- Minabi Izumi
Re: Gabinet Numerologii
Wto Wrz 08, 2015 3:11 am
Jemu też było trudno zapamiętać te wszystkie imiona i nazwiska. Twarze kojarzył jak najbardziej, nazwiska też szły mu całkiem w porządku, ale już zwrócenie się do kogoś imieniem zajmowało mu sporo czasu. No chyba, że było tak, że spędzał z tym kimś sporo czasu jak na przykład z Sahirem, który choć nie pojawiał się jakoś często w dormitorium to jednak został odnotowany w pamięci Minabiego. Przyglądał jej się z żywym zainteresowaniem wymalowanym w brązowych oczach i z radosnym uśmiechem, który - póki co - nie znikał z jego warg. Uścisnął jej dłoń ostrożnie acz pewnie i potrząsnął nią krótko. Wokół skośnych oczu na chwilę zrobiła się mała zmarszczka, gdy jeszcze szerzej się uśmiechnął. Minutę później uspokoił się, bo nie chciał przestraszyć dziewczyny swoim specyficznym sposobem bycia. Z doświadczenia wiedział, że ludzie różnie na niego reagowali, no ale dało się im to wybaczyć, a przede wszystkim przyzwyczaić się do tego.
- Mi również, Mer-ha-des. Mer-ce-des. MERCEDES! Ładne i niezwykłe imię! Postaram się go nie przekręcać zbytnio - i mrugnął do niej przyjaźnie jednym okiem, kładąc głowę na złożonych na ławce rękach ze zwróconą twarzą w jej stronę. Gdy zaczęła szeptać, przybliżył się nieznacznie, ale tak, żeby nie naruszyć jej przestrzeni osobistej. - Numerologia nie jest wcale taka zła i trudna. Zazwyczaj jakoś mi się udawało z niej dostawać całkiem dobre wyniki. A myślę, że nowy profesor nie będzie taki zły! Ma ciekawy strój, nie uważasz? Kojarzy mi się trochę z takimi mugolskimi dżentelmenami, co zazwyczaj siadają na ławce w parku z najnowszą gazetą i z kubkiem parującej kawy. Damy radę, Merkredens, znaczy się...Mercedes? Mercedes! - Powiedział ostatnie słowo nieco głośniejszym szeptem i zaczął kiwać głową na boki jakby usłyszał jakąś rytmiczną melodyjkę. I może rzeczywiście tak było. - Możemy za pomocą cyfr sprawdzić jak będzie wyglądać Nasz kolejny miesiąc, kiedy zajęcia się skończą. Co Ty na to? To jest naprawdę świetna zabawa!
Jego uwagę przykuło pióro, które unosiło się w powietrzu i coś notowało na najbliższym pergaminie. Z zaciekawieniem zerknął do niego i przeczytał to, co się tam znajdowało. Ale nie na głos, żeby nie było! Jego oczy zrobiły się nagle większe, a sam chłopak podniósł się do pozycji siedzącej na swoim krześle i klasnął krótko w dłonie zachwycony.
- Jesteś strasznie miła, Mercades! Znaczy się...Mercedes! Albo przynajmniej Twoje pióro jest bardzo miłe! - Powiedział i krótko ją przytulił, a kiedy profesor zaczął rozdawać podręczniki to jakby nigdy nic odsunął się i sięgnął po książkę. - Damy radę, smukła jaskółko tej wiosny.
- Mi również, Mer-ha-des. Mer-ce-des. MERCEDES! Ładne i niezwykłe imię! Postaram się go nie przekręcać zbytnio - i mrugnął do niej przyjaźnie jednym okiem, kładąc głowę na złożonych na ławce rękach ze zwróconą twarzą w jej stronę. Gdy zaczęła szeptać, przybliżył się nieznacznie, ale tak, żeby nie naruszyć jej przestrzeni osobistej. - Numerologia nie jest wcale taka zła i trudna. Zazwyczaj jakoś mi się udawało z niej dostawać całkiem dobre wyniki. A myślę, że nowy profesor nie będzie taki zły! Ma ciekawy strój, nie uważasz? Kojarzy mi się trochę z takimi mugolskimi dżentelmenami, co zazwyczaj siadają na ławce w parku z najnowszą gazetą i z kubkiem parującej kawy. Damy radę, Merkredens, znaczy się...Mercedes? Mercedes! - Powiedział ostatnie słowo nieco głośniejszym szeptem i zaczął kiwać głową na boki jakby usłyszał jakąś rytmiczną melodyjkę. I może rzeczywiście tak było. - Możemy za pomocą cyfr sprawdzić jak będzie wyglądać Nasz kolejny miesiąc, kiedy zajęcia się skończą. Co Ty na to? To jest naprawdę świetna zabawa!
Jego uwagę przykuło pióro, które unosiło się w powietrzu i coś notowało na najbliższym pergaminie. Z zaciekawieniem zerknął do niego i przeczytał to, co się tam znajdowało. Ale nie na głos, żeby nie było! Jego oczy zrobiły się nagle większe, a sam chłopak podniósł się do pozycji siedzącej na swoim krześle i klasnął krótko w dłonie zachwycony.
- Jesteś strasznie miła, Mercades! Znaczy się...Mercedes! Albo przynajmniej Twoje pióro jest bardzo miłe! - Powiedział i krótko ją przytulił, a kiedy profesor zaczął rozdawać podręczniki to jakby nigdy nic odsunął się i sięgnął po książkę. - Damy radę, smukła jaskółko tej wiosny.
- Lily Evans
Re: Gabinet Numerologii
Wto Wrz 08, 2015 3:40 am
Wyszła jak najszybciej tylko mogła z Pokoju Wspólnego i ruszyła wraz ze swoją torbą wprost do gabinetu Numerologii, gdzie czekała na nią kolejna lekcja. Szybko poprawiła swojego koka i szkolny mundurek, po czym przekroczyła próg komnaty. Jej zielone oczy rozejrzała się po sali, a usta rozciągnęły się w ciepłym uśmiechu, gdy zobaczyła znajome twarze. Posłała krótkie skinięcie w stronę Alice i Colette'a, Mercedes i Minabiego, Kaylin i Sharon, Archibalda i Riley, po czym zwróciła się bezpośrednio do nowego nauczyciela Numerologii.
- Dzień dobry, profesorze - przywitała się z mężczyzną i zajęła jedną z wolnych ławek, przechodząc do rozpakowywania swojej torby. Już po chwili na ławce znajdowało się wszystko, czego potrzebowała za wyjątkiem podręcznika, który dopiero miał wręczyć jej profesor Bułhakow. Wzięła głęboki wdech i oparła się o oparcie swojego krzesła, wpatrując się w tablicę. Cóż, jeśli nikt więcej się nie pojawi to najprawdopodobniej będzie pracowała sama.
- Dzień dobry, profesorze - przywitała się z mężczyzną i zajęła jedną z wolnych ławek, przechodząc do rozpakowywania swojej torby. Już po chwili na ławce znajdowało się wszystko, czego potrzebowała za wyjątkiem podręcznika, który dopiero miał wręczyć jej profesor Bułhakow. Wzięła głęboki wdech i oparła się o oparcie swojego krzesła, wpatrując się w tablicę. Cóż, jeśli nikt więcej się nie pojawi to najprawdopodobniej będzie pracowała sama.
- Remus J. Lupin
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 2:43 am
Gnał ile sił w nogach prosto do klasy, gdzie miała się odbyć grupowa lekcja z Numerologii, znowu powtórzenia, nie ma nic ciekawszego do przerabiania? Przecież to wszystko już znał! Między innymi z tego powodu omal się nie spóźnił. Zatrzymał się jeszcze przed drzwiami, uregulował oddech i wszedł do klasy. Rzucił szybkim okiem po sali, gdzie od razu pierwsze co ujrzał to ognista czupryna. Evansówna siedziała sama. Od razu ruszył ku niej, bo na tablicy napisane było, żeby siadać w parach.
- Dzień dobry, profesorze i przepraszam za spóźnienie - powiedział pokornie zajmując miejsce obok Lily. Uśmiechnął się do niej, po czym wyjął potrzebne materiały w postaci notatek, pióra i atramentu.
- Cześć, Lily. Wiadomo już co zaplanował? - spytał koleżanki z domu i z roku, czekając aż Bułhakow da im podręczniki. Reszty Huncwotów jak zwykle nie było, bo i po co? Przecież są ważniejsze sprawy niż zdanie egzaminów, prawda? Remusowi zaczynało to działać na nerwy, że olewają naukę jak tylko się da. Między innymi dlatego, że później będzie musiał im dać swoje notatki. Nie to, żeby robił to niechętnie, czy coś, po prostu czasem mogliby uszanować pewne zasady i samemu coś przygotować. Ale nic na to nie poradzi i jak zwykle nie piśnie ani słowa nikomu. Chciał być jak Lily, która nie dzieliła się swoimi materiałami z nikim. Zawsze zazdrościł jej bycia asertywną.
- Dzień dobry, profesorze i przepraszam za spóźnienie - powiedział pokornie zajmując miejsce obok Lily. Uśmiechnął się do niej, po czym wyjął potrzebne materiały w postaci notatek, pióra i atramentu.
- Cześć, Lily. Wiadomo już co zaplanował? - spytał koleżanki z domu i z roku, czekając aż Bułhakow da im podręczniki. Reszty Huncwotów jak zwykle nie było, bo i po co? Przecież są ważniejsze sprawy niż zdanie egzaminów, prawda? Remusowi zaczynało to działać na nerwy, że olewają naukę jak tylko się da. Między innymi dlatego, że później będzie musiał im dać swoje notatki. Nie to, żeby robił to niechętnie, czy coś, po prostu czasem mogliby uszanować pewne zasady i samemu coś przygotować. Ale nic na to nie poradzi i jak zwykle nie piśnie ani słowa nikomu. Chciał być jak Lily, która nie dzieliła się swoimi materiałami z nikim. Zawsze zazdrościł jej bycia asertywną.
- Colette Warp
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 12:07 pm
Nie pamiętał, by kiedykolwiek ogarnęło go dziwne przeczucie, że znajomość z Alice wisi na włosku. Że dobre relacje z nią są zagrożone – niezależnie do tego jak nieprawdopodobną rzeczą byłoby to spowodowane. Aż do czasu ostatnich dni, kiedy niby to najważniejsze rzeczy sobie wytłumaczyli, niby to rozstali się w pokojowym stylu, a jednak między nimi wyrosło jakieś nieprzyjemne napięcie. Colette dobrze znał to uczucie i nie trawił go najbardziej ze wszystkich: to był chyba... brak zaufania. Dopuścił do tego, że Puchonce klapki opadły z oczu i zobaczyła, że nie jest z nią całkowicie szczery, że coraz mniej starannie (bo w pośpiechu) tuszuje swoje kłamstewka, jakie w końcu po czasie odklejają się nieodpowiednio zabezpieczone i płaty tej brzydkiej farby spadają brunetce na głowę. Warp już przyzwyczaił się do tego, że nikomu i nigdy nie będzie mógł powiedzieć o sobie całej prawdy, niczego nie zatajać – a to byłoby takie wspaniałe. Cudownie byłoby po prostu pozbyć się tego wszystkiego i chociażby jednej jednostce na całe biliardy zamieszkujące Ziemię, móc się tak po prostu wygadać i nie bać, że zaprzeda te sekrety pozbawionej litości rzeczywistości albo odejdzie zabierając je ze sobą jak zgniłe jaja. Dlatego cieszył się osobami, jakim mówił większość, jakieś 99% i Panna Hughes była taką osobą. Ale to bolało, bo zasługiwała na całość.
Chciał ją odzyskać i dobrze wiedział, że będzie się musiał bardzo postarać, żeby Puchonka na nowo mu zaufała. Ale lubił to, lubił spędzać z nią czas i dawać jej różne głupstwa, z których może kilka znalazło chwalebne miejsce na jej nocnej szafce – choć tego nie mógł być pewien. Dlatego, kiedy tylko usiadła chwycił jej drobną dłoń w swoją i zamknął ją niemal całkowicie w pąku pięści.
- Super!- ucieszył się, może nawet trochę za głośno, przez co był zmuszony posłać zaskoczonemu profesorowi przepraszające spojrzenie. - Znaczy: s-super zajęcia. Yaay...
Schował głowę w ramionach i parsknął spoglądając na jego parę lekcyjną.
- Ja za tobą też, Alice. Jestem ci winien przeprosiny. Przygotuję coś specjalnego, co? Spotkajmy się godzinę po zajęciach na siódmym piętrze obok... obok gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami, okej? To taki facet, który będzie się plątał pod nogami trolli przebranych za baletnice. - puścił jej oko, a potem jej dłoń, zwracając jej przestrzeń osobistą. Akurat w tej chwili otworzyły się po raz wtóry wrota do sali i wszystkich swoją obecnością zaszczyciła rudowłosa piękność z Gryffindoru. Colette na jej skinienie odpowiedział szerokim uśmiechem. Ani razu nie zamienił z nią słowa, ale często wymieniał zdania z Potterem, jaki mówił o niej tak często, że Warpowi czasem wydawało się jakby kojarzył tę dziewczynę od dziecka. Niemniej miał do niej bardzo przyjazny stosunek.
Wziął głębszy oddech zaczepiony znowu przez jego parę i z cichym gwizdem wydobył z płuc nadmiar powietrza.
- Nic a nic. - szepnął. - Jestem z tego przedmiotu żałosnym dnem, więc cieszę się, że taka zdolniach ze mną siedzi. - napuszył się z zadowolenia, chyba samemu też łapiąc się na ten kujoni mit.
Chciał ją odzyskać i dobrze wiedział, że będzie się musiał bardzo postarać, żeby Puchonka na nowo mu zaufała. Ale lubił to, lubił spędzać z nią czas i dawać jej różne głupstwa, z których może kilka znalazło chwalebne miejsce na jej nocnej szafce – choć tego nie mógł być pewien. Dlatego, kiedy tylko usiadła chwycił jej drobną dłoń w swoją i zamknął ją niemal całkowicie w pąku pięści.
- Super!- ucieszył się, może nawet trochę za głośno, przez co był zmuszony posłać zaskoczonemu profesorowi przepraszające spojrzenie. - Znaczy: s-super zajęcia. Yaay...
Schował głowę w ramionach i parsknął spoglądając na jego parę lekcyjną.
- Ja za tobą też, Alice. Jestem ci winien przeprosiny. Przygotuję coś specjalnego, co? Spotkajmy się godzinę po zajęciach na siódmym piętrze obok... obok gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami, okej? To taki facet, który będzie się plątał pod nogami trolli przebranych za baletnice. - puścił jej oko, a potem jej dłoń, zwracając jej przestrzeń osobistą. Akurat w tej chwili otworzyły się po raz wtóry wrota do sali i wszystkich swoją obecnością zaszczyciła rudowłosa piękność z Gryffindoru. Colette na jej skinienie odpowiedział szerokim uśmiechem. Ani razu nie zamienił z nią słowa, ale często wymieniał zdania z Potterem, jaki mówił o niej tak często, że Warpowi czasem wydawało się jakby kojarzył tę dziewczynę od dziecka. Niemniej miał do niej bardzo przyjazny stosunek.
Wziął głębszy oddech zaczepiony znowu przez jego parę i z cichym gwizdem wydobył z płuc nadmiar powietrza.
- Nic a nic. - szepnął. - Jestem z tego przedmiotu żałosnym dnem, więc cieszę się, że taka zdolniach ze mną siedzi. - napuszył się z zadowolenia, chyba samemu też łapiąc się na ten kujoni mit.
- Riley Acquart
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 6:25 pm
Nie potrafiła poprawnie oceniać ludzi. Riley zbyt mocno opierała się na opinii krążącej po szkole, niż na własnych odczuciach. To dlatego tak sceptycznie podeszła do swojego dzisiejszego partnera. Wystarczyło że młodzieniec ubrany był w barwy Salazara Slytherina, by przykleić mu niewidzialną łatkę gbura i awanturnika. Jak bardzo się myliła! Wystarczyło tylko krótkie zdanie ”w porządku” wypowiedziane z ust Archibalda, by stwierdzić że chłopak ma więcej dystansu i mnóstwo wyrozumiałości niż niejeden Gryfon. Brunetce momentalnie zrobiło się głupio z powodu bezpodstawnych poglądów, które dotychczas posiadała na temat Ślizgonów. Tak mocno unikała relacji z osobami w zieleni, że niebyła wstanie nic o nich powiedzieć... niczego konkretnego. Jak wielką tajemnicą był więc dla niej Slytherin? Tajemnicą, którą warto było odkryć, ale oczywiście nie w tej chwili. Teraz zaczynały się zajęcia z Numerologii i profesor Bułhakow dobrze im o tym przypomniał rozdając pomoc edukacyjną. Młoda czarownica podziękowała leciutkim uśmiechem za otrzymaną książeczkę, lecz w głębi serca nie miała ochoty do niej zaglądać. Odsunęła od siebie ów pomoc i mimowolnie poczęła się bujać na krześle. Tak dla zabicia czasu. Oczywiście zerkała co jakiś czas na swojego kolegę z ławki, który okazał się dla niej okrutnie wielką zagadną. Taki Człowiek Zagadka. Wciąż milczała, choć bardzo korciło ją by się do niego nie zwrócić... Choć z drugiej strony, skoro miałaby powiedzieć znów jakieś durnoty, to lepiej żeby zamilkła na amen. Wpadła jednak na inny sposób by zaczepić Archibalda i wytrącić go z tej swojej zadumy. Postanowiła puścić do niego zalotne oczko w pierwszej chwili kiedy na nią spojrzy.
Ciekawe jak zareaguje tym razem...
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 9:05 pm
Zawrócił, spojrzał na Kaylin zmrużonymi oczami, po czym przypomniał sobie o ich rozmowie w bibliotece. Bułhakow zdążył już zapomnieć o tym, że wypożyczył komukolwiek egzemplarz książki, bo miał wiele nieco poważniejszych spraw na głowie, więc dziewczyna nieco go tym zaskoczyła. Bez wzruszenia na twarzy odebrał podręcznik, po czym położył go przed Lily Evans, a drugi, zgarnięty wcześniej z ławki - przed Lupinem. Chłopak najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że lekcja jeszcze się nawet oficjalnie nie zaczęła, ale nauczyciel nie miał zamiaru go z tego błędu wyprowadzać.
- Żeby mi to było ostatni raz. - skarcił go z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową.
Wrócił na swoje miejsce, przy biurku, skąd miał dobry widok na wszystkich uczniów. Nie lubił rozmów nie na temat, "konspiracyjnego szeptu", liścików, przedmiotów, które nie były potrzebne na zajęciach i wielu innych rzeczy. Niestety na wypisanie ich nikomu nie starczyłoby życia. W każdym razie stąd było mu bardzo łatwo kontrolować, czy ktoś przypadkiem nie łamie jakiś zasad. Na uniwersytecie studiował wlepianie karnych punktów niezdyscyplinowanym frajerom.
Odchrząknął, chcąc tym samym przerwać wszystkie rozmowy.
- Witam was raz jeszcze na łączonych zajęciach z numerologii! Rad jestem, że znalazły się w Hogwarcie dusze otwarte na tak pasjonujący i niedoceniony przedmiot. Nie każdy jest w stanie skupić się, otworzyć na kosmiczne wibracje, inspirujące nas do rozwoju i stawania się lepszymi. Liczby kierują naszym życiem. Im szybciej je uporządkujemy, tym szybciej wrócimy na naszą astronomiczną ścieżkę, która gwarantuje harmonijny układ ułatwiający dostęp do wrodzonych talentów. - mówiąc to uśmiechał się serdecznie, spoglądając w stronę ławki, którą zajmowali Colette i Alice. - Nie wszystkich was zdążyłem poznać, więc darujcie mi nieznajomość imion. Uczę w szkole od niedawna, a jest was w niej całkiem sporo. - rozejrzał się. Wagarujący upierdliwcy, którzy mieli dostarczyć mu zaległe zadania nie pojawili się ponownie, koszmarnie go tym irytując.
- Ponieważ jest to cykl powtórzeniowy dla roczników starszych, chciałbym przećwiczyć z wami dzisiaj najważniejsze rzeczy. Podstawy podstaw, bez których zaliczenie któregokolwiek z czekających na was egzaminów jest po prostu niemożliwe. Możecie korzystać zarówno z podręcznika jak i książek dostępnych w sali. Nie chcę widzieć pary, która siedzi i wpatruje się w sufit, ponieważ nie jest w stanie nic z siebie wyciągnąć. - zmarszczył brwi, sięgając po stojący za nim kubeczek ze zwiniętymi karteczkami. - Niech los zadecyduje nad tym, kim się zajmiecie.
Spokojnym krokiem przeszedł się po sali, podsuwając szklane naczynie każdej z par, żeby jedna z osób wylosowała im zadanie.
- Założyciele Hogwartu. Obecny dyrektor. Poznajcie ich lepiej. Co jest wam do tego potrzebne? Liczba celu życia, liczba wewnętrzna, liczba ekspresji zewnętrznej oraz ich symbolika. Sprawdźcie co im przepisały gwiazdy. Jeden sprawdzian. Dwa mózgi. Sporo czasu do zakończenia lekcji. Nie mówię, że jest to wyścig, ale dla najszybszych i najbardziej dokładnych przewidziałem nagrody. Skończona praca - kartka na biurko. W razie pytań - jestem i służę pomocą. Na tym etapie znane wam już tabelki z alfabetem numerologicznym znajdują się na stronie 38.
Wasze losy:
/ Riley i Archibald - Helga Hufflepuff
/ Lily i Remus - Salazar Slytherin
/ Kaylin i Sharon - Godryk Gryffindor
/ Alice i Colette - Rowena Ravenclaw
/ Mercedes i Minabi - Albus Dumbledore
Definicje: liczba celu życia, liczba wewnętrzna, liczba ekspresji zewnętrznej - do znalezienia w podręcznikach. Symbolika liczb również. Wszystko znajduje się na forum, więc nie musicie nigdzie grzebać.
- Żeby mi to było ostatni raz. - skarcił go z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową.
Wrócił na swoje miejsce, przy biurku, skąd miał dobry widok na wszystkich uczniów. Nie lubił rozmów nie na temat, "konspiracyjnego szeptu", liścików, przedmiotów, które nie były potrzebne na zajęciach i wielu innych rzeczy. Niestety na wypisanie ich nikomu nie starczyłoby życia. W każdym razie stąd było mu bardzo łatwo kontrolować, czy ktoś przypadkiem nie łamie jakiś zasad. Na uniwersytecie studiował wlepianie karnych punktów niezdyscyplinowanym frajerom.
Odchrząknął, chcąc tym samym przerwać wszystkie rozmowy.
- Witam was raz jeszcze na łączonych zajęciach z numerologii! Rad jestem, że znalazły się w Hogwarcie dusze otwarte na tak pasjonujący i niedoceniony przedmiot. Nie każdy jest w stanie skupić się, otworzyć na kosmiczne wibracje, inspirujące nas do rozwoju i stawania się lepszymi. Liczby kierują naszym życiem. Im szybciej je uporządkujemy, tym szybciej wrócimy na naszą astronomiczną ścieżkę, która gwarantuje harmonijny układ ułatwiający dostęp do wrodzonych talentów. - mówiąc to uśmiechał się serdecznie, spoglądając w stronę ławki, którą zajmowali Colette i Alice. - Nie wszystkich was zdążyłem poznać, więc darujcie mi nieznajomość imion. Uczę w szkole od niedawna, a jest was w niej całkiem sporo. - rozejrzał się. Wagarujący upierdliwcy, którzy mieli dostarczyć mu zaległe zadania nie pojawili się ponownie, koszmarnie go tym irytując.
- Ponieważ jest to cykl powtórzeniowy dla roczników starszych, chciałbym przećwiczyć z wami dzisiaj najważniejsze rzeczy. Podstawy podstaw, bez których zaliczenie któregokolwiek z czekających na was egzaminów jest po prostu niemożliwe. Możecie korzystać zarówno z podręcznika jak i książek dostępnych w sali. Nie chcę widzieć pary, która siedzi i wpatruje się w sufit, ponieważ nie jest w stanie nic z siebie wyciągnąć. - zmarszczył brwi, sięgając po stojący za nim kubeczek ze zwiniętymi karteczkami. - Niech los zadecyduje nad tym, kim się zajmiecie.
Spokojnym krokiem przeszedł się po sali, podsuwając szklane naczynie każdej z par, żeby jedna z osób wylosowała im zadanie.
- Założyciele Hogwartu. Obecny dyrektor. Poznajcie ich lepiej. Co jest wam do tego potrzebne? Liczba celu życia, liczba wewnętrzna, liczba ekspresji zewnętrznej oraz ich symbolika. Sprawdźcie co im przepisały gwiazdy. Jeden sprawdzian. Dwa mózgi. Sporo czasu do zakończenia lekcji. Nie mówię, że jest to wyścig, ale dla najszybszych i najbardziej dokładnych przewidziałem nagrody. Skończona praca - kartka na biurko. W razie pytań - jestem i służę pomocą. Na tym etapie znane wam już tabelki z alfabetem numerologicznym znajdują się na stronie 38.
Wasze losy:
/ Riley i Archibald - Helga Hufflepuff
/ Lily i Remus - Salazar Slytherin
/ Kaylin i Sharon - Godryk Gryffindor
/ Alice i Colette - Rowena Ravenclaw
/ Mercedes i Minabi - Albus Dumbledore
Definicje: liczba celu życia, liczba wewnętrzna, liczba ekspresji zewnętrznej - do znalezienia w podręcznikach. Symbolika liczb również. Wszystko znajduje się na forum, więc nie musicie nigdzie grzebać.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 10:07 pm
Kaylin uśmiechnęła się do nauczyciela oddając mu książkę, choć ten zdawał się nie reagować na to ani trochę. Niby to przypadkiem otarła się więc dłonią o jego dłoń przy podawaniu podręcznika i chwilę później patrzyła już na Sharon, nie na niego. W międzyczasie do sali weszły kolejne osoby, a jej umknęło to tak bardzo, że ujrzała Lupina dopiero, gdy ten siedział już z Evans i dostawał ochrzan od Bułhakowa.
- Właściwie, panie profesorze, jak sam pan przed chwilą wspomniał, lekcja jeszcze się nie zaczęła. - Powiedziała odważnie, wpatrując się w oczy nauczyciela. Dopiero po chwili odwróciła się do Remusa i pomachała mu z nieśmiałym uśmiechem.
Lekcja jednak chwilę później się rozpoczęła i Kaylin od razu wzięła się do roboty. Pozwoliła Sharon wylosować karteczkę, a gdy już znała imię i nazwisko osoby, od razu zabrała się za rozpisywanie. Wolała zacząć od policzenia wszystkiego, by potem na spokojnie przypomnieć sobie, która liczba jest którą.
- Musimy podzielić się pracą. - Mruknęła do swojej partnerki niezbyt szczęśliwa, że nie może wszystkiego zrobić sama. No ale, skoro tak trzeba było, to tak zrobią.
- Co ty na to, żebym ja zrobiła obliczenia, a ty wypisała symbolikę? Tak będzie szybciej i nie będziemy sobie przeszkadzać. - Uśmiechnęła się do towarzyszki niepewnie i spojrzała na dłoń, która jej lekko drżała. Kiedy Puchonka przystała na propozycję, Kaylin wzięła do ręki pióro i zabrała się do pracy.
Liczba celu życia:
G O D R Y K G R Y F F I N D O R
7 6 4 9 7 2 7 9 7 6 6 9 5 4 6 9
Suma: 4
Liczba wewnętrzna:
G D R K G R F F N D R
7 4 9 2 7 9 6 6 5 4 9
Suma: 5
Liczba ekspresji zewnętrznej:
O Y Y I O
6 7 7 9 6
Suma: 8
Kiedy skończyła, odłożyła pióro i spojrzała na Sharon czekając, aż dziewczyna skończy symbolikę liczb, które Krukonka dopiero, co policzyła. Teraz wszystko zależało od jej pary.
Serce Kaylin biło szybko z podekscytowania. Gdyby mogła, zrobiłaby całe zadanie sama i prawdę mówiąc, prawie się zagalopowała przechodząc do części jej towarzyszki.
- Powodzenia. - Powiedziała szeptem do dziewczyny i otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. W końcu przeczytała go już wcześniej, prawda?
- Właściwie, panie profesorze, jak sam pan przed chwilą wspomniał, lekcja jeszcze się nie zaczęła. - Powiedziała odważnie, wpatrując się w oczy nauczyciela. Dopiero po chwili odwróciła się do Remusa i pomachała mu z nieśmiałym uśmiechem.
Lekcja jednak chwilę później się rozpoczęła i Kaylin od razu wzięła się do roboty. Pozwoliła Sharon wylosować karteczkę, a gdy już znała imię i nazwisko osoby, od razu zabrała się za rozpisywanie. Wolała zacząć od policzenia wszystkiego, by potem na spokojnie przypomnieć sobie, która liczba jest którą.
- Musimy podzielić się pracą. - Mruknęła do swojej partnerki niezbyt szczęśliwa, że nie może wszystkiego zrobić sama. No ale, skoro tak trzeba było, to tak zrobią.
- Co ty na to, żebym ja zrobiła obliczenia, a ty wypisała symbolikę? Tak będzie szybciej i nie będziemy sobie przeszkadzać. - Uśmiechnęła się do towarzyszki niepewnie i spojrzała na dłoń, która jej lekko drżała. Kiedy Puchonka przystała na propozycję, Kaylin wzięła do ręki pióro i zabrała się do pracy.
Liczba celu życia:
G O D R Y K G R Y F F I N D O R
7 6 4 9 7 2 7 9 7 6 6 9 5 4 6 9
Suma: 4
Liczba wewnętrzna:
G D R K G R F F N D R
7 4 9 2 7 9 6 6 5 4 9
Suma: 5
Liczba ekspresji zewnętrznej:
O Y Y I O
6 7 7 9 6
Suma: 8
Kiedy skończyła, odłożyła pióro i spojrzała na Sharon czekając, aż dziewczyna skończy symbolikę liczb, które Krukonka dopiero, co policzyła. Teraz wszystko zależało od jej pary.
Serce Kaylin biło szybko z podekscytowania. Gdyby mogła, zrobiłaby całe zadanie sama i prawdę mówiąc, prawie się zagalopowała przechodząc do części jej towarzyszki.
- Powodzenia. - Powiedziała szeptem do dziewczyny i otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. W końcu przeczytała go już wcześniej, prawda?
- Remus J. Lupin
Re: Gabinet Numerologii
Sro Wrz 09, 2015 11:28 pm
Obserwował jak profesor idzie w ich kierunku z dwoma podręcznikami. Uważnie mu się przyglądał i stwierdził, że nie ma w nim żadnych specjalnych rewelacji. On nie był nawet przystojny! Co widziała w nim Kaylin, że siedziała wpatrzona w niego jak cielę w malowane wroga z uśmiechem przyklejonym do twarzy? Lupin nie miał pojęcia, ale przyjął słowa nauczyciela obojętnie. Zorientował się, że już wyszedł na durnia, gdyż najwyraźniej lekcja jeszcze się nie rozpoczęła. On był jednak zdania, że sama obecność nauczyciela sprawia, że wypada być przed nim. Dziwne, ale jeśli przedtem nic do Buhłakowa nie miał, to teraz poczuł coś w rodzaju nieuzasadnionej żadną normalną odpowiedzią, niechęć.
Zerknął do przodu i ciepło znowu rozlało mu się wokół ciepła na widok Kaylin. Pomachała mu! Odmachał jej z delikatnym uśmiechem i niemal natychmiast wyczuł na sobie spojrzenia kilku par oczu. Szkoda, że muszą dzisiaj rywalizować zamiast współpracować.
Wysłuchał profesora do końca i zaczął szukać potrzebnych notatek. Każda z nich była starannie zapisana i oznaczona, który rok oraz jaki temat, by w miarę szybko i sprawnie znaleźć tą potrzebną.
- Mam. Poszukaj symboliki, ja w tym czasie obliczę jego cyfry - zwrócił się do swojej partnerki w postaci Lily Evans. Trafił im się Salazar Slytherin, smutny gość spod ciemnej gwiazdy. Ponoć zapowiadał się z niego świetny nauczyciel, ale mu odbiło i chciał uczyć tylko czystych. Ciekaw był, co się dalej z nim stało. Jedyne co o nim wiadomo to to, że na pewno się ożenił z czystokrwistą czarownicą i miał dzieci, bo jego potomkowie żyją po dzień dzisiejszy. Zaczął wypisywać kolejne liczby, by na końcu je ze sobą zsumować.
SALAZAR SLYTHERIN
1131819137285995
Suma: 1
AAAYEI
111759
Suma: 6
SLZR SLTHRN
1389132895
Suma: 4
Raczej było dobrze stwierdził, gdy napisał. Nie było to specjalnie skomplikowane czy trudne zadanie. Teraz pozostaje tylko znaleźć symbolikę i można zinterpretować pana Założyciela. Mimowolnie wzrok powędrował do pierwszej ławki, gdzie siedziała Kaylin. Ona także już skończyła i czekała, aż jej sąsiadka dokończy swoją rolę. Kiedy odwróciła się w jego stronę, Remus bezceremonialnie puścił jej oczko, uśmiechając się figlarnie pod nosem.
Zerknął do przodu i ciepło znowu rozlało mu się wokół ciepła na widok Kaylin. Pomachała mu! Odmachał jej z delikatnym uśmiechem i niemal natychmiast wyczuł na sobie spojrzenia kilku par oczu. Szkoda, że muszą dzisiaj rywalizować zamiast współpracować.
Wysłuchał profesora do końca i zaczął szukać potrzebnych notatek. Każda z nich była starannie zapisana i oznaczona, który rok oraz jaki temat, by w miarę szybko i sprawnie znaleźć tą potrzebną.
- Mam. Poszukaj symboliki, ja w tym czasie obliczę jego cyfry - zwrócił się do swojej partnerki w postaci Lily Evans. Trafił im się Salazar Slytherin, smutny gość spod ciemnej gwiazdy. Ponoć zapowiadał się z niego świetny nauczyciel, ale mu odbiło i chciał uczyć tylko czystych. Ciekaw był, co się dalej z nim stało. Jedyne co o nim wiadomo to to, że na pewno się ożenił z czystokrwistą czarownicą i miał dzieci, bo jego potomkowie żyją po dzień dzisiejszy. Zaczął wypisywać kolejne liczby, by na końcu je ze sobą zsumować.
SALAZAR SLYTHERIN
1131819137285995
Suma: 1
AAAYEI
111759
Suma: 6
SLZR SLTHRN
1389132895
Suma: 4
Raczej było dobrze stwierdził, gdy napisał. Nie było to specjalnie skomplikowane czy trudne zadanie. Teraz pozostaje tylko znaleźć symbolikę i można zinterpretować pana Założyciela. Mimowolnie wzrok powędrował do pierwszej ławki, gdzie siedziała Kaylin. Ona także już skończyła i czekała, aż jej sąsiadka dokończy swoją rolę. Kiedy odwróciła się w jego stronę, Remus bezceremonialnie puścił jej oczko, uśmiechając się figlarnie pod nosem.
- Alice Hughes
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 1:52 am
Westchnęła z ulgą, czując jak część systematycznie opadającego ostatnio na ramiona i wgniatającego w ziemię ciężaru rozmywa się gładko w powietrzu. Przejechała kciukiem po zewnętrznej stronie dłoni Colette i posłała mu niepewny uśmiech. Był obok. Tak jak przez te wszystkie lata z którymi wiązała się cała masa wspomnień i pamiątek, wśród których zdecydowanie przodował - dzielnie trzymający wartę na nocnym stoliku i strzegący jej łóżka - kasztan w czapce z kapsla. Cholera wie, czemu akurat teraz przypomniała sobie jak Panicz Warp po raz pierwszy zaszczycił Pokój Wspólny w stanie nietrzeźwości i nakrywając ją drzemiącą niespokojnie przy jednym ze stolików - wybudził z koszmaru, wyciągając przy tym to dziwne dzieło sztuki z kieszeni i dorysowując na nim uśmiechniętą buźkę uroczyście obiecał, że Pan Kasztan odgoni od niej wszelkie nocne mary. I to działało! Wystarczyło jedno spojrzenie na tego brązowego rycerzyka a Hughes spychała złe sny gdzieś daleko i wtulała twarz w poduszkę, nie chcąc by chichot zbudził jej koleżanki z dormitorium. W tej chwili nie miała jednak czym zataić parsknięcia... Tak jak on schowała więc twarz w ramionach i pochyliła głowę do przodu. Lekcja jeszcze się nie zaczęła a ten mały kretyn już zwracał na siebie - bardzo zbędną - uwagę profesora... I akceptowała to. Akceptowała jego i - do jasnej cholery - to na tym powinna skupić się tego nieszczęsnego poranka, za który do tej pory pluła sobie w brodę. Pokręciła wolno głową nie spuszczając z niego wzroku.
- To ja cię przepraszam Col. - Szepnęła zostawiając cały ten temat na potem. Pełna uczniów sala nie była dobrym miejscem na poważne rozmowy. Poza tym potrzebowała teraz chwili normalności u jego boku. Dowodu na to, że Warp nadal jest Warp'em. I dostała go. - Trolle baletnice. Wszystko jasne... Masz bzika. - Pokiwała głową, nieudolnie usiłując zachować poważną minę. Obróciła głowę w stronę skrzypiących drzwi i - przyjmując wreszcie pozycję godną uczennicy na lekcji - uśmiechnęła się do Evans.
Wytrzeszczonymi oczami lustrowała wszystkie cyferki i tabele. Była kujonem. Kujonem absolutnym, którego łóżko było zazwyczaj tak zawalone książkami i notatkami, że nie sposób było się na nim położyć. Ale numerologia? Matko Bosko Kochano... Jak ktoś to kiedyś powiedział - "Nie ma cyfr prostych. Są tylko zjebane i okurwazabijciemnie"*. Mimo to, przyjmując minę doświadczonego profesora chrząknęła cicho i obróciła się w stone swojego lekcyjnego partnera.
- Już ci wszystko tłumaczę... Widzisz to krzesełko? - Stuknęła palcem w podręcznik. - To jest czwórka. A ten bałwanek obok to ósemka. - Mrugnęła kilka razy starając się opanować śmiech. - A to co przypomina sudoku - zakreśliła okrąg wokół największej tabeli - ma za zadanie zamienić twoje imię w liczby i udowodnić ci, że wszystkie twoje plany, marzenia i starania są kompletnie bezsensowne, bo całe twoje życie zostało przesądzone w momencie, w którym dali ci na imię Colette. - Nie mogła już opanować śmiechu. Nawet ta delikatna ulga, spowodowana jego obecnością była zbawienna. - Choć czasem to działa... Mi dali na imię Alice i wylondowalam w Krainie Koszmarów, znaczy się Czarów... - Zacisnęła usta w wąską kreskę, kiedy głos zabrał Profesor Bułhakow. Zaczerwieniła się lekko słysząc o astronomicznej ścieżce, błagając Merlina by był to przypadkowy, nie spowodowany przysłuchiwaniem się ich rozmowie tekst. Kiepsko było by podpaść nowemu nauczycielowi... I to pod koniec roku! Zachęcona przez Colette sięgnęła do kubeczka i wyłowiła jedną z kartek.
- Rowena Ravenclaw... - Mruknęła zerkając niechętnie na podręcznik. Chwyciła pióro i niespokojnie biegając wzrokiem od książki do pergaminu pokręciła głową. - Troskliwa, namiętna i niezbyt bystra... - Zerknęła na Warpa. - Chyba coś zepsułam...
- To ja cię przepraszam Col. - Szepnęła zostawiając cały ten temat na potem. Pełna uczniów sala nie była dobrym miejscem na poważne rozmowy. Poza tym potrzebowała teraz chwili normalności u jego boku. Dowodu na to, że Warp nadal jest Warp'em. I dostała go. - Trolle baletnice. Wszystko jasne... Masz bzika. - Pokiwała głową, nieudolnie usiłując zachować poważną minę. Obróciła głowę w stronę skrzypiących drzwi i - przyjmując wreszcie pozycję godną uczennicy na lekcji - uśmiechnęła się do Evans.
Wytrzeszczonymi oczami lustrowała wszystkie cyferki i tabele. Była kujonem. Kujonem absolutnym, którego łóżko było zazwyczaj tak zawalone książkami i notatkami, że nie sposób było się na nim położyć. Ale numerologia? Matko Bosko Kochano... Jak ktoś to kiedyś powiedział - "Nie ma cyfr prostych. Są tylko zjebane i okurwazabijciemnie"*. Mimo to, przyjmując minę doświadczonego profesora chrząknęła cicho i obróciła się w stone swojego lekcyjnego partnera.
- Już ci wszystko tłumaczę... Widzisz to krzesełko? - Stuknęła palcem w podręcznik. - To jest czwórka. A ten bałwanek obok to ósemka. - Mrugnęła kilka razy starając się opanować śmiech. - A to co przypomina sudoku - zakreśliła okrąg wokół największej tabeli - ma za zadanie zamienić twoje imię w liczby i udowodnić ci, że wszystkie twoje plany, marzenia i starania są kompletnie bezsensowne, bo całe twoje życie zostało przesądzone w momencie, w którym dali ci na imię Colette. - Nie mogła już opanować śmiechu. Nawet ta delikatna ulga, spowodowana jego obecnością była zbawienna. - Choć czasem to działa... Mi dali na imię Alice i wylondowalam w Krainie Koszmarów, znaczy się Czarów... - Zacisnęła usta w wąską kreskę, kiedy głos zabrał Profesor Bułhakow. Zaczerwieniła się lekko słysząc o astronomicznej ścieżce, błagając Merlina by był to przypadkowy, nie spowodowany przysłuchiwaniem się ich rozmowie tekst. Kiepsko było by podpaść nowemu nauczycielowi... I to pod koniec roku! Zachęcona przez Colette sięgnęła do kubeczka i wyłowiła jedną z kartek.
- Rowena Ravenclaw... - Mruknęła zerkając niechętnie na podręcznik. Chwyciła pióro i niespokojnie biegając wzrokiem od książki do pergaminu pokręciła głową. - Troskliwa, namiętna i niezbyt bystra... - Zerknęła na Warpa. - Chyba coś zepsułam...
- *:
- Irytek <3
- Sharon Gallagher
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 2:35 am
- Jjaa...? Nic takiego... oprócz bazgrołów - odpowiedziała z trudem zaskoczona, nie wiedząc jak ma się zachować w tej nowej sytuacji. Poza tym nie rozumiała tej nagłej zmiany zachowania Krukonki, przecież zdawała się być niezbyt zadowolona z jej przybycia. No ale cóż, nie zamierzała się w to za bardzo wgłębiać. Już miała z powrotem wrócić do przerwanej czynności, gdy dziewczyna się przedstawiła i wyciągnęła w jej stronę rękę. Szampon Wspaniały zamrugał kilka razy i uścisnął ją. - Jestem... Sharon. W sumie...nie idzie mi najgorzej. Przynajmniej nie szło mi najgorzej do tej pory - mruknęła pod nosem niepewnie i spuściła wzrok, odsuwając swoją rękę. Przyciągnęła bliżej książkę i zaczęła przeglądać ją w poszukiwaniu odpowiedniego rozdziału, który pomógłby im w rozwiązaniu zadania.
- Dobrze...- zgodziła się z Kaylin, nie podnosząc nawet głowy znad podręcznika i szybko przyciągnęła pergamin bliżej siebie wraz z piórem. Zerknęła jeszcze tylko na te liczby, które wyszły blondynce i zaczęła ich szybko szukać, by odkryć ich znaczenie.
4 - liczba ta oznacza zorganizowanie, zdyscyplinowanie, oraz odpowiedzialność. osoby o tej licznie podchodzą perfekcyjnie do wszelkich zadań i pracy. Są też wytrwałe, skrupulatne, i poświęcają się dla osiągnięcia celu. Mają rozwinięte zdolności manualne. Bywają szorstkie i surowe
5 - osoby o tej liczbie charakteryzują się śmiałością, pomysłowością. Są żywiołowe, emanują sporymi pokładami energii. Mają skłonność do spontaniczności, są jednak czujne i dociekliwe. Bywają jednak niespokojne i nie spieszy im się do ustatkowania.
8 - są skuteczne i sprawne. Znane ze świetnej organizacji, są dobrymi pracownikami. Charakteryzuje je upór, energiczność i bojowość. Mają wysokie wymagania, są solidne i wytrwałe.
I miała wielką nadzieję, że to właśnie o to chodziło. Napisała i podsunęła zadanie Kaylin by jeszcze zerknęła i sama oceniła, a potem oddała profesorowi. Sama bowiem wolała się nie wychylać.
- Dobrze...- zgodziła się z Kaylin, nie podnosząc nawet głowy znad podręcznika i szybko przyciągnęła pergamin bliżej siebie wraz z piórem. Zerknęła jeszcze tylko na te liczby, które wyszły blondynce i zaczęła ich szybko szukać, by odkryć ich znaczenie.
4 - liczba ta oznacza zorganizowanie, zdyscyplinowanie, oraz odpowiedzialność. osoby o tej licznie podchodzą perfekcyjnie do wszelkich zadań i pracy. Są też wytrwałe, skrupulatne, i poświęcają się dla osiągnięcia celu. Mają rozwinięte zdolności manualne. Bywają szorstkie i surowe
5 - osoby o tej liczbie charakteryzują się śmiałością, pomysłowością. Są żywiołowe, emanują sporymi pokładami energii. Mają skłonność do spontaniczności, są jednak czujne i dociekliwe. Bywają jednak niespokojne i nie spieszy im się do ustatkowania.
8 - są skuteczne i sprawne. Znane ze świetnej organizacji, są dobrymi pracownikami. Charakteryzuje je upór, energiczność i bojowość. Mają wysokie wymagania, są solidne i wytrwałe.
I miała wielką nadzieję, że to właśnie o to chodziło. Napisała i podsunęła zadanie Kaylin by jeszcze zerknęła i sama oceniła, a potem oddała profesorowi. Sama bowiem wolała się nie wychylać.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 2:55 am
Kaylin uśmiechnęła się lekko do Sharon, cały czas mając wyrzuty sumienia, że się na niej wyżyła. Niemniej jednak zdawało się, że dadzą sobie radę. Na wieść, że dziewczyna całkiem dobrze sobie radzi z Numerologią, Krukonka odetchnęła. Czyli nie było źle. Jakby Puchonka tak samo jak ona była kiepska... mogły mieć problem. Z drugiej strony, Wittermore zdążyła już załapać, o co chodzi więc coś by na pewno zrobiły. Tylko, że to nie satysfakcjonowało Pani-Perfekcyjnej. Zawsze chciała być najlepsza, a fakt, że to zajęcia profesora Bułhakowa, któremu chciała zaimponować tylko wzmagały w niej potrzebę bycia najlepszą.
Remus mógł nie rozumieć jej fascynacji nauczycielem. Ba, ona sama jeszcze nie do końca to wszystko rozumiała. Pchnięta do przodu przez Irytka pozwoliła sobie na odrobinę więcej śmiałości i zagalopowała się we własnych myślach. Poza tym, zawdzięczała profesorowi zrozumienie jego przedmiotu. A to już było coś.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo Lupin był uradowany, że zwróciła na niego uwagę. Prawdę mówiąc, to ona umierała ze szczęścia, gdy jej odmachał. Bała się, że ich wczorajsza rozmowa pozostanie jedynie w ich pamięci i Huncwot nie będzie na nią więcej zwracał uwagi. Poza tym, podczas nocnej rozmowy z Irytkiem dowiedziała się o niejakiej Erin i łączącym ją z Lupinem uczuciu. Nadal było jej trochę smutno, ale miała nadzieję, że chłopak jest z dziewczyną szczęśliwy. Gdyby tylko Krukonka wiedziała, jak bardzo została oszukana!
Nie miała jednak więcej czasu na zastanawianie się nad tym. Nie miała nawet czasu na to, żeby sobie na starszego kolegę popatrzeć. Jednak, podobnie do niego, przez chwilę zasmuciła się, że nie mogli pracować razem. Czekała ich rywalizacja i Kaylin nie zamierzała dać mu wygrać. A przynajmniej nie na Numerologii. Choć przecież na pewno był lepszy od niej. Tutaj jednak liczyła się praca zespołowa. Czyli coś, w czym dziewczę najlepsze nie było.
Szlag by to.
Świetnie, skończyła swoją część. Rozejrzała się po sali i wyglądało na to, że udało jej się to zrobić jako pierwszej. Odetchnęła głęboko i oddała kartkę towarzyszce wiedząc, że teraz wszystko zostało w jej rękach. Korzystając więc z chwili wolnego czasu rozsiadła się wygodniej i wpatrzyła w Bułhakowa. Miała idealne miejsce, wybrane z resztą nie przypadkowo. Dokładnie wprost na niego, w pierwszej ławce. Wgapiała się w jego oczy uparcie, ani na chwilę nie spuszczając wzroku. A gdy już to zrobiła, nadal to jego postać była w centrum jej uwagi.
W pewnym momencie usłyszała szmer i odwróciła się, by sprawdzić, co to było. Okazało się, że Remus też już swoją część pracy wykonał i podobnie do niej nie miał, co ze sobą zrobić. Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem, a gdy puścił do niej oczko, zakryła sobie usta by nie roześmiać się na głos. Nie chciała w końcu dostać ochrzanu od nauczyciela. Na policzkach pojawił jej się drobny rumieniec, więc szybko odwróciła się do przodu, wracając do wpatrywania się w Bułhakowa.
Długo nie musiała już siedzieć bezczynnie, gdyż Sharon wykonała swoje zadanie. Kątem oka przejrzała jej odpowiedzi, potem zajrzała do symboliki w książce. Wszystko wyglądało na to, że się zgadza.
- Super. - Szepnęła z uśmiechem do Puchonki i wstała, by odnieść kartkę na biurko nauczyciela. Kiedy już do niego podeszła uśmiechnęła się szeroko i niechętnie wróciła na swoje miejsce zostawiając pracę nauczycielowi.
Tak radosna jeszcze chyba nigdy nie była.
Remus mógł nie rozumieć jej fascynacji nauczycielem. Ba, ona sama jeszcze nie do końca to wszystko rozumiała. Pchnięta do przodu przez Irytka pozwoliła sobie na odrobinę więcej śmiałości i zagalopowała się we własnych myślach. Poza tym, zawdzięczała profesorowi zrozumienie jego przedmiotu. A to już było coś.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo Lupin był uradowany, że zwróciła na niego uwagę. Prawdę mówiąc, to ona umierała ze szczęścia, gdy jej odmachał. Bała się, że ich wczorajsza rozmowa pozostanie jedynie w ich pamięci i Huncwot nie będzie na nią więcej zwracał uwagi. Poza tym, podczas nocnej rozmowy z Irytkiem dowiedziała się o niejakiej Erin i łączącym ją z Lupinem uczuciu. Nadal było jej trochę smutno, ale miała nadzieję, że chłopak jest z dziewczyną szczęśliwy. Gdyby tylko Krukonka wiedziała, jak bardzo została oszukana!
Nie miała jednak więcej czasu na zastanawianie się nad tym. Nie miała nawet czasu na to, żeby sobie na starszego kolegę popatrzeć. Jednak, podobnie do niego, przez chwilę zasmuciła się, że nie mogli pracować razem. Czekała ich rywalizacja i Kaylin nie zamierzała dać mu wygrać. A przynajmniej nie na Numerologii. Choć przecież na pewno był lepszy od niej. Tutaj jednak liczyła się praca zespołowa. Czyli coś, w czym dziewczę najlepsze nie było.
Szlag by to.
Świetnie, skończyła swoją część. Rozejrzała się po sali i wyglądało na to, że udało jej się to zrobić jako pierwszej. Odetchnęła głęboko i oddała kartkę towarzyszce wiedząc, że teraz wszystko zostało w jej rękach. Korzystając więc z chwili wolnego czasu rozsiadła się wygodniej i wpatrzyła w Bułhakowa. Miała idealne miejsce, wybrane z resztą nie przypadkowo. Dokładnie wprost na niego, w pierwszej ławce. Wgapiała się w jego oczy uparcie, ani na chwilę nie spuszczając wzroku. A gdy już to zrobiła, nadal to jego postać była w centrum jej uwagi.
W pewnym momencie usłyszała szmer i odwróciła się, by sprawdzić, co to było. Okazało się, że Remus też już swoją część pracy wykonał i podobnie do niej nie miał, co ze sobą zrobić. Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem, a gdy puścił do niej oczko, zakryła sobie usta by nie roześmiać się na głos. Nie chciała w końcu dostać ochrzanu od nauczyciela. Na policzkach pojawił jej się drobny rumieniec, więc szybko odwróciła się do przodu, wracając do wpatrywania się w Bułhakowa.
Długo nie musiała już siedzieć bezczynnie, gdyż Sharon wykonała swoje zadanie. Kątem oka przejrzała jej odpowiedzi, potem zajrzała do symboliki w książce. Wszystko wyglądało na to, że się zgadza.
- Super. - Szepnęła z uśmiechem do Puchonki i wstała, by odnieść kartkę na biurko nauczyciela. Kiedy już do niego podeszła uśmiechnęła się szeroko i niechętnie wróciła na swoje miejsce zostawiając pracę nauczycielowi.
Tak radosna jeszcze chyba nigdy nie była.
- Archibald Gamp
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 4:08 am
Riley z pewnością nie była jedyna, większość uczniów z pozostałych domów miała podobne zdanie o Ślizgonach. I, racja, nie lubiłem tego typu powierzchownego oceniania, ale czy w tym wypadku można było ją winić? W końcu uczniowie noszący barwy Salazara sami przyczynili się do takie właśnie postrzegania ich. Ja sam wcale nie byłem lepszy od pozostałych. Myślę, że przez mój sposób bycia niejednokrotnie zostałem uznany za zarozumiałego, milczącego gbura, przyczyniając się do umacniania niepochlebnej opinii. Jak więc mogłem mieć pretensje, że Riley myślała własnie tak, a nie inaczej?
Swoją drogą, dziewczyna nie sprawiała wrażenia specjalnie zainteresowanej lekcją. Chociaż nie patrzyłem w jej stronę, to kątem oka dostrzegałem, że tylko buja się na krześle i nie wydaje się być chętna do zaglądania do podręcznika. Szczerze? Bardzo mi to odpowiadało, mnie osobiście Numerologia również jakoś wybitnie nie pochłaniała, więc w pewnym sensie cieszyłem się, że nie trafiła mi się w parze jakaś pasjonatka tego przedmiotu, która wymagałaby, żebym razem z nią z zaangażowaniem wykonywał wszystkie polecenia nauczyciela.
Jak się okazało, zadanie, które dostaliśmy do wykonania nie było aż tak trudne. Jako, że siedzieliśmy na samym końcu, nie mieliśmy już czego losować i po prostu przypadła nam Helga Hufflepuff.
Odwróciłem się w końcu w stronę mojej towarzyszki, żeby jakoś podzielić się pracą. Ta jednak wciąż nie sprawiała wrażenia zainteresowanej lekcją, a kiedy tylko napotkałem jej wzrok, mrugnęła do mnie, w sposób zdecydowanie odbiegający od czysto koleżeńskiego. Cóż, zaskoczyło mnie to bardzo i po raz kolejny uniosłem brwi, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, jak debilnie może wyglądać moja reakcja. No bo jakby nie patrzeć, Riley była śliczna, więc w takiej sytuacji normalny facet powinien się zdobyć na jakiś mniej zniechęcający wyraz twarzy, nie? Zresztą, nieważne.
- To ja policzę te liczby - powiedziałem tylko, wciąż chyba lekko zdezorientowany, kompletnie zapominając, że przecież miałem z nią ustalić, kto co zrobi.
Pochyliłem się z powrotem nad swoim pergaminem i rozpisałem wszystko, nie mając jednak stuprocentowej pewności, że obliczenia są dobre:
HELGAHUFFLEPUFF
8+5+3+7+1+8+3+6+6+3+5+7+3+6+6=77=7+7=14=1+4=5
EAUEU
5+1+3+5+3=17=1+7=8
HLGHFFLPFF
8+3+7+8+6+6+3+7+6+6=60=6+0=6
Swoją drogą, dziewczyna nie sprawiała wrażenia specjalnie zainteresowanej lekcją. Chociaż nie patrzyłem w jej stronę, to kątem oka dostrzegałem, że tylko buja się na krześle i nie wydaje się być chętna do zaglądania do podręcznika. Szczerze? Bardzo mi to odpowiadało, mnie osobiście Numerologia również jakoś wybitnie nie pochłaniała, więc w pewnym sensie cieszyłem się, że nie trafiła mi się w parze jakaś pasjonatka tego przedmiotu, która wymagałaby, żebym razem z nią z zaangażowaniem wykonywał wszystkie polecenia nauczyciela.
Jak się okazało, zadanie, które dostaliśmy do wykonania nie było aż tak trudne. Jako, że siedzieliśmy na samym końcu, nie mieliśmy już czego losować i po prostu przypadła nam Helga Hufflepuff.
Odwróciłem się w końcu w stronę mojej towarzyszki, żeby jakoś podzielić się pracą. Ta jednak wciąż nie sprawiała wrażenia zainteresowanej lekcją, a kiedy tylko napotkałem jej wzrok, mrugnęła do mnie, w sposób zdecydowanie odbiegający od czysto koleżeńskiego. Cóż, zaskoczyło mnie to bardzo i po raz kolejny uniosłem brwi, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, jak debilnie może wyglądać moja reakcja. No bo jakby nie patrzeć, Riley była śliczna, więc w takiej sytuacji normalny facet powinien się zdobyć na jakiś mniej zniechęcający wyraz twarzy, nie? Zresztą, nieważne.
- To ja policzę te liczby - powiedziałem tylko, wciąż chyba lekko zdezorientowany, kompletnie zapominając, że przecież miałem z nią ustalić, kto co zrobi.
Pochyliłem się z powrotem nad swoim pergaminem i rozpisałem wszystko, nie mając jednak stuprocentowej pewności, że obliczenia są dobre:
HELGAHUFFLEPUFF
8+5+3+7+1+8+3+6+6+3+5+7+3+6+6=77=7+7=14=1+4=5
EAUEU
5+1+3+5+3=17=1+7=8
HLGHFFLPFF
8+3+7+8+6+6+3+7+6+6=60=6+0=6
- Colette Warp
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 3:18 pm
Wszystko miało się naprostować już niedługo, Col miał już plan na to wszystko i całym swoim opanierkowanym serduchem wierzył, że wróci z Alice na prostą linię z ich przyjaźnią i będzie mógł znowu wręczać jej jakieś obdarzone twarzami duperele, jakie będą chronić jej spokojne sny, pilnować jasności myśli, pomagać w szybszym wytrzeźwieniu, a nawet odpędzać nieodpowiednich facetów! W końcu kto jak kto, ale Col jest wobec tego dziewczęcia najbardziej zazdrosny o spędzanie z nią wolnego czasu i nie zamierzał oddawać jej cennego serca jakiemuś kutasiarzowi, który wzbudzi w nim o jedną negatywną emocję za dużo...! Khym... no. To ten.
Colette wyprostował się na krześle niespokojnie, posyłając tylko na koniec szeroki, czarujący uśmiech do swojej pary, kiedy ta śmiała się z baletnic trolli. Wcale nie żartował, na piętrze naprawdę wisi taki zwariowany gobelin!
Przy okazji przysunął się bliżej i nachylił nad ramieniem dziewczyny, znacznie szerzej otwierając powieki. W sumie nigdy nie był orłem – ani tym bardziej jastrzębiem - z tego konkretnego przedmiotu, ale wcześniejsze zajęcia, jakie prowadził ich wyjątkowo-nie-świetej-pamięci-zamordowany-nauczyciel, były skupione bardziej na tym, że to on tłumaczył i współpracował z uczniami, a nie kazał im wbijać nosy w książki z tabelami i ogarniać to na własną rękę. Głównie przez to wszyscy tutaj nieco się rozleniwili i ciężko było teraz poruszyć trybiki mózgownicy. Ba, Warp był tak zblazowany, że pokiwał nawet gorliwie głową, kiedy Alice rzeczowym tonem tłumaczyła mu jak wygląda cyfra cztery.
- Okej, okej. Łapie. Znaczy... Jezu, Alice! - na szczęście nie krzyknął, tylko użył nieco bardziej dosadnego i konspiracyjnego szeptu. - Nie rób ze mnie idioty, potrafię rozróżniać cyfry. ...mondralińska. Sadzisz, że kosmos tak bardzo śmieje się z tego, że mam babskie imię, że postanowił przygotować mi coś debilnego na drodze życia? - zagaił i powoli przysunął podręcznik pod swój nos. - Kraina Czarów... Tutaj jak wskoczysz do norki w ziemi, to nie natkniesz się na królika gołodupca tylko Akromantulę, czyli nasza osobista Alicja musi mieć tyłek ze stali. - odparł spolszczając jej imię, jak to miał czasem w zwyczaju. Przy okazji objął ją jeszcze i przyciągnął do siebie, żeby było im wygodnie czerpać wiedzę z papierowego i wyjątkowo grubego źródła. I na tym romantyzm się skończył, bo wrócili do rzeczywistości zapchanej teraz po brzegi komnaty powinnością odrabiania zadanka, za jakiego sam począteczek wzięła się Panna Hughes. Col przy okazji rozglądnął się i zobaczył, że co drugi uczeń już skrobie coś na pergaminie. Chrząknął pod nosem i sam przysunął swój bliżej, po czym umoczył pióro w atramencie, żeby nie było, że tylko oni tu się kokosza i są mocno do tyłu.
- Rowena... Rowena jest ok. Szukajmy opisu, który mówi o mądrości i ambicjach, i takich tam. - mruczał i zerknął na brunetkę bezsilnie. - Dobra, czekaj, wszystko jest na pewno w podręczniku, na stronie... yyyh... - kartkował. - O, trzydzieści osiem. Dobra, to co my mieliśmy? Obliczyć liczbę celu życia... zawarta jest w literach imienia i nazwiska, zapisanych w akcie urodzenia. - przeczytał, wodząc palcem po tekście, po czym przysunął Alice swój pergamin. - Napisz Rowena Ravenclaw, najlepiej drukowanymi literami, będziemy to zaraz obliczać. Co dalej... - skupił się i wrócił do tekstu. - Liczba wewnętrzna, która zawarta jest w samogłoskach imienia i nazwiska.- zerknął na pergamin. - Czyli u nas to będzie O, E, A, A, E, A. Huh... nie jest tego za dużo. - burczał i przerzucił stronę. Nie był pewien, czy wszystko dobrze kuma, czy powinien wypełnić jakoś luki w drugim podpunkcie, gdzie nie mógł użyć reszty liter, bo były spółgłoskami. Wzruszył jednak ramionami i przeszedł do dalszej części. - I jeszcze ta ekspresja zewnętrzna czyli ta zawarta jest w spółgłoskach imienia i nazwiska. Dżizas no i tu mamy wcześniej pogubione owieczki. To tak: R, W, N, R, V, N, C, L, W. Ha! - zatrzasnął jeden podręcznik, który był jego i wrócił do książki, jaką dostali jako pomoc od Profesora. Nachylił się nad zapisanym przez Alice pergaminem. - No to teraz trzeba to obliczyć... wgl wiesz, wpadłem na coś, bo ten opis tych licz ekspresyjnych i wewnętrznych był jakiś taki dziwny... bo tam chyba chodziło o ogólne występowanie spółgłoski i samogłoski, nie? Przynajmniej ja tak to rozumiem... że na przykład jak mamy dwie samogłoski „A” przy tej pierwszej liczbie, to może wystarczy jak napiszemy i obliczymy ją raz? - zerknął na koleżankę pytająco.
Colette wyprostował się na krześle niespokojnie, posyłając tylko na koniec szeroki, czarujący uśmiech do swojej pary, kiedy ta śmiała się z baletnic trolli. Wcale nie żartował, na piętrze naprawdę wisi taki zwariowany gobelin!
Przy okazji przysunął się bliżej i nachylił nad ramieniem dziewczyny, znacznie szerzej otwierając powieki. W sumie nigdy nie był orłem – ani tym bardziej jastrzębiem - z tego konkretnego przedmiotu, ale wcześniejsze zajęcia, jakie prowadził ich wyjątkowo-nie-świetej-pamięci-zamordowany-nauczyciel, były skupione bardziej na tym, że to on tłumaczył i współpracował z uczniami, a nie kazał im wbijać nosy w książki z tabelami i ogarniać to na własną rękę. Głównie przez to wszyscy tutaj nieco się rozleniwili i ciężko było teraz poruszyć trybiki mózgownicy. Ba, Warp był tak zblazowany, że pokiwał nawet gorliwie głową, kiedy Alice rzeczowym tonem tłumaczyła mu jak wygląda cyfra cztery.
- Okej, okej. Łapie. Znaczy... Jezu, Alice! - na szczęście nie krzyknął, tylko użył nieco bardziej dosadnego i konspiracyjnego szeptu. - Nie rób ze mnie idioty, potrafię rozróżniać cyfry. ...mondralińska. Sadzisz, że kosmos tak bardzo śmieje się z tego, że mam babskie imię, że postanowił przygotować mi coś debilnego na drodze życia? - zagaił i powoli przysunął podręcznik pod swój nos. - Kraina Czarów... Tutaj jak wskoczysz do norki w ziemi, to nie natkniesz się na królika gołodupca tylko Akromantulę, czyli nasza osobista Alicja musi mieć tyłek ze stali. - odparł spolszczając jej imię, jak to miał czasem w zwyczaju. Przy okazji objął ją jeszcze i przyciągnął do siebie, żeby było im wygodnie czerpać wiedzę z papierowego i wyjątkowo grubego źródła. I na tym romantyzm się skończył, bo wrócili do rzeczywistości zapchanej teraz po brzegi komnaty powinnością odrabiania zadanka, za jakiego sam począteczek wzięła się Panna Hughes. Col przy okazji rozglądnął się i zobaczył, że co drugi uczeń już skrobie coś na pergaminie. Chrząknął pod nosem i sam przysunął swój bliżej, po czym umoczył pióro w atramencie, żeby nie było, że tylko oni tu się kokosza i są mocno do tyłu.
- Rowena... Rowena jest ok. Szukajmy opisu, który mówi o mądrości i ambicjach, i takich tam. - mruczał i zerknął na brunetkę bezsilnie. - Dobra, czekaj, wszystko jest na pewno w podręczniku, na stronie... yyyh... - kartkował. - O, trzydzieści osiem. Dobra, to co my mieliśmy? Obliczyć liczbę celu życia... zawarta jest w literach imienia i nazwiska, zapisanych w akcie urodzenia. - przeczytał, wodząc palcem po tekście, po czym przysunął Alice swój pergamin. - Napisz Rowena Ravenclaw, najlepiej drukowanymi literami, będziemy to zaraz obliczać. Co dalej... - skupił się i wrócił do tekstu. - Liczba wewnętrzna, która zawarta jest w samogłoskach imienia i nazwiska.- zerknął na pergamin. - Czyli u nas to będzie O, E, A, A, E, A. Huh... nie jest tego za dużo. - burczał i przerzucił stronę. Nie był pewien, czy wszystko dobrze kuma, czy powinien wypełnić jakoś luki w drugim podpunkcie, gdzie nie mógł użyć reszty liter, bo były spółgłoskami. Wzruszył jednak ramionami i przeszedł do dalszej części. - I jeszcze ta ekspresja zewnętrzna czyli ta zawarta jest w spółgłoskach imienia i nazwiska. Dżizas no i tu mamy wcześniej pogubione owieczki. To tak: R, W, N, R, V, N, C, L, W. Ha! - zatrzasnął jeden podręcznik, który był jego i wrócił do książki, jaką dostali jako pomoc od Profesora. Nachylił się nad zapisanym przez Alice pergaminem. - No to teraz trzeba to obliczyć... wgl wiesz, wpadłem na coś, bo ten opis tych licz ekspresyjnych i wewnętrznych był jakiś taki dziwny... bo tam chyba chodziło o ogólne występowanie spółgłoski i samogłoski, nie? Przynajmniej ja tak to rozumiem... że na przykład jak mamy dwie samogłoski „A” przy tej pierwszej liczbie, to może wystarczy jak napiszemy i obliczymy ją raz? - zerknął na koleżankę pytająco.
- Riley Acquart
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 6:15 pm
Zalotne oczko zostało puszczone w niepamięć. Sztuka uwodzenia nie była mocną stroną młodej czarownicy sądząc po reakcji Archibalda. Być może brunetka nie włożyła w swój gest odpowiednio dużego uczucia. Być może. Trudno doszukiwać się znaczeń z miny jaką przed momentem miał młodzieniec. Tylko jedno wpadło aktualnie dziewczynie do głowy... że jest już zajęty. Ktoś inny zawrócił chłopakowi w głowie i nie jest on skory do dodatkowych romansów. Riley ponownie poczuła mentalną przepaść miedzy swoim lekcyjnym partnerem. Z początku nie potrafiła go właściwie ocenić, teraz nie potrafiła do niego dotrzeć, nawet prostym gestem. Jednym słowem poniosła porażkę. Porażkę w relacjach międzyludzkich.
Na szczęście Gryfonka nie musiała zbyt długo rozwodzić się nad ów klęską bowiem lekcja Numerologii rozkręciła się na dobre. Rozkręcił się nawet Archibald, który począł skrzętnie liczyć magiczne cyferki ukryte pod imieniem i nazwiskiem jednej z założycielki Hogwartu. Kiedy skończył dziewczyna przejęła od Ślizgona pergamin i przy pomocy książki poczęła opisywać znaczenie poszczególnych cyfr.
„Helga Hufflepuff”
Liczbą Celu Życia dla świętej pamięci pani Helgii Hufflepuff była cyfra pięć, a piątki w swym działaniu są niepewne i niezwykle zmienne. Na próżno szukać było u naszej nieboszczki stabilności i równowagi. Była po prostu nieodpowiedzialna,kto by pomyślał. Potrafiła być jednak energiczna i gotowa podjąć ryzyko. Pani Helga z pewnością lubiła podróżować oraz poznawać nowe rzeczy.
Liczba Wewnętrzna u pani Hufflepuff to ósemka. Wynika więc, że nasza podejrzana była pracowita, oddana i praktyczna. Potrafiła być również zazdrosna i niesamowicie chytra. Ósemki dążą do władzy i za wszelką cenę pragną odnieść sukcesu. Nieboszczka miała więc żyłkę do interesu.
Liczbą Ekspresji Zewnętrznej dla puchońskiej założycielki szkoły była szatańska cyfra sześć. Dawniej sądzono, że szóstka to doskonałość, lecz jest ona zdolna do nieporozumień i plotek. Szóstka ma jednak kilka pozytywów jak stabilizacja, harmonia, przyjaźń. Dobrze wiodło się naszej nieboszczce w życiu rodzinnym. Pani Hufflepuff w swej ekspresji była wierna, ufna i godna zaufania.
Znaczenie symboliczne - 77, to nieskończoność, brak ograniczeń.
Kiedy brunetka skończyła, zaniosła ów pergamin na biurko nauczyciela tak jak tego oczekiwał i po chwili powróciła do swojej ławki.
Na szczęście Gryfonka nie musiała zbyt długo rozwodzić się nad ów klęską bowiem lekcja Numerologii rozkręciła się na dobre. Rozkręcił się nawet Archibald, który począł skrzętnie liczyć magiczne cyferki ukryte pod imieniem i nazwiskiem jednej z założycielki Hogwartu. Kiedy skończył dziewczyna przejęła od Ślizgona pergamin i przy pomocy książki poczęła opisywać znaczenie poszczególnych cyfr.
„Helga Hufflepuff”
Liczbą Celu Życia dla świętej pamięci pani Helgii Hufflepuff była cyfra pięć, a piątki w swym działaniu są niepewne i niezwykle zmienne. Na próżno szukać było u naszej nieboszczki stabilności i równowagi. Była po prostu nieodpowiedzialna,
Liczba Wewnętrzna u pani Hufflepuff to ósemka. Wynika więc, że nasza podejrzana była pracowita, oddana i praktyczna. Potrafiła być również zazdrosna i niesamowicie chytra. Ósemki dążą do władzy i za wszelką cenę pragną odnieść sukcesu. Nieboszczka miała więc żyłkę do interesu.
Liczbą Ekspresji Zewnętrznej dla puchońskiej założycielki szkoły była szatańska cyfra sześć. Dawniej sądzono, że szóstka to doskonałość, lecz jest ona zdolna do nieporozumień i plotek. Szóstka ma jednak kilka pozytywów jak stabilizacja, harmonia, przyjaźń. Dobrze wiodło się naszej nieboszczce w życiu rodzinnym. Pani Hufflepuff w swej ekspresji była wierna, ufna i godna zaufania.
Znaczenie symboliczne - 77, to nieskończoność, brak ograniczeń.
Kiedy brunetka skończyła, zaniosła ów pergamin na biurko nauczyciela tak jak tego oczekiwał i po chwili powróciła do swojej ławki.
- Lily Evans
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 7:20 pm
Na całe szczęście pojawił się Remus, który zajął miejsce tuż obok niej. Lily posłała mu wdzięczny uśmiech, kiedy tylko zarejestrowała jego obecność. Lepszego partnera do dzisiejszych zajęć nie mogła sobie wymarzyć! Przyglądała się mu przez chwilę, a kiedy się odezwał, przypomniała sobie, że przecież nawet się z nim nie przywitała.
- Cześć, Remusie! Wybacz, ale zamyśliłam się. Co do planów profesora...jeszcze nic na ten temat nie powiedział. Jest bardzo tajemniczy - szepnęła w stronę chłopaka. Reszty Huncwotów raczej nie spodziewała się zobaczyć, zresztą chyba żaden z nich oprócz właśnie Lupina nie uczęszczał na Numerologię. Pewnie w najlepsze obijali się w dormitorium, szykując jakiś plan na wielki powrót Huncwotów. Tak przynajmniej wydawało się Lily. Z notatkami nie dzieliła się z nikim, oprócz Erin i Dorcas, ale ta pierwsza od jakiegoś czasu rzadko bywała w dormitorium, a ta druga...zaczęła dorosłe życie z dala od Hogwartu. Tęskniła za nimi, ale nie zamierzała ciągle o tym rozmyślać, dlaczego tak rzadko się do niej odzywają. W końcu przygotowania do OWUTEMÓW były wystarczająco zajmujące. Kiedy otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie, zerknęła kotem okiem na Remusa, który jakby pobladł na twarzy i zrobił się...nieswój. A potem nagle zobaczyła jak posyła uśmiech jakieś młodej dziewczynie z Ravenclawu. Jej rude brwi uniosły się do góry, a sama Lily poczuła się dziwnie. Szturchnęła delikatnie Lupina by przywrócić go do rzeczywistości. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała, kiedy zaczął mówić profesor Numerologii. Posłała tylko pełne dezaprobaty spojrzenie Gryfonowi i skupiła się na słowach nauczyciela, zakładając pojedynczy kosmyk za ucho. Natychmiast przyciągnęła bliżej pergamin, czując gotowość do działania. Nie podobało jej się zbytnio to, że te zadanie było na czas, ale postanowiła się tym nie zajmować. Przede wszystkim zależało jej na tym, by wykonać te zadanie jak najlepiej.
- W porządku - wymruczała pod nosem w stronę Lupina, czekając na jego obliczenia. Gdy już skończył, jak najszybciej zaczęła szukać znaczenia poszczególnych cyfr w książce.
Cyfra 1 oznacza, że Salazar Slytherin był typem indywidualisty - przede wszystkim niezależnym i samotnym, o czym może świadczyć znane Nam jego podejście do czystości krwi i kłótnia z resztą założycieli Hogwartu. Nie był osobą, która szła na kompromisy i współpracowała - stawiał przede wszystkim na samodzielność. To, że wykazywał cechy egoistyczne i dominujące również nie było tajemnicą. Dlatego cyfra 1 tak dobrze oddaje jego istotę i dlatego jest liczbą celu życia.
Cyfra 6, która jest tutaj liczbą wewnętrzną Salazara może wprowadzać nieco w błąd, ale jeśli dobrze się jej przyjrzymy, zauważymy, że stabilizacja, doskonałość, zdolność do nieporozumień, powaga, nieczułość, pasywność, zachłanność, obsesyjność i władczość również wpisują się w postać Slytherina. Co do reszty cech, może mógłby być do nich zdolny, gdyby nie wpływ otoczenia i wydarzeń, które zadecydowały o jego losie, dlatego też w jego przypadku, szóstka była ukierunkowana na stricte negatywne wpływy liczby wewnętrznej.
Cyfra 4, świadczy ponownie o stabilizacji, ale też o niewzruszeniu, które było tak istotne dla tego założyciela Hogwartu. Mówi również o przyziemnym, praktycznym podejściu do większości spraw i o ciężkiej pracy, którą niewątpliwie Salazar wkładał we wszystko co robił. Bywał przewidywalny i było jasne, że nie odpuści tematu czystości krwi, który był dla niego kluczowy. Miał gorący temperament i historyczne źródła potwierdzają tę tendencję do wybuchów i toczenia konfliktów. Był wytrwałym i skrupulatnym perfekcjonistą, który poświęcił się dla osiągnięcia swojego celu. Niezawodność, powściągliwość, szorstkość, rezerwa, oschłość, chciwość i nie okazywanie uczuć, to również nie było mu obce. Tak właśnie wyglądał w oczach innych. Tak właśnie przedstawia się jego liczba ekspresji zewnętrznej.
Kiedy skończyła, zauważyła, że kilka osób już oddało swoje pergaminy, ale nie zamierzała się tym przejmować. Dumnie podniosła się z miejsca i położyła pracę swoją i Remusa na biurku nauczyciela, posyłając mu przy tym przelotne spojrzenie.
- Cześć, Remusie! Wybacz, ale zamyśliłam się. Co do planów profesora...jeszcze nic na ten temat nie powiedział. Jest bardzo tajemniczy - szepnęła w stronę chłopaka. Reszty Huncwotów raczej nie spodziewała się zobaczyć, zresztą chyba żaden z nich oprócz właśnie Lupina nie uczęszczał na Numerologię. Pewnie w najlepsze obijali się w dormitorium, szykując jakiś plan na wielki powrót Huncwotów. Tak przynajmniej wydawało się Lily. Z notatkami nie dzieliła się z nikim, oprócz Erin i Dorcas, ale ta pierwsza od jakiegoś czasu rzadko bywała w dormitorium, a ta druga...zaczęła dorosłe życie z dala od Hogwartu. Tęskniła za nimi, ale nie zamierzała ciągle o tym rozmyślać, dlaczego tak rzadko się do niej odzywają. W końcu przygotowania do OWUTEMÓW były wystarczająco zajmujące. Kiedy otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie, zerknęła kotem okiem na Remusa, który jakby pobladł na twarzy i zrobił się...nieswój. A potem nagle zobaczyła jak posyła uśmiech jakieś młodej dziewczynie z Ravenclawu. Jej rude brwi uniosły się do góry, a sama Lily poczuła się dziwnie. Szturchnęła delikatnie Lupina by przywrócić go do rzeczywistości. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała, kiedy zaczął mówić profesor Numerologii. Posłała tylko pełne dezaprobaty spojrzenie Gryfonowi i skupiła się na słowach nauczyciela, zakładając pojedynczy kosmyk za ucho. Natychmiast przyciągnęła bliżej pergamin, czując gotowość do działania. Nie podobało jej się zbytnio to, że te zadanie było na czas, ale postanowiła się tym nie zajmować. Przede wszystkim zależało jej na tym, by wykonać te zadanie jak najlepiej.
- W porządku - wymruczała pod nosem w stronę Lupina, czekając na jego obliczenia. Gdy już skończył, jak najszybciej zaczęła szukać znaczenia poszczególnych cyfr w książce.
Cyfra 1 oznacza, że Salazar Slytherin był typem indywidualisty - przede wszystkim niezależnym i samotnym, o czym może świadczyć znane Nam jego podejście do czystości krwi i kłótnia z resztą założycieli Hogwartu. Nie był osobą, która szła na kompromisy i współpracowała - stawiał przede wszystkim na samodzielność. To, że wykazywał cechy egoistyczne i dominujące również nie było tajemnicą. Dlatego cyfra 1 tak dobrze oddaje jego istotę i dlatego jest liczbą celu życia.
Cyfra 6, która jest tutaj liczbą wewnętrzną Salazara może wprowadzać nieco w błąd, ale jeśli dobrze się jej przyjrzymy, zauważymy, że stabilizacja, doskonałość, zdolność do nieporozumień, powaga, nieczułość, pasywność, zachłanność, obsesyjność i władczość również wpisują się w postać Slytherina. Co do reszty cech, może mógłby być do nich zdolny, gdyby nie wpływ otoczenia i wydarzeń, które zadecydowały o jego losie, dlatego też w jego przypadku, szóstka była ukierunkowana na stricte negatywne wpływy liczby wewnętrznej.
Cyfra 4, świadczy ponownie o stabilizacji, ale też o niewzruszeniu, które było tak istotne dla tego założyciela Hogwartu. Mówi również o przyziemnym, praktycznym podejściu do większości spraw i o ciężkiej pracy, którą niewątpliwie Salazar wkładał we wszystko co robił. Bywał przewidywalny i było jasne, że nie odpuści tematu czystości krwi, który był dla niego kluczowy. Miał gorący temperament i historyczne źródła potwierdzają tę tendencję do wybuchów i toczenia konfliktów. Był wytrwałym i skrupulatnym perfekcjonistą, który poświęcił się dla osiągnięcia swojego celu. Niezawodność, powściągliwość, szorstkość, rezerwa, oschłość, chciwość i nie okazywanie uczuć, to również nie było mu obce. Tak właśnie wyglądał w oczach innych. Tak właśnie przedstawia się jego liczba ekspresji zewnętrznej.
Kiedy skończyła, zauważyła, że kilka osób już oddało swoje pergaminy, ale nie zamierzała się tym przejmować. Dumnie podniosła się z miejsca i położyła pracę swoją i Remusa na biurku nauczyciela, posyłając mu przy tym przelotne spojrzenie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach