- Remus J. Lupin
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 10:50 pm
W sali nie było przez chwilę słychać nic prócz szurania piór po pergaminie i szybkich oddechów, bo każdy chciał skończyć pracę jak najprędzej i zdobyć punkty dla swojego domu. Rzucił Lilce ponaglające spojrzenie, by się pospieszyła, bowiem koleżanka Kaylin podała jej swoją część, a Krukonka wstała i podeszła do biurka nauczyciela. Obserwował ją i miał wrażenie, że dziewczyna idzie... za zmysłowo. Zrobiło mu się gorąco, ale widząc uśmiech na jej twarzy skierowany do nauczyciela zamiast do niego, jego własny przybladł. Teraz z kolei przeniósł wzrok na Bułhakowa. Uważnie studiował jego twarz. Tak, zdecydowanie mógł podobać się dziewczynom. Nie był może uosobieniem piękna, ale miał coś dziwnego w oczach, co na pewno je przyciągało. Poczuł nagłe, pojawiające się znikąd, niezadowolenie. Spochmurniał i wcale nie bez złości go obserwował. Czego szukał? Może jakieś małej oznaki, że profesor interesuje się Kaylin w inny sposób niż tylko jako uczennicą. Nic mu to nie dało, bo oblicze Bułki było niczym skała, niewzruszone.
Przez chwilę przestał ich obserwować i zerknął przez ramię Evans. Kończyła. I tak był jednak niezadowolony, bo kilka osób już zdążyło ich wyprzedzić i oddać swoje prace. Czekał na nią, aż wróci, po czym uśmiechnął się do niej niewinnie, udając, że nie wie co ma oznaczać jej szturchaniec i pełne wyrzutu spojrzenie. Oparł się o oparcie krzesła i wbił wzrok w blat ławki, podśmiechując się pod nosem, a kiedy myśląc, że koleżanka nie widzi, znowu posłał Kaylin figlarne spojrzenie, by z żalem stwierdzić, że ona wcale na niego już nie patrzy. A patrzyła? Lupin, kretynie, na kogo jak na kogo, ale na Ciebie? Na pewno witała się z nim ze zwykłej grzeczności, bo niby dlaczego? Już się znali, mieli razem lekcje, więc wypadało być dla siebie miłym, czyż nie? Miał przecież narysowane jak na obrazku, kto gości w jej sercu. I to nie jest Remus Lupin. Ba! To nawet nie jest żaden uczeń! Nie masz szans w starciu z kimś takim, z profesorem. A liczyłeś na jakieś? Znowu ten głos doprowadzający go do szału.
Zamrugał parę razy, by wrócić do miejsca, w którym był. Do klasy Numerologii. Siłą woli zmusił się do spojrzenia na Lily. Uśmiechnął się, ale nie sięgnął on oczu.
- Ciekawe czy dobrze go zidentyfikowaliśmy. Zgrana z nas ekipa, więc jestem przekonany, iż poszło nam świetnie - rzekł do niej, by odwrócić natrętne myśli.
Przez chwilę przestał ich obserwować i zerknął przez ramię Evans. Kończyła. I tak był jednak niezadowolony, bo kilka osób już zdążyło ich wyprzedzić i oddać swoje prace. Czekał na nią, aż wróci, po czym uśmiechnął się do niej niewinnie, udając, że nie wie co ma oznaczać jej szturchaniec i pełne wyrzutu spojrzenie. Oparł się o oparcie krzesła i wbił wzrok w blat ławki, podśmiechując się pod nosem, a kiedy myśląc, że koleżanka nie widzi, znowu posłał Kaylin figlarne spojrzenie, by z żalem stwierdzić, że ona wcale na niego już nie patrzy. A patrzyła? Lupin, kretynie, na kogo jak na kogo, ale na Ciebie? Na pewno witała się z nim ze zwykłej grzeczności, bo niby dlaczego? Już się znali, mieli razem lekcje, więc wypadało być dla siebie miłym, czyż nie? Miał przecież narysowane jak na obrazku, kto gości w jej sercu. I to nie jest Remus Lupin. Ba! To nawet nie jest żaden uczeń! Nie masz szans w starciu z kimś takim, z profesorem. A liczyłeś na jakieś? Znowu ten głos doprowadzający go do szału.
Zamrugał parę razy, by wrócić do miejsca, w którym był. Do klasy Numerologii. Siłą woli zmusił się do spojrzenia na Lily. Uśmiechnął się, ale nie sięgnął on oczu.
- Ciekawe czy dobrze go zidentyfikowaliśmy. Zgrana z nas ekipa, więc jestem przekonany, iż poszło nam świetnie - rzekł do niej, by odwrócić natrętne myśli.
- Alice Hughes
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 11:05 pm
- Al...icjeja..? - Powtórzyła nieudolnie własne imię. Nie było najgorzej - Aliciak do tej pory brzmiał w jej ustach jak Ale cielak - mimo to wywróciła oczami. Dziwny język. Naprawdę dziwny język... Nie mogąc zapanować nad uśmiechem pokręciła głową. Warp nie potrzebował losu żeby naznaczyć swoją Astronomiczną Ścieżkę głupotami. Choć kto wie? Może w tym wszystkim było więcej prawdy niż sądziła a ślepy, skupiający się jedynie na imieniu los - ledwie usłyszał o pięknej Colette - zdecydował się skrzyżować jej drogę z jakimś zacnym paniczem? Jakkolwiek działał - Hughes podchodziła do niego bardzo sceptycznie.
- Tyłek ze stali albo Smoka na smyczy. - Znów zachichotała pozwalając temu nie dającemu się okiełznać, dawno zerwanemu z łańcucha Gadowi przyciągnąć się i wlepiła wzrok w książkę. Miała niemiłe wrażenie, że nawet gdyby była ona napisana w ojczystym języku Warp'a - zrozumiała by z niej tyle co teraz. Rozejrzała się po klasie zastanawiając się jakim cudem ci wszyscy ludzie cokolwiek z tego rozumieli. Wgapiła się w zapisane na własnym pergaminie głupoty i wróciła wytrzeszczonymi oczami do bezsilnych oczu Puchona. Skinęła głową zgadzając się na wszystko i czując w środku powoli zbliżającą się katastrofę. Katastrofę, która jednocześnie ni jak nie potrafiła się przejąć... Zamiast przygryzać pióro i wystukiwać na posadzce nerwowy rytm - ciągle uśmiechała się jak głupia, zapisując wszystko co wyszło z jego ust. Podskoczyła kiedy podekscytowany trzasnął książką i schowała twarz w dłoniach, plamiąc sobie przy okazji nos atramentem. Nie miała bladego pojęcia, kiedy ostatni raz była tak ubawiona.
- To ma sens. - Pokiwała skwapliwie głową. Wszystko co ograniczyło by potrzebę liczenia - miało teraz sens. Wyciągnęła z torby czysta rolkę pergaminu i zaczęła liczyć.
- To czekaj...To pierwsze... R. O. W. E. N. A. C. L. V... Wychodzi mi 40... Nie, zaraz. 41... Czyli 5? Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że to wszystko jest logiczne... - Pokręciła głową stawiając pogrubiona piątkę przy liczbie celu życia i przeszła dalej. - O. E. A... 12, równa się 3... Matko jakie bzdury. R. W. N. V. C. L... 29, czyli 11. Skubana. Faktycznie z niej szycha. - Odchyliła się lekko do tyłu, bujając się na krześle i patrząc na pergamin z dystansu. - Jesteś gotowy poznać sekrety Roweny Ravenclaw? - Przyciągnęła do siebie książkę czytając definicje poszczególnych liczb i zapisując ważniejsze fragmenty.
Liczba celu życia: 5
Charakteryzuje osoby pomysłowe, bystre i inteligentne, obdarzone przenikliwością i naturą poszukującą. Przy okazji też niecierpliwe i impulsywne, nie zdolne do ustatkowania się.
Liczba Wewnętrzna: 3
Osoba ta lubi być w centrum zainteresowania. Jest wytrwałą i pozytywnie myślącą optymistką o promiennej osobowości i nadmiernie poddaję się wpływom innych. Przejawia też skłonności do mitomanii.
Liczba Ekspresji Zewnętrznej: 11
Liczba mistrzowska, charakteryzująca ludzi którzy pojawili się na świecie by kochać, chronić i prowadzić wszystkich ku umysłowej światłości.
Mrugnęła kilka razy wgapiając się w notatkę.
- Nie masz wrażenia, że to wszystko trochę się wyklucza? - Spytała Puchona podsuwając mu pergamin pod nos. - Weź coś tu zmyśl... - Dodała półgębkiem i zerknęła na nauczyciela.
- Tyłek ze stali albo Smoka na smyczy. - Znów zachichotała pozwalając temu nie dającemu się okiełznać, dawno zerwanemu z łańcucha Gadowi przyciągnąć się i wlepiła wzrok w książkę. Miała niemiłe wrażenie, że nawet gdyby była ona napisana w ojczystym języku Warp'a - zrozumiała by z niej tyle co teraz. Rozejrzała się po klasie zastanawiając się jakim cudem ci wszyscy ludzie cokolwiek z tego rozumieli. Wgapiła się w zapisane na własnym pergaminie głupoty i wróciła wytrzeszczonymi oczami do bezsilnych oczu Puchona. Skinęła głową zgadzając się na wszystko i czując w środku powoli zbliżającą się katastrofę. Katastrofę, która jednocześnie ni jak nie potrafiła się przejąć... Zamiast przygryzać pióro i wystukiwać na posadzce nerwowy rytm - ciągle uśmiechała się jak głupia, zapisując wszystko co wyszło z jego ust. Podskoczyła kiedy podekscytowany trzasnął książką i schowała twarz w dłoniach, plamiąc sobie przy okazji nos atramentem. Nie miała bladego pojęcia, kiedy ostatni raz była tak ubawiona.
- To ma sens. - Pokiwała skwapliwie głową. Wszystko co ograniczyło by potrzebę liczenia - miało teraz sens. Wyciągnęła z torby czysta rolkę pergaminu i zaczęła liczyć.
- To czekaj...To pierwsze... R. O. W. E. N. A. C. L. V... Wychodzi mi 40... Nie, zaraz. 41... Czyli 5? Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że to wszystko jest logiczne... - Pokręciła głową stawiając pogrubiona piątkę przy liczbie celu życia i przeszła dalej. - O. E. A... 12, równa się 3... Matko jakie bzdury. R. W. N. V. C. L... 29, czyli 11. Skubana. Faktycznie z niej szycha. - Odchyliła się lekko do tyłu, bujając się na krześle i patrząc na pergamin z dystansu. - Jesteś gotowy poznać sekrety Roweny Ravenclaw? - Przyciągnęła do siebie książkę czytając definicje poszczególnych liczb i zapisując ważniejsze fragmenty.
Liczba celu życia: 5
Charakteryzuje osoby pomysłowe, bystre i inteligentne, obdarzone przenikliwością i naturą poszukującą. Przy okazji też niecierpliwe i impulsywne, nie zdolne do ustatkowania się.
Liczba Wewnętrzna: 3
Osoba ta lubi być w centrum zainteresowania. Jest wytrwałą i pozytywnie myślącą optymistką o promiennej osobowości i nadmiernie poddaję się wpływom innych. Przejawia też skłonności do mitomanii.
Liczba Ekspresji Zewnętrznej: 11
Liczba mistrzowska, charakteryzująca ludzi którzy pojawili się na świecie by kochać, chronić i prowadzić wszystkich ku umysłowej światłości.
Mrugnęła kilka razy wgapiając się w notatkę.
- Nie masz wrażenia, że to wszystko trochę się wyklucza? - Spytała Puchona podsuwając mu pergamin pod nos. - Weź coś tu zmyśl... - Dodała półgębkiem i zerknęła na nauczyciela.
- Mercedes Bélanger
Re: Gabinet Numerologii
Pią Wrz 11, 2015 11:18 pm
Uśmiechnęła się do Minabiego jeszcze szerzej. Jeszcze kilka dni temu zbyłaby go krótkim westchnięciem, które jasno dawało wszystkim do zrozumienia, że nie jest w nastroju do niczego. Teraz jednak było inaczej - w jej życiu pojawił się Irytek. No, może nie konkretnie pojawił, bo pojawił się w nim już w pierwszej klasie, kiedy robił głupie dowcipy osobom z jej rocznika, ale teraz było go jakby więcej. W dodatku tylko dla niej.
- Oh, nie przejmuj się. - powiedziała przeuroczo. - Jest taki jeden typek, obok którego siedzę w wielkiej sali, który notorycznie mówi na mnie Mersedes. Miałam pięć lat żeby się przyzwyczaić.
Wzruszyła ramionami rozbawiona, po czym Minabi sam zwrócił jej uwagę na zapisujący się sam pergamin. Zmarszczyła brwi, spróbowała użyć mózgu, po czym Azjata ją przytulił. Był taki cieplutki i kochany, ale wciąż naruszał jej przestrzeń osobistą...
- T-Totalnie. - była trochę zdezorientowana. Bezczelnie rozejrzała się po klasie. Zaglądnęła nawet pod biurko. Duch siedział w głowie Gryfonki cały dzień, więc podejrzewała go o każdy podmuch wiatru i niesmaczny kotlecik warzywny na śniadaniu. Wiedziała, że tak czy siak nie miała szans go zobaczyć, ale nigdy nie była zbyt lotnego umysłu.
Wysłuchała tego, co ma do powiedzenia Bułhakow w grobowej ciszy. Nawet kojarzyła rzeczy, o których mówił. Przerabiali je kiedyśtam, ha... dawno. W dodatku nie było jej na ostatniej lekcji, więc nie miała pojęcia w jaki sposób to wszystko policzyć. Nie nadrobiła również zaległości. Była w czarnej niczym dupa najczarniejszego z Szatanów dupie. Z pokerową twarzą chwyciła za pióro, wyciągnęła czysty pergamin spod tego, który zmarnował jej niedoszły mąż i wyjątkowo paskudnym charakterem pisma wyskrobała jak kura pazurem
Mercedes Belanger, V rok Gryffindor
Minabi Izumi [puste pole] rok, Ravenclaw
po czym odsapnęła.
- Nic więcej nie potrafię zrobić. Wybacz mi, że cię zawiodłam. - wyglądała na zdruzgotana swoją marną wiedzą. Wpatrywała się tępo w jedno z krzeseł, po czym przypomniała sobie groźnie brzmiące słowa groźnie wyglądającego nauczyciela i chwyciła za podręcznik, który zaczęła nieudolnie kartkować.
- Oh, nie przejmuj się. - powiedziała przeuroczo. - Jest taki jeden typek, obok którego siedzę w wielkiej sali, który notorycznie mówi na mnie Mersedes. Miałam pięć lat żeby się przyzwyczaić.
Wzruszyła ramionami rozbawiona, po czym Minabi sam zwrócił jej uwagę na zapisujący się sam pergamin. Zmarszczyła brwi, spróbowała użyć mózgu, po czym Azjata ją przytulił. Był taki cieplutki i kochany, ale wciąż naruszał jej przestrzeń osobistą...
- T-Totalnie. - była trochę zdezorientowana. Bezczelnie rozejrzała się po klasie. Zaglądnęła nawet pod biurko. Duch siedział w głowie Gryfonki cały dzień, więc podejrzewała go o każdy podmuch wiatru i niesmaczny kotlecik warzywny na śniadaniu. Wiedziała, że tak czy siak nie miała szans go zobaczyć, ale nigdy nie była zbyt lotnego umysłu.
Wysłuchała tego, co ma do powiedzenia Bułhakow w grobowej ciszy. Nawet kojarzyła rzeczy, o których mówił. Przerabiali je kiedyśtam, ha... dawno. W dodatku nie było jej na ostatniej lekcji, więc nie miała pojęcia w jaki sposób to wszystko policzyć. Nie nadrobiła również zaległości. Była w czarnej niczym dupa najczarniejszego z Szatanów dupie. Z pokerową twarzą chwyciła za pióro, wyciągnęła czysty pergamin spod tego, który zmarnował jej niedoszły mąż i wyjątkowo paskudnym charakterem pisma wyskrobała jak kura pazurem
Mercedes Belanger, V rok Gryffindor
Minabi Izumi [puste pole] rok, Ravenclaw
po czym odsapnęła.
- Nic więcej nie potrafię zrobić. Wybacz mi, że cię zawiodłam. - wyglądała na zdruzgotana swoją marną wiedzą. Wpatrywała się tępo w jedno z krzeseł, po czym przypomniała sobie groźnie brzmiące słowa groźnie wyglądającego nauczyciela i chwyciła za podręcznik, który zaczęła nieudolnie kartkować.
- Minabi Izumi
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 13, 2015 1:21 am
Zbycie się takiego osobnika jak Minabi było nie lada wyzwaniem - często nie rozumiał aluzji innych ludzi, po prostu idąc zgodnie ze swoim rytmem. Od tak. Nie czytał w jej głowie, nie wiedział, co też konkretnie się tam znajduje, ale po prostu całe jego ciało reagowało na jej wewnętrzną radość. Jakże to było niesłychane, że spotykał na swej drodze osoby posiadające tyle ciepła w sobie, co ta pomarańczowowłosa dziewczyna! To było naprawdę miłe i czuł się bardziej rozluźniony w jej towarzystwie niż zwykle. Nie musiał nawet specjalnie się starać by wzbudzić u niej rozbawienie. Ona dostarczała mu ciepła swoimi ruchami i gestami, a on odwdzięczał się tym samym. Czystą, nieskazitelną, białą energią. Nie był człowiekiem, który sam z siebie w pełni świadomie coś brał i czegoś oczekiwał od ludzi, o nie. Prędzej to on wręczał różnego rodzaju prezenty, gotów być dla każdego oparciem. Tacy ludzie istnieli naprawdę i on był tego przykładem. Był stuprocentowym altruistą, choć wielu szukało w nim czegoś, co starłoby te słowo przy jego imieniu i nazwisku. Ale szczerze? Nie przejmował się. Czy to była poza? Czy był w ogóle prawdziwy? Kto wie. Nie należało sobie tym zawracać głowy przecież.
-...Mersedes? Nie powiem, oryginalnie - powiedział z uśmiechem, przejeżdżając po tych kosmykach, które rosły z tyłu. Na jej szczęście ten uścisk nie trwał długo, więc na dłuższą metę nie musiała się obawiać. Jej dezorientacja była naprawdę interesująca i chwilę się przyglądał dziewczynie, po czym zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, wyłapując różne nietypowe rzeczy. Na przykład nieco przekrzywiony kwiatek w doniczce na parapecie. Cała roślina wyglądała zresztą wydawała się smutna, przez co uśmiech Minabiego zniknął, a zastąpiła go mina najwyższego skupienia i zaczął uderzać wskazującym palcem o swoje wargi. Dopiero kiedy profesor się odezwał i zadał im zadanie, Krukon drgnął niczym struna, którą ktoś dotknął i wyciągnął się na swoim krześle, zerkając na pergamin Gryfonki z którą dzisiaj pracował. Zbliżył się i tuż nad jej ramieniem zawisła jego ręka w której dzierżył pióro i tylko dopisał w odpowiednim miejscu nieco koślawe "VI", odsuwając się po chwili od niej. Na jej słowa, błysnął uśmiechem, spoglądając na nią ciepło.
- Nie zawiodłaś mnie! Oboje damy sobie radę, zobaczysz. Zaraz obliczę liczby a potem intuicyjnie przypiszemy mu odpowiednie cechy. Uda Nam się- odparł pewnie i przybliżył sobie jej pergamin, starając się nie szturchnąć jej ramieniem. Wydawała mu się nieco zestresowana w obecnej sytuacji i choć ją rozumiał to sam jakoś nie bał się zupełnie. Wszystko było dla niego w samych pozytywach. Otworzył spokojnie podręcznik na odpowiednim rozdziale i szybko przeleciał wzrokiem po literkach. Po chwili jego pióro zawisło nad pergaminem i zaczęło się obliczanie!
A L B U S D U M B L E D O R E
1 3 2 3 1 4 3 4 2 3 5 4 6 9 5
Wychodzi: 55 (Liczba mistrzowska)
Liczba mistrzowska 55 to odzwierciedlenie wielkiej cierpliwości w zgłębianiu prawd świata i ludzi, to symbol myślicieli, filozofów, osób uduchowionych oraz pragnących zyskać wielką wiedzę. Ta wibracja mówi, że dana osoba dąży do odkrycia czegoś ważnego, potrafi poświęcić się zgłębianiu danej dziedziny bez reszty, jest pracowita, ofiarna w swoim działaniu, wytrwała oraz pomysłowa. Profesor Dumbledore zawsze był i jest świetny, więc idealnie pasuje. Z taką mistrzowską cyfrą to on każdą rybę złapie i rzuci tysiąc fantastycznych zaklęć, a z chmur będą lecieć cytrynowe dropsy.
A U U E O E
1 3 3 5 6 5
Wychodzi: 5
To najbardziej energiczna spośród wszystkich liczb. Obdarzona bystrym umysłem i elastycznością, która pozwala jej się świetnie odnaleźć w każdej sytuacji. Niezwykle ceni sobie wymianę informacji oraz wolność. Jest osobą poszukującą nowych zainteresowań, wartości. Przeważnie lubi zmiany i zręcznie lawirując pośród wielu zagadnień odnajduje się w każdej sytuacji. Nie ma bardziej bystrej i elastycznej osoby, co profesor Dumbledore. Ponoć nawet potrafi robić szpagat - to doskonale świadczy o niesamowitej kondycji. A co do wymiany informacji to mogę potwierdzić. Jak go mijam na korytarzu to mu opowiadam o tym, co dziś widziałem, a on dał mi za to paczkę dropsów i powiedział o pewnej ciekawej komnacie.
L B S D M B L D R
3 2 1 4 4 2 3 4 9
Wychodzi: 6
I w tym momencie się zatrzymał i spojrzał na Mercedes zastanawiająco.
- Koniecznie Ty musisz dać symbolikę tej liczby. Tak właśnie czuję swoim sercem, a potem przydziel każdą do odpowiedniej grupy... - złapał ją nagle za ręce i przeszył swoim wzrokiem. - Cała nadzieja w Tobie. Czuję tę potężną moc cyfr. Zostałaś wybrana, uwierz mi. To potęga 6.
-...Mersedes? Nie powiem, oryginalnie - powiedział z uśmiechem, przejeżdżając po tych kosmykach, które rosły z tyłu. Na jej szczęście ten uścisk nie trwał długo, więc na dłuższą metę nie musiała się obawiać. Jej dezorientacja była naprawdę interesująca i chwilę się przyglądał dziewczynie, po czym zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, wyłapując różne nietypowe rzeczy. Na przykład nieco przekrzywiony kwiatek w doniczce na parapecie. Cała roślina wyglądała zresztą wydawała się smutna, przez co uśmiech Minabiego zniknął, a zastąpiła go mina najwyższego skupienia i zaczął uderzać wskazującym palcem o swoje wargi. Dopiero kiedy profesor się odezwał i zadał im zadanie, Krukon drgnął niczym struna, którą ktoś dotknął i wyciągnął się na swoim krześle, zerkając na pergamin Gryfonki z którą dzisiaj pracował. Zbliżył się i tuż nad jej ramieniem zawisła jego ręka w której dzierżył pióro i tylko dopisał w odpowiednim miejscu nieco koślawe "VI", odsuwając się po chwili od niej. Na jej słowa, błysnął uśmiechem, spoglądając na nią ciepło.
- Nie zawiodłaś mnie! Oboje damy sobie radę, zobaczysz. Zaraz obliczę liczby a potem intuicyjnie przypiszemy mu odpowiednie cechy. Uda Nam się- odparł pewnie i przybliżył sobie jej pergamin, starając się nie szturchnąć jej ramieniem. Wydawała mu się nieco zestresowana w obecnej sytuacji i choć ją rozumiał to sam jakoś nie bał się zupełnie. Wszystko było dla niego w samych pozytywach. Otworzył spokojnie podręcznik na odpowiednim rozdziale i szybko przeleciał wzrokiem po literkach. Po chwili jego pióro zawisło nad pergaminem i zaczęło się obliczanie!
A L B U S D U M B L E D O R E
1 3 2 3 1 4 3 4 2 3 5 4 6 9 5
Wychodzi: 55 (Liczba mistrzowska)
Liczba mistrzowska 55 to odzwierciedlenie wielkiej cierpliwości w zgłębianiu prawd świata i ludzi, to symbol myślicieli, filozofów, osób uduchowionych oraz pragnących zyskać wielką wiedzę. Ta wibracja mówi, że dana osoba dąży do odkrycia czegoś ważnego, potrafi poświęcić się zgłębianiu danej dziedziny bez reszty, jest pracowita, ofiarna w swoim działaniu, wytrwała oraz pomysłowa. Profesor Dumbledore zawsze był i jest świetny, więc idealnie pasuje. Z taką mistrzowską cyfrą to on każdą rybę złapie i rzuci tysiąc fantastycznych zaklęć, a z chmur będą lecieć cytrynowe dropsy.
A U U E O E
1 3 3 5 6 5
Wychodzi: 5
To najbardziej energiczna spośród wszystkich liczb. Obdarzona bystrym umysłem i elastycznością, która pozwala jej się świetnie odnaleźć w każdej sytuacji. Niezwykle ceni sobie wymianę informacji oraz wolność. Jest osobą poszukującą nowych zainteresowań, wartości. Przeważnie lubi zmiany i zręcznie lawirując pośród wielu zagadnień odnajduje się w każdej sytuacji. Nie ma bardziej bystrej i elastycznej osoby, co profesor Dumbledore. Ponoć nawet potrafi robić szpagat - to doskonale świadczy o niesamowitej kondycji. A co do wymiany informacji to mogę potwierdzić. Jak go mijam na korytarzu to mu opowiadam o tym, co dziś widziałem, a on dał mi za to paczkę dropsów i powiedział o pewnej ciekawej komnacie.
L B S D M B L D R
3 2 1 4 4 2 3 4 9
Wychodzi: 6
I w tym momencie się zatrzymał i spojrzał na Mercedes zastanawiająco.
- Koniecznie Ty musisz dać symbolikę tej liczby. Tak właśnie czuję swoim sercem, a potem przydziel każdą do odpowiedniej grupy... - złapał ją nagle za ręce i przeszył swoim wzrokiem. - Cała nadzieja w Tobie. Czuję tę potężną moc cyfr. Zostałaś wybrana, uwierz mi. To potęga 6.
- Irytek
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 13, 2015 1:47 am
Cieplutki i kochany to Minabi będzie jak dostanie samopiszącym piórem w oko. Może wtedy przestanie kleić się do wszystkich wokół! Ech... Nie, Irytek nie mógł być zły na tak pozytywną postać. Zresztą, przecież nie miał podstaw. No i nie był zdolny do emocji, a gniew to uczucie, ble ble ble. Koniec końców powstrzymał się od robienia głupot na lekcji, pamiętając prośby Dumbledora by chociaż w tym czasie nie przeszkadzał uczniom. Niech mu już będzie, da im się zanudzać podczas liczenia cyferek! W milczeniu przyglądał się ich pracy, zastanawiając się czy nie zaczepić jakoś Kaylin, która zaskakująco dobrze radziła sobie po tak małej dawce snu. Niestety, siedziała w pierwszym rzędzie, a on wolał by profesor Bułeczka go nie nakrył, dlatego też darował sobie powitania i zaskakująco grzecznie pozostawał przy boku rudej gryfonki. Mógł się założyć, że gdyby był zdolny do śmierci, właśnie konałby z nudów... Obserwując nieudolne starania Mercedes, przeszło mu przez myśl by jej jakoś pomóc, lecz azjata okazał się szybszy, a to co na koniec powiedział... zaryło całym poltergeistem o ich ławkę, aż się zatrzęsła.
Nie, on rezygnuje. To nie dla niego. Izumi był jak narkotyk czy inna używka - poprawiał nastrój, przyciągał, ale w nadmiarze miało się go zwyczajnie dość. To co wygadywał było zagadką filozofów i gdyby Irytek próbował go wybadać, skończyłby jako jeszcze większy kłębek chaosu niż aktualnie. Darował sobie lekcje, przynajmniej tą jedną. Już wolał latać po pustych korytarzach i denerwować Filcha czy stroić miny do obrazów. Przeniknął najbliższą ścianę i tyle go było.
[zt]
Nie, on rezygnuje. To nie dla niego. Izumi był jak narkotyk czy inna używka - poprawiał nastrój, przyciągał, ale w nadmiarze miało się go zwyczajnie dość. To co wygadywał było zagadką filozofów i gdyby Irytek próbował go wybadać, skończyłby jako jeszcze większy kłębek chaosu niż aktualnie. Darował sobie lekcje, przynajmniej tą jedną. Już wolał latać po pustych korytarzach i denerwować Filcha czy stroić miny do obrazów. Przeniknął najbliższą ścianę i tyle go było.
[zt]
- Mercedes Bélanger
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 13, 2015 7:05 pm
Na Bogów, on to liczył! Mercedes była zszokowana, ale radosna. Gorzej z tym, że na tym misja Minabiego się skończyła, a ona zdążyła jedynie dokartkować do strony z symboliką liczb. Przełknęła ślinę. Nie wiedział w co się pakował.
Osoby te wybrały te wibracje urodzenia ponieważ są istotami o długiej drodze kosmicznej ewolucji. 'Stare dusze', gdy stają się świadome swojego kosmicznego zobowiązania służby innym, przychodzą na świat w celu by kochać, uczyć, prowadzić i chronić wszystkich ludzi. Kiedy projektują swoje wewnętrzne światło, oświetlają życie innych i inspirują ich do rozwoju oraz do tego, by stawali sie lepszymi.
Osobistym wyzwaniem takich osób jest przezwyciężenie słabości i ograniczeń ich cyfry prostej.
CYFRA JEDEN – jest typem indywidualisty. Jedynki są niezależne, samotne. Nie współpracują, wykonują wszystko samodzielnie. Czasem bywają egoistyczne i dominujące. Są przewodnikami.
CYFRA PIĘĆ – piątki są zmienne, niepewne. Brak u nich stabilności i równowagi. Potrafią być energiczne, gotowe podjąć wszelkie ryzyka. Lubią podróżować, poznawać nowe rzeczy. Są również nieodpowiedzialne.
CYFRA SZEŚĆ – szóstka to stabilizacja, harmonia, przyjaźń, życie rodzinne. Szóstki to osoby wierne, ufne, i godne zaufania. Dawniej sądzono, że szóstka to doskonałość, lecz jest ona zdolna do plotek, nieporozumień.
Pan profesor z pewnością nie zorientuje się, że jest to tekst żywcem przepisany z poprzedniego podręcznika i jego własnej książki! To boju Gryffindor! Jakim cudem jeszcze nie wyjebali jej ze szkoły?! Nie ważne, po prostu oddała kartkę. Ha, świetnie się spisałaś, Mercedes! 10/10
Osoby te wybrały te wibracje urodzenia ponieważ są istotami o długiej drodze kosmicznej ewolucji. 'Stare dusze', gdy stają się świadome swojego kosmicznego zobowiązania służby innym, przychodzą na świat w celu by kochać, uczyć, prowadzić i chronić wszystkich ludzi. Kiedy projektują swoje wewnętrzne światło, oświetlają życie innych i inspirują ich do rozwoju oraz do tego, by stawali sie lepszymi.
Osobistym wyzwaniem takich osób jest przezwyciężenie słabości i ograniczeń ich cyfry prostej.
CYFRA JEDEN – jest typem indywidualisty. Jedynki są niezależne, samotne. Nie współpracują, wykonują wszystko samodzielnie. Czasem bywają egoistyczne i dominujące. Są przewodnikami.
CYFRA PIĘĆ – piątki są zmienne, niepewne. Brak u nich stabilności i równowagi. Potrafią być energiczne, gotowe podjąć wszelkie ryzyka. Lubią podróżować, poznawać nowe rzeczy. Są również nieodpowiedzialne.
CYFRA SZEŚĆ – szóstka to stabilizacja, harmonia, przyjaźń, życie rodzinne. Szóstki to osoby wierne, ufne, i godne zaufania. Dawniej sądzono, że szóstka to doskonałość, lecz jest ona zdolna do plotek, nieporozumień.
Pan profesor z pewnością nie zorientuje się, że jest to tekst żywcem przepisany z poprzedniego podręcznika i jego własnej książki! To boju Gryffindor! Jakim cudem jeszcze nie wyjebali jej ze szkoły?! Nie ważne, po prostu oddała kartkę. Ha, świetnie się spisałaś, Mercedes! 10/10
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Wrz 13, 2015 8:01 pm
Bułhakow był zszokowany zaangażowaniem tych dzieciaczków. Nawet szlamy dzielnie pracowały. No, przynajmniej tak mu się wydawało, bo jeszcze nie widział kartki Mercedes. Przysunął do siebie pracę Kaylin i Sharon i uśmiechnął się sam do siebie. Nie odezwał się. W Durmstrangu czekania na to aż inni skończą było normą, dlatego tak często miał kogo kopać po zajęciach. Sprawdził dokładnie czy wszyscy aby na pewno poprawnie się podpisali, bo była to przy okazji jego lista obecności i odchrząknął.
- Miałem dla was na dzisiaj przygotowane zadanie domowe, ale jestem na tyle zadowolony z porządku, który panował w klasie, że wam je daruję. Możecie wyjść. Sharon i Kaylin zostają. Reszcie życzę miłego dnia. - powiedział i zebrał wszystkie sprawdziany na kupkę. Jak on nie cierpiał sprawdzania tych głupot... To co wchodziło w zakres podstawy programowej było kroplą w morzu wiedzy. Mimo to lepszy rydz niż nic.
Riley, Lupin, Lily, Archibald, Alice, Colette, Mercedes +2PD i 10 fasoli
- Jestem dumny z waszego entuzjazmu. Właśnie takich ludzi potrzebujemy w Hogwarcie - pracowitych i odpowiedzialnych. Z racji tego w ramach nagrody możecie poskładać i ułożyć na półkach wszystkie podręczniki. - powiedział tak, by wychodzący z sali mogli się jeszcze trochę pośmiać. Dopiero kiedy została tylko ich trójka uśmiechnął się nieco mniej perfidnie i wręczył im po pudełku czekoladowych żab. - Wezmę pod uwagę wasze starania kiedy będę wypisywał oceny końcoworoczne. Ewentualnie, ale to jeżeli wasza praca okaże się totalną klapą - podciągnę wam z niej stopnień.
Sharon i Kaylin +2PD i 15 fasoli
Oceny wstawię do tematu w dziale Przedmioty Nauczania.
Koniec lekcji // wszyscy [z tematu].
+ fasola dla mnie za dwie ostatnie lekcje (za ostatnią zapomniałam) - obie 15 fasoli
- Miałem dla was na dzisiaj przygotowane zadanie domowe, ale jestem na tyle zadowolony z porządku, który panował w klasie, że wam je daruję. Możecie wyjść. Sharon i Kaylin zostają. Reszcie życzę miłego dnia. - powiedział i zebrał wszystkie sprawdziany na kupkę. Jak on nie cierpiał sprawdzania tych głupot... To co wchodziło w zakres podstawy programowej było kroplą w morzu wiedzy. Mimo to lepszy rydz niż nic.
Riley, Lupin, Lily, Archibald, Alice, Colette, Mercedes +2PD i 10 fasoli
- Jestem dumny z waszego entuzjazmu. Właśnie takich ludzi potrzebujemy w Hogwarcie - pracowitych i odpowiedzialnych. Z racji tego w ramach nagrody możecie poskładać i ułożyć na półkach wszystkie podręczniki. - powiedział tak, by wychodzący z sali mogli się jeszcze trochę pośmiać. Dopiero kiedy została tylko ich trójka uśmiechnął się nieco mniej perfidnie i wręczył im po pudełku czekoladowych żab. - Wezmę pod uwagę wasze starania kiedy będę wypisywał oceny końcoworoczne. Ewentualnie, ale to jeżeli wasza praca okaże się totalną klapą - podciągnę wam z niej stopnień.
Sharon i Kaylin +2PD i 15 fasoli
Oceny wstawię do tematu w dziale Przedmioty Nauczania.
Koniec lekcji // wszyscy [z tematu].
+ fasola dla mnie za dwie ostatnie lekcje (za ostatnią zapomniałam) - obie 15 fasoli
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 18, 2015 9:49 pm
Przy mahoniowym biurku, na zdobionym krzesełku siedział spokojnie profesor Bułhakow, w spokoju sprawdzający prace napisane przez uczniów na ostatniej lekcji. Sucho przepisany tekst z podręcznika... oryginalnie, Belanger. Na bór gęsty i zielony, dlaczego musiał skończyć w szkole z takimi idiotami? Dlatego właśnie uważał, że edukacja magiczna powinna być przeznaczona tylko dla dzieciaków z normalnych rodzin, a nie kogo popadnie. Pijawka na funduszu szkolnym, której największym, życiowym osiągnięciem było wysadzenie kibla na trzecim piętrze.
Umoczył sobie w budyniu kolejnego paluszka rybnego i wgryzł się w niego ze zdenerwowaniem. Zastanawiał się czy powinien od razu skreślić całą pracę, czy przy każdym zdaniu napisać czerwoną adnotację wyjaśniającą dlaczego Mercedes jest z przedmiotu zagrożona. Ha, tutaj nie pomoże ci serdeczny uśmiech wycelowany w kogoś zdolniejszego. Urok osobisty gryfonki wynosił jakieś 0 punktów w unikalnej, pedofilskiej skali nieoficjalnego śmierciożercy.
Paluszek był już zimny, budyń trochę dziwny, a światło się kończyło. Ile on właściwie siedział w tej klitce i sprawdzał te wypociny? Litości, on o treści ich zadania napisał całą książkę.
Tak się złożyło, że dzisiejszego dnia pomóc mu miała panna Wittermore, która niestety spóźniała się jakieś...
Spojrzał na zegarek.
Ah, nie spóźniała się. Po prostu przyszedł dużo wcześniej. Zawsze był taki podejrzanie obowiązkowy i sumienny w tym co robił. W połowie wakacji wszystkie potrzebne książki i zeszyty miał już przygotowane i oprawione w szary papier. Mundurki wisiały wyprasowane. Złota stalówka pióra błyszczała zalotnie, zmuszając go tym samym do myślenia o zbliżającej się szkole.
Szkoła. Miał wobec niej mieszane uczucia.
Wiedział natomiast jedno - kochał wiedzieć. Potrafić. Rozumieć.
Mieć wpływ na wszystko i wszystkich.
Może to dlatego robił wszystko, aby przewyższyć nawet swoich nauczycieli? I tak skończył tutaj... w placówce, której zdecydowanie sobie nie wymarzył. Miejscu, gdzie nie zwracał na siebie szczególnej uwagi. A on tak lubił to niebezpieczeństwo wabienia do siebie istot niewinnych i stawanie się całym ich światem. Patrzeć jak wariują, byle mu zaimponować.
Była taka jedna, o włosach blond.
Nie mógł się z nią bawić. Była za młoda, to było za duże ryzyko, a on nie był aż tak głupi.
Był szalony. Podejmował to ryzyko bycia odmiennym. Jego głowa była chaosem w czystej postaci. Wiedział jednak, że nie mógł.
Ale wciąż myślał i myślał. Bo tyle mu zostało.
Umoczył sobie w budyniu kolejnego paluszka rybnego i wgryzł się w niego ze zdenerwowaniem. Zastanawiał się czy powinien od razu skreślić całą pracę, czy przy każdym zdaniu napisać czerwoną adnotację wyjaśniającą dlaczego Mercedes jest z przedmiotu zagrożona. Ha, tutaj nie pomoże ci serdeczny uśmiech wycelowany w kogoś zdolniejszego. Urok osobisty gryfonki wynosił jakieś 0 punktów w unikalnej, pedofilskiej skali nieoficjalnego śmierciożercy.
Paluszek był już zimny, budyń trochę dziwny, a światło się kończyło. Ile on właściwie siedział w tej klitce i sprawdzał te wypociny? Litości, on o treści ich zadania napisał całą książkę.
Tak się złożyło, że dzisiejszego dnia pomóc mu miała panna Wittermore, która niestety spóźniała się jakieś...
Spojrzał na zegarek.
Ah, nie spóźniała się. Po prostu przyszedł dużo wcześniej. Zawsze był taki podejrzanie obowiązkowy i sumienny w tym co robił. W połowie wakacji wszystkie potrzebne książki i zeszyty miał już przygotowane i oprawione w szary papier. Mundurki wisiały wyprasowane. Złota stalówka pióra błyszczała zalotnie, zmuszając go tym samym do myślenia o zbliżającej się szkole.
Szkoła. Miał wobec niej mieszane uczucia.
Wiedział natomiast jedno - kochał wiedzieć. Potrafić. Rozumieć.
Mieć wpływ na wszystko i wszystkich.
Może to dlatego robił wszystko, aby przewyższyć nawet swoich nauczycieli? I tak skończył tutaj... w placówce, której zdecydowanie sobie nie wymarzył. Miejscu, gdzie nie zwracał na siebie szczególnej uwagi. A on tak lubił to niebezpieczeństwo wabienia do siebie istot niewinnych i stawanie się całym ich światem. Patrzeć jak wariują, byle mu zaimponować.
Była taka jedna, o włosach blond.
Nie mógł się z nią bawić. Była za młoda, to było za duże ryzyko, a on nie był aż tak głupi.
Był szalony. Podejmował to ryzyko bycia odmiennym. Jego głowa była chaosem w czystej postaci. Wiedział jednak, że nie mógł.
Ale wciąż myślał i myślał. Bo tyle mu zostało.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 19, 2015 12:39 am
Panna Wittermore wstała tego dnia bardzo szczęśliwa. Ostatnimi czasy wiele spraw ciążyło jej na sercu, jednak poranek okazał się całkiem radosny. Mimo chmur kłębiących się na niebie i zasłaniających całkowicie słońce, dziewczyna pełna była energii i chęci do pracy. Cóż mogło być tego przyczyną? Odpowiedzią był zdecydowanie profesor B. i umówione spotkanie w gabinecie Numerologii.
W głowie cały czas miała mętlik, gdy stała przed lustrem i szykowała się przed wyjściem z dormitorium. Dużo uważniej niż zwykle dobierała strój i nawet postarała się ułożyć włosy tak, by wreszcie wyglądały po ludzku. Dobrze wiedziała, że to wszystko nie ma sensu i karciła się w myślach za każdy przejaw tak głupiego zachowania. Mimo to, nie potrafiła nie przejąć się wspólnym sprawdzaniem prac i czasem, jaki miała spędzić z mężczyzną, który nie wychodził z jej głowy już od dawna. Miała świadomość tego, jak źle wyglądałaby taka sytuacja w oczach wszystkich wokół, jak bardzo sama się pogrążała i przede wszystkim - miała pewność, że nic dla profesora nie znaczy. A mimo to, próbowała swoich sił. By choć odrobinę się do niego zbliżyć, wkraść w łaski nieubłaganego nauczyciela Numerologii.
Nie trafiła jednak do gabinetu od razu po wyjściu z dormitorium. Było na tyle wcześnie, że zahaczyła jeszcze o pustą salę, w której postanowiła się trochę pouczyć Podekscytowanie rozsadzało ją od środka, a i obecność Prudence nie pozwoliła skupić się na zadanym przez samą siebie zadaniu. Mimo to, rozmowę z nauczycielką zapamiętała całkiem dobrze i nim się obejrzała, nastała godzina umówiona. Idąc na drżących nogach weszła na odpowiednie piętro i... Przez krotki czas czaiła się pod drzwiami, jakby zastanawiając, co ze sobą zrobić. Normalnie weszłaby tam bez oglądania się na nic i po protu zgłosiła do umówionej pomocy. W głowie jednak miała ostatnie słowa Lupina, które jeszcze wczoraj doprowadziły ją do płaczu.
Odetchnęła trzy razy, chcąc przegonić tak ponure myśli i skupić się na czekającym ją zadaniu. Poprawiła włosy i spódniczkę, a potem bardzo nieśmiało weszła do sali, w której on już czekał. Brązowe tęczówki zatrzymały się na jego ciele, by zlustrować go dokładnie od głowy aż po żebra, bo niżej zasłonięty był mahoniowym biurkiem, za którym siedział. Uśmiechnęła się delikatnie czując, jak żołądek zaczyna podchodzić jej do gardła.
- Dzień dobry, panie profesorze. - Powiedziała radośnie i podeszła bliżej przyglądając się dokładniej temu, co znajdowało się na biurku. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w paluszki rybne i budyń, a potem ponownie skupiła się na twarzy Vakela.
Pierwszy raz w życiu naprawdę kogoś pożądała. I co gorsza - jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co to uczucie oznacza. Miała jedynie bardzo silną potrzebę znalezienia się jak najbliżej niego, jak się tylko dało. Wiedziała jednak, że było to bardzo nieodpowiednie.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam. Od czego mam zacząć? - Stanęła przy nim, zdecydowanie za blisko. Czekała na polecenia nie mogąc oderwać wzroku od nauczyciela, który przecież miał lepsze rzeczy do roboty niż myślenie o niej.
Prawda?
W głowie cały czas miała mętlik, gdy stała przed lustrem i szykowała się przed wyjściem z dormitorium. Dużo uważniej niż zwykle dobierała strój i nawet postarała się ułożyć włosy tak, by wreszcie wyglądały po ludzku. Dobrze wiedziała, że to wszystko nie ma sensu i karciła się w myślach za każdy przejaw tak głupiego zachowania. Mimo to, nie potrafiła nie przejąć się wspólnym sprawdzaniem prac i czasem, jaki miała spędzić z mężczyzną, który nie wychodził z jej głowy już od dawna. Miała świadomość tego, jak źle wyglądałaby taka sytuacja w oczach wszystkich wokół, jak bardzo sama się pogrążała i przede wszystkim - miała pewność, że nic dla profesora nie znaczy. A mimo to, próbowała swoich sił. By choć odrobinę się do niego zbliżyć, wkraść w łaski nieubłaganego nauczyciela Numerologii.
Nie trafiła jednak do gabinetu od razu po wyjściu z dormitorium. Było na tyle wcześnie, że zahaczyła jeszcze o pustą salę, w której postanowiła się trochę pouczyć Podekscytowanie rozsadzało ją od środka, a i obecność Prudence nie pozwoliła skupić się na zadanym przez samą siebie zadaniu. Mimo to, rozmowę z nauczycielką zapamiętała całkiem dobrze i nim się obejrzała, nastała godzina umówiona. Idąc na drżących nogach weszła na odpowiednie piętro i... Przez krotki czas czaiła się pod drzwiami, jakby zastanawiając, co ze sobą zrobić. Normalnie weszłaby tam bez oglądania się na nic i po protu zgłosiła do umówionej pomocy. W głowie jednak miała ostatnie słowa Lupina, które jeszcze wczoraj doprowadziły ją do płaczu.
Odetchnęła trzy razy, chcąc przegonić tak ponure myśli i skupić się na czekającym ją zadaniu. Poprawiła włosy i spódniczkę, a potem bardzo nieśmiało weszła do sali, w której on już czekał. Brązowe tęczówki zatrzymały się na jego ciele, by zlustrować go dokładnie od głowy aż po żebra, bo niżej zasłonięty był mahoniowym biurkiem, za którym siedział. Uśmiechnęła się delikatnie czując, jak żołądek zaczyna podchodzić jej do gardła.
- Dzień dobry, panie profesorze. - Powiedziała radośnie i podeszła bliżej przyglądając się dokładniej temu, co znajdowało się na biurku. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w paluszki rybne i budyń, a potem ponownie skupiła się na twarzy Vakela.
Pierwszy raz w życiu naprawdę kogoś pożądała. I co gorsza - jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co to uczucie oznacza. Miała jedynie bardzo silną potrzebę znalezienia się jak najbliżej niego, jak się tylko dało. Wiedziała jednak, że było to bardzo nieodpowiednie.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam. Od czego mam zacząć? - Stanęła przy nim, zdecydowanie za blisko. Czekała na polecenia nie mogąc oderwać wzroku od nauczyciela, który przecież miał lepsze rzeczy do roboty niż myślenie o niej.
Prawda?
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Wto Paź 20, 2015 9:08 pm
Wittermore od dłuższego czasu wypełniała w duszy Bułhakowa pustkę, którą utworzyło bycie zupełnie niepotrzebnym. Wyrzucony niczym zbędny śmieć przez byłą żonę i rodzinę niejednokrotnie próbował się z ziemi podnieść, ale o ile w przypadku ojca wkupienie się w łaski nie było aż tak trudne - to wciąż pozostawało to bezsensowne, uciążliwe uczucie bezgranicznej samotności. To nie było tak, że nie lubił być sam. bo trwanie samemu sprawiało mu przyjemność. Pomagało oczyścić myśli, nabrać siły na nowy dzień. Problemem była samotność sama w sobie. Bułhakow czuł nieodpartą potrzebę wypełnienia tej luki kimś. W tym przypadku - kimś młodym. Żywym. Może niekoniecznie wybuchowym (chociaż nie wiedział o niej jeszcze wszystkiego), to wciąż kipiącym swoim wiekiem. Przypominającym mu, że nie jest jeszcze aż tak starym dziadem, żeby kupić domek w Bieszczadach i spędzić resztę życia na wypasaniu kóz na pastwisku.
- Dzień dobry, Wittermore. - powiedział, zapraszając ją gestem ręki, by zasiadła na krześle naprzeciwko. Tak, by mogli utrzymać przyjazny kontakt wzrokowy, a dziewczyna była pozbawiona niewątpliwej przyjemności ocierania się o niego różnymi częściami ciała przy najmniejszej okazji. Nie to, żeby przypadkiem miał coś przeciwko, bo mimo wszystko umysł miał wypaczony okropnie - po prostu czasami paliło go w środku od świadomości jak bardzo niepoprawna była ostatnimi czasy jego podświadomość. - Właściwie, to jestem już przy końcówce sprawdzania. - poinformował ją jakże uprzejmie, dając do zrozumienia, że tak naprawdę nie jest tu potrzebna. No, ale darujmy mu, bo nie był tego do końca świadomy. - Ale za to mogę poczęstować cię babeczką. Nie krępuj się.
Włożył w ich przygotowanie całe serce. Stał przy piecyku wpatrując się w niego z zachwytem, patrząc na rosnące ciasto... kłamałam.
- Dopiero co kupione. - zamrugał do niej z uśmiechem i skinął głową w stronę zapakowanych w paczkę słodkości. Nietkniętych. Albo kupił je specjalnie dla niej, żeby sprawić jej przyjemność, albo kupił je po to, żeby nafaszerować eliksirem słodkiego snu i wykorzystać ciało do własnych celów. Kto pyta nie błądzi, najwyżej dostaje w gębę. Jakoś na Azkaban musi zapracować, skoro już go tam mieli wsadzić. Pedofilia była słabym powodem, aby umieścić tam kogoś z jego życiorysem. Musiał zachować twarz przed kolegami po fachu. - Niektórzy nieszczególnie się w tym tygodniu wykazali. Zastanawiam się w ich przypadku nad jakimś solidnym wypracowaniem, żeby się wreszcie czegoś nauczyli... liczba wewnętrzna, suma: pięć. Dokładnie tak. - pokreślił coś po pracy, którą kojarzyła bardzo dobrze - sama ją przecież napisała. - Bywają jednak niespokojne i nie spieszy im się do ustatkowania... cały Godryk. Przynajmniej tak słyszałem. W każdym razie - gratulacje. Można się było bardziej rozpisać, ale w porównaniu z Belanger chociażby - jest to poziom jak najbardziej zadowalający.
Nie będzie jej zbytnio słodził przecież, bo nie w tym rzecz. Pokaż mi to, pracuj. Zbuntuj się.
Miej w sobie coś więcej niż wszyscy inni... cząstkę...
Mnie.
A może liczył na zbyt wiele?
- Dzień dobry, Wittermore. - powiedział, zapraszając ją gestem ręki, by zasiadła na krześle naprzeciwko. Tak, by mogli utrzymać przyjazny kontakt wzrokowy, a dziewczyna była pozbawiona niewątpliwej przyjemności ocierania się o niego różnymi częściami ciała przy najmniejszej okazji. Nie to, żeby przypadkiem miał coś przeciwko, bo mimo wszystko umysł miał wypaczony okropnie - po prostu czasami paliło go w środku od świadomości jak bardzo niepoprawna była ostatnimi czasy jego podświadomość. - Właściwie, to jestem już przy końcówce sprawdzania. - poinformował ją jakże uprzejmie, dając do zrozumienia, że tak naprawdę nie jest tu potrzebna. No, ale darujmy mu, bo nie był tego do końca świadomy. - Ale za to mogę poczęstować cię babeczką. Nie krępuj się.
Włożył w ich przygotowanie całe serce. Stał przy piecyku wpatrując się w niego z zachwytem, patrząc na rosnące ciasto... kłamałam.
- Dopiero co kupione. - zamrugał do niej z uśmiechem i skinął głową w stronę zapakowanych w paczkę słodkości. Nietkniętych. Albo kupił je specjalnie dla niej, żeby sprawić jej przyjemność, albo kupił je po to, żeby nafaszerować eliksirem słodkiego snu i wykorzystać ciało do własnych celów. Kto pyta nie błądzi, najwyżej dostaje w gębę. Jakoś na Azkaban musi zapracować, skoro już go tam mieli wsadzić. Pedofilia była słabym powodem, aby umieścić tam kogoś z jego życiorysem. Musiał zachować twarz przed kolegami po fachu. - Niektórzy nieszczególnie się w tym tygodniu wykazali. Zastanawiam się w ich przypadku nad jakimś solidnym wypracowaniem, żeby się wreszcie czegoś nauczyli... liczba wewnętrzna, suma: pięć. Dokładnie tak. - pokreślił coś po pracy, którą kojarzyła bardzo dobrze - sama ją przecież napisała. - Bywają jednak niespokojne i nie spieszy im się do ustatkowania... cały Godryk. Przynajmniej tak słyszałem. W każdym razie - gratulacje. Można się było bardziej rozpisać, ale w porównaniu z Belanger chociażby - jest to poziom jak najbardziej zadowalający.
Nie będzie jej zbytnio słodził przecież, bo nie w tym rzecz. Pokaż mi to, pracuj. Zbuntuj się.
Miej w sobie coś więcej niż wszyscy inni... cząstkę...
Mnie.
A może liczył na zbyt wiele?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Sro Paź 21, 2015 3:02 am
Kaylin nie zdawała sobie sprawy z tego, jak ważne było jej istnienie dla Bułhakowa. Nawet przez chwilę nie przyszło jej do głowy, iż obecność piętnastoletniej Krukonki da profesorowi jakiekolwiek poczucie wartości i zapełni, choć trochę, pustkę noszoną latami w jego przeżartej dorosłym życiem duszy. Wciąż nie wiedziała o nim praktycznie niczego, jednak wiedziona całkiem dobrze rozwiniętym instynktem, była w stanie wyczuć samotność, która się w nim kryła. I choć nie potrafiła jeszcze tego określić to wszystko przyciągało ją do niego bardzo mocno, jakby całą sobą pragnęła uzdrowić tak bardzo zranionego człowieka. Nauczyciela, który dał jej więcej, niż mogła oczekiwać. Który jedną subtelną rozmową zmienił całe jej życie. Był niczym palec popychający pierwsze z całego stosu domino, które miało zapoczątkować przemianę dziewczęcia w... No właśnie, w kogo? Czy Kaylin Wittermore mogła dorosnąć przy jego boku? Czy mogła dojrzeć w mgnieniu oka na tyle, by móc być dla niego kimś wystarczającym?
Twoje myśli są niemoralne, Kaylin.
Pragnienia jakie się w niej obudziły zostały zaszufladkowane jako te całkowicie złe i niewłaściwe. Chyba tylko dlatego ciągle z nimi walczyła próbując sobie wmówić, że nie czuje do niego niczego poza ogromną sympatią i szacunkiem należnym nauczycielowi. Nie, Kaylin dobrze wiedziała, że tylko się oszukuje. Tak bardzo chciałaby dorosnąć jak najszybciej.
Dla wszystkich wokół musiał być odrobinę ekscentrycznym mężczyzną wchodzącym w wiek średni. Mężczyzną, któremu nie mogło nawet przez głowę przejść zainteresowanie młodziutką dziewczyną, a tym bardziej jego własną uczennicą. Społeczeństwo, gdyby tylko poznało jego myśli, zdecydowanie przylepiłoby mu konkretną łatkę i potępiło. Ona jednak nie była społeczeństwem. Była tylko naiwną dziewczynką, która całym swoim sercem wierzyła w jego dobre intencje. Dziewczynką, która była zbyt głupia by to wszystko odrzucić, ale zbyt mądra by nie zdawać sobie sprawy z beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazła. Choć wiedziała, że nigdy do niczego między nimi nie dojdzie wciąż zabiegała o uwagę, odrobinę zainteresowania, które mógł jej dać. Tak jak ona dała mu uwielbienie.
Jego głos rozniósł się po sali trafiając do niej z lekkim opóźnieniem. Zdawało jej się, jakby nie rozmawiała z nim od dłuższego czasu. Jakby nie widziała jego twarzy od miesięcy, a przecież zaledwie parę dni temu dała mu się złapać na korytarzu. Była wtedy bardzo zdenerwowana, zarówno złamaniem regulaminu jak i wcześniejszą rozmową z Lupinem. Rozmową, która jednocześnie ułożyła jej w głowie część uczuć, jakie się w niej rodziły ale i zrzuciła ją od razu na ziemię. Nie miała wątpliwości, że to był dopiero początek kłopotów w jakie się wpakowała. Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia.
Była tu, w sali. Z nim, sam na sam.
Z wielkim uśmiechem na ustach usiadła na wskazanym miejscu i położyła dłonie na blacie biurka nie spuszczając wzroku z nauczyciela. Zastanawiała się, czy zauważy jak bardzo starała się wyglądać tego dnia wyjątkowo. Czy poczuje jej nowe, bardzo delikatne, lekko słodkie, ale jednak zdecydowanie kwiatowe perfumy. Czy w jakikolwiek sposób zareaguje na te drobne zmiany. I choć te pytania pojawiały się w jej głowie, nie potrafiła stwierdzić, dlaczego aż tak jej na tym zależało.
- Och. To może pomogę panu w czymś innym? Skoro i tak już tu jestem. - Powiedziała tonem, w którym można było wyczuć lekki zawód. Ach, jakże widoczne było jej pragnienie przebywania z nim dłużej i dłużej! Z pewnością wymyśliłaby miliony wymówek na to, by zostać w gabinecie. Zwłaszcza, że ostatnio czytała dużo więcej na temat Numerologii i mogła po prostu wykręcić się rozmową właśnie na ten temat. Okazało się jednak, że wcale nie musiała.
Jakież było jej zdziwienie, gdy zaproponował jej poczęstunek! Wittermore miała już bowiem to szczęście, by poznać kilka twarzy profesora. Ostatnimi czasy coraz częściej widywała tego niezbyt miłego, dosyć chłodnego i nieprzyjemnego w obyciu mężczyznę. Nie przeszkadzało jej to, a jednak, zdecydowanie wolała tą jego milszą, znaną jej z pierwszego spotkania odsłonę. I wyglądało na to, że chociaż przez chwilę będzie dane jej ją spotkać.
- Dziękuję. - Powiedziała, jak na porządnie wychowaną panienkę z dobrego domu przystało i przez chwilę wpatrywała się w nietknięte babeczki jakby zastanawiając, czy na pewno może przygarnąć jedną. Wyglądały jednak na tyle zachęcająco, że nie była w stanie im się oprzeć i po chwili odpakowywała jedną, by oderwać jej kawałek drobnymi palcami i powoli wsadzić go sobie do ust. Przeżuwała ciasto długo, słuchając w tym czasie tego, co mówił i kiwała głową ze zrozumieniem.
- Wypracowanie? - Zapytała dopiero, gdy nie miała pełnych ust. - Też będę mogła je zrobić? Bardzo chciałabym zapracować na lepszą ocenę, a koniec roku zbliża się nieubłaganie. Szkoda, że zawitał pan do nas tak późno. Z pewnością nauczyłby mnie pan wiele, gdyby tylko było na to więcej czasu. - Mówiąc to oderwała kolejna porcję babeczki i zapchała nią swoje usta wpatrując się w niego odrobinę zbyt nachalnie. Nigdy jednak nie była mistrzynią taktu i subtelności. Ojciec latami próbował wpoić w nią niektóre zasady, jednak zawsze kończyło się tak samo.
Pochwała była tym, co w takiej sytuacji uszczęśliwiało ją najbardziej. W mgnieniu oka mógł ujrzeć, jak twarz dziewczęcia się rozjaśnia, a atmosfera wokół nabiera jakby nowych, wyraźniejszych kolorów i kształtów. No, ale nie mógł jej jednak za bardzo rozpieszczać, prawda?
Po kolejnych słowach Bułhakowa poderwała się z miejsca jednocześnie odkładając resztkę babeczki na bok. Pochyliła się do przodu spoglądając w pracę, na której widziała dwa różne charaktery pisma. Jeden, ten zdecydowanie dokładniejszy, jakby dopracowywany przez lata pod okiem wymagającej matki, był jak się można domyślić - jej.
- Gdzie czegoś brakuje? - Zapytała głosem całkowicie zaskoczonym, była bowiem pewna, że napisała wszystko, co się dało. A przynajmniej wszystko, co znała. Na policzku pojawił się rumieniec zdenerwowania połączonego z niezadowoleniem z siebie.
- Praca w grupie nigdy nie była moją mocną stroną, ale myślałam, że to nam wyszło naprawdę dobrze. - Jęknęła cicho i dopiero wtedy podniosła wzrok znad kartki zdając sobie sprawę, że znów całkowicie nieświadomie zmniejszyła między nimi dystans. Nie ruszając się nawet o milimetr wpatrywała się w jego twarz i milczała przez dłuższą chwilę.
Bądź moim Humbertem, a ja będę Twoją Lolitą.
To wszystko zdawał się mówić jej wzrok, choć z pewnością nie była tego świadoma. Nie należała do tak odważnych, by prowokować i oczekiwać czegokolwiek. No, przynajmniej nie wtedy, kiedy zdawała sobie z tego sprawę.
Twoje myśli są niemoralne, Kaylin.
Pragnienia jakie się w niej obudziły zostały zaszufladkowane jako te całkowicie złe i niewłaściwe. Chyba tylko dlatego ciągle z nimi walczyła próbując sobie wmówić, że nie czuje do niego niczego poza ogromną sympatią i szacunkiem należnym nauczycielowi. Nie, Kaylin dobrze wiedziała, że tylko się oszukuje. Tak bardzo chciałaby dorosnąć jak najszybciej.
Dla wszystkich wokół musiał być odrobinę ekscentrycznym mężczyzną wchodzącym w wiek średni. Mężczyzną, któremu nie mogło nawet przez głowę przejść zainteresowanie młodziutką dziewczyną, a tym bardziej jego własną uczennicą. Społeczeństwo, gdyby tylko poznało jego myśli, zdecydowanie przylepiłoby mu konkretną łatkę i potępiło. Ona jednak nie była społeczeństwem. Była tylko naiwną dziewczynką, która całym swoim sercem wierzyła w jego dobre intencje. Dziewczynką, która była zbyt głupia by to wszystko odrzucić, ale zbyt mądra by nie zdawać sobie sprawy z beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazła. Choć wiedziała, że nigdy do niczego między nimi nie dojdzie wciąż zabiegała o uwagę, odrobinę zainteresowania, które mógł jej dać. Tak jak ona dała mu uwielbienie.
Jego głos rozniósł się po sali trafiając do niej z lekkim opóźnieniem. Zdawało jej się, jakby nie rozmawiała z nim od dłuższego czasu. Jakby nie widziała jego twarzy od miesięcy, a przecież zaledwie parę dni temu dała mu się złapać na korytarzu. Była wtedy bardzo zdenerwowana, zarówno złamaniem regulaminu jak i wcześniejszą rozmową z Lupinem. Rozmową, która jednocześnie ułożyła jej w głowie część uczuć, jakie się w niej rodziły ale i zrzuciła ją od razu na ziemię. Nie miała wątpliwości, że to był dopiero początek kłopotów w jakie się wpakowała. Teraz jednak nie miało to żadnego znaczenia.
Była tu, w sali. Z nim, sam na sam.
Z wielkim uśmiechem na ustach usiadła na wskazanym miejscu i położyła dłonie na blacie biurka nie spuszczając wzroku z nauczyciela. Zastanawiała się, czy zauważy jak bardzo starała się wyglądać tego dnia wyjątkowo. Czy poczuje jej nowe, bardzo delikatne, lekko słodkie, ale jednak zdecydowanie kwiatowe perfumy. Czy w jakikolwiek sposób zareaguje na te drobne zmiany. I choć te pytania pojawiały się w jej głowie, nie potrafiła stwierdzić, dlaczego aż tak jej na tym zależało.
- Och. To może pomogę panu w czymś innym? Skoro i tak już tu jestem. - Powiedziała tonem, w którym można było wyczuć lekki zawód. Ach, jakże widoczne było jej pragnienie przebywania z nim dłużej i dłużej! Z pewnością wymyśliłaby miliony wymówek na to, by zostać w gabinecie. Zwłaszcza, że ostatnio czytała dużo więcej na temat Numerologii i mogła po prostu wykręcić się rozmową właśnie na ten temat. Okazało się jednak, że wcale nie musiała.
Jakież było jej zdziwienie, gdy zaproponował jej poczęstunek! Wittermore miała już bowiem to szczęście, by poznać kilka twarzy profesora. Ostatnimi czasy coraz częściej widywała tego niezbyt miłego, dosyć chłodnego i nieprzyjemnego w obyciu mężczyznę. Nie przeszkadzało jej to, a jednak, zdecydowanie wolała tą jego milszą, znaną jej z pierwszego spotkania odsłonę. I wyglądało na to, że chociaż przez chwilę będzie dane jej ją spotkać.
- Dziękuję. - Powiedziała, jak na porządnie wychowaną panienkę z dobrego domu przystało i przez chwilę wpatrywała się w nietknięte babeczki jakby zastanawiając, czy na pewno może przygarnąć jedną. Wyglądały jednak na tyle zachęcająco, że nie była w stanie im się oprzeć i po chwili odpakowywała jedną, by oderwać jej kawałek drobnymi palcami i powoli wsadzić go sobie do ust. Przeżuwała ciasto długo, słuchając w tym czasie tego, co mówił i kiwała głową ze zrozumieniem.
- Wypracowanie? - Zapytała dopiero, gdy nie miała pełnych ust. - Też będę mogła je zrobić? Bardzo chciałabym zapracować na lepszą ocenę, a koniec roku zbliża się nieubłaganie. Szkoda, że zawitał pan do nas tak późno. Z pewnością nauczyłby mnie pan wiele, gdyby tylko było na to więcej czasu. - Mówiąc to oderwała kolejna porcję babeczki i zapchała nią swoje usta wpatrując się w niego odrobinę zbyt nachalnie. Nigdy jednak nie była mistrzynią taktu i subtelności. Ojciec latami próbował wpoić w nią niektóre zasady, jednak zawsze kończyło się tak samo.
Pochwała była tym, co w takiej sytuacji uszczęśliwiało ją najbardziej. W mgnieniu oka mógł ujrzeć, jak twarz dziewczęcia się rozjaśnia, a atmosfera wokół nabiera jakby nowych, wyraźniejszych kolorów i kształtów. No, ale nie mógł jej jednak za bardzo rozpieszczać, prawda?
Po kolejnych słowach Bułhakowa poderwała się z miejsca jednocześnie odkładając resztkę babeczki na bok. Pochyliła się do przodu spoglądając w pracę, na której widziała dwa różne charaktery pisma. Jeden, ten zdecydowanie dokładniejszy, jakby dopracowywany przez lata pod okiem wymagającej matki, był jak się można domyślić - jej.
- Gdzie czegoś brakuje? - Zapytała głosem całkowicie zaskoczonym, była bowiem pewna, że napisała wszystko, co się dało. A przynajmniej wszystko, co znała. Na policzku pojawił się rumieniec zdenerwowania połączonego z niezadowoleniem z siebie.
- Praca w grupie nigdy nie była moją mocną stroną, ale myślałam, że to nam wyszło naprawdę dobrze. - Jęknęła cicho i dopiero wtedy podniosła wzrok znad kartki zdając sobie sprawę, że znów całkowicie nieświadomie zmniejszyła między nimi dystans. Nie ruszając się nawet o milimetr wpatrywała się w jego twarz i milczała przez dłuższą chwilę.
Bądź moim Humbertem, a ja będę Twoją Lolitą.
To wszystko zdawał się mówić jej wzrok, choć z pewnością nie była tego świadoma. Nie należała do tak odważnych, by prowokować i oczekiwać czegokolwiek. No, przynajmniej nie wtedy, kiedy zdawała sobie z tego sprawę.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Sob Paź 24, 2015 7:59 pm
Vakelowi od początku ciężko było pojąć sposób, w jaki Wittermore się wypowiadała, ale tym razem zacisnął zęby i zignorował to, chcąc dać dziewczynie chociaż ten jeden moment przyjemności bez wytykania jakichkolwiek błędów w pojmowaniu świata, a zdawała się mieć w tej kwestii sporo braków. Po prostu zebrał tą plątaninę myśli do kupy i zamrugał przymilnie.
- Smacznego. Numerologia jest jedynie przedmiotem dodatkowym, więc dokładania ci niepotrzebnie pracy nie uważam za konieczne. Zwłaszcza, że sama chętnie przerabiasz materiał również poza zajęciami. - posłał jej dość typowy dla siebie uśmiech, któremu towarzyszyło zmarszczenie czoła i złożył na papierze swój podpis. - Jestem w stu procentach pewien, że jeżeli utrzymasz aktualny poziom, to ocena końcowa w pełni cię zadowoli.
Bułhakow wątpił jednak w to, aby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło, bo krukonka zdawała się być wyjątkowo pracowita, co niesamowicie mu się podobało. Nie zdawała się być jakoś szczególnie uzdolniona w żadnej z dziedzin, ale to przecież mogło dopiero wyjść w praniu. Zainteresowania, pasja, pierwsza miłość...
Przywołał do głowy wszystkie przypadkowe otarcia ramieniem i widok jedzonej babeczki. Litości, Vakelu, czemu tutaj siedzisz jak gdyby nigdy nic się nie stało.
To było obrzydliwe, a jednocześnie tak... zabrakło mu słowa.
W każdym razie - nie miał na co narzekać, ale nie był nowością fakt, że Bułhakow miał skłonności do... No dobrze, Bułhakow był po prostu popierdolony na wiele, naprawdę wiele sposobów. Jednym z nich było pragnienie owinięcia sobie młodej dziewczyny wokół palca. Nie był głupi. Wiedział, że zaraz znajdzie się jakiś chłopiec, który zawróci jej w głowie po miesiącu łypania na niego spode łba (przynajmniej będzie mu łatwo zorientować się, że to ten moment) i narzekania, że tak często rozmawia o starszym o 300 lat nauczycielu najnudniejszego przedmiotu w historii Hogwartu.
Bo trzeba dodawać cyferki.
Używać mózgu.
Wysiłek.
- Smacznego. Numerologia jest jedynie przedmiotem dodatkowym, więc dokładania ci niepotrzebnie pracy nie uważam za konieczne. Zwłaszcza, że sama chętnie przerabiasz materiał również poza zajęciami. - posłał jej dość typowy dla siebie uśmiech, któremu towarzyszyło zmarszczenie czoła i złożył na papierze swój podpis. - Jestem w stu procentach pewien, że jeżeli utrzymasz aktualny poziom, to ocena końcowa w pełni cię zadowoli.
Bułhakow wątpił jednak w to, aby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło, bo krukonka zdawała się być wyjątkowo pracowita, co niesamowicie mu się podobało. Nie zdawała się być jakoś szczególnie uzdolniona w żadnej z dziedzin, ale to przecież mogło dopiero wyjść w praniu. Zainteresowania, pasja, pierwsza miłość...
Przywołał do głowy wszystkie przypadkowe otarcia ramieniem i widok jedzonej babeczki. Litości, Vakelu, czemu tutaj siedzisz jak gdyby nigdy nic się nie stało.
To było obrzydliwe, a jednocześnie tak... zabrakło mu słowa.
W każdym razie - nie miał na co narzekać, ale nie był nowością fakt, że Bułhakow miał skłonności do... No dobrze, Bułhakow był po prostu popierdolony na wiele, naprawdę wiele sposobów. Jednym z nich było pragnienie owinięcia sobie młodej dziewczyny wokół palca. Nie był głupi. Wiedział, że zaraz znajdzie się jakiś chłopiec, który zawróci jej w głowie po miesiącu łypania na niego spode łba (przynajmniej będzie mu łatwo zorientować się, że to ten moment) i narzekania, że tak często rozmawia o starszym o 300 lat nauczycielu najnudniejszego przedmiotu w historii Hogwartu.
Bo trzeba dodawać cyferki.
Używać mózgu.
Wysiłek.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 6:09 am
Dziewczyna zawsze miała problem ze sposobem, w jaki wyrażała swoje myśli. Być może spowodowane było to faktem, iż w głowie miała istny chaos, a ubieranie go w słowa musiało nie być najłatwiejsze. Niezależnie jednak od tego, gdy zaczynała mówić, ciężko było doczekać się końca. Jak na razie powstrzymywała się całkiem nieźle, nie chcąc zanudzić nauczyciela. Profesora, który tego dnia wydawał się dużo spokojniejszy i przyjemniejszy w obyciu. W takich chwilach jak ta, wkradał się do jej serca i już w nim zostawał, niezależnie od tego, co działo się wokół.
Wewnętrznie Kaylin toczyła właśnie walkę sama ze sobą. Z jednej strony miała zasady, moralność i całą masę konwenansów, których uczono ją od dziecka. Z drugiej zaś miała po prostu narastające w niej uczucie. Nie umiała się zdecydować, w którą stronę ostatecznie się uda, przez to wariowała coraz bardziej.
- Och, ale ja naprawdę lubię to robić. Chętnie zrobię coś dodatkowego. - Powiedziała od razu, jakby automatycznie. Była typowym pracoholikiem, kujonem, który nie potrafił żyć inaczej. Choć z drugiej strony ona po prostu lubiła naukę. Zdobywanie wiedzy, ciągłe sprawdzanie samej siebie. Ciągła walka o bycie najlepszym. Taka już była, tak wyglądały jej dni.
- Tak pan sądzi? - Zapytała, gdy jej policzki lekko się zaróżowiły. Cieszyła się z każdego słowa pochwały, a jego wypowiedź została przez nią właśnie w ten sposób zinterpretowana.
Po chwili milczenia, jaka między nimi zapadła, dziewczę położyło dłonie na biurku a na nich umieściło swoją głowę. W tej pozycji siedziała jeszcze przez jakiś czas, wpatrując się w niego uważnie. Walka w głowie ciągle trwała, a racjonalizm zdawał się przegrywać.
- Mogę zadać panu pytanie? - Wolała się upewnić. Vakel wiedział już, jakiego typu pytania zadawała. Ona natomiast wiedziała, że nie na wszystkie reagował spokojnie. Kilka razy już jej się oberwało za wkroczenie w jego przestrzeń osobistą. A przecież ona chciała go tylko trochę lepiej poznać! Jak miała to zrobić bez zadawania pytań?
Wewnętrznie Kaylin toczyła właśnie walkę sama ze sobą. Z jednej strony miała zasady, moralność i całą masę konwenansów, których uczono ją od dziecka. Z drugiej zaś miała po prostu narastające w niej uczucie. Nie umiała się zdecydować, w którą stronę ostatecznie się uda, przez to wariowała coraz bardziej.
- Och, ale ja naprawdę lubię to robić. Chętnie zrobię coś dodatkowego. - Powiedziała od razu, jakby automatycznie. Była typowym pracoholikiem, kujonem, który nie potrafił żyć inaczej. Choć z drugiej strony ona po prostu lubiła naukę. Zdobywanie wiedzy, ciągłe sprawdzanie samej siebie. Ciągła walka o bycie najlepszym. Taka już była, tak wyglądały jej dni.
- Tak pan sądzi? - Zapytała, gdy jej policzki lekko się zaróżowiły. Cieszyła się z każdego słowa pochwały, a jego wypowiedź została przez nią właśnie w ten sposób zinterpretowana.
Po chwili milczenia, jaka między nimi zapadła, dziewczę położyło dłonie na biurku a na nich umieściło swoją głowę. W tej pozycji siedziała jeszcze przez jakiś czas, wpatrując się w niego uważnie. Walka w głowie ciągle trwała, a racjonalizm zdawał się przegrywać.
- Mogę zadać panu pytanie? - Wolała się upewnić. Vakel wiedział już, jakiego typu pytania zadawała. Ona natomiast wiedziała, że nie na wszystkie reagował spokojnie. Kilka razy już jej się oberwało za wkroczenie w jego przestrzeń osobistą. A przecież ona chciała go tylko trochę lepiej poznać! Jak miała to zrobić bez zadawania pytań?
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 7:06 pm
Wittermore balansowała na tej cienkiej krawędzi, która sprawiała, że Bułhakow nie był do końca pewny, czy uwielbia ją za jej upartość, czy nienawidzi. Nie ulegało jednak wątpliwości to, że obecność krukonki w jakimś stopniu sobie ceni, bo ostatecznie mógł zamknąć drzwi od sali i sprawdzić te prace w ciszy i spokoju. Próbował wmówić sobie, że zaproszenie jej tutaj było próbą wymigania się od nudnych obowiązków, ale teraz widział, że była to raczej paniczna próba zapewnienia sobie jakiegoś ciekawego towarzystwa. Młodego towarzystwa. Odważnego towarzystwa. Bojącego się konsekwencji, a jednak prącego do przodu jak tsunami.
- Tak sądzę. Pytaj. - upewnienie się, że zadanie pytania było w tej sytuacji odpowiednie wyjątkowo Vakela rozbawiło, bo wcześniej nie miała z tym żadnych oporów. Znaczyło to więc, że czegoś ją jednak nauczył. O życiu, nie numerologii, rzecz jasna. Wypytywanie go o prywatne sprawy, co się dziewczynie wcześniej zdarzało było nie na miejscu, ale w obliczu kryjących się tam głęboko myśli było wciąż wyjątkowo niewinne.
Pomyśleć, że to on, stare próchno, siedział tutaj podniecony wizją stania się życiowym mentorem młodej dziewczyny, a ona wizualizowała sobie sprośne sytuacje. Wątpliwym było to, aby mając sensowną okazję zrezygnował z odebrania dziewczynie niewinności, ale póki częstował ją babeczkami... powinno być w porządku. Przynajmniej teraz.
Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość.
A może już wiedział, tylko się z nią tym nie podzielił?
- Tak sądzę. Pytaj. - upewnienie się, że zadanie pytania było w tej sytuacji odpowiednie wyjątkowo Vakela rozbawiło, bo wcześniej nie miała z tym żadnych oporów. Znaczyło to więc, że czegoś ją jednak nauczył. O życiu, nie numerologii, rzecz jasna. Wypytywanie go o prywatne sprawy, co się dziewczynie wcześniej zdarzało było nie na miejscu, ale w obliczu kryjących się tam głęboko myśli było wciąż wyjątkowo niewinne.
Pomyśleć, że to on, stare próchno, siedział tutaj podniecony wizją stania się życiowym mentorem młodej dziewczyny, a ona wizualizowała sobie sprośne sytuacje. Wątpliwym było to, aby mając sensowną okazję zrezygnował z odebrania dziewczynie niewinności, ale póki częstował ją babeczkami... powinno być w porządku. Przynajmniej teraz.
Nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość.
A może już wiedział, tylko się z nią tym nie podzielił?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 8:24 pm
Cisza panująca w gabinecie nie przeszkadzała jej ani trochę. Nie była typem, który musiał rozmawiać cały czas. Wręcz przeciwnie, doceniała chwilę przerwy na złapanie oddechu i zebranie myśli. Ważne było to, że tuż obok niej znajdował się drugi człowiek, którego obecność bardzo pozytywnie na nią działała. Przekręciła lekko głowę i słysząc pozwolenie na zadanie pytania uśmiechnęła się radośnie, szczerze.
- Kiedy ma pan urodziny? - Zapytała czując, jak jej policzki różowieją z sekundy na sekundę. Miała w głowie tysiące pytań, które czekały tylko na to, by wydostać się z jej ust. Ona jednak zaczęła od czegoś, co raczej nie jest aż tak ingerujące w życiu prywatne.
Owszem, nauczyła się kilku rzeczy. Przede wszystkim jednak dotarło do niej, że jeżeli chciała zdobyć informacje, jakich pragnęła, musiał to robić delikatnie. Powoli i z wyczuciem zadawać pytania, a nie wchodzić w jego życia z butami i to jeszcze bez pukania. Jej to nie przeszkadzało, ale innym mogło. Nie mogła o tym zapominać.
Po zadaniu pytania przez dłuższy czas patrzyła w jego twarz czekając na odpowiedź. Potem jednak jej wzrok zszedł niżej po raz kolejny zatrzymując się na częściach jego garderoby. Westchnęła pod nosem, jakby walcząc ze sobą, aż w końcu ponownie otworzyła usta.
- Do twarzy panu w tej koszuli. - Powiedziała zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek by nie założył, jej i tak będzie się podobał. W tym czasie podniosła głowę wyżej i bawiąc się swoimi palcami wyjrzała za okno.
Ona z pewnością chciałaby wiedzieć, co przyniesie jej przyszłość.
- Kiedy ma pan urodziny? - Zapytała czując, jak jej policzki różowieją z sekundy na sekundę. Miała w głowie tysiące pytań, które czekały tylko na to, by wydostać się z jej ust. Ona jednak zaczęła od czegoś, co raczej nie jest aż tak ingerujące w życiu prywatne.
Owszem, nauczyła się kilku rzeczy. Przede wszystkim jednak dotarło do niej, że jeżeli chciała zdobyć informacje, jakich pragnęła, musiał to robić delikatnie. Powoli i z wyczuciem zadawać pytania, a nie wchodzić w jego życia z butami i to jeszcze bez pukania. Jej to nie przeszkadzało, ale innym mogło. Nie mogła o tym zapominać.
Po zadaniu pytania przez dłuższy czas patrzyła w jego twarz czekając na odpowiedź. Potem jednak jej wzrok zszedł niżej po raz kolejny zatrzymując się na częściach jego garderoby. Westchnęła pod nosem, jakby walcząc ze sobą, aż w końcu ponownie otworzyła usta.
- Do twarzy panu w tej koszuli. - Powiedziała zdając sobie sprawę z tego, że cokolwiek by nie założył, jej i tak będzie się podobał. W tym czasie podniosła głowę wyżej i bawiąc się swoimi palcami wyjrzała za okno.
Ona z pewnością chciałaby wiedzieć, co przyniesie jej przyszłość.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|