- Liv Mendez
Re: Pusta Sala
Sob Lis 22, 2014 12:27 am
A więc o to chodziło. Liv zsunęła dłoń, aby dziewczyna nie czuła się niezręcznie. Odsunęła się od niej, aby dać jej trochę wolnej przestrzeni. Przygryzła dolną wargę zastanawiając się nad tym co powinna jej powiedzieć. Chciała jak najlepiej dobrać słowa. To co powiedziała w zupełności jej wystarczyło. Nie potrzebowała, aby opowiadała jej całą historię ze szczegółami, przecież nie były przyjaciółkami. Dopiero się poznały, a takie rozmowy przychodzą z czasem. Ale te informacje naświetliły dla Liv całą sytuację. Już wiedziała dlaczego dziewczyna jest smutna. Co ją dręczy. Oczywiście po części, gdyż na pewno miała i inne problemy.
- Ty też go uważałaś za przyjaciela? - Zapytała cicho. Nie patrzyła na dziewczynę. Swój wzrok wbiła w tablicę. - Wiesz... Sam się w to wpakował. Gdyby zachowywał się normalnie ta sytuacja nie miałaby w ogóle miejsca.
Chciała dziewczynie przekazać, że wina nie leży tylko po jej stronie. Według Liv nie powinien zrzucać winny na Puchonkę. Sam się w to wpakował i powinien ponieść konsekwencje swoich czynów. Mógł przeciwstawić się nauczycielowi. Ale tego nie zrobił. Może i Elizabeth jako jego przyjaciółka powinna stanąć w jego obronie. Jednak czy nie próbowała go uspokoić? Przemówić do rozumu? Z tego co sobie LIv przypominała tak właśnie było. Więc nie powinien jej zarzucać, że nie wstawiła się za nim. Jednak jeśli ktoś nie chce być uratowany, to nawet największa siła nie zdoła mu pomóc.
- Ty też go uważałaś za przyjaciela? - Zapytała cicho. Nie patrzyła na dziewczynę. Swój wzrok wbiła w tablicę. - Wiesz... Sam się w to wpakował. Gdyby zachowywał się normalnie ta sytuacja nie miałaby w ogóle miejsca.
Chciała dziewczynie przekazać, że wina nie leży tylko po jej stronie. Według Liv nie powinien zrzucać winny na Puchonkę. Sam się w to wpakował i powinien ponieść konsekwencje swoich czynów. Mógł przeciwstawić się nauczycielowi. Ale tego nie zrobił. Może i Elizabeth jako jego przyjaciółka powinna stanąć w jego obronie. Jednak czy nie próbowała go uspokoić? Przemówić do rozumu? Z tego co sobie LIv przypominała tak właśnie było. Więc nie powinien jej zarzucać, że nie wstawiła się za nim. Jednak jeśli ktoś nie chce być uratowany, to nawet największa siła nie zdoła mu pomóc.
- Elizabeth Cook
Re: Pusta Sala
Sob Lis 22, 2014 1:04 am
Nie specjalnie krępowała jej ręka dziewczyny, choć kiedy się odsunęła była jej wdzięczna za kawałek własnej przestrzeni osobistej. Cieszyła się, że dziewczyna nie wypytywała o szczegóły. Z resztą i tak by nie chciała o nich mówić, bo było by to dla niej zbyt trudne. Słysząc pytanie bez zastanowienia odpowiedziała.
-Tak też go uważam za przyjaciela. - Tu raczej chodziło o coś głębszego. Mieli identyczne problemy przez co powinni porozumiewać się bez słów. W teorii. W praktyce widać nie szło im dobrze, ale to tylko ona tak myślała.
-Pewnie masz rację. - Pokiwała głową na zgodę, za bardzo przejmuję się jego losem by teraz zająć się swoim. Westchnęła głośno tak jakby zrzuciła z serca na prawdę duży kamień. Podniosła głowę i posłała dziewczynie najcieplejszy uśmiech jaki potrafiła zrobić. W sumie poczuła się teraz lepiej by z kimś pogadać od tak. Co prawda nie obeszła się bez problemów i przejmowania się nimi, ale mimo wszystko była jej teraz niezmiernie wdzięczna. Duchowo, fizycznie i psychicznie poczuła się o niebo lepiej. Ale by poczuł się dobrze, to do tego chyba jeszcze daleka droga.
-W sumie chciałam mu pomóc, ale chyba mi nie wyszło. Bywa. - Jakby na potwierdzenie swoich słów jedynie wzruszyła lekko ramionami. Chciała pomóc, ale nie wyszło. Koniec kropka. Koniec tematu.
-Tak też go uważam za przyjaciela. - Tu raczej chodziło o coś głębszego. Mieli identyczne problemy przez co powinni porozumiewać się bez słów. W teorii. W praktyce widać nie szło im dobrze, ale to tylko ona tak myślała.
-Pewnie masz rację. - Pokiwała głową na zgodę, za bardzo przejmuję się jego losem by teraz zająć się swoim. Westchnęła głośno tak jakby zrzuciła z serca na prawdę duży kamień. Podniosła głowę i posłała dziewczynie najcieplejszy uśmiech jaki potrafiła zrobić. W sumie poczuła się teraz lepiej by z kimś pogadać od tak. Co prawda nie obeszła się bez problemów i przejmowania się nimi, ale mimo wszystko była jej teraz niezmiernie wdzięczna. Duchowo, fizycznie i psychicznie poczuła się o niebo lepiej. Ale by poczuł się dobrze, to do tego chyba jeszcze daleka droga.
-W sumie chciałam mu pomóc, ale chyba mi nie wyszło. Bywa. - Jakby na potwierdzenie swoich słów jedynie wzruszyła lekko ramionami. Chciała pomóc, ale nie wyszło. Koniec kropka. Koniec tematu.
- Liv Mendez
Re: Pusta Sala
Sob Lis 22, 2014 2:11 pm
Zauważyła, że dziewczyna wygląda już lepiej. Uspokoiła się i to bardzo cieszyło Liv. Cieszyła się, że w jakiś sposób mogła pomóc Elizabeth. Chociażby najzwyklejszą rozmowę. Spojrzała na zegarek. Musiała się już zbierać. A po za tym ból w nodze był już mocno dokuczliwy.
- Jeśli to prawdziwa przyjaźń to na pewno to jakoś przeżyjecie. Wszystko się ułoży. Tylko trzeba czasu. Zarówno i ty i on musicie spojrzeć na to z dystansu i ocenić czy zachowaliście się słusznie czy też nie – posłała Puchonce ciepły uśmiech. Nie znała dobrze Kyo więc ciężko było jej cokolwiek doradzić w takiej sytuacji. Po prostu powiedziała, co ona by zrobiła gdyby była na miejscu dziewczyny. Ona może przyjąć to, ale zrobi i tak co zechce.
- Powinnaś z nim porozmawiać, ale tak na spokojnie. Nie narzucaj się. Daj mu trochę czasu, a później spróbuj jeszcze raz to wyjaśnić, jeżeli naprawdę zależy Ci na nim. Ja bym tak zrobiła.
Podniosła się z cichym jękiem z podłogi. Podała dziewczynie rękę, aby ta wstała.
- A teraz nie ma co wylewać więcej łez. Trzeba iść dalej. W życiu nie raz dostaniesz kopa w dupę – zaśmiała się delikatnie. Za oknem zrobiło się ciemno. Machnięciem różdżki zapaliła świece, gdyż w sali zrobiła się szarówka, a ona bez swoich okularów mało widziała. Spojrzała na dziewczynę
- Przepraszam, ale muszę już uciekać. Trzymaj się. Miło było Cię poznać – pomachała Elizabeth na pożegnanie i powoli, kuśtykając ruszyła w kierunku drzwi. Przy drzwiach jeszcze raz odwróciła się w stronę Puchonki i posłała jej uśmiech. Miała nadzieję, że choć trochę podniosła ją na duchu. Teraz musiała zająć się sobą. Bez słowa opuściła klasę i ruszyła przez korytarz.
[z/t]
- Jeśli to prawdziwa przyjaźń to na pewno to jakoś przeżyjecie. Wszystko się ułoży. Tylko trzeba czasu. Zarówno i ty i on musicie spojrzeć na to z dystansu i ocenić czy zachowaliście się słusznie czy też nie – posłała Puchonce ciepły uśmiech. Nie znała dobrze Kyo więc ciężko było jej cokolwiek doradzić w takiej sytuacji. Po prostu powiedziała, co ona by zrobiła gdyby była na miejscu dziewczyny. Ona może przyjąć to, ale zrobi i tak co zechce.
- Powinnaś z nim porozmawiać, ale tak na spokojnie. Nie narzucaj się. Daj mu trochę czasu, a później spróbuj jeszcze raz to wyjaśnić, jeżeli naprawdę zależy Ci na nim. Ja bym tak zrobiła.
Podniosła się z cichym jękiem z podłogi. Podała dziewczynie rękę, aby ta wstała.
- A teraz nie ma co wylewać więcej łez. Trzeba iść dalej. W życiu nie raz dostaniesz kopa w dupę – zaśmiała się delikatnie. Za oknem zrobiło się ciemno. Machnięciem różdżki zapaliła świece, gdyż w sali zrobiła się szarówka, a ona bez swoich okularów mało widziała. Spojrzała na dziewczynę
- Przepraszam, ale muszę już uciekać. Trzymaj się. Miło było Cię poznać – pomachała Elizabeth na pożegnanie i powoli, kuśtykając ruszyła w kierunku drzwi. Przy drzwiach jeszcze raz odwróciła się w stronę Puchonki i posłała jej uśmiech. Miała nadzieję, że choć trochę podniosła ją na duchu. Teraz musiała zająć się sobą. Bez słowa opuściła klasę i ruszyła przez korytarz.
[z/t]
- Elizabeth Cook
Re: Pusta Sala
Sob Lis 22, 2014 2:28 pm
W sumie ta czuła się lepiej i na tyle dobrze by z kimś jakoś normalnie po ludzku porozmawiać. Jakiś plus.
-No tak czasu pewnie trzeba sporo. - W sumie to oboje wtedy byli zdenerwowani więc nie myśleli racjonalnie, choć...ona szybciej się uspokoiła niż Kyo.
-Postaram sie to wyjaśnić. - Znając życie spotkają się dopiero na najbliższych zajęciach, które nie wiadomo kiedy są. Uśmiechneła się i wyciągnęła rękę do dziewczyny wstając razem z nią. Siedzenie na tej zimnej ziemi nie było dobrym pomysłem.
-Do zobaczenia. - Pomachała jej na do widzenia, ciekawiło ją trochę co się stało, że tak kuśtykała. ale zanim przejęła się problemem dziewczyny rozejrzała się za własną torbą, bo nie miała pojęcia gdzie ja rzuciła jak tu weszła. Po chwili dostrzegła ją blisko wejścia. otrzepała ją delikatnie z kurzu i brudu jaki na niej pozostał. Jeżeli czuje się już lepiej nie ma sensu tutaj siedzieć. Założyła torbę na ramię o ostatecznie jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu by zobaczyć czy czegoś nei zapomniała. Po chwili wyszła po cichu z sali zamykając za sobą drzwi. Oczywiście wcześniej zdmuchnęła świeczki by nic się przypadkiem nie podpaliło.
z.t
-No tak czasu pewnie trzeba sporo. - W sumie to oboje wtedy byli zdenerwowani więc nie myśleli racjonalnie, choć...ona szybciej się uspokoiła niż Kyo.
-Postaram sie to wyjaśnić. - Znając życie spotkają się dopiero na najbliższych zajęciach, które nie wiadomo kiedy są. Uśmiechneła się i wyciągnęła rękę do dziewczyny wstając razem z nią. Siedzenie na tej zimnej ziemi nie było dobrym pomysłem.
-Do zobaczenia. - Pomachała jej na do widzenia, ciekawiło ją trochę co się stało, że tak kuśtykała. ale zanim przejęła się problemem dziewczyny rozejrzała się za własną torbą, bo nie miała pojęcia gdzie ja rzuciła jak tu weszła. Po chwili dostrzegła ją blisko wejścia. otrzepała ją delikatnie z kurzu i brudu jaki na niej pozostał. Jeżeli czuje się już lepiej nie ma sensu tutaj siedzieć. Założyła torbę na ramię o ostatecznie jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu by zobaczyć czy czegoś nei zapomniała. Po chwili wyszła po cichu z sali zamykając za sobą drzwi. Oczywiście wcześniej zdmuchnęła świeczki by nic się przypadkiem nie podpaliło.
z.t
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Pon Gru 22, 2014 11:16 pm
Wypad do Hogsmeade. Nareszcie.
Wybitnie je lubiłem. Ba, można nawet powiedzieć, że z niecierpliwością ich wyczekiwałem. Można było wówczas opuścić mury zamku, napić się piwa kremowego i na wiele innych sposobów wydać zarobione przez rodziców pieniądze. Nie było to istotne. Liczył się fakt, że Hogwart wówczas pustoszał. Oczywiście nie całkowicie, ale jakby nie patrzeć zdecydowana większość wychodziła. No a ja mogłem spokojnie przemieszczać się korytarzami, ze znacznie mniejszym prawdopodobieństwem na to, że ktoś jednak postanowi uciąć sobie ze mną pogawędkę.
Oh, no bo chyba nie pomyśleliście, że czekałem na te wypady dlatego, aby móc w nich uczestniczyć? Nie bądźcie naiwni, moi drodzy. Naprawę ktoś mógł liczyć na to, że z radością wyruszę do wioski, by móc wmieszać się w ten podekscytowany tłum i z niezrozumiałym entuzjazmem zaglądać do każdego sklepu czy baru? Cały ja, nieprawdaż? Jasne.
W każdym razie, korzystając z okazji, przechadzałem się hogwarckim korytarzami, napawając uszy może nie ciszą, ale zdecydowanie mniejszym hałasem niż zazwyczaj. Wiem, wiem, nie była to sytuacja idealna, ale zdecydowanie lepsza, niż zazwyczaj. Szedłem przed siebie bez celu, jak zazwyczaj, zdając się kompletnie na to, dokąd zaprowadzi mnie przypadek.
No i proszę bardzo. Ni z tego, ni z owego znalazłem się w pobliżu jednej z opuszczonych sal. Dlaczego więc by nie wejść? W końcu zaszycie się w takim pomieszczeniu zdecydowanie zwiększa szanse na spędzenie czasu w samotności. A może się mylę? Nieważne. I tak wszedłem do środka.
Sala jak sala, nie wyróżniała się niczym specjalnym. Z resztą, czy jest sens rozwodzić się nad tym, jak wyglądała? No właśnie. Poszedłem więc do jednego z okien i wyjrzałem na zewnątrz, nie skupiając jednak wzroku na niczym konkretnym, ot tak, patrząc po prostu w dal.
Wybitnie je lubiłem. Ba, można nawet powiedzieć, że z niecierpliwością ich wyczekiwałem. Można było wówczas opuścić mury zamku, napić się piwa kremowego i na wiele innych sposobów wydać zarobione przez rodziców pieniądze. Nie było to istotne. Liczył się fakt, że Hogwart wówczas pustoszał. Oczywiście nie całkowicie, ale jakby nie patrzeć zdecydowana większość wychodziła. No a ja mogłem spokojnie przemieszczać się korytarzami, ze znacznie mniejszym prawdopodobieństwem na to, że ktoś jednak postanowi uciąć sobie ze mną pogawędkę.
Oh, no bo chyba nie pomyśleliście, że czekałem na te wypady dlatego, aby móc w nich uczestniczyć? Nie bądźcie naiwni, moi drodzy. Naprawę ktoś mógł liczyć na to, że z radością wyruszę do wioski, by móc wmieszać się w ten podekscytowany tłum i z niezrozumiałym entuzjazmem zaglądać do każdego sklepu czy baru? Cały ja, nieprawdaż? Jasne.
W każdym razie, korzystając z okazji, przechadzałem się hogwarckim korytarzami, napawając uszy może nie ciszą, ale zdecydowanie mniejszym hałasem niż zazwyczaj. Wiem, wiem, nie była to sytuacja idealna, ale zdecydowanie lepsza, niż zazwyczaj. Szedłem przed siebie bez celu, jak zazwyczaj, zdając się kompletnie na to, dokąd zaprowadzi mnie przypadek.
No i proszę bardzo. Ni z tego, ni z owego znalazłem się w pobliżu jednej z opuszczonych sal. Dlaczego więc by nie wejść? W końcu zaszycie się w takim pomieszczeniu zdecydowanie zwiększa szanse na spędzenie czasu w samotności. A może się mylę? Nieważne. I tak wszedłem do środka.
Sala jak sala, nie wyróżniała się niczym specjalnym. Z resztą, czy jest sens rozwodzić się nad tym, jak wyglądała? No właśnie. Poszedłem więc do jednego z okien i wyjrzałem na zewnątrz, nie skupiając jednak wzroku na niczym konkretnym, ot tak, patrząc po prostu w dal.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Pon Gru 22, 2014 11:36 pm
No tak, wypady do Hogsmeade zawsze sprawiały, że Hogwart pustoszał. Annabelle nie miała co się temu dziwić – w końcu sama kiedyś uwielbiała te wypady. Tylko że to było za życia. Teraz sprawa wyglądała inaczej – jako duch i tak nie miałaby tam nic do roboty. Poza tym, mogłaby sobie tam wyjść kiedy tylko by zechciała. Oprócz tego, podczas określonych terminów wycieczek kręciło się tam zdecydowanie zbyt dużo uczniów. Dlatego właśnie wolała pozostać w zamku. To nie to, że aż tak ich nie lubiła, ale po prostu miała nieustające wrażenie, że wszyscy są tak samo nudni i pospolici, niezmieniający się nawet przez wieki. Bardzo rzadko ukazywała się uczniom, zazwyczaj spędzała czas w samotności. Dzisiaj, z powodu wypadu, miała więcej przestrzeni, po których mogła swobodnie się poruszać. Tylko tym razem, o dziwo, jakoś z tego nie skorzystała. Chociaż miała do dyspozycji cały zamek, jakoś mimowolnie poleciała do pustej sali. Szkoda tylko, że tym razem pusta sala wcale nie była pusta…
Przy oknie stał jakiś ślizgon. Annabelle nie widziała go nigdy wcześniej, ale zaciekawiło ją co właściwie tutaj robił. Niewiele osób zostawało w zamku, czemu więc akurat on stoi sobie tutaj samotnie? Przez chwilę rozważała ciche wycofanie się z sali, ale po chwili ciekawość jednak zwyciężyła. Czemu chłopak nie wybrał się do Hogsmeade? Dlaczego jest sam? Czeka na kogoś? A może chce pobyć sam na sam z myślami?
Jeśli jest coś, co pomagało Ann przetrwać tę całą wieczność, to na pewno była to ciekawość. O ile niektórzy ludzi byli po prostu nudni, to inni wydawali jej się niezwykle interesujący.
- Witaj. – przywitała się więc cicho i podfrunęła nieco bliżej. Mogła mieć tylko nadzieję, że ślizgon się nie wystraszy i poświęci jej chociaż tę minutkę swojego czasu na krótka rozmowę.
Przy oknie stał jakiś ślizgon. Annabelle nie widziała go nigdy wcześniej, ale zaciekawiło ją co właściwie tutaj robił. Niewiele osób zostawało w zamku, czemu więc akurat on stoi sobie tutaj samotnie? Przez chwilę rozważała ciche wycofanie się z sali, ale po chwili ciekawość jednak zwyciężyła. Czemu chłopak nie wybrał się do Hogsmeade? Dlaczego jest sam? Czeka na kogoś? A może chce pobyć sam na sam z myślami?
Jeśli jest coś, co pomagało Ann przetrwać tę całą wieczność, to na pewno była to ciekawość. O ile niektórzy ludzi byli po prostu nudni, to inni wydawali jej się niezwykle interesujący.
- Witaj. – przywitała się więc cicho i podfrunęła nieco bliżej. Mogła mieć tylko nadzieję, że ślizgon się nie wystraszy i poświęci jej chociaż tę minutkę swojego czasu na krótka rozmowę.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Wto Gru 23, 2014 12:00 am
Patrzyłem tak i nagle naszła mnie pewna refleksja. Chociaż może refleksja, to za dużo powiedziane. W każdym razie, zdałem sobie sprawę, że mamy już marzec. A wiecie, co to oznacza? Poza zbliżającym się końcem zimy, rzecz jasna. Otóż, zbliżały się moje urodziny. Taa, zaskoczeni? Pewnie większość z was nie miała nawet o tym pojęcia. No bo niby skąd moglibyście to wiedzieć? Ale w sumie i tak nie zamierzałem ich w żaden sposób świętować. Ani też smucić się z powodu tego, że minął mi kolejny rok życia. W końcu to i tak nieuniknione. Zatem był to dla mnie dzień, jak każdy inny. Tylko właściwie, po co o nim w takim razie wspomniałem? Teraz, to już sam nie wiem.
Z tych rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. Albo raczej głosik, zdecydowanie dość cichy i delikatny. I bardzo dziewczęcy. Ale to i tak nieważne. Ważny był fakt, że oznaczało to koniec mojej samotności na tą chwilę. Albo może inaczej, oznaczało to, że po prostu muszę przenieść się w jakieś inne, bardziej ustronne miejsce.
Westchnąłem więc tylko i odwróciłem się od okna, zmierzając jedynie wyjść z sali bez słowa. I nie uwierzycie, co zobaczyłem. Albo raczej kogo. Tak chyba jest poprawniej.
Otóż przede mną znajdowała się dziewczyna, której nigdy wcześniej nie spotkałem. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego zamiast powiedzieć "stała", użyłem słów "znajdowała się"? Bo, widzicie, moi drodzy, ona nie stała. Tylko raczej unosiła się na ziemią. Jak to, spytacie? Otóż, była duchem.
Tak, me też to zaskoczyło. Do tego stopnia, że aż postanowiłem odpowiedzieć na jej powitanie.
- Witaj - powiedziałem. Na mojej twarzy nie zagościł jednak żaden uśmiech, ani nic w ten deseń.
Chociaż wiecie co? Tak sobie teraz myślę, że w sumie powinienem domyślić się, że dziewczyna jest duchem, w końcu nie słyszałem ani żadnych kroków, ani otwierania drzwi. Cóż, musiałem być więc do tego stopnia zaskoczony pojawieniem się kogoś w tej sali, że nawet nie zwróciłem uwag na taki szczegół.
I pewnie powiecie, że w sumie nie ma nic nadzwyczajnego w spotkaniu duch w Hogwarcie, gdzie aż się od nich roi, nie? Tylko widzicie, większość tych duchów, to duchy ludzi starszych, którzy odeszli z tego świata w sędziwym wieku. Przede mną natomiast znajdowała się dziewczyna, która z pewnością w chwili śmierci nie była starsza ode mnie. Dlatego więc to spotkanie było dość niecodzienne.
Z tych rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. Albo raczej głosik, zdecydowanie dość cichy i delikatny. I bardzo dziewczęcy. Ale to i tak nieważne. Ważny był fakt, że oznaczało to koniec mojej samotności na tą chwilę. Albo może inaczej, oznaczało to, że po prostu muszę przenieść się w jakieś inne, bardziej ustronne miejsce.
Westchnąłem więc tylko i odwróciłem się od okna, zmierzając jedynie wyjść z sali bez słowa. I nie uwierzycie, co zobaczyłem. Albo raczej kogo. Tak chyba jest poprawniej.
Otóż przede mną znajdowała się dziewczyna, której nigdy wcześniej nie spotkałem. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego zamiast powiedzieć "stała", użyłem słów "znajdowała się"? Bo, widzicie, moi drodzy, ona nie stała. Tylko raczej unosiła się na ziemią. Jak to, spytacie? Otóż, była duchem.
Tak, me też to zaskoczyło. Do tego stopnia, że aż postanowiłem odpowiedzieć na jej powitanie.
- Witaj - powiedziałem. Na mojej twarzy nie zagościł jednak żaden uśmiech, ani nic w ten deseń.
Chociaż wiecie co? Tak sobie teraz myślę, że w sumie powinienem domyślić się, że dziewczyna jest duchem, w końcu nie słyszałem ani żadnych kroków, ani otwierania drzwi. Cóż, musiałem być więc do tego stopnia zaskoczony pojawieniem się kogoś w tej sali, że nawet nie zwróciłem uwag na taki szczegół.
I pewnie powiecie, że w sumie nie ma nic nadzwyczajnego w spotkaniu duch w Hogwarcie, gdzie aż się od nich roi, nie? Tylko widzicie, większość tych duchów, to duchy ludzi starszych, którzy odeszli z tego świata w sędziwym wieku. Przede mną natomiast znajdowała się dziewczyna, która z pewnością w chwili śmierci nie była starsza ode mnie. Dlatego więc to spotkanie było dość niecodzienne.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Wto Gru 23, 2014 9:24 pm
Urodziny… Annabelle nie pamiętała, kiedy ostatnim razem je obchodziła. Zresztą duchy rzadko obchodziły urodziny. O wiele częściej za to zdarzało im się obchodzić rocznice śmierci… Akurat Ann nigdy nie organizowała tego typu „imprez”. No bo w końcu jaki to powód do radości? „Hej, słuchajcie! Nie wiem czy pamiętacie, ale byłabym bardzo wdzięczna gdybyście świętowali ze mną rocznicę mojej niesłychanie bolesnej i załamującej śmierci…” Nie, to nie brzmiało zbyt optymistycznie. Chociaż, to pewnie już zależy jak kto woli…
No cóż, brak młodych duchów w Hogwarcie bardzo doskwierał Annabelle. Jedynym duchem, który był mniej więcej w jej wieku była Jęcząca Marta. Jednak, jak na złość, z nią Ann dogadywała się chyba najgorzej. Zresztą wątpiła, że ktokolwiek byłby w stanie się z nią dogadać. Chociaż mogła się oczywiście mylić – w końcu rzadko rozmawiała z innymi duchami. Rzadko w ogóle z kimkolwiek rozmawiała. Kto wie, może gdyby jednak było tu trochę więcej duchów w jej wieku, to wieczne "życie" byłoby chociaż odrobinę bardziej znośne? Bo na razie miała go już serdecznie dosyć. A chyba najgorsza była świadomość, że to dopiero początek.
Chłopak odwrócił się do niej, a nawet przywitał. Chyba należało to uznać za dobry znak? Teraz już miała niemal całkowitą pewność, że przyszedł tu po to, aby spędzić parę chwil w samotności. Poczuła wyrzuty sumienia czy coś w tym rodzaju? Szczerze mówiąc, nie bardzo. Bardziej narastającą ciekawość.
- Co tu robisz tak w samotności? – zapytała, udając, ze nie zauważyła tego, jak bardzo go zaskoczyła. Do tego typu spojrzeń zdążyła już przywyknąć. Mało kto nie zdziwiłby się widząc ducha – a już szczególnie tak młodego.
No cóż, brak młodych duchów w Hogwarcie bardzo doskwierał Annabelle. Jedynym duchem, który był mniej więcej w jej wieku była Jęcząca Marta. Jednak, jak na złość, z nią Ann dogadywała się chyba najgorzej. Zresztą wątpiła, że ktokolwiek byłby w stanie się z nią dogadać. Chociaż mogła się oczywiście mylić – w końcu rzadko rozmawiała z innymi duchami. Rzadko w ogóle z kimkolwiek rozmawiała. Kto wie, może gdyby jednak było tu trochę więcej duchów w jej wieku, to wieczne "życie" byłoby chociaż odrobinę bardziej znośne? Bo na razie miała go już serdecznie dosyć. A chyba najgorsza była świadomość, że to dopiero początek.
Chłopak odwrócił się do niej, a nawet przywitał. Chyba należało to uznać za dobry znak? Teraz już miała niemal całkowitą pewność, że przyszedł tu po to, aby spędzić parę chwil w samotności. Poczuła wyrzuty sumienia czy coś w tym rodzaju? Szczerze mówiąc, nie bardzo. Bardziej narastającą ciekawość.
- Co tu robisz tak w samotności? – zapytała, udając, ze nie zauważyła tego, jak bardzo go zaskoczyła. Do tego typu spojrzeń zdążyła już przywyknąć. Mało kto nie zdziwiłby się widząc ducha – a już szczególnie tak młodego.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Wto Gru 23, 2014 9:58 pm
Wiecie, co było najbardziej intrygujące, jeśli chodzi o duchy? Sam fakt, że właśnie były duchami. Dlaczego właściwie decydowały się na coś takiego? No bo pomyślcie, gdyby to wieczne "życie" było czymś fajnym, to czy na ziemi nie roiłoby się od nich? Czy wówczas każdy człowiek nie wybierałby takiego losu?
A jednak tak nie było. Dlaczego więc niektórzy się na to decydowali? Ze strachu? Z poczucia winy? Z powodu przywiązania do tego świata? Nie wiem. Ale mimo wszystko, musiało to mieć jakieś minusy.
Oh, co ja wygaduję. Oczywiście, że miało to minusy. A właściwie jeden. I to ten najbardziej dotkliwy. Otóż, była to nieodwracalna decyzja. Podejmowało się już ją na zawsze. Nie można było jej cofnąć, nie można było tego przerwać. To znaczy, tak mi się wydaje, bo co ja tam wiem o duchach.
W każdym razie, jeśli tak było, to musiało to być straszne. Nie mówię, że zawsze. Ale wyobraźcie sobie sytuację, kiedy znajdujecie się w tak beznadziejnym położeniu, że jedynym wyjściem jest skończenie z tym wszystkim. Albo może sobie nie wyobrażajcie. W każdym razie, ja nie zamierzam podawać żadnego przykładu, nie lubię rozmyślać o aż tak przygnębiających rzeczach. No ale właśnie, nie znajdując żadnego wyjścia, nie możecie wybrać nawet tego ostatecznego. Musicie trwać, mimo wszystko. No, bo słowo żyć byłoby tutaj raczej nadużyciem. Trochę przykre, nie?
No ale nie ważne, może po prostu ja tego nie rozumiem? Może z innej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej? W końcu nie mam pojęcia, jak to jest być duchem. I nigdy się tego nie dowiem. Tego akurat jestem pewny.
Słysząc jej pytanie, wzruszyłem ramionami.
- Czasem trzeba pobyć z samym sobą - powiedziałem i aż mnie to zaskoczyło. Nie dość, że nie odszedłem, kiedy tylko się tu pojawiła, to nawet zdecydowałem się na małą pogawędkę. Bo rozmowa tego raczej nie można nazwać. Jeszcze. Ale kto wie, jak to się potoczy dalej?
- A co ty tutaj robisz? - spytałem. I może nie interesowało mnie to jakoś szalenie, ale chyba było to dobre pytanie na początek, nie? Z resztą, ona zdała takie samo, więc musiało być odpowiednie. Ale co ja tam wiem. Nigdy nie byłem w tym dobry. W każdym razie, brzmiało to dość neutralnie.
Matko, czasem aż sam się sobie dziwiłem. Dacie wiarę? No bo do cholery, ile można było analizować coś tak banalnego? Niewątpliwie dla siebie samego byłem dość irytująca jednostką.
A jednak tak nie było. Dlaczego więc niektórzy się na to decydowali? Ze strachu? Z poczucia winy? Z powodu przywiązania do tego świata? Nie wiem. Ale mimo wszystko, musiało to mieć jakieś minusy.
Oh, co ja wygaduję. Oczywiście, że miało to minusy. A właściwie jeden. I to ten najbardziej dotkliwy. Otóż, była to nieodwracalna decyzja. Podejmowało się już ją na zawsze. Nie można było jej cofnąć, nie można było tego przerwać. To znaczy, tak mi się wydaje, bo co ja tam wiem o duchach.
W każdym razie, jeśli tak było, to musiało to być straszne. Nie mówię, że zawsze. Ale wyobraźcie sobie sytuację, kiedy znajdujecie się w tak beznadziejnym położeniu, że jedynym wyjściem jest skończenie z tym wszystkim. Albo może sobie nie wyobrażajcie. W każdym razie, ja nie zamierzam podawać żadnego przykładu, nie lubię rozmyślać o aż tak przygnębiających rzeczach. No ale właśnie, nie znajdując żadnego wyjścia, nie możecie wybrać nawet tego ostatecznego. Musicie trwać, mimo wszystko. No, bo słowo żyć byłoby tutaj raczej nadużyciem. Trochę przykre, nie?
No ale nie ważne, może po prostu ja tego nie rozumiem? Może z innej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej? W końcu nie mam pojęcia, jak to jest być duchem. I nigdy się tego nie dowiem. Tego akurat jestem pewny.
Słysząc jej pytanie, wzruszyłem ramionami.
- Czasem trzeba pobyć z samym sobą - powiedziałem i aż mnie to zaskoczyło. Nie dość, że nie odszedłem, kiedy tylko się tu pojawiła, to nawet zdecydowałem się na małą pogawędkę. Bo rozmowa tego raczej nie można nazwać. Jeszcze. Ale kto wie, jak to się potoczy dalej?
- A co ty tutaj robisz? - spytałem. I może nie interesowało mnie to jakoś szalenie, ale chyba było to dobre pytanie na początek, nie? Z resztą, ona zdała takie samo, więc musiało być odpowiednie. Ale co ja tam wiem. Nigdy nie byłem w tym dobry. W każdym razie, brzmiało to dość neutralnie.
Matko, czasem aż sam się sobie dziwiłem. Dacie wiarę? No bo do cholery, ile można było analizować coś tak banalnego? Niewątpliwie dla siebie samego byłem dość irytująca jednostką.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Czw Gru 25, 2014 1:49 pm
Oczywiście, że wieczne życie ma jakieś minusy. Nawet całkiem sporo. Na tyle sporo, że jest ich o wiele więcej niż plusów. No bo właściwie co takiego można było zapisać na plus? Pozna przyszłość? Zemści się i odkupi swoje winy? No i niby co poza tym? Zresztą, każdy z tych plusów miał jako tako również swoje minusy. Owszem – zobaczy przyszłość i zaspokoi swoją ciekawość, ale nie będzie miała na nią żadnego wpływu. Jeśli chodzi o zemstę, to miała jednak wrażenie, że do końca będzie cierpieć o wiele bardziej niż chłopak, który ją zamordował. Odkupienie win? Może i po części się sprawdzi, ale i tak nie pomoże już tym, których zraniła za życia, tylko ewentualnie ich dzieciom i wnukom… A wieczne życie to najgorsza udręka, jaką można sobie wyobrazić. Nie, nie można tego nazwać życiem. Może bardziej samym istnieniem…
Gdyby Annabelle mogła cofnąć swój wybór, już dawno by się na to zdecydowała. Bo chyba nic nie może być gorsze… już chyba wolałaby po prostu umrzeć, nawet jeśli nie istniało kompletnie żadne życie po śmierci. To, że to wszystko będzie tak trwać w nieskończoność napawało ją ogromnym lękiem. Przecież umarła zaledwie coś około 150 lat temu… Już miała dosyć, a przecież był to dopiero początek.
Kiwnęła głowa, słysząc odpowiedź ślizgona. No tak. Pobyć z samym sobą. Każdy tego czasem potrzebował. Chociaż na przykład Ann miała już siebie samej serdecznie dosyć.
- Jakoś tak… – Właściwie trudno było jej odpowiedzieć na to pytanie. Zazwyczaj po prostu włóczyła się po zamku, nie zwracając uwagi w którą stronę zmierza. Trzymała się też raczej bardziej opustoszałych miejsc, ponieważ większość uczniów wydawała jej się potwornie denerwująca, sztuczna i fałszywa. – Po prostu tak wyszło.
- Jestem Annabelle. – przedstawiła się, po chwili milczenia. Gdyby nie była duchem, zapewne podałaby mu rękę, albo coś, ale teraz byłoby to raczej bez sensu. I stanowczo nie byłoby przyjemne.
Gdyby Annabelle mogła cofnąć swój wybór, już dawno by się na to zdecydowała. Bo chyba nic nie może być gorsze… już chyba wolałaby po prostu umrzeć, nawet jeśli nie istniało kompletnie żadne życie po śmierci. To, że to wszystko będzie tak trwać w nieskończoność napawało ją ogromnym lękiem. Przecież umarła zaledwie coś około 150 lat temu… Już miała dosyć, a przecież był to dopiero początek.
Kiwnęła głowa, słysząc odpowiedź ślizgona. No tak. Pobyć z samym sobą. Każdy tego czasem potrzebował. Chociaż na przykład Ann miała już siebie samej serdecznie dosyć.
- Jakoś tak… – Właściwie trudno było jej odpowiedzieć na to pytanie. Zazwyczaj po prostu włóczyła się po zamku, nie zwracając uwagi w którą stronę zmierza. Trzymała się też raczej bardziej opustoszałych miejsc, ponieważ większość uczniów wydawała jej się potwornie denerwująca, sztuczna i fałszywa. – Po prostu tak wyszło.
- Jestem Annabelle. – przedstawiła się, po chwili milczenia. Gdyby nie była duchem, zapewne podałaby mu rękę, albo coś, ale teraz byłoby to raczej bez sensu. I stanowczo nie byłoby przyjemne.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Czw Gru 25, 2014 5:32 pm
W sumie, to jakby się zastanowić, ciężko było mi znaleźć plusy takiej sytuacji. Na dobrą sprawę, to jedyne, co przychodziło mi do głowy to fakt, że nie trzeba było mierzyć się z nieznanym. No i można było pozostać wśród bliskich. Tyle, że później trzeba było patrzeć na to, jak oni wszyscy odchodzą. Więc to chyba jednak nie był plus.
No i właściwie, to ciężko było określić, kiedy kończył się początek tego wszystkiego. Wiecie, o co mi chodzi? Bo wiadomo, pierwsze dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, czy nawet dwieście lat, to faktycznie początek. Ale powiedzmy, co po dziesięciu tysiącach? Bo z jednej strony, to szmat czasu, ale z drugiej, czym to jest w porównaniu do wieczności? Czy zatem w przypadku bycia duchem, można było mówić o okresie początkowym, skoro tak naprawdę każda ilość lat była w pewnym sensie dopiero początkiem?
Oj tak, dobrze to rozumiałem. Sam też miałem w zwyczaju iść przed siebie i nie przejmować się tym, dokąd idę, wybierając jednak te bardziej opustoszałe miejsca. Kto wie, może więc spotkanie z nią będzie przyjemniejsze, niż mogło się wydawać na początku? W końcu nie wiadomo, ile jeszcze wspólnego mamy.
- Archibald - również się przedstawiłem. I... no właśnie, co powinienem teraz zrobić? Wypadałoby podać rękę, ale w tym wypadku byłoby to chyba nieodpowiednie. Albo wręcz nietaktowne. Zamiast tego, spróbowałem na chwilę przywołać na twarz coś na kształt uśmiechu. Ale dosłownie na chwilkę. No bo w tym miejscu przydałby się jakiś gest, prawda?
Korzystając z tego, że i tak stałem przy oknie, usiadłem na parapecie.
- Nie widziałem Cię tu wcześniej - powiedziałem. Oczywiście, mówiąc "tu", miałem na myśli cały Hogwart, a nie tą konkretną salę. I na dobrą sprawę, to to stwierdzenie było dość bez sensu, no bo to oczywiste, że skoro się zapoznawaliśmy, to nie widzieliśmy się wcześniej. Chociaż, może i nie? Mogliśmy się w końcu widzieć gdzieś z daleka, przecież też byśmy się nie znali. Dobra, nieważne, bo jak zwykle się plączę w tym wszystkim.
W każdym razie, powiedzmy, że zainteresował mnie fakt, jakim cudem nie tyle nigdy jej nie widziałem, co nigdy o niej nie słyszałem, w końcu, jak już wspomniałem, młode duchy nie były czymś, co widywało się często. Kto wie, może umarła dopiero niedawno?
No i właściwie, to ciężko było określić, kiedy kończył się początek tego wszystkiego. Wiecie, o co mi chodzi? Bo wiadomo, pierwsze dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, czy nawet dwieście lat, to faktycznie początek. Ale powiedzmy, co po dziesięciu tysiącach? Bo z jednej strony, to szmat czasu, ale z drugiej, czym to jest w porównaniu do wieczności? Czy zatem w przypadku bycia duchem, można było mówić o okresie początkowym, skoro tak naprawdę każda ilość lat była w pewnym sensie dopiero początkiem?
Oj tak, dobrze to rozumiałem. Sam też miałem w zwyczaju iść przed siebie i nie przejmować się tym, dokąd idę, wybierając jednak te bardziej opustoszałe miejsca. Kto wie, może więc spotkanie z nią będzie przyjemniejsze, niż mogło się wydawać na początku? W końcu nie wiadomo, ile jeszcze wspólnego mamy.
- Archibald - również się przedstawiłem. I... no właśnie, co powinienem teraz zrobić? Wypadałoby podać rękę, ale w tym wypadku byłoby to chyba nieodpowiednie. Albo wręcz nietaktowne. Zamiast tego, spróbowałem na chwilę przywołać na twarz coś na kształt uśmiechu. Ale dosłownie na chwilkę. No bo w tym miejscu przydałby się jakiś gest, prawda?
Korzystając z tego, że i tak stałem przy oknie, usiadłem na parapecie.
- Nie widziałem Cię tu wcześniej - powiedziałem. Oczywiście, mówiąc "tu", miałem na myśli cały Hogwart, a nie tą konkretną salę. I na dobrą sprawę, to to stwierdzenie było dość bez sensu, no bo to oczywiste, że skoro się zapoznawaliśmy, to nie widzieliśmy się wcześniej. Chociaż, może i nie? Mogliśmy się w końcu widzieć gdzieś z daleka, przecież też byśmy się nie znali. Dobra, nieważne, bo jak zwykle się plączę w tym wszystkim.
W każdym razie, powiedzmy, że zainteresował mnie fakt, jakim cudem nie tyle nigdy jej nie widziałem, co nigdy o niej nie słyszałem, w końcu, jak już wspomniałem, młode duchy nie były czymś, co widywało się często. Kto wie, może umarła dopiero niedawno?
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Czw Gru 25, 2014 10:22 pm
Annabelle akurat śmierć bliskich nie zabolała aż tak mocno, jak mogłaby niektóre osoby. To między innymi właśnie przez swoich krewnych zdecydowała się na pozostanie duchem… Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo zmarnowali jej życie. Zawsze wszystko robiła pod nich, chciała, żeby byli z niej dumni. Jakież to teraz wydawało się bez sensu… Po śmierci nie odwiedziła ich ani razu, nie była nawet do końca pewna czy w ogóle wiedzieli, że ich córka została duchem. Nie wiedziała też jak właściwie zachowali się po jej śmierci. Tęsknili za nią? Rozpaczali? Płakali? Czy w ogóle przejęli się czymś poza tym, że nie wygrała tego turnieju? Bardzo chciałaby wierzyć, że właśnie tak było. Ale właściwie była niemal całkowicie pewna, że nie. Jedyne na czym im zależało, była chwała i dobre imię rodu.
- Ciekawe imię. - Właściwie, nigdy wcześniej takiego nie słyszała. No ale cóż, ktoś jej kiedyś powiedział, że czarodzieje wywodzący się z rodzin czystej krwi, często nadają swoim dzieciom oryginalne imiona. Zawsze nieco ją to ciekawiło. Bądź co bądź, jej imię wydawało jej się całkiem zwyczajne.
Na chyba lekko wymuszony uśmiech Archibalda, odpowiedziała tym samym. Chyba tak wypadało. Poczuła lekką ulgę, kiedy usiadł na parapecie, bo przynajmniej zyskała pewność, że po prostu nie pójdzie sobie z Sali. No bo przecież w takim wypadku raczej nie miałaby po co go gonić, ani nawet nie byłaby w stanie jakkolwiek go zatrzymać.
- Niezbyt często rozmawiam z ludźmi. – powiedziała, wzruszając ramionami. W ogóle rzadko z kimkolwiek rozmawiała. No cóż, Annabelle pełna była sprzeczności. Z jednej strony mogłaby godzinami narzekać na nudę , a z drugiej prawie w ogóle nie utrzymywała z nikim kontaktów. Usprawiedliwiała to w myślach tym, że wszyscy, oczywiście nie licząc kilku wyjątków, są tacy sami. Ale tak naprawdę jakie miała prawo ich oceniać? I czy naprawdę są aż tacy nudni, że lepiej spędzać czas w samotności niż na rozmowie z nimi? Można by pomyśleć, że to trochę bez sensu, no ale cóż… Chyba każdy człowiek jest na swój sposób dziwny?
- Ciekawe imię. - Właściwie, nigdy wcześniej takiego nie słyszała. No ale cóż, ktoś jej kiedyś powiedział, że czarodzieje wywodzący się z rodzin czystej krwi, często nadają swoim dzieciom oryginalne imiona. Zawsze nieco ją to ciekawiło. Bądź co bądź, jej imię wydawało jej się całkiem zwyczajne.
Na chyba lekko wymuszony uśmiech Archibalda, odpowiedziała tym samym. Chyba tak wypadało. Poczuła lekką ulgę, kiedy usiadł na parapecie, bo przynajmniej zyskała pewność, że po prostu nie pójdzie sobie z Sali. No bo przecież w takim wypadku raczej nie miałaby po co go gonić, ani nawet nie byłaby w stanie jakkolwiek go zatrzymać.
- Niezbyt często rozmawiam z ludźmi. – powiedziała, wzruszając ramionami. W ogóle rzadko z kimkolwiek rozmawiała. No cóż, Annabelle pełna była sprzeczności. Z jednej strony mogłaby godzinami narzekać na nudę , a z drugiej prawie w ogóle nie utrzymywała z nikim kontaktów. Usprawiedliwiała to w myślach tym, że wszyscy, oczywiście nie licząc kilku wyjątków, są tacy sami. Ale tak naprawdę jakie miała prawo ich oceniać? I czy naprawdę są aż tacy nudni, że lepiej spędzać czas w samotności niż na rozmowie z nimi? Można by pomyśleć, że to trochę bez sensu, no ale cóż… Chyba każdy człowiek jest na swój sposób dziwny?
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Pią Gru 26, 2014 1:20 pm
Zastanawiałem się kiedyś, czy mnie zabolałaby śmierć moich bliskich. Albo raczej członków mojej rodziny. To chyba odpowiedniejsze słowa. No bo czy ktoś z nich był mi tak naprawdę bliski? W każdym razie, na pewno byłoby mi smutno prze jakiś czas, tylko, czy byłby to taki prawdziwy smutek, czy raczej wynikający z przyzwoitości? Bo, jakkolwiek źle to nie zabrzmi, z większością tych ludzi nie łączyło mnie nic poza nazwiskiem i w najlepszym wypadku byli mi obojętni. Dla niektórych z was to pewnie nie do pomyślenia. No bo jak można tak mówić o swojej rodzinie? Cóż, szanuje wasze zdanie. A wy uszanujcie moje. I wybaczcie, ale w te kwestie akurat nie mam zamiaru się zagłębiać. Chociaż na dobrą sprawę, musicie wiedzieć, że im pewnie też nie byłoby żal, gdybym to ja umarł. Uwierzcie mi.
Znów wzruszyłem ramionami, kiedy usłyszałem stwierdzenie dotyczące mojego imienia.
- Podobno oznacza prawdziwy i śmiały - powiedziałem i zaśmiałem się krótko. Tak, tak, w czystokrwistych rodach nadawano zazwyczaj dzieciom znaczące i czasem dziwnie brzmiące imiona. Jakby miało to mieć jakiś wpływ na tego, kto je nosił. Kto wie, może czasem faktycznie miało to jakieś znaczenie? No bo, tak jak było w przypadku daty urodzenia, tutaj też nigdy się nie dowiem, jaki bym był, gdyby nazwano mnie inaczej. Tylko czy w ogóle to imię do mnie pasuje? No nie wiem. Chyba nie mnie to oceniać.
- To podobnie jak ja - odpowiedziałem. I wiecie co? Przeszło mi wówczas przez myśl, że mógłbym ją polubić. Byliśmy trochę podobni.
Tylko, że wówczas zacząłem się też zastanawiać nad tym, jaka była jeszcze za życia. Bo ja, jak już wspomniałem, nigdy nie zdecydowałbym się na zostanie duchem. Zatem mimo podobieństw, musiało nas też sporo różnić. Coraz bardziej mnie intrygowała. Nie chciałem jednak być nieuprzejmy, czy coś w ten deseń. Nie miałem w zwyczaju wypytywać innych o ich prywatne sprawy. Owszem, lubiłem co nieco o nich wiedzieć, jednak nigdy nie naciskałem. No i przede wszystkim wolałem zdobywać tą wiedzę, a nie dostawać ja na tacy. Jednak, bez względu na to, czego się dowiadywałem, nigdy tego nie wykorzystywałem przeciwko tej konkretnej osobie. Może i dla niektórych z was to dziwne, no bo po co zadawać sobie trud na darmo? Ja jednak odbierałem to zupełnie inaczej.
Znów wzruszyłem ramionami, kiedy usłyszałem stwierdzenie dotyczące mojego imienia.
- Podobno oznacza prawdziwy i śmiały - powiedziałem i zaśmiałem się krótko. Tak, tak, w czystokrwistych rodach nadawano zazwyczaj dzieciom znaczące i czasem dziwnie brzmiące imiona. Jakby miało to mieć jakiś wpływ na tego, kto je nosił. Kto wie, może czasem faktycznie miało to jakieś znaczenie? No bo, tak jak było w przypadku daty urodzenia, tutaj też nigdy się nie dowiem, jaki bym był, gdyby nazwano mnie inaczej. Tylko czy w ogóle to imię do mnie pasuje? No nie wiem. Chyba nie mnie to oceniać.
- To podobnie jak ja - odpowiedziałem. I wiecie co? Przeszło mi wówczas przez myśl, że mógłbym ją polubić. Byliśmy trochę podobni.
Tylko, że wówczas zacząłem się też zastanawiać nad tym, jaka była jeszcze za życia. Bo ja, jak już wspomniałem, nigdy nie zdecydowałbym się na zostanie duchem. Zatem mimo podobieństw, musiało nas też sporo różnić. Coraz bardziej mnie intrygowała. Nie chciałem jednak być nieuprzejmy, czy coś w ten deseń. Nie miałem w zwyczaju wypytywać innych o ich prywatne sprawy. Owszem, lubiłem co nieco o nich wiedzieć, jednak nigdy nie naciskałem. No i przede wszystkim wolałem zdobywać tą wiedzę, a nie dostawać ja na tacy. Jednak, bez względu na to, czego się dowiadywałem, nigdy tego nie wykorzystywałem przeciwko tej konkretnej osobie. Może i dla niektórych z was to dziwne, no bo po co zadawać sobie trud na darmo? Ja jednak odbierałem to zupełnie inaczej.
- Annabelle Gardener
Re: Pusta Sala
Pią Gru 26, 2014 1:52 pm
To zabawne jak po śmierci wszystko wydaje się być zupełnie inne. Podczas gdy za życia strasznie zależało jej na opinii rodziców, to po śmierci zdawało się to zupełnie nie mieć znaczenia. A właściwie, od śmierci robiła wszystko na przekór temu, co wpajali jej do głowy. Można też powiedzieć, że z niemałą satysfakcją obserwowała jak wygasa ostatnia linia niegdyś tak wielce szanowanego rodu Gardener. Zabawne, że chociaż jej rodzina od wieków szczyciła się czystością krwi, to wszystko zaczęło się od jakiegoś zwykłego ogrodnika. Oczywiście, w domu zawsze był to swoisty temat tabu. Co innego inna część jej rodziny… kiedy zdarzały się niezwykle rzadkie wypady do krewnych, to Annabelle zawsze wydawało się, że cała reszta rodziny jest zupełnie obca. Reszta czarodziejów nie miała takiej obsesji na punkcie czystości krwi jak jej rodzice. Nic więc dziwnego, że nazwisko Gardener teraz nie było już właściwie tak rozpoznawalne i szanowane.
Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała co oznacza imię ślizgona. Prawdziwy i śmiały? Ciekawe. Jak na razie nie mogła ocenić czy do niego pasuje, ale o tym być może kiedyś zyska szansę się przekonać. Jeśli zaś chodzi o jej imię, to jakoś nigdy nie zastanawiała się co ono właściwie oznacza. Czy jej rodzice chcieli coś przekazać, nadając jej właśnie takie, a nie inne imię? A może był to po prostu czysty przypadek?
- Czyli ty też uważasz, że wszyscy ludzie są niemal tak samo identyczni i nudni? – zapytała, uśmiechając się lekko. – Czy tylko ja jestem taka nienormalna? – Nienormalna, albo też po prostu bardziej doświadczona. W końcu przez tyle lat zobaczyła tylu ludzi… Albo może to właśnie przez to tak jej się wydawało? Może zobaczyła ich już tyle, że nie była w stanie zauważyć jakiejś istotnej różnicy?
No cóż, Annabelle za życia była zupełnie inna niż teraz. Gdyby spotkała teraz jakimś cudem kogoś, kogo znała za życia, to ten ktoś na pewno nie mógłby stwierdzić, że to ta sama osoba. Już prędzej powiedziałby, że to jakaś jej bliźniaczka z alternatywnego świata. W końcu Annabelle została duchem właśnie dlatego, żeby mieć możliwość zostania zupełnie inną osobą niż była za życia.
Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała co oznacza imię ślizgona. Prawdziwy i śmiały? Ciekawe. Jak na razie nie mogła ocenić czy do niego pasuje, ale o tym być może kiedyś zyska szansę się przekonać. Jeśli zaś chodzi o jej imię, to jakoś nigdy nie zastanawiała się co ono właściwie oznacza. Czy jej rodzice chcieli coś przekazać, nadając jej właśnie takie, a nie inne imię? A może był to po prostu czysty przypadek?
- Czyli ty też uważasz, że wszyscy ludzie są niemal tak samo identyczni i nudni? – zapytała, uśmiechając się lekko. – Czy tylko ja jestem taka nienormalna? – Nienormalna, albo też po prostu bardziej doświadczona. W końcu przez tyle lat zobaczyła tylu ludzi… Albo może to właśnie przez to tak jej się wydawało? Może zobaczyła ich już tyle, że nie była w stanie zauważyć jakiejś istotnej różnicy?
No cóż, Annabelle za życia była zupełnie inna niż teraz. Gdyby spotkała teraz jakimś cudem kogoś, kogo znała za życia, to ten ktoś na pewno nie mógłby stwierdzić, że to ta sama osoba. Już prędzej powiedziałby, że to jakaś jej bliźniaczka z alternatywnego świata. W końcu Annabelle została duchem właśnie dlatego, żeby mieć możliwość zostania zupełnie inną osobą niż była za życia.
- Archibald Gamp
Re: Pusta Sala
Pią Gru 26, 2014 2:39 pm
Pamiętam, że kiedy byłem młodszy, mi też zależało na opinii rodziców. Albo może inaczej. Zawsze robiłem to, co chcieli, to czego ode mnie oczekiwali. Ale na szczęście to się zmieniło. I z jednej strony zacząłem się sim sprzeciwiać, dlatego, że dawało mi to pewnego rodzaju niezależność i poczucie wolności. Ale z drugiej strony, cóż, zwyczajnie nie zgadzałem się z ich poglądami.
Bo widzicie, kiedyś Gampowie byli kompletnie pozbawieni tej mani czystości krwi. Albo może się z tym po prostu nie obnosili, nie wiem, w końcu przecież ród nie został "splamiony" mugolską krwią. Więc kto wie, jak było naprawdę? W każdym razie, dopiero od kilku najmłodszych pokoleń zaczęła się ta otwarta presja, żeby szukać partnerów jedynie wśród "naszych". No wiecie, co mam na myśli. I chociaż nikt tez otwarcie nie popierał Voldemorta, myślę, że gdyby trzeba było dokonać wyboru, byłoby oczywiste, po czyjej stronie stanęłaby moja rodzina.
Zastanawiałem się parę razy, co powiedziałby ten sławny Gamp, ten od Pięciu Praw Wyjątków Gampa, gdyby zobaczył, jak zachowują się jego potomkowie. W sumie, to nie miałem pojęcia, jakim był człowiekiem. Ale lubiłem sobie wyobrażać, że człowiek, dzięki któremu ja również cieszę się jako takim szacunkiem, naprawdę zasługiwał na to, aby go szanować. I nie tylko ze względu na swoja wiedzę, czy umiejętności, ale też ze względu na to, jaki był dla innych. Nie ważne, jak głupio czy naiwnie to brzmi waszym zdaniem.
No cóż, prawdziwy i śmiały to zdecydowanie nie są odpowiednie przymiotniki do określenia Ślizgona. A to przecież w końcu Tiara przydzieliła mnie do tego domu, więc musiałem tam pasować. Cóż, jeśli chodzi o imię dziewczyny, Anna oznaczało pełną łaski. I nie, nie byłem chodzącą encyklopedią imion, to było po prostu dość popularne i często nadawane. No a Belle to oczywiście piękna. Czyli wychodzi na to, że przede mną stała łaskawa piękność? No urody niewątpliwie nie można było jej odmówić, nawet jako duch była śliczna, no ale zobaczymy, co z łaskawością.
Pokiwałem głową, słysząc jej słowa.
- Nie zapomnij dodać jeszcze, że są sztuczni i zakłamani - powiedziałem i tym razem naprawdę się uśmiechnąłem, już bez wysiłku. Tak, tak, dziewczyna miała rację i nie było nic nienormalnego w tym myśleniu. Chociaż większość ludzi z pewnością tak nie uważała, było to więc pewnego rodzaju odstępstwo od normy. Ale patrząc na to z takiej perspektywy, to ja zdecydowanie wolałem być nienormalny.
Bo widzicie, kiedyś Gampowie byli kompletnie pozbawieni tej mani czystości krwi. Albo może się z tym po prostu nie obnosili, nie wiem, w końcu przecież ród nie został "splamiony" mugolską krwią. Więc kto wie, jak było naprawdę? W każdym razie, dopiero od kilku najmłodszych pokoleń zaczęła się ta otwarta presja, żeby szukać partnerów jedynie wśród "naszych". No wiecie, co mam na myśli. I chociaż nikt tez otwarcie nie popierał Voldemorta, myślę, że gdyby trzeba było dokonać wyboru, byłoby oczywiste, po czyjej stronie stanęłaby moja rodzina.
Zastanawiałem się parę razy, co powiedziałby ten sławny Gamp, ten od Pięciu Praw Wyjątków Gampa, gdyby zobaczył, jak zachowują się jego potomkowie. W sumie, to nie miałem pojęcia, jakim był człowiekiem. Ale lubiłem sobie wyobrażać, że człowiek, dzięki któremu ja również cieszę się jako takim szacunkiem, naprawdę zasługiwał na to, aby go szanować. I nie tylko ze względu na swoja wiedzę, czy umiejętności, ale też ze względu na to, jaki był dla innych. Nie ważne, jak głupio czy naiwnie to brzmi waszym zdaniem.
No cóż, prawdziwy i śmiały to zdecydowanie nie są odpowiednie przymiotniki do określenia Ślizgona. A to przecież w końcu Tiara przydzieliła mnie do tego domu, więc musiałem tam pasować. Cóż, jeśli chodzi o imię dziewczyny, Anna oznaczało pełną łaski. I nie, nie byłem chodzącą encyklopedią imion, to było po prostu dość popularne i często nadawane. No a Belle to oczywiście piękna. Czyli wychodzi na to, że przede mną stała łaskawa piękność? No urody niewątpliwie nie można było jej odmówić, nawet jako duch była śliczna, no ale zobaczymy, co z łaskawością.
Pokiwałem głową, słysząc jej słowa.
- Nie zapomnij dodać jeszcze, że są sztuczni i zakłamani - powiedziałem i tym razem naprawdę się uśmiechnąłem, już bez wysiłku. Tak, tak, dziewczyna miała rację i nie było nic nienormalnego w tym myśleniu. Chociaż większość ludzi z pewnością tak nie uważała, było to więc pewnego rodzaju odstępstwo od normy. Ale patrząc na to z takiej perspektywy, to ja zdecydowanie wolałem być nienormalny.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach