednak do ślizgonki. Gdyby Liv zwyczajnie oznajmiła bliźniaczce, że w jej mniemaniu żaden przestępca nie byłby na tyle głupi by podjąć się takiego przedsięwzięcia, zapewne usłyszałaby, że wydedukowała pierwszy trop. Porywacz był idiotą.
-Jakieś wskazówki?- zapytała beznamiętnie, z rezygnacją podejmując grę siostry. Gdyby udało się przekonać Vivi, że sowiarnia wyglądała zupełnie zwyczajnie, brakowało śladów walki i jakichkolwiek innych dowodów na to, że stało się coś niedobrego, być może udałoby się wybić jej z głowy teorie spiskowe. Krukonka westchnęła. Kogo ona próbowała oszukać? Znając wyobraźnię i zapał siostry, pytanie o dowody zbrodni mogło okazać się jedynie wykopaniem własnego grobu. Liv niemal już słyszała dramatyczną odpowiedź o wyrazie skrajnego przerażenia na dziobach pozostałych rezydentów sowiarni.
Wyjrzała przez okno, w myślach przeklinając pogodę. Była gotowa założyć się, że zaginione ptaszydło wcisnęło się w jakiś zakamar trzęsąc zadnimi piórami ze strachu przed burzą. Problem pozostawał jednak problemem. Sowy nie było, choć być powinna. Nie to było jednak dla Liv najgorsze.
-Wyglądasz jak potwór z bagnisk...- mruknęła, przypominając sobie kiepski mugolski film, który zdarzyło jej się kiedyś oglądać z ojcem. Nie ważne jak małomówną byłą osobą. Dezaprobatę dla nieschludnego wyglądu siostry wyrażała zawsze.
-Jakieś wskazówki?- zapytała beznamiętnie, z rezygnacją podejmując grę siostry. Gdyby udało się przekonać Vivi, że sowiarnia wyglądała zupełnie zwyczajnie, brakowało śladów walki i jakichkolwiek innych dowodów na to, że stało się coś niedobrego, być może udałoby się wybić jej z głowy teorie spiskowe. Krukonka westchnęła. Kogo ona próbowała oszukać? Znając wyobraźnię i zapał siostry, pytanie o dowody zbrodni mogło okazać się jedynie wykopaniem własnego grobu. Liv niemal już słyszała dramatyczną odpowiedź o wyrazie skrajnego przerażenia na dziobach pozostałych rezydentów sowiarni.
Wyjrzała przez okno, w myślach przeklinając pogodę. Była gotowa założyć się, że zaginione ptaszydło wcisnęło się w jakiś zakamar trzęsąc zadnimi piórami ze strachu przed burzą. Problem pozostawał jednak problemem. Sowy nie było, choć być powinna. Nie to było jednak dla Liv najgorsze.
-Wyglądasz jak potwór z bagnisk...- mruknęła, przypominając sobie kiepski mugolski film, który zdarzyło jej się kiedyś oglądać z ojcem. Nie ważne jak małomówną byłą osobą. Dezaprobatę dla nieschludnego wyglądu siostry wyrażała zawsze.
- Vilia Edwards
Re: Pusta sala
Pią Lis 13, 2015 5:19 pm
Bliźniaczka zbyła uwagę siostry niedbałym machnięciem ręki. Cóż miał teraz jej wygląd, skoro Planktona ktoś uprowadził? Przebrać się mogła później, a sowę musiała odnaleźć teraz! To była sprawa życia i śmierci! Albo przynajmniej wysłanego lub nie wysłanego listu...
Vivi potaknęła ponuro i sięgnęła pod swój mokry płaszcz i grzebała pod nim chwilę, najwyraźniej czegoś szukając. Akurat w chwili, w której zza jej pleców, od okien, pojaśniało za sprawą błyskawic, uniosła na głowę duże sowie pióro, robiąc przy tym wyrazisty zamach. Z zewnątrz szkolnych murów złowrogo zagrzmiało, a ona wciąż trzymała rękę w górze, budując napięcie.
- Znalazłam to w sowiarni. Pióro Planktona. Jestem pewna. Jego pióro jest, a jego nie ma...
Opuściła rękę i podała siostrze przedmiot bardzo ostrożnie, jakby był to najważniejszy dowód zbrodni. W istocie należało ono do Plato, ale tak właściwie było... No, było po prostu piórem.
- Wszystkie sowy wydają się być czymś bardzo przerażone. Aż się posrały ze strachu...
Wypowiadane przez Vil zdania były o tyle śmieszne, że mówione z pełną powagą.
- A w kupach był duży ślad stopy... - dodała jeszcze, ujmując przy tym własny podbródek. Sprawiała teraz wrażenie bardzo zamyślonego człowieka. Brakowało jej jeszcze tylko fajki w ustach i czapki charakterystycznej dla słynnego Sherlocka Holmesa. Lupę pewnie gdzieś by znalazła.
- Musimy wytropić złoczyńców. Przez nich tatuś czeka na list...
Vivi potaknęła ponuro i sięgnęła pod swój mokry płaszcz i grzebała pod nim chwilę, najwyraźniej czegoś szukając. Akurat w chwili, w której zza jej pleców, od okien, pojaśniało za sprawą błyskawic, uniosła na głowę duże sowie pióro, robiąc przy tym wyrazisty zamach. Z zewnątrz szkolnych murów złowrogo zagrzmiało, a ona wciąż trzymała rękę w górze, budując napięcie.
- Znalazłam to w sowiarni. Pióro Planktona. Jestem pewna. Jego pióro jest, a jego nie ma...
Opuściła rękę i podała siostrze przedmiot bardzo ostrożnie, jakby był to najważniejszy dowód zbrodni. W istocie należało ono do Plato, ale tak właściwie było... No, było po prostu piórem.
- Wszystkie sowy wydają się być czymś bardzo przerażone. Aż się posrały ze strachu...
Wypowiadane przez Vil zdania były o tyle śmieszne, że mówione z pełną powagą.
- A w kupach był duży ślad stopy... - dodała jeszcze, ujmując przy tym własny podbródek. Sprawiała teraz wrażenie bardzo zamyślonego człowieka. Brakowało jej jeszcze tylko fajki w ustach i czapki charakterystycznej dla słynnego Sherlocka Holmesa. Lupę pewnie gdzieś by znalazła.
- Musimy wytropić złoczyńców. Przez nich tatuś czeka na list...
- Livia Edwards
Re: Pusta sala
Sob Lis 14, 2015 12:51 pm
Dotknięcie pióra, które najprawdopodobniej jeszcze do niedawna tarzało się gdzieś po podłodze, wśród ptasich odchodów, było ostatnim, na co Liv miała ochotę. Sama myśl sprawiła, że po plecach przebiegł jej dreszczyk obrzydzenia. Fakt, że Vivi podsuwała pióro coraz bliżej i bliżej, wcale nie pomagał. Miarka przebrała się, kiedy kropla zmieszanej z czymś deszczówki kapnęła na pulpit zajmowanej przez Liv ławki. Szybkim ruchem sięgnęła po różdżkę, niemalże przytknęła ją do "dowodu zbrodni" i bez wahania rzuciła zaklęcie.
-Tergeo...- w zasadzie, nie była pewna czy zadziała. Pióro było już jednak poważnie przemoczone deszczówką, więc w jej mniemaniu była to najlepsza opcja. Gorzej, że pokusiła się właśnie o rzucenie czaru, który bez problemu usuwał także krew. Jeszcze chwila i oskarży się ją o współpracę ze zbrodniarzami. Lepsze jednak to, niż zetknięcie z obrzydliwym przedmiotem.
-Co dalej?- zapytała po prostu, nie komentując ani swojego działania, ani znalezionych przez siostrę "poszlak". Dla niej wszystko brzmiało jak jakiś koszmar. Śledztwo w samym środku grubej warstwy sowiego gówna... Zawsze twierdziła, że los miał kiepskie poczucie humoru.
Pióra, nawet po "dezynfekcji" nie śmiała wziąć do ręki. I pomyśleć, że Vivi wyciągnęła je gdzieś z połów szaty... Stłumiła chęć westchnienia i przesunęła spojrzeniem po twarzy siostry. Mimo całej "powagi" sytuacji, Liv czuła, że w głębi ducha Vilia świetnie się bawi. Właśnie dlatego nie potrafiła odmówić udziału w tej farsie. Jeśli ślizgonka miała poświęcać czemuś swój zapał i energię, lepiej by były to rzeczy nieszkodliwe i niosące radość.
-Tergeo...- w zasadzie, nie była pewna czy zadziała. Pióro było już jednak poważnie przemoczone deszczówką, więc w jej mniemaniu była to najlepsza opcja. Gorzej, że pokusiła się właśnie o rzucenie czaru, który bez problemu usuwał także krew. Jeszcze chwila i oskarży się ją o współpracę ze zbrodniarzami. Lepsze jednak to, niż zetknięcie z obrzydliwym przedmiotem.
-Co dalej?- zapytała po prostu, nie komentując ani swojego działania, ani znalezionych przez siostrę "poszlak". Dla niej wszystko brzmiało jak jakiś koszmar. Śledztwo w samym środku grubej warstwy sowiego gówna... Zawsze twierdziła, że los miał kiepskie poczucie humoru.
Pióra, nawet po "dezynfekcji" nie śmiała wziąć do ręki. I pomyśleć, że Vivi wyciągnęła je gdzieś z połów szaty... Stłumiła chęć westchnienia i przesunęła spojrzeniem po twarzy siostry. Mimo całej "powagi" sytuacji, Liv czuła, że w głębi ducha Vilia świetnie się bawi. Właśnie dlatego nie potrafiła odmówić udziału w tej farsie. Jeśli ślizgonka miała poświęcać czemuś swój zapał i energię, lepiej by były to rzeczy nieszkodliwe i niosące radość.
- Vilia Edwards
Re: Pusta sala
Sob Lis 14, 2015 2:05 pm
- JAK MOGŁAŚ?
Ton i sposób, w jaki Vivi zaakcentowała skierowane do siostry pytanie, jasno dawały do zrozumienia, że gdyby na jej miejscu siedziała jakakolwiek inna osoba, to już dawno nie siedziałaby, tylko leżałaby, powalona na brudną podłogę silnym kopniakiem. Ewentualnie prawym sierpowym. Lub dostałaby z główki barankiem. Od biedy, trafiłoby ją zaklęcie, których Ślizgonka używała naprawdę rzadko i w specjalnych okolicznościach.
Dziewczyna z rozżaleniem przyjrzała się czystemu dowodowi zbrodni. Miały tak mało śladów, a siostra jeszcze utrudniała im śledztwo! Wygięła usteczka w podkówkę i zmarszczyła smutno brewki. I jak ona miała pracować w takich warunkach?
- Teraz musimy wrócić do sowiarni i poszukać innych dowodów zbrodni...
Liv mogła winić tylko siebie za to, że całe to śledztwo zmierzało właśnie w tym kierunku. Skoro działała przeciwko odkryciu prawdy, to musiała teraz za to odpokutować. A czy była lepsza pokuta niż udanie się do tak zasyfionego miejsca, jakim była sowiarnia? Vivi śmiała w to wątpić.
Wstała z krzesła akurat w chwili, w której za oknami znów rozbłysnęło jasne światło. Oczywiście czekała na ten moment, nie szczędząc siostrze wzroku pełnego rozczarowania. Poprawiła spódnicę, niby to ją otrzepując, a potem pozwoliła sobie, by w jej oczach znów pojawił się błysk determinacji. Oczami wyobraźni można było dopisać sobie scenę, w której zaciska mocno pięść, a potem palcem wskazującym celuje w drzwi, drugą rękę opierając na boku.
- Chodź! Musimy uratować Planktona!
I, nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę drzwi.
Ton i sposób, w jaki Vivi zaakcentowała skierowane do siostry pytanie, jasno dawały do zrozumienia, że gdyby na jej miejscu siedziała jakakolwiek inna osoba, to już dawno nie siedziałaby, tylko leżałaby, powalona na brudną podłogę silnym kopniakiem. Ewentualnie prawym sierpowym. Lub dostałaby z główki barankiem. Od biedy, trafiłoby ją zaklęcie, których Ślizgonka używała naprawdę rzadko i w specjalnych okolicznościach.
Dziewczyna z rozżaleniem przyjrzała się czystemu dowodowi zbrodni. Miały tak mało śladów, a siostra jeszcze utrudniała im śledztwo! Wygięła usteczka w podkówkę i zmarszczyła smutno brewki. I jak ona miała pracować w takich warunkach?
- Teraz musimy wrócić do sowiarni i poszukać innych dowodów zbrodni...
Liv mogła winić tylko siebie za to, że całe to śledztwo zmierzało właśnie w tym kierunku. Skoro działała przeciwko odkryciu prawdy, to musiała teraz za to odpokutować. A czy była lepsza pokuta niż udanie się do tak zasyfionego miejsca, jakim była sowiarnia? Vivi śmiała w to wątpić.
Wstała z krzesła akurat w chwili, w której za oknami znów rozbłysnęło jasne światło. Oczywiście czekała na ten moment, nie szczędząc siostrze wzroku pełnego rozczarowania. Poprawiła spódnicę, niby to ją otrzepując, a potem pozwoliła sobie, by w jej oczach znów pojawił się błysk determinacji. Oczami wyobraźni można było dopisać sobie scenę, w której zaciska mocno pięść, a potem palcem wskazującym celuje w drzwi, drugą rękę opierając na boku.
- Chodź! Musimy uratować Planktona!
I, nie czekając na odpowiedź, ruszyła w stronę drzwi.
- Livia Edwards
Re: Pusta sala
Sob Lis 14, 2015 2:45 pm
Nawet nie drgnęła, kiedy siostra na nią krzyknęła. Spodziewała się czegoś podobnego. Siedziała więc cicho i bezwiednie obracając różdżkę w palcach wodziła spojrzeniem za bliźniaczką.
Koniec końców, Vilia uspokoiła się znacznie szybciej niż krukonka przewidywała. Z doświadczenia wiedziała, że mogło być znacznie gorzej. Liv pozwoliła sobie nawet na lekkie westchnienie, które można było odczytać za swego rodzaju ulgę. Co prawda wszystko wskazywało na to, że wyprawa do sowiarni była teraz nieunikniona, ale czy nie było tak od samego początku?
Raz jeszcze wyjrzała przez okno i podniosła się z miejsca. Im szybciej znajdą tę nieszczęsną sowę tym lepiej. W pierwszym odruchu sięgnęła po przyniesione ze sobą książki. Skończyło się jednak na delikatnym muśnięciu palcami po okładce. Zabieranie ich ze sobą nie było najlepszym pomysłem. Szalała burza, miały się udać do siedliska brudu, a w towarzystwie Vivi można było spodziewać się wszystkiego. Wolała zaryzykować pozostawienie podręczników tu, we względnie bezpiecznym miejscu. Były podpisane, lekko zużyte, bo kupione z odzysku i nie kusiły treścią. Prawdopodobieństwo, że ktoś zechciałby je ukraść było bliskie zeru.
Bez słowa ruszyła za Vilią, bez pośpiechu i bez entuzjazmu. Co prawda liczyła na szybkie zakończenie całej sprawy, ale jeśli mogła odwlec wizytę w sowiarni choć odrobinę, zamierzała to zrobić.
[z/t dla mnie i Vil]
Koniec końców, Vilia uspokoiła się znacznie szybciej niż krukonka przewidywała. Z doświadczenia wiedziała, że mogło być znacznie gorzej. Liv pozwoliła sobie nawet na lekkie westchnienie, które można było odczytać za swego rodzaju ulgę. Co prawda wszystko wskazywało na to, że wyprawa do sowiarni była teraz nieunikniona, ale czy nie było tak od samego początku?
Raz jeszcze wyjrzała przez okno i podniosła się z miejsca. Im szybciej znajdą tę nieszczęsną sowę tym lepiej. W pierwszym odruchu sięgnęła po przyniesione ze sobą książki. Skończyło się jednak na delikatnym muśnięciu palcami po okładce. Zabieranie ich ze sobą nie było najlepszym pomysłem. Szalała burza, miały się udać do siedliska brudu, a w towarzystwie Vivi można było spodziewać się wszystkiego. Wolała zaryzykować pozostawienie podręczników tu, we względnie bezpiecznym miejscu. Były podpisane, lekko zużyte, bo kupione z odzysku i nie kusiły treścią. Prawdopodobieństwo, że ktoś zechciałby je ukraść było bliskie zeru.
Bez słowa ruszyła za Vilią, bez pośpiechu i bez entuzjazmu. Co prawda liczyła na szybkie zakończenie całej sprawy, ale jeśli mogła odwlec wizytę w sowiarni choć odrobinę, zamierzała to zrobić.
[z/t dla mnie i Vil]
- Alexander Curtis
Re: Pusta sala
Nie Lis 22, 2015 10:00 pm
Alexander nie miał ostatnio specjalnie ochoty na rozmowy z kimkolwiek, dlatego stwierdził, że z chęcią by się przeszedł na jakiś samotny spacer. Poza tym lubił poznawać różne tajemnice, a wiedział, że zamek jest wielki, to warto by je poznać. Zresztą jest na szóstym roku, a obawiał się, że wszystkich sekretów do końca nauki nie zdąży poznać. Nie wiele myśląc wybrał się więc na spacer po całym zamku, a jednocześnie rozmyślał o nauce. Ciekawe jak w tym roku mu to wszystko pójdzie, skoro już ma SUMY zaliczone? Czy VI rok będzie tak samo ciężki jak i V?
Znalazł się przypadkiem w jednej z pustych sal, jakich niemało było w Hogwarcie. Stanął i aż się zamyślił dogłębnie.
Znalazł się przypadkiem w jednej z pustych sal, jakich niemało było w Hogwarcie. Stanął i aż się zamyślił dogłębnie.
- Esmeralda Moore
Re: Pusta sala
Nie Lis 22, 2015 10:08 pm
Romka włóczyła się po szkole już od jakiegoś czasu. Czego tak naprawdę szukała, sama nie wiedziała, a może wiedziała tylko nie miała najmniejszego zamiaru do tego się przyznać. Chociaż unikała tych czarnych oczu które prześladowały ją od jakiegoś czasu, to gdzieś tam w środku miała nadzieję na nie natrafić... niestety nic takiego się nie stało. Cyganka wiedziała, że to nie było wcale takie proste jak się mogło wydawać. Ich spotkania zawsze były zrządzeniem przypadku. Ten wampir nie wiedział jak miałby ją odnaleźć... w końcu dziewczyna do perfekcji opanowała sztukę kamuflażu. Odnajdywali ją tylko ci, którym na to pozwoliła, albo sama postanowiła do kogoś przyjść. A jak było w jego wypadku. Cóż z reguły nikt nie miał prawa odkryć miejsca w którym się ukrywał. Jeżeli tak się działo to tylko dlatego, że najpewniej sam gdzieś popełnił jakiś błąd. Pewnie ta zabawa wydaje się być wam już nudna, ale zastanówcie się przez chwilę o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. A jeżeli zrozumieliście to wytłumaczcie to tej cygance, bo obawiam się, że sama już dawno przestała rozumieć zasady tej gry. O ile kiedy kolwiek je pojmowała. Brała udział w tej grze... bo... no właśnie tak naprawdę po co. Ach no tak, zapomniałam o tym, że ta dziewczyna posiadała w sobie wręcz chorą ambicję próby uszczęśliwienia wszystkich nawet swoim kosztem. Kiedyś chciała mu pokazać, że nigdy nie jest na tyle źle jak mogłoby się wydawać, a teraz... siedzi w jakimś bagnie po uszy, i sama nie wiedziała kiedy to się stało. Wciśnięto w jej ręce scenariusz postaci której tak naprawdę nigdy nie chciała odgrywać. I chociaż doskonale pamiętała siebie przed spotkaniem tego wampira, to teraz powrót do tego stanu wydawał się być wręcz niemożliwy. Wtedy tkała iluzje dla innych, a sama stała w bezpiecznej odległości, w tej chwili odnosiła dziwne wrażenie, że sama się wplątała w tą sieć którą utkała.
Stuk, stuk, stuk... słyszałeś jak ktoś stawia delikatnie stopy na kamiennej posadzce, a temu dźwięku obcasików odbijanych od kamienia towarzyszył ciche brzdąknięcia. Tak to była jej chusta która zawsze zapowiadała jej przybycie. Pusta sala... często przychodziła tutaj aby posiedzieć sobie w spokoju. I chociaż samotność nie jest jej domeną, to w końcu każdy lubi czasami być sam. Nawet ona. Dlatego też nacisnęła delikatnie klamkę drzwi, i uchyliła lekko. Zrobiła kilka kroków do przodu i poczuła jak uderza w jakąś przeszkodę. Dlaczego go nie widziała, albo nie wyczuła... może dlatego, że po prostu zbytnio się zamyśliła.
-Oj... przepraszam- Wyszeptała cicho zakładając za ucho parę kosmyków które wymknęły się z jej warkocza który w tej chwili spoczywał na jej ramieniu.
Stuk, stuk, stuk... słyszałeś jak ktoś stawia delikatnie stopy na kamiennej posadzce, a temu dźwięku obcasików odbijanych od kamienia towarzyszył ciche brzdąknięcia. Tak to była jej chusta która zawsze zapowiadała jej przybycie. Pusta sala... często przychodziła tutaj aby posiedzieć sobie w spokoju. I chociaż samotność nie jest jej domeną, to w końcu każdy lubi czasami być sam. Nawet ona. Dlatego też nacisnęła delikatnie klamkę drzwi, i uchyliła lekko. Zrobiła kilka kroków do przodu i poczuła jak uderza w jakąś przeszkodę. Dlaczego go nie widziała, albo nie wyczuła... może dlatego, że po prostu zbytnio się zamyśliła.
-Oj... przepraszam- Wyszeptała cicho zakładając za ucho parę kosmyków które wymknęły się z jej warkocza który w tej chwili spoczywał na jej ramieniu.
- Alexander Curtis
Re: Pusta sala
Nie Lis 22, 2015 10:27 pm
Alexander był bardzo cichym i spokojnym człowiekiem, ale też takim, który, kiedy trzeba, potrafi być poważny, a kiedy trzeba to i się pośmieje. W tym momencie akurat nie było mu do śmiechu, bo o niczym śmiesznym tak naprawdę nie myślał. Nie miał akurat w danej chwili nic takiego, co mogłoby go rozśmieszyć. Może to dlatego nie był ostatnimi czasy najlepszym Puchonem do towarzystwa. Wolał siedzieć, lub stać, na uboczy i obserwować wszystko pod osłoną cienia, choć nie tak dosłownie. Miejmy jednak nadzieję, że kiedyś się taki jego stan zakończy i Alexander wróci do normalności. Chociaż on nienormalny nie jest, ale na tą chwilę bardzo się skrywa. Dlaczego? On sam pewnie tego nie wiedział.
I pewnie dalej trwałby w takiej zadumie i zamyśleniu, gdyby nie to, że wpadła na niego jakaś dziewczyna. Po szacie poznał, że to ewidentnie Puchonka, ale na pewno nie z jego roku. Była zdecydowanie starsza i miała dość ciekawy typ urody. Śmiałby nawet zaryzykować, że nie jest rodowitą Angielką, ale nie zapyta jej przecież o to bezpośrednio.
- Luz. – odpowiedział krótko i spojrzał na nią z miną zimną i twardą niczym skała, nie okazując w ogóle żadnych emocji.
- Gdybym wiedział, że ktoś tu na mnie wpadnie to pewnie udałbym się w zupełnie inne miejsce. – odpowiedział szorstko. - Jak Cię zwą? – zapytał, bo zżerała go ciekawość. - Wiem, że jesteś z Hufflepuffu, ale nigdy wcześniej Cię nie widziałem. – dodał po chwili.
I pewnie dalej trwałby w takiej zadumie i zamyśleniu, gdyby nie to, że wpadła na niego jakaś dziewczyna. Po szacie poznał, że to ewidentnie Puchonka, ale na pewno nie z jego roku. Była zdecydowanie starsza i miała dość ciekawy typ urody. Śmiałby nawet zaryzykować, że nie jest rodowitą Angielką, ale nie zapyta jej przecież o to bezpośrednio.
- Luz. – odpowiedział krótko i spojrzał na nią z miną zimną i twardą niczym skała, nie okazując w ogóle żadnych emocji.
- Gdybym wiedział, że ktoś tu na mnie wpadnie to pewnie udałbym się w zupełnie inne miejsce. – odpowiedział szorstko. - Jak Cię zwą? – zapytał, bo zżerała go ciekawość. - Wiem, że jesteś z Hufflepuffu, ale nigdy wcześniej Cię nie widziałem. – dodał po chwili.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach