- Severus Snape
Re: Ławki
Pon Cze 15, 2015 10:16 pm
Jakieś napięcie pomiędzy Gryfonem a Ślizgonem może i się pojawiło, jednak nie dorównywało temu, które ujawniało się, gdy koło Severusa stawał Potter. Oczywiście, młody Snape najchętniej znalazłby się gdzieś indziej - gdzieś, gdzie mógłby się w spokoju uczyć i zgłębiać tajniki wiedzy. Niekoniecznie czystej i dobrej, ale zawsze wiedzy, prawda?
Odebrał ostatnią książkę od Ptaszyny i spojrzał na nią niewzruszenie. Księdze nic nie było, a i wydawało się, że jego interes na dziedzińcu właśnie się skończył. Na jego nieszczęście, Lawrence nie zamierzał przemilczeć całej sprawy i swoim gryfońskim zwyczajem musiał dorzucić swoje pięć groszy. Severus zaklął w duszy, choć jego wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę. Nadal tak samo obojętny jak przed chwilą.
- Mógłbyś się najpierw nauczyć czytać, a nie tylko gapić na obrazki. - Odszczeknął się Snape próbując zabrać Mundy'emu książkę, zanim ten przerzucił kolejną stronę. Niestety, nie za bardzo mu to wyszło.
- Poza tym, to książka do obrony przed czarną magią, a nie do warzenia trucizn. - Severus po tych słowach poczuł się lepszy. Choć zapewne nie będzie trwało to długo, jego zasób odzywek właśnie się skończył.
Odebrał ostatnią książkę od Ptaszyny i spojrzał na nią niewzruszenie. Księdze nic nie było, a i wydawało się, że jego interes na dziedzińcu właśnie się skończył. Na jego nieszczęście, Lawrence nie zamierzał przemilczeć całej sprawy i swoim gryfońskim zwyczajem musiał dorzucić swoje pięć groszy. Severus zaklął w duszy, choć jego wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę. Nadal tak samo obojętny jak przed chwilą.
- Mógłbyś się najpierw nauczyć czytać, a nie tylko gapić na obrazki. - Odszczeknął się Snape próbując zabrać Mundy'emu książkę, zanim ten przerzucił kolejną stronę. Niestety, nie za bardzo mu to wyszło.
- Poza tym, to książka do obrony przed czarną magią, a nie do warzenia trucizn. - Severus po tych słowach poczuł się lepszy. Choć zapewne nie będzie trwało to długo, jego zasób odzywek właśnie się skończył.
- Birdie Fleur
Re: Ławki
Pon Cze 15, 2015 10:51 pm
Birdie wywróciła oczami, kiedy ci zaczęli się ze sobą przekomarzać, bo uznała to za zupełnie niepotrzebne. Przecież znali się jedynie z widzenia i cudzych opowieści! Wieczór był przyjemny, ciepły i spokojny, więc sprzeczka była w ich sytuacji całkowicie zbędna.
- Mierzę trochę wyżej niż nasza szkolna biblioteka. - wzruszyła ramionami nie zdejmując z twarzy szerokiego uśmiechu. Książka czytana obecnie przez Snape'a w łapkach dziewczyny znalazła się już dawno temu, a zaznajomiona z jej zawartością dobrze wiedziała do zdobycia jakich informacji jest mu potrzebna.
Była jedną z nielicznych osób spoza Slytherinu, która była w stanie bez przeszkód zamienić z nim kilka słów i robiła to z nieukrywaną przyjemnością, a jednak Ślizgon nadal wydawał się jej być denerwująco przygłupi i naiwny. Może taki już był jego urok? Przecież z jakiegoś powodu gnębiła go cała szkoła.
- Mierzę trochę wyżej niż nasza szkolna biblioteka. - wzruszyła ramionami nie zdejmując z twarzy szerokiego uśmiechu. Książka czytana obecnie przez Snape'a w łapkach dziewczyny znalazła się już dawno temu, a zaznajomiona z jej zawartością dobrze wiedziała do zdobycia jakich informacji jest mu potrzebna.
Była jedną z nielicznych osób spoza Slytherinu, która była w stanie bez przeszkód zamienić z nim kilka słów i robiła to z nieukrywaną przyjemnością, a jednak Ślizgon nadal wydawał się jej być denerwująco przygłupi i naiwny. Może taki już był jego urok? Przecież z jakiegoś powodu gnębiła go cała szkoła.
- Lawrence Mundy
Re: Ławki
Wto Cze 16, 2015 9:05 pm
Lawrence spojrzał na Snejpa z dozą nienawiści w gałkach ocznych. Gdyby tylko był na tyle zdolny by wypełnić sobie kartę rozwoju, gdyby znał chociaż jedno zaklęcie, na pewno rzuciłby w niego jakąś wyrafinowaną klątwę. Niestety żadna nie przychodziła mu do głowy, a dźgnięcie Snejpa różdżką w oko nie przysporzyłoby mu szacunku wśród czarodziejskiej społeczności Hogwartu.
-Może wydawać Ci się że jesteś niezwykły, ale każdy tutaj potrafi czytać, Snejp.- burknął Lawrence, zaciskając dłonie w pięści w kieszeniach. -Czy ty sobie żartujesz mejt? Uważaj bo Ci uwierzę że szukasz skutecznych środków obrony przed czarną magią.- Zmierzył Snejpa wzrokiem, jakby chciał wyczytać z jego ubioru ilu mugoli już zamordował. -Każdy wie że czarna magia to twój fetysz. Mejt.- Dodał na koniec, takim tonem jakby nie był pewien jak, właściwie, się do Severusa zwracać.
-Życzę Ci dobrych wyników sprzedaży, Birdie.- Powiedział jakby wciąż zły, ale dumny z siebie, gdyż dopiero co obraził Ślizgona. Przynajmniej wydawało mu się że oskarżenie kogoś o uprawianie czarnej magii to obelga.
-Widzę oczami wyobraźni powieść o romansie szlachcianki z herbarciarką-transwestytą, pewny bestseller.- gdy to mówił wyraźnie się umieśchnął, i aż zaśmiał się w duchu ze swojego niesamowitego dowcipu.
-Może wydawać Ci się że jesteś niezwykły, ale każdy tutaj potrafi czytać, Snejp.- burknął Lawrence, zaciskając dłonie w pięści w kieszeniach. -Czy ty sobie żartujesz mejt? Uważaj bo Ci uwierzę że szukasz skutecznych środków obrony przed czarną magią.- Zmierzył Snejpa wzrokiem, jakby chciał wyczytać z jego ubioru ilu mugoli już zamordował. -Każdy wie że czarna magia to twój fetysz. Mejt.- Dodał na koniec, takim tonem jakby nie był pewien jak, właściwie, się do Severusa zwracać.
-Życzę Ci dobrych wyników sprzedaży, Birdie.- Powiedział jakby wciąż zły, ale dumny z siebie, gdyż dopiero co obraził Ślizgona. Przynajmniej wydawało mu się że oskarżenie kogoś o uprawianie czarnej magii to obelga.
-Widzę oczami wyobraźni powieść o romansie szlachcianki z herbarciarką-transwestytą, pewny bestseller.- gdy to mówił wyraźnie się umieśchnął, i aż zaśmiał się w duchu ze swojego niesamowitego dowcipu.
- Severus Snape
Re: Ławki
Czw Cze 18, 2015 9:35 pm
Na nienawistne spojrzenie Mundy'ego, Snape odpowiedzial tylko swoim zwyczajnym kamiennym wyrazem twarzy. W środku aż się gotował z ochoty przywalenia Gryfonowi w twarz, jednak wiedział, że z głupim osiłkiem (a z pewnością taki był, w końcu przyjaźnił się z Potterem) nie miałby szans. Co prawda, na zaklęcia z pewnością by go pokonał, jednak musiałby najpierw spojrzeć w swoją kartę rozwoju, a co gorsza - znaleźć ją.
Nie było jednak sensu doprowadzać tego spotkania do przemocy. Właściwie, Severus więcej robił w swojej głowie, niż w rzeczywistości. Za każdym razem, gdy na jego drodze stawał Potter, jedynie wyobrażał sobie, w jaki sposób by go poniżył. Nigdy nie miał odwagi, by wprawić swe myśli w czyny.
- Najwidoczniej nie wszyscy, skoro właśnie udowodniłem ci, że masz z tym problem. Ale czego się spodziewać po podnóżku Pottera. - Zadowolony z siebie odetchnął głęboko. Drugi raz pod rząd się odszczeknął! Cóż to był za dzień!
Potem jednak z ust Lawrence'a posypały się oskarżenia, przed którymi Severus nie umiał się bronić. Z jednej strony Gryfon miał trochę racji, a z drugiej przecież nikogo jeszcze nie zrzucił z wieży. Na nikogo jeszcze nie rzucił avady. Takie rzeczy mogły zdarzyć się dopiero w przyszłości, ale o tym przecież nie będziemy dyskutować teraz, gdy Snejpu był jeszcze młodym chłopcem.
Zdecydowanie odechciało mu się rozmawiać. Nie, nie zrozumcie mnie źle - jemu od początku nie chciało się prowadzić tej konwersacji, teraz jednak był nią podwójnie zmęczony i powoli szykował się do tego, by stamtąd jak najszybciej uciec.
A żart z powieścią nie był ani trochę śmieszny, potwierdzone info. Kiedyś jakiś pospolity kwiat wyda ten bestseller i będziecie jeszcze płakać.
Nie było jednak sensu doprowadzać tego spotkania do przemocy. Właściwie, Severus więcej robił w swojej głowie, niż w rzeczywistości. Za każdym razem, gdy na jego drodze stawał Potter, jedynie wyobrażał sobie, w jaki sposób by go poniżył. Nigdy nie miał odwagi, by wprawić swe myśli w czyny.
- Najwidoczniej nie wszyscy, skoro właśnie udowodniłem ci, że masz z tym problem. Ale czego się spodziewać po podnóżku Pottera. - Zadowolony z siebie odetchnął głęboko. Drugi raz pod rząd się odszczeknął! Cóż to był za dzień!
Potem jednak z ust Lawrence'a posypały się oskarżenia, przed którymi Severus nie umiał się bronić. Z jednej strony Gryfon miał trochę racji, a z drugiej przecież nikogo jeszcze nie zrzucił z wieży. Na nikogo jeszcze nie rzucił avady. Takie rzeczy mogły zdarzyć się dopiero w przyszłości, ale o tym przecież nie będziemy dyskutować teraz, gdy Snejpu był jeszcze młodym chłopcem.
Zdecydowanie odechciało mu się rozmawiać. Nie, nie zrozumcie mnie źle - jemu od początku nie chciało się prowadzić tej konwersacji, teraz jednak był nią podwójnie zmęczony i powoli szykował się do tego, by stamtąd jak najszybciej uciec.
A żart z powieścią nie był ani trochę śmieszny, potwierdzone info. Kiedyś jakiś pospolity kwiat wyda ten bestseller i będziecie jeszcze płakać.
- Birdie Fleur
Re: Ławki
Czw Cze 18, 2015 10:11 pm
Birdie, jako bezradny świadek słownych potyczek tej dwójki, wywróciła jedynie oczami, jakby taki drobny gest miał przywołać ich do porządku. Nie będzie przecież zniżać się do tak niskiego poziomu umysłowego, żeby dołączać do najbardziej bezsensownej kłótni jaką słyszała. W przypadku takich rozmów Krukonka wolała pozostać bierną kłodą.
- Pod warunkiem, że herbaciarka pracowałaby w wielkim czajniczku, który stoi w środku królewskich ogrodów. Koniecznie w świecie przypominającym nasze średniowiecze. - przytaknęła. Nie czuła potrzeby dzielenia się tym, ponieważ brzmiało to dość nieprawdopodobnie, ale miała wrażenie, że czytała kiedyś coś podobnego... niestety historia urwała się na jednym z początkowych rozdziałów. Być może autorka kiedyś zdecyduje się na jej kontynuację?
Uśmiech z ust Ptaszyny nie zmywał się prawie wcale. Jego brak dało się dostrzec jedynie przez ten krótki moment, kiedy Lawrence wspomniał o pewnych nielegalnych zainteresowaniach Ślizgona. Nie miała pojęcia jak wyglądało życie na innym kontynencie, ale tutaj wszyscy wiedzieli, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a praktyki czarnomagiczne są na porządku dziennym nawet w Hogwarcie. Nie mówiąc już nawet o tym, że dopiero co na błoniach odbył się pogrzeb kilku uczniów.
- Nie wydaje wam się, że dzisiejszego wieczoru niebo ma wyjątkowo interesujący kolor?
- Pod warunkiem, że herbaciarka pracowałaby w wielkim czajniczku, który stoi w środku królewskich ogrodów. Koniecznie w świecie przypominającym nasze średniowiecze. - przytaknęła. Nie czuła potrzeby dzielenia się tym, ponieważ brzmiało to dość nieprawdopodobnie, ale miała wrażenie, że czytała kiedyś coś podobnego... niestety historia urwała się na jednym z początkowych rozdziałów. Być może autorka kiedyś zdecyduje się na jej kontynuację?
Uśmiech z ust Ptaszyny nie zmywał się prawie wcale. Jego brak dało się dostrzec jedynie przez ten krótki moment, kiedy Lawrence wspomniał o pewnych nielegalnych zainteresowaniach Ślizgona. Nie miała pojęcia jak wyglądało życie na innym kontynencie, ale tutaj wszyscy wiedzieli, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a praktyki czarnomagiczne są na porządku dziennym nawet w Hogwarcie. Nie mówiąc już nawet o tym, że dopiero co na błoniach odbył się pogrzeb kilku uczniów.
- Nie wydaje wam się, że dzisiejszego wieczoru niebo ma wyjątkowo interesujący kolor?
- Lawrence Mundy
Re: Ławki
Nie Cze 21, 2015 8:28 pm
Zniesmaczony przygryzł wargi i wyjął z kieszeni zwinięty w rulon zeszyt.
-Tak się składa, Snejp, że prowadzę własne badania naukowe.- Mówiąc to, Lawrence pozwolił kajetowi się rozwinąć, czemu towarzyszył żałosny dźwięk fruwających kartek. Wyleciało z niego kilka stron pergaminu, zabazgranych rysunkami anatomicznymi dwugłowych, skrzydlatych aligatorów oraz strusi ziejących ogniem. -Pięćset magicznych stworzeń zamieszkujących Australię którę mogą upierdolić Ci rękę.- powiedział, najwyraźniej okropnie z siebie dumny. -Albo gorzej.
Raz po raz rzucał Snejpowi perfidne spojrzenia mówiące "i co teraz, śmieciu", ale swoją uwagę skierował na Birdie która podejmowała nieśmiałe kroki w celu załagodzenia sytuacji między przedstawicielami dwóch domów znajdujących się w stanie otwartej wojny.
-Czerwień i złoto. Faktycznie, to moje ulubione barwy.- Zarechotał, zbierając z ziemi porozrzucane kawałki pergaminu. Nie miał teraz czasu by umiejscowić je w odpowiednich miejscach w jego "naukowych" notatkach, więc po prostu zmiął je wszystkie w kulkę i wsunął sobie w kiermanę. Zwinął także swój kejecik w rulonik, jego również wetknął sobie do kieszeni szaty.
-Tak się składa, Snejp, że prowadzę własne badania naukowe.- Mówiąc to, Lawrence pozwolił kajetowi się rozwinąć, czemu towarzyszył żałosny dźwięk fruwających kartek. Wyleciało z niego kilka stron pergaminu, zabazgranych rysunkami anatomicznymi dwugłowych, skrzydlatych aligatorów oraz strusi ziejących ogniem. -Pięćset magicznych stworzeń zamieszkujących Australię którę mogą upierdolić Ci rękę.- powiedział, najwyraźniej okropnie z siebie dumny. -Albo gorzej.
Raz po raz rzucał Snejpowi perfidne spojrzenia mówiące "i co teraz, śmieciu", ale swoją uwagę skierował na Birdie która podejmowała nieśmiałe kroki w celu załagodzenia sytuacji między przedstawicielami dwóch domów znajdujących się w stanie otwartej wojny.
-Czerwień i złoto. Faktycznie, to moje ulubione barwy.- Zarechotał, zbierając z ziemi porozrzucane kawałki pergaminu. Nie miał teraz czasu by umiejscowić je w odpowiednich miejscach w jego "naukowych" notatkach, więc po prostu zmiął je wszystkie w kulkę i wsunął sobie w kiermanę. Zwinął także swój kejecik w rulonik, jego również wetknął sobie do kieszeni szaty.
- Severus Snape
Re: Ławki
Sro Cze 24, 2015 10:34 pm
Snape stał pomiędzy Birdie a Mundym, nieświadomie zbliżając się jednak do Krukonki. Bo co jak co, od Gryfonów wolał trzymać się z daleka. I nie chodziło tu już nawet o zwykłe potyczki domów, a otwartą i dość potężną nienawiść jaką Ślizgon pałał do Pottera i jego przyjaciół. Kiedy Lawerence wyciągnął swój kajecik, zaświstał mu przed nosem kartkami i zaczął się chwalić, Severus jedynie uniósł jedną brew do góry i nawet nie spojrzał na notatki. Magiczne stworzenia Australii, no normalnie się przejął. Nie uznawał tego za nazbyt ciekawe, ani zbyt przydatne. I gdyby miał odrobinę więcej odwagi, zapewne roześmiałby się Mundy'emu w twarz.
Tymczasem jednak nawiązała się rozmowa, do której sam nie wiedział, jak się odnieść. Bo co on mógł wiedzieć o jakiś powieściach? O smokach to może jeszcze, ale herbaciarniach w kształcie czajniczka? Stąpał więc w miejscu, nie wiedząc jak wykręcić się z towarzystwa jak najszybciej. Gdyby o samego Gryfona chodziło, po prostu by odszedł i nie zwracał na nic uwagi. Była tam jednak jeszcze Krukonka, której mimo wszystko nie chciał rozzłościć. Zwłaszcza, że jako nieliczna w całej szkole nie dokuczała mu na każdym kroku.
- Niekoniecznie. - Odpowiedział spoglądając na niebo i wzdychając w duszy. A skoro już się odezwał, postanowił wykorzystać okazję i po prostu sobie pójść.
- Do zobaczenia. - Mruknął cicho, mając nadzieję, że tylko Birdie go usłyszała. Nie miał w końcu żadnego interesu w żegnaniu się z Lawerencem. Chwilę później zniknął z dziedzińca, kierując się wprost do swojego dormitorium.
Tymczasem jednak nawiązała się rozmowa, do której sam nie wiedział, jak się odnieść. Bo co on mógł wiedzieć o jakiś powieściach? O smokach to może jeszcze, ale herbaciarniach w kształcie czajniczka? Stąpał więc w miejscu, nie wiedząc jak wykręcić się z towarzystwa jak najszybciej. Gdyby o samego Gryfona chodziło, po prostu by odszedł i nie zwracał na nic uwagi. Była tam jednak jeszcze Krukonka, której mimo wszystko nie chciał rozzłościć. Zwłaszcza, że jako nieliczna w całej szkole nie dokuczała mu na każdym kroku.
- Niekoniecznie. - Odpowiedział spoglądając na niebo i wzdychając w duszy. A skoro już się odezwał, postanowił wykorzystać okazję i po prostu sobie pójść.
- Do zobaczenia. - Mruknął cicho, mając nadzieję, że tylko Birdie go usłyszała. Nie miał w końcu żadnego interesu w żegnaniu się z Lawerencem. Chwilę później zniknął z dziedzińca, kierując się wprost do swojego dormitorium.
z/t
- Birdie Fleur
Re: Ławki
Sro Cze 24, 2015 11:04 pm
Zakryła usta dłonią, by zaśmiać się pod nosem, kiedy na ziemi wylądował stos kreślonych niepewną, amatorską ręką obrazków. Nie bawiły jej jednak niebywałe odkrycia naukowe gryfona, lecz fakt, iż uznał Smarkerusa Snape'a za tak poważnego rywala, by próbować mu nimi zaimponować. Jeszcze niedawno Birdie uznałaby ich za dziwaków, ale ostatni rok spędzony w towarzystwie brata uświadomił ją w przykrym fakcie, że zachowywali się tak właściwie wszyscy faceci. Mrugnęła jeszcze ślizgonowi na pożegnanie, po czym odwróciła się na pięcie. Zobaczą się na następnej lekcji eliksirów... a może nawet wcześniej?
- Idziesz na kolację, Lawrence? - zapytała cicho, wpatrując się w puste już błonia. Rzuciła mu jeszcze jedno, radosne spojrzenie i ruszyła w stronę szkoły, śmiesznie bujając się na boki.
[w cholerę]
- Idziesz na kolację, Lawrence? - zapytała cicho, wpatrując się w puste już błonia. Rzuciła mu jeszcze jedno, radosne spojrzenie i ruszyła w stronę szkoły, śmiesznie bujając się na boki.
[w cholerę]
- Kaylin Wittermore
Re: Ławki
Pon Wrz 21, 2015 6:03 pm
Zajęcia z Numerologii skończyły się już jakiś czas temu, a Kaylin nie zdążyła jeszcze wrócić do dormitorium. Pałętała się po zamku nie do końca wiedząc, co tak naprawdę ze sobą zrobić. Nie była pewna, czy powrót do Pokoju Wspólnego będzie teraz dobrym wyjściem, w końcu mogli się tam czaić starsi Krukoni chętni do wyśmiania jej z jakiegokolwiek powodu. A ona akurat teraz nie miała nastroju na takie żarciki.
Nogi same poniosły ją na dziedziniec, a gdy ujrzała w oddali puste ławki postanowiła przysiąść na chwilę. Książki odłożyła na bok, zdjęła z siebie szatę czując, że wiosna naprawdę już nadeszła i jest zdecydowanie cieplej niż jeszcze tydzień temu. Wyjęła z kieszeni czekoladową żabę, którą dopiero co dostała od Bułhakowa i wpatrywała się w nią jeszcze przez dłuższy czas. Czuła się jak dziecko, którym prawdę mówiąc była. Wiedziała, że dorosły mężczyzna nigdy nie zwróciłby na nią uwagi, ale nie sądziła, że prawda tak bardzo ją zaboli. Czuła tak wiele rzeczy na raz, że nie była w stanie skupić się na żadnej z nich.
Przymknęła oczy opierając się wygodniej o oparcie ławki i wzdychała pod nosem. Schowała żabę do kieszeni, tam gdzie było jej miejsce i zaczęła myśleć. Tym razem jednak myśli powędrowały innym torem niż ostatnio. Nie było w nich twarzy Bułhakowa, ani nawet jego uśmiechu, czy postury w oddali. W tej chwili to dziewczęce zauroczenie siedziało gdzieś głęboko, a Kaylin skupiła się na czymś innym. Odległym, a jednak tak bliskim.
Był kwiecień, już niebawem przyjdzie jej się zmierzyć z sumami, które miała nadzieję zdać dobrze. Ale kto wie, jak jej pójdzie? Niby przerobiła ten materiał wieki temu, niby wiedziała dużo. Nadal jednak bała się sprawdzianu z Numerologii czy Transmutacji. Bała się, że nie nadrobi zaległości i nie osiągnie takich ocen, jakie chciała. Z drugiej strony, było trochę czasu, a ona zawsze łapała wszystko w lot. Nie musiała się martwić.
Plany na przyszłość coraz bardziej ją stresowały. Nie umiała znaleźć sobie miejsca tu, w Hogwarcie, a co dopiero w dorosłym życiu. Dwa lata miała przed sobą, ale czy nie miną one równie szybko, co pięć poprzednich? Czy nie powinna zacząć o tym myśleć? Sama nie wiedziała.
Siedziała więc tak, z zamkniętymi oczami, zamiast powrócić do nauki i wygrzewała się na wiosennym słońcu.
Nogi same poniosły ją na dziedziniec, a gdy ujrzała w oddali puste ławki postanowiła przysiąść na chwilę. Książki odłożyła na bok, zdjęła z siebie szatę czując, że wiosna naprawdę już nadeszła i jest zdecydowanie cieplej niż jeszcze tydzień temu. Wyjęła z kieszeni czekoladową żabę, którą dopiero co dostała od Bułhakowa i wpatrywała się w nią jeszcze przez dłuższy czas. Czuła się jak dziecko, którym prawdę mówiąc była. Wiedziała, że dorosły mężczyzna nigdy nie zwróciłby na nią uwagi, ale nie sądziła, że prawda tak bardzo ją zaboli. Czuła tak wiele rzeczy na raz, że nie była w stanie skupić się na żadnej z nich.
Przymknęła oczy opierając się wygodniej o oparcie ławki i wzdychała pod nosem. Schowała żabę do kieszeni, tam gdzie było jej miejsce i zaczęła myśleć. Tym razem jednak myśli powędrowały innym torem niż ostatnio. Nie było w nich twarzy Bułhakowa, ani nawet jego uśmiechu, czy postury w oddali. W tej chwili to dziewczęce zauroczenie siedziało gdzieś głęboko, a Kaylin skupiła się na czymś innym. Odległym, a jednak tak bliskim.
Był kwiecień, już niebawem przyjdzie jej się zmierzyć z sumami, które miała nadzieję zdać dobrze. Ale kto wie, jak jej pójdzie? Niby przerobiła ten materiał wieki temu, niby wiedziała dużo. Nadal jednak bała się sprawdzianu z Numerologii czy Transmutacji. Bała się, że nie nadrobi zaległości i nie osiągnie takich ocen, jakie chciała. Z drugiej strony, było trochę czasu, a ona zawsze łapała wszystko w lot. Nie musiała się martwić.
Plany na przyszłość coraz bardziej ją stresowały. Nie umiała znaleźć sobie miejsca tu, w Hogwarcie, a co dopiero w dorosłym życiu. Dwa lata miała przed sobą, ale czy nie miną one równie szybko, co pięć poprzednich? Czy nie powinna zacząć o tym myśleć? Sama nie wiedziała.
Siedziała więc tak, z zamkniętymi oczami, zamiast powrócić do nauki i wygrzewała się na wiosennym słońcu.
- Remus J. Lupin
Re: Ławki
Sro Wrz 23, 2015 2:17 pm
Remus był chory. Zbliżała się pełnia i myśli o tym co znowu go czeka, co będzie musiał przechodzić, wywoływała u niego mdłości, senność i psychicznie przygnębienie. Znów wpadł w ten swój lupinowski nastrój polegający na narzekaniu na swoją osobę, typu lepiej byloby gdybym umarł, bądź żeby zostawili go w spokoju. Wszędzie chodził sam przygotowując się na najgorsze, mające nadejść za równy tydzień. Przyjaciele to rozumieli bo doskonale znali co go dręczy i jaki ma problem.
Szedł właśnie do zamku, ledwo włócząc nogami. Blada twarz, mętne spojrzenie, potargane włosy, choć zazwyczaj były porządnie uczesane i ułożone. Usłyszał kilka niezbyt przyjemnych epitetów pod swoim adresem, co tylko spotęgowało jego zły humor. Zmarszczył tylko czoło i potraktował to dość obojętnie, nie reagując na zaczepki.
- Te, Lupin, coś niewyraźnie wyglądasz. Chyba ci mózg spuchł od nauki?! - ryknął do niego jeden ze Ślizgonów, a reszta zarechotała radośnie. Gryfon i tą uwagę zignorował, nie było skory do konfliktu z nieświadomą niczego trójką ignorantów.
W pewnym momencie zobaczył samotnie siedząca Kaylin. Miała zamknięte oczy i nie widziała go. Przystanął i chwilę na nią patrzył, a przez jego twarz na parę sekund przebiegł nikły uśmiech, by za chwilę zgasnąć, przyduszony myślami. Gdyby tylko wiedziała kim jest naprawdę, nie rozmawiałaby z nim ani chwili.
- Cześć - sam nie wiedział kiedy to słowo wyrwało mu się z ust. Chciał uciec, ale to chyba byloby niegrzeczne...
Szedł właśnie do zamku, ledwo włócząc nogami. Blada twarz, mętne spojrzenie, potargane włosy, choć zazwyczaj były porządnie uczesane i ułożone. Usłyszał kilka niezbyt przyjemnych epitetów pod swoim adresem, co tylko spotęgowało jego zły humor. Zmarszczył tylko czoło i potraktował to dość obojętnie, nie reagując na zaczepki.
- Te, Lupin, coś niewyraźnie wyglądasz. Chyba ci mózg spuchł od nauki?! - ryknął do niego jeden ze Ślizgonów, a reszta zarechotała radośnie. Gryfon i tą uwagę zignorował, nie było skory do konfliktu z nieświadomą niczego trójką ignorantów.
W pewnym momencie zobaczył samotnie siedząca Kaylin. Miała zamknięte oczy i nie widziała go. Przystanął i chwilę na nią patrzył, a przez jego twarz na parę sekund przebiegł nikły uśmiech, by za chwilę zgasnąć, przyduszony myślami. Gdyby tylko wiedziała kim jest naprawdę, nie rozmawiałaby z nim ani chwili.
- Cześć - sam nie wiedział kiedy to słowo wyrwało mu się z ust. Chciał uciec, ale to chyba byloby niegrzeczne...
- Kaylin Wittermore
Re: Ławki
Sro Wrz 23, 2015 2:19 pm
Słońce świeciło radośnie podczas gdy dziewczyna z delikatnym uśmiechem wygrzewała się na ławce. Nie robiła tego często, większość czasu spędzała w bibliotece bądź pustych salach, czyli tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. Od czasu do czasu zaszywała się na wieży astronomicznej, bo to również nie było często odwiedzane miejsce. Najrzadziej uczyła się w dormitorium, ale jednak jej się zdarzało. Dziedziniec nie należał więc do jej ulubionych miejsc, przede wszystkim dlatego, że zawsze był bardzo zatłoczony. Tak naprawdę dzieciaki z każdego rocznika gdy tylko mogły zbiegały właśnie tu, chcąc zażyć świeżego powietrza. Ona zachowywała się odwrotnie.
Nie wiedziała więc, jakie zrządzenie losu poniosło ją w to miejsce i kazało usiąść na ławce. Wiedziała jednak, że było jej przyjemnie i nie żałowała ani trochę. W oddali słyszała rechoczących Ślizgonów, lecz nie poruszyła się nawet o milimetr. Jeżeli mieliby przyjść jej dokuczać, zrobiliby to już dawno. Błądziła myślami po swojej przyszłości, egzaminach, zahaczyła nawet o Artemisa i chęć kupienia dla niego nowej obroży, gdy usłyszała kroki zbliżające się do niej. Nie zareagowała na nie z początku, myśląc iż to jakiś zwykły uczeń, który zaraz sobie pójdzie.
Na sam dźwięk jego głosu poderwała się z miejsca, od razu nań spoglądając. Uśmiechnęła szeroko czując, jak gdzieś w środku niej wszystko się cieszy. Dopiero co wpadli na siebie pierwszy raz, ale miała wrażenie, że rozumieją się bez słów. Nie do końca wiedziała, jaki rodzaj relacji ich połączył, jednak stwierdzenie, że byli bratnimi duszami bardzo jej się podobało. W końcu, czego bardziej potrzebowała w tej szkole niż przyjaciela?
- Remus! - Uradowała się od razu i machinalnie przesunęła w bok robiąc mu miejsce na ławce. Jakby dając do zrozumienia, że może koło niej usiąść. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy przyglądała się jego sylwetce.
- Jak tam po numerologii? Nie przejmuj się profesorem Bułhakowem, pewnie miał gorszy humor i musiał komuś dogryźć. Poza tym, bywa czasem oschły. - Wpadła w słowotok, który prawdę mówiąc nie zdarza jej się często. Czasem na lekcjach, gdy podekscytuje się danym tematem, bądź gdy naprawdę chce dużo przekazać w jak najszybszym czasie. Poklepała dłonią ławkę, jakby zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze nie zaprosiła go do siedzenia. Przynajmniej nie tak, jak należało to zrobić.
- Masz chwilę? Czy gdzieś się spieszysz? - Zapytała w duchu mając nadzieję, że jednak chwilę z nią zostanie. Dopiero, gdy skończyła trajkotać i obejrzała go dokładnie zauważyła, że nie wygląda najlepiej. Uśmiech zniknął momentalnie z jej twarzy, a ona poderwała się z miejsca dotykając dłonią jego czoła.
- Na Merlina! Jak ty wyglądasz! Źle się czujesz? - Zapytała dłońmi wodząc to po jego skroni, to po policzkach. W oczach można było zobaczyć zaniepokojenie, a także pewnego rodzaju panikę. I choć nie zdarzało jej się to często - naprawdę przejęła się losem biednego Huncwota.
Nie miała przecież pojęcia, że jego stan odzwierciedlał nadchodzącą pełnię. Nawet by jej to przez myśl nie przeszło, bowiem nie na co dzień spotyka się wilkołaki. Zwłaszcza w szkole. I prawdę mówiąc, Remus martwił się na zapas. Kaylin była dziewczyną, która potrafiła znaleźć dobro w każdej istocie. Gdyby wiedziała o jego chorobie zapewne wypytałaby go o wszystko ze szczegółami, a następnie poklepała po ramieniu i powiedziała, że jest niesamowity. Z pewnością także nie wystraszyłaby się go ani trochę. Dalej byłby dla niej Remusem, którego znała. Faktem jednak było to, że żadne z nich nie mogło wiedzieć o rozterkach drugiego, gdyż nie poruszyli tego tematu. Z resztą, głupotą byłoby, gdyby Lupin od tak wygadywał swój największy sekret.
Nie wiedziała więc, jakie zrządzenie losu poniosło ją w to miejsce i kazało usiąść na ławce. Wiedziała jednak, że było jej przyjemnie i nie żałowała ani trochę. W oddali słyszała rechoczących Ślizgonów, lecz nie poruszyła się nawet o milimetr. Jeżeli mieliby przyjść jej dokuczać, zrobiliby to już dawno. Błądziła myślami po swojej przyszłości, egzaminach, zahaczyła nawet o Artemisa i chęć kupienia dla niego nowej obroży, gdy usłyszała kroki zbliżające się do niej. Nie zareagowała na nie z początku, myśląc iż to jakiś zwykły uczeń, który zaraz sobie pójdzie.
Na sam dźwięk jego głosu poderwała się z miejsca, od razu nań spoglądając. Uśmiechnęła szeroko czując, jak gdzieś w środku niej wszystko się cieszy. Dopiero co wpadli na siebie pierwszy raz, ale miała wrażenie, że rozumieją się bez słów. Nie do końca wiedziała, jaki rodzaj relacji ich połączył, jednak stwierdzenie, że byli bratnimi duszami bardzo jej się podobało. W końcu, czego bardziej potrzebowała w tej szkole niż przyjaciela?
- Remus! - Uradowała się od razu i machinalnie przesunęła w bok robiąc mu miejsce na ławce. Jakby dając do zrozumienia, że może koło niej usiąść. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy przyglądała się jego sylwetce.
- Jak tam po numerologii? Nie przejmuj się profesorem Bułhakowem, pewnie miał gorszy humor i musiał komuś dogryźć. Poza tym, bywa czasem oschły. - Wpadła w słowotok, który prawdę mówiąc nie zdarza jej się często. Czasem na lekcjach, gdy podekscytuje się danym tematem, bądź gdy naprawdę chce dużo przekazać w jak najszybszym czasie. Poklepała dłonią ławkę, jakby zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze nie zaprosiła go do siedzenia. Przynajmniej nie tak, jak należało to zrobić.
- Masz chwilę? Czy gdzieś się spieszysz? - Zapytała w duchu mając nadzieję, że jednak chwilę z nią zostanie. Dopiero, gdy skończyła trajkotać i obejrzała go dokładnie zauważyła, że nie wygląda najlepiej. Uśmiech zniknął momentalnie z jej twarzy, a ona poderwała się z miejsca dotykając dłonią jego czoła.
- Na Merlina! Jak ty wyglądasz! Źle się czujesz? - Zapytała dłońmi wodząc to po jego skroni, to po policzkach. W oczach można było zobaczyć zaniepokojenie, a także pewnego rodzaju panikę. I choć nie zdarzało jej się to często - naprawdę przejęła się losem biednego Huncwota.
Nie miała przecież pojęcia, że jego stan odzwierciedlał nadchodzącą pełnię. Nawet by jej to przez myśl nie przeszło, bowiem nie na co dzień spotyka się wilkołaki. Zwłaszcza w szkole. I prawdę mówiąc, Remus martwił się na zapas. Kaylin była dziewczyną, która potrafiła znaleźć dobro w każdej istocie. Gdyby wiedziała o jego chorobie zapewne wypytałaby go o wszystko ze szczegółami, a następnie poklepała po ramieniu i powiedziała, że jest niesamowity. Z pewnością także nie wystraszyłaby się go ani trochę. Dalej byłby dla niej Remusem, którego znała. Faktem jednak było to, że żadne z nich nie mogło wiedzieć o rozterkach drugiego, gdyż nie poruszyli tego tematu. Z resztą, głupotą byłoby, gdyby Lupin od tak wygadywał swój największy sekret.
- Remus J. Lupin
Re: Ławki
Sro Wrz 23, 2015 3:00 pm
Na sam dźwięk jej głosu i radości jaka malowała się na jej twarzy, gdy ujrzała kto do niej mówił, poczuł rozlewające się wokół swojego serca ciepło. Ucieszył się, że mimo wszystko ją tutaj spotkał, widzieli się niedawno i wcześniej nie było okazji, by mogli porozmawiać, a i sam Remus nie chciał się niepotrzebnie narzucać. Może nie miała ochoty na jakiekolwiek towarzystwo? Widząc jednak jej nagły entuzjazm i to na swój własny widok, humor nieco mu się polepszył i uśmiechnął się nieco szerzej, aczkolwiek nadal nie do końca tak jak zwykle.
- Nie przejmuję się. To moja wina. Wyszedłem na durnia, po raz pierwszy w życiu - zaśmiał się nieco nerwowo i przeczesał włosy palcami. - A tak poza tym to w porządku. Świetny pomysł z tymi powtórzeniami przed egzaminami. Przynajmniej zaoszczędzimy czas nad wertowaniem podręczników z poprzednich lat - skomentował, schodząc na temat nauki, co Remus lubił najbardziej. Cieszył się, że akurat z nią może o tym porozmawiać, inni, prócz Lily, westchnęliby tylko niecierpliwie, stwierdziliby, ze to nudne i bezcelowe, po czym szybko by się zmyli, byle tylko go nie słuchać. Wiedział, że Kaylin może wyrazić swoje myśli i nie tylko go nie wyśmieje, ale także przyzna rację.
Spojrzał na wolne miejsce obok niej i zawahał się. Chciał siadać i nie chciał. Chciał być sam i jednocześnie łaknął czyjejś obecności, kogoś kto pogada z nim na neutralnym gruncie, a nie tylko w kółko przypominając o tym, jak się czuje, czy jest gotowy i tak dalej. Te pytania dosyć mocno go irytowały. Nigdy nie będzie gotowy. Nawet gdyby się starał wyobrazić to sobie, ten ból czy choćby się do niego przyzwyczaić, zawsze będzie on zaskoczony i totalnie nieprzygotowany.
- Właściwie to... szedłem do zamku, ale mogę zostać. Książki przecież nie uciekną - odparł przyjaźnie i już miał ruszyć ku ławce, by na niej usiąść, gdy nim się obejrzał, poczuł na swojej twarzy dotyk jej dłoni. Znieruchomiał. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia. Krzyknął, sam zdziwiony swoją reakcją i cofnął się o krok. Nie, nie powinna go dotykać!
- Nie! Nie dotykaj... ja... jestem chory... Nie chcę żebyś złapała ode mnie jakiegoś wirusa. Naprawdę. Nie czuję się dobrze, chociaż gorączki chyba nie mam. Ci tam mieli rację, chyba przegrzałem sobie głowę od nadmiaru wiedzy - starał się żartować, ale dość kiepsko mu to szło. Czuł się też okropnie, kłamiąc jej w żywe oczy. Nie lubił kłamstwa, brzydził się nim, ale z drugiej strony wolał to niż najczarniejszą prawdę. Tą tajemnicę zabierze ze sobą do grobu. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by cokolwiek jej powiedzieć.
- Nie przejmuję się. To moja wina. Wyszedłem na durnia, po raz pierwszy w życiu - zaśmiał się nieco nerwowo i przeczesał włosy palcami. - A tak poza tym to w porządku. Świetny pomysł z tymi powtórzeniami przed egzaminami. Przynajmniej zaoszczędzimy czas nad wertowaniem podręczników z poprzednich lat - skomentował, schodząc na temat nauki, co Remus lubił najbardziej. Cieszył się, że akurat z nią może o tym porozmawiać, inni, prócz Lily, westchnęliby tylko niecierpliwie, stwierdziliby, ze to nudne i bezcelowe, po czym szybko by się zmyli, byle tylko go nie słuchać. Wiedział, że Kaylin może wyrazić swoje myśli i nie tylko go nie wyśmieje, ale także przyzna rację.
Spojrzał na wolne miejsce obok niej i zawahał się. Chciał siadać i nie chciał. Chciał być sam i jednocześnie łaknął czyjejś obecności, kogoś kto pogada z nim na neutralnym gruncie, a nie tylko w kółko przypominając o tym, jak się czuje, czy jest gotowy i tak dalej. Te pytania dosyć mocno go irytowały. Nigdy nie będzie gotowy. Nawet gdyby się starał wyobrazić to sobie, ten ból czy choćby się do niego przyzwyczaić, zawsze będzie on zaskoczony i totalnie nieprzygotowany.
- Właściwie to... szedłem do zamku, ale mogę zostać. Książki przecież nie uciekną - odparł przyjaźnie i już miał ruszyć ku ławce, by na niej usiąść, gdy nim się obejrzał, poczuł na swojej twarzy dotyk jej dłoni. Znieruchomiał. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia. Krzyknął, sam zdziwiony swoją reakcją i cofnął się o krok. Nie, nie powinna go dotykać!
- Nie! Nie dotykaj... ja... jestem chory... Nie chcę żebyś złapała ode mnie jakiegoś wirusa. Naprawdę. Nie czuję się dobrze, chociaż gorączki chyba nie mam. Ci tam mieli rację, chyba przegrzałem sobie głowę od nadmiaru wiedzy - starał się żartować, ale dość kiepsko mu to szło. Czuł się też okropnie, kłamiąc jej w żywe oczy. Nie lubił kłamstwa, brzydził się nim, ale z drugiej strony wolał to niż najczarniejszą prawdę. Tą tajemnicę zabierze ze sobą do grobu. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by cokolwiek jej powiedzieć.
- Kaylin Wittermore
Re: Ławki
Sro Wrz 23, 2015 3:24 pm
Zaśmiała się. Cicho, odrobinę za długo, ale jednak wesoło. Spoglądała na niego kiedy mówił o Numerologii i musiała przyznać, że cieszyła ją ta rozmowa. Nie chodziło już nawet o temat Bułhakowa czy jego zajęć. Ale o sam fakt, że dalej z nią rozmawiał. Że nie olał jej jak większość, z którymi udało się Kaylin zamienić kilka zdań. Prawdę mówiąc, jak go widziała, miała ochotę się popłakać ze szczęścia. Bo w końcu znalazła kogoś, z kim mogła spędzać czas.
- Oj, bez przesady. Każdemu się zdarza. Ja cały czas wychodzę przy nim na idiotkę. Nawet nie wiesz ile razy mnie wyśmiał. - Powiedziała pokrzepiająco do Lupina, zdając sobie sprawę z tego, że mówiła całkowitą prawdę. Bułhakow cały czas się z niej śmiał, naigrywał czy po prostu robił żarty. A ona dalej brnęła w tym dziwnym, nie do końca zrozumiałym dla siebie uczuciu. Czy aby na pewno było to to, o czym mówił Irytek? A może po prostu coś innego? Nie, nie miała teraz ani głowy, ani siły o tym myśleć. Dopiero co wyrzuciła to ze swojej głowy.
- O tak. To były bardzo dobre zajęcia. Prawdę mówiąc, Numerologia nigdy wcześniej mi się tak nie podobała. Pierwszy raz wiedziałam, co robić. Bałam się tylko pracy w grupach... Bo ja bardzo nie lubię pracować z kimś innym. W sumie szkoda, że nie udało nam się dobrać w parę. - Zakończyła wypowiedź uśmiechając się do niego ciepło. Rozmowy o zajęciach i nauce to temat, który na pewno im się nigdy nie skończy. I wydawało się, że obydwoje czerpią z tego taką samą przyjemność. Miło było wreszcie z kimś o tym porozmawiać. Z kimś, kto odpowiadał i miał podobne zdanie.
- Nie uciekną, nie uciekną! - Poklepała miejsce obok siebie zadowolona jak jeszcze nigdy. - Prawdę mówiąc, potrzebowałam przerwy od tego wszystkiego. Zazwyczaj nie przesiaduję tutaj, ale... No cóż. - Zaśmiała się. Nie widziała sensu w opowiadaniu mu o tym, co przywiodło ją akurat tutaj. Jej problemy były pokręcone i musiała poradzić sobie z nimi sama. Poza tym, o takich rzeczach raczej się nie rozmawia. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Widząc jego reakcję przestraszyła się. Bała się, że zrobiła coś nie tak, więc od razu zrobiła kilka kroków do tyłu. Przekręciła głowę i wpatrywała się w niego, nadal zaniepokojona.
- Jesteś pewien? To może usiądź i pooddychaj świeżym powietrzem. To powinno podziałać, jeżeli za długo siedziałeś w jakimś pomieszczeniu. - Powiedziała i bardzo nie pewnie złapała go za ramię i doprowadziła, odrobinę na siłę, do ławki. Kiedy już na niej siedział pochyliła się nad nim i uśmiechnęła delikatnie, jakby chcąc dodać mu otuchy.
- Musisz o siebie dbać, Remusie. I nie przejmuj się, niczego nie złapię. A jeżeli nawet to wtedy ty przyjdziesz i mi pomożesz, zgoda? - Dodała widząc, że naprawdę nie było z nim dobrze. Kucnęła przed nim i bardzo niepewnie złapała go za dłoń. Właściwie, prawie jej nie dotykała, nie chcąc za bardzo naruszać jego przestrzeni osobistej.
- Może powinnam zaprowadzić cię do Skrzydła Szpitalnego? Albo chociaż do waszej wieży? - Zapytała nie za bardzo wiedząc, co robić. Chciala mu pomóc, jednak nie wiedziała jak.
- Oj, bez przesady. Każdemu się zdarza. Ja cały czas wychodzę przy nim na idiotkę. Nawet nie wiesz ile razy mnie wyśmiał. - Powiedziała pokrzepiająco do Lupina, zdając sobie sprawę z tego, że mówiła całkowitą prawdę. Bułhakow cały czas się z niej śmiał, naigrywał czy po prostu robił żarty. A ona dalej brnęła w tym dziwnym, nie do końca zrozumiałym dla siebie uczuciu. Czy aby na pewno było to to, o czym mówił Irytek? A może po prostu coś innego? Nie, nie miała teraz ani głowy, ani siły o tym myśleć. Dopiero co wyrzuciła to ze swojej głowy.
- O tak. To były bardzo dobre zajęcia. Prawdę mówiąc, Numerologia nigdy wcześniej mi się tak nie podobała. Pierwszy raz wiedziałam, co robić. Bałam się tylko pracy w grupach... Bo ja bardzo nie lubię pracować z kimś innym. W sumie szkoda, że nie udało nam się dobrać w parę. - Zakończyła wypowiedź uśmiechając się do niego ciepło. Rozmowy o zajęciach i nauce to temat, który na pewno im się nigdy nie skończy. I wydawało się, że obydwoje czerpią z tego taką samą przyjemność. Miło było wreszcie z kimś o tym porozmawiać. Z kimś, kto odpowiadał i miał podobne zdanie.
- Nie uciekną, nie uciekną! - Poklepała miejsce obok siebie zadowolona jak jeszcze nigdy. - Prawdę mówiąc, potrzebowałam przerwy od tego wszystkiego. Zazwyczaj nie przesiaduję tutaj, ale... No cóż. - Zaśmiała się. Nie widziała sensu w opowiadaniu mu o tym, co przywiodło ją akurat tutaj. Jej problemy były pokręcone i musiała poradzić sobie z nimi sama. Poza tym, o takich rzeczach raczej się nie rozmawia. Tak przynajmniej jej się wydawało.
Widząc jego reakcję przestraszyła się. Bała się, że zrobiła coś nie tak, więc od razu zrobiła kilka kroków do tyłu. Przekręciła głowę i wpatrywała się w niego, nadal zaniepokojona.
- Jesteś pewien? To może usiądź i pooddychaj świeżym powietrzem. To powinno podziałać, jeżeli za długo siedziałeś w jakimś pomieszczeniu. - Powiedziała i bardzo nie pewnie złapała go za ramię i doprowadziła, odrobinę na siłę, do ławki. Kiedy już na niej siedział pochyliła się nad nim i uśmiechnęła delikatnie, jakby chcąc dodać mu otuchy.
- Musisz o siebie dbać, Remusie. I nie przejmuj się, niczego nie złapię. A jeżeli nawet to wtedy ty przyjdziesz i mi pomożesz, zgoda? - Dodała widząc, że naprawdę nie było z nim dobrze. Kucnęła przed nim i bardzo niepewnie złapała go za dłoń. Właściwie, prawie jej nie dotykała, nie chcąc za bardzo naruszać jego przestrzeni osobistej.
- Może powinnam zaprowadzić cię do Skrzydła Szpitalnego? Albo chociaż do waszej wieży? - Zapytała nie za bardzo wiedząc, co robić. Chciala mu pomóc, jednak nie wiedziała jak.
- Remus J. Lupin
Re: Ławki
Pią Wrz 25, 2015 8:27 pm
- Widocznie ma taki styl albo... nie ważne - powiedział z lekkim uśmiechem. Może nauczyciel domyślał się uczuć swojej uczennicy, a może nie. Może tylko się z niej żartował, bo widział w niej wielkie zaangażowanie i to, że kiepsko jej z tym idzie. Wprawdzie, kiedy powiedziała mu o tym, że wiele razy ją wyśmiał, poczuł złość. Przestał lubić tego nauczyciela, bo w jego kompetencji nie było śmianie się z uczniów, a nauczanie ich. Nie miał prawa tego robić.
- Najważniejsze, że dałaś radę. I zdobyłaś nawet trochę punktów dla Kruków, więc na pewno wykonałaś zadanie dobrze. Inaczej przecież by Ci ich nie dał. I tak, szkoda. Nie lubię rywalizować z kimś kto jest dla mnie szczególny... Chciałem powiedzieć, że jak już jesteśmy bratnimi duszami, to powinnyśmy raczej trzymać się razem, zamiast toczyć umysłowe wojny - zauważył z przekąsem, a na jego bladą twarz na moment wystąpił lekki rumieniec.
- Między innymi dlatego właśnie wyszedłem. Zaczerpnąć tlenu. Poza tym w Pokoju Wspólnym jest dość tłoczno, a nie chciałbym nikogo zarazić... zjadłem coś niedobrego chyba. Boli mnie żołądek, głowa, ogólnie... - wymieniał jej jakieś wyimaginowane choroby. Pozwolił się jednak pociągnąć w końcu na ławkę i usiąść na niej. Walczył ze sobą, bo przecież chciał być sam, z drugiej strony jednak godził się na jej towarzystwo...
- Dbam. Wypiłem już Eliksir Wzmacniający, może po nim poczuję się nieco lepiej - odparł, a na dotyk jej dłoni, tak nikły jak promyk rannego słońca muskający twarz sprawił, że w brzuchu załopotał mały motylek. Nie wyrywał się tym razem. Przynajmniej nie miał takiego zamiaru dopóki tylko nie dotykała jego okropnej twarzy...
- Nie, aż tak to nie. Znasz panią Pomfrey? Będzie mi kazała leżeć, dopóki nie wyzdrowieję. Nie chcę leżeć, chcę chocić do biblioteki i takie tam - szybko zaprzeczył. Doskonale wiedział, że szkolna pielęgniarka nic by nie wykryła, a on wyszedłby na kłamcę. - Do wieży też nie trzeba, jak mówiłaś wcześniej, lepiej posiedzieć trochę na powietrzu - zakończył z lekkim uśmiechem.
- Najważniejsze, że dałaś radę. I zdobyłaś nawet trochę punktów dla Kruków, więc na pewno wykonałaś zadanie dobrze. Inaczej przecież by Ci ich nie dał. I tak, szkoda. Nie lubię rywalizować z kimś kto jest dla mnie szczególny... Chciałem powiedzieć, że jak już jesteśmy bratnimi duszami, to powinnyśmy raczej trzymać się razem, zamiast toczyć umysłowe wojny - zauważył z przekąsem, a na jego bladą twarz na moment wystąpił lekki rumieniec.
- Między innymi dlatego właśnie wyszedłem. Zaczerpnąć tlenu. Poza tym w Pokoju Wspólnym jest dość tłoczno, a nie chciałbym nikogo zarazić... zjadłem coś niedobrego chyba. Boli mnie żołądek, głowa, ogólnie... - wymieniał jej jakieś wyimaginowane choroby. Pozwolił się jednak pociągnąć w końcu na ławkę i usiąść na niej. Walczył ze sobą, bo przecież chciał być sam, z drugiej strony jednak godził się na jej towarzystwo...
- Dbam. Wypiłem już Eliksir Wzmacniający, może po nim poczuję się nieco lepiej - odparł, a na dotyk jej dłoni, tak nikły jak promyk rannego słońca muskający twarz sprawił, że w brzuchu załopotał mały motylek. Nie wyrywał się tym razem. Przynajmniej nie miał takiego zamiaru dopóki tylko nie dotykała jego okropnej twarzy...
- Nie, aż tak to nie. Znasz panią Pomfrey? Będzie mi kazała leżeć, dopóki nie wyzdrowieję. Nie chcę leżeć, chcę chocić do biblioteki i takie tam - szybko zaprzeczył. Doskonale wiedział, że szkolna pielęgniarka nic by nie wykryła, a on wyszedłby na kłamcę. - Do wieży też nie trzeba, jak mówiłaś wcześniej, lepiej posiedzieć trochę na powietrzu - zakończył z lekkim uśmiechem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach