- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 9:46 pm
Bułhakow tym razem się nie uśmiechnął, a zaśmiał tylko. Miał wrażenie, że już raz zadała to pytanie. A może było tylko podobne? Pamięć miał dobrą, ale słowa płynęły z ust dziewczyny w takich ilościach, że ciężko było się w tym wszystkim połapać nawet jemu. Przeczesał palcami włosy i powiedział:
- Szesnastego lutego. Mam nadzieję, że to tylko do celów naukowych. - i po chwili namysłu dodał - Komentowanie mojego wyglądu już przerobiliśmy.
Oh Vakelu, wysyłałeś tak sprzeczne sygnały...
Chciał z nią flirtować i spławić jednocześnie, jakby nie mógł się zdecydować. Być może był człowiekiem wątpliwej moralności, ale posiadał w środku blokadę, która nie pozwalała na spartaczenie zadania, jakim było utrzymanie się w Hogwarcie pod przykrywką. Spoufalanie się z uczennicą nie demaskowało go, ale bezsensowna utrata pracy również nie wchodziła w grę. Zwłaszcza, że bez pracy w ministerstwie i bez licencji pedagoga... co by właściwie robił? Wróciłby do domu? Podróżował? Napisał kolejną książkę i spędził resztę życia na spotkaniach naukowych z masą starych wapniaków pod krawatem? Oni przynajmniej mieli jakiś wnuków, osiągnięcia, cokolwiek...
A pomiędzy nimi Bułhakow. Geniusz i kompletny idiota w jednym ciele. Wizjoner ślepy na potrzeby większości społeczeństwa. Nic tylko przygrzmocić w łeb i wrzucić do jeziora, żeby przestało się męczyć.
Wstał z miejsca i ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia w ciszy, aż wreszcie w progu zatrzymał się i odwrócił na pięcie.
- Wybieram się na chwilę do mojego gabinetu. Masz może ochotę na herbatę? Za chwilę wrócę, mogę ją przynieść ze sobą. - zaproponował swoim przesłodkim głosikiem śmierciożercy z kilkoma morderstwami na koncie.
Cała ta przykrywka była momentami przerażająca, a jednak...
Czuł się jak ryba w wodzie.
Może taki naprawdę był?
Może to był właśnie Bułhakow, a to co siedziało tam w środku było inną, osobną historią?
// Zapomniałam ci dać coś do popicia tej babeczki, elo. Taki ze mnie zły gospodarz.
- Szesnastego lutego. Mam nadzieję, że to tylko do celów naukowych. - i po chwili namysłu dodał - Komentowanie mojego wyglądu już przerobiliśmy.
Oh Vakelu, wysyłałeś tak sprzeczne sygnały...
Chciał z nią flirtować i spławić jednocześnie, jakby nie mógł się zdecydować. Być może był człowiekiem wątpliwej moralności, ale posiadał w środku blokadę, która nie pozwalała na spartaczenie zadania, jakim było utrzymanie się w Hogwarcie pod przykrywką. Spoufalanie się z uczennicą nie demaskowało go, ale bezsensowna utrata pracy również nie wchodziła w grę. Zwłaszcza, że bez pracy w ministerstwie i bez licencji pedagoga... co by właściwie robił? Wróciłby do domu? Podróżował? Napisał kolejną książkę i spędził resztę życia na spotkaniach naukowych z masą starych wapniaków pod krawatem? Oni przynajmniej mieli jakiś wnuków, osiągnięcia, cokolwiek...
A pomiędzy nimi Bułhakow. Geniusz i kompletny idiota w jednym ciele. Wizjoner ślepy na potrzeby większości społeczeństwa. Nic tylko przygrzmocić w łeb i wrzucić do jeziora, żeby przestało się męczyć.
Wstał z miejsca i ruszył w stronę wyjścia z pomieszczenia w ciszy, aż wreszcie w progu zatrzymał się i odwrócił na pięcie.
- Wybieram się na chwilę do mojego gabinetu. Masz może ochotę na herbatę? Za chwilę wrócę, mogę ją przynieść ze sobą. - zaproponował swoim przesłodkim głosikiem śmierciożercy z kilkoma morderstwami na koncie.
Cała ta przykrywka była momentami przerażająca, a jednak...
Czuł się jak ryba w wodzie.
Może taki naprawdę był?
Może to był właśnie Bułhakow, a to co siedziało tam w środku było inną, osobną historią?
// Zapomniałam ci dać coś do popicia tej babeczki, elo. Taki ze mnie zły gospodarz.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 10:08 pm
Dokładnie, ponowiła pytanie. Choć wtedy zapytała nie o datę urodzenia, a wiek. Choć oba te stwierdzenia były bardzo podobne po pewnym czasie doszła do wniosku, że łatwiej będzie zapytać o datę. Uśmiechnęła się, gdy tylko jej ją zdradził i pokiwała głową zapamiętując. Szesnasty lutego. Tak blisko walentynek!
- Oczywiście, że w celach naukowych. Będę do tego też potrzebowała roku urodzenia, jeżeli to nie problem. - Dodała patrząc na niego z miną całkowitego niewiniątka, któremu przecież nie przeszło przez myśl, by wypytać o całą datę tylko po to, by zdobyć jego dzień urodzin i jednocześnie wiek. I przy okazji mogła udać, że to w celach naukowych, bo przecież Numerologia zajmowała się też określaniem liczb urodzenia! Ach, zaczynała naprawdę lubić ten przedmiot, który z początku tak bardzo jej nie szedł!
- Doceniam tylko dobrze dobraną koszulę, panie profesorze. Ciężko jest dostać naprawdę porządnie skrojoną, o odpowiedniej fakturze... Takiej, która by naprawdę do nas pasowała. Panu się to udało, to tylko niewielki komplement. Nie wydaje mi się, by było w tym coś nieodpowiedniego. Bo o to panu chodzi, prawda? - Dodała cały czas mając na ustach ten am uśmiech. Oparła się wygodniej o krzesło i zaczęła machać nogami w powietrzu czekając na jego reakcję.
Kiedy tylko zaczął się zbierać spojrzała na niego pytająco. Wytłumaczenie przyjęła westchnieniem ulgi, które ku jej zawstydzeniu musiało dotrzeć i do jego uszu.
- Bardzo chętnie. - Powiedziała zadowolona i obserwowała go przez cały czas.
- Oczywiście, że w celach naukowych. Będę do tego też potrzebowała roku urodzenia, jeżeli to nie problem. - Dodała patrząc na niego z miną całkowitego niewiniątka, któremu przecież nie przeszło przez myśl, by wypytać o całą datę tylko po to, by zdobyć jego dzień urodzin i jednocześnie wiek. I przy okazji mogła udać, że to w celach naukowych, bo przecież Numerologia zajmowała się też określaniem liczb urodzenia! Ach, zaczynała naprawdę lubić ten przedmiot, który z początku tak bardzo jej nie szedł!
- Doceniam tylko dobrze dobraną koszulę, panie profesorze. Ciężko jest dostać naprawdę porządnie skrojoną, o odpowiedniej fakturze... Takiej, która by naprawdę do nas pasowała. Panu się to udało, to tylko niewielki komplement. Nie wydaje mi się, by było w tym coś nieodpowiedniego. Bo o to panu chodzi, prawda? - Dodała cały czas mając na ustach ten am uśmiech. Oparła się wygodniej o krzesło i zaczęła machać nogami w powietrzu czekając na jego reakcję.
Kiedy tylko zaczął się zbierać spojrzała na niego pytająco. Wytłumaczenie przyjęła westchnieniem ulgi, które ku jej zawstydzeniu musiało dotrzeć i do jego uszu.
- Bardzo chętnie. - Powiedziała zadowolona i obserwowała go przez cały czas.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 10:42 pm
Zniknął za drzwiami, ale po chwili wyjrzał zza nich jeszcze raz.
- 1941. - powiedział wywracając oczami, a jednak podejrzanie pozytywnie nastawiony do całej sytuacji. Może to jego urok, może planował wrzucić jej coś do tej herbaty? A może po prostu spieszył się, bo potrzebował pójść do toalety?
Najprawdopodobniejsza zdawała się być opcja ostatnia. Wysłuchał jej uważnie, przytaknął głową, zamrugał dwa razy. - Tak. - i tyle go było.
Na biurku leżało i kusiło wiele rzeczy. Po pierwsze - w prześwitującym, ozdobionym wstążeczką i kolorowymi naklejkami opakowaniu znajdowały się jeszcze trzy babeczki. Każda z nich prezentowała Wittermore inny, nietypowy kolor, który w żaden sposób nie wskazywał na smak ani kryjące się w nich nadzienie. Oczywistym było, że wziął pierwsze-lepsze urocze pudełko z brzegu (albo poradził się czarującej sprzedawczyni przy okazji zgarniając do kieszeni adres korespondencji), ale prezent wciąż wyglądał na kosztowny i nieprzypadkowy, co mogło w pewnym stopniu zadziwić. Obok stosu prac domowych dla piątego rocznika i zadań z lekcji łączonej znajdowało się równie kosztownie wyglądające pióro z kałamarzem do kompletu i terminarz, jednak nie zawierał zbyt wielu interesujących informacji - jedynie daty lekcji, sprawdzianów, wydarzeń szkolnych i umówionych spotkań, w tym szlabanów. Z tyłu zeszytu znajdowało się kilka karteczek od Prudence:
Nie lubię, gdy ludzie są tylko na chwilę. Jeśli możesz coś dla mnie zrobić to zdecydowanie jest to nieznikaniedziś nigdy za szybko.
To spotkanie też zignorujesz?
Wystarczy Prue, Vakel
Ciebie też trudno jest zrozumieć?
Charakter pisma musiał być dziewczynie znany. Na krześle, w przewieszonej przez oparcie marynarce znajdował się zaś list. List niezwykle istotny, którego Bułhakow w kieszeni zostawiać nie powinien - list od brata. Oprócz niego - wahadełko, które po dotknięciu palcem kopnęło dziewczynę prądem, portfel ze sporą ilością pieniędzy, zaklętą runą i pierścieniem z białego złota. Po jego wewnętrznej stronie wygrawerowany był napis: Miriam.
...
Tylko jak dużo Wittermore miała czasu?
- 1941. - powiedział wywracając oczami, a jednak podejrzanie pozytywnie nastawiony do całej sytuacji. Może to jego urok, może planował wrzucić jej coś do tej herbaty? A może po prostu spieszył się, bo potrzebował pójść do toalety?
Najprawdopodobniejsza zdawała się być opcja ostatnia. Wysłuchał jej uważnie, przytaknął głową, zamrugał dwa razy. - Tak. - i tyle go było.
Na biurku leżało i kusiło wiele rzeczy. Po pierwsze - w prześwitującym, ozdobionym wstążeczką i kolorowymi naklejkami opakowaniu znajdowały się jeszcze trzy babeczki. Każda z nich prezentowała Wittermore inny, nietypowy kolor, który w żaden sposób nie wskazywał na smak ani kryjące się w nich nadzienie. Oczywistym było, że wziął pierwsze-lepsze urocze pudełko z brzegu (albo poradził się czarującej sprzedawczyni przy okazji zgarniając do kieszeni adres korespondencji), ale prezent wciąż wyglądał na kosztowny i nieprzypadkowy, co mogło w pewnym stopniu zadziwić. Obok stosu prac domowych dla piątego rocznika i zadań z lekcji łączonej znajdowało się równie kosztownie wyglądające pióro z kałamarzem do kompletu i terminarz, jednak nie zawierał zbyt wielu interesujących informacji - jedynie daty lekcji, sprawdzianów, wydarzeń szkolnych i umówionych spotkań, w tym szlabanów. Z tyłu zeszytu znajdowało się kilka karteczek od Prudence:
Nie lubię, gdy ludzie są tylko na chwilę. Jeśli możesz coś dla mnie zrobić to zdecydowanie jest to nieznikanie
To spotkanie też zignorujesz?
Wystarczy Prue, Vakel
Ciebie też trudno jest zrozumieć?
Charakter pisma musiał być dziewczynie znany. Na krześle, w przewieszonej przez oparcie marynarce znajdował się zaś list. List niezwykle istotny, którego Bułhakow w kieszeni zostawiać nie powinien - list od brata. Oprócz niego - wahadełko, które po dotknięciu palcem kopnęło dziewczynę prądem, portfel ze sporą ilością pieniędzy, zaklętą runą i pierścieniem z białego złota. Po jego wewnętrznej stronie wygrawerowany był napis: Miriam.
...
Tylko jak dużo Wittermore miała czasu?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Nie Paź 25, 2015 11:06 pm
Trzydzieści siedem. Liczba ta wryła się w jej głowę zaraz po tym, gdy podał jej rok swojego urodzenia, a ona po prostu odjęła dwie liczby od siebie. Z jednej strony, nie było tak źle. Mógł być dużo starszy, wystarczyło tylko spojrzeć na profesor McGonagall czy samego Dumbledore'a. Mimo to, jakoś mocno zakuła ją ta różnica. Dopiero teraz zaczęła żałować, że w ogóle była tego ciekawa. Jak miała przebić granicę ponad dwudziestu lat? Westchnęła.
Nie mówiła już w sumie nic, jedynie obserwowała jak się krząta, a potem znika za drzwiami. Gdy wyszedł rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą począć. Potem jednak postanowiła poznać profesora trochę lepiej. Przejrzała jego rzeczy znajdujące się na biurku, nie chcąc jednak nigdzie grzebać. Na pierwszy ogień poszły babeczki, którymi bezwzględnie ją kupił. Były dobre, były urocze i przede wszystkim - od niego. Czego więcej mogła chcieć?
Och, jednak mogła. Nie miała jednak czasu na roztkliwianie się nad swoimi pragnieniami. Miała mało czasu, bo jednak herbata nie gotuje się wiecznie, a ciekawość nie dawała za wygraną. Zaczęla przeglądać resztę rzeczy na biurku na dłużej skupiając się na karteczkach w jego terminarzu, które napisała z pewnością profesor Grisham. Poznała pismo przede wszystkim dlatego, że dopiero co się z nią widziała i jeszcze było świeże w jej głowie. I wtedy poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej. Czy dopiero sama nie myślała, że zazdrości Pru tego, że jest starsza i mogłaby podrywać Bułhakowa, gdyby tylko chciała? Co to wszystko miało znaczyć? Kim dla niego była? Mętlik w głowie dopiero co się uspokoił, by na nowo zawirować i doprowadzić ją do szału. Bo przecież nie trzyma się w kalendarzu karteczek od kogoś bądź dotyczących czegoś, co dla nas nic nie znaczy, prawda?
Zazdrość jaka pojawiła się w jej sercu sprawiła, że gdy tylko jej oczom ukazał się list schowany w marynarce od razu go przeczytała. Nie zrozumiała z niego jednak zbyt wiele poza tym, że Vakel miał starszego brata. No ale przynajmniej nie należał do kolejnej kobiety, która mogła być mu bliska.
Ostatnim obiektem, na który zwróciła uwagę był pierścień, który skojarzył jej się tylko z obrączką. Imię Miriam zaplątało się w jej pamięci i pewnie jeszcze nie raz będzie o sobie przypominać. W tym momencie jednak ocknęła się z tego dziwnego stanu i zawstydzona usiadła ponownie na krześle sprawdzając, czy wszystko leży na swoim miejscu. Była zażenowana swoim zachowaniem i nie potrafiła zrozumieć, czemu się tak zachowała. To wszystko było po prostu niewłaściwe.
Ale czy przy nim nie miała ochoty robić więcej niewłaściwych rzeczy?
Spłoszona usiadła ponownie na krześle i wyjrzała za okno w oczekiwaniu na powrót jej profesora. Z poważnym podkreśleniem słowa jej. Choć właśnie umierała z zazdrości zdając sobie sprawę, jak wiele kobiet mógł mieć w życiu i jak wiele z nich mogło być dla niego ważnym. Jak mało więc musiała znaczyć ona?
Przygryzła wargę i zacisnęła dłonie na krześle czekając aż się uspokoi. Miała nadzieję, że nastapi to przed tym, jak wejdzie do środka.
Była naprawdę głupia.
Nie mówiła już w sumie nic, jedynie obserwowała jak się krząta, a potem znika za drzwiami. Gdy wyszedł rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą począć. Potem jednak postanowiła poznać profesora trochę lepiej. Przejrzała jego rzeczy znajdujące się na biurku, nie chcąc jednak nigdzie grzebać. Na pierwszy ogień poszły babeczki, którymi bezwzględnie ją kupił. Były dobre, były urocze i przede wszystkim - od niego. Czego więcej mogła chcieć?
Och, jednak mogła. Nie miała jednak czasu na roztkliwianie się nad swoimi pragnieniami. Miała mało czasu, bo jednak herbata nie gotuje się wiecznie, a ciekawość nie dawała za wygraną. Zaczęla przeglądać resztę rzeczy na biurku na dłużej skupiając się na karteczkach w jego terminarzu, które napisała z pewnością profesor Grisham. Poznała pismo przede wszystkim dlatego, że dopiero co się z nią widziała i jeszcze było świeże w jej głowie. I wtedy poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej. Czy dopiero sama nie myślała, że zazdrości Pru tego, że jest starsza i mogłaby podrywać Bułhakowa, gdyby tylko chciała? Co to wszystko miało znaczyć? Kim dla niego była? Mętlik w głowie dopiero co się uspokoił, by na nowo zawirować i doprowadzić ją do szału. Bo przecież nie trzyma się w kalendarzu karteczek od kogoś bądź dotyczących czegoś, co dla nas nic nie znaczy, prawda?
Zazdrość jaka pojawiła się w jej sercu sprawiła, że gdy tylko jej oczom ukazał się list schowany w marynarce od razu go przeczytała. Nie zrozumiała z niego jednak zbyt wiele poza tym, że Vakel miał starszego brata. No ale przynajmniej nie należał do kolejnej kobiety, która mogła być mu bliska.
Ostatnim obiektem, na który zwróciła uwagę był pierścień, który skojarzył jej się tylko z obrączką. Imię Miriam zaplątało się w jej pamięci i pewnie jeszcze nie raz będzie o sobie przypominać. W tym momencie jednak ocknęła się z tego dziwnego stanu i zawstydzona usiadła ponownie na krześle sprawdzając, czy wszystko leży na swoim miejscu. Była zażenowana swoim zachowaniem i nie potrafiła zrozumieć, czemu się tak zachowała. To wszystko było po prostu niewłaściwe.
Ale czy przy nim nie miała ochoty robić więcej niewłaściwych rzeczy?
Spłoszona usiadła ponownie na krześle i wyjrzała za okno w oczekiwaniu na powrót jej profesora. Z poważnym podkreśleniem słowa jej. Choć właśnie umierała z zazdrości zdając sobie sprawę, jak wiele kobiet mógł mieć w życiu i jak wiele z nich mogło być dla niego ważnym. Jak mało więc musiała znaczyć ona?
Przygryzła wargę i zacisnęła dłonie na krześle czekając aż się uspokoi. Miała nadzieję, że nastapi to przed tym, jak wejdzie do środka.
Była naprawdę głupia.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 12:01 am
Bułhakow w tym czasie zdążył odkaszlnąć sobie w łazience, podrapać się po du... nogawce, zastanowić nad sensem swojego istnienia i przypomnieć o znajdującym się w kieszeni liście. Nie zależało mu na pieniądzach, liścikach i pozostawionych bez opieki pracach domowych, ale rodziny się po prostu bał. Wittermore mogła grzebać gdzie chciała (a nawet trochę na to liczył), byleby nie tknęła tego przeklętego listu... Nie zastanawiała się, nie pytała.
To, że ich rodzice rozmnażali się jak króliki nie było szczególną tajemnicą - jego rodzina żyła w Londynie nie od wczoraj, a poszczególni jej przedstawiciele osiągali sukcesy na arenie międzynarodowej, ale niekoniecznie pasowało mu dzielenie się informacją o przybyciu Jewgienija i zainteresowaniu ojca poczynaniami młodszego Bułhakowa z... właściwie, to nikim. Faktycznie była po prostu nikim i może to dlatego czuł się tym taki... sfrustrowany? Spójrzmy prawdzie w oczy - chciał napuścić ją na Prudence, pośmiać się z zazdrosnej miny, a teraz czuł zagrożenie ze strony, z której nie nadciągało.
Wittermore bowiem przyjęła do wiadomości, że Bułhakowów jest więcej, po czym zgodnie z planem zajęła się rozważaniami nad przyszłością jej i starszego o ponad 20 lat nauczyciela numerologii w szkole do której uczęszczała. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak wielkie widmo przeszłości unosiło się za tym ukochanym profesorem i jak wielkie emocje towarzyszyły mu teraz w szkolnej łazience, kiedy wpatrywał się w lustrzane odbicie swojej twarzy. Litości, jesteś dorosły. Ale wciąż słaby, tak słaby. Durny, wiecznie gnębiony przez innych, młody Vakel. Pośmiewisko. W którym momencie życia stałeś się sadystą?
- Zdecydowałem się na meliskę. Działa uspokajająco. Idealna przed sumami. - po chwili znów siedział naprzeciwko, kończąc swoją pracę, w pełni świadomy tego, że jego własność została przetrzepana i zbadana przez brązowe, pragnące poznać go bliżej oczęta. - Jak babeczki?
Mógłby dodać: polecone mi przez Audrey, naprawdę miła kobieta, ale czy wtedy ta sytuacja nie stałaby się zbyt okrutna dla obojga?
Nieudany dowcip, czy kolejna, życiowa porażka?
Przecież wiedziałaś to wszystko, Wittermore. Wiedziałaś, że miał inne, nawet teraz, kiedy w wolnym czasie znikał z zamku. Wiedziałaś, że tak ułożony, schludny i oczytany mężczyzna musi mieć kogoś. Pozostawało tylko jedno pytanie: czy dalej wierzyłaś w to, że może zapragnąć cię na ten moment w ten sam sposób? Liczenie na więcej zdawało się być głupotą.
To, że ich rodzice rozmnażali się jak króliki nie było szczególną tajemnicą - jego rodzina żyła w Londynie nie od wczoraj, a poszczególni jej przedstawiciele osiągali sukcesy na arenie międzynarodowej, ale niekoniecznie pasowało mu dzielenie się informacją o przybyciu Jewgienija i zainteresowaniu ojca poczynaniami młodszego Bułhakowa z... właściwie, to nikim. Faktycznie była po prostu nikim i może to dlatego czuł się tym taki... sfrustrowany? Spójrzmy prawdzie w oczy - chciał napuścić ją na Prudence, pośmiać się z zazdrosnej miny, a teraz czuł zagrożenie ze strony, z której nie nadciągało.
Wittermore bowiem przyjęła do wiadomości, że Bułhakowów jest więcej, po czym zgodnie z planem zajęła się rozważaniami nad przyszłością jej i starszego o ponad 20 lat nauczyciela numerologii w szkole do której uczęszczała. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak wielkie widmo przeszłości unosiło się za tym ukochanym profesorem i jak wielkie emocje towarzyszyły mu teraz w szkolnej łazience, kiedy wpatrywał się w lustrzane odbicie swojej twarzy. Litości, jesteś dorosły. Ale wciąż słaby, tak słaby. Durny, wiecznie gnębiony przez innych, młody Vakel. Pośmiewisko. W którym momencie życia stałeś się sadystą?
- Zdecydowałem się na meliskę. Działa uspokajająco. Idealna przed sumami. - po chwili znów siedział naprzeciwko, kończąc swoją pracę, w pełni świadomy tego, że jego własność została przetrzepana i zbadana przez brązowe, pragnące poznać go bliżej oczęta. - Jak babeczki?
Mógłby dodać: polecone mi przez Audrey, naprawdę miła kobieta, ale czy wtedy ta sytuacja nie stałaby się zbyt okrutna dla obojga?
Nieudany dowcip, czy kolejna, życiowa porażka?
Przecież wiedziałaś to wszystko, Wittermore. Wiedziałaś, że miał inne, nawet teraz, kiedy w wolnym czasie znikał z zamku. Wiedziałaś, że tak ułożony, schludny i oczytany mężczyzna musi mieć kogoś. Pozostawało tylko jedno pytanie: czy dalej wierzyłaś w to, że może zapragnąć cię na ten moment w ten sam sposób? Liczenie na więcej zdawało się być głupotą.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 12:27 am
Siedziała w ciszy wpatrując się w kant biurka. Docierało do niej w sumie to, co było od samego początku oczywiste. Była nikim, pyłkiem wśród pięknych, kolorowych kwiatów, które go otaczały. Wiedziała o tym od samego początku, odkąd tylko zrozumiała, jakim uczuciem obdarzyła tego tajemniczego nauczyciela Numerologii. Czy powinna więc być aż tak zraniona, skoro to wszystko było do przewidzenia? Nie panowała jednak nad tym, co w tym jednym momencie czuła. Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet kiedy wszedł do środka. Dalej wgapiała się w ten jeden punkt, rozluźniając zaciskające się od dłuższego czasu palce. Jeżeli chciał ujrzeć na jej twarzy zazdrość, cóż, czekała go niespodzianka. Pojawił się na niej bowiem smutek, nic poza tym.
- Hmm? - Podskoczyła w miejscu na dźwięk jego słów i dopiero po chwili załapała, o czym w ogóle do niej mówił. Uśmiechnęła się, trochę sztucznie i wyciągnęła dłoń po melisę.
- Całkiem dobry wybór, ostatnio zaczęłam trochę panikować. Chociaż do egzaminów jeszcze dużo czasu. No i przecież uczyłam się przez pięć lat, nie mogłam wszystkiego nagle zapomnieć. Z drugiej strony, ostatnio nie mogę się na niczym skupić. - Wpadła w słowotok, co jakiś czas odrobinę się jąkając. Z jednej strony chciała mówić jak najwięcej, żeby nie nastała między nimi cisza. Z drugiej wiedziała, że głos drżał jej momentami za bardzo.
Dopiero po którymś z kolei łyku melisy uspokoiła się na tyle, by odłożyć filiżankę na miejsce i spojrzeć na niego spode łba. Przygryzła wargę i zdobyła się na odwagę wmawiając sobie, że przecież i tak nie pogorszy swojej sytuacji.
- Nie zaprosił mnie pan tutaj na sprawdzanie prac, prawda? - Zapytała chcąc poznać jego intencje. Nie była głupia a sam fakt, że gdy przyszła wszystko było posprawdzane mówił sam za siebie. Lustrowała go jeszcze przez chwilę, by odwrócić wzrok i zapatrzyć się w widok za oknem.
Była naiwna, odrobinę przygłupia, jednak nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy z oczywistych rzeczy. Nie był dla niej, ona zdecydowanie nie była dla niego. Nie była nikim, na kogo zwróciłby uwagę. Mimo to, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Nie potrafiła wyrzucić go z serca. Chciała poznać tego siedzącego przed nią mężczyznę i była gotowa naprawdę wiele za to zapłacić. Zrobiłaby dla niego wszystko, gdyby tylko raczył spojrzeć na nią przychylnym okiem.
- Hmm? - Podskoczyła w miejscu na dźwięk jego słów i dopiero po chwili załapała, o czym w ogóle do niej mówił. Uśmiechnęła się, trochę sztucznie i wyciągnęła dłoń po melisę.
- Całkiem dobry wybór, ostatnio zaczęłam trochę panikować. Chociaż do egzaminów jeszcze dużo czasu. No i przecież uczyłam się przez pięć lat, nie mogłam wszystkiego nagle zapomnieć. Z drugiej strony, ostatnio nie mogę się na niczym skupić. - Wpadła w słowotok, co jakiś czas odrobinę się jąkając. Z jednej strony chciała mówić jak najwięcej, żeby nie nastała między nimi cisza. Z drugiej wiedziała, że głos drżał jej momentami za bardzo.
Dopiero po którymś z kolei łyku melisy uspokoiła się na tyle, by odłożyć filiżankę na miejsce i spojrzeć na niego spode łba. Przygryzła wargę i zdobyła się na odwagę wmawiając sobie, że przecież i tak nie pogorszy swojej sytuacji.
- Nie zaprosił mnie pan tutaj na sprawdzanie prac, prawda? - Zapytała chcąc poznać jego intencje. Nie była głupia a sam fakt, że gdy przyszła wszystko było posprawdzane mówił sam za siebie. Lustrowała go jeszcze przez chwilę, by odwrócić wzrok i zapatrzyć się w widok za oknem.
Była naiwna, odrobinę przygłupia, jednak nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy z oczywistych rzeczy. Nie był dla niej, ona zdecydowanie nie była dla niego. Nie była nikim, na kogo zwróciłby uwagę. Mimo to, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Nie potrafiła wyrzucić go z serca. Chciała poznać tego siedzącego przed nią mężczyznę i była gotowa naprawdę wiele za to zapłacić. Zrobiłaby dla niego wszystko, gdyby tylko raczył spojrzeć na nią przychylnym okiem.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 1:35 am
Jaka szkoda, przeszło przez myśl Bułhakowa, kiedy nie spostrzegł na twarzy dziewczyny oczekiwanego cienia rywalizacji, a jedynie smutek i rezygnację. Nie tego pragnął, nie tego chciał. Gdzie był ten ogień, gdzie był ten żar...
Nie była tym typem dziewczyny, za którą ją wziął. Była delikatna. Chciała miłości i uwagi, której nie mógł jej zapewnić. Mógł jej zapewnić chwilowe spełnienie, oczarowanie nauką i krzyki rozkoszy, a później zniknąć. Zaspokoić chore pragnienia i uciec w stronę bezpiecznej przystani, ale czy to będzie akurat Prudence - to stało pod niewątpliwym znakiem zapytania. Jedyną pewną w tej sytuacji rzeczą było to, że w rodzinie Bułhakow takimi jak ona się bawiono i to właśnie Vakel zapragnął zrobić. Rozkochać ją w sobie i złamać. Patrzeć jak cierpi. Nie rozumiał dlaczego samo wyobrażenie sobie jej płaczu wprawiało go w uczucie takiej rozkoszy, ale cień tego dostrzec można było przez moment na jego twarzy, kiedy odwrócił spojrzenie i nalał jej meliski.
- Każdy panikuje przed egzaminami, a w szczególności osoby, którym zależy na dobrym wyniku. Mówię to z doświadczenia nauczycielskiego i osobistego. Łatwo wtedy znaleźć błahy powód, żeby się rozproszyć.
Na co liczyłaś, głupiutka dziewczyno? Że kupił ci ciastka, bo chciał poznać twoją osobowość? Już cię znał. Bardzo dobrze. Bardziej niż się tego spodziewałaś.
Kąciki ust Bułhakowa uniosły się lekko do góry, po czym opadły szybko. Poczuł się źle. Nie rozumiał dlaczego to wszystko było takie...
- Jeżeli pytasz, czy tamtej nocy miałem na myśli sprawdzanie prac - tak. Zważywszy na to, że zrobiłem to wcześniej przemianowałem to spotkanie na herbatkę przy babeczce.
...podniecające?
Nie była tym typem dziewczyny, za którą ją wziął. Była delikatna. Chciała miłości i uwagi, której nie mógł jej zapewnić. Mógł jej zapewnić chwilowe spełnienie, oczarowanie nauką i krzyki rozkoszy, a później zniknąć. Zaspokoić chore pragnienia i uciec w stronę bezpiecznej przystani, ale czy to będzie akurat Prudence - to stało pod niewątpliwym znakiem zapytania. Jedyną pewną w tej sytuacji rzeczą było to, że w rodzinie Bułhakow takimi jak ona się bawiono i to właśnie Vakel zapragnął zrobić. Rozkochać ją w sobie i złamać. Patrzeć jak cierpi. Nie rozumiał dlaczego samo wyobrażenie sobie jej płaczu wprawiało go w uczucie takiej rozkoszy, ale cień tego dostrzec można było przez moment na jego twarzy, kiedy odwrócił spojrzenie i nalał jej meliski.
- Każdy panikuje przed egzaminami, a w szczególności osoby, którym zależy na dobrym wyniku. Mówię to z doświadczenia nauczycielskiego i osobistego. Łatwo wtedy znaleźć błahy powód, żeby się rozproszyć.
Na co liczyłaś, głupiutka dziewczyno? Że kupił ci ciastka, bo chciał poznać twoją osobowość? Już cię znał. Bardzo dobrze. Bardziej niż się tego spodziewałaś.
Kąciki ust Bułhakowa uniosły się lekko do góry, po czym opadły szybko. Poczuł się źle. Nie rozumiał dlaczego to wszystko było takie...
- Jeżeli pytasz, czy tamtej nocy miałem na myśli sprawdzanie prac - tak. Zważywszy na to, że zrobiłem to wcześniej przemianowałem to spotkanie na herbatkę przy babeczce.
...podniecające?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 2:02 am
Kaylin zareagowała jak każda dziewczyna o zdrowych zmysłach. Jak nie masz szans w tak oczywisty sposób to nawet nie próbujesz. Tak przynajmniej myślała przez chwilę, cały czas jednak wzniecając w sobie uczucie, którym go obdarzyła. Rezygnacja, smutek... To pierwsze całkiem naturalne stadium, gdy zdajesz sobie sprawę, jak naprawdę wygląda sytuacja, a konkurencja rośnie. Zwłaszcza, że dla Wittermore to nie była tylko gra, choć w pewien sposób i dla niej nią była. Nieświadoma tego, jak bardzo ocierała się o nadchodzące cierpienie i jak blisko złamanego serca się znajdowała wpatrywała się w twarz tego, któremu ufała i słuchała go uważnie.
- Nigdy nie miałam z tym problemów. Ale ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, jak wielu rzeczy jeszcze nie znam. Odkrywanie tego jest z jednej strony przerażające, a z drugiej... Na tyle przyjemne, że i tak dalej daję się w to wciągnąć. - Zaczęła mówić, po raz kolejny, tym razem zdecydowanie bardziej rozluźniona niż jeszcze chwilę temu.
Nie była na tyle głupia by myśleć, że chciał ją poznać. Z drugiej strony, bardzo tego chciała. Na kolejne słowa Bułhakowa westchnęła tylko i odłożyła po raz kolejny filiżankę na biurko.
- I zapomniał pan o herbacie? - Zapytała, by po chwili przyłożyć dłoń do ust i zaśmiać sie radośnie, jak to miała w zwyczaju. W oczach znów pojawił się ten rozbawiony błysk, a po smutku na jej twarzy nie było już śladu. Chwila rozmowy z nauczycielem zdawała się działać na nią kojąco.
- Jest pan bardzo dziwny. Z jednej strony taki surowy i wymagający, a z drugiej... Zabawny i całkiem sympatyczny. Wie pan, jak bardzo miesza mi w głowie? - Zapytała obdarzając go tym swoim zaczepnym, całkowicie prowokującym uśmiechem. Jak przystało na typową nastolatkę, co pięć sekund zmieniała zdanie. Tak też było i w tej sytuacji. Jeszcze parę chwil temu chciała się poddać. Wyjść z tego gabinetu i wypłakać w poduszkę.
- Mimo to, jestem pewna, że pana lubię. - Dodała zdecydowana. To jeszcze nie był czas na to, żeby się poddać. Choć na starcie nie miała czego tu szukać, chciała spróbować. Żeby chociaż zwrócił na nią uwagę, nie pragnęła więcej. Przynajmniej w tej chwili.
- Nigdy nie miałam z tym problemów. Ale ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, jak wielu rzeczy jeszcze nie znam. Odkrywanie tego jest z jednej strony przerażające, a z drugiej... Na tyle przyjemne, że i tak dalej daję się w to wciągnąć. - Zaczęła mówić, po raz kolejny, tym razem zdecydowanie bardziej rozluźniona niż jeszcze chwilę temu.
Nie była na tyle głupia by myśleć, że chciał ją poznać. Z drugiej strony, bardzo tego chciała. Na kolejne słowa Bułhakowa westchnęła tylko i odłożyła po raz kolejny filiżankę na biurko.
- I zapomniał pan o herbacie? - Zapytała, by po chwili przyłożyć dłoń do ust i zaśmiać sie radośnie, jak to miała w zwyczaju. W oczach znów pojawił się ten rozbawiony błysk, a po smutku na jej twarzy nie było już śladu. Chwila rozmowy z nauczycielem zdawała się działać na nią kojąco.
- Jest pan bardzo dziwny. Z jednej strony taki surowy i wymagający, a z drugiej... Zabawny i całkiem sympatyczny. Wie pan, jak bardzo miesza mi w głowie? - Zapytała obdarzając go tym swoim zaczepnym, całkowicie prowokującym uśmiechem. Jak przystało na typową nastolatkę, co pięć sekund zmieniała zdanie. Tak też było i w tej sytuacji. Jeszcze parę chwil temu chciała się poddać. Wyjść z tego gabinetu i wypłakać w poduszkę.
- Mimo to, jestem pewna, że pana lubię. - Dodała zdecydowana. To jeszcze nie był czas na to, żeby się poddać. Choć na starcie nie miała czego tu szukać, chciała spróbować. Żeby chociaż zwrócił na nią uwagę, nie pragnęła więcej. Przynajmniej w tej chwili.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 8:40 pm
Bułhakow szybko zorientował się, że niezależnie od intencji jej wypowiedzi - chciał odbierać ją tak, jakby mówiła o nim. O zagadce. O czymś, co chciałaby odkryć i pomimo ogromnego lęku, który temu towarzyszył - zrozumieć. Bo poznać mogła, ale czy by pojęła? Nawet w sferach najskrytszych marzeń nie liczył na to, aby zakochana w jego lepszej stronie dziewczyna mogła pokochać i tę ciemną, bez cienia pragnienia wymazania jej z istnienia.
Kobiety kochały zmieniać. Układać wszystko tak, jak chciały. Zdawało im się, że dopasowywały się do mężczyzn, a jednak... temperowały ich. Piłowały ostre końcówki. Owijały ich sobie wokół palca. Vakel tego nie chciał. Vakel, podobnie jak i reszta Bułhakowów, został wychowany na kogoś, kto potrzebował bycia w centrum uwagi i bezwzględnej akceptacji, czego Wittermore mu nie oferowała. Pozostawała mu wciąż opcja wykorzystania, ale na przeszkodzie wciąż stał mu dość obszerny kodeks nauczycielski, jasno zabraniający... no.
Pewnych rzeczy.
- Przerażające jest to, co odkrywasz, czy to, co sobie dopowiadasz? - zapytał spokojnie, opierając ręce na blacie biurka i spoglądając na nią. Wyglądał na otwartego i chętnego do dyskusji, co zdarzało się rzadko - w końcu częściej zdarzało mu się biegać w kółko w amoku i zajmować głowę chociażby układaniem kart, niż spojrzeniem komuś w oczy. Chyba, że czegoś chciał.
Tak się akurat składało, że chciał od niej całkiem sporo.
- Nie zapomniałem o herbacie, właśnie przed tobą stoi. - figlarny uśmiech nie schodził z jego twarzy, choć był na tyle delikatny, że nie do końca sugerował dziewczynie odpowiednią reakcję. Był równie niepewny tego, czy gra była warta świeczki co ona. Bo to była gra. Musiał grać, kłamać. Inaczej uciekłaby jeszcze zanim rozłożyłby planszę. - A co do moich dziwactw - każdy ma swoje. Mimo wszystko w obliczu świata wciąż pozostaję jedynie... - szaleńcem - ...filozofem ze szklaną kulą, lecz skoro ci to pasuje - planuję pomieszać ci w głowie jeszcze trochę.
Uniósł filiżankę do góry i skinął do niej głową, przed wzięciem pierwszego dzisiaj łyka meliski.
Kobiety kochały zmieniać. Układać wszystko tak, jak chciały. Zdawało im się, że dopasowywały się do mężczyzn, a jednak... temperowały ich. Piłowały ostre końcówki. Owijały ich sobie wokół palca. Vakel tego nie chciał. Vakel, podobnie jak i reszta Bułhakowów, został wychowany na kogoś, kto potrzebował bycia w centrum uwagi i bezwzględnej akceptacji, czego Wittermore mu nie oferowała. Pozostawała mu wciąż opcja wykorzystania, ale na przeszkodzie wciąż stał mu dość obszerny kodeks nauczycielski, jasno zabraniający... no.
Pewnych rzeczy.
- Przerażające jest to, co odkrywasz, czy to, co sobie dopowiadasz? - zapytał spokojnie, opierając ręce na blacie biurka i spoglądając na nią. Wyglądał na otwartego i chętnego do dyskusji, co zdarzało się rzadko - w końcu częściej zdarzało mu się biegać w kółko w amoku i zajmować głowę chociażby układaniem kart, niż spojrzeniem komuś w oczy. Chyba, że czegoś chciał.
Tak się akurat składało, że chciał od niej całkiem sporo.
- Nie zapomniałem o herbacie, właśnie przed tobą stoi. - figlarny uśmiech nie schodził z jego twarzy, choć był na tyle delikatny, że nie do końca sugerował dziewczynie odpowiednią reakcję. Był równie niepewny tego, czy gra była warta świeczki co ona. Bo to była gra. Musiał grać, kłamać. Inaczej uciekłaby jeszcze zanim rozłożyłby planszę. - A co do moich dziwactw - każdy ma swoje. Mimo wszystko w obliczu świata wciąż pozostaję jedynie... - szaleńcem - ...filozofem ze szklaną kulą, lecz skoro ci to pasuje - planuję pomieszać ci w głowie jeszcze trochę.
Uniósł filiżankę do góry i skinął do niej głową, przed wzięciem pierwszego dzisiaj łyka meliski.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Paź 26, 2015 9:55 pm
Kaylin widziała Bułhakowa dokładnie tak, jak tego chciał. Jao nieodgadnioną, być może nigdy nie osiągalną zagadkę. Kogoś, kogo będzie mogła powoli poznawać i rozszyfrowywać, a przynajmniej na to liczyła. Dałaby się zabić za chwilę bliskości z tym mężczyzną i wcale nie chodziło tu o bliskość cielesną. Był jej autorytetem, guru, za którym pragnęła podążać. Kimś, kto oczarował ją intelektualnie i poszerzał horyzonty. Chciała go rozumieć, wiedzieć co i w jaki sposób myśli.
Wittermore była czysta, niczym nie zapisana ani jednym słowem karta w dzienniku. Czekała aż ktoś wpoi w nią swoje zasady i ideały. I choć w normalnych okolicznościach sama powoli kształtowałaby swoje zdanie, przez cały czas zostając pospolicie neutralną, spotkanie Bułhakowa nadało jej życiu jakiś tor. Tor, który w pewnym momencie będzie musiał się rozdzielić, a ona stanie przed wyborem. Do tego jednak było jeszcze sporo czasu, teraz ślepo ufała nauczycielowi, który zapraszał ją na herbatkę. Mężczyźnie, który w jednej chwili potrafił ją chwalić, by sekundę później zganić za głupotę. Nie zależnie jednak od tego, co mówił, jego zdanie było dla niej ostatecznością. Prawdą, którą jej przekazywał. Niezależnie od tego, czy miało to sens dla wszystkich wokół, czy nie.
Do bycia typową kobietą brakowało jej jeszcze wielu lat i przede wszystkim - odwagi. Bo choć z pozoru pewna siebie kujonka mogła wydawać się bardzo asertywna, w rzeczywistości potrafiła ulegać. Gdy się kimś fascynowała, oczy świeciły jej w jego obecności i wielbiła okaz zainteresowania nie szczędząc mu przy tym komplementów. Czy jednak dalej zachowywałaby się w ten sposób, gdyby znała prawdziwą twarz Vakela?
- To, co odkrywam jest raczej przyjemne. Miłe i takie... ciepłe. Ale otaczający nas świat sprawia, że wydaje się to niewłaściwe. A sama wcale sobie tego nie ułatwiam, wmawiając wiele rzeczy. - Powiedziała cicho wpatrując się w melisę i zapadając w chwilę milczenia. Czy nie powiedziała za wiele? Ach, już było na to za późno. Podniosła wzrok na niego i widząc postawę chętną do rozmowy uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do niego. Przysunęła się nieznacznie do biurka, jakby chcąc zmniejszyć dystans między nimi.
Gdyby tylko wiedziała, że on także czegoś od niej chciał.
Na słowa o herbacie uśmiechnęła się jeszcze raz i na dłuższą chwilę zapatrzyła w jego twarz. Sama w tym czasie odłożyła filiżankę na blat i na chwilę zapominając o niedawnych odkryciach wśród jego rzeczy, cieszyła się najzwyczajniej w świecie ze spotkania.
- Może pan mieszać, ile chce. - Powiedziała z zadziornym uśmiechem i nie przestając machać nóżkami wpatrywała się wprost w jego oczy.
Wittermore była czysta, niczym nie zapisana ani jednym słowem karta w dzienniku. Czekała aż ktoś wpoi w nią swoje zasady i ideały. I choć w normalnych okolicznościach sama powoli kształtowałaby swoje zdanie, przez cały czas zostając pospolicie neutralną, spotkanie Bułhakowa nadało jej życiu jakiś tor. Tor, który w pewnym momencie będzie musiał się rozdzielić, a ona stanie przed wyborem. Do tego jednak było jeszcze sporo czasu, teraz ślepo ufała nauczycielowi, który zapraszał ją na herbatkę. Mężczyźnie, który w jednej chwili potrafił ją chwalić, by sekundę później zganić za głupotę. Nie zależnie jednak od tego, co mówił, jego zdanie było dla niej ostatecznością. Prawdą, którą jej przekazywał. Niezależnie od tego, czy miało to sens dla wszystkich wokół, czy nie.
Do bycia typową kobietą brakowało jej jeszcze wielu lat i przede wszystkim - odwagi. Bo choć z pozoru pewna siebie kujonka mogła wydawać się bardzo asertywna, w rzeczywistości potrafiła ulegać. Gdy się kimś fascynowała, oczy świeciły jej w jego obecności i wielbiła okaz zainteresowania nie szczędząc mu przy tym komplementów. Czy jednak dalej zachowywałaby się w ten sposób, gdyby znała prawdziwą twarz Vakela?
- To, co odkrywam jest raczej przyjemne. Miłe i takie... ciepłe. Ale otaczający nas świat sprawia, że wydaje się to niewłaściwe. A sama wcale sobie tego nie ułatwiam, wmawiając wiele rzeczy. - Powiedziała cicho wpatrując się w melisę i zapadając w chwilę milczenia. Czy nie powiedziała za wiele? Ach, już było na to za późno. Podniosła wzrok na niego i widząc postawę chętną do rozmowy uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do niego. Przysunęła się nieznacznie do biurka, jakby chcąc zmniejszyć dystans między nimi.
Gdyby tylko wiedziała, że on także czegoś od niej chciał.
Na słowa o herbacie uśmiechnęła się jeszcze raz i na dłuższą chwilę zapatrzyła w jego twarz. Sama w tym czasie odłożyła filiżankę na blat i na chwilę zapominając o niedawnych odkryciach wśród jego rzeczy, cieszyła się najzwyczajniej w świecie ze spotkania.
- Może pan mieszać, ile chce. - Powiedziała z zadziornym uśmiechem i nie przestając machać nóżkami wpatrywała się wprost w jego oczy.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Wto Paź 27, 2015 9:57 pm
Bułhakow wciąż swobodnie opierał się o blat biurka i nie drgnął nawet, kiedy dziewczyna się zbliżyła, ale na twarzy profesora dało się dostrzec cień rozbawienia. Sytuacja wydawała mu się być wręcz komiczna - Kaylin wesoło machała nóżkami i opisywała swoje uczucia, jakby nie było w tym absolutnie nic niepoprawnego. Miała w sobie tą nutę dziwactwa, albo kobiety, które spotykał na swojej drodze mówiły prawdę i zakochiwanie się w swoich nauczycielach było u tej płci na porządku dziennym.
Kiedyś taka różnica lat nikogo by nie zadziwiła, a teraz na straży niewinności pewnych osób stało nawet mugolskie prawo, ale takich głupot Vakelowi studiować się nie chciało. Żył ponad ich bzdurnym, szarym bytem i bardzo mu się to podobało.
- Czasami rzeczy uznawane przez społeczeństwo za niewłaściwe stały się takimi przez przypadki, które ich zdaniem jasno udowodniły, że taki stan rzeczy nie ma racji bytu. Nikt jednak nie może odebrać nikomu prawa decyzji o tym, czy stanowisko świata na dany temat jest słuszne.
Dmuchnął kilka razy do wnętrza filiżanki, po czym upił kolejny łyk.
- Swoją drogą, planujecie coś ciekawego na zakończenie roku? Słyszałem coś o pokazie fajerwerków, ale temat szybko się urwał.
To wcale nie było tak, że próbował zmienić temat i niewinnie ją zagadać. I to wcale nie było tak, że zdawał sobie sprawę z jej znajomości Belanger, więc spodziewał się, że rudzielec musiał coś z siebie wydusić na którejś z lekcji, ewentualnie pochwalić się w biegu podczas zwyczajowego hasania po korytarzu.
Za każdym razem miał coraz większą ochotę na to, aby podstawić jej nogę.
Gallagher, Colette, Belanger. Tą trójkę wokół niej wyłapał. Wszyscy chodzili na numerologię. Jedną osobę z tego grona nawet względnie tolerował (bo nie zorientował się jeszcze, że to Warp wysłał mu durny liścik sowią pocztą). Nie miała kogoś u siebie? Jakiegoś krukona? Koleżanki, z którą dzieliłaby się sekretami w szkolnym dormitorium?
Jej brak wszystko mu ułatwiał.
Jeżeli nie miała komu się zwierzać, to nie musiał nawet robić dobrej miny do złej gry.
Niestety Bułhakow nie zdawał sobie sprawy z tego, że psiapsią Wittermore był... Lupin.
Kiedyś taka różnica lat nikogo by nie zadziwiła, a teraz na straży niewinności pewnych osób stało nawet mugolskie prawo, ale takich głupot Vakelowi studiować się nie chciało. Żył ponad ich bzdurnym, szarym bytem i bardzo mu się to podobało.
- Czasami rzeczy uznawane przez społeczeństwo za niewłaściwe stały się takimi przez przypadki, które ich zdaniem jasno udowodniły, że taki stan rzeczy nie ma racji bytu. Nikt jednak nie może odebrać nikomu prawa decyzji o tym, czy stanowisko świata na dany temat jest słuszne.
Dmuchnął kilka razy do wnętrza filiżanki, po czym upił kolejny łyk.
- Swoją drogą, planujecie coś ciekawego na zakończenie roku? Słyszałem coś o pokazie fajerwerków, ale temat szybko się urwał.
To wcale nie było tak, że próbował zmienić temat i niewinnie ją zagadać. I to wcale nie było tak, że zdawał sobie sprawę z jej znajomości Belanger, więc spodziewał się, że rudzielec musiał coś z siebie wydusić na którejś z lekcji, ewentualnie pochwalić się w biegu podczas zwyczajowego hasania po korytarzu.
Za każdym razem miał coraz większą ochotę na to, aby podstawić jej nogę.
Gallagher, Colette, Belanger. Tą trójkę wokół niej wyłapał. Wszyscy chodzili na numerologię. Jedną osobę z tego grona nawet względnie tolerował (bo nie zorientował się jeszcze, że to Warp wysłał mu durny liścik sowią pocztą). Nie miała kogoś u siebie? Jakiegoś krukona? Koleżanki, z którą dzieliłaby się sekretami w szkolnym dormitorium?
Jej brak wszystko mu ułatwiał.
Jeżeli nie miała komu się zwierzać, to nie musiał nawet robić dobrej miny do złej gry.
Niestety Bułhakow nie zdawał sobie sprawy z tego, że psiapsią Wittermore był... Lupin.
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Wto Paź 27, 2015 11:23 pm
Zachowanie Kaylin zdecydowanie było oznaką tejże właśnie nuty dziwactwa, która zdecydowała o przypisaniu jej do Krukonów. Nie uznawała bowiem swojego uczucia za coś normalnego, pospolitego i codziennego. Choć z pewnością wiele dziewcząt w jej wieku zadurzało się w swoich nauczycielach i każda z nich myślała, że to coś wyjątkowego. Że zauroczenia dotyczą innych, a to prawdziwe uczucie. Kaylin spoglądała na wszystko zupełnie inaczej. Z jednej strony domyślała się, cóż znaczyły wszystkie oznaki, jakie udało jej się w sobie wychwycić. Z drugiej ciągle wmawiała sobie, że chodzi tylko i wyłącznie o uwielbienie osoby, która nas inspiruje i fascynuje. W obu tych tezach było jednak sporo sensu, a prawda jak to miała w zwyczaju, stała zwyczajnie po środku.
Ciągle walczyła ze sobą, miała opory. Nie chciała mu się za bardzo narzucać, a jednocześnie robiła wszystko, by tylko ją zauważył. Niby różnica wieku była znacząca, choć przecież to wcale nie było najważniejsze! Nawet istnienie innych kobiet w życiu Vakela potrafiła sobie wytłumaczyć tak, by po chwili smutku się nimi nie przejmować. Jedyne, czego tak naprawdę pragnęła to poczucia, że jest wyjątkowa. W jakikolwiek sposób.
- Jeżeli miałoby to zależeć tylko ode mnie... To nie widziałabym w tym nic złego. - Powiedziała po chwili wpatrywania się w niego. To właśnie te wszystkie mądrości, które podawał jej na tacy, te słowa prawdy życiowej, którymi lubiła się karmić sprawiały, że widziała go w taki, a nie inny sposób. Był jej ideałem, choć nie był idealny. Błyszczące od podekscytowania oczy nie przestawały na niego spoglądać, podczas gdy sama Kaylin zaczęła bawić się filiżanką.
- Fajerwerki? Ach tak. Mercedes zdaje się cały czas o tym mówić. Otwiera te swoje usta i mówi, mówi i mówi. Nie zawsze składnie i nie koniecznie do kogoś konkretnego. Czasem mam wrażenie, że mówi tylko po to, żeby mówić, a nie rozmawiać. Rozumie pan, o co mi chodzi, prawda? - Zapytała ponownie pijąc herbatę, bo zaschło jej w gardle. Po chwili wahania odstawiła pustą już filiżankę na biurko i uśmiechnęła się do nauczyciela rozglądając po sali, w której nie tak dawno miała z nim zajęcia. Jak bardzo wtedy żałowała, że zjawiło się tyle ludzi. Tak bardzo chciała wtedy pracować w parze właśnie z nim.
- Ale prawdę mówiąc, nie wiele wiem. Zazwyczaj przy czwartym zdaniu jej wypowiedzi automatycznie się wyłączam. Podobno ma być całkiem ciekawie, ale... To dotyczy praktycznie wakacji, a o tym nie chcę jeszcze myśleć. Najlepiej by było, jakby w ogóle nie nadeszły. - Dodała z krzywym uśmiechem i przeciągnęła się niewinne nadal siedząc naprzeciwko niego.
- Hmmm. - Mruknęła pod nosem i ponownie oparła się o biurko kładąc sobie głowę na rękach. Miała ochotę zapytać go o tak wiele rzeczy, wiedziała jednak, że większość z nich jedynie go zdenerwuje. Nie chciała tego, zdecydowanie przyjemniej było w takiej atmosferze. Poza tym, chciała żeby ją lubił. A tego raczej nie osiągnie się przez ciągłe denerwowanie!
- Uczy pan Numerologii, a podczas naszego pierwszego spotkania szukał pan sennika. Wnioskuję więc, że poszukiwanie prawdy i tego, co się zdarzy jest panu dosyć bliskie. Wierzy pan w przeznaczenie? W to, że każdy z nas ma jedną, określoną ścieżkę i nie da się tego zmienić? - Zapytała umierając z ciekawości. Jednocześnie była ciekawa jego poglądu na tę sprawę. Sama nie umiała się ustosunkować, z jednej strony ślepo ufała wszelkim przepowiedniom i zawsze ją to bardzo interesowało - dlatego zapisała się na Wróżbiarstwo i próbowała swoich sił na przedmiocie nauczanym przez Vakela mimo kiepskich rezultatów. Z drugiej jednak nie chciała przyjąć do świadomości braku kontroli nad swoim życiem. Choć już zdążyła się przekonać, że wszystko i tak dzieje się poza jej wolą.
- Mogę zapytać, co pan o mnie myśli? - Po kolejnej przerwie pomiędzy ich wypowiedziami zadała pytanie, które nurtowało ją od dawna. Ugryzła się, co prawda w język, jednak kilka sekund za późno i tak oto skończyła wyczekując odpowiedzi.
- Pewnie ma mnie pan za kolejną kujonkę bez przyjaciół. Jak każdy. - Dodała śmiejąc się pod nosem. Tym razem jednak nie radośnie a z nutą... paniki?
Bo w tym stwierdzeniu była prawda. Nie miała nikogo do zwierzeń, do takich rozmów od serca. Typowych dla nastolatek w jej wieku plotek i szeptów, które pozwoliłyby jej się ze wszystkiego porządnie wygadać. Kaylin miała jedynie kota i stary notes, w którym zapisywała swoje myśli. No i oczywiście Lupina, ale po ostatniej rozmowie nie miała zamiaru poruszać przy nim tematu profesora Bułhakowa.
Ciągle walczyła ze sobą, miała opory. Nie chciała mu się za bardzo narzucać, a jednocześnie robiła wszystko, by tylko ją zauważył. Niby różnica wieku była znacząca, choć przecież to wcale nie było najważniejsze! Nawet istnienie innych kobiet w życiu Vakela potrafiła sobie wytłumaczyć tak, by po chwili smutku się nimi nie przejmować. Jedyne, czego tak naprawdę pragnęła to poczucia, że jest wyjątkowa. W jakikolwiek sposób.
- Jeżeli miałoby to zależeć tylko ode mnie... To nie widziałabym w tym nic złego. - Powiedziała po chwili wpatrywania się w niego. To właśnie te wszystkie mądrości, które podawał jej na tacy, te słowa prawdy życiowej, którymi lubiła się karmić sprawiały, że widziała go w taki, a nie inny sposób. Był jej ideałem, choć nie był idealny. Błyszczące od podekscytowania oczy nie przestawały na niego spoglądać, podczas gdy sama Kaylin zaczęła bawić się filiżanką.
- Fajerwerki? Ach tak. Mercedes zdaje się cały czas o tym mówić. Otwiera te swoje usta i mówi, mówi i mówi. Nie zawsze składnie i nie koniecznie do kogoś konkretnego. Czasem mam wrażenie, że mówi tylko po to, żeby mówić, a nie rozmawiać. Rozumie pan, o co mi chodzi, prawda? - Zapytała ponownie pijąc herbatę, bo zaschło jej w gardle. Po chwili wahania odstawiła pustą już filiżankę na biurko i uśmiechnęła się do nauczyciela rozglądając po sali, w której nie tak dawno miała z nim zajęcia. Jak bardzo wtedy żałowała, że zjawiło się tyle ludzi. Tak bardzo chciała wtedy pracować w parze właśnie z nim.
- Ale prawdę mówiąc, nie wiele wiem. Zazwyczaj przy czwartym zdaniu jej wypowiedzi automatycznie się wyłączam. Podobno ma być całkiem ciekawie, ale... To dotyczy praktycznie wakacji, a o tym nie chcę jeszcze myśleć. Najlepiej by było, jakby w ogóle nie nadeszły. - Dodała z krzywym uśmiechem i przeciągnęła się niewinne nadal siedząc naprzeciwko niego.
- Hmmm. - Mruknęła pod nosem i ponownie oparła się o biurko kładąc sobie głowę na rękach. Miała ochotę zapytać go o tak wiele rzeczy, wiedziała jednak, że większość z nich jedynie go zdenerwuje. Nie chciała tego, zdecydowanie przyjemniej było w takiej atmosferze. Poza tym, chciała żeby ją lubił. A tego raczej nie osiągnie się przez ciągłe denerwowanie!
- Uczy pan Numerologii, a podczas naszego pierwszego spotkania szukał pan sennika. Wnioskuję więc, że poszukiwanie prawdy i tego, co się zdarzy jest panu dosyć bliskie. Wierzy pan w przeznaczenie? W to, że każdy z nas ma jedną, określoną ścieżkę i nie da się tego zmienić? - Zapytała umierając z ciekawości. Jednocześnie była ciekawa jego poglądu na tę sprawę. Sama nie umiała się ustosunkować, z jednej strony ślepo ufała wszelkim przepowiedniom i zawsze ją to bardzo interesowało - dlatego zapisała się na Wróżbiarstwo i próbowała swoich sił na przedmiocie nauczanym przez Vakela mimo kiepskich rezultatów. Z drugiej jednak nie chciała przyjąć do świadomości braku kontroli nad swoim życiem. Choć już zdążyła się przekonać, że wszystko i tak dzieje się poza jej wolą.
- Mogę zapytać, co pan o mnie myśli? - Po kolejnej przerwie pomiędzy ich wypowiedziami zadała pytanie, które nurtowało ją od dawna. Ugryzła się, co prawda w język, jednak kilka sekund za późno i tak oto skończyła wyczekując odpowiedzi.
- Pewnie ma mnie pan za kolejną kujonkę bez przyjaciół. Jak każdy. - Dodała śmiejąc się pod nosem. Tym razem jednak nie radośnie a z nutą... paniki?
Bo w tym stwierdzeniu była prawda. Nie miała nikogo do zwierzeń, do takich rozmów od serca. Typowych dla nastolatek w jej wieku plotek i szeptów, które pozwoliłyby jej się ze wszystkiego porządnie wygadać. Kaylin miała jedynie kota i stary notes, w którym zapisywała swoje myśli. No i oczywiście Lupina, ale po ostatniej rozmowie nie miała zamiaru poruszać przy nim tematu profesora Bułhakowa.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Nie Lis 01, 2015 5:21 pm
Był niesamowicie rozbawiony pierwszą częścią wypowiedzi dziewczyny. Mówi i mówi, jakby jej się buźka nie zamykała - skąd Vakel to znał? Najbardziej rozgadana istotna we wszechświecie beztrosko siedziała naprzeciwko niego. Naprzeciwko śmierciożercy. I co wydawało mu się w tym najbardziej komiczne - zadawała mu dość bezpośrednie pytania, zaraz po potokach słów, płynących z bladych usteczek przy najmniejszej możliwej okazji.
- Myślę, że jesteś osobą biorącą sobie cudzą opinię do serca, chociaż czasami nie powinna tego robić. Myślę też, że jesteś osobą otwartą na innych, na wiedzę, na nowe możliwości, ale potrzebującą czasu na to, aby to wszystko w sobie odkryć. - diabeł go wie, czy mówił to z serca, czy jednak by zadowolić ją odpowiedzią - I co najważniejsze - myślę, że na twoją przyjaźń trzeba sobie zapracować, bo nie masz w zwyczaju otaczać się byle kim.
Mówienie tak o innych ludziach było dość porażające, a jednak prawdziwe. Bo kim byli oni w porównaniu z nim?
...
Tylko kim on będzie za kilka lat, kiedy przykryje go wir nowych wzruszeń, mniej i bardziej burzliwych. Kiedy znów będzie siedział sam na tym krześle w pustej sali, wpatrując się w brudne od krwi ręce i pomyśli - kim jestem?
To, co miał tutaj i teraz, słodka, naiwna blondyneczka - to wywali się zaraz. Rozejdą się w swoje strony i będzie trzeba zadać sobie pytanie - kogo zaboli to bardziej? Młodą duszę, czy stare próchno.
- A jeśli o przyszłość chodzi... to skomplikowane. - powiedział spokojnie, a w jego oczach dało się dostrzec błysk - to znów się zaczęło. To pragnienie podzielenia się z kimś czymś więcej, niż opracowywaniem kwadratu numerologicznego. Chęć wyjaśnienia Kaylin czegoś, czego jeszcze nie miała okazji poznać.
- Wierzę w to, a nawet udowodniłem to w swojej książce, że świat zmierza w jednym, określonym kierunku. Niezmiennie od początków swojego istnienia. Posiadamy jednak wolną wolę, a raczej jej skrawek. Możliwość podejmowania decyzji nie mających większego wpływu na innych. Blokują nas tylko stałe punkty w czasie. Takie, których choćbyśmy nie wiem jak tego pragnęli... nie możemy zmienić. - nie uważał, aby Wittermore nie miała komu się wygadać. Nie był ślepy. Widział ją ciągle ze znajomymi, kiedy przemierzała korytarze w czyimś towarzystwie i dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że posiada wiele osób, które wbiegłyby za nią w ogień. Nawet Belanger, chociaż ona wbiegłaby do płonącego lasu za liściem, który kształtem przypominał Afrykę i utrata takiego arcydzieła matki natury bardzo by ją zabolała.
- Takimi stałymi punktami w czasie mogą być czyjeś narodziny, czyjaś śmierć... kogoś ważnego, rozumiesz. To może zdawać się dość przerażające, a jednak jedni są w tym przypadku ważniejsi od drugich. - zamrugał - Tylko kto w tych czasach wierzy jeszcze w jakąkolwiek sprawiedliwość?
- Myślę, że jesteś osobą biorącą sobie cudzą opinię do serca, chociaż czasami nie powinna tego robić. Myślę też, że jesteś osobą otwartą na innych, na wiedzę, na nowe możliwości, ale potrzebującą czasu na to, aby to wszystko w sobie odkryć. - diabeł go wie, czy mówił to z serca, czy jednak by zadowolić ją odpowiedzią - I co najważniejsze - myślę, że na twoją przyjaźń trzeba sobie zapracować, bo nie masz w zwyczaju otaczać się byle kim.
Mówienie tak o innych ludziach było dość porażające, a jednak prawdziwe. Bo kim byli oni w porównaniu z nim?
...
Tylko kim on będzie za kilka lat, kiedy przykryje go wir nowych wzruszeń, mniej i bardziej burzliwych. Kiedy znów będzie siedział sam na tym krześle w pustej sali, wpatrując się w brudne od krwi ręce i pomyśli - kim jestem?
To, co miał tutaj i teraz, słodka, naiwna blondyneczka - to wywali się zaraz. Rozejdą się w swoje strony i będzie trzeba zadać sobie pytanie - kogo zaboli to bardziej? Młodą duszę, czy stare próchno.
- A jeśli o przyszłość chodzi... to skomplikowane. - powiedział spokojnie, a w jego oczach dało się dostrzec błysk - to znów się zaczęło. To pragnienie podzielenia się z kimś czymś więcej, niż opracowywaniem kwadratu numerologicznego. Chęć wyjaśnienia Kaylin czegoś, czego jeszcze nie miała okazji poznać.
- Wierzę w to, a nawet udowodniłem to w swojej książce, że świat zmierza w jednym, określonym kierunku. Niezmiennie od początków swojego istnienia. Posiadamy jednak wolną wolę, a raczej jej skrawek. Możliwość podejmowania decyzji nie mających większego wpływu na innych. Blokują nas tylko stałe punkty w czasie. Takie, których choćbyśmy nie wiem jak tego pragnęli... nie możemy zmienić. - nie uważał, aby Wittermore nie miała komu się wygadać. Nie był ślepy. Widział ją ciągle ze znajomymi, kiedy przemierzała korytarze w czyimś towarzystwie i dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że posiada wiele osób, które wbiegłyby za nią w ogień. Nawet Belanger, chociaż ona wbiegłaby do płonącego lasu za liściem, który kształtem przypominał Afrykę i utrata takiego arcydzieła matki natury bardzo by ją zabolała.
- Takimi stałymi punktami w czasie mogą być czyjeś narodziny, czyjaś śmierć... kogoś ważnego, rozumiesz. To może zdawać się dość przerażające, a jednak jedni są w tym przypadku ważniejsi od drugich. - zamrugał - Tylko kto w tych czasach wierzy jeszcze w jakąkolwiek sprawiedliwość?
- Kaylin Wittermore
Re: Gabinet Numerologii
Pon Lis 02, 2015 12:06 am
Podczas gdy Vakel był rozbawiony bezpośrednimi pytaniami zadawanymi przez Kaylin, ta czuła jedynie poddenerwowanie. Bardzo chciała wiedzieć, co o niej sądził, to było niezaprzeczalne. Bała się jednak, że usłyszy rzeczy, których usłyszeć bardzo nie chciała. Istniała też możliwość, że Bułhakow nie powie prawdy, jedynie załagodzi swoją opinię, by nie zrobić jej przykrości. Choć sama nie wiedziała, która z tych opcji wydawała się bardziej prawdopodobna. Kiedy jednak zaczął mówić, wsłuchiwała się zapatrzona w niego, niczym w jakiś ładny obrazek zawieszony na ścianie. Naprawdę chciała, by wszystko to, co mówił było szczere. Chciała właśnie tak być przez niego postrzegana i pozwoliła sobie w to uwierzyć. Uśmiech, choć tym razem zdecydowanie delikatniejszy, można by rzecz - nieśmiały, pojawił się na jej twarzy i przez dłuższą chwilę na niej pozostał.
- Naprawdę pan tak uważa? Czy tylko próbuje być miły? - Zapytała, tym razem zdecydowanie mniej pewnie niż wcześniej. Serce biło jej niespokojnie, coraz mocniej uderzając o wnętrze klatki piersiowej. Lekki rumieniec zaczął wypływać na policzki, a ona z zawstydzenia odchrząknęła cicho i podrapała się po nosie, by choć przez kilka sekund zakryć twarz.
Była naprawdę zawstydzona i sama nie wiedziała, czemu aż tak bardzo było to po niej widać. Opinia Bułhakowa była dla niej bardzo ważna, być może właśnie dlatego aż tak przeżywała każde jego słowo. Czuła też drobny niedosyt - usłyszała na swój temat dużo raczej pozytywnych rzeczy, lecz nadal nie wiedziała, czy ją lubił. Wiedziała jednak, że nie może o to zapytać. Zapewne zdenerwowałoby go to, a w najlepszym wypadku po prostu by ją zbył.
Na szczęście, temat zszedł na kwestie równie interesujące, a na pewno dużo bezpieczniejsze. Dziewczę usadowiło się wygodniej na krześle i wsłuchiwało we wszystko z całkowitym uwielbieniem. Nie uszedł jej uwadze błysk w oku nauczyciela, który przyjęła z wielkim uśmiechem. Cieszyła się, że zadane przez nią pytanie go zainteresowało. Chciała widywać go w takim stanie częściej, dyskutować z nim na interesujące tematy, a przede wszystkim - poznawać jego opinie, uczyć się od niego wszystkiego.
- Mogę zapytać, w której książce? Chętnie bym ją przeczytała, a podejrzewam, że napisał pan ich trochę. - Powiedziała z uśmiechem czując, jak serce podchodzi jej do gardła a nieopisana bliżej radość rozsadza ją od środka.
- Myślę, że wiele osób chciałoby wierzyć. Ale to, czego chcemy rzadko kiedy jest tym, co otrzymujemy. - Dodała patrząc na niego tymi swoimi żądnymi wiedzy oczyma. Chciała wiedzieć wszystko, co tylko mógł jej przekazać. Pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej.
- Naprawdę pan tak uważa? Czy tylko próbuje być miły? - Zapytała, tym razem zdecydowanie mniej pewnie niż wcześniej. Serce biło jej niespokojnie, coraz mocniej uderzając o wnętrze klatki piersiowej. Lekki rumieniec zaczął wypływać na policzki, a ona z zawstydzenia odchrząknęła cicho i podrapała się po nosie, by choć przez kilka sekund zakryć twarz.
Była naprawdę zawstydzona i sama nie wiedziała, czemu aż tak bardzo było to po niej widać. Opinia Bułhakowa była dla niej bardzo ważna, być może właśnie dlatego aż tak przeżywała każde jego słowo. Czuła też drobny niedosyt - usłyszała na swój temat dużo raczej pozytywnych rzeczy, lecz nadal nie wiedziała, czy ją lubił. Wiedziała jednak, że nie może o to zapytać. Zapewne zdenerwowałoby go to, a w najlepszym wypadku po prostu by ją zbył.
Na szczęście, temat zszedł na kwestie równie interesujące, a na pewno dużo bezpieczniejsze. Dziewczę usadowiło się wygodniej na krześle i wsłuchiwało we wszystko z całkowitym uwielbieniem. Nie uszedł jej uwadze błysk w oku nauczyciela, który przyjęła z wielkim uśmiechem. Cieszyła się, że zadane przez nią pytanie go zainteresowało. Chciała widywać go w takim stanie częściej, dyskutować z nim na interesujące tematy, a przede wszystkim - poznawać jego opinie, uczyć się od niego wszystkiego.
- Mogę zapytać, w której książce? Chętnie bym ją przeczytała, a podejrzewam, że napisał pan ich trochę. - Powiedziała z uśmiechem czując, jak serce podchodzi jej do gardła a nieopisana bliżej radość rozsadza ją od środka.
- Myślę, że wiele osób chciałoby wierzyć. Ale to, czego chcemy rzadko kiedy jest tym, co otrzymujemy. - Dodała patrząc na niego tymi swoimi żądnymi wiedzy oczyma. Chciała wiedzieć wszystko, co tylko mógł jej przekazać. Pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Gabinet Numerologii
Pon Lis 02, 2015 8:32 pm
Przez chwilę nawet przeszło przez jego błyskotliwy umysł, że to, co funduje tej młodej dziewczynie jest wyjątkowo okrutne, ale przepędził tą bzdurną myśl i wywiało ją tak daleko, że po chwili już nawet o niej nie pamiętał. A przecież pamięć miał totalną, czasami wręcz przerażającą. Nie mógł już wysiedzieć w miejscu, wpatrując się w nią z tak bliska, więc wstał z krzesła i podszedł do jednej z wielu półek będącym znakiem rozpoznawalnym gabinetu numerologii. W jego mniemaniu prowadzenie tego przedmiotu bez żadnych karteczek i podręczników było niewykonalne, bo wkuwanie rzeczy na pamięć szło wszystkim wyjątkowo opornie, a naprawdę niewielu uczniów uczęszczających na jego zajęcia rozumiało co się do nich mówiło. "Tak", "oczywiście", "rozumiem" w połączeniu z głupkowatą miną i panicznym rozglądaniem się po klasie dawało mu jasno do zrozumienia, że słowa wpadały im lewym uchem i wypadały prawym. Męczenie się z tym okazało się być bezcelowe - próby zainteresowania kogokolwiek tematem były zwykle bezowocne.
- Jestem z tobą całkowicie szczery. - zapewnił ją, poprawiając ułożenie jakiś książek. Nie lubił, kiedy wszyscy wrzucali je na półki byle jak. To nie były śmieci, o wiedzę trzeba dbać. - Stałe punkty w czasie. Tytuły nie są moją mocną stroną. - wyśmiał sam siebie, po czym ponownie westchnął, lecz tym razem o wiele lżej niż poprzednio. - Nie powiedziałbym wiele. W tym przypadku użyłbym słowa: wszyscy. Wszyscy chcemy być lepsi od innych, czuć się bardziej wyjątkowo... na różne, przeróżne sposoby.
- Jestem z tobą całkowicie szczery. - zapewnił ją, poprawiając ułożenie jakiś książek. Nie lubił, kiedy wszyscy wrzucali je na półki byle jak. To nie były śmieci, o wiedzę trzeba dbać. - Stałe punkty w czasie. Tytuły nie są moją mocną stroną. - wyśmiał sam siebie, po czym ponownie westchnął, lecz tym razem o wiele lżej niż poprzednio. - Nie powiedziałbym wiele. W tym przypadku użyłbym słowa: wszyscy. Wszyscy chcemy być lepsi od innych, czuć się bardziej wyjątkowo... na różne, przeróżne sposoby.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|