- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Pią Gru 26, 2014 7:14 pm
Kto wie? Może gdyby Annabelle byłaby w stanie sprzeciwić się oczekiwaniom rodziców nieco wcześniej, to jej życie wyglądało by zupełnie inaczej? Może zostałaby przydzielona do Gryffindoru, tak jak tego chciała tiara? Może znalazłaby prawdziwych przyjaciół, poznała ludzi, którym by naprawdę na niej zależało? Może nie wzięłaby udziału w Turnieju Trójmagicznym? Może nie umarłaby tak młodo, wiodła normalne życie i umarła szczęśliwa? Nieraz zastanawiała się nad tym jak mogłoby to wszystko wyglądać. No bo chyba nie było takiego ducha, który by tego nie robił? W końcu nie można powiedzieć, że szkoda im czasu na takie rozmyślania… mieli go aż za dużo.
W rodzinie Annabelle jakoś nie było żadnych znanych czarodziejów. Jednak mimo to wszyscy zawsze darzyli jej rodzinę szacunkiem. Czasem to wszystko ją zastanawiało: Dlaczego inni czarodzieje są szanowani tylko i wyłącznie przez to, że mają taką, a nie inną krew? Dla niej wydawało się to być kompletnie bez sensu. Jakie to w ogóle ma znaczenie? Przecież zarówno osoby czystej krwi, jak i mugolaki posiadały magiczne zdolności… Więc co za różnica?
Łaskawa piękność? No cóż, to pewnie zależy jak na to spojrzeć. Od kiedy Annabelle stała się duchem wygląda w ogóle jakoś przestał ją obchodzić, chociaż musiała przyznać, że raczej brzydka nie była. Co do łaskawości… z tym w sumie jest trudniej. W końcu, jakby nie patrzeć, drugim powodem, dla którego wolała pozostać na ziemi była zemsta na mordercy. Niby teraz się zmieniła, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie w obliczu tego, co zrobiła?
Jak widać, zgadzali się przynajmniej w jednej kwestii. Dobrze wiedzieć, że nie jest aż taka nienormalna. To znaczy, trochę pewnie jest, ale w sumie teraz nie miało to dla niej aż tak dużego znaczenia. Nie mogła nie zgodzić się z Archibaldem… Właśnie wymieniał podstawowe powody, dla których trzymała się z dala od ludzi.
- Sztuczni, zakłamani, powtarzający wciąż te same błędy… – Pokręciła głową, wyrażając swoją dezaprobatę dla tego typu zachowań. – Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
- Wiesz… Kiedyś byłam taka sama. - Sama właściwie nie wiedziała, czemu w ogóle to powiedziała, ale z jakiegoś powodu tak zrobiła. Właściwie to zabawne, ale najbardziej wkurzali ją ludzie, którzy byli najbardziej podobni do niej samej…
W rodzinie Annabelle jakoś nie było żadnych znanych czarodziejów. Jednak mimo to wszyscy zawsze darzyli jej rodzinę szacunkiem. Czasem to wszystko ją zastanawiało: Dlaczego inni czarodzieje są szanowani tylko i wyłącznie przez to, że mają taką, a nie inną krew? Dla niej wydawało się to być kompletnie bez sensu. Jakie to w ogóle ma znaczenie? Przecież zarówno osoby czystej krwi, jak i mugolaki posiadały magiczne zdolności… Więc co za różnica?
Łaskawa piękność? No cóż, to pewnie zależy jak na to spojrzeć. Od kiedy Annabelle stała się duchem wygląda w ogóle jakoś przestał ją obchodzić, chociaż musiała przyznać, że raczej brzydka nie była. Co do łaskawości… z tym w sumie jest trudniej. W końcu, jakby nie patrzeć, drugim powodem, dla którego wolała pozostać na ziemi była zemsta na mordercy. Niby teraz się zmieniła, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie w obliczu tego, co zrobiła?
Jak widać, zgadzali się przynajmniej w jednej kwestii. Dobrze wiedzieć, że nie jest aż taka nienormalna. To znaczy, trochę pewnie jest, ale w sumie teraz nie miało to dla niej aż tak dużego znaczenia. Nie mogła nie zgodzić się z Archibaldem… Właśnie wymieniał podstawowe powody, dla których trzymała się z dala od ludzi.
- Sztuczni, zakłamani, powtarzający wciąż te same błędy… – Pokręciła głową, wyrażając swoją dezaprobatę dla tego typu zachowań. – Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
- Wiesz… Kiedyś byłam taka sama. - Sama właściwie nie wiedziała, czemu w ogóle to powiedziała, ale z jakiegoś powodu tak zrobiła. Właściwie to zabawne, ale najbardziej wkurzali ją ludzie, którzy byli najbardziej podobni do niej samej…
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Pią Gru 26, 2014 7:50 pm
Sam czasem przyłapywałem się na tym, że zastanawiałem się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym zrobił coś tak, a nie inaczej. Albo gdyby ktoś inny postąpił inaczej. Albo gdyby cokolwiek stało się inaczej. W każdym razie, starałem się pracować nad tym, by tego nie robić. No bo jaki był w tym sens? Skoro coś już się stało, to ja tego nie zmienię. Nie ważne, jak intensywnie będę rozmyślał. Kto wie, może z perspektywy czasu okaże się, że te pozornie złe decyzje były tak naprawdę dobre? Albo, że te pozornie lepsze, w wyniku rozwoju sytuacji, okazałyby się znacznie gorsze od tych pierwotnych? Nie wiem. I nigdy się tego nie dowiem. W takim razie, po co więc o tym myśleć?
- Dokładnie - potwierdziłem tylko jej słowa, znów kiwając głową.
Zabawne. Rzadko spotykałem ludzi, którzy by się ze mną otwarcie zgadzali. A nawet jeśli już mięli podobne poglądy, to byli strasznymi hipokrytami, bo postępowali dokładnie tak, jak ci, których krytykowali. Oh, oczywiście, sam też nie miałem czystego sumienia. Niejednokrotnie robiłem rzeczy, które były sprzeczne moimi poglądami. Chociaż może nie. Nie z poglądami, ale z tym, czego wymagałem od innych. Nie, to też nie brzmi dobrze. W końcu od nikogo niczego nie wymagałem. Czasem dopuszczałem to głosu, że tak powiem, te cechy, którymi gardziłem u innych. Tak, chyba o to chodziło. Chociaż, czy gardziłem, to dobre słowo w tym przypadku? Nieważne.
W każdym razie, wracając do sedna sprawy, rzadko spotykałem takich ludzi jak Annabelle. A jeśli już spotykałem, to byli martwi. Ot, ironia losu. Chociaż użycie tu liczby mnogiej tez było nieodpowiednie. Ale właściwie, czy to, że ktoś jest duchem, ma jakikolwiek wpływ na to, czy można go polubić i nawiązać jakąś tam znajomość? Właściwie, to chyba nie. Więc już sam nie wiem, z czym mam tutaj problem.
Po jej słowach spojrzałem na nią i chwilę milczałem.
- Ale już nie jesteś - powiedziałem tylko. Chociaż właściwie, może to powinno być pytanie? No bo skąd, do cholery, mogłem wiedzieć, jaka jest, a jaka nie, skoro znałem ja tylko kilka minut? A może po prostu miałem już pewne wyobrażenie na jej temat i nie chciałem sobie tego zepsuć?
Eh, no i widzicie. Byłem hipokrytą. Brzydziłem się kłamstwem, a jednocześnie wolałem okłamywać siebie, jeśli prawda okazałaby się inna, niż założyłem. Oj, to znaczy, może nie do końca wolałem, ale po prostu nie chciałem się zawieść. Dlatego czasem lepsza była nieświadomość pewnych rzeczy.
Moment, moment, znów wygaduję głupoty. Wybaczcie, dałem się ponieść. Oczywiście, że chciałem wiedzieć, czy Annabelle zmieniła się po śmierci. No bo jeśli wciąż było w niej dużo z tamtej dziewczyny, to jaki byłby sens tracić na nią czas? A fakt, że mogłaby się okazać inna, niż założyłem? Cóż... W końcu zawiodłem się już na tylu ludziach, że powinienem mieć wprawę.
- Dokładnie - potwierdziłem tylko jej słowa, znów kiwając głową.
Zabawne. Rzadko spotykałem ludzi, którzy by się ze mną otwarcie zgadzali. A nawet jeśli już mięli podobne poglądy, to byli strasznymi hipokrytami, bo postępowali dokładnie tak, jak ci, których krytykowali. Oh, oczywiście, sam też nie miałem czystego sumienia. Niejednokrotnie robiłem rzeczy, które były sprzeczne moimi poglądami. Chociaż może nie. Nie z poglądami, ale z tym, czego wymagałem od innych. Nie, to też nie brzmi dobrze. W końcu od nikogo niczego nie wymagałem. Czasem dopuszczałem to głosu, że tak powiem, te cechy, którymi gardziłem u innych. Tak, chyba o to chodziło. Chociaż, czy gardziłem, to dobre słowo w tym przypadku? Nieważne.
W każdym razie, wracając do sedna sprawy, rzadko spotykałem takich ludzi jak Annabelle. A jeśli już spotykałem, to byli martwi. Ot, ironia losu. Chociaż użycie tu liczby mnogiej tez było nieodpowiednie. Ale właściwie, czy to, że ktoś jest duchem, ma jakikolwiek wpływ na to, czy można go polubić i nawiązać jakąś tam znajomość? Właściwie, to chyba nie. Więc już sam nie wiem, z czym mam tutaj problem.
Po jej słowach spojrzałem na nią i chwilę milczałem.
- Ale już nie jesteś - powiedziałem tylko. Chociaż właściwie, może to powinno być pytanie? No bo skąd, do cholery, mogłem wiedzieć, jaka jest, a jaka nie, skoro znałem ja tylko kilka minut? A może po prostu miałem już pewne wyobrażenie na jej temat i nie chciałem sobie tego zepsuć?
Eh, no i widzicie. Byłem hipokrytą. Brzydziłem się kłamstwem, a jednocześnie wolałem okłamywać siebie, jeśli prawda okazałaby się inna, niż założyłem. Oj, to znaczy, może nie do końca wolałem, ale po prostu nie chciałem się zawieść. Dlatego czasem lepsza była nieświadomość pewnych rzeczy.
Moment, moment, znów wygaduję głupoty. Wybaczcie, dałem się ponieść. Oczywiście, że chciałem wiedzieć, czy Annabelle zmieniła się po śmierci. No bo jeśli wciąż było w niej dużo z tamtej dziewczyny, to jaki byłby sens tracić na nią czas? A fakt, że mogłaby się okazać inna, niż założyłem? Cóż... W końcu zawiodłem się już na tylu ludziach, że powinienem mieć wprawę.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Sob Gru 27, 2014 3:21 pm
Może i nie powinna rozmyślać nad tym aż tyle czasu, ale po prostu nie potrafiła robić inaczej. Po prostu jak dotąd miała wrażenie, że wszystkie decyzje, podjęte jeszcze za życia były beznadziejne. Na przykład chociażby ta podjęta w jego ostatnich sekundach. Jakim cudem to, że została duchem miałoby się okazać dobre z perspektywy czasu? W tym przypadku było wręcz na odwrót – na początku uważała, że zrobiła właśnie to, co powinna zrobić. Tylko że teraz, im dłużej pozostawała duchem, tym bardziej tego żałowała.
Chyba każdy robi coś zupełnie sprzecznego z tym, jakie ma poglądy. No bo w końcu Annabelle już za życia po części nie była zadowolona z tego jak żyje i postępuje, jaka stara się być. Tylko wtedy po prostu miała wrażenie, że najważniejsze jest nie zawieść rodziców… Teraz zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jakie to było głupie. Szkoda tylko, że uświadomiła sobie to dopiero w chwili śmierci.
No cóż, nawiązanie znajomości z duchem na pewno jest trudniejsze od nawiązania jej z normalnym, żywym człowiekiem. Chociaż w sumie to już pewnie zależy dla kogo… Jednak dla większości osób tutaj sprawa wygląda o wiele trudniej. W końcu trudniej jest rozmawiać z kimś, kto jest właściwie przezroczysty, a do tego nie można nawiązać z nim kompletnie żadnego kontaktu fizycznego, chociażby poprzez zwykłe podanie ręki.
- Nie, nie jestem. Na szczęście. – powiedziała, znów kręcąc głowa. W tej chwili była swoim zupełnym przeciwieństwem. Na pewno nie zamierzała powtarzać tych samych błędów.
- Pod tym względem nie musisz się tego obawiać… – Tutaj uśmiechnęła się smutno. Oczywiście, żałowała tego, jaka była. Jednak teraz nawet czasami czuła coś na kształt dumy, że udało jej się to zmienić. W końcu trochę ciężko jest się „odzwyczaić” od sposobu, w jakim wiodło się życie. Na szczęście, Annabelle jakoś się to udało i trudno było jej czasem nie odczuwać z tego powodu zadowolenia.
Chyba każdy robi coś zupełnie sprzecznego z tym, jakie ma poglądy. No bo w końcu Annabelle już za życia po części nie była zadowolona z tego jak żyje i postępuje, jaka stara się być. Tylko wtedy po prostu miała wrażenie, że najważniejsze jest nie zawieść rodziców… Teraz zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jakie to było głupie. Szkoda tylko, że uświadomiła sobie to dopiero w chwili śmierci.
No cóż, nawiązanie znajomości z duchem na pewno jest trudniejsze od nawiązania jej z normalnym, żywym człowiekiem. Chociaż w sumie to już pewnie zależy dla kogo… Jednak dla większości osób tutaj sprawa wygląda o wiele trudniej. W końcu trudniej jest rozmawiać z kimś, kto jest właściwie przezroczysty, a do tego nie można nawiązać z nim kompletnie żadnego kontaktu fizycznego, chociażby poprzez zwykłe podanie ręki.
- Nie, nie jestem. Na szczęście. – powiedziała, znów kręcąc głowa. W tej chwili była swoim zupełnym przeciwieństwem. Na pewno nie zamierzała powtarzać tych samych błędów.
- Pod tym względem nie musisz się tego obawiać… – Tutaj uśmiechnęła się smutno. Oczywiście, żałowała tego, jaka była. Jednak teraz nawet czasami czuła coś na kształt dumy, że udało jej się to zmienić. W końcu trochę ciężko jest się „odzwyczaić” od sposobu, w jakim wiodło się życie. Na szczęście, Annabelle jakoś się to udało i trudno było jej czasem nie odczuwać z tego powodu zadowolenia.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Sob Gru 27, 2014 6:54 pm
Wiecie, co? Przyszło mi do głowy coś co naprawdę może być pozytywnym aspektem bycia duchem. Tak, tak, przypływ geniuszu. Chociaż na dobrą sprawę, to nie byłem w końcu głupi, więc to, że wpadłem na jakiś mądry pomysł, nie powinno być czymś dziwnym, nie? Z resztą, nieważne. Bo znów, zamiast skupić się na tym, na czym powinienem, mówię o jakichś nieistotnych sprawach. Mówię? Może raczej myślę. No ale dobra, miałem wrócić do sedna.
W każdym razie, będąc duchem, można było być wszędzie. To znaczy, tak mi się wydaje. Bo chyba nie istniały żadne ograniczenia, nie? W sensie, nie wiem, nie wybierało się po śmierci jakiegoś miejsca, w którym zostaje się na zawsze? Dobra, nieistotne, bo jeśli tak było, to popsuje mi to całą teorię.
Więc, jak już wspomniałem, będąc duchem, można było odwiedzić każde miejsce na świecie. No wiem, że po jakimś czasie pewnie i to nawet by się znudziło, na ale wyobraźcie to sobie. Możecie udać się gdzie tylko chcecie, nie martwiąc się o pieniądze, jedzenie, nocleg, czy jakiekolwiek bilety. Już nie mówiąc o tym, że można zwiedzić miejsca niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Brzmi całkiem fajnie, nie? No i z pewnością nie jest to powód, żeby duchem zostać, ale jeśli już się nim jest, to chyba można z tego skorzystać, chociażby w taki sposób.
Chociaż, jak już wspomniałem, co ja tam wiem o duchach? No właśnie. Może one w ogóle nie mogły tego robić? Jeśli tak, to w takim razie się poddaję, o inne pozytywy pozbawione przykrych konsekwencji nie przychodzą mi do głowy.
Pomyślałem nad tym, co mówiła dziewczyna.
- To dobrze - powiedziałem tylko. Czyli może tym razem jednak się nie zawiodę? Chociaż nie powiem, fakt, że musiała umrzeć, żeby się zmienić był dość przygnębiający. No bo czy w takim razie oznaczało to, że aby stać się lepszym trzeba umrzeć? Nie, to chyba zbyt daleko idące wnioski.
Eh, no tak. Temat się chyba troszkę wyczerpał. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale nie miałem pojęcia co. No bo własnie, o czym można rozmawiać z kimś, kogo się praktycznie nie zna? Znacie ten problem? Niektórzy może i tak. Ale część z was pewnie należy do tej grupy ludzi, którzy bez problemu potrafią pogadać z każdym. I nie dość, że przychodzi im to naturalnie, to czasem nawet ma to sens. Wiecie, o czym mówię. Chodzi mi o to, że nie gadają jakichś bezskładnych głupot, tylko prowadzą normalna rozmowę.
Cóż, ja niestety do takich nie należałem. Chociaż może to i lepiej dla mnie? Bo kto wie, co ludzie mogliby wtedy ode mnie usłyszeć. Albo, co gorsza, czego mogliby się o mnie dowiedzieć.
Pozostało mi więc czekać na ruch Annabelle.
W każdym razie, będąc duchem, można było być wszędzie. To znaczy, tak mi się wydaje. Bo chyba nie istniały żadne ograniczenia, nie? W sensie, nie wiem, nie wybierało się po śmierci jakiegoś miejsca, w którym zostaje się na zawsze? Dobra, nieistotne, bo jeśli tak było, to popsuje mi to całą teorię.
Więc, jak już wspomniałem, będąc duchem, można było odwiedzić każde miejsce na świecie. No wiem, że po jakimś czasie pewnie i to nawet by się znudziło, na ale wyobraźcie to sobie. Możecie udać się gdzie tylko chcecie, nie martwiąc się o pieniądze, jedzenie, nocleg, czy jakiekolwiek bilety. Już nie mówiąc o tym, że można zwiedzić miejsca niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Brzmi całkiem fajnie, nie? No i z pewnością nie jest to powód, żeby duchem zostać, ale jeśli już się nim jest, to chyba można z tego skorzystać, chociażby w taki sposób.
Chociaż, jak już wspomniałem, co ja tam wiem o duchach? No właśnie. Może one w ogóle nie mogły tego robić? Jeśli tak, to w takim razie się poddaję, o inne pozytywy pozbawione przykrych konsekwencji nie przychodzą mi do głowy.
Pomyślałem nad tym, co mówiła dziewczyna.
- To dobrze - powiedziałem tylko. Czyli może tym razem jednak się nie zawiodę? Chociaż nie powiem, fakt, że musiała umrzeć, żeby się zmienić był dość przygnębiający. No bo czy w takim razie oznaczało to, że aby stać się lepszym trzeba umrzeć? Nie, to chyba zbyt daleko idące wnioski.
Eh, no tak. Temat się chyba troszkę wyczerpał. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale nie miałem pojęcia co. No bo własnie, o czym można rozmawiać z kimś, kogo się praktycznie nie zna? Znacie ten problem? Niektórzy może i tak. Ale część z was pewnie należy do tej grupy ludzi, którzy bez problemu potrafią pogadać z każdym. I nie dość, że przychodzi im to naturalnie, to czasem nawet ma to sens. Wiecie, o czym mówię. Chodzi mi o to, że nie gadają jakichś bezskładnych głupot, tylko prowadzą normalna rozmowę.
Cóż, ja niestety do takich nie należałem. Chociaż może to i lepiej dla mnie? Bo kto wie, co ludzie mogliby wtedy ode mnie usłyszeć. Albo, co gorsza, czego mogliby się o mnie dowiedzieć.
Pozostało mi więc czekać na ruch Annabelle.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Nie Gru 28, 2014 1:20 pm
Odwiedzić każde miejsce na świecie? No tak, to chyba można było zaliczyć na plus. Zobaczyć każde miejsce na ziemi… tak, to z pewnością mogło być interesujące. Nawet bardzo. W takim wypadku niejeden czarodziej mógłby zdecydować się na zostanie duchem. Żeby tylko zaspokoić swoją ciekawość.
Tylko że to wcale nie było takie proste. Otóż duchy nie mogły tak po prostu odwiedzić sobie każdego miejsca na ziemi. Mogły odwiedzać tylko takie, które odwiedziły za życia. W końcu duch sam w sobie nie jest takim po prostu duchem tylko częścią duszy, która nie chciała opuścić świata żywych.
W przypadku Annabelle nie było to niestety zbyt wiele miejsc. Oczywiście, jako że wywodziła się z dosyć zamożnego rodu, zdarzało jej się podróżować po świecie i z pewnością zobaczyła więcej miejsc niż niejeden czarodziej w jej wieku. Jednak, niestety dla ducha nie jest rozrywką zwiedzanie tych samych miejsc.
Więc, niestety, nawet tego nie można w żaden sposób zapisać na plus. Annabelle mogła jedynie żałować, że nie dostrzegła tego całkowitego braku plusów, zanim podjęła decyzję o zostaniu duchem. No cóż, trochę inna sprawa, że nie miała zbyt dużo czasu na dokładne przemyślenie problemu. W końcu, podczas umierania, trudno byłoby jej zrobić jakąś tabelkę, w której rozważyłaby wszystkie zalety i wady pozostania duchem.
Owszem, to było nieco przygnębiające. Chociaż też nie dla wszystkich prawdziwe. Niektórzy dostają swoje szanse, żeby zmienić się wcześniej. Często poznają kogoś, kto całkowicie zmienia ich pogląd na świat, lub są świadkami przykrych zdarzeń, albo przeżywają jakieś życiowe traumy… Można by wymieniać w nieskończoność. Tym bardziej w świecie magii takie przypadki zdarzały się pewnie częściej niż w normalnym. Może więc nie jest aż tak źle?
Oj tak, rozmowa z nowopoznaną osobą nie jest łatwa. Oczywiście, były osoby dla których to nie był problem. Istniały też banalne pytania, które należałoby zadać w danej sytuacji. Tylko że Annabelle raczej nie zamierzała zadawać Archibaldowi pytań typu: „Czym się interesujesz?”, „Co najbardziej lubisz robić?”, albo jeszcze lepiej „Jaki jest twój ulubiony kolor?”. To zawsze było takie sztuczne i wymuszone.
- Przeszkodziłam ci w jakiś ważnych rozmyślaniach? - zapytała w końcu, przerywając trochę niezręczną ciszę. Jej mina doskonale wyrażała to, że Archibald nie musi odpowiadać, jeśli nie ma na to ochoty. Nie zdziwiłaby się też zbytnio jeśli w tej chwili pożegnałby się z nią i sobie poszedł. W końcu kiedyś spotkają się ponownie i może wtedy będą mieli więcej tematów do rozmowy? A potem jeszcze raz i będzie ich jeszcze więcej?
Tylko że to wcale nie było takie proste. Otóż duchy nie mogły tak po prostu odwiedzić sobie każdego miejsca na ziemi. Mogły odwiedzać tylko takie, które odwiedziły za życia. W końcu duch sam w sobie nie jest takim po prostu duchem tylko częścią duszy, która nie chciała opuścić świata żywych.
W przypadku Annabelle nie było to niestety zbyt wiele miejsc. Oczywiście, jako że wywodziła się z dosyć zamożnego rodu, zdarzało jej się podróżować po świecie i z pewnością zobaczyła więcej miejsc niż niejeden czarodziej w jej wieku. Jednak, niestety dla ducha nie jest rozrywką zwiedzanie tych samych miejsc.
Więc, niestety, nawet tego nie można w żaden sposób zapisać na plus. Annabelle mogła jedynie żałować, że nie dostrzegła tego całkowitego braku plusów, zanim podjęła decyzję o zostaniu duchem. No cóż, trochę inna sprawa, że nie miała zbyt dużo czasu na dokładne przemyślenie problemu. W końcu, podczas umierania, trudno byłoby jej zrobić jakąś tabelkę, w której rozważyłaby wszystkie zalety i wady pozostania duchem.
Owszem, to było nieco przygnębiające. Chociaż też nie dla wszystkich prawdziwe. Niektórzy dostają swoje szanse, żeby zmienić się wcześniej. Często poznają kogoś, kto całkowicie zmienia ich pogląd na świat, lub są świadkami przykrych zdarzeń, albo przeżywają jakieś życiowe traumy… Można by wymieniać w nieskończoność. Tym bardziej w świecie magii takie przypadki zdarzały się pewnie częściej niż w normalnym. Może więc nie jest aż tak źle?
Oj tak, rozmowa z nowopoznaną osobą nie jest łatwa. Oczywiście, były osoby dla których to nie był problem. Istniały też banalne pytania, które należałoby zadać w danej sytuacji. Tylko że Annabelle raczej nie zamierzała zadawać Archibaldowi pytań typu: „Czym się interesujesz?”, „Co najbardziej lubisz robić?”, albo jeszcze lepiej „Jaki jest twój ulubiony kolor?”. To zawsze było takie sztuczne i wymuszone.
- Przeszkodziłam ci w jakiś ważnych rozmyślaniach? - zapytała w końcu, przerywając trochę niezręczną ciszę. Jej mina doskonale wyrażała to, że Archibald nie musi odpowiadać, jeśli nie ma na to ochoty. Nie zdziwiłaby się też zbytnio jeśli w tej chwili pożegnałby się z nią i sobie poszedł. W końcu kiedyś spotkają się ponownie i może wtedy będą mieli więcej tematów do rozmowy? A potem jeszcze raz i będzie ich jeszcze więcej?
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Nie Gru 28, 2014 2:43 pm
No i moja teoria legła w gruzach. Szkoda. Była dobra, nie? Oczywiście, że była. W końcu jakby nie patrzeć, to całe podróżowanie to fajna opcja. Ale niestety nierealna. A skoro tak, to nie ma sensu dalej się nad tym rozwodzić, prawda?
O właśnie, to też mnie interesowało. Jak właściwie wyglądało to całe zostawanie duchem? Na prawdę trzeba było podjąć decyzję od razu? No bo na pewno istnieli ludzie, którzy mięli to wszystko przemyślane, nie? Ale co z resztą? W końcu, jakby nie patrzeć, niektórzy umierali dość niespodziewanie. I wątpię, żeby większość osób zastanawiała się nad tym za życia. No a już na pewno niewielu myślało o tym w młodości.
Trochę to nieprzemyślane, nie? To całe umieranie i zostawanie duchem. No bo jakby nie patrzeć, to ważna decyzja. A podejmowanie takiej na szybko nigdy nie jest dobre. Powinno istnieć coś w rodzaju... poczekalni? Nie wiem, jak to inaczej nazwać. W każdym razie, każdy, kto chciałby zostać duchem, udawałby się do miejsca, w którym przedstawiano by mu wszystkie wady i zalety takiego stanu i pilnowano by, aby decyzja była podjęta jak najbardziej świadomie. Oczywiście, w "ludzkim" świecie, cały ten proces trwałby ułamki sekundy, więc z takiej perspektywy umierający zostawałby duchem od razu po śmierci. Jeśli zdecydowałby się na to, rzecz jasna.
Ale czy ja przypadkiem nie mówiłem, że takie gdybanie nie ma sensu? No właśnie. A poza tym. Może faktycznie coś takiego miało miejsce? Ale na przykład każdy, kto zostawał duchem zapominał, że przeszedł taki proces, tylko po to, aby w odpowiednim momencie samodzielnie uświadomić sobie, dlaczego podjął taką, a nie inna decyzję? Miało by to sens. W końcu podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale dobra. Dość. Bo w końcu sam się pogubię w tym wszystkim. Z resztą, brzmi to tak bezsensownie, że gdybym wypowiedział te wszystkie teorie na głos, mógłbym zostać uznany za dość ekscentrycznego. By nie rzec, niepoczytalnego. No bo w końcu kto zastanawia się nad tym, jak ulepszyć proces stawania się duchem. No właśnie. Chociaż, może znów się mylę? Bo kto wie, o czym myślą inni?
Eh, Annabelle, to chyba też nie było dobre pytanie. No bo nawet gdybyś przerwała mi w ważnych rozmyślaniach, to pewnie i tak bym Ci o tym nie powiedział. Ale doceniam starania w podtrzymaniu rozmowy.
- Skądże - powiedziałem tylko.
Może faktycznie to był dobry moment, żeby się pożegnać? W końcu atmosfera nie była jeszcze na tyle niezręczna, żeby pozostawić jakieś niemiłe wrażenie, ale jednocześnie stawała się chyba coraz mniej komfortowa.
- Wiesz, naprawdę się cieszę, że Cię poznałem - powiedziałem, znów krótko się uśmiechając. No bo tak prawda. Mimo że planowałem spędzić ten czas samotnie, to spotkanie z nią było w pewien sposób miłe. I miałem szczerą nadzieję, że jeszcze kiedyś to się powtórzy. Ale może faktycznie, co za dużo, to niezdrowo?
Nie chciałem być w żaden sposób nieuprzejmy, dlatego nie mógłbym po prostu wyjść i jej zostawić. Nie chciałem też ostentacyjnie kończyć rozmowy. Teraz decyzja należała do niej. Z jednej strony mogła to łatwo zakończyć, ale z drugiej miała też możliwość kontynuacji.
O właśnie, to też mnie interesowało. Jak właściwie wyglądało to całe zostawanie duchem? Na prawdę trzeba było podjąć decyzję od razu? No bo na pewno istnieli ludzie, którzy mięli to wszystko przemyślane, nie? Ale co z resztą? W końcu, jakby nie patrzeć, niektórzy umierali dość niespodziewanie. I wątpię, żeby większość osób zastanawiała się nad tym za życia. No a już na pewno niewielu myślało o tym w młodości.
Trochę to nieprzemyślane, nie? To całe umieranie i zostawanie duchem. No bo jakby nie patrzeć, to ważna decyzja. A podejmowanie takiej na szybko nigdy nie jest dobre. Powinno istnieć coś w rodzaju... poczekalni? Nie wiem, jak to inaczej nazwać. W każdym razie, każdy, kto chciałby zostać duchem, udawałby się do miejsca, w którym przedstawiano by mu wszystkie wady i zalety takiego stanu i pilnowano by, aby decyzja była podjęta jak najbardziej świadomie. Oczywiście, w "ludzkim" świecie, cały ten proces trwałby ułamki sekundy, więc z takiej perspektywy umierający zostawałby duchem od razu po śmierci. Jeśli zdecydowałby się na to, rzecz jasna.
Ale czy ja przypadkiem nie mówiłem, że takie gdybanie nie ma sensu? No właśnie. A poza tym. Może faktycznie coś takiego miało miejsce? Ale na przykład każdy, kto zostawał duchem zapominał, że przeszedł taki proces, tylko po to, aby w odpowiednim momencie samodzielnie uświadomić sobie, dlaczego podjął taką, a nie inna decyzję? Miało by to sens. W końcu podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale dobra. Dość. Bo w końcu sam się pogubię w tym wszystkim. Z resztą, brzmi to tak bezsensownie, że gdybym wypowiedział te wszystkie teorie na głos, mógłbym zostać uznany za dość ekscentrycznego. By nie rzec, niepoczytalnego. No bo w końcu kto zastanawia się nad tym, jak ulepszyć proces stawania się duchem. No właśnie. Chociaż, może znów się mylę? Bo kto wie, o czym myślą inni?
Eh, Annabelle, to chyba też nie było dobre pytanie. No bo nawet gdybyś przerwała mi w ważnych rozmyślaniach, to pewnie i tak bym Ci o tym nie powiedział. Ale doceniam starania w podtrzymaniu rozmowy.
- Skądże - powiedziałem tylko.
Może faktycznie to był dobry moment, żeby się pożegnać? W końcu atmosfera nie była jeszcze na tyle niezręczna, żeby pozostawić jakieś niemiłe wrażenie, ale jednocześnie stawała się chyba coraz mniej komfortowa.
- Wiesz, naprawdę się cieszę, że Cię poznałem - powiedziałem, znów krótko się uśmiechając. No bo tak prawda. Mimo że planowałem spędzić ten czas samotnie, to spotkanie z nią było w pewien sposób miłe. I miałem szczerą nadzieję, że jeszcze kiedyś to się powtórzy. Ale może faktycznie, co za dużo, to niezdrowo?
Nie chciałem być w żaden sposób nieuprzejmy, dlatego nie mógłbym po prostu wyjść i jej zostawić. Nie chciałem też ostentacyjnie kończyć rozmowy. Teraz decyzja należała do niej. Z jednej strony mogła to łatwo zakończyć, ale z drugiej miała też możliwość kontynuacji.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Nie Gru 28, 2014 6:40 pm
Tak, teoria była naprawdę dobra. Naprawdę szkoda, że nieprawdziwa, bo Annabelle mogłaby przynajmniej chociaż trochę powalczyć z coraz bardziej ogarniająca ją nudą.
Jak wyglądało to całe stawanie się duchem? Ciężko powiedzieć. U Annabelle nie było to nic nadzwyczajnego. Po prostu umierała i za wszelką cenę nie chciała dopuścić do śmierci. Myślała tylko o tym, że nie może umrzeć. Ale jak to wyglądało u innych? Może u każdego inaczej? Albo do takiego pokoju trafiali tylko ci, którzy nie byli do końca zdecydowani?
Albo jeszcze inaczej! Może tak naprawdę trafiał tam każdy z duchów, tylko później tego nie pamiętał? Albo nie chciał pamiętać i zamykał to naprawdę głęboko w sobie, udając, że nic takiego nigdy nie miało miejsca? A jeśli kiedyś każdy z duchów faktycznie miałby to sobie dokładnie uświadomić, to Annabelle nie była pewna czy chciałaby przez to przechodzić. No bo czy to w jakikolwiek sposób mogłoby sprawić, że poczuje się lepiej? Na te pytania chyba nie poznamy odpowiedzi. Ale czymże byłby świat bez takich tajemnic?
Annabelle pokiwała głową, słysząc odpowiedź. Mogła przewidzieć, że odpowie właśnie w taki sposób. Fakt, to pytanie chyba również nie było najlepsze. Chociaż ja i tak będę utrzymywać, że lepiej zapytać o coś takiego niż o ulubiony kolor.
- I wzajemnie. – powiedziała, również uśmiechając się do Archibalda. – Miło było z tobą porozmawiać. – Tylko niech nikt nie pomyśli, że powiedziała to nieszczerze i tak naprawdę miała na myśli coś dokładnie przeciwnego. Naprawdę fajnie jest czasem spotkać kogoś, kto ma podobne poglądy na świat i ludzi. Odwróciła się i wyleciała z Sali, pozostawiając Archibalda sam na sam z jego myślami. Ciekawe czy powróci do swoich rozmyślań czy również po chwili odejdzie, bo z jakiegoś powodu przejdzie mu na nie ochota? Tego Annabelle również pewnie nigdy już się nie dowie.
/zt
Jak wyglądało to całe stawanie się duchem? Ciężko powiedzieć. U Annabelle nie było to nic nadzwyczajnego. Po prostu umierała i za wszelką cenę nie chciała dopuścić do śmierci. Myślała tylko o tym, że nie może umrzeć. Ale jak to wyglądało u innych? Może u każdego inaczej? Albo do takiego pokoju trafiali tylko ci, którzy nie byli do końca zdecydowani?
Albo jeszcze inaczej! Może tak naprawdę trafiał tam każdy z duchów, tylko później tego nie pamiętał? Albo nie chciał pamiętać i zamykał to naprawdę głęboko w sobie, udając, że nic takiego nigdy nie miało miejsca? A jeśli kiedyś każdy z duchów faktycznie miałby to sobie dokładnie uświadomić, to Annabelle nie była pewna czy chciałaby przez to przechodzić. No bo czy to w jakikolwiek sposób mogłoby sprawić, że poczuje się lepiej? Na te pytania chyba nie poznamy odpowiedzi. Ale czymże byłby świat bez takich tajemnic?
Annabelle pokiwała głową, słysząc odpowiedź. Mogła przewidzieć, że odpowie właśnie w taki sposób. Fakt, to pytanie chyba również nie było najlepsze. Chociaż ja i tak będę utrzymywać, że lepiej zapytać o coś takiego niż o ulubiony kolor.
- I wzajemnie. – powiedziała, również uśmiechając się do Archibalda. – Miło było z tobą porozmawiać. – Tylko niech nikt nie pomyśli, że powiedziała to nieszczerze i tak naprawdę miała na myśli coś dokładnie przeciwnego. Naprawdę fajnie jest czasem spotkać kogoś, kto ma podobne poglądy na świat i ludzi. Odwróciła się i wyleciała z Sali, pozostawiając Archibalda sam na sam z jego myślami. Ciekawe czy powróci do swoich rozmyślań czy również po chwili odejdzie, bo z jakiegoś powodu przejdzie mu na nie ochota? Tego Annabelle również pewnie nigdy już się nie dowie.
/zt
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Nie Gru 28, 2014 8:06 pm
Tak, każdy aspekt życia i śmierci miał swoje tajemnice. I każdy człowiek również je miał. I nieważne, jak bardzo byśmy chcieli, nikt z nas nie będzie w stanie odkryć ich wszystkich. Nawet jeśli będziemy myśleli, że nic nas nie zdziwi, zawsze znajdzie się chociaż najdrobniejszy szczegół, który nas zaskoczy. Którego wyjaśnienie zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. I właśnie to, moi drodzy, jest w tym wszystkim najgorsze i jednocześnie najlepsze. No bo czy życie nie byłoby nudne bez tej nuty niepewności i elementów zaskoczenia?
Dziewczyna jednak postanowiła mnie opuścić. No dobrze. W końcu, jak wspomniałem, po jej stronie zostawiłem tę decyzję. W sensie, jeśli chodziło o kontynuację tej "rozmowy".
Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi.
Chociaż w sumie, to ucieszyło mnie, że wyszła. Wyszła? Może lepiej odleciała? Nieważne. W każdym razie, to chyba nie był dobry moment na pogawędkę. Kompletnie nam to nie szło. I nie, nie zrozumcie mnie źle, naprawdę miło było mi ją poznać. Uwierzcie mi. Ale może faktycznie nie byłem w nastroju na rozmowę? Może ona tez nie była? Tego nie wiem.
Ale wiecie co? Zaskoczyła mnie. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Chociaż właściwie, to sam nie do końca wiem czego. No bo wydawała się tak niepewna i ostrożna. I to było takie... ludzkie? Oj, nie żeby bycie duchem odbierało jej człowieczeństwa, w takim mentalnym sensie, że tak powiem. Liczyłem na, no nie wiem, usłyszenie jakiejś życiowej mądrości, a nie wahania w głosie przy prawie każdym słowie. Ale może to ja nie dałem jej ku temu okazji? A może po prostu moje wyobrażenie na temat duchów mijało się z rzeczywistością? Kto wie.
W każdym razie, miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam. W końcu miałem tyle pytań, na które mogła odpowiedzieć. Albo może inaczej. W końcu ciekawiło mnie wiele spraw, na które ona mogłaby mi pomóc znaleźć odpowiedź. No bo czy kiedykolwiek zapytam ją o którąkolwiek z tych rzeczy wprost? Wątpię. Ale w końcu nie wiadomo, czego będę mógł się dowiedzieć przypadkiem, bez nachalnego pytania, prawda?
Może więc faktycznie powinienem wrócić do swoich rozmyślań? Tylko właśnie, o czym to ja myślałem? Widać nie było to aż tak istotne, skoro tego nie zapamiętałem.
Cóż, nie pozostało mi więc chyba nic innego, jak znów ruszyć przed siebie i czekać, gdzie tym razem zaprowadzą mnie nogi. Albo nie nogi, tylko los. O tak, to brzmi zdecydowanie bardziej tajemniczo. I przede wszystkim o wiele bardziej interesująco.
[z/t]
Dziewczyna jednak postanowiła mnie opuścić. No dobrze. W końcu, jak wspomniałem, po jej stronie zostawiłem tę decyzję. W sensie, jeśli chodziło o kontynuację tej "rozmowy".
Odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi.
Chociaż w sumie, to ucieszyło mnie, że wyszła. Wyszła? Może lepiej odleciała? Nieważne. W każdym razie, to chyba nie był dobry moment na pogawędkę. Kompletnie nam to nie szło. I nie, nie zrozumcie mnie źle, naprawdę miło było mi ją poznać. Uwierzcie mi. Ale może faktycznie nie byłem w nastroju na rozmowę? Może ona tez nie była? Tego nie wiem.
Ale wiecie co? Zaskoczyła mnie. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Chociaż właściwie, to sam nie do końca wiem czego. No bo wydawała się tak niepewna i ostrożna. I to było takie... ludzkie? Oj, nie żeby bycie duchem odbierało jej człowieczeństwa, w takim mentalnym sensie, że tak powiem. Liczyłem na, no nie wiem, usłyszenie jakiejś życiowej mądrości, a nie wahania w głosie przy prawie każdym słowie. Ale może to ja nie dałem jej ku temu okazji? A może po prostu moje wyobrażenie na temat duchów mijało się z rzeczywistością? Kto wie.
W każdym razie, miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotkam. W końcu miałem tyle pytań, na które mogła odpowiedzieć. Albo może inaczej. W końcu ciekawiło mnie wiele spraw, na które ona mogłaby mi pomóc znaleźć odpowiedź. No bo czy kiedykolwiek zapytam ją o którąkolwiek z tych rzeczy wprost? Wątpię. Ale w końcu nie wiadomo, czego będę mógł się dowiedzieć przypadkiem, bez nachalnego pytania, prawda?
Może więc faktycznie powinienem wrócić do swoich rozmyślań? Tylko właśnie, o czym to ja myślałem? Widać nie było to aż tak istotne, skoro tego nie zapamiętałem.
Cóż, nie pozostało mi więc chyba nic innego, jak znów ruszyć przed siebie i czekać, gdzie tym razem zaprowadzą mnie nogi. Albo nie nogi, tylko los. O tak, to brzmi zdecydowanie bardziej tajemniczo. I przede wszystkim o wiele bardziej interesująco.
[z/t]
- Alice Hughes
Re: Pusta Sala
Sro Lut 18, 2015 8:08 pm
Drobna dziewczyna z zaciętą miną przemierzała kolejne korytarze starając się lawirować między uczniami. Już dobrą godzinę usiłowała znaleźć miejsce w którym mogła by poćwiczyć w spokoju. Od razu po zajęciach dormitorium pełne było ludzi a (tak wielbiona przez nią) biblioteka była ostatnim miejscem odpowiednim do tego co miała zamiar zrobić.
I pieto, II piętro, III, IV... Uch! zero prywatności... Wiedziała, że nie zrezygnuje. Z duszą na ramieniu przeszła przez korytarz V piętra. O ile dobrze pamiętała była tam nieużywana przez nikogo, pusta klasa. Dosyć obskurna, liczyła więc na to, że nikt nie wpadł na pomysł urządzenia sobie schadzki akurat w tym miejscu. Chwyciła za klamkę i dyskretnie zajrzała do środka. Na jej szczęście znajdowało się tam jedynie kilka starych ławek i tony kurzu. Zamknęła za sobą drzwi żałując, że nigdy nie opanowała "Chłoszczyść". Może i miała teraz idealna okazję do treningu ale na brodę Merlina! Nie po to obeszła nieomal cały zamek żeby uczyć się zaklęć gospodarskich!
Odłożyła torbę na ziemię i bez większego trudu przesunęła wszystkie stoliki pod ścianę zostawiając jeden na środku. Zastanowiła się jeszcze chwilę nad tym co miała zamiar zrobić ale komu mogła by tu przeszkadzać? Wyciągnęła różdżkę.
- Bombarda maxima!
Siła zaklęcia przesunęła ją dobrych kilka stóp do tyłu. Poirytowana spojrzała na nietknięty mebel. Podwinęła rękawy szaty i wzięła głęboki oddech. Zmrużyła lekko oczy w skupieniu.
- Bombarda... maxima! - Zawahała się. To był błąd. Huknęło, błysnęło, a ona tracąc równowagę boleśnie wylądowała na ziemi. Podniosła się nie odrywając wzroku od kawałka drewna na czterech wątłych nogach.
Kamieniem byś to szybciej rozwaliła... - Pomyślała kręcąc głową nad własną nieudolnością.
Podniosła różdżkę po raz kolejny.
I pieto, II piętro, III, IV... Uch! zero prywatności... Wiedziała, że nie zrezygnuje. Z duszą na ramieniu przeszła przez korytarz V piętra. O ile dobrze pamiętała była tam nieużywana przez nikogo, pusta klasa. Dosyć obskurna, liczyła więc na to, że nikt nie wpadł na pomysł urządzenia sobie schadzki akurat w tym miejscu. Chwyciła za klamkę i dyskretnie zajrzała do środka. Na jej szczęście znajdowało się tam jedynie kilka starych ławek i tony kurzu. Zamknęła za sobą drzwi żałując, że nigdy nie opanowała "Chłoszczyść". Może i miała teraz idealna okazję do treningu ale na brodę Merlina! Nie po to obeszła nieomal cały zamek żeby uczyć się zaklęć gospodarskich!
Odłożyła torbę na ziemię i bez większego trudu przesunęła wszystkie stoliki pod ścianę zostawiając jeden na środku. Zastanowiła się jeszcze chwilę nad tym co miała zamiar zrobić ale komu mogła by tu przeszkadzać? Wyciągnęła różdżkę.
- Bombarda maxima!
Siła zaklęcia przesunęła ją dobrych kilka stóp do tyłu. Poirytowana spojrzała na nietknięty mebel. Podwinęła rękawy szaty i wzięła głęboki oddech. Zmrużyła lekko oczy w skupieniu.
- Bombarda... maxima! - Zawahała się. To był błąd. Huknęło, błysnęło, a ona tracąc równowagę boleśnie wylądowała na ziemi. Podniosła się nie odrywając wzroku od kawałka drewna na czterech wątłych nogach.
Kamieniem byś to szybciej rozwaliła... - Pomyślała kręcąc głową nad własną nieudolnością.
Podniosła różdżkę po raz kolejny.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta Sala
Sro Lut 18, 2015 10:15 pm
Zrezygnowany wlókł się noga za nogą przez korytarze, by odbębnić swój prefektowski dyżur i móc z czystym sumieniem położyć się na sofie przed kominkiem z książką w ręku. Dzisiaj wyjątkowo nie miał humoru, by ruszać się z dormitorium, a co dopiero opuszczać przytulny pokój wspólny, nie mówiąc już o obowiązkowym patrolu. Dlatego przemierzając szkolne korytarze i wyrywkowo zaglądając do niektórych klas, był nie tylko zmęczony, ale i zirytowany, to nie wróżyło dobrze tym nieszczęśnikom, których przyłapałby na łamaniu regulaminu. Bo choć najczęściej zdarzało mu się puszczać wiele rzeczy płazem, to nie mógł ignorować zachowań, które rażąco naruszałyby zasady panujące w szkole.
W tej chwili przeklinał swoją uczciwość, która kazała mu rzetelnie wypełnić swoje obowiązki, chociaż doskonale wiedział, że niektórzy z prefektów nie mieliby żadnej obiekcji, by zostać w swoich pokojach. Westchnął chyba po raz milionowy, zerkając do kolejnego pomieszczenia, które okazało się puste. Zastanawiał się, czy jego irytacja nie ma nic wspólnego ze zbliżającą się pełnią i rozdrażnieniem, jakie zwykle towarzyszyło temu okresowi.
Następne drzwi okazały się zamknięte i Lupin z ulgą dostrzegł, że zostały mu na tym piętrze do sprawdzenia zaledwie dwa pomieszczenia. A gdy pierwsze z nich okazało się schowkiem na miotły, od szczęścia i upragnionego szóstego piętra dzieliła go tylko jedna przeszkoda. Nacisnął klamkę, oczami wyobraźni widząc już siebie, jak błyskawicznie sprawdza kolejny korytarz. Zajrzał do środka i pierwsze co dostrzegł, to stojący na środku sali stolik. Miał już wzruszyć ramionami i pójść dalej, gdy do jego świadomości dotarło, że takie rozmieszczenie mebla nie jest jednak standardowe i typowe dla lekcyjnych klas. Automatycznie zajrzał więc głębiej i równie automatycznie westchnął. Więc jednak był w Hogwacie ktoś, kto miał dziś szczególnego pecha.
- Ja bym tego nie robił - powiedział, wchodząc do środka i stając tuż za progiem. Dostrzegł uniesioną różdżkę i od razu skojarzył fakty. - Czym ten biedny stolik zawinił, że maltretujesz go zaklęciami?
W tej chwili przeklinał swoją uczciwość, która kazała mu rzetelnie wypełnić swoje obowiązki, chociaż doskonale wiedział, że niektórzy z prefektów nie mieliby żadnej obiekcji, by zostać w swoich pokojach. Westchnął chyba po raz milionowy, zerkając do kolejnego pomieszczenia, które okazało się puste. Zastanawiał się, czy jego irytacja nie ma nic wspólnego ze zbliżającą się pełnią i rozdrażnieniem, jakie zwykle towarzyszyło temu okresowi.
Następne drzwi okazały się zamknięte i Lupin z ulgą dostrzegł, że zostały mu na tym piętrze do sprawdzenia zaledwie dwa pomieszczenia. A gdy pierwsze z nich okazało się schowkiem na miotły, od szczęścia i upragnionego szóstego piętra dzieliła go tylko jedna przeszkoda. Nacisnął klamkę, oczami wyobraźni widząc już siebie, jak błyskawicznie sprawdza kolejny korytarz. Zajrzał do środka i pierwsze co dostrzegł, to stojący na środku sali stolik. Miał już wzruszyć ramionami i pójść dalej, gdy do jego świadomości dotarło, że takie rozmieszczenie mebla nie jest jednak standardowe i typowe dla lekcyjnych klas. Automatycznie zajrzał więc głębiej i równie automatycznie westchnął. Więc jednak był w Hogwacie ktoś, kto miał dziś szczególnego pecha.
- Ja bym tego nie robił - powiedział, wchodząc do środka i stając tuż za progiem. Dostrzegł uniesioną różdżkę i od razu skojarzył fakty. - Czym ten biedny stolik zawinił, że maltretujesz go zaklęciami?
- Alice Hughes
Re: Pusta Sala
Czw Lut 19, 2015 12:39 am
Zamknęła oczy chcąc jak najmocniej skupić się na zaklęciu. Teraz ci się uda! Wzięła głęboki oddech i... Usłyszała dobiegający od strony wejścia głos. Obróciła się w tamtym kierunku mocniej ściskając różdżkę, gotowa do ewentualnej obrony. Na widok Remusa uspokoiła się nieco jednak tylko na chwilę. Kojarzyła chłopaka że szkolnych korytarzy i Kółka Korepetycji. Mogła więc przestać obawiać się ataku ale... Lupin był prefektem. Sama ledwie kilka godzin wcześniej widząc luki w rejestrach Hufflepuffu złożyła podanie na to stanowisko. Może i do ciszy nocnej brakowało jeszcze kilku godzin a jej obecność w pustej sali nie stanowiła żadnego wykroczenia, coś jednak podpowiadało jej, że samodzielne ćwiczenie - bądź co bądź - ryzykownego zaklęcia bez problemu można by pod nie podciągnąć. Kłopoty były ostatnią rzeczą której teraz potrzebowała. Wyklęła samą siebie za niezabezpieczenie klasy i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Och, ale ja chciałam go jedynie wyczyścić! Chłoszczyść! - Machnęła różdżką w stronę mebla który nagle złamał się w pół i runął na ziemię. Wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu.
- No i jak widać muszę to trochę potrenować... Reparo... - Mruknęła od niechcenia ciesząc się, że chociaż to jedno jej dzisiaj wyszło.
Spojrzała na chłopaka starając się wyglądać pewnie. Czuła jednak, że poirytowanie samą sobą nie bardzo jej w tym pomaga.
- Uch! Przepraszam. Po prostu zawiesili spotkania klubu a gdzieś muszę ćwiczyć, prawda? Ale jak widzisz nic złego się tu nie dzieje, wszystko jest pod kontrolą... - Zerknęła w stronę szkolnej ławki. Była cała. - Może więc po prostu wyjdę i zapomnimy o sprawie? - Uśmiechnęła się choć ręce drżały jej ze złości.
Nie po to biegałaś jak wariatka po całej szkole żeby teraz stąd wychodzić... - pomyślała. Nie odezwała się jednak. Prefekt wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego a to z pewnością nie wróżyło jej dobrze...
Cóż... Przynajmniej wiesz już, że najwięcej zdziałasz starając się wyczyścić śmierciożercę...
Wyciszyła umysł wpatrując się w Gryfona z ukrytą nadzieją.
- Och, ale ja chciałam go jedynie wyczyścić! Chłoszczyść! - Machnęła różdżką w stronę mebla który nagle złamał się w pół i runął na ziemię. Wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu.
- No i jak widać muszę to trochę potrenować... Reparo... - Mruknęła od niechcenia ciesząc się, że chociaż to jedno jej dzisiaj wyszło.
Spojrzała na chłopaka starając się wyglądać pewnie. Czuła jednak, że poirytowanie samą sobą nie bardzo jej w tym pomaga.
- Uch! Przepraszam. Po prostu zawiesili spotkania klubu a gdzieś muszę ćwiczyć, prawda? Ale jak widzisz nic złego się tu nie dzieje, wszystko jest pod kontrolą... - Zerknęła w stronę szkolnej ławki. Była cała. - Może więc po prostu wyjdę i zapomnimy o sprawie? - Uśmiechnęła się choć ręce drżały jej ze złości.
Nie po to biegałaś jak wariatka po całej szkole żeby teraz stąd wychodzić... - pomyślała. Nie odezwała się jednak. Prefekt wyglądał na zmęczonego i zdenerwowanego a to z pewnością nie wróżyło jej dobrze...
Cóż... Przynajmniej wiesz już, że najwięcej zdziałasz starając się wyczyścić śmierciożercę...
Wyciszyła umysł wpatrując się w Gryfona z ukrytą nadzieją.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta Sala
Czw Lut 19, 2015 6:59 pm
ŁUP.
Zerknął w stronę stolika, który przez chwilę tworzył malowniczą drewnianą kupkę i w duchu podziękował wszelkim wyższym siłom, że stojąca przed nim dziewczyna nie będzie nigdy jego żoną. Bo jeśli taki skutek mają jej zaklęcia gospodarskie, to Remus wolał trzymać się od niej jak najdalej. Upewnił się, że jego różdżka jest na miejscu. Tak na wypadek, gdyby Puchonce zachciało się nagle uprać jego szaty lub zawiązać zaklęciem sznurówki w butach. Nie miał szczególnej ochoty skończyć rozpłatany na pół i patrzeć (zapewne górną częścią swojej gryfońskiej istoty), wydając przy tym ostatnie dramatyczne tchnienie, jak dziewczyna próbuje go skleić.
Zamknął drzwi i oparł się o nie. Idiotyczna sytuacja. Mógłby znaleźć kilka punktów regulaminu, pod które podpadało to zdarzenie i miał szczerą, chociaż całkowicie złośliwą ochotę to zrobić, bo mogłoby mu to choć na chwilę poprawić paskudny humor. Z drugiej strony spędzanie tu chociażby kolejnej minuty całkowicie mijało się z zamierzeniami Remusa, by skończyć obchód jak najszybciej. Przeklinał w tej chwili swoją uczciwość i perfekcjonizm i jeszcze bardziej zatęsknił za wygodnym miejscem przy kominku. Mógłby nawet słuchać zrzędzenia kolegów albo sprośnych dowcipów, byleby tylko mógł rozłożyć nogi i napawać się chwilą słodkiego lenistwa.
- Moglibyśmy zapomnieć o sprawie, bo oczywiście, że nic się nie dzieje - powiedział wolno, splatając dłonie przed sobą. - Prócz znęcania się nad niewinnym meblem, który... - nagle przyszło mu do głowy coś jeszcze i urwał, wpatrując się podejrzliwie w dziewczynę. - Czy przypadkiem wcześniej nie ćwiczyłaś jakichś zaklęć transmutacyjnych? Powiedzmy takich, które zamieniają... koty w drewniane stoliki? - Teoretycznie stolik nie wyglądał na taki, któremu zaraz miał wyrosnąć ogon albo który miałby za chwilę zamiauczeć. Teoretycznie jednak w tym momencie Remus powinien kończyć obchód szóstego piętra, a jak wyglądała ta teoria, mógł się przekonać samemu.
Stał w miejscu, nie ruszając się sprzed drzwi ani o krok, a przez to uniemożliwiając dziewczynie wyjście z pomieszczenia. Powinien przejść po całej sali i sprawdzić, czy Bogu ducha winny stolik nie jest jedyną ofiarą okrutnych zaklęć Puchonki. I powinien właściwie zgłosić ten fakt woźnemu, żeby dokładniej zamykał nieużywane sale. Podejrzewał jednak, że ten koci pryk bardziej będzie zainteresowany ukaraniem dziewczyny, niż dopełnieniem swoich obowiązków.
Zerknął w stronę stolika, który przez chwilę tworzył malowniczą drewnianą kupkę i w duchu podziękował wszelkim wyższym siłom, że stojąca przed nim dziewczyna nie będzie nigdy jego żoną. Bo jeśli taki skutek mają jej zaklęcia gospodarskie, to Remus wolał trzymać się od niej jak najdalej. Upewnił się, że jego różdżka jest na miejscu. Tak na wypadek, gdyby Puchonce zachciało się nagle uprać jego szaty lub zawiązać zaklęciem sznurówki w butach. Nie miał szczególnej ochoty skończyć rozpłatany na pół i patrzeć (zapewne górną częścią swojej gryfońskiej istoty), wydając przy tym ostatnie dramatyczne tchnienie, jak dziewczyna próbuje go skleić.
Zamknął drzwi i oparł się o nie. Idiotyczna sytuacja. Mógłby znaleźć kilka punktów regulaminu, pod które podpadało to zdarzenie i miał szczerą, chociaż całkowicie złośliwą ochotę to zrobić, bo mogłoby mu to choć na chwilę poprawić paskudny humor. Z drugiej strony spędzanie tu chociażby kolejnej minuty całkowicie mijało się z zamierzeniami Remusa, by skończyć obchód jak najszybciej. Przeklinał w tej chwili swoją uczciwość i perfekcjonizm i jeszcze bardziej zatęsknił za wygodnym miejscem przy kominku. Mógłby nawet słuchać zrzędzenia kolegów albo sprośnych dowcipów, byleby tylko mógł rozłożyć nogi i napawać się chwilą słodkiego lenistwa.
- Moglibyśmy zapomnieć o sprawie, bo oczywiście, że nic się nie dzieje - powiedział wolno, splatając dłonie przed sobą. - Prócz znęcania się nad niewinnym meblem, który... - nagle przyszło mu do głowy coś jeszcze i urwał, wpatrując się podejrzliwie w dziewczynę. - Czy przypadkiem wcześniej nie ćwiczyłaś jakichś zaklęć transmutacyjnych? Powiedzmy takich, które zamieniają... koty w drewniane stoliki? - Teoretycznie stolik nie wyglądał na taki, któremu zaraz miał wyrosnąć ogon albo który miałby za chwilę zamiauczeć. Teoretycznie jednak w tym momencie Remus powinien kończyć obchód szóstego piętra, a jak wyglądała ta teoria, mógł się przekonać samemu.
Stał w miejscu, nie ruszając się sprzed drzwi ani o krok, a przez to uniemożliwiając dziewczynie wyjście z pomieszczenia. Powinien przejść po całej sali i sprawdzić, czy Bogu ducha winny stolik nie jest jedyną ofiarą okrutnych zaklęć Puchonki. I powinien właściwie zgłosić ten fakt woźnemu, żeby dokładniej zamykał nieużywane sale. Podejrzewał jednak, że ten koci pryk bardziej będzie zainteresowany ukaraniem dziewczyny, niż dopełnieniem swoich obowiązków.
- Alice Hughes
Re: Pusta Sala
Pią Lut 20, 2015 3:01 am
Patrzyła jak Remus zamyka drzwi i opiera się o nie. Zupełnie jak by chciał mieć pewność, że dziewczyna nie ucieknie. Może i była drobna, z pewnością jednak nie na tyle żeby przebiec mu nagle między nogami czy chociaż by przecisnąć się bokiem. Nie mogła więc oprzeć się wrażeniu, że zrobił to jedynie po to by zaznaczyć swoją pozycję. Fakt, że była skazana na łaskę bądź nie stojącego przed nią chłopaka sprawiał, że jej duszyczka gotowała się powoli ze złości. Jeśli czegokolwiek nienawidziła to była to właśnie bezradność. Ale co mogła zrobić? Przecież nie zacznie się z nim pojedynkować...
Gdy już myślała, że jednak udało jej się przekonać prefekta do swoich racji ten urwał wypowiedź i przyjrzał jej się uważnie. Nie zrozumiała z początku kierowanych w jej stronę podejrzeń. Koty? Jakie znowu koty? Gdy sens tych słów powoli do niej docierał wybałuszyła oczy, nie mogąc jednocześnie zapanować nad kącikiem ust który nieubłaganie unosił się do góry zwiastując wielki wybuch śmiechu. Parsknęła a był to jedynie początek. Podeszła do ściany opierając się o nią lekko i usiłując powrócić do pionowej pozycji obserwowała go z niedowierzaniem.
- Przepraszam ale... - Parsknęła po raz kolejny Tak dawno nie śmiała się szczerze! Złapanie powietrza wcale nie było łatwe. - Czy przypominam niedorozwiniętą emocjonalnie Ślizgonkę? - Pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w absurdalność całej tej sytuacji. Otarła oczy starając się jednocześnie wyrównać oddech. - Gwarantuję ci, że gdybym miała cokolwiek do Pani Norris to prędzej przefarbowała bym ją na jakiś żywszy kolorek niż zapędzała do pustej klasy i torturowała... Zwłaszcza pod postacią stolika... - Twarz już dawno zdrętwiała jej od nie dającego się powstrzymać chichotu.
Wolała nie informować go o tym, że kotka Najjaśniejszego Pana Filcha przerażała ją bardziej niż Najjaśniejszy Pan Filch.
- Ale proszę bardzo, możesz sam się przekonać. Choć gwarantuję, że jedyne zwierzęta w tej sali to one. - Włożyła rękę do kieszeni szaty i wyciągnęła kilka czekoladowych żab. - Masz ochotę? I nie, to nie jest łapówka. Nie usiłuje cię też otruć, jeśli zamierzasz się nad tym zastanawiać...
Spazmy śmiechu nadal lekko targały jej ciałem. Usiłowała je powstrzymać. Rozbawienie dziewczyny połączone ze zmęczeniem prefekta nie wróżyło raczej nic dobrego. Z pewnością jednak mogła być mu wdzięczna za najweselszy moment od dłuższego czasu.
Gdy już myślała, że jednak udało jej się przekonać prefekta do swoich racji ten urwał wypowiedź i przyjrzał jej się uważnie. Nie zrozumiała z początku kierowanych w jej stronę podejrzeń. Koty? Jakie znowu koty? Gdy sens tych słów powoli do niej docierał wybałuszyła oczy, nie mogąc jednocześnie zapanować nad kącikiem ust który nieubłaganie unosił się do góry zwiastując wielki wybuch śmiechu. Parsknęła a był to jedynie początek. Podeszła do ściany opierając się o nią lekko i usiłując powrócić do pionowej pozycji obserwowała go z niedowierzaniem.
- Przepraszam ale... - Parsknęła po raz kolejny Tak dawno nie śmiała się szczerze! Złapanie powietrza wcale nie było łatwe. - Czy przypominam niedorozwiniętą emocjonalnie Ślizgonkę? - Pokręciła głową nie mogąc uwierzyć w absurdalność całej tej sytuacji. Otarła oczy starając się jednocześnie wyrównać oddech. - Gwarantuję ci, że gdybym miała cokolwiek do Pani Norris to prędzej przefarbowała bym ją na jakiś żywszy kolorek niż zapędzała do pustej klasy i torturowała... Zwłaszcza pod postacią stolika... - Twarz już dawno zdrętwiała jej od nie dającego się powstrzymać chichotu.
Wolała nie informować go o tym, że kotka Najjaśniejszego Pana Filcha przerażała ją bardziej niż Najjaśniejszy Pan Filch.
- Ale proszę bardzo, możesz sam się przekonać. Choć gwarantuję, że jedyne zwierzęta w tej sali to one. - Włożyła rękę do kieszeni szaty i wyciągnęła kilka czekoladowych żab. - Masz ochotę? I nie, to nie jest łapówka. Nie usiłuje cię też otruć, jeśli zamierzasz się nad tym zastanawiać...
Spazmy śmiechu nadal lekko targały jej ciałem. Usiłowała je powstrzymać. Rozbawienie dziewczyny połączone ze zmęczeniem prefekta nie wróżyło raczej nic dobrego. Z pewnością jednak mogła być mu wdzięczna za najweselszy moment od dłuższego czasu.
- Remus J. Lupin
Re: Pusta Sala
Pią Lut 20, 2015 12:23 pm
Uśmiechnął się nieznacznie, obserwując jak dziewczyna próbuje powrócić do normalnej pozycji, podpierając przy tym ścianę, która wytrzymała już całe milenium, więc było mało prawdopodobne, by miała się zawalić właśnie teraz. Chociaż w Hogwarcie właściwie wszystko było możliwe, oprócz pewnego niemożliwe kota, który miał paskudną skłonność pojawiać się wszędzie tam, gdzie był akurat najmniej potrzebny. W głębi duszy Remus nie miałby absolutnie nic przeciwko temu, gdyby pewnego dnia jakiemuś biednemu pierwszoroczniakowi całkowicie przypadkowo nie wyszło jakieś zaklęcie, które całkowicie przypadkowo skierowane byłoby w stronę wrednej kotki. Mała nauczka z pewnością nie zaszkodziłaby temu małemu włochatemu szatanowi.
Dlatego nie mógł ukryć malutkiego zawodu, że stolik jednak jest tylko stolikiem. Podszedł do niego i przesunął dłonią po drewnianym blacie.
- Kici, kici - mruknął, zerkając na Alice i próbując sobie uświadomić, dlaczego do tej pory jego znajomość z Puchonką ograniczała się do kontaktów ściśle uczniowskich. Zupełnie jakby on i jego gryfońscy przyjaciele tworzyli jakąś zamkniętą klitkę, do której mało kogo dopuszczali. I może nawet właśnie tak było, bo nie przypominał sobie, by ostatnio rozmawiał z kimś poza Gryffindoru. Oczywiście nie licząc Regulusa, ale spotkanie z nim trudno było nazwać rozmową. - Myślę, że jaskrawożółty lub jaskraworóżowy doskonale spełniłby swoją rolę. Nie tylko ozdobiłby ponure korytarze zamku, ale i pomógłby biednym uczniakom w szybszej ucieczce. Mogłaby nawet pretendować do roli maskotki zamku - wzruszył ramionami z obojętną miną, ale oczy mu się się śmiały, a kąciki ust drgały niebezpiecznie. Podejrzewał, że nawet Dumbledore nie miałby nic przeciwko takiej małej wizerunkowej zmianie nadwornej kocicy Hogwartu.
Uniósł brwi, gdy dziewczyna wyciągnęła w jego stronę słodycze. Przekupstwo i łapówka? Ach, ci Puchoni, naprawdę myślą, że kawałkiem czekolady można tyle zdziałać? Cóż, mają rację. Złapał jedno pudełko, potrząsnął nim, przystawił do ucha, obejrzał uważnie dookoła i, trzymając je w wyciągniętej przed siebie dłoni, zaczął je otwierać do przesady teatralnie ostrożnym ruchem.
- Jeśli teraz wybuchnie albo zamieni mnie w plamę czegoś gryfonopodobnego, to będziesz miała praktyczną okazję do przećwiczenia zaklęć czyszczących - powiedział z przekąsem, gdy czekoladowa żaba wyskoczyła z pudełka prosto na jego dłoń. Złapał ją mocno, pomny wielokrotnych wcześniejszych doświadczeń, gdy musiał biegać za uciekającym deserem po korytarzach, robiąc z siebie idiotę.
Dlatego nie mógł ukryć malutkiego zawodu, że stolik jednak jest tylko stolikiem. Podszedł do niego i przesunął dłonią po drewnianym blacie.
- Kici, kici - mruknął, zerkając na Alice i próbując sobie uświadomić, dlaczego do tej pory jego znajomość z Puchonką ograniczała się do kontaktów ściśle uczniowskich. Zupełnie jakby on i jego gryfońscy przyjaciele tworzyli jakąś zamkniętą klitkę, do której mało kogo dopuszczali. I może nawet właśnie tak było, bo nie przypominał sobie, by ostatnio rozmawiał z kimś poza Gryffindoru. Oczywiście nie licząc Regulusa, ale spotkanie z nim trudno było nazwać rozmową. - Myślę, że jaskrawożółty lub jaskraworóżowy doskonale spełniłby swoją rolę. Nie tylko ozdobiłby ponure korytarze zamku, ale i pomógłby biednym uczniakom w szybszej ucieczce. Mogłaby nawet pretendować do roli maskotki zamku - wzruszył ramionami z obojętną miną, ale oczy mu się się śmiały, a kąciki ust drgały niebezpiecznie. Podejrzewał, że nawet Dumbledore nie miałby nic przeciwko takiej małej wizerunkowej zmianie nadwornej kocicy Hogwartu.
Uniósł brwi, gdy dziewczyna wyciągnęła w jego stronę słodycze. Przekupstwo i łapówka? Ach, ci Puchoni, naprawdę myślą, że kawałkiem czekolady można tyle zdziałać? Cóż, mają rację. Złapał jedno pudełko, potrząsnął nim, przystawił do ucha, obejrzał uważnie dookoła i, trzymając je w wyciągniętej przed siebie dłoni, zaczął je otwierać do przesady teatralnie ostrożnym ruchem.
- Jeśli teraz wybuchnie albo zamieni mnie w plamę czegoś gryfonopodobnego, to będziesz miała praktyczną okazję do przećwiczenia zaklęć czyszczących - powiedział z przekąsem, gdy czekoladowa żaba wyskoczyła z pudełka prosto na jego dłoń. Złapał ją mocno, pomny wielokrotnych wcześniejszych doświadczeń, gdy musiał biegać za uciekającym deserem po korytarzach, robiąc z siebie idiotę.
- Alice Hughes
Re: Pusta Sala
Pią Lut 20, 2015 4:29 pm
Wizja tęczowej kocicy chyba lekko skruszyła jego upór Przynajmniej na zmęczonej, bladej twarzy chłopaka udało się Alice zobaczyć cień uśmiechu. Może więc sytuacja nie była tak z góry przesądzona? Ucieszyła się gdy przyjął czekoladowy przysmak i przyglądała mu się już nie tyle z nadzieją czy rozbawieniem co z czystą ciekawością. Widując Lupina jedynie sporadycznie nigdy nie wyrobiła sobie żadnej opinii o tym Gryfonie. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby ktokolwiek poprosił ją kiedyś o wyrażenie zdania na temat tego perfekcyjnego prefekta nie przyszło by jej do głowy, że może on głaskać stoliki czy odstawiać przedstawienie przy otwieraniu niewinnych słodkości.
- Obawiam się, że jedyne co udało by mi się zdziałać podczas czyszczenia podłogi z resztek twojej szanownej osoby to wypalenie w kamieniu wielkiej dziury. Zapewne na kilka pięter w dół.
Rozerwała opakowanie a żaba wystrzeliła jej w twarz szukając drogi ucieczki. Uderzyła się w nos chcąc ją złapać Mając świadomość, że wygląda jak skończona idiotka dłuższą chwilę usiłowała chwycić czekoladowe ustrojstwo, które zamiast zeskoczyć na podłogę urządziło sobie wędrówkę po ciele dziewczyny. Złapała ją w końcu i trzymając mocno w dwóch rękach odgryzła czekoladową głowę.
Mała sadystka - Pomyślała sama o sobie i zrobiła krok w stronę stolika zastanawiając się przez chwilę. Może i zostanie stąd zaraz wyrzucona ale jeść powinno się w spokoju, prawda? Przysiadła więc na blacie i zamachała nogami, rozbawiona nie wiadomo który to już raz.
- Nie ma to jak pierwsze wrażenie, co?
Wsadziła sobie do ust kawałek czekolady zastanawiając się na jak wielką kretynkę wyszła nie mogąc zapanować ani nad własną różdżką ani - co gorsza - koordynacją.
Z pewnością zasłyniesz na tej wojnie. Jako mięso armatnie w pierwszym rzucie.
Absurdalność całej sytuacji była zbyt wielka by mogła poddać się negatywnym myślą. Miała wrażenie, że w jej życiu zbyt długo gościła monotonia. Na palcach jednej ręki mogła policzyć momenty w których własna nieporadność bawiła ją zamiast złościć. A to był właśnie jeden z nich.
- Obawiam się, że jedyne co udało by mi się zdziałać podczas czyszczenia podłogi z resztek twojej szanownej osoby to wypalenie w kamieniu wielkiej dziury. Zapewne na kilka pięter w dół.
Rozerwała opakowanie a żaba wystrzeliła jej w twarz szukając drogi ucieczki. Uderzyła się w nos chcąc ją złapać Mając świadomość, że wygląda jak skończona idiotka dłuższą chwilę usiłowała chwycić czekoladowe ustrojstwo, które zamiast zeskoczyć na podłogę urządziło sobie wędrówkę po ciele dziewczyny. Złapała ją w końcu i trzymając mocno w dwóch rękach odgryzła czekoladową głowę.
Mała sadystka - Pomyślała sama o sobie i zrobiła krok w stronę stolika zastanawiając się przez chwilę. Może i zostanie stąd zaraz wyrzucona ale jeść powinno się w spokoju, prawda? Przysiadła więc na blacie i zamachała nogami, rozbawiona nie wiadomo który to już raz.
- Nie ma to jak pierwsze wrażenie, co?
Wsadziła sobie do ust kawałek czekolady zastanawiając się na jak wielką kretynkę wyszła nie mogąc zapanować ani nad własną różdżką ani - co gorsza - koordynacją.
Z pewnością zasłyniesz na tej wojnie. Jako mięso armatnie w pierwszym rzucie.
Absurdalność całej sytuacji była zbyt wielka by mogła poddać się negatywnym myślą. Miała wrażenie, że w jej życiu zbyt długo gościła monotonia. Na palcach jednej ręki mogła policzyć momenty w których własna nieporadność bawiła ją zamiast złościć. A to był właśnie jeden z nich.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach