- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Czw Lip 30, 2015 10:08 pm
Hmm, mogę zapewnić, że z takiego powodu nikt nigdy nie usłyszy ode mnie żadnych niemiłych słów. No bo właściwie, dlaczego miałbym być zły? W końcu to ja się tutaj napatoczyłem, kiedy Ty z nieznanego mi powodu miotałaś we wszystkie strony zaklęciami, już nie mówiąc o tym, że wtargnąłem do sali, którą Ty zajmowałaś pierwsza, moja droga, więc czy to raczej nie ja powinienem zostać zbluzgany? Może i nie jest to typowo ślizgońska postawa, ale jak najbardziej adekwatna do sytuacji, prawda? Cóż, w każdym razie - Salazar nie byłby dumny.
Zabawne. Momentami naprawdę fakt, że trafiłem akurat do Slytherinu uważałem za największą pomyłkę Tiary. Ale z drugiej strony - jeśli nie tu, to gdzie? Nie byłem wybitnie inteligentny, nie oszukujmy się. Nie byłem też odważny. Ba, nie miałem najmniejszego problemu z określaniem się mianem tchórza, w końcu - taka prawda. Brakowało mi też typowo puchońskiej... Życzliwości? Lojalności? Hmm, jakie tam właściwie były kryteria? no w każdym razie, nie pierwszy rzut oka można było zauważyć, że daleko mi było do typowego przedstawiciela tego domu. Ale wiecie co? Problem w tym, że nie byłem też wybitnie ambitny, czy przebiegły. Całe szczęście, o ironio, że byłem czystokrwisty. To trochę smutne, że na dobrą sprawę to moje główne "osiągnięcie". No ale gdyby nie to, to Tira musiałby chyba odesłać mnie z powrotem do domu, bo wątpię, że dałaby radę gdzieś mnie wepchnąć. Hmm, nawiasem mówić, przyjęło się, że to do Hufflepuffu trafiają wszyscy, którzy nie pasują gdzie indziej. Ale na dobrą sprawę, Slytherin wcale nie jest pod tym względem gorszy, tyle, że tutaj wszystkie braki maskuje się pochodzeniem i "ambicjami", które zazwyczaj są po prostu ambicjami naszych przodków. A, no i nie wolno zapominać o zamiłowaniu do czarnej magii, ale to chyba tak na prawdę nie jest domeną jedynie Ślizgonów, nie? Chociaż, oczywiście nie chcę generalizować, spod skrzydeł Salazara wyszło kilka wybitnych jednostek, jak Merlin chociażby, ale podobno wyjątek potwierdza regułę.
Słysząc pytanie dziewczyny tylko wzruszyłem ramionami. Nie musiałem przecież tłumaczyć jej mojego "rozczarowania". Jej nazwisko też niewiele mi mówiło, więc po prostu również podałem jej rękę.
- Archibald Gamp - powiedziałem. Ale to już chyba wiesz. - Miło cię poznać - dodałem, siląc się nawet na coś na kształt uśmiechu, ale muszę przyznać, że nie wyszło mi to najlepiej. Na moich ustach zagościło coś, czemu raczej bliżej było do grymasu, więc szybko powróciłem do poprzedniego wyrazu.
- Wybacz, ale nie - skłamałem, wzruszając ramionami. Cóż, może faktycznie coś mi się tylko wydawało? A może po prostu z kimś ją pomyliłem? W każdym razie, nie miałem ochoty dzielić się z nią moimi przypuszczeniami, że to jednak nie z pokoju wspólnego ją pamiętam. Chociaż - może własnie tak było? I może naprawdę tylko coś sobie ubzdurałem?
Zabawne. Momentami naprawdę fakt, że trafiłem akurat do Slytherinu uważałem za największą pomyłkę Tiary. Ale z drugiej strony - jeśli nie tu, to gdzie? Nie byłem wybitnie inteligentny, nie oszukujmy się. Nie byłem też odważny. Ba, nie miałem najmniejszego problemu z określaniem się mianem tchórza, w końcu - taka prawda. Brakowało mi też typowo puchońskiej... Życzliwości? Lojalności? Hmm, jakie tam właściwie były kryteria? no w każdym razie, nie pierwszy rzut oka można było zauważyć, że daleko mi było do typowego przedstawiciela tego domu. Ale wiecie co? Problem w tym, że nie byłem też wybitnie ambitny, czy przebiegły. Całe szczęście, o ironio, że byłem czystokrwisty. To trochę smutne, że na dobrą sprawę to moje główne "osiągnięcie". No ale gdyby nie to, to Tira musiałby chyba odesłać mnie z powrotem do domu, bo wątpię, że dałaby radę gdzieś mnie wepchnąć. Hmm, nawiasem mówić, przyjęło się, że to do Hufflepuffu trafiają wszyscy, którzy nie pasują gdzie indziej. Ale na dobrą sprawę, Slytherin wcale nie jest pod tym względem gorszy, tyle, że tutaj wszystkie braki maskuje się pochodzeniem i "ambicjami", które zazwyczaj są po prostu ambicjami naszych przodków. A, no i nie wolno zapominać o zamiłowaniu do czarnej magii, ale to chyba tak na prawdę nie jest domeną jedynie Ślizgonów, nie? Chociaż, oczywiście nie chcę generalizować, spod skrzydeł Salazara wyszło kilka wybitnych jednostek, jak Merlin chociażby, ale podobno wyjątek potwierdza regułę.
Słysząc pytanie dziewczyny tylko wzruszyłem ramionami. Nie musiałem przecież tłumaczyć jej mojego "rozczarowania". Jej nazwisko też niewiele mi mówiło, więc po prostu również podałem jej rękę.
- Archibald Gamp - powiedziałem. Ale to już chyba wiesz. - Miło cię poznać - dodałem, siląc się nawet na coś na kształt uśmiechu, ale muszę przyznać, że nie wyszło mi to najlepiej. Na moich ustach zagościło coś, czemu raczej bliżej było do grymasu, więc szybko powróciłem do poprzedniego wyrazu.
- Wybacz, ale nie - skłamałem, wzruszając ramionami. Cóż, może faktycznie coś mi się tylko wydawało? A może po prostu z kimś ją pomyliłem? W każdym razie, nie miałem ochoty dzielić się z nią moimi przypuszczeniami, że to jednak nie z pokoju wspólnego ją pamiętam. Chociaż - może własnie tak było? I może naprawdę tylko coś sobie ubzdurałem?
- Kayleigh Phate
Re: Pusta Sala
Pią Lip 31, 2015 2:53 am
Wiele było w tym racji, że Kay zbyt pochopnie oceniła Gampa. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że gdzieś tam w środku, baardzo głęboko, było jej wstyd. W końcu zawsze starała się najpierw poznać kogoś, nie oceniać tylko po pozorach lub zdaniu innych. Tutaj jednak jak widać "wpadła", bo brała chłopaka za typowego wrednego ślizgona, bluzgającego na cały świat jedynie na podstawie tego, że się odcinał od innych i ogólnie... nie był zbyt towarzyski. Ale przecież to nie musiała być wada, czyż nie? Brawo Phate, nie popisałaś się. Przecież nigdy tak do końca nie uznawała nawet tych całych podziałów na domy, często zauważając, że ktoś o wiele bardziej pasowałby do innego domu, do kilku na raz lub żadnego w zasadzie. Sama nie była pewna, czy trafiając do domu Węża nie padła ofiarą jakiejś tragicznej pomyłki. Owszem, była ambitna (niektórzy wręcz twierdzili, że przed tym słowem w jej przypadku trzeba było dodać "nad") i sprytu często jej nie brakowało, jednak gdy tematy schodziły tylko na czystą krew, mugoli etc, Kayleigh bez wahania wybuchała śmiechem. Nie ukrywała nigdy, jak bardzo idiotyczne według niej są te wszystkie zasady, w gruncie rzeczy była wdzięczna, że nie została wychowana w takiej typowo czystokrwistej rodzinie... albo by zwariowała, albo co gorsza, sama stałaby się taka jak oni, uh.
Szatynka kiwnęła lekko głową przy tym formalnym przywitaniu się i odczekała chwilę powtarzając w duchu jak mantrę wdech... wydech...wdech, by jakoś wyswobodzić się z negatywnych emocji skierowanych na ślizgona i spróbować jakoś poprowadzić konwersację bardziej... łagodnie.
- Lepiej późno niż wcale - mruknęła w odpowiedzi z cieniem uśmiechu, bo przecież był już na ostatnim roku. W sumie sześć lat w tej samej szkole, tym samym domu, a nawet nigdy ze sobą nie mieli okazji rozmawiać. Owszem, nie mieli, bo na pewno by pamiętała. Kay taktownie zignorowała jego wzmiankę o tym, że jej nie kojarzy, stwierdzając że zagłębianie się w ten temat nie będzie interesujące. Cóż, gdyby tylko wiedziała, że chłopak minął się nieco z prawdą, wtedy z pewnością by mu nie odpuściła tematu! No ale, jak już zostało ustalone, bez względu na takie sytuacje, wolała nie znać niczyich myśli. Takie sprawy zawsze działały w dwie strony, więc trudno.
- Szukałeś pustego miejsca? - zagadnęła już trochę luźniej, odsuwając się do pobliskiej ławki i znów przysiadając na jej brzegu. Zawsze były wygodniejsze niż te stare, drewniane krzesła.
Ostatnio ciężko było znaleźć w zamku miejsce dla siebie, zarówno ze względu na to całe zamieszanie odnośnie nieszczęsnych wydarzeń na błoniach, jak i końcówki roku, co sprowadzało wszystkich uczniów do wynurzenia się z dormitorium.
Szatynka kiwnęła lekko głową przy tym formalnym przywitaniu się i odczekała chwilę powtarzając w duchu jak mantrę wdech... wydech...wdech, by jakoś wyswobodzić się z negatywnych emocji skierowanych na ślizgona i spróbować jakoś poprowadzić konwersację bardziej... łagodnie.
- Lepiej późno niż wcale - mruknęła w odpowiedzi z cieniem uśmiechu, bo przecież był już na ostatnim roku. W sumie sześć lat w tej samej szkole, tym samym domu, a nawet nigdy ze sobą nie mieli okazji rozmawiać. Owszem, nie mieli, bo na pewno by pamiętała. Kay taktownie zignorowała jego wzmiankę o tym, że jej nie kojarzy, stwierdzając że zagłębianie się w ten temat nie będzie interesujące. Cóż, gdyby tylko wiedziała, że chłopak minął się nieco z prawdą, wtedy z pewnością by mu nie odpuściła tematu! No ale, jak już zostało ustalone, bez względu na takie sytuacje, wolała nie znać niczyich myśli. Takie sprawy zawsze działały w dwie strony, więc trudno.
- Szukałeś pustego miejsca? - zagadnęła już trochę luźniej, odsuwając się do pobliskiej ławki i znów przysiadając na jej brzegu. Zawsze były wygodniejsze niż te stare, drewniane krzesła.
Ostatnio ciężko było znaleźć w zamku miejsce dla siebie, zarówno ze względu na to całe zamieszanie odnośnie nieszczęsnych wydarzeń na błoniach, jak i końcówki roku, co sprowadzało wszystkich uczniów do wynurzenia się z dormitorium.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Sob Sie 01, 2015 9:44 pm
O, widać, mieliśmy coś wspólnego. Ja też nigdy nie oceniałem ludzi po pozorach. Ani po tym, co na ich temat słyszałem. Dlatego między innymi unikałem wszelkich plotek i tym podobnych rzeczy. A jeśli już coś zdarzało mi się usłyszeć, to zazwyczaj udawałem, że wcale tego nie wiem. Wiecie, żeby dać szansę tej osobie. Albo raczej, żeby dać szansę sobie, na poznanie tego kogoś. Bez oceniania go przez pryzmat tego, jaki był w stosunku do innych. I nie powiem, na początku to wcale nie było takie łatwe, pozbyć się jakichkolwiek uprzedzeń. Ale z czasem zaczęło mi to przychodzić naturalnie. Więc teraz prawie każdy dostaje u mnie na starcie czystą kartę.
Tak. Dokładnie, prawie każdy. Od każdej reguły są wyjątki. Tak samo jest tutaj – moim zdaniem są rzeczy, których mimo wszystko nie można zignorować. Ale nad tym wolałbym na razie się nie rozwodzić. No i jeszcze jedna kwestia. Są ludzie. Ludzie tak istotni i ważni w naszym życiu, że te wszystkie zasady z czystą kartą przestają obowiązywać. Każdy ich wróg jest automatycznie naszym wrogiem, każdą ich krzywdę odbieramy niemal jak swoją własną. No, przynajmniej tak słyszałem. Osobiście nigdy nie miałem kogoś takiego, dla kogo byłbym w stanie zmienić swoje poglądy. Albo raczej kogoś, kogo byłbym w stanie postawić ponad nimi. I szczerze wątpię, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. Ot, po prostu – nie przywiązuję się. I żyje mi się z tym wyjątkowo dobrze. No, a przynajmniej – łatwo.
A co do odbierania mojej osoby. Cóż, prawdę powiedziawszy, kiedyś dziwiło mi to, że ludzie potrafią postrzegać mnie tak negatywnie tylko ze względu na moje, powiedzmy, wycofanie. Ale, może faktycznie coś w tym jest?
- Ta… - mruknąłem tylko, praktycznie niedosłyszalnie. Prawda, spędziliśmy ze sobą sześć lat w jednym domu, więc moja ignorancja mogła zostać odebrana jako, no właśnie – ignorancja. Powiedzmy sobie szczerze, zapamiętanie tych kilku nazwisk nie byłoby czymś aż tak trudnym, przy odrobinie chęci. Ale widzicie, problem w tym, że ja właśnie nie miałem tych chęci. Nie dlatego, że uważałem tych wszystkich ludzi za niewartych poznania, nie, nie, wręcz przeciwnie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przez takie postępowanie mogłem przegapić wiele naprawdę interesujących jednostek. Sęk w tym, że, jak już wspomniałem – nie przywiązywałem się do ludzi. Nie widziałem więc sensu w zaprzątaniu sobie głowy imionami tych, z którymi znajomość i tak potrwałaby tylko chwilę. Albo nawet w ogóle by się nie rozpoczęła.
- Być może – odpowiedziałem tylko, obserwując jak dziewczyna siadana jednej z ławek, samemu wciąż jednak nie ruszając się z miejsca. I, tak, tak, wiem – byłem fatalnym rozmówcą. Nawiązanie ze mną jakiejkolwiek dłuższej konwersacji graniczyło z cudem. Zdawałem sobie z tego sprawę i szczerze podziwiałem tych, którzy tego próbowali lub, co więcej – tych, którym się to udawało. Ale z drugiej strony – naprawdę się im dziwiłem. No bo, serio? Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ktoś był w stanie włożyć w to jakikolwiek wysiłek. No i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Tak. Dokładnie, prawie każdy. Od każdej reguły są wyjątki. Tak samo jest tutaj – moim zdaniem są rzeczy, których mimo wszystko nie można zignorować. Ale nad tym wolałbym na razie się nie rozwodzić. No i jeszcze jedna kwestia. Są ludzie. Ludzie tak istotni i ważni w naszym życiu, że te wszystkie zasady z czystą kartą przestają obowiązywać. Każdy ich wróg jest automatycznie naszym wrogiem, każdą ich krzywdę odbieramy niemal jak swoją własną. No, przynajmniej tak słyszałem. Osobiście nigdy nie miałem kogoś takiego, dla kogo byłbym w stanie zmienić swoje poglądy. Albo raczej kogoś, kogo byłbym w stanie postawić ponad nimi. I szczerze wątpię, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. Ot, po prostu – nie przywiązuję się. I żyje mi się z tym wyjątkowo dobrze. No, a przynajmniej – łatwo.
A co do odbierania mojej osoby. Cóż, prawdę powiedziawszy, kiedyś dziwiło mi to, że ludzie potrafią postrzegać mnie tak negatywnie tylko ze względu na moje, powiedzmy, wycofanie. Ale, może faktycznie coś w tym jest?
- Ta… - mruknąłem tylko, praktycznie niedosłyszalnie. Prawda, spędziliśmy ze sobą sześć lat w jednym domu, więc moja ignorancja mogła zostać odebrana jako, no właśnie – ignorancja. Powiedzmy sobie szczerze, zapamiętanie tych kilku nazwisk nie byłoby czymś aż tak trudnym, przy odrobinie chęci. Ale widzicie, problem w tym, że ja właśnie nie miałem tych chęci. Nie dlatego, że uważałem tych wszystkich ludzi za niewartych poznania, nie, nie, wręcz przeciwnie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że przez takie postępowanie mogłem przegapić wiele naprawdę interesujących jednostek. Sęk w tym, że, jak już wspomniałem – nie przywiązywałem się do ludzi. Nie widziałem więc sensu w zaprzątaniu sobie głowy imionami tych, z którymi znajomość i tak potrwałaby tylko chwilę. Albo nawet w ogóle by się nie rozpoczęła.
- Być może – odpowiedziałem tylko, obserwując jak dziewczyna siadana jednej z ławek, samemu wciąż jednak nie ruszając się z miejsca. I, tak, tak, wiem – byłem fatalnym rozmówcą. Nawiązanie ze mną jakiejkolwiek dłuższej konwersacji graniczyło z cudem. Zdawałem sobie z tego sprawę i szczerze podziwiałem tych, którzy tego próbowali lub, co więcej – tych, którym się to udawało. Ale z drugiej strony – naprawdę się im dziwiłem. No bo, serio? Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ktoś był w stanie włożyć w to jakikolwiek wysiłek. No i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
- Kayleigh Phate
Re: Pusta Sala
Nie Sie 02, 2015 2:17 am
Och, Kayleigh ostatnio miała jak widać wybitne szczęście do zadawania się właśnie z takimi wycofanymi i zdystansowanymi do świata jednostkami. Można by stwierdzić, że nawet coraz lepiej jej idzie radzenie sobie z takimi osobami! Powinna przyjąć rozmowę z Gampem jako kolejne wyzwanie. W końcu ostatnia tego typu znajomość okazywała się nagle jedną z najlepszych, jakie miała okazje nawiązać w Hogwarcie przez ostatnie 6 lat. Podsumowując, powinna przyjąć tego oto ślizgona z otwartymi ramionami i wyszczerzem już na wstępie... a tu takie przeciwne powitanie, cóż. Przynajmniej ciekawie się zaczęło, a to już powinno dobrze wróżyć. Tfu, przecież Kay wróżbiarstwa nie cierpi, no więc powiedzmy, żezapowiadać.
Jedyną sprawą odnośnie olewania plotek, która może nie przeszkadzała dziewczynie, a czasem tylko przechodziła przez jej myśli było to, co mówią właśnie na jej temat. Nie, żeby zaraz była tak próżna i chciała słuchać o swojej osobie, ale czasem jednak były sytuacje, gdy zastanawiało ją to w ilu plotkach występowało jej imię. Zwłaszcza, że sama niekiedy uwielbiała wręcz je prowokować, drwiąc z tych wszystkich hogwardzkich grupek dyskusyjnych. Doprawdy, zabawne było to, jak są podatne.
Ślizgon coś mruknął pod nosem, jednak na tyle niedosłyszalnie, że szatynka to zignorowała. Jeśli byłoby to coś ważnego to przecież dopilnowałby, żeby usłyszała, nie?
- Raczej tak, bo nie uwierzę, że to mnie konkretnie szukałeś - przewróciła oczami wymownie i kątem oka zwróciła uwagę na kawałek pergaminu, który nadal jakby nigdy nic leżał na posadzce. Skrzywiła się nieznacznie i podeszła, schylając się po niego. W kieszeni był bezpieczniejszy, a wbrew wszystkim pozorom wcale nie zamierzała go zniszczyć, nie teraz. Tamto wcześniej, to tylko taka chwila słabości, której w sumie nikt nie powinien był widzieć. Ale Archibald raczej nie wyglądał na gadułę więc miała szczęście.
- Nie jesteś taki, jak się spodziewałam - stwierdziła po chwili milczenia, wpatrując się w niego uważnie jasnymi tęczówkami, jakby z zainteresowaniem. Jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, mówiła po prostu to, o czym akurat myślała. Nie, żeby zawsze wychodziła na tym zbyt dobrze, ale cóż. Jak na razie nie zapowiadało się na to, żeby to chłopak poprowadził rozmowę, co jednak jak zwykle nie zrażało Kay nawet na moment. Na siłę w końcu nikt z nich tu nie siedział.
Jedyną sprawą odnośnie olewania plotek, która może nie przeszkadzała dziewczynie, a czasem tylko przechodziła przez jej myśli było to, co mówią właśnie na jej temat. Nie, żeby zaraz była tak próżna i chciała słuchać o swojej osobie, ale czasem jednak były sytuacje, gdy zastanawiało ją to w ilu plotkach występowało jej imię. Zwłaszcza, że sama niekiedy uwielbiała wręcz je prowokować, drwiąc z tych wszystkich hogwardzkich grupek dyskusyjnych. Doprawdy, zabawne było to, jak są podatne.
Ślizgon coś mruknął pod nosem, jednak na tyle niedosłyszalnie, że szatynka to zignorowała. Jeśli byłoby to coś ważnego to przecież dopilnowałby, żeby usłyszała, nie?
- Raczej tak, bo nie uwierzę, że to mnie konkretnie szukałeś - przewróciła oczami wymownie i kątem oka zwróciła uwagę na kawałek pergaminu, który nadal jakby nigdy nic leżał na posadzce. Skrzywiła się nieznacznie i podeszła, schylając się po niego. W kieszeni był bezpieczniejszy, a wbrew wszystkim pozorom wcale nie zamierzała go zniszczyć, nie teraz. Tamto wcześniej, to tylko taka chwila słabości, której w sumie nikt nie powinien był widzieć. Ale Archibald raczej nie wyglądał na gadułę więc miała szczęście.
- Nie jesteś taki, jak się spodziewałam - stwierdziła po chwili milczenia, wpatrując się w niego uważnie jasnymi tęczówkami, jakby z zainteresowaniem. Jak to zwykle bywało w takich sytuacjach, mówiła po prostu to, o czym akurat myślała. Nie, żeby zawsze wychodziła na tym zbyt dobrze, ale cóż. Jak na razie nie zapowiadało się na to, żeby to chłopak poprowadził rozmowę, co jednak jak zwykle nie zrażało Kay nawet na moment. Na siłę w końcu nikt z nich tu nie siedział.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Pon Sie 03, 2015 10:02 am
Coraz lepiej idzie Ci radzenie sobie z takimi osobami? Oh, moja droga Kayleigh, jakie to szczęście, że jednak nie słyszymy swoich myśli. Nie masz pojęcia, jak bardzo nie lubię generalizowania i utożsamiania jednostek z jakąś grupą. Tym bardziej, kiedy robi się to tak pochopnie. I zwłaszcza, kiedy dotyczy to mojej osoby. No bo, czy to nie podchodzi trochę pod ignorancję? Ze względu na pewne cechy, przydzielasz mnie automatycznie do określonej grupy, nie zwracając uwagi na to, że, na dobrą sprawę, poza "wycofaniem i zdystansowaniem do świata", możemy nie mieć ze sobą kompletnie nic wspólnego. Ba, sugerujesz też, że wiesz, jak sobie radzić z takim typem człowieka. Jezu, ale ludzie to nie psy. Nie można ich sobie podzielić na rasy i określić konkretnymi cechami, czy sposobem postępowania z nimi, ze względu na przydział. Są na to zbyt indywidualni. I, nie zrozum mnie źle, nie zakazuję przylepiania mi konkretnych łatek, ze względu na jakieś ta pozory, bo wiadomo, nie da się tego uniknąć. Ale, na litość boską, niech to wynika z tego, że ja jestem "wycofany i zdystansowany do świata", a nie, że należę do grupy ludzi "wycofanych i zdystansowanych do świata". Czy dostrzegasz w tym chociaż subtelną różnicę? A z resztą, to kolejny kompletnie niepotrzebny wywód. No bo, czegokolwiek byś nie myślała na mój temat - czy to ma choćby najmniejsze znaczenie dla mnie? No właśnie. Eh, widać jestem troszkę przewrażliwiony na punkcie indywidualizmu.
Z plotkami na mój temat rzecz miała się podobnie. Jeśli ktoś coś mówił - jego sprawa, mnie to nie interesowało. A co do prowokowania - kolejna rzecz, której nie znosiłem.
Słysząc jej wypowiedź uniosłem tylko nieznacznie brwi, postanawiając tego nie komentować. Potwierdzenie było tutaj zbędne, zaprzeczenie - dopuszczalne jedynie w ironicznym tonie, na który w tej chwili nie miałem ochoty.
Nie umknęło też mojej uwadze to, że dziewczyna schowała do kieszeni jakiś zwitek pergaminu, który prawdopodobnie jeszcze chwilę temu był celem jej wszystkich zaklęć. Hmm. Ciekawe.
- A czego się spodziewałaś? - spytałem, ni to z zaciekawieniem, ni to z obojętnością. Ot, raczej automatycznie, żeby podtrzymać rozmowę. Nie, żeby mi na tym zależało, powiedziałbym, że raczej z grzeczności. No dobra, i może jednak chciałem usłyszeć odpowiedź. Byłem tego ciekaw, ale tylko odrobinkę.
Oparłem się o najbliższą ławkę, sygnalizując poprzez to, że jednak nie zamierzam opuszczać sali. Z jednaj strony - mogło to zostać odebrane jako wyraz zainteresowania jej osobą. Ale z drugiej - jako sugestia, że to jednak dziewczyna mogłaby wyjść. Hmm, przed chwilą mówiłem, że nie śmiałbym tego sugerować? Cóż, widać moje słowa nie są zbyt znaczące. Allegans contraria non est audiendus.
Z plotkami na mój temat rzecz miała się podobnie. Jeśli ktoś coś mówił - jego sprawa, mnie to nie interesowało. A co do prowokowania - kolejna rzecz, której nie znosiłem.
Słysząc jej wypowiedź uniosłem tylko nieznacznie brwi, postanawiając tego nie komentować. Potwierdzenie było tutaj zbędne, zaprzeczenie - dopuszczalne jedynie w ironicznym tonie, na który w tej chwili nie miałem ochoty.
Nie umknęło też mojej uwadze to, że dziewczyna schowała do kieszeni jakiś zwitek pergaminu, który prawdopodobnie jeszcze chwilę temu był celem jej wszystkich zaklęć. Hmm. Ciekawe.
- A czego się spodziewałaś? - spytałem, ni to z zaciekawieniem, ni to z obojętnością. Ot, raczej automatycznie, żeby podtrzymać rozmowę. Nie, żeby mi na tym zależało, powiedziałbym, że raczej z grzeczności. No dobra, i może jednak chciałem usłyszeć odpowiedź. Byłem tego ciekaw, ale tylko odrobinkę.
Oparłem się o najbliższą ławkę, sygnalizując poprzez to, że jednak nie zamierzam opuszczać sali. Z jednaj strony - mogło to zostać odebrane jako wyraz zainteresowania jej osobą. Ale z drugiej - jako sugestia, że to jednak dziewczyna mogłaby wyjść. Hmm, przed chwilą mówiłem, że nie śmiałbym tego sugerować? Cóż, widać moje słowa nie są zbyt znaczące. Allegans contraria non est audiendus.
- Kayleigh Phate
Re: Pusta Sala
Sro Sie 05, 2015 12:46 am
Owszem, było to okropne uogólnienie, czym na głos Kay nie zamierzała się chwalić. Całe szczęście więc, że to wszystko pozostawało jedynie w jej głowie. Fakt, nie było to w porządku wobec Gampa, jednak z drugiej strony patrząc, jakoś musiała się pocieszyć, nie? To było takie swojego rodzaju pozytywne nastawienie się przed rozmową z kimś kto niezbyt się angażuje, nie ukrywajmy, w dialogi. Tak więc były tu plusy jak i minusy, z czego dziewczyna wolała patrzeć na to wszystko z tej pierwszej perspektywy jak na razie.
Ogólnie rzecz biorąc, to Kay nie miała nic złego na myśli w tym całym dopasowaniu ślizgona pod charakter innych osób. Może i trochę go z góry określiła, jednak nie chodziło tu o to, że pod każdym względem jest taki sam jak inni. Wiedziała przecież, że każdy się różni, nawet jeśli na pozór tego nie było widać. Jedynie pod względem paru, dosłownie kilku cech wydawał się jej podobny do kogoś innego, co nie oznaczało taki sam. O nie, jakby tak pomyśleć o tym dokładniej, to z pewnością nie. Różnica byłą wręcz ogromna. No ale, to nie istotne.
Pytanie, które usłyszała, może i było do przewidzenia, ale było też pierwszym zdaniem, które ślizgon wypowiedział, wykazując choćby namiastkę ciekawości i chęci kontynuowania rozmowy. Oj, zdradził się. To przecież tylko zachęciło Kay
- Nieważne. - ucięła z przekornym uśmiechem, wcale nie mając zamiaru dać sięzłąpać w zasadzkę tym banalnym pytaniem. Zaraz by wszystkie jej myśli się ujawniły i błędne założenia, co jak już wiemy, nie zostałoby przyjęte zbyt pozytywnie. Na szczęście, ona często wybierała możliwość zatrzymania czegoś dla siebie, zamiast wypowiadania bezmyślnie słów
- Pozytywnie mnie zaskoczyłeś - po chwili dodała, jakby jednak stwierdzając, że wypada wyjaśnić choć trochę, skoro sama zaczęła. Było to prawdą, bo też zaintrygował ją tym nieznacznie. Dostrzegła, że zdecydował się jak na razie pozostać w sali, ale bez obaw, nawet nie wzięła pod uwagę, że miałaby się stąd przez to wynieść. Mógłby to nawet powiedzieć wprost... zapewne w odpowiedzi usłyszałby jej rozbawiony śmiech. Nie nie, była tu pierwsza i sporo się naszukała, by znaleźć trochę spokoju w tym zamku.
Coś tam pogadali, no i się rozeszli.
/zt x2
Ogólnie rzecz biorąc, to Kay nie miała nic złego na myśli w tym całym dopasowaniu ślizgona pod charakter innych osób. Może i trochę go z góry określiła, jednak nie chodziło tu o to, że pod każdym względem jest taki sam jak inni. Wiedziała przecież, że każdy się różni, nawet jeśli na pozór tego nie było widać. Jedynie pod względem paru, dosłownie kilku cech wydawał się jej podobny do kogoś innego, co nie oznaczało taki sam. O nie, jakby tak pomyśleć o tym dokładniej, to z pewnością nie. Różnica byłą wręcz ogromna. No ale, to nie istotne.
Pytanie, które usłyszała, może i było do przewidzenia, ale było też pierwszym zdaniem, które ślizgon wypowiedział, wykazując choćby namiastkę ciekawości i chęci kontynuowania rozmowy. Oj, zdradził się. To przecież tylko zachęciło Kay
- Nieważne. - ucięła z przekornym uśmiechem, wcale nie mając zamiaru dać sięzłąpać w zasadzkę tym banalnym pytaniem. Zaraz by wszystkie jej myśli się ujawniły i błędne założenia, co jak już wiemy, nie zostałoby przyjęte zbyt pozytywnie. Na szczęście, ona często wybierała możliwość zatrzymania czegoś dla siebie, zamiast wypowiadania bezmyślnie słów
- Pozytywnie mnie zaskoczyłeś - po chwili dodała, jakby jednak stwierdzając, że wypada wyjaśnić choć trochę, skoro sama zaczęła. Było to prawdą, bo też zaintrygował ją tym nieznacznie. Dostrzegła, że zdecydował się jak na razie pozostać w sali, ale bez obaw, nawet nie wzięła pod uwagę, że miałaby się stąd przez to wynieść. Mógłby to nawet powiedzieć wprost... zapewne w odpowiedzi usłyszałby jej rozbawiony śmiech. Nie nie, była tu pierwsza i sporo się naszukała, by znaleźć trochę spokoju w tym zamku.
Coś tam pogadali, no i się rozeszli.
/zt x2
- Mephisto Lataner
Re: Pusta Sala
Wto Wrz 29, 2015 9:28 pm
Szedł korytarzem, a niepokojący uśmiech błąkał się na jego twarzy. Było już po zajęciach, więc na korytarzach było raczej pusto. Dotknął palcami chłodnego muru i szedł dalej. Musiał się stąd wydostać, wiedział jaki ma cel. Podczas ostatniej sesji udało mu się odkryć tożsamość jednego z nich... teraz go zabije. Niczym anioł zemsty. Ojciec byłby dumny, czyż nie dlatego dał mu takie imię? Ale on nazwał się sam, Gabrielem, aniołem zemsty.
- Panie profesorze! - czyjś głos go wyrwał z rozmyślań. Obrócił się w stronę jakiejś trzecioklasistki, która nagle zwolniła widząc jego twarz. Widziała, że coś z nim nie tak, jego oczy błyszczały niebezpiecznie, a wyraz twarzy... Obróciła się i uciekła, a Gabriel roześmiał się donośnie. Dzieci. Słodkie. Przecież nie zrobiłby jej krzywdy, była niewinna. W przeciwieństwie do tych zdegenerowanych uczniów ze Slytherinu, każdy jeden zasługiwał na ognie piekielne.
Przeczesał palcami włosy i ruszył dalej, schodząc na niższe piętro. Nie zostało daleko do przejścia. Przeklinał w myślach Dumbledore'a i jego zamek, w którym nie można było się teleportować. Powinien dawno temu to znieść... Choć dla niektórych. Przecież on miał swoją misję, którą musiał wypełnić. Mephistopheles tylko w tym przeszkadzał. Dureń, miłość powinna była mu dodać siły, by ich zniszczyć, a nie osłabić by zniszczyć jego.
Zachwiał się, czując jak traci kontrolę.
NIE.
Zaklął. Wiedział że nie powinien go wywoływać, ale teraz przynajmniej miał pewność, że pełne imię tak działało. Tracił kontrolę, ale jeszcze chwilę walczył. Nie dziś, to innym razem. Niedługo wypad do Hogsmeade, tam przejmie kontrolę, tam...
- Ach! - Mephistopheles upadł na kolana na środku korytarza. Kręciło mu się w głowie, jednak zmusił się by wstać i dojść do pierwszej-lepszej klasy i zatrzasnął za sobą drzwi. Na miejscu opadł na ziemię i schował twarz w dłoniach. Zbyt często tracił kontrolę. Nie wiedział co się z nim dzieje. Może powinien był to powiedzieć Dumbledore'owi? Może powinien... Wiedział że i tak nie powie, dopóki nie będzie za późno. Zbyt bardzo życie mu zobojętniało, by się tym przejmować. Mimo to, czuł niepokój, nie chciał być zależny od czegokolwiek, kogokolwiek... a już na pewno nie od kogoś z kim dzielił głowę.
Wiesz, że się mnie nie pozbędziesz, Meph.
Pozbędę się.
Ciekawe jak masz zamiar to zrobić? Nikomu nie powiesz, że masz problem. Po prostu przekaż mi kontrolę...
Chyba oszalałeś. Odpuść to. Teraz żyjemy tu, w zamku. Mamy uczyć.
Ty masz uczyć. Ja nie sapomniałem o Sophii.
Skurwiel.
Mephistopheles wstał i oparł się ławki. Musi powiedzieć Dumbledore'owi. MUSI. Teraz.
- Panie profesorze! - czyjś głos go wyrwał z rozmyślań. Obrócił się w stronę jakiejś trzecioklasistki, która nagle zwolniła widząc jego twarz. Widziała, że coś z nim nie tak, jego oczy błyszczały niebezpiecznie, a wyraz twarzy... Obróciła się i uciekła, a Gabriel roześmiał się donośnie. Dzieci. Słodkie. Przecież nie zrobiłby jej krzywdy, była niewinna. W przeciwieństwie do tych zdegenerowanych uczniów ze Slytherinu, każdy jeden zasługiwał na ognie piekielne.
Przeczesał palcami włosy i ruszył dalej, schodząc na niższe piętro. Nie zostało daleko do przejścia. Przeklinał w myślach Dumbledore'a i jego zamek, w którym nie można było się teleportować. Powinien dawno temu to znieść... Choć dla niektórych. Przecież on miał swoją misję, którą musiał wypełnić. Mephistopheles tylko w tym przeszkadzał. Dureń, miłość powinna była mu dodać siły, by ich zniszczyć, a nie osłabić by zniszczyć jego.
Zachwiał się, czując jak traci kontrolę.
NIE.
Zaklął. Wiedział że nie powinien go wywoływać, ale teraz przynajmniej miał pewność, że pełne imię tak działało. Tracił kontrolę, ale jeszcze chwilę walczył. Nie dziś, to innym razem. Niedługo wypad do Hogsmeade, tam przejmie kontrolę, tam...
- Ach! - Mephistopheles upadł na kolana na środku korytarza. Kręciło mu się w głowie, jednak zmusił się by wstać i dojść do pierwszej-lepszej klasy i zatrzasnął za sobą drzwi. Na miejscu opadł na ziemię i schował twarz w dłoniach. Zbyt często tracił kontrolę. Nie wiedział co się z nim dzieje. Może powinien był to powiedzieć Dumbledore'owi? Może powinien... Wiedział że i tak nie powie, dopóki nie będzie za późno. Zbyt bardzo życie mu zobojętniało, by się tym przejmować. Mimo to, czuł niepokój, nie chciał być zależny od czegokolwiek, kogokolwiek... a już na pewno nie od kogoś z kim dzielił głowę.
Wiesz, że się mnie nie pozbędziesz, Meph.
Pozbędę się.
Ciekawe jak masz zamiar to zrobić? Nikomu nie powiesz, że masz problem. Po prostu przekaż mi kontrolę...
Chyba oszalałeś. Odpuść to. Teraz żyjemy tu, w zamku. Mamy uczyć.
Ty masz uczyć. Ja nie sapomniałem o Sophii.
Skurwiel.
Mephistopheles wstał i oparł się ławki. Musi powiedzieć Dumbledore'owi. MUSI. Teraz.
- Naomi Moore
Re: Pusta Sala
Czw Paź 01, 2015 6:36 pm
- Oto krwawy aperitif, pogrzebowe pieśni! Żaden samozwańczy prorok o tym wydarzeniu nie śnił… - cichy pomruk odbijał się od ścian korytarza, kiedy przemierzająca go Naomi nuciła pod nosem kolejną ze swoich dziwnych piosenek. Uśmiech pełen samozadowolenia błąkał się po jej twarzy gdy kontynuowała słowa utworu, lecz nagle przystanęła i zamknęła usta, nasłuchując. Hałas dobiegał zza zakrętu, gdzie chwilę później pojawiła się jakaś dziewczynka wyraźnie wystraszona. Oconnel uniosła brwi w pytającym geście i podążyła wzrokiem za uczennicą, która minęła ją i pognała w kierunku dormitorium, zapewne.
Co do…
Podskoczyła gdy usłyszała rozlegający się dźwięk w tym samym miejscu, z którego wyskoczyła wystraszona małolata. Co się tam, do jasnej cholery dzieje?! Zacisnęła zęby i wyciągnęła różdżkę, biorąc głęboki wdech by ruszyć się w tamtą stronę. Ostrożnie wyjrzała zza ściany i zauważyła, jak drzwi prowadzące do jednej z pustych sal zamykają się prawie bezszelestnie. No pięknie, a co, jeśli to coś niebezpiecznego? Trzeba to sprawdzić.
No, muszę to sprawdzić bo przecież nie zasnę ze świadomością, że coś może mnie w środku nocy zabić. Cholera.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę klasy zaciskając palce na różdżce i starając się, by jakimś dziwnym trafem nie wypadła jej z rąk. To chyba byłaby porażka stulecia, gdyby podczas pojedynku magiczny patyk wysunął się jej z rąk przez jej nieuwagę bądź niekomfortowo wilgotne palce.
Już widzę te nagłówki w Proroku Codziennym „Zabita przez śmierciożercę bo miała spocone ręce”.
Zagryzła wargę prawie do krwi hamując śmiech, który cisnął się jej na usta. Czemu akurat w tej chwili przychodzą jej do głowy takie głupoty? Oczywiście zawsze dzieje się tak w momencie, w którym powinna pozostać skupiona i poważna. Typowe.
Zamrugała kilka razy powiekami i dopiero w tej chwili zadała sobie sprawę z tego, że już od dobrych kilku sekund stoi przed drzwiami i wpatruje się pustym wzrokiem w strukturę drewna szukając najdrobniejszych pęknięć czy zarysowań i zwracając uwagę na wszystkie po kolei. Odetchnęła głęboko układając dłoń na chłodnej klamce podświadomie wiedząc, że delikatny upór powinien ustąpić pod naciskiem jej drobnej dłoni. Nie myliła się. Usłyszała skrzypienie i szczękanie zamka, by po chwili drewniane wrota uchyliły się wpuszczając do klasy odrobinę światła, dostarczoną przez wirujące nad jej głową zaczarowane świece. Otworzyła szerzej drzwi ostrożnie zaglądając do środka, by zatrzymać czujne spojrzenie na postaci stojącej przy ławkach. Mężczyzna. Znajomy mężczyzna.
Mephisto.
Przełknęła ślinę czując jak jej oddech nieznacznie przyśpiesza, gdy przyjrzała się jego postaci odwróconej do niej tyłem. Wyglądał na wykończonego, zmartwionego i rozchwianego emocjonalnie. Przez krótką chwilę miała ochotę podejść do niego i wtulić się w jego idealnie dopasowany do niej tors…
Nie.
Odchrząknęła cicho sygnalizując mu swoją obecność, po czym puściła klamkę, schowała różdżkę i zrobiła krok w tył.
- Przepraszam, myślałam, że jest tu ktoś nieodpowiedni… Ja… Ja już… - zaczęła mamrotać odwracając wzrok od mężczyzny by wlepić szafirowe tęczówki w podłogę, splatając palce i wyginając je w niespokojnym odruchu.
Naomi, uspokój się! Co Ty sobą reprezentujesz, idiotko? Aż żal na Ciebie patrzeć…
Co do…
Podskoczyła gdy usłyszała rozlegający się dźwięk w tym samym miejscu, z którego wyskoczyła wystraszona małolata. Co się tam, do jasnej cholery dzieje?! Zacisnęła zęby i wyciągnęła różdżkę, biorąc głęboki wdech by ruszyć się w tamtą stronę. Ostrożnie wyjrzała zza ściany i zauważyła, jak drzwi prowadzące do jednej z pustych sal zamykają się prawie bezszelestnie. No pięknie, a co, jeśli to coś niebezpiecznego? Trzeba to sprawdzić.
No, muszę to sprawdzić bo przecież nie zasnę ze świadomością, że coś może mnie w środku nocy zabić. Cholera.
Ruszyła wolnym krokiem w stronę klasy zaciskając palce na różdżce i starając się, by jakimś dziwnym trafem nie wypadła jej z rąk. To chyba byłaby porażka stulecia, gdyby podczas pojedynku magiczny patyk wysunął się jej z rąk przez jej nieuwagę bądź niekomfortowo wilgotne palce.
Już widzę te nagłówki w Proroku Codziennym „Zabita przez śmierciożercę bo miała spocone ręce”.
Zagryzła wargę prawie do krwi hamując śmiech, który cisnął się jej na usta. Czemu akurat w tej chwili przychodzą jej do głowy takie głupoty? Oczywiście zawsze dzieje się tak w momencie, w którym powinna pozostać skupiona i poważna. Typowe.
Zamrugała kilka razy powiekami i dopiero w tej chwili zadała sobie sprawę z tego, że już od dobrych kilku sekund stoi przed drzwiami i wpatruje się pustym wzrokiem w strukturę drewna szukając najdrobniejszych pęknięć czy zarysowań i zwracając uwagę na wszystkie po kolei. Odetchnęła głęboko układając dłoń na chłodnej klamce podświadomie wiedząc, że delikatny upór powinien ustąpić pod naciskiem jej drobnej dłoni. Nie myliła się. Usłyszała skrzypienie i szczękanie zamka, by po chwili drewniane wrota uchyliły się wpuszczając do klasy odrobinę światła, dostarczoną przez wirujące nad jej głową zaczarowane świece. Otworzyła szerzej drzwi ostrożnie zaglądając do środka, by zatrzymać czujne spojrzenie na postaci stojącej przy ławkach. Mężczyzna. Znajomy mężczyzna.
Mephisto.
Przełknęła ślinę czując jak jej oddech nieznacznie przyśpiesza, gdy przyjrzała się jego postaci odwróconej do niej tyłem. Wyglądał na wykończonego, zmartwionego i rozchwianego emocjonalnie. Przez krótką chwilę miała ochotę podejść do niego i wtulić się w jego idealnie dopasowany do niej tors…
Nie.
Odchrząknęła cicho sygnalizując mu swoją obecność, po czym puściła klamkę, schowała różdżkę i zrobiła krok w tył.
- Przepraszam, myślałam, że jest tu ktoś nieodpowiedni… Ja… Ja już… - zaczęła mamrotać odwracając wzrok od mężczyzny by wlepić szafirowe tęczówki w podłogę, splatając palce i wyginając je w niespokojnym odruchu.
Naomi, uspokój się! Co Ty sobą reprezentujesz, idiotko? Aż żal na Ciebie patrzeć…
- Mephisto Lataner
Re: Pusta Sala
Pią Paź 02, 2015 9:23 am
Poczuł jak robi mu się zimno, gdy usłyszał chrząknięcie, a później czyjś głos. Uczennica? Widziała go? Modlił się by dopiero co weszła, by nie widziała jego kryzysu, jego załamania, tego że nie ma nad sobą kontroli. Bał się, jednak strach schował za swoim wystudiowanym uśmieszkiem. Plecy wyprostował i powoli obrócił się w jej stronę.
- Och. Witaj... - przez chwilę wyszukiwał jej buzię w swoim albumie - ...Oconnel.
Zmierzył ją spojrzeniem, które niekoniecznie miało oceniać jej umiejętności magiczne, a bardziej... inne walory. Przykładając dłoń do ust odchrząknął, ukrywając lekki uśmieszek.
- Irytek to niezbyt dobry partner do sparingu dla kogoś takiego jak ty - zauważył nonszalancko. W głowie miał jednak gonitwę myśli, uspokajał skołatane nerwy. Na pewno nie widziała co się działo. Inaczej by raczej wyleciała stąd z wrzaskiem, a nawet jeśli nie z wrzaskiem, to nie stała by tak spokojnie jąkając się i ... hm, czy ona się nie rumieniła? Stłumił samozadowolenie które zaczynało powoli wypływać na powierzchnię i przykrywać wcześniejszy strach. Zasadniczo, żadna z uczennic jeszcze nikomu się nie wygadała o tym co robili, ale od ostatniej minęło trochę czasu. Nie miał nic przeciwko towarzystwu... zwłaszcza że dziewczyna była na prawdę ładna.
- Och. Witaj... - przez chwilę wyszukiwał jej buzię w swoim albumie - ...Oconnel.
Zmierzył ją spojrzeniem, które niekoniecznie miało oceniać jej umiejętności magiczne, a bardziej... inne walory. Przykładając dłoń do ust odchrząknął, ukrywając lekki uśmieszek.
- Irytek to niezbyt dobry partner do sparingu dla kogoś takiego jak ty - zauważył nonszalancko. W głowie miał jednak gonitwę myśli, uspokajał skołatane nerwy. Na pewno nie widziała co się działo. Inaczej by raczej wyleciała stąd z wrzaskiem, a nawet jeśli nie z wrzaskiem, to nie stała by tak spokojnie jąkając się i ... hm, czy ona się nie rumieniła? Stłumił samozadowolenie które zaczynało powoli wypływać na powierzchnię i przykrywać wcześniejszy strach. Zasadniczo, żadna z uczennic jeszcze nikomu się nie wygadała o tym co robili, ale od ostatniej minęło trochę czasu. Nie miał nic przeciwko towarzystwu... zwłaszcza że dziewczyna była na prawdę ładna.
- Naomi Moore
Re: Pusta Sala
Wto Paź 06, 2015 5:58 pm
Ale on jest idealny…
To były pierwsze myśli, które mimo wszystko wtargnęły do jej umysłu i nie chciały go opuścić za wszelką cenę. Zmierzyła wzrokiem osobę nauczyciela szukając chociażby najmniejszej skazy w jego wizerunku. Brak. Oh, dlaczego nie mogła dostrzec nic, co zmniejszyłoby jej podekscytowanie? Zagryzła dolną wargę zabarwioną ciemnoczerwoną szminką, by po chwili ułożyć usta w wąską linię. To była jedna z niewielu sytuacji, w których nie wiedziała jak się zachować. On był zbyt wyidealizowany w jej opinii, by mogła choć w połowie dorównać jego seksapilowi i intelektowi. Cholera.
Uśmiechnęła się nieśmiało słysząc jego uwagę dotyczącą Irytka i skinęła nieznacznie głową.
- Tak, proszę pana… Nie przyszło mi nawet do głowy, że to mógłby być Irytek, po prostu musiałam zobaczyć co się dzieje, bo usłyszałam huk… Ja… - przełknęła ślinę i rozejrzała się po korytarzu, na którym wciąż stała. Przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę wracając spojrzeniem do mężczyzny, by móc przez kolejną chwilę upajać się jego wizerunkiem. Nawet z tej odległości mogła wyczuć bijące od niego ciepło i charakterystyczny zapach… A może tylko się jej to wszystko wydawało? To bardzo prawdopodobne.
- Przepraszam, może wrócę już do dormitorium, nie chciałabym dostać ujemnych punktów dla mojego domu… Już chyba zbyt dużo ich sobie nazbierałam… - zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tym chwilę, po czym znów przystanęła z nogi na nogę nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony chciała wejść do środka, zamknąć za sobą drzwi i stanąć twarzą w twarz z mężczyzną… Sam na sam…
Z drugiej strony jednak bała się tego, co mogło z tego wyniknąć. Kilka razy słyszała od koleżanek, że nauczyciel ma skłonności do podrywania uczennic, a ona nie chciała być jedną z nich. Oh, złe stwierdzenie. Chciała! I to jak chciała być przez niego wykorzystana, zniewolona, okiełznana… Ale to się równa z porzuceniem, gdy tylko znudzi mu się zabawa nią. Nie mogła sobie na to pozwolić…
To były pierwsze myśli, które mimo wszystko wtargnęły do jej umysłu i nie chciały go opuścić za wszelką cenę. Zmierzyła wzrokiem osobę nauczyciela szukając chociażby najmniejszej skazy w jego wizerunku. Brak. Oh, dlaczego nie mogła dostrzec nic, co zmniejszyłoby jej podekscytowanie? Zagryzła dolną wargę zabarwioną ciemnoczerwoną szminką, by po chwili ułożyć usta w wąską linię. To była jedna z niewielu sytuacji, w których nie wiedziała jak się zachować. On był zbyt wyidealizowany w jej opinii, by mogła choć w połowie dorównać jego seksapilowi i intelektowi. Cholera.
Uśmiechnęła się nieśmiało słysząc jego uwagę dotyczącą Irytka i skinęła nieznacznie głową.
- Tak, proszę pana… Nie przyszło mi nawet do głowy, że to mógłby być Irytek, po prostu musiałam zobaczyć co się dzieje, bo usłyszałam huk… Ja… - przełknęła ślinę i rozejrzała się po korytarzu, na którym wciąż stała. Przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę wracając spojrzeniem do mężczyzny, by móc przez kolejną chwilę upajać się jego wizerunkiem. Nawet z tej odległości mogła wyczuć bijące od niego ciepło i charakterystyczny zapach… A może tylko się jej to wszystko wydawało? To bardzo prawdopodobne.
- Przepraszam, może wrócę już do dormitorium, nie chciałabym dostać ujemnych punktów dla mojego domu… Już chyba zbyt dużo ich sobie nazbierałam… - zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tym chwilę, po czym znów przystanęła z nogi na nogę nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony chciała wejść do środka, zamknąć za sobą drzwi i stanąć twarzą w twarz z mężczyzną… Sam na sam…
Z drugiej strony jednak bała się tego, co mogło z tego wyniknąć. Kilka razy słyszała od koleżanek, że nauczyciel ma skłonności do podrywania uczennic, a ona nie chciała być jedną z nich. Oh, złe stwierdzenie. Chciała! I to jak chciała być przez niego wykorzystana, zniewolona, okiełznana… Ale to się równa z porzuceniem, gdy tylko znudzi mu się zabawa nią. Nie mogła sobie na to pozwolić…
- Mephisto Lataner
Re: Pusta Sala
Wto Paź 06, 2015 6:07 pm
Mephistopheles oparł się nonszalancko o ławkę, ręce skrzyżował na piersiach i znów, po raz kolejny zmierzył Naomi spojrzeniem. Była ładna, drobna, miała ciemne włosy i bystre spojrzenie... w dodatku wyglądała na jedną z tych uczennic które na niego leciały.
To tylko ładna buźka, kochanie. Nie chcij bym się do ciebie dobrał.
Psujesz wszystko, Gabrielu. Przecież to tylko zabawa.
Tracisz czas, Mephistophelesie. Tracisz czas. A Sophia?
Meph poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku na wspomnienie ukochanej. Nie musiał się zastanawiać jak by zareagowała na jego zachowanie, gdyby mogła mu coś zza grobu przekazać.
Wyrzucił to wszystko z myśli.
- Spokojnie, kochanie... przecież ci nie odejmę punktów... - podszedł do niej i położył dłoń na jej głowie, przesunął niżej, po jedwabistych pasmach jej włosów, aż został z małym puklem w palcach. - Choć prawdą jest, że o takiej porze powinnaś... no, może nie być w łóżku, ale na pewno w Pokoju Wspólnym. Co cię z niego wywabiło?
Trzymając jej włosy pocierał palcami pozwalając by pojedyncze włoski uciekały z jego dłoni, aż w końcu nie został w niej ani jeden. Opuścił dłoń i przyjrzał się jej twarzy. Miała piękne, regularne rysy, idealny nos...
Zamiast uczennicy miał przed sobą Sophie.
Cofnął się gwałtownie czując jakby dostał cios prosto w żołądek. Naomi nie wyglądała jak Sophie, ale trzeba było jej przyznać, że były całkiem podobne.
One nie są CAŁKIEM PODOBNE, Meph. Panna Moore wygląda jak siostra bliźniaczka Sophie!
To nie możliwe. Sophie była mugolką, pamiętasz? W dodatku jedynaczką.
Może są rodziną... ZAPYTAJ JĄ!
POSRAŁO CIE?
Mephistopheles chrząknął i wymamrotał coś w rodzaju przeprosin, za to że pozwolił sobie podejść tak blisko do panienki. Mimo jego wewnętrznej burzy i kłótni która zdawała się już sporo trwać, trwała tylko chwilę.
To tylko ładna buźka, kochanie. Nie chcij bym się do ciebie dobrał.
Psujesz wszystko, Gabrielu. Przecież to tylko zabawa.
Tracisz czas, Mephistophelesie. Tracisz czas. A Sophia?
Meph poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku na wspomnienie ukochanej. Nie musiał się zastanawiać jak by zareagowała na jego zachowanie, gdyby mogła mu coś zza grobu przekazać.
Wyrzucił to wszystko z myśli.
- Spokojnie, kochanie... przecież ci nie odejmę punktów... - podszedł do niej i położył dłoń na jej głowie, przesunął niżej, po jedwabistych pasmach jej włosów, aż został z małym puklem w palcach. - Choć prawdą jest, że o takiej porze powinnaś... no, może nie być w łóżku, ale na pewno w Pokoju Wspólnym. Co cię z niego wywabiło?
Trzymając jej włosy pocierał palcami pozwalając by pojedyncze włoski uciekały z jego dłoni, aż w końcu nie został w niej ani jeden. Opuścił dłoń i przyjrzał się jej twarzy. Miała piękne, regularne rysy, idealny nos...
Zamiast uczennicy miał przed sobą Sophie.
Cofnął się gwałtownie czując jakby dostał cios prosto w żołądek. Naomi nie wyglądała jak Sophie, ale trzeba było jej przyznać, że były całkiem podobne.
One nie są CAŁKIEM PODOBNE, Meph. Panna Moore wygląda jak siostra bliźniaczka Sophie!
To nie możliwe. Sophie była mugolką, pamiętasz? W dodatku jedynaczką.
Może są rodziną... ZAPYTAJ JĄ!
POSRAŁO CIE?
Mephistopheles chrząknął i wymamrotał coś w rodzaju przeprosin, za to że pozwolił sobie podejść tak blisko do panienki. Mimo jego wewnętrznej burzy i kłótni która zdawała się już sporo trwać, trwała tylko chwilę.
- Naomi Moore
Re: Pusta Sala
Wto Paź 06, 2015 7:13 pm
Naomi przyglądając się nauczycielowi miała dziwne wrażenie, że mężczyzna się nad czymś zastanawia lub prowadzi sam ze sobą jakąś poważną, egzystencjalną rozmowę. Mimo wszystko nie poruszyła się ani nie zrobiła nic, co mogłoby mu przeszkodzić w ewentualnych rozważaniach.
Gdy Mephisto zbliżył się do niej, poczuła jak mięśnie jej brzucha zaciskają się w sposób charakterystyczny dla osób, które się stresują. Nie mogła powstrzymać głębokiego wdechu, gdy poczuła jego zapach i poczuła jak dotyka jej włosów. Przeszył ją dreszcz i modliła się w duchu, by mężczyzna tego nie zauważył.
- Sama nie wiem, po prostu musiałam wyrwać się z tego pomieszczenia, gdzie każdy plotkował między sobą na jakieś całkowicie bezsensowne tematy. Musiałam odetchnąć bo nie mogłam wytrzymać tego nasilającego się zgiełku. Postanowiłam się przejść i tak trafiłam na pana, profesorze… - wytłumaczyła i ostatnie słowo wypowiedziała w dość dziwny sposób. Dla Latanera mogło to zabrzmieć tak, jakby starała się swoim głosem uwieść go i zwabić w sidła. Cóż, w zasadzie to nie była świadoma swoich czynów, wszystko działo się tak mechanicznie…
Zamrugała szybko oczami zauważając, jak na twarzy mężczyzny pojawia się zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem gdy odskoczył od niej jak oparzony i przeprosił za swoje zachowanie. Zmarszczyła brwi winiąc się w duchu.
I po co tu przychodziłaś? Teraz ma wyrzuty sumienia bo myśli, że jesteś w nim zakochana! Oh… A może jesteś i nie chcesz się przyznać? Wariatka…
Jej podświadomość tłamsiła ją i poniewierała, a Naomi nie miała pojęcia jak się w tej chwili zachować. Przestąpiła z nogi na nogę i odetchnęła głęboko, ponownie spuszczając wzrok na ziemię.
I co? Teraz zamierzasz tak stać i czekać na zbawienie? Zróbże coś!
- Ekhm… A czemu Pan siedzi zamknięty w klasie, w której nie ma uczniów? Czyżby pan, panie profesorze również szukał chwili spokoju? – odezwała się wreszcie wracając do niego spojrzeniem i odważając się przekroczyć próg klasy. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie nieelegancko wyczuwając, że i tak nie dostanie od niego żadnej nagany. Przekrzywiła głowę na bok nie odwracając od niego czujnego spojrzenia, ciesząc się widokiem jego aparycji. Nieświadomie przejechała językiem po krwistoczerwonych wargach, a zdając sobie sprawę ze swoich czynów zacisnęła je w wąską linię.
Gdy Mephisto zbliżył się do niej, poczuła jak mięśnie jej brzucha zaciskają się w sposób charakterystyczny dla osób, które się stresują. Nie mogła powstrzymać głębokiego wdechu, gdy poczuła jego zapach i poczuła jak dotyka jej włosów. Przeszył ją dreszcz i modliła się w duchu, by mężczyzna tego nie zauważył.
- Sama nie wiem, po prostu musiałam wyrwać się z tego pomieszczenia, gdzie każdy plotkował między sobą na jakieś całkowicie bezsensowne tematy. Musiałam odetchnąć bo nie mogłam wytrzymać tego nasilającego się zgiełku. Postanowiłam się przejść i tak trafiłam na pana, profesorze… - wytłumaczyła i ostatnie słowo wypowiedziała w dość dziwny sposób. Dla Latanera mogło to zabrzmieć tak, jakby starała się swoim głosem uwieść go i zwabić w sidła. Cóż, w zasadzie to nie była świadoma swoich czynów, wszystko działo się tak mechanicznie…
Zamrugała szybko oczami zauważając, jak na twarzy mężczyzny pojawia się zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem gdy odskoczył od niej jak oparzony i przeprosił za swoje zachowanie. Zmarszczyła brwi winiąc się w duchu.
I po co tu przychodziłaś? Teraz ma wyrzuty sumienia bo myśli, że jesteś w nim zakochana! Oh… A może jesteś i nie chcesz się przyznać? Wariatka…
Jej podświadomość tłamsiła ją i poniewierała, a Naomi nie miała pojęcia jak się w tej chwili zachować. Przestąpiła z nogi na nogę i odetchnęła głęboko, ponownie spuszczając wzrok na ziemię.
I co? Teraz zamierzasz tak stać i czekać na zbawienie? Zróbże coś!
- Ekhm… A czemu Pan siedzi zamknięty w klasie, w której nie ma uczniów? Czyżby pan, panie profesorze również szukał chwili spokoju? – odezwała się wreszcie wracając do niego spojrzeniem i odważając się przekroczyć próg klasy. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie nieelegancko wyczuwając, że i tak nie dostanie od niego żadnej nagany. Przekrzywiła głowę na bok nie odwracając od niego czujnego spojrzenia, ciesząc się widokiem jego aparycji. Nieświadomie przejechała językiem po krwistoczerwonych wargach, a zdając sobie sprawę ze swoich czynów zacisnęła je w wąską linię.
- Mephisto Lataner
Re: Pusta Sala
Sob Paź 10, 2015 9:42 am
Odwrócił się tak, by na nią nie patrzeć. Nie mógł tego znieść. Sophie... wyglądały niemal identycznie. Były tak przerażająco podobne, że miał ochotę... sam nie wiedział właściwie na co. W głowie migały mu ostatnie chwile z narzeczoną, gdy jeszcze pełna życia szykowała mu kanapki do pracy. Mała mugolska dziewczynka, bo wyglądała na mniej niż swoje lata. Pamiętał jakie wielkie oczy zrobiła gdy w końcu wyznał jej prawdę - kim był. Jak mówiła, że za niego wyjdzie...
Jesteś żałosny. To nie ona, to jakaś uczennica, nic więcej.
Zamknij się. Nie teraz.
A właśnie, że teraz.
Gabriel wyprostował się i zerknął na pannę Moore. On widział więcej, niż zaślepiony żałobą i bólem Mephistopheles. Widział, że patrzyła na niego jak na coś wyjątkowo atrakcyjnego. Nawet z tej odległości dostrzegł jej rozszerzone źrenice. Zamknęła się z nimi w klasie... Głupie posunięcie. Gabriel nie podzielał entuzjazmu w uwodzeniu Mepha uczennic.
- Mówiłem ci już, Irytek. Zniknął na parę sekund przed tym jak ty się pojawiłaś - przyglądał się jej dokładnie dłuższą chwilę. - Jakiej jesteś krwi, Moore?
Przestań, wyjdź. Nie pytaj jej o to, daj spokój!
Śmieszny jesteś, Mephisto. Śmieszny. Nic jej nie zrobię. To ty masz ochotę ją przelecieć na ławce tylko dlatego że wygląda jak Sophie. Ja jestem jej wierny.
Ty skurwysynie, jak śmiesz?! To dziecko jest, nie Sophie!
Gabriel ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem. Mephisto był żałosny. Skupił znów wzrok na Naomi, niewzruszony jej zachowaniem. Ona go nie interesowała. On pamiętał.[/color]
Jesteś żałosny. To nie ona, to jakaś uczennica, nic więcej.
Zamknij się. Nie teraz.
A właśnie, że teraz.
Gabriel wyprostował się i zerknął na pannę Moore. On widział więcej, niż zaślepiony żałobą i bólem Mephistopheles. Widział, że patrzyła na niego jak na coś wyjątkowo atrakcyjnego. Nawet z tej odległości dostrzegł jej rozszerzone źrenice. Zamknęła się z nimi w klasie... Głupie posunięcie. Gabriel nie podzielał entuzjazmu w uwodzeniu Mepha uczennic.
- Mówiłem ci już, Irytek. Zniknął na parę sekund przed tym jak ty się pojawiłaś - przyglądał się jej dokładnie dłuższą chwilę. - Jakiej jesteś krwi, Moore?
Przestań, wyjdź. Nie pytaj jej o to, daj spokój!
Śmieszny jesteś, Mephisto. Śmieszny. Nic jej nie zrobię. To ty masz ochotę ją przelecieć na ławce tylko dlatego że wygląda jak Sophie. Ja jestem jej wierny.
Ty skurwysynie, jak śmiesz?! To dziecko jest, nie Sophie!
Gabriel ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem. Mephisto był żałosny. Skupił znów wzrok na Naomi, niewzruszony jej zachowaniem. Ona go nie interesowała. On pamiętał.[/color]
- Mistrz Gry
Re: Pusta Sala
Wto Gru 15, 2015 7:10 pm
Z powodu zbyt długiego zwlekania z postami, zakańczam sesję pomiędzy Naomi a Mephisto.
[z/t x2]
[z/t x2]
- Natalie Dark
Re: Pusta Sala
Pon Lut 15, 2016 9:01 pm
(popołudnie 2) 10 maja 1978 roku
Natalie spakowała potrzebne rzeczy do torby i opuściła dormitorium. Dziś swe kroki skierowała do opuszczonej sali na piątym piętrze, gdzie miała się spotkać ze znajomą.
Weszła do pomieszczenia i starła jedną z ławek, najbardziej oddalonych od wejścia. Rozłożyła na niej swoje rzeczy i poczęła wertować podręcznik w poszukiwaniu interesującego ją zaklęcia. Miała jedno na oku i próbowała się go już wcześniej nauczyć jednak jej się nie udało, bo nie wystarczyło jej czasu. Momentami miała zdecydowanie zbyt wiele na głowie.
Za niedługo się to skończy. Do egzaminów, a później... wielkie nic. Pustka bez obowiązków i bez celów.
Westchnęła odnajdując odpowiednią stronę.
Mimetes Vulnus. Zaklęcie maskujące, które upodobania wskazany fragment zranionej skóry do nienaruszonej faktury reszty. Tego szukałam.
Uśmiechnęła się do siebie, wyjmując różdżkę.
Odchrząknęła i wyprostowała się na krześle.
- Mimetes Vulnus - wymówiła na próbę i machnęła różdżką, sprawdzając czy coś się stanie.
Różdżka zadrgała, jakby zaklęcie zostało wypowiedziane poprawnie, jednak z oczywistych względów, nic się nie stało. Zaklęcie nie miało celu, który mogłoby sobie obrać.
Natalie spakowała potrzebne rzeczy do torby i opuściła dormitorium. Dziś swe kroki skierowała do opuszczonej sali na piątym piętrze, gdzie miała się spotkać ze znajomą.
Weszła do pomieszczenia i starła jedną z ławek, najbardziej oddalonych od wejścia. Rozłożyła na niej swoje rzeczy i poczęła wertować podręcznik w poszukiwaniu interesującego ją zaklęcia. Miała jedno na oku i próbowała się go już wcześniej nauczyć jednak jej się nie udało, bo nie wystarczyło jej czasu. Momentami miała zdecydowanie zbyt wiele na głowie.
Za niedługo się to skończy. Do egzaminów, a później... wielkie nic. Pustka bez obowiązków i bez celów.
Westchnęła odnajdując odpowiednią stronę.
Mimetes Vulnus. Zaklęcie maskujące, które upodobania wskazany fragment zranionej skóry do nienaruszonej faktury reszty. Tego szukałam.
Uśmiechnęła się do siebie, wyjmując różdżkę.
Odchrząknęła i wyprostowała się na krześle.
- Mimetes Vulnus - wymówiła na próbę i machnęła różdżką, sprawdzając czy coś się stanie.
Różdżka zadrgała, jakby zaklęcie zostało wypowiedziane poprawnie, jednak z oczywistych względów, nic się nie stało. Zaklęcie nie miało celu, który mogłoby sobie obrać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach