- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 5:52 pm
Niech protestuje, ale jej protesty nie wydawały się wystarczająco uargumentowane, by się oddalił. Uniósł głowę, by ich usta znalazły się na tej samej linii i pozwolił jej przywrzeć do jego warg, pozwolił się przysunąć, no proszę, jaka panienka chętna do zabawy - i strach wobec ciebie okazywała, chociaż sama do ludzkiej rasy nie należała, jakie to wszystko było zabawne... Z waszej dwójki ty bawiłeś się najlepiej, ale przecież żadnej krzywdy jej nie robiłeś, sama chciała, sama się prosiła, sama zaprzeczyła, by odchodził - i naprawdę sądziła, że właśnie teraz, kiedy pozwoliła posmakować swoich ust, kiedy sama sięgnęła po owoc zakazany i się przed nim nie cofnęła, pozwoliłby jej odpuścić..? Tylko dlatego, że wyciągnęła jakiś drewniany patyczek..?
- Co chcesz ty, patyczkiem zrobić..? Wydłubać mi oko..? - Jego głos stał się mrukliwy, stonowany, patrzył na nią z rozbawieniem, z góry, kiedy już się wyprostował, ale ciała od niej nie odsunął, pragnąc czuć jej miękkie piersi falujące w przyśpieszonym oddechu. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to zanim byś się zorientowała, że tu jestem... - Oszałamiająca, okrutna prawda, która uderzała w umysł - niezaprzeczalny fakt, który dowodził, jak słabe były istoty ludzkie wobec tego jednego wampira, który pamiętał czasy, o których w większości krążyły tylko nieśmiałe legendy i niepewne zapiski. Znów się pochylił, jego dłoń zjechała na jej biodro, lekko naciskając na nie palcami, zbierając materiał koszulki, którą miała na sobie, muskając skórę, którą odsłonił w maleńkiej części.
- Nie jesteś do końca człowiekiem, tak jak ja nim nie jestem... Oddaj się mym ramionom, przepiękna Ievo... Zabiorę cię do raju... - Szeptał, kusił... poddawał się bezwolnie urokowi, jaki wokół siebie roztaczała i z doskonałym nastrojem w niego wpasowywał, w ogóle mu nie przeszkadzało, że pozwolił się tak szybko uwieść jednej niewieście - cóż, tak właśnie działał urok willi, z którym można by było walczyć, gdyby się wiedziało, co tak naprawdę zwodzi nas umysł... ty się zorientowałeś zbyt późno. I problem był ten, że należałeś do mężczyzn, którzy zawsze dostawali to, czego pragną.
- Co chcesz ty, patyczkiem zrobić..? Wydłubać mi oko..? - Jego głos stał się mrukliwy, stonowany, patrzył na nią z rozbawieniem, z góry, kiedy już się wyprostował, ale ciała od niej nie odsunął, pragnąc czuć jej miękkie piersi falujące w przyśpieszonym oddechu. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to zanim byś się zorientowała, że tu jestem... - Oszałamiająca, okrutna prawda, która uderzała w umysł - niezaprzeczalny fakt, który dowodził, jak słabe były istoty ludzkie wobec tego jednego wampira, który pamiętał czasy, o których w większości krążyły tylko nieśmiałe legendy i niepewne zapiski. Znów się pochylił, jego dłoń zjechała na jej biodro, lekko naciskając na nie palcami, zbierając materiał koszulki, którą miała na sobie, muskając skórę, którą odsłonił w maleńkiej części.
- Nie jesteś do końca człowiekiem, tak jak ja nim nie jestem... Oddaj się mym ramionom, przepiękna Ievo... Zabiorę cię do raju... - Szeptał, kusił... poddawał się bezwolnie urokowi, jaki wokół siebie roztaczała i z doskonałym nastrojem w niego wpasowywał, w ogóle mu nie przeszkadzało, że pozwolił się tak szybko uwieść jednej niewieście - cóż, tak właśnie działał urok willi, z którym można by było walczyć, gdyby się wiedziało, co tak naprawdę zwodzi nas umysł... ty się zorientowałeś zbyt późno. I problem był ten, że należałeś do mężczyzn, którzy zawsze dostawali to, czego pragną.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 7:25 pm
Musiała przyznać, że tak wspaniałego pocałunku jeszcze w życiu nie miała. Ale czego innego miała się spodziewać po wampirze? Musiał mieć całe wieki praktyki w tym i nie tylko. Dlatego przez chwilę, ale tylko przez chwilę zastanowiła się, czy naprawdę dobrze robi starając się bronić przed tą przyjemnością. Doszła jednak do wniosku, że tak, w końcu nie mogła poddać się od tak, bez walki. To by było całkowicie nie w jej stylu. Chociaż przez chwilę miała naprawdę olbrzymią ochotę się poddać.
-Raczej się bronić... Różdżki nie służą do dziubania w oko.- mimowolnie jednak roześmiała się cicho, nie mogąc się powstrzymać. Zaraz jednak spoważniała słysząc dalszą część jego wypowiedzi. Zagryzła lekko wargę, a dłoń z różdżką zadrżała. Zadarła głowę, żeby móc na niego spojrzeć, przez co jeszcze bardziej pokazała swoją szyję.- Wiem...- wyszeptała cicho. O dziwo teraz się nie cofała. Ta dziewczyna naprawdę miała coś z psychiką.- Co nie zmienia faktu, że nadal się obawiam...- przyznała cicho.
Jej serce powoli się uspokajało, a zapach strachu wili powoli zanikał. Zadrżała delikatnie, czując dotyk na nagiej skórze i powoli, jakby z niechęcią opuściła różdżkę, po namyśle chowając ją w poprzednie miejsce. Jaki sens był walczyć z kimś, kto nawet nie potrzebował różdżki, żeby spuścić jej łomot? Kto nie potrzebował broni, żeby machnięciem ręki ją zabić? Coraz lepiej zaczynała sobie radzić ze swoimi emocjami, ale o dziwo nie próbowała znowu stłumić mocy wili. Po co? Dodawało to jedynie trochę pikanterii całej sytuacji, a przecież tak potężnego wampira nie mogła oszołomić młodziutka półkrwi wila. Musiałaby być czystej krwi i o wiele, wiele bardziej doświadczona niż była teraz. Poddała się atmosferze, obejmując go za szyję, ale tym razem bez prób odwrócenia uwagi od faktu wyjmowania różdżki.
-Ale nie będziesz mnie gryzł...?- uśmiechnęła się uwodzicielsko.- Chcę zachować swoje tajemnice dla siebie...- zamruczała.
-Raczej się bronić... Różdżki nie służą do dziubania w oko.- mimowolnie jednak roześmiała się cicho, nie mogąc się powstrzymać. Zaraz jednak spoważniała słysząc dalszą część jego wypowiedzi. Zagryzła lekko wargę, a dłoń z różdżką zadrżała. Zadarła głowę, żeby móc na niego spojrzeć, przez co jeszcze bardziej pokazała swoją szyję.- Wiem...- wyszeptała cicho. O dziwo teraz się nie cofała. Ta dziewczyna naprawdę miała coś z psychiką.- Co nie zmienia faktu, że nadal się obawiam...- przyznała cicho.
Jej serce powoli się uspokajało, a zapach strachu wili powoli zanikał. Zadrżała delikatnie, czując dotyk na nagiej skórze i powoli, jakby z niechęcią opuściła różdżkę, po namyśle chowając ją w poprzednie miejsce. Jaki sens był walczyć z kimś, kto nawet nie potrzebował różdżki, żeby spuścić jej łomot? Kto nie potrzebował broni, żeby machnięciem ręki ją zabić? Coraz lepiej zaczynała sobie radzić ze swoimi emocjami, ale o dziwo nie próbowała znowu stłumić mocy wili. Po co? Dodawało to jedynie trochę pikanterii całej sytuacji, a przecież tak potężnego wampira nie mogła oszołomić młodziutka półkrwi wila. Musiałaby być czystej krwi i o wiele, wiele bardziej doświadczona niż była teraz. Poddała się atmosferze, obejmując go za szyję, ale tym razem bez prób odwrócenia uwagi od faktu wyjmowania różdżki.
-Ale nie będziesz mnie gryzł...?- uśmiechnęła się uwodzicielsko.- Chcę zachować swoje tajemnice dla siebie...- zamruczała.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 8:05 pm
Różdżki do tego nie służą..? To ciekawe, po co są... Biedni ludzie... Widziałeś, jak pojedynczy z nich sięgają po starożytną sztukę, która pozwalała im pławić się w sukcesie braku potrzeby tego marnego aportu dla psów - kiedy to się stało, że magia tak bardzo się zmieniła, kiedy ten świat się podzielił, że starożytna sztuka, którą dzierżyłeś w dłoniach, odeszła w odłamy niepamięci - trudno to stwierdzić, sam nie byłeś pewien, przegapiłeś ten moment, może akurat wtedy spałeś..? Czarodzieje zaczynali być dominowani przez mugoli, wykańczani wojnami, średniowiecze... Nie, to się stało dużo wcześniej, kiedy weszła ta śmieszna chrystianizacja... Świetnie się wtedy bawiłeś, swoją drogą, a z drugiej strony - czy był kiedykolwiek czas, kiedy bawiłeś się źle? Świat był twoją piaskownicą, w której rozstawiałeś swoje zabawki, z jednej strony bardzo wiele mieszając, a z drugiej - nikt o tobie nie słyszał, nikt o tobie nie plotkował - pozwalałeś tylko, by istniała legenda o samym Władcy Nocy, mit przesuwany z pokolenia na pokolenie - mit niby o tym złym, wszak czy można powiedzieć, że zrobił dla świata coś dobrego..? A jednocześnie nie złym - bo czy tak naprawdę coś konkretnego ze złych uczynków wykonał? Zła ludzie dopatrywali się w takich postaciach, jak Hitler.
- Przykro mi, nie zamierzam aportować twojego patyczka jak uroczy psiak. - Puścił jej drugą dłoń, by i nią zawędrować na biodro swej nowej kochanki - dawno żadnej nie miał, zbyt dawno, zamierzałeś więc czerpać przyjemność z każdej chwili. - Zastanowię się... - Odszepnął jej, jeszcze bardziej zwodzony przez jej podjęcie gierki - zapewniała sobie samej tylko większe bezpieczeństwo, które odsunęło od niej kompletnie wizję śmierci, a wszystko dzięki temu, że sama była na tyle nienormalna, żeby z chęcią na tą sytuację przystać, ba - żeby zacząć z niej czerpać przyjemność w pełni, nawet jeśli drobna obawa nadal w niej istniała. Przejechał ręką na jej udo, podciągając jej nogę w górę, jeszcze bliżej, im byli bliżej, tym było lepiej, by zaraz zacząć muskać jej wargi swoimi, tonąc w jej kuszącym zapachu, nawilżając wargi, kradnąc następne oddechy.
- Przykro mi, nie zamierzam aportować twojego patyczka jak uroczy psiak. - Puścił jej drugą dłoń, by i nią zawędrować na biodro swej nowej kochanki - dawno żadnej nie miał, zbyt dawno, zamierzałeś więc czerpać przyjemność z każdej chwili. - Zastanowię się... - Odszepnął jej, jeszcze bardziej zwodzony przez jej podjęcie gierki - zapewniała sobie samej tylko większe bezpieczeństwo, które odsunęło od niej kompletnie wizję śmierci, a wszystko dzięki temu, że sama była na tyle nienormalna, żeby z chęcią na tą sytuację przystać, ba - żeby zacząć z niej czerpać przyjemność w pełni, nawet jeśli drobna obawa nadal w niej istniała. Przejechał ręką na jej udo, podciągając jej nogę w górę, jeszcze bliżej, im byli bliżej, tym było lepiej, by zaraz zacząć muskać jej wargi swoimi, tonąc w jej kuszącym zapachu, nawilżając wargi, kradnąc następne oddechy.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 8:44 pm
Nikt nie twierdził, że czarodziejskie społeczeństwo jest w porządku, dając się tłamsić mugolom, zamiast walnąć kilka razy celną Avadą i podporządkować sobie tych idiotów... Przecież na czele tego społeczeństwa powinny stać takie istoty, jak oni. Wile, wampiry, wilkołaki... Dopiero po nich czarodzieje, a na samym końcu mugole. A nie, że czarodzieje muszą żyć w ukryciu, bo mugole, a istoty magiczne nie mają prawie żadnych praw... Muszą się chować przed tymi pokrakami, chociaż tak naprawdę to one górują, mocą, instynktem, poszanowaniem starych praw magii, dawno już zapomnianych... Sama Ieva żałowała, że nie sposób znaleźć kogoś, kto mógłby nauczyć dawnych umiejętności magii, kogoś, kto nie bawił się w te wszystkie ograniczenia. Przecież ograniczeniem magii jest jedynie umysł używający jej. Dlaczego więc ograniczać samą magię? Czystą, nieskalaną magię? Przecież jakby się tak zastanowić, nie ma czegoś takiego jak magia czarna czy biała... Magia jest magią, nie ma stron. Stronę co najwyżej może wziąć czarodziej i to jego intencje wpływają na to, jakie jest zaklęcie, co zrobi, co uczyni danej osobie...
-A dlaczego miałbyś to robić? Przecież nie jesteś psem...- zaśmiała się dźwięcznie. Uwolnioną dłonią natychmiast objęła bark mężczyzny, prawie wciskając swoje piersi w jego tors. Nie było już po co się krępować. Sięgnęła do włosów, rozpuszczając je całkowicie.
-A jeśli ładnie poproszę?- szepnęła mu do ucha, po chwili lekko przygryzając płatek.
Tak, była bardzo nienormalna, skoro zgadzała się na tę grę. Ba, ona jeszcze tę grę prowokowała... Pozwoliła swojemu urokowi całkowicie już wymknąć się spod kontroli, mając ciekawsze rzeczy do roboty. Schwyciła się mocniej karku wampira, nie chcąc upaść, gdy przez jego ruch była zmuszona stać na jednej nodze. Uśmiechnęła się, odwzajemniając te muśnięcia, by w końcu pogłębić pocałunek. Drobne dłonie badały z ciekawością ciało mężczyzny. Tak, blondynka była niedoświadczona w czymkolwiek więcej poza zwykłymi, nie tak bardzo niewinnymi pieszczotami. Panna Greengrass miała do siebie na tyle szacunku, żeby nie pójść z byle kim do łóżka i nadal czekała na kogoś, kto byłby według niej odpowiedni.
-A dlaczego miałbyś to robić? Przecież nie jesteś psem...- zaśmiała się dźwięcznie. Uwolnioną dłonią natychmiast objęła bark mężczyzny, prawie wciskając swoje piersi w jego tors. Nie było już po co się krępować. Sięgnęła do włosów, rozpuszczając je całkowicie.
-A jeśli ładnie poproszę?- szepnęła mu do ucha, po chwili lekko przygryzając płatek.
Tak, była bardzo nienormalna, skoro zgadzała się na tę grę. Ba, ona jeszcze tę grę prowokowała... Pozwoliła swojemu urokowi całkowicie już wymknąć się spod kontroli, mając ciekawsze rzeczy do roboty. Schwyciła się mocniej karku wampira, nie chcąc upaść, gdy przez jego ruch była zmuszona stać na jednej nodze. Uśmiechnęła się, odwzajemniając te muśnięcia, by w końcu pogłębić pocałunek. Drobne dłonie badały z ciekawością ciało mężczyzny. Tak, blondynka była niedoświadczona w czymkolwiek więcej poza zwykłymi, nie tak bardzo niewinnymi pieszczotami. Panna Greengrass miała do siebie na tyle szacunku, żeby nie pójść z byle kim do łóżka i nadal czekała na kogoś, kto byłby według niej odpowiedni.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 9:26 pm
Przygryzł jej wargę kłem nieznacznie, pozwalając, by nic nie znacząca kropelka krwi uciekła spod skóry, szybko złapana przez usta Vincenta - tylko jedna, nic więcej, przecież nie chcielibyśmy zbyt szybko zakończyć przedstawienia, jakie odbywało się za kulisami, poza wzrokiem widzów...
- Do niczego więcej się te patyki nie nadają. - Niezbyt wielki sekret dla kogoś takiego, jak on, ale prawda była taka, że nawet ten głupi patyk mógł mu śmiertelnie zaszkodzić - śmiertelnie, heh, dosłownie, było już wiele takich sytuacji i na pewno będzie więcej, ale jak na razie w grze złudzeń przodowałeś i nie było zbyt wielu, którym byś tą kurtynę odsłaniał.
Podwinąłeś jej bluzkę, zręcznie błąkając po jej drobnych plecach - taka kruszyna w twoich rękach, kto by pomyślał, że swoim ciałem potrafi zdziałać tak wiele, wille nie przestaną cię zadziwiać i nie potrafiłeś ich nie lubić - nie dało się, nie dało się nie lubić niewiast świadomych swojego wrodzonego magnetyzmu i wykorzystujących moc swojej kobiecości, takich, które nie oddawały się od razu, nie rzucały ot tak w ramiona, ale które lubiły się podroczyć... Kochałeś się w takich charakterkach bez granic, były ciekawe, były kolorowym przecięciem szarych mas, które dzień w dzień przewijały się przed twymi oczyma, wygaszonymi w przeźroczystym złocie, jaki tworzyły, a który teraz jaśniały intensywną, stalową barwą.
- Proś o wszystko, lecz nie o to. - Upływały minuty na zabawach, mniej i bardziej niewinnych, gdy dłonie błądziły w bardziej i w mniej zakazane miejsca, gdy kły Władcy Nocy błąkały się na jej szyi, nie pozwalając, by odczuła ból, wampirzy jad działał odurzająco... I nie pozwalając, by ta noc szybko zniknęła i rozmyła się w zapomnieniu.
Ranek nie zastał jednak ani śladu po baraszkującej parze - otworzone okno pochłonęło ciepłe powietrze ogrzewane wygasłym już kominkiem i zapach dwóch ciał.
[z/t x2]
- Do niczego więcej się te patyki nie nadają. - Niezbyt wielki sekret dla kogoś takiego, jak on, ale prawda była taka, że nawet ten głupi patyk mógł mu śmiertelnie zaszkodzić - śmiertelnie, heh, dosłownie, było już wiele takich sytuacji i na pewno będzie więcej, ale jak na razie w grze złudzeń przodowałeś i nie było zbyt wielu, którym byś tą kurtynę odsłaniał.
Podwinąłeś jej bluzkę, zręcznie błąkając po jej drobnych plecach - taka kruszyna w twoich rękach, kto by pomyślał, że swoim ciałem potrafi zdziałać tak wiele, wille nie przestaną cię zadziwiać i nie potrafiłeś ich nie lubić - nie dało się, nie dało się nie lubić niewiast świadomych swojego wrodzonego magnetyzmu i wykorzystujących moc swojej kobiecości, takich, które nie oddawały się od razu, nie rzucały ot tak w ramiona, ale które lubiły się podroczyć... Kochałeś się w takich charakterkach bez granic, były ciekawe, były kolorowym przecięciem szarych mas, które dzień w dzień przewijały się przed twymi oczyma, wygaszonymi w przeźroczystym złocie, jaki tworzyły, a który teraz jaśniały intensywną, stalową barwą.
- Proś o wszystko, lecz nie o to. - Upływały minuty na zabawach, mniej i bardziej niewinnych, gdy dłonie błądziły w bardziej i w mniej zakazane miejsca, gdy kły Władcy Nocy błąkały się na jej szyi, nie pozwalając, by odczuła ból, wampirzy jad działał odurzająco... I nie pozwalając, by ta noc szybko zniknęła i rozmyła się w zapomnieniu.
Ranek nie zastał jednak ani śladu po baraszkującej parze - otworzone okno pochłonęło ciepłe powietrze ogrzewane wygasłym już kominkiem i zapach dwóch ciał.
[z/t x2]
- Neve Collins
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 1:44 am
Niedługo zacznie się godzina policyjna - zazwyczaj siedziałaś już w dormitorium, znając swoje skłonności do lewitowania w przestworzach nienamacalnych dla przeciętnych śmiertelnych - przestworzach, w które wpuściłaś tylko dwie osoby - drzwi do tego lodowego królestwa stały również ongiś otworem przed pewnym Kwiatem - kwiatem, który okaza się bardzo podstępny, posiadał kolce, o które łatwo było pokaleczyć palce - wydawało jej się, że stworzyła zamieszanie w tym królestwie? Nie na długo. Nie była królową, nie była wierzą, nie była nawet koniem - była tylko zwykłym pionkiem, którym Śnieżna Wiedźma pozamiatała podłogę i okazała swój wielki gest w postaci darowania jej życia, strącając ją prędko ze swej planszy - niech powędruje na inną, byle z daleka od dalekosiężnego spojrzenia śnieżnowłosej niewiasty, która właśnie przesuwała w powietrzu dłoń zaciśniętą na kawałku drewna, który wsunęła w objęcia żarłocznego ognia, przysuwając się do niego i wyciągając chłodne dłonie - wreszcie wszędzie panował spokój i ukojenie - zgasła lodowa burza sprzed baru dni, niebo nad magicznym zamkiem było znów klarowne i ciepłe słońce zabawiało gości w kryształowym ogrodzie, na którego centrum stała studnia, a obok niej wiadro - nie każdy mógł z niej czerpać... ponieważ nie każdy potrafił nabrać czystej cieczy tak, by czystą pozostała i by nie zatruła cennych roślin. Spójrz, Regulusie, ty możesz czerpać bez końca, sama Pani Śniegu wręczyła ci to drewniane wiaderko i wskazała kamienne obręcze niewielkiego zabudowania, które utrzymywało wodę w swoich ścianach, sięgając daleko, daleko wgłąb ziemi. Jakimś cudem nie było na niej nawet okruszka lodu. Była maleńka cząstka tego ogrodu już rozmrożona - cieszyła oczy zielenią, tam właśnie, śmiejąca się, odpoczywała Władczyni Śniegów, w swoim małym świecie kłamstw, w swojej małej bajce, po której kochała stąpać - to jej oblicze, które rozmrażało każdy ból serca, wprowadzając doń łagodne tonie azylu, to jej oblicze które gestem koiło cierpienie i rozwiewało smutki, to, które powinno pozostać przy niej, aby nie sprowadzać więcej na świat ludzi zagłady i nie karać ich za niszczenie świata, który Biała Wiedźma sobie tworzyła - wszak cóż on im przeszkadzał? Mieszkała daleko, daleko od ludzi, na szczycie tej góry, mimo to śmiertelni podnosili kamienie i chcieli obrzucać ją kamieniami, sądząc, że ona słaba, że ona bezbronna... Jakże się mylili wiedziała już szóstka tych, którzy kamienie podnieśli jako pierwsi, teraz już nie mając światu nic do przekazania, martwi i zimni, niezdolni do ruchów i mowy...
Neve zwróciła swój wzrok na lekko uchylone okno - wstała zaraz, by je zamknąć - wystarczyło już chłodu, pragnęła ciepła ognia i nieco zawrotu głowy w bezpiecznym, zamkniętym pomieszczeniu, w świecie, który poczucia bezpieczeństwa jej nie dawał, zmęczona emocjami, nerwami, które dzisiaj rozplotły się na jej sercu, pragnąca usnąć na tym miękkim kocu, który przed kominkiem rozłożyła i na który zaraz wróciła, by na nim na powrót usiąść i zamknąć powieki - potrzebowała spotkania z Jej Ciemnością, by ta otuliła ją i w swych objęciach zamknęła, by odgrodziła ją od całego świata, by go pochłonęła - mogła wtedy zwinąć się w kłębek i delikatnie tlić, zapadając w błogi sen bez obaw, że ktoś wyciągnie po nią dłoń i zechce znów porwać. Była chorowita, to nie była żadna tajemnica, wystarczyło na nią spojrzeć, powiązać nietypowy wygląd z albinostwem, a to już samo przez się wiązało się z wątłością ciała, z zerową odpornością... panna Cook sprowokowała Królową Śniegu do wywołania śnieżnego huraganu, a teraz przyjdzie jej to odchorować - zbyt dumna, żeby okazywać to otwarcie przed kimkolwiek, zbyt dumna, by znieść spojrzenie "słabości" oceniającym ją tym słowem.
Czy Kyohei Takano mógł dać jej szczęście?
Kyohei Takano był osobą, która sprawiała, że swój blask posiadała - bez niego straciłaby serce.
Lecz Kyohei był też tym, który mocno ukróci jej życie przez wybory, które przyjdzie jej dokonać i rozgrywki, w których będzie musiała wziąć udział.
Neve zwróciła swój wzrok na lekko uchylone okno - wstała zaraz, by je zamknąć - wystarczyło już chłodu, pragnęła ciepła ognia i nieco zawrotu głowy w bezpiecznym, zamkniętym pomieszczeniu, w świecie, który poczucia bezpieczeństwa jej nie dawał, zmęczona emocjami, nerwami, które dzisiaj rozplotły się na jej sercu, pragnąca usnąć na tym miękkim kocu, który przed kominkiem rozłożyła i na który zaraz wróciła, by na nim na powrót usiąść i zamknąć powieki - potrzebowała spotkania z Jej Ciemnością, by ta otuliła ją i w swych objęciach zamknęła, by odgrodziła ją od całego świata, by go pochłonęła - mogła wtedy zwinąć się w kłębek i delikatnie tlić, zapadając w błogi sen bez obaw, że ktoś wyciągnie po nią dłoń i zechce znów porwać. Była chorowita, to nie była żadna tajemnica, wystarczyło na nią spojrzeć, powiązać nietypowy wygląd z albinostwem, a to już samo przez się wiązało się z wątłością ciała, z zerową odpornością... panna Cook sprowokowała Królową Śniegu do wywołania śnieżnego huraganu, a teraz przyjdzie jej to odchorować - zbyt dumna, żeby okazywać to otwarcie przed kimkolwiek, zbyt dumna, by znieść spojrzenie "słabości" oceniającym ją tym słowem.
Czy Kyohei Takano mógł dać jej szczęście?
Kyohei Takano był osobą, która sprawiała, że swój blask posiadała - bez niego straciłaby serce.
Lecz Kyohei był też tym, który mocno ukróci jej życie przez wybory, które przyjdzie jej dokonać i rozgrywki, w których będzie musiała wziąć udział.
- Regulus Black
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 11:03 am
Niewiele było rzeczy, które mogłyby wyciągnąć go z dormitorium o tej porze. Ciekawość nie była jedną z nich - był raczej spokojnym chłopakiem. Czekały na niego kolejne stosy ksiąg, z których miał przygotowywać się do następnej lekcji, tych najbliższych i tych bardziej odległych. Ciemność musiała ciągle gnać, aby wszyscy patrzyli na Nią i myśleli o tym jaka jest niedościgniona, że nie ma równych sobie, że dumne nazwisko "Black" lśni na końcu jego podpisu, kiedy zamaszystymi, starannymi ruchami podpisywał swoje prace domowe.
Dumne, a może pyszne...? Ciemność, która pochłaniała wszystko, nawet skrajności i sprzeczności mogła wiedzieć tylko jedno - oba te uczucia ma w sobie. Czasem z ogromną chęcią by któreś zniszczył - zamroził lub spalił na popiół. Był jednak tylko ciemnością. Nie mroził i nie palił, choć te oba żywioły także w sobie trzymał. Za to ciągle gubił się w swoich odmętach, to zagubienie ukrywając pod kolejnymi to warstwami czarnej mgły. Czasem mógł się poparzyć, a czasem odmrozić palce...
Patrz, Biała Królowo, Ty kwitniesz. Twoja zima odchodzi i niedługo przyjdzie Delikatna Wiosna. A On? Ciągle tylko mocniej gubił się w swojej własnej mgle, mylił wszelkie uczucia w nim siedzące. Tylko jedno było pewne - obowiązek. Niezachwiany i pewny. Chęć aby patrzono na niego z dumą w oczach... Chęć, aby na jego bladej twarzy ciągle trzymał się uśmiech pełen przekory, kiedy spoglądał na swojego antagonistę.
Jego miarowe kroki słychać było już ze schodów. Stąpał dość ciężko, jakby był czymś zmęczony albo jakby niósł na sobie jakiś wielki ciężar, kiedy jednak jego Mgła wypełniła pomieszczenie, wyglądał całkiem normalnie. Tak samo blady, z tymi samymi bystrymi, ale znużonymi oczami, tymi samymi nonszalancko rozczochranymi włosami. Pozory tak mylne - wyglądał jakby był człowiekiem, który nie przejmuje się niczym poza własnym tyłkiem. Cała jego powłoka składała się z pozorów, ciągłych kłamstw.
Kim w jego oczach był mugolski Książę, Kyohei Takano?
Głupcem. Człowiekiem, którym trzeba było potrząsnąć, aby zaczął myśleć. Regulus jednak zdawał sobie sprawę, że więź między nim i jego Gwiazdą nie była winą żadnego z nich. Tak po prostu działały ludzkie serca. To, że nie dostrzegał w nim nic, co mogłoby urzekać, nie znaczy, że panna Collins nie dostrzegała. Black już przekonał się, że ona umie zaglądać głębiej niż na to pozwalają zwykłe, ludzkie oczy. Ciemność posiadała właśnie takie... Może to i lepiej. Gdyby pochłonął tak ogromną dawkę uczuć z tych wszystkich oczu w które spoglądał, zwariowałby szybko.
Oddał więc młodemu Japończykowi wszystko co fizyczne w Niej, dołączając do tego ultimatum - bezpieczeństwo dziewczyny było najważniejsze. Być może natura Ciemności sprawiała, że pragnął jej to zapewniać do końca swoich dni. Zdawał też sobie sprawę, że uczucie, które między nimi zakwitło jest zupełnie niezależne od duszy Jasności, której był częścią. Na początku sądził, że są tylko przeciwieństwami, ale mylił się... On sam w sobie był stekiem przeciwieństw, więc nie mógł mieć własnego kontrastu.
Droga Królowo, nie musisz się obawiać, ja podtrzymam Twoje ciało i nawet Miłości nie pozwolę wyssać z siebie życia.
Zapewne gdyby któreś z nich umarło, natychmiast drugie zginęłoby w odmętach. On zmieniłby się w swoją własną powłokę, a Królowa - wybuchłaby niczym supernowa. Po czym oboje strawieni zostaliby przez Szkarłat, który w swoim szaleńczym, zimnym ogniu tylko czekał na okazanie słabości.
Kto następny pojawi się w rozgrywanej przez nich grze?
- Witaj, Neve. - zaczął w końcu. Jego ciemne oczy spoglądały na dziewczynę przychylnie, jednak nadal pokrywały je chłodne, szare chmury.
Dumne, a może pyszne...? Ciemność, która pochłaniała wszystko, nawet skrajności i sprzeczności mogła wiedzieć tylko jedno - oba te uczucia ma w sobie. Czasem z ogromną chęcią by któreś zniszczył - zamroził lub spalił na popiół. Był jednak tylko ciemnością. Nie mroził i nie palił, choć te oba żywioły także w sobie trzymał. Za to ciągle gubił się w swoich odmętach, to zagubienie ukrywając pod kolejnymi to warstwami czarnej mgły. Czasem mógł się poparzyć, a czasem odmrozić palce...
Patrz, Biała Królowo, Ty kwitniesz. Twoja zima odchodzi i niedługo przyjdzie Delikatna Wiosna. A On? Ciągle tylko mocniej gubił się w swojej własnej mgle, mylił wszelkie uczucia w nim siedzące. Tylko jedno było pewne - obowiązek. Niezachwiany i pewny. Chęć aby patrzono na niego z dumą w oczach... Chęć, aby na jego bladej twarzy ciągle trzymał się uśmiech pełen przekory, kiedy spoglądał na swojego antagonistę.
Jego miarowe kroki słychać było już ze schodów. Stąpał dość ciężko, jakby był czymś zmęczony albo jakby niósł na sobie jakiś wielki ciężar, kiedy jednak jego Mgła wypełniła pomieszczenie, wyglądał całkiem normalnie. Tak samo blady, z tymi samymi bystrymi, ale znużonymi oczami, tymi samymi nonszalancko rozczochranymi włosami. Pozory tak mylne - wyglądał jakby był człowiekiem, który nie przejmuje się niczym poza własnym tyłkiem. Cała jego powłoka składała się z pozorów, ciągłych kłamstw.
Kim w jego oczach był mugolski Książę, Kyohei Takano?
Głupcem. Człowiekiem, którym trzeba było potrząsnąć, aby zaczął myśleć. Regulus jednak zdawał sobie sprawę, że więź między nim i jego Gwiazdą nie była winą żadnego z nich. Tak po prostu działały ludzkie serca. To, że nie dostrzegał w nim nic, co mogłoby urzekać, nie znaczy, że panna Collins nie dostrzegała. Black już przekonał się, że ona umie zaglądać głębiej niż na to pozwalają zwykłe, ludzkie oczy. Ciemność posiadała właśnie takie... Może to i lepiej. Gdyby pochłonął tak ogromną dawkę uczuć z tych wszystkich oczu w które spoglądał, zwariowałby szybko.
Oddał więc młodemu Japończykowi wszystko co fizyczne w Niej, dołączając do tego ultimatum - bezpieczeństwo dziewczyny było najważniejsze. Być może natura Ciemności sprawiała, że pragnął jej to zapewniać do końca swoich dni. Zdawał też sobie sprawę, że uczucie, które między nimi zakwitło jest zupełnie niezależne od duszy Jasności, której był częścią. Na początku sądził, że są tylko przeciwieństwami, ale mylił się... On sam w sobie był stekiem przeciwieństw, więc nie mógł mieć własnego kontrastu.
Droga Królowo, nie musisz się obawiać, ja podtrzymam Twoje ciało i nawet Miłości nie pozwolę wyssać z siebie życia.
Zapewne gdyby któreś z nich umarło, natychmiast drugie zginęłoby w odmętach. On zmieniłby się w swoją własną powłokę, a Królowa - wybuchłaby niczym supernowa. Po czym oboje strawieni zostaliby przez Szkarłat, który w swoim szaleńczym, zimnym ogniu tylko czekał na okazanie słabości.
Kto następny pojawi się w rozgrywanej przez nich grze?
- Witaj, Neve. - zaczął w końcu. Jego ciemne oczy spoglądały na dziewczynę przychylnie, jednak nadal pokrywały je chłodne, szare chmury.
- Neve Collins
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 3:28 pm
Tak i Ona - spoczywacie w swym spokoju, Ona Jasność, Ty zaś - Ciemność, zastali w bezruchu, gdyż tak było wygodniej, zagłębiać się w świecie bez świata, tonąc w miejscach bez przestworzy - Ona ginęła tam, gdzie był Jej ogród, świadoma siebie, swej silnej duszy, a Ty..? Gdzie nikniesz, ciemności..? Czemu jesteś wszędzie, a jednak tak często Cię nie ma i występuje Ciebie brak? Jasność może lśnić, robi to nieustannie, w bezruchu, a gdy się rozgląda, nie widzi nawet maleńkiego cienia, prócz tego, który sama tworzy swymi skrzydłami, aby zachować choć najmniejsze złudzenie, że jesteś - lśni tak mocno, że po horyzont wszystko jest zalane jej blaskiem, nic się przed jej oczami nie kryje, ale czy Ona chce takiego świata..? Ona kochała tonąć w czarnej mgle, świat tak doskonale znany i podatny jej woli w całej swej pełni nudził i nie miał sekretów, które ona chciała czuć, pozwalając im być, nie chcąc nawet ich odkrywać, choć podświadomie wiedziała, czym są - nienapisany pakt między Gwiazdą i Ciemnością brał oba królestwa w swe władania, zbliżając je do siebie bardziej, niźli byli w stanie to przyznać przed opinią publiczną - byli jak tonący w oceanie i tlen - niekończący się, póki byli blisko siebie, szybko poddający się śmierci i nicości, jeśli jednego zabrakło - byli dwoma częściami tej samej osoby, rozumiejąc się bez słów, czując siebie bez żadnych gestów, czytając w swych myślach bez konieczności używania legilimencji. Brali od siebie równowartość tego, co ofiarowali w zamian, wyciągając z jednego to, co najlepsze, by w drugą stronę wypchnąć miast brudu również to, co najpiękniejsze - dla niego piękne było światło, dla niej piękna była ciemność - przeciwieństwa..? Tylko na pierwszy rzut oka, tylko w pierwszym zetknięciu ze sobą wzajem - teraz już nie dało się zapanować nad określeniem słów magii, która was ze sobą związała tak, byście nigdy nie mogli o sobie zapomnieć.
Przechyliła miękko głowę i tak samo wolno przesunęły się śnieżne kosmyki nabierające w płomiennym blasku odcienia pomarańczy - pomarańczy zimnej, która nie była w stanie naruszyć bezwzględnej czystości jej sylwetki - uśmiechnęła się, bo jej oczy napotkały twoją sylwetkę, kiedy się pojawiłeś - owinąłeś się zdystansowanym szalem przeżyć wewnętrznych, który ona napotkała na swojej drodze i zamiast przebijać się przez niego okręciła się wokół Ciebie, muskając go z każdej strony, ciekawa i skłonna do zaspokojenia swej ciekawości - czy nie była w końcu tą, która zawsze dostawała to, czego pragnęła? Czym niby różniła się od swego ojca, od wszystkich innych szlachetnie urodzonych? Tym, że dla niej nie ważne, czy czystej krwi, czy mugol - człowiek był człowiekiem? Może tą naturalną dobrocią, która równie naturalnie przeradzała się w całkowity brak sumienia i wyrok śmierci? Winni nazwać ją nienormalną, winni potępić - Śnieżna Wiedźma na szczycie Śnieżnej Góry, której los od urodzenia udekorował skronie Lodową Koroną...
- Dobry wieczór. - Wyciągnęła do Ciebie rękę, uśmiechnęła się tak, jak tylko Ona potrafiła się uśmiechać, ciepło, radośnie, uśmiech, który wywołany został twoim pojawieniem się, skierowany tylko do Ciebie, tylko dla Ciebie przeznaczony, podczas którego przymknęła na moment powieki. Nadciąga wreszcie, Twoja upragniona, Twoja ukochana... Ciemność... Ciemność przed którą ludzie uciekali, której ludzie się bali, a której Ty tak pożądałaś, nieuleczalnie chora.
Przechyliła miękko głowę i tak samo wolno przesunęły się śnieżne kosmyki nabierające w płomiennym blasku odcienia pomarańczy - pomarańczy zimnej, która nie była w stanie naruszyć bezwzględnej czystości jej sylwetki - uśmiechnęła się, bo jej oczy napotkały twoją sylwetkę, kiedy się pojawiłeś - owinąłeś się zdystansowanym szalem przeżyć wewnętrznych, który ona napotkała na swojej drodze i zamiast przebijać się przez niego okręciła się wokół Ciebie, muskając go z każdej strony, ciekawa i skłonna do zaspokojenia swej ciekawości - czy nie była w końcu tą, która zawsze dostawała to, czego pragnęła? Czym niby różniła się od swego ojca, od wszystkich innych szlachetnie urodzonych? Tym, że dla niej nie ważne, czy czystej krwi, czy mugol - człowiek był człowiekiem? Może tą naturalną dobrocią, która równie naturalnie przeradzała się w całkowity brak sumienia i wyrok śmierci? Winni nazwać ją nienormalną, winni potępić - Śnieżna Wiedźma na szczycie Śnieżnej Góry, której los od urodzenia udekorował skronie Lodową Koroną...
- Dobry wieczór. - Wyciągnęła do Ciebie rękę, uśmiechnęła się tak, jak tylko Ona potrafiła się uśmiechać, ciepło, radośnie, uśmiech, który wywołany został twoim pojawieniem się, skierowany tylko do Ciebie, tylko dla Ciebie przeznaczony, podczas którego przymknęła na moment powieki. Nadciąga wreszcie, Twoja upragniona, Twoja ukochana... Ciemność... Ciemność przed którą ludzie uciekali, której ludzie się bali, a której Ty tak pożądałaś, nieuleczalnie chora.
- Regulus Black
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 8:23 pm
Jego postawa pełna była spokoju, choć bardzo niepewnego. Zupełnie jakby stał się ciszą przed burzą. Ciekawe, w końcu Ciemność nie wydawała żadnego odgłosu. Nie była widoczna, ustępowała miejscu wszystkiemu, co zawierało Światło, w tym Królowej, która niczym Luna, błyszczała najmocniej na nieboskłonie. Była niczym najpiękniejszy kwiat w wieńcu, ozdabiający całość. Mogły istnieć miliony jej mniejszych bliźniaczek, ale nikt jej nie zastąpi, nawet jeśli one będą żarzyły się kilkaset razy mocniej od słońca. Bo to Ty, o Luno, Biała Gwiazdo, będziesz zawsze najbliższa jego oczom.
Twoja obecność umiała uspokoić każdą burzę serca. Ręce, gdy dotykały swoim kojącym chłodem gasiły buchający ogień, siedzący gdzieś tam głęboko poza wzrokiem innych ludzi, zapewne także Twoim. To właśnie dla Ciebie on tworzył wszystkie powłoki, jakby ciągle czekał na Twoje przyjście i to, w jak łatwy sposób zburzysz jego dotychczasowe życie. Każda kolejna maska była dla Ciebie, Królowo, abyś nie mogła się tak łatwo przez nie przedrzeć. I ciągle, przed każdym spotkaniem z Tobą, tworzył nowe, zdając sobie sprawę, że zniszczysz wszystko jednym spojrzeniem. Rozwalisz na kawałki gruzu, które później będzie mógł poskładać na nowo. Jest jednak ktoś jeszcze, kto podobne jak Jasność, nigdy nie będzie mogła go tknąć, ale ona, Szkarłatna Królowa niszczyła mury w drobny był... Bał się jej. Bał się, że kiedy go zburzy, nie uda mu już się go odbudować. Taran w niego uderzał, a chłodny wiatr zwiewał wszystkie szczątki.
I co jeśli ciemność zostanie odkryta, a cała mgła rozwiana...?
Jej jasne włosy tak łatwo przybierały różne barwy, niemal tak łatwo jak on przybierał swoje maski. Jednak jego kolor nie mógł przybierać innych, on już był ich mieszanką - pochłaniał je w siebie ciągle się nie zmieniając.
Ujął jej nienaturalnie jaśniutką dłoń w swoją, na przywitanie i przesunął po niej kciukiem z ogromną delikatnością, zupełnie jakby bał się rozkruszyć delikatną porcelanę. Czuł słabość w jej radości. Słabość, która kiedyś ją zgubi. Wraz z ciepłem wiosny jej serca traciła umiejętność kalkulowania na zimno. Królowa Śniegów traciła swe zimno!
Zdajesz sobie sprawę, o pani, że woda może być niszcząca? Że niesie zarazę?
Gorsza niż ogień...
- Ta noc będzie piękna... - szepnął do niej, otulając uszy dźwiękiem Ciemności. Kto tym razem kogo otuli? Czy jasność otuli smutną, przestraszoną Ciemność? Czy na nowo ma dać Ci zabłyszczeć?
Twoja obecność umiała uspokoić każdą burzę serca. Ręce, gdy dotykały swoim kojącym chłodem gasiły buchający ogień, siedzący gdzieś tam głęboko poza wzrokiem innych ludzi, zapewne także Twoim. To właśnie dla Ciebie on tworzył wszystkie powłoki, jakby ciągle czekał na Twoje przyjście i to, w jak łatwy sposób zburzysz jego dotychczasowe życie. Każda kolejna maska była dla Ciebie, Królowo, abyś nie mogła się tak łatwo przez nie przedrzeć. I ciągle, przed każdym spotkaniem z Tobą, tworzył nowe, zdając sobie sprawę, że zniszczysz wszystko jednym spojrzeniem. Rozwalisz na kawałki gruzu, które później będzie mógł poskładać na nowo. Jest jednak ktoś jeszcze, kto podobne jak Jasność, nigdy nie będzie mogła go tknąć, ale ona, Szkarłatna Królowa niszczyła mury w drobny był... Bał się jej. Bał się, że kiedy go zburzy, nie uda mu już się go odbudować. Taran w niego uderzał, a chłodny wiatr zwiewał wszystkie szczątki.
I co jeśli ciemność zostanie odkryta, a cała mgła rozwiana...?
Jej jasne włosy tak łatwo przybierały różne barwy, niemal tak łatwo jak on przybierał swoje maski. Jednak jego kolor nie mógł przybierać innych, on już był ich mieszanką - pochłaniał je w siebie ciągle się nie zmieniając.
Ujął jej nienaturalnie jaśniutką dłoń w swoją, na przywitanie i przesunął po niej kciukiem z ogromną delikatnością, zupełnie jakby bał się rozkruszyć delikatną porcelanę. Czuł słabość w jej radości. Słabość, która kiedyś ją zgubi. Wraz z ciepłem wiosny jej serca traciła umiejętność kalkulowania na zimno. Królowa Śniegów traciła swe zimno!
Zdajesz sobie sprawę, o pani, że woda może być niszcząca? Że niesie zarazę?
Gorsza niż ogień...
- Ta noc będzie piękna... - szepnął do niej, otulając uszy dźwiękiem Ciemności. Kto tym razem kogo otuli? Czy jasność otuli smutną, przestraszoną Ciemność? Czy na nowo ma dać Ci zabłyszczeć?
- Neve Collins
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 8:55 pm
Ta niepewność, którą się tak otulałeś - podejdź, Czarny Królu, pokarz ją, jak kreśli się skazami i odzdobnikami na twojej wypolerowanej powierzchni - zakrywasz ją płaszczem, ale ona ten płaszcz z twoich ramion ściąga - nie masz swojego konkretnego kształtu, bo przecież jesteś ciemnością, mimo to ona chciała, byś zebrał rozlaną glinę i ulepił to, co tak naprawdę drzemało na samym dnie dna. Nie stawaj się takim, jak inni chcą cię widzieć. To tylko jedna z masek, dobrze, miej ją - masek, których Jasność nie potrzebowała, ponieważ sobą się być nie obawiała, nawet jeśli Śmierć dyszała tuż tuż - Ty się musisz o to zatroszczyć, bo cielesna powłoka, to wszystko, co miałeś i Śmierć - ta nie była ci miła, dlatego odczuwałeś strach wydłużający się i przemieniający w różne obawy, podczas gdy ona czuła tylko jego drobne ukłucia ostrzeżenia - i szybko przemieniała go w czynnik napędzający do działania, płynnie przerabiany na stalową wolę i dla niej wykorzystywany, jak paliwo niezbędne, by napędziło w ruch maszynę.
Już nie otworzyła tych ocząt, kiedy się przysunąłeś i ująłeś jej dłoń - rozbłysnęła jaśniej, przechylając głowę i wydając z siebie ciche westchnienie, a jednocześnie zacisnęła palce mocniej, dając świadectwo tego, że porcelana nie jest taka krucha - Laleczka złapała Króla swymi szponami i dopiero teraz powieki jej się rozchyliły, gdy przyciągała go do siebie, gdy wieczór dopiero się rozpoczynał w czasie wygrywanym przez trzaskanie ognia - tak, nadchodziła Wiosna, a Ona, bryła Lodu, wyciągnięta ze swych zimowych Krain i bezpiecznych murów zamku w Transylwanii zaczynała się roztapiać, czy tego chciała, czy nie - takie były prawa natury. Śnieg nie mógł gościć na ziemiach tam, gdzie temperatury wznosiły się zbyt wysoko.
- Czuję strach... - Wyszeptała, niby na wpół pijana, nie potrzebując oczu, by widzieć, odbierając świat zmysłami, którymi obdarzono bardzo małą garstkę ludzi rozsianych po całym świecie. - Owinąłeś się szalem, by nie ukazywać drżących warg niepokojów wyżerających twe serce niczym robaki... Może to małe świetliki, które pełzną przez twą ciemność i dostrzegają to, czego nie powinny..? Kto je wpuścił, Czarny Królu..? Czemu pozwalasz zasiewać niepewność na swej części szachownicy? - Co się z Tobą dzieje?
W jej głowie krążyły myśli wokół Kyoheia i tego, co mu powiedziałeś.
Rozumiała, dlaczego to zrobiłeś, a jednocześnie nie mogła ci pozwolić, byś zrobił to raz jeszcze.
Rozumiesz?
Książę jest w jej zamku, chroni go blask, dopóki będzie wierzył w Śnieżną Królową, dopóki będzie trzymał jej ramię, ponieważ dla niego poświęci wszystko, nie ważne, jaka będzie cena. Nie pozwoli Ci go pochłonąć.
Wyciągnęła ramiona, którymi Cię objęła, niczym starsza siostra swego brata rozganiająca ponure zmory krążące nad jego głową - mogłaby zawiesić wykradacz snów, abyś więcej nie roił nowych koszmarów - podpisałeś z nią pakt, a w paktach nie tylko się dawało, ale i wiele dostawało - wystarczy, że poprosisz, lecz proś rozważnie.
Diablęta wykorzystują każde potknięcia.
Już nie otworzyła tych ocząt, kiedy się przysunąłeś i ująłeś jej dłoń - rozbłysnęła jaśniej, przechylając głowę i wydając z siebie ciche westchnienie, a jednocześnie zacisnęła palce mocniej, dając świadectwo tego, że porcelana nie jest taka krucha - Laleczka złapała Króla swymi szponami i dopiero teraz powieki jej się rozchyliły, gdy przyciągała go do siebie, gdy wieczór dopiero się rozpoczynał w czasie wygrywanym przez trzaskanie ognia - tak, nadchodziła Wiosna, a Ona, bryła Lodu, wyciągnięta ze swych zimowych Krain i bezpiecznych murów zamku w Transylwanii zaczynała się roztapiać, czy tego chciała, czy nie - takie były prawa natury. Śnieg nie mógł gościć na ziemiach tam, gdzie temperatury wznosiły się zbyt wysoko.
- Czuję strach... - Wyszeptała, niby na wpół pijana, nie potrzebując oczu, by widzieć, odbierając świat zmysłami, którymi obdarzono bardzo małą garstkę ludzi rozsianych po całym świecie. - Owinąłeś się szalem, by nie ukazywać drżących warg niepokojów wyżerających twe serce niczym robaki... Może to małe świetliki, które pełzną przez twą ciemność i dostrzegają to, czego nie powinny..? Kto je wpuścił, Czarny Królu..? Czemu pozwalasz zasiewać niepewność na swej części szachownicy? - Co się z Tobą dzieje?
W jej głowie krążyły myśli wokół Kyoheia i tego, co mu powiedziałeś.
Rozumiała, dlaczego to zrobiłeś, a jednocześnie nie mogła ci pozwolić, byś zrobił to raz jeszcze.
Rozumiesz?
Książę jest w jej zamku, chroni go blask, dopóki będzie wierzył w Śnieżną Królową, dopóki będzie trzymał jej ramię, ponieważ dla niego poświęci wszystko, nie ważne, jaka będzie cena. Nie pozwoli Ci go pochłonąć.
Wyciągnęła ramiona, którymi Cię objęła, niczym starsza siostra swego brata rozganiająca ponure zmory krążące nad jego głową - mogłaby zawiesić wykradacz snów, abyś więcej nie roił nowych koszmarów - podpisałeś z nią pakt, a w paktach nie tylko się dawało, ale i wiele dostawało - wystarczy, że poprosisz, lecz proś rozważnie.
Diablęta wykorzystują każde potknięcia.
- Regulus Black
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 11:04 pm
Śmierć... To ona była tą, której oddech czuł na karku Regulus, kiedy odwracał się i nic tam nie widział. Czuł ją ciągle przy sobie, niczym kochankę, która swoim słodkim szeptem nawoływała go do siebie. Ciągle słyszał ją tak samo głośno, nie wiedział czy zbliża się czy oddala, wiedział tylko, że jest jego wieczną towarzyszką.
Może któregoś dnia coś pchnie go w jej ramiona i pozostanie już tylko cisza... Przerażająca i przenikająca cisza.
Ulepił na sobie rzeźbę próżną w środku, złożoną z kłamstw, strachu, smutku i słów nienawiści ze strony wszystkich ludzi świata. Glina ta była twarda, mocna, niczym najtwardszy tytan, a zasychała już na nim mocno, tworząc smutną, szarą powłokę, na którą cały świat czekał. Oczekiwali aby ją zobaczyć! A jego powłoka dodatkowo została pięknie oszlifowana, aż złudnie błyszczała swoim szarobrązowym blaskiem.
Taką Ciemność pragniesz mieć, Biała Królowo? Ty, która od zawsze mogłaś jedynie lśnić swoim blaskiem i nikt nie brudził go ohydnym błotem kłamstw i złudzeń... Nigdy nie musiałaś przyjmować ich dawki za dwóch... Dwóch Czarnych Chłopców...
Spojrzała w jego oczy i zobaczyła tylko zimną, glinianą maskę.
- Jestem Ciemnością, moja droga. Mam w sobie strach jak i wszystko inne. Powiedz choć słowo, a wyciągnę mgły jakieś inne uczucie, które uraduje Twoje oczy.
Przybiorę nową maskę, która roziskrzy Twoje serce mocniej niż kiedykolwiek. Czy wtedy dam Ci szczęście?
Naprawdę Twoje czyste oczy chcą na to patrzeć? Na człowieka, który jest zbliżającym się upadkiem? Na gwiazdę, która ledwo ulepiona z pyłu i gazu, zaczynała się zapadać ku własnemu środkowi, aby następnie wybuchnąć jak supernowa....
Co się stanie z jej szczątkami, wiesz? Czarna dziura? Czarny Karzeł? A może Pulsar, który co chwila będzie wysyłał w pustą przestrzeń sygnał SOS...
Ciemność trzymała się daleko od Księcia. Już daleko... Jednak wystarczyłoby choć jedno drgnięcie promyka jego Białej Królowej, a ciemność znajdzie w sobie premedytację. Zabije go jednym ruchem, a następnie wyrzuci w otchłań. Nikt nie miał prawa krzywdzić tego serca, które chce otoczyć wszystkich swym blaskiem.
Może któregoś dnia coś pchnie go w jej ramiona i pozostanie już tylko cisza... Przerażająca i przenikająca cisza.
Ulepił na sobie rzeźbę próżną w środku, złożoną z kłamstw, strachu, smutku i słów nienawiści ze strony wszystkich ludzi świata. Glina ta była twarda, mocna, niczym najtwardszy tytan, a zasychała już na nim mocno, tworząc smutną, szarą powłokę, na którą cały świat czekał. Oczekiwali aby ją zobaczyć! A jego powłoka dodatkowo została pięknie oszlifowana, aż złudnie błyszczała swoim szarobrązowym blaskiem.
Taką Ciemność pragniesz mieć, Biała Królowo? Ty, która od zawsze mogłaś jedynie lśnić swoim blaskiem i nikt nie brudził go ohydnym błotem kłamstw i złudzeń... Nigdy nie musiałaś przyjmować ich dawki za dwóch... Dwóch Czarnych Chłopców...
Spojrzała w jego oczy i zobaczyła tylko zimną, glinianą maskę.
- Jestem Ciemnością, moja droga. Mam w sobie strach jak i wszystko inne. Powiedz choć słowo, a wyciągnę mgły jakieś inne uczucie, które uraduje Twoje oczy.
Przybiorę nową maskę, która roziskrzy Twoje serce mocniej niż kiedykolwiek. Czy wtedy dam Ci szczęście?
Naprawdę Twoje czyste oczy chcą na to patrzeć? Na człowieka, który jest zbliżającym się upadkiem? Na gwiazdę, która ledwo ulepiona z pyłu i gazu, zaczynała się zapadać ku własnemu środkowi, aby następnie wybuchnąć jak supernowa....
Co się stanie z jej szczątkami, wiesz? Czarna dziura? Czarny Karzeł? A może Pulsar, który co chwila będzie wysyłał w pustą przestrzeń sygnał SOS...
Ciemność trzymała się daleko od Księcia. Już daleko... Jednak wystarczyłoby choć jedno drgnięcie promyka jego Białej Królowej, a ciemność znajdzie w sobie premedytację. Zabije go jednym ruchem, a następnie wyrzuci w otchłań. Nikt nie miał prawa krzywdzić tego serca, które chce otoczyć wszystkich swym blaskiem.
- Neve Collins
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Nie Sty 04, 2015 11:44 pm
Gdyby mogła Cię tylko przed nią ochronić, zaprzedałaby diabłu własną duszę - lecz wiedziała, że choć jej moc sięga daleko, to Kostuchna traktuje wszystkich jednakowo, to tylko ludzie czasem lepiej, a czasem gorzej zdają sobie sprawę z jej obecności. Jej ramiona też nie były tak rozległe, by mogła objąć Cię nimi, a światło nie miało tej potęgi, żeby zmieść Kostuchę w pył - wszystko dlatego, że zamieszkała w Twojej głowie, tam, w ciemności, która smutkiem zasnuwała topiące się i słabe tego wieczoru serce, której słabości nie bała się okazać, nie przy Tobie - Jej dusza była silna, Jej ciało było konkretnie uformowane, gdy Ty się przed tym formowaniem wzbraniałeś, woląc uznać się za Ciemność idealną - oboje nie byliście ludźmi w ogólnym stopniu pojmowania, więc może wam wolno było..? To dość zabawne, wiecie? Wszak ile oni się znają? Tyle, co nic.
A zarazem tyle, że wystarczyłyby całe milenia.
Jasność zamknęła oczy, pozwalając swojemu ciału zamrzeć w bezruchu będąc tak blisko Ciebie - gdyby ktoś was zobaczył, ach, jaki skandal by wybuchnął..!
Jesteście tutaj sami, a maska, którą oferujesz... przyglądała się jej uważniej, zastanawiając się, w której części jest to ułuda, a w której prawda wyciągnięta z odmętów twego jestestwa - bo tylko tego pragnęła. To bardzo wiele. Nikt nie mówił, że zaprzedanie duszy diabłu będzie proste - jeno ona dla Ciebie diabłem nie była, a Czystym Aniołem, niosącym śnieg wraz ze swym lekkim lotem.
- Nie chcę żadnej innej maski... - Czuła się tak, jakbyś roztapiał się pod Jej dotykiem, jakby Jej światło obejmowało Cię swymi ramionami i teraz to Ty stawałeś się gwiazdą - jeno czarną, pulsującą swoim rytmem, zamknięta w swoich otchłaniach i nieprzenikniona. - Pragnę Cię pochłonąć i zniknąć. - Jej serce miało wiele impulsów pragnień, planów i zamierzeń, które zawsze prowadziła tak, aby dostać to, czego chciała.
Odsunęła się lekko, a jej palce przesunęły się po plecach Ciemności, aby dotknąć jego szyi i na niej lekko się zacisnąć - nie tak, by nie było to odczuwalne, ale też nie tak, by przeszkadzało w oddychaniu.
- Nadchodzi wiosna... - Wyszeptała. - Śmiertelni ożywają, a My, Regulusie? My zanikamy w blasku słońca...
A zarazem tyle, że wystarczyłyby całe milenia.
Jasność zamknęła oczy, pozwalając swojemu ciału zamrzeć w bezruchu będąc tak blisko Ciebie - gdyby ktoś was zobaczył, ach, jaki skandal by wybuchnął..!
Jesteście tutaj sami, a maska, którą oferujesz... przyglądała się jej uważniej, zastanawiając się, w której części jest to ułuda, a w której prawda wyciągnięta z odmętów twego jestestwa - bo tylko tego pragnęła. To bardzo wiele. Nikt nie mówił, że zaprzedanie duszy diabłu będzie proste - jeno ona dla Ciebie diabłem nie była, a Czystym Aniołem, niosącym śnieg wraz ze swym lekkim lotem.
- Nie chcę żadnej innej maski... - Czuła się tak, jakbyś roztapiał się pod Jej dotykiem, jakby Jej światło obejmowało Cię swymi ramionami i teraz to Ty stawałeś się gwiazdą - jeno czarną, pulsującą swoim rytmem, zamknięta w swoich otchłaniach i nieprzenikniona. - Pragnę Cię pochłonąć i zniknąć. - Jej serce miało wiele impulsów pragnień, planów i zamierzeń, które zawsze prowadziła tak, aby dostać to, czego chciała.
Odsunęła się lekko, a jej palce przesunęły się po plecach Ciemności, aby dotknąć jego szyi i na niej lekko się zacisnąć - nie tak, by nie było to odczuwalne, ale też nie tak, by przeszkadzało w oddychaniu.
- Nadchodzi wiosna... - Wyszeptała. - Śmiertelni ożywają, a My, Regulusie? My zanikamy w blasku słońca...
- Regulus Black
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Sty 05, 2015 12:15 am
Ty byłaś pewna, Jasności, Ciemność nigdy nie jest czymkolwiek pewnym. Panuje w niej strach. Strach przed tym, czym w rzeczywistości jest. Coś czarnego znika i staje się jak wiatr - nie widać tego, choć się go czuje. Jednak dusza, która ze wszystkiego na świecie najbardziej pragnie być dostrzeżona, woli otoczyć się ciemną mgłą i dać jej przez siebie przeniknąć niż pokazać, że w rzeczywistości jest czarna, choć już w kłamstwie zgubiła swą pierwotną postać.
Stał tuż przy niej, czując przyciąganie jej Światła, które powoli zmieniało jego glinę w pył. Czuł chłodne palce, powolnie sunące po jego powłoce, zostawiające na niej jedynie puste smugi. Przeszły po szyi i w końcu poczuł przy bladej twarzy te palce... I wszystko zniknęło. Chmury zszarzały.
- Chcesz, bym był taki jak Ty...? - spytał. Czy on by mógł? Czy by śmiał? Czy to w ogóle możliwe, aby pod falą ciemności ciągle kryła się samotna, czekająca na wybuch Gwiazda? Co jeśli tylko ciągle ginął w jego blasku niechlubnej sławy, która niedługo miała ogarnąć cały magiczny świat. Wspomnienie o samotnej, czarnej gwieździe zniknie gdzieś w pustce...
Nawet Ty w końcu zapomnisz, Biała Królowo.
Ciepłe usta dotknęły jej zimnego czoła, pragnąc poczuć coś choć odrobinę pewnego. Dłonie, wcale nie tak silne, jak się wydawały z początku kurczowo ją objęły.
Tylko wiatr może zaśpiewać o tej historii.
Stał tuż przy niej, czując przyciąganie jej Światła, które powoli zmieniało jego glinę w pył. Czuł chłodne palce, powolnie sunące po jego powłoce, zostawiające na niej jedynie puste smugi. Przeszły po szyi i w końcu poczuł przy bladej twarzy te palce... I wszystko zniknęło. Chmury zszarzały.
Nienawidzę Cię... Wszystkich was nienawidzę. Zostawiłeś mnie z tym samego!
Bądź ideałem, zawsze ideałem.
Nie zdzieraj ze mnie tego, na co tyle pracowałem! Nie próbuj mnie spalić!
Czy będziesz wiernie służył?
Ona jest jedyną, która patrzy na m n i e.
Odejdź, zdrajczyni krwi!
Co ja narobiłem...?
Jesteś diabłem, Neve Collins. A on nieświadom błędu podpisał z Tobą cyrograf, już za pierwszym razem gdy mogłaś podziwiać kształt duszy, której nawet on dostrzec nie mógł. Twoje światło mogło go pochłonąć, mogło zakryć w całości, przecież to Ty jesteś widzialnym, a on tylko tym, co nazywają Obrazem w Oczach Ślepców. Wszystko, a jednocześnie nic. Bądź ideałem, zawsze ideałem.
Nie zdzieraj ze mnie tego, na co tyle pracowałem! Nie próbuj mnie spalić!
Czy będziesz wiernie służył?
Ona jest jedyną, która patrzy na m n i e.
Odejdź, zdrajczyni krwi!
Co ja narobiłem...?
- Chcesz, bym był taki jak Ty...? - spytał. Czy on by mógł? Czy by śmiał? Czy to w ogóle możliwe, aby pod falą ciemności ciągle kryła się samotna, czekająca na wybuch Gwiazda? Co jeśli tylko ciągle ginął w jego blasku niechlubnej sławy, która niedługo miała ogarnąć cały magiczny świat. Wspomnienie o samotnej, czarnej gwieździe zniknie gdzieś w pustce...
Nawet Ty w końcu zapomnisz, Biała Królowo.
Ciepłe usta dotknęły jej zimnego czoła, pragnąc poczuć coś choć odrobinę pewnego. Dłonie, wcale nie tak silne, jak się wydawały z początku kurczowo ją objęły.
Tylko wiatr może zaśpiewać o tej historii.
- Neve Collins
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Sty 05, 2015 12:37 am
Właśnie - czego tak naprawdę pragnie Jasność w stosunku do swej Ciemności..? Ciemność nie może być taka, jak Jasność, nie może stać się nią, przecież Ich rozgrywka, szalona i chora, nie polegała na potrzebie zmieniania się...
Nigdy nie chodziło o jakąkolwiek zmianę.
Oczy, te dwa jasne fijołki, na wpół przymknięte, które spoglądały w Twoje oczy, widzą strach, zagubienie, rozpacz, smutek, złość, nienawiść; widzą miotającą się sylwetkę rozciągniętą w mroku - te dwa szkiełka są teraz twoje, możesz jedno z nich wydłubać, jeśli tylko pozwoli Ci to odnaleźć w mroku twoje nogi, ręce, tułów, aż wreszcie szyję i głowę. Potem na pewno napotkasz nić i igłę - jeśli nie, to nie szkodzi - ona sama ją ci przyniesie, byś mógł się pozszywać, tylko nie giń, nie roztapiaj się. Jej pragnieniem? Niszczyć. Pragnęła teraz niszczyć wszystkie te maski, nie gwałtem, nie rozłupywać je na kawałki - zamienia w pył sztuczne figury z gliny, które ulepiłeś, niezbędne dla Ciebie do funkcjonowania w świecie zewnętrznym. Serce drobiny zaczyna uderzać szybciej w swoim jednostajnym rytmie, równym i niezachwianym, bierze głębszy oddech... Czy tu i teraz mogłaby Cię zabić, patrząc wprost w twoje oczy? Jeszcze chwilę temu postronny obserwator powiedziałby, że ułoży delikatnie jego plecy i potylicę na chłodnej posadzce, zamknie mu powieki, by złożyć na każdej z nich pocałunek, a potem wyszepta dobranoc i nigdy więcej nie pozwoli słońcu Ciemności skrzywdzić, sama zaś ułoży się obok przy ciele, które pozbawione ducha stawało się tylko zwykłą powłoką i zaprowadzi ją prosto w spokojne królestwa ponad chmurami, by tam pozostał nietykalny.
- Czyż nie jesteś mną? - Przeciwieństwa... Byliście jak Ying i Yang. Różni a jednocześnie identyczni. - Nie, Regulusie... Ja wylewam za Ciebie łzy, które Ty chowasz głęboko w sobie. Nie zapytam Cię o to, ile masz lat, jaką masz pozycję w rodzinie, jak się czują twoi rodzice i ile zarabiają... Widząc Twój dom nie powiem, jaki to piękny dom, oblany złotem i chwałą nazwiska Blacków... Zapytam Cię, czy podoba Ci się zachód słońca, czy lubisz obserwować motyle siadające na kwiecie i czy śpiew tamtego skowronka też sprawił, że się uśmiechasz. Widząc Twój dom powiem, jaki to pusty i smutny dom, który Czarną Gwiazdę zmusił do zamknięcia się w Ciemnościach... Widzę Cię, Regulusie. Lecz Ty nie możesz siebie dostrzec. To nie uczyni Cię szczęśliwym. Każda maska, którą z Ciebie zdzieram, to Twój ból... I Ty i Ja wiemy, że im więcej ich opadnie, tym ciężej będzie co poniektóre odbudować.
Ugięła swoje ręce, gdy się pochyliłeś, zamknęła oczy, gdy twe ciepłe wargi dotknęły jej nadal chłodnego ciała pomimo ogrzewających płomieni ognia, tak i jej palce jego szyję puściły, aby znów powrócić na jego plecy, zaciskając się na nich z całej siły przez tych kilka sekund.
Ona nigdy nie zapomni.
Nie potrafiłaby zapomnieć.
Nigdy nie chodziło o jakąkolwiek zmianę.
Oczy, te dwa jasne fijołki, na wpół przymknięte, które spoglądały w Twoje oczy, widzą strach, zagubienie, rozpacz, smutek, złość, nienawiść; widzą miotającą się sylwetkę rozciągniętą w mroku - te dwa szkiełka są teraz twoje, możesz jedno z nich wydłubać, jeśli tylko pozwoli Ci to odnaleźć w mroku twoje nogi, ręce, tułów, aż wreszcie szyję i głowę. Potem na pewno napotkasz nić i igłę - jeśli nie, to nie szkodzi - ona sama ją ci przyniesie, byś mógł się pozszywać, tylko nie giń, nie roztapiaj się. Jej pragnieniem? Niszczyć. Pragnęła teraz niszczyć wszystkie te maski, nie gwałtem, nie rozłupywać je na kawałki - zamienia w pył sztuczne figury z gliny, które ulepiłeś, niezbędne dla Ciebie do funkcjonowania w świecie zewnętrznym. Serce drobiny zaczyna uderzać szybciej w swoim jednostajnym rytmie, równym i niezachwianym, bierze głębszy oddech... Czy tu i teraz mogłaby Cię zabić, patrząc wprost w twoje oczy? Jeszcze chwilę temu postronny obserwator powiedziałby, że ułoży delikatnie jego plecy i potylicę na chłodnej posadzce, zamknie mu powieki, by złożyć na każdej z nich pocałunek, a potem wyszepta dobranoc i nigdy więcej nie pozwoli słońcu Ciemności skrzywdzić, sama zaś ułoży się obok przy ciele, które pozbawione ducha stawało się tylko zwykłą powłoką i zaprowadzi ją prosto w spokojne królestwa ponad chmurami, by tam pozostał nietykalny.
- Czyż nie jesteś mną? - Przeciwieństwa... Byliście jak Ying i Yang. Różni a jednocześnie identyczni. - Nie, Regulusie... Ja wylewam za Ciebie łzy, które Ty chowasz głęboko w sobie. Nie zapytam Cię o to, ile masz lat, jaką masz pozycję w rodzinie, jak się czują twoi rodzice i ile zarabiają... Widząc Twój dom nie powiem, jaki to piękny dom, oblany złotem i chwałą nazwiska Blacków... Zapytam Cię, czy podoba Ci się zachód słońca, czy lubisz obserwować motyle siadające na kwiecie i czy śpiew tamtego skowronka też sprawił, że się uśmiechasz. Widząc Twój dom powiem, jaki to pusty i smutny dom, który Czarną Gwiazdę zmusił do zamknięcia się w Ciemnościach... Widzę Cię, Regulusie. Lecz Ty nie możesz siebie dostrzec. To nie uczyni Cię szczęśliwym. Każda maska, którą z Ciebie zdzieram, to Twój ból... I Ty i Ja wiemy, że im więcej ich opadnie, tym ciężej będzie co poniektóre odbudować.
Ugięła swoje ręce, gdy się pochyliłeś, zamknęła oczy, gdy twe ciepłe wargi dotknęły jej nadal chłodnego ciała pomimo ogrzewających płomieni ognia, tak i jej palce jego szyję puściły, aby znów powrócić na jego plecy, zaciskając się na nich z całej siły przez tych kilka sekund.
Ona nigdy nie zapomni.
Nie potrafiłaby zapomnieć.
- Regulus Black
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Sty 05, 2015 5:34 pm
Dlaczego tego pragniesz, Królowo? Ten ochłap człowieka nie był warty tego, byś na niego spoglądała, a mimo to Ty zechciałaś ująć go w swoje ramiona i pomóc. Jaki miałaś w tym interes i dlaczego on ciągle przyzwyczajony do obłudy świata doszukiwał się w twoich postępowaniach drugiego dna? Ciągle oddawał Ci to samo, co Ty brałaś od niego i nie byliście swoimi dłużnikami nawzajem... A mimo to czuliście chęć bycia przy sobie, aby zaciągać kolejne długi na nowo je spłacać w tej samej chwili.
Chcesz go chronić przed palącym duszę słońcem, on w zamian broni tego, co bronić umie - imienia, domu, ciała, zdrowia, nazwiska. Jego ochrona była materialna, ale co byśmy bez tej rzeczy zrobili? Nic... Dziś nawet, aby rozwijać ducha trzeba było posiadać to, co materialne.
Połóż go na chłodnej ziemi, ale nigdy nie puszczaj dłoni, bo spokoju zazna tylko wtedy, gdy będzie czuł Twoją obecność. Jednak jeszcze nie teraz, Królowo. Życie nadal krzyczało jego imię i on nie mógł się od niego odwrócić... Nie mógł.
Jej słowa wkradły się w jego duszę, jak cząsteczki gamma, przebijające się nawet przez tytanową powłokę. Sprawiły, że zamknął ją w żelaznym uścisku swojej ciemności, otaczając jej ciało, a jednocześnie podtrzymywany przez Światłość.
Dla niego byłaś jak Jutrzenka po długiej, polarnej nocy.
- Gdy nastąpi nasze kolejne spotkanie... Będziemy mogli razem zobaczyć motyle.
Gdyby miał wybór, nie byłby Blackiem. Gdyby nie strach, nie trwałby w tym domu. Gdyby nie duma, cały czas tylko by krzyczał z przerażenia.
Chcesz go chronić przed palącym duszę słońcem, on w zamian broni tego, co bronić umie - imienia, domu, ciała, zdrowia, nazwiska. Jego ochrona była materialna, ale co byśmy bez tej rzeczy zrobili? Nic... Dziś nawet, aby rozwijać ducha trzeba było posiadać to, co materialne.
Połóż go na chłodnej ziemi, ale nigdy nie puszczaj dłoni, bo spokoju zazna tylko wtedy, gdy będzie czuł Twoją obecność. Jednak jeszcze nie teraz, Królowo. Życie nadal krzyczało jego imię i on nie mógł się od niego odwrócić... Nie mógł.
Jej słowa wkradły się w jego duszę, jak cząsteczki gamma, przebijające się nawet przez tytanową powłokę. Sprawiły, że zamknął ją w żelaznym uścisku swojej ciemności, otaczając jej ciało, a jednocześnie podtrzymywany przez Światłość.
Dla niego byłaś jak Jutrzenka po długiej, polarnej nocy.
- Gdy nastąpi nasze kolejne spotkanie... Będziemy mogli razem zobaczyć motyle.
Gdyby miał wybór, nie byłby Blackiem. Gdyby nie strach, nie trwałby w tym domu. Gdyby nie duma, cały czas tylko by krzyczał z przerażenia.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|