- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Czw Paź 01, 2015 6:57 pm
A czymże innym dla nauczycieli jest sobota, jak nie właśnie tym samym, czym dla uczniów? Przecież oni też mają w planach odpoczywać! Przynajmniej większość. Dla Prudence siedzenie w szkole było samo w sobie swego rodzaju wypoczynkiem. W murach zamku mogła czuć się PRAWIE bezpieczna. W ogólnym rozrachunku z pewnością można stwierdzić, że w Hogwarcie jest bardziej bezpieczna niż poza nim. Skoro w środku można oberwać to na zewnątrz tym bardziej, czyż nie? Tak więc jak na jej definicję spokojnego życia to zdecydowanie ja w zamku prowadziła. Miała nawet czas na spacerowanie po zamku i pilnowanie porządku (tego względnego, rzecz jasna). Lubiła czasami wpaść gdzieś, a także oglądać sielankę uczniów, czy gdy zaszła potrzeba to zareagować na jej brak. Ludzie są zagrożeniem, ale obserwowanie ich to interesująca sprawa. Można chociaż udawać, że uczymy się w ten sposób życia. Nieszkolne rzeczy są bowiem fascynujące dla kogoś, kto nic innego poza nimi nie ma. Z czystego przyzwyczajenie weszła więc i do tej, a nie innej sali. I o Merlinie, kogoś spotkała! Jak? Czy uczniowie naprawdę nie lubią spać? Egzaminy, testy, pracy domowej - oczywiście, ważna sprawa, ale z rana? Co więcej z kilometra rozpoznałaby podręcznik z którego korzysta na swoich zajęciach. Pani profesor nie od dziś wie, że jej przedmiot nie należy do najłatwiejszych. Trzeba mieć sporo wiedzy i posiadać umiejętność wykorzystywania jej.
Tylko czemu nigdy nie zastanawiała się nad tym, że skoro ona jako uczennica się uczyła to inni będą? Nie da się ukryć, że gdy zostaje się nauczycielem to los zadań domowych i przekazanej wiedzy zostaje nieznany i brutalnie zapomniany. Była więc nieźle zaskoczona, ale na jej twarzy pojawił się tylko uśmiech.
Ktoś się tego uczy, a w tym przypadku zakładała, że będzie skoro targała taką księgę ze sobą tutaj.
Jakby nie patrzeć to takie coś robi wrażenie. I jakoś uszczęśliwia. Grisham stała więc w drzwiach przez moment i miała na swojej twarzy tego banana z powodu jednej dziewczyny, która siedziała obok podręcznika i trzymał noc w notesie.
Tylko czemu nigdy nie zastanawiała się nad tym, że skoro ona jako uczennica się uczyła to inni będą? Nie da się ukryć, że gdy zostaje się nauczycielem to los zadań domowych i przekazanej wiedzy zostaje nieznany i brutalnie zapomniany. Była więc nieźle zaskoczona, ale na jej twarzy pojawił się tylko uśmiech.
Ktoś się tego uczy, a w tym przypadku zakładała, że będzie skoro targała taką księgę ze sobą tutaj.
Jakby nie patrzeć to takie coś robi wrażenie. I jakoś uszczęśliwia. Grisham stała więc w drzwiach przez moment i miała na swojej twarzy tego banana z powodu jednej dziewczyny, która siedziała obok podręcznika i trzymał noc w notesie.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Sob Paź 03, 2015 4:22 pm
Podczas gdy za murami Hogwartu zaczynało być naprawdę niebezpiecznie, oni siedzieli w szkole prawie całkowicie odcięci od świata. Większość uczniów zaczynała powoli zdawać sobie sprawę z tego wszystkiego, co działo się na zewnątrz. Kaylin jednak była inna. Mało obchodził ją świat zewnętrzny, toczące się tam walki. Dopiero, gdy w Hogwarcie zaczęli umierać uczniowie coś do niej dotarło. Nie na tyle jednak, by była przerażona. Miała swoje ciche, kujońskie życie i sprawy, które obchodziły ją najbardziej. Podręczniki, notatki, zaliczenia, egzaminy. To wszystko, co ją obchodziło.
Gdyby mogła nie opuszczałaby murów Hogwartu przez kilka następnych lat. Zbliżały się wakacje, a ona nie chciała wracać do domu. Wolała siedzieć tutaj, w zamku, spacerować po korytarzach i przesiadywać w pustych salach. Niestety, nie było jej to dane i już niebawem powróci do rodziców, którzy z pewnością za nią tęsknią. Tylko, czy ona tęskniła za nimi? Na swój sposób zapewne tak, mimo to nie miała ochoty spędzać z nimi więcej czasu, niż to było konieczne. Dużo ciekawsze wydawałyby się dla niej dwa miesiące spędzone z Irytkiem w Hogwarcie niż siedzenie w swoim pokoju w Londynie.
Najpierw jednak czekały ją egzaminy, a co za tym idzie - musiała się do nich zacząć uczyć. Siedziała więc, z samego rana w pustej sali i wertowała podręcznik do jednego z przedmiotów, jakich się uczyła. Czytała, notowała i przede wszystkim, starała się zapamiętać. Pochłonięta tym jakże zajmującym zajęciem nie zauważyła nawet, kiedy przestała być w sali sama. Coś tam nawet mamrotała do siebie pod nosem, jakby czytając co ciekawsze fragmenty książki i uśmiechając się do siebie pod nosem. Lubiła Starożytne Runy, prawie tak samo jak Historię Magii i Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie miała większych trudności z przyswajaniem właśnie tej wiedzy i była zawsze z siebie zadowolona. Gorzej szło jej z Transmutacją i Numerologią, ale na to znajdzie jeszcze chwilę. Przynajmniej nie musiała się martwić, że już jutro jakiś egzamin. Wtedy zaczęłaby panikować. Zawsze musiała być gotowa.
Poprawiła sobie okulary zsuwające się jej z nosa i podrapała po policzku, na którym jeszcze przez chwilę pozostał czerwony ślad po jej paznokciach. Tego dnia ubrana była zdecydowanie staranniej niż kiedykolwiek, sięgająca kolan spódniczka, biała koszula z delikatnego w dotyku materiału. Lekki makijaż, zadbane paznokcie. Sama nie wiedziała czemu aż tak bardzo się starała, skoro wiedziała, że to i tak nie ma sensu. Może i miała iść do Bułhakowa pomóc mu z pracami, ale no właśnie, chodziło przecież o pomoc! Nie zaprosił jej (właściwie nawet i na tę pomoc się wprosiła) na pogaduszki. Czego ona właściwie chciała? Sama już nie wiedziała.
Jednym, całkowicie zrezygnowanym ruchem opuściła głowę uderzając nią w podręcznik. Z ust wyrwał jej się przy okazji jękk rozpaczy, jakiego używają tylko ci, dla których nie ma już nadziei.
- Kaylin, jesteś idiotką. - Mruknęła do siebie. - Największą idiotką, jaką widział ten świat! - Dopiero wtedy przekręciła głowę, a jej oczom ukazała się postać nauczycielki, z którą niedawno miała lekcję. Poderwała się od razu do pozycji siedzącej i z rumieńcem zawstydzenia na policzkach przyglądała się młodej kobiecie.
- Ach, przepraszam. - Wyjąkała. - Mam sobie... stąd iść?
Gdyby mogła nie opuszczałaby murów Hogwartu przez kilka następnych lat. Zbliżały się wakacje, a ona nie chciała wracać do domu. Wolała siedzieć tutaj, w zamku, spacerować po korytarzach i przesiadywać w pustych salach. Niestety, nie było jej to dane i już niebawem powróci do rodziców, którzy z pewnością za nią tęsknią. Tylko, czy ona tęskniła za nimi? Na swój sposób zapewne tak, mimo to nie miała ochoty spędzać z nimi więcej czasu, niż to było konieczne. Dużo ciekawsze wydawałyby się dla niej dwa miesiące spędzone z Irytkiem w Hogwarcie niż siedzenie w swoim pokoju w Londynie.
Najpierw jednak czekały ją egzaminy, a co za tym idzie - musiała się do nich zacząć uczyć. Siedziała więc, z samego rana w pustej sali i wertowała podręcznik do jednego z przedmiotów, jakich się uczyła. Czytała, notowała i przede wszystkim, starała się zapamiętać. Pochłonięta tym jakże zajmującym zajęciem nie zauważyła nawet, kiedy przestała być w sali sama. Coś tam nawet mamrotała do siebie pod nosem, jakby czytając co ciekawsze fragmenty książki i uśmiechając się do siebie pod nosem. Lubiła Starożytne Runy, prawie tak samo jak Historię Magii i Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie miała większych trudności z przyswajaniem właśnie tej wiedzy i była zawsze z siebie zadowolona. Gorzej szło jej z Transmutacją i Numerologią, ale na to znajdzie jeszcze chwilę. Przynajmniej nie musiała się martwić, że już jutro jakiś egzamin. Wtedy zaczęłaby panikować. Zawsze musiała być gotowa.
Poprawiła sobie okulary zsuwające się jej z nosa i podrapała po policzku, na którym jeszcze przez chwilę pozostał czerwony ślad po jej paznokciach. Tego dnia ubrana była zdecydowanie staranniej niż kiedykolwiek, sięgająca kolan spódniczka, biała koszula z delikatnego w dotyku materiału. Lekki makijaż, zadbane paznokcie. Sama nie wiedziała czemu aż tak bardzo się starała, skoro wiedziała, że to i tak nie ma sensu. Może i miała iść do Bułhakowa pomóc mu z pracami, ale no właśnie, chodziło przecież o pomoc! Nie zaprosił jej (właściwie nawet i na tę pomoc się wprosiła) na pogaduszki. Czego ona właściwie chciała? Sama już nie wiedziała.
Jednym, całkowicie zrezygnowanym ruchem opuściła głowę uderzając nią w podręcznik. Z ust wyrwał jej się przy okazji jękk rozpaczy, jakiego używają tylko ci, dla których nie ma już nadziei.
- Kaylin, jesteś idiotką. - Mruknęła do siebie. - Największą idiotką, jaką widział ten świat! - Dopiero wtedy przekręciła głowę, a jej oczom ukazała się postać nauczycielki, z którą niedawno miała lekcję. Poderwała się od razu do pozycji siedzącej i z rumieńcem zawstydzenia na policzkach przyglądała się młodej kobiecie.
- Ach, przepraszam. - Wyjąkała. - Mam sobie... stąd iść?
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Pon Paź 05, 2015 8:11 pm
Tak naprawdę świadomość, co do wydarzeń, które obecnie mają miejsce nic nie daje. Tylko zmartwienie o tych, którzy są poza tymi murami oraz strach o własne życie. Do tego bez możliwości wpływania na to, co się teraz rozgrywa. No bo niestety dorośli niewiele mogli począć chwilowo, a co dopiero uczniowie. Sianie plotek, nakręcanie sytuacji - tylko tyle z tego. Lepiej, by ich młodość rządziła się swoimi prawami. Wszak powinni mieć coś ze swojego życia. Należy im się wypoczynek, chęć rozwoju, czas na zabawę, a także edukację. Tak było od zawsze i żadne tragedię nie powinny móc odbierać nikomu tego okresu. Do tego lepiej najpierw się czegoś jednak nauczyć. Z tego względu chociażby, żeby ratować swój tyłek. Może niektóre przedmioty średnio się do tego nadają, ale Starożytny Runy? Porządna runa może od razu nikogo nie zabije, ale może przecież ściągnąć na kogoś nieszczęście bądź wręcz przeciwnie. Do tego zawsze można zapisać jakąś wiadomość, gdy zajdzie taka potrzeba, a będzie zależało nam na tym, żeby tylko konkretne osoby mogły ją zrozumieć. Wszystko można jakoś wykorzystać, ale na początku trzeba poznać podstawy, schematyczne zastosowanie, by potem móc działać w praktyce.
Podobnie jest z naszymi pragnieniami. Mamy do nich prawo, ale musimy je bardzo dobrze poznać, by spróbować urzeczywistnić. Nawet jeśli są dziwne i znikąd to skądś się wzięły, czyż nie?
Uczniowie... zabawne istoty. Reagują na nauczycieli, jak diabeł na wodę święconą. Czy naprawdę to się musi aż tak źle wszystkim kojarzyć? Prudence nie mogła sobie przypomnieć, czy dała komuś kiedyś powodu do zakładania, że jest terrorystką. Przecież jest w tak durnej sytuacji, że nie może nawet krzyknąć, no halo! Jest to jednak trochę smutne. Jakby pedagog nie mógł być już przyjacielem, tylko z góry chciał wszystkich karać. Za co? Za chęć do życia? Ponoć to nikomu krzywdy nie robi.
Pokiwała więc automatycznie przecząco głową w kierunku dziewczęcia, co by na zawał nie zdążyło zejść. Prychnęła też z rozbawieniem przy tym i spojrzała wyrozumiale. Byleby dziecina nie próbowała przypadkiem wybiec z popłochem. Mrugnęła nawet do niej jednym okiem, żeby atmosfera się trochę rozluźniła.
Nie żeby Prudence nie wiedziała, że wygląda jak chodząca śmierć, ale nie trzeba tego tak dobitnie przekazywać, naprawdę.
Podeszła bliżej do uczennicy i uśmiechnęła się szeroko.
Śmierć z bananem na twarzy i to w odzieniu kobiety. Toć Ci dopiero historia. Gdyby nie świecące życiem oczy to uczennica rzeczywiście miałaby czego się bać.
Podobnie jest z naszymi pragnieniami. Mamy do nich prawo, ale musimy je bardzo dobrze poznać, by spróbować urzeczywistnić. Nawet jeśli są dziwne i znikąd to skądś się wzięły, czyż nie?
Uczniowie... zabawne istoty. Reagują na nauczycieli, jak diabeł na wodę święconą. Czy naprawdę to się musi aż tak źle wszystkim kojarzyć? Prudence nie mogła sobie przypomnieć, czy dała komuś kiedyś powodu do zakładania, że jest terrorystką. Przecież jest w tak durnej sytuacji, że nie może nawet krzyknąć, no halo! Jest to jednak trochę smutne. Jakby pedagog nie mógł być już przyjacielem, tylko z góry chciał wszystkich karać. Za co? Za chęć do życia? Ponoć to nikomu krzywdy nie robi.
Pokiwała więc automatycznie przecząco głową w kierunku dziewczęcia, co by na zawał nie zdążyło zejść. Prychnęła też z rozbawieniem przy tym i spojrzała wyrozumiale. Byleby dziecina nie próbowała przypadkiem wybiec z popłochem. Mrugnęła nawet do niej jednym okiem, żeby atmosfera się trochę rozluźniła.
Nie żeby Prudence nie wiedziała, że wygląda jak chodząca śmierć, ale nie trzeba tego tak dobitnie przekazywać, naprawdę.
Podeszła bliżej do uczennicy i uśmiechnęła się szeroko.
Śmierć z bananem na twarzy i to w odzieniu kobiety. Toć Ci dopiero historia. Gdyby nie świecące życiem oczy to uczennica rzeczywiście miałaby czego się bać.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Wto Paź 06, 2015 10:09 am
Kaylin była więc przypadkiem, który skupiał się na swoim wykształceniu, a nie na plotkach chodzących po całej szkole. Bardziej od smutnych wydarzeń ostatnich miesięcy interesowały ją nadchodzące egzaminy i nie jeden nauczyciel musiał być z niej zadowolony. Ona jednak ciągle pragnęła więcej, sama chęć zdobycia najlepszych ocen była jednym. Ważniejsze jedna było dla niej poznanie świata, choć wiadomo, że przez książki nie pozna go w pełni. Za bardzo jednak była przerażona, gdy chodziło o zdobywanie prawdziwego doświadczenia i wycofywała się niepewna.
Nigdy nie lubiła też wszelkiego rodzaju pojedynków i wiedziała, że w prawdziwym starciu zapewne odpadłaby jako pierwsza. Nie przeszkadzało jej to jednak tutaj, w spokojnym Hogwarcie. Póki nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, nikt nawet nie wiedział o jej istnieniu i była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Zawsze lubiła Starożytne Runy za to, że miały swoje ukryte znaczenia. Że na pozór nic nieznaczące kreseczki miały wielką moc, którą wielu lekceważyło. Podobało jej się też, że wielu rzeczy trzeba było na Runach się uczyć.
Do niedawna Kaylin nie wiele wiedziała o pragnieniach. Owszem, miała jakiś plan na siebie, czegoś chciała. Nie miała jednak w swoim życiu tak silnego bodźca, by po prostu czegoś pożądać. Ostatnio jednak wiele w jej życiu się zmieniło i prawdę mówiąc, dziewczynie kręciło się w głowie od samego myślenia o tym. Do tej pory wiodła spokojne, systematyczne życie. Każdy dzień był prawie taki sam, bez dodatkowych wydarzeń. Od czasu poznania Bułhakowa cały jej świat stanął jednak na głowie i powoli przestawała nad tym wszystkim nadążać. Co robić? Jak się zachować? Z jednej strony była bardzo zadowolona, znalazła sobie garstkę osób, które miały bardzo wielkie szanse, by zostać jej przyjaciółmi. Ale w tym samym czasie odkryła też potężne uczucie, jakim jest silne zauroczenie. Nie do końca wiedziała, czy jest to wynikiem silnego autorytetu Bułhakowa, jakim niewątpliwie ją oczarował. Z drugiej strony, serce zaczynało jej niebezpiecznie przyspieszać, gdy tylko znajdował się w pobliżu. Nie, to zdecydowanie było za trudne dla biednej, niedoświadczonej Krukonki.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z rozmyślań nauczycielki. Prawdę mówiąc, rumieniła się i mówiła jak potłuczona przez zwykły wstyd. Zdała sobie bowiem sprawę z tego, że Prue dostrzegła ją, a na pewno usłyszała, podczas chwili słabości. Nauczona jednak została, by nie okazywać ich nikomu. Ludzie wykorzystują to, co uda im się dowiedzieć o innych. Czyż właśnie przez to nie miewała problemów ze starszymi uczniami? Czy nie śmiali się z niej i od czasu do czasu znęcali? Nie posądzała Prudence (jak i żadnego nauczyciela) o tego rodzaju postępowanie. Byli tu, by pomagać uczniom i ogromna część grona pedagogicznego bardzo dobrze się z tego obowiązku wywiązywała. Z tego właśnie powodu, przez pięć lat nauki, Kaylin dużo częściej rozmawiała właśnie z nimi, a nie z rówieśnikami.
Kiedy kobieta pokręciła głową, dziewczyna rozluźniła się i nawet uśmiechnęła. Pusta sala była jednym z tych miejsc, do których nie zaglądali wszyscy ci, którzy lubili jej dokuczać. Mogła tu siedzieć i w spokoju czytać, uczyć się, czy nawet myśleć. Chociaż tego ostatniego powinna ostatnimi czasy unikać. Zbyt wiele rzeczy jej się mieszało. Zadowolona więc, że może zostać powróciła do czytania i robienia notatek, które zawsze były bardzo uporządkowane. Po chwili jednak zdjęła okulary i przetarła lekko oczy czując, że powinna wreszcie zacząć normalnie sypiać. Odkąd zaprzyjaźniła się z Irytkiem zarwała tyle nocy pod rząd, że sama zastanawiała się, jakim cudem jeszcze udaje jej się wstawać. Zwłaszcza tak rano.
- Co pani robi tutaj tak wcześnie? - Zapytała skupiając się na postaci nauczycielki. Musiała zrobić sobie przerwę od tych wszystkich literek, które powoli zaczynały jej się zlewać. A trzeba było przyznać, że była właśnie tego ciekawa. Nie tylko uczniowie lubili się wysypiać w weekendy.
Nigdy nie lubiła też wszelkiego rodzaju pojedynków i wiedziała, że w prawdziwym starciu zapewne odpadłaby jako pierwsza. Nie przeszkadzało jej to jednak tutaj, w spokojnym Hogwarcie. Póki nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, nikt nawet nie wiedział o jej istnieniu i była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Zawsze lubiła Starożytne Runy za to, że miały swoje ukryte znaczenia. Że na pozór nic nieznaczące kreseczki miały wielką moc, którą wielu lekceważyło. Podobało jej się też, że wielu rzeczy trzeba było na Runach się uczyć.
Do niedawna Kaylin nie wiele wiedziała o pragnieniach. Owszem, miała jakiś plan na siebie, czegoś chciała. Nie miała jednak w swoim życiu tak silnego bodźca, by po prostu czegoś pożądać. Ostatnio jednak wiele w jej życiu się zmieniło i prawdę mówiąc, dziewczynie kręciło się w głowie od samego myślenia o tym. Do tej pory wiodła spokojne, systematyczne życie. Każdy dzień był prawie taki sam, bez dodatkowych wydarzeń. Od czasu poznania Bułhakowa cały jej świat stanął jednak na głowie i powoli przestawała nad tym wszystkim nadążać. Co robić? Jak się zachować? Z jednej strony była bardzo zadowolona, znalazła sobie garstkę osób, które miały bardzo wielkie szanse, by zostać jej przyjaciółmi. Ale w tym samym czasie odkryła też potężne uczucie, jakim jest silne zauroczenie. Nie do końca wiedziała, czy jest to wynikiem silnego autorytetu Bułhakowa, jakim niewątpliwie ją oczarował. Z drugiej strony, serce zaczynało jej niebezpiecznie przyspieszać, gdy tylko znajdował się w pobliżu. Nie, to zdecydowanie było za trudne dla biednej, niedoświadczonej Krukonki.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z rozmyślań nauczycielki. Prawdę mówiąc, rumieniła się i mówiła jak potłuczona przez zwykły wstyd. Zdała sobie bowiem sprawę z tego, że Prue dostrzegła ją, a na pewno usłyszała, podczas chwili słabości. Nauczona jednak została, by nie okazywać ich nikomu. Ludzie wykorzystują to, co uda im się dowiedzieć o innych. Czyż właśnie przez to nie miewała problemów ze starszymi uczniami? Czy nie śmiali się z niej i od czasu do czasu znęcali? Nie posądzała Prudence (jak i żadnego nauczyciela) o tego rodzaju postępowanie. Byli tu, by pomagać uczniom i ogromna część grona pedagogicznego bardzo dobrze się z tego obowiązku wywiązywała. Z tego właśnie powodu, przez pięć lat nauki, Kaylin dużo częściej rozmawiała właśnie z nimi, a nie z rówieśnikami.
Kiedy kobieta pokręciła głową, dziewczyna rozluźniła się i nawet uśmiechnęła. Pusta sala była jednym z tych miejsc, do których nie zaglądali wszyscy ci, którzy lubili jej dokuczać. Mogła tu siedzieć i w spokoju czytać, uczyć się, czy nawet myśleć. Chociaż tego ostatniego powinna ostatnimi czasy unikać. Zbyt wiele rzeczy jej się mieszało. Zadowolona więc, że może zostać powróciła do czytania i robienia notatek, które zawsze były bardzo uporządkowane. Po chwili jednak zdjęła okulary i przetarła lekko oczy czując, że powinna wreszcie zacząć normalnie sypiać. Odkąd zaprzyjaźniła się z Irytkiem zarwała tyle nocy pod rząd, że sama zastanawiała się, jakim cudem jeszcze udaje jej się wstawać. Zwłaszcza tak rano.
- Co pani robi tutaj tak wcześnie? - Zapytała skupiając się na postaci nauczycielki. Musiała zrobić sobie przerwę od tych wszystkich literek, które powoli zaczynały jej się zlewać. A trzeba było przyznać, że była właśnie tego ciekawa. Nie tylko uczniowie lubili się wysypiać w weekendy.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Pią Paź 09, 2015 6:07 pm
Tylko czy nie jest to po prostu ludzką rzeczą, myśleć o sobie? Jedni umierają, drudzy się rodzą. Taka jest właśnie kolej rzeczy i nic nie może jej zatrzymać. Ci zaś, którzy umierają wreszcie znikają w odmętach ludzkiej podświadomości. Stają się zaledwie wspomnieniem, który ledwie dyszy na tle codziennego chaosu. Nikt nie będzie do końca swoich dni rozpamiętywał tragedii, jaką jest śmierć. Wszyscy mają własne życie i na nim się skupiają. Więc czy jest rzeczą nieodpowiednią interesować się sprawami przyziemnymi? Według Prudence z pewnością nie. Każdy dba o własny tyłek.
Wszyscy ludzie to tak naprawdę egoiści tylko że jedni potrafią się do tego przyznać, a inni wręcz przeciwnie. Tak samo bycie cieniem, choć tchórzliwe jest przejawem dbania o własną skórę.
Martwi bohaterzy to codzienność. Panna Grisham wolała zdecydowanie być żywym cieniem. Lepszy taki żywot niż żaden. Lepiej nie mieć tak rozwiniętych kontaktów towarzyskich niż ryzykować utratą swego nawet marnego żywota.
Starożytne Runy... ach! To dopiero dziedzina magii. Alfabet, przepowiednia, historia, moc, siła...
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość przekazana za pomocą tych samych kresek. Czy może być coś większego od tak metafizycznej prostoty?
To, że czegoś nie widzimy, nie oznacza od razu, że to nie istnieje.
To, że coś wydaje się nam bezpieczne, nie oznacza, że rzeczywiście takim jest.
Uczucie! Kolejna zmora przeciętnego zjadacza chleba i innych produktów spożywczych. Można mieć nawet lata praktyki i obycie towarzyskie, a i tak sobie z nimi nie radzić. Emocje rosną do rangi choroby - jak zawładną człowiekiem to ten traci kontrolę. Najlepiej więc je stłumić. Ukryć pod kołdrą i na zawsze tam pozostawić. W ten sposób nikt nie naruszy naszej stabilności, nie zdradzi, nie skrzywdzi.
Pozbywając się pragnienia obecności drugiego człowieka z łatwością można zacząć skupiać się wyłącznie na sobie i własnych zajęciach.
Grono nauczycieli... ostatecznie można by powątpiewać w ich kompetencje. Przecież są tak dobrymi pedagogami, że mają niezłą ilość martwych uczniów w tym roku. Lepiej niech już nadchodzą te wakacje, co by w rankingach ten wynik nie podskoczył.
Na pytanie odpowiedziała uniesieniem barków, znaczące tyle, że raczej sama nie ma pojęcia. Po chwili jednak pokazała dwoma palcami ruch, jakby chodziło o chodzenie.
To miało określać spacer. Oczywiście mogła to napisać, ale nie chciała od samego rana bawić się w pisanie. Prawdziwy język migowy stanowi zaś zagadkę i zaskoczenie dla większości, nie ma więc po co o niego nawet pytać.
Wszyscy ludzie to tak naprawdę egoiści tylko że jedni potrafią się do tego przyznać, a inni wręcz przeciwnie. Tak samo bycie cieniem, choć tchórzliwe jest przejawem dbania o własną skórę.
Martwi bohaterzy to codzienność. Panna Grisham wolała zdecydowanie być żywym cieniem. Lepszy taki żywot niż żaden. Lepiej nie mieć tak rozwiniętych kontaktów towarzyskich niż ryzykować utratą swego nawet marnego żywota.
Starożytne Runy... ach! To dopiero dziedzina magii. Alfabet, przepowiednia, historia, moc, siła...
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość przekazana za pomocą tych samych kresek. Czy może być coś większego od tak metafizycznej prostoty?
To, że czegoś nie widzimy, nie oznacza od razu, że to nie istnieje.
To, że coś wydaje się nam bezpieczne, nie oznacza, że rzeczywiście takim jest.
Uczucie! Kolejna zmora przeciętnego zjadacza chleba i innych produktów spożywczych. Można mieć nawet lata praktyki i obycie towarzyskie, a i tak sobie z nimi nie radzić. Emocje rosną do rangi choroby - jak zawładną człowiekiem to ten traci kontrolę. Najlepiej więc je stłumić. Ukryć pod kołdrą i na zawsze tam pozostawić. W ten sposób nikt nie naruszy naszej stabilności, nie zdradzi, nie skrzywdzi.
Pozbywając się pragnienia obecności drugiego człowieka z łatwością można zacząć skupiać się wyłącznie na sobie i własnych zajęciach.
Grono nauczycieli... ostatecznie można by powątpiewać w ich kompetencje. Przecież są tak dobrymi pedagogami, że mają niezłą ilość martwych uczniów w tym roku. Lepiej niech już nadchodzą te wakacje, co by w rankingach ten wynik nie podskoczył.
Na pytanie odpowiedziała uniesieniem barków, znaczące tyle, że raczej sama nie ma pojęcia. Po chwili jednak pokazała dwoma palcami ruch, jakby chodziło o chodzenie.
To miało określać spacer. Oczywiście mogła to napisać, ale nie chciała od samego rana bawić się w pisanie. Prawdziwy język migowy stanowi zaś zagadkę i zaskoczenie dla większości, nie ma więc po co o niego nawet pytać.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Nie Paź 11, 2015 9:21 pm
Ludzie umierali i będą umierać zawsze. Tak podchodziła do tego Kaylin, przynajmniej do wakacji pomiędzy trzecim a czwartym rokiem. Nigdy wcześniej nie myślała o śmierci jakoś szczególnie. Wiedziała, że w życiu każdego człowieka jest ten moment, który to wszystko kończy. Była z tym pogodzona wiedząc, że i ją w końcu to czeka. A potem zdarzył się ten przeklęty wypadek, podczas którego naprawdę myślała, że to już koniec. I koniec dopadł, jednak nie ją, a dwie najukochańsze osoby, jakie miała. Od tamtej pory nie była tą samą Kaylin Wittermore, którą wszyscy kojarzyli z powodu najlepszych ocen na roku.
Przeszłość jednak była tylko przeszłością i każdy musiał sobie z nią radzić. Krukonka miała swoje sposoby, które choć mogłyby wydawać się dziwne, zawsze działały. Miała porządnie wyznaczone priorytety, które mogły jednocześnie zaprowadzić ją bardzo daleko, jak i... Nie zaprowadzić nigdzie. Wolała jednak trzymać się jakiejś misji, celu, który nadawał jej życiu sens. W jej przypadku była to właśnie nauka, którą traktowała bardzo poważnie. Jednocześnie sprawiała jej dużo frajdy i nie męczyła. Wręcz przeciwnie - książki ją wyciszały, pozwalały zapomnieć o problemach, niezależnie jak wielkie by one nie były.
Aż w końcu nadeszły uczucia. Aspołeczna piętnastolatka, która całe życie spędziła pośród książek i nigdy nie miała przyjaciół była łatwym celem. Rozkochanie kogoś takiego w sobie byłoby nieziemsko proste, biorąc pod uwagę ile uwagi i uczucia mogło pragnąć tak delikatne dziewczę. Należało jednak pamiętać, że równie łatwo można złamać jej serce. Profesor Bułhakow nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się tak naprawdę znalazł. Nie wiedział, ile znaczyły dla niej zwykłe, proste rozmowy o niczym i jak bardzo cieszyła się, gdy mówił coś tylko do niej. Czy jednak świadomość tego, zmieniłaby cokolwiek?
Kaylin nie chciała wakacji. Kochała szkołę tak bardzo, że najchętniej siedziałaby w niej przez całe siedem lat bez przerw. Poza tym, bardzo nie chciała wracać do domu. Niestety jednak, czas płynął jak szalony i już niebawem będzie musiała zmierzyć się ze swoimi obawami. Zawsze zazdrościła ludziom, którzy widzą przyszłość - z tego powodu zapisała się na Wróżbiarstwo i Starożytne Runy. Numerologia też pod to wszystko podchodziła i bardzo się na niej starała. Nie miała jednak wrodzonego daru, co dosyć mocno ją frustrowało. Z drugiej strony - czy aby na pewno chciałaby wiedzieć, co się stanie? Czy mogłaby to jakoś zmienić? Wątpiła. Mimo to, przedmioty z tym związane były dla niej bardzo ciekawe.
Wzruszenie ramion kobiety przyjęła spokojnie. Ponownie spojrzała w książkę i zagłębiła się w tajnikach Starożytnych Run, o których była mowa na ostatnich zajęciach.
- Nie jest pani dziś zbyt rozmowna. - Powiedziała cicho do nauczycielki, przez cały czas czytając kolejne akapity. Była tak zamyślona, że nie zdała sobie sprawy z niezręczności swojej wypowiedzi. Nie było to jednak dziwne - Kaylin zawsze mówiła, co jej ślina na język przyniesie. Kilka razy już żałowała.
Przeszłość jednak była tylko przeszłością i każdy musiał sobie z nią radzić. Krukonka miała swoje sposoby, które choć mogłyby wydawać się dziwne, zawsze działały. Miała porządnie wyznaczone priorytety, które mogły jednocześnie zaprowadzić ją bardzo daleko, jak i... Nie zaprowadzić nigdzie. Wolała jednak trzymać się jakiejś misji, celu, który nadawał jej życiu sens. W jej przypadku była to właśnie nauka, którą traktowała bardzo poważnie. Jednocześnie sprawiała jej dużo frajdy i nie męczyła. Wręcz przeciwnie - książki ją wyciszały, pozwalały zapomnieć o problemach, niezależnie jak wielkie by one nie były.
Aż w końcu nadeszły uczucia. Aspołeczna piętnastolatka, która całe życie spędziła pośród książek i nigdy nie miała przyjaciół była łatwym celem. Rozkochanie kogoś takiego w sobie byłoby nieziemsko proste, biorąc pod uwagę ile uwagi i uczucia mogło pragnąć tak delikatne dziewczę. Należało jednak pamiętać, że równie łatwo można złamać jej serce. Profesor Bułhakow nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się tak naprawdę znalazł. Nie wiedział, ile znaczyły dla niej zwykłe, proste rozmowy o niczym i jak bardzo cieszyła się, gdy mówił coś tylko do niej. Czy jednak świadomość tego, zmieniłaby cokolwiek?
Kaylin nie chciała wakacji. Kochała szkołę tak bardzo, że najchętniej siedziałaby w niej przez całe siedem lat bez przerw. Poza tym, bardzo nie chciała wracać do domu. Niestety jednak, czas płynął jak szalony i już niebawem będzie musiała zmierzyć się ze swoimi obawami. Zawsze zazdrościła ludziom, którzy widzą przyszłość - z tego powodu zapisała się na Wróżbiarstwo i Starożytne Runy. Numerologia też pod to wszystko podchodziła i bardzo się na niej starała. Nie miała jednak wrodzonego daru, co dosyć mocno ją frustrowało. Z drugiej strony - czy aby na pewno chciałaby wiedzieć, co się stanie? Czy mogłaby to jakoś zmienić? Wątpiła. Mimo to, przedmioty z tym związane były dla niej bardzo ciekawe.
Wzruszenie ramion kobiety przyjęła spokojnie. Ponownie spojrzała w książkę i zagłębiła się w tajnikach Starożytnych Run, o których była mowa na ostatnich zajęciach.
- Nie jest pani dziś zbyt rozmowna. - Powiedziała cicho do nauczycielki, przez cały czas czytając kolejne akapity. Była tak zamyślona, że nie zdała sobie sprawy z niezręczności swojej wypowiedzi. Nie było to jednak dziwne - Kaylin zawsze mówiła, co jej ślina na język przyniesie. Kilka razy już żałowała.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Sro Paź 14, 2015 1:55 pm
Czyli miłość nastolatka lub dziecka zmieniłaby coś jeśli chodzi o personę, którą jest nauczyciel? Oczywiście, że tak. Świadomość, iż ktoś młody "kocha" dorosłego to nawet ciekawa kwestia. Dla osoby, która fascynuje się ludźmi od strony psychicznej, czyli też dla Prudence takie dylematy to fascynujący temat. Nie chodzi o sam aspekt emocjonalny, o nie. Sęk tkwi w tym, co się może przez to wydarzyć. Prawdopodobny skutek, moralne rozterki i słuszność podjętych decyzji. Świat szczególnie w tych czasach bardzo delikatnie podchodzi do każdego szczegółu o podłożu uczuciowym. Wszystko jest niemal zbyt oczywiste. Tylko czy aby na pewno? Czy można zwyczajnie przemilczeć fakt zauroczenia? "Przechorować go"? Jak zachowają się obie strony? A nawet jeśli nie jest to aż taka straszliwa zbrodnia to, czy nie zostanie ona napiętnowana przez społeczeństwo? Ludzie nie lubią, gdy młoda panienka używa brzydkich słów, jest niekobieca, odzywa się niepytana i gdy obnosi się ze swoimi romantycznymi uczuciami. Oznacza to tyle, że powiedzenie komukolwiek o sytuacji beznadziejnej może skończyć się gorzej niż gdy nie wspomni się o niej wcale.
Tak właśnie słuszność słów: "Możesz powiedzieć wszystko" i cała wolność słowa okazuje się żałosnym założeniem, które nie ma prawa bytu. Dlatego uczucia się chowa. Panna Grisham to robi. Niepozwolenie sobie na zbyt duże uniesienia umożliwia przetrwanie w świecie, który każdego dnia wypruwa z naszych dusz nadzieję na to, iż ktoś jest w stanie je w ogóle zrozumieć. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jedno spotkanie może odmienić czyjeś całe życie, jedno miejsce.
Jeden Hogwart na przykład. Co byłoby z nauczycielką Starożytnych Run?
Cóż, prawdopodobnie już by jej po prostu nie było.
Można przewidywać przyszłość w niezwykle umiejętny sposób. Nie zawsze jednak nawet jej znajomość ułatwia cokolwiek. Przeznaczenie i Los są kobietami bardzo zmiennymi - jak mają humorek to tak, jakby przez ludzkie życie przechodziło tornado. Przyszłość sama zmieniała się bezustannie. Nie da się jej zatrzymać, ale też zmusić do zmiany, jeśli sama tego nie uczyni.
Prudence wydała z siebie dźwięk przypominający śmiech. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy to ostatnio była jakoś specjalnie rozmowa. Taka uwaga z pewnością nie zdarza się często. Lekko rozbawiona usiadła obok dziewczyny i wyjęła pergamin.
Ani wczoraj ani jutro nie będę, jeśli Cię to pocieszy - Z uśmiechem podała go uczennicy. Miała tylko nadzieję, że dziewczę jest na tyle bystre, iż zrozumie o co jej chodziło. Tylko tego brakowało, by się oburzyła, że członek grona pedagogicznego nie ma ochoty rozmawiać z uczniem! A niestety i taka interpretacja jest możliwa. Trudno jest przekazywać coś poprzez zapis. Wszyscy mogą to opacznie zrozumieć. Każde słowo.
Tak właśnie słuszność słów: "Możesz powiedzieć wszystko" i cała wolność słowa okazuje się żałosnym założeniem, które nie ma prawa bytu. Dlatego uczucia się chowa. Panna Grisham to robi. Niepozwolenie sobie na zbyt duże uniesienia umożliwia przetrwanie w świecie, który każdego dnia wypruwa z naszych dusz nadzieję na to, iż ktoś jest w stanie je w ogóle zrozumieć. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że jedno spotkanie może odmienić czyjeś całe życie, jedno miejsce.
Jeden Hogwart na przykład. Co byłoby z nauczycielką Starożytnych Run?
Cóż, prawdopodobnie już by jej po prostu nie było.
Można przewidywać przyszłość w niezwykle umiejętny sposób. Nie zawsze jednak nawet jej znajomość ułatwia cokolwiek. Przeznaczenie i Los są kobietami bardzo zmiennymi - jak mają humorek to tak, jakby przez ludzkie życie przechodziło tornado. Przyszłość sama zmieniała się bezustannie. Nie da się jej zatrzymać, ale też zmusić do zmiany, jeśli sama tego nie uczyni.
Prudence wydała z siebie dźwięk przypominający śmiech. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy to ostatnio była jakoś specjalnie rozmowa. Taka uwaga z pewnością nie zdarza się często. Lekko rozbawiona usiadła obok dziewczyny i wyjęła pergamin.
Ani wczoraj ani jutro nie będę, jeśli Cię to pocieszy - Z uśmiechem podała go uczennicy. Miała tylko nadzieję, że dziewczę jest na tyle bystre, iż zrozumie o co jej chodziło. Tylko tego brakowało, by się oburzyła, że członek grona pedagogicznego nie ma ochoty rozmawiać z uczniem! A niestety i taka interpretacja jest możliwa. Trudno jest przekazywać coś poprzez zapis. Wszyscy mogą to opacznie zrozumieć. Każde słowo.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Sro Paź 14, 2015 4:06 pm
Miłość. Ach, jakże szumnie brzmiało to słowo! Kaylin tak naprawdę wiedziała jedynie, że istnieje wiele rodzajów tego, podobno tak pięknego uczucia. Była miłość matczyna, braterska, dziadków do wnuków... I masa innych, jak chociażby miłość przyjacielska czy po prostu fizyczna, o których wiele razy czytała w książkach. Ale w powieściach romantycznych chodziło przede wszystkim o miłość romantyczną, która zdawała się być nieziemsko skomplikowana i nieodgadniona. Krukonka, choć jej serce biło coraz bardziej dla przystojnego nauczyciela, cały czas nie była pewna tego, co czuła. Wiedziała, że wzbudził w niej autorytet, okazał się osobą, za którą chciała podążać. Pod której okiem chciała się rozwijać. Ale czy to było tylko to?
Cały czas o nim myślała, przed oczami miała jego twarz. Delikatny uśmiech, który choć nie pojawiał się często, tak bardzo ją od siebie uzależniał. Kaylin nie kochała nigdy wcześniej, skąd więc miała wiedzieć, czy to było właśnie to uczucie? Wiedziała jedynie, że pragnęła cały czas być z nim, rozmawiać, czy po prostu na siebie patrzeć. I choć nie do końca rozumiała swoich potrzeb, każde przypadkowe otarcie o jego dłonie, ramię czy inną część ciała sprawiało, że czuła się szczęśliwa. Coś w jej środku przekręcało się nerwowo, sprawiając jej jednak przyjemność.
Brak doświadczenia sprawiał, że nie zdawała sobie sprawy z potrzeby kontaktu fizycznego. Pierwszy pocałunek przeżyła z poltergeistem i nie zapamiętała z tego praktycznie niczego przyjemnego. Prawdę mówiąc, po prostu nic nie poczuła. Czy była zawiedziona? Odrobinę, w końcu tyle się nasłuchała o tym, jakie to przyjemne. Potem jednak pomyślała, że może to kwestia nie samego pocałunku, a jednak osoby, z którą się ten pocałunek przeżywało? Czy patrząc na twarz Bułhakowa nie marzyła podświadomie o tym, by dotknąć jego ust, złożyć na nich pocałunek? By objął ją swymi męskimi ramionami? Najprawdopodobniej tak, jednak nadal nie zdawała sobie z tego sprawy.
Była jednocześnie bardzo niedoświadczona i niedojrzała, ale i dosyć rozsądnie patrząca na życie i odpowiedzialna. Wiedziała, że choć jej uczucie było strasznie silne, na pewno nie dosięgnęło do serca profesora. Wiedziała też, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, miałaby problem. Zarówno ona, jak i sam Bułhakow. Kto bowiem patrzy przychylnie na młodziutką, ledwie piętnastoletnią pannicę, poważnie zadurzoną w ponad dwadzieścia lat starszym mężczyźnie? Zdawała sobie sprawę z konsekwencji jakie niosło jej uczucie i samo to sprawiało, że czuła po prostu strach. Nie miała przyjaciół, z którymi mogłaby o tym porozmawiać. Przez przypadek zaczęła ten temat z Irytkiem, który przekonał ją, że powinna próbować. Przez chwilę nawet wierzyła, że to ma sens. Aż do kolejnego spotkania z Vakelem, który zdawał się być całkowicie niewzruszony na jej, praktycznie widoczne, uczucia. Co więc miała w takiej sytuacji robić? Przeczekać? Nie wiedziała.
Mimo wpatrywania się w księgę, tak naprawdę jej myśli krążyły z daleka od tematyki Starożytnych Run. Problem z profesorem Bułhakowem zdawał się zżerać ją od środka i powodował, że zawsze chętnie ucząca się Kaylin zamiast czytać patrzyła zwyczajnie na kartkę niczego nie dostrzegając tak naprawdę. Dlatego też, kiedy usłyszała dźwięk wydobywający się z ust nauczycielki zaczęła analizować swoje ostatnie słowa. Czym mogła ją tak rozbawić?
Nie jest pani dziś zbyt rozmowna.
Rumieniec zawstydzenia wypłynął jej na policzki. Dopiero teraz dotarło do niej, jak niefortunnie dobrała słowa. Czy jednak Prue się obraziła? Czy po prostu uznała to za całkiem zabawne? Kaylin nie potrafiła tego rozszyfrować, a kiedy nauczycielka przysiadła się podsuwając kartkę z tekstem, szybko nań spojrzała.
- Przepraszam, to musiało zabrzmieć dosyć okrutnie. - Zaczęła spoglądając na twarz Prudence. Naprawdę nie chciała być nie miła, zwłaszcza w stosunku do kobiety, którą lubiła.
- Zawsze palnę coś głupiego. Nic dziwnego, że nikt się ze mną nie zadaje. - Westchnęła. - Nawet profesor Bułhakow kazał mi bardziej baczyć na słowa. A przecież bardzo się starałam nie mówić niczego nieodpowiedniego. - Dodała robiąc niezadowoloną z siebie, jednak z boku wyglądającą dosyć śmiesznie minę.
Cały czas o nim myślała, przed oczami miała jego twarz. Delikatny uśmiech, który choć nie pojawiał się często, tak bardzo ją od siebie uzależniał. Kaylin nie kochała nigdy wcześniej, skąd więc miała wiedzieć, czy to było właśnie to uczucie? Wiedziała jedynie, że pragnęła cały czas być z nim, rozmawiać, czy po prostu na siebie patrzeć. I choć nie do końca rozumiała swoich potrzeb, każde przypadkowe otarcie o jego dłonie, ramię czy inną część ciała sprawiało, że czuła się szczęśliwa. Coś w jej środku przekręcało się nerwowo, sprawiając jej jednak przyjemność.
Brak doświadczenia sprawiał, że nie zdawała sobie sprawy z potrzeby kontaktu fizycznego. Pierwszy pocałunek przeżyła z poltergeistem i nie zapamiętała z tego praktycznie niczego przyjemnego. Prawdę mówiąc, po prostu nic nie poczuła. Czy była zawiedziona? Odrobinę, w końcu tyle się nasłuchała o tym, jakie to przyjemne. Potem jednak pomyślała, że może to kwestia nie samego pocałunku, a jednak osoby, z którą się ten pocałunek przeżywało? Czy patrząc na twarz Bułhakowa nie marzyła podświadomie o tym, by dotknąć jego ust, złożyć na nich pocałunek? By objął ją swymi męskimi ramionami? Najprawdopodobniej tak, jednak nadal nie zdawała sobie z tego sprawy.
Była jednocześnie bardzo niedoświadczona i niedojrzała, ale i dosyć rozsądnie patrząca na życie i odpowiedzialna. Wiedziała, że choć jej uczucie było strasznie silne, na pewno nie dosięgnęło do serca profesora. Wiedziała też, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, miałaby problem. Zarówno ona, jak i sam Bułhakow. Kto bowiem patrzy przychylnie na młodziutką, ledwie piętnastoletnią pannicę, poważnie zadurzoną w ponad dwadzieścia lat starszym mężczyźnie? Zdawała sobie sprawę z konsekwencji jakie niosło jej uczucie i samo to sprawiało, że czuła po prostu strach. Nie miała przyjaciół, z którymi mogłaby o tym porozmawiać. Przez przypadek zaczęła ten temat z Irytkiem, który przekonał ją, że powinna próbować. Przez chwilę nawet wierzyła, że to ma sens. Aż do kolejnego spotkania z Vakelem, który zdawał się być całkowicie niewzruszony na jej, praktycznie widoczne, uczucia. Co więc miała w takiej sytuacji robić? Przeczekać? Nie wiedziała.
Mimo wpatrywania się w księgę, tak naprawdę jej myśli krążyły z daleka od tematyki Starożytnych Run. Problem z profesorem Bułhakowem zdawał się zżerać ją od środka i powodował, że zawsze chętnie ucząca się Kaylin zamiast czytać patrzyła zwyczajnie na kartkę niczego nie dostrzegając tak naprawdę. Dlatego też, kiedy usłyszała dźwięk wydobywający się z ust nauczycielki zaczęła analizować swoje ostatnie słowa. Czym mogła ją tak rozbawić?
Nie jest pani dziś zbyt rozmowna.
Rumieniec zawstydzenia wypłynął jej na policzki. Dopiero teraz dotarło do niej, jak niefortunnie dobrała słowa. Czy jednak Prue się obraziła? Czy po prostu uznała to za całkiem zabawne? Kaylin nie potrafiła tego rozszyfrować, a kiedy nauczycielka przysiadła się podsuwając kartkę z tekstem, szybko nań spojrzała.
- Przepraszam, to musiało zabrzmieć dosyć okrutnie. - Zaczęła spoglądając na twarz Prudence. Naprawdę nie chciała być nie miła, zwłaszcza w stosunku do kobiety, którą lubiła.
- Zawsze palnę coś głupiego. Nic dziwnego, że nikt się ze mną nie zadaje. - Westchnęła. - Nawet profesor Bułhakow kazał mi bardziej baczyć na słowa. A przecież bardzo się starałam nie mówić niczego nieodpowiedniego. - Dodała robiąc niezadowoloną z siebie, jednak z boku wyglądającą dosyć śmiesznie minę.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Czw Paź 15, 2015 8:04 pm
Miłość! Wszyscy tylko o niej krzyczą. Głoszą wykłady, śpiewają hymny i psalmy, piszą elaboraty i tworzą jeszcze miliony innych cudacznych rzeczy. Wszyscy niby wiedzą o co z nią chodzi. Ostatecznie jednak nie ma żadnej konkretnej definicji, porady na to zjawisko. Nikt nic nie wie, ale wszyscy wiedzą. Paradoks? Ogromny. Jak łatwo pomylić zwykłe zainteresowanie i oczarowanie danym człowiekiem z miłością! Dobrego przyjaciela i powiernika z ukochanym. Kuszącą nas atrakcyjnością osobę z pragnieniem jej obecności dla samego faktu jej bycia. A może obiekt westchnień jest po prostu czymś, co po raz pierwszy dało szansę się polubić? Z miłością to wszystko ma niby wiele wspólnego, ale tak naprawdę chodzi dookoła tego, jak po spacerniaku, czekając na bójkę. Nie da się wiedzieć, czy to już zmienia się w prawdziwą istotę tego uczucia.
Jedna wielka niewiedza. Chaos. Bezsens. Kochanie jest jak wystawianie się na odstrzał wszystkiego, co chce krzywdzić. Miłość i nienawiść to jedność. Ogromna bomba z opóźnionym zapłonem. Taka, której się nie spodziewamy, a która szybko wybuchnie. Albo zabije obie strony albo tylko jedną. W obu przypadkach zawsze są większe straty niż zyski.
Prudence mogła sobie tak właśnie świat tłumaczyć. Nie da się być kobietą i nigdy nie spojrzeć na przystojnego mężczyznę. Z czasem jednak wreszcie się wyłączyła. Nie można kochać, bo miłość zabija. Albo ją zabije albo kogoś, bo nie potrafi jeszcze pokazać komukolwiek całej siebie z każdej możliwej strony. Nikt nie wie wszystkiego, by nie musiała się narażać. Jakie to musi być głupie - dorosła kobieta bez żadnej przeżytej przygody miłosnej. Żadnej wzruszającej, ckliwej, czy romantycznej historii. Ostatecznie w ogóle bez jakiejkolwiek historii, ale pal licho. Przyjaźń, miłość i inne grupy towarzyskich pragnień, potrzeb i chęci są nieosiągalne, gdy ktoś siedzi za bezpiecznymi kratami. Chyba, że ktoś zechce wejść do Twojej klatki.
Jeśli profesor Vakel nigdy nie zachce przekroczyć progu Kaylin to nawet jeśli ta spróbuje się wprosić do niego... skończy się to klęską. W miłości albo obie strony zyskują wszystko albo obie tracą. Niczym rosyjska ruletka. Jak oboje zagrają to muszą mieć sporo szczęścia do wybrednego Losu. O ile zechcą grać z Losem, co jest wyjątkowym ryzykiem.
Prue się nie obraża. To jedna z tych cech, która pomaga żyć. Zero emocjonalnego przywiązania do ludzi (a przynajmniej ograniczone jak tylko się da) i ich słów. Wtedy można się śmiać z siebie i innych do woli.
Nie było okrutne, spokojnie. Na słowa zaś zawsze trzeba baczyć. Im szybciej nauczysz się je dobierać, tym w życiu będzie Ci łatwiej - Karteczka z cyklu "jak poradzić ludziom, by nauczyli się milczeć albo chociaż kłamać". W końcu pedagog ma uczyć. Panna Grisham lubiła dawać właśnie takie lekcje. Życiowe, bo sama z nich korzysta z przymusu, a reszta mogłaby nauczyć się dla własnego bezpieczeństwa.
Jedna wielka niewiedza. Chaos. Bezsens. Kochanie jest jak wystawianie się na odstrzał wszystkiego, co chce krzywdzić. Miłość i nienawiść to jedność. Ogromna bomba z opóźnionym zapłonem. Taka, której się nie spodziewamy, a która szybko wybuchnie. Albo zabije obie strony albo tylko jedną. W obu przypadkach zawsze są większe straty niż zyski.
Prudence mogła sobie tak właśnie świat tłumaczyć. Nie da się być kobietą i nigdy nie spojrzeć na przystojnego mężczyznę. Z czasem jednak wreszcie się wyłączyła. Nie można kochać, bo miłość zabija. Albo ją zabije albo kogoś, bo nie potrafi jeszcze pokazać komukolwiek całej siebie z każdej możliwej strony. Nikt nie wie wszystkiego, by nie musiała się narażać. Jakie to musi być głupie - dorosła kobieta bez żadnej przeżytej przygody miłosnej. Żadnej wzruszającej, ckliwej, czy romantycznej historii. Ostatecznie w ogóle bez jakiejkolwiek historii, ale pal licho. Przyjaźń, miłość i inne grupy towarzyskich pragnień, potrzeb i chęci są nieosiągalne, gdy ktoś siedzi za bezpiecznymi kratami. Chyba, że ktoś zechce wejść do Twojej klatki.
Jeśli profesor Vakel nigdy nie zachce przekroczyć progu Kaylin to nawet jeśli ta spróbuje się wprosić do niego... skończy się to klęską. W miłości albo obie strony zyskują wszystko albo obie tracą. Niczym rosyjska ruletka. Jak oboje zagrają to muszą mieć sporo szczęścia do wybrednego Losu. O ile zechcą grać z Losem, co jest wyjątkowym ryzykiem.
Prue się nie obraża. To jedna z tych cech, która pomaga żyć. Zero emocjonalnego przywiązania do ludzi (a przynajmniej ograniczone jak tylko się da) i ich słów. Wtedy można się śmiać z siebie i innych do woli.
Nie było okrutne, spokojnie. Na słowa zaś zawsze trzeba baczyć. Im szybciej nauczysz się je dobierać, tym w życiu będzie Ci łatwiej - Karteczka z cyklu "jak poradzić ludziom, by nauczyli się milczeć albo chociaż kłamać". W końcu pedagog ma uczyć. Panna Grisham lubiła dawać właśnie takie lekcje. Życiowe, bo sama z nich korzysta z przymusu, a reszta mogłaby nauczyć się dla własnego bezpieczeństwa.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Sob Paź 17, 2015 1:22 pm
Nic więc dziwnego, że tak urocze i niczego nieświadome dziewczę utonęło w fali krzyków na temat miłości. Nie była głupia, jednak uczucia okazały się być strefą, która absolutnie nie jest jej znana. Potrzebowała pomocy w ich zrozumieniu, przewodnika, który wytłumaczyłby jej wszystko. Tylko gdzie znaleźć kogoś takiego? Jej rówieśniczki dzieliły się swoimi spostrzeżeniami ze sobą, ze starszymi koleżankami czy siostrami. Ona jednak nie miała nikogo, ani jednej żywej duszy, której mogłaby się o to zapytać. Jeżeli już nawiązywała z kimś bliższą więź, był to duch albo starszy chłopiec, który przecież nie odpowie jej tak, jak inne dziewczę. Co więc miała robić?
Nie wiedziała. Dlatego trwała w stagnacji, która ciągnęła się już od jakiegoś czasu. Bardzo chciała zrozumieć własne uczucia, przestać w nich tonąć. Jednak, czy zrozumienie miłości było w ogóle możliwe? Czy zwykły opis mógł jej w czymś pomóc? Ach, ileż pytań tworzyło się w jej głowie. Szkoda, że na żadne z nich nie pojawiła się ani jedna odpowiedź...
Profesor Bułhakow był nieosiągalny. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli jej uczucie jest szczere, będzie musiało pozostać na dnie jej serca. Nie wątpiła ani przez chwilę w to, że jest dla niego kolejną z wielu uczennic. Może zdolniejszą, w końcu sam ją taką nazwał, ale i przy tym nieziemsko irytującą. Była przekonana, że Vakel nawet jej nie lubi. Gdy ta myśl do niej docierała, za każdym razem czuła potężne ukłucie w piersi i chciało jej się płakać.
Kaylin spojrzała na nauczycielkę nadal zawstydzona swoim brakiem taktu i ogłady. Przeczytała karteczkę i kiwnęła głową zgadzając się z nią całkowicie. Od małego ojciec ganił ją za zbyt frywolny język. Tutaj jednak nie było ani ojca, ani matki, którzy chcieliby ją porządnie wychować. Tutaj wychowywała się sama, pod okiem nauczycieli. I choć wielu z nich było naprawdę wspaniałych... Cóż, mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż zajmowanie się każdym uczniem z osobna.
- Chciałabym tak umieć. W takich chwila zapewne łatwiej jest porozumiewać się jak pani. - Powiedziała cicho, by po chwili znowu się zarumienić. Chrząknęła i zawstydzona od razu zaczęła ratować sytuację, by znowu nie wyszła na straszną dziewczynkę.
- To znaczy, chodzi mi o pisanie. Bo zanim się coś napisze trzeba się zastanowić. I jak zobaczy się swoją wypowiedź na kartce ma się jeszcze chwilę na ocenienie, czy jest odpowiednia. A kiedy się mówi... Najpierw słowa wypływają z ust, dopiero gdy się samemu je słyszy dociera do nas ich sens. - Dodała bardzo dobrze wiedząc, jakie to upokarzające. Ile razy zdarzyło jej się powiedzieć coś głupiego, zanim tak naprawdę o tym pomyślała.
Nie wiedziała. Dlatego trwała w stagnacji, która ciągnęła się już od jakiegoś czasu. Bardzo chciała zrozumieć własne uczucia, przestać w nich tonąć. Jednak, czy zrozumienie miłości było w ogóle możliwe? Czy zwykły opis mógł jej w czymś pomóc? Ach, ileż pytań tworzyło się w jej głowie. Szkoda, że na żadne z nich nie pojawiła się ani jedna odpowiedź...
Profesor Bułhakow był nieosiągalny. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeżeli jej uczucie jest szczere, będzie musiało pozostać na dnie jej serca. Nie wątpiła ani przez chwilę w to, że jest dla niego kolejną z wielu uczennic. Może zdolniejszą, w końcu sam ją taką nazwał, ale i przy tym nieziemsko irytującą. Była przekonana, że Vakel nawet jej nie lubi. Gdy ta myśl do niej docierała, za każdym razem czuła potężne ukłucie w piersi i chciało jej się płakać.
Kaylin spojrzała na nauczycielkę nadal zawstydzona swoim brakiem taktu i ogłady. Przeczytała karteczkę i kiwnęła głową zgadzając się z nią całkowicie. Od małego ojciec ganił ją za zbyt frywolny język. Tutaj jednak nie było ani ojca, ani matki, którzy chcieliby ją porządnie wychować. Tutaj wychowywała się sama, pod okiem nauczycieli. I choć wielu z nich było naprawdę wspaniałych... Cóż, mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż zajmowanie się każdym uczniem z osobna.
- Chciałabym tak umieć. W takich chwila zapewne łatwiej jest porozumiewać się jak pani. - Powiedziała cicho, by po chwili znowu się zarumienić. Chrząknęła i zawstydzona od razu zaczęła ratować sytuację, by znowu nie wyszła na straszną dziewczynkę.
- To znaczy, chodzi mi o pisanie. Bo zanim się coś napisze trzeba się zastanowić. I jak zobaczy się swoją wypowiedź na kartce ma się jeszcze chwilę na ocenienie, czy jest odpowiednia. A kiedy się mówi... Najpierw słowa wypływają z ust, dopiero gdy się samemu je słyszy dociera do nas ich sens. - Dodała bardzo dobrze wiedząc, jakie to upokarzające. Ile razy zdarzyło jej się powiedzieć coś głupiego, zanim tak naprawdę o tym pomyślała.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Sob Paź 17, 2015 7:53 pm
Tylko jakże trudno jest znaleźć naprawdę dobrego przewodnika! Tłumaczenie, prowadzenie, opowiadanie, ukazywanie - to wszystko jest wyjątkowo skomplikowaną sprawą, a poczynione w zaniedbany sposób mogłoby się zakończyć tragiczniej niż kompletny brak kogoś, kto wskaże nam drogę. Do tego cóż to za wykluczanie zmarłych! Duchy mają czasami setki lat doświadczenia. Zasłyszane historie, własne życie i śmierć, opowieści innych i miliony źródeł o których można dowiedzieć się dopiero, gdy opuści się swoją cielesną powłokę. Z ich mądrości właśnie powinno zacząć się korzystać częściej, bo zbyt często zapominamy o historii, która lubi zataczać koło, a której oni mają większą świadomość. Rzecz jasna nie wykluczamy w ten sposób sióstr i innego rodzaju rówieśniczek, jednakże z pewnością ich wiedza również jest ograniczona. Bo co o miłości wiedzieć może nastolatka, która sama przechodzi zaledwie ciągłe zauroczenia? Inaczej sprawa się ma z dojrzałą kobietą, ale i ona często ma do czynienia tylko z marną namiastką owego uczucia. Nie da się więc nawet znaleźć nikogo, kto dawałby nam pewność, iż przekazana nam wiedza tajemna w tymże temacie jest użyteczna. Wszyscy kłamią, więc ryzyko wzrasta. Nigdy nie możemy być pewni, co się kryje pod czaszką osoby obok nas, gdyż nawet pozornie nieszkodliwy człowiek może okazać się kimś zupełnie innym. Może więc i profesor Bułhakow kryje coś innego niż ta młoda dama myśli?
Może jednak ją lubi tylko nie tak, jak ona jego? Albo on właśnie lubi ją nawet bardziej? A może nie lubi niczego? A może...
Omińmy może, a szczególnie to "a" na początku zdania, które aż rani oczy. Sprawa ma się jasno - żeby wiedzieć kto, co, komu i jak ugrzęzło w mózgu trzeba zostać zaproszonym lub wejść tam raz nieproszonym. Opcja druga jest jedynie problemem w tym sensie, że gdy raz tam wpadniemy to już nigdy nie będziemy mieli szansy na to znowu. Jegomość zwyczajnie nas wywali i zostawi na pastwę losu. Wyjść jest jednak potencjalnie sporo, nie każda jednak jest w ogóle opłacalna, wiec lepiej uznawać jest od razu na bezsensowne i nawet nie zaliczać do jakichkolwiek możliwości. W przypadku wychowania zachodzi pewna analogia. Gdy ktoś jest niewychowany i nie chce takim zostać to choćby się waliło i paliło to albo siła albo ulegnie i zdecyduje się on coś zmienić. Pierwsza opcja zawodzi w 99% przypadków. Druga... 98% ale to zawsze jakaś różnica, czyż nie? Dlatego też pedagodzy zajmują się całymi grupami, a nie pojedynczymi osobami - przegapienie jednej osoby w tłumie jest oczywistością i potem nie trzeba się martwić, iż robota została zwyczajnie spaprana.
Och co za maleństwo! Niepewność co do naszych własnych słów jest zjawiskiem zbyt częstym. Prudence miała ochotę się zaśmiać, ale wiedziała, że po raz kolejny można byłoby to opacznie zrozumieć. Powstrzymała się więc i naskrobała kilka zdań dla dziewczyny, by nie tłumaczyła się jej ciągle.
Zauważ jednak, iż gdy coś napiszemy to nikt nie czuje wydźwięku naszych słów. Intonacja praktycznie nie istnieje na papierze, bo ciężko napisać coś, co usłyszałabyś jako smutek, żal, gorycz w głosie. Nie da się usłyszeć radości słów. Można je tylko zobaczyć i spróbować zrozumieć. Słowa dają wielką moc, gdy mogą być wypowiadane. Dają Ci słuchaczy. Trzeba tylko nauczyć się mówić tak, jak piszemy - po przemyśleniu tego, co chcemy przekazać - Chwilę zajęło jej zapisanie tego wszystkiego, ale wreszcie udało się jej zakończyć ten moment skupienia na kaligrafii i podać efekt tych zmagań Kaylin.
Może jednak ją lubi tylko nie tak, jak ona jego? Albo on właśnie lubi ją nawet bardziej? A może nie lubi niczego? A może...
Omińmy może, a szczególnie to "a" na początku zdania, które aż rani oczy. Sprawa ma się jasno - żeby wiedzieć kto, co, komu i jak ugrzęzło w mózgu trzeba zostać zaproszonym lub wejść tam raz nieproszonym. Opcja druga jest jedynie problemem w tym sensie, że gdy raz tam wpadniemy to już nigdy nie będziemy mieli szansy na to znowu. Jegomość zwyczajnie nas wywali i zostawi na pastwę losu. Wyjść jest jednak potencjalnie sporo, nie każda jednak jest w ogóle opłacalna, wiec lepiej uznawać jest od razu na bezsensowne i nawet nie zaliczać do jakichkolwiek możliwości. W przypadku wychowania zachodzi pewna analogia. Gdy ktoś jest niewychowany i nie chce takim zostać to choćby się waliło i paliło to albo siła albo ulegnie i zdecyduje się on coś zmienić. Pierwsza opcja zawodzi w 99% przypadków. Druga... 98% ale to zawsze jakaś różnica, czyż nie? Dlatego też pedagodzy zajmują się całymi grupami, a nie pojedynczymi osobami - przegapienie jednej osoby w tłumie jest oczywistością i potem nie trzeba się martwić, iż robota została zwyczajnie spaprana.
Och co za maleństwo! Niepewność co do naszych własnych słów jest zjawiskiem zbyt częstym. Prudence miała ochotę się zaśmiać, ale wiedziała, że po raz kolejny można byłoby to opacznie zrozumieć. Powstrzymała się więc i naskrobała kilka zdań dla dziewczyny, by nie tłumaczyła się jej ciągle.
Zauważ jednak, iż gdy coś napiszemy to nikt nie czuje wydźwięku naszych słów. Intonacja praktycznie nie istnieje na papierze, bo ciężko napisać coś, co usłyszałabyś jako smutek, żal, gorycz w głosie. Nie da się usłyszeć radości słów. Można je tylko zobaczyć i spróbować zrozumieć. Słowa dają wielką moc, gdy mogą być wypowiadane. Dają Ci słuchaczy. Trzeba tylko nauczyć się mówić tak, jak piszemy - po przemyśleniu tego, co chcemy przekazać - Chwilę zajęło jej zapisanie tego wszystkiego, ale wreszcie udało się jej zakończyć ten moment skupienia na kaligrafii i podać efekt tych zmagań Kaylin.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Nie Paź 18, 2015 12:38 pm
Bycie dobrym przewodnikiem jest równie ciężkie, jak znalezienie takiego. Kaylin mogłaby czerpać wiedzę od duchów, gdyby nie fakt, że przyjaźniła się z tymi mniej ogarniętymi w sferze uczuć i emocji. Bo jakże inaczej określić Irytka? Stworzenie, które zdawało się być w tym wszystkim bardziej zagubione od samej panny Wittermore? Mimo to, jakoś dziwnie dobrze jej się z nim dogadywało, co zapewne wprawiłoby w zdziwienie nie jedną osobę w całym Hogwarcie.
Każdy miał swoje tajemnice. Miała je Prue, miał je Dumbledore, miała McGonagall i z pewnością miała je nawet młodziutka Krukonka, której serce zabiło mocniej do naprawdę nieodpowiedniej osoby. Wiedziała to od początku, lecz co mogła z tym zrobić? Nie była w stanie przestać, choć tak bardzo chciała. Remus miał rację twierdząc, że to wszystko jest po prostu bardzo niepoprawne. Mimo to, uczuć nie dało się wyłączyć jednym przyciskiem. Po prostu były i w pewien sposób nami rządziły.
Najgorsze z tego wszystkiego było to, że dziewczę nie miało pojęcia o prawdziwym życiu Vakela. Nie znało jego trosk, problemów i prawdziwej twarzy, choć czasem dostrzegała przebłysk tego mrocznego Bułhakowa, którym nie bywał na co dzień.
Kaylin bardzo chciała, żeby profesor B. ją lubił. I chciała też o tym wiedzieć. Chciała czuć się lubiana przez osobę, którą tak bardzo podziwiała i przy której chciała spędzać dużo czasu. To wszystko jednak było tak pogmatwane, że na samą myśl kręciło jej się w głowie. Jak miała się tego wszystkiego dowiedzieć? Nie była na tyle odważna, by po prostu zapytać. Za bardzo bała się konsekwencji.
Kiedy dziewczę dostało kolejną kartkę od nauczycielki przez chwilę milczało. Wpatrywało się w literki i jakby zastanawiało, co odpowiedzieć. Zamknęła jednym ruchem księgę, która przed nią leżała i spojrzała na nauczycielkę.
- Może faktycznie tak jest. Ale głos lubi platać figle i wprowadzać w niezręczne sytuacje. Zwłaszcza mnie, zaczynam się jąkać i drżeć. Nawet pani sobie nie wyobraża, jaki wstyd mnie ciągle spotyka przez to, co mówię, bądź gorzej... Przez to, jak brzmi wtedy mój głos. - Powiedziała uśmiechając się delikatnie do Prue. Lubiła ją, była spokojna i miła. Tacy nauczyciele byli bardzo potrzebni, choć z drugiej strony osoby pokroju Bułhakowa bardziej motywowali jednostki takie jak Wittermore.
Każdy miał swoje tajemnice. Miała je Prue, miał je Dumbledore, miała McGonagall i z pewnością miała je nawet młodziutka Krukonka, której serce zabiło mocniej do naprawdę nieodpowiedniej osoby. Wiedziała to od początku, lecz co mogła z tym zrobić? Nie była w stanie przestać, choć tak bardzo chciała. Remus miał rację twierdząc, że to wszystko jest po prostu bardzo niepoprawne. Mimo to, uczuć nie dało się wyłączyć jednym przyciskiem. Po prostu były i w pewien sposób nami rządziły.
Najgorsze z tego wszystkiego było to, że dziewczę nie miało pojęcia o prawdziwym życiu Vakela. Nie znało jego trosk, problemów i prawdziwej twarzy, choć czasem dostrzegała przebłysk tego mrocznego Bułhakowa, którym nie bywał na co dzień.
Kaylin bardzo chciała, żeby profesor B. ją lubił. I chciała też o tym wiedzieć. Chciała czuć się lubiana przez osobę, którą tak bardzo podziwiała i przy której chciała spędzać dużo czasu. To wszystko jednak było tak pogmatwane, że na samą myśl kręciło jej się w głowie. Jak miała się tego wszystkiego dowiedzieć? Nie była na tyle odważna, by po prostu zapytać. Za bardzo bała się konsekwencji.
Kiedy dziewczę dostało kolejną kartkę od nauczycielki przez chwilę milczało. Wpatrywało się w literki i jakby zastanawiało, co odpowiedzieć. Zamknęła jednym ruchem księgę, która przed nią leżała i spojrzała na nauczycielkę.
- Może faktycznie tak jest. Ale głos lubi platać figle i wprowadzać w niezręczne sytuacje. Zwłaszcza mnie, zaczynam się jąkać i drżeć. Nawet pani sobie nie wyobraża, jaki wstyd mnie ciągle spotyka przez to, co mówię, bądź gorzej... Przez to, jak brzmi wtedy mój głos. - Powiedziała uśmiechając się delikatnie do Prue. Lubiła ją, była spokojna i miła. Tacy nauczyciele byli bardzo potrzebni, choć z drugiej strony osoby pokroju Bułhakowa bardziej motywowali jednostki takie jak Wittermore.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Wto Paź 20, 2015 10:27 pm
Z Irytkiem sprawa jest o tyle trudna, że nie jest takim sobie po prostu duchem. Może to tak wpływała na sposób pojmowania stanów uczuciowych? Cóż, nigdy nic nie wiadomo. Jeśli chodzi o emocje to takie same problemy mają wszystkie istoty. Dlatego jeszcze gorzej jest z tymi całymi poszukiwaniami. Skoro każdy gatunek staje przed takimi wyzwaniem jak próba pojęcia tego całego zamieszania z miłością to dlaczego nikt jeszcze nie napisał jednego słusznego poradnika, jak to ogarnąć? Setki lat i nic z tego? Jest to ogromnie dołująca wizja, ale prawdziwa - nic i nikt nie da rady stworzyć uniwersalnych zasad w tym temacie. Każdy przypadek jest tak różny, iż samo rozważenie wszystkich opcji graniczy z cudem, nie wspominając już o zapisaniu wniosków. Uczucia są zmienne i nielogiczne, więc próba wytłumaczenia czegoś, co nawet przez zainteresowanych często uznawane jest za chaotyczne to iście syzyfowa praca. Określanie więc czegoś za niepoprawne to również jedna z wielu opinii. Jedna osoba powie to, inna tamto, a kolejna siamto i ostatecznie wciąż nie wynika z tego kompletnie nic. Dewiza "Wiem, że nic nie wiem" nabiera tutaj olbrzymich rozmiarów. Konsekwencje zas niewiedzy są równie duże. Posiadanie jednak wcale nie musi przynieść jakiegokolwiek ukojenia, gdyż im więcej mamy wiedzy, tym bardziej świat jest oczywisty, a w oczywistości człowiekowi zbyt trudno jest wierzyć. Czasami jednak otrzymując informację wyciągamy wnioski. Taka Kaylin na przykład pierw przemyślała co powiedzieć, a potem przekazała to nauczycielce! To już zdecydowany postęp. Mały kroczek, ale lepszy takich niż żaden.
Wyobraź sobie, jak jest niezręcznie, gdy coś bardzo boli, a ty nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Wystarczy, że okaleczone zostaną moje ręce i koniec. Nikt nawet się nie dowie, co się stało. Gdy ktoś zaleca się do mnie nie mogę mu nawet powiedzieć. Gdybym hipotetycznie miała dzieci to nigdy nie zaśpiewałabym im kołysanki. Wstydem jest nie odpisać komuś, gdy mówi co do mnie, a przecież ja też nie zawsze mam ochotę odpowiadać. Gdy niczego nie napiszę to od razu wiadomo, że coś jest nie tak - Pisała to już zdecydowaną chwilę, ale pragnęła przekazać dziewczęciu, jak wielkie ma szczęście. Starała się dopasować jak najbardziej oczywiste przykłady, ale wymowne. Prudence jest miła i spokojna. Ale gdyby mówiła?
Być może wszystko byłoby inaczej.
Ale tego się nigdy nie dowiemy.
Wyobraź sobie, jak jest niezręcznie, gdy coś bardzo boli, a ty nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Wystarczy, że okaleczone zostaną moje ręce i koniec. Nikt nawet się nie dowie, co się stało. Gdy ktoś zaleca się do mnie nie mogę mu nawet powiedzieć. Gdybym hipotetycznie miała dzieci to nigdy nie zaśpiewałabym im kołysanki. Wstydem jest nie odpisać komuś, gdy mówi co do mnie, a przecież ja też nie zawsze mam ochotę odpowiadać. Gdy niczego nie napiszę to od razu wiadomo, że coś jest nie tak - Pisała to już zdecydowaną chwilę, ale pragnęła przekazać dziewczęciu, jak wielkie ma szczęście. Starała się dopasować jak najbardziej oczywiste przykłady, ale wymowne. Prudence jest miła i spokojna. Ale gdyby mówiła?
Być może wszystko byłoby inaczej.
Ale tego się nigdy nie dowiemy.
- Kaylin Wittermore
Re: Pusta sala
Nie Paź 25, 2015 5:10 am
Kaylin usilnie próbowała znaleźć kogoś, kto wytłumaczy jej wiele rzeczy. Nie była głupia, szybko się uczyła. Miała w głowie wiedzę z setek przeczytanych książek, a mimo to, czuła się ograniczona. Brakowało jej wiedzy praktycznej, takiej, którą zdobywa się poprzez interakcje z innymi. Chciała poznawać coraz więcej, rozmawiać z ludźmi, a jednocześnie bardzo się tego bała. Chciała lubić i być lubiana. Ale przede wszystkim chciała mieć kogoś, kto by się nią zainteresował. Kogoś, kto przejąłby się nią i wziął sobie do serca marzenia, jakie skrywała głęboko w sobie.
To nie tak, że Wittermore była sama. Miała rodziców, którzy usilnie pragnęli jej dobra, niezależnie od tego, jaka była wola blondynki. Na siłę starali się ułożyć jej życie tak, by miała na swojej drodze jak najmniej przeszkód, nie zwracając uwagi na to, czego ich córka pragnęła. Do nie dawna dziewczyna miała także kochających dziadków, jedynych ludzi, którzy pragnęli tego samego, co ona. Ostatnio udało jej się zdobyć kilku przyjaciół, Lupina, Irytka, Galla. Właściwie poznała masę bardzo sympatycznych czarodziei i czarodziejek przez co pierwszy raz od dawna naprawdę otaczała ją masa ludzi. Mimo to, nadal była samotna.
A to wszystko dlatego, że zapatrzona w jednego, konkretnego mężczyznę nie dostrzegała, jak wiele mogli jej dać inni. Chciała go poznać, dostrzec każdą cząstkę jego świata. Chciała być dla niego wyjątkowa, choć z góry wiedziała, że nie ma szans na bycie dostrzeżoną. Podświadomie też, albo raczej po ostatniej rozmowie z Remusem, zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo nieodpowiednie było jej uczucie. Jak bardzo niemoralne i nieetyczne były jej pragnienia. Mimo to, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie od niego chciała uczyć się wszystkiego, co tylko możliwe. To przy nim chciała poznawać świat, dorastać.
W ciszy, która zdawała się uspokajać każdą komórkę jej ciała, czekała na odpowiedź Prue. Jej myśli wędrowały wszędzie, jakby chcąc przebić się przez ścianę koncentracji, którą tak mozolnie ustawiała od samego rana. Coraz bardziej obawiała się swoich ocen na egzaminach przy takim podejściu, choć być może niepotrzebnie. Przecież uczyła się do nich przez pięć lat, kilka dni dekoncentracji nie powinny zaszkodzić tak bardzo. Może właśnie tego potrzebowała? Szkoda tylko, że nie przeznaczy tego czasu na odpoczynek, a niepotrzebne zamartwianie się swoimi sercowymi sprawami.
Kiedy wypowiedź nauczycielki była gotowa, Kaylin wzięła ją do ręki i przeczytała uważnie. Wszystko, co znajdowało się na kartce, choć było jedynie zapisanymi słowami sprawiło, że serce dziewczyny zacisnęło się mocniej. Wiedziała, że życie niemowy nie może być łatwe, jednak zawsze gdy prawda w nas uderzała czuliśmy to samo. Niezależnie czy się tego spodziewaliśmy, czy nie.
Po chwili wahania, Krukonka wyciągnęła jedną luźną kartkę ze swojego dziennika i zaczęła na niej kreślić coś swoim starannym, latami szlifowanym pismem. Kątem oka przyjrzała się twarzy Prue i ani na chwilę nie przerwała czynności.
Słowa też nie zawsze wystarczają. Nie zawsze da się wyrazić nimi to, co się czuje. Łatwiej spisać to na kartce, niż wypowiedzieć. Tak wiele rzeczy nie przechodzi nam przez gardło. Mimo tego, że potrafimy mówić, często cierpimy w ciszy, bo jednak nie umiemy się odezwać. Nie mam zamiaru prowadzić debaty o tym, co jest gorsze. Po prostu obie te pozycje mają swoje wady i zalety. Każdy z nas musi jednak żyć dalej i korzystać z tego, co jest nam dane. Tak przynajmniej uważam. Choć wielu rzeczy nie wiem. Ku memu niezadowoleniu jest jeszcze wiele pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Po tym jak zapisała te słowa, przeczytała je jeszcze raz i podsunęła kartkę nauczycielce. Spojrzała na nią z delikatnym, odrobinę nieśmiałym uśmiechem i czekała, aż kobieta przeczyta wszystko, co udało jej się spisać.
To nie tak, że Wittermore była sama. Miała rodziców, którzy usilnie pragnęli jej dobra, niezależnie od tego, jaka była wola blondynki. Na siłę starali się ułożyć jej życie tak, by miała na swojej drodze jak najmniej przeszkód, nie zwracając uwagi na to, czego ich córka pragnęła. Do nie dawna dziewczyna miała także kochających dziadków, jedynych ludzi, którzy pragnęli tego samego, co ona. Ostatnio udało jej się zdobyć kilku przyjaciół, Lupina, Irytka, Galla. Właściwie poznała masę bardzo sympatycznych czarodziei i czarodziejek przez co pierwszy raz od dawna naprawdę otaczała ją masa ludzi. Mimo to, nadal była samotna.
A to wszystko dlatego, że zapatrzona w jednego, konkretnego mężczyznę nie dostrzegała, jak wiele mogli jej dać inni. Chciała go poznać, dostrzec każdą cząstkę jego świata. Chciała być dla niego wyjątkowa, choć z góry wiedziała, że nie ma szans na bycie dostrzeżoną. Podświadomie też, albo raczej po ostatniej rozmowie z Remusem, zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo nieodpowiednie było jej uczucie. Jak bardzo niemoralne i nieetyczne były jej pragnienia. Mimo to, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie od niego chciała uczyć się wszystkiego, co tylko możliwe. To przy nim chciała poznawać świat, dorastać.
W ciszy, która zdawała się uspokajać każdą komórkę jej ciała, czekała na odpowiedź Prue. Jej myśli wędrowały wszędzie, jakby chcąc przebić się przez ścianę koncentracji, którą tak mozolnie ustawiała od samego rana. Coraz bardziej obawiała się swoich ocen na egzaminach przy takim podejściu, choć być może niepotrzebnie. Przecież uczyła się do nich przez pięć lat, kilka dni dekoncentracji nie powinny zaszkodzić tak bardzo. Może właśnie tego potrzebowała? Szkoda tylko, że nie przeznaczy tego czasu na odpoczynek, a niepotrzebne zamartwianie się swoimi sercowymi sprawami.
Kiedy wypowiedź nauczycielki była gotowa, Kaylin wzięła ją do ręki i przeczytała uważnie. Wszystko, co znajdowało się na kartce, choć było jedynie zapisanymi słowami sprawiło, że serce dziewczyny zacisnęło się mocniej. Wiedziała, że życie niemowy nie może być łatwe, jednak zawsze gdy prawda w nas uderzała czuliśmy to samo. Niezależnie czy się tego spodziewaliśmy, czy nie.
Po chwili wahania, Krukonka wyciągnęła jedną luźną kartkę ze swojego dziennika i zaczęła na niej kreślić coś swoim starannym, latami szlifowanym pismem. Kątem oka przyjrzała się twarzy Prue i ani na chwilę nie przerwała czynności.
Słowa też nie zawsze wystarczają. Nie zawsze da się wyrazić nimi to, co się czuje. Łatwiej spisać to na kartce, niż wypowiedzieć. Tak wiele rzeczy nie przechodzi nam przez gardło. Mimo tego, że potrafimy mówić, często cierpimy w ciszy, bo jednak nie umiemy się odezwać. Nie mam zamiaru prowadzić debaty o tym, co jest gorsze. Po prostu obie te pozycje mają swoje wady i zalety. Każdy z nas musi jednak żyć dalej i korzystać z tego, co jest nam dane. Tak przynajmniej uważam. Choć wielu rzeczy nie wiem. Ku memu niezadowoleniu jest jeszcze wiele pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Po tym jak zapisała te słowa, przeczytała je jeszcze raz i podsunęła kartkę nauczycielce. Spojrzała na nią z delikatnym, odrobinę nieśmiałym uśmiechem i czekała, aż kobieta przeczyta wszystko, co udało jej się spisać.
- Prudence Grisham
Re: Pusta sala
Nie Paź 25, 2015 4:15 pm
Wiedza... zabawne słowo, nie uważasz? Takie proste. Tak oczywiste. Takie wszystkim bliskie.
Tak bardzo niezrozumiałe. Można by teraz zacząć nad tym rozprawiać. Przyrównać mądrość i inteligencję do siebie, udowadniając, iż te dwa słowa mimo upchnięcia w jedno miejsce mają zupełnie inne znaczenie. Tylko po co? Istotny jest efekt, a nie sedno sprawy. Ono zaś jest takie, że biedny człowiek, a w tym przypadku młodziutka dama nie wie, co czynić. Cóż, nie da się temu dziwić. Starzy wyjadacze chleba często zatrzymują się na tym etapie. Zostawmy jednak ich, bo ten temat też już ugryźliśmy. Czy stary, czy młody ma swoje myśli umorusane syfem życia i nie ma co do tego po prostu żadnych wątpliwości. Problem leży gdzieś indziej niż w kwestii wieku. Chodzi o podejście. Świat skreśla inność. Złe, dobre. Nic więcej. Szarzy ludzie odróżniający tylko dwa kolory - czarny i biały. Nie rozumieją tego. Chyba tak naprawdę nikt jeszcze do końca nie pojął tej sprawy. Jak wszystkiego. Świat chodzącą zagadką jest dla wszystkich żyjących istot. A mimo tego kochamy go i nienawidzimy w równym stopniu. Tak samo, jak miłujemy po cichu to, co zakazane. Człowieka ciągnie do tajemnic, do ciemności. Do wszystkiego, czego potencjalnie mieć nie może. Lubimy zdobywać to, co do nas pierwotnie nie należy. Dla nastolatki zauroczenie nauczycielem jest rodzajem zakazanego owocu, który wydaje się wyjątkowo dobrze smakować, gdy się na niego patrzy. Wszyscy mogą mówić, że to bezsensu, ale tak właśnie jest. Pożądamy tego, czego nie możemy mieć. Ale jak mawiają: "Jak nie wolno to szybko". Dziewczyna więc ma niewiele czasu, żeby się tym nacieszyć. Kto wie ile uczucie to będzie się w niej tliło? Równie dobrze jutro może zadecydować, że to zostawia. Choć wydaje się to niemożliwe. Prudence zapomniała o pielęgnowaniu uczuć. Potem je wyciszyła. Teraz wystarczy tylko ich nie wpuszczać. Czasami wpadną, zrobią lekki zamęt, ale później... wyrzuca je znowu za próg swego serca. I jakkolwiek nie będzie się mówiła to to działa. Nie ma uczuć, jest samotność, ale jest życie. Samotność zaś nie jest taka znowu straszna, jeśli się ją na swój sposób pokocha. Zrobi z niej swojego przyjaciela, który jako jedyny nie może Cię pozostawić, a otwiera wiele możliwości. Wielcy ludzie zawsze wtedy, gdy nie mieli nikogo obok tworzyli, odkrywali. Ci, którzy mają obok siebie kogoś też czasami coś powołają do życia. Trzeba jednak pamiętać, że im większą ilość przyjaciół się ma, tym większe szanse na to, że okażą się wrogami. W takim rozrachunku panna Grisham zdecydowanie wolała nie mieć ani wrogów ani przyjaciół. Tylko znajomi. Z nimi zaś tez można ciekawie spędzać czas. I wtedy nie ma już tego zbędnego zamartwiania się.
Moja droga, podsumuję to dla Ciebie tylko w taki sposób, kończąc niezaczętą debatę: Może czasami nie wiesz, co powiedzieć, ale zawsze masz wybór, czy pragniesz coś powiedzieć, czy napisać. Masz prawo do wyboru, a ja już nie mam takiej możliwości. Tylko tyle. Idąc dalej... cóż, nikt nie wie wszystkiego. Istnieją przecież pytania bez żadnych odpowiedzi i szukanie ich jest marnowaniem czasu - Prudence podała odpowiedzieć Kaylin z uśmiechem. Gest, jaki dziewczyna jej okazała był w jakiś sposób miły. Chociaż cisza dla pani profesor była męcząca. Czasami dobrze jest usłyszeć krzyk, który nie jest niemy.
Tak bardzo niezrozumiałe. Można by teraz zacząć nad tym rozprawiać. Przyrównać mądrość i inteligencję do siebie, udowadniając, iż te dwa słowa mimo upchnięcia w jedno miejsce mają zupełnie inne znaczenie. Tylko po co? Istotny jest efekt, a nie sedno sprawy. Ono zaś jest takie, że biedny człowiek, a w tym przypadku młodziutka dama nie wie, co czynić. Cóż, nie da się temu dziwić. Starzy wyjadacze chleba często zatrzymują się na tym etapie. Zostawmy jednak ich, bo ten temat też już ugryźliśmy. Czy stary, czy młody ma swoje myśli umorusane syfem życia i nie ma co do tego po prostu żadnych wątpliwości. Problem leży gdzieś indziej niż w kwestii wieku. Chodzi o podejście. Świat skreśla inność. Złe, dobre. Nic więcej. Szarzy ludzie odróżniający tylko dwa kolory - czarny i biały. Nie rozumieją tego. Chyba tak naprawdę nikt jeszcze do końca nie pojął tej sprawy. Jak wszystkiego. Świat chodzącą zagadką jest dla wszystkich żyjących istot. A mimo tego kochamy go i nienawidzimy w równym stopniu. Tak samo, jak miłujemy po cichu to, co zakazane. Człowieka ciągnie do tajemnic, do ciemności. Do wszystkiego, czego potencjalnie mieć nie może. Lubimy zdobywać to, co do nas pierwotnie nie należy. Dla nastolatki zauroczenie nauczycielem jest rodzajem zakazanego owocu, który wydaje się wyjątkowo dobrze smakować, gdy się na niego patrzy. Wszyscy mogą mówić, że to bezsensu, ale tak właśnie jest. Pożądamy tego, czego nie możemy mieć. Ale jak mawiają: "Jak nie wolno to szybko". Dziewczyna więc ma niewiele czasu, żeby się tym nacieszyć. Kto wie ile uczucie to będzie się w niej tliło? Równie dobrze jutro może zadecydować, że to zostawia. Choć wydaje się to niemożliwe. Prudence zapomniała o pielęgnowaniu uczuć. Potem je wyciszyła. Teraz wystarczy tylko ich nie wpuszczać. Czasami wpadną, zrobią lekki zamęt, ale później... wyrzuca je znowu za próg swego serca. I jakkolwiek nie będzie się mówiła to to działa. Nie ma uczuć, jest samotność, ale jest życie. Samotność zaś nie jest taka znowu straszna, jeśli się ją na swój sposób pokocha. Zrobi z niej swojego przyjaciela, który jako jedyny nie może Cię pozostawić, a otwiera wiele możliwości. Wielcy ludzie zawsze wtedy, gdy nie mieli nikogo obok tworzyli, odkrywali. Ci, którzy mają obok siebie kogoś też czasami coś powołają do życia. Trzeba jednak pamiętać, że im większą ilość przyjaciół się ma, tym większe szanse na to, że okażą się wrogami. W takim rozrachunku panna Grisham zdecydowanie wolała nie mieć ani wrogów ani przyjaciół. Tylko znajomi. Z nimi zaś tez można ciekawie spędzać czas. I wtedy nie ma już tego zbędnego zamartwiania się.
Moja droga, podsumuję to dla Ciebie tylko w taki sposób, kończąc niezaczętą debatę: Może czasami nie wiesz, co powiedzieć, ale zawsze masz wybór, czy pragniesz coś powiedzieć, czy napisać. Masz prawo do wyboru, a ja już nie mam takiej możliwości. Tylko tyle. Idąc dalej... cóż, nikt nie wie wszystkiego. Istnieją przecież pytania bez żadnych odpowiedzi i szukanie ich jest marnowaniem czasu - Prudence podała odpowiedzieć Kaylin z uśmiechem. Gest, jaki dziewczyna jej okazała był w jakiś sposób miły. Chociaż cisza dla pani profesor była męcząca. Czasami dobrze jest usłyszeć krzyk, który nie jest niemy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach