- Mistrz Labiryntu
Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Wrz 02, 2013 1:21 pm
Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Mimo, że jest opuszczona to w sali nadal znajduje się kilka fałszoskopów i podręczników. Meble pokryte są kurzem, a w starej szafie zadomowiło się jakieś stworzenie - i nie jest to bogin.
- Mistrz Gry
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Gru 17, 2013 9:56 pm
W końcu nadszedł czas, żeby rozpocząć kolejne spotkanie Klubu Redakcyjnego! Stan poprawił okulary i z szerokim uśmiechem wszedł do klasy, niosąc pergaminy z częścią materiałów. Wszak nadszedł czas, żeby stworzyć III numer "Portretowego Szmeru". Sam się przecież nie napisze, czyż nie? Machnął różdżką i powoli kurz zaczął znikać z mebli i z podłogi. Ciekawe, któż się dzisiaj pojawi.
Pojawili się, pogadali i ustalili co i jak będzie w następnym numerze. Nadszedł koniec spotkania.
[z/t]
Pojawili się, pogadali i ustalili co i jak będzie w następnym numerze. Nadszedł koniec spotkania.
[z/t]
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 8:19 pm
Było dobrze po północy. O takiej porze nikt nie chodził już po zamku, w zasadzie to wszyscy spali w swoich dormitoriach czy też w pokojach w przypadku nauczycieli. Nawet Filch nie szlajał się już z tym swoim wyleniałym kotem. Taa, pani Norris była jedynym kotem, którego Ieva nie trawiła i miała ochotę potraktować najgorszymi zaklęciami. Aż szok, jak ta spokojna zazwyczaj blondynka robiła się wkurzona, jak tylko widziała wyleniałą kocicę woźnego... Ale na całe szczęście nie było szans, żeby spotkała wyżej wymienione indywiduum razem z jego wyleniałym zwierzakiem.
Do starej klasy OPCMu przyszła około 20. Usiadła na podłodze, na specjalnie przyniesionym kocu i rozłożyła księgę, jakiś czas temu zabraną po cichu z Działu Ksiąg Zakazanych. Jak łatwo się domyślić, nie miała na nią pozwolenia... I nikt nie wiedział o fakcie, iż jest ona obecnie w posiadaniu Ievy. Mijały minuty, potem godziny... Zaczytana dziewczyna nawet nie dostrzegła, że zrobiła się północ i było już dawno po ciszy nocnej. Ba, ona nawet nie zauważyłaby, gdyby ktokolwiek wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała. Jasne włosy ściągnęła w byle jaki koczek, żeby tylko nie leciały jej na oczy i tym samym odsłoniła szyję. Na sobie miała bluzkę z krótkimi rękawkami i dżinsy, botki na delikatnym obcasie i szkolna szata leżały na kocu obok niej. Na kolanach natomiast trzymała księgę, uważnie odcyfrowując jej wersy i co jakiś czas robiąc notatki w zeszycie leżącym obok niej. Nie usłyszała nawet, jak drzwi od klasy otworzyły się i ktoś wszedł do środka.
Do starej klasy OPCMu przyszła około 20. Usiadła na podłodze, na specjalnie przyniesionym kocu i rozłożyła księgę, jakiś czas temu zabraną po cichu z Działu Ksiąg Zakazanych. Jak łatwo się domyślić, nie miała na nią pozwolenia... I nikt nie wiedział o fakcie, iż jest ona obecnie w posiadaniu Ievy. Mijały minuty, potem godziny... Zaczytana dziewczyna nawet nie dostrzegła, że zrobiła się północ i było już dawno po ciszy nocnej. Ba, ona nawet nie zauważyłaby, gdyby ktokolwiek wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała. Jasne włosy ściągnęła w byle jaki koczek, żeby tylko nie leciały jej na oczy i tym samym odsłoniła szyję. Na sobie miała bluzkę z krótkimi rękawkami i dżinsy, botki na delikatnym obcasie i szkolna szata leżały na kocu obok niej. Na kolanach natomiast trzymała księgę, uważnie odcyfrowując jej wersy i co jakiś czas robiąc notatki w zeszycie leżącym obok niej. Nie usłyszała nawet, jak drzwi od klasy otworzyły się i ktoś wszedł do środka.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 8:33 pm
Oczywiście, że nie słyszałaś, nie miałaś prawa niczego słyszeć, nawet gdybyś nie wczytywała się w księgę, która stała się dla Ciebie zgubną pokusą - przyniesiona właśnie tutaj, w miejsce, do którego każdy mógł zajrzeć, nie tylko uczniowie, którzy przed godziną policyjną jeszcze biegali po korytarzach, ale i nauczyciele, albo sam Filch - wszyscy, dosłownie wszyscy... jednak zdecydowałaś się na to, by właśnie z tej opuszczonej sali skorzystać - cóż, mniemam, że to zawsze lepiej, niż siedzenie z takim cudem na korytarzu szkolnym. Takie miejsce po prostu przyciągały. biło od nich zapomnienie tajemnica, która przenikała przez skórę aż do samych kości, poruszając najgłębsze cząstki jestestwa dla tych, którzy byli na delikatne wibracje powietrza wyczuleni. Co miałbym powiedzieć, że właśnie to ściągnęło tutaj profesora od Numerologii, rzekomo dobrego człowieka, za którym większość uczniów przepadała, bo mimo czystego rodowodu, mimo posiadania czystej krwi, potrafił się dogadać z każdym i wręcz słynął ze swej pobłażliwości. Ciekawe więc, dlaczego żywiono do niego taki respekt? Nie, to nie tajemnica go tutaj ściągnęła - dla jego pół przejrzystych, złotych oczu, nie było tajemnic, ani w tym zamku, ani na całym świecie, które potrafiłyby się skryć przed jego, wypalającym w duszy piętna, wzrokiem - widział wszystko, widział za wiele, jednocześnie zbyt wiele kryjąc za kurtyną, którą próbowało się odgarnąć dłońmi, jeśli odważyło się przepaść w jego łagodnym spojrzeniu... Spojrzeniu, które właśnie swoje znamię intensywnie wypalało na karku jednej z uczennic.
Na Twojej duszy.
Jak długo instynkt będzie cię zwodzić i nie poinformuje o drapieżniku czającym się za twymi plecami, Czarna Pantera stojąca przy ścianie, niedbale o nią oparta łopatkami, z zaplecionymi na klatce piersiowej rękoma, nie słychać było jego oddechu, a jednak oddychał, nie słychać było miarowego, wolnego uderzania jego serca, a przecież niewątpliwie ono biło - nawet jeśli stanowiło kość lodu, nawet jeśli zostało zagubione lata temu jako niepotrzebny narząd dla tych, którzy spijali splendor władzy, stojąc na szczytach ludzkiego pojęcia, daleko poza ich zasięgiem - jak księżyc, który lśnił na niebie - taki wyraźny, tak jasny pośród tej czerni, wyraźny pośród maleńkich gwiazdek, stających się przy nim nikłymi i niezauważalnymi - a jednak nieosiągalny, chłodny i... niebezpiecznie zmienny, który dyktował nam i naturze więcej, niż chcielibyśmy zauważyć.
- Czy nie jest trochę za późno na pilne studiowanie..? - Dopiero teraz drzwi cichutko trzasnęły, kiedy dłonią o długich palcach artysty poważył się je zamknąć, tworząc kontrast dla rozpływającego się w mroku głosowi, tak płynnego i miękko tonącego w uchu, że nie sposób było pozwolić sobie na ominięcie go.
Nie wolno Wam lekceważyć najgłębszej ciemności, która czai się w zakamarkach waszego umysłu...
Pozwolił nawet, by usłyszała jego kroki, kiedy przemierzył tą niewielką odległość dzielącą go od niewiasty - w kominku buchnął ogień, ujawniając więcej, odsłaniając więcej tajemnic, które odkryte zostać nie chciały - takie to było przecież potrzebne dla marnych, ludzkich zmysłów... bez światła nie jesteście w stanie zobaczyć nawet krańca waszego nosa.
Żałosne.
- Pochłaniająca lektura..?
Na Twojej duszy.
Jak długo instynkt będzie cię zwodzić i nie poinformuje o drapieżniku czającym się za twymi plecami, Czarna Pantera stojąca przy ścianie, niedbale o nią oparta łopatkami, z zaplecionymi na klatce piersiowej rękoma, nie słychać było jego oddechu, a jednak oddychał, nie słychać było miarowego, wolnego uderzania jego serca, a przecież niewątpliwie ono biło - nawet jeśli stanowiło kość lodu, nawet jeśli zostało zagubione lata temu jako niepotrzebny narząd dla tych, którzy spijali splendor władzy, stojąc na szczytach ludzkiego pojęcia, daleko poza ich zasięgiem - jak księżyc, który lśnił na niebie - taki wyraźny, tak jasny pośród tej czerni, wyraźny pośród maleńkich gwiazdek, stających się przy nim nikłymi i niezauważalnymi - a jednak nieosiągalny, chłodny i... niebezpiecznie zmienny, który dyktował nam i naturze więcej, niż chcielibyśmy zauważyć.
- Czy nie jest trochę za późno na pilne studiowanie..? - Dopiero teraz drzwi cichutko trzasnęły, kiedy dłonią o długich palcach artysty poważył się je zamknąć, tworząc kontrast dla rozpływającego się w mroku głosowi, tak płynnego i miękko tonącego w uchu, że nie sposób było pozwolić sobie na ominięcie go.
Nie wolno Wam lekceważyć najgłębszej ciemności, która czai się w zakamarkach waszego umysłu...
Pozwolił nawet, by usłyszała jego kroki, kiedy przemierzył tą niewielką odległość dzielącą go od niewiasty - w kominku buchnął ogień, ujawniając więcej, odsłaniając więcej tajemnic, które odkryte zostać nie chciały - takie to było przecież potrzebne dla marnych, ludzkich zmysłów... bez światła nie jesteście w stanie zobaczyć nawet krańca waszego nosa.
Żałosne.
- Pochłaniająca lektura..?
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 8:56 pm
Zdawała sobie sprawę, że tutaj mógł każdy zajrzeć. To było oczywiste... Dlatego też zaszyła się w większości już zapomnianej klasie. Mnóstwo kurzu dość jasno mówiło o tym, że od bardzo dawna nikt tutaj nie przebywał. Tym lepiej dla Ievy. Nie musiała się obawiać, że ktoś wejdzie nagle do klasy i nakryje ją na przeglądaniu tego nielegalnego tomiszcza... Nie czuła palącego spojrzenia wbitego w jej odsłonięty kark, wypalającego niewidoczne piętno na jasnej skórze panny Greengrass. Była zbyt pochłonięta księgą, a raczej informacjami w niej zawartymi. Akurat spisywała coś z księgi, kolejne przydatne zaklęcie i informacje o nim, jego działaniu, gdy drzwi cicho trzasnęły, a ciszę w klasie przerwał przyjemny dla ucha, lecz teraz tak bardzo niewskazany głos profesora Numerologii. Młoda Ślizgonka podskoczyła gwałtownie, rozlewając tym samym atrament na świeżo zapisane notatki. Zerwała się, klnąc z cicha, gdy tylko dostrzegła, że cały pergamin został zniszczony, a to znaczyło, że notatki z ostatniej godziny będzie musiała robić od nowa. Zbladła delikatnie, widząc, że została nakryta przez jednego z profesorów. Jak sądziła, miała naprawdę przekichane. Była prefektem, to prawda, więc niby mogła siedzieć o tej porze w pustej sali. Ale na pewno nie z księgą z Działu Ksiąg Zakazanych, którą na dodatek zdobyła wyjątkowo nielegalnie...
-Przepraszam, profesorze, lektura mnie tak pochłonęła, że nie dostrzegłam upływającego czasu...- powiedziała ostrożnym tonem, czujnym wzrokiem obserwując to, co robił mężczyzna.
Gdy ogień w kominku zapłonął, idealnie oświetlił okładkę księgi, która spadła z kolan Ievy, gdy ta zerwała się z koca. Jeśli jeszcze miała jakiekolwiek nadzieje, że mężczyzna nie zorientuje się, co tak dokładnie czytała, to teraz prysły one niczym bańka mydlana. Wciągnęła powietrze do płuc, wypuszczając je z cichym świstem. Oddech jej delikatnie przyspieszył, tak samo jak bicie serca. Zastanawiała się, co teraz dalej z nią będzie.
-Bardzo pochłaniająca... I ciekawa.- odpowiedziała na pytanie ostrożnie.
Vincent Nightray był przyjazny dla uczniów, można było z nim spokojnie pogadać... Z drugiej strony jednak nikt nie wpakował się w coś takiego, jak panna Greengrass i dlatego teraz też nie wiedziała, czego może się spodziewać. Pewna była, że dostanie szlaban, obawiała się jednak bardziej konsekwencji posiadania tej konkretnej księgi. Nie bez powodu wszakże spoczywała ona w tym konkretnym dziale... Uklękła szybko nad papierami, zręcznie chroniąc je przed zalaniem atramentem. Odłożyła je na bok, mając nadzieję, że chociaż notatek nie straci. Chociaż utrata księgi i tak mocno by ją zabolała. Pochyliła głowę, bardzo wolno sprzątając atrament z podłogi, dając sobie tym samym czas na wymyślenie tego, co powie profesorowi. Na jej policzkach wykwitły także delikatne rumieńce, w końcu czego by nie powiedzieć, Nightray był osobą zdecydowanie przystojną i zdecydowanie w guście Ievy.
-Przepraszam, profesorze, lektura mnie tak pochłonęła, że nie dostrzegłam upływającego czasu...- powiedziała ostrożnym tonem, czujnym wzrokiem obserwując to, co robił mężczyzna.
Gdy ogień w kominku zapłonął, idealnie oświetlił okładkę księgi, która spadła z kolan Ievy, gdy ta zerwała się z koca. Jeśli jeszcze miała jakiekolwiek nadzieje, że mężczyzna nie zorientuje się, co tak dokładnie czytała, to teraz prysły one niczym bańka mydlana. Wciągnęła powietrze do płuc, wypuszczając je z cichym świstem. Oddech jej delikatnie przyspieszył, tak samo jak bicie serca. Zastanawiała się, co teraz dalej z nią będzie.
-Bardzo pochłaniająca... I ciekawa.- odpowiedziała na pytanie ostrożnie.
Vincent Nightray był przyjazny dla uczniów, można było z nim spokojnie pogadać... Z drugiej strony jednak nikt nie wpakował się w coś takiego, jak panna Greengrass i dlatego teraz też nie wiedziała, czego może się spodziewać. Pewna była, że dostanie szlaban, obawiała się jednak bardziej konsekwencji posiadania tej konkretnej księgi. Nie bez powodu wszakże spoczywała ona w tym konkretnym dziale... Uklękła szybko nad papierami, zręcznie chroniąc je przed zalaniem atramentem. Odłożyła je na bok, mając nadzieję, że chociaż notatek nie straci. Chociaż utrata księgi i tak mocno by ją zabolała. Pochyliła głowę, bardzo wolno sprzątając atrament z podłogi, dając sobie tym samym czas na wymyślenie tego, co powie profesorowi. Na jej policzkach wykwitły także delikatne rumieńce, w końcu czego by nie powiedzieć, Nightray był osobą zdecydowanie przystojną i zdecydowanie w guście Ievy.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 9:18 pm
Niee, to nie żadna tajemnica go tutaj ściągnęła, nie pragnienie samotności i nie zupełny przypadek, że wszedł akurat do tej konkretnej, zamkniętej, zapomnianej przez świat sali. Nie był tutaj wcześniej, niczego nie zostawił, niczego też tutaj pośród tymi wszystkimi przedmiotami, które tu pozostawiono, nie szukał - jeśli już miałbym, jako narrator, który rzecz jasna całkowicie celowo pchnął wilka na trop owcy, pokusić się o wybranie któregokolwiek z wymienionych okoliczności, byłby to, personalnie od strony postaci biorąc rzecz, przypadek - ten, który sprawił, że akurat, chodząc jak co nocy ścieżkami Hogwartu bardziej i mniej znanymi, znalazł się na tym konkretnym korytarzu o tej konkretnej godzinie, akurat po północy, gdy jego przyjaciółka, Luna, pięła się do swego szczytu i jaśniała nad głowami śmiertelnych, zaglądając w ich okna - większość już spała, niektórzy pracowali, a on? On spacerował, zaś Ona - Ieva, Ślizgonka, jedna z wielu uczennic - zagłębiała tajniki magii, których nigdy nie powinna poznać... Dział Ksiąg Zakazanych, nie ukrywajmy, jak dla Nightraya był celowym działem stworzonym dla tych ambitniejszych uczniów, którzy chcieli rzeczywiście się czegoś dowiedzieć o tym realnym, niebezpiecznym, zewnętrznym świecie (wszak nikt nie podejrzewał, że największe światowe niebezpieczeństwo, nieprzewidywalne i całkowicie poddane swoim kaprysom, udomowiło się w najlepsze w murach szkolnych, w Anglii), cała ta szopka z tą niedostępnością, a jednak nie tak trudno było się tam zakraść, cała nagonka na zakazane sztuki... bzdura! Wszystko jest dla ludzi. Magia ma służyć czarodziejowi, nie ważne, czy biała, czarna... co to w ogóle za idiotyczny podział..?
Schylił się płynnym, kocim ruchem, nim jeszcze się dobrze zatrzymał, uprzedzając uczennicę, po księgę, która spadła z jej kolan, kiedy tylko się gwałtownie podniosła - jakim cudem w zasadzie znalazł się tak szybko przy niej? Wydawało się, że słychać było jego dwa kroki, a tu już niemal stykał się z nią ciałem, unosząc to, czemu tyle swej uwagi blondynka poświęcała.
- Właśnie to lubię w domu Węża... - Och taak, Salazar był twoim ulubionym pupilkiem... - Wasze pragnienie poznania względnie zakazanego... - Z trzaskiem zamknął księgę, zbyt gwałtownie i nagle, którą już otworzył i przerzucił parę stroni, spoglądając na kucającą niewiastę próbującą jakoś powstrzymać rozprzestrzeniającą się po posadzce czerń... czerń, która zaczęła się cofać, która wpłynęła samoistnie spowrotem do słoiczka, a ten sam się podniósł - czerń, która cofnęła się z zalanych notatek, na powrót je odsłaniając.
Wszystko wydawało się takie miłe, takie przyjemne, tylko... dlaczego ogień wydawał się wybijać w tarczach spojrzenia długowłosego takie upiorne blaski...? To tylko gra cieni..? Jesteś w stanie wyczuć kłębiącą się aurę upiorności, która obrywa lotki i przesuwa dreszcze po karku, nie pozwalając zapomnieć o rzeczywistości, nie pozwalając zapomnieć, kto przed tobą stoi...
- Zacznijmy od nowa... - Zaproponował uprzejmie. - Panno Greengrass, cóż pani tutaj robi..? Czyżby robiła pani notatki na lekcję..? - Piękna, doskonała szopka, on nic nie widział, ona nie miała w rękach żadnej księgi... wszystko doskonale.
Schylił się płynnym, kocim ruchem, nim jeszcze się dobrze zatrzymał, uprzedzając uczennicę, po księgę, która spadła z jej kolan, kiedy tylko się gwałtownie podniosła - jakim cudem w zasadzie znalazł się tak szybko przy niej? Wydawało się, że słychać było jego dwa kroki, a tu już niemal stykał się z nią ciałem, unosząc to, czemu tyle swej uwagi blondynka poświęcała.
- Właśnie to lubię w domu Węża... - Och taak, Salazar był twoim ulubionym pupilkiem... - Wasze pragnienie poznania względnie zakazanego... - Z trzaskiem zamknął księgę, zbyt gwałtownie i nagle, którą już otworzył i przerzucił parę stroni, spoglądając na kucającą niewiastę próbującą jakoś powstrzymać rozprzestrzeniającą się po posadzce czerń... czerń, która zaczęła się cofać, która wpłynęła samoistnie spowrotem do słoiczka, a ten sam się podniósł - czerń, która cofnęła się z zalanych notatek, na powrót je odsłaniając.
Wszystko wydawało się takie miłe, takie przyjemne, tylko... dlaczego ogień wydawał się wybijać w tarczach spojrzenia długowłosego takie upiorne blaski...? To tylko gra cieni..? Jesteś w stanie wyczuć kłębiącą się aurę upiorności, która obrywa lotki i przesuwa dreszcze po karku, nie pozwalając zapomnieć o rzeczywistości, nie pozwalając zapomnieć, kto przed tobą stoi...
- Zacznijmy od nowa... - Zaproponował uprzejmie. - Panno Greengrass, cóż pani tutaj robi..? Czyżby robiła pani notatki na lekcję..? - Piękna, doskonała szopka, on nic nie widział, ona nie miała w rękach żadnej księgi... wszystko doskonale.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 9:47 pm
Zaskoczona uniosła głowę, gdy mężczyzna tak nagle pojawił się tuż obok niej. A przecież stał spory kawałek dalej, Ieva potrzebowałaby kilka kroków, żeby go pokonać. A Nightray...? Tak o znalazł się tuż obok niej. W oczach Ślizgonki pojawiło się delikatne zaskoczenie. Zaraz jednak spuściła głowę, skrywając rumieńce i... strach. Strach, który pojawił się, gdy mężczyzna podniósł księgę, którą przed chwilą czytała. Teraz już dokładnie mógł stwierdzić, co takiego czytała i z czego robiła notatki... A to pociągało za sobą pytanie, do czego pozornie niewinnej uczennicy takie notatki? Podskoczyła, rozlewając na nowo sprzątnięty już trochę atrament, gdy księga trzasnęła jej tuż nad uchem. Drobne ciało zadrżało delikatnie, po części ze strachu, a po części z zimna. Kamienne mury nie dawały wiele ciepła, a ona była lekko ubrana. Zielone oczy otworzyły się z szokiem, kiedy czarna plama zaczęła się cofać wprost do kałamarza. Z jej ust natomiast wydostało się pełne zaskoczenia sapnięcie, gdy uprzednio zalane notatki stały się czyste. Zebrała notatki, kurczowo przyciskając je do siebie i z czymś w rodzaju strachu zmieszanego z podziwem spoglądała na nauczyciela. Ostrożnie podniosła się z klęczek, zastanawiając w duchu, z kim tak naprawdę ma do czynienia? Żaden profesor, ba, żaden czarodziej nie potrafił zrobić czegoś takiego... Zmusić ciecz, by cofnęła się do pojemnika, cofnęła i nie uszkodziła niczego, czego dotknęła. Po karku pełzały jej dreszcze, kiedy spoglądała na profesora Numerologii, na te ogniste błyski w jego oczach... Bezwiednie cofnęła się kilka kroków, nie chcąc stać tak blisko niego. Co z tego, że w ten sposób pozbawiła się możliwości złapania szaty i ucieczki, jako że oddaliła się od drzwi? Ważne, że nie stała już tak blisko. Miała olbrzymią ochotę szarpnąć za gumkę i rozpuścić włosy, żeby zasłonić szyję i kark, ale powstrzymała tę idiotyczną według niej chęć.
Zamrugała zaskoczona oczami, słysząc jego pytanie. Czyżby jednak jej się upiekło? Czyżby wszystko miało być tak, jakby nic się nie wydarzyło...? No ale z drugiej strony mężczyzna nadal miał jej książkę... Spróbować zawsze można. Najwyżej faktycznie skończy ze szlabanem albo i czymś gorszym... Do odważnych świat należy!
-Uczyłam się, panie profesorze. Nie zauważyłam jedynie upływającego czasu.- odparła uprzejmie, z wyraźną ulgą w głosie.- Tak, robiłam notatki na lekcje... Swoją drogą, mogłabym odzyskać mój podręcznik?- czując się trochę głupio posłała mu uroczy uśmiech i spojrzenie pod rzęs. No bo jak to tak, flirtować, czy raczej próbować flirtować z profesorem? I to tylko po to, żeby nie wydało się, że po nocach studiuje książki czarnej magii...
Zamrugała zaskoczona oczami, słysząc jego pytanie. Czyżby jednak jej się upiekło? Czyżby wszystko miało być tak, jakby nic się nie wydarzyło...? No ale z drugiej strony mężczyzna nadal miał jej książkę... Spróbować zawsze można. Najwyżej faktycznie skończy ze szlabanem albo i czymś gorszym... Do odważnych świat należy!
-Uczyłam się, panie profesorze. Nie zauważyłam jedynie upływającego czasu.- odparła uprzejmie, z wyraźną ulgą w głosie.- Tak, robiłam notatki na lekcje... Swoją drogą, mogłabym odzyskać mój podręcznik?- czując się trochę głupio posłała mu uroczy uśmiech i spojrzenie pod rzęs. No bo jak to tak, flirtować, czy raczej próbować flirtować z profesorem? I to tylko po to, żeby nie wydało się, że po nocach studiuje książki czarnej magii...
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 10:05 pm
Zaskoczenie - pachniało pięknie i cudowne kreśliło między nieszczęsną ofiarą pasma barw w jej aurze - mógłbyś to zobaczyć, wyczuć, ale ty tylko, na ślepo, poddawałeś się rytmice serca, która wybijała ci takt i zapraszała do tańca - nierówna i szybsza, a akompaniował jej oddech, któy był niczym wokal - zmieniał się ciągle, zwłaszcza gdy przecinały go realne słowa, które nic z piosenką nie miały wspólnego - tylko ty mogłeś tą pieśń tak odebrać, tka usłyszeć - ty i jeszcze jeden bogom winny uczeń tej szkoły, ale jego tutaj nie było... a chyba szkoda, byłaby ciekawa zabawa - piękna Ślizgonka i dwójka wampirów... Mógłbyś pokazać swojej zabawce, jak powinno się obchodzić z takimi kruchymi kwiatami lotosu, które rozkwitały barwami strachu w waszych dłoniach - jeszcze wolne i trzymające się zielonej łodyżki, ale nie na długo - posiadacie wystarczającą siłę, żeby przygarnąć kwiecie we własne palce. Odłożyć je do wazonu? Niee, niech więdnie w waszych objęciach - dopiero wtedy potrafiło się docenić piękno i życie, kiedy doświadczało się jego ulotności i kruchości. W innym wypadku nieposzanowanie ludzkie do prawdziwej ekstazy, jaką można było czerpać z tych czynników, było karygodne.
Widziałeś to w jej oczach, w jej ruchach, w napiętych mięśniach i wszystkim, co dyktowała jej podświadomość - to było dość urocze, kiedy się cofnęła, ooch, od Ciebie, nauczyciela - powinna się czuć przy tobie bezpiecznie... ale wzbudzała twój apetyt, nieświadomie wodziła za nos twoje pierwotne targnienia na własne zachcianki, a kto jak kto, ale Ty bardzo nie lubiłeś się im opierać. Nie widziałeś w tym żadnego sensu. Tytuł Władcy oznacza wiele obowiązków, ale w Twoim świecie oznaczał tyle, ile władzę bezwzględną. Nikt ci się nie sprzeciwi. Nie mogli ci się sprzeciwić. Wszystkie Twoje dzieci musiały być posłuszne każdemu twojemu skinieniu palca.
Może to fakt, że dziewczę miało w sobie krew willi tak na ciebie wpływała..? Nie było to istotne... Była cudnym aniołkiem, którego chciałeś widzieć w swoich ramionach, wykrzykującego twoje imię, skąpanego we krwi...
Gładkim krokiem przesunął się znów do przodu, za nią, z delikatnym uśmiechem rozświetlającym łagodną twarz, z której, wydawało by się, zniknęły agresywne błyski - równo wycięte wargi, niby zakazany owoc, wydawały się wręcz błagać o pocałunek - och, jakże to było niewłaściwe, jak moralnie bezsensowne - uczeń z nauczycielem... to się nie godziło!
Pochylił się, kiedy już zepchnął ją do ściany i oparł dłoń nad jej barkiem na zimnym kamieniu, drugą, w której książkę trzymał, wyciągając na bok.
- Piękna Ievo... Nigdy bym nie pomyślał, by zabierać ci dostęp do wiedzy. - I wysunął ją w jej kierunku, tak zawieszony, jak anioł kuszący na uwodzenie... Przecież miał tak delikatne spojrzenie, które muskało policzki, nos, wargi, niczym dotyk motylich skrzydeł, tak łagodny ten uśmiech... Przecież promieniował tą łagodnością... I wolą drapieżnika. Czegoś zakazanego. Czegoś tajemniczego.
Widziałeś to w jej oczach, w jej ruchach, w napiętych mięśniach i wszystkim, co dyktowała jej podświadomość - to było dość urocze, kiedy się cofnęła, ooch, od Ciebie, nauczyciela - powinna się czuć przy tobie bezpiecznie... ale wzbudzała twój apetyt, nieświadomie wodziła za nos twoje pierwotne targnienia na własne zachcianki, a kto jak kto, ale Ty bardzo nie lubiłeś się im opierać. Nie widziałeś w tym żadnego sensu. Tytuł Władcy oznacza wiele obowiązków, ale w Twoim świecie oznaczał tyle, ile władzę bezwzględną. Nikt ci się nie sprzeciwi. Nie mogli ci się sprzeciwić. Wszystkie Twoje dzieci musiały być posłuszne każdemu twojemu skinieniu palca.
Może to fakt, że dziewczę miało w sobie krew willi tak na ciebie wpływała..? Nie było to istotne... Była cudnym aniołkiem, którego chciałeś widzieć w swoich ramionach, wykrzykującego twoje imię, skąpanego we krwi...
Gładkim krokiem przesunął się znów do przodu, za nią, z delikatnym uśmiechem rozświetlającym łagodną twarz, z której, wydawało by się, zniknęły agresywne błyski - równo wycięte wargi, niby zakazany owoc, wydawały się wręcz błagać o pocałunek - och, jakże to było niewłaściwe, jak moralnie bezsensowne - uczeń z nauczycielem... to się nie godziło!
Pochylił się, kiedy już zepchnął ją do ściany i oparł dłoń nad jej barkiem na zimnym kamieniu, drugą, w której książkę trzymał, wyciągając na bok.
- Piękna Ievo... Nigdy bym nie pomyślał, by zabierać ci dostęp do wiedzy. - I wysunął ją w jej kierunku, tak zawieszony, jak anioł kuszący na uwodzenie... Przecież miał tak delikatne spojrzenie, które muskało policzki, nos, wargi, niczym dotyk motylich skrzydeł, tak łagodny ten uśmiech... Przecież promieniował tą łagodnością... I wolą drapieżnika. Czegoś zakazanego. Czegoś tajemniczego.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 10:29 pm
Zawsze było w porządku, na lekcjach czuła się całkiem w porządku w towarzystwie nauczycieli... tego konkretnego nauczyciela. Ale teraz nie była na lekcji. Teraz była ciemna noc, a ona stała sam na sam z nim w opuszczonej klasie... I czuła zaskakujący niepokój. Niepokój, którego przecież nie powinna czuć... prawda? Przecież to tylko zwykły nauczyciel Numerologii, a ona jest pół-wilą, a urok wili załatwia wszystko... Oblizała w nerwowy sposób wargi, nieświadomie jeszcze bardziej kusząc. Wpatrywała się w Nightraya, nie potrafiąc dojść do ładu z własnymi emocjami. Ta cała sytuacja była tak dziwna, tak bardzo mąciła w głowie, że aż Ieva zaczęła zastanawiać się, czy to po prostu nie jest sen. Potrząsnęła lekko głową, rozwalając tym samym włosy, które w miękkich kosmykach poleciały na jej ramiona, wymykając się częściowo z więżącej je gumki. Sapnęła cichutko, gdy jej odsunięcie się nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, bo mężczyzna podążył za nią... Znów się cofnęła i znów, w końcu kończąc przypartą do ściany, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki... W zasadzie nie rozumiała, co tu się dzieje, to nie była standardowa sytuacja... Czuła się osaczona, niczym ofiara... I niech to szlag trafi, jeśli nie była to podniecająca sytuacja. Jednak tak duża bliskość peszyła dziewczynę, to nie było normalne, nie było moralne, ale... było kuszące. A nawet bardzo kuszące. Ponownie oblizała nagle spierzchnięte wargi, opierając się całym ciężarem ciała o zimną ścianę.
-Dziękuję...- powiedziała nieco nieśmiałym głosem, wyciągając rękę po książkę, chcąc przy okazji ukryć w niej swoje notatki.
Delikatnie przyspieszony oddech, zarumienione policzki... Dosyć jasno wskazywało to, jak cala sytuacja działała na oszołomioną studentkę. Cała ta sytuacja nie pomagała również w koncentracji, eliksir musiała zażywać regularnie, a teraz tego nie zrobiła... Tak więc niestety zaczęła powolutku tracić kontrolę nad mocami wili, które mimo że osłabione eliksirem, nadal coś potrafiły.
-Dziękuję...- powiedziała nieco nieśmiałym głosem, wyciągając rękę po książkę, chcąc przy okazji ukryć w niej swoje notatki.
Delikatnie przyspieszony oddech, zarumienione policzki... Dosyć jasno wskazywało to, jak cala sytuacja działała na oszołomioną studentkę. Cała ta sytuacja nie pomagała również w koncentracji, eliksir musiała zażywać regularnie, a teraz tego nie zrobiła... Tak więc niestety zaczęła powolutku tracić kontrolę nad mocami wili, które mimo że osłabione eliksirem, nadal coś potrafiły.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 10:44 pm
A On bardzo chętnie poddawał się jej mocom, nie czując się w żaden sposób zagrożonym - jak mogła mu niby zagrozić mała myszka, którą się bawił, jak to na rasowego kocura przystało, pomiędzy swoimi pazurkami, jeszcze nie dotykając, jeszcze nie przygniatając ogona - pozwalał jej sądzić, że jeszcze ma jakąś szansę, że ją zostawi - ten paradoks, w którym ofiara się bała, co była naturalną reakcją, a odpowiedzią na to było jeszcze większe podniecenie drapieżnika, którego zew natury zmuszał do pogoni za ofiarą, która próbowała się wymykać we wszelakie sposoby... Nie było zabawnie, kiedy nie było strachu - to uczucie stanowiło drugi pokarm wampira, który sycił tak jak dobry posiłek słodkiej posoki, na razie szybko sunącej po żyłach Ievy i rozogniającej jej członki. Widzisz, jakie to proste, kochana Ślizgonko..? Taki zastój, twoje skupienie na książce - wszystko to zostało przerwane zaledwie w ułamku sekundy pojawieniem się jednego mężczyzny dzierżącego klucz do tego całego bałaganu. Bałaganu..? Przecież wszystko tu było doskonale uporządkowane - mogłaś się temu porządkowi nie poddawać, sprzeciwiać własnym instynktom i odruchom... tylko czy chcesz?
Przytrzymał książkę, nie oddał jej od razu, niemal się z nią drocząc, pozwalając dzięki jej pociągnięciu przedmiotu w swoją stronę samemu sobie na przysunięcie się. Jeszcze bliżej. Wasze twarz znalazły się wręcz niepokojąco blisko siebie, przypadkowo? Wątpliwe, by dziewczę miało taką siłę, by go do siebie przyciągnąć, droczył się więc? W końcu puścił lekturę, pozwalając ją jej odebrać.
- Jesteś pół wilą? - Zapytał, spoglądając głęboko w jej oczy, nim się pochylił jeszcze bardziej, muskając krańcem nosa jej ucho. - Nie drażnij się tak ze mną... Jeszcze zdecyduje się nie opierać twojemu urokowi...
Przytrzymał książkę, nie oddał jej od razu, niemal się z nią drocząc, pozwalając dzięki jej pociągnięciu przedmiotu w swoją stronę samemu sobie na przysunięcie się. Jeszcze bliżej. Wasze twarz znalazły się wręcz niepokojąco blisko siebie, przypadkowo? Wątpliwe, by dziewczę miało taką siłę, by go do siebie przyciągnąć, droczył się więc? W końcu puścił lekturę, pozwalając ją jej odebrać.
- Jesteś pół wilą? - Zapytał, spoglądając głęboko w jej oczy, nim się pochylił jeszcze bardziej, muskając krańcem nosa jej ucho. - Nie drażnij się tak ze mną... Jeszcze zdecyduje się nie opierać twojemu urokowi...
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 10:59 pm
Błogi spokój przerwany przez jedną osobę, tyle czasu kontroli, tyle nauk owej kontroli... Wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Krew krążyła szybciej w żyłach, serce biło tak głośno, że sądziła, że każdy może je usłyszeć, a do tego lekko przyspieszony oddech... Ta sytuacja tak nierealna, tak nienormalna... Ale jednocześnie tak bardzo kusząca. Trzeba by więc się zastanowić, kto tak naprawdę kogo kusił. Czy młoda Ślizgonka, która z emocji utraciła panowanie nad swoimi mocami wili, czy nauczyciel, który ją do tego wszystkiego sprowokował. Trudno było oprzeć się własnemu instynktowi, własnym pragnieniom... A Ieva była zbyt młoda, zbyt niedoświadczona, żeby potrafić uciec z tak zręcznie zastawionej pułapki.
Przyciągnęła książkę do siebie i mocniej wcisnęła się w zimną ścianę widząc, że przyciągnęła tym samym również Nightraya. Jego usta były tak blisko, tak bardzo zapraszały, żeby przysunąć się i dotknąć ich swoimi ustami... Walczyła ze sobą, walczyła z tym pragnieniem, nie rozumiała go, nigdy wcześniej nie odczuwała czegoś takiego... No może raz, wtedy, w tamtym mugolskim klubie nocnym, gdy zatraciła się w tańcu, zapomniała o wszystkim, poddała się muzyce, rytmowi, zręcznym dłoniom innego tancerza... Odzyskawszy księgę schowała w niej notatki i przytuliła do piersi, jakby bojąc się, że zaraz straci tomiszcze. Poza tym było ono jedyną barierą oddzielającą ją od Vincenta Nightraya, mężczyzny, który okazjonalnie gościł w jej snach i teraz kusił swoją obecnością, bliskością, zachowaniem...
-T-tak...- wydusiła, otwierając szeroko oczy, z jeszcze większym strachem niż dotychczas. Zastanawiała się, skąd wiedział, przecież nikomu nie powiedziała, nikomu nie zdradziła tej tajemnicy, nikomu nie udało się tego rozwikłać od bardzo bardzo dawna.- P-przepraszam...!- zatrzęsła się i mocno zarumieniła, czując ciepły oddech na swoim uchu.- To nie specjalnie, ja nie chciałam... To... wypadek...- ale przecież jej własne moce nie mogły działać na nią samą. Nie mogły aż tak mieszać w głowie, wywoływać aż takich pragnień... Bo jak wytłumaczyć to, że nadal się nie odsunęła? Że nawet nie próbowała zwiększyć dystansu między nimi, trzymając jedynie książkę, w roli praktycznie bezużytecznej ochrony przed mężczyzną.
Przyciągnęła książkę do siebie i mocniej wcisnęła się w zimną ścianę widząc, że przyciągnęła tym samym również Nightraya. Jego usta były tak blisko, tak bardzo zapraszały, żeby przysunąć się i dotknąć ich swoimi ustami... Walczyła ze sobą, walczyła z tym pragnieniem, nie rozumiała go, nigdy wcześniej nie odczuwała czegoś takiego... No może raz, wtedy, w tamtym mugolskim klubie nocnym, gdy zatraciła się w tańcu, zapomniała o wszystkim, poddała się muzyce, rytmowi, zręcznym dłoniom innego tancerza... Odzyskawszy księgę schowała w niej notatki i przytuliła do piersi, jakby bojąc się, że zaraz straci tomiszcze. Poza tym było ono jedyną barierą oddzielającą ją od Vincenta Nightraya, mężczyzny, który okazjonalnie gościł w jej snach i teraz kusił swoją obecnością, bliskością, zachowaniem...
-T-tak...- wydusiła, otwierając szeroko oczy, z jeszcze większym strachem niż dotychczas. Zastanawiała się, skąd wiedział, przecież nikomu nie powiedziała, nikomu nie zdradziła tej tajemnicy, nikomu nie udało się tego rozwikłać od bardzo bardzo dawna.- P-przepraszam...!- zatrzęsła się i mocno zarumieniła, czując ciepły oddech na swoim uchu.- To nie specjalnie, ja nie chciałam... To... wypadek...- ale przecież jej własne moce nie mogły działać na nią samą. Nie mogły aż tak mieszać w głowie, wywoływać aż takich pragnień... Bo jak wytłumaczyć to, że nadal się nie odsunęła? Że nawet nie próbowała zwiększyć dystansu między nimi, trzymając jedynie książkę, w roli praktycznie bezużytecznej ochrony przed mężczyzną.
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 11:15 pm
Mógłbyś przecież powiedzieć jej to samo, gdybyś znał jej myśli i próbował się do nich wkraść - nie pomogłaby jej wtedy wyćwiczona bariera, wtargnąłbyś kłami w jej tętnicę, krew przechowywała wszystko, każdy jej najbardziej onieśmielający sekret, każdą bezwstydną myśli i każdy sen, jaki poważyła się mieć o tym mężczyźnie, który teraz, no właśnie, jak w sennych marach, znajdował się tak blisko i przed którym zaczynała bronić cię tylko książka i ubranie, jakie na siebie miałaś. Choć nie było tutaj żadnej muzyki i tylko dwój własny oddech i trzaskający ogień wygrywał rytmy pośród doskonałej ciszy przerywanej jedynie mruczącymi, starymi meblami, to mogłaś się poddać jego dłoniom i zapomnieć - nie ma sensu szukać tutaj winnego - wszystko stało się zbyt szybko, jak magnes przyciągał żelazo, tak i wy się ze sobą zderzyliście, prowokując serce do szybszej pracy, by ciepło rozlewało się po całym ciele. Czy to nie był przyjemny stan..? Czy nie warto było dla niego zgrzeszyć, by wspiąć się jeszcze wyżej?
Cofnął głowę, by jeszcze raz spojrzeć w jej oczy - uśmiech się zmienił - na drwiący, na bezczelny, na grymas drapieżnika, który jest bardzo zadowolony z bliskiego obcowania ze swoją ofiarą.
- Mam się odsunąć..? - Wolna już ręka przesunęła się po jej policzku, delikatnie opierając na nim zgięte palce po zewnętrznej stronie. - Mam odejść..? - Zmysłowo przejechał po jej linii szczęki i pozwolił sobie na opadnięcie ku szyi, by zaraz ją oderwać, by Chcesz tego..? - Tą samą dłoń, kiedy od jej ciała oderwał, oparł po jej drugiej stronie - nachylony, na wysokości jej twarzy, gdy ich krańce nosów się niemal ze sobą stykały, czekał - błądził wzrokiem po jej oczach, badając każde załamanie światła, każdą emocje i każde drgnięcie źrenic, jakie w nich zachodziło.
Zwierciadła duszy, w których tak pięknie było czytać.
Gdyby zapytała, odpowiedziałby jej całkowicie szczerze - pachniała willą, nie dało się ukryć swego pochodzenia z zapachu, każda istota, przeklęta czy błogosławiona, miała swą własną woń, zaś Vincent... Vincent przeżył wystarczająco wiele, by zapach niemal wszystkiego, co na ziemi istniało, zapisał się w jego pamięci... Zresztą jak miałby nie pamiętać pięknych willi..?
Jedne z najlepszych kochanek, o słodkiej, intensywnej krwi.
Cofnął głowę, by jeszcze raz spojrzeć w jej oczy - uśmiech się zmienił - na drwiący, na bezczelny, na grymas drapieżnika, który jest bardzo zadowolony z bliskiego obcowania ze swoją ofiarą.
- Mam się odsunąć..? - Wolna już ręka przesunęła się po jej policzku, delikatnie opierając na nim zgięte palce po zewnętrznej stronie. - Mam odejść..? - Zmysłowo przejechał po jej linii szczęki i pozwolił sobie na opadnięcie ku szyi, by zaraz ją oderwać, by Chcesz tego..? - Tą samą dłoń, kiedy od jej ciała oderwał, oparł po jej drugiej stronie - nachylony, na wysokości jej twarzy, gdy ich krańce nosów się niemal ze sobą stykały, czekał - błądził wzrokiem po jej oczach, badając każde załamanie światła, każdą emocje i każde drgnięcie źrenic, jakie w nich zachodziło.
Zwierciadła duszy, w których tak pięknie było czytać.
Gdyby zapytała, odpowiedziałby jej całkowicie szczerze - pachniała willą, nie dało się ukryć swego pochodzenia z zapachu, każda istota, przeklęta czy błogosławiona, miała swą własną woń, zaś Vincent... Vincent przeżył wystarczająco wiele, by zapach niemal wszystkiego, co na ziemi istniało, zapisał się w jego pamięci... Zresztą jak miałby nie pamiętać pięknych willi..?
Jedne z najlepszych kochanek, o słodkiej, intensywnej krwi.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Pon Paź 20, 2014 11:28 pm
Patrzyła ze strachem, nie chciała, by ktokolwiek się dowiedział. By ktokolwiek wiedział, że tak naprawdę nie jest w pełni człowiekiem, że jest czymś dziwnym, że może swoją mocą aż tak wpływać na innych....
-Skąd wiedziałeś...? Nikomu nie powiedziałam...- odważyła się w końcu zapytać, sama nie wiedziała czemu pominęła zwroty grzecznościowe, jakoś tak naturalnie przechodząc z nim na "ty"... Ale musiała wiedzieć. Co zdradziło w niej krew wili, co tak łatwo zdradziło jej tajemnicę.
Mimo strachu, mimo całej tej dziwnej otoczki, było jej zaskakująco dobrze. Napięte ciało czekało na rozwój sytuacji, pragnąc coraz więcej i więcej. Chciała więcej, ale bała się po to sięgnąć. Rozum walczył z instynktem i jak na razie wygrywał. Przecież nie mogła się poddać, nie mogła się na to zgodzić, tak się nie robiło, to niemoralne, nieetyczne... Może nawet nielegalne.
Westchnęła mimowolnie, czując palce przesuwające się po delikatnej skórze. Przymknęła oczy, na chwilę tylko, rozkoszując się tym dotykiem. Był inny, przyjemny, nawet delikatny... Poddała się mu, odrzuciła na chwilę to opanowanie, tylko na chwilę... Ale gdy je odzyskała, było za późno, albowiem odpowiedziała na pytania mężczyzny. Odpowiedziała na wszystkie trzy, jedną jedyną sylabą.
-Nie...- wyszeptała cicho, dopiero teraz otwierając oczy.
Dopiero w tym momencie odzyskała kontrolę nad sobą, stłumiła instynkt, tak bardzo pragnący więcej tego dotyku. Policzki dziewczyny poczerwieniały jeszcze mocniej, czuła zażenowanie, lekki wstyd i... pragnienie. Chęć większej ilości dotyku, większej bliskości, ugaszenia tego dziwnego żaru w jej krwi. Ale nie mogła poddać się tej chęci, nie mogła dać ponieść się emocjom, bo konsekwencje mogło być nieprzewidywalne. A może mogła odrzucić te resztki kontroli, dać zwyciężyć instynktowi chociaż raz w swoim życiu...?
-Skąd wiedziałeś...? Nikomu nie powiedziałam...- odważyła się w końcu zapytać, sama nie wiedziała czemu pominęła zwroty grzecznościowe, jakoś tak naturalnie przechodząc z nim na "ty"... Ale musiała wiedzieć. Co zdradziło w niej krew wili, co tak łatwo zdradziło jej tajemnicę.
Mimo strachu, mimo całej tej dziwnej otoczki, było jej zaskakująco dobrze. Napięte ciało czekało na rozwój sytuacji, pragnąc coraz więcej i więcej. Chciała więcej, ale bała się po to sięgnąć. Rozum walczył z instynktem i jak na razie wygrywał. Przecież nie mogła się poddać, nie mogła się na to zgodzić, tak się nie robiło, to niemoralne, nieetyczne... Może nawet nielegalne.
Westchnęła mimowolnie, czując palce przesuwające się po delikatnej skórze. Przymknęła oczy, na chwilę tylko, rozkoszując się tym dotykiem. Był inny, przyjemny, nawet delikatny... Poddała się mu, odrzuciła na chwilę to opanowanie, tylko na chwilę... Ale gdy je odzyskała, było za późno, albowiem odpowiedziała na pytania mężczyzny. Odpowiedziała na wszystkie trzy, jedną jedyną sylabą.
-Nie...- wyszeptała cicho, dopiero teraz otwierając oczy.
Dopiero w tym momencie odzyskała kontrolę nad sobą, stłumiła instynkt, tak bardzo pragnący więcej tego dotyku. Policzki dziewczyny poczerwieniały jeszcze mocniej, czuła zażenowanie, lekki wstyd i... pragnienie. Chęć większej ilości dotyku, większej bliskości, ugaszenia tego dziwnego żaru w jej krwi. Ale nie mogła poddać się tej chęci, nie mogła dać ponieść się emocjom, bo konsekwencje mogło być nieprzewidywalne. A może mogła odrzucić te resztki kontroli, dać zwyciężyć instynktowi chociaż raz w swoim życiu...?
- Vincent Nightray
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 3:02 am
Zwykli ludzie mogli się tylko błąkać i snuć swoje przypuszczenia, ale tutaj nie było ani jednego zwykłego człowieka - był Pierwotny, Władca i Król, który nijak nie potrafił o swych tytułach zapomnieć i nie pozwalał, by inny zapomnieli - nie, kiedy odkładał maskę uroczego nauczyciela i kiedy chciał się bawić - z lalkami, które były wystawionymi na całej jego planszy, a za planszę tą uznał świat. Nie było istoty, która sprzeciwiłaby się boskiej woli, Aniołowi Pożogi zesłanemu na świat przez Najwyższego z niebios, o czarnych skrzydłach - upadłego, skazanego na stracenie przez boski plan, ale wciąż był aniołem. Czy jego rysy, jego ruchy, mogły szeptać, że to demon wcielony, że szatan, że zabije..? Jedynie kusił, jak wąż w raju kusił ewę, by skosztowała zakazanego owocu, który jej podsuwał pod jej piękne oczy, pod delikatne dłonie - tutaj zaś wąż podsuwał samego siebie, wodząc na pokuszenie i samemu pozwalając się skusić - każdy jej gest, każdy odruch był jak zaproszenie, chociaż walczyła, chociaż biła się z myślami - och, on o wszystkim wie, nie myśl, że coś przed nim ukryjesz... Chyba że jesteś taką dobrą aktoreczką, słodka Ievo... Nawet jeśli nie uda ci się oszukać pierwotnych odruchów, tego, jak zmieniał się twój zapach, jak twą gładką skórę przecinały dreszcze - wszystko to, co było niezbędne jako zaproszenie do dalszej gry.
- Będziemy mieli parę sekretów, moja piękna Ievo... - W jego uśmiechu obnażył zęby... Obnażył kły... Widzisz..? Nawet z twym ułomnym wzrokiem mogłaś je zobaczyć - je i poblask w jego złotych oczach, które teraz jarzyły się intensywnie, jakby ograniczały cały świat do siebie. Delikatnie wyciągnął książkę z jej dłoni, odsunął od siebie rękę i pozwolił, by upadła ona na podłogę - powietrze zabrzęczało aż od intensywnej magii które przebiegło w powietrzu, szczęknął zamek w drzwiach, choć mag nawet nie sięgnął po różdżkę, chociaż nawet jej nie miał przy sobie... nigdy jej nie miał. Nigdy nie była mu potrzebna. Złapał jej nadgarstki i przyszpilił je do ściany, miękkimi wargami muskając jej policzek, schodząc niżej, jej szyja, jej obojczyki, ciało przy ciele, oddech przy oddechu - jej dawno przyśpieszył, jego był stabilny, sycił się podnieceniem, jakie ogarniało jej ciało razem ze strachem, który wydzielała - dwa bodźce, które prowadziły do oszałamiającej ekstazy, jaką przecież tylko wampir mógł zaoferować kobiecie.
- Grzeczniej, kochanie... Będę cię karać. - Lekko przygryzł jej skórę, lecz nie zranił jej - puścił jedną jej rękę, by nieśpiesznie przesunąć dłonią po boku tej, która tonęła teraz w twych objęciach - mogła się nie zgodzić, mogła próbować uciec - jakże nierozważne by to było... Odmówić tego, co mogło być przyjemnością i wymienić to na... śmierć. Jej ciało dołączyłoby do wielu tych niezapamiętanych, których gościła zimna ziemia, nikt nawet by nie wiedział, gdzie przepadła... rozsypałaby się w proch.
Tylko dlatego, że Vincent Nightray miałby taki kaprys.
- Będziemy mieli parę sekretów, moja piękna Ievo... - W jego uśmiechu obnażył zęby... Obnażył kły... Widzisz..? Nawet z twym ułomnym wzrokiem mogłaś je zobaczyć - je i poblask w jego złotych oczach, które teraz jarzyły się intensywnie, jakby ograniczały cały świat do siebie. Delikatnie wyciągnął książkę z jej dłoni, odsunął od siebie rękę i pozwolił, by upadła ona na podłogę - powietrze zabrzęczało aż od intensywnej magii które przebiegło w powietrzu, szczęknął zamek w drzwiach, choć mag nawet nie sięgnął po różdżkę, chociaż nawet jej nie miał przy sobie... nigdy jej nie miał. Nigdy nie była mu potrzebna. Złapał jej nadgarstki i przyszpilił je do ściany, miękkimi wargami muskając jej policzek, schodząc niżej, jej szyja, jej obojczyki, ciało przy ciele, oddech przy oddechu - jej dawno przyśpieszył, jego był stabilny, sycił się podnieceniem, jakie ogarniało jej ciało razem ze strachem, który wydzielała - dwa bodźce, które prowadziły do oszałamiającej ekstazy, jaką przecież tylko wampir mógł zaoferować kobiecie.
- Grzeczniej, kochanie... Będę cię karać. - Lekko przygryzł jej skórę, lecz nie zranił jej - puścił jedną jej rękę, by nieśpiesznie przesunąć dłonią po boku tej, która tonęła teraz w twych objęciach - mogła się nie zgodzić, mogła próbować uciec - jakże nierozważne by to było... Odmówić tego, co mogło być przyjemnością i wymienić to na... śmierć. Jej ciało dołączyłoby do wielu tych niezapamiętanych, których gościła zimna ziemia, nikt nawet by nie wiedział, gdzie przepadła... rozsypałaby się w proch.
Tylko dlatego, że Vincent Nightray miałby taki kaprys.
- Ieva Greengrass
Re: Stara klasa Obrony Przed Czarną Magią
Wto Paź 21, 2014 1:37 pm
Tak, to prawda, tutaj nie było zwykłych ludzi. Z jednej strony stał dziwny nauczyciel numerologii, który na chwilę obecną człowieka nawet nie przypominał, a z drugiej pół-wila, złapana w pułapkę, o której jak dotąd nie miała najmniejszego pojęcia. Dawała się jednak kusić, powoli ulegała mężczyźnie, o którym tak naprawdę nie wiedziała nic. Cóż jednak z tego, hormony niego szalały, wokół panowała jakaś taka dziwna atmosfera...
Wypowiedziane słowa mają jedną, jedyną wadę. Nie można ich cofnąć. Chociażby nie wiadomo jak się chciało, wypowiedzianych słów nie można cofnąć. Te wypowiedziane jedynie w myślach mogą zostać zapomniane, pozostać jedynie w głowie, ale wypowiedziane zapamiętają dwie osoby. I to właśnie było zgubą Ievy, gdy nawet nie myśląc, co robi, tak beztrosko wypowiedziała to jedno jedyne słowo, oszołomiona nieoczekiwaną przyjemnością płynącą z tak delikatnego dotyku.
Na widok kłów Nightraya stało się dla niej jasne, w co dokładnie się wpakowała. Wampiry z natury są groźne, kto jak kto, ale ona wiedziała o tym doskonale. Ogrom tego, co może się teraz stać uderzył w nią jak obuchem. Była w potrzasku, każda jej decyzja mogła być tą błędną... Dlatego pozwoliła mu zabrać swoją książkę, tę jedyną barierę jeszcze oddzielającą ich od siebie. Zadrżała, czując tak wielkie pokłady magii wydobywające się z jednej osoby. Podobno im starszy wampir tym silniejszy, tym potężniejszy... W takim razie ile lat musiał mieć stojący przed nią mężczyzna? Wydała z siebie cichy protest, gdy jej ręce zostały uwięzione, ale zaraz potem protest zamienił się w pomruk przyjemności, spowodowany ustami przesuwającymi się delikatnie po skórze.
-Z-za co...?- zaprotestowała gwałtownie przeciwko karze.
Czując, że ma wolną chociaż jedną rękę namacała miejsce ukrycia różdżki. Tak na wszelki wypadek... Drobne ciało zadrżało pod wpływem dotyku, a dziewczyna w końcu poddała się, obejmując go wolną dłonią za szyję i wpijając się w jego usta, niczym nie przymierzając właśnie wampir... Jednak chwilę potem gwałtownie się odsunęła, celując w mężczyznę różdżką. Co z tego, że nie mogła za wiele zrobić?
-Nie zamierzam zostać kolejną, bezimienną ofiarą...- stwierdziła spokojnie i rzeczowo, chociaż na policzkach miała rumieńce, oczy delikatnie zamglone, a serce biło w szaleńczym rytmie.
Wypowiedziane słowa mają jedną, jedyną wadę. Nie można ich cofnąć. Chociażby nie wiadomo jak się chciało, wypowiedzianych słów nie można cofnąć. Te wypowiedziane jedynie w myślach mogą zostać zapomniane, pozostać jedynie w głowie, ale wypowiedziane zapamiętają dwie osoby. I to właśnie było zgubą Ievy, gdy nawet nie myśląc, co robi, tak beztrosko wypowiedziała to jedno jedyne słowo, oszołomiona nieoczekiwaną przyjemnością płynącą z tak delikatnego dotyku.
Na widok kłów Nightraya stało się dla niej jasne, w co dokładnie się wpakowała. Wampiry z natury są groźne, kto jak kto, ale ona wiedziała o tym doskonale. Ogrom tego, co może się teraz stać uderzył w nią jak obuchem. Była w potrzasku, każda jej decyzja mogła być tą błędną... Dlatego pozwoliła mu zabrać swoją książkę, tę jedyną barierę jeszcze oddzielającą ich od siebie. Zadrżała, czując tak wielkie pokłady magii wydobywające się z jednej osoby. Podobno im starszy wampir tym silniejszy, tym potężniejszy... W takim razie ile lat musiał mieć stojący przed nią mężczyzna? Wydała z siebie cichy protest, gdy jej ręce zostały uwięzione, ale zaraz potem protest zamienił się w pomruk przyjemności, spowodowany ustami przesuwającymi się delikatnie po skórze.
-Z-za co...?- zaprotestowała gwałtownie przeciwko karze.
Czując, że ma wolną chociaż jedną rękę namacała miejsce ukrycia różdżki. Tak na wszelki wypadek... Drobne ciało zadrżało pod wpływem dotyku, a dziewczyna w końcu poddała się, obejmując go wolną dłonią za szyję i wpijając się w jego usta, niczym nie przymierzając właśnie wampir... Jednak chwilę potem gwałtownie się odsunęła, celując w mężczyznę różdżką. Co z tego, że nie mogła za wiele zrobić?
-Nie zamierzam zostać kolejną, bezimienną ofiarą...- stwierdziła spokojnie i rzeczowo, chociaż na policzkach miała rumieńce, oczy delikatnie zamglone, a serce biło w szaleńczym rytmie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|