- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 10:34 pm
– Pomogę ci – powiedział niemal natychmiast nawet nie przejmując się, tym czy rzeczywiście tego chciała. Po prostu wydawało mu się, że nie powinien zostawiać jej samej, nawet na minutę. Dlatego też pójście z nią było naturalne, załatwienie wszystkich spraw, które dla niej musiały być przykre i bolesne – dla niego były naturalne i zdecydowanie nie wprowadzały go w żaden melancholijny stan. Widok cierpiącej Alyssy był przykry – ale zdecydowanie nie zmniejszyło to jego odczucia ulgi. Nie spodziewał się, ze Thomas mógłby kiedykolwiek przyczynić się do takich emocji, ale nie tylko spadł mu kamień z serca, ale także podskórnie był nawet zadowolony, że ten stary zgred więcej nie będzie zatruwał mu życia. Gdy żałoba Alyssy minie – Alec miał wrażene, że wszystko inne pójdzie naprawdę w dobrym kierunku.
– Albo mogę zrobić to za ciebie, jeśli wolisz – bo poważnie. Nie miałby nic przeciwko urządzenia Thomasowi pochówku, ani posprzątaniu jego rzeczy. Kto wie, być może w jego mieszkaniu było coś wartego jego uwagi? Nie, nie miał zamiaru okradać trupa, ale z drugiej strony… to wszystko teraz należało do Alyssy, nie? A tak się składało, że ich majątek był wspólny. Alec przez chwilę nawet i skarcił siebie za tego typu myśli, które stanowczo za szybko się pojawiły w jego głowie. Ale było to poniekąd spaczenie zawodowe, spowodowane zbyt długą pracą u Borgina i Burkesa.
Być może powinien się ucieszyć, że dziewczyna odwzajemniła pocałunek, jednak ku jego niezadowoleniu nie było w nim żadnych uczuć, których w tym momencie tak bardzo mu brakowało. Nie miał jednak do niej żadnych pretensji, doskonale zdając sobie sprawę z jej stanu psychicznego. Rozumiał, naprawdę doskonale rozumiał i chciał ją w tym wspierać. Jednak powoli kończyły mu się pomysły i chyba po raz pierwszy w życiu dostrzegł wady swojego charakteru. Bowiem kompletnie nie potrafił sobie radzić w tego typu sytuacjach.
– Winna? – powtórzył po niej, ściągając w konsternacji brwi, bo kompletnie nie rozumiał skąd się w ogóle wzięły tego typu słowa. – Co masz na myśli?
Prawdopodobnie gdyby wiedział – nie zadałby tego pytanie. Ale nie wiedział. I bynajmniej nie sądził, by zawał serca był jakkolwiek powiązany z jej osobą. Nie sądził jednak, że aż tak bardzo się mylił... I nawet jeśli nie zauważyła jego gestu – to ktoś inny, zdecydowanie mniejszy – to zauważył. Alec automatycznie się uśmiechnął, jeszcze czulej gładząc jej brzuszek.
– Ktoś chyba próbuje poprawić ci humor – zauważył, spoglądając Alyssie w oczy, dokładnie w tym samym momencie dostrzegając pojawiający się na jej twarzy – praktycznie niewidoczny uśmiech. Choć już powinien się przyzwyczaić do ruchów dziecka, wciąż było to dla niego czymś dużo potężniejszym niż to, co zdołał robić za pomocą różdżki, czy kociołka. Nie spodziewał się, że czucie własnego dziecka będzie aż tak wspaniałym doświadczeniem. A jednak życie ponownie go zaskakiwało. Alec niechętnie wyswobodził rękę spod kołdry, by przyłożyć ją do kubka i jednocześnie sprawdzić, czy temperatura herbaty spadła do tego stopnia, by nie oparzyć blondynki.
– Chcesz się napić? – spytał z nadzieją w głosie, gdy już dokładnie się upewnił, że ani kubek, ani trunek nie zagrażają językowi Alyssy.
– Albo mogę zrobić to za ciebie, jeśli wolisz – bo poważnie. Nie miałby nic przeciwko urządzenia Thomasowi pochówku, ani posprzątaniu jego rzeczy. Kto wie, być może w jego mieszkaniu było coś wartego jego uwagi? Nie, nie miał zamiaru okradać trupa, ale z drugiej strony… to wszystko teraz należało do Alyssy, nie? A tak się składało, że ich majątek był wspólny. Alec przez chwilę nawet i skarcił siebie za tego typu myśli, które stanowczo za szybko się pojawiły w jego głowie. Ale było to poniekąd spaczenie zawodowe, spowodowane zbyt długą pracą u Borgina i Burkesa.
Być może powinien się ucieszyć, że dziewczyna odwzajemniła pocałunek, jednak ku jego niezadowoleniu nie było w nim żadnych uczuć, których w tym momencie tak bardzo mu brakowało. Nie miał jednak do niej żadnych pretensji, doskonale zdając sobie sprawę z jej stanu psychicznego. Rozumiał, naprawdę doskonale rozumiał i chciał ją w tym wspierać. Jednak powoli kończyły mu się pomysły i chyba po raz pierwszy w życiu dostrzegł wady swojego charakteru. Bowiem kompletnie nie potrafił sobie radzić w tego typu sytuacjach.
– Winna? – powtórzył po niej, ściągając w konsternacji brwi, bo kompletnie nie rozumiał skąd się w ogóle wzięły tego typu słowa. – Co masz na myśli?
Prawdopodobnie gdyby wiedział – nie zadałby tego pytanie. Ale nie wiedział. I bynajmniej nie sądził, by zawał serca był jakkolwiek powiązany z jej osobą. Nie sądził jednak, że aż tak bardzo się mylił... I nawet jeśli nie zauważyła jego gestu – to ktoś inny, zdecydowanie mniejszy – to zauważył. Alec automatycznie się uśmiechnął, jeszcze czulej gładząc jej brzuszek.
– Ktoś chyba próbuje poprawić ci humor – zauważył, spoglądając Alyssie w oczy, dokładnie w tym samym momencie dostrzegając pojawiający się na jej twarzy – praktycznie niewidoczny uśmiech. Choć już powinien się przyzwyczaić do ruchów dziecka, wciąż było to dla niego czymś dużo potężniejszym niż to, co zdołał robić za pomocą różdżki, czy kociołka. Nie spodziewał się, że czucie własnego dziecka będzie aż tak wspaniałym doświadczeniem. A jednak życie ponownie go zaskakiwało. Alec niechętnie wyswobodził rękę spod kołdry, by przyłożyć ją do kubka i jednocześnie sprawdzić, czy temperatura herbaty spadła do tego stopnia, by nie oparzyć blondynki.
– Chcesz się napić? – spytał z nadzieją w głosie, gdy już dokładnie się upewnił, że ani kubek, ani trunek nie zagrażają językowi Alyssy.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Sob Gru 09, 2017 10:59 pm
Nie sądziła, że te dwa słowa sprawią, że poczuje się o niebo lepiej, dopiero po ich usłyszeniu zaczynając tak naprawdę myśleć o tym, jak to by było iść tam tak całkowicie samotnie. Musiała to zrobić, wiedziała, iż - o ile na przykład typowo papierkowe sprawy związane z nieruchomościami czy inną własnością jej ojca mogła pozałatwiać praktycznie w każdej chwili, będąc w stanie dać sobie na to pewien czas - o tyle sam pochówek musiał odbyć się jak najszybciej. Nawet jeśli nie chciała wierzyć w to, iż on tak po prostu odszedł... Musiała pozbierać się na tyle, aby zapewnić mu godny spoczynek. Przynajmniej tyle była Thomasowi winna za to, jak bardzo skopała sprawę, jak zniszczyła ich relacje i ostatnie chwile jego życia.
Czując przejmujący ból w piersi i niemożliwy ścisk w gardle już na samo wspomnienie tego, o czym praktycznie nie miała okazji zapomnieć, a co nie przestawało potwornie jej doskwierać. Los chciał, że nie była z tym całkowicie sama, a przecież... Mogła być. Tylko zbieg okoliczności sprawił, iż była tu, gdzie się znajdowała i że miała własną rodzinę - niewielką, ale wciąż - tuż przy sobie. Co prawda, nadal nie poinformowała Pandory czy Dorcas, jednakże nie pomyślała o tym. Gdyby nie to, że miała męża i przybranego syna... Byłaby w tej chwili całkowicie sama. I nie wiedziała, czy w takim wypadku w ogóle poradziłaby sobie z tym koszmarem. Nie była przecież w stanie nawet zrobić tych kilku kroków więcej. Ledwo cokolwiek mówiła.
- Powinnam to zrobić własnoręcznie... - Odezwała się, choć jakaś jej niewielka cząstka wprost krzyczała nie chcę, nie chcę, nie chcę. Aly usiłowała ignorować ten głosik, zanosząc się przez chwilę suchym kaszlem, gdy jakiś paproszek wpadł jej do gardła, a potem machinalnie ocierając nieustannie załzawione oczy. - Ale chcę, żebyś ze mną był.
Nie chodziło tylko o to, ile problemów tkwiło w pochówku czy przeglądaniu rzeczy Thomasa, chociaż to też miało olbrzymie znaczenie. Spoglądając prawdzie w oczy, miała przecież bardzo nikłe doświadczenie w identyfikacji pewnych przedmiotów lub też wycenie i sprzedaży rzeczy, których jej ojciec miał na pęczki. Niektóre zapewne należało oddać Ministerstwu, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, iż mężczyzna miał w domu także niewpisane w rejestry zarekwirowane drobnostki, jakich nie zdążył oddać we właściwe ręce - jeszcze w jej dzieciństwie tak było - a które powinny trafić do odpowiedniego archiwum. Chodziło jednak głównie o to, że nie chciała przebywać tam sama. Ani w kamienicy, ani w posiadłości, ani w żadnej z innych nieruchomości Thomasa.
- Tak... - Tak, była winna jego śmierci i tak, przebywanie tam samotnie byłoby dla niej prawdziwym koszmarem. I chociaż wyraźnie wyczuła pytającą nutę w głosie Aleca, nie dopowiedziała nic więcej. Mogła domyślać się, że chciał znać przyczynę takiego a nie innego stwierdzenia, zwłaszcza że chwilę później potwierdził to kolejnym pytaniem, jednakże... Nie była w stanie mu tego wyznać. Po prostu nie umiała tego teraz zrobić, nie dbając o to, że jej oczy znowu napełniły się łzami, które zaczęły ściekać w materiał ubrania jej męża, do którego mocniej się przytuliła. Przynajmniej na moment, ponieważ żeby mówić... Cóż, musiała nieco odsunąć twarz, pociągając nosem.
Jakby tego było mało, dziecko także zmusiło ją do tego, by ponownie chociaż trochę się ogarnęła... Kopiąc ją wpierw jeden, następnie zaś kolejny i jeszcze kolejny raz, wyraźnie zwracając na siebie uwagę. Czy z zamiarem poprawienia jej humoru, jak to stwierdził Alec? Nie wiedziała, czy takie dokładnie były zamiary malucha, ale to... Podziałało. Odrobinę, ale z pewnością. Przyłożyła rękę do własnego brzucha, gładząc miejsce, w którym czuła coś, co zapewne było narglową stopą, nadal nie przestając blado się uśmiechać.
- Może faktycznie bym się napiła... - Odpowiedziała cicho, znowu wzdychając ciężko. Nie wiedziała, czy dane jej było usnąć po ciepłej herbacie, jaką zazwyczaj robiła sobie wieczorem właśnie na dobry sen, ale chyba nawet nie chciała jeszcze zasypiać. Wolała dalej leżeć.
Czując przejmujący ból w piersi i niemożliwy ścisk w gardle już na samo wspomnienie tego, o czym praktycznie nie miała okazji zapomnieć, a co nie przestawało potwornie jej doskwierać. Los chciał, że nie była z tym całkowicie sama, a przecież... Mogła być. Tylko zbieg okoliczności sprawił, iż była tu, gdzie się znajdowała i że miała własną rodzinę - niewielką, ale wciąż - tuż przy sobie. Co prawda, nadal nie poinformowała Pandory czy Dorcas, jednakże nie pomyślała o tym. Gdyby nie to, że miała męża i przybranego syna... Byłaby w tej chwili całkowicie sama. I nie wiedziała, czy w takim wypadku w ogóle poradziłaby sobie z tym koszmarem. Nie była przecież w stanie nawet zrobić tych kilku kroków więcej. Ledwo cokolwiek mówiła.
- Powinnam to zrobić własnoręcznie... - Odezwała się, choć jakaś jej niewielka cząstka wprost krzyczała nie chcę, nie chcę, nie chcę. Aly usiłowała ignorować ten głosik, zanosząc się przez chwilę suchym kaszlem, gdy jakiś paproszek wpadł jej do gardła, a potem machinalnie ocierając nieustannie załzawione oczy. - Ale chcę, żebyś ze mną był.
Nie chodziło tylko o to, ile problemów tkwiło w pochówku czy przeglądaniu rzeczy Thomasa, chociaż to też miało olbrzymie znaczenie. Spoglądając prawdzie w oczy, miała przecież bardzo nikłe doświadczenie w identyfikacji pewnych przedmiotów lub też wycenie i sprzedaży rzeczy, których jej ojciec miał na pęczki. Niektóre zapewne należało oddać Ministerstwu, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, iż mężczyzna miał w domu także niewpisane w rejestry zarekwirowane drobnostki, jakich nie zdążył oddać we właściwe ręce - jeszcze w jej dzieciństwie tak było - a które powinny trafić do odpowiedniego archiwum. Chodziło jednak głównie o to, że nie chciała przebywać tam sama. Ani w kamienicy, ani w posiadłości, ani w żadnej z innych nieruchomości Thomasa.
- Tak... - Tak, była winna jego śmierci i tak, przebywanie tam samotnie byłoby dla niej prawdziwym koszmarem. I chociaż wyraźnie wyczuła pytającą nutę w głosie Aleca, nie dopowiedziała nic więcej. Mogła domyślać się, że chciał znać przyczynę takiego a nie innego stwierdzenia, zwłaszcza że chwilę później potwierdził to kolejnym pytaniem, jednakże... Nie była w stanie mu tego wyznać. Po prostu nie umiała tego teraz zrobić, nie dbając o to, że jej oczy znowu napełniły się łzami, które zaczęły ściekać w materiał ubrania jej męża, do którego mocniej się przytuliła. Przynajmniej na moment, ponieważ żeby mówić... Cóż, musiała nieco odsunąć twarz, pociągając nosem.
Jakby tego było mało, dziecko także zmusiło ją do tego, by ponownie chociaż trochę się ogarnęła... Kopiąc ją wpierw jeden, następnie zaś kolejny i jeszcze kolejny raz, wyraźnie zwracając na siebie uwagę. Czy z zamiarem poprawienia jej humoru, jak to stwierdził Alec? Nie wiedziała, czy takie dokładnie były zamiary malucha, ale to... Podziałało. Odrobinę, ale z pewnością. Przyłożyła rękę do własnego brzucha, gładząc miejsce, w którym czuła coś, co zapewne było narglową stopą, nadal nie przestając blado się uśmiechać.
- Może faktycznie bym się napiła... - Odpowiedziała cicho, znowu wzdychając ciężko. Nie wiedziała, czy dane jej było usnąć po ciepłej herbacie, jaką zazwyczaj robiła sobie wieczorem właśnie na dobry sen, ale chyba nawet nie chciała jeszcze zasypiać. Wolała dalej leżeć.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 10, 2017 6:47 pm
– Nonsens – zaprotestował, bo według niego nie powinna nawet zaglądać to tych brudnych dokumentów. Na co dzień zajmował się sprawami papierkowymi i nie sądził, by to było zajęcie dla niej. A zwłaszcza, że te rzeczy należały do jej zmarłego ojca. On – na to wszystko miał patrzeć bez sentymentu, bez żadnych ciepłych uczuć. I to właśnie z tego względu miała zamiar się tym zająć, pozostawiając jej tylko jakąś małą cząstkę tych spraw, które musiała załatwić własnoręcznie.
– Zobaczymy czy będziesz na siłach – dodał w końcu, nie chcąc tak do końca rządzić się sprawami, które nie powinny go dotyczyć. Sprawami, w które na dobrą sprawę nie chciał się mieszać. Mówiono, że o zmarłych nie można było mówić źle, ale tak się składało, że nie miał ani jednej dobrej rzeczy, którą mógłby powiedzieć o ojcu Alyssy. Ojcu, którego nawet nie powinna nazywać swoim ojcem. O ojcu, który nie był przy niej przez prawie całe życie i zniszczył ich związek, o ojcu, który nie potrafił zaakceptować jej wyborów i który na nią nie zasługiwał. Być może to była przykra prawda, ale Thomas Meadowes nie zasługiwał na to, by ktokolwiek go opłakiwał. A już tym bardziej, by robiła to Alyssa, która najbardziej przez niego wycierpiała. To wszystko było po prostu chore, a jednak nie mógł jej tego powiedzieć w twarz, wiedząc, że by ją to zabolało.
I jakiekolwiek obwinianie się o jego śmierć, było dla Greybacka niedorzeczne. Nie była nic winna Meadowesowi, nie powinna być nic winna. Przez całe życie chodziła z myślą o tym, jak to ojciec jej nienawidzi i ma ją w dupie, dosłownie mając przez niego zniszczone poczucie własnej wartości i psychikę. Wpływ, jaki miał nad nią Thomas był dla Aleca po prostu chory. Nie otrzymała przecież od niego nic, a mimo to – sama oddała mu tak wiele. Alec przełknął ślinę, kręcąc przy tym głową.
– Mylisz się, nie powinnaś nawet go opłakiwać – zaryzykował, wreszcie mówiąc to co tak naprawdę myślał. Być może miała być na niego zła, ale była zbyt krucha by zrobić jakąkolwiek awanturę. Poza tym wszystko to co myślał – i tak postanowił ująć w jak najdelikatniejszym stwierdzeniu, bo słowo daję – że dużo cięższe i okrutniejsze słowa cisnęły mu się na język. Ale mimo to – się w niego ugryzł. I tak. Zrobił to dla niej. W całym swoim życiu zrobił dużo więcej rzeczy, poświęcając się dla Alyssy, a jednak o żadnej z tych nie miał zamiaru jej wspominać. Prawdopodobnie naprawdę wydoroślał, kierując się głównie tylko jej dobrem i przestając być aż tak samolubny, jak był te ponad pięć lat temu. Słysząc słowa dziewczyny, Greyback sięgnął po kubek, który jej ostrożnie podał, jednocześnie nie cofając ręki w obawie, że naczynie wyleci dziewczynie z rąk.
– Powoli – polecił, jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku nawet na moment i pozostając w gotowości, by pomóc jej w razie problemu. Ale również – pilnował jej, badawczo obserwując każdą zmianę na jej twarzy. Wręcz nie mógł się doczekać aż eliksir zacznie działać, a dziewczyna odpłynie, zasypiając twardym snem.
– Zobaczymy czy będziesz na siłach – dodał w końcu, nie chcąc tak do końca rządzić się sprawami, które nie powinny go dotyczyć. Sprawami, w które na dobrą sprawę nie chciał się mieszać. Mówiono, że o zmarłych nie można było mówić źle, ale tak się składało, że nie miał ani jednej dobrej rzeczy, którą mógłby powiedzieć o ojcu Alyssy. Ojcu, którego nawet nie powinna nazywać swoim ojcem. O ojcu, który nie był przy niej przez prawie całe życie i zniszczył ich związek, o ojcu, który nie potrafił zaakceptować jej wyborów i który na nią nie zasługiwał. Być może to była przykra prawda, ale Thomas Meadowes nie zasługiwał na to, by ktokolwiek go opłakiwał. A już tym bardziej, by robiła to Alyssa, która najbardziej przez niego wycierpiała. To wszystko było po prostu chore, a jednak nie mógł jej tego powiedzieć w twarz, wiedząc, że by ją to zabolało.
I jakiekolwiek obwinianie się o jego śmierć, było dla Greybacka niedorzeczne. Nie była nic winna Meadowesowi, nie powinna być nic winna. Przez całe życie chodziła z myślą o tym, jak to ojciec jej nienawidzi i ma ją w dupie, dosłownie mając przez niego zniszczone poczucie własnej wartości i psychikę. Wpływ, jaki miał nad nią Thomas był dla Aleca po prostu chory. Nie otrzymała przecież od niego nic, a mimo to – sama oddała mu tak wiele. Alec przełknął ślinę, kręcąc przy tym głową.
– Mylisz się, nie powinnaś nawet go opłakiwać – zaryzykował, wreszcie mówiąc to co tak naprawdę myślał. Być może miała być na niego zła, ale była zbyt krucha by zrobić jakąkolwiek awanturę. Poza tym wszystko to co myślał – i tak postanowił ująć w jak najdelikatniejszym stwierdzeniu, bo słowo daję – że dużo cięższe i okrutniejsze słowa cisnęły mu się na język. Ale mimo to – się w niego ugryzł. I tak. Zrobił to dla niej. W całym swoim życiu zrobił dużo więcej rzeczy, poświęcając się dla Alyssy, a jednak o żadnej z tych nie miał zamiaru jej wspominać. Prawdopodobnie naprawdę wydoroślał, kierując się głównie tylko jej dobrem i przestając być aż tak samolubny, jak był te ponad pięć lat temu. Słysząc słowa dziewczyny, Greyback sięgnął po kubek, który jej ostrożnie podał, jednocześnie nie cofając ręki w obawie, że naczynie wyleci dziewczynie z rąk.
– Powoli – polecił, jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku nawet na moment i pozostając w gotowości, by pomóc jej w razie problemu. Ale również – pilnował jej, badawczo obserwując każdą zmianę na jej twarzy. Wręcz nie mógł się doczekać aż eliksir zacznie działać, a dziewczyna odpłynie, zasypiając twardym snem.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 10, 2017 7:52 pm
Jeśli normalnie pewnie dyskutowałaby z mężczyzną o jego zdaniu w tej sprawie, obecnie wyłącznie westchnęła z ciężkością, nawet nie mając siły, aby cokolwiek o tym powiedzieć. Sama widziała nadzwyczaj wiele sensu w swoich odpowiedziach - przynajmniej tych teraz - czy planach, mimo że tak naprawdę wcale nie chciała wprowadzać tych ostatnich w życie.
Gdyby mogła to zrobić bez wyrzutów sumienia, zapewne momentalnie oddałaby to wszystko Alecowi, jednakże nie miało być aż tak łatwo. Wewnątrz czuła się bowiem winna, chcąc zrobić coś, aby zmazać chociaż część tej winy. Na przykład poprzez zajmowanie się niezałatwionymi sprawami ojca. Nie mówiąc nic o pogrzebie, o którym myśl doprowadzała ją do czegoś na kształt zalążków paniki. Tak znaczących, że kolejne słowa Aleca - niezależnie od tego, jak skłaniające ją do rozmowy - ponownie spotkały się z kompletnym milczeniem ze strony Aly, która podjęła dopiero prawdopodobnie najbardziej bolesny temat... Ledwo, lecz jakimś cudem.
- Miał... To przeze mnie, Alec. - Nie powiedziała przez nas, choć przecież chodziło o ich związek, wyrzucając to wszystko przecież samej sobie, a nie jemu. Do niego nie miała ani grama pretensji, jakichkolwiek wyrzutów, złości czy czegokolwiek w tym rodzaju.
To jej uczynki doprowadziły do tej sytuacji i nie miała przy tym na myśli tego, o czym można byłoby pomyśleć na pierwszy rzut oka. Niewłaściwymi czynami Alyssy nie było ani wyjście za mąż, ani spodziewanie się dziecka czy inne sprawy związane z zakładaniem rodziny. Było nimi to, iż mogła powiedzieć o tym ojcu w inny sposób, bardziej uważać, być czujniejszą na sygnały świadczące o tym, że miał tego nie przetrzymać. Była okropną córką, wręcz ojcobójczynią. I nic, co ktokolwiek by jej powiedział, nie miało tego zmienić.
Przynajmniej nie obecnie, gdy naprawdę myślała o tym w ten jeden sposób, wzdrygając się i pociągając nosem, kiedy przyznawała, że poniekąd zabiła Thomasa. Tego, któremu już za życia była winna szacunek, a po jego śmierci także odpowiedzialność za zajęcie się wszelkimi sprawami związanymi z pochówkiem oraz załatwieniem reszty spraw. Na ten moment wiedziała, iż nie chciała zachować praktycznie żadnych jego rzeczy, o których myśl powodowała u niej mdłości. Nie chciała też kamienicy na Pokątnej, ponieważ praktycznie od zawsze czuła się tam źle. Nie rozmyślała za to o rodzinnej posiadłości ani o innych rzeczach, nie poświęcając im teraz uwagi.
Musiała sobie dać czas, bo teraz dosłownie brakowało jej tchu, zaś głowa zaczynała ją coraz bardziej pobolewać. Od płaczu, rozemocjonowania, zmęczenia i dotychczasowej pracy organizmu na najwyższych obrotach, jakie sprawiały, że jeszcze się nie posypała. Dlatego wizja napicia się herbaty coraz bardziej przypadała Alyssie do gustu, zwłaszcza że napój przestygł już na tyle, aby mogła swobodnie go połykać. Odbierając szklankę trzęsącymi dłońmi i wylewając nieco zawartości na przykrycie, ale ostatecznie - ze sporą pomocą - powoli sącząc herbatę praktycznie do dna, choć z każdym kolejnym łykiem coraz ciężej było jej utrzymać uniesione powieki.
Sama nie wiedziała, kiedy tak właściwie osunęła się na poduszkę, usypiając niczym dziecko.
Gdyby mogła to zrobić bez wyrzutów sumienia, zapewne momentalnie oddałaby to wszystko Alecowi, jednakże nie miało być aż tak łatwo. Wewnątrz czuła się bowiem winna, chcąc zrobić coś, aby zmazać chociaż część tej winy. Na przykład poprzez zajmowanie się niezałatwionymi sprawami ojca. Nie mówiąc nic o pogrzebie, o którym myśl doprowadzała ją do czegoś na kształt zalążków paniki. Tak znaczących, że kolejne słowa Aleca - niezależnie od tego, jak skłaniające ją do rozmowy - ponownie spotkały się z kompletnym milczeniem ze strony Aly, która podjęła dopiero prawdopodobnie najbardziej bolesny temat... Ledwo, lecz jakimś cudem.
- Miał... To przeze mnie, Alec. - Nie powiedziała przez nas, choć przecież chodziło o ich związek, wyrzucając to wszystko przecież samej sobie, a nie jemu. Do niego nie miała ani grama pretensji, jakichkolwiek wyrzutów, złości czy czegokolwiek w tym rodzaju.
To jej uczynki doprowadziły do tej sytuacji i nie miała przy tym na myśli tego, o czym można byłoby pomyśleć na pierwszy rzut oka. Niewłaściwymi czynami Alyssy nie było ani wyjście za mąż, ani spodziewanie się dziecka czy inne sprawy związane z zakładaniem rodziny. Było nimi to, iż mogła powiedzieć o tym ojcu w inny sposób, bardziej uważać, być czujniejszą na sygnały świadczące o tym, że miał tego nie przetrzymać. Była okropną córką, wręcz ojcobójczynią. I nic, co ktokolwiek by jej powiedział, nie miało tego zmienić.
Przynajmniej nie obecnie, gdy naprawdę myślała o tym w ten jeden sposób, wzdrygając się i pociągając nosem, kiedy przyznawała, że poniekąd zabiła Thomasa. Tego, któremu już za życia była winna szacunek, a po jego śmierci także odpowiedzialność za zajęcie się wszelkimi sprawami związanymi z pochówkiem oraz załatwieniem reszty spraw. Na ten moment wiedziała, iż nie chciała zachować praktycznie żadnych jego rzeczy, o których myśl powodowała u niej mdłości. Nie chciała też kamienicy na Pokątnej, ponieważ praktycznie od zawsze czuła się tam źle. Nie rozmyślała za to o rodzinnej posiadłości ani o innych rzeczach, nie poświęcając im teraz uwagi.
Musiała sobie dać czas, bo teraz dosłownie brakowało jej tchu, zaś głowa zaczynała ją coraz bardziej pobolewać. Od płaczu, rozemocjonowania, zmęczenia i dotychczasowej pracy organizmu na najwyższych obrotach, jakie sprawiały, że jeszcze się nie posypała. Dlatego wizja napicia się herbaty coraz bardziej przypadała Alyssie do gustu, zwłaszcza że napój przestygł już na tyle, aby mogła swobodnie go połykać. Odbierając szklankę trzęsącymi dłońmi i wylewając nieco zawartości na przykrycie, ale ostatecznie - ze sporą pomocą - powoli sącząc herbatę praktycznie do dna, choć z każdym kolejnym łykiem coraz ciężej było jej utrzymać uniesione powieki.
Sama nie wiedziała, kiedy tak właściwie osunęła się na poduszkę, usypiając niczym dziecko.
[z/t] dla obojga
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 15, 2017 12:40 am
|kilka godzin po wydarzeniach z salonu
Pomimo wypicia dosyć dobrze działającej ziołowej mieszanki, która sprawiła, iż Alyssa była w stanie chociaż trochę się uspokoić, nie było praktycznie mowy o żadnym dłuższym bądź też tym bardziej głębszym śnie. Raz po raz przebudzając się na krótkie chwilę, by rozejrzeć się dookoła z bliżej nieokreślonym - przynajmniej dla jej wymęczonego umysłu - wrażeniem paniki, a następnie znowu odpłynąć, nadal dosyć mocno przeżywała ostatnie godziny. Nie chodziło już jednak o dosyć nieprzyjemną kłótnię, która stosunkowo szybko odeszła w niepamięć, lecz o następujące po niej zdarzenia.
Nawet jeśli wezwany przez Aleca uzdrowiciel pojawił się wyjątkowo szybko, praktycznie od razu przystępując do rozeznania w sytuacji i starając się wprowadzić nieco mniej napiętą atmosferę... Niewiele dało się zrobić. Prócz napojenia jej wspomnianą herbatką, możliwie jak najdokładniejszego zbadania funkcji życiowych Nargla, a następnie ponownego napojenia Aly jeszcze innym eliksirem wzmacniającym... To było wszystko, na co był w stanie pozwolić sobie starszawy mężczyzna o wyglądzie znacznie bardziej kojarzącym się z urzędnikiem, niżeli z medykiem.
I choć silny zapach medykamentów - jaki unosił się od starca, przenosząc także częściowo na Alyssę, kiedy ta została dosłownie przelewitowana do sypialni - zdążył już wywietrzeć, siwowłosy jegomość pozostawił po sobie dosyć wyraźne ślady obecności. Począwszy od przestawionego stolika w salonie, mokrego ręcznika w misce ustawionej przy łóżku, poprzez kilka buteleczek z zapisanym na nich dawkowaniem i pęczka ziół do parzenia, aż po naprawdę długą i szczegółową listę zaleceń sporządzoną przy pomocy samopiszącego pióra w momencie, kiedy mężczyzna wciąż jeszcze mierzył ciśnienie blondynki, od czasu do czasu pomrukując coś pod nosem.
Miała nakazy i zakazy, zezwolenia i wykluczenia, zalecenia porcjowania medykamentów, nazwy suplementów do dokupienia, a także dosyć poważnie wyglądającą dietę, wedle której... Cóż, przynajmniej miała jeść coś więcej, niżeli tylko jajka. I chociaż w innych okolicznościach jęknęłaby przy tym ze smutkiem, o ile sama jajecznica nie została całkowicie wykreślona z listy produktów, o tyle naleśniki w uwielbianym przez nią wydaniu już tak. Zubożałe albo z zastąpieniem niektórych elementów, owszem, wchodziło w grę, ale nie było tym samym.
Nie narzekała jednak. Za bardzo bała się tego, co mogła przynieść przyszłość. Nikt nie musiał jej nawet wprost wspominać - choć uzdrowiciel ostatecznie próbował dosyć łagodnie to zrobić - by wiedziała, że sytuacja nie była dobra. O ile wcześniej balansowała bowiem na granicy, teraz należało spojrzeć prawdzie w oczy. Jej dziecko było zagrożone. Ona poniekąd także, mogąc nie tylko pogłębić anemię, lecz nawet całkowicie opaść z sił, wykrwawiając się wraz z utratą malucha, którego już zdążyła tak bardzo pokochać.
Nie wytrzymałaby tego. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie nie tylko z kolejną, lecz z bardzo określoną stratą, której widmo nagle nad nimi zawisło. Obawiała się tego tak mocno, że stało się to głównym tematem jej koszmarów, które nie chciały odpuścić praktycznie od pierwszego razu, gdy usnęła po wyjściu magomedyka. Nie pozwoliła jednak podać sobie eliksiru nasennego, który zaproponował uzdrowiciel, zwłaszcza że chwilę przed spytaniem jej o taką potrzebę, sam wyraził wątpliwości, czy nie podziałałoby to źle na dziecko, które wciąż było nie tyle wyciszone, co niepokojąco spokojne.
...
...
...
Sama nie wiedziała, który to już raz przebudziła się tej nocy, spoglądając jednak na przyniesiony do sypialni stojący zegarek z magicznie świecącą tarczą i błyszczącymi wskazówkami, który - prawidłowo czy też nie; nie wiedziała, ponieważ jakimś cudem praktycznie wszystkie zegary w tym mieszkaniu wskazywały inne godziny - pokazywał prawie trzecią w nocy. Aly czuła się jednak zupełnie tak, jakby była co najmniej ósma czy dziewiąta rano, choć mrok za oknem zdecydowanie na to nie wskazywał.
Bardzo delikatnie opierając się plecami o dolną krawędź puchowej poduchy, blondynka zamrugała kilka razy, starając się przyzwyczaić swój wzrok do ciemności panującej w pomieszczeniu i odruchowo spoglądając w kierunku drugiej połówki łóżka. Pustej połówki łóżka. Nieświadomie wstrzymując oddech, dotknęła - jeszcze ciepłego - materaca, mając przy tym wrażenie, że dosyć znajomy zapach także wciąż unosił się w powietrzu.
Jej męża jednak zdecydowanie nie było, co wprawiło ją nie tylko w chwilową dezorientację, lecz także doprowadziło do myśli, iż znowu zostawił ją w samym środku nocy. I chociaż z początku przyzwyczajenie sprawiło, iż miała ochotę podnieść się i ruszyć wpierw w kierunku okna, wyglądając przez nie, a potem do salonu... Nie zrobiła tego. Choć szczerze wątpiła w to, by ciche i niepewne:
- Kochanie? Alec? - Rzucone w kierunku uchylonych drzwi na korytarz cokolwiek dało, jednak z nadzieją spojrzała w tamtą stronę, poprawiając ułożenie poduszki. Naprawdę wierzyła w to, że tym razem nie zostawił jej dla pracy. Przecież obiecał.
Pomimo wypicia dosyć dobrze działającej ziołowej mieszanki, która sprawiła, iż Alyssa była w stanie chociaż trochę się uspokoić, nie było praktycznie mowy o żadnym dłuższym bądź też tym bardziej głębszym śnie. Raz po raz przebudzając się na krótkie chwilę, by rozejrzeć się dookoła z bliżej nieokreślonym - przynajmniej dla jej wymęczonego umysłu - wrażeniem paniki, a następnie znowu odpłynąć, nadal dosyć mocno przeżywała ostatnie godziny. Nie chodziło już jednak o dosyć nieprzyjemną kłótnię, która stosunkowo szybko odeszła w niepamięć, lecz o następujące po niej zdarzenia.
Nawet jeśli wezwany przez Aleca uzdrowiciel pojawił się wyjątkowo szybko, praktycznie od razu przystępując do rozeznania w sytuacji i starając się wprowadzić nieco mniej napiętą atmosferę... Niewiele dało się zrobić. Prócz napojenia jej wspomnianą herbatką, możliwie jak najdokładniejszego zbadania funkcji życiowych Nargla, a następnie ponownego napojenia Aly jeszcze innym eliksirem wzmacniającym... To było wszystko, na co był w stanie pozwolić sobie starszawy mężczyzna o wyglądzie znacznie bardziej kojarzącym się z urzędnikiem, niżeli z medykiem.
I choć silny zapach medykamentów - jaki unosił się od starca, przenosząc także częściowo na Alyssę, kiedy ta została dosłownie przelewitowana do sypialni - zdążył już wywietrzeć, siwowłosy jegomość pozostawił po sobie dosyć wyraźne ślady obecności. Począwszy od przestawionego stolika w salonie, mokrego ręcznika w misce ustawionej przy łóżku, poprzez kilka buteleczek z zapisanym na nich dawkowaniem i pęczka ziół do parzenia, aż po naprawdę długą i szczegółową listę zaleceń sporządzoną przy pomocy samopiszącego pióra w momencie, kiedy mężczyzna wciąż jeszcze mierzył ciśnienie blondynki, od czasu do czasu pomrukując coś pod nosem.
Miała nakazy i zakazy, zezwolenia i wykluczenia, zalecenia porcjowania medykamentów, nazwy suplementów do dokupienia, a także dosyć poważnie wyglądającą dietę, wedle której... Cóż, przynajmniej miała jeść coś więcej, niżeli tylko jajka. I chociaż w innych okolicznościach jęknęłaby przy tym ze smutkiem, o ile sama jajecznica nie została całkowicie wykreślona z listy produktów, o tyle naleśniki w uwielbianym przez nią wydaniu już tak. Zubożałe albo z zastąpieniem niektórych elementów, owszem, wchodziło w grę, ale nie było tym samym.
Nie narzekała jednak. Za bardzo bała się tego, co mogła przynieść przyszłość. Nikt nie musiał jej nawet wprost wspominać - choć uzdrowiciel ostatecznie próbował dosyć łagodnie to zrobić - by wiedziała, że sytuacja nie była dobra. O ile wcześniej balansowała bowiem na granicy, teraz należało spojrzeć prawdzie w oczy. Jej dziecko było zagrożone. Ona poniekąd także, mogąc nie tylko pogłębić anemię, lecz nawet całkowicie opaść z sił, wykrwawiając się wraz z utratą malucha, którego już zdążyła tak bardzo pokochać.
Nie wytrzymałaby tego. Wiedziała, że nie poradziłaby sobie nie tylko z kolejną, lecz z bardzo określoną stratą, której widmo nagle nad nimi zawisło. Obawiała się tego tak mocno, że stało się to głównym tematem jej koszmarów, które nie chciały odpuścić praktycznie od pierwszego razu, gdy usnęła po wyjściu magomedyka. Nie pozwoliła jednak podać sobie eliksiru nasennego, który zaproponował uzdrowiciel, zwłaszcza że chwilę przed spytaniem jej o taką potrzebę, sam wyraził wątpliwości, czy nie podziałałoby to źle na dziecko, które wciąż było nie tyle wyciszone, co niepokojąco spokojne.
...
...
...
Sama nie wiedziała, który to już raz przebudziła się tej nocy, spoglądając jednak na przyniesiony do sypialni stojący zegarek z magicznie świecącą tarczą i błyszczącymi wskazówkami, który - prawidłowo czy też nie; nie wiedziała, ponieważ jakimś cudem praktycznie wszystkie zegary w tym mieszkaniu wskazywały inne godziny - pokazywał prawie trzecią w nocy. Aly czuła się jednak zupełnie tak, jakby była co najmniej ósma czy dziewiąta rano, choć mrok za oknem zdecydowanie na to nie wskazywał.
Bardzo delikatnie opierając się plecami o dolną krawędź puchowej poduchy, blondynka zamrugała kilka razy, starając się przyzwyczaić swój wzrok do ciemności panującej w pomieszczeniu i odruchowo spoglądając w kierunku drugiej połówki łóżka. Pustej połówki łóżka. Nieświadomie wstrzymując oddech, dotknęła - jeszcze ciepłego - materaca, mając przy tym wrażenie, że dosyć znajomy zapach także wciąż unosił się w powietrzu.
Jej męża jednak zdecydowanie nie było, co wprawiło ją nie tylko w chwilową dezorientację, lecz także doprowadziło do myśli, iż znowu zostawił ją w samym środku nocy. I chociaż z początku przyzwyczajenie sprawiło, iż miała ochotę podnieść się i ruszyć wpierw w kierunku okna, wyglądając przez nie, a potem do salonu... Nie zrobiła tego. Choć szczerze wątpiła w to, by ciche i niepewne:
- Kochanie? Alec? - Rzucone w kierunku uchylonych drzwi na korytarz cokolwiek dało, jednak z nadzieją spojrzała w tamtą stronę, poprawiając ułożenie poduszki. Naprawdę wierzyła w to, że tym razem nie zostawił jej dla pracy. Przecież obiecał.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 15, 2017 9:26 pm
/kilka godzin po rozgrywce w salonie
Nigdy w najgorszych koszmarach nie spodziewał się, że jego życie potoczy się w aż tak paskudnym kierunku, a on sam znajdzie się w położeniu, z którego nie widział wyjścia. Nie potrafił nawet powiedzieć, która dokładnie część wydarzenia była dla niego najpaskudniejsza. W pierwszej chwili czuł ten cholerny strach, że ich straci. Gdy Alyssa zaczęła krwawić… szczerze mówiąc myślał, że to koniec. Pamiętał bardzo dobrze rozmowę z pielęgniarką i to, jak go przestrzegała przed faktem, że Meadowes musi o siebie wyjątkowo dbać, jeśli w ogóle miała w planach donoszenie ciąży i posiadanie dziecka. A on – mimo to nie sądził, że to w ogóle mogło się przydarzyć. Przecież dbał o nią, wciskał w nią te wszystkie posiłki, chcąc by wszystko się wyrównało. Ale wystarczyła sekunda, by ten cały spokój runął. I bynajmniej – wizyta medyka nie poprawiła mu humoru, bo najwidoczniej mężczyzna nie potrafił nawet stwierdzić, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. Merlinie, nie potrafił nawet im powiedzieć, czy ich syn w ogóle jeszcze się ruszał. Greyback miał wrażenie, jakby ktoś postanowił wylać na niego kubeł zimnej wody. Dotychczasowe kłótnie, czy sprzeczki wydawały mu się tak infantylne i zapomniał o ich istocie w ciągu jednej krótkiej minuty. Jedyne co teraz miało jakiekolwiek znaczenie to chęć zrobienia czegokolwiek, by utrzymać to dziecko – o ile w ogóle jeszcze żyło – w brzuchu Alyssy jak najdłużej się dało. Zalecenia uzdrowiciela były dość stanowcze – zero wysiłku, jedynie odpoczywanie. Nie wydawało się to być proste do wykonania, bo prawdopodobnie nikt nie lubił leżeć bezczynnie w łóżku i po prostu czekać albo na najgorsze, albo na poprawę. Cała ta sytuacja powinna, miała, Alec zrobi wszystko, by trwała całymi miesiącami. Podjęcie tej decyzji było dla niego wyjątkowo proste – koniec z pracowaniem po nocach, koniec z nadgodzinami. W tym momencie – musiał się nimi po prostu zająć.
I choć nie miał zamiaru się nigdzie ruszać, sen również nie wydawał się być łaskawy. Alec wiercił się po całym łóżku, co jakiś czas próbując kontrolować sytuację i sprawdzić, czy krwawienie u Alyssy ustało. Prawdopodobnie było i lepiej, biorąc pod uwagę, że na ręczniku pojawiały się tylko drobne krople, plamki, ale… sytuacja była niezwykle poważna i zdawał sobie z tego sprawę. Na początku, gdy za oknem nie było jeszcze tak ciemno – po prostu kręcił się po pokoju, co jakiś czas otwierając okno, by przewietrzyć pomieszczenie i zapewnić Alyssie odrobinę świeżego powietrza. Uzupełniał też kubek stojący na parapecie nową porcją przepisanych przez uzdrowiciela ziół, a także dosypywał do miseczki dietetycznych, pozbawionych słodkości, ostrości czy słoności przekąsek. Potem jednak – gdy wreszcie zauważył, że Alyssie jednak udało się odpłynąć – nie chciał jej dłużej przeszkadzać, dlatego wyszedł z pokoju i udał się do salonu.
Nie wiedząc za bardzo w co włożyć ręce – po prostu zagłębił się w papierkową robotę, co jakiś czas wypalając papierosa i właściwie… tak funkcjonując. Na akta Thomasa właściwie nie mógł już patrzeć, odsuwając je w najciemniejszy z możliwych kątów. Sama myśl o teściu wywoływała w nim atak agresji. Alec nie potrafił nic poradzić, ale za całą tą cholerną sytuację… za wyjątkowo możliwą utratę dziecka – obwiniał właśnie tego starego złamasa. Doskonale wiedział, że to właśnie ta sytuacja najbardziej rozstroiła i zestresowała Alyssę. W pewnym momencie Greyback nawet pomyślał, że Meadowes się postanowił na nim w ten sposób zemścić. Tak po prostu dostał zawału, o mały włos nie wykańczając Alyssy i nie zabierając ze sobą ich dziecka…
Nie spodziewał się nawoływania z sypialni. I o ile postanowił podchodzić do tego ze spokojem, nie panował za bardzo nad myślami, które zaczęły rodzić się w jego głowie. Czy znowu się stało? Czy stan jej się pogorszył? Czy znowu krwawiła? Greyback przełknąć głośno ślinę, jednocześnie wypalając papierosa w małej popielniczce. Nim jednak wstał i ruszył w jej kierunku – złożył jeszcze na papierze niedbały podpis, by zamknąć tą całą sprawę.
Pojawił się w progu pokoju zaledwie kilkanaście sekund po tym, jak usłyszał jej głos. I choć robił wszystko, by jego twarz jak i postawa nie zdradzała zdenerwowania, to nie był w stanie kontrolować przyspieszonego bicia serca.
– Wołałaś mnie? – spytał niby od niechcenia, przymykając drzwi wejściowe i jednocześnie od razu kierując swoje kroki do łóżka. – Potrzebujesz czegoś? – usiadł na skraju łóżka, by zaraz potem wsunąć nogi pod kołdrę i pogłaskać Alyssę po ramionach. Choć nie zdał pytania, które najbardziej go nurtowało, doskonale zdawał sobie sprawę, że Meadowes wiedziała.
Nigdy w najgorszych koszmarach nie spodziewał się, że jego życie potoczy się w aż tak paskudnym kierunku, a on sam znajdzie się w położeniu, z którego nie widział wyjścia. Nie potrafił nawet powiedzieć, która dokładnie część wydarzenia była dla niego najpaskudniejsza. W pierwszej chwili czuł ten cholerny strach, że ich straci. Gdy Alyssa zaczęła krwawić… szczerze mówiąc myślał, że to koniec. Pamiętał bardzo dobrze rozmowę z pielęgniarką i to, jak go przestrzegała przed faktem, że Meadowes musi o siebie wyjątkowo dbać, jeśli w ogóle miała w planach donoszenie ciąży i posiadanie dziecka. A on – mimo to nie sądził, że to w ogóle mogło się przydarzyć. Przecież dbał o nią, wciskał w nią te wszystkie posiłki, chcąc by wszystko się wyrównało. Ale wystarczyła sekunda, by ten cały spokój runął. I bynajmniej – wizyta medyka nie poprawiła mu humoru, bo najwidoczniej mężczyzna nie potrafił nawet stwierdzić, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. Merlinie, nie potrafił nawet im powiedzieć, czy ich syn w ogóle jeszcze się ruszał. Greyback miał wrażenie, jakby ktoś postanowił wylać na niego kubeł zimnej wody. Dotychczasowe kłótnie, czy sprzeczki wydawały mu się tak infantylne i zapomniał o ich istocie w ciągu jednej krótkiej minuty. Jedyne co teraz miało jakiekolwiek znaczenie to chęć zrobienia czegokolwiek, by utrzymać to dziecko – o ile w ogóle jeszcze żyło – w brzuchu Alyssy jak najdłużej się dało. Zalecenia uzdrowiciela były dość stanowcze – zero wysiłku, jedynie odpoczywanie. Nie wydawało się to być proste do wykonania, bo prawdopodobnie nikt nie lubił leżeć bezczynnie w łóżku i po prostu czekać albo na najgorsze, albo na poprawę. Cała ta sytuacja powinna, miała, Alec zrobi wszystko, by trwała całymi miesiącami. Podjęcie tej decyzji było dla niego wyjątkowo proste – koniec z pracowaniem po nocach, koniec z nadgodzinami. W tym momencie – musiał się nimi po prostu zająć.
I choć nie miał zamiaru się nigdzie ruszać, sen również nie wydawał się być łaskawy. Alec wiercił się po całym łóżku, co jakiś czas próbując kontrolować sytuację i sprawdzić, czy krwawienie u Alyssy ustało. Prawdopodobnie było i lepiej, biorąc pod uwagę, że na ręczniku pojawiały się tylko drobne krople, plamki, ale… sytuacja była niezwykle poważna i zdawał sobie z tego sprawę. Na początku, gdy za oknem nie było jeszcze tak ciemno – po prostu kręcił się po pokoju, co jakiś czas otwierając okno, by przewietrzyć pomieszczenie i zapewnić Alyssie odrobinę świeżego powietrza. Uzupełniał też kubek stojący na parapecie nową porcją przepisanych przez uzdrowiciela ziół, a także dosypywał do miseczki dietetycznych, pozbawionych słodkości, ostrości czy słoności przekąsek. Potem jednak – gdy wreszcie zauważył, że Alyssie jednak udało się odpłynąć – nie chciał jej dłużej przeszkadzać, dlatego wyszedł z pokoju i udał się do salonu.
Nie wiedząc za bardzo w co włożyć ręce – po prostu zagłębił się w papierkową robotę, co jakiś czas wypalając papierosa i właściwie… tak funkcjonując. Na akta Thomasa właściwie nie mógł już patrzeć, odsuwając je w najciemniejszy z możliwych kątów. Sama myśl o teściu wywoływała w nim atak agresji. Alec nie potrafił nic poradzić, ale za całą tą cholerną sytuację… za wyjątkowo możliwą utratę dziecka – obwiniał właśnie tego starego złamasa. Doskonale wiedział, że to właśnie ta sytuacja najbardziej rozstroiła i zestresowała Alyssę. W pewnym momencie Greyback nawet pomyślał, że Meadowes się postanowił na nim w ten sposób zemścić. Tak po prostu dostał zawału, o mały włos nie wykańczając Alyssy i nie zabierając ze sobą ich dziecka…
Nie spodziewał się nawoływania z sypialni. I o ile postanowił podchodzić do tego ze spokojem, nie panował za bardzo nad myślami, które zaczęły rodzić się w jego głowie. Czy znowu się stało? Czy stan jej się pogorszył? Czy znowu krwawiła? Greyback przełknąć głośno ślinę, jednocześnie wypalając papierosa w małej popielniczce. Nim jednak wstał i ruszył w jej kierunku – złożył jeszcze na papierze niedbały podpis, by zamknąć tą całą sprawę.
Pojawił się w progu pokoju zaledwie kilkanaście sekund po tym, jak usłyszał jej głos. I choć robił wszystko, by jego twarz jak i postawa nie zdradzała zdenerwowania, to nie był w stanie kontrolować przyspieszonego bicia serca.
– Wołałaś mnie? – spytał niby od niechcenia, przymykając drzwi wejściowe i jednocześnie od razu kierując swoje kroki do łóżka. – Potrzebujesz czegoś? – usiadł na skraju łóżka, by zaraz potem wsunąć nogi pod kołdrę i pogłaskać Alyssę po ramionach. Choć nie zdał pytania, które najbardziej go nurtowało, doskonale zdawał sobie sprawę, że Meadowes wiedziała.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pią Gru 15, 2017 10:17 pm
Mimo dosyć mocno przerywanego snu - a właściwie, to nawet nie typowego drzemania, lecz bardziej przysypiania i gwałtownego budzenia się zaledwie kilka chwil później; czytała kiedyś coś o surykatkach uparcie walczących z sennością i nie mogła nic poradzić na to, że obecnie się z nimi utożsamiała - nie czuła się już dłużej zbytnio senna. Owszem, miała wrażenie, iż wyczerpanie gdzieś tam nadal jej dotykało, jednakże nie chciała ponownie pogrążać się w koszmarach, zwłaszcza że te tylko jeszcze bardziej ją rozstrajały.
Szczerze mówiąc, wolała już leżeć w ciemnościach, wpatrując się w sufit i raz po raz z niepokojem zerkając na słabo widoczne zarysy prześcieradła oraz ręcznika podłożonego jej praktycznie od całej długości pleców aż do zgięć kolan. Mimo że obawiała się powtórki z tamtego widoku, nic podobnego nie nadchodziło. I choć sam brak olbrzymich ilości czerwieni czy wrażenia mokrości powinien dostatecznie ją przekonać, iż wszystko zaczynało się stabilizować... Nie mogła nic poradzić na to, że nadal musiała dotknąć materiału dłonią.
Nie plamiła już tak mocno jak wcześniej, a coraz drobniejsze różyczki z krwi mogły wskazywać na to, że nie było już tak tragicznie, ale... Nadal się bała. Nie czuła dziecka tak mocno jak przedtem. Przez ten cały czas, kiedy w zdenerwowaniu oczekiwała na typowe dla niego kopy, przystawiając obie dłonie do brzucha, nic podobnego nie nadeszło. Zazwyczaj tak ruchliwy i zabiegający o uwagę, Nargiel teraz zrobił się tak przerażająco spokojny. Ona zaś wolała, by walił ją najmocniej, jak tylko potrafił, by wywijał koziołki i doprowadzał ją do mdłości. Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze do przetrwania.
Jakby na złość, kiedy podzieliła się swoimi obawami z uzdrowicielem, ten bezradnie rozłożył ręce. Chociaż starał się ją uspokoić, wykonując kilka dosyć pobieżnych czynności w celu sprawdzenia, czy z dzieckiem wszystko było w porządku... Nie uwierzyła mu, gdy stwierdził, że na pewno nie było aż tak źle, jak na to wyglądało. Nie był na tyle przekonujący, zwłaszcza że chwilę później wziął jej męża na stronę, by przekazać mu dodatkowe zalecenia dla rodziny, a następnie dosyć delikatnie przekazał jej wieść o tym, iż nie powinna zbyt mocno się wysilać, bo ciąża nie była do końca normalna.
Nie musiał mydlić jej oczu. Wiedziała, że nie było z nimi dobrze - ani z dzieckiem, ani z nią samą - i że wszystko zależało teraz od tego, jak długo była w stanie ograniczyć wszelkie gwałtowniejsze emocje, wysiłek, zbędne ruchy... A także, szczerze mówiąc, praktycznie wszystko inne, by możliwie dostatecznie wydłużyć stan, w którym dziecko nadal przebywało w jej ciele. Pracowała w Mungu, aspirowała na uzdrowiciela i przez spory okres czasu czytała medyczne książki, które mogłyby jej się przydać do rozpoczęcia i ukończenia stażu. Ponadto nie była głupia czy na tyle naiwna, aby nie wiedzieć. Dlatego ostatecznie wyciągnęła ze starca wszystko, co tylko był w stanie przekazać na ten moment.
Tym razem nie zamierzała protestować przeciw temu, co jej zalecił. Nawet jeśli praktycznie ciągłe przebywanie w łóżku nie było czymś, co doprowadziłoby Alyssę do przemożnej radości - owszem, była śpiochem, ale nie całodziennym i nie przez tyle miesięcy, ile potrzebowali opóźnić przyjście Nargla na świat - to nie była sytuacja, w której zamierzałaby oponować. Wręcz przeciwnie, miała zamiar dostosować się do tego wszystkiego. Powstrzymując się zatem przed opuszczeniem łóżka po pobudce i tylko cicho wołając Aleca...
Który równie prawdopodobnie mógł nadal być w domu, co także opuścić go w tylko sobie znanym celu. Wierząc jednak w to, iż skoro obiecał jej, że z nią pozostanie, faktycznie poszedł tylko do toalety, do Ezry, po coś do jedzenia albo opuścił sypialnię w równie błahym celu... Utkwiła wzrok w uchylonych drzwiach, oczekując... I to jeszcze krócej niż mogła to przewidzieć. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach, cóż, nie sądziła, że miał pojawić się na tyle szybko. Bardzo ostrożnie przesunęła się w bok, by zrobić mu nieco więcej miejsca, badawczo mu się przyglądając, a potem wyciągając ku niemu dłoń i otwarcie dotykając jego klatki piersiowej, mocno bijącego serca.
- Nie chciałam cię straszyć, ale przez chwilę myślałam, że znowu... No, wiesz... Cię nie ma. - Mruknęła, nie dając podejść się tej jego pozornie wyluzowanej postawie. Nie tym razem. Oboje się bali i, na Merlina, przecież mógł to przyznać, skoro i tak widziała to choćby w nadzwyczaj szybkiej reakcji na zawołanie. Nie straciłby nic na męskości, a nawet wręcz przeciwnie. Nie podjęła jednak tego tematu. Nie potrzebowali dodatkowego dobijania czy nerwów.
- Już chyba nie zasnę. - Dodała, wzdychając ciężkawo i czując, jak wypita wcześniej herbata dosłownie się w niej przelewa. - Co robisz? - Nie do końca potrafiła stwierdzić, czy tak naprawdę bardziej ją interesowało jego aktualne zajęcie, czy po prostu chciała poruszyć jakiś dosyć neutralny temat, nim przeszła do tego, o czym pomyślała w tej chwili z samą sobą.
- Sporo zastanawiałam się nad Benjaminem i tydzień temu poprosiłam wreszcie jedną z blisko zaprzyjaźnionych osób, żeby... Wiesz, ewentualnie potwierdziła twój upór. - To mówiąc, uśmiechnęła się naprawdę blado, na moment opierając się głową o ramię Aleca. - Brązowa koperta pomiędzy książkami. Nie otwierałam jej. Chciałam zaczekać z tym do końca naszego pierwszego miesiąca, ale teraz... - Skoro sytuacja wyglądała w ten sposób, czy oczekiwanie miało cokolwiek zmienić?
Szczerze mówiąc, wolała już leżeć w ciemnościach, wpatrując się w sufit i raz po raz z niepokojem zerkając na słabo widoczne zarysy prześcieradła oraz ręcznika podłożonego jej praktycznie od całej długości pleców aż do zgięć kolan. Mimo że obawiała się powtórki z tamtego widoku, nic podobnego nie nadchodziło. I choć sam brak olbrzymich ilości czerwieni czy wrażenia mokrości powinien dostatecznie ją przekonać, iż wszystko zaczynało się stabilizować... Nie mogła nic poradzić na to, że nadal musiała dotknąć materiału dłonią.
Nie plamiła już tak mocno jak wcześniej, a coraz drobniejsze różyczki z krwi mogły wskazywać na to, że nie było już tak tragicznie, ale... Nadal się bała. Nie czuła dziecka tak mocno jak przedtem. Przez ten cały czas, kiedy w zdenerwowaniu oczekiwała na typowe dla niego kopy, przystawiając obie dłonie do brzucha, nic podobnego nie nadeszło. Zazwyczaj tak ruchliwy i zabiegający o uwagę, Nargiel teraz zrobił się tak przerażająco spokojny. Ona zaś wolała, by walił ją najmocniej, jak tylko potrafił, by wywijał koziołki i doprowadzał ją do mdłości. Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze do przetrwania.
Jakby na złość, kiedy podzieliła się swoimi obawami z uzdrowicielem, ten bezradnie rozłożył ręce. Chociaż starał się ją uspokoić, wykonując kilka dosyć pobieżnych czynności w celu sprawdzenia, czy z dzieckiem wszystko było w porządku... Nie uwierzyła mu, gdy stwierdził, że na pewno nie było aż tak źle, jak na to wyglądało. Nie był na tyle przekonujący, zwłaszcza że chwilę później wziął jej męża na stronę, by przekazać mu dodatkowe zalecenia dla rodziny, a następnie dosyć delikatnie przekazał jej wieść o tym, iż nie powinna zbyt mocno się wysilać, bo ciąża nie była do końca normalna.
Nie musiał mydlić jej oczu. Wiedziała, że nie było z nimi dobrze - ani z dzieckiem, ani z nią samą - i że wszystko zależało teraz od tego, jak długo była w stanie ograniczyć wszelkie gwałtowniejsze emocje, wysiłek, zbędne ruchy... A także, szczerze mówiąc, praktycznie wszystko inne, by możliwie dostatecznie wydłużyć stan, w którym dziecko nadal przebywało w jej ciele. Pracowała w Mungu, aspirowała na uzdrowiciela i przez spory okres czasu czytała medyczne książki, które mogłyby jej się przydać do rozpoczęcia i ukończenia stażu. Ponadto nie była głupia czy na tyle naiwna, aby nie wiedzieć. Dlatego ostatecznie wyciągnęła ze starca wszystko, co tylko był w stanie przekazać na ten moment.
Tym razem nie zamierzała protestować przeciw temu, co jej zalecił. Nawet jeśli praktycznie ciągłe przebywanie w łóżku nie było czymś, co doprowadziłoby Alyssę do przemożnej radości - owszem, była śpiochem, ale nie całodziennym i nie przez tyle miesięcy, ile potrzebowali opóźnić przyjście Nargla na świat - to nie była sytuacja, w której zamierzałaby oponować. Wręcz przeciwnie, miała zamiar dostosować się do tego wszystkiego. Powstrzymując się zatem przed opuszczeniem łóżka po pobudce i tylko cicho wołając Aleca...
Który równie prawdopodobnie mógł nadal być w domu, co także opuścić go w tylko sobie znanym celu. Wierząc jednak w to, iż skoro obiecał jej, że z nią pozostanie, faktycznie poszedł tylko do toalety, do Ezry, po coś do jedzenia albo opuścił sypialnię w równie błahym celu... Utkwiła wzrok w uchylonych drzwiach, oczekując... I to jeszcze krócej niż mogła to przewidzieć. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach, cóż, nie sądziła, że miał pojawić się na tyle szybko. Bardzo ostrożnie przesunęła się w bok, by zrobić mu nieco więcej miejsca, badawczo mu się przyglądając, a potem wyciągając ku niemu dłoń i otwarcie dotykając jego klatki piersiowej, mocno bijącego serca.
- Nie chciałam cię straszyć, ale przez chwilę myślałam, że znowu... No, wiesz... Cię nie ma. - Mruknęła, nie dając podejść się tej jego pozornie wyluzowanej postawie. Nie tym razem. Oboje się bali i, na Merlina, przecież mógł to przyznać, skoro i tak widziała to choćby w nadzwyczaj szybkiej reakcji na zawołanie. Nie straciłby nic na męskości, a nawet wręcz przeciwnie. Nie podjęła jednak tego tematu. Nie potrzebowali dodatkowego dobijania czy nerwów.
- Już chyba nie zasnę. - Dodała, wzdychając ciężkawo i czując, jak wypita wcześniej herbata dosłownie się w niej przelewa. - Co robisz? - Nie do końca potrafiła stwierdzić, czy tak naprawdę bardziej ją interesowało jego aktualne zajęcie, czy po prostu chciała poruszyć jakiś dosyć neutralny temat, nim przeszła do tego, o czym pomyślała w tej chwili z samą sobą.
- Sporo zastanawiałam się nad Benjaminem i tydzień temu poprosiłam wreszcie jedną z blisko zaprzyjaźnionych osób, żeby... Wiesz, ewentualnie potwierdziła twój upór. - To mówiąc, uśmiechnęła się naprawdę blado, na moment opierając się głową o ramię Aleca. - Brązowa koperta pomiędzy książkami. Nie otwierałam jej. Chciałam zaczekać z tym do końca naszego pierwszego miesiąca, ale teraz... - Skoro sytuacja wyglądała w ten sposób, czy oczekiwanie miało cokolwiek zmienić?
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 17, 2017 2:10 pm
Alec niemalże usłyszał, jak gigantyczny kamień spadł z jego serca. W przeciwieństwie do tego co myślała Alyssa – wcale nie próbował zgrywać męskiego, twardego czy nieczułego. Starał się jakoś pogodzić z tym losem, bo najgorsze w tej całej sytuacji było stopniowe odchodzenie od zmysłów. Los i życie ich dziecka wisiały na włosku, a samym strachem czy zamartwianiem się zdecydowanie nie mieli poprawić sytuacji malca. Nie wiedział, czy w to wierzyć, ale sam Uzdrowiciel mu powiedział, że stres udzielał się ich synowi. Greyback zdawał sobie sprawę, że przyzwyczajenie się – o ile to w ogóle było możliwe – do tej sytuacji zajmie jeszcze sporo czasu, dlatego też nie odmówił sobie uczucia ulgi, gdy usłyszał wyjaśnienia dziewczyny, które swoją drogą zdecydowanie ugodziły w jego dumę. Wielokrotnie w swoim życiu składał obietnice bez pokrycia, ale jak mogła sądzić, że opuściłby ją w tym okropnym, możliwe najgorszym ze wszystkich dniu?
– Źle myślałaś – odparł cichym, wypranym z emocji głosem, jednocześnie wchodząc do łóżka, by znaleźć się tuż przy niej. W tych ciężkich chwilach zdawał sobie sprawę, że będą musieli spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. Musiał sprawić, by zaufała mu – cóż, ponownie mu zaufała – we wszystkim. Powinien być teraz w pracy, powinien spotkać się z klientami, ale tego nie zrobił. Jutro też tego nie zrobi, możliwe że już nigdy. Chciał ją po prostu trzymać w swoich ramionach, o ile dawało to gwarancję, że dziecko będzie zdrowsze…
– Powinnaś zasnąć, Aly – westchnął ciężko, wypowiadając te słowa z trudną do opisania czułością, by po chwili przypieczętować to pocałunkiem w czubek jej głowy. Z pewnością sam byłby zwolennikiem podania jej eliksiru nasennego, ale skoro mogło to niekorzystnie wpłynąć na ich dziecko, czy gra była warta świeczki? W pewnym sensie czuł okropne wyrzuty sumienia, że sam potajemnie ją tym poił przez ostatnie dwie noce. Czy to mogła być jego wina? Nie starał się być w tym nawet ani trochę męski, czy twardy. Gdy tylko o tym myślał, czuł ogromną gulę w gardle. Nie powinien nigdy robić takich rzeczy, a teraz to mogło się skończyć tragicznie. Był wściekły, ale jeszcze bardziej… rozbity, wręcz załamany. Nie odpowiedział na jej pytanie, jedynie wzruszając ramionami, bo w rzeczy samej sam do końca nie potrafił powiedzieć, co dokładnie robił. Z jednej strony pracował, ale nie była to efektywna praca. Próbował zabić myśli, co było wręcz niemożliwe i ostatecznie.. po prostu się mylił. Raz za razem.
– Poczułaś go? – spytał nagle, jakby zupełnie stracił kontrolę nad swoimi ustami, ale ta myśl nie dawała mu spokoju. I nawet jeśli Alyssa nie chciała o tym mówić, on nie miał przestać się zadręczać, a teraz to wydawało się przecież najważniejsze, czyż nie? Dlatego posłał jej niezwykle zmartwione i smutne spojrzenie, wymuszając na sobie nikły uśmiech, ale nie było w tym ani krzty wesołości. Wręcz przeciwnie. Być może nigdy nie okazywał w ten sposób swoich emocji. Ale było już tym cholernie zmęczony, ba! – wykończony, a między jego powiekami robiło się coraz wilgotniej. Nie, nie płakał i nawet nie zbierało mu się na płacz. To organizm nie był w stanie dużej wytrzymać tego napięcia..
– Mówisz serio? – spytał, marszcząc brwi i wydymając usta w podkówkę. Nie spodziewał się, że poznanie płci dziecka było w ogóle możliwe, ale posłusznie podniósł się z łóżka, by podążyć za jej wskazówkami. Już chwilę później – chociaż oczywiście znalezienie koperty nie było dla niego tak łatwe, jak opisywała to Alyssa – wrócił z powrotem do łóżka, by podać jej tą całą tajemniczą kopertę. Sam nie wiedział czemu, ale wolał by ona czyniła honory. Swoją drogą – nie sądził, by wyniki mogłyby być inne, niż przypuszczał. Dla niego to dziecko już dawno zostało określone jego synem i chyba byłby niesamowicie rozczarowany, gdyby było inaczej. Ale z drugiej strony… Jedyne na czym mu zależało, by zarówno dziecko, jak i matka były zdrowe. Prawdopodobnie przeżyłby nawet tuzin córek.
– Swoją drogą zmieniłem zdanie. Benjamin to nie jest dobre pierwsze imię. – i wzruszył niby obojętnie ramionami, po raz kolejny muskając ustami jej czoło. Im dłużej myślał nad ich synem, tym bardziej się przekonywał, że nijak do niego pasowało. Po prostu… było to dobre imię. Dobre drugie imię.
– Źle myślałaś – odparł cichym, wypranym z emocji głosem, jednocześnie wchodząc do łóżka, by znaleźć się tuż przy niej. W tych ciężkich chwilach zdawał sobie sprawę, że będą musieli spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. Musiał sprawić, by zaufała mu – cóż, ponownie mu zaufała – we wszystkim. Powinien być teraz w pracy, powinien spotkać się z klientami, ale tego nie zrobił. Jutro też tego nie zrobi, możliwe że już nigdy. Chciał ją po prostu trzymać w swoich ramionach, o ile dawało to gwarancję, że dziecko będzie zdrowsze…
– Powinnaś zasnąć, Aly – westchnął ciężko, wypowiadając te słowa z trudną do opisania czułością, by po chwili przypieczętować to pocałunkiem w czubek jej głowy. Z pewnością sam byłby zwolennikiem podania jej eliksiru nasennego, ale skoro mogło to niekorzystnie wpłynąć na ich dziecko, czy gra była warta świeczki? W pewnym sensie czuł okropne wyrzuty sumienia, że sam potajemnie ją tym poił przez ostatnie dwie noce. Czy to mogła być jego wina? Nie starał się być w tym nawet ani trochę męski, czy twardy. Gdy tylko o tym myślał, czuł ogromną gulę w gardle. Nie powinien nigdy robić takich rzeczy, a teraz to mogło się skończyć tragicznie. Był wściekły, ale jeszcze bardziej… rozbity, wręcz załamany. Nie odpowiedział na jej pytanie, jedynie wzruszając ramionami, bo w rzeczy samej sam do końca nie potrafił powiedzieć, co dokładnie robił. Z jednej strony pracował, ale nie była to efektywna praca. Próbował zabić myśli, co było wręcz niemożliwe i ostatecznie.. po prostu się mylił. Raz za razem.
– Poczułaś go? – spytał nagle, jakby zupełnie stracił kontrolę nad swoimi ustami, ale ta myśl nie dawała mu spokoju. I nawet jeśli Alyssa nie chciała o tym mówić, on nie miał przestać się zadręczać, a teraz to wydawało się przecież najważniejsze, czyż nie? Dlatego posłał jej niezwykle zmartwione i smutne spojrzenie, wymuszając na sobie nikły uśmiech, ale nie było w tym ani krzty wesołości. Wręcz przeciwnie. Być może nigdy nie okazywał w ten sposób swoich emocji. Ale było już tym cholernie zmęczony, ba! – wykończony, a między jego powiekami robiło się coraz wilgotniej. Nie, nie płakał i nawet nie zbierało mu się na płacz. To organizm nie był w stanie dużej wytrzymać tego napięcia..
– Mówisz serio? – spytał, marszcząc brwi i wydymając usta w podkówkę. Nie spodziewał się, że poznanie płci dziecka było w ogóle możliwe, ale posłusznie podniósł się z łóżka, by podążyć za jej wskazówkami. Już chwilę później – chociaż oczywiście znalezienie koperty nie było dla niego tak łatwe, jak opisywała to Alyssa – wrócił z powrotem do łóżka, by podać jej tą całą tajemniczą kopertę. Sam nie wiedział czemu, ale wolał by ona czyniła honory. Swoją drogą – nie sądził, by wyniki mogłyby być inne, niż przypuszczał. Dla niego to dziecko już dawno zostało określone jego synem i chyba byłby niesamowicie rozczarowany, gdyby było inaczej. Ale z drugiej strony… Jedyne na czym mu zależało, by zarówno dziecko, jak i matka były zdrowe. Prawdopodobnie przeżyłby nawet tuzin córek.
– Swoją drogą zmieniłem zdanie. Benjamin to nie jest dobre pierwsze imię. – i wzruszył niby obojętnie ramionami, po raz kolejny muskając ustami jej czoło. Im dłużej myślał nad ich synem, tym bardziej się przekonywał, że nijak do niego pasowało. Po prostu… było to dobre imię. Dobre drugie imię.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 17, 2017 2:56 pm
- I cieszę się z tego. - Mruknęła, wpatrując się w niego błyszczącymi od niedawnych łez oczami. Prawdopodobnie nigdy wcześniej aż tak bardzo nie ulżył jej fakt, że myliła się w tej drobnej cząstce, która podejrzewała, że mogło go nie być. I prawdopodobnie już dawno nie była aż tak skłonna do przyjęcia swojego błędu. Nie zamierzała poruszać także teraz tej kwestii, chociaż mógłby to być równie dobry moment, jak każdy inny. Już nawet nie chodziło jej o to, jak często faktycznie budziła się w pustym łóżku. To nie było aż tak istotne. Był przy niej, kiedy tego najbardziej potrzebowała. To miało największe znaczenie.
- Spałam przez kilka godzin, nie czuję się już tak senna. - Niewątpliwie lepiej byłoby pogrążyć się we śnie, gdyby tylko ten miał być nieco przyjemniejszy niż wcześniejszy. Jednakże koszmary koszmarami, ale po prostu nie miała już chęci, by spać, wzdychając cicho i przytulając się mocniej bokiem do Aleca, kiedy ucałował ją w czoło. Opierając policzek o jego przedramię, przymknęła oczy, jednocześnie pogrążając się w chwilowym milczeniu. Oddychała być może nieco nierówno, lecz z pewnością głębiej i spokojniej niż wcześniej, jednocześnie odszukując dłoń mężczyzny, żeby spleść ich palce. A kiedy zadał jej pytanie, przeniosła na niego wzrok, wpatrując się w niego poważnie.
Nie wiedząc nawet, jak powinna mu to przekazać, skoro jej gardło zacisnęło się w tym momencie do tego stopnia, że wydanie z siebie dźwięku było prawdopodobnie ostatnią z rzeczy, jaką była w stanie zrobić... Pokręciła głową, mając przy tym naprawdę zmęczoną i wręcz grobową minę. Faktycznie, rozmawianie o tym nie było czymś, co by ją cieszyło, aczkolwiek milczenie byłoby prawdopodobnie jeszcze gorsze, znacznie gorsze. Wypowiadając na głos swoje wątpliwości, okazując lęki, przynajmniej tego w sobie nie tłumiła. Miała już serdecznie dosyć udawania, że całe jej życie było wspaniałe. W tym momencie nie potrafiła się uśmiechać ani nawet uparcie wmawiać sobie, iż wszystko miało być dobrze. Potrzebowała tego dialogu, okazywania wsparcia, czułości... Inaczej pewnie całkowicie by się rozsypała.
- Od rana zupełnie nic... - Wydusiła z siebie wreszcie, jednocześnie się przy tym wzdrygając i dosyć intensywnie mrugając powiekami, byleby tylko znowu nie zacząć płakać. Nie, nie przez to, iż wiedziała, że Alec za tym nie przepadał. W tej chwili naprawdę nie robiło jej różnicy to, jak miał na nią patrzeć, była na to zbyt zaniepokojona i rozkojarzona. Nie chciała jednak dalej chlipać w poduszkę, bo to zupełnie w niczym nie pomagało. Dalsze łkanie, ronienie łez czy nawet znacznie bardziej otwarte rozpaczanie wyłącznie ją męczyło. Nic więcej. A przecież wiedziała, że nie powinna narażać się na dodatkowe obciążenie, jakim zdecydowanie było wyczerpanie.
Jakimś cudem zmuszając się do tego, by unieść nieco kąciki ust w dosyć bladym uśmiechu, postanowiła więc poniekąd zmienić temat, chociaż na krótką chwilę. I choć, wbrew wszelkim pozorom, miała wiele kwestii do poruszenia, postanowiła postawić na tę jedną, która była z nich chyba najbardziej... Cóż, wcześniej słodka, obecnie natomiast dosyć słodko-gorzka. Sama nie potrzebowała jakoś specjalnie mocno wiedzieć, jaka była płeć ich dziecka. Równie mocno miała cieszyć się ze wspomnianego syna, jak i z córki. Chciała jednak potwierdzić lub zaprzeczyć temu, przy czym wprost niemożliwie upierał się Alec, jednocześnie przestając nazywać też Nargla Narglem. Nawet - a może zwłaszcza? - w obecnej sytuacji, cóż, ich dziecko powinno mieć oficjalne imię.
- Serio. - Z tego względu kiwnęła głową, potwierdzając cicho i przyglądając się wyrazowi twarzy Aleca. - Nie chcesz tego wiedzieć? - Spytała odruchowo, gdy dostrzegła jego minę, jednocześnie nieznacznie marszcząc przy tym brwi. Myślała, że tak naprawdę byłoby lepiej.
Sama nie mogła zaś udać się w kierunku sterty książek, chwilę później wypuszczając mężczyznę z uścisku, ale nie przestając przyglądać się jego ruchom. W innej sytuacji najprawdopodobniej rozbawiłby ją nawet tymi swoimi długimi poszukiwaniami, ponieważ dla samej Alyssy koperta naprawdę nie była trudna do znalezienia. Owszem, kiedy nie wiedziało się, co było w jej zaklejonym wnętrzu, raczej nie zwracało się na nią uwagi, ale skoro już mu powiedziała... To nie było aż tak niemożliwe do odnalezienia. Ba, nawet przy obecnym załamaniu, Aly ostatecznie uśmiechnęła się z cieniem rozbawienia, nim wreszcie wrócił do niej z kopertą w ręku. Marszcząc brwi, kiedy podał jej ją, bo naprawdę myślała, że wolałby sam to zrobić. Przecież swego czasu był na nią zły o to, że nic nie wiedział.
- A jakie jest... No, wiesz... Dobre pierwsze imię? - Spytała, jednocześnie decydując się wreszcie na to, by samodzielnie rozerwać kopertę, ostrożnie wysuwając kartkę z bardzo sztywnego papieru. Zrobiła to jednak tak, aby najważniejsza strona nie była dla niej od razu widoczna, spoglądając na mniej istotną część, a dopiero potem unosząc wzrok. - Na pewno chcemy? - Upewniła się, moment później wreszcie natrafiając wzrokiem na to, o co im przecież chodziło. I tym razem nie była w stanie powstrzymać tego typowo alyssowego uśmiechu, jaki momentalnie pojawił jej się na twarzy. Nic jednak nie powiedziała, unosząc rękę z kartką, tak jakby chciała się z nim przedtem nieco poprzekomarzać. Nawet w tej chwili i sytuacji... Zwyczajnie potrzebowała podobnych gestów, które odrobinę rozluźniały atmosferę.
- Spałam przez kilka godzin, nie czuję się już tak senna. - Niewątpliwie lepiej byłoby pogrążyć się we śnie, gdyby tylko ten miał być nieco przyjemniejszy niż wcześniejszy. Jednakże koszmary koszmarami, ale po prostu nie miała już chęci, by spać, wzdychając cicho i przytulając się mocniej bokiem do Aleca, kiedy ucałował ją w czoło. Opierając policzek o jego przedramię, przymknęła oczy, jednocześnie pogrążając się w chwilowym milczeniu. Oddychała być może nieco nierówno, lecz z pewnością głębiej i spokojniej niż wcześniej, jednocześnie odszukując dłoń mężczyzny, żeby spleść ich palce. A kiedy zadał jej pytanie, przeniosła na niego wzrok, wpatrując się w niego poważnie.
Nie wiedząc nawet, jak powinna mu to przekazać, skoro jej gardło zacisnęło się w tym momencie do tego stopnia, że wydanie z siebie dźwięku było prawdopodobnie ostatnią z rzeczy, jaką była w stanie zrobić... Pokręciła głową, mając przy tym naprawdę zmęczoną i wręcz grobową minę. Faktycznie, rozmawianie o tym nie było czymś, co by ją cieszyło, aczkolwiek milczenie byłoby prawdopodobnie jeszcze gorsze, znacznie gorsze. Wypowiadając na głos swoje wątpliwości, okazując lęki, przynajmniej tego w sobie nie tłumiła. Miała już serdecznie dosyć udawania, że całe jej życie było wspaniałe. W tym momencie nie potrafiła się uśmiechać ani nawet uparcie wmawiać sobie, iż wszystko miało być dobrze. Potrzebowała tego dialogu, okazywania wsparcia, czułości... Inaczej pewnie całkowicie by się rozsypała.
- Od rana zupełnie nic... - Wydusiła z siebie wreszcie, jednocześnie się przy tym wzdrygając i dosyć intensywnie mrugając powiekami, byleby tylko znowu nie zacząć płakać. Nie, nie przez to, iż wiedziała, że Alec za tym nie przepadał. W tej chwili naprawdę nie robiło jej różnicy to, jak miał na nią patrzeć, była na to zbyt zaniepokojona i rozkojarzona. Nie chciała jednak dalej chlipać w poduszkę, bo to zupełnie w niczym nie pomagało. Dalsze łkanie, ronienie łez czy nawet znacznie bardziej otwarte rozpaczanie wyłącznie ją męczyło. Nic więcej. A przecież wiedziała, że nie powinna narażać się na dodatkowe obciążenie, jakim zdecydowanie było wyczerpanie.
Jakimś cudem zmuszając się do tego, by unieść nieco kąciki ust w dosyć bladym uśmiechu, postanowiła więc poniekąd zmienić temat, chociaż na krótką chwilę. I choć, wbrew wszelkim pozorom, miała wiele kwestii do poruszenia, postanowiła postawić na tę jedną, która była z nich chyba najbardziej... Cóż, wcześniej słodka, obecnie natomiast dosyć słodko-gorzka. Sama nie potrzebowała jakoś specjalnie mocno wiedzieć, jaka była płeć ich dziecka. Równie mocno miała cieszyć się ze wspomnianego syna, jak i z córki. Chciała jednak potwierdzić lub zaprzeczyć temu, przy czym wprost niemożliwie upierał się Alec, jednocześnie przestając nazywać też Nargla Narglem. Nawet - a może zwłaszcza? - w obecnej sytuacji, cóż, ich dziecko powinno mieć oficjalne imię.
- Serio. - Z tego względu kiwnęła głową, potwierdzając cicho i przyglądając się wyrazowi twarzy Aleca. - Nie chcesz tego wiedzieć? - Spytała odruchowo, gdy dostrzegła jego minę, jednocześnie nieznacznie marszcząc przy tym brwi. Myślała, że tak naprawdę byłoby lepiej.
Sama nie mogła zaś udać się w kierunku sterty książek, chwilę później wypuszczając mężczyznę z uścisku, ale nie przestając przyglądać się jego ruchom. W innej sytuacji najprawdopodobniej rozbawiłby ją nawet tymi swoimi długimi poszukiwaniami, ponieważ dla samej Alyssy koperta naprawdę nie była trudna do znalezienia. Owszem, kiedy nie wiedziało się, co było w jej zaklejonym wnętrzu, raczej nie zwracało się na nią uwagi, ale skoro już mu powiedziała... To nie było aż tak niemożliwe do odnalezienia. Ba, nawet przy obecnym załamaniu, Aly ostatecznie uśmiechnęła się z cieniem rozbawienia, nim wreszcie wrócił do niej z kopertą w ręku. Marszcząc brwi, kiedy podał jej ją, bo naprawdę myślała, że wolałby sam to zrobić. Przecież swego czasu był na nią zły o to, że nic nie wiedział.
- A jakie jest... No, wiesz... Dobre pierwsze imię? - Spytała, jednocześnie decydując się wreszcie na to, by samodzielnie rozerwać kopertę, ostrożnie wysuwając kartkę z bardzo sztywnego papieru. Zrobiła to jednak tak, aby najważniejsza strona nie była dla niej od razu widoczna, spoglądając na mniej istotną część, a dopiero potem unosząc wzrok. - Na pewno chcemy? - Upewniła się, moment później wreszcie natrafiając wzrokiem na to, o co im przecież chodziło. I tym razem nie była w stanie powstrzymać tego typowo alyssowego uśmiechu, jaki momentalnie pojawił jej się na twarzy. Nic jednak nie powiedziała, unosząc rękę z kartką, tak jakby chciała się z nim przedtem nieco poprzekomarzać. Nawet w tej chwili i sytuacji... Zwyczajnie potrzebowała podobnych gestów, które odrobinę rozluźniały atmosferę.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 17, 2017 7:30 pm
– Ja nawet nie jestem w stanie zamknąć oczu – sarknął, ale nie miał zamiaru przed nią udawać, więc postawił na całkowitą szczerość. Ilekroć tylko zostawał sam z myślami, bał się, że coś z nią znowu było nie tak. I choć winił Meadowesa za całe to zdarzenie, nijak mógł opanować narastające wyrzuty sumienia. Miał wrażenie, że cała ta sprawa w głównej mierze była jego winą. Niepotrzebnie dawał jej leki nasenne, niepotrzebnie wszczynał kłótnię, to wszystko zaczynało go przerastać. Nie tylko sytuacja, gdzie fizycznie zaczął się o kogoś martwić, o kogoś wyjątkowo ważnego, ale również wątpliwości co do bycia głową rodziny zaczynały mu dokuczać. Jak miał bowiem być dobrym ojcem, kiedy jedyne ojcowskie wzory jakie posiadał to sama tyrania? Jak miał nauczyć się hamować swoją złość i agresję, by ostatecznie nie skrzywdzić ani Alyssy, ani tego dziecka? Jak miał walczyć ze swoją wilczą naturą, by nie zaatakować ich w środku nocy? Nie wiedział nawet co było dlatego dziecka gorsze – on jako ojciec, czy cała sytuacja związana z tym, że mogło się w ogóle nie narodzić… Alec przełknął ciężko ślinę, jednocześnie odwracając wzrok od jej zaokrąglonego brzucha. Ciężar, który jeszcze niedawno spadł mu z serca, powrócił z dwukrotnie większą masą…
– Nie bój się – powiedział w końcu, choć początkowo kompletnie nie potrafił zareagować na tą informację. Ostatecznie jednak zdecydował się położyć dłoń na jej brzuchu, chcąc tym jakby poruszyć to dziecko do dalszego funkcjonowania, co swoją drogą było głupie i Alec doskonale wiedział, że nie miało w niczym pomóc. – Po prostu odpoczywa lub śpi – być może w to nie wierzył, ale Alec również potrzebował tego typu zapewnień. W końcu w głębi serca liczył na to, że poczuje znowu ten pozornie osłabiony ruch. Jego dziecko było silne – nie miał co do tego żadnych wątpliwości, więc u licha z pewnością to wytrzyma i w końcu da im o sobie znać. Być może optymizm nie był jego działką, ale… miał co do tego dobre przeczucie. Gdy już zdołał się oswoić z myślą o zostaniu ojcem, wizje dotyczące ich wspólnego życia były niezwykle realne. Wręcz prawdziwe.
– Po prostu róbmy to co nam kazał ten złamas – i wzruszył ramionami, pozostając wybitnie spokojnym, ale czy nie była to cisza przed burzą? Posłuszność wobec tego idioty, który badał Alyssę i najwidoczniej nie był najbardziej doświadczony – nieźle przeszkadzała Alecowi. Ale czy mieli inne wyjście? Nie zamierzał się dłużej buntować przeciwko takiemu stanu rzeczy. Po prostu… jakby przyjął to z – niespotykaną u niego – pokorą. W końcu nie było sensu walczyć z wiatrakami, zwłaszcza, że przeciwnik był niezwykle kapryśny i trudny do zidentyfikowania.
– Niech będzie. Mogę się upewnić – odparł po chwili namysłu, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że przecież doskonale znał wyniki tego całego badania. Ani przez moment nie stracił swojej pewności siebie co do płci ich dziecka, bo przecież… wiedział, czyż nie? I gdy otwierała ta kopertę wciąż pozostawał tak cholernie arogancki w swoim toku rozumowania, a myśl o posiadaniu córki była jakby zabroniona w jego umyśle. Jednak w pewnym sensie – mimo męskiej dumy – dostrzegł jednak, że to nie byłoby aż tak bardzo złe. Przy kolejnej okazji…? Czemu nie.
– Sam nie wiem. Spędzisz tyle czasu w łóżku, że z pewnością coś wymyślisz… kochanie – uśmiechnął się niezwykle arogancko, jednocześnie próbując wymyślić jakieś odpowiednie dla jego dziecka imię, ale to nie wydawało się aż tak proste. Natomiast widząc ten jej głupi uśmiech przy przeczytaniu wyników badań, Alec pokręcił z niedowierzaniem głową, mówiąc coś w stylu nie przeginaj. Ale ona najwyraźniej widziała to jako zajebiście zabawny żart i Alec nie mógł nic poradzić na to, że musiał się wnieść na łokciach, którymi oparł się o materac, jednocześnie podnosząc nieco swoje rozleniwione ciało.
– Mam rację ? – i mimo, że powinno być to stwierdzeniem, nie mógł nic poradzić na to, że w jego zdanie wkradł się ten dziwny pytajnik. Greyback parsknął pod nosem, ponownie opadając na łóżko. – Nie mam zamiaru się bawić w twoje głupie gierki. I tak wiem, że mam rację. – i wydął usta w podkówkę, jakby chcąc pokazać, że jest ponad to. – Weź się w garść, Greyback. Twoja twarz cię zdradza
– Nie bój się – powiedział w końcu, choć początkowo kompletnie nie potrafił zareagować na tą informację. Ostatecznie jednak zdecydował się położyć dłoń na jej brzuchu, chcąc tym jakby poruszyć to dziecko do dalszego funkcjonowania, co swoją drogą było głupie i Alec doskonale wiedział, że nie miało w niczym pomóc. – Po prostu odpoczywa lub śpi – być może w to nie wierzył, ale Alec również potrzebował tego typu zapewnień. W końcu w głębi serca liczył na to, że poczuje znowu ten pozornie osłabiony ruch. Jego dziecko było silne – nie miał co do tego żadnych wątpliwości, więc u licha z pewnością to wytrzyma i w końcu da im o sobie znać. Być może optymizm nie był jego działką, ale… miał co do tego dobre przeczucie. Gdy już zdołał się oswoić z myślą o zostaniu ojcem, wizje dotyczące ich wspólnego życia były niezwykle realne. Wręcz prawdziwe.
– Po prostu róbmy to co nam kazał ten złamas – i wzruszył ramionami, pozostając wybitnie spokojnym, ale czy nie była to cisza przed burzą? Posłuszność wobec tego idioty, który badał Alyssę i najwidoczniej nie był najbardziej doświadczony – nieźle przeszkadzała Alecowi. Ale czy mieli inne wyjście? Nie zamierzał się dłużej buntować przeciwko takiemu stanu rzeczy. Po prostu… jakby przyjął to z – niespotykaną u niego – pokorą. W końcu nie było sensu walczyć z wiatrakami, zwłaszcza, że przeciwnik był niezwykle kapryśny i trudny do zidentyfikowania.
– Niech będzie. Mogę się upewnić – odparł po chwili namysłu, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że przecież doskonale znał wyniki tego całego badania. Ani przez moment nie stracił swojej pewności siebie co do płci ich dziecka, bo przecież… wiedział, czyż nie? I gdy otwierała ta kopertę wciąż pozostawał tak cholernie arogancki w swoim toku rozumowania, a myśl o posiadaniu córki była jakby zabroniona w jego umyśle. Jednak w pewnym sensie – mimo męskiej dumy – dostrzegł jednak, że to nie byłoby aż tak bardzo złe. Przy kolejnej okazji…? Czemu nie.
– Sam nie wiem. Spędzisz tyle czasu w łóżku, że z pewnością coś wymyślisz… kochanie – uśmiechnął się niezwykle arogancko, jednocześnie próbując wymyślić jakieś odpowiednie dla jego dziecka imię, ale to nie wydawało się aż tak proste. Natomiast widząc ten jej głupi uśmiech przy przeczytaniu wyników badań, Alec pokręcił z niedowierzaniem głową, mówiąc coś w stylu nie przeginaj. Ale ona najwyraźniej widziała to jako zajebiście zabawny żart i Alec nie mógł nic poradzić na to, że musiał się wnieść na łokciach, którymi oparł się o materac, jednocześnie podnosząc nieco swoje rozleniwione ciało.
– Mam rację ? – i mimo, że powinno być to stwierdzeniem, nie mógł nic poradzić na to, że w jego zdanie wkradł się ten dziwny pytajnik. Greyback parsknął pod nosem, ponownie opadając na łóżko. – Nie mam zamiaru się bawić w twoje głupie gierki. I tak wiem, że mam rację. – i wydął usta w podkówkę, jakby chcąc pokazać, że jest ponad to. – Weź się w garść, Greyback. Twoja twarz cię zdradza
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Nie Gru 17, 2017 11:44 pm
Wyciągając wolną rękę, by wierzchem dłoni pogładzić mężczyznę po zarośniętym policzku, na kilka sekund przymknęła oczy, następnie odzywając się cicho i łagodnie. Była mu wdzięczna za szczerość, naprawdę to doceniała, ale jednocześnie nie mogła nic poradzić na to, że zaczynała się martwić. Nie chciała przecież, by niedospanie czy stres jakoś mu zaszkodziły.
- Spróbuj. - Mruknęła, tym razem już nie przytulając się do niego, a znacznie bardziej jego do siebie. - Dam ci znać, jeśli coś się zmieni, obiecuję. Ja w tym czasie poczytam książkę. - Cóż, sama z trudem zamknęła przedtem oczy, ale ostatecznie to zrobiła. Miała więc nadzieję, że jemu także się to uda, zwłaszcza że naprawdę nie zamierzała niczego bagatelizować, zamierzając obudzić go w razie potrzeby. Chwilowo jednak takiej zdecydowanie nie było, więc mógł chociaż spróbować przymknąć powieki, opierając się o nią, bo jedno było pewne - nie zamierzała go teraz wypuszczać z ramion. Potrzebowała dotyku równie mocno - a nawet być może jeszcze bardziej - niż rozmowy. Nawet tego nie ukrywała.
- Pewnie tak... - Mówiąc to, nadal się jednak nie uśmiechała, nie patrząc Alecowi w oczy, tylko spoglądając na dłoń, którą trzymał na jej brzuchu. Naprawdę chciała, by okazało się to prawdą. W końcu ostatnie godziny wymęczyłyby nawet dorosłą, wytrzymałą osobę, co tu dopiero mówić o nienarodzonym jeszcze dziecku. Pragnęła wierzyć w to, iż Nargiel być może był nieco wyczerpany - tak jak ona sama - i to dlatego nie wykonywał swoich zwyczajowych, niezmiernie silnych i intensywnych ruchów, zbierając na to energię. Może następnego dnia miał ze zwielokrotnioną siłą wynagrodzić jej brak kopnięć i przewrotek, fikołków oraz innych podobnych akrobacji. Nie potrafiła tak po prostu przestać się bać, nie bój się raczej nie działało w ten sposób, ale była wdzięczna za te słowa. Ściskając mocno dłoń Aleca i jeszcze raz - choć już w milczeniu - kiwając głową. Jutro miało być lepiej, zwłaszcza że stosowali się do zaleceń.
- Jeśli mam być szczera... - Zaczęła ostrożnie, wzdychając przy tym dosyć ciężko. - Chciałabym usłyszeć jeszcze czyjąś opinię. Nie chodzi o to, że nie ufam jego osądowi. Po prostu... Dla upewnienia się. - Cóż, oboje nie mogli ukryć, że nie podobał im się ten uzdrowiciel. Mimo dosyć przyjaznej prezencji, łagodnego głosu i w miarę starannie dobieranego słownictwa, mężczyzna raczej nie okazał się być wzorem kompetencji. Zbyt ostro byłoby stwierdzić, iż był jego kompletnym przeciwieństwem, lecz z pewnością dosyć wiele brakowało mu do uzdrowiciela roku. Nawet jeśli tak czy siak niewiele mógł zrobić, ponieważ inni także na jego miejscu mieliby niewielkie pole do popisu. Zrobił raczej to, co mógł, jednakże Aly wolałaby porozmawiać z kimś jeszcze. Być może była spanikowana, być może zaczęła popadać w paranoję i nadwrażliwość, zdecydowanie nie zamierzając przy tym sprzeciwiać się zaleceniom - nawet tym, wedle których miała być uwięziona w łóżku przez większość dnia - ale... Po prostu uspokoiłaby ją opinia dwóch niezależnych osób.
Nie, nijak nie radowała jej wizja spędzenia najbliższych dni, tygodni czy nawet - na Merlina! - miesięcy w łóżku i z pewnością miała się przy tym zanudzać na śmierć, czytając wszelkie możliwe książki, rozwiązując krzyżówki, być może nawet ucząc się robić na drutach czy wyszywać... I owszem, być może mogła przy tym także rozmyślać nad imieniem dla ich dziecka, aczkolwiek raczej sądziła, że ostatecznie żaden z jej wyborów nie miał być lepszy od Benjamina, który i tak wylądował na drugim miejscu. Ba, nawet już teraz planowała wcisnąć w swoją listę kilka takich propozycji, jakie z pewnością miały wywołać solidny sprzeciw Aleca. Nie przez to, że faktycznie by jej się podobały, nie, raczej w odpowiedzi na jego obecną arogancję i jego nieznaczne, ale złośliwe uśmieszki. Nawet jeśli teraz mu to przepuściła, później zdecydowanie nie miała zamiaru. Odegranie się miało być jeszcze słodsze od gierek z kopertą.
- Nie, to tobie wydaje się, że moja twarz mnie zdradza. A tylko to... - Dumnie uniosła kartkę jeszcze bardziej, machając nią w powietrzu z taką prędkością, by zdecydowanie nie mógł ot tak odczytać treści. - To jest w stanie potwierdzić twoje przekonania... No. Albo im zaprzeczyć. - To mówiąc, nieznacznie wzruszyła ramionami, nie mogąc nic poradzić na to, że podobna przekomarzanka naprawdę sprawiała jej pewnego rodzaju satysfakcję. Owszem, nie było lepiej, ale na krótką chwilę mogła spróbować zapomnieć o tych wszystkich bolączkach i lękach. To zaś dzięki - jakże wspaniałemu! - jednej niedużej kartce, którą znowu pomachała zachęcająco. Skoro on mógł sobie z niej żartować, nawiązując do przyszłego nieustannego pobytu w łóżku, ona mogła mu się odpłacić.
- No, dalej, kochanie, rusz ten swój zgrabny tyłek. Równie dobrze mogę uśmiechać się, bo wiesz, że chciałam córkę... - To mówiąc, nie tylko uśmiechnęła się bardzo delikatnie, lecz także z jej ust wydostało się coś na kształt śmiechu. Bardzo cichego, słabego i urywanego, jednakże niewątpliwie wydobywającego się spomiędzy warg blondynki. Potrzebowała tego, naprawdę tego potrzebowała, nawet jeśli to tak naprawdę niczego nie zmieniało. Nadal było źle, nadal się obawiała, ale przynajmniej w tym momencie cieszyła się z jednego... Tak, faktycznie to był chłopak.
- Spróbuj. - Mruknęła, tym razem już nie przytulając się do niego, a znacznie bardziej jego do siebie. - Dam ci znać, jeśli coś się zmieni, obiecuję. Ja w tym czasie poczytam książkę. - Cóż, sama z trudem zamknęła przedtem oczy, ale ostatecznie to zrobiła. Miała więc nadzieję, że jemu także się to uda, zwłaszcza że naprawdę nie zamierzała niczego bagatelizować, zamierzając obudzić go w razie potrzeby. Chwilowo jednak takiej zdecydowanie nie było, więc mógł chociaż spróbować przymknąć powieki, opierając się o nią, bo jedno było pewne - nie zamierzała go teraz wypuszczać z ramion. Potrzebowała dotyku równie mocno - a nawet być może jeszcze bardziej - niż rozmowy. Nawet tego nie ukrywała.
- Pewnie tak... - Mówiąc to, nadal się jednak nie uśmiechała, nie patrząc Alecowi w oczy, tylko spoglądając na dłoń, którą trzymał na jej brzuchu. Naprawdę chciała, by okazało się to prawdą. W końcu ostatnie godziny wymęczyłyby nawet dorosłą, wytrzymałą osobę, co tu dopiero mówić o nienarodzonym jeszcze dziecku. Pragnęła wierzyć w to, iż Nargiel być może był nieco wyczerpany - tak jak ona sama - i to dlatego nie wykonywał swoich zwyczajowych, niezmiernie silnych i intensywnych ruchów, zbierając na to energię. Może następnego dnia miał ze zwielokrotnioną siłą wynagrodzić jej brak kopnięć i przewrotek, fikołków oraz innych podobnych akrobacji. Nie potrafiła tak po prostu przestać się bać, nie bój się raczej nie działało w ten sposób, ale była wdzięczna za te słowa. Ściskając mocno dłoń Aleca i jeszcze raz - choć już w milczeniu - kiwając głową. Jutro miało być lepiej, zwłaszcza że stosowali się do zaleceń.
- Jeśli mam być szczera... - Zaczęła ostrożnie, wzdychając przy tym dosyć ciężko. - Chciałabym usłyszeć jeszcze czyjąś opinię. Nie chodzi o to, że nie ufam jego osądowi. Po prostu... Dla upewnienia się. - Cóż, oboje nie mogli ukryć, że nie podobał im się ten uzdrowiciel. Mimo dosyć przyjaznej prezencji, łagodnego głosu i w miarę starannie dobieranego słownictwa, mężczyzna raczej nie okazał się być wzorem kompetencji. Zbyt ostro byłoby stwierdzić, iż był jego kompletnym przeciwieństwem, lecz z pewnością dosyć wiele brakowało mu do uzdrowiciela roku. Nawet jeśli tak czy siak niewiele mógł zrobić, ponieważ inni także na jego miejscu mieliby niewielkie pole do popisu. Zrobił raczej to, co mógł, jednakże Aly wolałaby porozmawiać z kimś jeszcze. Być może była spanikowana, być może zaczęła popadać w paranoję i nadwrażliwość, zdecydowanie nie zamierzając przy tym sprzeciwiać się zaleceniom - nawet tym, wedle których miała być uwięziona w łóżku przez większość dnia - ale... Po prostu uspokoiłaby ją opinia dwóch niezależnych osób.
Nie, nijak nie radowała jej wizja spędzenia najbliższych dni, tygodni czy nawet - na Merlina! - miesięcy w łóżku i z pewnością miała się przy tym zanudzać na śmierć, czytając wszelkie możliwe książki, rozwiązując krzyżówki, być może nawet ucząc się robić na drutach czy wyszywać... I owszem, być może mogła przy tym także rozmyślać nad imieniem dla ich dziecka, aczkolwiek raczej sądziła, że ostatecznie żaden z jej wyborów nie miał być lepszy od Benjamina, który i tak wylądował na drugim miejscu. Ba, nawet już teraz planowała wcisnąć w swoją listę kilka takich propozycji, jakie z pewnością miały wywołać solidny sprzeciw Aleca. Nie przez to, że faktycznie by jej się podobały, nie, raczej w odpowiedzi na jego obecną arogancję i jego nieznaczne, ale złośliwe uśmieszki. Nawet jeśli teraz mu to przepuściła, później zdecydowanie nie miała zamiaru. Odegranie się miało być jeszcze słodsze od gierek z kopertą.
- Nie, to tobie wydaje się, że moja twarz mnie zdradza. A tylko to... - Dumnie uniosła kartkę jeszcze bardziej, machając nią w powietrzu z taką prędkością, by zdecydowanie nie mógł ot tak odczytać treści. - To jest w stanie potwierdzić twoje przekonania... No. Albo im zaprzeczyć. - To mówiąc, nieznacznie wzruszyła ramionami, nie mogąc nic poradzić na to, że podobna przekomarzanka naprawdę sprawiała jej pewnego rodzaju satysfakcję. Owszem, nie było lepiej, ale na krótką chwilę mogła spróbować zapomnieć o tych wszystkich bolączkach i lękach. To zaś dzięki - jakże wspaniałemu! - jednej niedużej kartce, którą znowu pomachała zachęcająco. Skoro on mógł sobie z niej żartować, nawiązując do przyszłego nieustannego pobytu w łóżku, ona mogła mu się odpłacić.
- No, dalej, kochanie, rusz ten swój zgrabny tyłek. Równie dobrze mogę uśmiechać się, bo wiesz, że chciałam córkę... - To mówiąc, nie tylko uśmiechnęła się bardzo delikatnie, lecz także z jej ust wydostało się coś na kształt śmiechu. Bardzo cichego, słabego i urywanego, jednakże niewątpliwie wydobywającego się spomiędzy warg blondynki. Potrzebowała tego, naprawdę tego potrzebowała, nawet jeśli to tak naprawdę niczego nie zmieniało. Nadal było źle, nadal się obawiała, ale przynajmniej w tym momencie cieszyła się z jednego... Tak, faktycznie to był chłopak.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Gru 18, 2017 6:49 pm
– Nie zostawię cię samej – odparł niemal od razu, chociaż sen z pewnością dobrze by zrobił również jemu. Nie sądził jednak by odpłynięcie do krainy snów było w ogóle możliwe. Przecież miał jej pilnować, czyż nie? A nie mógł tego robić, będąc nieobecnym myślami. Z drugiej strony nie czuł się aż tak bardzo senny, co zmęczony. W takim razie wystarczyło kilka papierosów, być może chwila na świeżym powietrzu i szklanka wysokoprocentowego napoju i miał być jak nowonarodzony. Najprawdopodobniej zaproponowałby to również Meadowes, problem był jednak taki, że każda z tych rzeczy była bardziej niż niewskazana w jej stanie. No, może oprócz chwili na rześkim powietrzu, ale dzisiaj nie miał zamiaru jej wyciągać z domu. Mieli wystarczająco stresów. Czy był przekonany co do swojej teorii, dotyczącej ich dziecka? Z pewnością nie, prawdopodobnie panikując znacznie bardziej niż ona sama. Bardziej – niż sam o tym wiedział. Chciał jednak myśleć, że Uzdrowiciel się mylił, a Alyssa po prostu przegapiła sygnały wysyłane przez ich dziecko. Wystarczająco już się przyzwyczaił do możliwości posiadania dziecka, a świadomość, że to się mogło nie wydarzyć… Było mu z tym okropnie ciężko. W pewnym sensie czuł się dumny, bo Alyssa i teraz rosnący w jej brzuchu człowieczek to były zdecydowanie dwie najlepsze rzeczy, jakie spotkały Greybacka w całym jego życiu. Najgorsze było jednak to, że zauważył to tak późno. Raz nie docenił Alyssę, teraz sytuacja była praktycznie identyczna. Czy naprawdę musiał sukcesywnie tracić wszystko na czym mu zależało, by zrozumieć..?
– To dobry pomysł. Poślę jutro sowę po kogoś innego – szczerze mówiąc sam przecież o tym myślał. Choć nie spodziewał się cudów – zwłaszcza, że już wcześniej go ostrzeżono, że taka sytuacja faktycznie była prawdopodobna w przypadku Alyssy, to jednak miał naprawdę wiele powodów, by powątpiewać w kompetencje przybyłego uzdrowiciela. Alec ostrożnymi, okrężnymi ruchami dłoni powoli zaczął masować brzuch dziewczyny, jakby nie tracąc nadziei, że w końcu poczuje to słynne kopnięcie dziecka. W tym momencie i tak nie mógł zrobić wiele więcej, więc po prostu powtarzał tę samą czynność w kółko, aż nie poczuł jak dłoń Alyssy go chwyta, splatając ich palce. Wówczas Greyback tak po prostu pochylił swoją głowę na tyle, by złożyć delikatny pocałunek na skórze zewnętrznej strony ręki dziewczyny.
– Wiem, że mam rację – odpowiedział, siląc się na najbardziej arogancki ton głosu, na jaki go było stać. Z niemałym rozbawieniem i jeszcze większym zażenowaniem obserwował jej okropne próby zwrócenia na siebie uwagi, że Greyback nie potrafił powstrzymać się przed klasycznym wzniesieniem oczy w sufit. I nawet jeśli nie chciał jej dać za wygraną, jej zachowanie zaczęło go wybitnie irytować.
– Merlinie, zaraz zrobisz mu krzywdę – westchnął, kręcąc jedynie głową, bo od tego jej machania ręką przed oczami wręcz zaczęło mu się kręcić w głowie. I jeśli myślała, że to w jakikolwiek sposób wpłynie na trudności związane z odebraniem jej kartki to.. się grubo myliła. Wystarczyły dwie próby, by wreszcie kartka znalazła się w jego ręku. Z ogromną satysfakcją przechwycił dokument, by rzucić na niego okiem i cóż… Przecież wiedział, nie? Jedynie kącik jego ust drgnął ku górze, a potem… odłożył potwierdzenie jego przypuszczać na ziemię, by ponownie powrócić wzrokiem do Alyssy.
– Nie przejmuj się. Przy kolejnej okazji zrobię wszystko co w mojej mocy… – i w miarę wypowiadania tych słów, wznosił się na łokciach, by ostatecznie znaleźć się od niej nieco wyżej i przechylić głowę w jej kierunku. A kolejną część zdania wypowiedział, gdy ich usta się niemal stykały –…byś dostała córkę – wtedy po prostu złożył na jej ustach wyjątkowo czuły i namiętny pocałunek, nie potrafiąc nie posiąść się z radości. Miał przecież syna. Jedyne czego kiedykolwiek tak bardzo pragnął.
– To dobry pomysł. Poślę jutro sowę po kogoś innego – szczerze mówiąc sam przecież o tym myślał. Choć nie spodziewał się cudów – zwłaszcza, że już wcześniej go ostrzeżono, że taka sytuacja faktycznie była prawdopodobna w przypadku Alyssy, to jednak miał naprawdę wiele powodów, by powątpiewać w kompetencje przybyłego uzdrowiciela. Alec ostrożnymi, okrężnymi ruchami dłoni powoli zaczął masować brzuch dziewczyny, jakby nie tracąc nadziei, że w końcu poczuje to słynne kopnięcie dziecka. W tym momencie i tak nie mógł zrobić wiele więcej, więc po prostu powtarzał tę samą czynność w kółko, aż nie poczuł jak dłoń Alyssy go chwyta, splatając ich palce. Wówczas Greyback tak po prostu pochylił swoją głowę na tyle, by złożyć delikatny pocałunek na skórze zewnętrznej strony ręki dziewczyny.
– Wiem, że mam rację – odpowiedział, siląc się na najbardziej arogancki ton głosu, na jaki go było stać. Z niemałym rozbawieniem i jeszcze większym zażenowaniem obserwował jej okropne próby zwrócenia na siebie uwagi, że Greyback nie potrafił powstrzymać się przed klasycznym wzniesieniem oczy w sufit. I nawet jeśli nie chciał jej dać za wygraną, jej zachowanie zaczęło go wybitnie irytować.
– Merlinie, zaraz zrobisz mu krzywdę – westchnął, kręcąc jedynie głową, bo od tego jej machania ręką przed oczami wręcz zaczęło mu się kręcić w głowie. I jeśli myślała, że to w jakikolwiek sposób wpłynie na trudności związane z odebraniem jej kartki to.. się grubo myliła. Wystarczyły dwie próby, by wreszcie kartka znalazła się w jego ręku. Z ogromną satysfakcją przechwycił dokument, by rzucić na niego okiem i cóż… Przecież wiedział, nie? Jedynie kącik jego ust drgnął ku górze, a potem… odłożył potwierdzenie jego przypuszczać na ziemię, by ponownie powrócić wzrokiem do Alyssy.
– Nie przejmuj się. Przy kolejnej okazji zrobię wszystko co w mojej mocy… – i w miarę wypowiadania tych słów, wznosił się na łokciach, by ostatecznie znaleźć się od niej nieco wyżej i przechylić głowę w jej kierunku. A kolejną część zdania wypowiedział, gdy ich usta się niemal stykały –…byś dostała córkę – wtedy po prostu złożył na jej ustach wyjątkowo czuły i namiętny pocałunek, nie potrafiąc nie posiąść się z radości. Miał przecież syna. Jedyne czego kiedykolwiek tak bardzo pragnął.
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Pon Gru 18, 2017 7:44 pm
Uśmiechając się dosyć delikatnie, pokręciła głową z niemym oj, daj spokój, czując się w tym momencie nie tylko doceniana czy otaczana opieką, lecz także nawet być może nieco zbyt pilnowana, bo przecież nie mówili o jakimkolwiek wyjściu czy czymś podobnym, a wyłącznie o śnie. Mniej lub bardziej głębokim, dodatkowo wspominając.
- Możesz mnie mocno trzymać. - Zaproponowała, nie dodając już, że wcale nie zamierzała mu uciekać, bo przecież to było dosyć jasne. Miała zostać w łóżku, więc zamierzała trzymać się tego zalecenia. No, przynajmniej przez kilka dni czy tygodni, bo miesięcy wcale nie potrafiła sobie wyobrazić. - Prześpisz się trochę, co z pewnością żadnemu z nas nie zaszkodzi. Uznaj, że oszczędzisz mi tym zamartwiania się o twoje zdrowie. - To mówiąc, obdarzyła go naprawdę długim i znaczącym spojrzeniem, poruszając przy tym brwiami.
Godny zaufania czy nie, uzdrowiciel z pewnością by ją w tym poparł. Mieli trudny okres, naprawdę ciężki i to nie miało się raczej ot tak zmienić. Skoro więc była okazja, by chociaż trochę się zdrzemnął, chciała, by to wykorzystał. Przecież miała usta i ręce, i w razie czego mogła go obudzić. Nie była aż tak nieodpowiedzialna, jeszcze raz posyłając Alecowi dosyć jednoznaczne spojrzenie.
- Jutro rano, więc teraz możesz odpocząć. Naprawdę. - Mruknęła, chwilę później czując chociaż leciutką ulgę na myśl, że ktoś inny mógł przekazać im jakiekolwiek pozytywniejsze wieści. Oczywiście, usiłowała nie nastawiać się przy tym aż tak pozytywnie, nadal słysząc słowa pierwszego uzdrowiciela, jednakże... Cóż, nie potrafiła nie czuć dosyć kruchego powiewu nadziei, przyglądając się jednocześnie ruchom Aleca i temu, jak dotykał ją po brzuchu. A kiedy musnął wargami jej dłoń, uśmiechnęła się niczym podlotek, nabierając nieco kolorów. Naprawdę kochała tego człowieka, nawet po tym całym czasie czując się jeszcze mocniej zakochana. Raz po raz coraz bardziej.
- Chcem... - Wypowiadając chcę dokładnie w taki sposób, by pasowało do kolejnego słowa, uśmiechnęła się nieco zadziornie. - A wiem... To dwa różne słowa. - Nawet jeśli faktycznie miał rację, nie zamierzała przecież aż tak łatwo mu tego przyznać. Chciała rozluźnić atmosferę, czując się znacznie lepiej, kiedy patrzył na nią z rozbawionym politowaniem, niżeli wtedy, gdy przyglądał jej się badawczo i z obawą. Zresztą... Odebranie jej kartki nie było przecież aż tak ciężką czynnością, o czym sam przekonał się już zaledwie chwilę później, gdy wreszcie to zrobił... A ona uśmiechnęła się znacznie bardziej, widząc ten triumf, satysfakcję, dumę na twarzy mężczyzny...
I nawet jeśli kąciki ust blondynki uniosły się w dosyć mocno zadowolonym uśmiechu, kiedy ona sama z równym zaangażowaniem odwzajemniła pocałunek, zaledwie chwilę później musiała... Cóż, zaprotestować. Tym razem to ona sprowadzała ich na ziemię i chociaż nie czuła się zbyt dobrze w roli kogoś aż tak twardo stąpającego po ziemi, znacznie bardziej woląc nadal unosić się w swoim idealnym świecie... W tej jednej kwestii po prostu musiała taka być. Powiedziała to już raz - w chwili, w której uświadomiła sobie, że to rzeczywiście nie było całkowicie odpowiedzialne - i jeżeli musiała wspomnieć o tym drugi...
- Nie przejmuję się tym, że to nie córka. - Mruknęła, odsuwając się nieco od jego ust i posyłając mu spojrzenie mające poniekąd potwierdzić, iż nie kłamała. No, nie tak całkowicie, bo fakt faktem, chciałaby mieć córkę. Zawsze chciała większej rodziny, teraz jednak z niej rezygnując. Dla dobra ich wszystkich. Owszem, pobolewało ją to, ale decyzja zapadła. - Cieszę się, że możesz być dumny, nawet jeśli kolejnej okazji już nie będzie. Iii... Nie mówmy mu, że był pijacką wpadką, dobrze? Nigdy. Chcę, żeby miał lepsze dzieciństwo... - Nie musiała chyba dodawać, od czyjego miało być szczęśliwsze.
Zresztą, niezależnie od tego, jak Alec miał to zrozumieć, oboje nie mieli przecież tęczowej przeszłości pełnej troski i rodzicielskich całusów. A ona naprawdę chciała czegoś lepszego dla swojego syna. Być może pochopnie wypowiadając się o nim tak, jakby nie było żadnego zagrożenia i planując mu najbliższą przyszłość, jednakże usiłowała wierzyć w to, że będzie dobrze. Potrzebowała pocieszenia - czy to od samej siebie, czy od męża. A tak się składało, iż ta chwila była akurat znacznie bardziej pełna nadziei czy ciepła. Być może było źle, ale poniekąd było też dobrze. I tego się trzymała, kiedy znowu oparła głowę o ramię Aleca, wzdychając cicho.
- Przeglądałeś już dokumentację nieruchomości? - Spytała nieoczekiwanie, ponownie poruszając temat, o którym pozornie nie chciała przecież mówić. Kiedy jednak posiadanie syna - nie Nargla czy nieokreślonej płci malucha, a konkretnie chłopca - stało się jakby bardziej realne, cóż, zaczęła ostrożnie myśleć o tym, co dalej powinni zrobić. Nokturn to faktycznie nie było miejsce dla nich. Ani później, ani nawet teraz.
- Możesz mnie mocno trzymać. - Zaproponowała, nie dodając już, że wcale nie zamierzała mu uciekać, bo przecież to było dosyć jasne. Miała zostać w łóżku, więc zamierzała trzymać się tego zalecenia. No, przynajmniej przez kilka dni czy tygodni, bo miesięcy wcale nie potrafiła sobie wyobrazić. - Prześpisz się trochę, co z pewnością żadnemu z nas nie zaszkodzi. Uznaj, że oszczędzisz mi tym zamartwiania się o twoje zdrowie. - To mówiąc, obdarzyła go naprawdę długim i znaczącym spojrzeniem, poruszając przy tym brwiami.
Godny zaufania czy nie, uzdrowiciel z pewnością by ją w tym poparł. Mieli trudny okres, naprawdę ciężki i to nie miało się raczej ot tak zmienić. Skoro więc była okazja, by chociaż trochę się zdrzemnął, chciała, by to wykorzystał. Przecież miała usta i ręce, i w razie czego mogła go obudzić. Nie była aż tak nieodpowiedzialna, jeszcze raz posyłając Alecowi dosyć jednoznaczne spojrzenie.
- Jutro rano, więc teraz możesz odpocząć. Naprawdę. - Mruknęła, chwilę później czując chociaż leciutką ulgę na myśl, że ktoś inny mógł przekazać im jakiekolwiek pozytywniejsze wieści. Oczywiście, usiłowała nie nastawiać się przy tym aż tak pozytywnie, nadal słysząc słowa pierwszego uzdrowiciela, jednakże... Cóż, nie potrafiła nie czuć dosyć kruchego powiewu nadziei, przyglądając się jednocześnie ruchom Aleca i temu, jak dotykał ją po brzuchu. A kiedy musnął wargami jej dłoń, uśmiechnęła się niczym podlotek, nabierając nieco kolorów. Naprawdę kochała tego człowieka, nawet po tym całym czasie czując się jeszcze mocniej zakochana. Raz po raz coraz bardziej.
- Chcem... - Wypowiadając chcę dokładnie w taki sposób, by pasowało do kolejnego słowa, uśmiechnęła się nieco zadziornie. - A wiem... To dwa różne słowa. - Nawet jeśli faktycznie miał rację, nie zamierzała przecież aż tak łatwo mu tego przyznać. Chciała rozluźnić atmosferę, czując się znacznie lepiej, kiedy patrzył na nią z rozbawionym politowaniem, niżeli wtedy, gdy przyglądał jej się badawczo i z obawą. Zresztą... Odebranie jej kartki nie było przecież aż tak ciężką czynnością, o czym sam przekonał się już zaledwie chwilę później, gdy wreszcie to zrobił... A ona uśmiechnęła się znacznie bardziej, widząc ten triumf, satysfakcję, dumę na twarzy mężczyzny...
I nawet jeśli kąciki ust blondynki uniosły się w dosyć mocno zadowolonym uśmiechu, kiedy ona sama z równym zaangażowaniem odwzajemniła pocałunek, zaledwie chwilę później musiała... Cóż, zaprotestować. Tym razem to ona sprowadzała ich na ziemię i chociaż nie czuła się zbyt dobrze w roli kogoś aż tak twardo stąpającego po ziemi, znacznie bardziej woląc nadal unosić się w swoim idealnym świecie... W tej jednej kwestii po prostu musiała taka być. Powiedziała to już raz - w chwili, w której uświadomiła sobie, że to rzeczywiście nie było całkowicie odpowiedzialne - i jeżeli musiała wspomnieć o tym drugi...
- Nie przejmuję się tym, że to nie córka. - Mruknęła, odsuwając się nieco od jego ust i posyłając mu spojrzenie mające poniekąd potwierdzić, iż nie kłamała. No, nie tak całkowicie, bo fakt faktem, chciałaby mieć córkę. Zawsze chciała większej rodziny, teraz jednak z niej rezygnując. Dla dobra ich wszystkich. Owszem, pobolewało ją to, ale decyzja zapadła. - Cieszę się, że możesz być dumny, nawet jeśli kolejnej okazji już nie będzie. Iii... Nie mówmy mu, że był pijacką wpadką, dobrze? Nigdy. Chcę, żeby miał lepsze dzieciństwo... - Nie musiała chyba dodawać, od czyjego miało być szczęśliwsze.
Zresztą, niezależnie od tego, jak Alec miał to zrozumieć, oboje nie mieli przecież tęczowej przeszłości pełnej troski i rodzicielskich całusów. A ona naprawdę chciała czegoś lepszego dla swojego syna. Być może pochopnie wypowiadając się o nim tak, jakby nie było żadnego zagrożenia i planując mu najbliższą przyszłość, jednakże usiłowała wierzyć w to, że będzie dobrze. Potrzebowała pocieszenia - czy to od samej siebie, czy od męża. A tak się składało, iż ta chwila była akurat znacznie bardziej pełna nadziei czy ciepła. Być może było źle, ale poniekąd było też dobrze. I tego się trzymała, kiedy znowu oparła głowę o ramię Aleca, wzdychając cicho.
- Przeglądałeś już dokumentację nieruchomości? - Spytała nieoczekiwanie, ponownie poruszając temat, o którym pozornie nie chciała przecież mówić. Kiedy jednak posiadanie syna - nie Nargla czy nieokreślonej płci malucha, a konkretnie chłopca - stało się jakby bardziej realne, cóż, zaczęła ostrożnie myśleć o tym, co dalej powinni zrobić. Nokturn to faktycznie nie było miejsce dla nich. Ani później, ani nawet teraz.
- Alec Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Gru 19, 2017 7:24 pm
Alec ponownie wzniósł oczy ku górze, ale kiedy już to tak zaproponowała – to coraz ciężej było mu się oprzeć tej pokusie. Może rzeczywiście był nieco nadopiekuńczy i nadgorliwy w swoim postępowaniu? Być może faktycznie – krótki sen nie zaszkodziłby ani jej, ani dziecku, ani tym bardziej jemu samemu? Skoro miał być czujny przez kolejnych kilka miesięcy to nie mógł tak po prostu ignorować zmęczenia, bo to nie świadczyło zbyt dobrze o jakości jego postępowania. Greyback westchnął ciężko, jakby wciąż bijąc się z myślami, co tak naprawdę powinien zrobić w tym momencie, ale zanim jakakolwiek odpowiedź nasunęła mu się na myśl – rozpoczął się zupełnie inny temat ich słownej batalii. Cóż poradzić, że na wszystko co mówiła zaczął reagować jednakowo? Po prostu przewracał i wznosił oczami, co jakiś czas odwracając spojrzenie, bo w rzeczy samej mogło być ono niezwykle krzywdzące dla tej kruchej, delikatnej, uroczej… Ta, jasne.
Dlatego też miał ogromną nadzieję – najwidoczniej złudną, że tym pocałunkiem zdoła zamknąć jej usta. Sam nie wiedział na co tak naprawdę liczył, ale zdecydowanie nie na to co nastąpiło chwilę potem. Początkowo Greyback zmrużył oczy nie do końca wiedząc o czym ona do cholery mówi, ale gdy tylko dotarł do niego sens jej słów… mężczyzna zamrugał oczami. Nie wierzył, dosłownie nie wierzył w to co usłyszał. I bynajmniej nie było to miłe zaskoczenie. Ba! Poczuł się, jakby rzeczywiście postanowiła mu zrobić okropną krzywdę. A on sam nic już z tego nie rozumiał. Przecież wziął z nią ślub, by założyć rodzinę.
– Chyba nie mówisz na serio – powiedział nieco chłodnym, ostrym tonem głosu, by lepiej jej się przyjrzeć i zrozumieć, że być może jednak mówiła całkiem poważnie. Alec był wręcz zniesmaczony jej postawą i miał zamiar jej to dobitnie pokazać tym sceptycznym, wręcz zażenowanym uśmiechem, który wkradł się na jego zmęczoną od braku snu twarz.
– Będzie wiele takich okazji – dodał w końcu, wciąż mierząc ją tym typowym dla rozzłoszczonego siebie spojrzeniem. Wciąż jakby próbował przetrawić dane informacje, zrozumieć ich sens… ale z każdą sekundą wydawało mu się, że tego sensu nigdzie nie było. – Chciałaś dużej rodziny i ją dostaniesz. Chyba nie powiesz, że się nagle rozmyśliłaś i wolisz ją założyć z kimś innym, co? – a potem jakby ze zmęczenia postanowił po prostu położyć się na łóżku i objąć ją w pasie. Wciąż czuł coś na kształt żalu, bo słowa które usłyszał nie do końca mu się podobały. Oczywiście – pamiętał jak zareagował na wieść o ich przyszłym synu, ale wtedy był przerażony wizją dziecka. Teraz jednak, gdy zaczął czuć z nim tak silną więź, gdy nie mógł się doczekać jego przyjścia na świat… nie mogła mu odebrać tego typu radości. Chciał więcej. Z nią. Chciał, by stworzyli coś, czego nikt inny nie mógł mieć. Chcial udowodnić wszystkim na tym świecie, że był zdolny do tak wielkich czynów.
– Jadę się rozejrzeć w sobotę – potwierdził cichym, zachrypniętym głosem, jednocześnie nieco się krzywiąc, ale… nie mógł jej zabrać ze sobą. Nie chciał jej opuszczać, ale on również zdał sobie sprawę, że nie mogli tutaj dłużej tkwić. Zwłaszcza, że stan Alyssy był niezwykle poważny. – Dlatego załatw sobie jakieś towarzystwo na weekend.
W końcu nie chciał jej skazywać jedynie na opiekę Ezry, który nie byłby w stanie niczego konkretnego załatwić. Nie wiedział ile czasu minęło, kiedy jego powieki zrobiły się niezwykle ciężkie i zaczęły opadać, ale ostatecznie pogrążył się we śnie. Niezbyt głębokim i zarazem niesamowicie czujnym, ale jednak. Udało mu się odpłynąć, powoli uwalniając Alyssę ze swoich ramion.
/zt
Dlatego też miał ogromną nadzieję – najwidoczniej złudną, że tym pocałunkiem zdoła zamknąć jej usta. Sam nie wiedział na co tak naprawdę liczył, ale zdecydowanie nie na to co nastąpiło chwilę potem. Początkowo Greyback zmrużył oczy nie do końca wiedząc o czym ona do cholery mówi, ale gdy tylko dotarł do niego sens jej słów… mężczyzna zamrugał oczami. Nie wierzył, dosłownie nie wierzył w to co usłyszał. I bynajmniej nie było to miłe zaskoczenie. Ba! Poczuł się, jakby rzeczywiście postanowiła mu zrobić okropną krzywdę. A on sam nic już z tego nie rozumiał. Przecież wziął z nią ślub, by założyć rodzinę.
– Chyba nie mówisz na serio – powiedział nieco chłodnym, ostrym tonem głosu, by lepiej jej się przyjrzeć i zrozumieć, że być może jednak mówiła całkiem poważnie. Alec był wręcz zniesmaczony jej postawą i miał zamiar jej to dobitnie pokazać tym sceptycznym, wręcz zażenowanym uśmiechem, który wkradł się na jego zmęczoną od braku snu twarz.
– Będzie wiele takich okazji – dodał w końcu, wciąż mierząc ją tym typowym dla rozzłoszczonego siebie spojrzeniem. Wciąż jakby próbował przetrawić dane informacje, zrozumieć ich sens… ale z każdą sekundą wydawało mu się, że tego sensu nigdzie nie było. – Chciałaś dużej rodziny i ją dostaniesz. Chyba nie powiesz, że się nagle rozmyśliłaś i wolisz ją założyć z kimś innym, co? – a potem jakby ze zmęczenia postanowił po prostu położyć się na łóżku i objąć ją w pasie. Wciąż czuł coś na kształt żalu, bo słowa które usłyszał nie do końca mu się podobały. Oczywiście – pamiętał jak zareagował na wieść o ich przyszłym synu, ale wtedy był przerażony wizją dziecka. Teraz jednak, gdy zaczął czuć z nim tak silną więź, gdy nie mógł się doczekać jego przyjścia na świat… nie mogła mu odebrać tego typu radości. Chciał więcej. Z nią. Chciał, by stworzyli coś, czego nikt inny nie mógł mieć. Chcial udowodnić wszystkim na tym świecie, że był zdolny do tak wielkich czynów.
– Jadę się rozejrzeć w sobotę – potwierdził cichym, zachrypniętym głosem, jednocześnie nieco się krzywiąc, ale… nie mógł jej zabrać ze sobą. Nie chciał jej opuszczać, ale on również zdał sobie sprawę, że nie mogli tutaj dłużej tkwić. Zwłaszcza, że stan Alyssy był niezwykle poważny. – Dlatego załatw sobie jakieś towarzystwo na weekend.
W końcu nie chciał jej skazywać jedynie na opiekę Ezry, który nie byłby w stanie niczego konkretnego załatwić. Nie wiedział ile czasu minęło, kiedy jego powieki zrobiły się niezwykle ciężkie i zaczęły opadać, ale ostatecznie pogrążył się we śnie. Niezbyt głębokim i zarazem niesamowicie czujnym, ale jednak. Udało mu się odpłynąć, powoli uwalniając Alyssę ze swoich ramion.
/zt
- Marjorie Greyback
Re: Sypialnia Aleca
Wto Gru 19, 2017 7:52 pm
Być może momentami nieco zbyt mocno chciała zapewnić wszystko wszystkim, jednakże to zdecydowanie nie był jeden z takich przypadków. Odrobina snu nie była przecież czymś niemożliwym do osiągnięcia i oboje bardzo dobrze o tym wiedzieli. Nawet w obecnej sytuacji - niezależnie od tego, jak ciężkie do przetrawienia były wieści otrzymane od uzdrowiciela - ludzki organizm robił swoje. Potrzeba zdrzemnięcia się być może dała się odwlekać, przesuwać w czasie czy coś w tym rodzaju, lecz w ostateczności była nie do pominięcia. W tej chwili albo w następnej... Aktualnie nie robiło to praktycznie żadnej różnicy. Mógł się więc swobodnie zdrzemnąć, a ona zamierzała upierać się przy przekonywaniu go do tego.
Miała w końcu cały zapas dietetycznych przekąsek, swoją ziołową herbatę w kubku i dodatkowo także w dzbanku stojącym na parapecie, miała butelkę źródlanej wody tuż przy łóżku, chusteczki, wygodne poduchy, książkę, zakładkę, długopis, notes... Jednym słowem - wszystko. Miała dosłownie wszystko, czego mogłaby potrzebować przez najbliższe godziny. Nie potrzebowała, by ktoś nieustannie przy niej skakał, bo - niezależnie od sytuacji - nie była aż tak niemożliwie nieporadna. Choć... Być może stwierdzenie, że nie potrzebowała nic więcej, było niewłaściwe. Owszem, potrzebowała jeszcze jednego... Wypoczętego i zdrowego męża, który nie zamęczałby się ani pracą, ani ciągłym przesiadywaniem przy niej. Czy to było aż tak trudne do uzyskania?
Być może w tym momencie trochę tak, lecz nie zamierzała odpuszczać, planując jeszcze poruszyć ten problem. Przed ponownym podjęciem tej kwestii, przeszła jednak do całkowicie innego tematu. Zaczynając dosyć przyjemnie, zadziwiająco wesoło i radośnie, przekomarzając się i mając nadzieję uszczęśliwić Aleca, jednakże jednego nie mogła mu potwierdzić... Ani tym bardziej obiecać, skoro jej postanowienie już dawno ukształtowało się w taki, a nie inny sposób. Żadne ostre, chłodno wypowiedziane słowa raczej nie miały tego zmienić.
- Nie chcę się z tobą kłócić, Alec. - Mruknęła ciężko, poruszając przy tym brwią i powstrzymując nieco zażenowane westchnienie, kiedy zadał jej niesamowicie głupie pytanie. Mimo że dobrze wiedziała, co chciał osiągnąć przy pomocy podobnych zaczepek, wyłącznie pokręciła głową, nie uśmiechając się już ani odrobinę. - Chciałam dużej rodziny, dopóki nie doszliśmy do wniosku, że to przekleństwo dla naszych dzieci. Poza tym... Mamy jeszcze Ezrę. Dwójka nam wystarczy. - Owszem, zawsze chciała tej dużej, szczęśliwej rodziny, ale...
Kolejny jasnowidz? Następny wilkołak? Nie chciała tego dla swojego potomstwa, zwłaszcza po tym, kiedy Alec uświadomił jej, jak to miało wyglądać. Prawdopodobnie pękłoby jej serce, gdyby musiała znosić cierpienie własnych dzieci. Nie, nie zamierzała się na to zgodzić. Nie mówiąc już nic więcej, tylko machinalnie gładząc Aleca po włosach, kiedy bardziej położył się na łóżku. Tym razem to ona objęła go ramieniem, posyłając mu leciutki uśmiech, kiedy objął ją w pasie, a następnie postanawiając zmienić temat na nieco bardziej bezpieczny, neutralny.
- Nie potrze... - Zaczęła, zamierzając powiedzieć mu, że wcale nie potrzebowała jakiegoś specjalnego towarzystwa na weekend, bo miała przecież Ezrę, jednakże posłane w jej kierunku spojrzenie skutecznie przerwało wypowiedź Alyssy. Wzdychając cicho, kiwnęła głową. - No, dobrze, pomyślę o kimś, ale teraz odpocznij. - To mówiąc, chwyciła zaś książkę, otwierając ją na ostatnio czytanym rozdziale i zagłębiając się w lekturze, wyłącznie od czasu do czasu przesuwając dłonią po włosach czy policzku usypiającego - a później już zwyczajnie uśpionego - mężczyzny.
Miała w końcu cały zapas dietetycznych przekąsek, swoją ziołową herbatę w kubku i dodatkowo także w dzbanku stojącym na parapecie, miała butelkę źródlanej wody tuż przy łóżku, chusteczki, wygodne poduchy, książkę, zakładkę, długopis, notes... Jednym słowem - wszystko. Miała dosłownie wszystko, czego mogłaby potrzebować przez najbliższe godziny. Nie potrzebowała, by ktoś nieustannie przy niej skakał, bo - niezależnie od sytuacji - nie była aż tak niemożliwie nieporadna. Choć... Być może stwierdzenie, że nie potrzebowała nic więcej, było niewłaściwe. Owszem, potrzebowała jeszcze jednego... Wypoczętego i zdrowego męża, który nie zamęczałby się ani pracą, ani ciągłym przesiadywaniem przy niej. Czy to było aż tak trudne do uzyskania?
Być może w tym momencie trochę tak, lecz nie zamierzała odpuszczać, planując jeszcze poruszyć ten problem. Przed ponownym podjęciem tej kwestii, przeszła jednak do całkowicie innego tematu. Zaczynając dosyć przyjemnie, zadziwiająco wesoło i radośnie, przekomarzając się i mając nadzieję uszczęśliwić Aleca, jednakże jednego nie mogła mu potwierdzić... Ani tym bardziej obiecać, skoro jej postanowienie już dawno ukształtowało się w taki, a nie inny sposób. Żadne ostre, chłodno wypowiedziane słowa raczej nie miały tego zmienić.
- Nie chcę się z tobą kłócić, Alec. - Mruknęła ciężko, poruszając przy tym brwią i powstrzymując nieco zażenowane westchnienie, kiedy zadał jej niesamowicie głupie pytanie. Mimo że dobrze wiedziała, co chciał osiągnąć przy pomocy podobnych zaczepek, wyłącznie pokręciła głową, nie uśmiechając się już ani odrobinę. - Chciałam dużej rodziny, dopóki nie doszliśmy do wniosku, że to przekleństwo dla naszych dzieci. Poza tym... Mamy jeszcze Ezrę. Dwójka nam wystarczy. - Owszem, zawsze chciała tej dużej, szczęśliwej rodziny, ale...
Kolejny jasnowidz? Następny wilkołak? Nie chciała tego dla swojego potomstwa, zwłaszcza po tym, kiedy Alec uświadomił jej, jak to miało wyglądać. Prawdopodobnie pękłoby jej serce, gdyby musiała znosić cierpienie własnych dzieci. Nie, nie zamierzała się na to zgodzić. Nie mówiąc już nic więcej, tylko machinalnie gładząc Aleca po włosach, kiedy bardziej położył się na łóżku. Tym razem to ona objęła go ramieniem, posyłając mu leciutki uśmiech, kiedy objął ją w pasie, a następnie postanawiając zmienić temat na nieco bardziej bezpieczny, neutralny.
- Nie potrze... - Zaczęła, zamierzając powiedzieć mu, że wcale nie potrzebowała jakiegoś specjalnego towarzystwa na weekend, bo miała przecież Ezrę, jednakże posłane w jej kierunku spojrzenie skutecznie przerwało wypowiedź Alyssy. Wzdychając cicho, kiwnęła głową. - No, dobrze, pomyślę o kimś, ale teraz odpocznij. - To mówiąc, chwyciła zaś książkę, otwierając ją na ostatnio czytanym rozdziale i zagłębiając się w lekturze, wyłącznie od czasu do czasu przesuwając dłonią po włosach czy policzku usypiającego - a później już zwyczajnie uśpionego - mężczyzny.
[z/t]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|