- Mercedes Bélanger
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 06, 2015 9:45 pm
Skocznym, radosnym krokiem do sali weszła Mercedes. Była z siebie taka dumna - pierwszy raz od dawna się nie spóźniła, jej! Dzień był taki piękny! Pochmurny, deszczyk padał, a jednak coś w nim było! Miłość wisiała w powietrzu! Nawet w tej sali, ach! Była ostatnio taka rozpromieniona, taka szczęśliwa i jak to w takich chwilach bywa - zupełnie nieświadoma, że przerywa w dość niekonwencjonalnym romansie. Pan Bułhakow ryzykował właśnie swoją posadę, Kaylin dziewictwo, Hogwart całkiem dobrego nauczyciela - tyle emocji!
- Dzień dooobrrry! - zawyła ochoczo. Lubiła cyferki. Co jak co, ale nie ma to jak dobre zajęcia z numerologii! Nie rozumiała tych gburasów, którzy woleli ślęczeć na obronie przed czarną magią, albo zaklęciach. Z jej różdżki tryskały tylko iskry i różnokolorowe płomienie. Nie to, żeby była piromanką. Po prostu lubiła patrzeć jak coś płonie.
Ochoczo przysiadła tuż obok okna. Z gabinetu numerologii rozciągał się naprawdę przepiękny widok na błonia. Wtedy dopiero spostrzegła, że mają siadać w parach. Och! No, z tym będzie problem, bo nikt jej nie lubił. Być może przez to, że była wredna, być może przez to, że wczoraj na oczach całej szkoły podciągnęła spodnie koledze, stojąc przy tym jedną nogą w misce z serdelkami. Cóż, życie kobiety zakochanej w Irytku było dość ciężkie. Mimo to nie zamieniłaby go na żadne inne! Była zadowolona ze swoich gorących uczuć ukierunkowanych w stronę nieżywej, materialnej tylko wtedy kiedy jej się chciało istoty, która przy pierwszej dłuższej rozmowie wrzuciła ją w stare ciasto. Kiedyś będą wspominać to wydarzenie ze śmiechem na ustach.
- Przepiękny mamy dzionek, nieprawdaż? - rzuciła machając nóżkami w te i we wte. Do rozpoczęcia lekcji mieli jeszcze trochę czasu.
- Dzień dooobrrry! - zawyła ochoczo. Lubiła cyferki. Co jak co, ale nie ma to jak dobre zajęcia z numerologii! Nie rozumiała tych gburasów, którzy woleli ślęczeć na obronie przed czarną magią, albo zaklęciach. Z jej różdżki tryskały tylko iskry i różnokolorowe płomienie. Nie to, żeby była piromanką. Po prostu lubiła patrzeć jak coś płonie.
Ochoczo przysiadła tuż obok okna. Z gabinetu numerologii rozciągał się naprawdę przepiękny widok na błonia. Wtedy dopiero spostrzegła, że mają siadać w parach. Och! No, z tym będzie problem, bo nikt jej nie lubił. Być może przez to, że była wredna, być może przez to, że wczoraj na oczach całej szkoły podciągnęła spodnie koledze, stojąc przy tym jedną nogą w misce z serdelkami. Cóż, życie kobiety zakochanej w Irytku było dość ciężkie. Mimo to nie zamieniłaby go na żadne inne! Była zadowolona ze swoich gorących uczuć ukierunkowanych w stronę nieżywej, materialnej tylko wtedy kiedy jej się chciało istoty, która przy pierwszej dłuższej rozmowie wrzuciła ją w stare ciasto. Kiedyś będą wspominać to wydarzenie ze śmiechem na ustach.
- Przepiękny mamy dzionek, nieprawdaż? - rzuciła machając nóżkami w te i we wte. Do rozpoczęcia lekcji mieli jeszcze trochę czasu.
- Minabi Izumi
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 06, 2015 10:14 pm
Nowy dzień zajrzał już do dormitorium chłopców VI roku i zapukał wdzięcznie do szyb, budząc tym samym Minabiego, który jak zwykle czuł w sobie ogromne pokłady energii. Miał wielką nadzieję, że uda mu się to wszystko spożytkować i sprawić, że dzisiaj jak najwięcej ludzi się uśmiechnie! Może pogoda nie była tak fantastyczna jak mu się wydawało, ale wystarczyło by szedł z szerokim uśmiechem po szkolnych korytarzach i przejeżdżał machinalnie po swojej ciemniej czuprynie. Krawat Ravenclawu był niechlujnie zawiązany pod szyją, a sam Krukon gwizdał sobie coś pod nosem, zastanawiając się jak spędzi dzisiejszy dzień. Może zrobi rundkę po zamku w poszukiwaniu jakieś znikającej sali...? To byłoby coś! Wszedł do gabinetu Numerologii i rozejrzał się wokoło z błyszczącymi oczami.
- Witam, panie profesorze! - Zwrócił się szczęśliwy do profesora Bułhakowa, po czym pomachał do Sharon i Kaylin, i postanowił usiąść obok Mercedes. Dziewczyna wyglądała na naprawdę zadowoloną, co tylko sprawiło, że Izumi jeszcze chętniej się do niej przysiadł.
- Cześć! Jeszcze się nie znamy, ale jestem Minabi Izumi! Mam nadzieję, że będzie Nam się dzisiaj dobrze pracowało. Nawet ptaki będą wtedy głośniej głosić swoją pieśń!
- Witam, panie profesorze! - Zwrócił się szczęśliwy do profesora Bułhakowa, po czym pomachał do Sharon i Kaylin, i postanowił usiąść obok Mercedes. Dziewczyna wyglądała na naprawdę zadowoloną, co tylko sprawiło, że Izumi jeszcze chętniej się do niej przysiadł.
- Cześć! Jeszcze się nie znamy, ale jestem Minabi Izumi! Mam nadzieję, że będzie Nam się dzisiaj dobrze pracowało. Nawet ptaki będą wtedy głośniej głosić swoją pieśń!
- Archibald Gamp
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 06, 2015 10:42 pm
Czy tylko moim zdaniem te wszystkie łączone lekcje były cholernie nietrafionym pomysłem? Nie żebym narzekał, bo serio, nie robiło mi to wielkiej różnicy, z kim siedzę w sali, ale powtórki w tak dużych grupach są raczej mało skuteczne. Zwłaszcza, że może i do pewnego stopnia mieliśmy ten sam materiał, ale co z resztą? Piąte i szóste klasy miały niepotrzebnie powtarzać coś, co jest spoza ich programu, czy to raczej my mieliśmy być poszkodowani i ograniczać się na tych zajęciach do materiału z piątego rocznika maksymalnie?
No ale, skoro i tak nie miałem na to wpływu, to jaki sens się nad tym rozwodzić?
Szczerze mówiąc, nie pamiętam już nawet dlaczego zapisałem się na Numerologię. Nie mniej jednak, brakowało mi zajęć prowadzonych przez Nightray'a. Trzeba było przyznać, że był z niego całkiem dobry nauczyciel, mimo... pewnych wad. No cóż, ale na to, kto nas uczy, też przecież nie miałem wpływu, nie? Zwłaszcza, że Nightray i tak nie był już zdolny do prowadzenia lekcji. Właściwie - będąc martwym nie był już zdolny do czegokolwiek.
Wszedłem do klasy i standardowo na powitanie skinąłem głową w stronę nauczyciela. Od razu rzuciła mi się w oczy treść napisana na tablicy. Cudownie. Praca w parach to coś, czego zdecydowanie mi brakowało.
Chcąc, nie chcąc, usiadłem w ostatniej ławce, mentalnie przygotowując się na to, że miejsce obok mnie potencjalnie zostanie zajęte przez jakąś przypadkową osobę, z którą prawdopodobnie nie będę miał ochoty współpracować.
No ale, skoro i tak nie miałem na to wpływu, to jaki sens się nad tym rozwodzić?
Szczerze mówiąc, nie pamiętam już nawet dlaczego zapisałem się na Numerologię. Nie mniej jednak, brakowało mi zajęć prowadzonych przez Nightray'a. Trzeba było przyznać, że był z niego całkiem dobry nauczyciel, mimo... pewnych wad. No cóż, ale na to, kto nas uczy, też przecież nie miałem wpływu, nie? Zwłaszcza, że Nightray i tak nie był już zdolny do prowadzenia lekcji. Właściwie - będąc martwym nie był już zdolny do czegokolwiek.
Wszedłem do klasy i standardowo na powitanie skinąłem głową w stronę nauczyciela. Od razu rzuciła mi się w oczy treść napisana na tablicy. Cudownie. Praca w parach to coś, czego zdecydowanie mi brakowało.
Chcąc, nie chcąc, usiadłem w ostatniej ławce, mentalnie przygotowując się na to, że miejsce obok mnie potencjalnie zostanie zajęte przez jakąś przypadkową osobę, z którą prawdopodobnie nie będę miał ochoty współpracować.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 06, 2015 10:53 pm
Niestety, totalnie niezamierzony podryw Krukonki został przerwany przez wejście nieznanej jej Puchonki. Dziewczyna jedynie spojrzała na nowo przybyłą i choć wewnątrz poczuła dziwne uczucie żalu, nie powiedziała nic nie miłego. Tak naprawdę sama nie wiedziała, czemu pojawiło się w niej tyle złości, a na usta cisnęły brzydkie, niegodne jej niewinnych ust słowa. Całe szczęście, że Kaylin nie wiedziała jeszcze, że był to zalążek zazdrości, bo kto wie, jakby na to zareagowała?
- Jeżeli musisz. - Mruknęła cicho odwracając wzrok od dziewczyny i kątem oka obserwując Bułhakowa. Ach, jakiż musiał mieć z niej ubaw! Sama myśl o tym sprawiała, że czuła jak żołądek jej się zaciska i jedyne o czym marzyła, to wyjść z sali jak najszybciej się da. Z drugiej strony, miała okazję przez najbliższy czas poobserwować sobie nauczyciela, którego tak bardzo polubiła i nie mogła przeoczyć takiej okazji.
Jej zainteresowanie profesorem stawało się powoli odrobinę niezdrowe, choć dziewczę nie zdawało sobie jeszcze z tego sprawy. Zazdrość była początkiem tego, co mogło się zdarzyć, jeżeli Kaylin nie pohamuje samej siebie. A biorąc pod uwagę nieświadomość, z którą do tego wszystkiego podchodziła... Mogło być różnie.
- To znaczy, tak. Możesz. W końcu i tak nie mam pary. - Powiedziała lekko naburmuszonym tonem, a jej policzki nabrały okrągłych kształtów gdy wciągnęła powietrze. Spojrzała, tym razem otwarcie, na profesora, jakby oczekując jakiegoś komentarza. Chociażby zadania. Nie należała do otwartych i pewnych siebie, więc kontakt z osobą w parze chciała ograniczyć do minimum.
Potem sala zaczęła się wypełniać. Mercedes i Minami wydawali się być bardzo żywiołowi i ku radości Kay usiedli z daleka od nich. Dziewczyna zdecydowanie nie pasowała temperamentem to żadnego z nich. Potem pojawił się jeszcze jeden uczeń, a Kaylin zrobiło się jakoś dziwnie. Nie kojarzyła żadnego z nich. Nie wiedziała, czy to przez fakt bycia na różnych rocznikach, czy po prostu przez to, że nigdy nie zwracała na ludzi uwagi. Teraz czuła się przez to odrobinę nieswojo i jedynie postać nauczyciela była dla niej znajoma. A co za tym szło, najchętniej pracowałaby tylko z nim. I tym razem nie było w tym żadnych podtekstów, jedynie jej strach przed innymi.
- Czym mamy się dzisiaj zająć, profesorze? - Zapytała, choć dobrze wiedziała. W końcu powiedział jej to, gdy widzieli się ostatni raz, prawda? Ach, ale przecież miała zachować to tylko dla siebie! W głosie dziewczyny można było wyczuć niepewność i strach, choć przecież Vakel dobrze wiedział, że nie jego lekcji się obawiała.
- Jeżeli musisz. - Mruknęła cicho odwracając wzrok od dziewczyny i kątem oka obserwując Bułhakowa. Ach, jakiż musiał mieć z niej ubaw! Sama myśl o tym sprawiała, że czuła jak żołądek jej się zaciska i jedyne o czym marzyła, to wyjść z sali jak najszybciej się da. Z drugiej strony, miała okazję przez najbliższy czas poobserwować sobie nauczyciela, którego tak bardzo polubiła i nie mogła przeoczyć takiej okazji.
Jej zainteresowanie profesorem stawało się powoli odrobinę niezdrowe, choć dziewczę nie zdawało sobie jeszcze z tego sprawy. Zazdrość była początkiem tego, co mogło się zdarzyć, jeżeli Kaylin nie pohamuje samej siebie. A biorąc pod uwagę nieświadomość, z którą do tego wszystkiego podchodziła... Mogło być różnie.
- To znaczy, tak. Możesz. W końcu i tak nie mam pary. - Powiedziała lekko naburmuszonym tonem, a jej policzki nabrały okrągłych kształtów gdy wciągnęła powietrze. Spojrzała, tym razem otwarcie, na profesora, jakby oczekując jakiegoś komentarza. Chociażby zadania. Nie należała do otwartych i pewnych siebie, więc kontakt z osobą w parze chciała ograniczyć do minimum.
Potem sala zaczęła się wypełniać. Mercedes i Minami wydawali się być bardzo żywiołowi i ku radości Kay usiedli z daleka od nich. Dziewczyna zdecydowanie nie pasowała temperamentem to żadnego z nich. Potem pojawił się jeszcze jeden uczeń, a Kaylin zrobiło się jakoś dziwnie. Nie kojarzyła żadnego z nich. Nie wiedziała, czy to przez fakt bycia na różnych rocznikach, czy po prostu przez to, że nigdy nie zwracała na ludzi uwagi. Teraz czuła się przez to odrobinę nieswojo i jedynie postać nauczyciela była dla niej znajoma. A co za tym szło, najchętniej pracowałaby tylko z nim. I tym razem nie było w tym żadnych podtekstów, jedynie jej strach przed innymi.
- Czym mamy się dzisiaj zająć, profesorze? - Zapytała, choć dobrze wiedziała. W końcu powiedział jej to, gdy widzieli się ostatni raz, prawda? Ach, ale przecież miała zachować to tylko dla siebie! W głosie dziewczyny można było wyczuć niepewność i strach, choć przecież Vakel dobrze wiedział, że nie jego lekcji się obawiała.
- Mercedes Bélanger
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 06, 2015 11:08 pm
Spojrzała na Kaylin spode łba. Na usta aż cisnęło się głośne: ale to było niemiłe! Biedna Sharon, najwyraźniej nieszczęśliwie trafiła na kogoś, kto miał gorszy dzień. Nie była to już jednak sprawa Mercedes, bo po jej prawej wyrosła niesamowicie urocza i pozytywna postać, której z przechadzania się szkolnymi korytarzami zupełnie nie kojarzyła. Nie dziwota - krukoni jakoś ginęli jej w tłumie.
- Oh! - jęknęła, kiedy ten dosiadł się tak swawolnie i jak z karteczki wyrecytował uprzejme, rozbudowane powitanie. Zamrugała wpierw, jakby niepewna tego, czy to wszystko naprawdę się stało, po czym od razu wyciągnęła w jego stronę rękę. - Totalnie miło mi cię poznać! Jestem Mercedes. - przedstawiła się, po czym dotarło do niej, że Azjata podał również swoje nazwisko. - Mercedes Bélanger. - sprecyzowała więc, nie odrywając od niego spojrzenia. Wtem jej głos zbliżył się do konspiracyjnego szeptu, żeby wydusić z siebie krótkie:
- Tylko wiesz, ja jestem beznadziejna z tego przedmiotu, a ten nowy profesor trochę mnie przeraża. Nawet by mnie nie zdziwiło, gdyby cwaniakował po godzinach. - mówiąc cwaniakował miała na myśli, rzecz jasna, zabijanie niewinnych ludzi. Co ta krukonka sobie myślała? Przecież źle mu z oczu patrzy.
- Oh! - jęknęła, kiedy ten dosiadł się tak swawolnie i jak z karteczki wyrecytował uprzejme, rozbudowane powitanie. Zamrugała wpierw, jakby niepewna tego, czy to wszystko naprawdę się stało, po czym od razu wyciągnęła w jego stronę rękę. - Totalnie miło mi cię poznać! Jestem Mercedes. - przedstawiła się, po czym dotarło do niej, że Azjata podał również swoje nazwisko. - Mercedes Bélanger. - sprecyzowała więc, nie odrywając od niego spojrzenia. Wtem jej głos zbliżył się do konspiracyjnego szeptu, żeby wydusić z siebie krótkie:
- Tylko wiesz, ja jestem beznadziejna z tego przedmiotu, a ten nowy profesor trochę mnie przeraża. Nawet by mnie nie zdziwiło, gdyby cwaniakował po godzinach. - mówiąc cwaniakował miała na myśli, rzecz jasna, zabijanie niewinnych ludzi. Co ta krukonka sobie myślała? Przecież źle mu z oczu patrzy.
- Irytek
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 12:01 am
Po wydarzeniach poprzedniego wieczora, a może raczej całego dnia, bo od rana było ciekawiej niż zazwyczaj, jakoś mniej chętnie spędzał czas na samotnych przechadzkach i ganianiu losowych uczniów. To nie tak, że tęsknił czy coś, to byłoby niedorzeczne przecież. Najzwyczajniej w świecie był ciekaw co robi o tej godzinie ruda gryfonka, a ponieważ nie dostrzegł jej przed rozpoczęciem zajęć, postanowił polecieć na siódme piętro i zajrzeć do gabinetu numerologicznego. Z tego co się orientował, właśnie tam powinna teraz przebywać, chyba, że znowu dała sobie siana z nauką i marnuje czas w zaciemnionej, opuszczonej komnacie, majstrując kolejne dziwa do swej obszernej kolekcji. Niemniej, po dormitorium Gryffindoru najbliżej miał tą niewielką salkę lekcyjną, więc równie dobrze mógł ją po drodze przejrzeć. I... bingo. Nie dość, że siedziała grzecznie w ławce, to jeszcze poznawała nowego kolegę. "Izumi z szóstego roku." Zmrużył oczy, jednak szybko zbliżył się do parki, jak magnes przyciągany do pozytywnej i niespożytej energii krukona. Przebywanie w jego towarzystwie było uzależniające, lecz zarazem nudne. Nie był typem, który szalał na prawo i lewo, a wszelkie zaczepki spływały po nim niczym po kaczce. Ładował jednak bateryjki żywiących się energią stworzeń, a to zawsze coś w tym stresującym okresie.
Wiecie co jest ostatnim krzykiem mody? Te samopiszące pióra! Tańsze egzemplarze pożyczane znajomym w ramach żartu piszą same bzdury i to kiedy tylko się je wyjmie. Niczym niezwykłym było, kiedy przedmiot leżący wśród rzeczy Mercedes ożył i wziął się za bazgrolenie po rozłożonym, niepilnowanym pergaminie.
Totalnie miło cię poznać. Jesteś prześliczny. Mówię to każdemu, ale oj tam, oj tam~!
To nie była zazdrość. Nie był zdolny do odczuwania emocji, a zwłaszcza nie miał podstaw do tak przyziemnych i głupich rzeczy jak zawiść. Po prostu się nudził, gdy ona wolała iść na jakieś durne zajęcia, które i tak nigdy w życiu jej się nie przydadzą. Do tego gadała w najlepsze z Minabim, jakby ten facet nie miał wystarczająco dużo przyjaciół. Nie mógł usiąść gdziekolwiek indziej? Tyle wolnych miejsc było. Że niby profesor kazał? A kogo obchodzi formułka na tablicy? Nikogo. A najmniej Irytka.
Wiecie co jest ostatnim krzykiem mody? Te samopiszące pióra! Tańsze egzemplarze pożyczane znajomym w ramach żartu piszą same bzdury i to kiedy tylko się je wyjmie. Niczym niezwykłym było, kiedy przedmiot leżący wśród rzeczy Mercedes ożył i wziął się za bazgrolenie po rozłożonym, niepilnowanym pergaminie.
Totalnie miło cię poznać. Jesteś prześliczny. Mówię to każdemu, ale oj tam, oj tam~!
To nie była zazdrość. Nie był zdolny do odczuwania emocji, a zwłaszcza nie miał podstaw do tak przyziemnych i głupich rzeczy jak zawiść. Po prostu się nudził, gdy ona wolała iść na jakieś durne zajęcia, które i tak nigdy w życiu jej się nie przydadzą. Do tego gadała w najlepsze z Minabim, jakby ten facet nie miał wystarczająco dużo przyjaciół. Nie mógł usiąść gdziekolwiek indziej? Tyle wolnych miejsc było. Że niby profesor kazał? A kogo obchodzi formułka na tablicy? Nikogo. A najmniej Irytka.
- Riley Acquart
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 10:22 am
Nie mogła się dziś przebudzić. Tłukła się po łóżku jak dziki kot... co chwila zmieniając pozycję, ani na moment nie otwierając oczu. Słyszała jak dziewczyny z jej dormitorium szykują się na śniadanie i na zajęcia, lecz ona nadal wypoczywała. Była chyba największym śpiochem w całym Gryffindorze. Niestety również i na nią przyszła pora. Z trudem zwlokła się z pościeli i leniwie pomknęła pod prysznic. To właśnie ciepła woda całkowicie przywróciła Riley do życia. Później już wszystko przychodziło jej z łatwością. Szybko się ubrała, zrobiła leciutki makijaż, chwyciła torbę i pomknęła do klasy. Na śniadanie oczywiście nie było już czasu.
Kiedy brunetka dotarła na zajęcia w sali przebywało już całkiem sporo osób. Sporo jak na Numerologię... ale to bardzo dobrze, bo im więcej uczniów tym mniejsze prawdopodobieństwo na pytania skierowane w jej stronę. Młoda czarownica skłoniła się leciutko nauczycielowi i spojrzała mimowolnie na tablicę. Ciekawe kto jeszcze nie ma pary – odparła w myślach i rozejrzała się uważnie po klasie. Dziewczyna szybko odnalazła swoje przeznaczenie. Był nim Archibald Gamp, dumny Ślizgon z siódmej klasy. Cóż za niespodzianka... los ponownie zadrwił z brunetki, łącząc w parę dwa skłócone domy.
Bez słowa Riley pomknęła do ostatniej ławki i usiadła obok młodzieńca. Milczała. Mówią, że milczenie jest złotem. Może... ale nie wiem czy jest aż tyle warte. W każdym razie, ma swoją cenę za którą trzeba płacić. Młoda czarownica nigdy nie potrafiła długo milczeć, dlatego w końcu wyszeptała:
- To nie moja wina, że usiadłam obok ciebie. Nie ja wymyśliłam te głupie zasady łączenia się w pary, więc nie myśl, że zrobiłam to specjalnie... – urwała na moment zdając sobie sprawę, że jej słowa mogły wypaść dziwnie. Poczęła się tłumaczyć, mimo że nikt od niej tego nie oczekiwał. Po chwili dodała – ...Mam na imię Riley.
Spojrzała na chłopaka ciekawa jego reakcji.
Kiedy brunetka dotarła na zajęcia w sali przebywało już całkiem sporo osób. Sporo jak na Numerologię... ale to bardzo dobrze, bo im więcej uczniów tym mniejsze prawdopodobieństwo na pytania skierowane w jej stronę. Młoda czarownica skłoniła się leciutko nauczycielowi i spojrzała mimowolnie na tablicę. Ciekawe kto jeszcze nie ma pary – odparła w myślach i rozejrzała się uważnie po klasie. Dziewczyna szybko odnalazła swoje przeznaczenie. Był nim Archibald Gamp, dumny Ślizgon z siódmej klasy. Cóż za niespodzianka... los ponownie zadrwił z brunetki, łącząc w parę dwa skłócone domy.
Bez słowa Riley pomknęła do ostatniej ławki i usiadła obok młodzieńca. Milczała. Mówią, że milczenie jest złotem. Może... ale nie wiem czy jest aż tyle warte. W każdym razie, ma swoją cenę za którą trzeba płacić. Młoda czarownica nigdy nie potrafiła długo milczeć, dlatego w końcu wyszeptała:
- To nie moja wina, że usiadłam obok ciebie. Nie ja wymyśliłam te głupie zasady łączenia się w pary, więc nie myśl, że zrobiłam to specjalnie... – urwała na moment zdając sobie sprawę, że jej słowa mogły wypaść dziwnie. Poczęła się tłumaczyć, mimo że nikt od niej tego nie oczekiwał. Po chwili dodała – ...Mam na imię Riley.
Spojrzała na chłopaka ciekawa jego reakcji.
- Archibald Gamp
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 11:02 am
No i nie musiałem długo czekać.
Do sali weszła niewysoka brunetka, wnioskując z herbu na szacie - Gryfonka. Nie żeby mi to przeszkadzało, dom jak dom. Byłem niemal pewny, że nie jest z mojego rocznika, no ale z drugiej strony, tak mało uwagi poświęcałem innym, że po prostu mogłem jej wcześniej nie zauważyć. Chociaż to raczej mało prawdopodobne, po siedmiu latach wspólnej nauki kojarzyłbym chociaż jej twarz z sali. Więc tak, z pewnością była młodsza.
Z nieznanego mi powodu postanowiła zająć miejsce obok mnie. Cóż, to teoretycznie też mi nie przeszkadzało, w końcu miały być pary, ale może gdzieś tam po cichu liczyłem na to, że ilość osób na zajęciach okaże się nieparzysta i jakimś trafem to akurat ja zostanę sam. No, nieważne.
Początkowo dziewczyna milczała, co szczerze mówiąc, bardzo mi odpowiadało. Liczyłem na to, że po prostu zrobimy, co mamy zrobić, darując sobie zbędne uprzejmości i tyle. Bez żadnych pogawędek na kompletnie nieciekawe tematy, na które rozmawia się tylko dla zabicia czasu albo by uniknąć niezręczniej ciszy. Swoja drogą - nie mam pojęcia, kto to wymyślił. Żadna cisza nie jest tak niezręczna, jak wymuszona rozmowa.
W każdym razie, korzystając z tego, że koleżanka raczej nie kwapi się do rozmowy, zacząłem wyciągać z torby rzeczy potrzebne do zajęć. I ledwo skończyłem to robić, a okazało się, że jednak się przeliczyłem, a dziewczyna wcale nie zamierzała milczeć.
Spojrzałem w jej stronę, kiedy tylko usłyszałem jej głos i mimowolnie uniosłem brew.
Serio, albo to ja wyglądałem w jej oczach niesamowicie przerażająco, albo to ona była wybitnie zestresowana. No chyba, że istniał jeszcze jakiś inny potencjalny powód, dla którego zaczęła się tłumaczyć, dlaczego usiadła obok mnie, mimo że przecież nie robiłem jej żadnych wyrzutów z tego powodu.
- W porządku - powiedziałem, kiedy tylko skończyła. - Archibald - również się przedstawiłem.
Nie siliłem się jednak na nic więcej. Kompletnie nie zależało mi na podtrzymaniu konwersacji, czy chociażby stworzeniu miłej atmosfery do współpracy. Co jednak nie oznaczało, że zamierzałem zachowywać się jak gbur i kompletnie ją ignorować. Nie, nie, w końcu miałem gdzieś tam wpojone jakieś dobre maniery.
Do sali weszła niewysoka brunetka, wnioskując z herbu na szacie - Gryfonka. Nie żeby mi to przeszkadzało, dom jak dom. Byłem niemal pewny, że nie jest z mojego rocznika, no ale z drugiej strony, tak mało uwagi poświęcałem innym, że po prostu mogłem jej wcześniej nie zauważyć. Chociaż to raczej mało prawdopodobne, po siedmiu latach wspólnej nauki kojarzyłbym chociaż jej twarz z sali. Więc tak, z pewnością była młodsza.
Z nieznanego mi powodu postanowiła zająć miejsce obok mnie. Cóż, to teoretycznie też mi nie przeszkadzało, w końcu miały być pary, ale może gdzieś tam po cichu liczyłem na to, że ilość osób na zajęciach okaże się nieparzysta i jakimś trafem to akurat ja zostanę sam. No, nieważne.
Początkowo dziewczyna milczała, co szczerze mówiąc, bardzo mi odpowiadało. Liczyłem na to, że po prostu zrobimy, co mamy zrobić, darując sobie zbędne uprzejmości i tyle. Bez żadnych pogawędek na kompletnie nieciekawe tematy, na które rozmawia się tylko dla zabicia czasu albo by uniknąć niezręczniej ciszy. Swoja drogą - nie mam pojęcia, kto to wymyślił. Żadna cisza nie jest tak niezręczna, jak wymuszona rozmowa.
W każdym razie, korzystając z tego, że koleżanka raczej nie kwapi się do rozmowy, zacząłem wyciągać z torby rzeczy potrzebne do zajęć. I ledwo skończyłem to robić, a okazało się, że jednak się przeliczyłem, a dziewczyna wcale nie zamierzała milczeć.
Spojrzałem w jej stronę, kiedy tylko usłyszałem jej głos i mimowolnie uniosłem brew.
Serio, albo to ja wyglądałem w jej oczach niesamowicie przerażająco, albo to ona była wybitnie zestresowana. No chyba, że istniał jeszcze jakiś inny potencjalny powód, dla którego zaczęła się tłumaczyć, dlaczego usiadła obok mnie, mimo że przecież nie robiłem jej żadnych wyrzutów z tego powodu.
- W porządku - powiedziałem, kiedy tylko skończyła. - Archibald - również się przedstawiłem.
Nie siliłem się jednak na nic więcej. Kompletnie nie zależało mi na podtrzymaniu konwersacji, czy chociażby stworzeniu miłej atmosfery do współpracy. Co jednak nie oznaczało, że zamierzałem zachowywać się jak gbur i kompletnie ją ignorować. Nie, nie, w końcu miałem gdzieś tam wpojone jakieś dobre maniery.
- Colette Warp
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 12:55 pm
Wszedł pospiesznie do sali, nie bardzo spóźniony, choć już zauważył, że osoba Profesora z wyprzedzeniem zaszczyciła swoich najwierniejszych wyznawców. Puchon przełknął nerwowo ślinę, zamykając za sobą drzwi z lekkim trzaśnięciem (jakiego wymagały każde wrota tego starego zamczyska) i zwrócił się bezpośrednio do bożyszcza tej świątyni.
- Dziędobry... znaczy dzieńdobry Profesorze. - pacnął się otwartą dłonią w czoło i widząc, że frekwencja jest całkiem znośna zlazł niżej do ławek bliższych biurkowi prowadzącego i usiadł nieco przed Archibaldem i Riley od których jako jedynych czuł jakieś bardziej pozytywne feromony. Na randkę nie było szans, ale posiedzieć przed nimi mógł. Sam... bo wszędzie dookoła wszyscy mieli pary. Chłopak sapnął tylko i zaczął wyciągać podręczniki i zwinięte w rulon pergaminy oraz kałamarz i pióro, jakiego chorągiewkę zaczął prostować w palcach.
Słyszał w klasie słodkie głosiki dziewczyn, jakie zjawiły się tu w powalającej większości, spychając jego i siedzącego niedaleko za nim Ślizgona na margines bycia miejscowymi „rodzynkami” - jak to zwykła mówić ciotka Pegg, kiedy na wakacjach tarmosiła policzki Cola. Dobra, stop. Zarówno wspomnienia o ciotce Pegg, jak i miętolona chorągiewka pióra miały już dość.
Warp wsunął koniec swojego narzędzia pisarskiego do kałamarza i czekał.
- Dziędobry... znaczy dzieńdobry Profesorze. - pacnął się otwartą dłonią w czoło i widząc, że frekwencja jest całkiem znośna zlazł niżej do ławek bliższych biurkowi prowadzącego i usiadł nieco przed Archibaldem i Riley od których jako jedynych czuł jakieś bardziej pozytywne feromony. Na randkę nie było szans, ale posiedzieć przed nimi mógł. Sam... bo wszędzie dookoła wszyscy mieli pary. Chłopak sapnął tylko i zaczął wyciągać podręczniki i zwinięte w rulon pergaminy oraz kałamarz i pióro, jakiego chorągiewkę zaczął prostować w palcach.
Słyszał w klasie słodkie głosiki dziewczyn, jakie zjawiły się tu w powalającej większości, spychając jego i siedzącego niedaleko za nim Ślizgona na margines bycia miejscowymi „rodzynkami” - jak to zwykła mówić ciotka Pegg, kiedy na wakacjach tarmosiła policzki Cola. Dobra, stop. Zarówno wspomnienia o ciotce Pegg, jak i miętolona chorągiewka pióra miały już dość.
Warp wsunął koniec swojego narzędzia pisarskiego do kałamarza i czekał.
- Alice Hughes
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 2:09 pm
Chociaż wiedziała, że znowu jakimś cudem udało jej się uniknąć spóźnienia pokonała ostatni korytarz szybkim krokiem i pchnęła drewniane drzwi darując sobie - jak to miała w zwyczaju -jakiegokolwiek doprowadzenie się do porządku czy chociaż by upewnienie się, że zabrała ze sobą wszystko co potrzebne. Nieco zaskoczona podekscytowanymi szmerami - mieli przecież numerologię, nie obronę przed czarną magią - wsunęła się do sali i skinęła głową nauczycielowi. Zerknęła przy tym na zapisaną już tablicę i prawie jęknęła. Najwyraźniej mogła zapomnieć o zaszyciu się w jednym z kątów i udawaniu, że nie istnieje. Numerologia od dłuższego czasu stanowiła dla niej w końcu "zapchajdziurę". Nie potrzebny do niczego ani nie ekscytujący zbytnio przedmiot, na który zapisała się lata temu w nagłym przypływie ambicji i ciekawości. Nie poświęcając jej więcej czasu niż było potrzebne na uzyskanie jakiegokolwiek dającego możliwość przejścia do kolejnej klasy i nie niszczącego zbytnio średniej stopnia - zyskiwała dzięki temu godzinę wolnego, mogąc zająć się zaległymi referatami czy po prostu pozwolić myślą odlecieć gdzieś daleko. Tym razem miało to jednak nie być możliwe i z wielką chęcią opuszczenia klasy rozejrzała się niechętnie po zajmujących ławki uczniach. Frekwencja była zadziwiająca, nawet biorąc pod uwagę obecność trzech ostatnich roczników. W końcu jej wzrok padł na odwrócony teraz tyłem, nie dający jednak pomylić się z żadnym innym, bruneci łepek. Colette. Ten durny, kochany Colette... Trochę zdenerwowana skierowała kroki w jego stronę. Przystanęła obok zajmowanej przez chłopaka ławki i przeczesała blat cienkimi palcami.
- Czekasz na kogoś? - Zapytała cicho, nie patrząc mu w oczy i awaryjnie szukając wolnego miejsca gdzieś dalej.
- Czekasz na kogoś? - Zapytała cicho, nie patrząc mu w oczy i awaryjnie szukając wolnego miejsca gdzieś dalej.
- Colette Warp
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 4:31 pm
Siedział nieruchomo dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje pióro i to, jak końcówka jego chorągiewki (czyli śmieszne, cieniuteńkie niteczki puchu) łagodnie kołysze się nawet w stanie braku wiatru, jaki panował wewnątrz sali. Przyciskał już i tak wąskie wargi tak mocno do siebie, że układały się w pozioma kreskę jak u postaci z kreskówek. Ostatnio sporo rzeczy spadło nieoczekiwanie na jego barki i starał się poradzić z tym wszystkim tak, by nikomu nie wejść w drogę, ani nie zwrócić niczyjej uwagi. I działało! Nikt nie dawał faka. Po prostu wybornie.
Chłopak drgnął dopiero, kiedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, sunące po karku na ramię jak rozżarzony węgielek, ale kiedy zwrócił się w stronę prawdopodobnego źródła, nie skrzyżował się z tym spojrzeniem. Wręcz specjalnie na niego teraz nie patrzono. To niepatrzenie było tak mocne, że nie mógł siedzieć obok niego obojętnie.
- Nie... niekoniecznie. Dosiądziesz się? - pozwolił, by kąciki ust wygięły się znacznie w górę na widok Alice. Ostatnimi czasy po ich rozmowie w Pokoju Wspólnym zachowywała się inaczej niż zwykle. Zupełnie, jakby była na niego zła. - Wiesz... ymm... - przełknął ślinę i odsunął się trochę, jakby chcąc formalnie zrobić jej więcej miejsca. - Mam dla ciebie coś specjalnego, w końcu była okazja ku temu by to dać, ale wiesz... jakoś nie mogłem się na ciebie natknąć i jakoś tak... sam już nie wiem. Mógłbym dać ci to po lekcji?
Przygładzał sobie nerwowo wiecznie zwijający się pergamin.
Chłopak drgnął dopiero, kiedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, sunące po karku na ramię jak rozżarzony węgielek, ale kiedy zwrócił się w stronę prawdopodobnego źródła, nie skrzyżował się z tym spojrzeniem. Wręcz specjalnie na niego teraz nie patrzono. To niepatrzenie było tak mocne, że nie mógł siedzieć obok niego obojętnie.
- Nie... niekoniecznie. Dosiądziesz się? - pozwolił, by kąciki ust wygięły się znacznie w górę na widok Alice. Ostatnimi czasy po ich rozmowie w Pokoju Wspólnym zachowywała się inaczej niż zwykle. Zupełnie, jakby była na niego zła. - Wiesz... ymm... - przełknął ślinę i odsunął się trochę, jakby chcąc formalnie zrobić jej więcej miejsca. - Mam dla ciebie coś specjalnego, w końcu była okazja ku temu by to dać, ale wiesz... jakoś nie mogłem się na ciebie natknąć i jakoś tak... sam już nie wiem. Mógłbym dać ci to po lekcji?
Przygładzał sobie nerwowo wiecznie zwijający się pergamin.
- Sharon Gallagher
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 6:03 pm
Można by było wszystko zrzucić na Sharon, bo tak, bo niebo jest dzisiaj bardziej szare niż niebieskie, a Krukonki najwyraźniej są skupione w większości na starszych nauczycielach, sądząc, że wiek zobowiązuje do dojrzałości. A nieprawda! Zupełnie! No cóż, Gallagher nie powinna się dziwić, bo w końcu to był taki wiek, że każdy pragnie miłości. Burza hormonów i takie tam, ale jako że była o rok starsza to wiedziała, że to nie wszystko. Chociaż przyjemnie byłoby mieć miłą osobę tylko dla siebie, która by się o nią troszczyła. Ale to przecież nie musi być chłopak! Im zazwyczaj w większości chodzi o jedno...albo o drugie. A tym drugim zazwyczaj są prace domowe i żarty, żeby urozmaicić sobie dzień. Już Szampon Wspaniały zna te metody! No jeśli nie licząc Zordona Reida, ale ten Puchon to było jakieś zupełne nieporozumienie i nie chciała go brać pod uwagę. Nigdy. Więc wracając do posiadania miłej osoby...to mogłaby być to po prostu jakaś koleżanka z którą wymieniałaby się kartami z czekoladowych żab, albo próbowała fasolek wszystkich smaków. Odrywając się jednak od tych rozmyślań...
Odpowiedź Kaylin nie była najgorsza, więc Sharon usiadła na krześle obok, starając się zrobić to jak najciszej, ale to zdawało się być niemożliwe. Przypominała przecież buchorożca wśród porcelanowych rzeźb, które w każdej chwili mogą wybuchnąć, jeśli dotknie ich swoim rogiem. Jakby już posiadanie tak wielkiego cielska nie było utrudnieniem. Coś tam Sharon pomruczała pod nosem i wyciągnęła swój pergamin i pióro, zaczynając bazgrać sobie małe malunki na nim. Podniosła jedynie głowę na moment, gdy Krukonka ponownie się odezwała. Pulchne policzki Gallagher pokryły się rumieńcem.
- D-dobrze. Dziękuję... - odparła szeptem, po raz kolejny przełykając głośno ślinę. Nie wiedziała, co ma jeszcze powiedzieć, więc rzuciła szybkie spojrzenie na resztę klasy, zauważając pojawienie się nowych osób i zanim dostrzegła Colette'a i Alice, ponownie się zgarbiła, skupiając się na swoim bazgraniu. Chciała by lekcja jak najszybciej się zaczęła i skończyła.
Szamponie Wspaniały! Dasz radę! DASZ!
Odpowiedź Kaylin nie była najgorsza, więc Sharon usiadła na krześle obok, starając się zrobić to jak najciszej, ale to zdawało się być niemożliwe. Przypominała przecież buchorożca wśród porcelanowych rzeźb, które w każdej chwili mogą wybuchnąć, jeśli dotknie ich swoim rogiem. Jakby już posiadanie tak wielkiego cielska nie było utrudnieniem. Coś tam Sharon pomruczała pod nosem i wyciągnęła swój pergamin i pióro, zaczynając bazgrać sobie małe malunki na nim. Podniosła jedynie głowę na moment, gdy Krukonka ponownie się odezwała. Pulchne policzki Gallagher pokryły się rumieńcem.
- D-dobrze. Dziękuję... - odparła szeptem, po raz kolejny przełykając głośno ślinę. Nie wiedziała, co ma jeszcze powiedzieć, więc rzuciła szybkie spojrzenie na resztę klasy, zauważając pojawienie się nowych osób i zanim dostrzegła Colette'a i Alice, ponownie się zgarbiła, skupiając się na swoim bazgraniu. Chciała by lekcja jak najszybciej się zaczęła i skończyła.
Szamponie Wspaniały! Dasz radę! DASZ!
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 7:16 pm
Przygryzł wargę obserwując ją spokojnie, tłumacząc sobie, że może. W sali znajdowała się tylko ona, więc nie miał zbyt wiele do roboty. Uśmiechnął się lekko, kiedy tak z nadzieją opowiadała o możliwości bycia z nim w parze, po czym bezczelnie zaśmiał pod nosem, bo na horyzoncie pojawiła się Sharon. Udał, że wygląda przez jedno z okien, żeby puchonka nie pomyślała sobie, że coś jest nie tak i to z niej tak beztrosko chichocze - w końcu pojawiła się w sali akurat teraz zupełnym przypadkiem.
Uprzejmie kiwał głową każdemu wchodzącemu, nie czując potrzeby powtarzania w kółko dzień dobry. Kiedy w sali zebrała się już całkiem pokaźna jak na jego lekcje grupka uczniów - podniósł z biurka stosik książeczek i ruszył z nimi w ich stronę.
- Wygląda na to, że para z nauczycielem nie będzie tutaj konieczna. - powiedział wciąż rozbawiony, po czym poklepał blondynkę po głowie i położył przed nią i przed Sharon po egzemplarzu podręcznika. Wtedy swoje kroki skierował w stronę pozostałych uczniów i im również podstawił pod sam nos wymaganą pomoc edukacyjną, której ze względu na nagłą zmianę w kadrze nie mogli zakupić.
Groźnie uniósł brew słysząc podejrzanie zniżony głos Mercedes i słysząc skrobanie samopiszącego pióra, ale nie skomentował. Uniósł prawą dłoń i zbadał spojrzeniem tarczę zegarka. Mieli jeszcze dobre kilka minut. Co się stało z tymi dzieciakami, że schodzili się do sali tak szybko? Czyżby liczyli na wypuszczenie ich wcześniej?
Uprzejmie kiwał głową każdemu wchodzącemu, nie czując potrzeby powtarzania w kółko dzień dobry. Kiedy w sali zebrała się już całkiem pokaźna jak na jego lekcje grupka uczniów - podniósł z biurka stosik książeczek i ruszył z nimi w ich stronę.
- Wygląda na to, że para z nauczycielem nie będzie tutaj konieczna. - powiedział wciąż rozbawiony, po czym poklepał blondynkę po głowie i położył przed nią i przed Sharon po egzemplarzu podręcznika. Wtedy swoje kroki skierował w stronę pozostałych uczniów i im również podstawił pod sam nos wymaganą pomoc edukacyjną, której ze względu na nagłą zmianę w kadrze nie mogli zakupić.
Groźnie uniósł brew słysząc podejrzanie zniżony głos Mercedes i słysząc skrobanie samopiszącego pióra, ale nie skomentował. Uniósł prawą dłoń i zbadał spojrzeniem tarczę zegarka. Mieli jeszcze dobre kilka minut. Co się stało z tymi dzieciakami, że schodzili się do sali tak szybko? Czyżby liczyli na wypuszczenie ich wcześniej?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 7:33 pm
Obserwował ją przez cały ten czas. Właściwie, Kaylin nawet przez chwilę nie pomyślała, że mogło być w tym coś niestosownego, sama bowiem odwzajemniała spojrzenie, co jakiś czas spuszczając wzrok na swoje notatki. Za każdym razem jednak, gdy go podnosiła, znowu napotykała jego oczy, które uznała za bardzo przyjemne. Och i oczywiście lekki uśmiech na twarzy profesora nie umknął jej czujnemu oku, nawet wtedy, gdy mówiła o byciu z nim w parze. Czy jej się przewidziało, czy sam nie narzekałby na to tak bardzo?
Plan jednak bardzo szybko spełzł na niczym i śmiech nauczyciela sprawił, że poczuła wstyd. Jeszcze chyba nigdy nie było jej tak głupio i prawdopodobnie przez samo to nie zachowała się zbyt przyjaźnie w stosunku do Sharon, która przecież nie zrobiła jej nic złego. No, może poza rozbiciem pięknego obrazka, który już pojawił się w umyśle blondynki. Niemniej, nie była to przecież wina Puchonki. Przez chwilę Krukonce zrobiło się nawet głupio, że odburknęła dziewczynie w tak nie miły sposób. Odwróciła więc głowę w jej stronę i spojrzała na bazgroły, jakie ta rysowała w swoim notatniku.
- Rysujesz coś konkretnego? - Zapytała niby od niechcenia, ale tak naprawdę po prostu chciała naprawić swój poprzedni błąd. Śmiech Bułhakowa nadal grał jej w głowie i przez jakiś czas nie była w stanie się na niego spojrzeć. Sala wypełniała się uczniami coraz bardziej i skupienie na "parze" było zbawienne. Przynajmniej nie stresowała się obecnością zbyt wielu nieznajomych.
- Swoją drogą, mam na imię Kaylin. Skoro mamy pracować razem w parze dobrze by było wiedzieć, jak się do siebie zwracać. - Dodała wyciągając w jej stronę rękę. Miała tylko nadzieję, że nikt nie zobaczy, jak jej dłoń drży w oczekiwaniu na kontakt z dłonią Sharon. - Och. I przede wszystkim, na jakim poziomie jesteśmy z Numerologią. Powiedz, że chociaż ty coś umiesz. Bo ja opanowałam tylko podstawy. - Dodała speszona, jakby przyznanie się do niewiedzy było czymś karygodnym. Dobrze, że nie wiedziała, że chyba jako jedyna w tej sali wiedziała cokolwiek o tym przedmiocie. A to i tak za sprawą krótkiej korepetycji w bibliotece.
Kiedy poczuła na swojej głowie dłoń profesora drgnęła nieświadomie, a na policzki wypłynął jej spory rumieniec. Sama nie wiedziała czemu serce zabiło jej mocniej i przez chwilę nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek. Kątem oka powędrowała tylko za nauczycielem czując, jak zbiera się w niej jakieś dziwne, wcześniej nie doświadczone uczucie szczęścia. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ach, panie profesorze... - Wyjąkała, gdy zorientowała się, że położył im na ławce dwa egzemplarze podręczników, podczas gdy ona jeden już przyniosła.
- Dał pan nam o jedną książkę za dużo. Ja już swoją wyjęłam. - Uśmiechnęła się do niego szeroko i wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której trzymała ów księgę.
Plan jednak bardzo szybko spełzł na niczym i śmiech nauczyciela sprawił, że poczuła wstyd. Jeszcze chyba nigdy nie było jej tak głupio i prawdopodobnie przez samo to nie zachowała się zbyt przyjaźnie w stosunku do Sharon, która przecież nie zrobiła jej nic złego. No, może poza rozbiciem pięknego obrazka, który już pojawił się w umyśle blondynki. Niemniej, nie była to przecież wina Puchonki. Przez chwilę Krukonce zrobiło się nawet głupio, że odburknęła dziewczynie w tak nie miły sposób. Odwróciła więc głowę w jej stronę i spojrzała na bazgroły, jakie ta rysowała w swoim notatniku.
- Rysujesz coś konkretnego? - Zapytała niby od niechcenia, ale tak naprawdę po prostu chciała naprawić swój poprzedni błąd. Śmiech Bułhakowa nadal grał jej w głowie i przez jakiś czas nie była w stanie się na niego spojrzeć. Sala wypełniała się uczniami coraz bardziej i skupienie na "parze" było zbawienne. Przynajmniej nie stresowała się obecnością zbyt wielu nieznajomych.
- Swoją drogą, mam na imię Kaylin. Skoro mamy pracować razem w parze dobrze by było wiedzieć, jak się do siebie zwracać. - Dodała wyciągając w jej stronę rękę. Miała tylko nadzieję, że nikt nie zobaczy, jak jej dłoń drży w oczekiwaniu na kontakt z dłonią Sharon. - Och. I przede wszystkim, na jakim poziomie jesteśmy z Numerologią. Powiedz, że chociaż ty coś umiesz. Bo ja opanowałam tylko podstawy. - Dodała speszona, jakby przyznanie się do niewiedzy było czymś karygodnym. Dobrze, że nie wiedziała, że chyba jako jedyna w tej sali wiedziała cokolwiek o tym przedmiocie. A to i tak za sprawą krótkiej korepetycji w bibliotece.
Kiedy poczuła na swojej głowie dłoń profesora drgnęła nieświadomie, a na policzki wypłynął jej spory rumieniec. Sama nie wiedziała czemu serce zabiło jej mocniej i przez chwilę nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek. Kątem oka powędrowała tylko za nauczycielem czując, jak zbiera się w niej jakieś dziwne, wcześniej nie doświadczone uczucie szczęścia. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ach, panie profesorze... - Wyjąkała, gdy zorientowała się, że położył im na ławce dwa egzemplarze podręczników, podczas gdy ona jeden już przyniosła.
- Dał pan nam o jedną książkę za dużo. Ja już swoją wyjęłam. - Uśmiechnęła się do niego szeroko i wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której trzymała ów księgę.
- Alice Hughes
Re: Gabinet Numerologii
Pon Wrz 07, 2015 8:17 pm
Nie musiała nawet na niego patrzeć. Spuściła głowę słysząc ten poddenerwowany głos i westchnęła cicho, powoli odsuwając krzesło. Przecież nie tak to miało wyglądać... Właściwie - nic nie miało wyglądać tak jak wyglądało, przyszła jednak najwyższa pora na to, żeby utrzeć samej sobie ten zadarty, zarozumiały nos i przyjąć, że świat nie będzie układał się wedle jej własnego pomysłu. A skoro musiała na nowo znaleźć w nim swoje miejsce... To znajome i ciepłe, nawet jeśli ostatnio nie do końca wygodne było idealnym początkiem. Usiadła czując wyrzuty sumienia, kiedy Colette dyskretnie się odsunął i przekręcając głowę spojrzała wreszcie w te kolorowe oczyska. Uśmiechał się. A ona poczuła się jeszcze gorzej przypominając sobie w jak wielkim pośpiechu opuściła ostatnio lekcje Obrony Przed Czarną Magią, ledwie wspominając mu o przesłuchaniu i odwracając się na pięcie w obawie przed tym, że zostanie przez tego Złotego Gada zatrzymana. Teraz, kompletnie bez pardonu ułożyła ręce na blacie i z głośnym szurnięciem przesuwając krzesło w jego stronę uśmiechnęła się przepraszająco.
- Jasne, że możesz... - Pacnęła go pod ławką kolanem. - Stęskniłam się... - Mrugnęła kilka razy nie mogąc oderwać od niego spojrzenia aż do chwili, kiedy nowy podręcznik niepostrzeżenie znalazł się tuż przed nią. Wywróciła oczami przyciągając do siebie te pełne cyfr stronice.
- Rozumiesz coś z tych głupot? - Spytała cicho i zachichotała, zdając sobie sprawę z faktu, że po raz pierwszy siedzi z Puchonem na lekcji a mit pilnej uczennicy od razu zaczyna upadać.
- Jasne, że możesz... - Pacnęła go pod ławką kolanem. - Stęskniłam się... - Mrugnęła kilka razy nie mogąc oderwać od niego spojrzenia aż do chwili, kiedy nowy podręcznik niepostrzeżenie znalazł się tuż przed nią. Wywróciła oczami przyciągając do siebie te pełne cyfr stronice.
- Rozumiesz coś z tych głupot? - Spytała cicho i zachichotała, zdając sobie sprawę z faktu, że po raz pierwszy siedzi z Puchonem na lekcji a mit pilnej uczennicy od razu zaczyna upadać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|