- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Nie Wrz 06, 2015 6:24 pm
Przyglądała mu się cały czas znad książki. Słyszała wiele o Huncwotach, o nim też. Wszystkie dziewczęta w dormitorium mówiły, że jest zdecydowanie zbyt inteligentny, by przynależeć do Gryffindoru. Kaylin nie wiedziała, czy mówiły to z zazdrości, że nie mają go w swoim domu, czy faktycznie powinien był trafić do Ravenclawu.
Zaśmiała się słysząc jego, odrobinę głupie pytanie. Spojrzała więc w jego twarz błyszczącymi, odrobinę za bardzo podekscytowanymi wszystkim wokół oczami i przekręciła głowę słuchając go dalej. Ach, Astronomia! Nie miała okazji uczęszczać na zajęcia z tego przedmiotu i prawdę mówiąc, czasem żałowała. Miała jednak wystarczająco dużo innych zajęć na głowie, by dodawać sobie kolejne. I nie chodziło o to, że nie dałaby sobie z tym rady. Kto jak kto, ale Krukonka taka jak ona z pewnością pociągnęłaby jeszcze ze trzy inne przedmioty. Chciała jednak mieć chwilę spokoju na to, by czytać o magicznych stworzeniach, tak jak teraz. W końcu to było to, co dziewczyna kochała najbardziej. No i ostatnio zaczęła dosyć mocno interesować się Numerologią, która do tej pory szła jej wręcz katastrofalnie.
- Hmmm, nawet najlepszym czasem się zdarza. Ja ostatnio zapomniałam o zajęciach z Numerologii, przez co musiałam pisać pracę poprawkową. A jestem z tego przedmiotu naprawdę kiepska. - Powiedziała cały czas obserwując chłopaka. Jego ruchy zdawały się być bardzo delikatne i wzbudzały w niej sympatię oraz poczucie bezpieczeństwa. Zdawać by się mogło, że różnił się od swoich przyjaciół, o których ciągle było głośno w szkole.
- Podręcznik do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Do starszej klasy, bo materiał z mojego roku przerobiłam już jakiś czas temu. - Uśmiechnęła się pokazując mu okładkę książki, którą trzymała w rękach. Nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nie należała do osób uzdolnionych społecznie. On z resztą też nie wyglądał na takiego. Westchnęła więc i po chwili podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do starszego kolegi.
- Kaylin Wittermore, rok piąty. A ty jesteś... Remus Lupin, jak mniemam? - Dodała lekko się uśmiechając. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń czekając, aż on poda jej swoją.
Zaśmiała się słysząc jego, odrobinę głupie pytanie. Spojrzała więc w jego twarz błyszczącymi, odrobinę za bardzo podekscytowanymi wszystkim wokół oczami i przekręciła głowę słuchając go dalej. Ach, Astronomia! Nie miała okazji uczęszczać na zajęcia z tego przedmiotu i prawdę mówiąc, czasem żałowała. Miała jednak wystarczająco dużo innych zajęć na głowie, by dodawać sobie kolejne. I nie chodziło o to, że nie dałaby sobie z tym rady. Kto jak kto, ale Krukonka taka jak ona z pewnością pociągnęłaby jeszcze ze trzy inne przedmioty. Chciała jednak mieć chwilę spokoju na to, by czytać o magicznych stworzeniach, tak jak teraz. W końcu to było to, co dziewczyna kochała najbardziej. No i ostatnio zaczęła dosyć mocno interesować się Numerologią, która do tej pory szła jej wręcz katastrofalnie.
- Hmmm, nawet najlepszym czasem się zdarza. Ja ostatnio zapomniałam o zajęciach z Numerologii, przez co musiałam pisać pracę poprawkową. A jestem z tego przedmiotu naprawdę kiepska. - Powiedziała cały czas obserwując chłopaka. Jego ruchy zdawały się być bardzo delikatne i wzbudzały w niej sympatię oraz poczucie bezpieczeństwa. Zdawać by się mogło, że różnił się od swoich przyjaciół, o których ciągle było głośno w szkole.
- Podręcznik do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Do starszej klasy, bo materiał z mojego roku przerobiłam już jakiś czas temu. - Uśmiechnęła się pokazując mu okładkę książki, którą trzymała w rękach. Nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nie należała do osób uzdolnionych społecznie. On z resztą też nie wyglądał na takiego. Westchnęła więc i po chwili podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do starszego kolegi.
- Kaylin Wittermore, rok piąty. A ty jesteś... Remus Lupin, jak mniemam? - Dodała lekko się uśmiechając. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń czekając, aż on poda jej swoją.
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 4:17 pm
Słysząc jej śmiech, nieco się zaczerwienił. Wspaniale, Lupin, wyszedłeś na kretyna. A ponoć jesteś taki mądry! Tak, w krainie gdzie nie ma mądrych raczej. Westchnął, od niechcenia przyglądając się jej. Nie kojarzył jej z żadnych wspólnych zajęć, ale wytłumaczył to sobie tym, że na pewno jest młodsza, inaczej by ją pamiętał. Po krawacie rozpoznał także barwy Ravenclawu, a więc łączy ich nauka i inteligencja, to już coś. Lubił wszystkie przedmioty i radził sobie dobrze na każdym z nich.
- Numerologię wystarczy po prostu zrozumieć, reszta przychodzi sama bez problemu. Pamiętam jak miałem spore kłopoty ze zrozumieniem astronomii właśnie. Wszystkie gwiazdozbiory i układy wyglądały dla mnie zupełnie tak samo. Dopiero po czasie udało mi się je odróżniać jedne od drugich - odparł ze słabym, niemal nikłym uśmiechem. Nie lubił opowiadać o swoich słabościach, a już w szczególności nieznajomym, ale ponieważ ona powiedziała o swojej słabszej stronie z numerologii, zrewanżował się tym samym.
Jednocześnie rozłożył swój mały składany stolik, położył na nim perganim, ołówek do szkicowania (tak, z mugolskiego świata) i pióro z kałamarzem. Powoli szykował się do podjęcia pracy.
Uśmiechnął się na jej słowa o tym, że przeczytała już książki ze swojego roku. Jak on dobrze to znał. On nawet nie poszedł do Hogwartu, a przestudiował cały materiał pierwszoroczniaków, dzięki temu wiedział już dość sporo na lekcjach i zdobywał punkty oraz sympatię nauczycieli. Zadawał też sporo pytań, może kłopotliwych, ale wzbudzających ciekawość i szacunek.
- Skąd ja to znam. Mam zupełnie tak samo. Wszystkie podręczniki do siódmej klasy przeczytałem od razu na początku roku... Teraz zdobywam wiedzę z działu Ksiąg Zakazanych... oczywiście, mając stosowne pozwolenia na nie od profesorów - dodał na koniec, może nieco zbyt szybko, ale był prefektem w końcu, musiał dodać, że przestrzega prawa, chociażby teoretycznie.
Zaskoczony jej nagłym zbliżeniem się do niego, omal się nie cofnął, ale został na miejscu. Przez ułamek sekundy patrzył na jej wyciągniętą dłoń, by po chwili delikartnie ją uścisnąć.
- Taaaak, nie ma to jak bycie sławnym. Nie możesz się nawet spokojnie komuś przedstawić, bo na dzień dobry wiedzą z kim mają do czynienia - rzekł ze śmiechem. Należał do grupy Huncwotów i mimo, że nie był taki rozrywkowy jak James czy rozchwytywany przez dziewczyny jak Syriusz to jednak znany. - Miło Cię poznać, Kaylin.
- Numerologię wystarczy po prostu zrozumieć, reszta przychodzi sama bez problemu. Pamiętam jak miałem spore kłopoty ze zrozumieniem astronomii właśnie. Wszystkie gwiazdozbiory i układy wyglądały dla mnie zupełnie tak samo. Dopiero po czasie udało mi się je odróżniać jedne od drugich - odparł ze słabym, niemal nikłym uśmiechem. Nie lubił opowiadać o swoich słabościach, a już w szczególności nieznajomym, ale ponieważ ona powiedziała o swojej słabszej stronie z numerologii, zrewanżował się tym samym.
Jednocześnie rozłożył swój mały składany stolik, położył na nim perganim, ołówek do szkicowania (tak, z mugolskiego świata) i pióro z kałamarzem. Powoli szykował się do podjęcia pracy.
Uśmiechnął się na jej słowa o tym, że przeczytała już książki ze swojego roku. Jak on dobrze to znał. On nawet nie poszedł do Hogwartu, a przestudiował cały materiał pierwszoroczniaków, dzięki temu wiedział już dość sporo na lekcjach i zdobywał punkty oraz sympatię nauczycieli. Zadawał też sporo pytań, może kłopotliwych, ale wzbudzających ciekawość i szacunek.
- Skąd ja to znam. Mam zupełnie tak samo. Wszystkie podręczniki do siódmej klasy przeczytałem od razu na początku roku... Teraz zdobywam wiedzę z działu Ksiąg Zakazanych... oczywiście, mając stosowne pozwolenia na nie od profesorów - dodał na koniec, może nieco zbyt szybko, ale był prefektem w końcu, musiał dodać, że przestrzega prawa, chociażby teoretycznie.
Zaskoczony jej nagłym zbliżeniem się do niego, omal się nie cofnął, ale został na miejscu. Przez ułamek sekundy patrzył na jej wyciągniętą dłoń, by po chwili delikartnie ją uścisnąć.
- Taaaak, nie ma to jak bycie sławnym. Nie możesz się nawet spokojnie komuś przedstawić, bo na dzień dobry wiedzą z kim mają do czynienia - rzekł ze śmiechem. Należał do grupy Huncwotów i mimo, że nie był taki rozrywkowy jak James czy rozchwytywany przez dziewczyny jak Syriusz to jednak znany. - Miło Cię poznać, Kaylin.
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 4:52 pm
Widząc rumieniec na twarzy chłopaka zaśmiała się jeszcze raz. Wydawał się zupełnie inny od tych wszystkich osławionych Huncwotów, o których krążyły już nie tylko plotki, a wręcz legendy po całym Hogwarcie. Przekręciła głowę zastanawiając się, jakim cudem ktoś tak delikatny (bo innego słowa nie znalazła) mógł mieć takich przyjaciół. Szybko jednak zaprzestała rozmyślań na ten temat, nie czując się żadnym autorytetem w sprawie przyjaźni. Gdyby chociaż miała jednego, mogłaby się w tym temacie wypowiadać!
- Przepraszam za mój śmiech. - Dodała szybko, jakby chciała upewnić go, że nie chciała go urazić. - Uznałam po prostu, że to pytanie było urocze. - Powiedziała spoglądając na niego przez cały czas. Nim się zorientowała, znowu zaczęła to robić. Jej otwartość i brak jakichkolwiek hamulców sprawiały, że ludzie po jednej rozmowie z nią uciekali gdzie pieprz rośnie. Jak miało być i tym razem? Czy Lupin podobnie do innych uczniów przestraszy się jej bezpośredniości?
Kaylin podobnie do niego nie lubiła przyznawać się do porażek i słabości. Zwłaszcza, jeżeli dotyczyły nauki. Nie przeszkadzało jej, że była gorsza od innych w lataniu na miotle, dopóki w każdym innym przedmiocie górowała nad nimi. Wszystko jednak zepsuło się w momencie, w którym natrafiła na nieszczęsną Numerologię.
- Pewnie tak. Ale nie miałam odwagi przyznać się nauczycielowi, że nic nie rozumiem i zrobiłam sobie mnóstwo zaległości. - Powiedziała spuszczając wzrok na swoje kolana. Przez chwilę panowała między nimi cisza, po której dziewczyna odezwała się znowu.
- Na szczęście nowy nauczyciel, profesor Bułhakow poświęcił mi chwilę i wszystko wytłumaczył. Pożyczył mi też książkę dla starszego rocznika, z której mogę się uczyć. To bardzo dobry nauczyciel. - Dodała, a w jej głosie można było wyczuć nutę ekscytacji i czystej radości. Sama zdawała się nie zauważać zmiany swojego tonu, co mogło jedynie upewnić go w jej totalnym nie ogarnianiu całego świata. Kaylin sama jeszcze nie wiedziała, jakie uczucie dopiero kiełkowało w jej sercu, jednak na samą myśl o młodym profesorze Numerologii serce zaczynało bić jej szybciej, a na policzkach pojawiał się lekki, uroczy rumieniec.
Szybko jednak zmieniła temat nawiązując do kolejnej wypowiedzi starszego kolegi. Trudno jej było uwierzyć w to, że Remus także był z czegoś słabszy. Od zawsze słyszało się o nim tylko w kategoriach najlepszego ucznia, a przynajmniej... Najlepszego wśród Gryfonów. W Ravenclawie było bowiem mnóstwo osób, które miały bardzo dobre wyniki.
Widząc jak rozkłada swój stolik przybliżyła się do niego nieznacznie, z ciekawością. Zaglądała mu nieśmiało przez ramię, zachowując jednak na tyle duży dystans, by się na nią nie zezłościł. Nie chciała, by kazał jej sobie iść. Miło było posiedzieć w towarzystwie drugiego człowieka, a Remus wydawał się być naprawdę sympatyczny. I nie patrzył na nią dziwnie, jak większość jej rówieśników. Tylko dlatego, że bardzo lubiła się uczyć. Czasem zastanawiała się, jak to możliwe, że nawet Krukoni jej nie rozumieją?
- Dokładnie, dokładnie! - Powiedziała, a oczy zaśmieciły jej się z podekscytowania. Wreszcie spotkała kogoś, kto tak jak ona spędzał wolny czas na pogłębianiu wiedzy ze wszystkiego, z czego się dało!
- Jak byłam mała bardzo usilnie czekałam na list z Hogwartu, odkąd tylko rodzice powiedzieli mi o szkole. Kiedy wreszcie do mnie przyszedł nie mogłam usiąść na miejscu i przeczytałam wszystkie podręczniki zanim jeszcze wsiadłam do pociągu! - Zaśmiała się cicho i dopiero po chwili zarumieniła. Nie miała pojęcia, czy chciał słuchać jej historyjek czy nie, a przecież nie chciała go zanudzić na śmierć.
- Zazdroszczę. Ja zawsze wstydziłam się poprosić o pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych. - Dodała speszona. - Z resztą, mam problemy z kontaktem z innymi. Profesor Bułhakow powiedział, że powinnam dołączyć do Koła Korepetycji. Wtedy mogłabym częściej przebywać z rówieśnikami i wykorzystać swoje umiejętności. Ale za bardzo się boję. - Dodała, dużo smutniejszym tonem. Szybko jednak odchrząknęła i ponownie się do niego uśmiechnęła. No, po co się smucić, skoro wreszcie znalazła kogoś normalnego. Przynajmniej według jej kryteriów.
- Tak to jest, jak ma się sławnych przyjaciół. - Dodała również się śmiejąc i odwzajemniła uścisk dłoni. - Mnie również jest miło. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Zaśmiała się pod nosem i usiadła bliżej niego spoglądając na pergamin, który cały czas pozostawał pusty. W końcu zagadała go całkiem nieźle, prawda?
- Zupełnie nie rozumiem, czemu wszyscy zwracają większą uwagę na twoich przyjaciół, niż na ciebie. Masz ładny uśmiech, dziewczyny powinny o tobie plotkować więcej, niż o Blacku, czy Potterze. - Dodała z wrodzoną śmiałością, nie zdając sobie sprawy z tego, że wchodzi w jego przestrzeń osobistą zbyt odważnie.
- Chyba, że ty po prostu chcesz zostać w tle. - Spojrzała na niego z uśmiechem i po chwili ponownie zawiesiła wzrok na gwiazdach, które tego wieczora świeciły na tyle mocno, iż jego praca domowa z pewnością będzie łatwa do wykonania.
- Przepraszam za mój śmiech. - Dodała szybko, jakby chciała upewnić go, że nie chciała go urazić. - Uznałam po prostu, że to pytanie było urocze. - Powiedziała spoglądając na niego przez cały czas. Nim się zorientowała, znowu zaczęła to robić. Jej otwartość i brak jakichkolwiek hamulców sprawiały, że ludzie po jednej rozmowie z nią uciekali gdzie pieprz rośnie. Jak miało być i tym razem? Czy Lupin podobnie do innych uczniów przestraszy się jej bezpośredniości?
Kaylin podobnie do niego nie lubiła przyznawać się do porażek i słabości. Zwłaszcza, jeżeli dotyczyły nauki. Nie przeszkadzało jej, że była gorsza od innych w lataniu na miotle, dopóki w każdym innym przedmiocie górowała nad nimi. Wszystko jednak zepsuło się w momencie, w którym natrafiła na nieszczęsną Numerologię.
- Pewnie tak. Ale nie miałam odwagi przyznać się nauczycielowi, że nic nie rozumiem i zrobiłam sobie mnóstwo zaległości. - Powiedziała spuszczając wzrok na swoje kolana. Przez chwilę panowała między nimi cisza, po której dziewczyna odezwała się znowu.
- Na szczęście nowy nauczyciel, profesor Bułhakow poświęcił mi chwilę i wszystko wytłumaczył. Pożyczył mi też książkę dla starszego rocznika, z której mogę się uczyć. To bardzo dobry nauczyciel. - Dodała, a w jej głosie można było wyczuć nutę ekscytacji i czystej radości. Sama zdawała się nie zauważać zmiany swojego tonu, co mogło jedynie upewnić go w jej totalnym nie ogarnianiu całego świata. Kaylin sama jeszcze nie wiedziała, jakie uczucie dopiero kiełkowało w jej sercu, jednak na samą myśl o młodym profesorze Numerologii serce zaczynało bić jej szybciej, a na policzkach pojawiał się lekki, uroczy rumieniec.
Szybko jednak zmieniła temat nawiązując do kolejnej wypowiedzi starszego kolegi. Trudno jej było uwierzyć w to, że Remus także był z czegoś słabszy. Od zawsze słyszało się o nim tylko w kategoriach najlepszego ucznia, a przynajmniej... Najlepszego wśród Gryfonów. W Ravenclawie było bowiem mnóstwo osób, które miały bardzo dobre wyniki.
Widząc jak rozkłada swój stolik przybliżyła się do niego nieznacznie, z ciekawością. Zaglądała mu nieśmiało przez ramię, zachowując jednak na tyle duży dystans, by się na nią nie zezłościł. Nie chciała, by kazał jej sobie iść. Miło było posiedzieć w towarzystwie drugiego człowieka, a Remus wydawał się być naprawdę sympatyczny. I nie patrzył na nią dziwnie, jak większość jej rówieśników. Tylko dlatego, że bardzo lubiła się uczyć. Czasem zastanawiała się, jak to możliwe, że nawet Krukoni jej nie rozumieją?
- Dokładnie, dokładnie! - Powiedziała, a oczy zaśmieciły jej się z podekscytowania. Wreszcie spotkała kogoś, kto tak jak ona spędzał wolny czas na pogłębianiu wiedzy ze wszystkiego, z czego się dało!
- Jak byłam mała bardzo usilnie czekałam na list z Hogwartu, odkąd tylko rodzice powiedzieli mi o szkole. Kiedy wreszcie do mnie przyszedł nie mogłam usiąść na miejscu i przeczytałam wszystkie podręczniki zanim jeszcze wsiadłam do pociągu! - Zaśmiała się cicho i dopiero po chwili zarumieniła. Nie miała pojęcia, czy chciał słuchać jej historyjek czy nie, a przecież nie chciała go zanudzić na śmierć.
- Zazdroszczę. Ja zawsze wstydziłam się poprosić o pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych. - Dodała speszona. - Z resztą, mam problemy z kontaktem z innymi. Profesor Bułhakow powiedział, że powinnam dołączyć do Koła Korepetycji. Wtedy mogłabym częściej przebywać z rówieśnikami i wykorzystać swoje umiejętności. Ale za bardzo się boję. - Dodała, dużo smutniejszym tonem. Szybko jednak odchrząknęła i ponownie się do niego uśmiechnęła. No, po co się smucić, skoro wreszcie znalazła kogoś normalnego. Przynajmniej według jej kryteriów.
- Tak to jest, jak ma się sławnych przyjaciół. - Dodała również się śmiejąc i odwzajemniła uścisk dłoni. - Mnie również jest miło. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Zaśmiała się pod nosem i usiadła bliżej niego spoglądając na pergamin, który cały czas pozostawał pusty. W końcu zagadała go całkiem nieźle, prawda?
- Zupełnie nie rozumiem, czemu wszyscy zwracają większą uwagę na twoich przyjaciół, niż na ciebie. Masz ładny uśmiech, dziewczyny powinny o tobie plotkować więcej, niż o Blacku, czy Potterze. - Dodała z wrodzoną śmiałością, nie zdając sobie sprawy z tego, że wchodzi w jego przestrzeń osobistą zbyt odważnie.
- Chyba, że ty po prostu chcesz zostać w tle. - Spojrzała na niego z uśmiechem i po chwili ponownie zawiesiła wzrok na gwiazdach, które tego wieczora świeciły na tyle mocno, iż jego praca domowa z pewnością będzie łatwa do wykonania.
- Irytek
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 7:51 pm
Po zabawie w lochach, która niestety skończyła się szybciej i mniej ciekawie niż zakładał, poleciał na samą górę zamku by sprawdzić co tam u Pottera. Nie odnalazł go w dormitorium gryfonów, więc slalomem zaczął oblatywać inne miejsca, zatrzymując sie dopiero na dźwięk jego nazwiska, zaintrygowany o co może chodzić. Słysząc wypowiedź krukonki w której z miejsca poznał Kaylin Wittermore, dziewczę o nowo odkrytej miłości do Numerologii, zaśmiał się na głos i pojawił obok spokojnie rozmawiającej pary, nie zwracając uwagi na to czy im przerywa.
- Tak, popularność największego podrywacza tej szkoły, oraz lecącego na wszystko i wszystkich ścigacza Gryffindoru faktycznie powinna chować się w chwale introwertycznego kujona. Albo tego tam, czwartego, jak mu było? - znał ich wszystkich, ale Pettigrew był tak bardzo znany z bycia nieznanym, że Irytek nie mógł sobie darować takich tekstów. - No, a skoro mowa o naszym ulubionym jeleniu, to gdzie się podziewa? - krwiste tęczówki przeniosły się na twarz chłopaka. - Tylko mi nie wmawiaj, że wasza mała grupka Pogromców Nudy zawiesiła działalność. Z kim ja wtedy będę rywalizował o publikę?! - okrążył płynnie Kaylin, teraz to na niej skupiając uwagę. - Wiem, że niektórzy nie lubią konkurencji i woleliby sami kąpać się w blasku pochwał oraz adoracji... - wyszczerzył się. Był to uśmiech mówiący "ty jeszcze nie wiesz, ale ja wiem, a skoro ja wiem, to zaraz wszyscy będą wiedzieć". - Zmieniając na chwilę temat, jak ci idzie nauka, Witko? - jeśli nie masz osobistego przezwiska wymyślonego przez Irytka, to właściwie nie istniejesz w tej szkole. - Profesor Bułka-się-chowa czegoś cię nauczył już?
- Tak, popularność największego podrywacza tej szkoły, oraz lecącego na wszystko i wszystkich ścigacza Gryffindoru faktycznie powinna chować się w chwale introwertycznego kujona. Albo tego tam, czwartego, jak mu było? - znał ich wszystkich, ale Pettigrew był tak bardzo znany z bycia nieznanym, że Irytek nie mógł sobie darować takich tekstów. - No, a skoro mowa o naszym ulubionym jeleniu, to gdzie się podziewa? - krwiste tęczówki przeniosły się na twarz chłopaka. - Tylko mi nie wmawiaj, że wasza mała grupka Pogromców Nudy zawiesiła działalność. Z kim ja wtedy będę rywalizował o publikę?! - okrążył płynnie Kaylin, teraz to na niej skupiając uwagę. - Wiem, że niektórzy nie lubią konkurencji i woleliby sami kąpać się w blasku pochwał oraz adoracji... - wyszczerzył się. Był to uśmiech mówiący "ty jeszcze nie wiesz, ale ja wiem, a skoro ja wiem, to zaraz wszyscy będą wiedzieć". - Zmieniając na chwilę temat, jak ci idzie nauka, Witko? - jeśli nie masz osobistego przezwiska wymyślonego przez Irytka, to właściwie nie istniejesz w tej szkole. - Profesor Bułka-się-chowa czegoś cię nauczył już?
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 10:12 pm
- Nie, nie przepraszaj, nie masz za co. To nawet zrozumiałe. Zadałem pytanie godne inteligencji ogrodowego trolla - odparł pogodnie. Ciągle było mu głupio, bo przecież do kogo innego mogła mówić, skoro byli tylko we dwójkę? Przecież nie do pomnika, pod którym siedziała! - Urocze? Ująłbym to inaczej, ale każdy ma zawsze swoją wersję - stwierdził, znowu się rumieniąc jak jedenastolatek.
Czemu natura obdarzyła go taką cerą, że byle komplement czy byle wygłupienie z jego strony powodowało, iż robił się jak przysłowiowa cegła? Żeby to chociaż delikatne było, ale nie, on po prostu robił się jak ugotowany rak. Czerwony. Na dodatek przyglądała mu się. Wręcz gapiła. Poczuł się nieswojo. Nie przywykł by ktoś patrzył na niego dłużej niż musiał. Wie jak wygląda. Ma blizny. Zarówno poprzeczna jak i podłużne i to dość sporo. Nie powinna gapić się na takie okropieństwa, na jego twarz. Powinna patrzeć raczej na księżyc, kiedy był najpiękniejszy, na jego zakrzywiony, rogalowaty kształt. Wielokrotnie marzył, by jego bieg się zatrzymał i na zawsze pozostał w stanie rośnięcia. By nigdy nie było pełni. Cóż, za marzenia nie każą, czyż nie?
- Tak. Bułhakow jest w porządku - skinął głową. W sumie to za dużo z nim nie rozmawiał, tyle tylko co na lekcji. Numerologię rozumiał i nie miał z nią kłopotów, by w miarę korzystać z pomocy nauczyciela. Wiedział tylko, że zbiera on korzystne opinie. Jednak to z jaką fascynacją o nim mówiła przywodziło na myśl, że Kaylin zadurzyła się profesorze. Tak to tylko odebrał, ale możliwe, że się mylił. Sam jednak jako ten bardziej obserwujący niż podrywający, miał oczy i uszy szeroko otwarte na to, co wokół się dzieje. Potrafił ocenić kto w kim się podkochuje rzucając tylko okiem lub słuchając opowieści o tej drugiej osobie. Głos i spojrzenie to najlepsze odpowiedzi na każde pytanie.
Mięśnie miał napięte, bo czuł na sobie jej wzrok kiedy przygotowywał się do pracy. W pewnym momencie miał ochotę zwrócić jej uwagę bądź zapytać czy znudziła ją książka, że zamiast kontynuować lekturę, znalazła ciekawsze zajęcie w postaci oglądania Remusa Lupina. Zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc jej urazić. Może potrzebowała towarzystwa? Nie wiedział przecież ile czasu siedziała tu sama.
- Fascynujące. Miałem dokładnie taką samą sytuację. Jak tylko otrzymałem list, od razu poszedłem z rodzicami na zakupy, a przed końcem wakacji znałem na pamięć prawie każdą stronę z podręczników - odpowiedział radośnie. Oczy mu błyszczały i ich miodowy kolor w blasku księżyca, wydał się niemal złoty. Wspaniale było spotkać kogoś, kto odzwierciedla samego siebie. Jego przyjaciele nie rozumieli go. Nie lubili się uczyć i robili to na ostatnią chwilę. Remus nie. Uwielbiał zdobywać wiedzę, ale także i dzielić się nią z innymi. Dlatego cieszył się, że Kaylin wie o co mu chodzi.
- Dlaczego? Przecież to nic zdrożnego. Musisz tylko powiedzieć co dokładnie chcesz znaleźć. Nie wszystkie książki są dla nas dostępne, z wiadomych powodów. Wiele z nich nawet usunięto ze szkolnej biblioteki, ale nie ze zamku. Nikt niestety nie wie gdzie, poza dyrektorem, a szkoda - powiedział przemądrzale na swój lupinowski sposób numer osiemnaście. Nigdy nie odważył się zapytać Dumbledore'a o możliwość skorzystania z nich. - To świetny pomysł z tym klubem. Profesor ma rację, skoro możesz pomóc innym i sobie? Głupio byłoby nie skorzystać... - uśmiechnął się delikatnie, unosząc lekko jedną brew. W pełni rozumował jej decyzję. Miał podobnie, że przyjaciołom mógł pomóc, coś wytłumaczyć czy za nich napisać, ale obcym?
W momencie, gdy wspomniała o jego ładnym uśmiechu przerwał to co robił i wyprostował się gwałtownie. Spojrzał na nią, niezwykle zaskoczony. Nie spotykał się z tym, by prawiono mu tego rodzaju komplementy, a ostatnio słyszał je od... siostry Jamesa, Erin. Na samo wspomnienie o niej, robiło mu się ciepło na sercu, ale oboje wiedzieli, że nie jest to związek na dłuższą metę. Lupin twierdził, że nie nadaje się do bycia z kimś. Za bardzo cenił samotność. Odchrząknął delikatnie.
- Wolę się nie wychylać. Mam swoje własne pole manewru i nie wychodzę poza nie. Oni są jacy są, ja nie. Uzupełniamy się. Ja pomagam im zdawać do następnej klasy, a oni w zamian za to, nie pozwalają mi całkiem zdziwaczeć. A za komplement dziękuję. Nie zwracałem na niego nigdy uwagi. Jestem bardziej taki... nijaki. Pospolity. Zwyczajny. - zakończył... i właśnie wtedy zjawiła się cała zakała tej szkoły zwana Irytkiem. Jak on kochał tego ducha.
- Peter, Irytku - przypomniał mu życzliwie Remus, krzywiąc się na jego widok. Żałował strasznie, że nie wymyślono jeszcze zaklęcia unicestwiającego duchy, bo z przyjemnością użyłby go na tym potworze. - A skoro już mówimy o Rogasiu, to nie wiem. Nie jestem jego niańką, co powinieneś wiedzieć, a jak to zanotuj sobie w notesiku - dodał, lekko zirytowany jego obecnością. - Nie. To się, mój drogi, ulubiony duszku, nazywa ciszą przed burzą... - zmarczył czoło ze złości. Niech on sobie już idzie. Nie chciał go tu.
Czemu natura obdarzyła go taką cerą, że byle komplement czy byle wygłupienie z jego strony powodowało, iż robił się jak przysłowiowa cegła? Żeby to chociaż delikatne było, ale nie, on po prostu robił się jak ugotowany rak. Czerwony. Na dodatek przyglądała mu się. Wręcz gapiła. Poczuł się nieswojo. Nie przywykł by ktoś patrzył na niego dłużej niż musiał. Wie jak wygląda. Ma blizny. Zarówno poprzeczna jak i podłużne i to dość sporo. Nie powinna gapić się na takie okropieństwa, na jego twarz. Powinna patrzeć raczej na księżyc, kiedy był najpiękniejszy, na jego zakrzywiony, rogalowaty kształt. Wielokrotnie marzył, by jego bieg się zatrzymał i na zawsze pozostał w stanie rośnięcia. By nigdy nie było pełni. Cóż, za marzenia nie każą, czyż nie?
- Tak. Bułhakow jest w porządku - skinął głową. W sumie to za dużo z nim nie rozmawiał, tyle tylko co na lekcji. Numerologię rozumiał i nie miał z nią kłopotów, by w miarę korzystać z pomocy nauczyciela. Wiedział tylko, że zbiera on korzystne opinie. Jednak to z jaką fascynacją o nim mówiła przywodziło na myśl, że Kaylin zadurzyła się profesorze. Tak to tylko odebrał, ale możliwe, że się mylił. Sam jednak jako ten bardziej obserwujący niż podrywający, miał oczy i uszy szeroko otwarte na to, co wokół się dzieje. Potrafił ocenić kto w kim się podkochuje rzucając tylko okiem lub słuchając opowieści o tej drugiej osobie. Głos i spojrzenie to najlepsze odpowiedzi na każde pytanie.
Mięśnie miał napięte, bo czuł na sobie jej wzrok kiedy przygotowywał się do pracy. W pewnym momencie miał ochotę zwrócić jej uwagę bądź zapytać czy znudziła ją książka, że zamiast kontynuować lekturę, znalazła ciekawsze zajęcie w postaci oglądania Remusa Lupina. Zrezygnował z tego pomysłu, nie chcąc jej urazić. Może potrzebowała towarzystwa? Nie wiedział przecież ile czasu siedziała tu sama.
- Fascynujące. Miałem dokładnie taką samą sytuację. Jak tylko otrzymałem list, od razu poszedłem z rodzicami na zakupy, a przed końcem wakacji znałem na pamięć prawie każdą stronę z podręczników - odpowiedział radośnie. Oczy mu błyszczały i ich miodowy kolor w blasku księżyca, wydał się niemal złoty. Wspaniale było spotkać kogoś, kto odzwierciedla samego siebie. Jego przyjaciele nie rozumieli go. Nie lubili się uczyć i robili to na ostatnią chwilę. Remus nie. Uwielbiał zdobywać wiedzę, ale także i dzielić się nią z innymi. Dlatego cieszył się, że Kaylin wie o co mu chodzi.
- Dlaczego? Przecież to nic zdrożnego. Musisz tylko powiedzieć co dokładnie chcesz znaleźć. Nie wszystkie książki są dla nas dostępne, z wiadomych powodów. Wiele z nich nawet usunięto ze szkolnej biblioteki, ale nie ze zamku. Nikt niestety nie wie gdzie, poza dyrektorem, a szkoda - powiedział przemądrzale na swój lupinowski sposób numer osiemnaście. Nigdy nie odważył się zapytać Dumbledore'a o możliwość skorzystania z nich. - To świetny pomysł z tym klubem. Profesor ma rację, skoro możesz pomóc innym i sobie? Głupio byłoby nie skorzystać... - uśmiechnął się delikatnie, unosząc lekko jedną brew. W pełni rozumował jej decyzję. Miał podobnie, że przyjaciołom mógł pomóc, coś wytłumaczyć czy za nich napisać, ale obcym?
W momencie, gdy wspomniała o jego ładnym uśmiechu przerwał to co robił i wyprostował się gwałtownie. Spojrzał na nią, niezwykle zaskoczony. Nie spotykał się z tym, by prawiono mu tego rodzaju komplementy, a ostatnio słyszał je od... siostry Jamesa, Erin. Na samo wspomnienie o niej, robiło mu się ciepło na sercu, ale oboje wiedzieli, że nie jest to związek na dłuższą metę. Lupin twierdził, że nie nadaje się do bycia z kimś. Za bardzo cenił samotność. Odchrząknął delikatnie.
- Wolę się nie wychylać. Mam swoje własne pole manewru i nie wychodzę poza nie. Oni są jacy są, ja nie. Uzupełniamy się. Ja pomagam im zdawać do następnej klasy, a oni w zamian za to, nie pozwalają mi całkiem zdziwaczeć. A za komplement dziękuję. Nie zwracałem na niego nigdy uwagi. Jestem bardziej taki... nijaki. Pospolity. Zwyczajny. - zakończył... i właśnie wtedy zjawiła się cała zakała tej szkoły zwana Irytkiem. Jak on kochał tego ducha.
- Peter, Irytku - przypomniał mu życzliwie Remus, krzywiąc się na jego widok. Żałował strasznie, że nie wymyślono jeszcze zaklęcia unicestwiającego duchy, bo z przyjemnością użyłby go na tym potworze. - A skoro już mówimy o Rogasiu, to nie wiem. Nie jestem jego niańką, co powinieneś wiedzieć, a jak to zanotuj sobie w notesiku - dodał, lekko zirytowany jego obecnością. - Nie. To się, mój drogi, ulubiony duszku, nazywa ciszą przed burzą... - zmarczył czoło ze złości. Niech on sobie już idzie. Nie chciał go tu.
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 10:51 pm
Pierwsze, co zrobiła to znowu się zaśmiała. Miała wrażenie, że Lupin poza byciem bardzo sympatycznym, był też po prostu zabawny. Przekręciła głowę i spojrzała na niego ukradkiem, nie chcąc dłużej wprowadzać go w zakłopotanie.
- To było bardzo ciekawe porównanie. - Powiedziała cicho, starając się opanować kolejny napad śmiechu. W tym momencie pomyślała, że jeszcze nigdy nie czuła się przy kimś tak swobodnie, no chyba że przy dziadkach. Ale ich już dawno nie było na tym świecie, a w całym Hogwarcie nie było nikogo, z kim mogłaby tak po prostu sobie porozmawiać i się pośmiać. Szkoda, że poznała Lupina dopiero teraz, kiedy rok szkolny zbliżał się do końca, a on już niebawem opuści mury szkoły, zapewne na zawsze. Miło byłoby móc z kimś raz na jakiś czas posiedzieć i pogadać o byle czym. Albo o nauce, bo to przecież bardzo interesujący temat!
- Inaczej? Czyli jak? - Uśmiechnęła się widząc kolejny rumieniec na jego twarzy. Uważała, że bardzo to do niego pasowało i choć Lupin zdawał się mieć wiele kompleksów związanych z bliznami, jej one w ogóle nie przeszkadzały. W pewien sposób nawet jej się to podobało. Gdyby wiedziała, jak bardzo się tym przejmował zapewne bez ogródek wyraziłaby swoje zdanie na ten temat zawstydzając go jeszcze bardziej. Na szczęście jednak było to coś, o czym nie miała bladego pojęcia i tylko uśmiechała się do niego delikatnie.
- Zdecydowanie. - Dodała uradowana, że Lupinowi profesor Bułhakow również wydał się bardzo sympatyczny. Zdecydowanie tym u niej zaplusował, a dziewczyna rozpromieniła się bardziej. Zdecydowanie mógł stwierdzić, że była w nim zabujana, choć ona sama jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Cóż, czas swoje pokaże i zapewne niebawem i do niej dotrze, jak bardzo nie powinna zbliżać się do Bułhakowa.
Podobnie do Lupina, Wittermore była typem obserwatora. Zawsze siedziała z boku, nie odzywała się, jedynie wodziła oczami za wszystkimi i poznawała w ten sposób otaczający ją świat. W przeciwieństwie jednak do niego, nie udało jej się znaleźć nikogo, kto choć trochę by ją akceptował. Ale może była to jej wina? Nie wielu osobom pozwoliła się do siebie zbliżyć, nie dając im nawet szans na jakiekolwiek koleżeństwo.
Dziewczyna cieszyła się, że jej nie przegonił. Że nie kazał jej wracać do swoich spraw. Remus nawet nie wiedział, jak bardzo pragnęła towarzystwa kogoś innego i jak bardzo ucieszyła się, że do niej zagadał. I przede wszystkim - że jeszcze nie uciekł.
- To niesamowite. Móc wreszcie spotkać kogoś, kto rozumie moje postępowanie. - Powiedziała cicho, starając się pohamować własną ekscytację. Musiał jednak usłyszeć w jej głosie radość, a także ujrzeć w oczach dokładnie ten sam blask, który pojawił się w jej. Dwoje tak podobnych do siebie ludzi, to aż niemożliwe, żeby było prawdziwe!
- Tak sądzisz? To może jednak spróbuję. - Uśmiechnęła się niepewnie, jakby nie do końca była pewna swojej decyzji. Zdecydowanie czegoś się obawiała, ale chciała zmienić cokolwiek w swoim życiu. A to mógł być chyba całkiem niezły początek, prawda?
- Tak myślałam. Gdybyś chciał na pewno byłbyś popularniejszy od nich. - Powiedziała spoglądając na księżyc, którym przed chwilą zachwycał się Remus w swoich myślach. Sama również przyznała, że niebo tego wieczora była niezwykle piękne i miło było na nie patrzeć.
- Ty przynajmniej masz kogoś, z kim możesz porozmawiać. I zaraz, czy określiłeś się słowem nijaki? - Zdziwiła się. Już miała mu coś powiedzieć, gdy koło nich pojawił się Irytek. Przez pięć lat jej nauki w szkole miała jedynie okazję słyszeć o nim różne historie. Najwidoczniej nigdy nie uznał za zabawne podokuczać akurat jej. Nawet duch miał ją w głębokim poważaniu, przynajmniej do dzisiaj.
- Och, to nie prawda. Taki typ dziewczyny określają jako tajemniczy. I bardzo duża ich część w takich chłopcach się podkochuje. Poza tym, dojrzali i spokojni mężczyźni są idealnymi kandydatami na partnerów. Dlatego nie rozumiem tego zainteresowania kimś pokroju Jamesa Pottera. Chociaż oczywiście, nie znam go osobiście, więc nie będę oceniać. Może pod maską klasowego klauna kryje się ktoś bardzo wartościowy. - Powiedziała spoglądając na twarz Lupina. Nie wydawał się zadowolony z powodu wizyty Irytka, lecz nie był też tym zdenerwowany.
- Bardzo dobrze, miło że pytasz Irytku. - Odpowiedziała udając, że nie wyczuła w jego głosie rozbawienia i autentycznego robienia sobie z niej jaj. - I tak, profesor zdążył mnie już czegoś nauczyć. - Dodała z uśmiechem.
- To było bardzo ciekawe porównanie. - Powiedziała cicho, starając się opanować kolejny napad śmiechu. W tym momencie pomyślała, że jeszcze nigdy nie czuła się przy kimś tak swobodnie, no chyba że przy dziadkach. Ale ich już dawno nie było na tym świecie, a w całym Hogwarcie nie było nikogo, z kim mogłaby tak po prostu sobie porozmawiać i się pośmiać. Szkoda, że poznała Lupina dopiero teraz, kiedy rok szkolny zbliżał się do końca, a on już niebawem opuści mury szkoły, zapewne na zawsze. Miło byłoby móc z kimś raz na jakiś czas posiedzieć i pogadać o byle czym. Albo o nauce, bo to przecież bardzo interesujący temat!
- Inaczej? Czyli jak? - Uśmiechnęła się widząc kolejny rumieniec na jego twarzy. Uważała, że bardzo to do niego pasowało i choć Lupin zdawał się mieć wiele kompleksów związanych z bliznami, jej one w ogóle nie przeszkadzały. W pewien sposób nawet jej się to podobało. Gdyby wiedziała, jak bardzo się tym przejmował zapewne bez ogródek wyraziłaby swoje zdanie na ten temat zawstydzając go jeszcze bardziej. Na szczęście jednak było to coś, o czym nie miała bladego pojęcia i tylko uśmiechała się do niego delikatnie.
- Zdecydowanie. - Dodała uradowana, że Lupinowi profesor Bułhakow również wydał się bardzo sympatyczny. Zdecydowanie tym u niej zaplusował, a dziewczyna rozpromieniła się bardziej. Zdecydowanie mógł stwierdzić, że była w nim zabujana, choć ona sama jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Cóż, czas swoje pokaże i zapewne niebawem i do niej dotrze, jak bardzo nie powinna zbliżać się do Bułhakowa.
Podobnie do Lupina, Wittermore była typem obserwatora. Zawsze siedziała z boku, nie odzywała się, jedynie wodziła oczami za wszystkimi i poznawała w ten sposób otaczający ją świat. W przeciwieństwie jednak do niego, nie udało jej się znaleźć nikogo, kto choć trochę by ją akceptował. Ale może była to jej wina? Nie wielu osobom pozwoliła się do siebie zbliżyć, nie dając im nawet szans na jakiekolwiek koleżeństwo.
Dziewczyna cieszyła się, że jej nie przegonił. Że nie kazał jej wracać do swoich spraw. Remus nawet nie wiedział, jak bardzo pragnęła towarzystwa kogoś innego i jak bardzo ucieszyła się, że do niej zagadał. I przede wszystkim - że jeszcze nie uciekł.
- To niesamowite. Móc wreszcie spotkać kogoś, kto rozumie moje postępowanie. - Powiedziała cicho, starając się pohamować własną ekscytację. Musiał jednak usłyszeć w jej głosie radość, a także ujrzeć w oczach dokładnie ten sam blask, który pojawił się w jej. Dwoje tak podobnych do siebie ludzi, to aż niemożliwe, żeby było prawdziwe!
- Tak sądzisz? To może jednak spróbuję. - Uśmiechnęła się niepewnie, jakby nie do końca była pewna swojej decyzji. Zdecydowanie czegoś się obawiała, ale chciała zmienić cokolwiek w swoim życiu. A to mógł być chyba całkiem niezły początek, prawda?
- Tak myślałam. Gdybyś chciał na pewno byłbyś popularniejszy od nich. - Powiedziała spoglądając na księżyc, którym przed chwilą zachwycał się Remus w swoich myślach. Sama również przyznała, że niebo tego wieczora była niezwykle piękne i miło było na nie patrzeć.
- Ty przynajmniej masz kogoś, z kim możesz porozmawiać. I zaraz, czy określiłeś się słowem nijaki? - Zdziwiła się. Już miała mu coś powiedzieć, gdy koło nich pojawił się Irytek. Przez pięć lat jej nauki w szkole miała jedynie okazję słyszeć o nim różne historie. Najwidoczniej nigdy nie uznał za zabawne podokuczać akurat jej. Nawet duch miał ją w głębokim poważaniu, przynajmniej do dzisiaj.
- Och, to nie prawda. Taki typ dziewczyny określają jako tajemniczy. I bardzo duża ich część w takich chłopcach się podkochuje. Poza tym, dojrzali i spokojni mężczyźni są idealnymi kandydatami na partnerów. Dlatego nie rozumiem tego zainteresowania kimś pokroju Jamesa Pottera. Chociaż oczywiście, nie znam go osobiście, więc nie będę oceniać. Może pod maską klasowego klauna kryje się ktoś bardzo wartościowy. - Powiedziała spoglądając na twarz Lupina. Nie wydawał się zadowolony z powodu wizyty Irytka, lecz nie był też tym zdenerwowany.
- Bardzo dobrze, miło że pytasz Irytku. - Odpowiedziała udając, że nie wyczuła w jego głosie rozbawienia i autentycznego robienia sobie z niej jaj. - I tak, profesor zdążył mnie już czegoś nauczyć. - Dodała z uśmiechem.
- Irytek
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Wto Wrz 08, 2015 11:17 pm
Jak to Lupin nie był niańką Jamesa? To co w takim razie robił w ich grupie, gdy brakowało mu polotu, poczucia humoru, albo chociaż tej służalczości jaką wykazywał ich glizdowy odnóżek? Przynajmniej mieli jakieś plany, to zawsze coś w czym mógł przeszkodzić, albo biernie obserwować - jakieś zajęcie przed dwumiesięczną drzemką. Eh, jak on nie cierpiał wakacji...
- Ulubiony? Ja? - przyjrzał mu się bacznie, bardziej udając zaskoczenie, niż faktycznie je odczuwając. Mógł obrócić to przeciwko niemu, jednak przez chaos związany z końcem szkoły i przesłuchaniami, nie czuł się jakoś w nastroju na przebywanie z takimi nudziarzami. Wszakże szukał Jamesa i to wcale nie bez powodu, więc gotów był ruszyć dalej, posyłając lekki, drwiący uśmiech w stronę krukonki. - Jak uroczo! Ciekawe czy jego narzeczona będzie o to zazdrosna. - i zniknął. To akurat typowe dla niego, takie niezapowiedziane wizyty, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ot, przykuli jego uwagę, lecz nie w chwili w której miałby ochotę na żarty. To był ich szczęśliwy dzień!
[zt]
- Ulubiony? Ja? - przyjrzał mu się bacznie, bardziej udając zaskoczenie, niż faktycznie je odczuwając. Mógł obrócić to przeciwko niemu, jednak przez chaos związany z końcem szkoły i przesłuchaniami, nie czuł się jakoś w nastroju na przebywanie z takimi nudziarzami. Wszakże szukał Jamesa i to wcale nie bez powodu, więc gotów był ruszyć dalej, posyłając lekki, drwiący uśmiech w stronę krukonki. - Jak uroczo! Ciekawe czy jego narzeczona będzie o to zazdrosna. - i zniknął. To akurat typowe dla niego, takie niezapowiedziane wizyty, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ot, przykuli jego uwagę, lecz nie w chwili w której miałby ochotę na żarty. To był ich szczęśliwy dzień!
[zt]
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 12:55 am
Westchnął, widząc minę ducha mówiącą, że przecież właśnie jest jego opiekunką, nie miał energii się z nim kłócić, ani nawet najmniejszej ochoty do tego. Wzruszył ramionami na jego pytanio-odpowiedź i zajął się ustawianiem lunety. Spojrzał najpierw w niebo, by zdecydować się na wybranie układu Barana, który akurat widniał o tej porze roku. Irytek zachowywał się dziwnie, zazwyczaj robił wszystkim żarty, bez wyjątku. Tym razem zapytał o Jamesa, wkurzył ich swoimi głupimi wypowiedziami i zniknął. Nie obchodził go ten duch, więc wrócił do przerwanej mu rozmowy z Kaylin.
- Jedyne prawdziwe, sama wiesz jak reagują na odgnomianie - widząc jednak jak się śmieje nie pozostał obojętny i również zawtórował jej swoim śmiechem. Zaczął żałować, że nie urodził się rok później, wtedy byłby na szóstym roku i po wakacjach wróciłby na siódmy. Mogliby się razem uczyć w bibliotece, wymieniać wiedzą czy zwyczajnie gadać. Czasem tak bywa, świat jest tak skonstruowany, że pewnych ludzi poznajemy w nieodpowiednich momentach, tak jak on pod koniec swojego wyjścia ze szkoły.
- Określiłbym to mianem samozaprzeczenia- stwierdził z rozbawieniem. Im dłużej z nią przebywał i rozmawiał tym jego strach przed nieznajomymi stawał się mniejszy, aż znikł zupełnie. Teraz już nie chciał być tu samotności. Chciał także pracować, ale czy jej nie urazi? Może lepiej się upewnić czy nie będzie zła jak jednocześnie bedzie odrabiał astronomię i z nią rozmawiał? - Yyyy, nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli będę robił zadanie podczas rozmowy? Spokojnie, mam podzielną uwagę - zapytał i puścił jej oko, gdy już nieco się ośmielił.
Od samego wczesnego dzieciństwa mógł robić wiele rzeczy naraz i wszystko wykonywać dobrze, a i przy okazji konwersacji z kimś go to nie rozpraszało. Czuł się z tym nieco na uboczu, jak jakiś odmieniec, ale z czasem nawet się do przyzwyczaił i zaakceptował.
- Również tak uważam. Chłopaki są nieco bardziej rozrywkowi, nie lubią siedzieć w jednym miejscu, czytać i się uczyć. Peter z kolei jest spokojniejszy, ale niewiele rozumie z lekcji i zawsze muszę mu pomagać. Brakuje mi w paczce kogoś takiego jak ja. Z kim można spokojnie pogadać o wpływie księżyca na wzrost mandragor czy jak karmić psidwaki, żeby nie utyły - rzekł w zamyśleniu. Co z tego, że była dziewczyną? Przynajmniej go rozumiała, była taka jak on i szukała bratniej duszy, szkoda tylko, że tak późno na siebie wpadli.
- Tak. Nie można od razu się poddać, nie próbując. Skoro Bułhakow zauważył, że nadajesz się do tego klubu to tak musi być. Potem możesz tego żałować i będziesz wiecznie zrzędzić jak zasuszona starucha - poparł ją ze szerokim tym razem uśmiechem. Wspaniale Lupin. Dajesz komuś rady spróbowania czegoś, podczas gdy ty sam trzęsiesz portkami na samą myśl o przystąpieniu do jakiegokolwiek szkolnego klubu.
- Nie, nie sądzę, by było to możliwe - stwierdził skromnie. Spójrzmy prawdzie w oczy, że nikt nie lubi kujonów. Tak naprawdę to nawet Potter i Black z początku go nie lubili, a tylko przypadek sprawił, że zaczęli się nim interesować. Dopiero później zawarli przyjaźń, aż po grób. Remus zawsze uważał, że gdyby nie jego choroba, nie miałby przyjaciół.
- Jedyne prawdziwe, sama wiesz jak reagują na odgnomianie - widząc jednak jak się śmieje nie pozostał obojętny i również zawtórował jej swoim śmiechem. Zaczął żałować, że nie urodził się rok później, wtedy byłby na szóstym roku i po wakacjach wróciłby na siódmy. Mogliby się razem uczyć w bibliotece, wymieniać wiedzą czy zwyczajnie gadać. Czasem tak bywa, świat jest tak skonstruowany, że pewnych ludzi poznajemy w nieodpowiednich momentach, tak jak on pod koniec swojego wyjścia ze szkoły.
- Określiłbym to mianem samozaprzeczenia- stwierdził z rozbawieniem. Im dłużej z nią przebywał i rozmawiał tym jego strach przed nieznajomymi stawał się mniejszy, aż znikł zupełnie. Teraz już nie chciał być tu samotności. Chciał także pracować, ale czy jej nie urazi? Może lepiej się upewnić czy nie będzie zła jak jednocześnie bedzie odrabiał astronomię i z nią rozmawiał? - Yyyy, nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli będę robił zadanie podczas rozmowy? Spokojnie, mam podzielną uwagę - zapytał i puścił jej oko, gdy już nieco się ośmielił.
Od samego wczesnego dzieciństwa mógł robić wiele rzeczy naraz i wszystko wykonywać dobrze, a i przy okazji konwersacji z kimś go to nie rozpraszało. Czuł się z tym nieco na uboczu, jak jakiś odmieniec, ale z czasem nawet się do przyzwyczaił i zaakceptował.
- Również tak uważam. Chłopaki są nieco bardziej rozrywkowi, nie lubią siedzieć w jednym miejscu, czytać i się uczyć. Peter z kolei jest spokojniejszy, ale niewiele rozumie z lekcji i zawsze muszę mu pomagać. Brakuje mi w paczce kogoś takiego jak ja. Z kim można spokojnie pogadać o wpływie księżyca na wzrost mandragor czy jak karmić psidwaki, żeby nie utyły - rzekł w zamyśleniu. Co z tego, że była dziewczyną? Przynajmniej go rozumiała, była taka jak on i szukała bratniej duszy, szkoda tylko, że tak późno na siebie wpadli.
- Tak. Nie można od razu się poddać, nie próbując. Skoro Bułhakow zauważył, że nadajesz się do tego klubu to tak musi być. Potem możesz tego żałować i będziesz wiecznie zrzędzić jak zasuszona starucha - poparł ją ze szerokim tym razem uśmiechem. Wspaniale Lupin. Dajesz komuś rady spróbowania czegoś, podczas gdy ty sam trzęsiesz portkami na samą myśl o przystąpieniu do jakiegokolwiek szkolnego klubu.
- Nie, nie sądzę, by było to możliwe - stwierdził skromnie. Spójrzmy prawdzie w oczy, że nikt nie lubi kujonów. Tak naprawdę to nawet Potter i Black z początku go nie lubili, a tylko przypadek sprawił, że zaczęli się nim interesować. Dopiero później zawarli przyjaźń, aż po grób. Remus zawsze uważał, że gdyby nie jego choroba, nie miałby przyjaciół.
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 1:25 am
Duch zniknął równie szybko, co się pojawił. Zostawiając ją przy tym z nie do końca zrozumiałym ukłuciem w klatce piersiowej i zastanowieniem. Narzeczoną? Czy profesor mógł mieć narzeczoną? Cóż, biorąc pod uwagę jego wygląd, a także miłe usposobienie... Zapewne było wiele kobiet, które się wokół niego kręciły. Ba, mógł mieć nawet żonę, o której Kaylin nie miała pojęcia. I byłoby to całkowicie normalne! Dlaczego więc przez chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym ostatni raz widziała Irytka i czuła coś dziwnego? Cóż, zastanowi się nad tym, jak już dojdzie do swojego dormitorium, teraz miała co robić. Nie została bowiem sama pod pomnikiem, uroczy Huncwot dalej jej towarzyszył i szykowało się na dłuższą rozmowę!
- Oj tak, oj tak. - Dodała ciągle rozbawiona. Jego śmiech komponował się z jej i przez chwilę nie byli w stanie powiedzieć nic właśnie przez to, że cały czas się śmiali. Szkoda, naprawdę szkoda, że wpadli na siebie dopiero teraz! Kaylin poczuła nawet swoistego rodzaju smutek z tego powodu, jednak znalazła też pozytyw. Przynajmniej mogła odetchnąć z ulgą, że ktoś taki jak ona istnieje. Ktoś, dla kogo ważne są te same rzeczy i z kim może porozmawiać. Choć zostało mało czasu, może uda im się jeszcze kilka razy spotkać i po prostu podyskutować na tematy naukowe?
Z początku wyczuwała jego spięcie w jej obecności, z czasem jednak to zniknęło i nie wiedziała, czy sama do tego przywykła, czy może on po prostu się rozluźnił? Uśmiechnęła się po raz kolejny i wskazała palcem na jedną z konstelacji.
- To twoja praca domowa? - Zapytała zainteresowana. - Nigdy nie zapisałam się na Astronomię, chociaż czasami o tym myślałam. Ostatecznie wybrałam Numerologię. Jak to się skończyło wiemy oboje. - Zaśmiała się na samą myśl o swojej porażce w tym przedmiocie. Pierwszy raz chyba była w stanie wyśmiać własną ułomność. Było to całkiem przyjemne uczucie!
- Ach! Jasne, nie krępuj się. W końcu to ja ci przerwałam naukę. - Powiedziała lekko speszona. Naprawdę nie chciała być dla niego problemem. Jednak, chwilę później uspokoiła się i przyglądała mu przez chwilę. Kiedy puścił do niej oko zarumieniła się lekko rozumiejąc już, jak on musiał się czuć, gdy była odrobinę za bardzo bezpośrednia. Na chwilę odwróciła wzrok kierując go ponownie na księżyc. Nigdy nie spodziewała się, że będzie miała tak miłe towarzystwo w tak uroczy wieczór. Miło było, gdy życie zaskakiwało w taki własnie sposób!
- Hmmm, chętnie podyskutowałabym o wpływie księżyca na wzrost mandragor. - Uśmiech znowu pojawił się na jej ustach, gdy obserwowała jego ruchy. Były zdecydowane i pewne, co było z pewnością wynikiem lat ciężkiej pracy i nauki. Też chciała kiedyś taka być. Choć i tak musiała przyznać, że wyprzedzała większość swoich rówieśników, zarówno w teorii jak i praktyce. Przynajmniej na kilku przedmiotach...
- Możesz uznać, że jestem dziwna, ale... Żałuję, że nie spotkaliśmy się wcześniej. - Powiedziała cicho, czując jak jej policzki przybierają kolor czerwieni. Nie często miała okazję rozmawiać z innymi, a już na pewno nie często zdarzało jej się mówić o własnych odczuciach.
- Och nie! Tego bym na pewno nie chciała! - Zaśmiała się na jego komentarz o zasuszonej staruszce. Musiała przyznać, że był zabawny. I pomógł jej podjąć decyzję, z którą miała spory problem od jakiegoś czasu. Kolejny komentarz sprawił, że spojrzała na niego i pokręciła głową.
- W sumie nie wiem, jak inne dziewczyny. Rzadko z nimi rozmawiam. Ale uważam, że ktoś inteligenty i mądry jest po prostu atrakcyjny. No a ty przy okazji jesteś bardzo miły. I dobrze ci z oczu patrzy. - Dodała klepiąc go po ramieniu, jakby chciała dodać mu odrobinę wiary w siebie.
- Oj tak, oj tak. - Dodała ciągle rozbawiona. Jego śmiech komponował się z jej i przez chwilę nie byli w stanie powiedzieć nic właśnie przez to, że cały czas się śmiali. Szkoda, naprawdę szkoda, że wpadli na siebie dopiero teraz! Kaylin poczuła nawet swoistego rodzaju smutek z tego powodu, jednak znalazła też pozytyw. Przynajmniej mogła odetchnąć z ulgą, że ktoś taki jak ona istnieje. Ktoś, dla kogo ważne są te same rzeczy i z kim może porozmawiać. Choć zostało mało czasu, może uda im się jeszcze kilka razy spotkać i po prostu podyskutować na tematy naukowe?
Z początku wyczuwała jego spięcie w jej obecności, z czasem jednak to zniknęło i nie wiedziała, czy sama do tego przywykła, czy może on po prostu się rozluźnił? Uśmiechnęła się po raz kolejny i wskazała palcem na jedną z konstelacji.
- To twoja praca domowa? - Zapytała zainteresowana. - Nigdy nie zapisałam się na Astronomię, chociaż czasami o tym myślałam. Ostatecznie wybrałam Numerologię. Jak to się skończyło wiemy oboje. - Zaśmiała się na samą myśl o swojej porażce w tym przedmiocie. Pierwszy raz chyba była w stanie wyśmiać własną ułomność. Było to całkiem przyjemne uczucie!
- Ach! Jasne, nie krępuj się. W końcu to ja ci przerwałam naukę. - Powiedziała lekko speszona. Naprawdę nie chciała być dla niego problemem. Jednak, chwilę później uspokoiła się i przyglądała mu przez chwilę. Kiedy puścił do niej oko zarumieniła się lekko rozumiejąc już, jak on musiał się czuć, gdy była odrobinę za bardzo bezpośrednia. Na chwilę odwróciła wzrok kierując go ponownie na księżyc. Nigdy nie spodziewała się, że będzie miała tak miłe towarzystwo w tak uroczy wieczór. Miło było, gdy życie zaskakiwało w taki własnie sposób!
- Hmmm, chętnie podyskutowałabym o wpływie księżyca na wzrost mandragor. - Uśmiech znowu pojawił się na jej ustach, gdy obserwowała jego ruchy. Były zdecydowane i pewne, co było z pewnością wynikiem lat ciężkiej pracy i nauki. Też chciała kiedyś taka być. Choć i tak musiała przyznać, że wyprzedzała większość swoich rówieśników, zarówno w teorii jak i praktyce. Przynajmniej na kilku przedmiotach...
- Możesz uznać, że jestem dziwna, ale... Żałuję, że nie spotkaliśmy się wcześniej. - Powiedziała cicho, czując jak jej policzki przybierają kolor czerwieni. Nie często miała okazję rozmawiać z innymi, a już na pewno nie często zdarzało jej się mówić o własnych odczuciach.
- Och nie! Tego bym na pewno nie chciała! - Zaśmiała się na jego komentarz o zasuszonej staruszce. Musiała przyznać, że był zabawny. I pomógł jej podjąć decyzję, z którą miała spory problem od jakiegoś czasu. Kolejny komentarz sprawił, że spojrzała na niego i pokręciła głową.
- W sumie nie wiem, jak inne dziewczyny. Rzadko z nimi rozmawiam. Ale uważam, że ktoś inteligenty i mądry jest po prostu atrakcyjny. No a ty przy okazji jesteś bardzo miły. I dobrze ci z oczu patrzy. - Dodała klepiąc go po ramieniu, jakby chciała dodać mu odrobinę wiary w siebie.
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 2:25 am
W momencie gdy ustawiał lunetę kątem oka dostrzegł jakąś ulotną zmianę w mimice twarzy Kaylin. Coś na kształt smutku przebiegającego po jej rysach. Nie wiedział co to wywołało, ale domyślił się, że z pewnością duch powiedział jej coś przykrego, na co akurat nie zwrócił uwagi. Postanowił nie pytać, w końcu to nie powinno go interesować.
- Bardziej zadanie dodatkowe. Można zdobyć więcej punktów dla swojego domu i takie tam - odparł z uśmiechem. - Ja chodzę zarówno na Astronomię jak i na Numerologię. Poza tym chodzę na wszystkie inne prócz Wróżbiarstwa. Moja jedyna zmora. Nie mam ani talentu ani nawet wprawy w tym, by kłamać komuś na temat jego domniemanej przyszłości - dodał z niesmakiem. Próbował, owszem. Jak tylko pojawiła się możliwość wyboru dodatkowych zajęć, zdecydował się na każdy możliwy. Wytrzymał dwie lekcje po czym zrezygnował. W kuli nie wiedział nic, tak samo w osadzie po fusach, a dodatkowo nauczycielka stwierdziła, że jego życie będzie nudne i pozbawione życiowych uciech. Śmieszne!
- Oboje sobie przerwaliśmy. Ty sobie czytałaś zgłębiając wiedzę o śnieżnobiałych jednorożcach, gdy wtargnąłem w Twoją przestrzeń. - Poprawił lunetę i spojrzał w nią, kierując okular na gwiazdozbiór Barana. Uważnie oglądał każdą gwiazdkę, obliczał każdą odległość jedna od drugiej i szemrał coś do siebie prawie bezgłośnie poruszając wargami, po czym chwycił ołówek i wykonał kilka precyzyjnych ruchów, nakreślając szkic oglądanego zbioru.
Uśmiechnął się do niej, gdy jego głowa kursowała między lunetą a pergaminem. Rok w sumie się jeszcze nie kończył. Mogą od czasu do czasu spotkać się i porozmawiać, nic nie stało na przeszkodzie.
- Niedobry. Mandragora woli światło słoneczne. Noc wykorzystuje do wzrostu, a kiedy księżyc jest w pełni, gorzej rośnie... - urwał i zaśmiał się. Żartował. Nie będzie przecież jej zanudzał tym, co spokojnie każdy może wyczytać w podręczniku do zielarstwa z klasy drugiej.
- Uznam, że oboje jesteśmy dziwni, bo czytamy sobie w myślach - rzekł równie cicho jak ona. Dopiero co o tym pomyślał, a Kaylin wypowiedziała te słowa na głos. Ktoś postronny mógłby sobie coś o nich pomyśleć, że to przeznaczenie ich na siebie rzuciło, ale Remus był innego zdania. Mieli szczęście. Po prostu. Oboje potrzebowali bratnej duszy i ją odnaleźli czystym przypadkiem.
- Dlatego, że sama jesteś mądra. Mądrzy ciągną do siebie nawzajem, tak mówią. Podejrzewam, że gdybyś nie lubiła się uczyć i była przeciętną uczennicą, to należałabyś do fanek Jamesa i Syriusza. Taka luźna myśl - rzucił swobodnie i spiął lekko kiedy dotknęła jego ramienia. Nie przywykł do takiego spoufalania się z dopiero co poznanymi osobami, ale było to nawet przyjmne. - Tak, dobry ze mnie facet, prawda?
- Bardziej zadanie dodatkowe. Można zdobyć więcej punktów dla swojego domu i takie tam - odparł z uśmiechem. - Ja chodzę zarówno na Astronomię jak i na Numerologię. Poza tym chodzę na wszystkie inne prócz Wróżbiarstwa. Moja jedyna zmora. Nie mam ani talentu ani nawet wprawy w tym, by kłamać komuś na temat jego domniemanej przyszłości - dodał z niesmakiem. Próbował, owszem. Jak tylko pojawiła się możliwość wyboru dodatkowych zajęć, zdecydował się na każdy możliwy. Wytrzymał dwie lekcje po czym zrezygnował. W kuli nie wiedział nic, tak samo w osadzie po fusach, a dodatkowo nauczycielka stwierdziła, że jego życie będzie nudne i pozbawione życiowych uciech. Śmieszne!
- Oboje sobie przerwaliśmy. Ty sobie czytałaś zgłębiając wiedzę o śnieżnobiałych jednorożcach, gdy wtargnąłem w Twoją przestrzeń. - Poprawił lunetę i spojrzał w nią, kierując okular na gwiazdozbiór Barana. Uważnie oglądał każdą gwiazdkę, obliczał każdą odległość jedna od drugiej i szemrał coś do siebie prawie bezgłośnie poruszając wargami, po czym chwycił ołówek i wykonał kilka precyzyjnych ruchów, nakreślając szkic oglądanego zbioru.
Uśmiechnął się do niej, gdy jego głowa kursowała między lunetą a pergaminem. Rok w sumie się jeszcze nie kończył. Mogą od czasu do czasu spotkać się i porozmawiać, nic nie stało na przeszkodzie.
- Niedobry. Mandragora woli światło słoneczne. Noc wykorzystuje do wzrostu, a kiedy księżyc jest w pełni, gorzej rośnie... - urwał i zaśmiał się. Żartował. Nie będzie przecież jej zanudzał tym, co spokojnie każdy może wyczytać w podręczniku do zielarstwa z klasy drugiej.
- Uznam, że oboje jesteśmy dziwni, bo czytamy sobie w myślach - rzekł równie cicho jak ona. Dopiero co o tym pomyślał, a Kaylin wypowiedziała te słowa na głos. Ktoś postronny mógłby sobie coś o nich pomyśleć, że to przeznaczenie ich na siebie rzuciło, ale Remus był innego zdania. Mieli szczęście. Po prostu. Oboje potrzebowali bratnej duszy i ją odnaleźli czystym przypadkiem.
- Dlatego, że sama jesteś mądra. Mądrzy ciągną do siebie nawzajem, tak mówią. Podejrzewam, że gdybyś nie lubiła się uczyć i była przeciętną uczennicą, to należałabyś do fanek Jamesa i Syriusza. Taka luźna myśl - rzucił swobodnie i spiął lekko kiedy dotknęła jego ramienia. Nie przywykł do takiego spoufalania się z dopiero co poznanymi osobami, ale było to nawet przyjmne. - Tak, dobry ze mnie facet, prawda?
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 2:50 am
Bardzo dobrze, że Remus o nic nie zapytał. Nie dlatego, że dziewczyna by mu nie odpowiedziała. Chodziło raczej o fakt, iż sama nie wiedziała, co się z nią działo. Dlaczego zwykła wzmianka o narzeczonej profesora miałaby wprawić ją w gorszy nastrój, bądź zakłuć w klatce piersiowej. Na szczęście smutek nie gościł na jej twarzy długo, bo już chwilę później uśmiechała się wesoło do nowego kolegi.
- Rozumiem. Ja dopiero co skończyłam zadanie dodatkowe z Historii Magii. Trzeba było opisać jeden z rodów czystokrwistych, łatwizna. - Uśmiechnęła się do niego, całkowicie rozumiejąc jego skupienie na dodatkowym zadaniu. Część uczniów uważała takich jak oni za idiotów, bo marnowali wolny czas na coś, czego nie musieli robić. Ona jednak lubiła od czasu do czasu wysilić się i zrobić coś więcej. Coś, co da jej satysfakcję i pomoże zdobyć dodatkowe punkty Krukonom.
- Och, ja chodzę na Wróżbiarstwo. I przyznam szczerze, że idzie mi lepiej niż z Numerologią. Chociaż na początku też myślałam, że to wcale nie będzie fajne. Ale okazało się, że udaje mi się coś dostrzec. Dlatego zostałam. - Powiedziała jednak całkowicie go rozumiejąc. Przedmiot ten był dosyć specyficzny i zwykłym nakładem pracy i nauki nie da się naciągnąć pewnych braków. A to nie jego wina, że urodził się bez daru widzenia. Ona miała akurat szczęście i dawała radę.
- Uznaję to za bardzo przyjemne wtargnięcie w moją przestrzeń. - Dodała trzymając książkę nadal na kolanach i czułym gestem głaskając ją po okładce. Może wyglądało to dziwnie i nie jedna osoba by ją wyśmiała, ona jednak lubiła traktować książki, jak żywe stworzenia. W końcu wiele mogła się z nich nauczyć, a to już czyniło je wyjątkowymi.
Przez pewien czas przyglądała mu się w milczeniu. Milo było popatrzeć na kogoś, kto tak skrupulatnie wszystko notował i pracował ciężko nad zadaniem. Ruchy jego warg, z których nie wydobywały się jednak żadne słowa sprawiły, że uśmiechnęła się do siebie. Czy ona, jak wykonuje jakieś zadanie też tak wygląda? Miała nadzieję.
Usłyszała formułkę żywcem wyjętą z podręcznika do drugiej klasy i zaśmiała się razem z nim. Cóż, najwidoczniej obydwoje wkuli to na pamięć, jak na kujonów przystało. Kolejne słowa Lupina sprawiły jednak, że na jej policzkach znowu pojawił się delikatny rumieniec. I przy okazji zrobiło jej się jakoś tak, miło i ciepło. Czyżby właśnie nawiązywała pierwszą przyjaźń w swoim życiu? Ach, niemożliwe!
- W takim razie wolę być dziwadłem razem z tobą. - Powiedziała ciesząc się w głębi serca. Miło było wreszcie nie być odludkiem. Czuć się swobodnie i... normalnie.
- Och, w sumie może to i racja. Na szczęście nie jestem głupia i wolę towarzystwo mądrego Remusa. - Dodała zawadiacko i zakryła dłonią usta, próbując powstrzymać śmiech. Po chwili trzymania dłoni na jego ramieniu cofnęła ją i przyłożyła sobie do brody.
- Hmmmm... - Udała, że bardzo się nad tym zastanawia. - Zdecydowanie dobry z ciebie chłopak. - Zaśmiała się. Potem jednak westchnęła i ponownie zawiesiła wzrok na gwiazdach błyszczących na praktycznie czystym niebie.
- Powiedz... Co planujesz robić po skończeniu szkoły? - Zapytała z czystej ciekawości. Sama miała mętlik w głowie i choć miała jeszcze trochę czasu zaczynała się tym martwić. Rodzice pokładali w niej spore nadzieje, ona jednak chciała robić coś zupełnie innego niż to, co jej zaplanowali. Jaka więc przyszłość ją czekała?
- Rozumiem. Ja dopiero co skończyłam zadanie dodatkowe z Historii Magii. Trzeba było opisać jeden z rodów czystokrwistych, łatwizna. - Uśmiechnęła się do niego, całkowicie rozumiejąc jego skupienie na dodatkowym zadaniu. Część uczniów uważała takich jak oni za idiotów, bo marnowali wolny czas na coś, czego nie musieli robić. Ona jednak lubiła od czasu do czasu wysilić się i zrobić coś więcej. Coś, co da jej satysfakcję i pomoże zdobyć dodatkowe punkty Krukonom.
- Och, ja chodzę na Wróżbiarstwo. I przyznam szczerze, że idzie mi lepiej niż z Numerologią. Chociaż na początku też myślałam, że to wcale nie będzie fajne. Ale okazało się, że udaje mi się coś dostrzec. Dlatego zostałam. - Powiedziała jednak całkowicie go rozumiejąc. Przedmiot ten był dosyć specyficzny i zwykłym nakładem pracy i nauki nie da się naciągnąć pewnych braków. A to nie jego wina, że urodził się bez daru widzenia. Ona miała akurat szczęście i dawała radę.
- Uznaję to za bardzo przyjemne wtargnięcie w moją przestrzeń. - Dodała trzymając książkę nadal na kolanach i czułym gestem głaskając ją po okładce. Może wyglądało to dziwnie i nie jedna osoba by ją wyśmiała, ona jednak lubiła traktować książki, jak żywe stworzenia. W końcu wiele mogła się z nich nauczyć, a to już czyniło je wyjątkowymi.
Przez pewien czas przyglądała mu się w milczeniu. Milo było popatrzeć na kogoś, kto tak skrupulatnie wszystko notował i pracował ciężko nad zadaniem. Ruchy jego warg, z których nie wydobywały się jednak żadne słowa sprawiły, że uśmiechnęła się do siebie. Czy ona, jak wykonuje jakieś zadanie też tak wygląda? Miała nadzieję.
Usłyszała formułkę żywcem wyjętą z podręcznika do drugiej klasy i zaśmiała się razem z nim. Cóż, najwidoczniej obydwoje wkuli to na pamięć, jak na kujonów przystało. Kolejne słowa Lupina sprawiły jednak, że na jej policzkach znowu pojawił się delikatny rumieniec. I przy okazji zrobiło jej się jakoś tak, miło i ciepło. Czyżby właśnie nawiązywała pierwszą przyjaźń w swoim życiu? Ach, niemożliwe!
- W takim razie wolę być dziwadłem razem z tobą. - Powiedziała ciesząc się w głębi serca. Miło było wreszcie nie być odludkiem. Czuć się swobodnie i... normalnie.
- Och, w sumie może to i racja. Na szczęście nie jestem głupia i wolę towarzystwo mądrego Remusa. - Dodała zawadiacko i zakryła dłonią usta, próbując powstrzymać śmiech. Po chwili trzymania dłoni na jego ramieniu cofnęła ją i przyłożyła sobie do brody.
- Hmmmm... - Udała, że bardzo się nad tym zastanawia. - Zdecydowanie dobry z ciebie chłopak. - Zaśmiała się. Potem jednak westchnęła i ponownie zawiesiła wzrok na gwiazdach błyszczących na praktycznie czystym niebie.
- Powiedz... Co planujesz robić po skończeniu szkoły? - Zapytała z czystej ciekawości. Sama miała mętlik w głowie i choć miała jeszcze trochę czasu zaczynała się tym martwić. Rodzice pokładali w niej spore nadzieje, ona jednak chciała robić coś zupełnie innego niż to, co jej zaplanowali. Jaka więc przyszłość ją czekała?
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 3:32 am
Nie miał w zwyczaju wypytywania ludzi o ich własne, prywatne sprawy. Cenił to, bo sam chciał ukryć swoje. Zawsze był zdania, że kiedy ktoś będzie chciał mu o czymś powiedzieć to do niego przyjdzie i powie.
- Mogę spytać który opisałaś? - zapytał z zaciekawieniem. Nie mieli takiego zadania, gdy był na piątym roku, ale pewnie dlatego, że co rusz je zmieniają, by utrudnić uczniom życie. Remus na pewno opisałby ród Blacków, gdyby takową pracę pisał. Miał przecież dobrego znajomego, który historię rodziny zna na pamięć, czyż nie?
- Wróżka? No proszę, to wy jednak istniejecie naprawdę? - skomentował to dość niedbale, ale nie chciał by zabrzmiało to ironicznie, choć pewnie i tak miało taki charakter, niezamierzenie. - Umiesz czytać z dłoni? Jestem ciekaw czy powiesz mi to samo, co nauczycielka - zapytał z pogodnym już tym razem, uśmiechem. Nie wierzył we wróżby, ale chciał się przekonać czy faktycznie jest nudny. Jeśli i Kaylin to potwierdzi, będzie musiał przyjąć to do wiadomości i uznać za wystarczającą odpowiedź.
Zerknął na nią akurat w momencie gdy gładziła książkę po grzbiecie. Zadziwiające z jaką delikatnością i uczuciem to robiła. On po prostu tylko je otwierał. Stwierdził w pewnym momencie, że chciałby być na miejscu tej książki. Stop, Lupin! Natychmiast się uspokój i wywal z głowy te myśli! Gwałtownie się więc odwrócił wracając do swojego zadania. Rysując czuł, ze znowu się na niego patrzy. Nie czuł już skrępowania, choć uszy mu płonęły, tak samo jak twarz. Poczuł, że wyschły mu wargi więc zwilżył je czubkiem języka, nie przerywając pracy.
- Jesteśmy więc dziwolągami. Postaram się wymyślić jakieś specjalne plakietki i dam ci jedną - zaśmiał się, gdy jego szalone myśli uspokoiły się i mógł w miarę normalnie się zachowywać.
Zaśmiał się głośno i spłoszył swym głosem siedzące na dachu dwie sowy, co wywołało u niego kolejną salwę chichotów.
- Remusa, który u sów śmiechem ucieczkę wymusza - stwierdził z rozbawieniem, specjalnie rzucając rymem. Lubił czasem coś zrymować, by poprawić komuś humor. Zerknął na rysunek, który był prawie kompletny, brakowało jednej gwiazdy, ale wiedział jak wygląda więc nie musiał już zerkać na niebo. Spoważniał, gdy zadała mu pytanie o przyszłość.
- Złożę podanie o przyjęcie na studia. Kierunek bezpieczeństwo magiczne z naciskiem na aurorstwo. No, ale jeśli mi się nie uda, to wrócę tu jako nauczyciel obrony - odpowiedział kończąc szkic. Zaczął sprzątać po sobie, bo opis może zrobić już leżąc w łóżku. Zamierzał być aurorem, troszczyć się o bezpieczeństwo mugolaków i innych normalnych czarodziei, łapać Śmierciożerców i buntowników. Wiedział jednak, że testy są niezwykle trudne, trzeba przejść egzamin zarówno psychiczny jak i fizyczny, dlatego miał także druga alternatywę w razie, gdyby okazał się za słaby na to stanowisko. - A Ty już o tym myślałaś? Wiem, że to jeszcze za wcześnie tego typu deklaracje, ale powoli można zacząć coś planować.
- Mogę spytać który opisałaś? - zapytał z zaciekawieniem. Nie mieli takiego zadania, gdy był na piątym roku, ale pewnie dlatego, że co rusz je zmieniają, by utrudnić uczniom życie. Remus na pewno opisałby ród Blacków, gdyby takową pracę pisał. Miał przecież dobrego znajomego, który historię rodziny zna na pamięć, czyż nie?
- Wróżka? No proszę, to wy jednak istniejecie naprawdę? - skomentował to dość niedbale, ale nie chciał by zabrzmiało to ironicznie, choć pewnie i tak miało taki charakter, niezamierzenie. - Umiesz czytać z dłoni? Jestem ciekaw czy powiesz mi to samo, co nauczycielka - zapytał z pogodnym już tym razem, uśmiechem. Nie wierzył we wróżby, ale chciał się przekonać czy faktycznie jest nudny. Jeśli i Kaylin to potwierdzi, będzie musiał przyjąć to do wiadomości i uznać za wystarczającą odpowiedź.
Zerknął na nią akurat w momencie gdy gładziła książkę po grzbiecie. Zadziwiające z jaką delikatnością i uczuciem to robiła. On po prostu tylko je otwierał. Stwierdził w pewnym momencie, że chciałby być na miejscu tej książki. Stop, Lupin! Natychmiast się uspokój i wywal z głowy te myśli! Gwałtownie się więc odwrócił wracając do swojego zadania. Rysując czuł, ze znowu się na niego patrzy. Nie czuł już skrępowania, choć uszy mu płonęły, tak samo jak twarz. Poczuł, że wyschły mu wargi więc zwilżył je czubkiem języka, nie przerywając pracy.
- Jesteśmy więc dziwolągami. Postaram się wymyślić jakieś specjalne plakietki i dam ci jedną - zaśmiał się, gdy jego szalone myśli uspokoiły się i mógł w miarę normalnie się zachowywać.
Zaśmiał się głośno i spłoszył swym głosem siedzące na dachu dwie sowy, co wywołało u niego kolejną salwę chichotów.
- Remusa, który u sów śmiechem ucieczkę wymusza - stwierdził z rozbawieniem, specjalnie rzucając rymem. Lubił czasem coś zrymować, by poprawić komuś humor. Zerknął na rysunek, który był prawie kompletny, brakowało jednej gwiazdy, ale wiedział jak wygląda więc nie musiał już zerkać na niebo. Spoważniał, gdy zadała mu pytanie o przyszłość.
- Złożę podanie o przyjęcie na studia. Kierunek bezpieczeństwo magiczne z naciskiem na aurorstwo. No, ale jeśli mi się nie uda, to wrócę tu jako nauczyciel obrony - odpowiedział kończąc szkic. Zaczął sprzątać po sobie, bo opis może zrobić już leżąc w łóżku. Zamierzał być aurorem, troszczyć się o bezpieczeństwo mugolaków i innych normalnych czarodziei, łapać Śmierciożerców i buntowników. Wiedział jednak, że testy są niezwykle trudne, trzeba przejść egzamin zarówno psychiczny jak i fizyczny, dlatego miał także druga alternatywę w razie, gdyby okazał się za słaby na to stanowisko. - A Ty już o tym myślałaś? Wiem, że to jeszcze za wcześnie tego typu deklaracje, ale powoli można zacząć coś planować.
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 4:06 am
Ucieszyła się, kiedy zapytał o jej pracę. Była z niej bardzo zadowolona, a jak dotąd nie miała komu się pochwalić. Uśmiechnęła się do niego i kiwnęła głową.
- Opisałam ród Ollivander. Pamiętam, że byłam pod wielkim wrażeniem, gdy przed pierwszym rokiem odwiedziłam ich sklep z różdżkami. Zdobywanie o nich wiadomości było naprawdę przyjemne i, nie chwaląc się, mam wrażenie, że to była dobra praca. - Odpowiedziała na pytanie z głosem wyraźnie radosnym i dumnym. Nie zarozumiały, o co to nie, po prostu zadowolonym z samej siebie. Zawsze starała się robić wszystko jak najlepiej umiała, więc nie było w tym nic nowego, jednak z tego konkretnego zadania cieszyła się szczególnie.
- Hah, nie przesadzałabym z tą wróżką. - Zaśmiała się po czym zarumieniła lekko. Cóż, nie była geniuszem w tym przedmiocie, ale na pewno szło jej lepiej niż na osławionej już Numerologii.
- Prawdę mówiąc nie wiem, czy mi to wyjdzie. Ale mogę spróbować. Jeżeli chcesz. - Zakłopotana podrapała się po głowie, a lekkie zaróżowienie twarzy zdawało się nie znikać. Chciała mu zaimponować, a bała się, że wróżenie może jej nie wyjść. Czy się przed nim wygłupi? Czy będzie się z niej śmiał? Cóż, raz kozie śmierć. Poza tym, miała wrażenie, że nawet jakby jej nie wyszło, nie wyśmiałby jej od tak. Możliwe, że obróciłby to w żart, ale wtedy i ona mogłaby się pośmiać!
- Pokaż dłoń. - Powiedziała udając powagę, choć cały czas chciało jej się śmiać. Gdy tylko podał jej dłoń, wzięła ją do swojej i spojrzała na linie, starając się zrozumieć z nich cokolwiek. Ostatni raz mieli to na wróżbiarstwie dawno temu, jednak Kaylin miała bardzo dobrą pamięć i mogła bez problemu przywołać wszystkie definicje i formułki. Czy to jej jednak pomoże?
- Hmmm... Będziesz miał spokojne życie, przynajmniej przez jego większość. Choć mogą czekać cię niezbyt przyjemne niespodzianki i sporo zmartwień. Będziesz mimo to lubiany i szanowany przez innych, a swoimi decyzjami zmotywujesz nie jednego. - Powiedziała palcem wodząc po niektórych liniach na jego dłoni. Przez chwilę marszczyła czoło, jednak po chwili pokręciła głową i ruszyła dalej.
- Musisz wiedzieć, że wiele może się zmienić zależnie od twoich wyborów. A kilka znaczących masz przed sobą. - Zakończyła i choć mogła już puścić jego dłoń, jeszcze przez chwilę trzymała ją w swojej. Ciepło bijące od Remusa zdawało się być przyjemne w wieczór, który do najcieplejszych nie należał. Uśmiechnęła się pod nosem i z ociąganiem puściła rękę siódmoklasisty.
- Pamiętaj, że mogę się mylić. W końcu, dopiero się uczę. - Mruknęła z lekkim uśmiechem na ustach, który po chwili rozszerzył się jeszcze bardziej. Nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Już nie mogę się doczekać. Tylko pamiętaj, żeby były urocze! - Nie mogła uwierzyć, że rozmawiała z nowo poznanym chłopakiem w tak swobodny sposób. Że on wytrzymywał jej bezpośredniość, a ona była w stanie zafascynować się dyskusją, która się między nimi wytworzyła. I choć było już późno, nie chciała jeszcze wracać do dormitorium. Chciała z nim siedzieć i rozmawiać, bo to okazało się niezwykle przyjemne!
- Widzę, że poeta też z ciebie niezły. Może napiszesz mi coś ładnego, co? - Zakryła usta dłonią czując, że powoli męczy się od śmiechu. Z drugiej strony, nigdy jeszcze tak dobrze nie bawiła się w czyjejś obecności, więc chciała z tego korzystać. Póki może.
- Och, to bardzo ambitny plan. Będę trzymać kciuki, żeby ci się udało. - Powiedziała będąc naprawdę pod wrażeniem. Z resztą, musiał zauważyć podziw, jaki pojawił się w jej oczach. Sama nie planowała niczego aż tak wielkiego, jednak była w stanie docenić jego starania.
- No tak, nad czymś już myślałam. Marzy mi się badanie magicznych stworzeń. Może odkrycie jakiegoś nowego? Ale moi rodzice bardzo chcą, żebym pracowała w Ministerstwie. Wiadomo, porządny etat. A z moimi wynikami nie powinnam mieć problemów, żeby się tam dostać. Chociaż... Już wolałabym nauczyć ONMS tu, w Hogwarcie. - Rumieniec ponownie wypłynął na jej policzki podczas gdy spoglądała na niego ukradkiem.
- Opisałam ród Ollivander. Pamiętam, że byłam pod wielkim wrażeniem, gdy przed pierwszym rokiem odwiedziłam ich sklep z różdżkami. Zdobywanie o nich wiadomości było naprawdę przyjemne i, nie chwaląc się, mam wrażenie, że to była dobra praca. - Odpowiedziała na pytanie z głosem wyraźnie radosnym i dumnym. Nie zarozumiały, o co to nie, po prostu zadowolonym z samej siebie. Zawsze starała się robić wszystko jak najlepiej umiała, więc nie było w tym nic nowego, jednak z tego konkretnego zadania cieszyła się szczególnie.
- Hah, nie przesadzałabym z tą wróżką. - Zaśmiała się po czym zarumieniła lekko. Cóż, nie była geniuszem w tym przedmiocie, ale na pewno szło jej lepiej niż na osławionej już Numerologii.
- Prawdę mówiąc nie wiem, czy mi to wyjdzie. Ale mogę spróbować. Jeżeli chcesz. - Zakłopotana podrapała się po głowie, a lekkie zaróżowienie twarzy zdawało się nie znikać. Chciała mu zaimponować, a bała się, że wróżenie może jej nie wyjść. Czy się przed nim wygłupi? Czy będzie się z niej śmiał? Cóż, raz kozie śmierć. Poza tym, miała wrażenie, że nawet jakby jej nie wyszło, nie wyśmiałby jej od tak. Możliwe, że obróciłby to w żart, ale wtedy i ona mogłaby się pośmiać!
- Pokaż dłoń. - Powiedziała udając powagę, choć cały czas chciało jej się śmiać. Gdy tylko podał jej dłoń, wzięła ją do swojej i spojrzała na linie, starając się zrozumieć z nich cokolwiek. Ostatni raz mieli to na wróżbiarstwie dawno temu, jednak Kaylin miała bardzo dobrą pamięć i mogła bez problemu przywołać wszystkie definicje i formułki. Czy to jej jednak pomoże?
- Hmmm... Będziesz miał spokojne życie, przynajmniej przez jego większość. Choć mogą czekać cię niezbyt przyjemne niespodzianki i sporo zmartwień. Będziesz mimo to lubiany i szanowany przez innych, a swoimi decyzjami zmotywujesz nie jednego. - Powiedziała palcem wodząc po niektórych liniach na jego dłoni. Przez chwilę marszczyła czoło, jednak po chwili pokręciła głową i ruszyła dalej.
- Musisz wiedzieć, że wiele może się zmienić zależnie od twoich wyborów. A kilka znaczących masz przed sobą. - Zakończyła i choć mogła już puścić jego dłoń, jeszcze przez chwilę trzymała ją w swojej. Ciepło bijące od Remusa zdawało się być przyjemne w wieczór, który do najcieplejszych nie należał. Uśmiechnęła się pod nosem i z ociąganiem puściła rękę siódmoklasisty.
- Pamiętaj, że mogę się mylić. W końcu, dopiero się uczę. - Mruknęła z lekkim uśmiechem na ustach, który po chwili rozszerzył się jeszcze bardziej. Nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Już nie mogę się doczekać. Tylko pamiętaj, żeby były urocze! - Nie mogła uwierzyć, że rozmawiała z nowo poznanym chłopakiem w tak swobodny sposób. Że on wytrzymywał jej bezpośredniość, a ona była w stanie zafascynować się dyskusją, która się między nimi wytworzyła. I choć było już późno, nie chciała jeszcze wracać do dormitorium. Chciała z nim siedzieć i rozmawiać, bo to okazało się niezwykle przyjemne!
- Widzę, że poeta też z ciebie niezły. Może napiszesz mi coś ładnego, co? - Zakryła usta dłonią czując, że powoli męczy się od śmiechu. Z drugiej strony, nigdy jeszcze tak dobrze nie bawiła się w czyjejś obecności, więc chciała z tego korzystać. Póki może.
- Och, to bardzo ambitny plan. Będę trzymać kciuki, żeby ci się udało. - Powiedziała będąc naprawdę pod wrażeniem. Z resztą, musiał zauważyć podziw, jaki pojawił się w jej oczach. Sama nie planowała niczego aż tak wielkiego, jednak była w stanie docenić jego starania.
- No tak, nad czymś już myślałam. Marzy mi się badanie magicznych stworzeń. Może odkrycie jakiegoś nowego? Ale moi rodzice bardzo chcą, żebym pracowała w Ministerstwie. Wiadomo, porządny etat. A z moimi wynikami nie powinnam mieć problemów, żeby się tam dostać. Chociaż... Już wolałabym nauczyć ONMS tu, w Hogwarcie. - Rumieniec ponownie wypłynął na jej policzki podczas gdy spoglądała na niego ukradkiem.
- Remus J. Lupin
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 10:22 pm
Na widok jej promiennego uśmiechu poczuł dziwne aczkolwiek doskonale znane sobie ssanie w żołądku. Zrobiło mu się gorąco, bowiem nie wróżyło to nic dobrego, ale mimo to odwzajemnił uśmiech.
- O, z pewnością. Olivanderowie zasługują na to, by o nich pisano. Nie dość, że od wieków są czystej krwi to nie dyskryminują tych, którzy jej nie mają - rzekł radośnie, że zdecydowała się akurat na nich. Mało było takich rodów jak ten właśnie, który opisała w swojej pracy Kaylin. Uradował się też, że zadał jej to pytanie, bo widok jej szczęśliwej twarzy iż ktoś pyta wyraźnie zainteresowany o jej pracę, był piękny.
- Jestem ciekawy co mnie czeka - odpowiedział zaintrygowany, obserwując ją i czekając na reakcję. Czekał chwilę, aż wreszcie kazała mu podać swoją dłoń, co zrobił. Ujęła ją tak delikatnie i jednocześnie precyzyjnie, że prawie zemdlał, ale udał, że tylko przestępuje z nogi na nogę. Kaylin jeszcze weźmie go za jakiegoś anemika, bo nie dość, że był blady i chudy, to prawie mdleje. Zatem trzymał się uparcie na nogach, wpatrując się z lekko uniesioną brwią w własną łapę nic nie rozumiejąc. Plątanina nic nie znaczących nitek wiodących nie wiadomo dokąd i po co. Miał brzydkie dłonie. Obgryzione, niezdrowe paznokcie i skórę tak szorstką, że spokojnie mogła robić za pumeks. Żałował, że ją poprosił o wróżenie, bo na pewno go wyśmieje za to jak wyglądają.
- Spokojne mogę podpiąć pod nudne. Jedno się zgadza. To drugie zresztą też. Życie pozbawione uciech, bo czekają mnie niezbyt przyjemne niespodzianki - skomentował, gdy zaczęła czytać. - Ciebie zmotywowałem do podjęcia decyzji o przystąpieniu do klubu, to już coś - zamyślił się. Może zmieni zdanie co do tego wróżbiarstwa? Może tylko on nie miał daru? - Co do tych wyborów, zobaczymy. I wiem, oczywiście, że dopiero się uczysz. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w przepowiednie. Jestem bardziej, hm... przyziemny, stąpam realnie po ziemi i nie wybiegam w przyszłość dalej niż to konieczne. - Gapił się na miejsce, gdy jej dłoń łączyła się z jego. Nie chciała jej puścić. On nie chciał by ją puszczała, ale zrobiła to, powoli, ale jednak. Prawie westchnął z żalu.
- Będą! Najuroczniejsze jakie tylko jesteś w stanie sobie wyobrazić! - zawtórował jej radośnie. Cieszył się, że tak dobrze się dogadywali, mimo, że dopiero co się poznali. Ciągle mieli tematy do rozmów i nie zapadała między nimi krępująca cisza, sugerująca, że pora wracać i udać się każdy w swoją stronę. Nie zorientował się nawet kiedy nastała cisza nocna i zakazana godzina. W głowie miał już gotową odpowiedź na swoje usprawiedliwienie w razie, gdyby wpadł na Filcha czy któregoś z nauczycieli.
- Są spore kolejki do moich wierszy, nie wiem czy zdążę przed końcem szkoły - zachichotał. Miał wrażenie iż znają się od lat, a nie od godziny. Najchętniej siedziałby tu z nią do rana i gadał.
- Dziękuję - rzekł i po raz trzeci, tak, znowu, się zaczerwienił. Jej uznanie i podziw w oczach był tak autentyczny, że było to nieuniknione, ale w dalszym ciągu czekał na odpowiedź dotyczącą przyszłości jej samej. - Nie... - jęknął cicho, gdy wspomniała o tym, że chce badać stworzenia magiczne. To najgorsze co mogła popełnić. - Eeee, to znaczy uważam, że Ministerstwo nie byłoby takie złe, ale skoro wolisz robić to co lubisz, to faktycznie nauczycielka ONNMS wydaje się odpowiednim stanowiskiem - zakończył speszony swoim nagłym wybuchem. Coś Ty narobił, kupo smoczego łajna!?
- O, z pewnością. Olivanderowie zasługują na to, by o nich pisano. Nie dość, że od wieków są czystej krwi to nie dyskryminują tych, którzy jej nie mają - rzekł radośnie, że zdecydowała się akurat na nich. Mało było takich rodów jak ten właśnie, który opisała w swojej pracy Kaylin. Uradował się też, że zadał jej to pytanie, bo widok jej szczęśliwej twarzy iż ktoś pyta wyraźnie zainteresowany o jej pracę, był piękny.
- Jestem ciekawy co mnie czeka - odpowiedział zaintrygowany, obserwując ją i czekając na reakcję. Czekał chwilę, aż wreszcie kazała mu podać swoją dłoń, co zrobił. Ujęła ją tak delikatnie i jednocześnie precyzyjnie, że prawie zemdlał, ale udał, że tylko przestępuje z nogi na nogę. Kaylin jeszcze weźmie go za jakiegoś anemika, bo nie dość, że był blady i chudy, to prawie mdleje. Zatem trzymał się uparcie na nogach, wpatrując się z lekko uniesioną brwią w własną łapę nic nie rozumiejąc. Plątanina nic nie znaczących nitek wiodących nie wiadomo dokąd i po co. Miał brzydkie dłonie. Obgryzione, niezdrowe paznokcie i skórę tak szorstką, że spokojnie mogła robić za pumeks. Żałował, że ją poprosił o wróżenie, bo na pewno go wyśmieje za to jak wyglądają.
- Spokojne mogę podpiąć pod nudne. Jedno się zgadza. To drugie zresztą też. Życie pozbawione uciech, bo czekają mnie niezbyt przyjemne niespodzianki - skomentował, gdy zaczęła czytać. - Ciebie zmotywowałem do podjęcia decyzji o przystąpieniu do klubu, to już coś - zamyślił się. Może zmieni zdanie co do tego wróżbiarstwa? Może tylko on nie miał daru? - Co do tych wyborów, zobaczymy. I wiem, oczywiście, że dopiero się uczysz. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w przepowiednie. Jestem bardziej, hm... przyziemny, stąpam realnie po ziemi i nie wybiegam w przyszłość dalej niż to konieczne. - Gapił się na miejsce, gdy jej dłoń łączyła się z jego. Nie chciała jej puścić. On nie chciał by ją puszczała, ale zrobiła to, powoli, ale jednak. Prawie westchnął z żalu.
- Będą! Najuroczniejsze jakie tylko jesteś w stanie sobie wyobrazić! - zawtórował jej radośnie. Cieszył się, że tak dobrze się dogadywali, mimo, że dopiero co się poznali. Ciągle mieli tematy do rozmów i nie zapadała między nimi krępująca cisza, sugerująca, że pora wracać i udać się każdy w swoją stronę. Nie zorientował się nawet kiedy nastała cisza nocna i zakazana godzina. W głowie miał już gotową odpowiedź na swoje usprawiedliwienie w razie, gdyby wpadł na Filcha czy któregoś z nauczycieli.
- Są spore kolejki do moich wierszy, nie wiem czy zdążę przed końcem szkoły - zachichotał. Miał wrażenie iż znają się od lat, a nie od godziny. Najchętniej siedziałby tu z nią do rana i gadał.
- Dziękuję - rzekł i po raz trzeci, tak, znowu, się zaczerwienił. Jej uznanie i podziw w oczach był tak autentyczny, że było to nieuniknione, ale w dalszym ciągu czekał na odpowiedź dotyczącą przyszłości jej samej. - Nie... - jęknął cicho, gdy wspomniała o tym, że chce badać stworzenia magiczne. To najgorsze co mogła popełnić. - Eeee, to znaczy uważam, że Ministerstwo nie byłoby takie złe, ale skoro wolisz robić to co lubisz, to faktycznie nauczycielka ONNMS wydaje się odpowiednim stanowiskiem - zakończył speszony swoim nagłym wybuchem. Coś Ty narobił, kupo smoczego łajna!?
- Kaylin Wittermore
Re: Pomnik Rozemary i Georga
Sro Wrz 09, 2015 11:05 pm
Im dłużej wpatrywała się w jego uśmiech, tym bardziej jej się podobał. Nie miał gładkiej, delikatnej twarzy, ale to właśnie sprawiało, że jej się podobała. Zastanawiała się, skąd miał te wszystkie blizny, uznała jednak, że nawet ona (choć nie miewała oporów przed wtrącaniem się w sprawy innych) nie powinna o to pytać. Mogło się z tym wiązać wiele smutnych wspomnień, których nie chciała przywoływać. Dużo bardziej podobał jej się bowiem zadowolony i uśmiechnięty Remus, którego miała przed sobą.
- Właśnie dlatego ich wybrałam. Podoba mi się, że nikogo nie dyskryminują. Sama jestem półkrwi, choć mój dziadek był czystokrwistym. Nigdy jednak nie było u nas z tego powodu kłopotów, a dziadkowie to najwspanialsze osoby, z jakimi miałam styczność. Dlatego też, bardzo chciałam opisać rodzinę, która podchodzi do tego w podobny sposób. - Powiedziała i zarumieniła się lekko zdając sobie sprawę, że podekscytowała się za bardzo. Mimo to, miała wrażenie, że tego nie oceniał i dlatego po chwili rozluźniła się jeszcze trochę. Podobało jej się, że mieli podobne zdanie. Ostatnimi czasy coraz więcej czarodziejów zwracało uwagę a czystość krwi. Jej to nie obchodziło, liczył się człowiek i jego charakter. To tak, jak w przypadku zwierząt i stworzeń magicznych. Nie obchodziło ją, z jakim gatunkiem miała do czynienia. Wiedziała, że jeżeli podejdzie się do sprawy odpowiednio, każde żywe stworzenie będzie potrafiło się odwdzięczyć.
- Czasem lepiej nie wiedzieć. - Przez chwilę przyglądała się jego dłoni. Nie obchodziło ją, czy była szorstka, z obgryzionymi palcami. To, co od razu zauważyła to fakt, że była duża. Jej malutka rączka praktycznie w niej tonęła i nie wiedzieć czemu, na samą myśl o tym dziewczyna się speszyła. Jej policzki przybrały odcień czerwieni, a ona chrząknęła nerwowo.
- Zależy dla kogo, Remusie. Spokojne nie zawsze oznacza nudne, ale tak, można to do tego podpiąć. Możesz nie wierzyć we wróżby, ba - sama czasem w nie nie wierzę. Mimo to, chciałabym żebyś na siebie uważał. I ostrożnie dobierał sobie przyjaciół. - Powiedziała bardzo cicho, jakby wstydząc się, że w ogóle cokolwiek mówi. Nie wiedziała czemu, miała ochotę potrzymać jego dłoń jeszcze przez jakiś czas w swojej, jednak uznała, że pewnie uznałby to za stosowne. Nim jednak ją wypuściła, opuszkami palców przejechała delikatnie po jej wnętrzu i na końcu lekko ją uścisnęła. Przez chwilę nie podnosiła wzroku, jakby próbując zebrać się w sobie, a gdy to zrobiła musiał zauważyć to, jak błyszczały.
- W takim razie, będę czekać. - Dodała cały czas ze śmiechem. Nie wiedziała, która była godzina. Ba, nawet jej przez myśl nie przeszło, że przecież upłynęło już trochę czasu. Zimno zdawało się nie docierać do jej umysłu, jak i to, że będzie miała kłopoty. Ona, spokojna Krukonka, mogła wpakować się w niezły bajzel tylko przez to, że zapomniała o ciszy nocnej i godzinie powrotu do dormitorium. Nie miało to jednak teraz żadnego znaczenia, bo wpatrując się w bursztynowe oczy Remusa myślała tylko o tym, jak miło jej się z nim rozmawia.
- Spore kolejki, mówisz? Hmmm, to chyba oznacza, że jednak jesteś całkiem popularny. Czyżby kobiety biły się o twoje wiersze? A może sam rozdajesz je tak wielu? - Zapytała z nutką zazdrości w głosie, którą zaraz zagłuszyła śmiechem. Potem jednak zeszli na poważniejszy temat i rumieniec na jego twarzy sprawił, że miała ochotę dotknąć jego policzka. W ostatniej chwili się przed tym powstrzymała.
- Coś nie tak? - Zapytała, gdy zauważyła zmianę w jego zachowaniu. Czyżby znowu to zrobiła? Uraziła go czymś? Kaylin lekko spanikowała, starając się przeanalizować swoją wypowiedź i próbując jak najszybciej się wytłumaczyć.
- Ministerstwo może i nie byłoby takie złe, ale musiałabym w nim pracować z ludźmi. A jak już mówiłam, nie idzie mi to dobrze. Od zawsze lepiej szło mi w kontaktach z magicznymi stworzeniami. Praktycznie, jesteś jedynym wyjątkiem, pierwszym człowiekiem, z jakim rozmawia mi się tak swobodnie. - Dodała nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielką szpilkę musiała w tej chwili wbić w jego serce.
- Poza tym, uważam, że każde stworzenie zasługuje na ciepło i miłość. - Dodała uśmiechając się niepewnie. Dotknęła dłonią kosmyka włosów, który wleciał jej na twarz i spuściła wzrok, jakby wstydząc się tego, co powiedziała.
- Właśnie dlatego ich wybrałam. Podoba mi się, że nikogo nie dyskryminują. Sama jestem półkrwi, choć mój dziadek był czystokrwistym. Nigdy jednak nie było u nas z tego powodu kłopotów, a dziadkowie to najwspanialsze osoby, z jakimi miałam styczność. Dlatego też, bardzo chciałam opisać rodzinę, która podchodzi do tego w podobny sposób. - Powiedziała i zarumieniła się lekko zdając sobie sprawę, że podekscytowała się za bardzo. Mimo to, miała wrażenie, że tego nie oceniał i dlatego po chwili rozluźniła się jeszcze trochę. Podobało jej się, że mieli podobne zdanie. Ostatnimi czasy coraz więcej czarodziejów zwracało uwagę a czystość krwi. Jej to nie obchodziło, liczył się człowiek i jego charakter. To tak, jak w przypadku zwierząt i stworzeń magicznych. Nie obchodziło ją, z jakim gatunkiem miała do czynienia. Wiedziała, że jeżeli podejdzie się do sprawy odpowiednio, każde żywe stworzenie będzie potrafiło się odwdzięczyć.
- Czasem lepiej nie wiedzieć. - Przez chwilę przyglądała się jego dłoni. Nie obchodziło ją, czy była szorstka, z obgryzionymi palcami. To, co od razu zauważyła to fakt, że była duża. Jej malutka rączka praktycznie w niej tonęła i nie wiedzieć czemu, na samą myśl o tym dziewczyna się speszyła. Jej policzki przybrały odcień czerwieni, a ona chrząknęła nerwowo.
- Zależy dla kogo, Remusie. Spokojne nie zawsze oznacza nudne, ale tak, można to do tego podpiąć. Możesz nie wierzyć we wróżby, ba - sama czasem w nie nie wierzę. Mimo to, chciałabym żebyś na siebie uważał. I ostrożnie dobierał sobie przyjaciół. - Powiedziała bardzo cicho, jakby wstydząc się, że w ogóle cokolwiek mówi. Nie wiedziała czemu, miała ochotę potrzymać jego dłoń jeszcze przez jakiś czas w swojej, jednak uznała, że pewnie uznałby to za stosowne. Nim jednak ją wypuściła, opuszkami palców przejechała delikatnie po jej wnętrzu i na końcu lekko ją uścisnęła. Przez chwilę nie podnosiła wzroku, jakby próbując zebrać się w sobie, a gdy to zrobiła musiał zauważyć to, jak błyszczały.
- W takim razie, będę czekać. - Dodała cały czas ze śmiechem. Nie wiedziała, która była godzina. Ba, nawet jej przez myśl nie przeszło, że przecież upłynęło już trochę czasu. Zimno zdawało się nie docierać do jej umysłu, jak i to, że będzie miała kłopoty. Ona, spokojna Krukonka, mogła wpakować się w niezły bajzel tylko przez to, że zapomniała o ciszy nocnej i godzinie powrotu do dormitorium. Nie miało to jednak teraz żadnego znaczenia, bo wpatrując się w bursztynowe oczy Remusa myślała tylko o tym, jak miło jej się z nim rozmawia.
- Spore kolejki, mówisz? Hmmm, to chyba oznacza, że jednak jesteś całkiem popularny. Czyżby kobiety biły się o twoje wiersze? A może sam rozdajesz je tak wielu? - Zapytała z nutką zazdrości w głosie, którą zaraz zagłuszyła śmiechem. Potem jednak zeszli na poważniejszy temat i rumieniec na jego twarzy sprawił, że miała ochotę dotknąć jego policzka. W ostatniej chwili się przed tym powstrzymała.
- Coś nie tak? - Zapytała, gdy zauważyła zmianę w jego zachowaniu. Czyżby znowu to zrobiła? Uraziła go czymś? Kaylin lekko spanikowała, starając się przeanalizować swoją wypowiedź i próbując jak najszybciej się wytłumaczyć.
- Ministerstwo może i nie byłoby takie złe, ale musiałabym w nim pracować z ludźmi. A jak już mówiłam, nie idzie mi to dobrze. Od zawsze lepiej szło mi w kontaktach z magicznymi stworzeniami. Praktycznie, jesteś jedynym wyjątkiem, pierwszym człowiekiem, z jakim rozmawia mi się tak swobodnie. - Dodała nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielką szpilkę musiała w tej chwili wbić w jego serce.
- Poza tym, uważam, że każde stworzenie zasługuje na ciepło i miłość. - Dodała uśmiechając się niepewnie. Dotknęła dłonią kosmyka włosów, który wleciał jej na twarz i spuściła wzrok, jakby wstydząc się tego, co powiedziała.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach